Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
'Puchońska gówniara' miała zamiar nieco aktywniej wziąć udział w lekcji, nie zrażając się ani swoim pierwotnym wypadkiem z pocięciem się kartką, ani następującymi tuż po tym wydarzeniami. Florence miała dobre intencje. Być może to brak doświadczenia z uleczającą magią, a może po prostu magiczne zakłócenia wpłynęły na kolejny uraz Jack. Najważniejszym było, że Aaron w pewnym momencie na dobre zażegnał jej zmartwienie związane z raną. - Wymaga jednak wprawnego ruchu różdżką i ciągłego skupienia, aby twór najpierw stał się aktywny, a potem nie zaczął płatać nam różnych figli. - odezwała się, kiedy tylko twórca 'amazonki' skończył wypowiedź, chcąc uzupełnić jego skromne tłumaczenie. Raczej nie pozostawiła zbyt wielu miejsca na kolejne wyjaśnienia. Poczuła rywalizację? Poprzedni etap lekcji ukłuł jej dumę? Trudno było jednoznacznie orzec. - Di Siki. - mruknęła, celując różdżką w swojego papierowego nielota, jednak w pierwszej chwili nic się nie stało. Dopiero po kilku próbach ptaszysko ruszyło się z miejsca, bo młoda Berkeley do inkantacji dodała wreszcie ruch nadgarstka, zupełnie, jakby dopiero teraz przypomniała sobie swoje własne instrukcje dotyczące zaklęcia. Dirikrak podniósł łepek i zaczął podskakiwać, aby następnie przejść w stronę Florence. Spojrzał na starszą przedstawicielkę rodu Berkeley, obrócił się w miejscu i na oczach dziewczyn zaczął prowokatorsko kręcić kuprem. - Finite. - powiedziała z uśmiechem, a dodo zastygł w pozycji z wypiętym siedzeniem. Kierując wzrok na siostrę, Jack jedynie wzruszyła niewinnie ramionami.
Miłe złego początki, mam rację? Nie mogłam nawet narzekać - poprzednie z zaklęć wyszło za pierwszym razem już prawidłowo. Ciche westchnienie ulgi, niemal bezgłośnie uszło spomiędzy ledwie rozchylających się warg; nie spodziewałam się korzystnego efektu. Co więcej - spodziewałam się ośmieszenia, chociaż ono czyhało na mnie tuż za kolejnym rogiem, na podobieństwo drapieżcy skradało się - próbowało odnaleźć najdogodniejszą z chwili wobec wyprowadzenia ciosu. Wyprowadziło. Co prawda - Di Siki udaje się już za czwartym podejściem, co w moim przypadku powinno być uważane za sukces. Ulegam niemniej ciekawości - otwieram z nieznanych sobie powodów tajemniczy woreczek, w którym okazuje się być łajnobomba. Jasna cholera, wypowiadam soczyście w myślach; usiłuję możliwie najprędzej wymazać opary smrodu. Niestety - zakłócenia magii dają mi się we znaki - dopiero po jakimś czasie jestem w stanie wyjść z roli żałosnej ofiary równie beznadziejnego żartu. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się koniec lekcji.
Nie widział sensu w stwarzaniu sztucznych granic - Ezra mimo wszystko miał trochę więcej niż siedemnaście lat i wyrósł już z niezręczności wiążącej się z rozmową z osobami nieco prześcigającymi go wiekiem. Choć posługiwał się dla niektórych rażąco swobodnymi formułami, to przecież nie pobrzmiewał w tym żaden brak szacunku. Ezra zresztą nie miałby ku temu powodu. Co by nie sądził o samym zaklęciu, nie miał nic przeciwko lekcji z nim związanej; przychodził tu, aby trochę pobudzić wyobraźnię, miło spędzić czas... To było sympatyczne. Poza tym, był dumny ze swojego elfa, którego oczywiście wciąż jeszcze można byłoby udoskonalić - i którego zamierzał udoskonalić. Dla samego siebie. Skoro już coś robili na tych zajęciach, to zależało mu, aby wychodziło dobrze. Ezra nie miał jednak czasu, by kombinować z innym zaklęciami, bo Aaron ponownie przejął głos. Nie odezwał się, gdy mężczyzna zapytał o kolejne zaklęcie, nie chcąc brać udziału w walce, kto pierwszy zabłyśnie wiedzą. Nie był raczej typem osoby, która często się wyrywa. Zresztą, taki Cassius okazjonalnie interesował się lekcjami, było tam dużo młodszych uczniów, którzy na pewno chcieli zrobić dobre wrażenie. Ezra zaś wolał zająć się origami; zaklęcie zadziałało bez żadnego problemu, ożywiając istotkę. Tyle że jej papierowy móżdżek zdawał się odpierać wolę Ezry. Ten elf zdecydowanie wolał wedle uznania skorzystać z danego mu krótkiego życia. Clarke z lekkim rozbawieniem obserwował, jak drobniutkie przeźrocze skrzydełka się poruszają, a główka elfa okręca się,jakby lustrował otoczenie. Ezra już chciał zakończyć swój czar, sądząc, że origami nie zrobi nic ciekawego, ale w tym momencie elf zniknął z jego pola widzenia, odlatując w świat. Niemal to Ezrę zabolało - nie dość, że origami nie chciało współpracować, to jeszcze od niego uciekało. Bezczelność. Poczuł się prawie jak porzucony ojciec! Cichy brzdęk monety uderzającej o blat zmienił jego zdanie. Był tylko ciekawy, czy jego mały przyjaciel znalazł ją na podłodze czy w cudzej kieszeni...
Żałosne było to, że siedzącego nieopodal Ślizgona tak bardzo dotknęły zdobyte przeze mnie punkty. Pan Wielki Artysta widocznie nie rozumiał na czym polega lekcja i uważał, że prawo do odpowiedzi należy się wyłącznie jemu, co rozśmieszyło mnie na tyle, że głośno, ostentacyjnie zaśmiałam się pod nosem. Nie zamierzałam siedzieć cicho, zwłaszcza na zajęciach z Działalności Artystycznej, dlatego ironiczne spojrzenia rzucane w moją stronę zupełnie nie zrobiły na mnie wrażenia. Całe szczęście, że stojącemu nieopodal nauczycielowi zakłócenia nie przeszkodziły w pomocy Jackie. Już po chwili niewielkie rozcięcie całkowicie zniknęło, zostawiając na blacie stołu jedynie parę czerwonych plamek, a ja jedynie głośno westchnęłam i spojrzałam z wyrzutem na trzymaną w dłoni różdżkę. Jestem ciekawa kiedy zakłócenia znikną na dobre, nie chciałam przecież niechcący kogoś zabić. Aż taka zła nie jestem. Wysłuchawszy dalszych instrukcji nauczyciela, spojrzałam na stojącego przede mną elfa. Wcześniej pochwaliłam po cichu Jackie za dopełnienie skromnej wypowiedzi Ślizgona. Widocznie dzisiaj zirytował nie tylko mnie, a że Puchonka mimo, że na ogół niezwykle ciepła i koleżeńska , często potrafi pokazać pazur, dzisiaj również postanowiła zostawić swoje dwa grosze na lekcji. Niestety, różdżka nie chciała ze mną współpracować również przy następnym zaklęciu. Powoli zaczynałam się irytować i zastanawiać, dlaczego dzieje się tak akurat na mojej ulubionej lekcji i już miałam ochotę rzucić to cholerstwo, kiedy niespodziewanie papierowy elf nieznacznie się poruszył Odetchnęłam z ulgą, bawiąc się chwilę ożywionym origami, po czym rzuciłam krótkie finite, aby zakończyć działanie zaklęcia i odłożyłam nieszczęsna różdżkę na biurko. Nie wiedziałam czy O'Connor w ogóle zauważył moją nieudolną próbę, nie zamierzałam jej jednak powtarzać. Zamiast tego chwyciłam za leżący przede mną woreczek i z zaciekawieniem zajrzałam do środka. Nie miałam pojęcia skąd ów przedmiot się tu w ogóle znalazł, ale znajdujące się w środku magiczne soczewki skutecznie odepchnęły ode mnie głupi pomysł oddania go w ręce nauczyciela.
Niektórym się udawało, niektórym mniej. Niemniej jednak - nie narzekał na swój pomysł dotyczący przeprowadzenia dość nietypowej lekcji. Nie lubił wkuwania materiału podręcznika, którego i tak nikt nie przyniósł - skupiał się bardziej na czymś, co pozwoli sprawdzić mu, jaką wyobraźnią i umiejętnościami dysponują uczniowie. Studenci w większości - czyżby młodziki nie przepadały za Działalnością Artystyczną? No cóż, on, kiedy był takim małym kurduplem (jeszcze mniejszym niż teraz, jakby nie było), olewał wszystkie lekcje, by tylko i wyłącznie móc przyjść na te skupiające się wokół wyobraźni. I nie, nie miał na myśli transmutacji, bo ten przedmiot wydawał mu się po prostu zbyt zaawansowany na własne zwoje mózgowe - nie uważał siebie jednocześnie za idiotę, który nie pojmuje niczego. Po prostu - jedni zostali stworzeni do tego, drudzy do tego. I nie zamierzał karać uczniów za taki stan rzeczy. Ciepłe, ciemnoniebieskie tęczówki wpatrywały się w to, co zdołali zrobić uczniowie - pierwsze przyznał punkty plusowe za prawidłowe udzielenie odpowiedzi; trochę martwiło go to, że niektórzy zwyczajnie wolą siedzieć w kącie, ale nic z tym zrobić nie mógł niestety. Czas mijał, lekcja się kończyła - niektóre projekty naprawdę mu się spodobały, a w szczególności użycie zaklęcia Prioprari na elfie, co go dość mocno zastanowiło. A może gdyby tak...? - Okej, to już koniec lekcji na dziś! - odpowiedział, położywszy własne dłonie na biurku nauczyciela. Rozejrzał się jeszcze raz, by następnie wydać ostateczny wyrok. Jakby nie było - to oni właśnie stworzyli te urocze origami, dlaczego mają więc zostać ich pozbawieni? - Origami możecie zatrzymać - jest to po części Wasz dowód świadczący o opanowaniu zaklęcia. - podniósł kąciki ust do góry, zadowolony. - Do zobaczenia następnym razem!
| zt wszyscy - dziękuję za lekcję! Punkty i przedmiot zaraz się pojawią w Waszych kuferkach .
Slyth = +5 pkt za odpowiedź Huff = +5 pkt za odpowiedź
Przyszła pierwsza, zajmując jedne z najbardziej chodliwych ławek na tyłu sali w rogu. Według psychologii , miejsca zajmowane przez uczniów i studentów też wiele mówią o człowieku. Niektóre z nich naturalnie przyciągają tych, którzy lubią być w centrum uwagi, inne wzrokowców, jeszcze inne wiernych słuchaczy. Część miejsc jest odpowiednia dla najbardziej aktywnych prymusów, ale są też takie, w których najlepiej czują się Ci, którzy wolą pozostać w cieniu, ale nie w celach rozrywkowych, a zwyczajnie, aby nie zostać wyrwanym do odpowiedzi i nie skupiać uwagi profesora. Był to ponoć zwykle prawy kąt sali. Właśnie go zajęła Celeste. Nie mogła sobie pozwolić, żeby ktoś ją uprzedził, dlatego teraz zmuszona była czekać na przybycie innych. Wyciągnęła z torby szkicownik, rozkładając go na ławce. Czas zabijała na luźnym szkicu z pamięci w rogu kartki. Węgiel trzymany między palcami szybko poplamił jej skórę, ale nie przejęła się tym nawet w połowie w takim stopniu, jak martwił ją fakt, kto dokładnie pojawi się na zajęciach z Działalności Artystycznej. Sama obecność nauczycielki z zagranicy wywoływała już wystarczającą presję i niechęć. Nie wątpiła, że @Julia Fikus na pewno jest dobrym pedagogiem, ale zwyczajnie... nie znały się. Caelestine wolała osoby sprawdzone. Wiedziała, czego się po nich spodziewać. Nawet jeśli w sztuce w istocie nie było wiele rzeczy, które mogłoby ją zaskoczyć... wolała mieć stuprocentową pewność. Dlatego teraz przymknęła oczy, rozmasowując sobie spięty kark. Zostawiła na nim kilka czarnych śladów, zupełnie nieświadomie, takimi samymi nakreślając policzki, kiedy przejechała z westchnieniem dłonią po twarzy. — Niech będzie więcej Hogwartczyków, proszę. Modliła się do słodkiej Helgi.
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Nie spodziewał się, że przyjedzie jakiś nauczyciel z wymiany od działalności artystycznej. Raczej zakładał bardziej przydatne przedmioty aniżeli sztukę - eliksiry, zaklęcia, opcm. Coś, gdzie spojrzenie na metody sąsiednich szkół faktycznie przynosi korzyść całej szkole, nie tylko garstce artystycznie uzdolnionych. Niemniej nie narzekał. Słyszał też, że Polki to piękne kobiety - ale tego już sam nie oceni. Ona z Polski, jego nazwisko sugeruje Francję i będą porozumiewać się po angielsku. Brzmi jak materiał na komedię omyłek. Wierzył jednak, że nauczycielka jest zgoła płynna w tym języku. On nigdy jeszcze Francji nie odwiedził, chociaż coś tam brzdąknie w języku żabojadów. Przyszedł do klasy nieco wcześniej i zapukał cicho. Trafił akurat na moment, kiedy nauczycielka była już w środku, szykując się do zajęć. Wszedł zatem, uśmiechając się niepewnie. Ostatnio często nosił ze sobą białą lasę. Miał ją i tym razem, chcąc od razu zakomunikować nowoprzybyłej, z kim ma do czynienia. Zwykle nie lubił afiszować się z własnym kalectwem, ale cóż. Bywały momenty i okoliczności, kiedy to było wskazane. Wyjątkowo nawet zrobił użytek z tego atrybutu niewidomego, zamiast tylko mieć ją jako ozdobę. Postąpił bowiem kilka kroków i laska stuknęła cicho o bok biurka. Zatrzymał się zatem i oparł dłonie na jej rączce, biorąc teraz kijaszka pionowo. - Dzień dobry. Moje nazwisko Ricœur - pomimo francusko brzmiących personaliów, mówił czystym, nienagannym angielskim. Typowe proper English z książek. Ale spokojnie. Nie minie parę minut, jak podłapie akcent Polki. Zawsze tak robi. Dostosowuje się do rozmówcy. - Słyszałem, że dzisiejsze zajęcia będą dotyczyć rzeźby. Czy istnieje możliwość, bym w nich uczestniczył? Całkiem dobrze radzę sobie z gliną - pospieszył z wyjaśnieniami, jakby chcąc udowodnić, że pomimo ślepoty nie będzie aż tak całkiem przeszkadzał. Urwał jednak, czekając na decyzję. Nie chce też się przesadnie narzucać lub wywoływać litości. Jak mu odmówi, to się dostosuje. - Bardzo się cieszę, że w wymianie postanowił uczestniczyć także nauczyciel DA. Mam nadzieję, że miło się będzie pani z nami pracowało - dodał jeszcze w ramach kurtuazji z niegasnącym uśmiechem całkowicie niewinnej, uroczej bułki.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Zgubiła gdzieś Elijaha. Wyszli razem na zajęcia z Działalności Artystycznej, jednak gdzieś ten jej brat zaginął, zapewne przez kogoś zagadany. Rzuciła przez ramię, żeby ją dogonił, a ona zajmie już dogodne miejsca w klasie. Za wszelką cenę nie chciała się spóźnić. Byłam prefektem, poza tym na uczcie powitalnej profesor Bozik ucinał Krukonom punkty, co doprowadzało ją do szewskiej pasji. Chciała zatem nadrobić ich ilość poprzez wzmożoną aktywność i przede wszystkim punktualność. Miała mieszane uczucia wobec nowej nauczycielki mimo, że jej nie znała. To przez przez profesora Bozika, który upił się jako pierwszy i dawał negatywne świadectwo przyjezdnym, jak i zły wzór uczniom. Weszła do klasy i zobaczyła plecy @Fabien E. Arathe-Ricœur. - - Dzień dobry, pani profesor. O cześć, Fabi. - wymijając go, dotknęła lekko jego ramienia, aby wiedział którędy przechodzi. Miała do niego jeszcze zgadać, jednak wolała nie przeszkadzać mu w rozmowie z nauczycielką. Weszła wgłąb sali i zauważyła siedzącą już @Caelestine Swansea, do której podeszła, aby ją przytulić krótko na powitanie. - Hej, słońce. - Usiadła ławkę za nią i dotknęła jej łokcia, aby się odwróciła. - Zauważyłaś jak młodo wygląda ta nauczycielka? Jakby założyła mundurek to mogłaby uchodzić za studentkę, co nie? - szepnęła do puchońskiej kuzynki i zerknęła na rudowłosą kobietę. Może to ich zagraniczny gen? Ciężko było określić wiek kobiety. Po chwili wróciła wzrokiem do Puchonki. - Pobrudziłaś sobie policzki, kochana. - podsunęła jej swoje lusterko, które wyjęła z kosmetyczki. Elaine trzymała w torbie połowę wszechświata, który zawsze miała pod ręką.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Dał się zgubić. Wszystko przez to, że w drodze do sali lekcyjnej natknął się na kilku Krukonów, którym musiał przypomnieć o treningu, który zaplanował sobie na środę. Zresztą... trzeba przyznać, że od pierwszego września non stop gubił swoją bliźniaczą siostrę, co wcześniej nie zdarzało im się zbyt często. Ona była pochłonięta obowiązkami prefekta, on zaś chodził ciągle z głową w chmurach, obmyślając nowe taktyki, które można by przećwiczyć i zastosować na najbliższym meczu. Quidditch pochłaniał jego myśli do tego stopnia, że zapominał nawet o robieniu zdjęć, mimo że aparat fotograficzny standardowo nosił ze sobą w torbie. Dwie obsesje jego życia zaczęły konkurować o miejsce na podium i, o dziwo, sztuka od jakiegoś czasu zdawała się odpuszczać tę walkę. Nie bardzo mu się to podobało, wiedział, że nie tak powinien być, że to nie latanie po boisku, a fotografia będzie mu towarzyszyć do końca życia. I właśnie dlatego lekcja sztuki była tym, czego bardzo teraz potrzebował. Wchodząc do klasy, mruknął jakieś powitanie i, nie patrząc jeszcze na nauczycielkę, od razu podszedł do swojej siostry. – Zgubiłaś mnie – powiedział z wyrzutem i przeniósł wzrok na @Caelestine Swansea, nieświadomie marszcząc nieznacznie brwi. Ciche „hej, Caelestine” było poprzedzone odchrząknięciem. – Będzie Cassius? – zagadnął, siląc się na sympatyczny ton. Od czasu uczty na rozpoczęcie roku unikał kuzyna jak tylko mógł. Był głęboko przekonany, że to co się tam zdarzyło było jakimś niewybrednym żartem Ślizgona i ani trochę mu się to nie podobało.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Pierwsze zajęcia z działalności artystycznej nie mogły go ominąć. Nawet, a może raczej zwłaszcza, że prowadziła je jakaś nowa nauczycielka o obco brzmiącym nazwisko. Fokus… a może Firus? Nie pamiętał już. Nie był też pewien czy czasami nie przekręci go później jeszcze bardziej. Cassius miał bardzo wyraźny brytyjski akcent, toteż wypowiadanie przez niego obco brzmiących nazwisk zwykle było prawdziwą atrakcją dla każdego, kto nie nazywał się Smith. I tak, nawet Fikusa potrafiłby cudownie przeinaczyć, gdyby tylko odpowiednio się postarał. Zebrał się z dormitorium zaskakująco wcześnie, zgarniając po drodze jeden z ostatnio użytkowanych szkicowników, z którym wręcz się nie rozstawał. Nie był pewien czy znajdzie czas na kreślenie, ale wolał mieć możliwość bezmyślnego bazgrolenia, niż nieprzyjemnie się zaskoczyć, gdyby nauczycielka nie radziła sobie z prowadzeniem zajęć. Względem nauczycieli działalności artystycznej Swansea był piekielnie wymagający. Najpewniej dlatego, że były to absolutnie jedyne zajęcia, na których miał stuprocentową frekwencję. Przekroczył próg sali, natychmiast zauważając, że w środku zebrała się już pewna grupka. Kuzyni tłoczyli się wokół jego siostry, toteż Cassius zignorował niewidomego Krukona oraz wspomnianą panią Fokus czy tam Firus i zbliżył się do swojej rodziny. - Będzie - odpowiedział na pytanie kuzyna i szturchnął go na powitanie w bark. Nie boleśnie, po prostu zaczepnie. W ten sposób witał się także z przyjaciółmi, co przy ich obecnych stosunkach było niezwykle poprawnym powitaniem. Cass nie był szczególnie zadowolony z faktu, że Elijah zaczepił Caelestine. Gdyby kuzyn usiadł osobno z Elaine, nie musiałby dzisiaj przejmować się wydarzeniami z Wielkiej Sali. I chociaż wiedział, że nie miał się w sumie z czego tłumaczyć - wszak to to przeklęte piwo - to i tak czuł się teraz nie tylko zażenowany, ale i odrobinę niepewny. Jak na jego standardy to było już spore poruszenie tematem. Żeby się czymś zająć, przytulił Elaine, gładząc ją krótko po włosach, a potem to samo zrobił ze swoją siostrą, uważając, aby nie dotknęła go ubrudzonymi palcami. On sam wyjątkowo wyszorował swoje do czysta i wreszcie pozbył się z nich resztek farby. - Stęskniłeś się? - Zapytał jasnowłosego, przyciągając sobie krzesło, aby usiąść obok Puchonki. Uśmiechnął się przy tych słowach w nieco zaczepny sposób. Całym sobą sugerował, że absolutnie nic się między nimi nie zmieniło i miał nadzieję, że kuzyn zrozumie przekaz. Wolałby z nim nie omawiać ich poprzedniego spotkania.
Nie przyznałaby się do tego głośno, jednak nadrobiła prawie wszystkie wpisy Obserwatora Hogwartu na wizzbooku. Oczywiście czytała w pośpiechu, nie wszystko dobrze rozumiejąc i wiedząc, że historie są karykaturalnie podkoloryzowane, ale poznała dzięki temu kilka nazwisk. Zdołała się chociażby zorientować, że w szkole pełno jest uczniów o nazwisku Swansea i co więcej, zdążyła już zapoznać się z co najmniej trójką z nich. Nawet dziś poznała Gabriela, którego rysunki sprowokowały ją do postanowienia, że poświęci więcej czasu ćwiczeniu umiejętności plastycznych. Nauczycielkę darzyła dużym szacunkiem i sympatią, jednak w przeszłości nie zawsze pojawiała się na lekcjach profesor Fikus, decydując się poświęcić czas innym przedmiotom, które uważała za istotniejsze dla jej przyszłej kariery. Nie było w tym winy kobiety, a jedynie czysta kalkulacja. Jeżeli chce być najlepsza w zielarstwie, to musi spędzić nad nauką odpowiednio dużo czasu. Artystycznie nie jest aż tak uzdolniona, aby postawić sztukę na pierwszym miejscu. Na zajęcia zawsze ubierała się w dosyć podobny sposób, starając się wyglądać schludnie i elegancko, a podstawą jej lekcyjnego stylu zawsze była biała koszula., którą dziś , przyozdobiła czarną wstążką. Wiedziała, że Kateriny nie będzie na zajęciach, ale cicho liczyła, że w klasie zobaczy chociaż kilka znajomych twarzy. Powoli zaczynało ją przytłaczać, że przyjaciółka nie ma dla niej czasu, a ona nie zdążyła przecież, w tak krótkim czasie, zbudować z kimś bliższej relacji. Wzięła głęboki oddech, żeby pozbyć się niepotrzebnego stresu i weszła do sali. - Dzień dobry - przywitała się, uśmiechając się niepewnie i zauważając, że profesor(ka) zajęta jest rozmową z jakimś uczniem, skierowała się w stronę ławek, rezygnując z zagadania jej osobiście. Szybko rozejrzała się po sali, zauważając grupę wspomnianych już Swanseów. Połowę z nich znała, więc śmiało uśmiechnęła się do nich i przywitała radosnym “Cześć”. Onieśmielona ich aurą zajebistości, nie dosiadła się do nich, nie chcąc też zakłócać ich spokoju. Nie da się ukryć, że wciąż trochę wstydziła się rozmowy z @Elaine J. Swansea, po swojej nazbyt emocjonalnej reakcji podczas ich pierwszego spotkania, ale zdecydowanie się jej nie obawiała. Mimowolnie zastanawiała się czy ta blondwłosa piękność, która pokazała już jej swoje przyjazne oblicze, rozmawiała o niej z @Elijah J. Swansea, którego również poznała podczas uczty w Wielkiej Sali. Jeżeli tak, to czy mówili coś dobrego, czy raczej wymienili się krytycznymi uwagami? Odgoniła od siebie te myśli, siadając w wolnej ławce, niedaleko stadka łabędzi
Ostatnio zmieniony przez Pandora J. Doux dnia Czw Wrz 05 2019, 23:29, w całości zmieniany 1 raz
Brakowało jej zajęć. Lubiła wakacje, ale wszystko miało swoje granice, zwłaszcza w tym roku. Tak czy inaczej zostały one mocno przekroczone. Tutaj z całą pewnością miała dostać trochę wytchnienia i oderwać myśli. Do niektórych lekcji podchodziła trochę sceptycznie, ale i tak zamierzała zajść w miejsca, które do tej pory omijała szerokim łukiem. Była ciekawa nowych nauczycieli, a z tego co się orientowała, w wielu miejscach zaszły zmiany. Zmieniał się również prowadzący działalność artystyczną. Prawdę mówiąc, Emily nie wiedziała co o tym myśleć. Do tej pory była zadowolona z lekcji i niespecjalnie odczuwała chęć zmiany. Z drugiej strony, jeszcze niedawno twierdziła, że cieszy się na tę wymianę, prawda? Każdemu trzeba było dać szanse. Właśnie dlatego, przekraczając próg klasy i krótko witając się z nauczycielką, odszukała wzrokiem nieznaną sobie dziewczynę i to właśnie w tym kierunku ruszyła. Cóż, albo to był powód, albo to, że wszyscy z rodziny Swansea siedzieli obok siebie, a wśród nich była @Elaine J. Swansea, przy której czuła się dość niezręcznie po wakacjach na Saharze. Zamiast siadać w jej okolicy, wybrała towarzystwo rudowłosej, kładąc torbę obok jej ławki. Uśmiechnęła się sympatycznie, bo zależało jej na tym, żeby przyjezdni czuli się tutaj jak najlepiej. - Hej. Jestem Emily, mogę się dosiąść? - zapytała spokojnie, pilnując, żeby mówić powoli, ale niezauważalnie wolniej niż normalnie. Nie miała pojęcia, czy dziewczyna dobrze mówi po angielsku, ale wolała nie ryzykować, w żadną stronę. Kiedy otrzymała twierdzącą odpowiedź, usiadła na krześle obok. - Jak ci się podoba zamek? To musi być dziwne, oglądać inną szkołę od środka. Jest inaczej? - podpytała, częściowo po prostu zastanawiając się na głos. Normalnie nie była zbyt gadatliwa, zwłaszcza przy zawieraniu nowych kontaktów, ale wiedziała, że z nich dwóch to Emily tutaj czuje się pewniej i powinna wykazać więcej inicjatywy.
Kiedy usłyszał o pierwszych zajęciach odbywających się w klasie artystycznej, i to na dodatek z przyjezdną nauczycielką, wiedział że nie może ich ominąć. Co prawda zdecydowanie chętniej podszedłby do lekcji gry na instrumencie, ale zabawa gliną też mogła okazać się interesująca. Nigdy wcześniej nie próbował swoich sił w takiej dziedzinie, więc trudno było mu przewidzieć czy okaże się kompletnym durniem, czy może wykaże wcześniej nieodkryty talent. Stwierdził, że potraktuje to wszystko na luzie, koncentrując się przede wszystkim na poznaniu nowych osób. Taki był zamiar, ale gdy wszedł do sali, okazało się że zjawiło się w niej już kilkoro studentów, a wszyscy zajęci byli rozmowami między sobą. I chociaż zgodnie ze swoimi założeniami powinien prawdopodobnie zagaić do Pandory, tak w tym tłumie poczuł się nieco zagubiony i ostatecznie jego drogi same odnalazły drogę do @Elijah J. Swansea Zresztą, nie oszukujmy się, podczas zamieszania w Wielkiej Sali nie mieli ze sobą okazji porozmawiać, mimo że Krukon mignął mu gdzieś w oddali. A że z przyczyn od siebie niezależny Jonas nie pojechał na wakacje na Saharze, to też chciał się dowiedzieć, co tam się ostatnio działo u jego kolegi. - Cześć! – Rzucił więc radośnie do wszystkich, ale zasiadł w ławce niedaleko młodego Swansea. Przez moment starał się przysłuchiwać, ale przez to, że dopiero co się pojawił, i tak niewiele z nich ogarniał. Wyczekał więc na odpowiedni moment, kiedy Elijah nie będzie pochłonięty żadną większą dyskusją. - Jak wakacje na Saharze? Udało Ci się zrobić jakieś dobre zdjęcia? – Zapytał wreszcie z uśmiechem, licząc na to, że młody Krukon później pokaże mu kilka fotek. Raz, że Swansea miał do tego smykałkę, a Rosenberg nie wątpił, że jego kumpel ustrzelił naprawdę atrakcyjne ujęcia. No a po drugie, chciał chociaż w części poczuć się tak, jak gdyby był razem ze wszystkimi znajomymi na tej szkolnej wycieczce. - W ogóle miałeś już styczność z tą nową nauczycielką? – Dodał jeszcze, mając oczywiście na myśli panią Fikus. Nie kojarzył, by podczas uczty miał z nią jakąkolwiek styczność, więc tym bardziej nie mógł się doczekać rozpoczęcia zajęć.
Uniosła wzrok z nad szkicu na dźwięk nazwiska Fabiena. Znała je. Niekiedy słyszała o niewidomym chłopaku, kończącym za niektórych wypowiedzi. Mimo wyraźnej niesprawności, poruszającym się po gmachu Hogwartu bez specjalistycznej laski. Dziś było inaczej. Zawiesiła spojrzenie na tyle jego pleców, kiedy rozmawiał z nauczycielką. Od rozpoczęcia roku wahała się z myślą, czy nie powinna do niego zagadać. Miała dziwne przeczucie, że mógł jej pomóc na pewna przypadłość... na którą chyba cierpiała. Cierpieli oboje, chociaż on nie wydawał się z tego powodu w żaden sposób zaniepokojony. W przeciwieństwie do niej samej. Jej rozmyślania przerwało przybycie kolejnej osoby. Drgnęła, nie spodziewając się kuzynki wprost przed nią. Przez skoncentrowanie się na Fabienie, nie tyle ją zobaczyła, co najpierw usłyszała jej ton, a dopiero potem skupiła uwagę na niej i oplatających ją ramionach. Celeste nie była pewna czy bardziej ją cieszy tak wylewne przywitanie się z nią przez Elaine, czy krępuje. Ostatecznie jednak pozwoliła jej luźno się objąć, prawie nie kuląc przy tym ramion i posłała jej łagodny, dość ostrożny uśmiech, zanim podążyła za jej spojrzeniem do nauczycielki przy biurku. — Tak myślisz? — nie potrafiła pociągnąć rozmowy w taki sposób, z jakim szesnastoletnia dziewczyna nie powinna mieć już problemu, a mimo wszystko, nie wiedziała co więcej powinna powiedzieć. — Miałam nadzieję, że zajęcia przeprowadzi nauczyciel z Hogwartu — w końcu zdecydowała się na szczerość, bo chociaż profesor Fikus wyglądała na młodą i sympatyczną było w niej też coś mocno nieprzystającego. To niedopasowanie do murów Hogwartu. Chociażby właśnie przez piękną, młodzieńczą aparycję. Caelestine myślała, że nie będzie już mogła poczuć się bardziej sfrustrowana scenariuszem pierwszej lekcji działalności artystycznej, ale zmieniła zdanie, kiedy dołączył do nich Elijah. Choć nie okazał jej żadnej niegrzeczności, burknięcie, z jakim ją przywitał, aż raziło po oczach po wylewności i zaangażowaniu, jakim powitał swoją siostrę. Ba. Wykazał większa zaciekliwość wobec pytania o Cassiusa, co zanim mu odpowiedziała, przywiodło jej do głowy jedną myśl. Merlinie... ależ on mnie musi nienawidzić. Wpatrywała się w Eli, zbierając w sobie przekonanie, żeby udzielić mu odpowiedzi, ale kiedy w końcu uchyliła usta żeby coś powiedzieć, pojawił się Cassius. Wyręczył ją. Przywitał się ciepło z kuzynką, przez co Celeste przez chwilę czuła się zupełnie niepotrzebna i nie na miejscu, mimo, że siedziała właśnie z własną rodziną. Uczucie to przeszło jej, kiedy i ją Cass przywitał ulotnym objęciem. Sama też starała się go nie dotknąć, szczególnie teraz, kiedy Elaine uzmysłowiła jej, że jest umorusana węglem. Korzystając z zaoferowanego jej lusterka, spróbowała przetrzeć szarą smugę z prawego policzka, ale przecierając go dłonią, pozostawiła tylko kolejną, dlatego w końcu odetchnęła pocierając twarz o rękaw koszuli na przedramieniu, mając nadzieję, że to pomogło. Zanim się obejrzała, wokół Swansea zebrał się spory tłumek. Nie dziwiło jej to wcale. Jej brat czy kuzyni mieli dużo znajomych w szkole. Zawsze ściągali niepotrzebną uwagę. W tym momencie szum wokół nich wydawał się za duży, kiedy każdego z rodziny zagadało kilka losowych osób wchodzących do klasy. Caelestine oderwała spojrzenie od Elaine, posyłając jej niemrawy uśmiech zanim odwróciła się przodem do ławki, tyłem do wszystkich innych i pochyliła się nad swoim szkicownikiem, postanawiając nie brać udziału w dyskusji. Zresztą, personalnie jej samej nikt do niej nie wyrwał. Korzystała z tego przywileju, z pełną świadomością chowając się przed ludźmi za ramieniem odwróconego do niej tyłem brata.
Sama nie wyjęła niczego ze swojej torby. Nie chciała, żeby ktoś pomyślał, że jest zajęta czytaniem bądź rysowaniem i przez to zrezygnował z zagadania do niej. Ciężko jednak siedzieć bezczynnie samej w ławce i nie wyglądać dziwacznie, więc pochyliła się nieco do przodu, oparła na łokciach i skupiła na oglądaniu prac uczniów, nie zauważając, że między łokciem a ławką spoczywa teraz końcówka z jej wstążki. To, co właśnie najbardziej urzekało ją w klasach artystycznych, to fakt, że tętniły charakterami uczniów, których prace namnażały się tutaj latami. Oczywiście nie wszystkie prace były piękne… w oczywisty sposób, ale każda praca miała coś wyjątkowego w sobie. Zastanawiała się właśnie czy przypadkiem jeden z obrazów nie wisi do góry nogami, gdy do sali weszła kolejna osoba. Odwróciła delikatnie głowę, by przyjrzeć się przybyszowi, gdy nagle dotarło do niej, że dziewczyna zmierza w jej kierunku. Wyprostowała się, nie od razu odrywając łokcie od ławki, co poskutkowało rozwiązaniem się czarnej wstążki. - Tak, tak, oczywiście. - przytaknęła z uśmiechem - Mam na imię Pandora - dodała szybko i niemal instynktownie. Po tygodniu spędzonym w Hogwarcie zaczynała tą formułką większość rozmów. Podsunęła się nieznacznie, żeby zrobić chociaż odrobinę miejsca więcej nowej znajomej i zaczęła walkę z zawiązywaniem wstążki. Nie wychodziło jej to zbyt dobrze, bo gdy tylko na chwilę zerkała na twarz Emily, to zaczynały jej się plątać palce. - Jest inaczej, ale nie tak dużo. - zaczęła, zastanawiając się i przypominając uwagi znajomych z Souhvězdí. - My mamy mniejsze… węższe korytarze, ale my mamy… łaźnię? A może to się nazywa sauna…Ogólnie Hogwart jest piękny, ale wydaje mnie się, że za duży i ciągle się gubię. Jest jak labirynt i ja się tylko zastanawiam czy nie powinnam przywiązać nitki, gdy wychodzę z dormitorium. - tłumaczyła, uśmiechając się co chwilę, gdy nagle westchnęła i puściła wstążkę. - Mogłabyś mi pomóc? - zapytała, patrząc błagalnie na dziewczynę i wskazując jej zaplątaną już teraz na supeł wstążkę. - I mnie się nie podoba, że wy macie dzielenie. Niektórzy myśli, że są przez to lepsi od innych. - dodała po chwili namysłu, przypominając sobie niemiłą uwagę o Puchonach, którą wczoraj usłyszała.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Młodego Gallaghera lepienie w glinie nie interesowało zupełnie i prawdę powiedziawszy, nie do końca rozumiał, jak kogoś może taki rodzaj sztuki fascynować. A jednak dreptał szkolnymi korytarzami w kierunku klasy artystycznej i jeśli ktoś się zastanawia dlaczego, odpowiedź była niezwykle prosta – nie doczytał tego, co miał zapisane w planie zajęć. Myślał, że idzie właśnie na spotkanie kółka teatralnego, ale coś go tchnęło, żeby tuż po wejściu do sali jeszcze raz rzucić okiem na terminarz. Nie trzeba chyba mówić, że mocno się rozczarował? Rzeźbienie w glinie kojarzył przede wszystkim z garncarstwem, a nie oszukujmy się, nie potrzebował wcale kolejnej miski do płatków śniadaniowych ani niczego podobnego. Chociaż… może mógłby sobie wykonać jakiś fajny kufel do piwa? Stwierdził, że skoro już tu przylazł, to zostanie i da szansę nowej nauczycielce, mimo że po uczcie w Wielkiej Sali do przyjezdnych miał, lekko mówiąc, sceptyczny stosunek. Rozejrzał się po klasie i właśnie miał zagadać do Emily, kiedy zauważył, że ta zajęta jest rozmową z jakąś dziewczyną, chyba z Souhvězdí. Przez moment się wahał, ale ostatecznie stwierdził, że nie chce się wtrącać, toteż usiadł w jakiejś ławce z tyłu, witając się tylko wcześniej ze wszystkimi. Nie był nawet pewien czy ktokolwiek go usłyszał i zwrócił na niego uwagę. Wszyscy pochłonięci byli swoimi sprawami, ale jemu to nawet nie przeszkadzało. Postanowił skorzystać z okazji i jeszcze raz przestudiować swój plan lekcji, żeby przypadkiem nie wparować na jakieś jeszcze gorsze i nudniejsze zajęcia. Ot, choćby na jakieś zajęcia z wróżbiarstwa.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Zagubiony brat znalazł się, tak samo jak Cassius, który przyszedł chwilę później. Obojgu panom posłała bardzo ciepłe uśmiechy, dała się przytulić, jak i odwzajemniła gest, ciesząc się, że ich tutaj widzi. Zerknęła na Elijaha i przymrużyła oczy zastanawiając się skąd u niego ta posępna mina i rezerwa z jaką odnosił się do Cysi. Miała coś na końcu języka, kiedy jej uwagę odwróciły otwierane się drzwi. Widząc @Emily Rowle i nawiązawszy z nią ten krótki kontakt wzrokowy, skinęła głową na powitanie mając w pamięci, że chciała ocieplić swój wizerunek w oczach Ślizgonki. Nie było to łatwe zważywszy, że ta nieodłącznie zaczęła się jej kojarzyć z pewnym mężczyzna, którego unikała połowę miesiąca. Pandorze pomachała i posłała ciepły uśmiech ciesząc się, że ta przyjęła czekoladę w ramach przeprosin. Jonasa i Matthew musnęła jedynie wzrokiem, a i wróciła myślami do rodziny, która póki co stanowiła połowę zebranych. - Państwo Swansea. - szepnęła nachylając się nad ławką i dotykając każdego z osobna, aby zwrócić na siebie uwagę. - Macie pochmurne miny, wnoszę apel o ocieplanie wizerunku inaczej rzucę na was zaklęcie rozśmieszające. Głowy do góry, więcej mimiki, kochani wy moi. - mówiła do całej trójki, zawieszając wzrok na każdym z osobna. Mimo wszystko, z faktu, że siedziała obok brata, oparła się o jego ramię i przyglądała się bacznie jego profilowi. Żartowała z zaklęciem, jednak z pewnością nie z niewinnym wyrzutem.
(Niewidzialne leniwe tagi: Wszyscy Swansea, Emily i @Pandora J. Doux)
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że zachował się aż tak niesympatycznie i, co gorsza, zupełnie nie zauważył, że Caelestine poczuła się dotknięta jego burknięcie, które nie było przecież do końca celowe. To nie tak, że jej nie lubił – ze względu na Cassiusa nie potrafił przekonać się do jej osoby, ale nigdy nie okazywał jej jawnej niechęci, jedynie dystans, który wszedł mu w nawyk do tego stopnia, że nie musiał się nad tym zastanawiać, aby bez przerwy go zachowywać. Możliwe, że lekceważył ją też trochę ze względu na wiek? Prawdopodobnie powinien przestać patrzeć na nią jak na zamkniętą w swoim świecie dziewczynkę, a zacząć traktować jak kobietę, która nie jest jedynie dodatkiem do wrednego kuzyna, a oddzielną, fascynującą osobowością. Gdyby ktoś powiedział mu o tym wszystkim, pewnie spojrzałby i na nią, i na swoje wobec niej zachowanie z innej strony... jednak w zupełnej opozycji do barw Ravenclawu zdobiących jego krawat, pozostawał w tej kwestii głupcem i zupełnym ignorantem. Odpowiedź na jego pytanie była bardziej dosadna niż się spodziewał i zdecydowanie nie poprawiła mu humoru. Zignorował szturchnięcie i jedynie zmierzył go jasnoniebieskimi tęczówkami, próbując wyczytać coś z jego miny. Rzeczywiście sam fakt, że został jakkolwiek przywitany świadczył chyba o dobrym humorze Ślizgona – choć jemu niespecjalnie zależało na tym, by w ogóle zwracał na niego uwagę. Zachował kamienną minę zastygłą w niedopowiedzianym grymasie oscylującym między uprzejmością a niezadowoleniem. Dziwna mieszanka wyrażająca równie dziwny, momentami podły humor. – Jak cholera – odpowiedział słodkim tonem, który mimo to ociekał jadem – byłeś wobec mnie tak słodki, że nie mogłem się doczekać żeby jeszcze raz usłyszeć jak bardzo mnie kochasz. Nie krępuj się. – dodał, a na słowa Elaine jedynie wzruszył nieznacznie ramionami i otoczył ją ramieniem, być może trochę zaborczo, by choćby fizycznie odgrodzić ją od Cassiusa. Jonas był mu w tym wszystkim jak koło ratunkowe, którego mógł się chwycić, tonąc w towarzystwie swojej rodziny. Z bliźniaczką uwieszoną na jego ramieniu odwrócił się więc nieznacznie w jego stronę, rad, że ten usiadł blisko niego. Jako że pojawienie się Puchona przywróciło go nieco do rzeczywistości, zreflektował się i nie tylko pomachał do Fabiena (co, choć zdawało się głupie, o dziwo zazwyczaj działało), ale i uśmiechnął się do Pandory, którą poznał pierwszego dnia semestru. – Piękne widoki, marne wakacje – podsumował swój widok jednym, niezwykle trafnym, a przy tym pesymistycznym zdaniem. Mimo to uniósł kąciki ust, łagodząc swoje gniewne poburkiwanie delikatnym uśmiechem. – Mam ich od groma, kilka wysłałem nawet do konkursu w czasopiśmie i zająłem drugie miejsce. Udało mi się uchwycić młode onyo. – był dumny z tego osiągnięcia, nawet jeśli drugie miejsce nie brzmiało nawet w połowie tak dobrze jak pierwsze, choć teraz nie wyglądał na szczególnie ucieszonego. Na słowa Jonasa powiódł wzrokiem ku nauczycielce i zawiesił na niej dłużej spojrzenie, bo wydała mu się dziwnie... znajoma. Zmarszczył brwi. Widział ją na uczcie, ale wtedy był tak zaaferowany odjętymi mu niesprawiedliwie punktami i całą sytuacją z Cassiusem, a potem i Elaine, że nie zwrócił na nią należytej uwagi, teraz zaś widział ją z dość bliska. – Niech mnie klątwa! Ja ją znam – zniżył głos na tyle, by nie wydrzeć się na całą klasę. Zerknął na Jonasa, a potem na swoją siostrę i powrócił wzrokiem do profesor Fikus – to znaczy... nie osobiście, ale widziałem jej zdjęcia. Jestem prawie zupełnie pewny, że jest modelką. Właściwie trudno było się temu dziwić – była młoda i niewątpliwie bardzo ładna. Ciekawe czy zamierzała rozwinąć swoją modelingową karierę w Londynie...
Ostatnio zmieniony przez Elijah J. Swansea dnia Pią Wrz 06 2019, 19:28, w całości zmieniany 1 raz
Chyba pierwszy raz szła do Klasy Artystycznej w tak dobrym nastroju. Wysokie obcasy czarnych szpilek stukały rytmicznie, gdy Puchonka energicznym krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Pierwsze dni szkoły zawsze wydawały jej się tak samo nierzeczywiste - choć magia była dla niej czymś zupełnie normalnym, tak sama placówka edukacyjna potrafiła przypominać bajkowy świat. Nic więc dziwnego, że rozmarzone dziewczę z uśmiechem skakało po ruszających się kondygnacjach schodów i rzucało "dzień dobry" do każdego mijanego obrazu. Cieszyła się na nowy semestr, być może większość tej radości przerzucając na liczne plany treningów drużyny Hufflepuffu. Teraz jednak miała inne plany. Była podekscytowana wymianą i już na Wielkiej Uczcie odwracała się za wszystkimi obcokrajowcami, którzy ściągali na siebie uwagę niezwykłymi akcentami. Nie zamierzała przepuścić okazji pójścia na lekcję kogoś innego, toteż chętnie upchnęła w planie zajęcia profesor Fikus. Niby nigdy nie była aż tak skora na edukowanie się z zakresu Działalności Artystycznej, ale teraz coś się zmieniło. Nie ograniczała się już tylko do fotografii, a powód był prosty - matka. Aileen Eastwood uparcie ciągała córkę na wszelkie możliwe pokazy mody, wciskała ją w swoje kreacje i próbowała zrobić z niej modelkę, twarz własnych dzieł. A Cheryl w końcu przestała się opierać, dochodząc do wniosku, że może spróbować. Musiała przez to ominąć trochę czasu spędzonego przez resztę Hogwartczyków na Saharze, ale cena nie była wielka. Rzecz w tym, że bardziej od samego modelingu, spodobało jej się krawiectwo i projektowanie. Cher pierwszy raz miała realną okazję samej coś stworzyć i nagle okazało się, że wszelkie nauki matki nie poszły na marne. Co więcej, dziewczęca fascynacja modą również okazała się być czymś, co Wiśni nie wadziło. Nauczycielka z Souhvězdí była blisko powiązana z tym światem, przez co zajęcia z Działalności Artystycznej brzmiały jeszcze bardziej atrakcyjnie. Zresztą, nawet jeśli będą babrać się w glinie... Zawsze jakieś ciekawe doświadczenie, prawda? - Dzień dobry - przywitała się kulturalnie, wchodząc do pomieszczenia. Jej spojrzenie zaraz uciekło ze zgrabnej sylwetki profesor; @Fabien E. Arathe-Ricœur, tutaj? Eastwoodówna poprawiła koka, którego wcześniej niedbale zakręciła na różdżce. - Hej, Fab - przywitała się ciszej, nie chcąc mu przeszkadzać. Uciekła zaraz do pierwszej lepszej ławki i tam też zamierzała oczekiwać na rozpoczęcie lekcji, w międzyczasie leniwie przeglądając wizbooka.
Lekcje artystyczne zawsze były tymi ulubionymi Gabriela. Nic więc dziwnego, że kiedy usłyszał o przyjezdnej nauczycielce, która miała prowadzić te zajęcia nie mógł się ich doczekać. Nie wiedział czego się może spodziewać, ale nie był zbyt wymagający - zależało mu, żeby nauczyciel chociaż odrobinę rozumiał sztukę. Nie lubił tłumaczyć podstawowych rzeczy i interpretować swojej własnej sztuki innym osobom. Prawda jest taka, że nawet to, co dla jednych jest obrzydliwe dla innych może być czymś pięknym i to powinien według niego rozumieć nauczyciel od DA. Wstał dość wcześnie, żeby nie spóźnić się na zajęcia, a przy okazji zjeść coś przed nimi. Nie kłopotał się sprawdzeniem co będą robić na zajęciach - praktycznie żadna dziedzina sztuki mu nie przeszkadzała. W jednej czuł się lepiej, w drugiej gorzej, ale sztuka to sztuka. Chodzi w niej o wyrażanie siebie, nie ważne czy przez wiersz, czy poprzez gliniany garnek. Do klasy wszedł dość sporą chwilę przed zajęciami, ale i tak nie był pierwszy w sali. Ba, była już w niej cała zgraja jego kuzynów, co wcale go nie dziwiło. Zdziwiłby się, gdyby Swansea nie mieli stuprocentowej frekwencji na zajęciach tego typu. W końcu ich rodzina słynęła z ludzi robiących w sztuce. Mijając biurko profesor (z której nazwiskiem nie zdążył się zapoznać), cicho się z nią przywitał, przez przypadek skinął głową do Fabiena, który raczej nie mógł tego zauważyć i szybko czmychnął z przodu klasy. Podszedł do całej zgrai łabędzi, przytulając kuzynki i witając się w mniej czuły sposób z kuzynami. Postał nawet chwilę przy nich, próbując rozkminić o co chodzi z tą całą nagłą miłością Cassa do Eliego, ale wolał nie wnikać w to wszystko. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Zmierzwił jeszcze włosy Elaine, po czym odsunął się od rodziny, kiedy każdy z nich zaczął rozmawiać z kimś innym. Zbyt dużo Swansea w jednym miejscu nie może skończyć się dobrze. Zwłaszcza, podczas lekcji w klasie artystycznej. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do dziewczyny, która siedziała kilka stolików obok. Uśmiechnął się najładniej jak umiał i chrząknął cicho, żeby nie wystraszyła się na dźwięk jego głosu. - Cześć, mogę się dosiąść? - powiedział do dziewczyny, którą kojarzył z widzenia. Nawet chyba się kiedyś poznali. Miała takie słodkie imię, coś związanego z owocami. Chyba. Niezręcznie odgarnął włosy z czoła, czekając na odpowiedź. Puchonka nie powinna go wygonić z ławki, prawda?
Dało się domyśleć, że artystyczna rodzina Swansea pojawi się na zajęciach związanych ze sztuką tłumnie, albo bardzo tłumnie. W tym wypadku ta druga opcja była bliżej prawdy. Nowy rok szkolny jeszcze nie zdążył nikogo znudzić natłokiem obowiązków, nowa nauczycielka z wymiany wciąż intrygowała, bo, oprócz być może pojedynczych incydentów podczas uczty w Wielkiej Sali, niewiele osób miało z nią styczność i zdążyło ją poznać, czy obserwować na tyle długo, by móc cokolwiek mądrego o profesorce powiedzieć. Od wejścia poczuła atmosferę typową dla szkolnego korytarza - osób, nawet nie licząc rodzinki Łabędzi, było mnóstwo. Davies rozejrzała się pospiesznie po klasie, usiłując znaleźć spokojniejszy punkt, z którego mogłaby co najwyżej bezpiecznie obserwować wydarzenia, zanim zacznie się lekcja. Skinęła głową do nauczycielki, uznając, że i tak było na tyle głośno, że jej słowa pewnie znikną w tłumie innych. A nawet, jeżeli nie, wolała się nie dokładać do powstałego chórku. Oazą spokoju okazał się Matt - siedzący mocno z tyłu i niemalże niewidoczny zza pozostałych sylwetek uczniów i studentów. Mijając kolejne ławki, jedynie uśmiechała się niepewnie do znajomych, bo nie miała w planach angażować się w żadne dyskusje na środku sali. Tym bardziej, że przyszła właściwie na ostatnią chwilę, a zatem i tak niedługo wszyscy powinni grzecznie znaleźć się na swoich miejscach z zamkniętymi i wsłuchanymi w lekcję buziami. - Onyo ma już imię? - zagadnęła po przywitaniu się z Mattem znacznie szerszym uśmiechem, niż dotychczas. Niby miała już nie wszczynać żadnych rozmów, ale akurat kwestia nowego domowego pupila Gallagherów nie chciała dać jej spokoju, kiedy już spotkała po wakacjach któreś z nich. Nie czekając na odpowiedź, dosiadła się do ławki zajmowanej przez Ślizgona i odłożyła plecak na parkiet przy jednej z nóg podtrzymujących blat.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Cassiusowi nawet jedna brew nie drgnęła. Ten ton głosu, którym zaszczycił go Elijah nie był w żadnym razie wyjątkowy. Warczenie na siebie nawzajem było już niemalże ich wspólną tradycją. Ponadto Ślizgoński Swansea nawykł już do tego, że większość ludzi nie darzy go sympatią, co zresztą bardzo mu odpowiadało. Nie było przecież nic gorszego na świecie od nijakich i płytkich relacji. Wobec tego zdecydowanie bardziej cieszył się z tej niechęci, niż gdyby okazało się, że to dziwne piwo z uczty cokolwiek między nimi zmieniło. Nie zniósłby tego rzygania na siebie tęczą. - Ugryź się - odpowiedział mu więc tylko, uśmiechając się przy tym wyjątkowo niewinnie. Nie można było oprzeć się wrażeniu, że Cassius coś knuje. Jednakże zamiast wyciągnąć w tym momencie różdżkę i zasiać zniszczenie on po prostu popatrzył na Elaine. Och tak, szczery uśmiech i przyjemność z czasu spędzonego w gronie rodziny. Pewnie mógłby faktycznie czerpać z tego radość, gdyby nie pewna wesz czająca się w ich towarzystwie… może nawet były ich dwie, co uznał po dostrzeżeniu w tłumie postaci Gabriela. Ich relacje także nie były szczególnie bliskie. Dość wymownym był fakt, że Cassius zdecydowanie lepiej dogadywał się z łabędzimi kobietami… - Ela, kiedy ja nie dam rady żyć bez miłości i wsparcia mojego drogiego kuzyna. - Mówiąc te słowa skorzystał ze sporej porcji sarkazmu, ale pod sam koniec uśmiechnął się łagodnie, żeby wiedziała, że nie jest to w żadnym stopniu personalny przytyk w jej kierunku. Prawdę mówiąc, liczył na to, że odbije się on od Elaine i ugodzi w jej bliźniaczego brata, który nieszczęśliwie nie zdołał urodzić się martwy. Widząc jak jeden z obiektów jego zainteresowania zdradza familię, aby spoufalać się z jakimś Puchońskim prefektem, stracił nimi zainteresowanie. Jego jasne oczy otaksowały pobieżnie pozostałe osoby zjawiające się w klasie. W międzyczasie Swansea podążył palcami w stronę swojej siostry. Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że odwróciła się do niego tyłem, wobec czego zerknął na nią kątem oka. Pochyliła się i wróciła do rysowania, więc dźgnął ją lekko w bok i nachylił się ponad jej ramieniem, aby zajrzeć w jej szkice. - Co to będzie? - Zapytał, starając się wyłowić z linii i zawijasów jakiś konkretny kształt. Proces twórczy jego i Caelestine był tak skrajnie odmienny, że często zupełnie się nie rozumieli. Ona tworzyła zawsze to, co tkwiło jej w głowie. Czasami wręcz ją nawiedzało, jeśli można było tak to nazwać.. On inspirował się codziennością, którą widział przed sobą lub tą, którą zdążyła zarejestrować jego fotograficzna pamięć.
Kaia myślała, że będzie pierwszą przybyłą do sali, lecz z zaskoczeniem zauważyła, że tak nie jest. Szybko zerknęła na pozłacany zegarek na swoim ręku i marszcząc brwi oszacowała, że wstała jakieś ponad dwie godziny temu. Sporo ponad dwie godziny temu. Ile siedziałam zmyślona w Pokoju Wspólnym? , pomyślała, ale ostatecznie uznała to za nieistotne. Sporo osób siedziało już przy stanowiskach, lecz jej nieśmiałość momentalnie poprowadziła ją przez zakurzoną klasę do pierwszej ławki po lewej stronie, gdzie nie siedział nikt. Kojarzyła sporo osób, ale bała się z nimi porozmawiać. Mocno ścisnęła skórzany pasek czarnej torby i odsunęła sobie krzesełko. Uwielbiała rzeźbienie gliną i cieszyła się, że zajęcia z Działalności Artystycznej odbywają się już w poniedziałek. Doszły ją oczywiście słuchy, że lekcję prowadzić będzie przyjezdna z wymiany i przez chwilę przeżyła szok, gdy jej wzrok skierował się ku biurku nauczyciela. Czyżby ta młoda, piękna kobieta siedząca przy blacie była nauczycielką? - Dzień dobry, pani profesor - wyjąkała cicho Kaia na wszelki wypadek i opadła na krzesełko. By nikt nie zwrócił na nią uwagi, prędko wyjęła z torby książkę i zanurzyła się w jej fabule. Jednak wtedy coś przykuło jej uwagę. Zakładka z powieści leżała już na blacie i była planem zajęć, ale jak się okazało - nie jej własnością. Napisane wielkimi literami nazwisko @Aiden Jenkins aż raziło w oczy. Naprawdę przez przypadek chwyciła nie swoją kartkę? Momentalnie myślami powróciła do Pokoju Współnego, ale musiała być tak zadumana, że nie zwróciła na to uwagi. Krukonka wydęła usta i w zamyśleniu chwyciła kosmyk swoich smoliście czarnych włosów. Nie miała zamiaru ani siły, by maszerować z powrotem do Aidena smacznie śpiącego na tapczanie. Odda mu go później. I ponownie tego dnia, zamiast zagłębić się w lekturę, popłynęła wraz z myślami do samotnego taty siedzącego w pustym mieszkaniu w Londynie. Czy dobrze zrobiła, wracając na ten rok do Hogwartu? Tutaj na dobrą sprawę nie miała nawet z kim porozmawiać, a jej tata oddalał się od niej z każdym rokiem. Po tych wakacjach nawet nie chciało się mu okazywać jakichkolwiek uczuć. Pożegnał ją pustym "do widzenia", ignorując szok i niedowierzanie w jej zielonych oczach o niesamowitej głębi. Wiedziała, że nie tylko po oczach można odczytywać emocje targające jej ciałem i umysłem. Mimika była jedną z wielu rzeczy, których Kaia w sobie nie lubiła. Nie chciała, by twarz odzwierciedlała jej wnętrze.
Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i rozejrzała po swoim stanowisku. Książka, którą parę minut wcześniej rzuciła na blat, leżała niedbale, co wywołało w Kaii uczucie proszące ją o natychmiastową poprawę. Chwilę później powieść wyrównana do brzegu stołu odeszła w zapomnienie, a Krukonka splotła trzęsące się dłonie i przeniosła swój rozkojarzony wzrok na nauczycielkę.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie przyznawała się do tego głośno, ale w gruncie rzeczy lubiła szkołę. Co prawda tylko niektóre jej aspekty i tylko część przedmiotów, jednak tuż po wakacjach i dwóch miesiącach pracy na pełen etat w Ministerstwie pamięć o tym, że nie wszystko w Hogwarcie było warte jej uwagi. W pierwszym tygodniu mogła w każdym razie zaszaleć i poszukać szczęścia na każdych zajęciach - szczególnie takich, które z opisu brzmiały niewymagająco (albo chociaż z nazwy, bo Ette wcale nie interesowała się, co będą robili na lekcji). Artystka była z niej taka jak i koneserka sztuki, czyli właściwie żadna. Nawet własnego ryja nie chciało jej się malować i o ile do pracy chowała resztki opuchlizny, które zdobiły pół jej twarzy odkąd dostała cegłą od jakiegoś neofaszysty na pikniku Organizacji Równości Mugolsko-Czarodziejskiej, o tyle w szkole miała to w nosie. Tutaj i tak często zdarzało jej się już świecić bitewnymi obrażeniami po meczach (zdobytymi niekoniecznie na boisku), więc nie spodziewała się, że wzbudzi tym jakieś zainteresowanie. Na zajęciach pojawiła głównie dla towarzystwa, chociaż kiedy weszła do sali nie zobaczyła nikogo znajomego, kto już nie byłby zajęty rozmową z kimś innym. Przysiadła w jakimś kącie, obserwując drzwi i licząc na to, że ktoś ciekawy jeszcze się pojawi.
Finnigan zdecydowała się na udział w Działalności Artystycznej z jednego bardzo konkretnego powodu - jej matka zawsze powtarzała, aby brać udział we wszelakich zajęciach w czasie studiów, ponieważ to może się przydać, a po studiach prawie na pewno trzeba by było za nie płacić. Tak więc dziewczyna próbowała brać udział w jak największej ilości lekcji, nawet jeśli były one w teorii tak nieprzydatne jak "Działalność Artystyczna". Nie można przewidzieć jakie niestworzone wymagania będą potrzebne do przyszłej pracy Finn. Największym problemem Finn, jeśli chodzi o wszelaką sztukę, było to, że zdolności Krukonki w tym zakresie były, jak to sama nazywała, "wystarczające". Co oznaczało zwykle, że umiała dość ładnie pisać. A nawet trochę rysować. Patykowate ludziki. Przy użyciu linijki. "Gdybym rzeczywiście umiała rysować, nie musiałabym przychodzić na te zajęcia. Jestem pewna, że połowa sali jest na podobnym poziomie co ja!" - Finn czasem miała nikłą nadzieję, że okłamując siebie jakimś sposobem użyje jakiejś nieznanej magii i zagnie czasoprzestrzeń, aż uzyska wymiar, gdzie jej kłamstwa są prawdą. Niestety rzeczywistość miała inne plany. "Ciekawe czy wykładowca zauważy, jeśli będę czytać książkę pod ławką w czasie nudniejszych fragmentów zajęć - przeszło jej przez myśl. Pogrążona w tych myślach Finnigan przysiadła się do kogoś, nie specjalnie przejmując się tożsamością tej osoby. Dopiero po kilku sekundach, zarejestrowała, że jest to Harriette Wykeham. Stanowczo nie najlepszy wybór, ale zawsze mogła trafić na jakiegoś Ślizgona. - Hej - odezwała się Finnigan uznając, że wypada się przywitać.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
O sztuce wiedziała tyle, że irlandzka jest najlepsza. Co do tworzenia własnej, to jakoś nigdy specjalnie nie przyszło jej do głowy, żeby to robić, nie mogła więc nawet powiedzieć, czy jest w o dobra, czy nie. Nie specjalnie ją to zresztą interesowało. Nawet gdyby okazała się być w tym wybitna, to chyba nie widziała się z pędzlami, czy czymś takim. Trochę to było nudne. No i przede wszystkim mało magiczne, a drzemiących w niej pokładów mocy nie można było marnować. Nie miała zamiaru przychodzić na te zajęcia. Wolała posiedzieć sobie nad jeziorem i pokorzystać z tych ostatnich ciepłych dni. Jednak przez cały dzień chodziło za nią niejasne przeczucie, że z jakiegoś powodu powinna iść na lekcję działalności artystycznej. Mimo, że próbowała się skupić, żadna jasna wizja tego, czy miało być to coś dobrego, złego, czy ciekawego nie przychodziła. Z jej darem czasem tak bywało. Nie zamierzała jednak lekceważyć wewnętrznego głosu, który nakazywał jej iść do klasy.