Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Korzystając z wolnego południa @Naeris Sourwolf zaszyła się w klasie artystycznej w otoczeniu pędzli i zabrała się za malowanie zamówionego przez klienta obrazu. Nie było to wprawdzie nic wielkiego, ale takie drobne zlecenia były dla dziewczyny znaczącym przypływem gotówki. Zlecenie związane z namalowaniem małego, ruchomego krajobrazu nie wydawało się dziewczynie szczególnie skomplikowane, jednakże zupełnie nie spodziewała się, że mogą spotkać ją lekkie trudności.
Rzuć kostką, żeby przekonać się co stało się dalej! 1,2 - Gdy już niemal kończyłaś obrazek, gdy nagle do sali wleciał Irytek i mrucząc pod nosem wulgarną przeróbkę Twojego imienia wylał na obraz wiadro farby, po czym odleciał ze śmiechem. Początkowo byłaś totalnie załamana, jednakże po chwili z pomocą magii udało Ci się oczyścić obraz. Otrzymujesz 1 punkt z zaklęć - upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 3,4 - Mimo iż poświęcasz pracy nad obrazem mnóstwo czasu to klient jest niezadowolony i musisz malować wszystko od nowa. Jesteś wściekła i schodzi Ci na to mnóstwo czasu, ale finalnie kończysz poprawioną wersję obrazu, która okazuje się fenomenalna. Twój zleceniodawca jest tak zadowolony, że dopłaca do Twojej pracy dodatkowe 15 galeonów. Upomnij się o nie w odpowiednim temacie. 5,6 - Byłaś tak pochłonięta malowaniem, że nawet nie dostrzegłaś jak późna jest godzina. Wyszłaś z sali grubo po ciszy nocnej licząc, że uda Ci się przemknąć ze spokojem do dormitorium. Niestety przyłapał Cię jeden z nauczycieli patrolujących korytarz i odjął Twojemu domowi 10 punktów. Odnotuj tę stratę w temacie z punktami domów.
______________________
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Do tej pory nie miała pojęcia, jak to się stało, że robiła obrazy na zamówienie. Ktoś jej dolał eliksiru odwagi do soku dyniowego czy co? Na samą myśl o tym, że otrzyma zadanie namalowania czegoś już przechodziły ją dreszcze. Przecież wcale nie była tak dobra! Istniało wielu artystów o wiele lepszych od Naeris i była tego aż zbyt dobrze świadoma. Często myślała o wycofaniu się i schowaniu swojego pseudotalentu znów do szuflady, ale nie starczalo jej na to odwagi. Zwłaszcza, że zleceniodawca zdawał się całkiem tę nieśmiałą dziewczynę lubić, a nawet namawiać do rozszerzenia działalności. Bała się. Bardzo się bała, że nawali, że nikomu nie spodobają się obrazu spod jej pędzla, że naje się wstydu. Zabrała się do pracy w klasie artystycznej, marząc o samotności i spokoju. To nie był pierwszy raz, ale nadal była nieprzyzwyczajona do faktu, że to, co namaluje, później sprzeda. Musiało być perfekcyjne. Kiedy jednak zabrała się za pierwsze kontury, poczuła, że ręka jej się trzęsie. Stres. Wypiła butelkę wody, siadając na chwilę na krzesełku. Przez dobre kilka minut próbowała powstrzymać się od kiełkujących myśli "nie uda mi się". Patrzyła na rozpoczęte dzieło i swoje farby. Nie sposób ukryć, że uwielbiała to. Tworzenie nowych perspektyw, przenoszenie jej spojrzenia na świat na płótno. Lubiła portretować przyrodę i zwierzęta, a najczęściej były to inspirujące, ciepłe obrazy. Niekiedy tworzyła bardziej abstrakcyjne wizje, a każdy kolejny malunek skradał fragment serca dziewczyny. Co prawda, nie tylko malarstwem się interesowała. Uwielbiała też pisać i jeśli znalazła chwilę, chętnie tworzyła nowy rozdział opowieści. Wszędzie widziała niedociągnięcia. Zabrała się do pracy, bo nie chciała zwlekać. Nawet jeśli do deadline'u zostało bardzo dużo czasu. Nie odkładała tego na później i już po godzinie skrupulatnej pracy, powstało małe dzieło. Burza nad ciemnym, wzburzonym morzem. Musiała przyznać, że nawet jej się podoba. Rozpromieniła się na myśl, że może dostanie za niego jakąś sporą sumkę. Zarabianie pieniędzy było przyjemne i przydatne - mogła kupować więcej książek i oszczędzać na przyszłość. Wtedy znikąd wpadł Irytek i zepsuł pracę Krukonki. Przestraszyła się nie na żarty. Na skraju załamania próbowała poradzić sobie z poplamionym farbą płótnem, modląc się, żeby nie naruszyć obrazu. Udało się! Kamień spadł Naeris z serca. Ucałowała różdżkę i pogłaskała sztalugę. Wyniosła się szybko, żeby nic nie zdążyło jej zaskoczyć.
Nie mogłam się doczekać sposobności, w której mogłabym się nauczyć czegoś przydatnego na lekcjach odbywających się w Hogwarcie. Magia magią, pochodząc z rodziny o takim, a nie innym statusie czystości krwi, prędzej czy później miałabym do czynienia z takimi przedmiotami jak transmutacja czy ONMS, tyle że to nie moja bajka. Z tego też powodu niezmiernie ucieszył mnie fakt, że ogłoszone zostały zajęcia z działalności artystycznej. Z kufra znajdującego się w moim dormitorium wyciągam pęk pędzli, na stopy nakładam stojące przy łóżku wygodne buty i kieruję się do klasy, w której mają odbyć się zajęcia. Pukam do drzwi, a kiedy słyszę, że odpowiada mi znajomy głos nauczyciela, naciskam na klamkę, żeby wejść do środka. - Dzień dobry, profesorze - mruczę. Ku mojemu zadowoleniu, nikogo nie ma jeszcze w pokoju, więc rozglądam się ze spokojem, żeby znaleźć jakieś wygodne miejsce w kącie sali. Tam też się kieruję i następnie siadam. Kładę pędzle na ławce przed sobą, chociaż nie mam pojęcia, czy będą nam w ogóle potrzebne. Przede mną stoi szklane naczynie z wodą, korci mnie ciekawość. Co tym razem, profesorze Forester? Skupiam wzrok na przedmiocie i pogrążam w zamyśleniach. Dlaczego nie mamy zajęć technicznych czy związanych z mechaniką? Mam nadzieję, że żaden mało elokwentny czarodziej nie zajmie miejsca koło mnie... Nie lubię bezsensownych dysput i gadki w stylu small talk.
Artystyczne wnętrze Nessy aż podskoczyło radośnie, gdy pojawiło się zawiadomienie o zajęciach związanych ze sztuką. Nic nie sprawiało rudej tyle przyjemności, co działalność artystyczna — zwłaszcza że ostatnio uzyskała dyplom uprawniający ją do nazywania się artystą. Nazwisko jednak zobowiązywało. Niezależnie jaka byłaby jej forma, nie mogło zabraknąć tam ślizgonki. Uśmiechając się pod nosem, spakowała torbę, przerzucając ją następnie przez ramię i kierując się w stronę klasy. Leniwym krokiem przemierzała korytarze, nucąc sobie pod nosem i jak to miała w zwyczaju — ignorując wszystko dookoła. Miała na sobie szkolny mundurek — biała koszula tkwiła wpuszczona w spódniczkę z wyższym stanem, sięgającą nieco przed kolano. Jej materiał oczywiście był w brawach domu Salazara, podobnie jak wstążka pod szyją. Do tego dobrała zakolanówki i buty na delikatnym obcasie, dzięki czemu zyskała kilka centymetrów. Burza rudych, naturalnie wijących się włosów, zapleciona była w luźny warkocz, opadający niesfornie na lewe ramię. Podniosła spojrzenie orzechowych oczu, gdy skręcała w jeden z korytarzy, wpadając na kogoś przez nieuwagę. Cofnęła się pół kroku, lustrując wzrokiem przeszkodę, którą okazała się @Blaithin ''Fire'' A. Dear . Na pełne wargi żmijki wpełzł zadziorny, ciepły uśmieszek. —Blaith, skarbie! Dawno Cię nie złapałam! Co się stało, że jesteś sama?—zaczęła zaczepnie, puszczając jej oczko. Skrzyżowała ręce pod biustem, przekręcając głowę nieco na bok i przyglądając się jej w milczeniu chwilę. Uwielbiała w ich relacji to, że pomimo niezbyt częstego kontaktu to zawsze mogły na siebie liczyć. Były skrajnie różnie, a tak mylnie podobne. Westchnęła cicho.—Czyżbyś szła na zajęcia artystyczne? Jeśli chcesz, to możemy pójść razem. Chcesz. Umierałaś z tęsknoty za swoją uroczą kuzyneczką! Dodała pełnym entuzjazmu tonem, bez słowa biorąc ją pod rękę i ciągnąć dalej, w stronę miejsca, gdzie wyznaczone było spotkanie. Ton ten nie zniósłby raczej sprzeciwu, a Fire znała ją prawdopodobnie na tyle, żeby o tym wiedzieć.W ten sposób Lanceleyówna okazywała sympatię, co zrobić. Ciekawość ją zżerała, co takiego będą robić. Dwa rudzielce o mizernym wzroście wpadły do klasy, konwersując ze sobą w czasie tego krótkiego spaceru. Orzechowe ślepia Nessy omiotły spojrzeniem sale, a brew nieco drgnęła, unosząc się ku górze w akcie zaskoczenia. Po co te miski? Obróciła głowę w stronę Fire, posyłając jej pytające spojrzenie. Obydwie nie były zaprzyjaźnione z tym żywiołem. Potwór z Loch Ness następnie zrobił kilka kroków w przód, zostawiając jaj ramię w spokoju i uśmiechnął się do profesora kącikami ust, kiwając głową na przywitanie. —Dzień dobry Panie Profesorze. Skierowała następnie kroki do jednego z wolnych stanowisk, zsuwając torbę z ramienia. Cóż, zajęcia związane z muzyką to nie będą na pewno.. Kiwnęła głową w stronę kuzynki, wskazując jej miejsce obok siebie. Dawno nie spędzały razem czasu, a co dopiero z pracowaniem w grupie na lekcjach. Obydwie były artystkami o mocnym temperamencie stąd Nessa wiedziała, że współpraca zaowocować może czymś wyjątkowym.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wyjątkowo zajęcia artystyczne widniejące na planie nie wzbudziły w nim wielu pozytywnych emocji. Awersji nie budziła w nim sama lekcja, a raczej mało odpowiedni termin. Nie lubił, kiedy coś go ograniczało, a jednak wciąż dający o sobie znać ból w ręce włożonej w temblak nie sprzyjał na zajęciach opierających się na pracy manualnej. Mimo to, uparł się, że przyjdzie, choćby zębami mając zastępować niesprawną rękę. Kiedy Clarke wszedł do klasy artystycznej, poza profesorem - do którego już w progu skinął głową z pogodnym "dobry" na ustach - znajdowały się w niej już trzy dobrze mu znane panie. Pierwsza jego uwagę zwróciła charakterystyczna ruda czupryna, która natychmiast ściągnęła jego kroki do zajętej ławki, właściwie tylko po to, aby mógł powiedzieć dwa słowa. - Loch Ness - przywitał się z zaczepnym uśmieszkiem skierowanym do @Nessa M. Lanceley- Upewniam się tylko, czy jeszcze o mnie pamiętasz. - Przesunął potem wzrokiem do @Blaithin ''Fire'' A. Dear, by i jej podarować cenną minutę jego uwagi. Uśmiech na jego ustach jeszcze trochę się poszerzył, nabierając jednocześnie złośliwego tonu. - Fire, to jak zawsze nieprzyjemność cię widzieć. Przychodzenie za wcześnie na lekcje nie było dobre dla Clarke'a, bo ewidentnie zaczynał się nudzić, tym bardziej, kiedy sam nie przyprowadził sobie żadnego towarzystwa. Nie zależało mu też na tym, aby bardzo przeszkadzać dziewczynom, więc posyłając im jeszcze jeden uśmiech, odszedł w stronę @Coco Weatherbee. Nie zajął miejsca obok krukonki, ale przed nią, by nie zamykać im opcji na inne towarzystwo. - Nie samotnie ci tu w kącie? - zagaił, podnosząc jeden z jej pędzelków i obracając go w palcach. Nie wiedział jakiej reakcji może spodziewać się po znajomej. To raczej on był gadułą i to raczej on mógł rozprawiać o zupełnych głupotach. Czy Coco zamierzała to przyjąć, czy odrzucić, zależało tylko od niej.
MOŻNA SIĘ PRZYSIADAĆ
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Zamiłowanie do zajęć manualnych, zaangażowanie w rysowanie oraz szycie sprawiło, że Alise nie mogła doczekać się zapowiedzianych lekcji. Przemierzała korytarz z delikatnym uśmiechem na ustach, trzymając w rękach podręcznik do ONMS, który zdążyła chwilę wcześniej wypożyczyć z biblioteki. Dormitorium nie było jej po drodze, a torbę miała pełną, więc nie zostało jej nic innego jak tulenie go do piersi. Blondynka kiwała głową z uśmiechem do mijanych, znanych sobie mniej lub bardziej osób, emanując jak zwykle pozytywną energią i serdecznością. Ubrana była w szkolny mundurek — czarną, plisowaną spódniczkę, białą koszulę na krótki rękaw, zakolanówki i krawat w kolorach swojego domu. Na kieszonce na piersi doszyty był emblemat Ravenclawu. Zwykle preferowała delikatniejsze, bardziej pastelowe ubrania, jednak regulamin szkolny wyraźnie mówił, aby na zajęcia przychodzić w stroju oficjalnym, chyba że odbywały się one na zewnątrz lub nauczyciel nakazał inaczej. Na pelerynę było jednak zbyt ciepło. Weszła do klasy pewnym krokiem, rozglądając się po twarzach zebrany. Na buzi dziewczyny pojawił się uśmiech skierowany do wszystkich znajdujących się już na miejscach. — Cześć wam! — rzuciła wesoło, zamykając za sobą drzwi i poprawiając torbę na ramieniu. Pasma jasnych włosów opadały jej niesfornie na plecy i ramiona, kołysząc się przy każdym jej ruchu. Dostrzegając znajomą twarz, podeszła do miejsca, gdzie siedział @Ezra T. Clarke , opierając się dłońmi o ławkę. Jej błękitne oczy zatrzymały się na twarzy chłopaka. — Mogę? Gdy otrzymała pozwolenie, zajęła miejsce obok. Torbę położyła przy krześle, natomiast trzymany podręcznik na biurku przed sobą. Jasnowłosa oparła się wygodniej na siedzisku, kładąc dłonie na swoich kolanach. — Dziękuje. We dwójkę zawsze raźniej.— kontynuowała ze spokojem, obracając głowę przez ramię i patrząc na kolejną krukonkę, której posłała delikatny uśmiech. Zatrzymała wzrok na twarzy @Coco Weatherbee, odgarniając kosmyk jasnych włosów ze swojej. Była naprawdę urodziwą dziewczyną o pięknych, ciemnych włosach i oliwkowej karnacji.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Działalność artystyczna zawsze kojarzyła się z tym bardziej luźnym przedmiotem, a Mefistofeles chętnie się tego trzymał. Podobało mu się to ruszanie kreatywności, chociaż wszystko też zależało od jego nastroju - nieszczególnie dobrze bawił się na zajęciach, na których mieli przedstawić jakieś drobne improwizacje teatralne... Ale tego dnia akurat był fenomenalnie nastawiony do całego świata - w końcu wydostał się ze Skrzydła Szpitalnego i mógł pewnym, powolnym krokiem charakterystycznym z utykania na jedną nogę, ruszyć w stronę klasy artystycznej. Nudziło mu się już leżenie, odpoczywanie i nadrabianie zaległości w tak mało mobilny sposób. Mimo wszystko po bójce z trollami Blanc przetrzymała go dość długo, zresztą nic dziwnego; Nox sam wiedział, że nie był w najlepszej formie. Ostatecznie został ślicznie poskładany i mógł o własnych siłach przemierzać Hogwart. A to już sukces. Foresterowi rzucił krótkie "dobry" na powitanie, niemal od razu przebiegając spojrzeniem po sali, aby znaleźć sobie jakieś wygodne miejsce. Jedna wielka graciarnia, która normalnie stanowiła za wyjątkowo interesujące miejsce, teraz wydawała mu się za mała. Za bardzo przepełniona tymi wszystkimi drobiazgami, za bardzo... zamknięta? Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż Noxowego kręgosłupa, gdy pospiesznie (na tyle, na ile mógł - noga bolała i niby się przyzwyczaił, ale jednak...) znalazł sobie miejsce tuż przy oknie. Nie pytał, czy może je otworzyć, a po prostu to zrobił, wpuszczając trochę świeżego powietrza do pomieszczenia. Sam zaś, zamiast usiąść przy stanowisku z miskami z wodą, po prostu oparł się o parapet i wyjrzał na błonia. Oddychał spokojnie, chwytając z zadowoleniem każdy powiew wiatru i pozwalając sobie na chwilę zapomnienia; tak jak lubił lekcje Forestera, tak najchętniej wcale nie chowałby się w zamkowych murach.
Towarzystwo mam już zaplanowane, @Emily Rowle - czekam! <3
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
*uwaga, ściana tekstu* Fire nie była ani w dobrym humorze, ani w złym. Co znaczyło, że zachowywała się w miarę spokojnie i nie rzucała kulami ogniami od razu, gdy ktoś robił coś nie tak. Była jak zwykłe odrobinę chłodna, odrobinę zbyt sztywna, odrobinę mniej nieznośna niż, gdy miała wszystkich dość. Związała włosy w zwykły kucyk, na ciemne ubrania zarzuciła czerwoną szatę, zawiązała też krawat w barwach Domu Lwa. Mogła w końcu wyruszyć na zajęcia Forestera, ale w jej postawie nie dało się wyczuć ani odrobiny zapału. Czy też pozytywnej energii. Ktoś na nią wpadł i zachwiała się niebezpiecznie w ostatniej chwili łapiąc za stojącą w korytarzu zbroję i odzyskując równowagę. To, że był to nikt inny, a @Nessa M. Lanceley nieco Fire uspokoiło. - Lanceley. - powitała ją i otworzyła nieco szerzej oczy, próbując zrozumieć, dlaczego to dziwne, że jest sama. Często bywała. Nie lubiła ludzi. Fire zbyt często analizowała słowa innych osób, żeby nie wyciągnąć wniosków nawet z tak krótkiego komentarza. W myślach zdążyła przemknąć przez wszystkich, z którymi spędzała ostatnio czas. - Swoją gwardię i fanów zostawiłam przy dormitorium. - powiedziała, machnąwszy ręką. To Nessa wydawała się chętniej przebywać z towarzystwem czy to syna Fairwyna, czy też Theodore albo innych Dearów... - Raczej to ja powinnam ci zadać takie pytanie. Uniosła lekko brew, ale to by było na tyle z jej ekspresji mimiki, bo nadal zachowywała się, jakby połknęła kij. Nessa trafnie odgadła, że zmierzała na zajęcia, a nie miała nic przeciwko, żeby pójść ze Ślizgonką. Ciężko byłoby się nudzić w jej towarzystwie. Czasem tylko robiła coś, czego nie powinna. Lanceley mogła perfekcyjnie wyczuć, jak mocno spięły się wszystkie mięśnie Fire. Ciągnięcie jej za sobą przypominało trochę ciągnięcie opornej kłody. Nie ułatwiała tego Ślizgonce, próbując zapanować nad odruchem wyrwania się i zacisnęła szczęki. - Naturalnie, jak mogłoby mi nie brakować tego entuzjazmu. - powiedziała w odmienności od wesołego tonu Nessy zmieniając głos na poważny i niezbyt zadowolony. Czyli właściwie taki jak zwykle, ale miał być też wyraźnym znakiem, że przecież musiała wiedzieć, jak bardzo Fire tego nie lubi. Gdyby zrobił to ktoś inny już uderzyłaby go z pięści w nos. - Ta twoja aura, Lanceley... niesamowicie poprawia mi humor! Próbując nie mruczeć zbyt wiele pod nosem, dała się zaprowadzić do klasy artystycznej. Ciekawiło ją, co tym razem wymyślił Forester. Z ostatnich zajęć wyszła ochlapana, a teraz zauważyła, że na ławkach również stoją miski z wodą. Czy naprawdę w tej szkole nie pozostanie żaden nauczyciel, którego nie będzie darzyć niechęcią? Albo lepiej: czy w tej szkole nie pozostanie coś, na co Fire nie mogłaby narzekać i psioczyć? Na pytające spojrzenie Nessy Fire tylko wzruszyła ramieniem. Resztka optymizmu w Blaithin odżyła i stwierdziła, że może nie będzie tak źle. Poza tym nadal myśli dziewczyny nie odbiegały za bardzo od tego, że nadal jest trzymana, co przyprawiać ją zaczęło o irytację. Odczuła więc ulgę i spłynął na nią spokój, gdy była wolna od znienawidzonego dotyku. - Najdroższa kuzynko, jeśli jeszcze raz tak zrobisz to połamię ci tę rękę tak, że nie będziesz mogła robić nawet za wieszak na ubrania. - oznajmiła, kwitując to przesłodzonym uśmiechem rozciągającym zazwyczaj mocno zaciśnięte lub wygięte w nieprzyjemnym grymasie wargi Fire. Nessa nie musiała odbierać tego poważnie... chyba. Z sympatii dla Gryfonki powinna jednak mieć świadomość, jak wysoko ceniła ludzi, którzy szanowali jej różnorakie dziwactwa. W ślad za nią Blaithin mruknęła jakieś niewyraźne "Bry" w stronę profesora i poprawiła nieco pogniecioną szatę. Usiadła obok Ślizgonki i ledwo zdążyła sprawdzić, czy w torbie ma swoje przybory, jak zwierciadełko i zestaw pędzli, gdy usłyszała głos, przez który trochę zamarła. Przypomniała sobie jednak, że nie może sobie pozwalać na podobne reakcje i szybko zamknęła torbę, a ręką pogładziła odznakę prefekta. Uosobienia jej koszmarów nie mogło zabraknąć na tych zajęciach, przecież talent tak cudownie komponował się z całą osobą Clarke'a. Jak jego drugie imię. Albo trzecie, zaraz po kretynie. Popatrzyła na @Ezra T. Clarke nieprzyjaźnie. Mógł ją zostawić w spokoju, nawet na drobne zaczepki nie miała humoru. - Czy to ci mówią twoi rodzice, jak widzą cię w progu? - zapytała bez cienia zdenerwowania w głosie. Ostatnie czego potrzebowała to wdawanie się w dyskusję z Krukonem, dlatego ucieszyło ją, że wybrał sobie inną ofiarę na tę lekcję. Bo utrzymywanie maski obojętności nie było aż tak łatwe. Jeszcze nie. - Merlinie, on jest jak jakaś epidemia. - powiedziała nagle. Bardzo chciałaby pozostać w strefie objętej kwarantanną... Fire zorientowała się, że Nessa najprawdopodobniej nie wie, o co jej chodzi. A chodziło o to, że zdecydowanie zbyt często miała z Ezrą ostatnio do czynienia. Zdawało się, że piękne czasy, kiedy trzymali się z daleka i stosunkowo rzadko na siebie wpadali minęły. A on coraz częściej kręcił się też wokół znajomych Gryfonki, jak jakiś krążący sęp, i przyprawiał rudowłosą o niepokój. Co gorsze, zdawali się go lubić i wpadać w sidła jego sympatycznego uśmiechu. "Jeszcze o mnie pamiętasz"? A czemu miałaby pamiętać? Z ust Fire nie padło podejrzliwe "znacie się?", zamiast tego otworzyła swój zeszyt z nutami, żeby udawać, że go przegląda. Mogła też dopytać o kurs artystyczny, bo obiło jej się o uszy, że Nessa do takowego przystąpiła, ale tylko wypuściła powietrze nosem. Wzrokiem przesunęła również po sylwetce @Mefistofeles E. A. Nox, ale jego wzrok skierowany był na błonia, więc nie zrobiła nic więcej.
Pewnie nie powinnam już marnować mojego bardzo ograniczonego czasu na zajęcia z magii artystycznej, jednakże mimo tego bardzo lubiłam zajęcia z Forresterem i szkoda było mi je tak po prostu odpuścić, szczególnie że jako jedne z nielicznych pasowały do mojego kręgu zainteresowań. Mimo moich ambicji w ostatnim czasie zdecydowanie wolałam poświęcić czas na rozwijanie się w kwestii kultury niż chociażby na wkuwanie transmutacji. Na miejscu pojawiłam się tuż przed rozpoczęciem zajęć, bo pędziłam tuż z sesji zdjęciowej do płyty. Z tego względu wyglądałam odrobinę zbyt elegancko jak na zajęcia szkolne, jednakze nie zamierzałam się przejmować szeptami osobników pokroju Clarke, którzy mogliby to komentować. Po wejściu do sali dostrzegłam @Nessa M. Lanceley i @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Pomachałam w stronę przyjaciółki i kuzynki obdarzając obie dziewczyny szerokim uśmiechem, nie zdecydowałam się jednak siadać koło nich - wybrałam miejsce z boku, żeby nie rzucać się w oczy.
Ogłoszenie zajęć artystycznych było czymś co codziennie Sanne miała nadzieję znaleźć na tablicy powiadomień w Pokoju Wspólnym. Tego dnia nie zawiodła się na Foresterze, dlatego z szerokim bananem na ustach i w podskokach ruszyła do sowiarni, aby uświadomić @Heaven O. O. Dear, że tym razem się nie wykręci i będzie musiała wybrać się z Holenderką na te zajęcia. Przecież to była sama przyjemność w nich uczestniczyć. Nikt Cię nie ocenia, nikt nie wymaga niestworzonych rzeczy - liczysz się tylko ty, a jedyną granicą jest twoja kreatywność. Czyż nie brzmi to zachęcająco? Najwyraźniej Ślizgonka uświadomiła sobie, że Sanne naprawdę nie da jej spokoju z tymi zajęciami, dlatego o umówionej porze pojawiła się na szóstym piętrze, gdzie znajdowała się Klasa Artystyczna. - Heaven, nie powiem, jestem pozytywnie zaskoczona, widząc Cię tutaj - odparła na przywitanie z lekkim uśmieszkiem, błąkających się na jej ustach. Bez zbędnego ociągania się, przekroczyły próg sali, od razu rozglądając się w poszukiwaniu najdogodniejszego miejsca. Sanne wypatrzyła kilka znajomych twarzy, między innymi @Nessa M. Lanceley, @Mefistofeles E. A. Nox, czy też niedawno poznany @Ezra T. Clarke, którym posłała ciepły uśmiech bądź machnęła ręką w drodze do wypatrzonego stolika. Panienka van Rijn wlepiła swoje ciemne spojrzenie w Ślizgonkę, zauważając jej nietęgą minę. - Hej, rozchmurz się - nakazała i z diabelskim uśmiechem, pstryknęła w nią wodą, którą niepostrzeżenie naniosła na palce wprost ze słoiczka, znajdującego się na ławce.
Howard Forester miał znakomity humor, kiedy tego ranka przekroczył próg trochę zapomnianej już Klasy Artystycznej. Specjalnie do sali przyszedł wcześniej; nawet względne uporządkowanie wszystkich prac, które zagracały pomieszczenie było bardzo pracochłonne, a profesor nie chciał posługiwać się zaklęciami. W dobie zakłóceń za bardzo obawiał się, że przypadkiem mógłby zniszczyć amatorskie, ale samo w sobie bardzo wartościowe dzieło. Nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło; przy pracy najlepiej nuciło się stare hity Roznegliżowanych Boginów! Ostatecznie sztalugi zostały poskładane, a stoliki ustawione w rządki, by wprowadzić chociaż odrobinę stałości w epicentrum artystycznego chaosu. Kiedy @Coco Weatherbee przestąpiła drzwi klasy, posłał jej szeroki uśmiech - tak szeroki, jakiego nie miał już otrzymać nikt później, bo w końcu to Krukonka była pierwszą osobą, która upewniła go, że nie organizuje tych zajęć bezsensownie - i odpowiedział na grzeczne powitanie, skłaniając jednocześnie głowę. Podobnie odniósł się do kolejnych dwóch pań - @Nessa M. Lanceley oraz @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Pobłażliwie za to uśmiechnął się na Krukona, który zamiast wybrać sobie miejsce, robił wędrówki przez klasę, jakby żądlibąki kąsały go w tylną część ciała. - Dzień dobry panno Argent, zawsze miło panią zobaczyć w klasie - powitał z rozbawieniem kolejną uczennicę (@Alise L. Argent), która od razu doskoczyła do swoich znajomych. - Panie Nox, doskonały pomysł - pochwalił za to @Mefistofeles E. A. Nox, kiedy chłopak zdecydował się uchylić okno. Pomieszczenie jednak dawno nie było używane i odrobina świeżego powietrza zawsze była mile widziana. Tak samo jak @Vivien O. I. Dear, która wpisywała się w artystyczną elitę Hogwartu. @Sanne van Rijn i @Heaven O. O. Dear były ostatnimi osobami, które zdążyły przyjść, choć Forester zwlekał odrobinę z rozpoczęciem zajęć, dając czas tym najbardziej punktualnym spóźnialskim. W końcu jednak musiał rozpocząć zajęcia. Zastukał lekko laską o nogę biurka, żeby zwrócić na siebie uwagę. - Kilka słów wstępu i za chwilę będziecie mogli podjąć rozmowy podczas pracy. Niektórym z was zapewne obiło się o uszy słowo "ebru". Ebru to sztuka malarstwa na wodzie, której początki nie są do końca znane. Niektórzy twierdzą, że powstała w Japonii, inni że w Persji. Do Europy dostała się jednak pod nazwą "turecki papier" i do dziś Turcja stanowi główny ośrodek jej rozwoju - wyjaśnił krótko, nie chcąc przesadnie zagłębiać się w genezę, która mogłaby zanudzić uczniów, a przecież jego celem było coś zupełnie przeciwnego. - Specyfiką tego malarstwa jest jego niepowtarzalność. Farba nieustannie porusza się na wodzie, choć dla ludzkiego oka nie jest to aż tak dostrzegalne. Nikt więc nigdy nie podrobi waszej pracy. Chyba że rzuci zaklęcie powielające... Ale nikt własnoręcznie nigdy was nie podrobi - zauważył Forester, uśmiechając się wesoło. Podczas mówienia przemieszczał się po sali, uderzając laską o podłogę. - Możecie się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że farba utrzymuje się na powierzchni wody. To zresztą bardzo ważne pytanie. Otóż potrzebne nam są do tego specjalne akcesoria. Woda, która stoi przed wami, zagęszczona jest specjalnymi algami - karagenem. - Zastukał palcem w niskie naczynie, ale powierzchnia wody nie zamąciła się w typowy sposób. - Drugim składnikiem są farbki przygotowywane z naturalnych pigmentów, to znaczy kolorowych ziemi, glinek lub mielonych skał oraz niewielkiej ilości wody i wołowej żółci. Będziecie je wykonywać sami. - Tu z kolei wskazał na składniki, które wciąż stały na profesorskim biurku. - I tym właśnie zajmiecie się w tym momencie. Proszę, żebyście w miarę możliwości dobrali się w pary ze względu na ograniczoną ilość składników. No i zawsze jest szansa, że co dwie głowy to nie jedna i będziemy mieli mniej będzie sknoconych farb. Każdy z was dostanie też próbkę z właściwie przygotowanym produktem, żebyście wiedzieli, do czego dążyć.Bierzcie składniki i do dzieła. - Klasnął entuzjastycznie w dłonie, oficjalnie kończąc swoją wypowiedź i dając im sygnał, że to jest ich czas na wykazanie się.
Spoiler:
Każdy rzuca jedną kostką, następnie w parach sumujecie: 2-4 - Forester bardzo się starał, ale dla Waszej pary zabrakło próbki z gotową farbą i musicie radzić sobie na wyczucie. Cóż, nie trzeba chyba mówić, że nie idzie to zbyt dobrze. Nie możecie się dogadać w kwestii wymaganej konsystencji farby, ale to nie tak, że któreś chce się okazać mądrzejsze - po prostu żadne z Was kompletnie nie ma do tego wyczucia. "Coś" powstaje, jednak Wasze farbki nie będzie w pełni utrzymywać się na powierzchni wody i znacznie łatwiej będzie się rozpływać (-1 do wyniku przy malowaniu) 5-6 - powinniście być bardziej ostrożni, biorąc pod uwagę, że otacza was dużo małych naczynek zawierających płyny. Na waszym stoliku nie na porządku i kiedy pracujecie, przypadkiem jedna osoba (ta, która wyrzuciła niższą kostkę) trąca łokciem fiolkę z wołową żółcią i rozlewa ją sobie na szatę. Nie pachnie to zbyt przyjemnie, a samymi chusteczkami się tego nie pozbędzie... 7-8 - jesteście bardzo ostrożni z dosypywaniem pigmentu, bo najwyraźniej obawiacie się powstawania grudek lub zbytniego zagęszczenia. W efekcie Wasze farbki wychodzą "mdłe" i nie będą dawały tak fenomenalnego efektu na wodzie. Najważniejsze jednak, że nie są przesadnie rozwodnione, a właściwa dawka żółci utrzyma je na powierzchni. 9-10 - dokładnie obejrzeliście próbkę gotowej farby i wiecie do czego dążycie. Macie jednak problem z dobraniem odpowiednich proporcji; raz dodajecie za dużo wody, a kiedy znowu dosypujecie pigmentu, okazuje się, że farbka staje się zbyt gęsta. To może być frustrujące. Ostatecznie jednak udaje się Wam stworzyć kolory i wymęczeni tą częścią zadania możecie brać się za malowanie. 11-12 - któreś z Was najwyraźniej zna się na malarstwie, także tak nietradycyjnym, bo bardzo szybko znajdujecie idealne proporcje. Wasze farbki mają ładny, intensywny kolor i gładką konsystencję. Gratulacje! (+1 do wyniku przy malowaniu)
(Jeśli nie macie pary, zakładacie, że dostaliście składniki tylko dla siebie. Kostki odpowiednio: 1 / 2-3 / 4 / 5 / 6)
Przerzut za 7 pkt w kuferku z DA
CZAS DO 15.05 DO PÓŁNOCY Jednak będzie to lekcja na dwa etapy, bo zaczęłam rozpisywać kostki i wyszło ich trochę za dużo. Przepraszam więc za kłamstwo w ogłoszeniu ;)
Ostatnio zmieniony przez Howard Forester dnia Sob 12 Maj 2018 - 13:52, w całości zmieniany 1 raz
To nie był jej dzień. Po prostu odkąd wstała wiedziała, że będzie ponosić porażkę za porażką. Po pierwsze, kiedy się obudziła, ciągle czuła, że nie zmyła z siebie tego okropnego zapachu łajnobomby z zajęć miotlarstwa. Próbowała już absolutnie wszystkiego, różnych płynów, wszelkich sposobów, żeby pozbyć się tego zapachu, ale nie działało po prostu nic. Jak grochem o ścianę. No i jak tutaj nie nienawidzić miotlarstwa? Nawet na zajęciach bez latania potrafią człowieka zdenerwować. Obiecała sobie, że dała się wrobić w te lekcje pierwszy i ostatni raz. Pół poranka spędziła na próbie pozbycia się tego zapachu i nawet nie zauważyła, kiedy zrobiła się późna godzina. Wszystko robiła z opóźnieniem, ledwo wyrobiona i zagubiona całkowicie. Dobrze, że nie miała akurat żadnych zajęć... Dopiero w pewnym momencie uświadomiła sobie, że zaczęła się lekcja artystyczna. Nie mogła tego przegapić, zbyt ważne to było dla niej i zbyt ciekawe. Wybiegła szybko i zdyszana wpadła do klasy. Rozczochrana, z niedokończonym makijażem i wciąż tym okropnym zapachem. - Przepraszam za spóźnienie - powiedziała w kierunku nauczyciela szczerze skruszona, bo naprawdę go lubiła a te zajęcia były dla niej ważne. Dosiadła się na pierwsze lepsze miejsce, żeby nie robić zbędnego zamieszania. Tym samym dosiadła się do @Mefistofeles E. A. Nox. Była ciekawa, czy skomentuje ten jej godny pożałowania stan. - Hej - przywitała się, było widać, że jest nie w humorze. Nerwy miała dzisiaj na pograniczu, więc wolałaby nie być sprowokowana. Temat był całkiem ciekawy, mieli pracować w parach. Emily była wyjątkowo chaotyczna tego dnia, więc na ich stole był jeden wielki bałagan, co mogło spowodować, że Nox strącił fiolkę z wołową żółcią na siebie. Nawet jeżeli bałagan był tego przyczyną, to on był niezdarny, prawda? - Świetnie - przewróciła oczami Emily. Cóż, teraz przynajmniej ich stan pasował do siebie idealnie.
Lekcje, najwspanialszy okres w życiu każdego, młodego człowieka. Sęk w tym, że Marceline coraz gorzej przyswajała sobie obecność kilku osób w jej najbliższym otoczeniu, dlatego też na zajęciach zjawiała się nad wyraz rzadko, by choć trochę skupić się na sobie i swoich zajęciach. Oczekiwała, że zajęcia z Foresterem nie będą aż tak złe czy trudne. Farbki. Woda. Malarstwo. Nigdy nie interesowała się tą dziedziną sztuki, ale zdecydowania musiała podjąć się próby stworzenia czegokolwiek. Miała też nadzieję, że nie będzie problemu, że tym razem zdecyduję się ćwiczyć sama, stąd od razu podjęła sie wszelkich prób związanych z zadaniem od profesora. Opuszkami palców przesunęła po jednym z kosmyków, który akurat opadał jej na twarz, po czym przygryzła policzek od środka. Nie zamierzała gwałtownie reagować na jakiekolwiek zadania, dlatego zachowawczo dosypywała pigmentu, który w jej mniemaniu (i zapewne nie tylko jej), nie był dostatecznie dobry. Wydawał się mdły i nijaki, ale przecież najważniejszym było to, że nie przypominało to najgorszego odcienia, a można uznać, że należał do grupy "akceptowalnych". Liczyła, że tak samo będzie sądził nauczyciel i okaże jej odrobinę łaski. Tak, o, po ludzku.
Blaithin była personą wyjątkową. O osobowości tak nieprzewidywalnej, że mimo znania się od dzieciaka — nawet Nessa nie potrafiła przewidzieć do końca jej słów czy zachowań. Niczym płomienie, grzała lub niszczyła wszystko na swej drodze i bardzo rzadko pojawiało się jakiekolwiek "pomiędzy". Wiedziała też, że tylko ze względu na powiązanie rodzinne i wspólne lata, pozwalała jej na więcej i nie łamała jej nosa przy każdej okazji. Taki już był urok ślizgonki, że notorycznie naruszała przestrzeń osobistą czy rzucała zbyt bezpośrednie komentarze, nie myśląc o tym, że komuś może to w jakiś sposób przeszkadzało. W przypadku Dearówny wiedziała, że przeszkadza, a pomimo to nie mogła się powstrzymać. Na wszystkie jej komentarze odpowiadała tym swoim przeuroczym, niewinnym uśmieszkiem, ciągnąc ją niczym kłodę w stronę sali. Nessie to jednak nie przeszkadzało, była całkiem silną i zaradną dziewczyną pomimo niewielkich rozmiarów. — Wydaje mi się moja Droga, że z nas dwóch Ty jednak posiadasz większe grono fanów i antyfanów. Hmmm... Właściwie to nie wiem, gdzie zgubiłam swoją nietypową ferajnę.—zaczęła z teatralnym westchnięciem i wzruszeniem ramion, nie odwracając swoich brązowych oczu od twarzy Fire. Nadal szukała odpowiedzi na to, czy ona była dziwna, czy po prostu oni nienormalni, znosząc jej trudny i męczący charakter. Ruda, gdyby miała stanąć oko w oko sama ze sobą to z pewnością poleciałoby jakieś zaklęcie niewybaczalne.—Tak, wiem Balith — jestem niereformowana i niezastąpiona! Jeszcze wszyscy umarlibyście z tęsknoty za mną, zobaczysz kiedyś. Mówię Ci. Zakończyła, jeszcze jakby na potwierdzenie swoich słów kiwając głową. Ich spacer dobiegał końca, z pewnością ku radości gryfonki. Istniała szansa, że dziewczyna przestanie tak naruszać jej przestrzeń osobistą, chociaż na chwilę. Poprawiła torbę na ramieniu, rozglądając się po sali i zastanawiając się, dlaczego przyszło tak mało osób. Myślała, że na zajęcia związane ze sztuką przyjdą tłumy! Zawsze bowiem było na nich wesoło i przyjemnie. Z zamyślenia wyrwał ją głos kuzynki, zmuszając, aby obróciła twarz w jej stronę. Wywróciła oczyma, kiwając głową. — Gdybyś miała spełnić swoją groźbę za każdym razem, gdy rzucasz ją w moją stronę — byłabym już dawno z sześć metrów pod ziemią skarbie. Aha i łam mi nogi jakby co. Też Cię kocham.— mruknęła, odpowiadając jej tym samym uśmiechem. Była taka rozkoszna! Co jak co, ale Fire irytowała się absolutnie słodko. Nessa grzecznie zajęła miejsce, kładąc torbę koło krzesła. Splotła ręce pod biustem, wbijając spojrzenie gdzieś w przestrzeń i na chwilę pogrążając się we własnych myślach, uciekając gdzieś daleko od Hogwartu. Do czasu, aż znajomy głos uderzył w jej uszy i sprawił, że wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia. Nie zauważyła reakcji kuzynki na krukona, ponieważ spojrzenie orzechowych oczu od razu powędrowało na @Ezra T. Clarke. Uśmiechnęła się zadziornie, pozwalając sobie prychnąć pod nosem niczym niezadowolony z polowania ryś. — Jak mogłabym zapomnieć orzełku? Te fiołki to było coś, a i odważnie potwory po imieniu nazywasz.—odparła z nutką rozbawienia w głosie, przekręcając następnie głowę w stronę swojej równie rudej towarzyszki. Uniosła nieco brew na jej słowa, zaskoczona tak ostrą reakcją. Czyżby się nie lubili? Ostatnie tańce na imprezie świadczyły o czymś innym. Gdy odszedł i zajął miejsce wśród uczniów w błękicie, odprowadziła go wzrokiem. Zaintrygowane spojrzenie wędrowało pomiędzy siedzącym nieopodal Ezrą a kuzynką. —Nie lubisz go? Myślałam, że coś was łączy, bo ostatnio dobrze bawiliście się w swoim towarzystwie.. Uuu, Blaith, jak ostro. Zaraza? Taka śmiertelna? Zapytała pół żartem, pół serio i puściła jej zadziorne oczko. Cóż, za nią i jej relacjami naprawdę ciężko było nadążyć. Doskonale wiedziała, że wystarczy jedno słowo, aby zniknąć z listy akceptowanych przez Pannę Dear. Rozejrzała się po sali, witając się przeciągłym spojrzeniem z @Sanne van Rijn , @Emily Rowle - znów w pakiecie z wytatuowanym ślizgonem, którego znała, ale nie znała i oczywiście z Calineczką, @Marceline Holmes. Zajęcia się zaczęły, skupiła więc uwagę na profesorze, słuchając jego opowieści o technikach malowania. Lanceley była żywo zainteresowana, mimowolnie zaczęła ignorować więc wszystko dookoła, wyjmując pergamin i pióro, notując coraz to ciekawsze i przyjemniejsze informacje. Gdy wyznaczył zadania, uśmiechnęła się pod nosem, zerkając na siedzącą obok gryfonkę. Lepszego duetu na zajęcia ze sztuki na tej sali chyba nie było, albowiem obydwa rudzielce były w nią żywo zaangażowane. Wstała po składniki, przynosząc je do ich ławki i kładąc pomiędzy misami z wodą. Wzięła glinki, żółć i trochę kolorowych, mielonych skał. Nie zajęło im długo. Trochę zaangażowania, pracy w skupieniu i proszę — idealne farbki były gotowe. Piękne, żywe kolory i doskonała konsystencja.
Kostki: Ness 1 (przerzut bo 15 DA w kuferku) > 5, Fire 6 = 11
- Może trochę - odpowiadam bez zawahania, kiedy starszy Krukon przejmuje mój pęk pędzli i bawi się nimi niespokojnie. Jakiż on żywy, zastanawia mnie ten wytrysk energii, nieczęsto mam okazję obcować z ludźmi, a tym bardziej nie z tak pełnymi zapału. Zastanawiam się, dlaczego nie chciał zająć miejsca obok mnie, ale nie robię tego zbyt długo, bo do pomieszczenia wkraczają kolejne dość znajome twarze. Spoglądam w stronę Alyse L. Argent, która wpatruje się we mnie. Unoszę delikatnie kącik ust, po czym odwracam wzrok, skupiając się na słowach Forestera. Cieszę się, że mimo wszystko nadal siedzę sama, nie jestem przekonana, czy praca w grupie byłaby dobrym wyjściem. Wsłuchuję się w każde słowo wypowiadane przez nauczyciela jednej z moich ulubionych dziedzin, z cierpliwością wyczekuję, kiedy będziemy mogli zabrać się do pracy. Przyglądam się dokładnie gotowym farbom, w myślach planując proporcje, z jakimi zmieszam dane składniki. Na ławce rozkładam pojemniczki, w których docelowo będą znajdowały się gotowe barwniki. Dodaję wody na oko (notabene jest to jedna z moich ulubionych metod, która - o dziwo - zwykle daje pożądany efekt), dosypuję do próbki nieco kolorowej glinki i mieszam. Nie do końca wiem w jaki sposób, ale powtarzając czynność udaje mi się uzyskać wszystkie kolory w niemal identycznym do oryginalnego odcieniu. Ebru? - zastanawiam się podczas wyglądania przez okno. Niektóre z moich neuronów nerwowo hehe poszukują wytworzonych niegdyś połączeń, ale nadal nie umiem dotrzeć do tego, czy już kiedyś dane było mi wykonywać pracę tą metodą - Ach, tak, kilka lat temu byłam na pokazach jednego z magicznych artystów w Londynie. Jak on się nazywał? - mrużę oczy, nadal mieszając farbki - Z resztą, nieważne - kończę mieszać ostatnią miksturę i ustawiam ją przed sobą, w rzędzie z pozostałymi. Mają delikatną, gładką konsystencję, perfekcyjne, intensywne kolory... Będzie się nimi świetnie tworzyć. Nie mogę się doczekać, aż sama spróbuję tej techniki.
Wyrwał się z zamyślenia dopiero w momencie, kiedy zebrał pochwałę od nauczyciela; zerknął na niego kątem oka, nie odpowiadając i dalej rozkoszując się świeżym powietrzem. Miejsce w ławce zajął wtedy, kiedy zajęcia się rozpoczęły. Zaraz potem u jego boku pojawiła się spóźniona @Emily Rowle, najwyraźniej w dość kiepskim humorze. Mefisto przyglądał jej się prawdopodobnie o sekundę za długo. Zawsze zwracał uwagę na szczegóły, zatem i teraz nie umknęło jego uwadze przybycie w jakże niedoskonałym stanie. Rowle była śliczna, więc prawdę mówiąc drobne niedociągnięcia niewielką rolę mogły odegrać - poza dodaniem humorystycznego efektu. Trudniej było za to zignorować dziwny zapach unoszący się wokół niej; nieszczególnie przypadł Noxowi do gustu. Nie przypominał perfum, a raczej jakiś nieprzyjemny wypadek. - To chyba nie jest twój dzień - zagadnął, uśmiechając się pod nosem tylko trochę bezczelnie. Zabrali się szybko za robotę, ale jakoś kompletnie nie mogli się zgrać. W efekcie bałagan skończył się potrąceniem jednej miseczki i... - Dobrze, że otworzyłem to okno, bo chyba byśmy się udusili - westchnął, spoglądając na swoją koszulę, całą pokrytą śmierdzącymi plamami. Rzecz w tym, że chusteczki nijak mu nie pomagały, a różdżki - o zgrozo - nie posiadał. Cyprysowy patyk prawdopodobnie stanowił nową zabawkę trolli z Doliny Godryka.
Kostki: ja 1, Emily 4
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Orzełku. Uwielbiał to przezwisko i nie miał pojęcia, dlaczego nikt przed Nessą na taką oczywistość nie wpadł. Ezra tak się starał z tym kombinowaniem dla wszystkich pseudonimów, a nikt nie robił tego względem niego. Nessa zasługiwała za to na ozłocenie. - Nazywam i podkładam rękę pod nos. Jestem ciekawy, kiedy ugryzą - Puścił jej oczko, na słowa Fire nie reagując jednak obojętnością. Nie lubił wspominek o rodzinie, nawet jeśli wiedział, że Dearówna nic nie wiedziała i była to tylko cięta obrona. Sam zaczął. - Pudło, niestety. Na szczęście jestem na tyle kreatywny, by wymyślić przytyk samodzielnie. - Po bardziej chłodnym niż złośliwym tonie mogła jednak wywnioskować, że ostrość odzywki mu nie odpowiadała. Dobrze było więc przejść do bardziej niebieskiego grona. To prawda, że Clarke lubił się narzucać, ale nie dla każdego był w tym arogancki i roszczeniowy, wszystko w granicach rozsądku. Nie chciał od razu zdominować towarzystwa Coco, bo jak sama dziewczyna twierdziła, nie miała bardzo szerokiego grona znajomych. Skoro zaczepiał ją poza Hogwartem, dawał pozostałym trochę forów na zauważenie tej interesującej istotki przynajmniej na lekcji. Ale cóż, następnym razem nie będzie, to była ich strata. Posłał więc jej uśmiech i miał coś dodać, kiedy do wolnego krzesełka obok niego podeszła @Alise L. Argent jak zwykle w idealnym szkolnym mundurku z dumnym emblematem Ravenclawu, który Ezra natychmiast zmierzył aprobującym spojrzeniem. - Pewnie, nawet nie musisz pytać - zachęcił ją i gdyby miał wolną rękę bez wątpienia sam odsunąłby jej krzesełko w przypływie dżentelmeństwa. Ezra przepadał za tą słodką dziewczyną i chętnie z nią pracował. Najbardziej na opiece nad magicznymi stworzeniami, ale w każdej innej sytuacji również była mile widziana. - A nawet trójkę - poprawił ją, bo przecież to, że pracował oficjalnie z Alise nie oznaczało, że odrzucał od razu Coco. Zajęcia artystyczny były wyjątkowo luźnymi lekcjami i nie trzeba było się martwić o restrykcyjne konfiguracje. Przeniósł wzrok na profesora Forestera, słuchając z zainteresowaniem co starszy nauczyciel miał do powiedzenia. Malarstwo nie było do końca broszką Ezry i zdawał się na tym polu wyłącznie na szczęście. Tym bardziej, że nigdy nie miał do czynienia z ebru i przewidywał sromotną klęskę. Z niepokojem już patrzył na te wszystkie ziemne pigmenty - jak dobrze, że do pomocy miał Alise, szczególnie że jedna z jego rąk była niesprawna. To on był zatem winny temu, że tak długo męczyli się z farbkami; na prawdę starał się nasypać tylko odrobinkę gliny, nie jego wina, że potrząsnął trochę za mocno... - Ups, przepraszam - zaśmiał się, przypadkiem dodatkowo brudząc jej palce. - Może ja się zajmę mieszaniem, a ty dawkowaniem? - zaproponował w końcu i była to dobra decyzja, bo ostatecznie uzyskali właściwą konsystencję i kolor. Był z nich dumny.
Kostki: ja 5, Ali 4 = 9
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem chłopakowi, który tak entuzjastycznie podszedł do jej towarzystwa na zajęciach. Nie była właściwie zdziwiona, znali się chyba od zawsze — a przynajmniej Ala tak to odczuwała. Dogadywali się naprawdę świetnie, blondynka widziała w Clarku starszego brata, którego nigdy nie miała, a zawsze chciała mieć. Zaraz po Carson i Leslie był on jej najbliższą osobą w zamku. I pomyśleć, że cała ta znajomość zaczęła się od jej ukochanej opieki nad magicznymi stworzeniami. Sam ten szczegół sprawiał, że ich przyjaźń była przeznaczeniem i nie mogła być pomyłką. — No niby nie muszę, ale wiesz.. Może byłeś z kimś umówiony. Nie chciałam Ci przeszkadzać.—zaczęła z delikatnym wzruszeniem ramion, lustrując jego twarz wzrokiem. Miała okazję słyszeć niezbyt miłą odzywkę gryfonki do Ezry, jednak nie zamierzała przy ludziach poruszać tego tematu i prowokować jakieś awantury. Wcale się jej to jednak nie podobało. Westchnęła cicho, ignorując chwilowo ten temat i skupiając się na zajęcia, a także towarzyszącej jej w nich mieszkańcach domu Roweny. Na uśmiech Coco, Alisowa buźka ucieszyła się jeszcze bardziej.— Masz rację. Chociaż Coco wygląda na indywidualistkę w kwestii sztuki. Usiadła normalnie, gdy profesor zaczął wykład, słuchając go uważnie i notując wszystko, co mówił na chwilę wcześniej wyjętym kawałku pergaminu. Była sumienną uczennicą i zawsze miała kompletne notatki z zajęć. Ruchem dłoni odgarnęła kosmyki jasnych włosów z twarzy, cała podekscytowana tematyką dzisiejszych zajęć. Gdzieś w środku miała może nadzieję na coś bardziej nawiązującego do szycia, jednak rysunek również był jej pasją. Mieli zacząć przygotowywać sobie artykuły do malowania. Zabrali się z Ezrą do pracy, a krukonka zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na jego problemy manualne i przestraszone spojrzenia, skierowane w stronę składników do tworzenia farbek. Pokręciła przecząco głową, gdy przeprosił. Nie widziała ku temu żadnego powodu. — Nie masz, za co głuptasie. Daj, pomogę Ci! Mogłeś od razu mówić, że mam się tym zająć.— odparła, zabierając od niego glinkę i pozwalając mu działać. Nawet nie zauważyła ubrudzonej dłoni, całkiem angażując się w tworzenie kolorowych pigmentów. Szło im naprawdę nieźle, albowiem po zamianie ról chwila moment, a wszystko zaczęło wychodzić perfekcyjnie. Kolor był piękny i intensywny, a konsystencja taka, jaką profesor sobie życzył. — Zgrany z nas duet Ezra! Wyszły naprawdę ślicznie. Strasznie podoba mi się dzisiejszy temat zajęć, chociaż zwykle preferuje szkice ołówkiem.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Co poradzić, wszystko przez tę popularność... Aż dziwne, że Obserwator dawno niczego o nas nie napisał. - podchwyciła teatralny gest, żeby strzepnąć sobie ostetancyjnie drobinkę kurzu z ramienia. Miała bez wątpienia grono antyfanów, ale fanów chyba nie umiałaby odnaleźć. Adorować można było nie tylko piękną, ale także otwartą wobec innych Nessę, Blaithin raczej się nie nadawała. Fire poruszała się po korytarzach Hogwartu raczej w pojedynkę, a wokół jej kuzynki często widziała chociażby Theo czy Caesara, więc wnioski nasuwały się same. - Nie kracz, kuzynko, nie kracz. - odparła, bo zaczynało to brzmieć, jakby Ślizgonka wręcz nie mogła się doczekać aż rzeczywiście tęsknota ich tak wykończy. Fire to uczucie nie było obce, ale wolałaby sobie go jeszcze więcej nie nakładać. Nie powiedziałaby Nessie "dobrze, że jesteś", ale też nie uważała, że powinna. Uwolniona od dotyku mogła się trochę rozluźnić, ale i tak pozostawała odrobinę spięta. Fire wkurzało, że tyle gróźb rzucała na wiatr, ale co innego miała zrobić? Wprowadzać je w życie? Może kiedyś do tego dojdzie, a wtedy ktoś w końcu zacznie traktować Fire poważnie... Na razie mogła jedynie głośno westchnąć i zaakceptować to, że Nessy praktycznie nie dało się jakoś zniechęcić. - To toksyczna miłość... - odpowiedziała. Ale czy nie takie relacje właśnie lubiła? No może nie zawsze, bo Clarke'a wolałaby nie musieć witać. Jego odpowiedź zignorowała, nie zwracając uwagi na chłód w głosie. Właściwie to czym miała się przejmować? Był jej obojętny, więc tak też powinna na niego reagować. Myślałam, że coś was łączy. Na twarzy Fire odmalowała się przez chwilę cała paleta uczuć, co dziwniejsze pojawiło się też coś na kształt zawstydzenia. Może jednak warto byłoby skoczyć do Thìdley'ów po zmieniacz czasu albo łyknąć eliksir zapomnienia... Może Lysander umiał już Obliviate? Ciężko jej było uwierzyć w to, co wyprawiała na imprezie. A najwyraźniej inni też zwracali na to uwagę. Gorzej, że mogli wyciągać własnie taki wnioski, że Ezra i Fire się lubią. - Lanceley, nie dobijaj mnie. - mruknęła. Czuła, że żeby odkupić sobie ten jeden wieczór zabawy będzie się musiała skazać na kilka miesięcy ponurej egzystencji. Wiedziała, że Nessa nie chce być przesadnie złośliwa, dlatego nie denerwowała się na nią. - Raczej taka po której robi ci się niedobrze i nie opuszczasz wychodka. Mimowolnie powróciła do Ezry wzrokiem, ale był już zajęty innymi koleżankami. Fire nie miała ochoty ciągnąć tego tematu ani wnikać o jakie fiołki chodziło i co dokładnie oznaczał ten ton rozmowy. Przemknęło jej przez myśl, że brakuje tu Leo. Ostatnio często go brakowało. Wysłuchała nauczyciela i musiała przyznać, że co nieco o tym już słyszała. Co prawda nie wiedziała, że nazywa się to "ebru", ale kojarzyła, że istnieje możliwość malowania za pomocą farby unoszonej na powierzchni wody. Fire wydawało się to niesamowicie skomplikowane i trudne... chociaż z drugiej strony obiło jej się o uszy też, że wystarczy zanurzyć dany przedmiot pod taflą i powoli go wyciągać, pozwalając żeby farba osiadała na materiale. Może nie notowała niczego jak Nessa, ale też słuchała uważnie. Artystyczne uzdolnienia miały po prostu we krwi, zważając na to, kim byli ich przodkowie. Zajęła się łączeniem składników w całość i... uznała, że kojarzy jej się to trochę z eliksirami. Farbki może nie były gotowym wywarem, ale również mieszaniną, którą musiała uzyskać. Okazało się, że naprawdę obie dziewczyny mają do tego talent, bo wyszły im doskonale wręcz zrobione farbki. Fire nabrała na palec trochę zielonawego odcienia i pacnęła Nessę szybko w nos. Uśmiechnęła się zaraz do swojej kuzynki. - Za to ciąganie mnie. - wyjaśniła i na wszelki wypadek była gotowa zasłaniać się rękami, gdyby Lanceley zechciała w odwecie ją też pobrudzić.
Tak się złożyło, że nie miałam pary, ale na szczęście wystarczyło dla mnie próbek, więc mogłam od razu zabrać się za mieszanie farb. Malowanie nie było moją wybitnie mocną stroną - w kwestii sztuk plastycznych byłam zdecydowanie mniej biegla niż w muzyce, jednakże dzięki lekcjom artystycznym szło mi coraz lepiej i sprawiało mi to zdecydowanie większą przyjemność niż kiedyś. Mimo to mieszanie farb okazało się dość trudnym zadaniem. Mimo dokładnego obejrzenia próbki miałam problem z wymierzeniem odpowiednich proporcji - raz dodawałam do farbki za dużo wody, innym zbyt wiele pigmentu, nie osiagając tym samym ani odpowiedniej gęstości, ani barwy. Byłam coraz bardziej zmęczona i chociaż ostatecznie udało mi się odtworzyć odpowiednie kolory to zdecydowanie nie szło mi jakoś super dobrze.
Zajęcia plastyczne to może nie była do końca moja działka, ale postanowiłam zobaczyć, co takiego ciekawego będziemy robić. Miałam takie dni, kiedy bazgrałam coś z nudów i nawet czerpałam z tego satysfakcję, lecz nie było to częste. Z drugiej strony to dość swobodne zajęcia, a mi coś takiego odpowiadało. Zawsze była masa innych, znacznie mniej ciekawych lekcji. Na coś takiego mogłam przyjść. Szczególnie, że sowa @Sanne van Rijn postanowiła przypomnieć mi o tej obecności. Lubiłam krukonkę, więc postanowiłam się skusić. Wstałam wcześnie, pobiegałam trochę po błoniach, wróciłam do dormitorium i zanim się obejrzałam zrobiło się dosyć późno. Ledwo wyrobiłam się na zajęcia, ale udało mi się jeszcze zrobić to tak, żeby nie być spóźnioną. Kiedy pojawiłam się w sali pierwszy w oczy rzucił mi się @Ezra T. Clarke. - Hej, tam gdzie cokolwiek związanego ze słowem artystyczne, tam i ty? - spojrzała rozbawiona na chłopaka, jednak zajęła miejsce w pustej ławce, wiedząc, że niedługo dołączy do niej krukonka. - Ciekawe czym, skoro sama, a raczej za pośrednictwem biednej sowy mnie o to molestowałaś - odchrząknęła w stronę dziewczyny, kiedy ta się pojawiła. Zrobiłam jej więcej miejsca i rozejrzałam się po sali. Zerknęła w kierunku @Nessa M. Lanceley i @Blaithin ''Fire'' A. Dear. W ich kierunku nie posłałam zbyt przyjemnego spojrzenia, co zdecydowanie nie było wymierzone w ślizgonkę. Raczej w moją cudowną siostrzyczkę. Może uda się przeżyć te zajęcia we względnym pokoju, pod ręką było sporo farb... Nagle poczułam krople wody na twarzy i spojrzałam z dezaoprobatą na Sanne. - Ja mam zawsze dobry humor - ochlapałam ją trochę w odwecie. Zdolności plastycznych nie miałam, więc nie zdziwiłam się, kiedy praca zadana przez nauczyciela wyszła nam bardzo przeciętnie. Tragedii nie było, ale kolory wyszły naprawdę mdłe a efekt mizerny. Mimo wszystko, nie było najgorzej. - Trzeba było hojniej sypnąć tym pigmentem - stwierdziłam po fakcie i wytarłam ręce w jakąś szmatkę.
Kiedy z ust Heaven padły pierwsze słowa, które najwyraźniej nie były skierowane do Holenderki, ta ostatnia powędrowała wzrokiem w poszukiwaniu odbiorcy pytania. Ku jej zaskoczeniu było ono kierowane do jedynego męskiego reprezentanta Ravenclaw'u na tej sali. W tym momencie Sanne zmarszczyła lekko brwi i odwróciła wzrok, zastanawiając się co z nią jest nie tak, skoro wszyscy naokoło go znają, a ona dopiero niedawno miała tą przyjemność. I to na dodatek przez czysty przypadek! - Zgrywam się przecież - odparła lekko rozbawionym głosem. A kiedy poczuła kropelki wody na swojej twarzy, które Ślizgonka sprzedała jej w odwecie, wyszczerzyła się jeszcze bardziej. Gdyby nie to, że znajdowały się na zajęciach szkolnych, panienka Dear już dawno byłaby cała mokra. Van Rijn sprzedała jej tylko koleżeński cios łokciem w bok i posyłając Szkotce perfidne spojrzenie, pokazała jej koniuszek języka. Przez to rozkojarzenie prawie w ogóle nie skupiła się na słowach Forestera, dlatego kiedy przyszło do rozpoczęcie wykonywania zadania, przez chwilę była zmieszana, jednakże szybko wróciła na właściwy tor podążając za tłumem. Kiedy składniki do robienia farb znalazły się na stoliku, razem z Dearówną przystąpiły do działania. Jako, że Holenderka nigdy nie była za pan brat z malarstwem i wszelkiego rodzaju pracami manualnymi szło jej to dość opornie. Kątem oka podłapała, że Heaven również nie idzie to tak gładko, dlatego zrobiło jej się raźniej. - Racja, aleee - machnęła ręką - pastelowe też się nadadzą.
Kolejnych spóźnialskich Forester witał już tylko pobłażliwym skinięciem głowy i wciąż utrzymującym się szerokim uśmiechem; im więcej zainteresowanych przychodziło, tym większa była jego radość. Dodatkową przyjemnością było oglądanie uczniów przy pracy, kiedy poznawali nieznaną im dotychczas technikę; niektóre pary radziły sobie lepiej (z uznaniem skinął ku pannom Dear i Lanceley oraz samosi Weatherbee), niektóre gorzej ("Panie Nox, może jednak przejawia pan zdolności jasnowidzenia" sympatycznie rzucone, kiedy mijał ławkę Ślizgonów, od której bił silny i nieprzyjemny zapach.) W ogólnym ujęciu był jednak z nich bardzo zadowolony, ponieważ wypracowanie idealnej techniki w mieszkaniu farb wbrew pozorom wcale nie było takie proste. Kiedy wszyscy już uporali się z zadaniem, ponownie zwrócił uwagę na siebie. - Mam dla was dobrą wiadomość; najtrudniejsze już za wami. Ebru jest sztuką, której praktycznie nie da się zepsuć, dlatego nie musicie się obawiać malowania. - Na połowicznie pusty już biurku wciąż leżały specjalne pędzle z końskiego włosia i drzewa różanego oraz szpikulce do rozprowadzania farby, którymi zaraz mieli posługiwać się uczniowie. - Farby nanosicie na powierzchnię wody, poprzez jej strącanie z pędzelka - Forester namoczył pędzel w ciemnoniebieskiej barwie i uderzając delikatnie o swoją drugą rękę, zaczął tworzyć tło do właściwej pracy. - Szpikulcami natomiast będziecie rozprowadzać główne warstwy. - Użył drugiego narzędzia, aby zaraz potem naniesioną jasną okrągłą plamę farby "rozciąć" w połowie. - Od waszej inwencji zależy, co stworzycie. Może być to mozaika, możecie pokusić się o jakiś trudniejszy obrazek. - Wierzył w ogromne pokłady kreatywności swoich uczniów, dlatego nie sugerował żadnych wzorów, które zablokowałyby ich własne pomysły. - Po skończeniu obrazu połóżcie na powierzchni wody arkusz papieru. Musicie zrobić to powoli, ale zdecydowanie, jednym ruchem. Następnie należy lekko docisnąć brzegi papieru do wody i "pogładzić" cały grzbiet arkusza. Na koniec, papier przeciągacie powoli przez brzeg naczynia, usuwając nadmiar wody. Nie przejmujcie się, jeśli nie wyjdzie idealnie, to wasz pierwszy raz.
Malowanie:
Każdy rzuca dwoma kosteczkami. Przerzut za 7 punktów w kuferku, ale przerzucacie parę, a nie pojedyncze kostki. 2-3 - wydawać by się mogło, że tej pracy nie da się zepsuć - tak zresztą powiedział nauczyciel! - bo technika ebru sprawia, że nawet bez specjalnych artystycznych umiejętności można stworzyć piękne wzory. Malowanie polega na „przeciąganiu” farb przy użyciu narzędzi, a to oznacza, że jakakolwiek korekta obrazu zmniejsza ilość farby i kurczy wzór - to właśnie stało się w Twoim przypadku. Chciałeś, żeby wyszło dobrze, podczas gdy Twoja praca to kompletny niewypał. Nawet nie masz się co brać za przenoszenie jej na papier. 4-6 - nie masz chyba za bardzo pomysłu na to, co może powstać na wodzie i postanawiasz improwizować. Samo nakładanie farby idzie Ci całkiem przyzwoicie, a problem pojawia się wtedy, gdy próbujesz ją rozciągnąć we wzór. Przede wszystkim źle trzymasz szpikulec i "dziobiesz wodę", jak neandertalczyk polujący na rybę, podczas gdy ebru wymaga bardzo płynnych posunięć. Zbyt częsty ruch podczas malowania powoduje osiadanie kurzu na farbach unoszących się na powierzchni, co będzie widoczne na przeniesionym na papier obrazie. Dodatkowo, kiedy Twój kolega (lub Forester jeśli siedzisz sam) w Twoim odczuciu niespodziewanie nachyla się, by Cię poinstruować, zaskoczony odrywasz pędzel i dziobiesz nim go w oko. Prewencyjnie tracisz 5 punktów, żebyś był ostrożniejszy. 7-9 - chyba najbardziej spodobał Ci się proces rozpylania farby pędzlem - robisz to z ogromną ekspresją, tworząc nawet kilka warstw. Szkoda, że nie zauważasz, że przy okazji chlapiesz na wszystko w zasięgu jednego metra; ławkę, swoją szatę, Forestera, który akurat obok Ciebie przechodzi... Wyglądasz jak artysta w szale twórczym. Twoja praca jest bardzo kolorowa i idealnie komponuje się z chaosem tej klasy. Gdybyś tylko nieco spokojniej podszedł do rozprowadzania farby, byłaby to bardzo dobra robota. Mimo to uzyskałeś niebanalny i miły dla oka efekt, więc i tak możesz być zadowolony. Pamiętaj jednak, że później będziesz musiał posprzątać efekty uboczne Twojej działalności. 10-11 - długo się zastanawiasz zanim zabierasz się do właściwego malowania. Kiedy inni są już w połowie malowania, Ty dopiero zaczynasz; udowadniasz jednak, że nie liczy się początek, tylko koniec, bo kiedy już inspiracja nadeszła, bardzo dobrze potrafisz oddać ją na wodzie. Czasami coś się rozmaże, czasami dasz za dużo koloru, ale są to usterki dodające pracy indywidualizmu. Forester jest z Ciebie zadowolony i przyznaje 5 pkt dla Twojego domu. 12 - kiedy bierzesz się do pracy, przestają się liczyć wszyscy w klasie; jesteś tylko Ty i Twój wodny obraz. Artystyczna atmosfera klasy najwyraźniej zesłała na Ciebie natchnienie, bo od początku zdajesz się wiedzieć, co chcesz namalować i za pomocą płynnych, przemyślanych ruchów konsekwentnie to realizujesz. Profesor jest Tobą zachwycony do tego stopnia, że przyznaje 10 punktów dla Twojego domu za ogromne zaangażowanie.
Przenoszenie na papier:
Tu zdajemy się już na szczęście 2,4,5 - z uwagą słuchałeś wskazówek profesora i dzięki temu świetnie radzisz sobie z zadaniem, idealnie ściągając swoją pracę z wody na kartkę. Gratulacje! 1,3,6 - coś poszło nie tak - może Twoja ręka niepotrzebne drgnęła lub pod spód wtłoczyły się pęcherzyki powietrza? W każdym razie Twoja praca trochę się rozmazała i nie jest tak efektowna jak na wodzie.
Parsknęła śmiechem na słowa kuzynki i jej teatralny, podkreślający je gest. Odpowiedź była taka prosta! Wszystko przez popularność! Lanceleyówna chichotała cicho, lustrując bystrymi oczyma twarz Dearówny. Całe szczęście, że na głos nie rzuciła pomysłu o tym, że Nessa była dobrą personą do adoracji, bo ta zwyczajnie by ją wyśmiała. Nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby ślizgonki na obiekt swoich westchnień! Faktycznie, większość jej ferajny stanowiły osobniki płci męskiej, jednak sama traktowała się bardziej jak kumpla czy kolegę, niż jak dziewczynę. Była walecznym, ambitnym, dumnym rycerzem Salazara i tego się starała trzymać. Fire za to była powszechnie znana, popularna, śliczna i miała w sobie coś, co niekiedy przyciągało męskie spojrzenia skuteczniej niż urok rzucony przez wille. — Wiedziałam! Boisz się, że byś sobie beze mnie nie poradziła! Niech stracę, nie będę już snuć scenariuszy pełnych tęsknego wzdychania za moją nieznośną osobą.—- odparła z delikatnym wzruszeniem ramion i wciąż widocznym śladem rozbawienia na drobnej, bladej buzi. Uwielbiała prowokować słownie, zresztą widać było, że ruda papla wszystko to, co w myślach się jej pojawia. Może dlatego była takim cudownym kompanem do piwa? Blaith miała rację, żadne groźby nie zniechęciłyby dziewczyny do postępowania zgodnie ze swoją wolą. Nie było siły, która zmusiłaby uczennicę do zmiany osobowości czy dostosowania się do powszechnie panujących w społeczeństwach reguł. Gdyby tak zrobiła, zapomniałaby, kim jest i jaka jest, a wtedy wystarczy raptem maleńki krok i człowiek upodabniał się do szarej, jednolitej masy. Ginął w tłumie. Fire była chłodna, twarda i pełna dystansu, jednak ruda wierzyła, że pod całą tą fasadą kryje się ciepłe, przyjemne wnętrze. Czekało tylko na kogoś, kto miał odpowiednią siłę i duży młot, aby się przebić. Wierzyła, że jej pseudonim jest adekwatny, chociaż w jednym procencie do tego, co kryła w swoim wnętrzu gryfonka. — To nie jest tak, że te najbardziej toksyczne i intrygujące, nieprzewidywalne relacje najbardziej uzależnia?—mruknęła cicho pod nosem, ponownie wędrując spojrzeniem pomiędzy kuzynką a pracującym nad farbkami gryfonem. Nie zamierzała ciągnąć tego tematu i naciskać, w końcu była to sprawa jej kuzynki i niczyja inna. Czasem jednak miała wrażenie, że dziewczyna na siłę próbowała zostać obojętna lub niechętna do ludzi, bo zwyczajnie tak wypadało. Zanuciła coś pod nosem, zgarniając kosmyki włosów za ucho szybkim ruchem dłoni. Widząc emocje na jej twarzy, wywróciła teatralnie oczyma, co swoją drogą idealne pasowało do odpowiedzi na kolejne słowa Blaith. — Nie wiem, po co się tym przejmujesz. Skoro dobrze się bawiłaś, to przecież nic się nie stało. Freenemy też istnieją, nie? Co ludziom do tego, niech gadają i myślą co chcą. Wcale nie miałam zamiaru Cię dobijać. Ouć, to paskudna!—dodała, zatrzymując obróconą w jej stronę głowę i lustrując wzrokiem jej twarz. Lanceley miała całkiem gdzieś to, co za jej plecami na jej temat mówiono. Matka zawsze powtarzała, że ludzie rozmawiają o Tobie tylko wtedy, gdy Ci czegoś zazdroszczą lub uważają za kogoś lepszego. Inaczej nie marnowaliby czasu na strzępienie sobie języka. Dziewczęta wzięły się do pracy, co wychodziło im naprawdę dobrze. Pomijając fakt, że rozumiały się w kwestii tworzenia farbek bez słów, to jeszcze wszystko udało się za pierwszym razem. Zadowolona ślizgonka pokiwała z uznaniem głową, opierając jedną z dłoni na biodrze. Dlatego właśnie zajęcia z działalności artystycznej były tyle przyjemniejsze od takiego zielarstwa, gdzie większość w przypadku Ness była po prostu kwestią szczęścia. Kompletnie nie współgrała z roślinami. Pochodziły z rodzin związanych ze zdolnościami manualnymi — czy to instrumenty, czy wymagające i delikatne warzenie eliksirów, które wymagało precyzji tej samej co sunięcie smyczkiem po strunach skrzypiec. Zawsze lubiła patrzeć, jak jej kuzynka z oddaniem i pasją wymalowaną na twarzy zajmuje się alchemią. Wyglądała wtedy na taką szczęśliwą. Podobnie zresztą było z Nessą, gdy tylko w życie wchodziły sprawy związane z muzyką. Uśmiechnęła się pod nosem, cała dumna z rezultatów! Notatki, które zrobiła z pewnością, przydadzą się jej w przyszłości. Wtedy też, niczym podmuch zimnego wiatru — z zamyślenia wyrwała ją Fire, dotykając chłodnym palcem jej nosa. Obróciła głowę, posyłając jej pytające spojrzenie. Mina gryfonki mówiła jednak wszystko, na co Ness zaśmiała się pod nosem i teatralnie skrzyżowała ręce pod biustem, niby to obrażona i poważna. —Blaith! Nie mów, że zrobiłaś ze mnie renifera z czerwonym nosem!—rzuciła cicho w jej stronę, z trudem powstrzymując donośniejszy ton głosu. Nie chciała przeszkadzać nauczycielowi. Niczym przebiegły lis, wiedząc, że ta spodziewa się rewanżu i jest gotowa bronić swojej twarzy, postanowiła zaatakować inaczej. Błyskawicznie zmoczyła palec w czerwonej farbce i chwyciła jej dłoń, rysując na jej wierzchu serduszko. Z powodu chęci wyrwania dłoni przez kuzynkę, nie było może ono najpiękniejsze i najprostsze jednak wciąż kształt pozostawał rozpoznawalny. I wtedy, gdy ta skupiła się na ręku i zapomniała o dłoni, zrobiła jej pod okiem czerwony pieprzyk. Pokazała jej język i puściła oczko.—Teraz to będziesz jak symbol seksu skarbie z tym gorącym spotem na twarzy. Zacisnęła wargi, powstrzymując rozbawienie. Wiedziała, że ta może mieć chęć zemsty, jednak nie mogła się na tym dłużej skupiać, gdyż profesor wrócił do wykładu i dawania instrukcji, a także wyznaczył kolejne zadanie. Mruknęła cicho, gdy skończył, nie mając pojęcia, co takiego powinna namalować! Rozejrzała się ukradkiem dookoła, większość uczniów zabrała się już do pracy i tworzyła swoje unikalne dzieła. Co ona miała zrobić? Nie wiedziała, ile czasu stała tak z konsternacją wymalowaną na twarzy, gdy w końcu doznała artystycznego olśnienia i rozpoczęła praktykę, korzystając z przedmiotów i wiedzy z dzisiejszych zajęć. Zgrabnie, pewnymi ruchami czarowała na i pozwalała, aby farbki przybierały odpowiedni kształt. Po kilkunastu minutach dostrzec można było kolorowego jelenia o otoczonym barwami porożu. Nie był może idealny, miejscami barwy łączyły się i tworzyły kolorowe plamy, wyglądał jednak na tyle przyzwoicie, że była zadowolona. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona, zapominając o zielonej kropce na nosie. Obróciła głowę w kierunku kuzynki, zerkając na jej pracę. — I jak idzie? Chyba znajdę nowe hobby! Ta forma strasznie relaksuje.—rzuciła cicho w jej kierunku, uśmiechając się pod nosem. Gdy przyszedł czas na przeniesione obrazu na papier to już Nessie nie poszło tak dobrze, jak z samym aktem tworzenia. Troszkę się rozmazało, kolory pomieszały się i jeleń wyglądał krzywo, jakby miał złamane poroże. Prychnęła pod nosem niezadowolona, krzyżując ręce pod biustem. Była na siebie trochę zła.—No i masz Ci los, zabiłam go. Fire, zabiłam te biedne zwierzę. Co teraz?
Trudno było mi się połapać w tych pędzlach i szpikulcach, na dodatek zupełnie brakowało mi pomysłu co mogłabym namalować. Gdy w końcu po dłuższej chwili udało mi się zebrać do pracy okazało się, że reszta osób na sali ma już zrobione swoje prace do połowy. Początkowo spanikowałam, po chwili jednak wziąwszy głęboki oddech zabrałam się do pracy i z każdą chwilą szło mi coraz lepiej, co doprowadziło do naprawdę świetnego efektu - wprawdzie w niektórych miejscach mogłam dostrzec lekkie rozmazania lub inne drobne niedogodności, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało - przede wszystkim nie byłam mistrzynią malowania, więc mogłam być siebie dumna, poza tym niedoskonałość obrazka nie psuła efektu. Jeszcze bardziej obawiałam się przenoszenia obrazka na papier, jednakże wiedziona poprzednim sukcesem powoli, lecz zdecydowanie zaczęłam powtarzać zapamiętane podczas demonstracji ruchy. Odetchnęłam z ulgą, gdy się udało!
Malowanie: 5 i 6 (po 2 przerzutach) Przenoszenie: 4
Tak, to na pewno nie był jej dzień. Czuła, że od wybuchu powstrzymują ją resztki samokontroli i była dzisiaj wyjątkowo drażliwa. Nie, żeby nie była przyzwyczajona do takich cudownych kumulacji nieciekawych wydarzeń. Wręcz przeciwnie - czasami miała wrażenie, że to jakieś jej przeznaczenie, przed którym nie ma ucieczki. A jednak ewidentnie dzisiaj to wszystko ją wyjątkowo rozdrażniło i sprawiło, że linia między wewnętrzną złością, a tą zewnętrzną jest coraz cieńsza. Naprawdę, nie wiedziała, jak można mieć takiego pecha. Na komentarz chłopaka spojrzała na niego wzrokiem, który sam za siebie wyrażał te wszystkie emocje. - Co ty nie powiesz? - mruknęła mimo wszystko względnie spokojnie i zajęła się ich zadaniem. Była taka zakręcona i chaotyczna dzisiaj (albo zawsze), że trudno się było dziwić tym obrotem sytuacji. To wszystko już tak ja rozbroiło, że aż się roześmiała. Szczerze i dosyć... głośno. Najwidoczniej skumulowana w niej irytacja dała o sobie znać w ciekawy sposób. - Nie wierze w ten dzień - podsumowała, kręcąc głową i wciąż nie mogą uspokoić głupawki. Roześmiana w ten sposób Emily to wcale nie był taki typowy widok. Ona raczej starała trzymać się postawę opanowanej w każdy sposób. Po dłuższej chwili jednak opanowała się trochę i skupiła na zadaniu nauczyciela. Tego już nie zamierzała zepsuć. Emily widocznie poprzez swoją pracę postanowiła się trochę wyładować, bo wpadła w prawdziwy twórczy szał i malowała bez opamiętania, nie rozglądając się na boki, nie widząc, że cała ławka przez nią już nie byłą tylko zawalona rzeczami, ale też brudna od farb. W dodatku oberwało się też nauczycielowi, a już zwłaszcza Mefowi, który siedział obok. Oby polubił swoją szatę trochę bardziej... kolorową. Wyszło jej całkiem nieźle, chociaż przez mało przemyślane ruchy pozostało tutaj sporo niedoskonałości. Jedno trzeba było przyznać - praca była kolorowa i bardzo twórcza. Dopiero po jej zakończeniu dostrzegła bałagan, który zrobiła i wzięła przypadkową szmatkę. Nie było sensu bawić się w zaklęcia, po prostu przetarła plamy i tyle. No, trochę gorzej z szatą chłopaka. - Nieźle wyszło, nie? - spytała, nawet nie zauważając krzywdy, którą wyrządziła otoczeniu. Przenoszenie na wodę nie było już tak udane, wszystko się rozmyło i wyglądało średnio. - Już nieważne - pokręciła głową, widząc swoją porażkę.
Malowanie - 3 i 6 Przenoszenie - 5
Ostatnio zmieniony przez Emily Rowle dnia Pon 21 Maj 2018 - 19:51, w całości zmieniany 1 raz