Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Autor
Wiadomość
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Doskonale zdawała sobie sprawę jak bardzo Lotte potrafi być niecierpliwa. Nie raz zdarzyło się jej, że z powodu jej spóźnienia wychodziła kierując się do dormitorium. Przez kolejne dwa dni Clari musiała ją przepraszać. A podobno to ona była ta uparta. Słysząc jak boli ją ręka ujęła ją miedzy swoje dłonie i delikatnie zaczęła masować. A prosiła ją tyle razy aby nie nadwyrężała jej. Zaśmiała się nagle patrząc na co patrzyła. - Farby schodzą ciężej niż ołówki, a nie lubię zaklęć czyszczących. Wiesz o tym . - uwielbiała jak jej ciężka praca była widoczna na jej skórze. Był to pewnego rodzaju hołd dla pracy jaką wykonała. Objęła ją nie chcąc aby opuściła jej ramiona. Tak dawno jej przecież nie widziała. - Ja tobie? To ty jest dla mnie tym promyczkiem dla którego warto wstać co rano. - ucałowała ją w czubek głowy. - Również tęskniłam ale ostatnie zajęcia zbyt bardzo pochłonęły moją uwagę. - odsunęła ją na chwilkę chcąc usiąść na jednej z ławek. Ruchem dłoni pokazała aby usiadła obok. - Twoja praca jest cudowna. idealnie odwzorowałaś swoje podobieństwo. - nie mogła przestać patrzeć na rysunek. Był tak idealny. Aż miała ochotę zabrać go ze sobą. Otrząsnęła się jednak szybko - Wiem jednak jak wynagrodzić Ci moją nieobecność. Co powiesz na mały wieczorek filmowy w naszym mieszkaniu. Tylko ty, ja, popcorn i film. Co ty na to? - spojrzała na nią czekając na jej odpowiedź.
- Wiem o tym przecież, głuptasie.. po prostu chciałam żebyś miała czyste rączki. Czy to coś złego, Clari? - Popatrzyła nieco zawstydzona na jej stopy, a natomiast swoje skrzyżowała. Wyglądała jakby zrobiła co najmniej coś złego, a w prawdzie po prostu chciała się do niej przytulić. No i w gruncie rzeczy udało się, bo objęła ją mocno. Pragnęła tego teraz jak nigdy, tak dawno jej nie widziała. Może to dlatego że ostatnio jakoś przesypiała czas w dormitorium żeby jak najdłużej się pouczyć. No i oczywiście musiała pójść po nową szatę, bo swoją ówczesną podarła ostatnio. Dzięki temu mamusia wysłała jej nieco mniej drobnych na swoje wydatki. Może to i lepiej, od nadmiaru pieniędzy głowa może rozboleć. - Bo się zawstydzę moja droga, całujesz mnie i pieścisz jak własną córeczkę. Kocham Cię, bardzo ale nie traktuj mnie jak małej dziewczynki... może zrobimy w pokoju ścianę na nasze prace? Bym tam go powiesiła, skoro tak Ci się podoba. - Wystawiła język siadając obok niej, założyła nogę na nogę i podparła się ręką patrząc prosto w obraz. Próbowała uchwycić każdy szczegół okiem, może dlatego przechylała głowę i mrużyła oczy jakby była z kosmosu. - Ooo! Jesteś genialna, lubię filmy ale nic nie jest tak wspaniałe jak popcorn.. no może oprócz pewnej osoby siedzącej obok mnie. - Delikatnie się zaczerwieniła i zerknęła na nią ukradkiem dalej mając twarz obróconą w stronę swojej pracy. Szybko się podniosła widząc że nie uchwyciła drobnego małego szczegółu, nie złożyła tam swojego podpisu. Chciała by każdy wiedział kto wykonał to dzieło, to nie jest jakiś tam prezent.. to jej własne dzieło. Sięgnęła po pióro i w dolnym rogu złożyła swój podpisik bardzo wyraźnym druczkiem. Nakryła go kawałkiem materiału i obwiązała tworząc delikatny pakunek by łatwiej go było przenieść. Nie chciała po prostu by uległ zniszczeniu.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie potrafiła gniewać się na nią. choć momentami naprawdę próbowała. Krzywdzenie ludzi na których jej zależy nie należało do jej natury. Nawet teraz poczuła się podle po jej słowach. Oczywiście, że nie było to nic złego. Przecież chciała tylko pomóc. - Oczywiście, że to nic złego. Po prostu nie lubię bez potrzeby stosować na sobie jakichkolwiek zaklęć. - pomimo wspomnień jakie zaczęły bombardować jej umysł uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że dziewczyna nie zauważy tego i o nic nie spyta. W końcu nie powiedziała jej wszystkiego o swojej rodzinie. W jej mniemaniu chorej rodzinie. Może i rodzice byli w porządku. Bardzo ich kochała i nie wyobrażała sobie życia bez nich. O tyle dziadkowie byli... Nikomu nie życzyła takich dziadków, nawet najgorszemu wrogowi. Dzięki nim nabawiła się lęków, które tylko Alex potrafił zmienić w coś przyjemnego. Bez niego już dawno wylądowała by w świętym mungu. Na szczęście nie było takiej potrzeby, a blizny znajdujące się u niej na łopatce z łatwością udawało się jej zakryć. - Kiedy ty jesteś takim małym dzieckiem. - zaśmiała się dając jej pstryczka w nos. - Też Cie kocham mała. I pomysł jest genialny. Ściana z naszymi pracami będzie idealnym uzupełnieniem dla naszego mieszkania. W końcu musimy w jakiś sposób się nimi chwalić. - od kiedy pamiętała zawsze chciała zostać słynną artystką. Od dziecka malowała choć rodzina tego nie popierała. - Nie mów tak. NIe jestem taka wspaniała. - jeszcze wiele o mnie nie wiesz Lotte. Pomyślała obserwując jej ruchy. - Pomyślałam, że przydałby się nam taki odpoczynek. W końcu niedługo kończymy szkołę. Kto wie co przyniesie czas. - zamyśliła się. Po raz pierwszy od dnia w którym grała w durnia pomyślała o słowach Jaya. Naprawdę byłaby idealną żoną? Możliwe. Z chęcią by to sprawdziła, jednak nie miała na kim. Jeszcze żaden mężczyzna nie zaimponował jej na tyle aby się w nim zakochała. A szkoda.
- Ale moim skromnym zdaniem to było potrzebne, w końcu się ubrudziłaś. Ja na przykład bardzo często używam zaklęć by po prostu sobie pomóc, mimo że potrafię żyć także bez nich to są drobnym ułatwieniem. - Nie miała zamiaru wspominać o jej rodzinie, ona nie mówiła o rodzince Szarlotki to Szarlotka nie musiała wspominać nic o jej. Niezbyt ją to interesowało, zwłaszcza wtedy kiedy są to prywatne sprawy szczerze mówiąc. Nigdy nie odważyła się pytać o takie sprawy, a jedyną rzeczą jakich się obawiała to ów blizny na jej łopatkach. Nigdy o nich nie wspominała, bo bała się jej reakcji. Po prostu byłoby to niegrzeczne, taka była że nie była w stanie zapytać bo się bała. - Wcale nie jestem, nie prawda! Nie pstrykaj mnie tak, wiesz że tego nie lubię.. i nie jestem mała. Jestem duża no i dorosła.. prawie. Tylko po prostu jeszcze tego nie widać, tak! - Ah ta Szarlotka, wydawała się taka silna jednak niezbyt żeby cokolwiek pokazać. Wstała po chwili i podeszła do swojego dzieła, zdjęła je z malutkiej podstawki i położyła na stoliku. Spakowała swoje przybory kładąc je tuż obok, westchnęła cicho opierając się o blat i dodając nieco ciszej. - Mam niedługo urodziny, Clari. Są to moje osiemnaste urodziny, mam obawy czy będą takie jak sobie wyobrażałam zawsze. Nie chcę by były takie.. takie zwyczajne, myślisz że nie będą? Miałaś swoje w styczniu i było wspaniale. Chciałabym żeby moje były takie same.. jaki film? - Ostatnie słowa zapytała z nutką zastanowienia w głosie, odwróciła się w jej kierunku i skrzyżowała ręce zastanawiając się chwilę. Wyciągnęła do niej rączki i tylko czekała aż się do niej przytuli, chciała być w tym momencie jak najbliżej jej. Trochę się przejmowała wszystkim w tej chwili.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Westchnęła jedynie na jej słowa. Lott doskonale wiedziała, jaka Clari potrafiła być uparta. Jak już sobie coś uroiła w tej główce to nic nie było w stanie jej od tego odwieść. Choćby sie paliło i waliło. Choć musiała przyznać jej rację, zaklęcia były ułatwieniem. W dosłownie każdej dziedzinie. Nawet podczas torturowania. Szybko jednak odgoniła od siebie nieprzyjemne myśli. Nie miała zamiaru myśleć teraz o tym .Miała mieszkanko z dala od swojej rodziny, w którym mogła się zaszyć i nic nie było w stanie jej stamtąd wyciągnąć. - Masz rację jednak nie zmienia to faktu, iż nie lubię rzucać na siebie zaklęć. Koniec tematu. - być może zareagowała zbyt ostro na słowa puchonki. Chciała jednak aby więcej nie powtórzyła tego. Pomimo, iż zaklęcie było niegroźne i tak wywołało w niej lęk którego nie była w stanie opanować. Po chwili jednak spojrzała na nią już łagodniej. - Przepraszam Cię za to. - szepnęła Cicho i miała nadzieję, że dziewczyna zrozumie iż nie chce dłużej prowadzić tego tematu . - Ależ oczywiście kochana, oczywiście. - zaśmiała sie znów dając jej pstryczka w nos. Kochała drażnić się z nią w ten sposób. - Naprawdę myślisz, że nie widać tego? Czy ty kiedykolwiek widziałaś w jaki sposób patrzą na Ciebie mężczyźni? - z zaciekłością zaczęła nawijać sobie włosy na palec. Często zastanawiała sie czy może by ich nie przefarbować na jakiś inny kolor albo... Jakie włosy?! Koniec z włosami! Klarcia westchnęła jedynie i spojrzała na nią uśmiechając się lekko. Czy ta dziewczyna naprawdę nie zdawała sobie sprawy w jaki sposób działa na płeć przeciwną? Zasoczyło ją to. Nie spodziewała się, że dziewczyna będzie przejmować się tak bardzo swoimi urodzinami. Ale przecież była to Lotta. Ona wszystkim sie przejmowała. Widząc jak wyciąga do niej rączki uśmiechnęła się i zeskakując z ławki podeszła do niej zamykając w uścisku. Mimowolnie zaczęła wdychać zapach jej włosów. - Nie pozwolę aby cokolwiek je zepsuło. Na pewno będą takie jak je sobie wyobraziłaś. a co do filmu... Wybierzemy go razem w domu. - choć już doskonale wiedziała jaki wieźmie. Nie chciała jej tego jednak zdradzać, miała to być niespodzianka.
Wynajem domu wprawił Carmę we wspaniały nastrój. Pomijając już fakt samego posiadania "własnego kąta", miała zamieszkać z dwiema innymi dziewczynami. Po półtora roku gnicia w hogwarckim dormitorium miała dość ciągłego towarzystwa, dlatego jako jedyna z trójki zdecydowała się na osobny pokój. Jedną z nowych współlokatorek Charisme była Charlotte, która tak jak Carma wykazywała niebywałe trudności z przyjęciem obowiązującego i powszechnego w Hogwarcie angielskiego akcentu. Ewentualnie chodziło tutaj o brak motywacji, spowodowany dumą z powodu posiadania takowych korzeni oraz chęć odcinania się od wojny Anglików i Salemczyków... Tak przynajmniej było w przypadku Carmy, dla której Blanchett była jedyną ostoją "francuskości" w tym zakichanym kraju, pełnym wrednych i mało kulturalnych ludzi. Muzyka, śpiew, malarstwo, wiersze? Który z tych paskudnych Anglików chociaż w minimalnym stopniu się tym interesował? Większość wolała bawić się w jakieś pojedynki, imprezki, a na końcu rozpowiadała wszystkim o swojej świetlistej karierze przykładowo aurora w Ministerstwie Magii. Czy ktokolwiek jeszcze interesował się sztuką? W takim oto bojowym nastroju zmierzała w kierunku Klasy Artystycznej, do której to zaprosiła ją wcześniej nowa współlokatorka. Ona, Charlotte i Clarissa zamieszkały razem nie bez powodu - każda z nich wykazywała się jakimś artystycznym talentem, co łatwo pozwalało im odnajdywać wspólne tematy. Siwowłosa nie miała zbyt wielu talentów, dlatego akurat ze swojego głosu była dumna jak jasna cholera. Oceniała go (niezbyt skromnie) na dość przyjemny, a śpiewać miała w zwyczaju tylko po francusku. - Bonjour, moje drogie - rzuciła dość głośno i gardłowo, wchodząc do sali. Przytulanie się dziewczyn nie zrobiło na niej większego wrażenia, ostatecznie nie było w tym nic złego, kobiecy świat rządził się swoimi prawami. Niezniechęcona podeszła szybko do dziewczyn i każdą z nich ucałowała na przywitanie w policzek. Wiedziała, że mocno się spóźniła, ale taka właśnie była jej natura - zawsze zapominała o najważniejszych rzeczach w połowie drogi. Nie chcąc marnować więcej czasu, wyciągnęła z torby kolorową ozdobną kartkę ze spisanym tekstem piosenki, którą chciała przećwiczyć z Blanchett, a następnie przeniosła wzrok koleżanki. - Jak wam dzisiaj idzie? - zapytała, prawdziwie zaciekawiona postępem prac artystycznych współlokatorek. Podziwiała ich talenty malarskie, jednak sama owego nie posiadała. W geście oczekiwania zaczęła wachlować się wcześniej wyciągniętą kartką z tekstem Toi, zastanawiając się nad magicznym urządzeniem do wykonywania potrzebnego jej podkładu muzycznego.
- Ja.. przepraszam, skoro Ci sie te zaklecia nie podobaja nie powinnam interwieniowac. – Jeknela cicho pod nosem I popatrzyla na nia nieco przybitym wzrokiem. Chciala byc po prostu mila, a wyszlo na to ze jej milej strony obecnie nie potrzebowala bo w gruncie.. mniejsza z tym. Przeprosila, to dodalo jej otuchy by dalej zachowac usmiech na ustach. – Mezczyzni? Nie rozumiem.. chodzi Ci o to ze wiekszosc chce sie ze mna zadawac i z tego wiekszosc probuje byc moimi przyjaciolmi? – Przekrecila glowke lekko w lewo przypatrujac jej sie z zaciekawieniem. Nie miala pojecia o czym mowi Clari, po prostu nie zalapala tego i wyszlo jak wyszlo. Jej dotyk sprawil ze delikatnie zadrzala, czula sie przy niej taka drobna i niewinna ze nie chciala by to sie w jakikolwiek sposób zmienilo kiedykolwiek. Zauwazyla ten drobny element jaki wykonywala w tej chwili krukonka. Wlosy Lotki pachnialy wanilia, tak.. zawsze uzywala tylko tego zapachu do kapieli. Nie wiedziala czemu, moze to przez imie? Zawsze chciala pachniec jakimis ciasteczkami, a laska wanilii byla idealnym dodatkiem do takowych. – Ufam Ci.. a film mozesz wybrac sama moja droga. Zawsze i tak probujemy wybrac go wspolnie ale nigdy nie mozemy dojsc do wspolnego zdania. Zostawie to dla Ciebie. W tej chwili zjawila sie w przejsciu Carma, Lotka zauwazyla ja jako pierwsza bo jej sympatyczna znajoma byla odwrocona do niej plecami. Odkleila sie niechetnie z tego uscisku, a nastepnie podreptala do najstarszej z calej trójki dziewczyny. Przykleila sie do niej tak czule ze wygladalo to baaaardzo slodko. Charlotka taka byla, moze Carmie to sie nie podobalo ale ona musiala miec taki styl zycia. To tylko i wylacznie wina jej siostrzyczki ktora wrecz kipiala miloscia. – Excusez moi Carma.. musialam. – Oderwala sie od niej i ucieszyla sie pocalunkiem w policzek, byla taka szczesliwa.. ujela jej reke by pokazac swoja twórczosc. Odpakowala maly pakuneczek by pokazac jej swój wlasny portret. Przelknela goraczkowo sline patrzac na jej reakcje. – Staralam sie, nigdy nie rysowalam siebie, Clari powiedziala ze jest cudny.. prawda? – Zerknela przez ramie na rudziutką znajomą.
Braaak polskich znakow! Gdzies tam przekopiowane polskie literki z waszych postow bo mi sie nudzilo xd
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
I jak tu nie kochać tej małej istotki. Może i źle zrobiła reagując właśnie w ten sposób jednak inaczej nie mogła. Zaklęcia te przywodziły złe wspomnienia które wolała zachować na samym dnie swojej świadomości. Każdy ich powrót przynosił ze sobą ból. Jednak nie było w tym winy Lotte. Nie wiedziała i prawdę powiedziawszy miała się nigdy o tym nie dowiedzieć. Bo po co? Jedynie by się martwiła, a tego Clari nie chciała. Uśmiechnęła się do niej kręcąc głową. Czasami się zastanawiała, czy naprawdę ta dziewczyna była taka nieświadoma aury jaką wokół siebie rozsyłała czy tylko udawała aby wszyscy uważali ją za tak niewinną? Opcja druga odpadała. Lotte nie byłaby zdolna do tego. A więc była nieświadoma. Może to i lepiej ... Poczuła to jak Lotte zadrżała. Wprawiło ją to w przyjemny nastrój. Cieszyła się, że działa na nią właśnie w ten sposób. Choć czasami zastanawiała się czy to dobre. Przecież tylko ograniczała to małe stworzenie. A może tylko się jej wydawało tak... ? Tak bardzo owładną jej zmysłami zapach wanilli jaki czuła od puchonki, że nawet nei usłyszała co ta do niej mówi. Dopiero jej ostatnie słowa oprzytomniły ją. Zostawi to dla mnie? Ale co? Gdyby nie pojawienie się Carmy pewnie musiałaby się tłumaczyć z tego, że kompletnie jej nie słyszała. Odetchnęła z ulgą, a widząc jak puchonka idzie do niej i się przytula nie mogła się nie uśmiechnąć. Był to naprawdę rozczulający widok. I faktycznie, starsza krukonka miała rację. Każda z nich była uzdolniona artystycznie. Clarissa nie tylko malowała ale również tańczyła. Forma takiego ruchu zawsze potrafiła ją uspokoić. Przywitała się z dziewczyna. - Dobroye utro, Carma - skoro mówiły w swoim ojczystym języku to czemu i Clary nie mogła tego zrobić? No tak, one siebie rozumiały, a jej rosyjskiego nie rozumiał nikt. Ups. - Zanim przyszłam skończyłam jeden z moich obrazów i pomyślałam, że trochę ruchu by nie zaszkodziło. Jednak ta sala nie jest najlepsza do tego. - skrzywiła się rozglądając do okoła.
- To całkiem smutne. Rzekł do siebie pewien stary mężczyzna, stojący właśnie w jednej z opuszczonych i zapomnianych sal Hogwartu. Rozmyślał akurat nad tym, jak nauczana jest obecnie sztuka, zarówno tam mugolska, jak i magiczna. Ile tak naprawdę uczniowie wiedzą o dziełach zdobiących Hogwart? Czy potrafią jeszcze narysować sami, bez pomocy magii koło? Ożywić obraz, albo choćby wypowiedzieć jakiegoś prostego łamańca bez większego problemu…? Cóż, wszystko jest zrozumiałe, świat obecnie nie ma takiego popytu na artystów. Jednak, to całkiem smutne, ponieważ… przez to Ci współcześni „artyści” mieli nieco za duże mniemanie o sobie i swojej sztuce, nie do końca tak naprawdę wiedząc, na czym ów sztuka polega. Mimo tego na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech! Nie było tak źle! Wystarczyło, że na tym świecie były takie osoby, jak on właśnie! Ludzie, którzy mogli coś na ten temat powiedzieć i postanowili nie zamykać swojej wiedzy tylko na siebie, ale także się nią dzielić! Z tej racji właśnie uprzątał właśnie panujący w klasie bałagan, robiąc nieco przestrzeni i ustawiając krzesła oraz inne miejsca do siedzenia w kole. To będą dobre zajęcia! - Zobaczysz Howard, będzie dobrze! – przekonywał samego siebie. – Ktoś przyjdzie! Ktoś na pewno przyjdzie! Zobaczysz! Mówił, siląc się na uśmiech. Siedział na chwilę obecną w pustym pomieszczeniu, oczekując uczniów, którzy mieli jeszcze mnóstwo czasu do rozpoczęcia zajęć i bawiąc się swoją laską. W głowie układał sobie już jakiś szerszy konspekt dzisiejszej lekcji...
Zapraszam. Macie czas do jutra do 20, kiedy to pojawi się właściwy post. Oczywiście spóźnieni mile widziani!
Ha, Lotte zjawiła się na swoje ulubione zajęcia jako pierwsza. Przecież je uwielbiała, kochała i mogła słuchać godzinami nauczycieli którzy akurat prowadzili tą lekcję w zastępstwach czy też normalnie. Teraz miał się pojawić nauczyciel którego szczerze nie znała i chciała bardzo poznać jego styl nauczania, może przejdą od razu do jakiś praktyk zamiast słuchania o dziełach w Hogwarcie? Chciałaby, baardzo. Weszła do klasy sama, oczekiwała że zjawi się tu też Panna @Rose Nelson za którą ostatnio bardzo przepadała. Wyciągnęła podręcznik i założyła nogę na nogę dodając nieco niepewnie w stronę nauczyciela. - Dzień dobry, mam nadzieję że nie zjawiłam się zbyt wcześnie i.. na czym będzie polegać dzisiejsza lekcja bo jestem bardzo, bardzo ciekawa jaki materiał Pan dziś przygotował. - Uśmiechnęła się słodko i podparła się na dłoniach patrząc na starszego mężczyznę, uwielbiała uczyć się nowych rzeczy tak więc powinno być dzisiaj ciekawie i inspirująco dla tej młodej artystki. Rozmarzyła się na chwilę wspominając pokój Sirszy i jej obrazy dotyczące Haydna, tam brała inspirację do tworzenia nowych dzieł więc jak będzie teraz?
Ostatnio zmieniony przez Charlotte Blanchett dnia Nie Cze 12 2016, 23:52, w całości zmieniany 1 raz
Nie miał zielonego pojęcia jak będą wyglądały zajęcia z Howardem, ale był niezwykle ciekawy, co profesor może wymyślić. Dlatego puchoński student naprędce naskrobał list i wysłał go razem ze swoją sową do @Cándida Feliciana Miramon. Nie chciał iść sam. Zastanawiał się jeszcze czy nie namówić Caleba, ale ostatecznie stwierdził, że jak Ślizgon będzie chciał przyjść, to przyjdzie. Jak się spotkają, to się spotkają. On sam zaś powinien na jakiś czas ograniczyć z nim kontakt, ochłonąć trochę po tym, co wydarzyło się w Zakazanym Lesie. Starał się więc zapomnieć o reprezentancie Salazara i skoncentrować się na lekcji. Pojawił się na korytarzu na szóstym piętrze chwilę przed czasem, dlatego czekał na swoją przyjaciółkę. Przez moment myślał nawet, że nie przyjdzie, jednak dziewczyna zaraz pojawiła się na horyzoncie i wywołała szeroki uśmiech na twarzy Nathaniela. Chłopak widział jednak, że Krukonka nie podchodzi do zajęć z takim entuzjazmem jak on. - Nie przejmuj się, Cand. Będzie fajnie. Przecież to sztuka.... to jak z gotowaniem! - Mruknął do niej na pocieszenie, chociaż wcale nie był taki pewien czy sobie poradzą. Z tańcem nie było u niego najgorszej, ale na teatrze nie znał się kompletnie. Obawiał się trochę tego, że będzie musiał zagrać na przykład chorego umysłowo, co stanowiłoby dla niego nie lada wyzwanie. - No chodź. - Zachęcił dziewczynę raz jeszcze, po czym chwycił ją za rękę, zaciągając wręcz do klasy artystycznej. Cóż, nie czuł się wcale winny. Ostatnim razem w końcu to Cand wyciągnęła go brutalnie na lekcję wróżbiarstwa. Na której swoją drogą usnął, ale może lepiej już tego nie wspominać. - Dzień dobry, panie profesorze. - Rzucił wesoło do siedzącego w sali Howarda, po czym rozejrzał się po opustoszałej (no, poza jeszcze jedną Puchonką) sali. Przez chwilę zrobiło mu się szkoda nauczyciela. Organizował w końcu coś ciekawego dla uczniów, a jak na razie frekwencja była żałosna. Miał jednak nadzieję, że to się jeszcze zmieni, jako że do rozpoczęcia zajęć pozostało jeszcze parę minut.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Kiedy ostatni raz trzymała pędzel, ołówek czy węgiel w dłoni? Kiedy mogła poczuć pod opuszkami palców szorstki materiał płótna? Musiało być to bardzo dawno skoro sama nawet nie pamiętała tego dnia. Poniekąd w jej pokoju w domu stał na sztaludze obraz... niedokończony. Pejzaż. Kochała malować pejzaże. Pozwalały jej na uspokojenie skołatanych nerwów. Teraz jednak, nawet one nie pomagały. Z potrzebnymi materiałami na zajęcia stanęła przed jedną z klas. Pamiętała dzień kiedy to wraz z Carmą i Lotką spotkały się tuta aby malować. Uśmiechnęła się na to wspomnienie i pukając cicho weszła do środka. - Dzień Dobry profesorze. - z uśmiechem na ustach i niespotykanym entuzjazmem przywitała się ze starszym mężczyzną. Kątem oka zauważyła puchonkę. Zadowolona, że nie tylko ona będzie na zajęciach podeszła do niej siadając zaraz za nią. - Zdrastwujcie, Lotka. - ułożyła wszystkie potrzebne materiały na zajęcia na ławce. Odetchnęła lekko zmęczona. W końcu przybory nie należały do najlżejszych.
Przyszedł na zajęcia w poszukiwaniu towarzystwa. Jak zwykle z resztą. Nawet nie był pewien z czego one są. Jakieś artystyczne w każdym razie. Nie był specjalnie zainteresowany sztuką, muzyką może, ale poza tym raczej nie. Zresztą nigdy nie chodził na lekcje dlatego, że się nimi interesował. Tak czy siak te zapowiadały się ciekawiej niż transmutacja czy eliksiry. Przywitał na odczep nauczyciela i automatycznie skierował się w stronę Clarissy i jej koleżanki. Zatrzymał się jednak w pół kroku, kiedy kontem oka zobaczył ciemne włosy @Cándida Feliciana Miramon z drugiej strony sali. Na Merlina, pani od ciasta! Pani od ciasta! Pani od ciasta! Poznał ją na festynie, gdzie sprzedawała najlepsze ciasto na świecie. Misha był uzależniony od domowych wypieków. Gdyby miał wybierać między whisky a szarlotką wybrałby szarlotkę. Nawet wybierając między ciachem a nocą z najpiękniejszą z wszystkich wili... no dobra, to akurat bardzo trudna decyzja i na szczęście nie musiał jej podejmować. Nawet chwilę rozmawiali, ale jak ona miała na imię... Na pewno była z Hiszpanii. Ta informacja bardzo ułatwiający sprawę, gdyby znał jakieś hiszpańskie imiona. Odtwarzać w pamięci stoisko dziewczyny szybka uświadomił sobie, że jej imię miał cały czas wyłożone na tacy. Candy. Diabli wiedzą od czego to było zdrobnienie, ale też średnio go to interesowało. Podszedł do pary, wcześniej w ogóle nie zauważył @Nathaniel Cole. - Misha - podał chłopakowi rękę zaledwie zerknąwszy w jego stronę. Był zbyt zainteresowany Krukonką. Teraz uświadomił sobie, że jest z nią w jednym domu. Faktycznie, o tym też rozmawiali przy stoisku. - Dzień dobry, Candy. Powtórzę ci to jeszcze milion razy przy każdym spotkaniu, ale pieczesz najlepsze ciasta na świecie - usiadł chamsko wpychając się pomiędzy nią a Puchona zupełnie zapominając o jego istnieniu.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Jak mogłaby nie przyjść na najlepsze zajęcia pod słońcem? Choć od teatru wolała malować bądź pisać, to także lubiła ten rodzaj sztuki. Odgrywanie innych nie szło jej może jakoś wyjątkowo niesamowicie, ale zawsze traktowała to jako dobrą zabawę. W końcu jej matka często wprowadzała ją w tajniki aktorstwa, licząc że córka pójdzie jakoś w tym kierunku. Może nawet zajmie kiedyś jej miejsce...? No cóż, Naeris zdecydowanie bardziej wolała bawić się w twórcę. Kiedy była mniejsza wymyślała proste scenariusze do sztuk, które jej matka odgrywała specjalnie dla dziewczynki. Nigdy w życiu nie zrezygnowałaby z zajęć artystycznych, za bardzo to kochała. Troszkę się spieszyła, bo zasiedziała się dokańczając portret drzewa. Tak bardzo się wyłączyła, skupiając całą swoją uwagę na rysowaniu kolejnych gałązek i listków, że spędziła nad tym o wiele więcej czasu, niż planowała. I dodatkowo upaćkała sobie ołówkiem policzek, czego nie zauważyła. Pozostała jej teraz długa, szara smuga. Wrzuciła do torby, to co zawsze nosiła przy sobie - książkę i szkicownik. Do tego różdżka, choć nie uważała, że mogłaby jej się przydać na zajęciach z teatru. Wyleciała z dormitorium najszybciej jak mogła, bo jeszcze miała zgarnąć po drodze @Saga Demantur i ją tu przywlec. Dopadła więc Ślizgonkę na korytarzu. Taka potargana, zaczerwieniona Naeris ze skrzącymi się oczami, mogła budzić dziwne odczucia. Jak na przykład pytanie co to za wariatka i kto ją wypuścił z Munga? - Szybko, zaraz teatr! - zawołała z przejęciem, bo nie chciała się spóźnić. Chwyciła Sagę za ramię i nie czekając na jakąś odpowiedź (albo sprzeciw) poprowadziła ją wprost do klasy. - Dzień dobry, panie profesorze! - bo kim byłaby Naeris, gdyby nie przywitała się jak na grzeczną uczennicę przystało... Uśmiechnęła się do Candy, na resztę nie zwróciła większej uwagi. Jej spojrzenie padło na mnóstwo prac uczniów, które walały się po całej sali. Z prawdziwą fascynacją oglądała dzieła innych, choć niektóre nie zasługiwały na takie miano. Żadna z prac nie wyszła spod jej ręki. W końcu dalej nie pokazywała talentu światu, dotychczas jedynym wyjątkiem był festiwal. - Woow. - szepnęła, widząc naprawdę niezły pejzaż. No cóż, wśród takiego natłoku obrazów, miała prawo się zamyślić i zapomnieć o obecności Sagi.
Zajęcia artystyczne? Litości, ona w ogóle o nich nie słyszała. Ostatnio w pokoju wspólnym było tak cicho, jakby większość krukonów przeniosła się do innego domu albo skończyła szkołę w połowie roku. Nawet Saga nie wspominała niczego o zajęciach teatralnych, więc Candy siłą rzeczy nie mogła o nich wiedzieć. Dlatego gdy otrzymała sowę od @Nathaniel Cole, przez chwilę stała i wpatrywała się w treść listu. Ten chłopak wiedział o wszystkich zajęciach, wszyściutkich. I jeszcze dbał o to, żeby ona nie zaniedbywała edukacji. Uniosła oczy ku sufitowi i złożyła liścik. Nie pałała sympatią o zajęć artystycznych, ale nie miała serca odmawiać chłopakowi, a szczególnie zostawiać go na lodzie. Możliwe, że stałby na tym korytarzu do śmierci, a jeśli nie, to od razu poszedłby jej szukać. Dowlokła się na szóste piętro i od razu wpadła na przyjaciela, który najpierw wspomniał coś o gotowaniu – phie, gotowanie przyrównane do teatru! – a potem złapał za rękę i zaciągnął do sali. Tym razem specjalnie nie protestowała, nawet przyspieszyła, żeby puchon nie musiał rzeczywiście jej ciągnąć. Podążała za Nate’em, a że mineła profesora, przywitała się i dopiero potem zajęła wyznaczone przez chłopaka miejsce. Rozejrzała się, biorąc przykład z chłopaka, i od razu zrozumiała wyraz jego twarzy. Mogłaby go pocieszyć, ale zanim cokolwiek powiedziała, ludzie zaczęli się schodzić. To powinno pocieszyć puchona. Jedną z nowo przybyłych była @Saga Demantur z inną dziewczyną, która, tak jak Nate Candy, ciągnęła ją na zajęcia. I o dziwno to ta nieznana dziewczyna postanowiła się do niej uśmiechnąć. Gdy Candida zobaczyła ten uśmiech, zaczęła powoli kojarzyć fakty. Tak, wróżbiarstwo, jak mogła zapomnieć? Jednak obie dziewczyny zaraz poszły dalej, aby zająć miejsca kawałek dalej. – Oczywiście, że będzie fajnie – przytaknęła dopiero teraz. Nie lubiła wystąpień publicznych, ale nie było też tak, że trema zjadała ją całkowicie. Jeżeli coś jej się podobało, starała się jak najbardziej. – Zabawne będzie patrzenie na ciebie, kiedy przyjdzie ci udawać kogoś z odmiennymi cechami charakteru – powiedziała przekornie. Nie zamierzała całkowicie marnować tej godziny. Rozsiadła się wygodnie, torbę odłożyła gdzieś na bok i już miała się zwrócić ponownie do Puchona – dziwnie milczącego – gdy podszedł do nich (a może jednak do niej) wysoki, ciemnowłosy chłopak. Chociaż wydawał się zwracać uwagę jedynie na nią, szybko się zreflektował i przedstawił Nate’owi. Tylko jemu. Dziewczyna wywnioskowała, że musieli się już kiedyś spotkać. Popatrzyła na niego głupio, nawet nie starała się udawać zainteresowanej. Przywitał się z nią strasznie formalnie, powiedziałaby, że sztywno. Poczuła się, jakby była starsza i zwykłe hej byłoby ujmą na jej honorze. @Misha Destiel pamiętał jej skróconą, potoczną formę imienia, która przyjęła się w Anglii, a jak się po chwili okazało – poznał ja prawdopodobnie na festiwalu. Popatrzyła na niego krzywo, kiedy kończył i jednocześnie wpychał pomiędzy nią a przyjaciela. Zdecydowanie jej się to nie podobało. – Dzień dobry, Misho – odparła równie poważnie. – O którym cieście mówisz? – zapytała, żałując, że nie ma przy sobie jednej z festynowych mordoklejek.
Te zajęcia mogą być na prawdę fajne. Z taką myślą Rose właśnie szła sobie spokojnym krokiem w miejsce, gdzie odbyć miały się zajęcia. Weszła z uśmiechem na ustach i zamknęła za sobą cicho drzwi. Od razu przeczesała wzrokiem całą klasę. Tak! Od razu w oczy rzuciła jej się jej kocha, rudowłosa główka. Jeszcze obok biurka nauczyciela stała jej @Charlotte Blanchett. Puchonka przyspieszyła kroku i w mig była przy jej boku. - Dzień dobry, Panie Profesorze. - Zwróciła się grzecznie i szybko pociągnęła Lotkę za sobą gdzieś pod ścianę tak, żeby nie rzucały się tak mocno w oczy. Objęła ją w talii i przygarnęła do siebie, całując jej czoło. - Jak się dziś czujesz, złotko? - Spytała wypuszczając ją z objęć. - Pewnie bardzo lubisz to miejsce. - Przeleciała wzrokiem wszystkie te sztalugi i przyrządy do malowania. - Pewnie też nie raz tu byłaś i nie jedno to dzieło jest twoje. Mam rację? - Teraz rozglądała się po obrazach na ścianach, jakby chcąc zgadnąć które z tych prac mogły wyjść spod ręki jej ukochanej .
Nate zdecydowanie nie był żadnym kujonem. To, że wiedział praktycznie o wszystkich zajęciach świadczyło tylko o tym, że jest dobrze zorganizowany. Niektóre przedmioty zdarzało mu się jednak opuszczać, chociażby wspomniane wcześniej wróżbiarstwo. Akurat na teatrze nigdy jeszcze nie był, ale to, że odbywał się on tuż przed tańcami, a także, że był prowadzony przez Howarda, którego Cole darzył sympatią, zachęciło go do udziału w lekcji. Nie byłby jednak sobą, gdyby (nawet siłą) nie przyciągnął tutaj @Cándida Feliciana Miramon. A co, niech dziewczyna też spróbuje czegoś nowego. W końcu oboje będą teatralnymi świeżakami. Kto wie, może im się spodoba i będą uczęszczać na zajęcia teatralne częściej? - Zabawne? No dzięki. Nie widziałaś jeszcze moich zdolności aktorskich. - Odpowiedział jej spokojnym tonem, chociaż trochę podkoloryzował prawdę. Raczej nie próbował udawać kogoś, kim nie jest, więc nie miał pojęcia czy ma talent w odgrywaniu innych postaci. No, może kiedyś jako dzieciak bawił się w imitowanie głosów bohaterów bajek, ale to było zupełnie coś innego, a poza tym na tyle dawno, że zdążył już zapomnieć o swoich umiejętnościach. Zauważył, że w ich kierunku, a właściwie w kierunku Candy, zmierza naprawdę przystojny chłopak. Zdecydowanie heteryk, ale cóż... puchoński student przecież mógł go w myślach ocenić. - Nate - Odwdzięczył się tym samym, kiedy nieznajomy chłopak przedstawił mu się swoim imieniem. Uścisnął także jego dłoń i praktycznie na tym geście zakończył się jakichkolwiek ich kontakt, a @Misha Destiel skoncentrował się na pannie z Calpiatto, w dodatku brutalnie wpychając się pomiędzy nich. Wbrew pozorom Nathanielowi zupełnie to nie przeszkadzało, ba, nawet uśmiechnął się pod nosem. Korzystając zaś z tego, że Krukon kompletnie nie zwracał na niego uwagi, puścił Candy oczko i uniósł do góry kciuka na znak tego, że trafiła jej się całkiem niezła partia i że nie powinna zbywać swojego adoratora. Myślał nawet czy nie przesiąść się gdzieś indziej, ale stwierdził, że jak rzuci coś w stylu "to zostawię Was samych", wywoła swoim zachowaniem tylko niepotrzebne zakłopotanie. Dlatego pozostał na swoim miejscu. Wyciągnął za to z torby jakąś książkę i zaczął jej przeglądać, pokazując tym samym, że wcale nie obchodzą go żadne flirty. Prawda była taka, że cieszył się, że do jego przyjaciółki zagadał taki przystojniak.
Dobra. To tylko jeszcze dopali tego papierosa i się zbierze. Bowiem tak. On pójdzie na te zajęcia. Oczywiście, że pójdzie! Dlaczego miałby nie iść?! Tylko najpierw dopali papierosa… Okej, dopalił. Teraz można było kierować się powoli do tej sali artystycznej. Dość zabawna sprawa, ale nie bardzo wiedział gdzie się znajdowała. W ogóle dość zabawna historia, ponieważ nie bardzo już orientował się w Hogwarcie. I tak miał mu minąć ostatni rok, tak? Bosko. Nie ma co, dobrze zapamięta tę szkołę. Żyć nie umierać normalnie. No, ale cóż. Widać tak musiało się zdarzyć. Tymczasem… A może skręcić tutaj? Nie, dobra pójdzie prosto. Przecież schody go jakoś zaprowadzą, co nie? I śmiejcie się, ale tak się stało! Bez większych numerów doprowadziły go na wskazane piętro, dalej zapytał jakieś napotkane Gryfonki o drogę, a te udzieliły mu pożądanych informacji. Tym sposobem „jakoś” Piątek dotarł na miejsce. I akurat chłopak wchodził do klasy, kiedy pierwszą rzeczą, czy raczej osobą, rzucającą mu się w oczy była sama @Clarissa R. Grigori. Malarka? Chyba tak, pytanie tylko, czy dobra. Damn! Musiał to sprawdzić, no musiał. Cholera jasna musiał. Póki co jednak dobrze było wejść i dopełnić tych wszystkich konwenansów, zatem – Dzień dobry Panie Profesorze. – dość wesoło i głośno powiedział na progu. W miarę zbliżania się do okręgu wyłapywał kolejne znajome twarze, albo nieznajome. Jedynie Candy była osobą, której wygląd jakkolwiek kojarzył. Była jednak teraz oblepiona przez jakiś mężczyzn, zatem postanowił nie stawać się kolejnym ogniwem tego magicznego łańcucha. Zwłaszcza gdy miał tutaj przed sobą tak zachwycająco zjawiskowe dziewczę. Dlatego też w iście gentlemańskim odruchu nadleciał z pomocą koleżance, męczącej się z całym tym malarskim stafem. - Cześć! – powiedział po wszystkim, wyciągając w jej kierunku rękę na powitanie. – Jestem Ambroge, ale możesz mi mówić Piątek. A Ty poza tym, że śliczna i malująca jesteś….? – zapytał, dając w zasadzie minimalny czas na udzielenie odpowiedzi. – Fajnie! Miło mi Cię poznać! Widzę, że malujesz! Mógłbym zobaczyć, czym konkretnie się zajmujesz? Portrety, krajobrazy, martwe natury, akty? Z resztą nieistotne. Jesteś śliczna wiesz? Mógłbym Cię narysować? Albo namalować? Albo nie, lepiej narysować. Obiecuje nie zająć Ci dużo czasu. Może tak na przykład po zajęciach?
Często witał się słowami „dzień dobry” i wcale nie uważał ich za zbyt formalne. Wszystko zależało od intonacji. Właściwie to chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się zachowywać formalnie. Wyraźnie natomiast wyczuł chłód w powitaniu Krukonki. Trochę go to początkowo przestraszyło. Zaczął się zastanawiać czy już z nią przypadkiem nie spał, ale szybko odrzucił tę opcję. Pamiętałby. Nie przypominał też sobie żeby zrobił przy niej coś nie tak. Może prócz wpychania się pomiędzy nią, a jej przyjaciela. Zerknął przez ramię na chłopaka, ale on zdawał się zupełnie nimi nie przyjmować (Dzięki, stary!). W każdym razie entuzjazm trochę go opuścił i z miną zbitego psiaka cicho jej odpowiedział. - O wszystkich… znaczy… nie próbowałem bloku czekoladowego, ale bazując na pozostałych, zakładam, że był świetny. Przepraszam, ale czy ja cię czymś obraziłem? Pytał z nieudawanym żalem i modlił się przy tym żeby chodziło o to, że wlazł między ich dwoje. Sytuacja miałby się znacznie gorzej, gdyby na przykład słyszała od koleżanek jakejś plotki o nim. Nie chciał tego przyznać, ale w głębi duszy wiedział, że to najbardziej prawdopodobne. Był już w ten sposób parę razy witany i to zawsze było to.
- Cześć Clari! - Powiedziała nieco głośniej kiedy tylko ta przywitała się z nią, uściskała ją zaraz nachylając się nad jej ławką i wyszczerzyła swoją buźkę w szerokim łuku. Zaraz po tym poprawiła swoje stanowisko pracy i zostawiła większą część dla Roski. Zaczęła w notatniku bazgrać sobie różne wzorki, długo myślała czy nie zrobić sobie jakiegoś większego tatuażu i od dawna szkicowała jakieś własne wzory. Ciągle nie mogła dojść do tego co dokładnie chciała, ale czuła że była coraz bliżej dojścia do sedna. W tym momencie do klasy weszła jej blondyneczka, oczywiście od razu do niej podeszła, a Lotte tylko odbiegła wraz z nią i pocałowała ją w policzek. Ciepło jej ust było tak przyjemne że to uczucie zostanie na dłużej. - Ja? Świetnie, to moje ulubione zajęcia kochana myślisz że może być dziś jeszcze lepiej? Mam nadzieję że pójdzie mi dobrze bo jeżeli coś spartaczę to nie wiem co sobie zrobię, bardzo mi zależy na tych zajęciach. - Nieco się przejęła że nie da sobie rady, niby malowała coraz częściej i wkładała w to wiele pracy ale nadal coś nie dawało jej spokoju. Rozejrzała się jeszcze kontrolnie po obrazach, parę z nich było rzeczywiście jej ale czy było trzeba się tym chwalić? Nie chciała, nie lubiła tego dlatego też rzekła nieco tajemniczo. - Może i są, może i nie.. wolę pokazać Ci swoje prace prywatnie, tu malowałam według schematu, a w domu co chciałam. - Pociągnęła ją za sobą do ławki.
Życie w Hogwarcie powoli zwalniało. Właściwie to były już wakacje, kto by teraz myślał o chodzeniu na jakiekolwiek zajęcia. I to jeszcze artystyczne. Saga miała zamiar o nich "zapomnieć" i porobić coś innego. Cokolwiek innego. Właśnie błąkała się po korytarzach w poszukiwaniu czegoś w miarę ciekawego, kiedy zobaczyła biegnącą na nią @Naeris Sourwolf. Nie ukrywała zdziwienia i rozbawienia. Kto normalny leciałby na złamanie karku, z wielką krechą na policzku, na głupie zajęcia artystyczne. Typowy, nadgorliwy krukon z tej Nany. Tak właśnie sobie myślała, kiedy ta ciągnęła ją po korytarzach. Nawet przez chwilę chciała zapytać, czy przypadkiem nie rysowała wcześniej czegoś, żeby zwrócić uwagę na ślad po ołówku na jej twarzy. Ale zrezygnowała, bo jeśli Nana znowu zmuszała ją do pójścia na zajęcia, to przynajmniej pocierpi, kiedyś ktoś obcy wytknie jej gapiostwo. Przywitała się z profesorem, spoglądając na niego przelotnie. Nie kojarzyła gościa i jakoś specjalnie nie zależało jej na tym, żeby to zmienić. Wypuściła głośno powietrze rozglądając się po sali. Chaos. I burdel. Cudownie... Dostrzegła @Cándida Feliciana Miramon, otoczoną wianuszkiem facetów. Pomachała do niej krótko i nachyliła się by powiedzieć coś Nanie, ale... jej już nie było. Odszukała ją wzrokiem przy obrazach innych uczniów. Krukonka była ewidentnie zafascynowana, więc nie będzie jej teraz przeszkadzać. Zresztą, pewnie zaczęłaby gadać o tych bazgrołach, może lepiej, że się rozdzieliły. Usiadła w pierwszej lepszej ławce i wpatrzyła się w malowidła na ścianach, udając wielkie zainteresowanie. Teoretycznie mogłaby spokojnie stąd wyjść, panował tu taki tłok, że pewnie i tak nikt by nie zauważył.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie miała pewien życiowy problem. Mianowicie nie miała pojęcia jaki jest jej talent. Tak się jakoś składało, że wszyscy jej znajomi, a przynajmniej ona miała takie wrażenie, w jakichś dziedzinach wystawali ponad poziom. Ona tymczasem w najlepszym wypadku była z czegoś całkiem dobra. Mało to nadzwyczajne. Dlatego łapała się wszystkiego jak mogła, żeby tylko znaleźć jakąś dziedzinę, w której będzie się wyróżniać. Niestety dotychczas z marnym skutkiem. Zdolności plastyczne zatrzymały się u niej w rozwoju jakoś w piątym roku życia, gra na instrumentach szybko jej się nudziła, śpiewała i tańczyła przeciętnie, pisać nie umiała zupełnie, podobnie zresztą jak gotować. Nic nie wyszło też z szycia, ogrodnictwa, sklejania modeli, a nawet żonglowania. Można by bez końca wymieniać. Aż dziw bierze, że przez 16 lat nie zdążyła spróbować sił w aktorstwie. Okazja w końcu się nadarzyła i Gryfonka nie zamierzała jej zmarnować. Wparowała do klasy dosłownie w podskokach. Entuzjazm wylewał się z niej uszami, a przynajmniej wylewałby się, gdyby był płynny. - Dzień dobry, profesorze – posłała starszemu mężczyźnie szeroki uśmiech. Zobaczyła @Cándida Feliciana Miramon i @Nathaniel Cole siedzących z jakimś chłopakiem. Pomachała wesoło w ich stronę. Początkowo chciała podejść do wyraźnie wyłączonego z rozmowy Puchona, ale stwierdziła, że chce poznać kogoś nowego. W oczy rzuciła jej się dziewczyna podziwiająca obrazy na ścianach. Lekko pohopsała w jej stronę. - Cześć, jestem Ettie – przedstawiła się stając obok @Naeris Sourwolf – piękne, prawda? Chciałabym tak umieć… - podziwiała chwilę prace na wiszące na ścianach prawdziwie olśniona i nagle zmieniła temat - próbowałaś kiedyś aktorstwa? Ja nie. W sumie to myślę, że będę w to beznadziejna, ale pobawić się można, nie? Szczerze mówiąc, nie łudziła się, że odkryje dziś swój talent. Wiedziała, że jest fatalnym kłamcą, a to było chyba trochę podobne. Nigdy jednak nic nie wiadomo. Poza tym chwytanie się wszystkich możliwych form aktywności weszło jej w nawyk.
Wcale nie twierdziła, że przyjaciel był kujonem. Mogłaby co najwyżej powiedzieć, że po prostu jest bardziej spostrzegawczy od niej i zdecydowanie lepiej rozeznany w życiu kulturalnym Hogwartu. Ona nie interesowała się wszystkimi plotkami, jakie słyszała. Bardzo starannie selekcjonowała informacje i zapamiętywała jedynie te, które czymś skupiły na sobie jej uwagę. Oczywiście, że uważała to za zabawne. Całe te zajęcia oceniała w ten sam sposób. I jej opinia nie miała negatywnego wydźwięku. Przyszli tu, żeby się dobrze bawić, więc dużo śmiechu na pewno im nie zaszkodzi. Nie podważała zdolności aktorskich chłopaka. Uważała, że każdy w jakimś stopniu je ma, a to, czy kiedykolwiek się ujawnią publicznie, zależy od tego, jak bardzo zje kogoś stres. Uchwyciła spojrzenie Nate’a, który nie omieszkał przyjrzeć się kruponowi i ocenić go według własnej skali. Jeszcze puścił jej oczko, czego nie mogła zinterpretować inaczej niż jako zachęty do rozmowy z nowo przybyłym. Gdy Misha, który chyba przestraszył się jej chłodnego przywitania, spoglądał na Nate, wywróciła oczami, dając przyjacielowi do zrozumienia, że pomysł za specjalnie jej się nie podoba, ale czego nie robi się do przyjaciół? Skoro Nate mówił, że powinna spróbować, to uznała, że powinna. Chłopakowi lepiej szło ocenianie innych facetów niż jej. Dotychczas w ogóle nie miała do nich szczęścia. Żałuj. – Nie, skądże – zaprzeczyła – ni to powoli, ni zbyt szybko. Tak, żeby chłopak niczego sobie nie pomyślał. Nie potrafiła zmusić się do udawanej radości, ale starała się też ukryć niechęć do chłopaka. Coś jej w nim nie pasowało. Nie pomyślała jednak, że @Misha Destiel może być tym chłopakiem, który sypia ze sporą żeńską częścią Hogwartu. – To następnym razem zrobię więcej bloku czekoladowego – i mordoklejek, tym razem w cieście – żeby i dla ciebie starczyło – zapewniła. Machnęła do Puchona, żeby zagadał do @Saga Demantur (pokazała dziewczynę ręką), skoro i tak postanowił nie ingerować w rozmowę jej i Mishy. Skupiła się teraz na krukonie, dlatego nie zwracała uwagi na otoczenie. Nawet nie podejrzewała, że wszyscy znajomi zwrócili uwagę na to, że zagadał do niej jakiś przystojny chłopak.
Nie do końca wiedział, co tu robi. Obiecywał Ingrid, że będzie chodził na zajęcia, ale chyba nie powinien zaliczać do nich teatru. Wątpił, żeby profesor postanowił zorganizować lekcję pantomimy, aby on nie czuł się pominięty, jednak skoro poprosiła go o to siostra, to nie mógł teraz się wyprzeć. Uśmiechnął się krzywo, wyobrażając sobie swoje próby odnalezienia wśród recytujących ludzi. Może nauczyciel, gdy tylko zorientuje się, że Yngve jest niepełnosprawny, poradzi mu opuścić pomieszczenie i przyjść na zajęcia z rysunku? Ale kto by się tym przejmował. Gdy wszedł do pomieszczenia zobaczył już tłum chętnych, zainteresowanych i głodnych wiedzy. Patrzył na nich beznamiętnie, chociaż w głębi zazdrościł im tych uśmiechniętych twarzy. Jeszcze dwa lata temu sam byłby jednym z tych szczęśliwców, którzy mogliby bić się o główną rolę w przedstawieniu. Nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby spróbował. Teraz co najwyżej przydzielono by mu rolę drzewa albo kogoś w tłumie. Kogoś, kto mógłby tylko udawać, że z kimś rozmawia albo coś krzyczy. Odkrywałby rolę tła. Wypatrzył wolne miejsce i podszedł tam natychmiast. Mimo że wciąż był blisko ludzi, nie musiał przejmować się ich głośnymi rozmowami. Tak, to zdecydowanie plus jego kalectwa.
Dziewczyna weszła do klasy artystycznej z lekkim uśmiechem na twarzy. Rozejrzała się po klasie z lekkim zaciekawieniem. Jej zdaniem te zajęcia, to jeden z momentów odpoczynku. Każdy będzie zajmować się sobą i nie powinno być jakiś szczególnych nieprzyjemności. Jedyne, co ją przerażało to fakt iż prowadzącym jest nauczyciel. Będzie musiała się wyjątkowo skupiać, żeby na niego nie patrzeć. To ważne, bo jeśli trafi go hipnoza, to zdecydowanie otrzymanie jakiegoś wyższego wyniku spali ją w oczach dziewczyn. Te myśli trochę ostudziły jej entuzjazm, więc ostatecznie postanowiła stanąć sobie gdzieś na uboczu. Ze względu na ilość osób nie mogła być całkiem samotna, dlatego bez słowa obdarzyła swoją obecnością @Yngve Løsnedahl. Jednak jedynie zerknęła na niego przez kilka sekund. Nic poza tym.
Nawet nie była pewna jakie zajęcia mają odbyć się w tej klasie. Na logikę, powinno być to jakieś rysowanie, bo kto to widział cokolwiek innego w klasie artystycznej? No ale z drugiej stron obiło jej się o uszy coś o teatrze. Wszystko jedno! Trochę nie mogła się zdecydować czym narobiłaby sobie mniej wstydu (gdyby tylko naprawdę przejmowała się takimi rzeczami), ale lubiła niespodzianki. Gdzieś na korytarzu przed sobą wypatrzyła Yngve. Normalnie by do niego krzyknęła, że "Yngve, czekaj, też idziesz na zajęcia?" ale w obecnej sytuacji było to trochę trudne. Weszła do klasy i skierowała się od razu do ślizgona, który już siedział. Przytuliła się do jego ramienia, obdarzając go szerokim uśmiechem. Być może z impetem wkroczyła własnie w jego przestrzeń osobistą, którą to podobno ludzie z rejonu z którego pochodził, mieli całkiem obszerną, ale powinien już się chyba przyzwyczaić! Jej uwadze nie uszła dziewczyna która się na nich spojrzała. Nie była w stanie określić co to, ale czuć było od niej podejrzane coś. Jakby wypływające we wszystkie strony macki mrocznej energii, która miała za zadanie opętać wszystkich tu obecnych chłopców. Zmarszczyła brwi, kiedy przez chwilę na nią patrzyła a potem odwróciła się do Yngve i poruszyła sugestywnie brwi do góry i do dołu, szczerząc się do niego jak głupia i mrugając szybko rzęsami. Fajna? napisała ołówkiem na zaplątanym kawałku kartki, który ktoś porzucił na podłodze.