Kawiarnia została zaczarowana w taki sposób, że padający deszcz czy śnieg nie dosięga stolików stojących przed urokliwą kamienicą. Kawiarnie wypełnia zapach cynamonu i pieczonego ciasta. Możesz zawsze liczyć na słodkości, które poruszą Twoje zmysły. Nie obawiaj się kalorii. Wchodząc do środka, czujesz, że możesz całkowicie się zatracić i nie istnieją już żadne problemy.
Dostępny asortyment::
► Yin i yang ► Imbirowa mątwa ► Cytrynowy Raj ► Malinowy Chruśniak ► Sen Memortka ► Wiśniowy Gryf ► Zielona herbata ► Herbata jaśminowa/goździkowa/kardamonowa ► Herbata z dzikiej róży/z czarnego bzu ► Herbata z konfiturą/z sokiem/z miodem i cytryną ► Dyptamowy smakosz ► Smocze espresso ► Chochlikowe cappuccino ► Bazyliszkowe Macchiato ► Syrenie Latte ► Frappucino smakowe z bitą śmietaną i polewą ► Czekolada orzechowa/waniliowa/piernikowa/biała ► Czekolada z rumem/irish coffee ► Czekolada z likierem owocowym/z musem owocowym ► Świeżo wyciskany sok/smoothie owocowe/koktajl ► Drink dnia (zapytaj obsługę)
Śniadania: ► Croissant z konfiturą, sok ze świeżych pomarańczy, jogurt z granolą i owocami ► Tosty francuskie z dowolnymi składnikami, kawa lub herbata ► Grzanki serowe, jajko po benedyktyńsku, bekon, kawa lub herbata ► Ciabaty zapiekane na ciepło, świeżo wyciskany sok
Słodkości: ► Malinowy sernik ► Szarlotka z lodami ► Eklerki 3 sztuki ► Tiramisu ► Deser lodowy z bitą śmietaną i owocami sezonowymi ► Naleśniki na słodko z dowolnymi składnikami ► Creme brulee ► Rurki z kremem 2 sztuki ► Kanarkowe kremówki ► Suflet czekoladowy ► Ciastka nasączane eliksirem rozśmieszającym
Ej to straszne. Spotkanie z Destiny w sensie. Bo.. miało być tak fajnie, mieli się spotkać i w ogóle. A mimo tego. Joshu jakoś się… ze spinał? Ciekawa i dziwna sprawa, ale już na kilka godzin przed spotkaniem rozpoczął przygotowania. Wiadomo, kąpiel i tak dalej. Problem był później – jak się uczesać? W co ubrać? Jak wyglądać..? Lekko był tym przerażony, ale no. Chyba miał powody, prawda? No, albo nie miał, nieważne. I tak się martwił. Nie widzieli się w końcu od balu.. trochę czasu minęło. Jezus lekko obawiał się odezwać, cokolwiek powiedzieć. Potem doszło do tego kilka powodów osobistych, bo w końcu był Joshuą i nie mógł tak spokojnie przechodzić koło życia, żeby nic mu się nie stało. Nieważne jednak! Ważne, że w końcu jakoś się przygotował, ubrał i tak dalej. Nawet włosy jakoś ułożył, po czym ruszył z uśmiechem, lekko przerażony w stronę Pocałunku. Tak.. dawno się nie widzieli. No, ale jakoś normalnie z nim rozmawiała. W sensie, listownie. Nie zradzała żadnych oznak hejtu, nienawiści czy czegoś innego. A może chciała go opieprzyć na żywo? Kto wie? A w Pocałunku jak zwykle z resztą o tej porze, pustki. Hehe. No, ale norma. U niego w Hogs także nie można było narzekać na tłumy, jednak czemu się dziwić. Większość potencjalnej klienteli, jak uczniowie Hogwartu i wszelcy inni pracownicy byli zajęci jeszcze przez kilka kolejnych godzin. Dopiero potem zaczyna się rozpierdol. Popołudniu, pod wieczór. Tak, to zawsze straszny okres. No, ale nieważne, nieważne. Gdzie ona jest? Gdzie jego przeznaczenie? Siedzi sobie spokojnie przy stoliku, czekając Na niego. Chyba go nie spostrzegła. I tak ładnie wyglądała. W sumie, jak zwykle. No, wyjątkiem był bal, gdy wyglądała naprawdę zjawiskowo. Nieważne. Znajdując się blisko stolika powiedział jedynie. – Cześć Przeznaczenie, to na mnie czekasz..? – po czym uściskał ją czule i ucałował w policzek na dzień dobry, następnie zajmując swoje miejsce. Dobrze było ją widzieć. Naprawdę dobrze.
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
To musiało nastąpić. Prędzej, czy później. Musiało. Lilith była dziewczyną niesamowitą. Zawsze otwartą, uśmiechniętą, pełną pomysłów, nawet takich nie do końca racjonalnych. Te ostatnie szczególnie objawiły się kilka tygodni wcześniej, kiedy wszyscy nieomal zginęli, ratując panienkę z opresji w postaci groźnego wilkołaka. Na szczęście, wyszli z tego w miarę cało. Znali się od poprzednich wakacji, ale Haydn odnosił wrażenie, jakby znali się od zawsze. Jakby był jej starszym bratem, może ulubionym wujem, który nosiłby ją jako małą dziewczynkę na barana. A teraz? Teraz czekał jak na ścięcie. Kiedy dostał od niej list, był w trakcie wycierania kurzu z grzbietów książek o tematyce historycznej w swoim przybytku. Odetchnął aż nazbyt głęboko, zwinął wiadomość w rulon i przywołał swój długi płaszcz. Do Hogsmeade daleka droga z Londynu. Wywiesił kartkę oznajmującą, że tego dnia Antykwariat będzie już zamknięty, przekręcił zamki i założył na głowę wysoki cylinder. To on czekał na nią. Wstrzymał się z zamówieniem, zajął stolik i niecierpliwił się bardziej z każdą minutą. Nie wiedział czego się spodziewać. Tak, doskonale wiedział o czym będą rozmawiać, ale nie mógł przewidzieć jej nastawienia. W końcu zakochał się w jej przyjaciółce, w dodatku dużo od niego młodszej. Paranoja.
Lilith zebrała się prawie natychmiast do kawiarni. Miała tak wiele na głowie ostatnio, że to aż trudno zrozumieć. Problemy Titi, konfrontacja z Lucasem, rozmowa z Olivią i… spotkanie Jaya… Na samą myśl o tym Lil poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła. Cóż ona sobie myślała? Zachowywała się okropnie, ta nagła fascynacja, która pojawiła się tak nagle… to nie mogło być rzeczywiste. Myślała nad tym, co chłopak mógł uczynić, żeby zachwycić sobą dziewczynę, ale… nie chciała wierzyć w to, że dla przykładu, dodał silne afrodyzjaki do ciastka… nie chciała w to uwierzyć… Teraz to nie było ważne, a ona sama musiała załatwić jeszcze jedną bardzo ważną sprawę. A była nią… oczywiście, że Azalia. Trudno jej było uwierzyć w to, ze to właśnie Haydn był twórcą tego pięknego wiersza, którym oczywiście puchonka się pochwaliła. Ten cwany mężczyzna nawet pomagał Lilitce w tej sprawie i nie pisnął ani słowa na ten temat! Oj… było wiele do wyjaśniania. Kiedy panna Nox dotarła na miejsce rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegając spiętego Haydna podbiegła do niego posyłając mu szeroki, pełen entuzjazmu uśmiech. Dodatkowo skoczyła w jego kierunku przytulając do siebie bardzo mocno. Był jedną z osób, przy których czuła się bezpiecznie i wiedziała, że może na nią liczyć. Bez względu na wszystko. Udowodnił to dla przykładu na feriach, gdzie dzielnie wraz z Ivo i resztą odważnych panów, uratowali dziewczynę z opresji. Jak to kiedyś uznała… grupka myśliwych uratowała kapturka przed wstrętnym wilkiem. - Och, jak ja za tobą tęskniłam Hay! – powiedziała już odsuwając się od mężczyzny. Nie było żadnego wykładu, żadnych pytań, żadnego podejrzanego spojrzenia… a może tak naprawdę dziewczyna nie była jeszcze świadoma co się działo wokoło? Lilith usiadła przy stoliku i szybko przeglądając kartę zamówiła herbatę z czarnego bzu oraz… deser lodowy z bitą śmietaną i owocami sezonowymi. - Jak tam u ciebie? Coś się zmieniło od ferii?
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
Haydn siedział frontem do drzwi, także od razu zauważył pannę, z którą się umówił. Od razu podniósł się z krzesła, a po serdecznym przywitaniu pomógł jej zdjąć płaszcz, który odwiesił na stojący nieopodal wieszak, tuż przy własnym odzieniu. Odsunął dziewczynie krzesło, a gdy tylko usiedli, pojawiła się przy nich kelnerka z kartą. Dziewczyna zamówiła herbatę i deser lodowy, Haydn ograniczył się tylko do jaśminowego Earl Greya. O ile zazwyczaj Lilith była bardzo rozgadana i dużo mówiła o sobie i swoich znajomych (co, należy zaznaczyć, absolutnie nie było przez mężczyznę jako coś negatywnego czy irytującego), tak teraz zadała pytanie i wlepiła te swoje wielkie oczęta w jego twarz. - Podejrzewam, że już wszystko wiesz - odezwał się w miarę cicho, jakby nieśmiało, bez przekonania - Serce nie sługa, jak to mówią. A sądziłem, że mnie już strzała Amora nie sięgnie. Mówiłaś mi o niej tyle razy, ja słuchałem w większym bądź mniejszym stopniu. Nie wiem co się ze mną stało. Po prostu wpadłem. Stoję po środku drogi, między sercem a rozumem, ogromny dylemat. Nie mogę zachowywać się egoistycznie i samolubnie, dbając tylko o własne zachcianki. Lilith, ja nie chcę zmarnować jej życia. Ona jest ode mnie młodsza o siedemnaście lat, przecież ja mógłbym być jej ojcem. Młodym, co prawda, ale jednak. Nie wiem co o tym myśleć. Nie chcę jej się narzucać. Kelnerka pojawiła się z powrotem w miarę szybko, na tacy przyniosła dwie duże filiżanki z gorącą herbatą oraz pucharek z lodami i bitą śmietaną oraz owocami dla Lilith.
Nie sądziła, że mężczyzna tak po prostu zacznie ten temat. Tak bezproblemowo wylał na nią swe myśli, żale i wątpliwości. Prawdę mówiąc, to Lilith myślała, że będzie musiała walczyć o te wszystkie słowa, a dostała je na tacy, co wprawiło ją w niemałe zakłopotanie. Wygładziła czarną sukienkę, którą na sobie miała i kiedy przyszedł do niej puchar z lodami, natychmiast zaczęła jeść. Nie odpowiedziała na żadne pytanie, bo jak to miała zrobić? Sama była nieszczęśliwie zakochana i codziennie nachodziły ją podobne wątpliwości. Nigdy nie wiedziała co z nimi zrobić więc je ignorowała, ale jemu nie mogła pozwolić na to. To dorosły mężczyzna… nie jest dzieckiem jak ona, bierze większą odpowiedzialność za swoje decyzje, więc nie może mu powiedzieć… - Hay… a co podpowiada Ci serce? – zapytała biorąc kolejny kęs czekoladowych lodów. Trzeba przyznać, że słodycze teraz były jej największym lekarstwem na smutki i troski. W nich mogła się zatopić bez większych konsekwencji – Wiesz… – zaczęła niepewnie. Miała pewien pomysł jak to wszystko rozegrać, ale musiała dobrze to ubrać w słowa – Azalia nie jest dzieckiem – jak ja – ma swój własny rozum, dzięki któremu podejmuje decyzję – czy aby na pewno dobrze robiła mówiąc to wszystko? Gdyby ona była na miejscu Azalii to na pewno chciałaby być traktowana w ten sposób… kiedyś może… nie. To nie jest po prostu możliwe, a ona… trudno było się jej skupić na tym temacie – jeżeli uzna, że chce… jak to powiedziałeś, zmarnować z tobą życie, to jej na to pozwól, jeżeli nie chcesz być samolubny, to pozwól jej zdecydować. Jeżeli dasz jej wybór czy chce, czy nie chce, to wtedy będziesz jak najbardziej uczciwy, ale wiesz… – dziewczyna wzięła głęboki oddech. Wahała się, to była bardzo trudna sytuacja – nigdy – zamilkła. Lilith przegryzła dolną wargę i przypomniała sobie kilka poprzednich dni. To wszystko było jak koszmar, z którego mogła się w każdej chwili obudzić – nigdy nie żałuj podjętej już decyzji. – może nie brzmiało to w stu procentach przekonywająco, zwłaszcza, że Grffonka w tym momencie wyjadała truskawki z deseru, ale jej ton głosu obwieszczał, że jest poważna.
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
- Podejrzewałem, że pewnie ci się już pochwaliła czy wyżaliła. Nie mam jej za złe, to chyba normalna reakcja. Wręcz jestem wdzięczny, że nas w tym wspierasz. Nas-i mnie i ją. Chciałbym cię tylko prosić, żebyś zapewniła ją, że nie chcę jej skrzywdzić, że nie planuję wobec niej niczego niecnego. W końcu, co ona mogła sobie pomyśleć o mnie. Chciała być uprzejma i miła, ale pewnie nic więcej. Wpadł w krótki monolog, powoli opuszczał wzrok coraz bardziej, aż utkwił go w filiżance z herbatą. Sytuacja była dla niego okropnie trudna, czuł się jak zagubiony w uczuciach nastolatek, którego okoliczności już przerosły. Zdecydowanie brakowało mu pewności siebie, której w strefach innych niż uczuciowa miał aż nadto. Umoczył usta w gorącym naparze. Fantastyczny. - Jest dorosła, to prawda. I mam nadzieję, że podejmie właściwą decyzję. Nie, że zostanie ze mną na zawsze, tylko że będzie szczęśliwa niezależnie od swojego wyboru. - położył rękę na dłoni dziewczyny, która wyraźnie odpłynęła myślami gdzieś indziej - Lilith, coś cię trapi, prawda? Nie zaprzeczaj, widzę. Wybacz, że tak wyskoczyłem z własnymi problemami, byłem przekonany, że to miał być główny powód naszego spotkania. Co takiego mogło się stać? Zazwyczaj buzia jej się nie zamykała, szczebiotała i wręcz unosiła nad podłogą ze szczęścia.
- Wychwalała się jak się tylko da… a tej naszyjnik… nie mam zielonego pojęcia gdzie go dorwałeś, ale jest przepiękny – powiedziała wysyłając mu szeroki uśmiech. Dziewczyny rozmawiały bardzo dogłębnie na temat Azalii i Haydna. Lilith z całego serca im dopingowała i widziała w tym przyszłość. Jedyne co trzeba było teraz zrobić, to zapewnić tą dwójkę, żeby się nie martwili i podążali za głosem serca. Rola ta spadła właśnie na gryffonkę. Nie miała temu nic przeciwko, ale… gnębiły ją ostatnio różne problemy, z którymi również musiała się zmagać. A że nie chciała zrzucać na nich swoich ciężarów, wolała milczeć. Gdy skończyła lody, odstawiła pucharek na bok i przysunęła do siebie już nie tak gorącą herbatę. Zanim upiła z niej choćby odrobinę, zadano jej pytanie, którego wolała nie słyszeć. Nie umiała kłamać. Nie była w stanie tego robić, Zwłaszcza, w stosunku do najbliższych. Dlatego jak nie chciała o czymś rozmawiać, po prostu unikała danego tematu i mówiła o wszystkim innym. W tym momencie przypomniała jej się rozmowa z Jessim. Uśmiechnęła się smutno pod nosem i napiła się herbaty mając nadzieję, że doda jej to otuchy. - Dwa dni temu dostałam list od prawnika ojca – wydukała wpatrując się uparcie w filiżankę. Wyglądała tak jakby miała nadzieję wyczytać z niej coś ważnego – poinformował mnie o tym, że moi rodzice… – nie skończyła. Czuła, że jej usta się poruszają, ale żadne słowa nie chcą się wydostać. To nie było takie proste, zwłaszcza, że dalej ją to trzymało, tak bardzo, tka mocno – nie żyją. – wyrzuciła z siebie w końcu i nerwowo podniosła filiżankę upijając z niej odrobinę ciepłego naparu. Jej twarz nie wyrażała w tym momencie niczego. Tylko pustka. Gdyby ktoś przyglądał jej się teraz z daleka, mógłby się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem lalką.
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
Dwa ostatnie słowa były wręcz paraliżujące. Odstawił filiżankę z dość głośnym stuknięciem, które przeszyło panującą ciszę. Jego problemy nagle zniknęły rozmyły się. Były niczym przy tragedii, która spotkała jego towarzyszkę. Haydn miał siedemnaście lat, kiedy jego ojciec umarł niemal na jego rękach, tuż po tym, jak został trafiony Avadą prosto w pierś. Czy na to zasłużył? Nie jemu to oceniać. Był właściwie dorosły, ale utrata rodzica jest tak samo trudna niezależnie od wieku. James Locke zginął w trakcie Bitwy o Hogwart w 1998 roku, stojąc po stronie Śmierciożerców. Haydn nie znał rodziców Lilith, nie wspominała o nich za często, ale sam fakt, jak te wydarzenia wpłynęły na nią, mógł sądzić, że okropnie to przeżywała i byli jej bliscy. - Lilith... tak bardzo mi przykro. Wybacz, że zarzuciłem cię własnymi troskami, kiedy sama zmagasz się z tak tragicznymi chwilami. Co się stało? - spytał, choć właściwie może powinien trzymać język za zębami - Lilith, jeśli tylko mógłbym ci w jakikolwiek sposób pomóc - nie wahaj się. Pomogę ci absolutnie we wszystkim, nawet jeśli wydaje ci się, że to błahe i bezsensowne. Rozumiem, że wszelkimi formalnościami zajmie się Ivo razem z tym prawnikiem, tak? Masz też przyrodniego brata, prawda? To on będzie twoim prawnym opiekunem?
Skąd ona wiedziała, że mężczyzna zareaguje właśnie w ten sposób. Po prostu przeczuwała to całą sobą. Naprawdę muszą znać się dobrze, skoro dostrzegają takie rzeczy. - Hay – wydukała prawie nie słyszalnie. Nie chciała mu przerywać wypowiedzi, ale nie chciała słuchać tego wszystkiego, jest z nią w porządku. Dalej odczuwa ten ciężar tego wydarzenia, ale… - Hay, nie przejmuj się… ja… radzę sobie. Wolę… wolę kontynuować swoje życie niż pogrążać się w rozpaczy, mama by tego nie chciała – ten delikatny, aczkolwiek smutny, uśmiech nie chodził z jej twarzy. Cała jej mimika była bardzo spokojna i stonowana. A jak na nią to bardzo duża różnica – ja nie znam szczegółów, dostałam tylko informację, że to był pożar – chociaż dalej nie chce mi się wierzyć w taki wypadek… – na krótką chwilę zagłębiła się w myślach, z których wyrwało ją jedno imię, a oprócz tego pytanie. Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że te dwie rzeczy zdołowały ją jeszcze bardziej – nie rozmawiałam jeszcze z Ivo o tym – wydukała widocznie zakłopotana. Chciała się z nim spotkać, ale… jakoś trochę się bała konfrontacji z nim, plus pozostawał drugi problem – nie – nie wiadomo było o czym mówi, ale nie bardzo chciała rozwijać ten temat, to kolejny kamień, który ją przygniatał – mój… nie wiem co się z nim dzieje. Na listy nie odpowiada, nie widuję go w szkole… nie mam od niego wieści od ponad miesiąca – wydukała ze łzami w oczach. Och czy mogło być gorzej? Rodzice nie żyją, brat zaginął. Jeszcze brakuje, by trafiła pod opiekę jakiegoś psychola… zaraz... – opiekę ma podjąć… – zawahała się. Lilith wlepiła swoje spojrzenie w mężczyznę i w jej oczach można było dostrzec czysty strach. Nawet przy spotkaniu z wilkołakiem nie była tak bardzo spanikowana jak w tym momencie. Nie była w stanie długo wpatrywać się w pana Locke, odwróciła więc wzrok i zacisnęła je na filiżance starając się uspokoić szalejące serce. Dlaczego na samą myśl o tym mężczyźnie tak się obawiała? Sam jego widok sprawiał, że dziewczyna miała gęsią skórkę i dreszcze. - Javier Hawkes – wyszeptała pod nosem – to… najlepszy przyjaciel mojego ojca. Jeżeli odmówi opieki to… nie wiem co ze mną będzie prawdę mówiąc - chociaż żyję nadzieją, że jednak się nie zgodzi...
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
Westchnął zdecydowanie zbyt głęboko i potrząsnął lekko głową. Nie mógł w to uwierzyć. Wysłuchał jej uważnie, wciąż trzymając jej drobną dłoń w swojej dużo większej. Milczeli przez chwilę. Nie do końca wiedział jak ma ją pocieszyć, co zrobić, by ulżyć jej cierpieniu. - Ten Javier... znasz go dobrze? Póki co oczywiście masz schronienie w Hogwarcie, ale co z domem? Nie wiem jakie są twoje stosunki z przyrodnim bratem, ale powinien albo pozwolić ci tam mieszkać, albo spłacić należną ci część. Niestety, jeszcze cały rok będziesz niejako ubezwłasnowolniona. Ale na całe szczęście, twoim tymczasowym domem jest zamek, także i tak ten człowiek nie będzie miał za bardzo wpływu na to co robisz. Poza tym... Jeśli cokolwiek by cię niepokoiło, to wiesz, gdzie mnie szukać. Mnie, Ivo, ten prawnik twoich rodziców na pewno też z chęcią ci pomoże, jeśli... - urwał, widząc, że jego gadanina nie poprawia sytuacji. Przesunął się z całym krzesełkiem, usiadł tuż obok niej, tak żeby mógł ją przytulić. I już nic nie musiała mówić. Mogła płakać, mogła milczeć, mógł przez jej twarz przebiec cień uśmiechu. Już była bezpieczna, odcięta od zewnętrznego świata. Oddychała miarowo, spokojnie. Czuł jak wtulała się w jego klatkę piersiową, słyszała przyspieszone bicie jego serca. Zdenerwował się tym, co od niej usłyszał. - No już - ułożył dłoń na jej głowie i pogłaskał ciemne włosy - Jesteś silna. Musisz być.
Potrzebowała teraz ciszy, wytchnienia. Przez te kilka dni czuła się jakby wsiadła do karuzeli i kręciła się bez opamiętania. Czuła się osamotniona i opuszczona. Nie chciała z nikim o tym rozmawiać. Ale kiedy ktoś ją o to pytał… nie była w stanie trzymać tego w sobie, po prostu wylewało się z niej wszystko, co kryła na sercu. Tak bardzo potrzebowała ciepła drugiego człowieka. Więc kiedy Haydn ją przytulił do swojej piersi nie protestowała. Po prostu zamknęła oczy i wsłuchiwała się w szybkie bicie jego serca. Och tak. Uspokajało ją to lepiej niż leki. To było coś, czego zawsze potrzebowała, kogoś do przytulenia i wsłuchiwanie się w taniec jego duszy. Kiedy miała pewność, że łzy nie wypłyną, kontynuowała rozmowę, nawet się nie odsuwając od mężczyzny. Ivo… tak bardzo Cię teraz potrzebuję… - Wiem… – wydukała, a jej głos mówił teraz wszystko. Ona jest świadoma każdej rzeczy, którą do niej powiedział i nie tylko on. Musi być silna, musi być dojrzała, nie może się załamywać, nie może zapominać o świecie. Oni nie żyją i nic tego nie zmieni, ale ona nie może sobie zniszczyć przez to życia. Choć tak bardzo się bała, choć tak bardzo chciała się pogrążyć w tej ciemności, która ją ostatnio atakowała, po prostu nie mogła – nie mogę ich zawieść, ne? – zapytała w końcu odsuwając się i posyłając delikatny uśmiech do mężczyzny. Nie mogła robić z siebie ofiary, po prostu musi żyć dalej, choć boli ją to i nie zmieni tego faktu, to musi normalnie funkcjonować. - A teraz… zostawmy te smęty – nie ma to jak szybka zmiana tematu. Smutek zniknął pozostawiając samą powagę. Tak sobie z tym radziła, udając, że wszystko gra – musimy skończyć naszą rozmowę o was!
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
Przytulił dziewczynę mocniej i pocałował ją w czubek głowy, tak po bratersku. Nie był pewien, czy jakieś łzy zdążyły jej pociec po policzkach czy nie, niby przypadkiem przesunął po nich dłonią, od tak, w pieszczotliwym geście. Potem uśmiechnął się i wstał, w przelocie łapiąc kelnerkę wpół. Nie spodziewała się dziewczyna, ale chyba nie miała nic przeciwko. Haydn odszedł z nią kilka kroków, coś jej szepnął na ucho, wrócił do stolika z uśmiechem od ucha do ucha. Czyżby uknuł jakiś złowieszczy plan? - 'O nas', mówisz. Nie ma żadnego 'nas'. Nie mogę niczego oczekiwać, nie mogę niczego na niej wymagać. Wiem o niej tyle, ile mi powiedziałaś i to co sama zdradziła, ale tego jest jeszcze mniej. Spotkaliśmy się w trakcie ferii, dałem jej kwiatek, zabrałem do tamtejszej knajpy, ona coś zjadła, ja wypiłem herbatę, porozmawialiśmy, choć obydwoje chyba byliśmy nieco... wycofani i może lekko zawstydzeni. I wróciliśmy. To tyle. Właśnie wtedy podeszła do nich rozchichotana kelnerka, a na tacy miała dwa talerzyki z czekoladowymi sufletami. Jeden z nich był przyozdobiony drewnianym, czerwonym serduszkiem na patyczku, który był wetknięty w ciastko. To 'ładniejsze' ciasteczko dostała Lilka. Haydn poprosił kelnerkę, by nafaszerowała jej ciastko eliksirem rozweselającym, tym samym, który dodawany był do małych ciasteczek dostępnych w karcie. Cały ambaras polegał na tym, by Lilka nie była tego świadoma. Chyba sama kelnerka zażyła kilka kropel tegoż cudownego lekarstwa, bo nie przypuszczał, by to jego uśmiech był powodem takiej euforii. - Pomyślałem, że takie czekoladowe ciastko może ci pomóc. Wcinaj.
Nie płakała. Zawsze starała się ukrywać łzy przez ludźmi. Ojciec jej tego nauczył. To była chyba jedyna rzecz, którą przyswoiła z jego nauk. To aż śmieszne. Zawsze ignorowała każde jego słowo, ale ta nauka tak mocno utkwiła w jej głowie, że nie potrafiła się jej pozbyć. - Masz rację – wydukała z lekkim uśmiechem. Trudno było jej wrócić do poprzedniej pozy… dlatego trzeba było jej troszkę pomóc. W tym momencie wkroczyła kelnerka kładąc przed nią deser, który był przepiękny. Lilith zerkała to na talerzyk to na Haya i uśmiechnęła się szeroko. - Dziękuję… naprawdę… – wyszeptała i bez zbędnego przedłużania poczęstowała się tą pysznością. Myślała, że zwariuje z tego smaku. Był genialny, a do tego jej humor poprawił się. Czuła się tak jakby całej tej sytuacji nie było, a jej serce przestało się rozrywać na strzępy chociaż na tą krótką chwilę. Od razu lepiej. Lilitka, która uśmiecha się i zaraża wszystkich swoją radosną, to jest ta, do której wszyscy się przyzwyczaili. - W takim razie musicie się spotkać jeszcze raz – powiedziała bez najmniejszego wahania dalej zajadając się ciastem – tylko w taki sposób możesz ją poznać, a przede wszystkim ona może poznać ciebie! – zaśmiała się pod nosem. Coś mi się wydaje, że trochę za dużo dolali jej tego eliksiru – Dopiero wtedy będziecie mogli uznać, co zrobić dalej z wami – ostatnie słowo podkreśliła jakby na przekór temu co mężczyzna przed chwilą mówił.
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
Przez chwilę aż żałował, że jego suflet nie został nafaszerowany choćby kroplą eliksiru rozweselającego. Ten temat najpierw wywoływał u niego ogromny uśmiech, czuł się uniesiony, był wręcz w euforii, kiedy myślał o Azalii. Ale im brnął dalej, tym więcej niepewności i wątpliwości szargało myślami i sumieniem. - Naprawdę myślisz, że to jest dobry pomysł? Znasz mnie, znasz ją. Myślisz, że to w ogóle ma sens? Nie jestem pewien, czy my w ogóle do siebie pasujemy. Zresztą, ona pewnie chce korzystać z życia, a ja jestem już podstarzałym kawalerem, pewnie mamy zupełnie inne priorytety, inne plany na życie. Ja jestem stateczny, a ona pewnie chciałaby się bawić i używać młodości. Zatopił łyżeczkę w dużym czekoladowym suflecie, a słodki aromat uderzył go w nozdrza. Powalająco fantastyczny. Miłość do czekolady nigdy się nie zmieni, tak samo jak do poezji. A dziewczyna? Jego przeszłość wyraźnie wskazywała na to, że nie był najlepszy w ulokowaniu uczuć.
Słysząc jego słowa na chwilę się zatrzymała. Co ona miała mu powiedzieć? Tak jestem pewna, że to dobry pomysł, sama jestem na miejscu Azalii. Jestem zakochana w osobie w podobnym wieku do ciebie i gdyby tylko nadarzyła się okazja, to rzuciłabym wszystko, by tylko móc być z tą osobą. Z takimi myślami wpatrywała się w suflet trzymając łyżeczkę w buzi. Widać było, że wyłączyła się i odeszła do krainy wyobraźni na tych kilka chwil. Kiedy w końcu udało jej się powrócić posłała mężczyźnie delikatny uśmiech i zatopiła łyżeczkę w cieście. - Gdybym była na miejscu Azalii – zaczęła niepewnie. Nie chciała dawać mu podejrzeć co do swoich własnych uczuć w stosunku do niego… wolała to zostawić dla siebie. Nie miała zielonego pojęcia co by sobie o niej pomyślał, gdyby się dowiedział – to przed podjęciem decyzji o czymkolwiek chciałabym Cię poznać… i dopiero po tym byłabym w stanie powiedzieć cokolwiek – zjadła kawałek sufletu i wyjrzała przez okno widocznie zamyślona. A gdyby i ona odważyła się wyznać mu uczucia swoje? Nie. To nie mogłoby się udać. Jest duża różnica, gdy takie dziecko jak ona wyznaje uczucia dorosłej osobie, a jak dorosła osoba mówi… kątem oka przyjrzała się Haydnowi. A oprócz tego, Azalia nie była dzieckiem. - Wydaje mi się, że macie szansę – dodała po dłuższym milczeniu.
Haydn Thomas Locke
Wiek : 45
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
- Czyli co? Mam się z nią znów umówić? Myślisz, że się zgodzi? - tak bardzo brakowało mu odwagi, pewności siebie. Lilith, jako przyjaciółka Azalii, była dla niego jak wyrocznia. Zamiast w sobie to w niej pokładał wszelkie nadzieje. Herbata już prawie całkiem mu ostygła, dziubał łyżeczką w ciastku. Musiał się otrząsnąć, Lilka miała dużo większe problemy. W ogóle na świecie było dużo więcej problemów niż jego nadłamane serce. Westchnął cicho i uniósł wzrok, lekko się do niej uśmiechając. - Napiszę do niej jeszcze dzisiaj, obiecuję. A... mówiła coś o tym w jakiej formie się do niej zwracałem? Mam na myśli te wiersze. Mówiła, że jej się podobały, chociaż co do tego też nie jestem pewien. Z tobą na pewno szczerzej rozmawiała niż ze mną. Nie sugeruję, że kłamała, ale może zataiła część prawdy. Tobie by się podobało, gdybyś dostała coś takiego? Chyba jestem zbyt staroświecki, nie nadążam za wszystkimi trendami. W ogóle powinienem się urodzić kilka wieków temu. Miał się rozchmurzyć, ale nie do końca mu się to udało. Odciągnięcie myśli pewnie byłoby najlepszym rozwiązaniem. - No a ty? Masz jakiegoś kawalera na oku? Bo z tego co wiem, to nie jesteś zaangażowana w żaden poważny związek, ale być może jesteś kim zainteresowana, hm? Wiesz, że muszę go najpierw sprawdzić, prawda?
- Jasne, że się zgodzi! – powiedziała z szerokim uśmiechem i odłożyła łyżeczkę na pusty już talerzyk. Dobrze. Dziewczyna zaliczyła dzisiaj lody, ciastko i herbatę… była jeszcze głodna, ale wiedziała, że jeżeli coś jeszcze spróbuje zjeść, to będzie gruba i nikt więcej na nią nie spojrzy, bo nie będzie uroczym maluszkiem. Czy coś. Ten monolog, który mężczyzna jej zapodał trochę ją rozbawił. Wpatrywała się w niego z uwagą i oczekiwała końca tych niepewności, tylko po to, żeby na koniec położyć dłonie na jego i spojrzeć mu głęboko w oczy. - Była zachwycona. A to słowo i tak dobrze nie opisuje jej reakcji – dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech i aż na chwilkę się rozmarzyła – mi się zawsze marzyło dostać taki list i muszę przyznać, że jej nawet trochę zazdrościłam tego – no cóż. Nie można mieć wszystkiego, a ta dziewczyna miała i tak mało. Jednak cieszyła się z tego co ma i nie chciała wymagać od losu więcej, niestety czasami się nie dało. Gdy mężczyzna zapytał o jej ‘drugą połówkę’ poczuła jak cała jej twarz płonie. Ona nie umie kłamać! Nie będzie w stanie mu nazmyślać, ale nie chce mu mówić kogo ma na oku! WIEM! Najlepiej zmienić temat. - Ja… no… ten… ummm – nie za bardzo jej wychodziła zmiana tematu. Aż z tych nerwów zaczęło jej się kręcić w głowie – no bo… wiesz… ja… kiedy – milion tematów przelatywało jej przez głowę. Zabrała dłonie i schowała je pod stołem odrywając wzrok i wyglądając przez okno. Nagle wpadła na genialny pomysł i wstała, wpatrywała się intensywnie w jednym kierunku – patrz! - cała ta energia i wręcz ekscytacja została przeznaczona na wskazanie jednego punktu. A był nim biedny mały ptaszek, który uciekł przestraszony jej sztuczną i bardzo nerwową gestykulacją. Usiadła z głupią nadzieją, że to wystarczy. - Ładny, ne? – zaśmiała się bardzo zakłopotana całą tą sytuacją. Rumieńce dalej ozdabiały jej drobną twarzyczkę.
To była chyba najgorsza eliksirów, na jakiej był obecny Rience. Nie miał absolutnie żadnych zastrzeżeń do wybranego tematu, ale za to miał ich mnóstwo co do organizacji. Sava nie wydała mu się kobietą, jaka posiadałaby odpowiednie kwalifikacje do wzięcia pod swoje skrzydła takiej ilości rozbrykanych uczniów, co tylko potwierdził ten cyrk w dalszej części zajęć. Sam Hargreaves powysyłał dzięki temu kompromitujące listy, na myśl o których teraz było mu tak wstyd, że aż się rumienił. Miał nadzieję, że Zilya nie będzie pokazywała ich znajomym, gdyż wtedy jak nic umrze towarzysko. Nieco o to zmartwiony, nie mógł zrezygnować z zaproszenia jej na kawę, a chociaż już zdążył się za to nienawidzić, może mógłby ją w jakiś sposób przekonać do zachowania tych jego wypocin tylko dla siebie? Chociaż, może dałaby się nawet nakłonić do nakarmienia nimi płomieni w kominku? Zobaczymy jak wiele będzie potrzebował silnej woli i czy nie wycofa się jeszcze z tego planu. Mmm, a tymczasem zjawił się w okolicach kawiarni, ubrany pewnie jakoś tak. Ni to elegancko, ni to odrobinę niezobowiązująco, ale na pewno schludnie. Nie wybierał stolika, a stał niedaleko wejścia, obserwując jeden kraniec ulicy. Może nawet ten, którym nadchodziła Fyodorova, a może wprost przeciwnie? Zaraz się okaże.
Kiedy wymiana listów, które przesiąknięte były otępiającym zapachem najprzystojniejszego mężczyzny w zamku, dobiegła końca, Zilya miała ochotę spłonąć. Rozważała wskoczenie do kominka i podpalenie się, wraz z tymi listami, ale ponownie, te zbyt pięknie pachniały, by w ogóle je niszczyć. W normalnych warunkach, nigdy, przenigdy nie umówiłaby się na jakieś randkowanie z klasycznym szkolnym przystojniakiem, bo po prostu wiedziałaby, że ten musi robić sobie z niej żarty. Z resztą przecież, eleganccy wile totalnie nie byli w jej guście! Wprost wydawali jej się zbyt wypacykowani, jacyś tacy eleganccy, mało męscy. Oczywiście myślała o tym wszystkim, wyłącznie, jeśli przedstawiciela tej genetyki, nie miała przed oczami. Bo jej chojrakowanie zawsze kończyło się, gdy choć szczypta ów słowiańskiej magii zaczynała do niej docierać. Była piekielnie podatna. Nie wyszłaby tego dnia w ogóle z zamku. Nie, jeśli nie chciałaby tylko sprawdzić, ot przekonać się delikatnie, czy Rience nie robi sobie z niej żartów. Była przekonana, że to musi być jakaś pułapka. Ale z drugiej strony, niczym naiwna nastolatka, którą w gruncie rzeczy i mimo swej szalonej historii, wciąż była, liczyła, że będzie mogła tylko kątem oka dostrzec tego wila, co to na nią naprawdę czeka. Chociaż rozsądnie wolałaby, jakby go na miejscu wcale nie było. Nie chciała, by myślał o niej, że jest bylejaka. Nawet jeśli, jakimś cudem Rience miał tam na nią czekać i pewnie wyśmiać, chciała, by zobaczył ją ładną. Dlatego uczesała starannie włosy, pozostawiając je w naturalnych, gęstych falach. Bez sterczących listów z każdej strony. Nawet ubrała sukienkę i jak sądziła, bardzo modne rajstopy. Paski, kwadraty, wszystko na raz. Nawet buty eleganckie, ze złotymi zapinkami ubrała, a w uszy wsadziła największe, złoto-szmaragdowe kolczyki, jakie zdołała kiedykolwiek ukraść. I jeszcze pierścionków kilka miała, choć te tak niewygodne były, gdy nerwowo zaciskała pięści. I choć wiedziała, że wygląda niesłychanie (bo w jej świecie więcej, znaczyło zawsze lepiej), nakryła się swym czarnym futrem, sięgającym aż do łydek, by widać tego wszystkiego nie było, na wypadek, jeśli Rience chciał ją tylko wyśmiać. Nawet różdżkę miała w kieszeni, gotowa w odpowiednim momencie go walnąć jakimś zaklęciem, by mu udowodnić, że wcale nie dała się zaprosić na te wilowe randki. Tak sobie mówiła, bo to że się wystroiła, świadczyło o czymś zupełnie innym. Stanęła za rogiem, wyglądając zza wysokiego budynku, na francuski pocałunek. Serce jej zabiło jakże gwałtownie, gdy ujrzała, że Hargreaves naprawdę tam na nią czeka. Nim się obejrzała, już jak zahipnotyzowana, szła w jego kierunku. - To tu - powiedziała jakże elokwentnie, niezupełnie pewnie stojąc już na przeciw niego. Nie wiedzieć, czy tym samym czeka na pochwałę, że trafiła, czy na to, aż chłopak powie, że jednak nie chciał się z nią może spotkać, czy po prostu aż ten zaprosi ją do środka. Ale patrzyła na niego wyraźnie wyczekująco, licząc, że dowie się, co teraz. Bo ona to raczej nie wiedziała.
Przy aktualnej, w miarę słonecznej pogodzie, Rience nie miał problemu z oczekiwaniem na Fyodorovą. Chciwie wystawił twarz w stronę promieni słonecznych, ciesząc się pierwszymi chwilami, kiedy wreszcie nie było mu tak koszmarnie zimno i nawet na moment zdążył zapomnieć w jakim celu się tutaj znalazł. Nie chciał o tym myśleć jak o obowiązku, a jednak nie potrafił inaczej. W normalnych warunkach, pewnie zupełnie nie zwróciłby uwagi na taką dziewczynę jak Zilya. Wiecznie widywał ją z rozburzoną, niechlujną grzywą zamiast włosów, a jej umorusane błotem, ciężkie buty w żadnym razie nie zachęcały do zagadania na temat najnowszego płynu do układania włosów, jaki mógłby jej polecić, a tak właściwie to nie był pewien jaki inny temat mógłby rzucić. Właściwie to nawet nie wiedział czy chce, bo pomimo swojego otwartego usposobienia, Rience zdecydowanie nie kwapił się do poznawania Rosjanki. Zdarzyło mu się usłyszeć raz czy dwa niewybredny komentarz padający z jej ust czy dostrzec bardzo kwaśną i niechętną minę na jej, przecież niebrzydkiej, buzi. Odpychała go swoim nieokrzesaniem, ale najwyraźniej nadszedł czas na przełamywanie własnych barier. Dzięki Sava! Westchnął nagle, czując, że bardzo mu ciężko z tą sytuacją, ale w zasadzie starał się rozbudzić w sobie entuzjazm. Kiedy pisał te idiotyczne listy, ona objechała go od góry do dołu tylko w pierwszym liście. Z początku nie wiedział co mogło być tego powodem, zwłaszcza skoro udowodniła już co myśli o podobnych idiotyzmach, ale kiedy już się zastanowił, wszystko wydawało się aż za proste do ogarnięcia. Także po cichu liczył na to, że przetrwa to popołudnie głównie dzięki swojemu urokowi. O ironio. Sam Hargreaves nigdy by nie pomyślał, że kiedyś upadnie aż tak nisko, żeby wykorzystywać swoją „przewagę genetyczną” nad innymi. W każdym razie nie spisywał tego dnia na straty. Może chociaż okaże się, że Zilya jest ciekawą osobą? Bo niestety na odkrycie jej wspaniałych manier było już za późno… tak samo zresztą sprawa miała się, gdy chodziło o jej gust. Blondyn właśnie odwracał się, aby spojrzeć w przeciwny kraniec ulicy, niepewien już czy Ślizgonka go wystawiła czy może po prostu zabłądziła i szukając jej wzrokiem, aby wtedy właśnie ją dostrzec. Zresztą, umówmy się, nie było to trudne. Fyodorova odstawiła się jak Slytherin na otwarcie Hogwartu. Przyciągała spojrzenia chyba nawet lepiej od niego, co już było pewnym wyczynem, a już zwłaszcza zwróciła jego uwagę w takim stopniu, że aż zapomniał zamknąć ust. Popatrzył na nią trochę zaskoczoną miną, ale postarał się o szybkie odzyskanie rezonu. Kaszlnął w dłoń, ostatni raz spoglądając na jej tragiczne rajstopy. Jak dobrze, że futro ukrywało trochę tę... szałową kreację. - Wyglądasz… inaczej. - zaczął, mając nadzieję, że będzie bezpieczny, ale nie mogąc po prostu skłamać i nazwać ją olśniewającą. Oślepiającą może i by mógł. W dodatku zupełnie rozbroiło go jej zachowanie. Takie niepewne, zaskakująco uległe. Stanęła naprzeciwko niego niczym mała dziewczynka, oczekująca, że wytłumaczy jej co ma robić, a on… dokładnie to zamierzał uczynić. - Tak. - potwierdził, wystawiając w jej kierunku dłoń, aby ją ujęła. W zależności od tego czy to zrobiła, poprowadził ją za nią w stronę stolików lub po prostu poszedł tam sam, licząc na to, że do niego dołączy. Nie zajmował się wchodzeniem do środka, skoro i tak zdążyli już skupić na sobie spojrzenia wszystkich gapiów w okolicy, a pogoda była całkiem przyjemna. - Może usiądziemy? - zaproponował, czując się w obowiązku do odpowiedniego poprowadzenia tego spotkania. Odsuwanie krzesła było, oczywiście, w pakiecie.
Jak się miało okazać, Fyodorova potrzebowała bardzo dużo czasu, aby wczuć się w modę panującą w Wielkiej Brytanii. Najwyraźniej dwa lata wciąż nie były wystarczające. Prawdopodobnie po części dlatego, iż nie miała wystarczającej ilości pieniędzy (i czasu), aby móc odwiedzić jedne z tych modnych sklepów dla czarodziejów. Jej garderoba wprost krzyczała, iż jej właścicielka pochodzi z miejsca zapomnianego przez cywilizację. Doskonale widziała to zdziwienie na Riencowej, pięknej, twarzy. Wiedziała, że powinna była ubrać się normalniej. Ale z drugiej strony, bała się też, że jeśli przyszłaby "po swojemu", wyprosiliby ją z tego eleganckiego miejsca, do jakiego właśnie szli. Nie była pewna, czy zrobiła na nim pozytywne wrażenie, nie mogła tego wyczytać, nawet gdy bardzo uważnie mu się przyglądała. Była dobra, gdy chodziło o obserwowanie zwierząt, nie najgorzej radziła sobie także z przewidywaniem potencjalnie wrogich zachowań u osób drugich. Ale gdy odczytać miała inne rzeczy, pozytywniejsze, była bezradna. - A to nie taka snobistyczna, brytyjska knajpa, gdzie nie wpuszczają w trepach? - Zapytała wychylając się w stronę jednego z okien, by spojrzeć przez nie, na parki w środku. Widziała, że wszystkie dziewczyny, jakie tam bywają, są ładnie ubrane. Zakładała, że to jakiś wymóg, jaki czasem w drogich miejscach się pojawiał, a nie, że te dziewczyny po prostu próbowały wywołać powalające wrażenie na swych partnerach. Zamarła, gdy wyciągnął w jej stronę rękę, bo w pierwszym momencie nie ogarniała o co mu chodzi. Ostatni raz jak chłopak wyciągał do niej rękę - robił to po to, by oddała mu kradzione pierścionki, na co Zilka mu tylko na nią napluła. Ale tym razem wcale nie miała ochoty pluć na chłopięcą rękę. Bo to była bardzo ładna dłoń! Szybko, jakby w obawie, że jeszcze blondyn się rozmyśli, złapała go mocno - a uścisk miała silny, pewnie o wiele bardziej od tych wszystkich słodkich damulek przy stolikach. Uniosła brwi, gdy chłopak odsunął jej krzesło, bo na pewno nikt nigdy wobec niej się tak nie zachowywał. Ale nie protestowała! Usiadła ładnie, lekko machając nogami, bo trochę była zdenerwowana, zdezorientowana i nieswoja. W końcu nachyliła się nad stolikiem, by przysunąć trochę do wila. - U mnie nie ma takich miejsc, jest zajebiście europejskie - bo na myśli oczywiście miała Europę zachodnią. Rosja była inna. Chociaż może w stolicy bywały podobne knajpki, tak czy siak Fyodorova nie miała okazji w nich bywać. - Nie rozumiem dlaczego chciałeś tu ze mną się spotkać - uznała w końcu zupełnie wprost, podnosząc wzrok na Riencowe tęczówki. Och, jak tylko w nie spojrzała, naszła ją myśl, że nie powinna niczego podważać, ani komentować, tylko czerpać z tego wszystkiego najbardziej jak mogła. Patrząc w nie, miała ochotę być najbardziej uległą istotą na świecie. A potem odwracała spojrzenie prędko na swe pierścionki, bardzo bogato przeklinając wilowe geny i myśląc o tym, że powinna stąd natychmiast uciec, nim zgłupieje do końca.
Uśmiechnął się w ramach pierwszej odpowiedzi na jej słowa. Snobistyczna, brytyjska knajpa? Niekoniecznie, ale nie wyobrażał sobie Zilyi przekraczającej próg Francuskiego Pocałunku w jakichś ufajdanych, pierwszych lepszych trampkach… o ile ona kiedykolwiek mogłaby trampki założyć. Tak po prawdzie, to nigdy nie przyglądał jej się z taką intensywnością, aby zwrócić na ten szczegół uwagę. - Właściwie to nie wiem… - odpowiedział jej, zastanawiając się na głos i odruchowo spoglądając w stronę wejścia. On jeszcze nigdy nie miał problemów z przekroczeniem progu, ale nigdy też nie nosił się tak jak Fyodorova. - Wydaje mi się, że klient to klient. To tylko kawiarnia. Zmarszczył lekko czoło, jakby w istocie zaczął przez nią o tym rozmyślać, ale zaraz jego skóra ponownie się wygładziła, gdy ostatecznie upewnił się w swoim zdaniu. Tyle, że nie był pewien czy nie dostosował go wyłącznie na potrzeby tej rozmowy. Gdyby ktoś miał wpaść tutaj prosto, na przykład, znad jeziora, gdzie łowił ryby i cały pachniałby taką pierwotną przyrodą to pewnie właśnie nie pozwolono by mu poczekać wewnątrz na zamówienie. Reakcji na swoją wyciągniętą dłoń nie odnotował. Po prostu odpowiedź była zbyt szybka. Jego palce zamknięto w bardzo stanowczym uścisku, jakiego nie powinno spodziewać się po kobiecie, a jaki zaskakująco pasował do tej zdziczałej Rosjanki. Uśmiechnął się nieznacznie, bo mimo wszystko, nie spodziewał się, że jednak ją ujmie. Odprowadziwszy ją na miejsce, sam również zasiadł przy stoliku, przesuwając pod palcami karty kawiarni, zalegające na jego powierzchni, ale na razie ich nie odwracał. Skoncentrował spojrzenie na swej rozmówczyni, wciąż trochę speszony jej słownictwem. - Zdaje się, że teraz tutaj jest Twoje „u mnie”. - zauważył, sięgając przez moment do swoich włosów, aby w bardzo niekontrolowanym odruchu przeczesać je z pewną dezynwolturą. Ich aktualne położenie sprawiało, że chętnie się rozluźnił. - Chyba, że zamierzasz wracać do… skąd właściwie jesteś? Zapytał nieoczekiwanie, bo przecież jej akcent był bardzo wymowny, ale najwyraźniej nie dla niego. Rience zupełnie nie był obyty w zakresie odróżniania od siebie języków słowiańskich, a jego zainteresowanie światem jeszcze nie pognało go w tę stronę. Może to Zilya będzie tym potrzebnym mu katalizatorem? Po jej słowach, ułożył dłonie na stoliku, splecione ze sobą i jakby… oczekujące na jej rękę. Robił to nieświadomie, oczekując kontaktu z drugą osobą, a chociaż nie spodziewał się, że Ślizgonka z chęcią by mu go ofiarowała, przyzwyczajenie robiło swoje. Skoncentrował się więc na skubaniu rogu laminowanej karty. - Chciałem Cię osobiście przeprosić. Takie… niesubtelne listy mogły być trochę zaskakujące. - odpowiedział, chcąc wyjaśnić jej wątpliwość, ale chyba sam nie był przekonany czy było za co przepraszać. Zrobienie z siebie idioty już mu się udało, więc dlaczego aż tak przejmował się opinią Zilyi? - Poza tym, czemu nie mielibyśmy się poznać, skoro już listownie Ci się oświadczyłem? - zaśmiał się trochę nerwowo, nagle wyciągając spod swoich dłoni menu i podając je Fyodorovej. Sam nie musiał się nawet zastanawiać nad tym co chce zamówić. Zapach cynamonu dobywający się z wnętrza kawiarni skutecznie nakierowywał jego myśli ku szarlotce z lodami waniliowymi.
Dobrą chwile nie skupiała się na jego słowach, pogrążając się w obserwowaniu tego, jak chłopak pięknie przeczesuje swe jasne włosy. A jej myśli szybko zawirowały wokół tego, iż sama chciałaby móc złapać w dłonie te słoneczne kosmyki. Absolutnie była pewna, że musiały być miękkie jak włosy jednorożca. Potem gdzieś przypomniała sobie, że włosy wil sprzedaje się do różdżek. Czy gdyby tak parę odebrać ich Riencowi, zarobiłaby dobre pieniądze? Póki co jednak chłopak mógł być spokojny o swoje włosy, Zilya nie miałaby siły pozbawić go choć pasma, wyglądały na nim zbyt doskonale, by była ku temu zdolna. - Nie, nie, moje "u mnie" zawsze będzie na Syberii, tutaj jestem tylko tymczasowo - szybko sprostowała, zupełnie ignorując fakt, że tymczasowo, zamiast roku, była tu już od dwóch. Chyba próbowała nie dostrzegać tego, że jej pobyt w Wielkiej Brytanii tajemniczo się przedłużał. - Byłeś kiedyś w Rosji? Tam jest bardzo pięknie, to wielki kraj - czasem brzmiała jak podręcznik, który kazano dzieciakom czytać za młodu, jakby zanadto wzięła sobie do serca słowa różnych wielkich przywódców, którzy w historii Rosji bogato widnieli. Wciąż taka była, ślepo zapatrzona w swoją kulturę i negująca tą poza jej granicami. Ciężko było się jej przestawić do życia w Europie zachodniej, chyba po prostu za mało tego chciała. Subtelne gesty, takie jak wyciągnięcie dłoni przez Rienca, nie było najwyraźniej wystarczająco oczywiste dla Fyodorovej. Bądźmy szczerzy, była dość prosta, a jej doświadczenie randkowe równe było zeru. Nawet do głowy jej nie przyszło, że być może miała złapać jego rękę, a zamiast tego zaczęła kręcić wielkim naszyjnikiem, jaki zdobił ją dzisiaj. Nawet jego nerwowy uśmiech brzmiał dla niej niebiańsko, na tyle, iż ciężko było się jej skupić na słowach, które próbował jej przekazać. Oczywiście tak realnie to byłoby dla niej wprost śmieszne, że próbuje ją przeprosić za coś tak miłego, ale obecnie ani o tym nie myślała. Jej wyobraźnia raczej kręciła się gdzieś wokół prób wymyślenia imion dla ich przyszłych, wspólnych dzieci. - No tak, były cholernie zaskakujące, bo nie często się takie coś dostaje, ale przecież ja wiem, że to z powodu tamtej lekcji - machnęła lekko nerwowo ręką, bo wcale nie chciała myśleć o tym, że normalnie Rience nie napisałby do niej ani jednego listu. Zabrała od niego pośpiesznie menu, bo nie miała pojęcia co ma odpowiedzieć na jego słowa, iż powinni się lepiej poznać. Miała ochotę krzyknąć coś w stylu, że to najlepszy pomysł na świecie, ale na szczęście wzięła tylko tą kartę, niby strasznie uważnie ją przeglądając. Chociaż tak naprawdę nazwy tych kaw nie dość, że pierwszy raz widziała na oczy, to jeszcze się zastanawiała, czy są z płynnym złotem, skoro ich ceny zupełnie nie należały do niskich. - Tak, to dość dziwaczne. Chyba jesteś pierwszą osobą w tym zamku, która mówi, że możemy się poznać, jeszcze to ty na dodatek - odparła nerwowo przekładając nogę na nogę. Co ona właściwie miała mówić, a czego nie? Skąd ona mogła wiedzieć, ile trzeba pozostawić niedopowiedzianego? Bravo Girl dla czarodziejów nie istniało, filmów też nie oglądała, nawet na magicznych przedstawieniach nie bywała. Matki nie miała, tylko zapijaczonego ojca i zupełne zero przyjaciółek. A jej instynkt w kontaktach międzyludzki mocno szwankował. - Bo pewnie często tu przychodzisz? - Często z wieloma dziewczynami, bo jesteś piękny. To mniej więcej na myśli miała, ale zapytała na szczęście bardziej neutralnie. - Smocze Espresso - wybrała nagle, nie mając pojęcia co to w ogóle jest. Ale miało smoka w nazwie, wiec uznała, że nie może być złe.
Tymczasem on zdawał się nie zwracać większej uwagi na jej „zawieszenia” w czasie. Zresztą, umówmy się, nie siedziała naprzeciwko niego z rozdziawionymi ustami, także uznał, że w zasadzie wszystko jest w porządku i reaguje po prostu… normalnie. Trochę to było przykre, że coś podobnego weszło u niego już w granice normalności, ale nie mógłby na to nic poradzić nawet gdyby chciał. W tej chwili naprawdę nie starał się oczarowywać Zilyi. Właściwie, to nawet usiłował trochę mniej rzucać się w oczy, gdyż ludzie przechodzący obok kawiarni tak czy siak na nich spoglądali, ale udawało mu się to mniej więcej tak, jak cyrkonii imitowanie diamentu. Kiedy się w niego wpatrywała, on po prostu starał się uprzejmie uśmiechać, dzięki czemu wcale nie wyglądał na aż tak zdezorientowanego niż był w rzeczywistości. Jego doświadczenie pochodzące z kontaktów z ludźmi raczej nie pozwalało mu sądzić, że jest całkowicie bezkarny w swoich czynach. Atria, na początku ich znajomości, na pewno potraktowałaby go jak okropnego intruza, jakiego należy wykreślić z książeczki adresowej, gdyby tylko takową posiadała, a Zilya reagowała dość odmiennie od niej. W dwojaki sposób zastanawiało go to, jak i dawało mu o wiele szersze pole do manewru, co w tej chwili odrobinę rozluźniało, ale na dłuższą metę mogło być dość nieprzewidywalne w skutkach. Niepowstrzymany niechęcią, mógłby działać zbyt instynktownie i naturalnie. - Nigdy. - przyznał po jej odpowiedzi, robiąc szybki rachunek sumienia czy kiedykolwiek w ogóle myślał o wyjeździe do Rosji. Właściwie, to nawet mu to przez myśl nie przeszło, ale robił dobrą minę do złej gry. - Ale słyszałem, że macie tam bardzo dobre pierożki. Zagadał, bo i w istocie, kiedyś zdarzyło mu się zapoznawać z charakterystycznymi potrawami dla danych regionów, a jedyne co kojarzyło mu się z Syberią poza masą śniegu i śmiesznymi czapkami były… - Pielmieni? Chyba tak się nazywały. - spróbował sobie przypomnieć, rzucając nazwę, jaka jako jedyna przemknęła mu w tej chwili przez głowę. Ona o niebie, a on o chlebie. Chyba nawet sam to zauważył, więc dorzucił jeszcze coś. - Co warto zwiedzić w Rosji? Znasz swoją ojczyznę? Mogłabyś mnie oprowadzić? Zarzucił ją pytaniami, ostatnie wręcz musząc uczynić zaproszeniem, bo inaczej nie byłby sobą. Rience kochał ludzi i odkrywanie świata, więc jakże mógłby świadomie zignorować okazję do wynegocjowania wycieczki z przewodnikiem? Ucieszył się w duchu, że Zilya zrozumiała i tak dobrze przyjęła jego przeprosiny, samemu zupełnie puszczając mimo uszu trochę nieprzyjemny wydźwięk jej wypowiedzi. Chciałby móc zaprzeczyć i zadeklarować, że chciałby spędzić z nią więcej czasu nawet wtedy, gdyby nie zadurzył się w niej szaleńczo pod wpływem Amortencji, ale nie potrafił. Był na tyle szczery, że czasami nawet okrutny w swoich osądach, a Fyodorova z pewnością nie należała do dziewcząt, z którymi umówiłby się w pierwszej kolejności, nawet gdyby przepchnęła się na przód ewentualnej kolejki chętnych. Także po prostu przemilczał już tę kwestię, starając się wzrokiem pochwycić spojrzenie kelnera i ściągnąć go tutaj, aby przyjął ich zamówienie. Zaprzestał tych prób, kiedy dziewczyna ponownie się odezwała. Popatrzył na nią uważnie, ale nie potrafił zbyt długo utrzymywać powagi. Zaśmiał się krótko, ale serdecznie. - Co to miało oznaczać? - podpuszczał ją do szerszego wypowiedzenia się w tej kwestii. - Jestem jakiś specjalny? Podparł brodę na dłoni, wpatrując się w Zilkę z rozbawieniem. Był ciekaw jak wytłumaczy się ze swoich słów, chociaż nieprzyjemny supeł zaciskający mu się w żołądku dawał mu podstawy, aby sądzić, że przecież bardzo dobrze wie o co jej chodziło. W bardzo kontrolowanym ruchu przesunął palce tuż obok swoich ust, cofając je i zabierając łokieć ze stolika. Zignorował pytanie Rosjanki, ale tylko dlatego, że zdążył podejść do nich kelner. Rience zażyczył sobie cytrynowego raju oraz wspomnianej wyżej szarlotki, informując przy okazji, że uroczej damie naprzeciw niego można przynieść smocze espresso. Dopiero kiedy złożył zamówienie, szczęśliwie kelnerowi, nie kelnerce i oddał mu karty, ponownie spojrzał na swoją towarzyszkę. Dzięki temu w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że i tak kelner dziwnie się na niego zagapił, kiedy się odwracał, aby odejść. - Raz na jakiś czas. - odpowiedział jej teraz, raczej lekkim tonem, bo i w istocie tak było. W Hogsmeade było jeszcze kilka ciekawych kawiarni, więc Hargreaves zdecydowanie nie ograniczał się akurat do tej jednej.
Spodziewaliście się jakichś natrętnych gości? Nie? Więc srodze się przeliczyliście, mając nadzieję, że obecność półwila we Francuskim Pocałunku zostanie niezauważona! Odkąd kelner odszedł od waszego stolika, aby zgłosić wasze zamówienie do realizacji, kelnerki zaczęły nieśmiało wyglądać zza szyby, aby na was popatrzeć... chociaż, gdyby tak sprecyzować, to raczej wpatrywały się z niemalże nabożną czcią w @Rience Hargreaves, a @Zilya Fyodorova posyłały jedynie zgorszone spojrzenia. Była duża szansa, że w ogóle tego nie zauważyliście, ale to nic straconego. Kelnerki postanowiły wkroczyć do akcji. Ubrane w ładne, schludne i dziewczęce ciuszki, wyłoniły się z wnętrza kawiarni, niosąc na tacy ogromnego pluszowego dementora. Do jego pleców przyszyto skrawek materiału z obecną datą i miejscem, co by przypominał za pięć lat dlaczego jeszcze nie został wyrzucony, a w objęciach trzymał kartę, uprawniającą do 50% zniżki aż przy trzech kolejnych wizytach. Dziewczęta może i podeszły do stolika Zilyi i Rienca z zamiarem odezwania się do nich obojga, ale ich spojrzenie nieustannie wędrowało do chłopaka, także ciężko było nie odnieść wrażenia, że bardziej starają się coś zaprezentować jemu, aniżeli jej. - Witamy, kawiarnia Francuski Pocałunek oferuje dzisiaj niezwykłą okazję. Każda para, jaka udowodni czym jest PRAWDZIWY francuski pocałunek otrzyma drobny upominek. - jedna z dziewczyn wskazała dłonią na dementora na tacy. - Skusicie się? Spoufaliła się szybko, mrugając zalotnie do półwila, jakby oczekując, że to właśnie na niej zaprezentuje swój pocałunek.
Można by godzinami analizować, dlaczego Fyodorova tak podatna była na urok wil, nawet, gdy Ci nie starali się zanadto używać swych czarów. Czy większe znaczenie miało, że tak bardzo była niedoświadczona w kontaktach damsko-męskich? Że problem miała z utrzymywaniem normalnych relacji? A może to, że bardziej w świecie magicznych istot, a nie ludzi, żyła? A może to ta jej słowiańska krew, tak czuła była na stworzenia również wywodzące się z tych okolic? W szkole nie brakowało dziewczyn, które twardo potrafiły opierać się tego typu urokowi, a nie byłyby w stanie zabić zwierzęcia. Choć normalnie Zilya czuła się silniej od każdej kobiety w Hogwarcie, tak pod względem tego, co właśnie rozgrywało się w Hogsmeade, czuła się niczym najsłabsza, głupia małolata. Oj rzadko się to zdarzało! Gdy później, już znajdzie się z dala od swego towarzysza, pewnie parsknie śmiechem, na myśl, że temu jako skojarzenie z Rosją przyszły jakieś głupie pierogi, a nie miliardy piękniejszych rzeczy, jakie wiązały się z jej krajem. - Tak, tak, robię w domu często pielmienie z kołkogonkami! - Tu szybko i zupełnie automatycznie (jak z resztą wszystkie te wyrzucane słowa), złapała dłoń Rienca, którą zapewne wciąż utrzymywał gdzieś na blacie stolika, by ująć ją i rzec mu słowa jakże istotne. - Ugotuję Ci ich cały gar, zobaczysz, na pewno polubisz Rosję. - A potem ze mną do niej wyjedziesz i będę Ci gotować te pierogi codziennie, w wolnych chwilach rodząc nasze piękne dzieci. A może jednak cała dziwna podatność wiązała się wyłącznie z jej brakiem doświadczenia? Och, wilu, ratuj Zilyę, jeden buziak i na pewno dziewczę się zahartuje (ewentualnie jeden i parę jeszcze)! - Oczywiście, musisz się tam ze mną pewnego dnia wybrać. Syberia jest zupełnie dzika, to zapomniany świat. Są niedźwiedzie i wilki i śnieg głęboki aż do mojego pasa, a ludzie głośni i gwałtowni, ale prości i dobrzy. Tutaj jest inaczej - zazwyczaj Fyodorova była mrukliwa i małomówna. Ale, gdy temat schodził na jej rodzinne rejony, buźka się jej nie zamykała, a oczy zaskakująco błyszczały. To był jej główny problem. Zbyt związana była ze swoim odległym i dawnym życiem, by móc prawdziwie zakosztować tego nowego, tego, który roztaczał się przed jej nosem. Zaślepiała ją małomiasteczkowość i dziwna ksenofobia, mimo tego, że od dwóch lat była z dala od domu. Była uparta. Potrzebowała bardzo silnych bodźców by móc zmienić swe zapatrywania, konieczne było jej istne trzęsienie ziemi. Jego pytanie delikatnie ją otrzeźwiło, dlatego cofnęła swoją rękę. W takich momentach docierało do niej, że znów jest głupią gęsią. Uchwyciła kawałek serwetki, próbując zapleść frędzle z niej zwisające, a w głowie ułożyć możliwie najlepszą odpowiedź. - Trochę. Jesteś bardzo lubiany przez dziewczyny - odparła bardzo wprost, bo nigdy nie była dobra w ubieraniu życia w piękne słowa. Ktoś, kto cieszy się popularnością wśród płci przeciwnej, raczej nie zajmuje się zapraszaniem do kawiarni jakichś dziwacznych Rosjanek. Nie wiedziała, jaki stosunek do swoich genów ma Rience, ale jeśli sądził, że Zil będzie udawać, że jest normalnym chłopcem, to mogło się to zupełnie nie udać. Zamówienie zostało złożone, ale ku zdziwieniu czarnowłosej, obsługa nagle ponownie pojawiła się przy ich stoliku. Dziewczyna, nim ktokolwiek doszedł do słowa, zdążyła już posłać mordercze spojrzenie kelnerkom. - Może tak łaskawie... - i zamarła. Bo właśnie przegonić chciała te dwie baby, jakimiś wyjątkowo jadowitymi słowami (wszakże jak śmiały w ogóle podchodzić do jej stolika i ślinić się do JEJ wila??), tymczasem te wygłosiły tak zaskakującą propozycje, że zwyczajnie zabrakło jej słów. - Upominek - Powtórzyła automatycznie jedno z ostatnich słów, przenosząc wzrok na Rienca, jakby to na gratisie jej zależało, a nie wcale na tym, by móc zakosztować tych doskonałych ust, jej rozmówcy. I dodałaby coś więcej, ale z racji, że to pierwsza w jej życiu taka sytuacja była, to tylko patrzyła wielkimi oczyma na krukona, a serce waliło jej tak, że czuła się jakby właśnie strzelić miała do jakiegoś rzadkiego i drogiego zwierzęcia. I bardzo chętnie, strzał ten by oddała.