Znajduje się kilka kroków za głównym boiskiem, a prowadzi do niego wydeptana ścieżka, którą można odnaleźć bez problemów nawet w zimie! Powstało dla uczniów, którzy pragną uzewnętrznić swoje emocje w sposób fizyczny! Oczywiście nie tylko o takie kwiatki tutaj chodzi. Rozchodzi się tu również o liczne treningi, które czasem nakładały się na siebie i wymagały rezygnacji, którejś z grup młodzieży oraz przejściu na inny dzień. Nauczyciele quidditcha, zatem doszli zgodnie do porozumienia, że potrzebują trochę dodatkowego miejsca na mini boisko, gdzie można przeprowadzać rozgrzewkę i uczyć zawodników jakiś ciekawych manewrów! Zatem nie zastanawiając się długo poprosili dyrektora o zagospodarowanie części błoni. Tak też się stało. Zatem to tutaj znajdziesz mniejsze boisko, które ogrodzone jest wysokim płotkiem, który zdobią herby czterech domu Hogwartu. Niestety boisko nie jest wyposażone we własne szatnie czy składzik, w którym przechowywane są kafle, zastępcze miotły czy ochraniacze i to jest główna niedogodność, z którą należy się uporać, czyli należy korzystać z dobudówek głównego boiska i tam pozostawiać swoje rzeczy.
Autor
Wiadomość
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Punkty w kuferku: Równe zero Ekwipunek: Cały drużynowy Drużyna: wiadomo - Orły, bo Orla, hehe
Z początkiem roku szkolnego krukońska drużyna quidditcha - a raczej ich ławka rezerwowych, zyskała nowego gracza. I był to nikt inny, jak Orla, która dotychczas z miotłą miała tyle wspólnego co z wyprowadzaniem na spacer smoków. Nie licząc kilku wieczorów spędzonych w powietrzu wraz z Nancy i jednego treningu z Darrenem, który skończył się jak się skończył, nie miała szansy wsiąść na miotłę i pokazać na co ją stać. Złośliwi mogli by powiedzieć, że na nic - i była to sama prawda. Czy jednak ją to zniechęciło? Proszę was.
Wcisnęła się w treningowy outfit w który wliczały się obcisłe spodnie i błękitną koszulkę, by niczym niebieski kondom udać się w stronę mniejszego z boisk. Część drużyny już się zebrała, ale wyglądało na to, że nie jest ostatnia. Przemknęła obok Elijah, zawracając jednak zaraz, by się przy nim na moment zatrzymać. - Zacząłeś zaczesywać grzywkę na drugą stronę? - Zapytała, przechylając głowę w bok. Przecież nie umknęło jej uwadze, że w pokoju wspólnym nie widuje już jego siostry, a jego mina wyraźnie wskazywała, że głowę ma pełną smutnych myśli. Miała nadzieję, że mały komplement rozjaśni mu chociaż milisekundę z tego dnia. - Ładnie Ci tak! Posłała mu jeden z ciepłych uśmiechów, ale nie zmuszała go do odpowiedzi, więc odwróciła się na pięcie, by stanąć pomiędzy Strauss i Brooks. Przywitała się z krukonkami, o dziwo jednak nie zalewając ich falą słów. Zamiast tego obczaiła ich miotły, cmokając z podziwem. - No, no. Takie to można dosiadać.
Punkty w kuferku: 33 Ekwipunek: drużynowy Drużyna: Sokoły
Po fatalnych zajęciach z profesorem Walshem, na których na dzień dobry zaczęła wymiotować, miała nieznaczny wstręt do latania. Nie mogła się jednak obijać, nie mogła zachowywać się irracjonalnie, nie mogła wiecznie się gdzieś chować, tak więc wzięła się w garść, ubrała strój sportowy i dzielnie ruszyła na spotkanie na boisku. Ostatecznie była szukającą, nie mogła chować głowy w piasek na żadne problemy, nie mogła uciekać, bo coś ją bolało i nie mogła na pewno zostawić swojej drużyny, chociaż musiała przyznać, że robiło jej się nieco niedobrze na samą myśl, że znowu mogłaby tak oberwać, że naprawdę zgięłaby się wpół. Tak czy inaczej, wkroczyła na boisko dumnie wyprostowana, jak to ona, z miną raczej kamienną, bo nie miała zbyt wielu powodów do radości, ale ostatecznie uśmiechnęła się łagodnie do zebranych, po czym skinęła głową w stronę Elijaha. - Obiecuję, że dzisiaj nie będę wymiotować - rzuciła, a kącik jej ust nieznacznie zadrgał. Może to nie była myśl, którą powinna dzielić się na powitanie, ale była i tak przekonana, że wszyscy zebrani doskonale widzieli jej niesamowity popis na zajęciach, zaś sam kapitan pamiętał wcześniejsze spotkania, kiedy dziewczyna miała co najmniej mało szczęścia i kończyła poobijana. Cóż, tak, na krótko przed finałem też wymiotowała, cała poobijana przez rozszalałe tłuczki, widać taka była już jej przypadłość, czy cokolwiek to właściwie było.
Punkty w kuferku: 31 Ekwipunek: drużynowy Drużyna: Sokoły
Do czego to doszło, że już nie wystarczały jej treningi u Moe i stwierdziła, że przyczłapie na małe boisko, gdzie miały odbyć się ćwiczenia drużyny Ravenclawu. Worthington miała fioła na punkcie latania od zawsze, ale kiedy zaczęła grać w Quidditcha ta obsesja została o stokroć spotęgowana. Zwłaszcza starała się wykorzystywać każdą okazję do gry, po tym jak dostała się wreszcie do głównego składu i mogła już za kilka tygodni wziąć udział w pełni w meczu ze Ślizgonami. A do tego trzeba było się dobrze przygotować. Kiedy dotarła na boisko, od razu rzuciła jej się w oczy obecność @Arleigh Armstrong, która właśnie próbowała robić rozgrzewkę. I słowo "próbowała" to słowo klucz. Jednak Gryfonka skierowała się najpierw w stronę @Elijah J. Swansea, uznając, że przecież wypadało zapytać, czy może brać udział w ich treningu. - Cześć. Mogę do was dzisiaj dołączyć? Przyda mi się wycisk przed pierwszym meczem z Wężami. - zwróciła się do kapitana krukońskiej drużyny, tym samym podpierając się o szkolnego Zmiatacza. - Hej, Armstrong. Kręcisz biodrami jakbyś miała kija w tyłku. Obszerne te kółka a nie tak... - odezwała się do Arli, podchodząc do niej od tyłu i kładąc jej ręce na biodrach, zademonstrowała jak poprawnie ma robić to ćwiczenie. Oczywiście śmiała się przy tym jak wariatka.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Punkty w kuferku: 5 Ekwipunek: drużynowy Drużyna: orły
Gdy dotarły do niego informacje o drużynowym treningu Quidditcha, nie zastanawiał się ani sekundy. Wiedział, że odrobina ruchu i integracji z resztą Krukonów na pewno mu się przyda, a dodatkowo zyskał idealną wymówkę, aby pierdolnąć wszystkie książki i notatki w kąt. Wskoczył w swój ulubiony ortalionowy dresik, po drodze zgarnął drużynową miotłę i udał się na małe boisko. Większość osób już była na miejscu, dlatego z uśmiechem skinął głową w ich stronę. - Siemanko - przywitał się ze wszystkimi zgromadzonymi, jak nigdy tryskając energią i entuzjazmem. Podszedł do @Orla H. Williams, już z daleka się szczerząc w jej kierunku. - ORKA!Postanowiłaś opuścić scenę oraz parkiet i zostać królową przestworzy? - zagaił, szczerze zainteresowany jej obecnością na treningu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Punkty w kuferku: 95 Ekwipunek: osobisty +12, różdżkę też mam na GM ale tylko dlatego, że świerkową boję się popsuć Drużyna: Sokoły no halo
- Komuś brakuje piątego. - zauważyła przezornie, popisując się znajomością matematyki z zakresu liczenia do dziesięciu. Zrobiła przy tym tak mądrą minę, jaką tylko potrafiła się wykazać podczas wykazywania się wiedzą oraz praktycznym jej zastosowaniem. - A obiecywałam sobie, że w tym roku będę Twoim śmiertelnym wrogiem. - westchnęła, popychając trzonkiem miotły znajomy garnek, który widziała już na wakacyjnym wyjeździe. Czyżby komuś za bardzo spodobał się sport uprawiany za oceanem? Chyba nie powinna tego komentować, skoro sama na pierwszym treningu kazała ludziom biegać między dyniami. - Zagram z Odds, żebyście mi jej nie rozdziobali. - zadecydowała, stając u boku kapitana Krukonów i lekko szturchnęła go barkiem, aby choć trochę wybić go z jakiegoś posępnego zamyślenia. Potem, zamiast wziąć się za rozgrzewkę, usiadła tam, gdzie wcześniej stała i zaczęła wyjątkowo patetycznie... wiązać buty. - Cześć, obrońcy tytułu! - krzyknęła na powitanie do rozgrzewającej się zgrai ekipy Niebieskich, przypominając sobie, że skoro już pojawiła się nagle i zza pleców Swansea, to wypadałoby się jeszcze jakoś ogłosić pozostałym. Z całą pewnością zachwyconym jej obecnością tutaj.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Zasalutował ku Darrenowi w geście powitania i skinął głową, już-już otwierając usta, by się odezwać. Nim to nastąpiło, a on pojął, cóż to za zamieszanie wtargnęło na boisko, ściskał w dłoni ciepłego kasztana. Obejrzał się i uśmiechnął się do Arli. — Teraz już tak — odpowiedział zarówno Darrenowi, jak i Arleigh. Mina mu złagodniała, a krukońskie serduszko zalało ciepło, bo w paru chwilach znów poczuł, że jest na właściwym miejscu. Znów poczuł się jak w domu. — Hej kasztaniara, tylko porządnie! — pogroził jej palcem, ale ostatecznie dał żyć, bo na miejsce docierały kolejne osoby. Zawiesił wzrok na Julii i posłał ku niej uśmiech, zapraszając ją jednocześnie gestem do rozgrzewki. Zresztą nie trzeba jej było powtarzać dwa razy, wiedział o tym doskonale. — Dopiero teraz wyhodowałem grzywkę. Ot, kaprys — odpowiedział Orli, przeczesując włosy palcami. Był metamorfomagiem, mógł zaczesywać wszystko na milion różnych sposobów – tym bardziej docenił więc miłe słowa, które, jak zakładał, miały poprawić mu humor. I poprawiły. Okazywali mu troskę i z każdym kolejnym Krukonem serce rosło mu jeszcze bardziej, aż został ugłaskany do stopnia, w którym na przyjście zareagował wyłącznie uśmiechem i gestem wskazującym jej miejsce na rozgrzewkę. Mieli dużo przestrzeni, mogli się nią bez problemu dzielić. — Chwała Merlinowi, zeżarłyby mnie wyrzuty sumienia — zmierzył wzrokiem sylwetkę prefekt naczelnej. Miło było widzieć, że mimo nowych, niewątpliwie angażujących obowiązków wciąż jest w stanie wygospodarować czas dla drużyny. Aslana przywitał uściśnięciem dłoni i był święcie przekonany, że na tym zakończy maraton powitań... i właśnie wtedy dość niespodziewanie pojawiła się kapitan Gryfonów. — Jesteś – i będziesz — śmiertelnie uroczym wrogiem. Powstrzymał się od wypowiedzenia tej niebywałej kliszy na głos, w dodatku w otoczeniu członków drużyny. Miał na tyle rozumu, by podobne farmazony przynajmniej starać się zachowywać dla samego siebie – wystarczało mu, że od czasu do czasu żenował sam siebie. — Wszyscy rozgrzani? Nie chcę tu durnowatych kontuzji wynikłych z lenistwa. Dzielimy się na dwie drużyny, tylko sprawnie! — przyjął pozę groźnego kapitana, ale nie było mu z nią dziś do twarzy, zdecydowanie nie. Poczekał, aż się podzielą, przeliczył oba składy i postanowił zagrać po stronie orłów. Nie mieli sędziego, musiał więc połączyć obie role; nie miał ochoty na bezczynność, zabiłaby go bez wątpienia. — Naszym celem nie jest bynajmniej zniszczenie Gryfonek, nawet jeśli wydaje się to kuszące. Skupcie się na technice! — puścił oczko do Moe, schował cennego kasztana do kieszeni dresów, wzniósł kociołki w powietrze, złapał kafla i zaraz sam wzleciał do góry, gotów rozpocząć mecz. Po co zwlekać? _____________________ Składy (póki co kolejność dowolna) Orły: Elijah, Viol, Julka, Orla, Lef Aslan Sokoły: Darek, Arla, Vicka, Ode i Moe
Teraz napiszemy w dowolnej kolejności, a potem raczej będziemy trzymać się pierwszej kolejki, powinno być ok! Każde 15 pkt to przerzut, liczy się ekwipunek! Linkujcie, proszę, kości! Nie daję deadline'u, będę po prostu gonić jeśli się zatrzymamy za mocno, starajmy się to zagrać sprawnie i będzie git. Gdyby były jakieś problemy, piszcie na gg/discordzie/pw
Kod:
<zg>Punkty:</zg> kuferek + itemy. Pamiętajcie, że miotły szkolne dają +4 <zg>Przerzuty:</zg> ile zostało/ile startowo <zg>Kość:</zg>[url=link]wynik[/url]
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kiedy Swansea wziął się za rozdzielanie ich, Gryfonka zaczęła jakkolwiek rozciągać się przed wskoczeniem na miotłę. Jako kapitan, czy w ogóle jako sportowiec, zdecydowanie nie powinna ignorować rozgrzewki, bo wystarczająco znała jej wagę oraz ceniła ją na tyle, że o odpowiednią ilość biegania i gimnastyki potrafiła gonić swoich podopiecznych niekiedy nawet przez cały trening. Albo prawie cały, w zależności od nastroju do różnorakich gier. I teraz również jakaś gra się trafiła. I to nie byle jaka. A przynajmniej brzmiała jak ciekawy powrót do wakacji. Dopadła do piłki jako pierwsza, przez ułamek sekundy czując się jednocześnie jak najbardziej wyrywna do gry małolata, ale i jak doświadczona sportowymi rozczarowaniami emerytka. Może i było to całkiem ciekawe połączenie, ale zdecydowanie nie spodobały jej się skojarzenia z tym związane. Przechwytując piłkę, natychmiast skręciła w lewo, aby uniknąć zderzeń z nadchodzącymi z przeciwnego kierunku Orłami, a potem runęła na miotle w dół, gdzieś w połowie wypuszczając quoda z rąk i zostawiając go kolejnemu Sokołowi. A właściwie Sokolicy (?).
Punkty: 10 (kufr) + 4 (skolne fruvadlo) + 1 (skurkovane rukavice) Przerzuty: 1/1 Kość:6, czyli super sprawny rzut do kociołka, widownia szaleje!
Żywotność quoda: 0
Z wdzięcznością i zadowoleniem odnotowała, że Eli schował kasztana do kieszeni. W końcu to nie byle jaki kasztan - to mógł być przecież na przykład kasztan magiczny. Albo magicznie zwyczajny. Ale od niej, więc i tak zrobiło się jej miło, że go nie wywalił. Postanowiła, że sprawdzi za kilka dni, czy nadal go nosi. Tymczasem z wdzięcznością przyjęła pomoc Ody w rozgrzewce, a kiedy Eli zarządził "na miotły", naciągnęła drużynowe rękawice na ręce, popchnęła gryfonkę zadkiem na glebę, błyskawicznie wskoczyła na drużynowego Nimbusa i odbiła się od ziemi. Wzniosła się na kilkanaście metrów, szybko zawróciła miotłę, przeleciała wzdłuż dłuższej krawędzi boiska i zawisła razem z pozostałymi Sokołami, nieco niżej niż pozostali. Rozejrzała się jeszcze za Odą, chcąc sprawdzić, czy zdążyła się już podnieść z ziemi, ale gra właśnie się zaczynała. Od początku rundy postanowiła trzymać się bliżej ziemi i w razie czego przejąć kafla lecącego w dół. Nachyliła się do przodu, lecąc pod @Morgan A. Davies niczym cień, a kiedy ta odbiła w lewo, podążyła za nią. Cały czas zadzierała głowę w górę, próbując wyczuć dobry moment na wsparcie gryfonki, te jednak gwałtownie skierowała miotłę w dół i niemal zrównała się z Arli, wypuszczając kafla z ręki w jej stronę. No, to był jej moment, pierwszy w tym semestrze, w końcu! Szybko chwyciła kafla i wyminęła Morgan z jej lewej strony. Rozejrzała się wokół siebie i postanowiła gwałtownie zmienić wysokość, bo jeszcze kilka manewrów i zaczęłaby kosić trawę. Poderwała trzonek miotły do pionu i zgrabnie wleciała ponad większość grających. Czy to czas na pierwszą głupią decyzję w tym semestrze? Nie czekając na to, aż zawodnicy drużyny przeciwnej podlecą do niej, odrabiając różnicę w wysokości, wychyliła się na miotle do przodu, kierując się możliwie najbliżej do kociołka i kiedy znajdowała się dość blisko, silnym wymachem posłała quoda w stronę celu. Może chociaż wybuchnie komuś z nich na twarzy?
Ostatnio zmieniony przez Arleigh Armstrong dnia Pon 5 Paź - 10:54, w całości zmieniany 1 raz
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ucieszyła się na wieść, że nie będzie to zwykły trening, a mecz quodpota. Choć podczas pobytu w Luizjanie odbywał się sparing z tej amerykańskiej dyscypliny miotlarskiej, to niestety nie wzięła w nim udziału. Była więc kompletnym świeżakiem i z zaciekawieniem podchodziła do tego wyzwania. Zresztą, cieszyła się, że dla odmiany nie będzie musiała machać kijem. Wybuchowy kafel ruszył w górę, podobnie jak zawodnicy obu drużyn. Brooks bacznie obserwowała rozwój wydarzeń na boisku. Nie latała bez ladu i składu, utrzymywała po prostu stałą wysokość i starała się przewidzieć, jak potoczą się wydarzenia na boisku. Zaczęły sokoły, a właściwie Davies, która szybka jak „pierwszy raz” dopadła do piłki, wyminęła orlich ścigających i podała kafla do AA. Krukonka ruszyła w kierunku orlego garnka i rzuciła w jego kierunku. Brooks, korzystając z faktu, że była najbliżej, wcieliła się momentalnie w rolę bramkarza i sprawnie przechwyciła piłkę, którą od razu podała do kapitana.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Wakacyjny mecz quodpota nie był dla niego najfortunniejszym przeżyciem i właściwie dość mocno podkopał jego sportowy zapał i pewność siebie – nic więc dziwnego, że na dziś wybrał taką, a nie inną grę. Nie zamierał chować głowy w piasek, jeśli z jakiegoś powodu ta gra sprawiała mu trudność, chciał odkryć z jakiego. Nie istniało coś takiego jak talent, do wszystkiego dało się dojść ciężką pracą; obrażony na quodpota Swansea, miał nade wszystko ochotę osiągnąć mistrzostwo w tym właśnie sporcie. Taki już był. Widząc, że AA zbliża się do ich kociołka, a Julia w pełnej gotowości bojowo-obronnej zamierza przejąć rolę obrońcy, ustawił się w taki sposób, by jak najwygodniej było jej podać kafla w taki sposób, by nie wpadł on w ręce przeciwników. Kiedy tylko przechwycił piłkę, jak najszybciej ruszył na bramkę przeciwników, uznawszy, że nie ma sensu czekać, aż kafel sam wybuchnie w jego stronę. Być może nikt nie spodziewał się, że kapitan-obrońca-i-były-pałkarz odnajdzie się w roli ścigającego, to by tłumaczyło, dlaczego bez większych problemów udało mu się oddać rzut. Czy celny? To akurat nie zależało tylko od niego.
Punkty: 62 + 6 + 1 + 1 = 70 Przerzuty: 4/4 Kość:1 Żywotność quoda:5 - 1, ale to już i tak nieważne
Kod:
<zg>Punkty:</zg> kuferek + itemy. Pamiętajcie, że miotły szkolne dają +4 <zg>Przerzuty:</zg> ile zostało/ile startowo <zg>Kość:</zg>[url=link]wynik[/url] <zg>Żywotność quoda:</zg>
Mega pozytywnie zareagowała na wiadomość, że trening będzie polegał na grze w quodpota. Pamięta mecz w Luizjanie, na mokradłach, gdzie naprawdę świetnie się bawiła z "wybuchową" piłką. W końcu Quidditch to odmiana innych gier. Cieszyła ja także obecność Moe, dzięki której nie była rodzynkiem (rodzynką?) pośród samych kruków. Chociaż pierwotnie taka perspektywa zbytnio jej nie przeszkadzała. Kiedy wystartowali, a kafel wędrował z rąk do rąk, starała się za nim nadążyć, aby w odpowiedniej chwili znaleźć się jak najbliżej kociołka przeciwników i miec okazję do rzutu. Jednak los chciał, że w pewnym momencie ustawiona była przy ich naczyniu, a Elio, który wybronił gola, wycelował wprost do ich "bramki". W porę zdążyła dolecieć, aby uniemożliwić mu zdobycie gola i podać quoda do swoich.
Darren otrzymał kafla od Odeyi - kociołek Sokołów został obroniony, a przed Shawem stało teraz zadanie dostarczenia go do kotła Orłów, lub przynajmniej próba wykonania takiej zagrywki. Nie namyślając się więc długo podniósł nieco czubek miotły i wzleciał do góry, nie potrafił jednak zauważyć zbytnio okazji do przedarcia się przez szeregi przeciwnej drużyny. Być może brakowało mu po prostu tego zmysłu, który cechował ścigających. Po paru szybkich pętelkach Krukon nie miał większego wyboru niż kafel po prostu podać - szczególnie, że ten zaczynał powoli dymić mu w twarz. Zamachnął się więc i rzucił w stronę @Victoria Brandon, modląc się w duchu by ta szybciej od niego znalazła drogę do kociołka Orłów.
Punkty: 33 + 4 = 37 Przerzuty: 2/3 Kość:4 - 2 Żywotność quoda: umarł, a ja z nim
Tłuczków może nie było, ale gra zapowiadała się równie niebezpiecznie, co z nimi. Victoria nie miała najlepszych przeczuć, odnosiła wrażenie, że ta zabawa może skończyć się dla niej nie do końca przyjemnie, ale na pewno nie zamierzała z tego powodu tchórzyć, uciekać, czy robić czegoś podobnego. Ostatecznie była członkiem drużyny i na najbliższym meczu będzie musiała wykazać się, niezależnie od tego, co będzie się działo. Zebrała się zatem w sobie, starając się grać jak najlepiej, ale to wcale nie było takie proste. Piłka trafiła do niej od Darrena i miała nadzieję, że zdoła jakimś cudem rzucić ją w odpowiedni sposób, ale nic z tego. Nie miała takiej możliwości, mogła ją jedynie podać, co nie bardzo wchodziło w grę, jeśli dobrze przyjrzeć się zaistniałej sytuacji, więc ostatecznie, nim cokolwiek zdołała zrobić... Piłka wspaniale wybuchnęła. Zdążyła jeszcze zamknąć oczy, a później zaczęła kaszleć, by wydać z siebie po chwili coś na kształt żałosnego jęku, zastanawiając się, jakim cudem właściwie należy do drużyny, skoro, nie licząc pierwszego treningu, na którym popisała się niemałymi zdolnościami, zawsze coś jej się dzieje. Zamachała nieco zirytowana, ale już nic więcej zrobić nie mogła.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Bum. Brandon, ta, po której spodziewała się po wakacjach najwięcej ze względu na wysokie ambicje i świetny start w poprzednim sezonie właśnie została zamordowana przez wybuchającą piłkę. A przynajmniej zamordowane zostały jej brwi, a tuż po nich stan punktowy drużyny Sokołów. Powstrzymując się od spojrzenia sugerującego, że przerobi kogokolwiek na parówki wznowiła grę, wykonała pojedynczy zwód w locie, po czym z dość dużej odległości przymierzyła na kocioł rywali, licząc, że jeszcze nie zdążyli się odpowiednio wybudzić po zyskaniu punktów.
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Zanim jeszcze mecz się rozpoczął, a ona śladem reszty dosiadła miotły, nie mogła nie zamienić kilku słów z kruczym lwiątkiem. W końcu widziała go ostatnio na początku wakacji, więc gdzieś w orlim serduszku czaiła się tęsknota za tym rozczochranym ryłem! Orla objęła go ramieniem, ściskając dłonią bark chłopaka. - Zaczynam misję podboju kosmosu - odparła prawie poważnie, zaraz dodając - poza tym widziałeś kiedyś orła, który nie potrafi latać? Kapitan jednak zebrał ich ku sobie, krótko opowiedział o tym co będą robić i już po chwili wszyscy unosili się w powietrzu, wcielają się w swoje role. Na samym początku dziewczyna raczej obserowowała biernie co się dzieje, krążąc za swoją częścią drużyny - która, szczerze mówiąc, co chwila jej się myliła, więc wydała z siebie smutny okrzyk, gdy @Victoria Brandon pozostała z osmalonymi brwiami. Szybko jednak zreflektowała się, gdy czerowana kapitan ruszyła do ataku, rzucając kaflem w stronę ich kotła. Orla zapikowała, celując nogą w środek okręgu, by zniweczyć jej plany. Zamiast tego kafel trafił ją w głowę, odbił się od rudej głowy i wpadł jej w otwarte dłonie. Zamroczona, ale szczęśliwa Orlica rzuciła w kierunku tego, co wydawało jej się Aslanem na miotle. Oby nie widziała podwójnie. Albo źle.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Gra w quodpota przypomniała jej o wakacjach i rozgrywkach w Luizjanie. Wtedy nie poszło im to jakoś szczególnie dobrze, ale miała nadzieję, że teraz będzie nieco inaczej i uda im się zdobyć punkty do kisielowego garnca nim piłka im eksploduje w rękach lub zostanie przejęta przez przeciwnika. Wskoczyła szybko na miotłę, gdy tylko uzyskali do tego zgodę i wzbiła się w powietrze, by móc zacząć grę. Musiała przyznać, że nieco się już zdążyło zadziać w powietrzu, ale całe szczęście nie stracili jak dotąd punktów. Czekała jedynie na podanie od Orli, która znakomicie wybroniła rzut Davies po czym przechwyciwszy quoda niemal natychmiast wykonała szybkie podanie do Aslana.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Zanim Elio ogłosił co dzisiaj będą robić, odbębnił szybką rozgrzewkę w celu uniknięcia kontuzji. Początkowo quodpot niewiele mu mówił, dopiero po kilku sekundach styki zaskoczyły i przypomniał sobie, że to ta pojebana gra pełna pościgów i wybuchów. Był niemal w stu procentach pewny, iż eksplozja go dosięgnie i osmoli sobie ten głupi ryj. Wskoczył na miotłę i wzbił się w powietrze, obserwując grę i kręcąc się po boisku. Gdy dostrzegł jak Viola przechwytuje quoda, podleciał bliżej i sprawnie go przejął. Rozejrzał się dookoła - kociołek sokołów nie był jakoś specjalnie osłaniany, więc rzucił tam piłkę, bo miał nieprzyjemne wrażenie, że zaraz będzie bum.
Punkty: 15 (10+4+1) Przerzuty: 1/1 Kość:2, czyli super duper obrona! Żywotność quoda:3
W miarę, jak wykonywała coraz to kolejne zwroty, poderwania i nurkowania, czuła się coraz swobodniej i coraz pewniej. Kilka razy wyrywało się jej typowe, niecierpliwe "podaj!", kiedy widziała członka własnej drużyny w pobliżu. Teraz jednak piłkę miały Orły, a co najgorsze, Aslan zbliżał się do kociołka i to bynajmniej nie celem spożycia magicznego wywaru. Kiedy w centralnym punkcie gry zakotłowało się od nadmiaru mioteł, śmignęła gwałtownie w dół, omijając większość grających. Zatoczyła koło wokół kociołka Sokołów, zawisła pomiędzy nim, a Aslanem, i... O cholera, piłka leciała prosto w stronę kociołka. Nie było mowy, żeby dosięgnąć jej ręką. Ale może nogą? - Nie dla psa kiełbasa! - Wrzasnęła tryumfalnie i mocnym kopniakiem posłała piłkę prosto w stronę najbliższego Sokoła. - Auuuuuuuu! - Wydarła się jeszcze, prawie spadając przy tym z miotły ze śmiechu. Tak, to była ta energia, którą czuła na meczach. W tej krótkiej chwili zrozumiała, jak cudownie jest być obrońcą. Po obronionym strzale, rzecz jasna.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Arla zgrabnie obroniła piłkę i wyrzuciła ją w kierunku Darrena, który lekko skorygował tor lotu miotły i po chwili osmalony, ale nie wyglądający jakby zaraz miał eksplodować, kafel spoczywał w jego ramionach. Jego kolejne ruchy z piłką można opisać jako "powtórka z rozrywki" - Shaw znów próbował w jakiś sposób przebić się przez Orły by dostać się do ich kociołka, jednak jego próby i trudy określić można było jedynie jako marne. Zdecydował się więc w końcu na podanie do kolejnego Sokoła, który być może miałby więcej szczęścia - a na pewno umiejętności - w trafianiu do celu.
Piłka krążyła z rąk do rąk i tak naprawdę każdy co chwilę był w jej posiadaniu. I ten dreszczyk emocji, który pojawiał się za każdym razem, kiedy po podaniu, człowiek czekał przez parę sekund jakby nie do końca pewny czy quod aby nie wybuchnie mu pod nosem. Ah, ta adrenalina, ah te emocje! Kolejny rzut Orłów na ich kocioł, który w porę obroniła bardzo spektakularnym kopniakiem Arleigh dał początek nowej akcji, którego pierwszym ogniwem był Darren, a następnie Ode, która przejęła od niego piłkę. Rozglądając się wokoło, zorientowała się, że nikt jej nie kryje, dlatego dała nura ku kociołkowi, aby za chwilę z odległości i kilkunastu metrów oddać rzut, celując do naczynia przeciwników. Czy trafi?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Gra z każdą akcją zyskiwała na dynamice. Kafel co chwila zmieniał właściciela. Raz atakowały orły, raz sokoły, a pomimo upływu wielu minut, wynik wciąż był niski. Jeszcze nikt nie zdobył w tym meczu bramki, a jedyne punkty dla drużyny orłów były efektem wybuchu quoda, który osmalił krukońską panią prefekt. Po tym, jak Armstrong obroniła rzut Aslana, Sokoły wyszły z błyskawiczną kontrą. Piłka najpierw trafiła do Darrena, a następnie do młodej gryfonki, która nieniepokojona przez nikogo, przeleciała kilkanaście metrów i wykonała rzut w kierunku kociołka Orłów. Julia, która dziś nieszczególnie pchała się do przodu i wolała skupić się na obronie, ponownie była tą, która znajdowała się najbliżej kociołka. Widząc zmierzający w jego kierunku kafel, rozpędziła miotłę i widowiskowo odbiła quoda końcem miotły, chroniąc drużynę przed utratą punktów. Teraz kiedy piłka była w rękach Orłów, mogli w końcu wyprowadzić atak i zdobyć punkty.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pią 9 Paź - 19:10, w całości zmieniany 2 razy
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Mimo pełni zaangażowania w ich małą rozgrywkę starał się obserwować poczynania swoich Krucząt, by po kapitańsku ocenić, co jest ich mocną, a co słabą stroną. Spisywali się świetnie, dając mu tym samym powód do niemałej dumy – nawet mimo drobnej wpadki Victorii. Był przekonany, że Brandonówna jest albo obarczona nieprzeciętnym pechem, albo to zbyt duża jak na jedną osobę dawka ambicji sprawiała, że momentami nic jej nie szło – może po prostu starała się zbyt mocno? Jak zwykle dobrze ją w tym rozumiał. — Wszystko w porządku? — zapytał, znajdując moment, by podlecieć do niej na chwilkę. Wyciągnął różdżkę, przywołał do siebie jeden z jesiennych liści i przemienił go w chusteczkę, którą podał dziewczynie z zatroskaną miną. Dopiero gdy ją przyjęła, na nowo zajął się grą. Kiedy Julia po raz drugi obroniła ich honor kociołek, uśmiechnął się do niej, przejmując jednocześnie kafla. Nie miał ochoty bawić się dziś w podania, choć niewątpliwie było to z jego strony dość samolubne; widząc, że znów ma niezłą okazję, ruszył na bramkę przeciwników, decydując się przy tym na skok Dionisusa, który, choć raczej niski i koślawy, bo i niećwiczony przez niego zbyt namiętnie, koniec końców jakoś mu tam wyszedł. Przynajmniej odbił kafel i udało mu się wylądować z powrotem na miotle – brał to za sukces. Popisywał się? Może trochę. Nigdy nie wiadomo, kto akurat patrzy. _______________________________ @Victoria Brandon broń
Drużyny Orły: Julia, ja, Orla, Violka, Aslan Sokoły: Moe, Arli, Ode, Darek, Vicka
Kod:
<zg>Punkty:</zg> kuferek + itemy. Pamiętajcie, że miotły szkolne dają +4 <zg>Przerzuty:</zg> ile zostało/ile startowo <zg>Kość:</zg>[url=link]wynik[/url] <zg>Żywotność quoda:</zg>
Zdecydowanie nie miała szczęścia. Taka była chyba już jej uroda, a przynajmniej tak zamierzała sobie wmawiać, bo nic innego jej po prostu nie pozostawało, co miała jeszcze zrobić, by wyjść z tych wiecznych problemów, jakie miała? Treningi nie szły jej najlepiej, a ona robiła się przez to jeszcze bardziej zawzięta, chociaż trzeba przyznać, że zdążyła już, nieco, pójść po rozum do głowy i nie zamierzała być idealna z dokładnie każdej dziedziny, z tego prostego powodu, że było to po prostu niemożliwe. Odetchnęła głęboko, kiedy Elijah się do niej zbliżył i skinęła dzielnie głową, bo nie zamierzała robić z siebie żadnego niemądrego mazgaja, nie było ostatecznie tak źle, trochę ją może osmaliło, ale w czasie meczu powinna być gotowa na połamane kości, spadanie z miotły oraz inne atrakcje, więc teraz przełknęła tę gorycz. - Jest dobrze, nie martw się, jeszcze sobie z tym poradzę - powiedziała zawzięcie, a jej oczy błysnęły nieco lodowato, kiedy wróciła do gry, by dość szybko przekonać się, że to pora na obronę. Zebrała się cała w sobie i tym razem udało jej się faktycznie zrobić coś dobrze, więc wściekła piłka pozostała w grze, na dokładkę - po ich stronie, co uznała za niemały sukces, a jej serce zabiło mocno, radośnie. Punkt dla niej, tego była pewna.
Punkty: 15 Przerzuty: 0/1 Kość:2, przerzut, 2 Żywotność quoda:Vic zapomniała, to ja rzucam na nową żywotność: wyszło 3, -1 za Vic, czyli mamy2
Aż pisnęła, kiedy Victoria w ostatniej chwili osłoniła ich kociołek. Nachyliła się nad miotłą i podleciała do niej jak najszybciej, nie spuszczając spadającej piłki z oczu... Ale quod już leciał w stronę ziemi. Wychyliła się mocno przed siebie, łapiąc piłkę wyciągniętą do przodu dłonią tuż nad ziemią. Szybko poderwała trzonek miotły, uderzyła lekko stopami i wiciami w trawę i już była z powrotem w powietrzu, wysoko, jeszcze, trochę wyżej... Zawisła i rozejrzała się dookoła siebie, dojrzała pozostałe Sokoły i puściła się pędem w dół, szybciej, bliżej wrogiego kociołka. W ostatniej chwili gwałtownie wyhamowała przed jednym z Orlątek, które niby przypadkiem wymusiło pierwszeństwo znalazło się nagle tuż przed nią i zmusiło ją do tego, żeby w panicznym wymachu wyrzuciła quoda za siebie, w stronę pozostałych Sokołów. - Gdzie z ta miotłą?! - Ofuknęła jeszcze przeciwnika, szarpnęła miotłą w prawo i lotem spiralnym zeszła na pozycję kilka stóp niżej, obserwując quoda z dołu.
To była naprawdę zawzięta gra, w czasie której chyba nikt się nie nudził. Cięgle coś się działo, bo nie dość, że się ścigało, podając wybuchowego kafla, to jeszcze jednocześnie trzeba było być czujnym, aby pilnować kociołka. Jakby nie patrzeć, nie było nawet kiedy się nudzić. Po skutecznej obronie Victorii, w porę zareagowała Bulgot, która zanurkowała za quodem w dół, po czym ruszyła w natarciu na kociołek przeciwnej drużyny. Ode przyspieszyła, próbując dostać się jak najbliżej linii obrony przeciwników i dokładnie w tym momencie dostrzegła, że nagle przed Krukonką, która była przy piłce "wyrosła" jedna z Orlątek. - Za Tobą! - krzyknęła, do Arli kiedy już polatywała w okolice niedoszłej stłuczki. Wyciągnęła ramiona, aby złapać rzuconego przez Arleigh kafla i już chciała puścić się w długą, prosto na naczynia Orłów, które było celem. Jednak nie podleciała nawet kilku metrów, kiedy zdała sobie sprawę, że jest otoczona przez Krukonów z nie swojej drużyny. Chyba nieświadomie ułatwiła im zadanie tym krzykiem, przez co już wcześniej wiedzieli kogo obstawić. Rozejrzawszy się, zauważyła @Morgan A. Davies i szybko podjęła decyzję, aby podać jej quoda. Ostatnia nadzieja w niej.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Punkty: 105+ Przerzuty: 4/7 Kość:6 kombinacja alpejska Żywotność quoda: 0 i bramkarz kula na nowe HP
Gra nabrała całkiem przyjemnego tempa, a akcje dość dynamicznie zmieniały kierunki, tym samym nie pozwalając na ani chwilę nudy. Brak tłuczków przysłużył się większej swobodzie w grze i, teoretycznie, bezpieczeństwu - choć to nie miało się AŻ tak dobrze, co zdążyła już udowodnić wszystkim wybuchająca Victoria. Świat się jednak nie skończył, Brandon pokazała hart ducha i wszyscy mogli walczyć dalej ku chwale orłosokołolwokruków (?). Zmysł ścigającej obudził się w niej najwyraźniej ponownie, choć bardzo opierała mu się odkąd postanowiła skupić się na dotychczasowej roli szukającej i nie rozglądać się za innymi możliwościami. Ostatecznie rozdrabnianie się jeszcze nikomu w sporcie nie pomogło, niezależnie od tego, na jak poważnym szczeblu odbywałyby się rozgrywki. Swój lot zakończyła może nie wymagającym łomotem kogośtam, ale zwiodła obrońcę skierowaniem się w prawo, a piłkę ostatecznie posłała do kotła miękkim lobem znad ramienia. Orły? Sokoły? Lwy. Rawr.