Znajduje się kilka kroków za głównym boiskiem, a prowadzi do niego wydeptana ścieżka, którą można odnaleźć bez problemów nawet w zimie! Powstało dla uczniów, którzy pragną uzewnętrznić swoje emocje w sposób fizyczny! Oczywiście nie tylko o takie kwiatki tutaj chodzi. Rozchodzi się tu również o liczne treningi, które czasem nakładały się na siebie i wymagały rezygnacji, którejś z grup młodzieży oraz przejściu na inny dzień. Nauczyciele quidditcha, zatem doszli zgodnie do porozumienia, że potrzebują trochę dodatkowego miejsca na mini boisko, gdzie można przeprowadzać rozgrzewkę i uczyć zawodników jakiś ciekawych manewrów! Zatem nie zastanawiając się długo poprosili dyrektora o zagospodarowanie części błoni. Tak też się stało. Zatem to tutaj znajdziesz mniejsze boisko, które ogrodzone jest wysokim płotkiem, który zdobią herby czterech domu Hogwartu. Niestety boisko nie jest wyposażone we własne szatnie czy składzik, w którym przechowywane są kafle, zastępcze miotły czy ochraniacze i to jest główna niedogodność, z którą należy się uporać, czyli należy korzystać z dobudówek głównego boiska i tam pozostawiać swoje rzeczy.
Autor
Wiadomość
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie przyglądał się specjalnie małemu pokazowi ze strony Heaven, nie mając ku temu większej potrzeby – sam w tym troszeczkę w końcu siedział i te najbardziej podstawowe ciosy nie były mu obce. Wprawdzie jego technika na pewno nie była wybitna, bo bardziej traktował ten sport jako formę wyładowania się i był w tym całkowitym samoukiem, ale to nie miała być profesjonalna walka przecież, a jedynie okładanie worka treningowego i ewentualny krótki sparing, więc w zupełności powinno wystarczyć. — Jasne, Dear. Tylko pamiętaj potem, że to był twój pomysł — odparł na słowa brunetki, z uniesionym nieco kpiąco kącikiem ust, świetnie sobie zdając sprawę, że jej wybór nie wynikał ani z przypadku, ani nawet z sympatii do jego osoby; jej celem prędzej była chęć utarcia mu nosa. Nie miał zamiaru dawać kapitan satysfakcji odmową czy coś. Siłowo na pewno miał nad nią przewagę, trudno byłoby mieć co do tego wątpliwości, ale rudzielec zdawał sobie dobrze sprawę, że siła to nie wszystko, szczególnie przy haśle ‘wszystkie chwyty dozwolone’; nie podejrzewał w końcu, żeby Dearówna tak ochoczo ładowała się w coś w czym miałaby być z góry skazana na porażkę. I to jeszcze z nim. Szkoda tylko, że to najwyraźniej nie był jego dzień. Zaczęło się dobrze. Ciosy miał mocne, worek czerniał aż miło pod wpływem kolejnych uderzeń, a i jego stylowi tak naprawdę niewiele dało się zarzucić – zdecydowanie nie wyglądał przy tym jakby bezmyślnie okładał ‘przeciwnika’, dało się zauważyć, że Fitzgerald wiedział co robi. Trwało to do momentu, kiedy zdecydował się potraktować worek z kopa. Zrobił to chyba zbyt gwałtownie, przez co kompletnie go wybiło z rytmu. Zachwiał się przy tym dość mocno i mimo desperackich prób odzyskania równowagi, nie dał rady i ostatecznie wyrżnął jak długi na materac. Świetny popis, nie ma co. Mistrz kurwa gracji i stylu. Wypuścił powietrze z cichym sykiem, a przez jego twarz przebiegł krótkotrwały grymas niezadowolenia, który równie szybko zniknął co się pojawił. Koniec końców nawet parsknął cichym śmiechem. Trochę się obił, ale nic to. Ledwie jednak pozbierał się i znalazł z powrotem w pionie, a… ktoś z całej pety przywalił mu w łeb. To zdecydowanie nie był jego dzień. Kompletnie się tego nie spodziewał, więc z soczystym irlandzkim przekleństwem na ustach poleciał kilka kroków do przodu, szybko jednak odzyskując równowagę. — Powiedziałbym, że raczej było odwrotnie, Ragnarsson — rzucił w stronę winowajcy z nieco krzywym uśmiechem, rozmasowując sobie dłonią obity tył głowy. Mimo całego swojego pecha nie miał zamiaru rezygnować ze sparingu, to zdecydowanie za mało, żeby go zniechęcić, skoro już niejako przyjął rzuconą mu rękawicę. — No to jak Dear? Gotowa? — zwrócił się w stronę @Heaven O. O. Dear, przesuwając w jej kierunku swoje ciemnobrązowe ślepia.
Jestem zdecydowanie bardziej zadowolony z siebie kiedy udało mi się chociaż odrobinę pomarudzić i sprawić, że wszyscy zaczęli na to wywracać oczami i inne takie rzeczy. Nawet William postanowił mi dogryźć kiedy się pojawił. Swoją drogą fakt, ze przyjaźnie się z Boydem czasem nie wpływa bardzo pozytywnie na to jak postrzegają mnie czasem ludzie. - Prędzej będę Ci śpiewał serenady niż przyrośnie mi tkana mięśniowa - mówię do @William S. Fitzgerald w moim mniemaniu świetny żart, bo przecież faktycznie niedługo będziemy to robić. Zerkam na moją panią kapitan, kiedy zwraca mi uwagę, że znowu coś jojczę. - Możesz liczyć na mnie, że przestanę kiedy tylko zorientujemy się, że to nie krzepy nam brakuje - mruczę wyraźnie niezadowolony, że nie mogę zająć się czymś innym. Oczywiście nie idę do nikogo do pary, większość Ślizgonów powaliłaby mnie jednym ruchem. Chyba jedynie Sophie byłabym dla mnie godnym przeciwnikiem, z którym miałbym szanse po prostu na pięści. No chyba, że wygrałbym moim nieocenionym sprytem. Tak jak teraz kiedy z niezbyt dużym zaangażowaniem wymierzam workowi kilka ciosów. Ale szybko mi się to nudzi, bo nie jest to dla mnie rozwijające, a gdyby to była na przykład buźka Bruna, to byłaby jakaś lepsza zabawa. Kopię jeszcze ten worek i wtedy też walę się na materac, jakby mój przeciwnik mnie właśnie znokautował.
Oczywiście nie miała problemu z rozgrzewką, w końcu sama zaprezentowała jak ona ma wyglądać. Nie ominęła jednak treningu, samemu w tym samym czasie zerkając na pozostałych. Niektórym szło lepiej, niektórym zdecydowanie gorzej, a widząc Fillina, aż pokręciła głową z rezygnacją. - Merlinie Cealláchain. Ja rozumiem, że szukający nie musi mieć krzepy, ale mógłbyś się chociaż trochę postarać. Z takimi pokładami ambicji to powinieneś grać raczej z puchonami. Wstawaj i spróbuj jeszcze raz* - może i umiejętność uderzania w worek treningowy była dla niego zupełnie bezużyteczna, za to wola walki to było coś, co Heaven uważała za absolutny obowiązek w tej drużynie. Pokazała mu jeszcze raz dokładnie co powinien zrobić i liczyła na chociaż minimalny progres. No, albo przynajmniej na zapał, bo mierzyć trzeba wysoko, ale jednak tam gdzie się sięga. Spojrzała na Lucasa, któremu widocznie spodobała się taka forma rozgrzewki. - Jasne. Staram się raz, dwa razy w tygodniu trenować, czuj się zaproszony - kiwnęła głową i spojrzała na Charliego. - Na treningu? Nie - nie oczekiwała, że wszyscy będą prowadzić zdrowy styl życia bez alkoholu i papierosów - sama tego nie robiła. Jednak tu powinni zachowywać chociaż pozory, to z pewnością nie był nałóg, który wpływał na ich korzyść na boisku. Spojrzała z zainteresowaniem na Sophie i Gunnara, ciekawa jak będzie wyglądać ta ich walka. Nawet jeśli wynik był przesądzony, szanowała to, że dziewczyna zdecydowała się spróbować. W końcu jedno powalenie na matę jeszcze nikogo nie zabiło. Pokręciła jednak głową, kiedy Gunnar zamiast zabrać się za to jak należy, wycofał się i zdecydował na jakieś śmieszne siłowanie. - Serio? Boisz się, że jak powalisz ją na matę to będzie ostatni raz, jak będzie pod tobą? Nie lekceważ przeciwnika, a już na pewno mu nie odpuszczaj. Sama chciała walczyć, po to są te materace, żebyście się nie zabili - przewróciła oczami. Spojrzała rozbawiona na Willa, który został powalony przez worek treningowy. - Ja gotowa. A ty, Willy? Bo nie wyglądasz - zauważyła, ale poprawiła rękawice i stanęła na materacu naprzeciwko. Musiała to dobrze przemyśleć. Nie miała szans wygrać siłą, co zdradziło już pierwsze kilka uderzeń, które może i silne i celnie wymierzone, nie wytrąciły go z równowagi. Na szczęście ona też nie dała się powalić, robiąc skuteczne uniki. W końcu, uchylając się przed ciosem podcięła mu nogę, w tym samym czasie uderzając w jego ramię z całej siły i praktycznie uniemożliwiając mu obronę. W końcu upadł, a ona uśmiechnęła się zadowolona, ściągając rękawice. - Lepiej przeze mnie niż przez worek, nie? - zerknęła na niego, nie ukrywając, że czerpie niemała satysfakcję z tej wygranej. Zwłaszcza, że teoretycznie była w dużo gorszym położeniu. W końcu skończyła rozgrzewkę i przyszedł czas, żeby skupić się na grze samej w sobie. - Dobra, sekundkę - powiedziała i zorganizowała kilka rzeczy, żeby przygotować się do kolejnej części treningu. Już po chwili worki treningowe lewitowały na całym boisku. - Teraz tak. Po kolei, ja staje na bramce, uderzam tłuczki w waszym kierunku. Wy je odbijacie tak, żeby zbić pięć worków treningowych, oczywiście osobno. Trzeba w nie po prostu trafić. Cały czas trzymacie kafla, na koniec, jak już zbijecie, albo nie zbijecie wszystko, rzucacie do bramki, a ja bronie, albo nie. Pierwsza osoba, niezależnie od wyniku zajmuje moje miejsce i zaczyna kolejna, robi dokładnie to samo i tak aż do momentu, w którym wrócimy do mnie. Zbicie jednego worka to 10 punktów, trafienie do bramki 20. Zobaczymy komu pójdzie najlepiej - stwierdziła i ustawiła się na bramce, gotowa do treningu. Czekała na pierwszego chętnego, licząc, że nie będzie musiała nikogo wyznaczać.
*@Fillin Ó Cealláchain rzucasz jeszcze raz na rozgrzewkę bo Heaven się uwzięła. Oczywiście możesz uwzględnić w tym samym poście co drugą część treningu.
Jeśli chodzi o mechanikę w tym etapie: Rzucacie jedną zwykłą kostką i jedną literką.
Kostki:
1: Nie udało ci się zbić ani jednego worka. 2: Udało ci się zbić 1 worek 3: Udało ci się zbić 2 worki 4: Udało ci się zbić 3 worki 5: Udało ci się zbić 4 worki 6: Udało ci się zbić 5 worków
Literka określa to, czy udało wam się trafić do bramki. Wyjściowy próg powodzenia to 60%, każde 10 punktów z gier miotlarskich obniża wasz próg powodzenia o 10%, a każde 10 punktów z gier miotlarskich waszego obrońcy (osoby, która napisała post przed wami, w przypadku pierwszej osoby - Heav) podwyższa wasz próg o 10%. Sprzęt się nie liczy. A = 10%, B= 20%, C = 30%, D = 40%, E = 50%, F = 60%, G=70%, H=80%, I=90%, J=100%.
Napiszcie też na końcu posta o ile podwyższacie próg powodzenia następnej osoby (na podstawie swojego kuferka)!
Czas macie do 17.04 do 23:59. Mogę przedłużyć do soboty rano, ale nie dłużej, żeby móc rozliczyć trening przed meczem.
Podwyższam próg powodzenia następnej osoby o 10%
Ostatnio zmieniony przez Heaven O. O. Dear dnia Czw 16 Kwi 2020 - 16:35, w całości zmieniany 5 razy
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rozgrzewka i uderzanie worka nie poszły mu najgorzej mimo kulejącej techniki. Ale przecież nie mieli startować w sparingu bokserskim, a czekał ich mecz quidditcha i to z krukonami. Nie będą przecież bić dziewczyn, prawda? Max oczywiście nie negował tego, że siła była bardzo ważna w tym sporcie i to praktycznie na każdej pozycji, a szczególnie na pozycji pałkarza. Gdy Heaven zapowiedziała następną część treningu, aż się uśmiechnął pod nosem. No to było zadanie dla niego. Celne odbicie tłuczka nie powinno być dla niego przecież trudne. Chętnie więc stanął jako pierwszy przed panią kapitan. Chwycił pod pachę kafla, a w drugiej ręce dzierżył pałkę do odbijania. Gdy tłuczki zaczęły lecieć w jego stronę z werwą machał kijem i odbijał jeden po drugim, starając się trafić w rozstawione po boisku worki. Pierwsze dwa udało mu się trafić bez problemu. Kolejne dwa tłuczki niestety zboczyły lekko z toru, ale ostatnie odbicie znów okazało się sukcesem. Solberg nie był za bardzo zadowolony, ale przecież każdy mógł mieć zły dzień. Na końcu ruszył z kaflem w stronę Dear. Wziął zamach i z całej siły posłał piłkę w jej stronę. Niestety dziewczyna wyczuła jego zamiary i udało jej się obronić jego strzał. -I właśnie dlatego zostaję przy pałkach. - Zaśmiał się zamieniając z Heaven miejscami. Na ścigającego to on się nie nadawał i wiedział o tym bardzo dobrze. Z pałką w ręku czuł się najbardziej komfortowo. Ustawił się przed obręczami czekając na kolejnego chętnego. Może obrona wyjdzie mu lepiej niż rzucanie bramek.
//Próg bez zmian, za mało punktów w kuferku xD
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kostki:4 (tj.3 worki trafione) i C (tj. 30% nietrafione) razem: 30pktów
Zignorowany przez siostrę, koniec końców świetnie bawił się na treningu. Starał się nie tylko ćwiczyć swoje umiejętności związane ze sportem, ale także czerpać przyjemność i satysfakcję chociażby z najmniejszych szczegółów. Rozgrzewka była naprawdę mega frajdą dla Sinclaira co chyba każdy z obecnych na małym boisku zdążył już zauważyć. Miał radochę z dokopania workowi, ale i z tego, że mógł troche powygłupiać się z Rowle'm. Co prawda ten nie był tego dnia w najlepszej formie, ale gdzieś tej promyk rywalizacji był. Kątem oka widział, jak reszta par, które zdecydowały się na mini walkę praska na materace raz jednym zawodnikiem, raz kolejna osoba drugim. Jak tylko Heav wytłumaczyła zasady kolejnej części treningu, pomyślał, że była to świetna odskocznia od takiego normalnego treningu, z którym mieli do czynienia dotychczas. Lucas chciał wyrwać się pierwszy do odbijania tłuczków, ale Max go wyprzedził. Obserwował jak idzie kumplowi, po czym gdy ten zajął miejsce przy bramce, Sinclair złapał za pałkę i ustawił się w wyznaczonym miejscu. Kiedy tłuczek leciał w jego kierunku, zamachnął się z całej siły i odbił go celując w jeden z worków. Pudło. Kolejny tłuczek szybujący w powietrzu prosto w niego. Odbicie. Yasss, Worek trafiony idealnie. Następny - trafiony. Kolejny tłuczek chybił, omijając sprytnie wymierzony przez ślizgona worek, za to niemal od razu lecąca w jego kierunku magiczna piłka wylądowała centralnie na najszerszym obwodzie pałki, co spotęgowało siłe uderzenia i fartem trafiło w jeden z pięciu worków. I ostatni tłuczek, który wysłał dla niego Max - spudłował. W sumie - trzy trafione worki, dwa chybione. Nawet nieźle. Następnie przyszła pora na rzut. Lucas nigdy nie przepadał za taką formą ćwiczenia zręczności, zdecydowanie wolał trenować zwinność i precyzje, które było dużo ważniejsze biorąc pod uwagę to, na jakiej pozycji w drużynie grał. I tak jak właśnie myślał, jego rzut na bramkę okazał się niecelny. Wzruszył tylko ramionami i zwinnie wymienił Solberga przy pętlach. Zdecydowanie wolał siebie w tej części boiska. W tym konkretnym miejscu czuł się najpewniej, nawet jeśli miał nie obronić następnego kafla - to było jego miejsce na boisku.
// całe 2kty, sorry
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Przewrócił jedynie oczami i sarknął coś niewyraźnie pod nosem w odpowiedzi na słowa Dearówny, nie mając zamiaru dać się jej wybić bardziej z rytmu – wystarczająco już to zrobiły upadek po nokaucie przez worek i przypadkowy cios od Islandczyka na dokładkę. Mimo wszystko w samym sparingu radził sobie nie najgorzej – sam oczywiście się nie hamował tylko ze względu na to, że była kobietą; brunetka w końcu na pewno wiedziała na co się pisze, chcąc się zmierzyć akurat z nim. Ona jednak zręcznie unikała jednak jego ciosów, a jej celne uderzenia nie robiły na nim jakiegoś większego wrażenia i nie zdołały wytrącić go z równowagi. Oczywiście do czasu. Heaven w pewnym momencie wykorzystała jego odsłonięcie przy wyprowadzaniu kolejnego ciosu i po udanym uniku, podcięła mu nogę i jednocześnie uderzyła w bark, wkładając to całą swoją siłę. Nie miał szans się z tego wybronić i ostatecznie wylądował na materacu. Po raz drugi tego dnia. — Pff, miałaś po prostu szczęście — prychnął z cierpkim uśmieszkiem, gdy podniósł się do siadu, widząc tą jej ani trochę nieskrywaną satysfakcję jaką czerpała ze swojej wygranej. Cóż, trzeba przyznać, że jego męska duma nieco na tym ucierpiała, ale starał się niczego nie dać po sobie poznać, by nie dawać kapitan więcej powodów do samozadowolenia. Pozbierał się dość szybko, by zaraz potem zrzucić rękawice i ze skrzyżowanymi na piersi rękami obserwować, jak brunetka przygotowuje sprzęt do właściwego treningu. Następnie zwrócił w jej stronę spojrzenie, gdy wyjaśniła pokrótce na czym będzie polegać ich zadanie. Na pierwszy ogień poszedł Solberg, zaraz po nim wyrwał się Sinclair. William nie miał zamiaru zbyt długo zwlekać, więc kiedy tylko Lucas zajął miejsce przy pętlach, wskoczył na swoją Błyskawicę, złapał pałkę w jedną dłoń, kafla pod pachę drugiej ręki i uniósł się w powietrze, ustawiając na wyznaczonej pozycji. Z tłuczkami poszło mu całkiem nieźle – tylko przy pierwszym zabrakło mu precyzji i żelazna piłka rozminęła się ze swoim celem. Przy następnych uderzeniach wziął na to odpowiednią poprawkę, posyłając tłuczki dokładnie tam, gdzie chciał i zbijając kolejne worki jeden po drugim. Rozgrzewkę miał może i niezbyt udaną, ale teraz wyraźnie wpadł we flow. Nie dał kumplowi praktycznie żadnych szans na obronę, gdy przyszła pora rzutu na pętle. Skutecznie go zmylił, a ciśnięty przezeń kafel celnie przemknął przez wybraną obręcz. Hańba mu zresztą, jakby stało się inaczej, to w końcu był przecież jego żywioł i główna rola na boisku. Wykazywał wprawdzie również dość spore predyspozycje do pałowania, ale ani myślał rozstawać się z kaflem. — Tylko na meczu z Krukonami postaraj się jednak nie wpuszczać tak kafla w pętle, ok? — rzucił nieco zaczepnym tonem w stronę Lucasa w akompaniamencie zawadiackiego uśmieszku na ustach, by następnie klepnąć szatyna w plecy, gdy go wymijał, żeby samemu zająć pozycję obrony i w pełnej gotowości oczekiwać na kolejnego ochotnika (tudzież ochotniczkę).
Kostki:5 [4 trafione worki] | B [20%] Kuferek: 46 pkt Próg: 60% [wyjściowy] - 40% [za punkty z gm] = 20% → trafienie Punkty łącznie: 60
Następna osoba ma próg powodzenia podwyższony o 40%.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar wzruszył ramionami. To nie tak, że miał całkowite opory w zrobieniu jej jakiejkolwiek krzywdy, ale jedyne rozwiązania siłowe powalenia jej na matę, jakie mu przechodziły przez głowę, adresowałby raczej w kierunku mężczyzn niż kobiet. Zaśmiał się ostatecznie w odpowiedzi i nie powiedział nic. Zamiast tego przyłożył ramię do jej ręki. Była silnym przeciwnikiem. Tak naprawdę, jeszcze kilka sekund i udałoby jej się go pokonać. Siła jej dwóch rąk to BYŁO wyzwanie. W przeciwieństwie do powalenia jej na matę, co nie przynosiło żadnej ze stron nieoczekiwanych efektów takiej walki. Wynik mógł być tylko jeden. Islandczyk miał nieco odmienne zdanie na temat tego sparingu. W jego opinii Heaven powinna dobrać ich gabarytowo, zamiast… — Idź się dobrać lepiej Fitzgeraldowi do gaci. Ty tu jesteś znawcą od leżenia pod czy nad kimś. Ja mam inne rozrywki. Nie zapominał, że jest tylko rezerwowym i przychodzi tutaj z własnej nieprzymuszonej woli, nieczęsto biorąc udział w oficjalnych meczach, bo i nie miał takiej ambicji. Nie w angielskiej drużynie. W Islandii miał kogo reprezentować. Tu… jedynie podtrzymywał swoją kondycję. Tylko dlatego słuchał jej zwierzchnictwa, chociaż nie podobały mu się jej wulgarne wstawki. Dlatego uśmiechnąl się do niej w przesłodzony sposób, wracając uwagą na chwilę jeszcze do Sophie. — Wyślę ci sowę ze szczegółami, Soph. Dobra walka. Zbliżył się do niej, żeby po męsku przybić z nią piątkę, zaciskając ją później w pięść, ale kiedy ich dłonie zetknęły się ze sobą na dłużej, złapał ją pod kręgosłupem i jednak powalił na tę matę, żeby Heaven nie miała już powodów, żeby truć mu dupę. — Ale wyglądasz mi na kogoś, kto woli być na górze. Posłał jej uśmiech szczerszy niż ten, który przed chwilą wykwitł na jego ustach, kiedy patrzył na Heaven. Dźwigając się do kucek, podał jej dłoń, gdyby chciała z niej skorzystać, z jednym tylko zastrzeżeniem. — Jak teraz spróbujesz mnie powalić, to już może być 3:0. Twoja duma to zniesie? Czy skorzystała z okazji, żeby go też ściągnąć na matę, czy nie. Czy jej się to udało, czy nie, Gunnar w końcu wstał do pionu. Kiedy już się wyprostował, wydawał się bardziej spięty niż jeszcze chwilę temu przy Sophie. Spojrzał na panią kapitan chłodno, jakby chciał spojrzeniem przywieść klimat srogiej Islandii. Nie powinno być więc żadnym zdziwieniem, że w momencie, w którym przyszła jego kolej na posłanie tłuczków w kierunku worków treningowych, on celował zupełnie w inną stronę. Tłuczki celowane były prosto w drogę powrotną do pani kapitan. Nic dziwnego, że nie trafił żadnego worka treningowego. — Sorry. Ręka mi się omsknęła. Pięć razy. W następnej kolejności miał trafić do bramki. Nie mógł trafić lepiej, stojąc akurat przed Williamem, który był prawdopodobnie najlepszym graczem w drużynie. Zarówno z warunków fizycznych, jak i z techniki. Chociaż nie chciał tego przyznawać, technicznie jedynie Heaven mogła mu dorównywać. Uśmiechnął się więc do niego sarkastycznie, podejrzewając jak to starcie się skończy. Użył jednak pełnej siły, uznając, że nic mu z treningu, na którym nie spróbuje być poważny. — Ej, Fitzgerald. Może wspólny trening jutro na... — urwał. Jeszcze nieprzyzwyczajony do funkcji prefekta i obowiązkowości, która z tym szła w parze. Dokończył więc inaczej – ... po lekcjach?
Kostka: 1, to nawet nie wrzucam linku, bo niżej się nie dało xD Próg: 100% ;>, wylosowałam A, olewam link xDDDDDD
osoba poniżej ma niezmieniony próg ;)
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
KOSTKI: 4 [3worki | B [20%] KUFEREK: 27 pkt PRÓG: 60% [wyjściowy] - 20% [za punkty z kuferka] = 40% → nie trafiam PUNKTY ŁĄCZNIE: 40 pkt
następna osoba podwyższa o 20 procent
Katherine pomimo tego co się działo wcześniej, nadal była raczej w nieciekawej kondycji. Szybko się pozbierała po upadku i nieudanym uderzeniu w fantoma, jednakże później przyszła kolej na trafianie w worki i tutaj 3 worki zostały trafione, a. potem po prostu dała sobie spokój, ale by dać upust swoim emocjom, po prostu z całej siły rzuciła się pięściami na te worki, atakując je jakby to one były winne całej sytuacji, że nie trafiła w obręcz na końcu. Cóż, wina leżała po stronie Pani Kapitan, która ignorowała Kath jakby była nikim, a za to panowie zwłaszcza Gunnar, nie okazywali jej zbytnio szacunku. Chętnie by potrenowała z kimś na spokojnie i prywatnie, a po tym wszystkim co dzisiaj zaszło, wolała wziąć prysznic i odpocząć, a potem potrenować jeszcze raz bo już jutro ruszali z wielkim meczem i tam musiała już trafiać do celu.
W milczeniu słucham wymiany zdań pomiędzy Heaven a Guannarem, lekko tylko przewracając oczami. Do ślizgona się uśmiecham i wyciągam rękę do przybicia piątki a chwilę później już leżę na macie. - To był podstęp! - Śmieję się, gramoląc się na łokcie a potem cała się podnosząc. - Tak z zaskoczenia to i ja bym wgrała. - Przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedy mówi kolejne zdanie nie trzeba mi powtarzać. Może i jakąś tam dumę mam (czasem wątpię) ale ciężko nie wykorzystać takiej okazji, szczególnie, żeby chociaż spróbować mu się odwdzięczyć. Próbuję z zaskoczenia skoczyć i uwiesić na ramieniu, pchając go do tyłu i może daje mi fory albo po prostu serio się udaje, bo obydwoje się przewracamy. Znowu się śmieję i aż mi dziwnie, że po chwili postawa po chwili tak się zmienia. Zajmuje się dalszą częścią treningu, więc i ja czekam na swoją kolej, która przychodzi zaraz po Kath. Z odbijaniem tłuczka idzie mi całkiem dobrze - nie trafiam tylko w jeden worek. Może jednak powinnam chcieć zostać pałkarką a nie ścigającą? Bo rzucić do pętli już nie jestem w stanie, chociaż na pewno mogę znaleźć chociaż dwa usprawiedliwienia! Po pierwsze, broni Kath, doświadczenie w graniu ma dużo większe niż ja, więc pewnie i z piłką pod każdą postacią wie jak się obchodzić, a po drugie to ten kafel musi być zaczarowany. Jak inaczej wyjaśnić, że jak na razie, jedyną osobą, która zdobywa punkty jest Will? Albo to, albo wszyscy wyjątkowo dobrze bronią! Więc i ja staję na bramce, może jednak to jest przeznaczona mi pozycja?
żeby nie było, rzuciłam kostką na przewrócenie Guannara i mi wyszło xD Worki: kostka 5, zbijam 4 Trafienie: literka D = 40%, czyli nie trafiam Próg dla kolejnej osoby: bez zmian, 60%
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Kiedy już sam skończył ze swoim obowiązkowym bronieniem i.... uaa, wybronił. Jednak będą z niego ludzie. Kiedy już to się stało, przeszedl się kawałek, żeby poprzeszkadzać Sophie. Pomimo tego, że stał przy niej i trącał ją w ramię, kiedy strzelała do worków treningowych, udało jej się zbić cztery. — To wszystko moja zasługa — mruknął z przekonaniem, splatając ręce na piersi, po trosze parodiując uznanego krytyka, chociaż zdawał się w tym całkiem poważny. — Pudłowałaś wszystkie, a ja naprowadziłem cię na dobre tory. Raz jeszcze uderzył ją łokciem w bok, kiedy broniła i wrócił do Williama, nie zdążywszy wcześniej omówić z nim szczegółów ewentualnego treningu.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Słuchała go uważnie, w pewnym momencie zaczynając wykonywać wspomniane ruchy rękoma i tułowiem "na sucho". Kiedy pierś wypychała w przód, głowę odchylała do tyłu, a biodra sunęły po miotle w jednym, płynnym geście. Wracając zaraz po tym na poprzednie miejsce, kiedy rozluźniała mięśnie. Z boku mogło to wyglądać co najmniej... Dwuznacznie, kiedy pracowała biodrami, trzymając pomiędzy udami kij od miotły. - I w tym momencie... - Wypchnęła pierś zaczynając się wyginać całym tułowiem - jak poderwę miotłę, powinno być spoko. Ona się przesunie, ale wtedy zacisnę uda - mówienie o tym wcale nie było mniej dwuznaczne, acz skupiona na zadaniu nie widziała podtekstów. Za chwilę faktycznie spróbowała wykonać ten manewr wolniej. Wpierw trochę za wysoko, potem za nisko... I oglądając się, czy aby nie połamała sobie witek. Trzeba było kilku prób, by wyczaiła, jaką dokładnie długość ma za plecami. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, bo nie potrzebowała aż tak ciasnych manewrów, niemalże z chirurgiczną precyzją. Z tym jej się Quidditch nie kojarzył. Raczej z taktyką i napierdalanką. Stopniowo przyspieszała, aż wykonała zwrot 3-4 razy "dobrze". Może nie "idealnie", ale jak na ogarnięcie na szybko przed meczem i tak było więcej niż zadowalająco. Zsiadła z miotły, biorąc głębszy wdech i patrząc na niebo. - Czas zaczyna nas naglić... Dzięki za trening. Mam nadzieję, że nie spierdolę - uśmiechnęła się do nauczyciela, chociaż w jej oczach widać było stres i niepewność. - Trzymaj kciuki. Wpierdolę ci, jak nie przyjdziesz na trybuny - zaśmiała się, odrobinę tylko nerwowo. A potem musiała lecieć, by przygotować się na mecz. Nie mogła się jednak powstrzymać, by przelotnie przytulić Josha na odchodne. Może, by uspokoić sama siebie. Nim pobiegła w stronę dormitorium.
/zt
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Mam wrażenie, że treningi się na mnie magicznie uwzięły, bo każdy szedł mi niesamowicie źle. Na słowa dziewczyny tylko patrzę na nią trochę rozzłoszczony, jednak zwyczajnie podchodzę ponownie do rozgrzewki jeszcze raz. Kilka uderzeń i okazuje się, że wytarzała jeszcze część worków w jakimś proszku, czy kto wie co to było i kiedy tylko go walnąłem, wchodzi mi do oczu. Próbuję przetrzeć oczy, ale to jeszcze pogarsza sprawę i w końcu niemalże szlocham nad tym workiem. Cóż, jak można się domyślić mój humor się ani trochę nie poprawił i naprawdę wściekle patrze na naszą kapitan drużyny, moim rozbeczanym wzrokiem. No super. Dlatego czekam aż mi przejdzie i postanawiam jako ostatni spróbować swoich sił w ostatniej części naszego treningu. Najpierw trafiam w trzy worki, co jak na moją średnią koordynację jeśli chodzi o to całe tłuczkowanie jest całkiem niezłe, a potem jeszcze udaje mi się strzelić gola jednej z nielicznych kobiet w zespole. Jak widać udało mi się trafić mimo piasku w oczach, a naszym ścigającym każdego rodzaju niezbyt, czuję że naprawdę świetnie nam pójdzie kolejny mecz.
podwyższony próg o 20 % jeśli ktokolwiek się lekko spóźnił jak ja :')
Spojrzała tylko rozbawiona na Guntara, przerywając tę dyskusję i faktycznie przechodząc do wygranej walki z Willem. Miała wrażenie, że gdyby w tej drużynie rządziła demokracja, jej pozycja kapitana byłaby mocno zagrożona - miała wrażenie, że spora część nie darzy jej zbyt dużą sympatią. Nie miała pojęcia dlaczego. Nie lubili porannych kąpieli w zimnej wodzie? Nie urzekała ich swoją przemiłą osobą? Trudno było powiedzieć. Kolejna część jak na jej oko szła naprawdę nieźle. Nie wszyscy trafiali i zbijali wszystkie worki pod rząd, ale dobrą obronę też trzeba było docenić. Na samym końcu to ona wykonała zadanie, z Fillinem na bramce i chyba nie powinna być dla niego taka surowa, bo chociaż udało jej się zbić wszystkie worki, to do bramki nie trafiła. Zdecydowanie bardziej nadawała się na pałkarkę niż szukającą, co było właśnie pokazane jak na dłoni. W końcu wszyscy wrócili na ziemię a ona ściągnęła worki na swoje miejsce. - Dobra, nie było najgorzej. Jak będziemy w takiej formie na meczu z krukonami nie powinno być źle. Wysypiajcie się i takie tam. Bądźcie po prostu gotowi i skupieni, zwłaszcza, że poprzednim razem nie poszło nam najlepiej. Trzeba trochę uratować honor, bo z ogólną punktacją i tak raczej szału nie będzie - może to nie była super motywująca mowa, ale dość realistyczna. Oczywiście, miała jeszcze nadzieje, że coś się zmieni, ale nie dało się ukryć, że ich poprzedni przegrany mecz mocno odbił się na rankingu. Kiedy wszyscy się rozeszli posprzątała materace i worki, a potem wróciła do Hogsmeade.
Kostki: 6 i A
/zt wszyscy, dziękuje za trening <3
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wbijanie bramek, celne uderzanie tłuczków, a nawet bronienie pętli – prawie pełen serwis, jedynie nie zahaczyli dziś o żadną aktywność ze zniczem, ale i z nim był sobie w stanie całkiem sprawnie, co już miał okazję pokazać na jednym z wcześniejszych treningów. Jego główną domeną pozostawał kafel, ale Fitzgerald mógł śmiało powiedzieć, że pozostawał graczem dość wszechstronnym i w razie potrzeby na pewno odnalazłby się na innych pozycjach niż ścigający. W każdym razie z obroną rzutu Gunnara nie miał żadnych problemów, odrzucił kafla kolejnej osobie, po czym zwrócił się w stronę Islandczyka, gdy ten się doń zwrócił. — Jasne, Ragnarsson, treningu nigdy nie odmówię — odparł, unosząc przy tym kącik ust w półuśmiechu. Zajął się obserwacją reszty ćwiczących, kiedy Gunnar zaczepiał Sophie, by potem z powrotem skupić uwagę na brunecie. Nim jednak zdołali omówić jakiekolwiek szczegóły odnośnie treningu, Dearówna zarządziła koniec treningu. — Dobra, złap mnie na wizie albo wyślij list, jak ci wygodniej, ugadamy szczegóły – rzucił w jego kierunku, kiedy Heaven skończyła swoją przemowę i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Zasalutował mu jeszcze krótko na pożegnanie i chwyciwszy swoją miotłę, również udał się w kierunku szatni.
Towarzyszyły jej naprawdę dziwne, skrajne wręcz uczucia. Wszystko to było naprawdę niesamowitym. W życiu nie przypuszczała i nawet nie uwierzyłaby, gdyby ktoś jej powiedział, że po raz drugi będzie "tą nową" w Hogwarcie, którą ludzie będą wytykać palcami i zastanawiać się, kim ona w zasadzie jest. Co prawda nie było dokładnie tak jak te kilka lat temu, ale o ironię zakrawał fakt, jak bardzo podobnie to wszystko wyglądało. Tylko tym razem nie była tutaj po to, aby ukryć się przed całym swoim dotychczasowym światem. Nie musiała już tego robić. Teraz mogła żyć, naprawdę żyć w ten sposób, w jaki powinna każda nastolatka. Nie musiała ukrywać się po kątach, czy ukradkiem przemieszczać z jednej klasy do drugiej. Byłoby to wręcz niewykonalne. Mimo że czuła, jakby sama niewiele się zmieniła, to wszystko inne zdawało się nie przypominać kompletnie tego, co utkwiło w jej wspomnieniach. Ci, którzy ją znali, doskonale wiedzieli, po co wyjeżdża do Ameryki i co będzie tam robić. Wiedzieli, że dostała angaż w jednym z najlepszych klubów quidditcha na świecie. Wiedzieli, że zdecydowała się poświęcić całą swoją młodość na zawodową grę. Pokochała latanie na miotle, jak nic nigdy wcześniej. I miała zamiar zrobić wszystko, aby stać się jedną z najlepszych zawodniczek quidditcha w historii. Szło jej to całkiem nieźle. Śledziła informacje na swój temat w prasie i z zadowoleniem notowała wszelkie przychylne komentarze. Okazywało się, że Włoszka urodziła się po to, aby latać na miotle, co było widoczne przez wszystkich. Najbardziej przez nią samą. Była dumna z tego, co osiągnęła dotychczas i nie zamierzała poprzestać na tym, osiąść na laurach. Dążyła do perfekcji i chciała ją osiągnąć. Nie było to łatwe, ale wytrwale kroczyła do swojego celu, po drodze zahaczając inne. Z zadowoleniem zauważając, że jej starania przynoszą skutki. A jednym z nich było choćby to, że doczekała się fana! Nigdy nie przypuszczała, że będzie miała swojego fana. Kogoś, kto będzie pisał do niej listy i komplementował jej poczynania na boisku. A tymczasem tak właśnie było. Dlatego, gdy Darren zaproponował wspólne latanie na miotłach, nie miała serca, aby odmówić. Treningi były dla niej zawsze super ważne, a skoro mogłaby polatać z kimś, kto uznawał ją za naprawdę dobrą, musiała to wykorzystać. Dlatego właśnie kroczyła z zadowoleniem wymalowanym na twarzy oraz miotłą zarzuconą na ramię w stronę mniejszego boiska do quidditcha. Bardzo dużo czasu minęło od momentu, jak widziała je po raz ostatni, ale zielona murawa ponownie była w stanie wywołać ogromny uśmiech na jej ustach. Na Merlina, jak ona kochała latać! Nie zauważyła jeszcze nigdzie Darrena, ale to nic nie szkodzi. Postanowiła, że przed jego przybyciem pozwoli sobie na lekką rozgrzewkę. Podstawowe ćwiczenia, które powoli miały wprawić jej mięśnie w ruch. A dopiero potem postawić na mocniejszy trening, kiedy Darren już się pojawi.
Kiedy po raz pierwszy w tym roku Shaw zauważył na korytarzach Silvię Valenti, nie wierzył na początku własnym oczom. Kiedy wyjechała do Ameryki Północnej sądził że zostanie tam na stałe - w końcu edukacji zostało jej już i tak niewiele, a gra w jednej z najlepszych, kanadyjskich drużyn zapewniała karierę wypełnioną sukcesami na co najmniej kolejne dziesięć lat. I choć Darren nie był fanem drużyny z Hailebury - jego serce od dzieciaka należało do błękitnych Tajfunów z Tutshill - to po prostu jako fan quidditcha nie mógł powstrzymać się przed obejrzeniem paru meczy ligi północnoamerykańskiej. W końcu niecodziennie między sześcioma pętlami można obejrzeć osobę, z którą mijało się kilkukrotnie na uczelnianych korytarzach. Krukon postanowił więc nie przepuścić tej okazji - i choć Silvia była szukającą, a sam w ostatnich meczach latał jako pałkarz, to fruwanie obok osoby z wyższej ligi mogło być tylko świetnym doświadczeniem. Darren prędkim krokiem przeszedł przez błonia, nie mając czasu na napawanie się pełnią wiosny, tylko od razu kierując się w stronę szatni Krukonów. Wciąż nie posiadał własnej miotły - a na pewno gdyby ją miał, to zapewne nie byłoby go stać na Nimbusa 2015, więc tak czy siak wolał pożyczyć jedną śmigaczkę z tych, należących do drużyny Ravenclawu. Koniec końców był to przecież trening - a być może przydarzy się zagrać Shawowi w tym sezonie jeszcze jeden mecz, o sam Puchar Quidditcha. Jeśli oczywiście zostanie wystawiony, choć trening z gwiazdą zawodowej ligi może mu w tym nieco pomóc. Gdy Darren pojawił się na umówionym miejscu z Nimbusem w garści, Silvia była już na miejscu. Widział, że zaczęła już rozgrzewkę - lekko trzęsącymi się dłońmi położył więc miotłę na trawie obok i także zaczął się rozciągać. - Serwus - przywitał się w międzyczasie - Dzięki, że się zgodziłaś - dodał, wciągając potem w płuca świeże powietrze, starając się rozgrzać każdy mięsień, nawet jeśli prawe ramię jeszcze nieco mu dokuczało.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Po ostatnim meczu towarzyskim, na nieszczęście FARTEM wygranym przez Gryfonów poczuła jak bardzo jej ciało było zastałe po dłuższej przerwie nie grania na miotle. Może i załatwiła pierwsze punkty dla drużyny tuż po wejściu na boisko, ale w porównaniu do reszty mocno wytrenowanej drużyny, ona była ledwo niemrawą osobliwością na boisku bez większej finezji w grze. Przez co trening zdecydowanie by się jej przydał, aby podreperować swoje zdolności, na co ścigająca Gryfonów spadła jej jak z nieba. Wręcz dosłownie można powiedzieć. Chociaż Fayette czuła się dość... głupio? ... niezręcznie? Będąc na prywatnym treningu z Panią Prefekt, członkinią narodowej drużyny w Quidditcha, @Hemah E. L. Peril. Co Richerlieu, noga z Quidditcha, a w sercu pasjonatka, robiła na tej samej murawie co ta profesjonalistka? Fay zacisnęła mocniej ręce na trzonku miotły i postarała się za bardzo nie myśleć o różnicach i skupić na treningu. Zaczynając od rozgrzewki, przelatując parę kółek wokół boiska z przeszkodami, ćwicząc szybkie zwroty i równowagę, aż w końcu złapała kafla w ręce przygotowując się do pierwszej w tym dniu petardy na drugi koniec boiska. KOSTKA:24 Od razu było widać, że sama siła z podnoszenia ciężarów nie wystarczy, bo podobnie jak przy pierwszym naleśniku, pierwszy rzut był równie kiepski i niedaleki. Fay parsknęła śmiechem wyśmiewając samą siebie.
ZASADY::
Rzucamy kością k100 na każdy rzut. Zaliczenie w pętle rozpoczyna się od 60 pkt.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nigdy nie odmawiała pomocy. Szczególnie w momencie, kiedy szczerze jest z czegoś dobra i szczerze to kocha. Zawsze wyskrobie trochę czasu, aby kogoś wesprzeć. Tak było i tym razem, kiedy zjawiła się na boisku ze swoim Nimbusem. Można się zacząć zastanawiać, czy quidditch jeszcze się jej po ludzku nie znudził. Przejadł, obrzydł... Ćwiczy praktycznie codziennie długie godziny. Ale sport nie jest jak praca 9-5, w której najbardziej ekscytującym wydarzeniem są pączki, jakie ktoś przyniósł do socjalnego. Nieważne, czy to bieganie, pływanie czy quidditch, dla gracza jest stylem życia. Nie może się znudzić, chociaż Hem nie zaprzeczy, że miejscami potrzebuje odskoczni. Wówczas idzie gotować. Z uśmiechem przywitała się z Fay, za chwilę pokazując jej pisankę, jaką znalazła po drodze na boisko. - Może tym razem nie przyniesie mi pecha... - Uznała, chowając jajko do kieszeni. Zasady były proste. Ćwiczą celność, a potem podania. Nie było tutaj wiele do tłumaczenia, więc za chwilę obie wzbiły się w powietrze. Nie chciała wywierać presji na Fayette. W sporcie Hem była honorowa i wyznawała zasadę, że walka ze słabszym przeciwnikiem to nie jest walka tylko rzeź. Dlatego zawsze chętnie pomagała nawet potencjalnym wrogom się poprawić, a teraz nie przesadzała z rozgrzewką, dostosowując się do tempa Krukonki. Brunetka rzucała pierwsza. Hem wystrzeliła i zgarnęła piłkę zanim ta upadła na murawę. Odleciała następnie i spróbowała rzucić z dość daleka... I bardzo mało celnie. - Oh fuck me - burknęła.
Kostka: 41 Szukanie pisanek: C (30%) plus 30% za 60 pkt z gm. Kolejka: 1
Ostatnio zmieniony przez Hemah E. L. Peril dnia Sob 9 Maj 2020 - 22:03, w całości zmieniany 1 raz
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Faya popatrzyła na dziewczynę z rozbawieniem i lekkim politowaniem, gdy zobaczyła kolejne jajko w jej ręce. Długo nie musiała czekać na wyniki nie tylko swoje, ale i towarzyszki treningu. Zarówno ona, jak i Hemah bardzo słabo poszły rzuty. Co prawda można się spierać, że ścigająca czerwonych nieco dalej rzuciła kafla niż Krukonka, ale nadal w prawdziwym meczu byłby to rzut godny pożałowania. Nie zwlekając i nie będąc gorszą Richerlieu również rzuciła się ku spadającemu kaflowi, aby złapać go przed dotknięciem ziemi, co jej się nie udało. Bez szybkiego Nimbusa, a na wypożyczonej ze szkolnego składziku miotły dużej prędkości nabrać nie mogła. Za to zgrabnie zebrała go z murawy i podleciała do Hem. - Chyba jednak te twoje pisanki są przeklęte, Śnieżko. - Rzuciła śmiejąc się. Zważyła kafel w dłoni i popatrzyła na towarzyszkę. - Jak teraz rzucę i przeleci dalej niż yard, będziemy wiedzieć, czy nie lepiej zostawić tych jajek w spokoju. - Dodała i przygotowała się do zamachnięcia kiedy nieprofesjonalnie przechyliła swój środek ciężkości o wiele za daleko do tyłu, przez co obróciła się cała z miotłą, wywinęła fikołka do tyłu, wypuściła kafla rzucając go nie dalej niż metr, a sama prawie spadła z miotły wisząc do góry nogami jak wywieszona na pręcie kiełbaska. - NIENAWIDZĘ WIELKANOCY!
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie spodziewała się, że Fay rzuci się w taki dramatyczny pościg... I nie zdąży złapać piłki. To było odrobinę awkward, zważywszy na to, że Hem przywykła go zapierdalania na miotle z prędkością najnowszego MiGa. Aż chrząknęła. - Myślałaś o nowej miotle? - Może Fay nie łączy aż na tyle przyszłości z grą, by kupować sobie własny sprzęt. Miotły na mecze niebieskiej drużyny są dobre i to im pewnie wystarczy. Wolała się zatem rozeznać w jej podejściu do kijaszków. - Nie zrzucaj wszystkiego na moje jajka - cmoknęła z dezaprobatą. To, że raz wywaliła się na lekcji nie przesądza o tym, że nad pisankami ciąży klątwa... Raczej. Szarpnęła się na miotle, widząc ten manewr. Nie wiedziała, co robić - lecieć za piłką, jak każe jej odruch, czy łapać Fay zgodnie z głosem rozsądku? Zatrzymała kijka w miejscu i spojrzała na brunetkę, zaciskając ręce na trzonku miotły. - Bloody hell - podleciała i pomogła dziewczynie ogarnąć się na miotle. Złapała ją za ramię i pociągnęła w górę, sadzając prawidłowo na kiju. Puściła dopiero, kiedy miała pewność, że siedzi stabilnie. A potem klępnęła w dół pleców. - Siedzisz zbyt do tyłu - dała jej parę rad odnośnie pozycji i pracy bioder, nim odleciała szukać kafla. Za chwilę rzuciła ponownie, odrobinę bliżej pętli, acz nadal zbyt daleko, by móc nazwać to celnym strzałem. Chyba narzuca sobie zbyt duży dystans.
Kostka: 49 Kolejka: 2
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Fay zanim odpowiedziała zmarszczyła brwi sunąc dłońmi po trzonku swojej miotły w jej tylko znanym odruchu. Jakby tym określeniem twardości trzonka mogła określić czy ta miotła jest tak bardzo słaba. Popatrzyła wzrokiem zagubionego dziecka na Hem i wzruszyła ramionami uśmiechając się rozbrajająco. - Nie wiem. Myślałam o tym, ale też... czy mi aż tak jest to potrzebne jako rezerwowa i to bez... pełnych kwalifikacji. - Przyznała wymijająco poklepując się do tego po nodze lekko, kompletnie odruchowo. A potem to wiadomo - prawie umarła, gdyby nie refleks Jajecznej Księżniczki. Wypuściła z ulgą powietrze, gdy była w pionie i pewna, że zaraz znowu nie spadnie. Po czym wysłuchała uważnie wskazówek białowłosej, oczywiście nie mogąc się powstrzymać przed głupkowatym uśmiechem zbereźnika, gdy poklepała ją niżej pleców, ale nie tak nisko. Nic nie powiedziała, ale sama do siebie się pobrechtała jak głupia. - Okej. - Mruknęła przyjmując odpowiednią pozycję i podrzucając kaflem. Czuła, że rzeczywiście ma więcej możliwości siedząc poprawnie na miotle. No i kontrolę nad manewrami, które wcześniej jakoś jej umykały. Skupiła się, ostatni raz podrzuciła kafla, a potem się zamachnęła i... BAM, kafel uderzył o obręcz, ale przez nią przeleciał ku szoku francuski. - SACREBLEU, HEMAH TWOJE MACANIE ZDZIAŁAŁO CUDA! Ekhm...No i rady. - Krzyknęła patrząc z rozdziawioną gębą na dziewczynę w totalnym szoku.
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Wywróciła oczami. - Widziałam już ślepego, który łapie znicza, więc nic mnie w Quidditchu nie zdziwi. Jeśli chcesz grać, czemu masz nie kupić sobie dobrego sprzętu? Ile masz galeonów? - Najwyżej jej dołoży. I tak nie zużyje tego całego hajsu, który zarabia. Może sobie wielką chatę kupić i potem w niej nie mieszkać, bo i tak nie ma czasu na życie. Z drugiej strony, przestronna łazienka z ogromną wanną... By musiała chyba skrzata sobie do kompletu zafundować, aby to wszystko sprzątał. Nie powie... Tłumaczenie, jak należy pracować biodrami, było dwuznaczne i starała się bardzo być profesjonalna. Ale to dość ciężkie, kiedy jednocześnie jesteś mentalnie zboczonym dzieckiem. Niemniej jakoś to się udało i proszę - od razu widać efekty. Zaśmiała się, słysząc ten okrzyk, nim poleciała po kafel. A potem wróciła na swoją pozycję... Po drodze wychylając się na miotle, aby klepnąć Fay w tyłek. Tym razem ostentacyjnie, aż było słychać. - Że niby macanie zniwelowało klątwę pisanek? Zobaczymy! Zakręciła i rzuciła... Idealnie co środkowej obręczy. Strzał nie mógł być czystszy. Gdyby strzelała do tarczy, to by było bezapelacyjne 100. Chwilę gapiła się w przestrzeń, zanim nie ryknęła donośnym śmiechem. - FORGET BOOTY CALL, WE HAVE BOOTY SPELL!
Kostka: 100, bitches Kolejka: 3
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Prychnęła rozbawiona czując jak Gryfonka po raz kolejny klepie ją po tyłku i zaśmiała się pod nosem kręcąc głową z politowaniem. Żarty żartami, ale takie coś na pewno nie mogło... Patrzyła z szeroko otwartą buzią na to co się właśnie dzieje i nie była w stanie uwierzyć, że to się dzieje. Autentycznie, trening zapowiadał się dla Fay i Hem dość kiepsko. Dla Francuski to wręcz tragicznie patrząc na jej wywrotkę i niechcianą próbę samobójczą, a teraz nie dość, że ona dorzuciła do obręczy, to jeszcze białowłosa strzeliła taką petardę, że powinny gdzieś zadzwonić dzwony i fanfary rozbrzmieć. Fay, aż się rozglądnęła po boisku czy gdzieś nie lata konfetti za ten wyczyn. - Wiedziałam, że mam boskie ciało, ale żeby dawało TAKIE BŁOGOSŁAWIEŃSTWA?! - Przyznała ciągle susząc jamę ustną. Pokręciła głową próbując się skupić, ale zaraz wybuchła śmiechem słysząc tekst Peril o bootyspells. Trochę jej zajęło zanim przestała się nim zachodzić, a gdy w końcu jej się udało, poleciała po kafel. - Okej, może jednak rozważę swoją karierę w Quidditchu. Dobra miotła, ładne gogle, wygodne siedzenie dla tego dającego 100% celność tyłeczka... - Zażartowała przysadzając się tak jak jej poleciła Hemah i poprawiając uchwyt na trzonku. Spróbowała teraz bardziej finezyjnie się zamachnąć i... Trafiła. Kafel poleciał hen i trafił w obręcz. Nawet się nie otarł. Ni tyciu. Ten trening stawał się coraz lepszy ku rosnącemu zszokowaniu Kurkonki. Aż z wrażenia złapała Gryfonkę za ramiona i zaczęła nią telepać - co było dość niebezpieczne na tej wysokości. - O Merliniie, omerlinieomerlinieomerlinie. Hemah, mój tyłek jest jak felix felicis!
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Przebieg treningu zmienił się o 180 stopni. Z denerwowania się na słabe rzuty oraz spadania z miotły na klepanie się po tyłkach i perfekcyjne gole. Nie, aby narzekała. Wręcz przeciwnie. Zacisnęła mocniej uda na miotle, coby nie spaść z niej, kiedy Fay złapała Hem za ramiona oraz jęła nimi telepać. Zaśmiała się i chwyciła ją za ręce, starając się powstrzymać. - Woah, widzę, naprawdę działa cuda. To był świetny strzał! - Była jak gąska, która pęka z dumy, bo jej pisklę dobrze przepłynęło kałużę. Ale naprawdę się cieszyła z postępów Fay. Wystarczyło trochę korekcji podstawy... Odrobina zachęty i duża porcja dobrego humoru, jaki rozbił jej skrępowanie. Żarty żartami, ale Peril jest zdania, że po prostu Fay musiała się rozluźnić. I jeśli trzeba było do tego klepania w tyłek - God help her - będzie ją klepać na każdym treningu. - Lecę po piłkę - oświadczyła, ostatecznie odsuwając ręce Krukonki i zlatując, aby chwycić kafla. Przerzuciła go przez obręcz i poczekała, aż Fay złapie. - Ba-donka-donk. That's a fantastic spell - podsumowała ich trening. - Dobra - klasnęła w ręce. - Skoro już gole idą ci tak sprawnie, przejdziemy do podań. Będziemy lecieć od jednego pola bramkowego do drugiego, podając sobie kafla. Potem slalomem pomiędzy obręczami i w drugą stronę to samo. Znów slalom i na tym zakończymy - Fay może i była wysportowana, ale zdecydowanie nie w Quidditchu. Hem nie chce jej zajechać, by nie mogła potem wstać z łóżka. - Zaczynasz.
Zasady: Każdy rzuca pięcioma kostkami. Parzysta oznacza udane podanie, nieparzysta skuchę.
Kostka: 87 Kolejka: 4
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Fay sama nie przypuszczała, że mogła być jakoś bardzo spięta na początku spotkania, ale czyny mówiły same za siebie. Nawet słowa nie były potrzebne, o zgrozo, gdy kafle zaczęły przelatywać jak należy po boisku z precyzją nie byle jakiego strzelca. Oczywiście jak zwykle ją dość poniosło i dała się ponieść emocjom szybko rozkojarzając i zapominając o wysokości oraz niebezpieczeństwach związanych z nietrzymaniem własnej miotły chociaż jedną ręką, kiedy się nie do końca ma dobre z nią stosunki. Na szczęście gorszego wypadku nie było, a parę razy jeszcze miały okazję porzucać dopóki Śnieżka nie oświadczyła nowej zabawy... znaczy części treningu. Fayette przyznawała, że zaczyna odczuwać zmęczenie mięśni lekkie już. Szczególnie nogi i ramion od utrzymywania się na miotle, ale nic nie narzekała. Podobało jej się. Ba, nie spodziewała się, że w quidditchu można się tyle zmęczyć co przy biegu lub ciężarach. Zdmuchnęła z buzi lok, który uciekł z koka i wlepiła oczy w Peril dając jej swoją stu procentową uwagę. - Mając tak wybitnego trenera i tyłek dający błogosławieństwo nie ma co się dziwić, że tak dobrze nam idzie. - Wyszczerzyła się i odebrała kafla od towarzyszki przygotowując się do kolejnego starcia. Miotłowy sprint z podaniami. Spoglądnęła na drugi koniec boiska, pokiwała głową skupiając się na zadaniu, po czym odleciała nieco dalej i zaczęła zabawę z podaniami. Pierwsze wyszło świetnie, bo nie nabrała jakoś dużego tępa więc łatwo jej było rzucić, oraz przyjąć. Drugie było wręcz identyczne. Pomimo nabierania prędkości i odległości Fay zaczynała się wczuwać. Przy trzecim czar prysł. Pomyłka wytrąciła ją z równowagi, a czwarte podanie i przyjęcie było już tak kompletną klapą, że dziewczyna prawie zaryła o trawę twarzą. Zbliżając się do pętli zebrała się w sobie nie dając ślepemu losowi dyktować warunków jej podań i powróciła w wielkiej chwale serwując perfekcyjne podanie i równie piękne przyjęcie czując jak kafel pewnie wpada w jej rękę. Wyminęła słupki obręczy mentalnie gotując się na kolejną rundkę.
Nim się obejrzała i zdążyła faktycznie dobrze rozgrzać, Darren był już na miejscu. Silvia nie była pewna, czy kojarzyła go wcześniej ze szkolnych korytarzy. Być może rzucił jej się w oczy, ale w tym momencie nie był to raczej bardzo istotny fakt. Wcześniej nie mieli sposobności spędzać w swoim towarzystwie więcej czasu czy chociażby zamienić więcej słów. Teraz powinno im się to prawdopodobnie udać. Uśmiechnęła się szeroko w kierunku chłopaka, mając nadzieję, że bardziej go zachęci do wspólnego trenowania. Dla niej też było to w pewnym stopniu stresujące doświadczenie. Rzadko kiedy miała sposobność, aby tak po prostu latać sobie w towarzystwie innych osób. Zazwyczaj towarzyszył temu rygorystyczny trening, zmuszający jej wszystkie mięśnie do intensywnej pracy. -Cześć! Mimo mi, że chciałeś polatać. - przywitała się, przerywając na chwilę swoje ćwiczenia i podchodząc do chłopaka. Wyciągnęła w jego kierunku swoją szczupłą dłoń, aby odpowiednio się przywitać. Po tym uścisku, oparła obie dłonie na biodrach, przenosząc ciężar ciała bardziej na lewą nogę, jak to miała w zwyczaju. -To co chciałbyś porobić? Masz jakieś konkretne plany? Może chciałbyś spróbować jakiejś dokładnej taktyki? - zagaiła, nie do końca będąc pewną, czego właściwie powinna się po tym spotkaniu spodziewać. Pewnym było jedno: musieli wpierw dobrze się rozgrzać. -W ogóle to należy zacząć od najważniejszego, czyli od rozgrzewki. Proponuję dwa okrążenia biegiem wokół boiska a potem delikatne rozciąganie? - zarzuciła pomysłem. Jednak bez względu na to, czy Darren zamierzał się zdecydować na to, czy nie, ona sama chciała biegać. Zawsze dobrze jej to robiło. Dlatego po ustaleniu szczegółów ruszyła ze swojego miejsca. Nie zamierzała sobie pobłażać. To było to, czego najbardziej obawiała się w powrocie do Hgwartu; spadek formy. Dlatego narzuciła sobie bardzo szybkie tempo, które miało dobrze wprawić jej ciało w ruch. Prawa noga, lewa noga. Wdech i długi wydech. Mięśnie jakby samodzielnie wykonywały odpowiednie ćwiczenia, bez zbędnych komend wydawanych przez mózg. Biegła nie oglądając się za siebie, w tym momencie nie troszcząc się, czy Darren nadąży za nią, czy raczej niekoniecznie. Dopiero pod koniec drugiego okrążenia zwolniła, aby spokojnie wyrównać oddech i pozwolić mięśniom na sekundę odpoczynku. Stanęła w rozkroku, pochylając się do przodu, aby wykonać skłony. Później przeszła przez rozciąganie wszelakich partii ciała, każdej z osobna poświęcając odpowiednią ilość czasu. Nie pomijała niczego wiedząc, że najczęściej właśnie te pominięte okolice były narażone na kontuzję. -To co, wskakujemy na miotły? - zapytała po pewnym czasie, łapiąc w dłoń swojego własnego nimbusa i przerzucając nogę nad trzonkiem.Chyba czas zacząć grać, prawda? - Złap kafla, porzucamy najpierw chwilę. - dodała jeszcze, po czym znalazła się znów w powietrzu.
Rzuć sobie dwie kostki: pierwsza mówi o tym, ile wykonali w kolejnym poście podań, druga niech mówi, ile z nich będzie takich, że Darrenowi kafel nie wypadnie z ręki Sama też sobie rzucę takie @Darren Shaw