Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
Słysząc słowa Matt'a, uniosła brwi i zerknęła na niego. Pokręciła głową wyginając usta w rozbawionym uśmiechu. Nie była całkowicie pewna na czym miały polegać jego słowa i czynności oraz do czego dążył, ale myślała, że niedługo się dowie. - Czy jest taka szansa? Jeśli się wystraszysz jak pierwszoklasista, to będę musiała w jakiś sposób Cię uspokoić, nie? - wzruszyła ramionami niby obojętnie i ponownie zwróciła granatowe tęczówki w stronę tłumu. Tyle ludzi. Tyle strachu. Tyle żalu. Najbardziej ją zastanawiało, dlaczego właściwie każdy był tak ostrożny a ona i Matt gawędzili tutaj wesoło, jakby nic ich nie obchodziło. A może tak było? W zasadzie Dajanka nigdy nie uchodziła za strachliwą osobę, no ale żeby być aż tak bezduszna? Przecież ta ślizgonka nawet nie przejęła się losem zmarłej pielęgniarki i jakieś uczennicy! Niby było jeszcze kilka podobnych osób które miały wszystko gdzieś, ale... ale to wciąż było podejrzane. To obojętne zachowanie.. Czując na swojej nodze jego dłoń, uniosła brew w pytającym geście i zerknęła na niego. - Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie było tu tak wielu wścibskich par oczu, które tylko czekają aby poplotkować na mój temat. Tak więc, zabierz proszę tą rękę. - posłała mu przesłodzony uśmiech i strzepnęła z uda jego dłoń. Co to to nie. Matt nie będzie jej obmacywał w żaden sposób.
Drzwi się otworzyły a w nich stanął Geralt ubrany w strój podróżny, futro w którym wyglądał jak niedźwiedź czy wilkołak. Nie było go przez rok, nie wiedział co się dzieje w zamku ani nic takiego był na wymianie uczniowskiej z durmstrangiem więc zdziwiło go że wszyscy śpią w wielkiej sali. Przewiesił sobie przez ramię plecak i podszedł do najbliższej Ślizgonki, Daina czy jakoś tak miała na imię? -Co tu się stało? Zapytał bez żadnych powitań i takich tam tylko od razu prosto z mostu pytał o to co mu zależało. Zdjął futro i rozejrzał się po sali starając się dowiedzieć czegoś.
Wszedł do Sali ponownie. Był wściekły i smutny jednocześnie. Właśnie został przyłapany na „gorącym uczynku”. Problem w tym, że ów gorący uczynek nie miał miejsca. I nie miał prawa mieć. No, ale.. Ale.. mógłby. Mógłby, gdyby nie.. nie. O czym on myślał? Przecież ona nie traktowała go poważnie.. A on się tylko przejmował. Ech. W każdym razie, tak jak obiecał, wrócił do Elsie. Bez słowa, położył się obok, obejmując dziewczynę ręką. Trwali tak przez chwilę w ciszy. A za każdym razem, kiedy ta próbowała coś powiedzieć, ten tylko przykładał jej palec do ust, dając do zrozumienia, by milczała. - Nie. Znaleźliśmy go.. – mówił spokojnie. Bardzo spokojnie, jak na człowieka, który przed chwilą dostał szlaban i widział nagą przyjaciółkę ukochanej. Ach ta samokontrola. Wspaniali Japończycy, którzy nauczyli go takiego wewnętrznego spokoju. Zasadniczo, to wolałby te nauki pobierać od mnichów w Tybecie. Ale! Japonia. I upór rodziców. By tam pojechał. Jednak teraz, gdy tak na to, a raczej na nią, patrzył. Niezbyt żałował. – Elsie.. Przepraszam. – rzekł nagle. Wcześniej ponownie zapanowała cisza. Stąd wypalił prawie jak z armaty. Najgorsze przed nim.
Matt rozejrzał się po Wielkiej Sali. Potrzebował krótkiej chwili na zebranie myśli. Nie zdziwił go zamęt i widok nastolatków, którzy byli pogrążeni w głębokiej rozmowie. Gdzieniegdzie widział ściskające się pary, nerwowo zerkających pierwszoroczniaków. Chyba każdy z nich był pierwszy raz w podobnej sytuacji. Oczywiście nie licząc uczestników zeszłorocznego Balu. Jak to dobrze, że jednak z Clarą na niego nie dotarli. Oni musieli mieć ogromne szczęście. Rozglądając się dookoła zaczął się zastanawiać co tak na prawdę Daina od niego chce. Skoro chciała jednak zrobić na złość chłopakowi to nie lepiej na oczach wszystkich? No chyba, że przejmowała się opinią innych. Jemu by nie przeszkadzało, gdyby zaczęli go nazywać do żigolaków (brakowało mi słowa XDDD). Ale to już jej osobista sprawa. - Okej, czekam, aż zgasną lampy - powiedział po chwili i posłał całusa w stronę Dainy. No co, nikt mu nie zabroni pożartować sobie z innych. Ludzie powinni wiedzieć już jaki jest. A to, że się nie przejmował opinią innych. Cóż, to go tylko napędzało. Po chwili wpadł na pewien pomysł. Leżąc na macie przeciągnął się w barkachi wyprostował nogi najbardziej jak mógł. Już po chwili zaczął wyć na tyle, żeby Daina pomyślała, że coś go strasznie boli. Szybko złapał się za łydkę i ścisnął oczy. Ciekawe, czy się na to nabierze..
Ambroge w końcu do mnie wrócił. Bez słowa położył się obok, a za każdym razem jak chciałam coś powiedzieć to mnie uciszał. Nie wiedziałam o co mu chodzi i zaczęłam się denerwować. Przylgnęłam do niego bliżej, wtulając się plecami, a po swojej drugiej stronie nadal bawiłam się kociakiem. Trwało to dość długą chwilę zanim w końcu powiedział mi, że go nie znaleźli. Zacisnęłam usta w płaską linię i nic nie odpowiedziałam. Znowu przez chwilę milczeliśmy, aż w końcu wypalił, że mnie przeprasza. Pierwsze co przemknęło mi przez myśl to Alex, która nie wróciła razem z chłopakiem. Odwróciłam się w stronę Krukona i spojrzałam na niego delikatnie marszcząc brwi. Przyłożyłam swój palec do jego czoła uśmiechając się delikatnie. - Spokojnie, to przecież nie twoja wina, że go nie ma. Znajdzie cię prędzej czy później - odpowiedziałam rozbawiona. Nie możliwe, że ten chłopak mnie za wszystko przeprasza. Przecież to nie jego wina. A co jeśli to nie o to chodzi? Spojrzałam za siebie, na tyle na ile mogłam, a potem znowu na chłopaka. - Gdzie Alex? Poszła na dwór? - zapytałam.
Szczerze powiedziawszy to nie miał najmniejszej ochoty iść dzisiaj do Wielkiej Sali, dlaczego? Ano dlatego, że był pewny, że i tak pojawi się Gwen, a jednak na razie wolał jej unikać, aż te wszystkie emocje opadną. Pewnie jakby ja tylko zobaczył od razu wróciłyby wszystkie wspomnienia, a one były na prawde bardzo piękne, żeby tak łatwo o nich myśleć, skoro już nie sa razem. Tego najbardziej żałował, ale na to nie mógł już nic poradzić. Skończyli ze sobą, nie są już razem i trochę to było dziwne, bo dziewczyna była dla niego na prawdę bardzo ważna. Niestety zawsze coś się musi skończyć, aby coś nowego mogło się narodzić. Jeszcze za bardzo nie wiedział co takiego mogło się narodzić, ale pewnie coś się narodzi. Jak to w jego życiu było. A jeśli chodzi o narodziny. jego matka nadal chodziła z brzuchem, ale była to już końcówka. Nie mógl się już doczekać młodszego rodzeństwa, podobno miał mieć siostrę, tak czula jego matka, ale nie chciala wiedzieć co tak na prawdę chowa pod sercem. Podobno i jego płci nie chcieli się dowiedzieć, zawsze to jest jakaś niespodzianka, nie? Przypadkowo usłyszal, że obecność na rozpoczęciu roku jest obowiązkowa, podobno tam miał znaleźć się każdy uczeń, dlatego i on się tam wybrał dzisiejszego wieczoru. Wszedł do sali i od razu ujrzal puchonkę z jego roku. Lucy, najlepsza przyjaciółka Gwen. Doskonale o tym wiedział, ale była to i jego dobra znajoma, a nawet też można ich uznać za przyjaciół, to oni od pierwszej klasy tworzyli takie trio. Zawsze siebie wspierali. - Cześć - przywitał się siadając obok niej. Ciekawe czy już wiedziała o tym co się stało pomiędzy nim a Gwen i był ciekawy czy będzie miala mu za to za złe czy też nie.
A potem nastała noc... Noc podczas, której nikt nie spał. No może wtedy gdy nauczyciele ich trochę uciszyli i porozdzielali... Lecz też byli pełni czujności i wrażenia, że zaraz może się coś stać. Ale żaden grom nie przeciął magicznego sufitu wielkiej sali, żaden wilkołak dziś już nie chciał nikogo porwać. Nie wspominając o tym, że Lunarni nie chcieli dzisiejszej nocy pozbawić kolejnej osoby życia... Oto świat zaczynał się kręcić. Uczniowie zaczynali kolejny rok, podczas którego zapewne wiele się wydarzy... Kto wie cóż na nich będzie czekało o poranku? I choć wszyscy niespokojni i bardzo podnieceni wszystkim zdarzeniami, to należy stwierdzić, że w tym ogólnym klimacie niebezpieczeństwa uczniowie i przyjezdni w Hogwarcie będą mieli okazje wykazać się chociazby odwagą...
_________________ Rankiem wszyscy zostali obudzeni i ruszyli do swoich dormitoriów. Potem nastąpiło śniadanie, rozdanie planów lekcyjnych na ten rok oraz ogloszenie spraw organizacyjnych. Chociażby takich, że niedługo do zamku przybędą aurorzy, którzy będą zajmowali się chronieniem uczniów i murów zamku. Ponadto wszelkie wyskoki będą karane podwójnie, gdyż jako że Hogwart jest zagrożony to będzie tu panowała wzmożona dyscyplina. Zatem pamiętajcie o tym w planowaniu swoich wątków, bo te odwazniejsze spotkają się z ingerencją prefektów czy któregoś nauczycieli.
Poza tym...
Hogwart otwarty!
zt dla wszystkich (jeśli ktoś jednak ma ochotę kontynuować to nie mamy nic przeciwko)
Nie. Nie jest na dworze.. – powiedział po chwili. No i jak on miał jej o tym powiedzieć, by nie uciekła, nie dała mu w twarz, ale przede wszystkim dobrze zrozumiała? – Bo widzisz, ona.. Zaciągnęła mnie do łazienki. I.. – kurwa. Że też w Hogwarcie nie można było palić. Z chęcią by teraz zakurzył. – No cóż chłopie. Jesteś mężczyzną. Musisz się jakoś z tym zmierzyć.. – pomyślał. Tak. Najbardziej obawiał się tego, że źle go zrozumie. No, a tego by nie chciał. Przecież mu na niej zależało. Co miał nadzieję, dziewczyna bardzo dobrze widziała. I nawet jeśli myślała o nim inaczej.. cóż. Dostać kosza od młodszej dziewczyny. Bezcenne! No, ale to była daleka przyszłość.. - No i.. wyraźnie chciała.. No wiesz.. – przewrócił oczami, w celu wyjaśnienia dziewczynie, o co dokładnie chodziło. Zmarszczyła tylko brwi. Już chciała coś powiedzieć. Zaczęła nawet zbierać się z łóżka. Cóż. No to musiał wytłumaczyć wszystko.. – Ja. Wiem jak to brzmi.. Ale! Uwierz mi niczego nie zrobiłem! Ona.. Rozebrała się. Cisnęła we mnie bielizną, mówiąc, że idzie pod prysznic. Zostałem w środku. Nie. Nie brałem z nią kąpieli. Wiem. Powinienem był od razu wrócić.. – powiedział. Dziewczyna, która w zasadzie jeszcze kilka sekund temu stała gotowa do wyjścia, powoli siadała i wracała na miejsce. – No, a potem wyszła naga. Więc. Zdjąłem swoje szaty. Wiesz, chciałem, żeby się ubrała i wytarła nimi. Nie było tam ręczników.. A potem. Wparowała prefekt. No i w sobotę musimy odbębnić szlaban.. – skończył swoją historię. Spojrzenie Elsie.. Było takie.. pełne smutku. Złości. Pytanie w kogo ta złość była wymierzona. – Elsie. Ja przepraszam. Wiem. Nie powinienem. Naprawdę chciałem dobrze. Z resztą.. – podniósł się z łóżka. Usiadł obok. – Ja wiem, jak to brzmi. Szczególnie, gdy ja o tym mówię. W końcu jestem facetem. No i ją znasz dłużej. A ja równie dobrze mogłem tak powiedzieć, bo mogła się w jakiś sposób bronić, czy coś. Masz racje.. Ale! Tak nie było. – był gotów do odejścia. Tak. Zostawi ją w spokoju. Wstał po czym chciał ruszyć w swoją stronę.
W sumie Matt miał rację. Miała zrobić na złość Adrienowi a jeśli chciała to zrealizować, musiała robić to tak, żeby ktokolwiek to widział, prawda? Ci co ją znają, wiedzą jaka jest - na resztę powinna mieć wyjebane. Tak jak kiedyś. Już miała odpowiedzieć Mattowi na temat zgaszenia lamp, ale zdążyła mu tylko posłać znaczący uśmiech, po czym zaczepił ich jakiś inny ktoś. Przeniosła wzrok na postać stojącą nad nimi i uniosła brwi. Jakoś nie kojarzyła tego chłopaka.. A on nie wyglądał jak osoba, która uczestniczył w ostatnich wydarzeniach. - Lunarni. Zaatakowali nas na balu i w pociągu, kiedy wracaliśmy z Japonii. Zabili pielęgniarkę i jakąś uczennicę z Red Rock. Ii właściwie.. Czemu ja jestem źródłem informacji? Kolejna osoba, której muszę tłumaczyć całą sytuację. Ludzie, orientujcie się w czasie i przestrzeni. - Skrzywiła się i wywróciła oczami zirytowana. Jeśli jeszcze ktoś podejdzie i zapyta ją o tą całą akcję, to zabije. Szybko wróciła lazurowymi tęczówkami do Matt'a, kiedy ten wydał z siebie odgłosy bólu. Nie wiedziała co mu dolega, więc jedynie patrzyła na niego obojętnie. Czyżby skurcz? Ajć, boli. - Rozmasuj, skarbeńku. - mruknęła spokojnie i nachyliła się w jego stronę.
W sali zaczynał panować lekki harmider. Prefekci zaczęli rozdawać koce i robili co mogli aby uspokoić młodszych uczniów. Nadal nie mogła nigdzie dostrzec Gwen i zaczynało ją to martwić. W pewnym momencie przysiadł się do niej Max. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Wiedziała, że związek Maxa i Gwen się skończył. To są ich sprawy i mimo, że są przyjaciółmi już od bardzo dawna nie miała zamiaru wtrącać się w ich relacje. Nigdy nawet też nikomu nie mówiła co dzieje się w jej sercu od bardzo dawna. Gdyby Gwen dowiedziałaby się, że podkochuje się w jej byłym już chłopku od dobrym paru lat, to pewnie obraziłaby się i to na dobre. Nie chciała ryzykować utraty najlepszej przyjaciółki, więc siedziała cicho. -Cześć-Przywitała się z przyjacielem-Słyszałeś co się stało? Siedzę tutaj i nie ogarniam, dosłownie nie wiem co się tutaj dzieje-pokręciła głową i zerknęła na chłopaka. Cieszyła się, że przyszedł, bo przynajmniej teraz nie będzie siedzieć sama. Będzie musiała tylko pamiętać, że to były jej przyjaciółki i nie może go poderwać. Nieświadomie przysunęła się odrobinę bliżej Max'a.
Zaczął mi opowiadać o tym jak wspólnie poszli do łazienki. Słuchałam go uważnie, ale kiedy doszedł do momentu, że ona coś chciała, to zaczęło się we mnie buzować. Piekielna Alex. Nawet nie zauważyłam, kiedy stałam, a potem znów słuchając go uważnie siedziałam na materacu. Tego się mogłam spodziewać, najpierw świeciła cyckami, potem udawała niewinną laleczkę, a na końcu próbowała mi zbić swój skalpel prosto w plecy. Siedziałam, patrzyłam na chłopaka pełna smutku i złości. Nie wiedziałam na kogo byłam bardziej zła. Chyba na Alex, która znając moje uczucia postąpiła w ten sposób. Z postępowania Ambroge'a byłam bardziej zasmucona, że tak łatwo się dał omamić. - Oh, dajże spokój, gdzie ty znowu idziesz? - zapytałam go trochę zbyt zezłoszczona. - Siadaj z powrotem i mnie nie denerwuj. Wzięłam kilka głębszych wdechów, a kiedy chłopak podszedł i usiadł z powrotem na swoje miejsce spojrzałam na niego już spokojna. - Taka jest Alex, dziwię ci się, że tak łatwo dałeś się omamić, ale co poradzić, skoro jesteś facetem - powiedziałam posyłając mu blady uśmiech. - Pogadam z nią, a ty po prostu nie łaź z nią nigdzie i tyle... A za sobotni szlaban cię nie lubię, myślałam, że spędzimy ten dzień razem... Oparłam się o ścianę i zaczęłam bawić się z kotem, tak uspokajająco. - Wredna Alex, jeszcze mi mojego chłop... - zaczęłam się zamykając szybko usta mając nadzieję, że Krukon tego nie usłyszał.
Na szczęście Maxa tutaj nie było i kompletnie nie miał pojęcia co takiego dzialo się w Wielkiej Sali. Dlaczego nie pokazał się na rozpoczęciu roku wcześniej? Ano dlatego, że trochę zajęło mu rozpakowywanie się w dormitorium, a potem spotkał swoją młodszą koleżankę i na dobrą sprawę wtedy szedł do WS, ale coś go podkusiło, aby zajść na skrzydło szpitalne gdzie właśnie ją spotkał. Troche to dziwnie wyglądało, ale taka właśnie była prawda, po prostu chciał jakoś uniknąć spotkania ze swoją byłą puchonką, a jakby nie patrzeć pewnie siedzieliby na przeciwko siebie, albo gdzieś obok. Była z tego samego roku co ona więc tego uniknąć się nie dało. Maxa nadal to nękało i chciał się tych myśli jak najszybciej pozbyć tylko był problem, bo nie wiedział jak. - Nie, właśnie dopiero przyszedłem tutaj i nie mam zielonego pojęcia o co tutaj chodzi. - mruknął do niej i lekko się uśmiechnął. Wcale nie zauważył jak dziewczyna się do niego jakoś przybliżyła, zresztą wcale mu to nie przeszkadzało. Znali się od pierwszej klasy byli dobrymi przyjaciółmi, więc wcale nie dziwne, że ze sobą rozmawiali.
- Soka... Eee znaczy rozumiem – Powiedziała do Karin w pierwszej kolejności po Japońsku. Wina przyzwyczajenia z Japonii, ale od razu dostrzegła, że nie wszyscy muszą mówić po tym języku, więc się poprawiła. Choć w wiosce bardzo jej to ułatwiło byt i mogła zawszeć bardzo ciekawe kontakty między krajowe. A tak à propos tego, co powiedziała – miała Aarona w dupie. Prędzej by się za Ambroge lub Elijahem rozglądała, ale ich już widziała. No i oni nie zachowywali się jak bezmózgie kretyny. - Idź idź – Nie przepadała za papierosami, ale raz w życiu nie widziałaby problemu w dymie unoszącym się w około. Ludzi się różnie odstresowują. Gdyby miała chłopaka, to najchętniej by się dała przelecieć na jednym materacu. To by pomogło jej ukoić nerwy. Wróciła w pełni do rozmowy ze Sky. Oczywiście nadal trzymając w rękach herbatę owocową z aromatem maliny i dzikiej róży. Nie lubiła herbat. Nie pijała ich za często, ale akurat ta była smaczna i czasem miała na nią ochotę – tak po prostu. A teraz naprawdę przydała się, kiedy to od murów biło wyjątkowe i nadzwyczajne zimno. Jakby przywiezione prosto z Arktyki. - Dobrze, idź – Więcej już nic nie powiedziała. Dziewczyna miała poniekąd rację. Szkoda tylko, że Corin została znowu sama. Odwróciła się i ruszyła na materac, który to wcześniej dla siebie wybrała. Powinna się przespać... Ale nie zaśnie. Nie w takiej chwili. Nie sama. Nawet siedzenie samemu bolało ją, kuło w serducho. Gdzieś w tłumie mignął jej Maximilian. Kiwnęła mu głową.
Gdy byli para patrzyła na nich i zawsze była zadowolona widząc ich szczęśliwych (mimo bólu i lekkiej zazdrości, ze to nie ona jest na miejscu Gwen), a teraz widać, ze Maxa coś dręczy. Możliwe, że próbowałaby ich jakoś pogodzić, ale obiecała sobie nie mieszać się w ich sprawy. Pocieszała Gweny, czy jego też będzie pocieszać?. -Podobno ktoś zaatakował nas, gdy jechaliśmy do szkoły i kilka osób zostało porwanych, ale nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam-powtórzyła mu to co sama zdążyła się dowiedzieć lub zauważyć. Zaczęły się przygotowania do spania. Spojrzała na Maxa i miała nadzieję, że położy się obok niej. Nie powinna nawet tak myśleć, ale nie mogła nic na to poradzić. Już sama świadomość, ze leży obok niej dużo jej da. -Nie masz nic przeciwko położyć się obok mnie? Gweny tu nie ma...-skrzywiła się. Miała o niej nie wspominać-Wybacz, nie powinnam o niej wspominać, bo chyba obydwoje próbujecie się teraz omijać, wiec chyba będę musiała teraz spędzać z wami czas oddzielnie-skoro teraz ich relacje wyglądają tak beznadziejnie to co będzie gdy obydwoje dowiedzą sie co czuje?
Nieco się zdziwił, nie ukrywał tego (z resztą mimika jego twarzy, mówiła wszystko), słysząc, że ma usiąść z powrotem. Mimo to pokornie posłuchał dziewczyny. Spodziewał się jakiegoś policzka, albo czegoś w tym rodzaju. Ale gdy powiedziała, o tym, że dał się omamić. Musiał zareagować.. – Wiesz. Tak naprawdę. Najgłupszym posunięciem z mojej strony, było szukanie kogoś, kogo nigdy nie widziałem. W sumie, mogłaby mi pokazać jakiegokolwiek ucznia Hogwartu i powiedzieć, że to on.. A co do łażenia.. – zmienił nagle temat, obejmując dziewczynę. – możesz być spokojna. Nie mam zamiaru. – ucałował ją delikatnie w czoło. – Sobota? Razem? – zamyślił się. Czemu nie? Chociaż z drugiej strony.. olać szlaban? Nie, no jak to? Przecież wtedy ten cały Morris, kimkolwiek był, zabije go, albo da mu taką karę, że będzie ją odrabiał do końca studiów.. – Ej! Przecież! – wyskoczył nagle! Hahaha! Nie mogło być, aż tak źle! – przecież ja mam szlaban w sobotnie popołudnie! Ale.. no w sumie. Chciałem wyjechać z Zamku na weekend. Muszę dopilnować mieszkania. Chociaż z drugiej strony, biorąc pod uwagę obecne wydarzenia.. – tak. Może lepiej było zostać tutaj? Zamyślił się. W głowie miał ten całus z przed kilku chwil. Kiedy ostatni raz ją pocałował? Chyba podczas pamiętnego podboju Londynu. Tak, chyba wtedy. W sumie. To mógłby to zrobić nawet teraz, ale.. W świetle tamtych wydarzeń.. – Przepraszam. Twojego, co? – zapytał dziewczynę, słysząc jej niedokończoną wypowiedź. Chodziło mu o niego? Zapewne. Mimo to nie dał tego po sobie poznać. Skoro sama mu nie powie, to i on nie będzie ciągnął tego tematu. Uznał zatem, że najlepiej będzie przemilczeć sprawę, tak jakby nie usłyszał tylko tego niedokończonego słowa..
O nie. Na pewno Max nie chciałby, aby Lucy go pocieszała, nie lubił być pocieszany, on sam musiał sobie z tym jakos poradzić i nie potrzebował niczyjej pomocy. Nawet przy Lucy będzie unikał tego tematu jak tylko się będzie dało. Gdy powracał myślami do tych chwil jeszcze bardziej go to bolało, więc po co do tego wracać? Na prawdę nie było sensu. - Aha, no ja niestety nic na ten temat nie wiem. Ja nie wracałem do Hogwartu pociągiem. Ojciec mnie przywiózł. - powiedział do niej. Na prawdę był bardzo zadowolony z tego, że ojciec go przywiózł tym razem do szkoły, nie chcial jechać pociągiem. Nawet nie musiał sie prosić o to ojca on sam wykazał taką inicjatywę dlatego zgodzil się bez żadnych wątpliwości. - Nie, spokojnie. Gwen to już przeszłość, a nie mam zamiaru jej jakoś specjalnie unikać. Tak sobie obiecaliśmy i nadal będziemy kolegami, przyjaciółmi stać się nie możemy za bardzo ją zraniłem, aby prosić ją o coś takiego. - powiedział do niej i skrzywił się lekko. Na pewno Lucy wie dlaczego ta go zostawiła. Zdradził ją. Pewnie gdyby mógł wróciłby czas, ale teraz niestety czas przeleciał, a on sie do tego przyznał. Byl chyba głupi, że sądził, iż się przyzna będzie jej to jakoś łatwiej zrozumieć. Cóż stało się i się nie odstanie. Nie miał na to żadnego wpływu. Ale cieszył się w głębi serca, że nie był w stanie jej oszukiwać, bo tak na prawdę nie mógłby jej patrzeć bezstrosko w oczy. - Jasne, kładź się nawet na mnie... - wystawił jej język. Dobrze go znała i wiedziała, że jest znany właśnie z takich żartów.
Lucy miała tyle samo szczęścia co Max. Ojczym uparł się, że w tym roku to on ją przywiezie do szkoły. Nie mogła się nie zgodzić. -Mnie przywiózł ojczym. Obydwoje dziś mieliśmy szczęście-uśmiechnęła się delikatnie, jednak myśl o tych porwanych uczniach sprawiła, że jej uśmiech szybko zgasł. Ich związek stał się przeszłością choć doskonale wiedziała, że tak po prostu nie można o tym zapomnieć, a Gweny na pewno nie zapomni. -Dobre i to-miała nadzieję, że po części będzie tak, jak kiedyś, ale zauważyła w tej sytuacji jeden plus. Przez pewien czas On i Gwen nie będą potrafili spędzać razem czas, więc będzie widywać ich osobno. Lucy mogła wykorzystać ta sytuację, ale czy będzie potrafiła? On dopiero co zakończył związek, jest jej przyjacielem i skąd ma pewność, że czuje to samo albo poczuje? Ona podkochuje się w nim od dawna i nawet nie musi się zastanawiać, ale on? Postanowiła jednak na chwilę o tym nie myśleć. Dać się ponieść chwili. -To ja lecę szukać dla nas materaca-uśmiechnęła się szeroko i odeszła. Wróciła z dwoma materacami, kocami i poduszkami. Nauczyciele ich uciszali, wiec jedynym sposobem na jeszcze szybką rozmowę było leżenie obok siebie najbliżej, jak się da. Oni musieli zrobić to samo. -Jesteś przygotowany na rozpoczęcie kolejnego roku w Hogwarcie?-szepnęła cicho w jego stronę.
Ostatnio zmieniony przez Lucy Brian dnia 20.08.13 11:35, w całości zmieniany 1 raz
- Cześć wszystkim. Przysiadła się do Elsie i Ambroge'a jakby nigdy nic. Woda ściekała jej z włosów a za duża szata zakrywała ją od stóp do głów. Rozciągnęła się na swoim materacu, po czym unosząc się na łokciu spojrzała na obydwoje. - Co macie takie miny? Ktoś umarł? Zapytała ze śmiechem spoglądając na nich. Nikt nie umarł. Cholera. Najbliższe zwłoki to najwyraźniej ona. Cholera... - Elsie, Twój chłopak zasugerował mi lekko, że mam dziwne nawyki. Nie moja wina, że szkoda mi było żeby najnowsza bielizna od CK walała się po brudnej podłodze. W ogóle to chyba widziałam tego Twojego kolegę. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale zniknął mi z oczu, myślałam, że wszedł do łazienki ale.. chyba się gdzieś ulotnił. Zagryzła na chwilę usta, szukając czegoś w torbie. Podniosła ów przedmiot po czym schowała go ponownie. - Marzę tylko o tym by łyknąć trochę napoju Bogów, ale zaraz pewnie przyjdzie ta blond.. - tu przymknęła się na chwilę, wywróciła oczami. - No, pochwalę się, że zarobiłam szlaban co sobotę przez najbliższy miesiąc. Cudownie. Następnym razem narzygam na nią, ciekawe co dostanę za to? Dziesięć punktów za buty, pięćdziesiąt jeśli trafię na włosy. Zaśmiała się cicho po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. - Boże, jak tu nudnooo. Przeciągnęła ostatni wyraz po czym walnęła się na materacu gapiąc się tępo w sklepienie. Niech to wszystko się skończy, chciała już wyjść, sztachnąć się dymem i wypić parę drinków. Tak, tego jej było trzeba.
Przez sekundę myślał, że się pomylił i że to nie jest wcale Laura, z którą rozmawiał przez cały wieczór o mordercach, duchach nawiedzających kurtki i narządach, ale tylko przez sekundę, bo halo, tak ładna dziewczyna, i jeszcze taka zabawna, i która tak ślicznie się uśmiecha, jednak zapada w pamięć i po tej sekundzie zwątpienia Caleb już się domyślił, że podała mu jakieś randomowe imię zamiast własnego, co wcale nie było takie głupie, zwłaszcza że nikt by się nie zdziwił, gdyby okazał się psychopatą, jakimś Calebem Zrobię Koreczki Z Twojego Mózgu Na Swoje Przyjęcie i uśmiechnął się niemrawo, gdy już cały ten jej szalony plan wyszedł na jaw. Mimo to przez następną sekundę rozważał obrażenie się. Albo i mniej niż sekundę, bo takie obrażanie się byłoby kompletnie bez sensu. Sam mógł wpaść na to, żeby podać jakieś inne imię. I po tych jakże długich dwóch sekundach kwestia tego, czy z Laurą-nie-Laurą wszystko w porządku, czy się trzyma i czy czegoś nie potrzebuje znowu stała się kwestią priorytetową i niemrawy uśmieszek zszedł z jego twarzy, ustępując miejsca zmartwieniu. Wtedy też Laura-nie-Laura odpowiedziała na jego pytanie, ale wcale nie był taki znowu pewien, czy faktycznie nic jej nie jest, chociaż na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie odniosła żadnych poważniejszych obrażeń, to jest: krwi nie było, ale to też jeszcze nic nie znaczyło! Zwłaszcza, że przygryzła wargę w bardzo dający do myślenia sposób. No przecież musiało się coś stać. I, jak się dowiedział, stało wiele. Wiedział, że ktoś zginął, ale nie znał za bardzo tej dziewczyny i chociaż każda śmierć kogoś, kto mieszkał w tym samym zamku była dla niego wstrząsem, to mógł sobie tylko wyobrażać, jakim ta konkretna mogła być wstrząsem dla dziewczyny, skoro najwidoczniej znała ją dużo lepiej niż on. I była tam, gdy to się stało. Nie miał pojęcia, co mógłby jej powiedzieć, chociaż na ogół nie przejmował się tym, jak brzmi to, co sobie papla. Żadne słowa w takich sytuacjach nie są odpowiednie, nawet Loudshoot zdawał sobie z tego sprawę, ale naprawdę bardzo chciał coś powiedzieć, co pokrzepiłoby Australijkę, bardzo chciał teraz zobaczyć jej śliczny uśmiech i z tej bezsilności aż go skręcało, więc w końcu nie wytrzymał i po prostu ją objął i przytulił, bo to wydawało mu się jedynym, co mógłby uczynić. I co tam, że znali się z jednego wieczora, że tak na dobrą sprawę w ogóle się nie znali, no przecież nawet nie wiedział, jak ma na imię, ale CZY TO WAŻNE? Kiedy podszedł do nich jakiś kolo - może go znał, a może nie, nie wiedział, bo się nie odwrócił, żeby zobaczyć, kto to taki - też nie przestał jej przytulić, tylko zanotował w pamięci, że jej imię to Curtis. Ładne.
- Oj uwierz mi, że widziałeś. To, że opuściłeś rok w szkole, nie znaczy, że w tym czasie wszyscy uczniowie się wymienili. W końcu będąc w VI klasie na pewno miałeś lekcje ze Ślizgonami - powiedziałam. (Skoro Abroge opuścił rok i idzie teraz do pierwszej klasy, a Anthony nie opuścił i idzie na drugi rok, to musieliście razem się uczyć wcześniej) Uśmiechnęłam się delikatnie kiedy chłopak stwierdził, że nie ma zamiaru już z gdziekolwiek chodzić. Martwi mnie jednak ten ich sobotni szlaban, a co jak Alex znowu coś odbije. Potem chłopak stwierdził, że w sumie chciał wyjechać na weekend, ale dom nie zając, nie ucieknie... czy jakoś tak. Na pytanie Ambrog'a "Twojego, co?" zarumieniłam się tylko i nic nie powiedziałam, bo w tej samej chwili przysiadła się do nas Alexandre. Spojrzałam na nią starając się pohamować złość. Nie miałam zamiaru się kłócić. - A nic, tylko Ambroge opowiedział mi co wydarzyło się w łazience... - powiedziałam. Kiedy ją wysłuchałam tylko wywróciłam oczyma. Oczywiście, najważniejsze było to, żeby jej bielizna była bezpieczna, a że paraduje nago, to już ją nie interesowało. - Alexandre, wiesz, że cię lubię, ale radziłabym ci raczej nie paradować nago przy... przy moim chłopaku. Jasne? Nie chcę się z tobą kłócić, ale do takich zabaw znajdź sobie innego faceta - powiedziałam spokojnie. Następnie przysunęłam się do Krukona i przytuliłam go jego ramienia. Cóż, zdarza się. Byłam cholernie zazdrosna, ale nic już na to nie poradzę. Mam nadzieję, że Alex po prostu zrozumie i się odczepi. Ta to ma kurde głupie pomysły.
- On powiedział, że nie jesteście razem. Wypaliła prosto z mostu patrząc zdziwiona na dziewczynę. - Poza tym szukał okazji byleby mnie zmacać. Mruknęła pod nosem wydymając wargi. Spojrzała na Elsie po czym wywróciła oczami przewidując jej ewentualną reakcję. - Znasz mnie już ładne parę lat, jak dobrze wiesz, to było nic i nawet nie zwróciłoby mojej uwagi w kartotece z podpisem "głupstwa Alex". Wywróciła oczami po czym zmrużyła oczy i przekręciła się na bok zakrywając kołdrą po szyję. Odnalazła wzrokiem Ambroge'a po chwili zaś rzuciła w niego jego szatą, już całkowicie suchą. - Dzięki. Posłała mu jeden ze swoich uśmieszków jednak widząc jego dziwną minę szybko zsunęła kołdrę. - PRZEBRAŁAM SIĘ. Westchnęła wywracając oczami. Ale z niego kretyn. Chyba nawet on sam dobrze nie wiedział czego chce.
Dopiero po rozejrzeniu się po Wielkiej Sali i skontrolowaniu tego co tutaj się dzieje spostrzegł gdzieś w tłumie Cornelie. Z dziewczyną bardzo dobrze ostatnio spędzał czas. Ale jak na razie nie było to nic niestosownego, po prostu stali się przyjaciółmi, a czy coś więcej? Niby Max rozstal się z Gwen, o miłostce Lucy nie wiedział więc chyba nic nie stało na przeszkodzie, prawda? Lucy najwyraźniej obawiała się tego, że Gwen będzie na nią zła, to bylo oczywiste. Były przyjaciółkami, wiele czasu spędzają ze sobą i wcześniej jeszcze do tego grona dołączał Max i wiele razy wyprawiali coś czego się filozofom nie śniło i to miało się skończyć? Chyba tak. Gwen pewnie szybko nie przejdzie, nie chciał ją ranić swoja obecnością, dlatego na razie dawał sobie spokój i przede wszystkim jej dał spokój, aby sobie od niego odpoczęła. - Chyba tak... - powiedział na wzmiankę o szczęściu. Kompletnie nie wiedział co takiego się stało w Wielkiej Sali czy ponoć w pociągu, ale nie miał zamiaru do tego mknąć i za wszelką cenę się dowiadywać, bo wiedział, że takie pogłoski szybko się rozchodzą i w końcu chcąc nie chcąc dowie się. - Ok. - mruknął jedynie a dziewczyny już obok niego nie było. Poleciała po te materace. Noc w Wielkiej Sali. No chyba sobie żartowali. Nie chciał tutaj spać, to miejsce jest wyłącznie od jakiś ceremonii, od jakiś imprez, śniadań i kolacji, a nie od spania. No ale niestety nikt nie mógł się temu sprzeciwić, dlatego Max siedział cicho. - Wydaje mi się, że tak. Nowy rok, nowe nadzieję, przyjaźnie... - spojrzał w sufit i położył się na tym materacu. Wydawało się być fajnie, ale wszystko jak to mówią okażę się w praniu.
Krukon ułożył się wygodnie na materacu i przykrył kocem. Spoglądając w niebo próbował zasnąć, choć tak naprawdę wsłuchiwać się w dźwięki i słowa docierające do jego uszu. Gdy jakiś Ślizgon wparował do Sali i zaczął wykrzykiwać coś o swoim bracie i atakować oskarżeniami dyrektora Elijah podparł się łokciami by obserwować całe zajście. Po części dlatego, że współczuł chłopakowi; po części z ciekawości. Ten człowiek ma dużo racji. Po ataku na balu środki ostrożności powinny zostać wzmożone, i to bardzo. Czujność dyrektora została uśpiona w Japonii. Teraz gdy w pociągu zginęła uczennica i jedna z pracownic szkoły, trzymają nas tutaj. Zebranie wszystkich w jednej Sali nie pomoże w niczym. Mam nadzieję, że to siedzenie tu i czekanie ma jakiś wyższy cel, niż tylko spędzenie tu noc i powrót do dormitoriów. Chłopak jeszcze raz zerknął na dziewczynę leżąca obok. Prawdopodobnie dobił ją stres. Kolejne zamieszanie wprowadziły pielęgniarki. Krzątały się, biegały, rzucały zaklęciami w tego i tamtego. Gdy tylko jakaś spojrzał na niego pytająco, kręcił głową z zaprzeczeniem. Nie potrzebował pomocy. Choć nadal dotyk wywoływał ból to było już zdecydowanie lepiej niż w pociągu. Elijah zaczął wypatrywać wśród uczniów tego jednego, który wpadł do ich przedziału i prawie zmasakrował głowę Francuza. Swoją drogą, musiał być niezwykle zręczny, że prawie pozbawić przytomności Krukona a samemu nie odnieść większych obrażenie. Wszak zderzyli się przecież głowami. Taka sytuacja była jedną z tych, które charakteryzował dawny, zwykły Hogwart. Jakiś rozwydrzony pierwszo- drugoroczniak szaleje i przez niego cierpią ci starsi. To takie przyziemne. Tymczasem jednak wrzawa ucichła, a nauczyciele zaczęli rozdzielać większe grupki. Nadszedł więc czas by odwrócić się na drugi bok i iść spać. Oby to siedzenie tutaj miało jakiś większy sens. Elijah ułożył się wygodnie twarzą w kierunku Puchonki. Zamknął oczy i rozluźnił mięśnie twarzy. Jeśli widać było jakieś napięcie na jego czole to ono właśnie zniknęło. Zasnął. Szedł korytarzem w swoim domu na wyspie Riou. Minął obraz swoich dziadków oraz obraz ze ślubu rodziców. Kierował się do wyjścia. Po drodze zajrzał do kuchni. Wyglądało to jakby zatrzymał się tam czas. Napięcie i zdziwienie na twarzy jego matki, obok zawisł w powietrzu spadający talerz. Ojciec brał właśnie łyka kawy czytając gazetę. Monastra (siostra) rozłożył się w fotelu czytając „Cierpienia Młodego Krukona”. Zegar naścienny zamarł. Nie zdziwiony tym stanem rzeczy ruszył dalej. Wyszedł na zewnątrz, spojrzał w morze. Rozległ się dźwięk tłuczonego talerza. Elijah zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Gdy je otworzy stał w centrum Marsylii. Hałas, mugole, samochody, zgiełk. Ktoś za nim zawołał jego imię. Obrócił się. Był na korytarzu Hogwart Expresu. Wszędzie krew –na ścianach, oknach, drzwiach do przedziałów, podłodze. Kilka zmasakrowanych ciał porozrzucanych niedbale. Martwa cisza. Warczenie. Wilkołak na drugim końcu korytarza. Biegnie w jego stronę. Stacze i wysuwa pazury. Jest już cal od niego –warczy przeraźliwie głośno. Chłopak zamyka oczy. Cisza. Pokój wspólny Ravenclawu. Przez wejście główne wlewają się pierwszoroczniacy. Wśród nich on. Jego pierwsza noc w Hogwarcie. Siedem lat temu. Dokładnie siedem lat. Jakie wtedy wszystko było proste i rozluźniające. Pobudka! Chłopak otworzył oczy i podniósł się. Nadal był lekko nieprzytomny a jedyne co zrozumiał to to, że mogą już stąd iść. Podniósł się i skierował do wyjścia. Starał się opanować swój chwiejny krok. A więc spędziliśmy noc w Wielkiej Sali tylko po to by rano ją opuścić. To nie zapewni nam bezpieczeństwa, panie dyrektorze. Po co to było? Nieważne. Olać to wszystko. Elijah ruszył do łazienki chłopców by wziąć prysznic. Nie wiedział jeszcze co potem. To, że w tym momencie miał cel wystarczyło. Przekroczył próg zostawiając wszystkich i wszystkich za sobą. [zt]
Czuła się dziwnie leżąc obok Maxa, było zdecydowanie inaczej nić zawsze. Nie pomagała wcale myśl, że nie ma tutaj Gwen i ona nic nie widzi. Jednak był jeden problem. Lucy nawet nie wiedziała jak zwrócić na siebie uwagę Maxa. Chrząknęła i przekręciła się na bok. -Już spotkałeś dziewczynę, która mogłaby zastąpić Ci Gwen?-dopiero po chwili skapnęła się, że zadała mu to pytanie. Zrobiła skwaszoną minę i schowała twarz w kocu. Zdecydowanie coś kiepsko jej idzie, a nigdy nie miała problemu w zwróceniu na siebie czyjeś uwagi. -Wybacz, że o to pytam, ale moja ciekawość jest odrobinę silniejsza-powiedziała nadal chowając twarz w kocu, więc nie była pewna czy dobrze ją zrozumiał. Twarz jej ze wstydu płonęła.
- Co? Czemu tak uważasz? Nie szukam dziewczyny na siłę, tylko dlatego, że Gwen ode mnie odeszła. Jeśli znajdzie się ktoś interesujący na pewno o tym będę wiedział. - powiedział do niej i lekko się uśmiechnąl. Trochę go to obraziło, bo jednak poczuł się jak ostatni śmieć. Chyba każdy wie dlaczego. Dziewczyna uważała, że jest aż takim dupkiem, żeby od razu szukać sobie dziewczyny? Owszem, poznał Corin i podobała mu się zresztą nie od dzisiaj, ale nie będzie na pewno na siłę z nią chodził, jeśli pojawi sie prawdziwe uczucie to tak, a na razie może i czuł coś do gryfonki, ale na pewno nie byla to wielka miłość, być może to się zmieni, ale wszystko się okaże w dalszym życiu Maxa. - Ale ok, jeśli chcesz wiedzieć to Ci mówię, że nie. Nie mam nikogo. - powiedział do niej nadal leżąc twarzą skierowaną w sufit i spoglądał na jego magię.
Jej pytanie zdecydowanie zabrzmiało nie tak jak powinno. -Nie chciałam aby to tak zabrzmiało, ja...-zamknęła usta i przez chwile nic nie mówiła-Chciałam tylko wiedzieć, a raczej ja chciałam wiedzieć, czy mam... czy ja mam... nie ważne-zaczęła plątać się w tym co mówi. Nie miała odwagi powiedzieć mu, że chciała wiedzieć, czy ma jakieś szanse. Położyła się na plecach starając się ignorować radość rodzącą się w jej sercu. Nawet jeśli jej pytanie dziwnie zabrzmiało, to jednak na nie odpowiedział. Był sam.