Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Miłej podróży!
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro Sie 14 2013, 11:27, w całości zmieniany 1 raz
Tym razem Mia była bardziej gotowa na to, co się działo, niż podczas balu, chociaż wtedy przez cały wieczór trzymało się jej dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego. Widocznie to, co wtedy widziała, co stało się w Wielkiej Sali, przełamało pewne bariery w jej głowie i tym razem była gotowa, by spełniać swoje powinności, żeby nie stać bezczynnie, jak poprzednio. - Lumos - szepnęła, wychodząc za Clarą na korytarz. Dłoń dzierżąca różdżkę drżała, zdradzając jej zdenerwowanie. Sama nie wiedziała, czy się boi. Na pewno bała się o Clarę, o Jossie, o ile w ogóle jechała pociągiem, Philippe'a, Fabiano... ale chyba nie bała się o siebie. Działała przez to mechanicznie. Jej umysł osiągnął ten błogi stan, w którym myśli nawet się nie formowały, od razu przechodząc w czyny, a wszystko, co wcześniej je zaprzątało, wyparowało w jednej sekundzie. Spojrzała na oddalające się plecy Clary i ruszyła za nią szybkim krokiem, schylając się, by żadne z zaklęć latających po korytarzu w nią nie ugodziło. Zaglądała po kolei do każdego z przedziałów, chciała dotrzeć tam, gdzie jej pomoc była najbardziej potrzebna. Zatrzymała się przy drugim przedziale z kolei. - Finite incantatem, finite incantatem! - wykrzyknęła, celując w ruchome piaski, a później w węża, jednocześnie wchodząc do przedziału i prostując się. Jej wzrok biegał od jednej osoby dodrugiej, licząc je naprędce. - Czy wszyscy są cali? Czy ktoś jest ranny? - spytała, a głos drżał jej przy tym mimowolnie.
Milczał przez długi czas, ciesząc się, że Cornelia nie zapragnęła prawić mu morałów albo przynajmniej otwarcie okazywać mu pogardy, bo nie zniósłby tego przez te kilka godzin podróży. Wsłuchiwał się mimowolnie w leniwie płynącą rozmowę osób z przedziału. Jakiś uczniak wpadł nagle z szczurem, który wywołał chwilowe zamieszanie i piski dziewcząt, ale nic nie wskazywało na to, by nagle miał zapanować PRAWDZIWY zamęt. Ktoś wpadł do przedziału, jakaś zamaskowana postać. Nawet nie zdążył zareagować, a już zapadał się w podłogę. Różdżka była poza zasięgiem jego rąk. Spadł z kanapy. Zauważył, że Ambroge również się zapada. W panicznym ruchu złapał się za brzeg siedzenia i całą siłą spróbował wyciągnąć. Pot wystąpił na jego czoło, a z ust wyrwał się jęk, gdy próbował pokonać magiczny piasek, ciągnący go w dół, niczym bagno. Udało mu się wyciągnąć o zaledwie kilka centymetrów i uświadomił sobie, że nie pokona tak wielkiej siły, że potrzebuje różdżki, której nie ma. Nikt też nie mógł mu za bardzo pomóc, bo każdy miał swoje własne problemy na głowie. - Ambroge! Masz różdżkę?! - krzyknął tylko, ale zanim krukon zdążył mu odpowiedzieć, znów wpadł ktoś do przedziału. Aaron spojrzał w kierunku dziewczyny i uchylił usta. W pierwszej chwili sądził, że to kolejny atak. A może tym razem wybawienie? Poczuł, jak nagle wyskakuje z podłogi. Łupnął na twardą posadzkę pośród drobinek piasku, których nie udało się zlikwidować zaklęciem. Wstał z jękiem, otrzepał się i szybko wyciągnął różdżkę z bagażu. Zacisnął na niej palce i dopiero wtedy spojrzał na osobę, która weszła do przedziału. Mia. - Hej! Co tu się kurwa dzieje? Jakieś głupie żarty? - Zmarszczył brwi. - Zaraz im pokażę, z kogo nie wolno żartować. - Spróbował przecisnąć się obok dziewczęcia, które tarasowało wyjście z przedziału.
Czy dowiedziała się czegoś interesującego? Nie bardzo. Szczerze mówiąc mało ją obchodziło pochodzenie rozmawiającej dwójki. Na nieszczęście tą nudę przerwał jakiś szczeniak który sprowadził z sobą szczura. -Auu!!- wrzasnęła, gdy gryzoń wyrwał jej trochę włosów i już chciała się rzucić na gówniarza i dać mu nauczkę, gdy ten sobie poszedł. Pięć sekund później zgasło światło, a pociąg stanął. Żeby nie przywalić głową w osobę na przeciwko chwyciła się kolan chłopaków (Aarona i Ambroga) po obu jej bokach. Chwile później ktoś wpadł do przedziału i zaczął rzucać we wszystkich zaklęciami. Odruchowo się skuliła, chcąc uniknąć swojego, ale nic się nie wydarzyło. Za to usłyszała krzyk Aarona. Chwyciła swoją różdżkę, mruknęła "Lumos" i zobaczyła, że Aaron, Piątek i ta studentka zapadają się w podłogę, a do tego jakiś wąż atakuję zapadającą się dziewczynę. Nie zdążyła nawet poszukać w pamięci jakiegoś przeciw zaklęcia, gdy drzwi znów się otworzyły i ktoś zaczął już unieszkodliwiać pułapki. -Aaron! Czekaj!- zawołała i chwyciła go za rękę ciągnąc do tyłu.- Nie słyszysz? To wilkołaki!- Powiedziała wsłuchując się w gwar na korytarzu. Ponad wrzaskami i piskami przebijały się złowieszcze warknięcia Lunarnych.
- To wcale nie są żarty. To bardzo poważna sytuacja - powiedziała twardo do Aarona. Wydźwięk siły w jej głosie uspokoił ją samą. Drżenie rozeszło się wniewyczuwalną częstotliwość, a w rozgrzaną emocjami twarz uderzyło ją chłodne powietrze. Kiedy Lawyers spróbował przepchnąć się obok niej, położyła dłoń na jego piersi i stanowczo wepchnęła go na powrót do przedziału, w czym pomogła jej jeszcze Gryfonka, Karin, również dążąca do zatrzymania wyrywającego się do bicia Krukona w przedziale. - Nikt się stąd nie rusza - zarządziła, z naciskiem wypowiadając każde słowo; najpierw spojrzała znacząco na Aarona, a potem przejechała spojrzeniem po reszcze uczniów obecnych w przedziale. - Na zewnątrz jest niebezpiecznie. Sytuacja zostanie opanowana, a wy zaczekacie do tego czasu tutaj. Nie panikujcie. Czy ktoś jest ranny? - ponowiła pytanie. Praedopodobnie sama mogłaby dostrzec krew, ale obraz zamglił się jej przed oczami, czarne plamki zaczęły wirować dookoła niej, a krew odpłynęła z twarzy. Odetchnęła głęboko. W tym samym komencie pociąg ruszył, szarpnąwszy lekko wszystkimi obecnymi; Ursulis przytrzymała się ściany, wsłuchując się w polecenie niesione echem z korytarza. - Słyszeliście. Wkładajcie szkolne szaty. I nie panikujcie.
Chwilę po tym jak pociąg stanął a wszędzie zrobiło się ciemno, chłopak stracił kontakt z rzeczywistością. Ból w bocznej części głowy nasilił się. Elijah przyłożył rękę do tego miejsca a przynajmniej tak mu się wydawało. Świat zaczął się kręcić a jemu samemu zrobiło się niedobrze. Nie rzygaj. Sam nie wiedział, że to była jego myśl czy ktoś w przedziale to powiedział. Wyjrzał przez okno i zauważył przelatującego smoka, który pomagał mu wesoło ogonem. Nie... To nie było okno to była ściana. Cały przedział, cały pociąg był ze szkła. Z metalu. Z plastiku. Z piasku. Co się dzieje? Zaraz... piasek. A może piesek? Nie, piasek. Czemu ludzie w wagonie ze szkła zapadają się w piasku? To bez sensu. Wąż. A może to jednak piesek? Moja głowa. To zdecydowanie była jego myśl. Francuz nie miał pojęcia co działo się z jego ciałem ale miał wrażenie, że opadł na siedzenie choć trzymał pion. Gdzie ten wężopiesek? Nie ma go! Pojawił się ktoś nowy. Czy wszystko w porządku? -Oui... -...tylko trochę mi niedobrze. Tej drugiej części nie udało mu się powiedzieć. Tylko pomyślał. Oparł się wygodnie o siedzenie i odprężył. Przynajmniej te wężopieski nie biegają już po przedziałach i nie hałasują. Kto by pomyślał... tak hałasować. Władze Tybetu powinny się tym zająć. Odpłynął.
Rozmowy ludzi siedzących w przedziale jakoś bardzo go nie obchodziły.. Nie teraz, kiedy rysował! Kiedy miał wenę! Już kończył swoje nowe jakże fantastyczne dzieło, gdy nagle do przedziału wpadł jakiś uczeń, w poszukiwaniu gryzonia. Zrobił on nie małe zamieszanie, „atakując” jego współtowarzyszy w podróży. Na szczęście szybko poradzili sobie z tym problemem. Ponownie wrócił do rysowania, a w jego głowie rodził się pomysł na kolejny rysunek. Ależ ta podróż obfitowała w pomysły.. Zanim jednak zabrał się za skończenie obecnego, a co dopiero rozpoczynanie kolejnego dzieła, w całym przedziale zrobiło się dość ciemno. Wpadła tam jakaś zamaskowana osoba. Dziwne.. Czyżby nauczyciele chcieli w jakiś sposób zemścić się na uczniach, za jaja w Japonii? Nie zapowiadało się na to, bowiem osoba, która tu wtargnęła rzuciła kilka zaklęć na raz. Pechowo to, które było wycelowane w niego, zadziałało. Po chwili zapadał się w jakiś dziwnych ruchomych piaskach. Usłyszał tylko pytanie Lawyersa, czy ma różdżkę. Odruchowo sięgnął do buta, w którym ją trzymał. Niestety, spowodowało to jeszcze głębsze zanurzenie w tym dziwnym bagnie. Na szczęście pojawiła się jakaś dziewczyna, która zdążyła ich uratować. Prawdopodobnie była Prefektem. Zabroniła też wychodzenia z przedziału. – Przepraszam. Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu się do cholery wyprawia?! – Zapytał wyraźnie wkurzony, widząc iż nie chce im udzielić żadnych informacji. – I co na Merlina chodzi z tymi Wilkołakami?! – słyszał, jak mówiła o nich Karin. Gdy on kończył szkołę, uczył się o nich tylko na lekcjach. Czyżby stanowiły jakieś zagrożenie? Hogwart naprawdę aż tak zmienił się w ciągu tego roku
Naprawdę gorzej się poczuła. Nie stała jakoś specjalnie pewnie na nogach i prawdopodobnie kiedy oparła się, by złapać równowagę, Aaron przemknął obok niej na korytarz. Sama nie wiedziała, w którym momencie, nawet mówiła do niego, kiedy był już nieobecny. - KURWA, GDZIE ON POLAZŁ? - wyrwało jej się, bo halo, była prefektem, była teraz odpowiedzialna za ich bezpieczeństwo, była osobą, która ma zmniejszyć jakiekolwiek ryzyko doznania przez nich krzywdy ze strony wikołaków, A TAKI AARON SOBIE UCIEKA NA KORYTARZ I NIC Z TEGO NIE ROBI A CO JEŚLI COŚ MU SIĘ STAŁO? Mia w pierwszej chwili chciała iść za nim, przyprowadzić go z powrotem i przywiązać czymś do siedzenia, już nawet prawie to zrobiła, ale rozproszył ją Ambroży. - Boże... zrób o co jesteś proszony, nikt nie pozostawi cię w nieświadomości w nieskończoność, ale WSZYSTKO W SWOIM CZASIE, a teraz nie czas na opowieści! - powiedziała, ze zdenerwowaniem machając rękami. Wtedy też dostrzegła Krukona, który wyglądał, jakby mdliło go wyjątkowo bardzo. - MATKO, NIE MDLEJ PROSZĘ NIE MDLEJ! - Z okrzykiem rzuciła się, by mu pomóc. Pochyła go, tak, że znalazł się głową między swoimi kolanami, żeby krew dopływała do głowy i takie tam. - NIECH NIKT WIĘCEJ NIE WAŻY SIĘ STĄD WYJŚĆ, BO JEŚLI PRZEŻYJE ATAK, BĘDZIE MIAŁ DOCZYNIENIA KURWA ZE MNĄ! - ech, niekrzycząca Mia była zamierzchłą przeszłością, niestety. - Ubierajcie się w szaty - ponagliła ich.
Wrócił. To było jak wynurzenie spod wody przed utratą przytomności. Pierwszy oddech - pierwszy przebłysk świadomości. Niewiele pamiętał ze swoich poroniony wizji. Chłopiec, szczur... Z czego ten mały imbécile miał głowę. Głowa... Boże jak boli. Pociąg staje, ciemność, wilkołaki, krzyki, warczenie, zaklęcia, słowa. ...będzie miał do czynienia, kurwa, ze mną... Elijah rozejrzał się po przedziale. Pociąg stoi. Jesteśmy na miejscu. To pociąg w ogóle ruszył? Merde! Chłopak wstał i zachwiał się. Rozłożył lekko ręce i zamarł w bezruchu. Stoję. Rozejrzał się za swoją torbą. Leżała tam gdzie powinna. Chwycił ją i zastanowił się co powinien zrobić dalej. Szkolne szaty. Znalazł ją obok swojego dawnego miejsca. Wisiała przy Amelii. -Désolé -powiedział pochylając się obok Krukonki by chwycić szatę. Narzucił ją na siebie i chwiejny krokiem skierował się w stronę wyjścia z przedziału. Trzymał się za głowę lecz po wyjściu z przedziału puścił. -Adieu -rzucił tylko na pożegnanie i opuścił ich. Wszystko co zrobił, robił półświadomie. [z/t]
Lekko otępiała siedziała na podłodze nie rozumiejąc kompletnie co się dzieje. Huki, trzaski... Krzyki. I wciąż ten dźwięk świdrujący w jej uszy. Ktoś wpadł do przedziału. Uniosła głowę spoglądając na ów osobę i mając nadzieję, że ma ich ona stąd wyprowadzić. Jednak pomyliła się i to bardzo. Wyjęta różdżka nie miała im pomóc. Miała sprawić jeszcze większe przerażenie. I tak oto zaraz przed nią pojawił się wąż. Z reguły lubiła je, ale nie gdy jest tak duży i gdy pełznie w jej stronę sycząc i prężąc kły. Sięgnęłaby po różdżkę, ale nie mogła. Nadal była sparaliżowana strachem. Cholera jasna, co tu się do jasnej anielki dzieje! Ktoś w końcu użył Lumos i to był punkt zwrotny. Przesunęła się bardziej w stronę przedziału i chciała złapać za różdżkę, ale... Prefekt wszedł do ich przedziału i szybko rozwiązał ich problemu. Wstała z ziemi otrzepując ubranie. Przewróciła uwagę widząc jakże beznadziejnie głupie wyczyny Aarona. Wolała ich nie komentować. Palant. Na szczęście został powstrzymany, a pociąg chwilę później ruszył. Kiwnęła głową słysząc komendę. Wzięła swoją schowaną gdzieś obok walizki, w kieszonce szatę i przybrała ją na siebie. Westchnęła widząc, że jest trochę postrzępiona i nie najnowsza, ale to nic nadzwyczajnego. Pasowała jej do trampek, w jednym z których znów spoczywała różdżka. I gdy tylko była taka możliwość wyszła z pociągu nie patrząc już na nikogo. To, co stało się w tym przedziale nie było warte rozmowy z nikim poza dyrektorem. [z/t]
Aaron gdzieś uciekł, Pani Prefekt krzyczała i wyklinała, a Ambroge widocznie nie był w wtemacie. Na dodatek pociąg znowu ruszył, a Miszcza kart nigdzie nie było. -Ambroge, podobny atak miał miejsce na imprezie u Melody, ale ty się cześniej zmyłeś. Tyle że tam był tylko jeden wilkołak, a tutaj jest ich chyba cała zgraja. Hogwart zmienił się przez ten czas kiedy ciebie nie było.- Mowiła szybko, ale spokojnie wyciagajac szatę z kufra i zakładając ją na mugolski strój. Po kilku minutach pociąg stanął, dojechali do Hogsmeade. Z ponurą miną wyszła z pociągu wypatrując wszędzie zaginionego kurkona. No co? W końcu to był jej kolega! Martwiła się! [zt]
Ostatnio zmieniony przez Karin Cortez dnia Nie Sie 18 2013, 16:59, w całości zmieniany 1 raz
Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko, najpierw ten okropny szczur, gdzie ktoś ewidentnie zaczął robić sobie z nich jaja, a później Wilkołak. "Pracę" Wilkołaka, mówiąc szczerze, zrozumiała. Sama kiedyś bardzo mocno chciała do nich należeć, teraz może ta chęć zniknęła, jednak, gdyby nadarzyła się okazja.. kto wie? Jej poglądy na ten temat się nie zmieniły. Oczywiście, nikomu nie wyrażała ich na głos, łatwiej było je ukrywać i przytakiwać na wszystkie bzdury, które mówili inni. Gdy wszystko powoli się rozwiązało, po niedługim czasie pociąg się zatrzymał. Amelia zdenerwowana wysiadła z przedziału, nie żegnając się z nikim. Czas stawić czoła ostatniej klasie Hogwartu!
Dzisiejszy dzień, dzień powrotu do Hogwartu, może stać się lepszy tylko z jednego powodu - wreszcie udało Ci się zająć wymarzone miejsce przy oknie! Bądź panem własnego losu - zajmij miejsce w przedziale jako pierwszy, daj sobie możliwość wyboru!
Przedział zajmują: ● Xavier Y. Zoellis ● Mila F. Zoellis ● Flora Selene Lyons ● Rience Hargreaves ● Quincey Quentin Jarvis ● Melody Avril Blackthorne ● Xavier Sol ● Shane Vicious Villadsen
Pomyślałby kto, że ktoś w ogóle cieszy się z powrotu do szkoły. Większość dzieciaków wcale nie wyczekuje pierwszego września, woląc spędzić więcej czasu na słodkim lenistwie, ale Hargreaves jest chyba tym typem człowieka, którego nie obowiązują jakiekolwiek przyjęte przez większość społeczeństwa reguły. Był podekscytowany możliwością powrotu do zamku, głównie dlatego, że w zeszłym roku udało mu się natrafić na kilka tajnych przejść, które podczas tego roku zamierzał dokładnie zbadać i być może odkryć ich więcej. Do pociągu wsiadał z prawdziwą przyjemnością i przez chwilę szukał swojego przedziału, ale na szczęście nie było to wcale takie trudne. Wślizgnął się do środka i tak jak chciał, zajął miejsce przy oknie, sadowiąc się wygodnie, gdy już wrzucił swój bagaż nad siedzenia. Ciekawe czy trafi na jakichś interesujących ludzi. Miło byłoby poznać kogoś nowego!
Flora oczywiście była przeszczęśliwa, że mogła w spokoju wrócić do Londynu. No przynajmniej we względnym spokoju. Na nic innego nie liczyła, ani tym bardziej nie czekała, bo przecież jakby nie patrzeć, dla niej ważne było to, że zobaczy Math, Emrysa, Fabiano, nawet cieszyła się z widoku tego idioty Floriana. Jedyną przeszkodą jaka stanowiła jej ten "względny spokój, ciszę i rozważania", to współlokatorzy przedziału, w którym miała się znaleźć. Zatem kiedy już w końcu odszukała swój upragniony numerek IV, wzięła głębszy wdech i... Wparowała z impetem do środka, zakleszczając się pomiędzy drzwiami, bo przecież walizkę miała całkiem sporą i gdyby nie to, że była totalnie niezdarna to nawet nikt nie zwróciłby na nią uwagi. Całe szczęście w przedziale był tylko... O, boże. Nie. To się nie dzieje naprawdę, to po prostu nie może spotkać Flory. Taki pech. Taki przekręt losu. Dlaczego wylądowała twarzą pod nogami... Jakiegoś przystojnego kolesia, którego urok działał na nią nadzwyczajnie dziwnie. Dopiero gdy się wyzbierała z ziemi, wywróciła na swój charakterystyczny sposób oczami, machnęła mu przed nosem ręką, a finalnie wreszcie zapakowała swój bagaż, usiadła gdzieś dwa siedzenia dalej. Odwróciła nawet głowę do okna, byleby jej nie zauważył, albo sprawiał wrażenie osoby, która jej nie zauważa. To byłoby przykre, gdyby tak zaczął się z niej nabijać. To przecież nie jej wina, że ma koślawe nogi i niezbyt zgrabne ręce, a wszystko czego się chwyci nie zamienia się w złoto, tylko w masę problemów. No i tak siedziała, machając nieco nogami naprzemiennie, a zaraz potem odwracając się w końcu w stronę nieznajomego chłopaka, by chociaż powiedzieć durne: -Prze... Prze... Prze... Prze... Kurczę, no. Przepraszam. -Uff, nie było tak źle. Tylko cztery zacięcia, ostatnio było ich aż siedem.
Quincey nie chciał wracać. Indie były takie magiczne, takie inne, takie... Niezwykłe! Spokojne. Tam można było odpocząć. Albo się pobawić, jeśli kogoś naszła taka chęć. No, a już szczególnie w święto Holi, które było niesamowite. Nawet największego introwertyka, stroniącego od tłumów, można było przemienić w tańczącego i śpiewającego ekstrawertyka! Coś niesamowitego. Kiedy ostatni raz spojrzał na swoją łódź, nawet łezka zakręciła się w jego oku. Trzeba wracać. Westchnął wtedy ciężko, chwycił plecak i ruszył w drogę powrotną. A teraz stał przed Hogwarts Express. Czeka go kolejny rok nauki, który w gruncie rzeczy, nie był mu taki straszny. Lubił tą szkołę, lubił jej klimat i tamtejszych ludzi. Czuł się w Hogwarcie dobrze. Przywołał więc na twarz promienny uśmiech i postawił pierwszy krok na podłożu pociągu, kierując kolejne w stronę przedziału czwartego. Uśmiechał się w geście powitania, do znajomych, których mijał, przechodząc przez dość długi korytarz, aż dotarł do odpowiedniego peronu. Jego upragnione miejsce przy oknie było już zajęte, ale niespecjalnie się tym przejął. - Cześć. - Rzucił wesoło i kładąc sobie plecak na kolana, usiadł koło dziewczyny, którą pamiętał ze święta Holi. W końcu to dzięki niej tak dobrze wychodziło mu śpiewanie piosenek, nawet, jeśli ich nie znał. A to z kolei za pomocą zielonego proszku, którym właśnie ta dziewczyna go obrzuciła. Posłał jej lekki uśmiech, jakim obdarzył również siedzącego w przedziale chłopaka, który chyba również był Krukonem, aczkolwiek nie znali się. - Quincey jestem. - Powiedział, nie chcąc wychodzić na jakiegoś niekulturalnego gbura, po czym pogrążył się gdzieś tam w swoich myślach. Po chwili, czując, że chwyta go już głód, wyjął z plecaka kanapkę i tak, jak to miał w zwyczaju, pochłonął ją, a nie zjadł.
Gdyby miała tak szczerze wyrzucić z siebie, co na temat powrotu myśli – milczałaby i udawała, że zastanawia się nad jakąś iście kąśliwą uwagą, w rzeczywistości zastanawiając się, po co właściwie to robi. A tak – miała brata. Brata, który jak ślepy samiec foki nie odnalazłby się w towarzystwie stada bez zebrania solidnego wpierdolu za charakter. W to przynajmniej wierzyła w głębi serca. Nawet nie szykowała się z jakąś werwą nastolatki jadącej pierwszy raz poza granicę kraju. Ok, wakacje całkiem przyjemnie spędziła w domu, poczytała nieco i podenerwowała się, jak każdy normalny człowiek. Ba, nawet nawiązała przelotną znajomość z jakimś młodszym chłopaczkiem dla zrozumienia, jak powinna sobie radzić w szkole tym razem. Gdy więc przesuwała się z wolna po korytarzu, dzierżąc w łapce karteczkę z numerkiem, rozglądała się dookoła omijając wzrokiem tylu ludzi, ilu tylko jej się udawało. Bardzo nie chciała zostać zaczepiona w miejscu, gdzie czułaby się bezbronna jak mała myszka. Z niemałym westchnieniem ulgi stanęła w drzwiach przedziału, zapuściła żurawia do środka i zaklęła bardzo brzydko w myślach. Spodziewała się ujrzeć tam jedyną osobę, której mogłaby oczekiwać (W końcu Charles kazał jej pilnować, nie? Przerąbane.) a w prezencie dostała trzy nieznajome twarze kontemplujące widok za oknem bądź siebie nawzajem. Niby jeszcze nie tłum, ale ludzi i tak jak mrówków. Zupełnie, jakby ktoś rzucił darmowe fasolki na siedzenia i obiecał, że co godzinę dorzuci jeszcze po żabie. Dygnęła ładnie i lekko skinęła głową, bezgłośnie artykułując „dzień dobry”, po czym wsunęła się do środka, ze szczękiem kółeczek u kufra przekraczając drzwi. Nowe twarze… Hahaha, no cóż. Dzień jak co dzień. Przecież nie mogła liczyć na nic innego, jak ponowna próba zakwalifikowania kogoś pod podane imię. Zerknęła to na kufer, to na półki nad głowami, to z powrotem na kloc u swych stóp. Poczęła szukać różdżki, bo jednak wykminiła, że nie jest mugolskim superbohaterem.
Siedział na niespecjalnie wygodnym fotelu, ale mimo wszystko jego entuzjazm wcale nie gasł, chociaż równie mocno nie lubił podróży pociągiem, co tych za pomocą samochodów, bo tak, zdarzyło mu się raz takowym jechać. Niestety nie mugolskim, a zaczarowanym, ale mimo wszystko wcale mu się nie podobał ten brak kontroli w powietrzu. Nad miotłami nie miał specjalnie władzy, dlatego jemu zostawał albo proszek fiuu, albo teleportacja, którą kochał. Odkąd tylko zdobył uprawniający go do teleportowania się papierek, robił to już tak często, że bardzo dobrze wyćwiczył umiejętność znikania i pojawiania się na życzenie. Nie odczuwał nawet teleportacji tak nieprzyjemnie jak niektórzy, mówiący o przeciskaniu się bez tchu przez gumową rurę. On odczuwał raczej lekkie napieranie przestrzeni i nagięcie ram ciała, co było intrygującym przeżyciem, jeśliby nie powiedzieć, że całkiem przyjemnym. Hargreaves pojmował zbyt wiele rzeczy inaczej na nazwanie go normalnym, a teraz jeszcze kontemplował sobie radośnie otoczenie, pozwalając myślom frywolnie hasać. Może by trwał w takim stanie zawieszenia ciała, będąc całkowicie pochłoniętym rozpatrywaniem wyjątkowo go interesujących aspektów indyjskiej kultury, jakiej zaczątki zdołał poznać na wycieczce, gdyby nie to, że ktoś nagle wpadł do przedziału, sprawiając, że mimowolnie lekko podskoczył, wyrwany z zamyślenia. Siłą rzeczy skierował spojrzenie na Florę i może nawet by nie zdziwił się tak nagłym wejściem do środka, gdyby nie to, że wylądowała pod jego nogami. Skierował spojrzenie w dół i zrobił zaskoczoną minę, lecz jak to bywa w kreskówkach, z jakimi mu się skojarzyło jej wielkie wejście, dziewczyna szybko zebrała się z podłogi i uciekła dwa siedzenia dalej. Uniósł lekko brew do góry, aby wyrazić swoje zaskoczenie, ale mimo wszystko nie mógł się powstrzymać, żeby nie odezwać się po jej przeprosinach. - Nie rozumiem za co przepraszasz. Nic Ci się nie stało? - zapytał, kierując w jej stronę spojrzenie swych jasnoniebieskich oczu i taksując ją nim. Nie chciałby, żeby jakakolwiek dziewczyna musiała pierwszego dnia Hogwartu paradować w plastrach, bo padła na podłogę jak tylko weszła do jego przedziału. Mógłby spróbować jej pomóc, gdyby tylko coś jej dolegało. Co prawda nie był w tym jakoś specjalnie dobry, ale postarałby się nie zrobić jej jakiejś większej krzywdy niż ta, z jaką do niego trafiła. Zaraz jednak do przedziału weszły kolejne osoby. Najpierw jakiś chłopak, którego kojarzył co prawda z pokoju wspólnego, aczkolwiek się nie znali, a potem dziewczyna, której zupełnie nie znał, co niespecjalnie było dziwne przy tylu przyjezdnych i fakcie, że on w Wielkiej Brytanii mieszka zaledwie od roku. - Cześć wam. - przywitał się, nie ruszając się ze swojego, jakże cennego, miejsca. - Rience. Dorzucił jeszcze swoje imię, uśmiechając się do nich przyjaźnie, by zaraz z rozbawioną miną spojrzeć na Milę. Jej zachowanie było tak uroczo nieporadne. - Mogę Ci pomóc? - zapytał, wyciągając swoją różdżkę, gotów do wylewitowania jej kufra na półkę, ale i dając jej szansę na odrzucenie jego wsparcia. Nie lubił być natrętnym, gdy nie było takiej potrzeby.
Nie dbała o to, by w dormitorium mieć pod dostatkiem wszystkiego, co przydałoby się nastolatce. Kufer wcale nie był wypełniony po brzegi, a jedynie subtelnie przepakowany, chociaż z powodzeniem zmieściłaby tam jeszcze kilka swetrów, czy kolejną parę butów. Koniec końców była przykładną młodą kobietą i umiała składać rzeczy w ładne, ciasne kosteczki, żeby zaoszczędzić jak najwięcej miejsca. Poza tym, nie posiadała wcale wiele. Kufer tył proporcjonalnie do rozmiarów właścicielki i ani grama więcej. Obmacywała samą siebie, zastanawiając się, gdzie ,na chorego testrala, wcisnęła magiczny kijaszek. Szczeście w nieszczęściu, synonimem wybawienia okazał się być siedzący już w przedziale chłopak. Lekko zlękniona bezpośrednim pytaniem uniosła wzrok, prawie od razu wypuszczając powietrze nagromadzone w płucach i rozluźniając większość spiętych mięśni. Ulala, przystojniaczek. Nie miała przecież pojęcia, że kolega Hargreaves ma w sobie nie tylko urok osobisty, ale i pewną wkładkę z eterycznego przodka. Zadziałał na nią, jak zadziałał i gdyby nie ten niecodzienny fakt, że jest w jakiejś tam części wilem, pewnie potrząsnęłaby szybko głową, roztrzepała zebrane w warkocz, popielate włosy i cichutkim tonem wydukała, że nie ma takiej potrzeby. - Tak, um… Gdybyś był tak miły. Zamrugała, ogarnęła się nieco i odsunęła od kufra, zastanawiając się nad własnym postępowaniem. Trochę skołował ją brak kontroli nad tym, co chciała powiedzieć, dlatego też skarciła się w myślach i szybko zdjęła zaciekawione spojrzenie z chłopaka, w wyobraźni wypalając dziurę w wolnym siedzeniu. Bardzo, ale to bardzo starała się nie podeptać latających nóg Flory, która zdawała się być równie zagubiona, czy zestresowana, jak ona sama. Mila zdecydowanie rozumiała ten stan, chociaż wynikał z tak różnych pobudek.
Wakacje oficjalnie dobiegały końca. Melody szkoda było trochę wyjeżdżać z Indii, gdzie tak dobrze się bawiła. Z drugiej strony tęskniła już za deszczowym i chłodniejszym klimatem Anglii, bo ten zdecydowanie zdążył ją wymęczyć. Taszcząc za sobą spakowany w pośpiechu (bo Melody nie byłaby sobą, gdyby nie zostawiła tego na ostatnią chwilę) kuferek, szła przez korytarz szukając odpowiedniego przedziału i po drodze zaczepiając przyjaciół krótką wymianą zdań. Hogwart... Ach, Hogwart. To może było dziwne, ale dziewczyna stęskniła się już za murami zamku i nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła przejść się po korytarzach. Tęskniła za tym. Za znajomymi. Za nauczycielami. Za magią wypełniającą zamek. Za nauką trochę mniej. Otworzyła drzwi do właściwego przedziału i natychmiast przeskanowała wzrokiem twarze osób, z którymi będzie musiała spędzić podróż. Nie znam, nie znam, nie znam... O Quincey! ucieszyła się, a jej twarz rozpromieniła się szerokim uśmiechem. - Cześć wam - przywitała się nie zwracając się do nikogo konkretnego. Na jej twarzy wypisany był szczery entuzjazm. Zerknęła z ukosa na swój kuferek i jednym prostym zaklęciem wylewitowała go w odpowiednie miejsce, po czym schowała różdżkę. - Jestem Melody - dodała. Jakby kogoś miało to obchodzić. Jeszcze raz przesunęła po nich zaciekawionym wzrokiem i uraczyła jednym ze swoich "firmowych" uśmiechów. Ostatecznie postanowiła zająć miejsce obok Quinceya. Znała go i lubiła, czego jeszcze nie mogła powiedzieć o reszcie. Nie mogła dokonać lepszego wyboru. - Miło cię znów zobaczyć. Nie sądziłam, że spotkamy się tak szybko. - Odgarnęła wpadający jej w oczy niesforny kosmyk włosów. Nie chciała się narzucać, więc po prostu przez kilka minut siedziała w absolutnej ciszy. Od czasu do czasu zerkała tylko na znajomego jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rezygnowała. Sama nie wiedziała od czego zacząć.
Obracał w palcach swoją ciemną, hebanową różdżkę z wkładem z włosa reema i czekał na jej odpowiedź, która niestety wychodziła jej z ust dość topornie. Nietrudno było się domyślić z jakiego powodu, gdyż wystarczył fakt, że uniosła na niego wzrok, a wypuściła wymownie powietrze, rozluźniając przy tym mięśnie. Zauważał takie szczegóły, co wcale w tym momencie nie było mu na rękę. O ile zachowanie Flory kojarzył ze szkolnych korytarzy, tak Mili jeszcze nie znał i fakt, że zadziałał na nią tak samo jak na większość ludzi niespecjalnie go pocieszył. To był ten irytujący aspekt posiadania słowiańskiej istoty wśród swych przodków, którego chłopak absolutnie nie potrafił zaakceptować. Jego uśmiech zgasł, a chociaż za bardzo się nie zdenerwował, jego oczy i tak stały się nieco ciemniejsze. Dobrze, że skończyło się tylko na tym, bo gdyby tak nagle wpadł w gniew harpii przy tych wszystkich uczniach to jak nic straciłby wspaniałą okazję do poznania nowych ludzi, oj tak. W końcu kto chce się przyjaźnić z gościem, który od czasu do czasu zaczyna przypominać potwora? Hehs, no właśnie całkiem sporo osób chce, o ile tylko aktualnie nim nie jest. Cholerny magnetyzm. Zacisnął mocno wargi, ale nie skomentował tego co właśnie się zadziało, kierując po prostu spojrzenie na kufer przyjezdnej. - Wingardium Leviosa - powiedział cicho i powoli uniósł jej bagaż do góry, wsuwając go na półkę, aby spoczął tuż koło innych, po czym schował różdżkę, na moment odwracając wzrok w stronę okna, ale nie mógł długo wytrzymać w takiej pozycji. Był na to zbyt ciekawski. - Jak masz na imię? - rzucił w przestrzeń, ale jego, znów normalne, spojrzenie skupiło się na Zoellis, aby dość szybko prześlizgnąć się na Melody, która wsunęła się do przedziału. Ciekawe ile jeszcze ich tu będzie, bo jeśli tak dalej pójdzie, to będzie musiał wziąć Florę na kolana. W sumie czemu by nie. Tutaj ta nieco złośliwa część jego osobowości aż uśmiechnęła się w duchu, jak pomyślał o jej możliwej reakcji na coś takiego. Słysząc imię nowoprzybyłej sam też jej się przedstawił. Ją również kojarzył ze szkolnych korytarzy, ale też jakoś niespecjalnie dobrze, więc nie zajmował tym swojego umysłu zbyt długo, ponownie wgapiając spojrzenie w szybę, jednocześnie nerwowo podrygując lewą nogą. Ten irytujący ruch pomagał mu się odprężyć, a teraz zdecydowanie był trochę zestresowany. Nie podróżą, a tym co może się dziać podczas jazdy. Westchnął cicho.
Mimo tego, że nie była na wakacjach w Indiach i tak postanowiła się załapać na pociąg do Hogwartu. Może i liczyła na usłyszenie kilku ciekawych historii czy poznanie kogoś nowego, chociaż w takich sytuacjach ludzie zazwyczaj zbierali się w mniejsze grupki i po prostu gadali miedzy sobą z tymi których znali już wcześniej, co według niej zupełnie mijało się z ideą tego że specjalnie przydzielili ich losowo. Bo przecież mogli też zrobić jedną wielką samowolkę, co pewnie skutkowałoby chaosem, który i tak już występował choć w mniejszym stopniu. Szukając swojego miejsca widziała już ludzi którzy po prostu i tak siadali gdzie chcieli. Gdy była już blisko swojego przedziału była już w swoim świecie w którym na szczęście mogła się praktycznie całkowicie zamknąć nie zwracając uwagi na ten cały rozgardiasz, przepychając się przez tłum dotarła w końcu do drzwi które od razu otworzyła. - Siema, jestem Shane. Ktoś z was był w Indiach? - rzuciła pytanie aby to od razu nawiązać z kimś rozmowę, oczywiście o ile ktoś w ogóle tam był... Jak można się było tego spodziewać nikogo tu nie znała, nic dziwnego w końcu przyjeżdżając tutaj nie była zbytnio nastawiona na nowe znajomości, co planowała zmienić. Nie przyglądała się za bardzo obecnym jak i również parze która próbowała upchnąć pewien bagaż, była trochę zawiedziona nieobecnością swojej siostry, z nią podróż byłaby o wiele ciekawsza ale zgodnie z tym na co miała nadzieję i tak pozna tu kogoś fajnego. Znalezienie wolnego miejsca nie było zbyt trudne mimo obecności jak szybko przeliczyła już większości ludzi, więc gdy je odnalazła po prostu usiadła i jak to miała już w zwyczaju zaczęła coś rysować na kartkach które przytargała ze sobą w plecaku.
Witał skinieniem głowy każdą kolejną osobę, wchodzącą do przedziału. Na razie nie zapowiadały się żadne bezsensowne kłótnie, chlanie wódki w przedziale, czy w ostateczności bójki, więc był całkiem zadowolony, bo o takich przypadkach też słyszał. Nie miał pojęcia, skąd w ludziach tyle agresji, aczkolwiek nie raz był jej świadkiem. W końcu nawet rodziców miał niezupełnie normalnych, żeby nie powiedzieć, że byli zwyczajnie popierdoleni. Siedział tak, a jego myśli krążyły gdzieś daleko stąd, kiedy ujrzał znajomą twarz. Melody! Uśmiechnął się szeroko na widok dziewczyny, z którą ostatnio dane mu było spędzić parę magicznych godzin nad jeziorem. Przypomniał sobie o historii, jaką mu opowiedziała. - Cześć. - Rzucił, kiedy ku jego zadowoleniu, usiadła bezpośrednio obok Quinceya. - Mi również miło. - Odpowiedział całkiem szczerze, wciąż się uśmiechając. Kiedy Melody zamilkła na chwilę dokładnie tak, jakby nie wiedziała co powiedzieć, albo po prostu chciała dać jemu szansę rozpoczęcia rozmowy, skorzystał z niej od razu. - Trafiłaś bez problemu na łódkę? - Miał nadzieję, że domyśli się, o co mu chodzi. - Ja trochę połaziłem po lesie, nawet się zgubiłem. Czujesz to? Chodziłem chyba z godzinę, szukając drogi, ale w końcu jakoś się odnalazłem. - Parsknął śmiechem, jakby wyszydzając samego siebie i swoje roztargnienie. W końcu tej nocy nie spał, miał więc prawo być trochę zmęczony, a co za tym idzie, zdezorientowany! Choć zazwyczaj dobrze orientował się w terenie, nawet najlepsi bywali skołowani, prawda? - Dziś też mi coś opowiesz? - Posłał jej szeroki uśmiech, choć wiedział, że jest tu zbyt wielu ludzi, by mogło być tak magicznie, jak ostatnio. W końcu to peron, a nie jezioro, nad którym czujesz powiew świeżego powietrza, widzisz rozgwieżdżone niebo, a atmosfera jest idealna do rozmów ,,w klimacie''. Podniósł wzrok, kiedy kolejna osoba weszła do przedziału. Jakaś dziewczyna, której kiwnął głową na przywitanie, uśmiechając się lekko. - Byłem. - Odparł, kiedy zapytała, kto z nich miał tą przyjemność spędzić część wakacji w Indiach.
Japieprzę jak mu się nie chciało jechać do szkoły, znowu. Znowu to samo. Mury, Sfinks, współzawodnictwo, żadnych znajomych. Oglądał się za Zil chciał z nią usiąść w przedziale dopóki nie okazało się, że w tym roku jest jakiś podział. Żałosne. - przebiegło mu przez myśl i ruszył trzymając swój bagaż. Wsiadł do pociągu prawie ostatni gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca i tym samym z łatwością odnalazł swój przedział. Pchnął suwane drzwi i wsunął się do środka po czym rozejrzał się i ocenił wnętrze. Ludzi nie znał, oprócz Mili. Rzucił kufer gdzieś wyżej i westchnąwszy wyciągnął rękę do każdego kogo nie znał przedstawiając się pierwszym imieniem. Gdy już tego dokonał usiadł tuż obok swojej siostry i objął ją ramieniem musnąwszy w policzek. - Wszystko w porządku z Venice i Charlesem? - o drugą siostrę nie pytał, zawsze była bezpieczna. Samego Xaviera od dawna w domu nie było, dlatego Mila była jego jedynym środkiem łączności i liczył, że powie mu bezpieczne "tak", dzięki któremu będzie mógł milczeć przez dalszy ciąg podróży. Nawet nie próbował zgadywać o czym dotychczas rozmawiali.
(…Wiemy jak poruszać tym co mama w genach dałaaa… ) Splotła ręce za sobą i ponowiła swój rytuał szczypania paznokciami nadgarstka, trawiąc sytuację i odnajdując się w otoczeniu. Jeszcze raz dygnęła oraz skinęła głową, wdzięczna za pomoc, ale szybko nauczyła się patrzeć wszędzie, byle nie na wilego chłopaka. W życiu nie spotkała jeszcze kogoś takiego, nie miała więc wyuczonego postępowania, a strasznie nie lubiła nie panować nad językiem. Chcąc mówić, po prostu się w niego ugryzła. Zajęła wolne miejsce, zebrała sukienkę do siebie i zgarnęła większość roztrzepanych kosmyków za ucho. Nie była pewna, czy pytanie kierowane było do niej, profilaktycznie jednak nabrała powietrza w płuca i wydukała niemrawo „Mila”, mając nadzieję, iż nikt nie weźmie tego za złorzeczenie pod nosem. Koniec końców nie miała przecież powodów, right? Jeszcze. Trwała tak, w amoku zdarzeń sprzed dwóch minut i suwała dolną wargą po zębach, zbierając usta od jednego kącika, do drugiego. Dopiero w momencie, gdy przyjemnie znajomy, głęboki głos rozszedł się po przedziale, zdecydowała się podnieść spojrzenie, a chmury z twarzy jakby uciekły. Uśmiechnęła się i przesunęła jeszcze troszeczkę, robiąc bratu nadmiar miejsca i dając się czule przywitać. Zacisnęła dłoń na jego spodniach. - Charles złamał nogę, ale już nic mu prawie nie jest. Miał jakiś wypadek z samicą Spiżobrzucha Ukraińskie… – Tu urwała i podniosła wzrok także i na zebranych. Przesunęła je kolejno po ludziach naprzeciw, kończąc na sąsiadującej jej Shane i ściszyła nieco głos. - Venice każe przekazać, że tęskni. Eith też… Chciałaby przyjechać, zobaczyć się z Tobą. Mam wrażenie, że wszyscy tam tęsknią za Tobą, Panie Idealny. Bardzo możliwe, że jeżeli nie pokażesz się jakoś niedługo, albo kupią sobie psa do kochania, albo zaadoptują kolejne dziecko. W domu jest smutno, wiesz? Pozwoliła sobie sunąć paznokciem po nodze brata podczas monologu, nie bardzo wiedząc, gdzie podziać ręce. Poza tym, na Merlina, był jej bratem! Nie musiała się względem niego zachowywać jak nieśmiała, młoda gąska. Wszak nie miała nic zdrożnego w planach.
Problemy trzymają się niektórych jak rzep psiego ogona, dlatego z rozkoszą wpadamy w jeszcze większe gówno. No tak dla zasady, żeby nie wybić się z obiegu, rytmu, tempa czy czegokolwiek sobie nie wymarzymy. Nie robimy tego celowo, to tak raczej wychodzi samo z siebie. Wystarczy chociaż spojrzeć na to co kiedyś odprawiała Flo. Chodziła, a raczej raczkowała do tyłu. Tak jej zostało od dzieciństwa, że urocze wpadki popełniała przynajmniej raz na dobę. Sam fakt, że została zamknięta w przedziale z wilem, krukonem, który może nie był totalnie w jej typie, ale był facetem i jeszcze jakimś obcokrajowcem, przy którym zapewne pannom kolana miękły. Wierzcie mi, dla Selene to bardzo stresujący moment. Zaraz wyjdzie na totalną ofiarę życiową, która jedyne co potrafi to kiwać głową jak te małe pieski, które umieszcza się na deskach rozdzielczych mugolskich samochodów. Wzięła głębszy wdech, by po chwili wbić spojrzenie w blondyna, który wydawał jej się nadzwyczajnie nieistniejący, coś jak jakaś zjawa, czy inne licho. Gdy tylko Seth się dowie w jakiej pułapce znalazła się, to może chociaż zmieni zdanie i pozwoli jej próbować dojrzewać, dorastać. Stanie się w końcu młodą kobietą, a nie czteroletnim dzieckiem, które nie wie gdzie ma wsadzić ręce, gdy na horyzoncie pojawiają się najgorsze zmory, a raczej te najlepsze, ale Flo po prostu nie umie na pewne rzeczy reagować, tak jak należy. Pocierając więc palce naprzemiennie i chwytając się swojego falbankowego wykończenia sukienki, wbiła w końcu spojrzenie dwukolorowych tęczówek w chłopaka, uśmiechając się mniej pewnie. -Nie, no. Jestem niezdarna, ale… Jestem chyba cała. Przynajmniej względnie, tak sądzę. – Powiedziała szybko, a po chwili biorąc jeszcze jeden, głębszy wdech spojrzała na wchodzące osoby do środka. Uśmiechnęła się szerzej do dziewczyny, która miała problem z kufrem, a finalnie jej wzrok począł na Melody. Jak dobrze, że nie trafiła do klatki z samymi chłopakami, bo z pewnością ze stresu zamieniłaby się w czworonoga, a co poniektórzy mogliby mieć niezłą zabawę z tej okazji. I kolejni ludzie. Znów ktoś nowy. Flo zaraz się zatnie, bo nie przyzwyczaiła się jeszcze do przebywania w tak dużym gronie, ale w końcu każdy kiedyś musi stracić swoje dziewictwo, nie? -Dobra, ja byłam w Indiach. Niesamowite miejsce, tyle można było zobaczyć, zwiedzić i w ogóle ludzie tacy przyjaźni. Nieziemskie święto Holi, kolega coś może o tym opowiedzieć, nie Quincey? W końcu jakby nie patrzeć trochę oberwał ode mnie super proszkiem, a wiecie co jeszcze jest bombowe? Że kolejne wakacje już za rok. Jak myślicie, pojedziemy znów do jakiegoś ekstra miejsca czy nas zamkną w jakimś zoo? Nauczyciele twierdzą, że jesteśmy rozbrykaną bandą fretek na kwasie, które podskakują i zapominają o tym, że powoli wracamy do obowiązków. Wiem, wiem gadam jak najęta i w ogóle, ale to tak jest jak się stresuje, dobra wiem. Wiem… Zamykam się. – Rzuciła na jednym wydechu, a potem zrobiła minę w stylu: „o, boże, za co żeś mnie tak pokarał?” By po chwili spuścić wzrok i zająć się skubaniem swoich palców. To naprawdę smutne, że Flo nie potrafiła przełamać pewnych barier, które ją ograniczały.
Byłoby zabawnie gdyby i Rience próbował przełamać swoje bariery. O ile inni mają problemy z nieśmiałością czy zachowywaniem się przyzwoicie, jego pozbywanie się codziennych przyzwyczajeń i ograniczeń mogłoby mieć poważny wpływ na otoczenie. Jakby wiedział jak poruszać tym co mama w genach dała, to zapewne połowa przedziału by zgłupiała na ten widok. Jakże więc dobrze się składa, że Hargreaves raczej odchodził od ukazywania swojej oszałamiającej części natury, koncentrując się po prostu na byciu człowiekiem. Chciał poznać nowych ludzi i spędzić miło podróż i wcale nie był zawiedziony z doboru kompanów. Wszyscy wydawali się być raczej sympatyczni, nawet jeśli niektórzy zajęli się od razu rozmową we własnym gronie, a inni z kolei byli trochę zamknięci w sobie. Nie przeszkadzało mu to jednak, ba taka różnorodność sprawiała, że blondyn w duchu jeszcze bardziej się cieszył. Może ktoś z tych ludzi ma jakąś ciekawą tajemnicę, którą warto byłoby poznać? Westchnął cicho, szybko jednak tracąc entuzjazm. Przecież nie podejdą do niego i nie przedstawią się, wyznając mu wszystkie swoje sekrety. „Cześć, jestem Rience i jestem w połowie wilem, klękajcie narody.” Nienienie. Zarejestrował moment, w którym Mila się przedstawiła i jedynie kiwnął głową, żeby potwierdzić, że zapamiętał, chociaż chyba tego nie zauważyła. Na przyjezdnego chłopaka nie zwrócił większej uwagi, gdyż zaraz pogrążył się z nią w rozmowie. Nie chciał im przeszkadzać. Słysząc jednak pytanie Shane i to, jak Flora opowiada, lekko się uśmiechnął, spoglądając w jej stronę. - Byłem w Indiach, ale zachorowałem niemalże natychmiast po przyjeździe. Żałuję, że nie mogłem wpaść na Holi. Opowiedz coś więcej. Były jeszcze jakieś atrakcje czy po prostu rzucaliście się proszkami? Nigdy nie byłem na takiej zabawie, wybacz dociekliwość. Przestań, mów, miło się Ciebie słucha. - powiedział, zaczesując pasmo jasnych włosów za ucho i skierował spojrzenie na Shane. - A Ty coś ciekawego przeżyłaś w Indiach? Może będzie warto tam wrócić w jakiejś niezależnej grupie w przyszłe wakacje, co wy na to? Osobiście to wpadłem tam tylko na targ. Mają całkiem ciekawe eliksiry, żałuje, że nie miałem wtedy wystarczająco dużo forsy, żeby zaszaleć. Ot i się Rience rozgadał, zupełnie jak Florcia, na którą teraz znowu spojrzał. - Znowu będzie ekstra, mówię wam. Już nie mogę się doczekać! Ale w sumie czekają nas jeszcze ferie zimowe. Ktoś z was był w tym całym Lynwood? Szkoda, że nie mogłem wtedy pojechać, wróciłem na ferie do domu, ale słyszałem, że było fajnie i dawali jakieś pożegnalne prezenty. Trochę lipa, że dopiero zaczyna się wrzesień, chciałbym znowu gdzieś z wami pojechać, ale to dobrze, że wracamy, bo znowu się wszyscy razem spotkamy no i ta uczta powitalna zawsze jest taka super!