Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Hogwart, nareszcie. Tak bardzo się cieszyła. Nie, nie cieszyła się. No, może pod pewnymi względami! Na pewno cieszyła się, że po szalonej podróży do Grecji w poszukiwaniu zamka do tajemniczego klucza z Philippem (nie znaleźli go), w końcu zobaczyła Claruńcię, której nie widziała od wyjazdu z Japonii i za którą niesamowicie tęskniła! Zdążyła wyściskać ją już porządnie na peronie i zacząć opowieść o ostatnim tygodniu wakacji, w międzyczasie kiedy szły do swojego super elitarnego przedziału prefektów. Ale w sumie powrót do szkoły, nawał nowych, studenckich obowiązków połączonych z obowiązkami prefekta, nauka i te takie takie nie napawał ją optymizmem. I jeszcze oglądanie twarzy, których oglądać nie chciała lub których oglądać się obawiała. Obawiała się na tyle, że podejrzliwie spojrzała przez drzwi do przedziału, zanim tam weszła, sprawdzając, czy nikt tam już nie siedzi (biedna, nie wiedziała jeszcze, że Janeczek nie wróci, SMUTEK MILION). Nikogo tam jednak nie zastała, na szczęście, wliczając w to też tego okropnego Faleroya, bo jego też nie chciała oglądać. Z zadowoleniem odsunęła drzwi przedziału, taszcząc za sobą kufer weszła do środka, wpuściła Clarcię i zatrzasnęła je z powrotem. Z wielkim wysiłkiem umieściła kufer na półce nad siedzeniami, a potem opadła zemdlona na siedzenie. - Mogę umrzeć? - spytała przyjaciółki, chociaż wiedziała, że Clarcia jej nie pozwoli, sniff. Ale wolała się upewnić.
Laila nie była pewna czy dobrze trafiła. Pchnęła drzwi od przedziału bardzo gwałtownie. Bogu dziękujemy za niższą temperaturę, bo zaraz sięgnęła po bluzę, w której ukryła twarz zajmując szybko swoje miejsce. Nie przywitała się nawet. Była rozpieszczonym dzieckiem, które na nic nie zasługiwało. Cholera. Może powinna poważnie pomyśleć o opcji posiadania dziecka. Wszak mieć kogoś do kochania, kto tego nie odrzuci... To już coś. Próbowała się uspokoić. Odnaleźć siebie w tym wszystkim. Przecież zaraz przyjdzie tu ta hipokrytka Madison i reszta ferajny. To nie było jej towarzystwo. Nie chciała tu być. Chciała wysiąść. Nieśmiało uniosła wzrok do góry, żeby najechać nim na Mię Rizpah Ursulis i Clarcię. Przygryzła dolną wargę czując, że nie wygląda teraz jak dziecko szczęścia i innych narodów. - Sorry. Uderzyłam się na korytarzu w stopę, a mam małą kontuzję. Dobrze, że nie biorę udziału w szkolnych rozgrywkach. - Rzuciła na szybko, a raczej wychrypiała. Żeby zaraz nie wybuchnąć znów płaczem zaczęła szukać czegoś w torbie poręcznej i wyciągnęła z niej leki uspokajające, które połknęła za jednym zamachem w ilości wynoszącej: dwie pastylki. Przymknęła powieki wzdychając, wylądowała na swoim fotelu i podwinęła nogi do góry patrząc za okno. Boże kochany, ach Boże. Czemu to się jej przydarzalo? Chciała tylko pomóc pierwszakom, a musiała spotkać wszystkich idiotów na raz w jednym miejscu. Zacisnęła powieki, żeby zaraz znów nie wybuchnąć płaczem. Nie potrzebowała tego przedstawienia. Nie teraz. To nie to miejsce.
Clara w sumie też nie tryskała entuzjazmem, a oliwy do ognia dolał fakt, iż Grig musiał iść gdzieśtamdoinnegoprzedziału, bo ten do którego szła Hepburn i Ursulis był prefekcki, sniff. No ale! Mia wydawała się być w humorze gorszym od Clary, dlatego gryfonka dzielnie starała się uratować w sobie jakieś resztki dobrego humoru, po czym obdarować nimi przyjaciółkę, a teraz już nawet WSPÓŁLOKATORKĘ! Tak drodzy czarodzieje, na czas studiów przyjaciółki postanowiły zamieszkać razem! Słuchała opowieści Mijki o jej ostatnim tygodniu, kiwała głową, a nawet zdążyła streścić przyjaciółce to co ona sama robiła w te kilka ostatnich wakacyjnych dni. Jej wypowiedź brzmiała mniej więcej tak; ojciec costamcostam ignorancja costamcostam nawet nie został, żeby mnie pożegnać i generalnie na tym się skończyło, bo dziewczyny, jak na prefektki idealne przystało, musiały się skupić na pomaganiu jakimś nieogarniającym pierwszakom i ich rodzicom, po czym zatargać swoje kufry do przedziału. - Nie, nie możesz - rzuciła pogodnie, za pomocą zaklęcia sadowiąc walizkę i klatkę z sową dokładnie nad ich głowami. Klapnęła zaraz obok Mijki, zajmując miejsce obok okna. - W ogóle wiesz kto został nowym prefektem? - zwróciła się do przyjaciółki, cedząc słowa i uśmiechając się sztucznie, ale zanim padła odpowiedź, do przedziału wpadła Laila, humorze równie szampańskim co nasza dwójeczka. - Spoko, mi też się chce płakać - odparła na przywitanie Laili, wciąż z tym swoim sztucznym uśmieszkiem. Po prostu wiadomość, że SCARLETT MAYA SAUNDERS została prefektem, była dla Clary takim szokiem, że chyba mniej by się zdziwiła, gdyby Hampson się jej oświadczył. Oby tylko ta kretynka nie postanowiła usiąść obok nich, bo Hepburn, daję słowo, nie ręczyła za siebie. Jak zresztą wszyscy wiedzą.
Powrót do Hogwartu. Tym razem będzie on wyglądał zupełnie inaczej, a to ze względu na to, w jaki sposób go spędzi. Będzie siedział w przedziale razem z innymi prefektami - trochę przerażała go ta wizja. Nie wszystkich znał, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że będzie tutaj SMS. Dziewczyna jego brata, halo! Ta sama, na której widok ostatnio prawie nie zemdlał! Nie z wrażenia, oczywiście, a z przerażenia. Jego bracia zupełnie nie potrafią dobierać sobie dziewczyn... No, ale przynajmniej jakieś mają, w przeciwieństwie do niego. Dobrze, że będzie tutaj Clarcia czy Laila, na pewno będą stanowić dla niego podporę i wsparcie w tych pierwszych dniach, więc w razie czego mu pomogą i będą bronić, aby pozostali nie zjedli go żywcem. O tyle dobrze, że będzie miał SMS cały czas na oku, zatem może mieć pewność, że nie będzie sprowadzać jego brata na złą drogę! A tak w ogóle - jak ona mogła zostać prefektem? Co prawda nie znał jej, ale wiedział, że jest dzika, musi być dzika, wszak jest ślizgonką! Ech, nieważne, bo mnie SMS później zabije, że takie głupoty wypisuję. Elliott pożegnał się z rodzicami, którzy wycałowali go i wyprzytulali na najbliższe dziesięć miesięcy, po czym jak najszybciej wsiadł do pociągu. Dbaj o siebie, wysyłaj listy, bądź grzeczny... No przecież on wiedział, nie musiał mu nikt przypominać! Wszystko zabrał ze sobą, tak właśnie, i oto sięgnął do kieszeni po różdżkę, kiedy... zdał sobie sprawę, że wcale jej nie ma. GDZIE JEST JEGO RÓŻDŻKA? W ostatniej chwili podbiegła do niego matka, wręczając zgubę. Znów by zapomniał najważniejszego. Wgramolił się do pociągu i ruszył na poszukiwanie przedziału, w którym miał spędzić podróż. Przedział piąty, czwarty, trzeci... I oto jest, przedział numer dwa! Rozsunął drzwi i niepewnie rozejrzał się po zebranych. - Cześć! - przywitał się wesoło, bo poczuł się lepiej, kiedy ujrzał znajome twarze. Zatrzasnął drzwi i usiadł na którymś z wolnych miejsc. - Jak minęły wakacje? Znaczy ten czas między powrotem z Japonii a dzisiejszym wyjazdem, wiecie. I dlaczego macie takie grobowe miny?
Podobno spóźnienia są dalej w modzie, więc wychodzi na to, że Richelieu była naprawdę obeznana z panującymi trendami, bo spóźniła się tak dziarsko na peron, że jeszcze trochę i może zamknęliby to superanckie przejście, którego mugole nie obczajali. Bidulka, nie dość, że prawie zaliczyłaby wielki przypał jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, na które najzwyczajniej na świecie nie dotarłaby, to jeszcze męczyła się z ogromnym kufrem, którego przecież w mugolskiej części dworca nie mogła zaczarować. Na domiar złego nie widziała po drodze nikogo znajomego, więc już w ogóle żal i rozpacz, bo pewnie skończy w pociągu z jakimś plebsem, a nie swoimi kanadyjskimi ziomeczkami! I tu niespodzianka, ledwo wsiadła do środka z zamiarem rozejrzenia się po przedziałach i zlokalizowania swoich znajomych, a już dorwał ją jakiś nauczyciel i zaczął mówić, że jako pref musi pomóc ogarniać burdel w pociągu i siedzieć całą podróż z resztą, więc olaboga zanim dotarła do wskazanego przedziału, próbowała namówić jakieś rozryczane pierwszoroczne do uspokojenia się i zajęcia swoich miejsc. Zaraz jednak pojawił się malec, który latał jak szalony po korytarzu i próbował złapać swoją ropuchę, dwóch następnych chłopców już się o coś kłóciło, w rogu korytarza obściskiwała się jakaś parka (pozdrawiam Jezusa i Filipa ♥) i nawet miała zamiar ruszyć w tamtym kierunku, bo to chyba było najłatwiej ogarnąć, jednak gdy tylko została szturchnięta przez brzdąca od ropuchy i spojrzała znowu w tamto miejsce, super parka już zniknęła, sniff sniff! Niepocieszona ruszyła do przedziału, a kufer posłusznie leciał za nią. - Siema, mordeczki. – przywitała się radośnie, wlazła do środka, zajęła miejsce gdzieś tam nie wiem gdzie i dopiero wtedy rozejrzała się po zebranych, uzmysławiając sobie, że tak na serio nawet nie wie kto jest w zacnym gronie prefektów! Uśmiechnęła się pogodnie do Clary, z którą kilka razy już gadała i melanżowała nawet przez chwilkę na integracji i do Mii, którą chyba też mniej więcej kojarzyła, potem do bruneta o szalonych włosach, który wydawał się być przerażony wszystkim, wyciągnęła do niego łapkę i się ślicznie przedstawiła. I potem tam taram tam, jej wzrok padł na Howett. LEPIEJ BYĆ NIE MOGŁO. – Ojej, myślałam, że zwierzęta podróżują w klatkach. – burknęła niezadowolona po prostu najbardziej na świecie, że musi jechać w tym przedziale, właśnie z nią i nie może nawet zabrać ze sobą Marceliny albo Rivera. Albo Fifiego, byłoby wesoło! Ale przecież Madison była uroczym człowiekiem, więc uśmiechnęła się słodziutko i oparła się wygodnie na swoim siedzeniu w tym super przedziale numer 2. Hehe może niech ktoś inny opowiada o wakacjach, bo ona zacznie oczywiście sarkać na przygodę z dzikim kotem w Japonii, taka sytuacja.
Przedział numer dwa raczej nie wydawał się być dobrym miejscem do zawierania nowych przyjaźni. Laikowa próbowała opanować nerwy. Udało się jej to na tyle, że leki faktycznie zaczynały działać. Ściskała pięści. Chciała tylko dojechać do tej szkoły. Ubrać się w swój mundurek po raz ostatni raz. Przecież to jej ostatni rok w tej szkole. Już więcej nie będzie uczty powitalnej, przynajmniej takiej z jej udziałem. Już postanowiła. Studia rozpocznie w Irlandii. Nie w tej toksycznej szkole. Ludzie zaczęli się schodzić. Ostatni spóźnialscy dostawali się do środka. Laila już nie wychodziła do pierwszaków w obawie, że mogłaby znów natknąć się na Cartwright'a. Była potępiona przez szerokie grono uczniów, zatem powinna wyglądać co najmniej dumnie. A wyglądała? Wyglądała źle. Od jakiegoś czasu posępna mina była stalym gościem na jej twarzy. Acz zmusiła się do uśmiechu do Elliott'a. Lubiła chłopaka. Może bywał nieśmiały, ale na pewno nadawał się na prefekta. Lepiej niż ona. Ona nie dawała dobrego przykładu dla innych. Imprezowała i chodziła wszędzie z wielkim hukiem. Po prostu była wyrazistą postacią. Może priorytetem było znalezienie kogoś łatwego do zauważenia, a nie kogoś kto rzeczywiście zasługiwał. Trudno się mówi. Potem do środka weszła Madison... Laila nic nie powiedziała. Czas przecież trzeba było zacząć przedstawienie i pokazać jakim hejterskim języczkiem potrafi się operować... Niby taka kulturalna damulka, a tak naprawdę hipokrytka, prostolinijna, dziwna... Nieokiełznana. Epitetów Laila mogłaby znaleźć wiele, ale miała teraz poważniejsze problemy od rozdygotanej dziewczynki, która nie miała chyba życia prywatnego skoro zajmowała się obrażaniem innych. No zdarza się. Wszystko się zdarza. Laila machnęła głową do Clary w geście jakiejś odpowiedzi, a potem pociąg ruszył. Padła ta dziwna uwaga o klatce. Widać Madison lubiła mieć publiczność... Uniosła wzrok nieco zmęczona. Naprawdę nie miała na to ochoty... Ale to było chyba silniejsze od niej. - Wybacz Madison, że nie pomyśleliśmy o Twoich potrzebach i zaproponowaliśmy Ci cywilizowane warunki. Może rodzice Cię do tej pory transportowali w klatce, nie wiem jak to jest. Ale wiesz, jak lubisz podróżować w zamknięciu to poświęcę swój kufer i upchnę Cię do środka. Wszystko dla Twojego komfortu. - Rzuciła ostatnie zdanie z uśmiechem, który wyrażał pożałowanie. Poza tym przebiegła wzrokiem po wszystkich obecnych delikatnie zakrywając usta dłonią. Chciała chyba skryć ziewnięcie. - Jeśli masz coś jeszcze mi do przekazania Richeliau to powiedz to wprost, a nie się chowasz za niedopowiedzeniami, choć w sumie... Nie. Jednak nie mów. Nie interesuje mnie to. Chcę po prostu dojechać do szkoły, a Twój ból dupy mnie nie jara, więc zachowaj go dla siebie. - Od razu wyjaśniła sprawę, żeby nie było, że psuje innym podróż. Wszak widać było, że Mia potrzebuje spokoju. Clara będzie desperacko próbować ratować sytuację, a Elliott będzie czuł się co najmniej niezręcznie. Laila nie chciała na nich niczego wymuszać. Nie. W sumie nadal nie rozumiała fenomenu nadawania statusu prefekta przyjezdnym. Niby komu to potrzebne skoro wyjeżdżają za rok? Gareth chyba rzeczywiście się nudził. Boże nie rozumiała tego człowieka. Zamknęła oczy przenosząc się do wspomnień, które były jeszcze szczęśliwe... Boże Urs, Jude, Herku... Gdzie jesteście? Cholera jasna... Herku... - tak... Chyba Lai zaczęła doceniać to, że byli przy niej ludzie, którzy nie zwykli rzucać sucharkami bez okazji. To było takie naturalne. A dziś? Dziś musiała się pogodzić z tym, że niektórzy nie posiadają w sobie ani krzty ogłady.
Przykre rzeczy, nie dość, że jej życie bezpowrotnie utraciło sens, to jeszcze nie może dramatycznie go zakończyć, sniff! Dopełniłaby wtedy przynajmniej swój wizerunek bohaterki greckiej tragedii i wreszcie zaznałaby spokoju. Dobrze, że Clarcia zawsze dbała o to, żeby w jej życiu spokoju nie było! Jeszcze naprawdę wzięłaby to do siebie i malowniczo popełniła samobójstwo, pozostawiając po sobie patetyczno-dramatyczno-liryczny list pożegnalny! Ale tamtego dnia naprawdę spokoju potrzebowała, jak słusznie zresztą Laila zauważyła, więc nie skomentowała tego kategorycznego zakazu Clary a propo końca swojego żywota, tylko poprawiła się na siedzeniu, coby zrobić miejsce dla kolejnych prefów, którzy zaczynali się schodzić. - Ktoś gorszy niż Faleroy? - spytała z powątpiewaniem i już jej przeszła do głowy wizja, w której Czarka na powrót dostaje swoją odznakę prefekta i wtacza się do ich elitarnego wagonu z tym swoim wielkim ego. Aż się wzdrygnęła, bo w takim wypadku chyba nie wytrzymałaby i ignorując zakaz Hepburn jeszcze przed końcem podróży pożegnałaby się z życiem. Kiedy tak sobie myślała, czując dreszcz trwogi skradający się po plecach, do przedziału dołączyli inni prefekci, których Mia dla swojego własnego dobra postanowiła zignorować. I mądrze zrobiła, bo Elliott, biedny, zaczął wypytywać o wakacje, a Mia nie była osobą, która miałaby ochotę dzielić się swoimi sprawami z ludźmi, których ledwo znała, z kolei Madison i Laila na wstępie zaczęły szeżyć nienawiść i wyglądały, jakby miały się zaraz pożreć. Ursulis westchnęła. Dobrze, że przynajmniej Clarcia tu była, bo inaczej nawet bez Czarki ta podróż mogłaby się źle zakończyć.
Prefekci schodzili się coraz bardziej tłumnie (wręcz walili drzwiami i oknami hehe), ale w drzwiach na szczęście nie ukazywała się ta blond tleniona ślizgońska barbie, która przez CAŁKOWITY PRZYPADEK została prefektem. Każde skrzypnięcie rozsuwanych drzwi do ich przedziału, procentowało u Clary stanem bliskim zawału serca - nawet wyjęła z kieszeni szaty różdżkę, aby móc w odpowiedni sposób potraktować tę prefektkę z przypadku, gdyby zaczęła się rzucać. Czy... coś. - Znacznie, znacznie gorszy. Scarlett. - odparła, po czym zmęczona sztucznym uśmiechaniem się, w końcu odpuściła sobie wyszczerz, przyjmując jakiś śmieszny wyraz twarzy będący mieszanką grumpy cata i 'are u fucking kidding me'. Serce Clarci znowu niebezpiecznie zadrżało, kiedy drzwi od przedziału się uchyliły. Na szczęście byli to Mads i Elliott, UFFF, odetchnęła na głos i rzuciła się wyściskać przybyszów. Hepburn oczywiście była na bieżąco z Obserwatorem, wiedziała mniej więcej, że między Madison i Lailą wystąpiły, delikatnie mówiąc, jakieś niesnaski, ale ze względu na siebie i przede wszystkim Mię, która zdawała się szczególnie potrzebować bezproblemowej podróży, wolałaby, aby dziewczyny zakopały topór wojenny. Może jakoś mogły się dogadać? He he. He he Clarciu. - Moje minęły nadzwyczaj spokojnie, przynajmniej w porównaniu do hm.. ubiegłych wakacji i ubiegłego roku szkolnego. - uśmiechnęła się do Elliotta, zastanawiając się przy tym jak ratować sytuację. Nie no, nie chciała na siłę godzić Madison i Laili, bo gdyby ktoś spróbował pogodzić ją i Scarlett, Clara z pewnością wydłubałaby oczy owemu mediatorowi od siedmiu boleści, ale... - Może zagramy w grę PODRÓŻ BEZ WREDNYCH DOCINKÓW I ALUZJI? - w myślach dodała, że oczywiście tylko i wyłącznie, jeśli do przedziału nie wparuje SMS. Ach ta hipokryzja, ZDECYDOWANIE BYŁA HASŁEM WAKACJI.
Biedaczysko z tego Elliotta! Mijuńka dostałaby zawału na widok Chiary w przedziale, Clara ciskałaby gromy w Scarlett, a Laila i Madison wzajemnie sobie cisnęły. Tylko on nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Nie zdawał sobie sprawy, że nikt nie chce rozmawiać o wakacjach (pewnie tak za nimi tęsknią, że te grobowe miny są spowodowane żałobą), które już dawno minęły. Nie wiedział też, jaka atmosfera panuje w przedziale i szczerze mówiąc, niewiele ogarniał. Dla niego wciąż fenomenem było to, że powracają do Hogwartu, że będzie uczta powitalna i rozpocznie się kolejny rok szkolny. Teraz w dodatku będzie studentem, więc z pewnością zwiększy się ilość nauki - czy to nie przerażające? Może pozostali prefekci również są tym przerażeni? Ech, nie miał wizbooka, toteż nie mógł śledzić na bieżąco wpisów Obserwatora, a ze znajomymi nigdy nie plotkował, więc był bardzo zacofany, jeśli chodzi o niektóre wydarzenia i relacje. Spodziewał się, że pożrą go żywcem, wygląda jednak na to, że wcale nie mają takiego zamiaru. Prędzej wybuchną wielkie fajty, gdzie każdy będzie walczył z każdym, tylko on zostanie bez pary, ech! - To fajnie! Moje też były superowe, mówię wam. Fajnie było w tej Japonii - oznajmił z rozmarzonym wyrazem twarzy. O tak, tak, w przeciwieństwie do innych, jego wakacje były nadzwyczaj udane. Dobrze, że chociaż Clarcia odpowiedziała na jego pytanie, bo jeszcze zacząłby się denerwować, kiedy wszyscy zignorowaliby jego uwagę. W każdym razie poczuł się pewniej i nawet taki wesolutki się zrobił! Spojrzał na dziewczynę, która wparowała do przedziału. Wywarła na nim dobre wrażenie, uśmiechnęła się i przedstawiła! Również powiedział jej, jak się nazywa, uścisnął łapkę i odwzajemnił uśmiech. Między nią a Lailą doszło do uroczej wymiany zdań. Hehe, są naprawdę zabawne, tak im umilać czas! Wesoło sobie dogryzają, jak to przyjaciele. To będzie przyjemna podróż, tak czuł! Przynajmniej do czasu, kiedy Clara zaproponowała swoją super grę. Wtedy wszystko zrozumiał. - Wy dwie się nie lubicie? - zapytał z zaskoczonym wyrazem twarzy, wskazując na Lailę i Madison. Pytanie jak zwykle na miejscu, pozdrawiam Elliotta!
Hehe no taki to już rozrywkowy pociąg z najbardziej rozrywkowym przedziałem świata! Ekipa była co najmniej interesująca, a i rozmowy szły urocze. Przedstawienie? Jakie przedstawienie? Przecież Madison w przeciwieństwie do Lailii nie klekotała dziobem na prawo i lewo, tylko rzuciła jeden komentarz, uśmiechnęła się jakże uroczo i zajęła miejsce, nie odgrywając super dramatycznych scenek pięciominutowego monologu o niczym, zakończonego gadką z cyklu "jestem lepsza, siedź cicho, plebsie". Kanadyjka lubiła mieć publiczność? W przedziale nie było nikogo z jej ziomów, obecnych ludzi ledwo co znała i nie czuła potrzeby szpanowania przed nikim, zresztą nawet przy swoich znajomych nie próbowała brylować, mówiła po prostu co jej leży na wątrobie i bailando, nie ma w tym głębszej filozofii! Swoją drogą śmieszne było to, jak Laila dała się sprowokować. Jedna niewinna zaczepka, a ta już wyskakuje z tyradą! Madison uśmiechnęła się krótko. Przez chwilę miała satysfakcję z tej reakcji, jeszcze bardziej się utwierdzając w przekonaniu, że ma do czynienia po prostu z rozchwianą dziewczyneczką, która ma problemy sama ze sobą, ale już kilka sekund później poczuła niesamowite znużenie. Na bogów, siedzieć w tym przedziale kilka godzin! - Wiem, że z Twoich ust wydobywają się jakieś słowa, ale jedyne co słyszę, to "bla bla bla". Tym bardziej doceniam, że przy naszym ostatnim spotkaniu zalepiłaś sobie zaklęciem mordę i oszczędziłaś mi swoich jakże fascynujących przemyśleń. Na przyszłość proponuję powtórzyć ten manewr. - oznajmiła pogodnie, rozsiadając się jeszcze wygodniej. Uśmiechnęła się ponownie do Clary, która wpadła na super pomysł i już otworzyła usta, żeby odpowiedzieć na pytanie Elliotta, który najwyraźniej myślał, że dziewczyny dogryzają sobie tak z sympatii, kiedy nagle pociąg gwałtownie się zatrzymał, zgasły światła i po pierwszych przerażonych i zaskoczonych krzykach rozległo się zwierzęce warczenie. - Ja pierdolę powtórka z balu. - wtedy też zaczęło się tak samo, zgasły światła i chwilę później zaczęły lecieć pierwsze zaklęcia. Nawet jeśli to był tylko głupi żart czy coś, nie zamierzała czekać bezczynnie na atak tak jak poprzednim razem, który prawie skończyłby się dla Kanadyjczyków tragedią. Zerwała się momentalnie i wyciągnęła różdżkę z kieszeni. - Accenure! Defigo! Lumos! - rzuciła zaklęcie ochronne i od razu je utrwaliła, a potem wyczarowała światełko, które oświetliło osnuty ciemnościami przedział. Szarpnęła drzwi od przedziału, przecież jako pref powinna zobaczyć co się dzieje i pomóc w ogarnięciu ewentualnego zamieszania! - Homenum Revelio! - mruknęła jeszcze pod nosem, próbując dojrzeć kogokolwiek w okolicy.
Ich przedział naprawdę był... wyjątkowo rozrywkowy! Clara nawet oparła czoło o zimną szybę, wzdychając ciężko, aby dać upust temu entuzjazmowi i radości, która rodziła się w niej na myśl o kilkugodzinnej podróży. Będzie fun, pomyślała sobie! Ale fun'u żadnego nie było, była za to powtórka z rozrywki. Wyjątkowo kiepskiej rozrywki, nawiasem mówiąc. Kiedy pociąg się gwałtownie zatrzymał, a światła zgasły, Clara zerwała się z siedzenia, wyjmując różdżkę. - Lumos - powiedziała, i świecąc różdżką, podążyła za Madison. Było słychać wrzaski, krzyki, ogólnie przerażony tłum, w tle rozbrzmiewały też, o zgrozo, powarkiwania wilkołaków. Momentalnie ścisnęło ją w żołądku ze strachu - ze strachu o Mię, o Griga (o ile był w pociągu hehee), przeraziła się również bardzo, kiedy doszło do niej, że nawet nie wie czy Daniel w tym roku postanowił kontynuować naukę i czy był w tym pociągu. Wyjrzała na korytarz, gdzie w spowite ciemnością postaci, zaciekle naparzały się zaklęciami. O CO TUTAJ CHODZIŁO? Clara jęknęła w duchu, przygryzając wargę. Trzeba było działać, w pobliżu wszakże nie było żadnego Griga, który nie zważając na protesty, wyniósłby ją z sali. - Nie ma czasu, rozdzielamy się i idziemy sprawdzać przedziały, może ktoś potrzebuje pomocy, albo... - nie dokończyła zdania, przypominając sobie, co się działo na ostatnim balu. Przypominając sobie, co stało się z Abriendą. - Uważajcie na siebie, trzymajcie różdżki w pogotowiu, tłumek na korytarzu zapędzajcie do przedziałów. - poinstruowała ich z zimną krwią i ostrożnie wyszła na korytarz, ruchem dłoni zachęcając innych, aby zrobili to samo. Może uda im się ominąć zaklęcia lecące przez korytarz!
z/t ---> każdy z prefów idzie ogarniać przedziały, które zaatakowały wilkołaki
Dzisiejszy dzień, dzień powrotu do Hogwartu, może stać się lepszy tylko z jednego powodu - wreszcie udało Ci się zająć wymarzone miejsce przy oknie! Bądź panem własnego losu - zajmij miejsce w przedziale jako pierwszy, daj sobie możliwość wyboru!
Przedział zajmują: ● Felicie U. Joyner ● Bell Rodwick ● Leonardo Taylor Bjorkson ● Rasheed Sharker ● Philippe Lorrain
______________________
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Powrót do Hogwartu. Na samą myśl o szkole coś przewracało mu się w żołądku. Nie miał najmniejszej ochoty na to, aby bujać się kilka godzin w pociągu z ludźmi, których zobaczy pierwszy raz w życiu. Oczywiście nie zajarzył, że prefekci jadą w osobnym przedziale, dlatego lewitował sobie kufer za sobą z miną cierpiętnika, dopóki się o tym nie dowiedział. Było to jednak o tyle trudne, że na korytarzach pełno było już dzieciarni, przez którą musiał się przeciskać jak jakiś mugol. Nawrzeszczał kolejno na troje drugoroczniaków i zabrał jednemu z nich zębate frisbee, aby zaraz przyłożyć mu do głowy, aby go w nią użarło. Był dzisiaj w koszmarnie paskudnym humorze, dlatego bardzo dobrze, że kiedy pojawił się w przedziale numer dwa, ten był jeszcze pusty i mógł się ugościć tak jakby sobie tego życzył, gdyż w innym przypadku mogło by się zrobić dość nieprzyjemnie. Wrzucił swój majdan na półkę nad fotelami, a sam rozwalił się na całej długości siedziska, które znajdowało się przodem do kierunku jazdy, głową od strony okna. No dobra, może nie na całej długości, bo przecież siedział, ale nogi nadal miał całkiem długie. Niemniej jednak na razie sobie spokojnie siedział, mając nadzieję, że któryś pref nie przylezie, dzięki czemu będzie mógł zachować tę pozycję przez całą podróż. Nie żeby Rash myślał o Rodwick, której raczej nie polubił, gdy spotkali się na grze w durnia.
Bjorkson był dzisiaj w równie podłym nastroju co Rasheed. Działo się tak między innymi dlatego, że dalej za bardzo nie wiedział, dlaczego został wybrany na prefekta. Nienawidził mieć nad kimś władzy, a to, co należało teraz do jego obowiązków na pewno uwzględniało krzyczenie na innych uczniów. Sam czuł się w Hogwarcie jak gość, a do tego jeszcze miał dyrygować innymi? Tego już było za wiele. Zirytowany przeciskał się do przedziału dla prefektów, o czym poinformował go dyrektor w liście oznajmiającym o jego "awansie". Kolejny powód do niezadowolenia ze strony Leonardo. Chciał podróżować ze swoim bratem i może z tą śmieszną dziewczyną, która udawała psa? Na pewno nie miał ochoty na poznawanie nowych ludzi, nie dzisiaj, kiedy tak naprawdę chciał być w Szwecji, nie w Hogwarcie. Projektu Złoty Sfinks miał już po dziurki w nosie. Władował się do przedziału i od razu napotkał spojrzenie jakiegoś chłopaka, rozwalonego na całej jednej stronie. Taktownie kiwnął głową, ładując bagaż za pomocą różdżki na najwyższą półkę i krzywiąc się przy tym jednocześnie. Cudownie. To teraz wypadałoby się odezwać, prawda? - Cześć, jestem Leonardo. Najpewniej się nie znamy, bo w Hogwarcie jestem dopiero kilka miesięcy. Nie, nie pomyliłem przedziałów, jestem nowym prefektem Gryffindoru. Tak, zdaję sobie sprawę, że to dziwne, że dyrektor wybrał na to miejsce kogoś przyjezdnego - mruknął lekko niezadowolony z faktu, że chłopak patrzy na niego takim obojętnym wzrokiem. Na pewno miał też swoje powody do niezadowolenia. Leonardo nie wiedział rzecz jasna, że Sharker także dopiero co dołączył do grona "najwyższych". Uśmiechnął się sucho i zajął swoje ulubione miejsce przy oknie. Na szczęście chociaż to mógł zrobić. Pociąg jeszcze nie ruszył, a Bjorkson coraz bardziej się niecierpliwił. No bo skoro mają jechać, to niech do cholery wreszcie jadą. No i niech przyjdzie ktoś jeszcze, bo spędzenie całej podróży z tym małomównym człowiekiem nie wróżyło nic dobrego. Chociaż podobno mieli robić jakieś patrole po korytarzach? Potrząsnął głową, odganiając od siebie te myśli i wrócił do wpatrywania się w krajobraz za oknem.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Był znudzony. Tak okrutnie znudzony był ostatnio dwa miesiące temu, gdy rozpoczynały się wakacje, a jemu przychodziło zdawać OWUT’emy. Żałował, że już kończył się wypoczynek wśród gorąca i te pe, ale z drugiej strony cieszył się, że trochę odetchnie od tych dantejskich temperatur w chłodnych murach zamku. Czuł się w Hogwarcie na tyle dobrze, żeby zaakceptować mimo wszystko ten paskudny mus powrotu do nauki, więc kiedy tak sobie rozmyślał, poczuł się odrobinę lepiej. Nic jednak nie może trwać długo. Rasheed obstawiał, że w przedziale prefektów nie będzie zbyt wielu osób i dodatkowo liczył na to, że może jeszcze połowa zapomni kiedy pociąg rusza. Był dzisiaj na tyle aspołeczny, że gdy rozsunęły się drzwi, jedynie skrzywił się malowniczo i wymownie odwrócił spojrzenie. Nie miałby nic przeciwko, gdyby chłopak trzymał buźkę zwartą, ale nie, nie ma tak dobrze. MUSIAŁ się do niego odezwać, prawda? - Gryffindor, no świetnie. - pomyślał, wcale nie mając ochoty na to, aby teraz jeszcze się do niego odzywać. Co innego, gdyby musiał tylko wysłuchiwać jakichś jęków czy smętów. Jedno, proste zaklęcie uciszające i nie musiałby się tym przejmować, ale nie, lśniąca odznaka prefekta, którą miał już przypiętą do swojej szaty szkolnej, jaką włożył na siebie przed wejściem do przedziału, zobowiązywała do kultury, czyż nie? Nie, ani trochę. - Sharker, Slytherin. - mruknął cicho, odchylając nieco głowę, aby móc wlepić spojrzenie w sufit, dzięki czemu było mu odrobinę wygodniej. - Znamy się. Wydawało mu się nieprawdopodobnym jak można być tak nieogarniętym. Chociaż może to tylko on tam manipulował plotkami, że znał większość przyjezdnych? Nie, to po prostu okrutne piętno pamięci fotograficznej. Za cholerę nie zapominał ludzi, nawet gdy chciał. - Jesteś Szwedem z Vesper, byliśmy razem na obozie. Nie podoba mi się to, że zostałeś prefektem tak samo jak Tobie, chyba się dogadamy. - jego słowa były wypowiedziane tak ironicznie, że aż tą ironią niepotrzebnie ociekały. Tak, on tez wolałby, żeby przyjezdni wypierdalali i nie panoszyli się na korytarzach jak rasowe pudelki, a teraz Hampson rozdawał stołek prefekta komuś takiemu jak Leonardo. Koniec świata, żeby Sfinksowcy dzierżyli władzę, a on otrzymywał ją razem z tą hołotą. Ups, chyba tutaj boli. Nie patrzył na chłopaka, ale przeniósł już spojrzenie z sufitu na ścianę przed sobą. Wyglądał na jeszcze bardziej znudzonego niż przed przybyciem Bjorksona, ale jego pobyt w tym przedziale miał swoje plusy. Chociaż nie musiał użerać się z gówniarzami… niestety na razie. Westchnął jak męczennik.
Wywrócił oczami, karcąc się w myślach. Przecież to niemożliwe, żeby się nie znali, szczególnie, że byli z tej samej grupy w Sfinksie. Może nawet Leonardo przekazywał mu eliksir? Nie, nie, to z pewnością niemożliwe. Sharker może miał pamięć do wszystkich twarzy, ale Gryfon wręcz przeciwnie. Nie zwracał na kogoś uwagi tak długo, aż nie musiał porozmawiać z nim osobiście. Po co mu jakiś milion znajomych, skoro i tak nie może odezwać się do nich słowem? Teraz wiedział już, kim jest Rasheed, przedstawili się sobie jak na kulturalnych ludzi przystało i każde zajęło się swoimi rozmyślaniami. Björksonowi milczenie przeszkadzało jednak do tego stopnia, że postanowił wreszcie się odezwać. Wiedział, że wkurza tym swojego towarzysza podróży, jednak jakoś specjalnie się tym nie przejął. Przynajmniej nie była to kolejna osoba, robiąca do niego słodkie oczka i chcąca spędzić z nim jak najwięcej czasu. Wiedział, że ten jakże typowy Ślizgon po tym spotkaniu z pewnością nie będzie wypisywał do niego listów i prosił o radę. Uśmiechnął się złośliwie na tą myśl, kładące rękę na podłokietniku i wpatrując się beznamiętnie w chłopaka. - Mam ogromną nadzieję, że się dogadamy, bo nie szukam ani wrogów, ani kłopotów. Właściwie, najchętniej wróciłbym tam, skąd przyjechałem - powiedział szczerze, starając się nie być zaskoczonym tym, jak wiele powiedział temu nieznajomemu człowiekowi, który nie był nawet miły. - Może Ty możesz mi wyjaśnić na czym właściwie polega bycie prefektem? Oprócz tego, że dostałem ten jakże cudowny list, nie mam kompletnie pojęcia o co chodzi w tym śmiesznym stanowisku - parsknął cicho, zerkając jeszcze raz na chłopaka. Starał się jednak nie skupiać na nim zbyt długo swojego wzroku, wrogość, jaka mimo wszystko biła od jego osoby była dla niego czymś przykrym, nieprzyjemnym i z pewnością niepotrzebnym w tym oto momencie. Marzył, żeby zjawił się w ich przedziale jeszcze jakiś prefekt, który pomoże mu zapoznać się z jego nowymi obowiązkami. Nie miał ochoty nawalić pierwszego dnia, skoro już otrzymał jakieś zadanie, miał zamiar wykonywać je sumiennie - czy to się mu podobało, czy nie. Łatwiej byłoby pewnie rzucić to w cholerę, odpisać dyrektorowi, że ma się w nosie jego odznakę prefekta, która teraz spoczywała dumnie na jego szacie i rozkoszować się możliwością narozrabiania czegoś w szkole, tak, żeby uprzykrzyć życie tym śmiesznym nauczycielom. Wszyscy musieli przecież wiedzieć, że tak naprawdę Leonardo najchętniej pomógłby małym gryfoniątkom.
Przyjemnie jest wrócić do miejsca, gdzie zaczęły się wszystkie cudowne, bądź też nie za specjalnie, przygody. Gittan zapomniała już jak to było w jej szkole, Stavefjord. Była pewna, że zgubiłaby się w zamku. Teraz Hogwart i Londyn stał się życiem Svensson. Chociaż nie można powiedzieć, że wygrywała Złotego Sfinks, w zasadzie ostatnie zadanie poszło jej wręcz fatalnie, ale nie żałowała udziału w Projekcie. Poznała tu przecudownych ludzi. Freya stała się pierwszą, prawdziwą przyjaciółką. Nie sądziła, że kiedykolwiek złapie z kimś wspólny język. Pierwszy raz nie czuła rywalizacji, a znalazła partnera do rozwijania swojej pasji. Te wakacje były prawdopodobnie najlepsze w jej życiu. Odwiedziła tyle wspaniałych miejsc. Poszerzyła swoją wiedzę ze Starożytnych Run i Historii Magii, a Indie... nie stały się jej ulubionym krajem i na pewno tam nie wróci, ale przeżyła tam cudowne chwile. Te wakacje na pewno nie będzie mogła uznać za zmarnowane. O pociągu dowiedziała się w ostatniej chwili, przez przypadek i mogłaby sobie narobić sporych kłopotów. Głównie dlatego, że wciąż mieszkała w Hogwarcie. Nie wiedziała nawet, czy pociąg robi kilka kursów. Spakowała się jak szybko to możliwe, krzycząc co chwilę na Freyę, że zaraz to one nawet do Londynu nie dotrą. Panikowała, pchając wszystko do kufrów. Ostatnie dni jeszcze spędziły, zwiedzając i poznając kulturę Szkocji. W końcu to tu był umiejscowiony zamek i nie mogły tego przegapić. Gdy Gittan weszła do pociągu, od razu straciła Freyę z oczu. Nie widziała sensu w przepychaniu się przez ludzi i szukaniu jej. Zobaczą się, gdy tylko dotrą do Hogwartu. Musiała odpocząć. Wciąż miała przyspieszony oddech, a kiedy przechodziła korytarzem, powtarzała pod nosem: na stu krasnoludów, w ostatniej chwili, w ostatniej chwili. Nie wiedziała, do jakiego przedziału ma się kierować. Zobaczyła otwarte drzwi i napis: "szkolni prefekci". Oparła się o framugę, wchodząc do środka, aby nie tarasować korytarza. - Heh, Sharker, ładniutka ta odznaka, urosło ci już ego czy jeszcze chwilkę musimy poczekać? - zaśmiała się. Urocze to przywitanie. Gittan była po prostu zazdrosna. Ona na korytarzu czuła się jakby była w jakieś dżungli i każdy walczył o swoje miejsce jakby od tego zależało jego życie. Sharker na szczęście już tak długo obcował ze Svensson, że nie mógł odebrać to jako wielką obelgę, a po prostu żart. W liście grzecznie gratulowała mu odznaki i wypytywała, jakie są z tego profity. Zanim weszła mogła usłyszeć pytanie Leonardo. Sama dokładnie nie wiedziała, o co chodzi. Była przewodniczącą w Stavefjord, więc kojarzyła chłopaka zarówno z obozu jak i szkoły. - Bjorkson, wykorzystujesz swoje profity i stajesz się popularny, gratuluje, Stavefjord byłoby dumne - skomentowała prawie od razu, przenosząc na niego wzrok - I witajcie po wakacjach - dodała miło, lekko się uśmiechając. Już czekała na oschłe: znajdź swój przedział, nie jesteś wyjątkowa, nie jesteś prefektem.
Czuła się dobrze, czy czuła się źle? Milczała w swoich sprawach, ale chętnie doradzała Nastasji i groziła co się stanie, jeśli ta nie spotyka się z Filipem. Będąc na peronie nie oglądała się ani za Willisem, ani za Slimem. Czuła się trochę osamotniona. Dotychczas siadała gdziekolwiek i zaczynała temat. Przedział prefektów w ogóle jej nie interesował. Nie podobało się jej to, że po raz pierwszy będzie jechała w ten sposób do szkoły i już chciała wygrażać się Villadsenowej, ale tej nigdzie nie było. To jakaś klątwa prefektów Huffu, że szybko znikali? Uśmiechała się słabo wciągając kufer do środka i przepychając się przez ciasny korytarz wrzuciła go wpierw do przedziału prefektów i widząc trochę ludzi zmierzyła ich lodowatym spojrzeniem. No przecież jasne, że nie mieli zamiaru zająć się pierwszorocznymi skoro ucinali sobie pogawędki z tzw. dupy. Felicie wyszła nim zdążyli zarejestrować to, że w ogóle tam była. I od razu przystąpiła do oprowadzania maluszków i usadzania tam, gdzie wydawało się jej, że będzie dobrze. Gdy wykonała już swoje obowiązki i przeszła w miarę pustym korytarzem zajrzała to tu, to tam z ciekawości, ale nigdzie znajomych swoich nie zauważyła. Tym razem weszła do przedziału prefektów o wiele wolniej i grzeczniej. Jej oczy zarejestrowały jakąś obcą dziewczynę mówiącą coś o odznace i Sylvestra. Dlatego wpierw ruszyła w jego kierunku muskając go w policzek. - Och Sylvester, nie wiedziałam że jesteś prefektem. Jestem taka szczęśliwa. Naprawdę? Nareszcie nie będę sama w Huffie. Wyobraź sobie, że przed chwilą pierwszoroczniacy chcieli mnie zgnieść. Dalej masz kompleks na punkcie swojego brata? Och, to nieodpowiednie miejsce, żeby o tym rozmawiać. Siadaj pierdoło, zaraz do Ciebie usiądę tylko się przedstawię. - I tu odwróciła się w kierunku faceta, który posturą przypominał jej ojca. Wywróciła zatem oczami i wyciągnęła w jego kierunku rękę. - Jestem Felicie. A Ty? Prefekt? Slytherinu? Fajnie macie. Kilku jest, tylko jeden jest i nic nie robi. Może mógłbyś być tak miły i sprawdzić przedział IV i VI, bo chyba coś tam było nie tak. Z góry dzięki. A Ty? - Popatrzyła Fela na dziewczynę świergoczącą Bóg wie o czym. - Bell Rodwick jest jeszcze prefektem? Wydawało mi się, że zrezygnowała. Hm? - Spytała siadając obok i poprawiając koszulkę, którą zamierzała zmienić na mundurek. Ale halo, miała się przy nich przebierać? Więcej ich matka nie miała? Westchnęła głośno mając nadzieję, że zrozumieją, że mają patrolować przedziały. Ona za chwilę zamierzała zacząć.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Niezadowolenie tak mocno biło od jego postawy, że ciężko było go nie zauważyć. Dobrze mu się jechało w pustym przedziale, nawet bardzo. Chyba przez te ostatnie dni w Indiach stał się trochę nazbyt aspołeczny, ale kto by się tym przejmował. Chciał po prostu odpocząć. Ten jeden ostatni raz po prostu pierdolnąć się na miejsce i leżeć, dopóki nie dotrą do celu, bo dobrze wiedział, że w Hogwarcie będzie już mógł tylko marzyć o odrobinie spokoju, ale nie. Nawet tutaj, w przedziale dla prefektów, musiał się trafić ktoś kto go wkurzał. Spytacie czym? Ano gadatliwością. Ślizgon nie należał do ludzi, którzy mówią jakoś specjalnie dużo, woląc porozumiewać się niewerbalnie (wiadomo o co chodzi), a ten tutaj ośmielał się zakłócać jego słodkie lenistwo. Zazgrzytałby zębami, gdyby tylko wiedział, że Leonardo tego nie zauważy. Nie chciał, żeby widział jak bardzo miał ochotę stąd wyjść przez jego upartość, więc zachowywał takie odruchy na później, kiedy to będzie radośnie znęcał się nad maluchami. Oj wyżyje się wtedy za wszystkie czasy, nie ma to jak bycie prefektem. - Świetnie. - skomentował, sięgając do włosów i poprawiając je niedbałym ruchem, który był jednak tak wystudiowany jak chyba żaden, jakie do tej pory ukazał w tym przedziale. Na jego twarz wpełzł wyraz pełen wyższości i pogardy, nim kontynuował. - Też najchętniej odesłałbym Cię z powrotem. Czy nasza zgodność jest oznaką rychłej przyjaźni? Zakpił, mając nadzieję, że go tym zrani. Nie rozumiał tego, że przyjezdni zostawali prefektami. Może to była kwestia tego, że Hampson chciał dać jednemu z nich władzę, aby trzymał w ryzach resztę tej hołoty? To było całkiem prawdopodobne, ale nadal wkurwiające i z pewnością niespotykające się z aprobatą Sharkera. Zresztą, tak samo można było powiedzieć o tym, że i on dostał tę całą odznakę, ale no cóż, tego już zauważać nie raczył. Jako, że siedział przodem do wejścia, od razu zauważył, że drzwi się rozsuwają. Och jak dobrze, że to nie żaden prefekt. Uśmiechnął się drwiąco na widok Gittan. - Jak zacznę Tobą pomiatać to urośnie mi wystarczająco, żebyśmy oboje byli zadowoleni. - odpowiedział dwuznacznie, robiąc do niej minę i zdjął nogi na ziemię, kiwając na nią palcem. - Chodź tutaj Svensson. Prefekt wskaże Ci drogę do Twojego przedziału. Ot po prostu chciał, aby usiadła z nim. Co z tego, że nie miała tej idiotycznej odznaki? Tak czy siak wszyscy robili roszady w przedziałach, więc jedna taka przyjezdna różnicy nie zrobi, skoro i tak był niby ośmioosobowy, a razem z nią było ich raptem troje. Skrzywił się mimowolnie i spojrzał na Leonarda, starając się znaleźć słowa, które nie byłyby obelgami. - Proponuję zapoznać się ze słownikiem, jeżeli nie rozumiesz terminu po angielsku. - odrzekł sucho, świadom, że bez problemu mógłby mu wyrecytować definicję po szwedzku, ale co to byłaby za zabawa? - Chyba, że tak ciężko jest się domyślić co robi Head Boy? Otóż to drogi kolego jesteś tu od tego, aby pilnować porządku. Zmiataj na korytarz wypełniać obowiązki. Machnął na niego lekko dłonią, jakby go stąd przeganiał, kierując ponownie niecierpliwe spojrzenie na dziewczynę, a potem wymownie na miejsce obok siebie. - Co stoisz jak ten kołek? Ruszże się. Niestety nie miał więcej okazji do ponaglania Gittan, bo i do przedziału weszło jakieś chuchro. Spojrzał na nią jak na kosmitkę. - Nie, nie mógłbym. Pewnie Lorrain się tym zajmuje, skoro go tu nie ma. - stwierdził, niezadowolony, że ktoś go przegania z przedziału i po prostu zignorował małego świergotnika. Jak taka jest obowiązkowa to niech pierwsza zasuwa na patrol. On się takimi pierdołami zajmować nie będzie… a przynajmniej nie jako pierwszy.
Przez chwilę miał ochotę wstać i napluć Ślizgonowi w twarz. Na szczęście Leonardo i znienawidzonego przez niego od pierwszej chwili chłopaka, do przedziału wparowała Gittan Svensson. Odetchnął przez chwilę z ulgą, widząc znajomą i przyjazną twarz. Ciekawe czy ona także jest jedną z nowych prefektów? Wywrócił jednak oczami, uświadamiając sobie, w jakim celu tu przyszła. Czy dziewczyny naprawdę leciały tylko na dwa typy facetów? Kogoś takiego ja Leonardo i na drani, jakim okazał się przez te pięć minut Sharker? Cudownie. - Dzięki Gittan. Szkoda, że nie mam ze sobą kogoś odrobinę bardziej przyjaznego - rzucił do niej, wesoło się uśmiechając i wywracając oczami z lekkim uśmiechem. Z pewnością wszyscy obecni w przedziale zrozumieli aluzję, nie sposób byłoby tego nie zrozumieć. Przez moment wszystko wydawało się jasne, gdy do przedziału wparowała jakaś dziewczyna, rzucając się mu prawie na szyję. Leonardo z zaskoczeniem odwzajemnił pocałunek w policzek i przez chwilę stał z lekko zadowoloną miną, zastanawiając się czym sobie na to zasłużył. Po chwili jednak wszystko zrozumiał. Sylvester, tak? Parsknął cichym śmiechem i pewnie w innej sytuacji wykorzystałby okazję, i naśladował przez chwilę swoje brata bliźniaka. Teraz jednak odsunął dziewczynę na odległość ramion i z szerokim uśmiechem przekrzywił głowę. - Przykro mi, nie jestem tym, za kogo mnie masz. Leonardo Taylor Björkson, bardzo możliwe, że znasz już osobiście mojego brata - parsknął cichym śmiechem, wyciągając rękę do dziewczyny i czekając, aż z jej twarzy znikną pierwsze oznaki szoku. Przez chwilę zastanawiał się co jeszcze ma powiedzieć, ale zrezygnowany spojrzał na Sharkera i jego dobry humor zniknął tak szybko, jak się pojawił. Czy już zawsze tak będzie? Wykrzywił się w sztucznym uśmiechu, patrząc w jego zaczepne oczy. - Niestety, jak widać Ty też jesteś tu nowy i nie mam zamiaru wykonywać Twoich poleceń. Jeśli nie pasuje Ci moja obecność, droga wolna, możesz opuścić ten przedział tak samo szybko jak tu przyszedłeś - burknął, krzywiąc się i przenosząc wzrok na Gittan. Nie chciał jej urazić, jak widać coś łączyło ją z chłopakiem. Uśmiechnął się do niej przepraszająco i skierował rozmowę na odrobinę inne tory. - Jak minęły Ci wakacje? Zadowolona z Indii? - miał nadzieję, że to wystarczy, aby odwrócić uwagę od tej niezręcznej atmosfery w przedziale. Przez moment miał ochotę powiedzieć jej, że nie jest prefektem i nie wie czy może znajdować się w tym przedziale, ale zdusił w sobie tą ochotę. Może faktycznie jest stworzony do sprawowania nad kimś władzy? Może Hampson wcale się tak bardzo nie pomylił? Uśmiechnął się lekko, myśląc, jakby to było, gdyby Sylvester także został prefektem.
Felicie popatrzyła na obecnych. Nie podobało się jej to towarzystwo. Całkowicie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy i chętnie znalazłaby teraz przedział z takim Slimem czy Willisem, mimo tego że jeden jej unikał, a drugiego unikała ona. To naprawdę nie chciała tu dłużej siedzieć. Obok nieprzyjemnego Sharkera, który miał się od obowiązków, żeby pójść chyba uprawiać miłość ze swoją panną... Leonardo też nie zrobił na niej najlepszego wrażenia. Był taki sam jak Sylvester, ale Sylvestrem nie był. A to przecież Sylvestra lubiła i ceniła. On był tym złym, który ciągle podstawiał nogi dla tego drugiego i niszczył mu życie. Idąc tym wnioskiem westchnęła siadając na fotelach, które mimo tego, że były przeraźliwie wygodne to jednak nie chciała tu spędzić ani chwili dłużej. - Och no tak, Leonardo. Gratulacje. Gratulacje. Nie wiesz w którym przedziale siedzi Sylvester? Powinnam go znaleźć i pogratulować mu nie zostania prefektem. Wiesz, przyjacielskie sprawy. - Uśmiechnęła się do chłopaka, bo przecież jeszcze jej niczym nie zawinił oprócz tego co mówił Sylvek, pewnie dlatego za wszelką cenę próbowała się nie szarogęsić i zachować odpowiedni dystans. - Okej, zajrzę jeszcze do pierwszorocznych i potem do innych przedziałów. Zobaczę czy wszystko w porządku. Może Ty też? Sharker raczej nam nie pomoże. Wszystko co o nim mówią to prawda. Szkoda, nie lubię gdy plotki okazują się prawdą. Do końca wierzę, ze ludzie mają mózg... Jakże natura bywa złośliwa skoro tego mu poskąpiła. - Powiedziała zrezygnowana, a następnie rzeczywiście wyszła. W ostatnim momencie Leonardo mógł dostrzec, jak włosy Feli zmieniają barwę na fioletową i tyle jej tu było.
Gittan nie za specjalnie napawała się odznaką swojego przyjaciela. Nie pasowało jej to, że w każdej chwili może wlepić szlaban, ukarać minusowymi punktami i wywyższać się jak ostatni dureń. Nie lubiła czegoś takiego, bo sama chciała być najlepsza. Dlatego pewnie przestał podobać się jej Złoty Sfinks. Może był za trudny? A może w grę zaczęły wchodzić uczucia i przywiązanie? Z Rasheedem to już nie był czysty seks, podróże i smakowanie życia. Od kiedy zaczęła z nim sypiać, bez seksu, czytając książki w języku run, gdybając już na głos, nie tylko w myślach, wszystko się zmieniło. Oczywiście nie powiedziała o tym nikomu. Tak było cudownie, nie warto było cokolwiek komplikować. Gdy weszła Felicie to przedziału, Gittan automatycznie nie chciała zagracać przejścia, więc ruszyła się o krok w stronę Rasheeda, pozwalając jej zająć miejsce. Nie wiedziała, dlaczego dziewczyna wypuszcza z siebie tyle niemiłych słów. - Felicie, poznałyśmy się na wyścigach na latających dywanach, gratuluję wygranej, nie mogłam wcześniej zrobić tego osobiście - zwróciła jej uwagę, bo była zbyt egoistyczna i nie myślała o tym, że jednorazowa okazja, wypad w Indiach i kilka wspólnych lekcji może być za mało, aby zapamiętać czyjeś imię. Zwłaszcza jej! - Gittan - rzuciła ponownie nieco niezadowolona. Rozumiała, że reszta prefektów może niespecjalnie być zadowolona z jej obecności, ale jeśli byłoby tak naprawdę, mogliby jej powiedzieć. Przyszła tylko porozmawiać i na wszystkich świętych dobrze, że nie czytała w myślach Felicie. Zrobiłoby się jej bardzo przykro, gdyby usłyszała o tym, że przyszła się tu ruchać. Przyszła porozmawiać, nie tylko z Sharkerem, ale i resztą. W końcu nie tylko Rasheed był jej przyjacielem, posiadającym odznakę prefekta. Być może nie był grzecznym chłopcem i niemiło odpowiedział Leonardowi, lecz Gittan tylko nieznacznie się uśmiechnęła. Usiadła obok niego, uderzając go lekko w kolano, aby się opamiętał. Bjorkson, czy tego chciał czy nie, był z jej szkoły. A ona, jako przewodnicząca Stavefjord, nie chciała potem słyszeć plotek, jaka była niemiła dla swoich ziomków. - Kilka godzin na swoim terenie, Sharker, a już zapominasz podstawowe zasady dobrego wychowania - zażartowała. Po chwili bez pardonowo zarzuciła nogi na Rasheeda, obciągając spódniczkę, aby nie odsłonić za dużo. Machnęła ręką, widząc ten przepraszający wzrok. - Nie przejmuj się nim, Leo - dodała potulnie - Musisz się przyzwyczaić, u nas wszystko nieco inaczej wygląda, ale po czasie docenisz takich ludzi - nie wiedziała, co miała powiedzieć. Nie mogła nakazywać mu zaakceptować kogoś, z kim sie bujała, a z drugiej strony kompletnie nie oczekiwała jakiegoś błogosławieństwa. Nie chciała, aby Leonardowi było po prostu przykro. - To zdecydowanie były najlepsze wakacje mojego życia. Byłam na Mistrzostwach świata w Argentynie, potem w Meksyku, bujałam się sporo po Szkocji, ach i Londyn, ta część mniej obfitowała w zwiedzanie i poznawanie kultury. Nie chce mi się wracać do szkoły, już widzę te lekcje eliksirów... A Wy? - mówiła na początku z wielkim przejęciem. Naprawdę uważała, że to były najlepsze wakacje. Nauczyła się tyle nowych rzeczy, zawarła nowe znajomości, a Sharker dostarczał jej należytych rozrywek. Felicie zamiast z nimi porozmawiać, poczuła się prawdziwym prefektem i chciała wyruszyć do swoich obowiązków. Gittan pomachała jej, rzucając krótkie: miłej zabawy. Spojrzała się na Sharkera nieco zdziwiona. - Hej, o co z nią chodzi, mówiłeś, że puchoni to banda kretynów, którzy są mili i kochani.- skomentowała smutno.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Nie ruszały go takie głupoty. Żeby być wrednym, trzeba umieć trzymać jakiś poziom, czego Puchoneczka najwyraźniej nie rozumiała. Mógłby dalej w to brnąć i unosić się gniewem, bądź wprost przeciwnie - jedynie uśmiechać się kpiąco i w ten sposób ukazywać swoją wyższość, ale po prostu milczał, pozwalając jej odejść. - Papa, słoneczko. - rzucił jej na odchodne obrzydliwie lepkim od cukru tonem głosu, szczerząc zęby w taki sposób, jakby już planował wyjątkowo bolesną w skutkach zemstę. - Głupia suka - syknął pod nosem w wężomowie i westchnął, jakby go siłą w tym przedziale trzymali. Panna obowiązkowa niech robi co do niej należy, proszę bardzo. On jest ponad takie niepotrzebne głupoty. Jakby pierwszaki same nie umiały dup posadzić w pociągu. No serio? Stalowoniebieskie oczy Rasheeda zwęziły się minimalnie, gdy Gittan strąciła jego nogi, ale nie oponował, siadając wreszcie jak na człowieka przystało. Spojrzał na Leonarda jak na kretyna. - A Ty słonko po czym to stwierdzasz? Panna pseudo blond Ci to wyznała? Słuchaj się dalej, a skończysz jak ona. Pilnując siusiumajtków i liżąc Hampsonowi buty. - ton jego głosu był chłodny i opanowany, ale z jego oczu posypały się iskry. Był jaki był. Z całą pewnością nie mógł w tym momencie ukorzyć się, przyznając do błędu, gdyż wcale takowego nie popełnił. Zresztą, to Leonardo dowiadywał się o rzeczach, o których inni nie mają pojęcia jako pierwsi. Teoretycznie mógł to wiedzieć od dyrektora, ale skoro dopiero jechali do szkoły to szczerze wątpił w to, że dzielił się wieściami o nowych prefektach innych domów ze wszystkimi. On osobiście żadnych wieści o Bjorksonach w gronach władzy nie otrzymał, więc… Och, słodka Gittan. - Nie wtrącaj się, Kruczku. To sprawa pomiędzy Lwem, a Wężem. Muszę podtrzymywać domową tradycję i ochrzcić przyjezdnego prefekta konkretną zwadą. - polecił jej, mrożąc ją przez sekundę spojrzeniem, nim skierował je na Leonardo. - Przypomnę Ci jeszcze, że to Ty przyszedłeś drugi i to Tobie najwyraźniej przeszkadza moje zachowanie. Mnie to szczerze mówiąc dynda i powiewa czy będziesz sprawdzał te korytarze, dalej zakłócał mi podróż czy obżerał się kanapkami z mięsem gronostaja. Oparł się wygodnie o oparcie przy siedzeniu i ulokował łokieć na podłokietniku, żeby spojrzeć na Svensson z niechęcią. - Jakby to było coś dziwnego. - westchnął teatralnie, komentując w ten sposób wzmiankę o dobrym wychowaniu. Uprzejmy Sharker? Niedoczekanie… Słuchał jej monologu, raczej niespecjalnie przejmując się tym co mówiła, bo i znał tę historię, reagując dopiero, gdy zapytała go o tą całą Feliciejestemsuperbouciekamzanimzripostująmojeżałosnestaraniabyciafajnym. - Bo są bandą kretynów, dowód miałaś przed chwilą. - uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem, spoglądając w stronę Gittan i odgarniając jej włosy do tyłu jednym, niedbałym ruchem. - Chyba miała okres. Jestem pewien, że zaraz porzyga się tęczą na jakieś dzieciaczki.
Wracała do Hogwartu w dobrym humorze, wakacje nie były co prawda jakieś specjalnie, nawet nie była w Indiach, ale dobrze wypoczęła i miała mnóstwo energii, żeby w tym roku zacząć nieco bardziej się udzielać. Jako prefekt, ale też na zajęciach. Niektórzy pewnie już zapomnieli, że nim była. Teraz, kiedy była już na trzecim, ostatnim roku myślała sobie, że jest taka super i ważna. Ha, prefekt naczelny to nie byle co, miała nadzieję, że nie będzie zmuszona do robienia czegokolwiek męczącego, co najwyżej mówienia innym co mają robić. Pociąg już ruszył, a ona wciąż ociągała się w pójściem do przedziału prefektów. Nawet nie wiedziała kogo tam spotka. Prefekci zmieniali się niemal co chwila. Kiedy wreszcie otworzyła drzwi, zobaczyła całe trzy osoby z czego jedną był niedawno poznany Rasheed, a pozostałej dwójki wcale nie było. Weszła akurat w momencie kiedy ślizgon mówił o bandzie kretynów. Czego innego można się było po nim spodziewać? Nawet, jeśli nie miała pojęcia kogo określa tym mianem. - Cześć - przywitała się, umieszczając swój kufer na półce i siadając gdzieś tam gdzie było wolne miejsce, byle nie obok Rasheeda. Jakim cudem został prefektem? Była pewna, że się na niego nie nadaje, z tym swoim podejściem... może za szybko go oceniała. - Miło cię znowu widzieć, Rasheed. Nie wiedziałam, że dostałeś odznakę. - Uśmiechnęła się do niego krzywo. Na pewno zaraz zjedzie ją czymś super błyskotliwym. - Poprzednim razem źle zaczęliśmy znajomość, jestem pewna, że uda nam się zrobić to lepiej - powiedziała wspaniałomyślnie. - A was chyba nie znam? - Zwróciła się do przyjezdnych. - Zupełnie was nie kojarzę, przyjechaliście na Złotego Sfinksa czy już zupełnie nie ogarniam ludzi? Wtedy właśnie pociąg zahamował a Bell, która siedziała przodem do kierunku jazdy poleciała nagle jak worek ziemniaków i łupnęła w ścianę a może w kogoś i po chwili szoku zdała sobie sprawę, że całą rękę przeszywa okropny ból. Prawą, dla ścisłości. Czy to możliwe, żeby sobie ją złamała? Nawet nie chciała o tym myśleć, ale co próbowała nią ruszyć, tylko się krzywiło. - Ymm, mógłby ktoś rzucić jakieś zaklęcie na złamanie albo przeciwbólowe, cokolwiek? - zapytała kiedy już w przedziale trochę uspokoiło się po gwałtownym hamowaniu.
To wszystko co działo się w przedziale w rezultacie wywołało na twarzy Leonarda szeroki uśmiech. Ciekawe, dlaczego wszyscy byli do siebie tak wrogo nastawieni? Przecież prefekci powinni sobie pomagać, prawda? Natomiast zachowanie Sharkera było niedopuszczalne, a ta dziwna blondyneczka, która pomyliła go z Sylvestrem nie była wcale o wiele lepsza. Chociaż zgadzał się z jej słowami, sądził, że powinna je zatrzymać dla siebie. Jednak, zaraz zaraz, czy on też nie skomentował zachowania Rasheed'a w sposób, który był niegrzeczny? Wywrócił oczami i uśmiechnął się do blondynki, przekrzywiając głowę. - Nie mam pojęcia, gdzie może być mój brat, rozdzieliliśmy się zaraz przy wejściu. Mam nadzieję, że go znajdziesz, bo przyda mu się ktoś znajomy w pobliżu, skoro nie może porozmawiać ze mną - mrugnął do niej wesoło, zastanawiając się, dlaczego aż tak bardzo zeszła z tonu, gdy dowiedziała się, że nie jest młodszym bliźniakiem? Ciekawe co takiego powiedział o nim Sylvester. Zamierzał się tego dowiedzieć przy najbliższej okazji, jednak teraz miał przed sobą inne zadanie. Sharker doprowadzał go powoli do białej gorączki, ale nie miał zamiaru dać za wygraną. Nie będzie czyimś popychadłem, a już na pewno nie tego dziwnego Ślizgona. Pójdzie rozejrzeć się po przedziale, ale później. - Właściwie to u mnie było całkiem nudno i zwyczajnie. Odwiedziłem Szwecję, a w Indiach nie było za ciekawie. Najciekawszą rzeczą był chyba fakt, że znalazłem pewnego razu małego psiaka, który później okazał się rudowłosą pięknością - wywrócił oczami, przypominając sobie jak nagle na jego łóżku znalazł dziewczynę, zamiast słodkiej, małej suczki. Zaśmiał się przy tym cicho, mając nadzieję, że nikt nie domyśli się o kogo chodzi, bo trochę nie w porę przypomniał sobie, że nazwał ją "rudowłosą pięknością". Żeby tylko nikt jej tego nie powtórzył! Wstyd się przyznać, ale od tamtego dnia Leonardo nie mógł przestać o niej myśleć. - Oh, Sharker, po prostu się zamknij. Skoro nie mamy ochoty na swoje towarzystwo, to najprościej będzie, jeśli nie będziemy zwracać na siebie uwagi - warknął i właśnie w tym momencie do przedziału weszła jeszcze jedna dziewczyna, która wydawała się na bardziej zadowoloną z życia niż wszyscy tu obecni. Zdziwiło go jednak, że nikt nie wiedział, komu dyrektor postanowił wręczyć odznaki. Dziewczyna wydawała się zaskoczona faktem, że widzi tutaj dwóch przyjezdnych. - Owszem, nie znamy się. Jesteśmy ze Złotego Sfinksa, a jednocześnie ja jestem także prefektem Gryffindoru. Leonardo Björkson, miło mi - uśmiechnął się, wyciągając rękę do dziewczyny i delikatnie ją uścisnął, chcąc przez to pokazać, że spokojnie mogą mieć pozytywne relacje, nie tak jak z obecnym tu Ślizgonem. Nagle stało się jednak coś zupełnie niespodziewanego. Pociąg w przeciągu kilku sekund stanął w miejscu, powodując ogromne zamieszanie w przedziale. Leonardo gorącą czekoladę, którą właśnie wziął do ręki, żeby się napić, upuścił na swoje spodnie, dokładnie w okolicy narządów rozrodczych. Z przerażeniem w oczach patrzył, jak czekolada rozlewa się po jego udach i poczuł ogromny ból. Cudownie, jakby miał na dzisiaj mało wrażeń. Spojrzał z przerażeniem w oczach na resztę osób obecnych w przedziale, starając sobie przypomnieć zaklęcie na poparzenia, którego nauczył się tego lata na kursie pierwszej pomocy.