- Ojej… – zaczęła niby to zmartwiona. – Może i masz rację – wyszeptała smutno i obejrzała chłopaka od góry do0 dołu, po czym uśmiechnęła się i wysyczała mu w twarz – Jakby nie patrzeć jesteś ode mnie większy świnko, więc skoro ja się zmieszczę tylko w wagonie towarowym, to boję się, że przy tobie nie będą w stanie nawet uruchomić pociągu, tłuścioszku. Serio Ci się wydaje, że robi to na mnie wrażenie? Nawet ta Gryffonka jest ode mnie większa, jestem chyba najmniejszą osobą w Hogwarcie, na tak wysokim roku. Ze wzrostem nikt mnie nie przebije w moim wieku, a jeżeli chodzi o wagę, proszę pana, ja nie potrafię przytyć, nieważne ile bym jadła i tak zostanę na 45 kilogramach. Gorzej jakbym nie jadła nic, to znowu bym schudła. Zamyśliła się. Jednak dalsza sytuacja ją bardzo rozdrażniła. Wpatrywała się na niego z irytacją i nienawiścią. Widziała, że jest przygotowany do zaklęcia gdy nagle… instynkt jej zadziałał i w ostatniej chwili odskoczyła. Spojrzała na to co się tam stało i… nie wiedziała co ma powiedzieć. Uśmiechnęła się pod nosem złowieszczo i podeszła do Januszka i ślizgona. Niby to nie chcący, z całej siły, nadepnęła na nadgarstek lewej ręki od Alcide i przykucnęła obok mężczyzn. - I widzisz? Nagle pojawił się stuprocentowy mężczyzna żeby Ci pokazać jak tak naprawdę się powinien zachowywać! – powiedziała- Jeju! A panu tak bardzo dziękuje za pomoc! Był pan niesamowity! – powiedziała ‘zachwycona’ w stronę Januszka. Chciała jakoś podziękować za tą pomoc. Dziewczyna pewnie z czarami by sobie rady nie dała. Odeszła kilka kroków od ślizgona. Nie wiedziała co mu może strzelić do głowy, no i po chwili już wiedziała. Vingardium Leviosa? Nie wiem czy mi się wydaje, ale ten młodziak jest konkretnym debilem. Wpatrywała się z daleka na dalszy rozwój akcji.
HOLA HOLA, drodzy czarodzieje, vingardium leviosa chyba nie było zbyt trafionym zaklęciem, przykro mi Alcide, Januszka mogło jedynie połaskotać po fałdach tłuszczu. Sam sumo leżał sobie na ślizgonie dalej w najlepsze, nie mając zamiaru się ruszać, o ile Alcide nie przyrzeknie, że nie będzie bić dziewczynek! - CO TY ROBISZ, CHCIAŁEŚ MI WYDŁUBAĆ OKO TĄ RÓŻDŻKĄ? HE? - Januszek nie bawił się w subtelności, wyrwał przygniecionemu chłopaczkowi różdżkę i złamał ją na pół, przez co Alicde musi losować swoją różdżkę raz jeszcze. Wyrzucił złamany patyk, który poturlał się gdzieś tam, a Januszek, w tej pozycji przypominając otyłego żółwia, zwrócił się z uprzejmym uśmiechem do Karin i Nikoli. Ta druga bardzo mile połechtała jego ego! Aż się zarumienił, aww. - Och, nie ma za co panienko, to mój obowiązek, aby bronić takie dziewuszki, przed takimi kanaliami jak ten tutaj! - wytłumaczył rozpromieniony, po czym, wciąż oczywiście leżąc, poruszył się, a jego ciało, niczym galaretka zakołysało się na ślizgonie. - A tobie nic nie jest, kochanie? - zapytał Karin z troską, bowiem sniff, nie zdążył uchronić jej przed tym kretynem na czas. Dlatego, chcąc upłynnić swoją frustrację i wściekłość co do leżącego pod nim Alcide'a, znowu się poruszył, przygniatając chłopaka jeszcze bardziej do ziemi. - NIE BĘDZIESZ WIĘCEJ BIŁ KOBIET, ZROZUMIANO?!?! - wrzasnął do niego, zmieniając wyraz twarzy całkowicie - z troskliwego obrońcy kobiet przeistoczył się w kata - galaretkę, z prawdziwą wściekłością i chęcią mordu w oczach.
Vingardium Leviosa ? To żart, prawda? Nie no, uczeń V roku, do tego ze Slytherinu mógł się lepiej postarać. Zobaczyła jak magiczny kijek chłopaka zostaje wprost zmiażdżony w rękach Januszka, po czym odrzucony... gdzieś. Czy on przypadkiej nie wpadł do wody? Spojrzała na Alcida z politowaniem, po czym znów przeniosła wzrok na Pana-Sumo. Nikola ładnie mu podziekowała, a gdy spytał, czy nic się nie stał Karin, ta uśmiechnęła sie szeroko. -Nie, wszystko w porządku, dziękuję. Był pan taki dzielny! Na prawdę nie wiem jak panu dziękować!- powiedziała, podbiegła do niego i ucałowała do w oba policzki. Niby to przypadkiem kopnęła Ślizgona w głowę, gdy przechodziła. Stanęła obok drugiej dziewczyny. Oczywiście, była mu wdzięczna, ale nie aż tak. Po prostu chciała, żeby zmiażdżył jeszcze kilka żeber temu szczeniakowi.
Puchonka miała szczęście, że McKagan był unieruchomiony. W przeciwnym razie pewnie rzucił by się na dziewczynę i gdyby ją złapał albo ponownie wylądowała by w wodzie, albo na ziemi z połamanymi żebrami. Sądził, że ta dziewczyna aż się prosi o kłopoty. Próbował nadal wyszarpnąć się spod sumoki jednak nie było to możliwe. Nadal oddech Alcide’a był urywany i coraz bardziej płytki. Miał dość zarówno tego, że tu przyszedł jak i tego, że chciało mu się zadzierać z tymi dwoma nic nie znaczącymi dziewczynami. - Szkoda, że jeszcze nie latasz w powietrzu. Twoje ego pewnie i tak niedługo eksploduje i nic z niego nie pozostanie. Zresztą to może być ciekawy widok. – wydusił z siebie chłopak. Wcale się nie dziwił, że pomału tracił siły. Nagle do jego nerwów doleciał ból. Alcide zagryzł mocno żeby by nie wrzasnąć z bólu. Udało mu się to, a z pomiędzy zaciśniętych szczęk chłopaka wydobył się tylko urywany syk. Dorwę cię jeszcze głupia dzieweczko. Wtedy nie będzie ci do śmiechu. pomyślał i spojrzał na kokoszącego się na nim Januszka. Miał dość ciężaru tego tłuściocha na sobie. A gdy zawodnik sumo ośmielił się złamać jego różdżkę McKagan zdrową ręką zdzielił mężczyznę w twarz. - Przyślę panu rachunek do zapłacenia. – warknął i cicho jęknął. Spod sumoki można było usłyszeć chrzęst łamiących się kości. Alcide’owi pękły dwa żebra. Ślizgon miał coraz większe problemy z oddychaniem. - Zrozumiano kupo tłuszczu. – warknął McKAgan a w myślach dodał który musi się wtrącać w nie swoje sprawy. Był tak wściekły, że gdyby jego wzrok potrafił zabijać z pewnością sumoka, puchonka, oraz gryfonka byli by już martwi. Leżał czekając aż Januszek z niego wreszcie wstanie. Gdy Karin podeszła do niego i kopnęła Alcide’a w głowę chłopak natychmiast stracił przytomność. Teraz dziewczyny miały poważne problemy, bo Ślizgon nie zamierzał tego tak zostawić, o nie.
Victorique spoglądała coraz bardziej niepewnie na to co się wokół niej dzieje. Oczywiście nie wiedziała, że jego lewa ręka jest złamana, czy tam skręcona, chciała po prostu zrobić mu krzywdę, ale… to wszystko zaczęło wymykać się z pod kontroli. Wpatrywała się zdezorientowana na sumokę, a później jej wzrok zatrzymał się na Alcide. Przegryzła wargę. Karin kopnęła chłopaka w głowę, a kiedy to się stało zamknęła oczy. Zachowywał taki spokój, musiał nieźle cierpieć, wliczając fakt, że Januszek miotał się na nim jak opętany. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na jej wybawiciela. - Starczy już – powiedziała odrobinę zdenerwowana, ale nie wściekła. Nie wiedziała, czy ten dziwny mężczyzna jej posłucha – zejdź z niego, bo jeszcze go zabijesz. – powiedziała i wzięła głęboki oddech. Podeszła do swoich rzeczy i przeszukała je, miała przy sobie różdżkę, lucky! Spojrzała na Januszka proszącym wzrokiem małego zbitego kociaczka, miała nadzieję, że jej posłucha. - Może i sobie zasłużył, ale dostał wystarczającą karę. – skwitowała i westchnęła pod nosem, nie wyglądał dobrze, pewnie to wszystko sprawiało mu niesamowity ból, a ona się z tego cieszyła… aż jej głupio się zrobiło. W końcu podeszła do sumoki i położyła rękę na jego plecach. - Dziękuje jeszcze raz, ale już starczy! – powiedziała po raz enty. Jeżeli ma połamane żebra to i tak będzie miał problem z poruszaniem się. Dlatego się nie obawiała.
Uhuhuhuh, JAK GO NAZWAŁ? K u p ą t ł u s z c z u? Ta zniewaga krwi wymaga, no soreczka. Januszek bardzo się wściekł, ale wstał z nieprzytomnego chłopaka, bo w przeciwieństwie do Alicde'a, Januszek stanowczo nie był psychopatą, w dodatku takim, który bije dziewczynki. Łypnął tylko bystrym okiem na ślizgona i stwierdziwszy, że BYĆ MOŻE tak troooszeczkę przesadził, ale ślizgon będzie żył, znowu zwrócił się z uprzejmym uśmiechem do dwóch dziewczynek, które, gdyby nie on, bohaterski sumo, niechybnie padłyby ofiarami przemocy tej nieprzytomnej teraz kanalii. Urzekła go jednak troska Nikoli. Co za dobra istotka! I generalnie to utwierdziło Januszka w przekonaniu, iż Alcide w stu procentach zasłużył na swoją karę. Żeby mierzyć do bezbronnych i niewinnych, żałosne. Zarumienił się po czubki uszu, kiedy Karin pocałowała go w policzki! Nasz Januszek był naprawdę skory do wzruszeń. Wzruszał się nawet na tych kiepskich romansach, puszczanych na kanale Romans TV w mugolskiej telewizji jego matki. I tym razem oczy go zapiekły! - No dobrze, ale jeszcze kiedykolwiek, przynajmniej tutaj w Japonii ten szczyl będzie was nękał, zawołajcie tylko magiczne słowo: JANUSZKU PRZYJDŹ, a przybiegnę! - uśmiechnął się do dziewcząt i postanowił, iż dzisiaj ma dobry dzień i dla tych dwóch dziewuszek może tego nieprzytomnego śmiecia zawlec do tej ich szkolnej pielęgniarki. Kiedy to zrobił, pożegnał się z Nikolą i Karin, po czym odszedł w swoją stronę. TUPTUPTUP ucichło.