- A ja Claptona, Van Halena, albo Page'a - uśmiechnął się -Stary, moglibyśmy gadać o tym całą noc, a i tak pewnie nie wyczerpalibyśmy tematu. Zwłaszcza, że są na świecie różne perełki, o których świat pewnie kiedyś się dowie.. - pomyślał o Stevenie. Miał tylko nadzieję, że Berg nie pomyślał o nim. Ale jeśli sądził, że ten miał talent, to powinien posłuchać, jak ten gra na saksofonie, albo harmonijce. Tak. Na tamtych dwóch instrumentach, to akurat umiał grać.. No. Umiał.. Po prostu grał na nich nieco dłużej, przez co lepiej. Ale nie ciągnęło go do muzyki. Nigdy. W sumie, zaczął grać na gitarze za namową matki. Na saksofonie, z kolei dzięki ojcu. Tak dla równowagi.. Zamyślił się. W głowie miał wspaniałe lata, kiedy podczas wakacji w Limerick w jego garażu, odbywały się próby zespołu, wspólnie założonego z grupką przyjaciółmi. Wspaniałe czasy.. Raz nawet pozwolili im wejść do studia.. Tak. A on sam był tam na wokalu.. Potem wszyscy zaczęli dorastać. Znajdowali sobie dziewczyny, zaczęli imprezować i tyle wyszło z ich wspaniałych zamiarów nagrania płyty i zrobienia światowej kariery.. - PRZEDMIOTY?! - powtórzył po nim, patrząc na Berga z wybałuszonymi oczami. No tak.. Niedługo początek roku szkolnego. Na śmierć o tym zapomniał - Kurwa.. Zapomniałem o tym.. - uśmiechnął się do siebie. Nawet się nad tym nie zastanawiał.. Nie dowiadywał, jak wyglądają procedury, itd.. Muzyka czarodziejska? - powtórzył. Brzmiało kusząco. Niezwykle kusząco. Zaiste. Ale ten tekst o umiejętnościach.. - Steve. Kurwa. Jakich umiejętności? - spytał, gasząc papierosa. Kątem oka popatrzył na swoje niestworzone jeszcze dzieło. - Kurwa - powiedział z błyskiem w oku. - Kurwa. Już wiem. - złapał za farby i zaczął malować. Począł niedbale pociągać pędzlem. W sumie, wcześniej też tak robił. Krótkie i niedbałe. Ale teraz, jakby bardziej się do tego przykładał. Nawet wyglądał zza sztalugi.
- No fakt. To temat rzeka i na pewno nie wyczerpalibyśmy go do jutra wieczorem. Widzę, że lubisz te same zespoły co ja i masz sentyment do tych samych gitarzystów. Cieszę się, że w końcu z kimś mogę pogadać o swoich idolach. Wiesz większość ludzi, z którymi zaczynam ten temat świata nie widzi poza Płaczącym Dementorem, którego ja wręcz nie trawię. Mam nadzieję, że wiesz o kogo chodzi. – powiedział Steven a wspominając o znienawidzonym przez niego wokaliście aż się otrząsnął. Nie wiedział czy nie urazi uczuć Amborge’a ale on nie mógł nic na to poradzić, że po prostu nie trawił tego gościa. Taksował przez chwilkę wzrokiem Friday’a i zastanawiał się o co tez może go jeszcze zapytać. W końcu wydawało mu się, iż poznał już dwie pasje tego chłopaka. Podejrzewał, że pierwszą z nich było malarstwo, a drugą miał nadzieję muzyka. Choć do tego drugiego nie był pewny. - Spokojnie, masz jeszcze na to czas. Po prostu wspomniałem ci o tych, które ja polecam. Uważam, że są całkiem fajne. Ale wybór zostawię w twojej gestii. Jak chcesz jednak coś o tym wiedzieć to pytaj śmiało. – powiedział Berg. W końcu był już na drugim roku i miał te wszystkie formalności za sobą. Miał tylko nadzieję, że chłopak nie poczuje, że Ślizgon na niego napiera czy też jakoś wpływa. Odwrócił na chwilkę wzrok od Krukona i zaczął rozglądać się po okolicy. Rzeczywiście było tu pięknie i Berg uznał, że znalazł miejsce, w którym będzie mógł odreagowywać. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos Friday’a. - Już ci mówiłem. Chodzi mi o twoją umiejętność gry na gitarze. Uwierz mi, jesteś niezły, a jakbyś jeszcze poćwiczył sądzę, że byś mi dorównał. – powiedział i spojrzał na Amborge’a. Berg wiedział co mówi. Potrafił rozpoznać kto ma talent, a komu słoń nadepnął na ucho. Nie rozumiał czemu chłopak tak bardzo się wzbrania przed tym by szlifować swoją grę na gitarze. Gdy nagle Friday podniósł się dość nerwowo Steven wbił w niego pytający wzrok.
Gdybym poćwiczył.. - powtórzył za chłopakiem. Co on wie, o jego umiejętnościach? Zagrał jedną piosenkę. Chociaż nie powinien się denerwować. Wszak on również nie znał pełni możliwości Wielkoluda. Na moment odpłynął, nie przerywając jednak malowania. Oczyma wyobraźni widział tę scenę. Siedzą na dziedzińcu, przed głównym wejściem do Zamku. Obaj z gitarami. Nagle zaczyna grać. Steven spokojnie mu się przysłuchuje. Wyciąga swój akustyk. Razem oddają się improwizacji. Popisują się przed innymi swoimi umiejętnościami. Zwracają uwagę coraz większej ilości ludzi. Gapiów przybywa. Kilku Ślizgonów zaczyna gada między sobą, że mogliby już przestać. Grają tak i grają. Po chwili Ambroge, w głowie którego już pojawił się tekst zaczyna śpiewać. Steven dołącza się do niego. Każdy po zwrotce.. I ten wzrok Kordelii.. Z jednej strony zachwycona, ale z drugiej.. Zbyt dumna, żeby to publicznie okazać.. - Myślałem o Mugoloznawstwie, Historii Czarodziejstwa, Zwierzakach, ale powiem Ci, że ta Muzyka Czarodziejska brzmi ciekawie.. - rzekł po dłuższej chwili milczenia. - Ale, jak sam powiedziałeś mamy jeszcze dużo czasu. - uśmiechnął się. Zwrócił do mężczyzny - Dobrzze grasz? - Spytał. A może stwierdził? A może było to pytanie retoryczne. W każdym razie nie dał chłopakowi czasu na odpowiedź. Z kieszeni wyciągnął bowiem swoją harmonijkę i zaczął coś grać. Luźno, bez większego sensu. Przerwał na chwilę i gestem ręki zaprosił Berga do dołączenia się. Chciał sprawdzić, jak wielki jest talent i wyobraźnia przyszłego przyjaciela..
Steven uśmiechnął się. Nie słyszał w prawdzie myśli chłopaka i nie wiedział co go ugryzło ale uznał, że nie powinien pytać. W końcu to nie była być może jego sprawa. Siedział w ciszy przez chwilkę i sam zaczął coś sobie brzdąkać co przy odrobinie słuchu muzycznego można było uznać za Patience Roznegliżowanych Boginów. Uwielbiał tą kapelę a szczególnie trzech jej członków. Slash, Duff i Izzy byli dla niego niedoścignionymi wzorami i Steven naprawdę chciał grać chociaż w połowie tak dobrze jak oni. Kątem oka obserwował Amborge’a. Widział w jego ruchach pewność. - Masz prawdziwy talent. I nie chodzi mi teraz o grę na gitarze a o malarstwo. Powiedz mi od dawna malujesz? – zapytał i miał nadzieję, że chłopak mu odpowie. Po chwili sam pogrążył się w świecie własnych myśli. Widział siebie jak gra na basie u boku Duff’a, Slasha i Izzy’ego. To było największe marzenie chłopaka i miał nadzieję, że kiedyś się ono spełni. Z pięknej krainy wyobraźni wyrwał go dopiero głos Friday’a. - Mugoloznastwo prowadzi Cubbins. Ciekawy z niego nauczyciel i wydaje się, że nie koniecznie trzyma się zasad. Możesz u niego robić co chcesz bylebyś był cicho. No chyba, że to co mówi jest ciekawe. Trzeba jednak przyznać wiedzę to ma facet rozległą. – powiedział i zaczął się zastanawiać co wie na temat Historii Czarodziejstwa jednak nie przychodził mu do głowy żaden nauczyciel, który mógł uczyć tego przedmiotu. Natomiast o zwierzakach mógł już coś powiedzieć. - Dzikie zwierzęta wykładają aż trzej wykładowcy. Według mnie najlepiej ten przedmiot prowadzą Hudson i Wrigth. Jednak na Hudsona trzeba uważać. Czasem się bardzo dziwnie zachowuje. Pare razy mu się zdarzyło przyjść na lekcję półnago to znaczy bez koszulki a z dwoma wężami owiniętymi wokół torsu. Natomiast muzyki uczy niejaki Walker. Nawet ciekawie opowiada choć ja osobiście wolę sam zgłębiać tajniki tego przedmiotu. – powiedział choć sam na muzykę chodził. Lubił nawet ten przedmiot jednak wolał sam odkrywać nowe style muzyczne. To był jego konik i mógł tak godzinami siedzieć i słuchać dobrej muzyki. Przez nią nawet parę razy nie poszedł na lekcje. Gdy skończył grać Patience spojrzał na Amborge’a. Gdy zobaczył, że chłopak wyciągnął harmonijkę ustną, a jeszcze bardziej się ucieszył gdy zobaczył zaproszenie do grania. Nie wiedział czy Friday chce go przetestować czy też ma jakieś inne plany ale włączył się w to wspólne jammowanie. Starał się grać delikatnie by nie zagłuszyć harmonijki.
Pograli tak chwile. Na prawdę dobrze im to wychodziło. Byli nawet dobrze zorganizowani i zgrani. Ale najważniejsze, że jeden nie wchodził w paradę drugiemu. Każdy z nich w tym kawałku znalazł miejsce na swoje solo, raz Berg, raz Friday wiedli prym w tej melodii. Gdy skończyli, chłopak uśmiechnął się. - Zmieniam zdanie.. Nie jesteś dobry. - rzekł chłodno, z pogardą. Zamilkł, patrząc na minę chłopaka. Nie wyglądał, jakby zrobiło to na nim jakieś wrażenie. Ciekawe, co sobie pomyślał w tamtej chwili - Stary! Ty jesteś genialny! Twoje wyczucie... I i wyobraźnia! No chłopie, kurwa.. - dodał już zachwycony. Marny był z niego aktor. Przez cały czas uśmiechał się do niego. W końcu wybuchł i nie wytrzymał. - Powinniśmy razem muzykować. Ruszyć w świat, biorąc tylko różdżki, sprzęty i jakiś bagaż podręczny. Grywalibyśmy na dworcach, żeby zarobić na miskę strawy. Chłopie.. Bylibyśmy sławni.. - uśmiechnął się do niego. Ech, marzenia.. Niestety, ale Ambroge doskonale wiedział, do czego się nadaje. Choć nigdy nie wiadomo, wszystko może się zmienić. Do końca studiów pozostało panom jeszcze kilka lat.. - Ale. Odpowiadając na twoje pytanie. Malować zacząłem, kiedy miałem czternaście lat. Na płótnie oczywiście. Wcześniej nie interesowało mnie to. Szkicowałem, rysowałem. Uwielbiałem pastele. No i kochałem robić kolarze. Ale najpewniej czuje się z ołówkiem. Z samą plastyką w ogóle mam do czynienia od jakiś.. trzynastu lat? - zastanowił się. Tak, chyba tak. Coś koło. Koło trzynastu.. Raczej na pewno. - I nie mów mi proszę teraz o nauczycielach. Zgłoszę się do Ciebie, kiedy pójdą listy, ok? - uśmiechnął się do chłopaka. Wrócił do swojego obrazu. Był już prawie skończony. Pozostało tylko ponakładać kolejne warstwy farby tam, gdzie było trzeba..
Kurwa to było genialne. Przez chwilkę, przez tą długą chwilkę, w której grali razem Berg poczuł się jakby był pośród swojego ulubionego zespołu. Tak bardzo chciał by ta chwila się nigdy nie skończyła. Jammowanie z Amborge’m wychodziło mu tak naturalnie, ze aż się dziwił. Przecież jeśli robił to na lekcjach z jakimś innym studentem szło im można powiedzieć okropnie by nie powiedzieć, że była to po prostu porażka. Nagle melodia harmonijki się urwała, a Steven zakończył swoją grę prostym tappingiem, który przy odrobinie dobrej woli można było wziąć za jakąś śmieszną cyrkową muzyczkę. Dopiero po zagraniu ostatniej nuty otworzył oczy by wsłuchać się w jej echo. - Masz rację jestem kiepski. Wiesz zawsze jak gram na lekcjach to nic mi nie wychodzi. Nie wiem nawet czy to przez to, że nie mam słuchu harmonicznego czy też po prostu ci, którzy chodzą ze mną na zajęcia są jeszcze gorsi ode mnie. Natomiast grając z tobą poczułem, że jestem wolny jeśli wiesz o co chodzi, a oczami wyobraźni widziałem się na scenie pośród Duff’a, Slasha i Izzy’ego. – powiedział nie czekając na dalsze słowa Amborge’a, które kompletnie go zaskoczyły. Berg nie uważał, że gra jakoś nadzwyczajnie. Jemu po prostu wystarczyło to, że gra czysto i jego gra sprawia innym radość. To było dla Stevena najważniejsze. Techniką się za bardzo nie przejmował. Podobno ona sama przychodziła gdy się ćwiczyło. Po czym spojrzał na chłopaka kompletnie zdziwiony. - Wiesz co twoja gra na harmonijce była po prostu jak to mówią Mugole superancka. Sądzę, że nawet jeśli nie zrobili byśmy razem kariery to ty na pewno ją zrobisz. Grasz wręcz genialnie. Pokazujesz wtedy swoje uczucia. Słuchając tego co grałeś miałem wrażenie, że gra wypływa z twojego serca. – dodał Berg nie mogąc wyjść z podziwu. Naprawdę uważał, że chłopak może być geniuszem więc jego gra w porównaniu do tego co przed chwilką pokazał Friday była rzeczywiście gównem. - A jeśli chodzi o grę to wiesz w Hogwarcie zakłada się zespół muzyczny. Może byś przyszedł na przesłuchania. Ja tam idę. – powiedział. No może nie było to do końca prawdą ale Steven chciał by jego przyszły przyjaciel ujawnił swój talent. - A co do malarstwa to wybacz nie znam się na tym kompletnie, ale widząc to co malujesz muszę przyznać, że robisz to z pasją i sercem. Moim zdaniem ten obraz jest genialny. – powiedział i lekko się zaśmiał gdy Amborge wspomniał o psorach. - Ok. nie ma sprawy. Będę do twojej dyspozycji, a jakbyś nie mógł mnie znaleźć to podeślij mi sowę. – dodał mówiąc na poważnie.
Kurwa chłopie.. Skoro Ty jesteś kiepski. A jestem o poziom, jeśli nie całe piętro niżej, to.. - uśmiechnął się. - Steve. Że tak powiem. Skończ pierdolić. Proszę Cię. Grasz świetnie. I nie chce słyszeć słowa sprzeciwu, jasne?! - powiedział tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Tak jakby to on był tu wyższy, większy, silniejszy i mógłby sprzątnąć Herkulesa jednym palcem. Gdy chłopak powiedział, że świetnie gra, uśmiechnął się tylko lekko. Nawet jeśli twierdził inaczej, to przecież zawsze miło słuchać komplementów. Szybko jednak się skarcił. Jeśli miał przyjaźnić się ze Stevenem to nie mogli sobie cały czas cukrować. To nie prowadzi do niczego dobrego. Prawda, nie ma nic w złego w poklepaniu się po ramieniu i powiedzeniu "Stary to było zajebiste", ale. No, jakoś nie lubił komplementów. Nie w zbyt dużej ilości. - Zespół mówisz? Wiesz, bez urazy.. Jakoś nie jestem zainteresowany. Ale chętnie się przejdę, by Ci pokibicować, jeśli mogę? - uśmiechnął się. Chociaż przejść się mógł. To nic nie kosztuje. A i pogra. Usłyszy opinię kogoś innego, niż przyjaźnie do niego nastawionej osoby. Czemu nie? No, miał jeszcze trochę czasu do namysłu.. Skończył! Skończył! Jeszcze tylko - No! Kurwa! Jest! - powiedział, patrząc na swoje nowiutkie dzieło. Kiedy dotarły do niego słowa Stevena, wpadł na szalony pomysł - Wiesz, ja też się nie znam. To znaczy, nie znam dokładnie tego słownika, ale masz rację. Lubię to robić. Wręcz uwielbiam. A skoro podoba Ci się ten obraz, to proszę. - wykonał zachęcający gest - jest twój. Ale teraz go nie zabierzesz. Farba musi porządnie, jak ja to nazywam "dojrzeć". I nie chce słyszeć słowa sprzeciwu! - spojrzał na chłopaka, który już zamierzał zaprotestować. Był jego i koniec. A on jako jego twórca miał święte prawo wybrać właściciela!
- Wiesz ja powtarzam tylko to co mówi o mojej grze nauczyciel magicznej muzyki. On uważa, że jestem w tym do dupy, bo nie potrafię stworzyć z nikim duetu. Solo podobno gram świetnie ale w dwójkę, jak uważa Walker jestem do niczego. I proszę nie mów, ze jesteś kiepski bo to gówno prawda. Ty również jesteś świetnym muzykiem. Zaufaj mi. Proszę. – powiedział Berg i odłożył na chwilkę gitarę do futerału. Zastanawiał się czemu ten chłopak ma tak niską samoocenę i wiarę w siebie. Przecież to co mu pokazał było świetne. Nie dość, że był multiinstrumentalistą to jeszcze sądził, że nie ma za grosz talentu. Steven postawił sobie za punkt honoru przekonać Amborge’a, że jest inaczej. W końcu coś tam wiedział o muzyce i naprawdę chciał pomóc przyszłemu przyjacielowi. Berg już wiedział, że mogą stworzyć razem taka relację. Po prostu byli do siebie podobni i podobnie uzdolnieni choć ani jeden ani drugi nie wierzył w swoje umiejętności. - Tak, zespół. Wiesz zapisałem się tam na przesłuchania jako basista. Uważam, że na prowadzącego się nie nadaję, a na basistę zawsze jest mniej kandydatów i łatwiej się dostać. – powiedział po czym westchnął smutno. - Jak chcesz ale uważam, że byłbyś niezłym uzupełnieniem takiego zespołu. Jednak będzie mi miło jeśli p[przyjdziesz by zobaczyć jak mi poszło. – powiedział i uśmiechnął się. Był to pierwszy pełny uśmiech Berga jaki pokazał Friday’owi. Z jednej strony był to znak, że Berg się otwiera, a z drugiej była już to oznaka pełnego zaufania. Podejrzewał, że Amborge nie wygada sekretów jeśli mu jakieś powierzy. Gdy Krukon mówił o obrazie Steven zgłupiał. Oczywiście bardzo podobało mu się to dzieło i uważał, że jego twórca ma niesamowity talent. Jednak długo się wahał czy je przyjąć czy nie. W końcu się przełamał. - Wow, dzięki stary. Wiesz sprawiłeś mi ogromną radość. Wiem nawet co z nim zrobię. Widzisz moja mama ma w tym miesiącu urodziny. Sądzę, że to będzie dla niej idealny prezent. Ona wręcz uwielbia sztukę i różnego rodzaju obrazy. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz? – zapytał z nadzieją w głosie. Wiedział bowiem, ze jego matka na pewno się z tego dzieła ucieszy.
Cóż.. To twój obraz. Zrobisz z nim co będziesz chciał.. - powiedział, zwykłym tonem. A co miał mówić. Szczerze, to cieszył się z tego, iż ktoś inny go zobaczy. I może go doceni. Nie wiedział, czy pani Berg lubi tego rodzaju sztukę. Mimo to cieszył się z tego. Że w ogóle Steven wziął obraz. Nie takich spotykał, co nie chcieli. I tłumaczyli się, że nie mogą, albo coś w tym stylu.. - Ale mamie złóż ode mnie najlepsze życzenia! - dodał uśmiechnięty. Fajnie, że Steven pamiętał o urodzinach rodzicielki. Młody Friday miał z tym problemy. Ale nie, że nie chciał, tylko zwyczajnie nie pamiętał. I zawsze miał problemy z ich zapamiętaniem.. Tłumaczył to tym, że żył w innym świecie, a i szczęśliwi czasu nie liczą.. - Ja wzmocnieniem? I niby na czym miałbym grać? A może od razu za wokal? - spytał chłopaka . Siał, jakieś niestworzone wizje. Trzeba je było czym prędzej ukrócić..
- Jeszcze raz ci za to dziękuję. Mam wrażenie, że idealnie dogadałbyś się z moją mamą. Wiesz ona wręcz uwielbia obrazy i malarstwo zarówno dawne jak i współczesne. Jeśli będziesz kiedyś chciał to może pojedziemy razem do mnie do domu. Poznałbyś ją. – zaproponował Berg. Wiedział bowiem, że jego mama tak samo jak sztukę, malarstwo czy też muzykę lubiła też mieć gości. Nawet tych nie zapowiedzianych. - Oczywiście złożę jej życzenia i wyślę razem z obrazem. Mam tylko nadzieję, że moja sowa go uniesie. A jak nie to najwyżej zmniejszę magicznie i napiszę w liście by go powiększyła jak dotrze. – dodał nie mogąc się nacieszyć tym, że ma taki wspaniały prezent dla rodzicielki. Zastanawiał się czy nie zaproponować nawet Krukonowi wspólnego mieszkania. Jednak z tym się wstrzymał. Nie wiedział czy Friday będzie tego chciał oraz czy jego rodzice wyrażą na to zgodę. - Oczywiście. Wiesz zespół rockowy, w którym gra ktoś na harmonijce ustnej nie zdarza się często. – stwierdził Berg mając nadzieję, że zachęci Amborge’a by spróbował swoich sił.
- Nie ma za co. Na prawdę. - W niemałe zakłopotanie wprawiły go podziękowania chłopaka. Nie przywykł do takiej sytuacji. Często go chwalono etc. Ale kurwa, żeby ktoś dziękował mu za obraz? No tego jeszcze nie było. Przesada! Zdarzało się. W sumie za każdym razem "wielkie i serdeczne", ale chyba pierwszy raz szczere. Dziwne. Miły ślizgon.. Nie do takiego wizerunku uczniów tego domu przywykł. Ciekawe, skąd była Kordi? W prawdzie słyszał o niej dużo, jeszcze kiedy chodził do szkoły. Mimo to nigdy nie pomyślał, że należała do domu Salazarda.. - Zespół z harmonijką.. - powiedział cicho, w głowie rozważając słowa chłopaka - Tak. Masz racje.. Ale może to dlatego, że zwyczajnie ich nie chcą? Albo ci, którzy grają na tym wspaniałym instrumencie nie są tak dobrzy.. - nie wiedział. Głośno myślał. W sumie. To był dobry pomysł. Przyjść, zagrać na harmonijce i wyjść. Albo go wezmą, albo nie. Gorzej, jeśliby go wzięli.. Nie, nie chciał tego. Miał co robić w szkole. No i nie zależało mu na sławie. Chciał po prostu skończyć szkołę, z jak najlepszymi wynikami, skończyć mugoloznawstwo, architekturę, by potem szukać szczęścia w którymś zawodzie. - Dobrze. Pójdę. - oznajmił chłopakowi. Nadal nie wiedział, czy podjął dobrą decyzję. Do odważnych świat należy! Kurwa! - pomyślał. Powinien iść. Choćby dlatego, żeby niczego potem nie pożałować! - Ale. Nie będę grał na harmonijce. Przyjęliby mnie od razu. - rzekł - bo pomijając fakt moich umiejętności, mało byłoby kandydatów na ten instrument.. Zamiast tego wystartuje na gitarę. No i wokal, jeśli by takowego szukali.. - podzielił się z chłopakiem swoim tokiem myślenia. Zauważył w oczach Stevena pewien błysk. Był ewidentnie zadowolony z tego, co usłyszał przed chwilą. Tak. To było po nim widać. - Nie ciesz się tak. - skarcił go nagle chłopak. - Z basem też mam doświadczenie.. - uśmiechnął się, wypowiadając te słowa. Usiadł na trawie, koło przyjaciela, wyciągnął papierosa, po czym odpalił go. Patrzył na ten opuszczony budynek, co kilka sekund wypuszczając to ustami, to nosem, dym. - Pięknie tu. - powiedział po dość długiej chwili milczenia. - A tak właściwie Steven. Na którym jesteś roku? Skąd pochodzisz? Kim chcesz zostać w przyszłości? - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tego typu pytania, prezentują dość niski poziom intelektualny. No, ale nie znał chłopaka. Mało o nim wiedział..
Steven był wdzięczny Friday’owi. Oczywiście jego charakter najlepiej pasował do Slytherinu i nic nie mogło tego zmienić. Czemu był miły dla Amborege’a to i dla niego było zagadką. Może to wspólna pasja połączyła obu chłopaków, a może coś zupełnie innego. Jedno było pewne Steven, często opryskliwy i wredny typek był miły. Takie wydarzenia należało zapisać kredą w kominie, czy jakoś tak. - Jeśli tak uważasz to ok, ale muszę rzec, że uratowałeś mi skórę bo nie miałem pojęcia co kupić mamie na urodziny. Jednak i mnie ten obraz bardzo się spodobał. – powiedział i lekko się uśmiechnął. Jego twarz lekko złagodniała, a jego wizerunek zmienił się na bardziej przyjazny. Sam się zastanawiał jak by to było móc robić tak piękne dzieła, jednak doskonale wiedział, że nie ma tak dobrych zdolności manualnych. - A ja uważam inaczej. Nie ma za wielu takich zespołów z tego względu, że niektórzy muzycy boja się wprowadzać innowacji. To byłoby dla mnie jedyne wyjaśnienie czemu takich instrumentów nie ma za wielu w muzyce rockowej, choć ja osobiście sądzę, że muzyka na tym traci. – rzekł i chwilkę się sam zastanowił nad swoimi słowami. Jego myślenie może było poprawne ale nie miał pojęcia czy to właśnie z tego powodu w zespołach rockowych nie ma harmonijek ustnych. Z zamyślenia wyrwały go dopiero cichutkie popiskiwania Slasha. Berg spojrzał na pluszaczka i lekko się uśmiechnął. Położył go sobie na ramieniu i pozwolił schować się w jego włosach. - Cieszę się. Naprawdę się cieszę, że się zdecydowałeś. Wiesz wiem, że będę miał godnego przeciwnika. Będę zaszczycony mogąc z tobą rywalizować. – powiedział. Fakt Berg nie wątpił w swoje umiejętności ale rywalizacja z kumplem bardzo go cieszyła. To dla Stevena było czymś wspaniałym. - Nie mogę się nie zgodzić. Jest tu pięknie. – powiedział odpływając na chwilkę w swoje własne myśli. Jednak kolejne słowa Amborge’a zdziwiły Berga. On też chciał się dowiedzieć czegoś o swoim koledze i zaczął się zastanawiać czy i jak mu odpowiedzieć. - Pochodzę z Kanady. Tam urodziłem się w Fernfield, jednak niewiele pamiętam z tego kraju. Po jakimś czasie przenieśliśmy się z rodziną do Anglii i teraz mieszkamy w Londynie. Obecnia jestem na drugim roku studiów na Hogwarcie. A to kim chcę zostać… No cóż myślę nad tym by zostać Aurorem. Podoba mi się ten zawód i chciałbym go wykonywać, a jeśli się nie uda, to może uda mi się załapać do jakiegoś zespołu muzycznego. – powiedział i spojrzał na chłopaka. – A ty skąd pochodzisz? – zapytał chłopaka, bo na razie nie chciał wyciągać od niego więcej informacji.
-Cieszę się, że mogłem pomóc. Mam tylko nadzieję, że powiesi go nad kominkiem, a nie wrzuci do kominka. - uśmiechnął się. Czemu rozmowa ze Stevenem była taka.. No właśnie. Niemęska. Przynajmniej w jego mniemaniu. Chociaż, co znaczy "niemęska"? Po prostu rozmawiał z nim nieco inaczej niż z innymi chłopakami. Gdyby był gejem, to może by mu się to spodobało..? No, ale był stuprocentowym hetero. A jego domniemana biseksualność? Cóż.. Wielu homofobów chodzi po świecie. A jeszcze więcej tych nietolerancyjnych skurwysynów chodziło i będzie chodzić po tej wspaniałej planecie. - Nie tolerować nietolerancji.. To w ogóle jest możliwe? Nie. Chodzi po prostu o pokój, miłość na świecie, zniwelowanie do zera wszelkich przejawów ksenofobii, a w tym przypadku "mugolofobii".. - pomyślał. W zasadzie utwierdził się w swoim przekonaniu. Usprawiedliwił? Być może. Mniejsza z tym! Pokój! Wolność! Tolerancja! Rozbrojone bomby atomowe! Słowa chłopaka o zespołach nie skłoniły go do jakiś większych refleksji. Zdaniem Fridaya w tak małej liczbie zespołów rockowych była harmonijka, bo po prostu tam nie pasowała. Harmonijka to typowo bluesowy, jego zdaniem przynajmniej, instrument. To tak jak z Saksofonem. W rocku się nie sprawdzi.. Szybko jednak przeniósł swoją uwagę, żeby zapamiętać jak największą ilość szczegółów, o których mówił Berg. Z Kanady.. Był tam kiedyś. Ojciec powiedział mu wtedy, że podobno była to francuska, albo jakaś tam inna, kolonia. Drugi rok studiów.. Tiu tiu.. Więc byli równolatkami? Tak, chyba tak. W końcu Hogwart, to nie byle jaka szkoła mugolska. Tam każde dziecko dostaje sowę na czas. Kiedy osiąga ten "odpowiedni" wiek. - Ja kolego pochodzę z Limerick. Irlandia - zaczął. Zastanawiał się nad tym, czy trzymać się szablonu, który narzucił Stevenowi w poprzednich pytaniach - Zaczynam teraz studia, ale to wiemy. W sumie, powinienem być z Tobą na drugim, jednak postanowiłem zrobić sobie rok przerwy po skończeniu szkoły.. No a w przyszłości.. - zatrzymał się - Tu jest problem. W sensie z przyszłym zawodem.. Chciałbym skończyć mugoloznawstwo, ale architektura też jest wspaniała.. - rozmarzył się. Ojj tak. To byłoby wspaniałe! Projektować pomieszczenia, począwszy od czyiś małych mieszkań, przez domy, po hole jakiś wielkich i wspaniałych mugolskich wieżowców.. Może nawet wziąłby się za zmianę wystroju Ministerstwa Magii? Kto wie..
- Amborge gdybym wiedział, że moja matka tak postąpi zatrzymałbym twoje dzieło dla siebie. Jednak wiem, że będzie nim zachwycona. Ona uwielbia takie właśnie pejzaże. To jest jej konik, można tak powiedzieć, więc naprawdę nie masz się o co obawiać. – powiedział Berg spokojnie choć Friday zahaczył o bardzo drażliwy dla Stevena temat. Berg po prostu nie znosił jeśli ktoś kpił czy też mieszał z błotem jego rodzinę. Oczywiście sam często to robił, jednak gdy ktoś podjął jego nieme i chytrze ukryte wyzwanie kończył zazwyczaj z podbitym okiem. O tak Berg czasem uwielbiał się tłuc szczególnie jeśli taka jatka była mu na rękę i pokazywała wyższość chłopaka nad jego przeciwnikiem. Berg przez dłuższą chwilkę siedział w milczeniu i przyglądał się okolicy. Jego gniew, który nie pozwalał mu usiedzieć na miejscu odszedł już dawno w niepamięć i to bardzo się chłopakowi podobało. Chociaż on był biseksualny to nigdy nie próbował jak to jest być z chłopakiem. Paru uczniów z Hogwartu go pociągało jednak tu wychodziła wrodzona nieufność Stevena, która nie pozwalała mu zawierać bliższych znajomości. Z czasem Berg zaczynał się zastanawiać czy rzeczywiście osobnicy tej samej płci go pociągają i wtedy zjawiał się kolejny, mody i śliczny chłopak. Raz, jeden jedyny raz próbował kogoś poderwać jednak skończyło się to fiaskiem. Berg nigdy nie umiał znieść porażki i właśnie po tym wydarzeniu zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Sądził, że kiedyś jeśli znajdzie odpowiedniego partnera bądź też partnerkę znów się otworzy. Jednak te rozmyślania przerwał mu głos Friday’a. Steven wysłuchał uważnie tego co chłopak miał do powiedzenia. Bardzo go zaciekawiło to, że pochodzi z Irlandii. Podobno był to bardzo ciekawy kraj z punktu widzenia magii oraz różnych stworzeń magicznych ją zamieszkujących. - Rozumiem. Ja też chciałem zrobić sobie rok przerwy jednak stwierdziłem, że potem bym już się nie mógł zmusić do tego by dalej uczęszczać na zajęcia. Dlatego nie czekałem i zacząłem studia od razu. – powiedział i znów wsłuchał się w słowa chłopaka. W końcu to co mówił było całkiem sensowne. Nie dość, że wydawało się iż Amborge ma już gotowy plan na przyszłość to jeszcze dokładnie wiedział co chce robić. - Cóż widzę, że masz już dość sprecyzowany plan na życie. Widzę nawet, że chyba chcesz połączyć swoje pasje z zainteresowaniami. – dodał spokojnie i spojrzał na Amborge’a. To było dość dziwne, że Stevenowi tok dobrze się rozmawiało z Friday’em.
O chuj mu chodziło? Czemu się tak denerwował? Przecież nie powiedział nic złego. Na prawdę bał się o swoje dzieło! A przecież nie znał Pani Berg. O co się tak spinał? Nie rozumiał wybuchu agresji u chłopaka, chociaż z drugiej strony go rozumiał. Nienawidził, kiedy ktoś obrażał jego rodziców. Jego rodzinę. Albo zwyczajnie śmiał się z jego nazwiska. Z tą różnicą, że on nie miał tyle siły, co Berg, czy inni. I nie chodziło tu o siłę fizyczną, ale psychiczną. Niestety, ale Ambr, był typem człowieka, który mścił się na ludziach. On tylko wyjmował swój dziennik i pisał w nim wiersze, tudzież opowiadania. - Chciałeś.. Ja musiałem.. Musiałem odpocząć i pozwiedzać.. - uśmiechnął się. Głównie odpocząć. Od Hogwartu, ludzi, od magii, od tego wszystkiego, co przeżywał przez siedem lat nauki.. Miał tylko nadzieję, że chłopak nie postanowi ciągnąć tematu. Nie bardzo chciał rozmawiać o swojej przeszłości w szkole. Bo i nie było o czym gadać. Albo wyżywali się na nim ślizgoni, albo akurat przesiadywał gdzieś, gdzie nie było ludzi, byle tylko pobyć samemu i porysować w spokoju. - Moje plany w żaden sposób nie są sprecyzowane.. Nie wiem jeszcze, który z tych kierunków wybiorę. Ale jeśli już na któryś się zdecyduje, to będę podążał tą ścieżką do końca życia.. - powiedział chłodno,komentując wypowiedź Berga na temat swojej przyszłości. Tak, to jego plan na życie. Albo jedno, albo drugie. Byle trzymać się tego, co wybierze. Najgorsze było to, że jakby nie zdecydował, i tak będzie żałował.. Choć jedno nie wyklucza drugiego, prawda?
No cóż może Steven nie powinien okazywać złości. Doskonale wiedział, ze Friday nie znał jego matki ale samo wspomnienie o tym, że jego rodzicielka może wrzucić prezent od niego do kominka wstrząsnęło Bergiem. No cóż jego porywcza natura wyłaziła z niego zawsze w nieodpowiednim momencie. Steven naprawdę chciał złagodnieć by inni się go nie bali i nie patrzyli na niego ze strachem, jednak zawsze kończyło się na tym, że gdy on próbował być miły zawsze coś wyprowadzało go z równowagi. - Wybacz, muszę się nauczyć nad sobą panować. Wiem jak na mnie inni patrzą i chyba czasem mi to pochlebia. Jednak przez to też nie mam za wiele przyjaciół, bo ci co chcą się tak nazywać robią to tylko dlatego, że przy mnie nic im się nie stanie. – powiedział. W większości przypadków Steven miał rację. Oczywiście byli też tacy, którzy potrafili dostrzec tą drugą stronę Ślizgona, jednak był to bardzo niewielki procent. - Tak chciałem. Jednak rodzice powiedzieli mi, że albo pójdę na studia albo do pracy w jakimś dziwnym wydziale Ministerstwa jako goniec. Wiesz mam swój honor i powiedziałem im, że wolę studiować i wykształcić się tak jak sam chcę niż ganiać z jakimiś sprawami po Ministerstwie i być traktowany jak śmieć. – rzekł spokojniej chociaż na samo wspomnienie tego wydarzenia wprawiało go we wściekłość. Niby wiedział, że rodzice chcieli dobrze, ale Steven chciał robić coś zupełnie innego. Teraz za to mógł im wreszcie pokazać, że coś znaczy. W końcu został wybrany do Lunarnych. Oczywiście od tamtej pory wściekał się jeszcze częściej ale na razie nikomu to nie przeszkadzało. - Ambroge przecież możesz połączyć oba te kierunki. Nikt ci chyba nie każe wybierać. – palnął Berg z głupia frant, jednak uważał, że ma w jakimś chociaż niewielkim stopniu rację.
Szła sobie spokojnie bez bliżej określonego celu z papierosem w ręce. Ach! W końcu Patric przysłał jej fajki! Fakt faktem mogła sobie jakieś kupić tutaj, ale ten japoński szajs w ogóle nie zaspokajał jej głodu. Nie to co Meksykański tytoń. Ale mniejsza z tym. Tak wiec szla sobie ubrana w krótkie spodenki, czarno-białą bokserkę w paski i wysokie wściekle czerwone trampki, nie zastanawiając się nad tym dokąd idzie. W końcu trafiła nad jezioro i doszła do opuszczonej chatki. Ale w tej chwili nie wydawała się aż tak opuszczona, bo z drugiej strony chałpki dochodziły jakieś głosy. I to znajome! Rozmawiające po angielsku! W pierwszym odruchowo chciała ich zignorować, ale zaraz rozpoznała głos Piątka. No a jemu zawsze lubiła poprzeszkadzać, oczywiście w pozytywnym sensie. Tak więc nie zastanawiając się zbyt długo obeszła domek i stanęła przy nich. -Cześć.- przywitała się z nikłym uśmiechem.
Lekko zdziwiła chłopaka obecność Karin w tym miejscu. Nie no dobra. Niech tu będzie. Ale nie teraz. Teraz kiedy on tu jest. Ale nie o niego chodziło. Chodziło o jego obraz. Nie chciał, żeby Karin go zobaczyła. Nigdy nie mówił jej, że maluje, w obawie przed wyśmianiem. Tym razem było podobnie. - Witaj! Witaj! A co Ty tu robisz? - spytał z uśmiechem, machając jej na powitanie. Ze stresu wyciągnął aż papierosa. Szybko go odpalił. Oczywiście nie udało się za pierwszym razem. Bo i po co? Czując na sobie dziwne, pytające spojrzenie Berga, zwrócił się do niego, wzruszając lekko ramionami. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zainteresuje się jego płótnem. No cóż. Nadzieję. A nadzieja matką głupich, jak wiemy. Ale chyba dziewczyna wyglądała, jakby nie była w sosie. Miał takie wrażenie. Sprawiała wrażenie smutnej? Zamyślonej? Nie wiedział dokładnie. No, co by jej nie dolegało, dziwnie się zachowywała. Tak.. inaczej. Prawie jak nie ona..
Berg czekał na jakieś odpowiedzi Krukona jednak on milczał jak zaklęty. Zastanawiał się czy tak szybko mogły im się wyczerpać neutralne tematy, przecież o pogodzie nie będzie gadał z Krukonem bo to był jeszcze głupszy temat niż to skąd jest. Berg bardzo nie chciał wyjść na tłumoka. Przecież taki nie był i każdy kto go znał dobrze o tym wiedział. No cóż jeśli muszę to zapytam. powiedział do siebie w myśli. - Wiem, że to może być ciężki temat, ale… – urwał w połowie bo usłyszał kroki niedaleko domku. Zaczął się zastanawiać kto też ich tutaj znalazł. Przecież byli tak dobrze schowani, że z drogi nie było ich widać, a nie wierzył, że jakiś nauczyciel będzie chciał się tu pofatygować. Popatrzył przez chwilkę na Ambroge’a, ale widział, że chłopak jest tak samo zdziwiony jak i on. Przezornie Ślizgon wziął gitarę do ręki i próbował coś tam cicho brzdąkać. Przynajmniej będą mieli choć taka wymówkę, gdyby pojawił się tu ktoś starszy. Chwile oczekiwania ciągnęły się Stevenowi jakby były z gumy. Dopiero w chwili gdy zza domku pojawiła się nie znana mu dziewczyna Berg odetchnął. Otaksował ją wzrokiem i odłożył gitarę. - Witam. Też zastanawia mnie co taka dziewczyna robi tutaj sama? – zapytał, choć prawda była taka, że owa osóbka płci pięknej nie była w typie Berga. Może i wydawała się delikatna i zwiewna ale daleko jej było do Kordelii czy też do Dainy, choć Berg doskonale wiedział, że u obu dziewczyn nie ma żadnych szans.
Tutaj Ambroge się mylił. Ona była właśnie taka, cicha i spokojna, jakby miała wylane na wszystko. Ale on znał ją od tej trochę głośniejszej i chyba lepszej strony, bo zazwyczaj jak się spotykali to przy kielichu, a potem kończyło się to dość ciekawie. Uśmiechnęła się troszkę szerzej do Piątka i po chwili spojrzała na nieznanego jej Ślizgona. -Przechadzałam się i was usłyszałam.- odpowiedziała na ich pytania. Grzeczna dziewczyna z Gryffindoru zapewne powinna jeszcze spytać, czy im nie przeszkadza, no ale ona grzeczna na pewno nie była. Przyjrzała się chłopakowi, zaciągając się z lubością papierosem. Ślizgon widentnie był od niej starszy, bardzo wysoki, długie czarne oczy, parę tatuaży. Na twarz spojrzała na końcu. No cóż... Zbyt urodziwy nie był, ale od biedy by jeszcze uszedł. Podeszła do barierki i usiadła na ziemi wyciągając przed siebie nogi skrzyżowane w kostkach. Spoglądała w milczeniu to na jednego, to na drugiego, powoli paląc papierosa.
Ostatnio zmieniony przez Karin Cortez dnia Czw Lip 25 2013, 22:56, w całości zmieniany 1 raz
To nie tak, że nie odpowiedział na słowa Stevena, bo uznał to za głupi temat. On po prostu.. Może tak zwyczajnie i po prostu nie chciał rozmawiać o swojej przyszłości? A już tym bardziej słuchać teorii, według których miałby połączyć obie te pasje. To było nierealne. Dlaczego? Bo Ambroge był już tak zbudowanym osobnikiem, że nie potrafił dobrze wypaść w obu niezwiązanych dziedzinach jednocześnie. A jeśli dodamy, że zarówno mugole, jak i architektura kosztują dużo czasu.. Nie było mowy.. Gdy Karin dosiadła się do nich i przyglądała się Stevenowi wiedział, co oznacza to spojrzenie. Oceniała towar. Jak zwykł to nazywać. Nie była pierwszą, ale też ostatnią dziewczyną, którą przyłapał na czymś takim. Ciekaw był tylko, czy Berg zdawał sobie sprawę z tego, że jest, jak to mówiły jego mugolskie koleżanki "obczajany"? Teraz on sam przyglądał się dziewczynie, palącej papierosa. Na jej widok miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Taka dziewczynka z papierosem.. Komiczne. Dziewczynka? Tak. Nie dałby jej więcej niż szesnaście lat. A ta szesnastka to tylko przez makijaż, wyjątkowo mocny w jej wykonaniu. Czasem, kiedy przechadzał się po szkole i widywał uczniów podobnych do niej, zastanawiał się, jak mogli w ogóle dostać się do Hogwartu? Wtedy zawsze roiło mu się w głowie od jakiś wizji kontroli, niekoniecznie pod kątem czystości krwi, ale właśnie charakteru, zainteresowań, czy choćby wyglądu.. Cóż. Od planów do realizacji. - Także tego. Ja będę się zbierał. Wybaczcie. Umówiłem się z Kordelią. A wcześniej chciałbym jeszcze coś poczytać.. - zaczął nagle, zbierając się z ziemi. Nic z tego, co powiedział, poza słowami dotyczącymi czytania, nie było prawdą. Dobrze mu się tu siedziało, nie można było zaprzeczyć. Steven też jakoś wybitnie go nie nudził, wręcz przeciwnie. Tylko po prostu. Odkąd pojawiła się dziewczyna, bał się poruszać pewnych tematów, o których normalnie gadałby ze Ślizgonem, gdyby byli sami. Począł zbierać swoje manatki. Po chwili wszystko, głównie przybory do malowania były spakowane. A reszta? Co ma zostać, to nie zginie.. Do chłopaka tylko się uśmiechnął - O cokolwiek Ci chodziło. Pogadamy o tym kiedy indziej. - powiedział, ściskając jego dłoń. Ciekawe, o cóż mu chodziło? Może o stosunki z Kordelią? A może chciał się z nim przespać? Na myśl o tym drugim scenariuszu Ambroge uśmiechnął się w duchu. W sumie mógłby, ale.. No właśnie było jedno "ale". Był stuprocentowym hetero. Karin rzucił jedynie szczery, nieco przepraszający uśmiech. Przepraszający i zachęcający do dalszej rozmowy z Bergiem. Może mają się ku sobie, tylko jeszcze o tym nie wiedzą..?
Berg widząc spojrzenie typu mam, cię, zjem cię o mało nie wybuchnął śmiechem. Nie wierzył po prostu w to co widzi. To dziewczę chyba chciało się z nim przespać. Nie no nie bądźmy niemądrzy. Berg jaki był, taki był ale pedofilem na pewno nie był. Wzdrygnął się czując na sobie prawie pożerający go wzrok dziewczyny. Również zaczął zbierać swoje rzeczy. Na wielkie szczęście miał do zabrania tylko obraz i gitarę, która częściowo była już spakowana. Jakoś nie mógł uwierzyć w slowa dziewczyny, że ta się tylko przechadzała. Dla Berga wyglądała jak modliszka na łowach i to porównanie wcale nie wydawało się chłopakowi nie prawdziwe. Po prostu ta dziewczyna nie przypadła Stevenowi do gustu. Po chwili wstał i spojrzał porozumiewawczo na Friday’a. - No cóż milo się rozmawiało ale i ja jestem z kimś umówiony. Wiesz wiszę koleżance wieczorny spacer, a dziś jest idealna do tego okazja. Tak pięknego wieczoru dawno nie widziałem. Jak będziesz widział się z Kordelią to pozdrów ją ode mnie. – powiedział. Słowa Stevena co do jednego były czystym kłamstwem, ale nie chciał zostać tu sam z dziewczyną, którą on sam dla swoich celów nazwał „czarną wdową”. Niechętnie podniósł się z ziemi i poszedł po malowidło. Po drodze uścisnął dłon Friady’a. - Nie omieszkam się wtedy o to zapytać. I na pewno możesz liczyć na kolejne spotkanie. Tylko może tym razem w jakiejś innej scenerii. – powiedział w ślad za odchodzącym Krukonem. Po czym odwrócił się do Gryfonki. - A ty lepiej uważaj by cię tu nikt nie nakrył. I szczerze powiedziawszy papieros nie uczyni cię w żaden sposób doroślejszą. – rzekł w stronę dziewczynki. Po czym założył na ramiona pokrowiec z gitarą i również skierował się ku wiosce. - Życzę powodzenia w poszukiwaniu dobrego towaru. – rzucił jeszcze za siebie Berg i po prostu odszedł w stronę swojego domku zabierając zarówno obraz Ambroge’a jak i swoją gitarę ze sobą.
No cóż... Nie chcieli z nią spędzać swojego jakże cennego czasu... trudno. jej to nie przeszkadzało. Gdy Ambroge się do niej uśmiechnął zachichotała odczytując jego przesłanie. Spojrzała na Ślizgona i zobaczyła, że on również się zbiera. A więc z planu Piątka nici. Jeśli chodzi o to spojrzenie... Nie było oni pożądliwe, ani w tylu "O Boże, jaki on Boski!". Było oceniające. Szczerze mówiąc z wyglądy chłopak nie przypadł Karin do gustu, nie lubiła zbyt wysokich chłopaków, a te czarne włosy... wyglądał trochę jak Kleopatra. Skinęła mu tylko nieznacznie głową na pożegnanie i zgasiła papierosa obok siebie. Jeszcze zanim zniknęli za rogiem chatki wstała i ściągnęła bluzkę. Stojąc w samym biustonoszy zdjęła buty, skarpetki i spodenki, przeszła przez barierkę i wskoczyła do wody. Było głęboko? No i co z tego?! Miała tylko nadzieję, ze nie żyje tutaj coś morderczego.
Proszę mi powiedzieć? Co może robić puchonka o imieniu Nikola Nightmare w takim miejscu jak to, sama? Zapewne się zgubiła, jak zawsze! Ależ nie, zdziwię was moi drodzy, tym razem Nikola się nie zgubiła – co szokuje również mnie autorkę. Tym razem z ochotą dążyła do opuszczonego domku nad jeziorem. W ręce trzymała książkę, chcąc zagłębić się w nią w ciszy i spokoju. Wszędzie pełno ludzi, którzy przeszkadzają jej i nie pozwalają się skupić. Dziewczyna ubrana była w białą zwiewną sukienkę, a na ramieniu miała zawieszoną czarną torebkę – którą tak na marginesie ostatnio zgubiła. W końcu doszła na miejsce i rozejrzała się chcąc się upewnić czy na pewno jest sama. Na szczęście nie dostrzegła nikogo. Z delikatnym uśmiechem podeszła do barierki i wpatrywała się zamyślona w taflę wody.
Myślała, ze jest sama, z reszt nawet jakby nie była to by nie zwracała większej uwagi na publiczność. Zanurkowała próbując wypatrzeć jakieś tworzenia. Ale prócz paroma kolorowymi rybkami nie było tam nic. Poczuła, że zaczyna jej brakować powietrza, wiec szybko wynurzyła się z wody. Kilka głębszych wdechów i już było wszystko ok. Powoli odwróciła się się w stronę domu i drgnęła widząc tam jakąś dziewczynę. Znów zanurkowała, tym razem nie tak głeboko, i podpłynęła bliżej. Wolała być blisko swoich rzeczy. Obserwowała dziewczynę spod wody, zastanawiając się kim też ona jest. Po kilkudziesięciu minutach przyszedł jej smak na papierosa. Wynurzyła się więc i bez słowa podpłynęła do podestu. Cale szczęście do spodenek nie miała daleko Wyciągnęła z kieszeni jednego papierosa i odpaliła go od różdżki. Nie wychodząc z wody paliła go z lubością.
Dziewczyna usłyszała kilkakrotnie plusk wody. Dostrzegła dziewczynę, która płynęła w jej stronę pod jej taflą, niepewnie zrobiła kilka kroków do tyłu i wpatrywała się niepewnie w jej ruchy. Wynurzyła się, wyciągnęła papierosa, zapaliła. Prawdę mówiąc kiedy poczuła dym papierosów skrzywiła się niezadowolona i przesunęła się w bok, z nadzieją, że wiatr nie będzie w tą stronę zwiewał tego odoru. Nie zareagowała na nią, widocznie miała w dupie to czy ona tu stoi czy nie stoi, zmieszana i zakłopotana spojrzała w ziemię przytulając do siebie książkę. Raz kozie śmierć. - H…hey – wyszeptała wręcz niedosłyszalnie. Ona ledwo słyszała swój głos, gdy to mówiła! Spojrzała kątem oka na dziewczynę. Miała nadzieję, że ją usłyszała – jeżeli tak to gratuluję nadzwyczajnego słuchu!