Usłyszała... coś. Nawet nie słowo, bardziej jakiś szmer. Popatrzyła w tamtym kierunku i zobaczyła, ze dziewczyna się rumieni. Czyżby to było powitanie? chyba tak... -Hej.- odpowiedziała jakby od niechcenia. No cóż... trzeba mieć resztki uprzejmości, prawda? Nie wiedziała, czy dziewczyna lubi, czy nie lubi papierosy, ale wyglądała na taką, co nie lubi. Więc Karin dmuchała w drugą stronę. Och! Znaj jej dobroć! Znów zerknęła na dziewczynę. No dobra, jak już się powiedziało 'A" to trzeba powiedzieć i "B", a nie zapowiadało się, żeby tamta zrobiła to pierwsza. -Jestem Karin.- powiedziała, nawet na nią nie patrząc. Znów się zaciągnęła i powoli wypuściła dum z płuc.
To będzie bardzo trudny dzień. Na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Wpatrywała się w dziewczynę speszona, ale zadowolona, że pierwsza się odezwała! Prawdę mówiąc podejrzewam, że Vic miałaby więcej wspólnego z tą gryffonka niż Nikola, ale cóż poradzić? - Ni… Nikola – powiedziała głośniej, chociaż dalej niewyraźnie i nieśmiała. Dziewczyna niepewnie podeszła w stronę Karin i spoglądała na nią zaciekawiona, to będzie trudna rozmowa. Dziewczyna spojrzała w niebo, później na domek, wodę i skończyła na dziewczynie. Szukała inspiracji, czegoś co mogła wciągnąć do rozmowy. - A…ano – zaczęła zmieszana i nie wiedziała co ma dalej powiedzieć. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Pomyśl, że jesteś na scenie, pomyśl że grasz, a to jest twoja rola. Będzie dobrze, jak tak pomyślisz! Nikola uchyliła powieki i posłała jej odważniejszy uśmiech. - Woda jest ciepła? – powiedziała odważniej. Chociaż w jej głowie toczyła się krwawa walka, atakowała samą siebie ochrzaniając się, że tylko w takiej sytuacji potrafi normalnie coś powiedzieć.
Widać było, ze dziewczyna ma pewne trudności ze sobą. Huffelpuff pomyślała Karin znów zerkając na Nikole. Zdecydowanie. Gy w końcu padło jakieś w miarę normalne pytanie wzruszyła ramionami. -Taka nawet, nawet. Chcesz sprawdzić?- spytała zachęcająco. W sumie fajnie by było, opływać z kimś. Samej też nie było źle, ale nie było kogo pochlapać i wgl... Po dłuższej chwili zgasiła papierosa na podeście tuż przy słupku barierki i odpłynęła kawałek odwracając się do Puchonki twarzą. Czekałą na jakąś jej reakcję.
Może to jednak nie był dobry pomysł wspominać o wodzie. Pomyślała i spojrzała na tafle. Przegryzła wargę i niepewnie spojrzała na dziewczynę. Ale jak jej teraz powiem, że nie umiem pływać to mnie wyśmieje. Miejmy nadzieję, że nie jest tam za głęboko… Pomyślała i położyła książkę na ziemi. - Z… z chęcią – powiedziała, po czym ściągnęła buty i sukienkę. Podeszła do barierki i spojrzała na dziewczynę niepewnie. Jej to nie sprawia trudności, więc nie powinno to być trudne. Wzięła głęboki oddech i wskoczyła do wody. Dziewczyna dosyć długi czas spędziła pod wodą, od pierwszego zanurzenia nie wyszła na powierzchnię. Leżała na dnie nieruchomo, w końcu uchyliła powieki, a jej powieki szeroko się uchyliły. Wypłynęła na powierzchnie bardzo szybko wzięła głęboki oddech i zakaszlała unosząc się na powierzchni wody. - Tak! Tego mi było trzeba! – wręcz krzyknęła rozentuzjazmowana. Jej wyraz twarzy, spojrzenie i ton głosu się zmienił. Położyła się na plecach i dryfowała. Po chwili dostrzegła, że nie jest sama. Wyprostowała się i wlepiła niepewne spojrzenie w dziewczynę. Zajebiście… znowu jestem z kimś kogo nie znam… no cóż trzeba zmyślać. Zielonooka zanurkowała i podpłynęła do dziewczyny z chytrym uśmieszkiem. - Mówiłaś, że jak się nazywasz? – spytała ni z tego ni z owego. Miała nadzieję, że jednak się dziewczyna przedstawiała i nie strzeli głupoty. Nie ma zamiaru kolejnej osoby tłumaczyć, że nie jest walnięta i to są przeskoki spowodowane drugą jaźnią.
Szczerze mówiąc nie spodziewała się, ze Nikole wskoczy. No ale cóż... Nie znała jej zbyt dobrze. Gdy dziewczyna zanurkowała, Karin zaczęła się zastanawiać, czy się nie utopiła, bo długo się nie wynurzała. Gdy w końcu zobaczyła jej brązową czuprynę wyłaniającą się spod wody zachichotała. -Karin.- odpowiedziała gdy nikole do niej podpłynęła. W dziewczynie zaszła jakaś zmiana, teraz była zdecydowanie odważniejsza i mniej skrępowana. Miała nadzieję, ze to ten skok tak ja orzeźwił, a nie jakieś coś co zaległo się w jej główce. Gryfonka odgarnęła włosy z twarzy i poczuła, ze wysychają. Oj nie dobrze. Bez ostrzeżenia znów zanurkowała, a rybki uciekały od niej w popłochu. Po chwili znów się wynurzyła, zgarniając włosy do tyłu.
- Karin – powtórzyła i spojrzała jak dziewczyna nurkuje. Uśmiechnęła się chytrze i podążyła w ślady gryffonka. Podpłynęła do niej i spojrzała na nią pod wodą. Po chwili popłynęła przed siebie goniąc rybki, które uciekały wyczuwając niebezpieczeństwo. Kiedy zabrakło jej powietrza wyszła na powierzchnie i poczekała, aż jej towarzyszka również to zrobi. - Tak właściwie to co tutaj robisz? – spytała dryfując zadowolona na tafli wody. Fajnie by było jakby jakiś facet dołączył do tej zabawy w wodzie. No ale nie można mieć wszystkiego. - Od samego początku planowałaś popływać? Czy miałaś inne plany – wyszeptała po chwili i wyprostowała się. Nad powierzchnią wody miała tylko oczy i podpływała w jej stronę jak krokodyl. Kiedy zabrakło jej powietrza uniosła buzię, wzięła głęboki wdech i wróciła do krokodylowania.
W sumie racja, przydałby się jakiś chłopak... Byłoby kogo pozaczepiać i zrobić wojnę na pluskanie. Dziewczyny vs chłopak(i). To by było ciekawe... Szczerze mówiąc taka Nikole bardziej jej się podobała, ale nie okazała tego. -Jak tu przyszłam siedział tu mój kolega z jakimś Ślizgonem. Ale szybko sobie poszli zostawiając mnie samą. Więc wskoczyłam do wody. A potem pojawiłaś się ty.- powiedziała obojętnie. Po chwili znów podpłynęła do podestu i wdrapała się na niego. -Odsuń się kawałek!- Zawołała podchodząc do ściany domku. Wzięła rozbieg, wybiła się i... PLUM! Do wody. Do dna nie było każ tak daleko jak jej się na początku wydawało, może z jakieś 3 metry. Wyłowiła z dna jakiś kamyk i wynurzyła się by go obejrzeć. Był w kształcie kociej głowy. -Patrz! mam kotka!- zawołała pokazując kamyk.
Tak to by było ciekawe. Może można by było kogoś poderwać? Chociaż jakby Naoki się o tym dowiedział, to zabiłby tego chłopaka. A zresztą co ja to obchodzi? Ona by spojrzała na niego smutna i by jej wybaczył, musiałby. - Serio? – spytała zmarnowana. Ślizgon byłby fajną partią – Szkoda, że nie przyszłam wcześniej – warknęła pod nosem. Dobrze, że dziewczyna nie mówiła do niej po imieniu, bo pewnie Victorique nieźle by się wkurzała. Gdy powiedziała żeby się odsunęła grzecznie to zrobiła i spoglądała jak wpada do wody. Śmiesznie by było jakby sobie coś zrobiła. Pomyślała sadystka jedna i czekała, aż dziewczyna się nie wynurzy. Jednak się wynurzyła, ale nie dała po sobie znać, że jej się to nie podoba. Gdy powiedziała, że ma kotka i pokazała kamyk spojrzała na nią trochę jak na dziecko. Westchnęła pod nosem i podpłynęła do niej. Rzeczywiście jak kot… Pomyślała i wpatrywała się w ciszy w kamyczek.
Widać było, że dziewczyna się zirytowała jak usłyszała, że nie zdążyła na spotkanie z chłopakami. Karin przyglądała jej się przez chwilę zamyślona. Jeszcze dziesięć minut temu dziewczyna prawie nie była w stanie mówić, a teraz nie dość, że pluje sobie w brodę, bo nie natknęła się na Ambroga i tego drugiego, to jeszcze patrzyła na nią jak na dziecko. Co tu jest grane? A co do tego jak an nią popatrzyła... Nie przeszkadzało jej to. przez ponad miesiąc wszyscy traktowali ja jak dorosła, w szkole to samo. A gdy zrobiła coś dziecinnego była za to zrugana. A teraz miała wakacje i mogła robić co jej się podobało. Mogła pić, ćpać, skakać, śpiewać robić co jej się podobało! -jesteś... zagadkowa.- powiedziała po chwili.
Alcide wyszedł pewnie na jeden ze swoich ostatnich spacerów po wiosce. Czasem lubił to robić, bo jego współlokatorzy nie przypadli mu do gustu, a na spacerach zawsze mógł spotkać jakieś interesujące osoby. Najczęściej byli to Japończycy, których mowy chłopak za bardzo nie rozumiał więc nie miał żadnej pewności czy oni go przynajmniej nie obrażają po tym co odstawili jednej z nocy od razu po przyjeździe do Japonii. Szkoda tylko, że tak niewiele pamiętał. No ale nie wracajmy do jakichś incydentów z dwoma gryfonami, których to Alcide wręcz nienawidził. Szedł właśnie jakąś drogą gdy usłyszał głosy. Z tembru głosu i tematu wywnioskował, że rozmówczyniami muszą być dziewczyny. Zbliżał się do nich cicho. Miał nadzieję, że coś ciekawego podsłucha. Jednak im bliżej był tym temat rozmowy coraz bardziej go nudził. No cóż. Nie było już czasu by się wycofać. Wyszedł więc spokojnie naprzeciw dziewczyn i od razu się wzdrygnął. Zobaczył bowiem Gryfonkę. - Witam panie. – powiedział spokojnie choć na Gryfonkę spoglądał wilkiem.
Gdy wspomniała, że jest zagadkowa spojrzała na nią widocznie zdenerwowana. Ta cholerna Nikola. Czy ona naprawdę musi się tak ode mnie różnić?! Chociaż… nie spodziewałabym się, że w tej białej bieliźnie wskoczy do wody… Ciekawe jak miała zamiar wracać… Chyba nawet mam białą sukienkę. Czy ona nie myśli czy co?! Żałosne stworzenie… to jest jeden z dowodów, że to JA jestem gospodarzem. Dziewczyna westchnęła i spojrzała na dziewczynę z dumą, w jej oczach i wyrazie władzy widać było potęgę, władzę. - Wiem… – była zadowolona z jej wypowiedzi. Zagadkowa mogło się również równać, tajemniczości, a to jej się podobało. Nagle dziewczyna usłyszała czyjś głos, męski głos. Jej wzrok natychmiast skierował się w tamtą stronę i widząc ślizgona jej oczy zabłyszczały. Na twarzy Victorique pojawił się chytry, można nawet powiedzieć morderczy uśmieszek. A więc niektóre życzenia się spełniają, ne? - Kogo my tu mamy – wyszeptała w stronę gryffonki i podpłynęła do barierki – Witam – wydukała nie odrywając spojrzenia od chłopaka, dziewczyna oblizała usta i przechyliła delikatnie głowę w bok – może się do nas przyłączysz chłoptasiu? – spytała zadowolona z takiego obrotu akcji.
Hmm... Już ją lubię. Pomyślała widząc wyraz jej twarzy i oczu. -Ale to dobrze. trudniej cie będzie rozgryźć.- powiedziała z zadowoleniem. Nie lubiła ludzi, po których od razu było widać jacy są. To było nudne. Po chwili usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się w tamtą stronę. Zobaczyła młodego Ślizgona wychodzącego zza domku. -Witaj. Co cie do nas sprowadza?- spytała również podpływając do barierki. Chłopak był mniej więcej w jej wieku, może rok młodszy. No cóż... z braku laku może być i to. Przynajmniej nie jest z III albo II klasy. Rok młodszego jeszcze przeżyje.
Ślizgon kojarzył obie dziewczyny ze szkolnych korytarzy. Co prawda obie były od niego starsze ale McKaganowi to nie przeszkadzało. O jednej z dziewczyn nawet słyszał, że jest bardzo rozwiązła ale chłopak nie zamierzał tego sprawdzać. Patrzył na dziewczyny spokojnym wzrokiem choć na Gryfonkę spoglądał nieco groźniej. Co miał poradzić, że uczniowie z tego właśnie domu działali mu na nerwy. Można było powiedzieć, że antypatia była obopólna, bo Gryfoni też raczej nie lubili chłopaka. Ale według Alcide’a to była ich strata. Ślizgon nie zamierzał pokazywać, uczniom i studentom z domu Godryka, że da się z nim żyć w zgodzie. Gdy dotarły do niego słowa drugiej z dziewcząt aż się zatrząsł. O nie nikt nie będzie go nazywał chłoptasiem. - Kogoś, kto jak na was patrzy to myśli czy ma przed sobą dwa klauny płci żeńskiej czy też jakieś inne dziwactwa. – powiedział w swoim stylu przywołując na twarz kpiący uśmieszek. No cóż Alcide’a Mckagana się nie atakuje w ten sposób. O nie. Po czym przeniósł wzrok na Gryfonkę z włosami przypominającymi mu mopa do podłogi. - Ciężko powiedzieć co mnie tu sprowadza. Usłyszałem jakieś piski i myślałem, że potrzebny ratunek. – powiedział patrząc na Gryfonkę. Cały czas zastanawiał się co go podkusiło do tego by zboczyć z drogi akurat w to miejsce.
Dziewczyna wpatrywała się w chłopaka zainteresowanym spojrzeniem. Zauważyła, że nie bardzo darzy sympatią Karin, ale to jej nie przeszkadzało. Może w połowie rozmowy rzucą się sobie do gardeł… szkoda, że nie wzięła popcornu. Słysząc jego słowa zaśmiała się pod nosem i odpłynęła trochę w tył niewzruszona jego słowami. Stara się, ale coś mu nie wychodzi. Jeżeli uznał to za obrazę to się grubo mylił. Żeby obrazić tak wysoko postawianą osobę jak Victorique trzeba obrażać ludzi z klasą. - Aha – odpowiedziała znudzona. Spojrzała na niego kątem oka, na jej ustach pojawił się złowieszczy uśmieszek i po tej chwili przerwy dodała – myślałam, że jesteś trochę bardziej interesujący, a wydajesz się być jak gryfoni… a może należysz do Gryffindoru? Oni w ogóle nie potrafią się bawić, są żałośni… no nie Karin? – zwróciła się do dziewczyny. Bardzo dobrze wiedziała, że i ona jest Gryffonką, ale co z tego. Chciała zirytować chłopaka. Więc albo uda jej się to osiągnąć, albo rozluźni się i wskoczy do wody chcąc pokazać, że jednak nie jest taki prostacki jak gryffoni. - Ups… – zaczęła nagle ni z tego ni z owego – Ty też jesteś gryffonka, nieprawdaż? – powiedziała niby to zdziwiona – Więc utwierdzasz mnie bardziej w tym przekonaniu – uśmiechnęła się do niej szeroko.
O Chryste! Czy wszyscy Ślizgoni są tacy bo jest z Gryffa? To nie jej wina, ze ta stara szmata, Tiara Przydziału, stwierdziła, że pasuje do tych idiotów! No ale cóż... bywa i tak. Spojrzała na chłopaka już z mniejszym entuzjazmem. Nic nie odpowiedziała na jego odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. -Tak, oni są do niczego. A wierz mi, ja przy nich jestem duszą towarzystwa. A ten tutaj... W swoim domu nigdy go nie widziałam, ale może po prostu mnie unikał. Ale on chyba nie chce się do nas przyłączyć. jego strata.- Powiedziała i znów zanurkowała. W tej chwili chłopak mógł się wkurzyć tylko o to, ze go olała. Bo wisiało jej, czy zaraz rzuci się za nią do wody, czy nazwie "Meksykańską Dziwką" i sobie odejdzie. Pod wodą siedziała dość długo, co jakiś czas wynurzała tylko głowę, by zaczerpnąć trochę powietrza. Po dwudziestu minutach znudziło jej się nurkowanie i znów podpłynęła do barierki. Traktując Ślizgona jak powietrze wyszła z wody wzięła rozbieg i znów skoczyła. Tym razem dalej i głębiej.
[i]No dobrze wodne panienki. Chcecie się bawić w ten sposób. Zapomniałyście jednak o czymś. Ja mam przy sobie różdżkę a wy nie.[/b] pomyślał i na jego twarzy pojawił się szatański uśmieszek. Wyciągnął swoją magiczną pałeczkę z pokrowca na różdżkę i zaczął się nią bawić przesuwając pomiędzy palcami. Zastanawiał się chwilkę jakie zaklęcie można by tu rzucić. Jednak po słowach puchonki chęć na zabawę rożdżką mu przeszła. Porównanie go do Gryfonów… Wolne żarty, on był lepszy od tych głupkowatych i sztywnych Gryfiaków, jednak dalej nie miał ochotę na kąpiel. - Wiesz co chyba jesteś tylko mocna w gębie. Wyjdź tu i załatwmy to po męsku. No chyba, że się boisz, że paznokietki sobie połamiesz lub zniszczysz sobie fryzurę. – mówił do Puchonki takim głosikiem jakby to mówiła inna dziewczyna. Alcide potrafił takie rzeczy i to nawet całkiem dobrze. Na nieszczęście dziewczyny on nie bał się wyzwań. On je uwielbiał. Widział z daleka, że dziewczyna jest od niego starsza. No cóż to będzie niezła zabawa. - Nie masz chyba odwagi Puchoneczko mierzyć się ze zwycięzcami Pucharu domów. – powiedział z wyższością unosząc jedna brew do góry. Alcide miał się wkurzyć na coś tak marnego jak Gryfonka. Dobre sobie. On po prostu uznał, że dziewczyna ukazała strach i nic więcej. - Tak uciekaj do swojego prefekta. Zobaczymy co on powie. – krzyknął za dziewczyną i zaśmiał się sam ze swojego żartu. No, bo w końcu i zachowanie Gryfonki i jego komentarz go rozbawiły.
Dziewczyna podpłynęła do Gryffonki zadowolona z biegu akcji. Co z tego, że ta jaźń również uważała się za Gryffonkę, ona nie obrażała nikogo specjalnie, ona się bawiła, a że panienka Karin bierze to na poważnie, to już nie jej wina. Gdy wspomniała imię Nikola drgnęła, jej mina zmieniła się, a ona wpatrywała się z nienawiścią w Karin. Nienawidziła, naprawdę nienawidziła jak ktoś do niej mówił tym imieniem. Nazywam się Victorique de Blois szmato… Warknęła w myślach i uśmiechnęła się do koleżanki teatralnie – było to dla niej niesamowite wyzwanie. Ostatnia osoba, która nazwa ją Nikolą, a ona nie wytrzymała kończyła duszona przez tą dziewczyną, więc uznajmy, że Karin miała szczęście. - Weź przestań – powiedziała podpływając do niej i kładąc ręce na jej ramionach w tym momencie dziewczyna zanurkowała. Odprowadziła panienkę Cortez wzrokiem i zaśmiała się pod nosem. Gdy Ślizgon się odezwał spojrzała na niego i wpatrywała się w ciszy. - Ojaa… zdenerwował się – powiedziała jakby nie miała zamiaru do tego dążyć – Tak na marginesie nie sądziłam, że masz swoją damską stronę – powiedziała z szerokim uśmiechem kiedy zapiszczał – jak taka słodka mała dziewczynka, aż chce się Cię przytulić – miała swoje sposoby i to właśnie je miała zamiar wykorzystać. Cały czas się uśmiechała, ale nie miło, nie głupkowato, a złośliwie i chytrze. Kiedy wspomniał o jej odwadze, a raczej o Pucholandi wnerwiła się i spojrzała na niego morderczym spojrzeniem. Nie jestem taka żałosna, żeby należeć do tego domu. Grrr mam ochotę połamać Ci wszystkie kości. Warknęła w myślach i po chwili się uspokoiła. Utrzymywanie spokoju to połowa sukcesu. - Mówisz serio? – spytała i objęła się dłońmi – Wiesz… kąpiel w białej bieliźnie nie była takim dobrym pomysłem, więc jak wyjdę pewnie wszystko będzie widać – wydukała i zanim chłopak zdążył coś powiedzieć dodała – jeżeli chciałeś się na mnie pogapić chłopczyku wystarczyło powiedzieć, a nie wymyślać jakieś walki – ona nie brała go na poważnie. Jeżeli chciałby to załatwić po męsku, musiałby to zrobić za pomocą pięści, bo jeżeli miał zamiaru użyć różdżki to żaden z niego mężczyzna. A sam fakt, że dziewczyna była uzdolniona pod względem sztuk walk, sprawiał, że miała delikatną przewagę. - Dodatkowo po męsku wspomniałeś, ne? – nawiązała do jego wypowiedzenia jej walki – Prawdziwy mężczyzna nie wyzwałby kobiety do walki, dodatkowo nie w takiej sytuacji, nie w takim stroju. – jej spojrzenie się zmieniło. Wpatrywała się na niego z obrzydzeniem i wielką nienawiścią. Jakby był zwykłym robalem, którego można rozdeptać… chociaż to była za duża obraza dla robala. Nagle jej twarz delikatnie złagodniała, jednak w oczach nadal była chęć mordu – Oj… przepraszam. Porównywanie Cię do prawdziwego mężczyzny było niewłaściwie. Pewnie twoja kobieca natura się włączyła więc nie zwracałeś uwagi na takie drobnostki, bo kobiety grają nie fair… – zaśmiała się pod nosem. Zwycięzca Pucharu domu? Nieźle podbudowało to jego ego, serio mu się wydaje, że zrobiło to na niej jakiekolwiek wrażenie?
Karin wyraźnie straciła zainteresowanie całą sytuacją. Pływała i nurkowała w dość sporym oddaleniu od tej parki nie zwracając na nich najmniejszej uwagi.Po pewnym czasie i to jej się znudziło, wiec znowu podpłynęła do podestu i się na niego wdrapała. Zwinęła swoje ubrania w kłębek, różdżkę chwyciła w rękę i położyła się na ciepłych deskach, układając tobołek pod głową. No cóż... była taka ładna pogoda. Aż grzech nie skorzystać. Osobiście nie miała ochoty ładować się w żadne bójki, czy pojedynki z tym smarkaczem, więc po prostu dalej go ignorowała. Leżała przed nim w bieliźnie? No i co z tego, przecież on i tak na nią nie patrzył. Z resztą nie miała się czego wstydzić. Tak więc jedyne co w tej chwili robiła to przysłuchiwała się ich rozmowie, bo niestety tego nie dało się uniknąć. A skoto Viktorique tak bardzo przeszkadza nazywanie ją Nikol.ą to może wytłumaczy Gryfonce o co chodzi, zeby nie było nieporozumień.
Ta rozmowa zaczynała się robić bardzo ciekawa. Nawet zauważył jakby rozłam pomiędzy dziewczynami co było mu na rękę. Spojrzał najpierw na Puchonkę, która jak na Hufflepuff miała zbyt nie wyparzony język. Jego oczy lekko ściemniały słysząc jej słowa. No dobrze, zaczynamy grać ostro. Podoba mi się to. Przynajmniej jesteś bardziej odważna niż ta cała Skyla. pomyślał i lekko się wzdrygnął. Ta rózowowłosa dziewczyna doprowadziła go raz do ostateczności i wynik takiego działania mogli zobaczyć inni. - Ovh no tak zapomniałem jeszcze dodać, że jtoś tu pozjadał wszystkie rozumy i dalej uważa, że jest najmądrzejszy, najpiękniejszy… tfu, i najzabawniejszy. – mówił tak jakby miał w nosie to czy dziewczyna jest od niego starsza czy też młodsza. Potajemnie myślał, że to nawet szlama. Nagle w jego głowie zaświtał pewien plan jak zmyś uśmiechy zadowolenia z tych buziek. - A może obie jesteście szlamami i tylko nadrabiacie miną by pokazać jaka to jestem groźna. Nie podchodź bo ugryzę. – powiedział i znów parsknął śmiechem. Wyobraził sobie nowiem te dwie dziewczyny biegnące za nim w samej bieliźnie przez wioskę. To mógłby być piękny widok jak i piękne upokorzenie dla ich duszy. Był dumny z siebie bo przynajmniej miał jakiś plan awaryjny. - Ja nie mam kobiecej strony bo i po co mi coś tak marnego. Jestem samcem i to stuprocentowym. – powiedział, bo uznał, ze reszty przechwałek i farmazonów Puchonki nie będzie słuchał. Potem przeniósł wzrok na Gryfonkę, która w ogóle nie interesowała się nim. Na szczęście Alccide miał dobrą pamięć. - A już wiem skąd znałem ten głos, to przecież pierwsza kurtyzana w Gryffindorze, Królowa rozwiązłości i w dodatku najbrzydsza szlama w Hogawrcie. Słyszałem o twoich wyczynach. Oj chyba od nowego roku będziesz miała nowego klienta. Będę wpadał do ciebie i pokaże ci co to znaczy trzy Z, według mnie: Zarwać, Zakuć, Zapomnieć. - powiedział. W końcu miał nadzieję, że pokazał by tej „pannie mop” kto tu jest lepszy. Jednak problem był taki, że on jej nie chciał.
To nie był dobry pomysł… To w ogóle nie był dobry pomysł! Nie ma to jak się przedstawić, że ma się na imię Nikola, a po pewnym czasie powiedzieć, nazywam się Victorique! To nie było normalne! Każdy pewnie uznałby ją za świruskę, a kiedy uznaliby Nikolę za świruskę, to i Vic! Czemu one musiały być połączone? Ach szkoda gadać. Dziewczyna odprowadziła wzrokiem Karin. Uniosła brew wpatrując się jak dziewczyna kładzie się wygodnie i opala. Okey, ona tutaj prowadzi zaciętą walkę, a ona się opala? I to ma być damska solidarność? No dobra… może to nie była walka, ale było starcie! Dziewczyna westchnęła pod nosem i wróciła do chłopaka. - Nie sądziłam, że lubisz mówić o sobie, w trzeciej osobie. – posłała mu delikatny uśmiech. Nic sobie nie robiła z tych jego komentarzy, odlatywały w siną dal, jak tylko przeleciały przez jej ucho. Nie przestawała się uśmiechać, miły wyraz twarzy niby nic takiego, a czasami to mordercze spojrzenie, którego nie powstydziłby się psychopata. - Ojaa więc jednak żartowałeś z tym pojedynkiem, no cóż – powiedziała. Dla niej mężczyzna to był mężczyzna, a nie jakiś mięczak, czy brutal, który miał zero poszanowania do kobiet. Nawet jak go irytują to znosił to dzielnie, żeby później otrzymać za to nagrodę. Gdy wypowiedział kolejne zdanie dziewczyna natychmiast wyszła z wody, już nie przejmując się swoim odzieniem. Spojrzała kątem oka na Karin, która mogła zareagować na te słowa. Miała zamiar ją powstrzymać na wszelki wypadek, przed atakiem. Jednak sama odpowiedziała. - Wybacz, ale nie trafiłeś. Jestem w stu procentach czarownicą – powiedziała z szerokim uśmiechem. Nie kłamała. Victorique pochodziła ze szlacheckiej rodziny, w której nie było ani jednego przypadku mugolstwa. Czarodziej, za czarownice, zawsze. Jego kolejne słowa doprowadziły ją do szału, serio? I on naprawdę uważał się za stuprocentowego samca? Chyba stuprocentowego samca świni. Zanim gryffonka zrobiła jakikolwiek ruch dziewczyna podeszła do chłopaka i zatrzymała się przed nim. Uderzyła go z otwartej dłoni, szybkim, zdecydowanym ruchem. Dotąd jeszcze nikt nie złapał jej ciosu, dzięki treningom ze sztuk walk, jej szybkość wzrosła i to bardzo. - Świnia – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. Zacisnęła pięści i ten spokój wyparował. Teraz już jedynie dało się dostrzec nienawiść, pogardę, żądzę mordu. Nie znała gryffonki w ogóle, jednak słysząc to co chłopak mówi, nie mogła zignorować. Już lepiej, żeby Nikola miała kłopoty – bynajmniej będzie zabawnie, niż gryffonka. Kątem oka spojrzała na Karin, jej wzrok mówił: „Jeżeli chcesz się na niego rzucić, to teraz kiedy go zajmuję”. Później wrócił na chłopaka oczekując jego reakcji.
Karin nie przejmowała się tym, ze ktoś miał nierówno pod sufitem. Liczyło się to, jaki ktoś był w w stosunku do niej. Tak więc Victorique mogła spokojnie powiedzieć jej co i jak. Przysłuchiwała się tej wymianie zdań. To nie tak, ze nie chciała wesprzeć Vic, ona po po prostu dobrze sobie radziła. Usłyszała jak dziewczyna wychodzi z wody i sama też się podniosła. Zawyła ze śmiechy słysząc, że Ślizgon uważa się za 100% mężczyznę. -Wiesz, nie obraź się, ale prawdziwy mężczyzna ma coś dużo więcej w samej głowie niż ten twój fistaszek w spodniach.- powiedziała dalej się śmiejąc. Chłopak jeszcze coś tam powiedział o jej profesji i w tym momencie puchonko-gryfonka wymierzyła bardzo ładny i celny cios prosto w twarz Alcide'a. Nie powstrzymała jej, tylko podeszła, położyła ręce na jego ramionach (był od niej wyższy) i zafindowała mu pięknego, celnego kopniaka prosto w krocze. -Po pierwsze ja w przeciwieństwie do ciebie nie muszę zarabiać na siebie ciałem, a po drugie nie dotknęłabym cie nawet kijem, choćby mi zapłacili całym złotem z Gringotta, bo jeszcze oskarżono by mnie o pedofilię.- powiedziała spokojnym, ale przesyconym jadem głosem. Stała patrząc na niego z rozbawieniem i różdżką w ręce. jakby co była gotowa odeprzeć atak.
- Ojej biedna Puchoneczka postradała zmysły i myśli, że mówię o sobie. A to dobre. Przecież to chyba jasne, że mówię o tobie uczennico domu Helgi. Ty jesteś taka słodka, że mógłbym się nawet zastanowić czy się z tobą nie związać. – powiedział i po chwili wybuchnął gromkim śmiechem. No po prostu to co teraz powiedział Alcide rozbawiło go do łez. Myślał, że zaraz pęknie ze śmiechu bo ta dziewczyneczka myślała, że on mówi o sobie. Nie mógł się długo opanować i słysząc kolejne słowa dziewczyny odpowiedział dalej krztusząc się ze śmiechu. - Wiesz nie wiem czy taki pojedynek ma sens. W końcu ty mogłabyś mnie tylko rozbroić śmiechem, a sądzę, że gdybym miał przy sobie jakąś igłę to bym mógł przedziurawić to twoje wybujałe i napompowane do niemożliwości ego. – śmiał się dalej dopóki dziewczyna do niego nie podeszła i nie strzeliła go w twarz. - Świnią to ty jesteś. A dokładnie taką piękną i grubą samicą świni czyli lochą – powiedział. O nie tego nie mógł nikomu wybaczyć. W jego oczach od razu zapłonęła wściekłość. Czysta, nie pohamowana niczym wściekłość. Z całej siły odepchnął od siebie Puchonkę zastanawiając się jak ją zaatakować. I gdy już miał gotowy prawie cały plan zaatakowała go Gryfonka. Ta jednak nie chciała być delikatna. Kopniak w czułe miejsce bardzo go zabolał jednak z całej siły starał się nie zgiąć się w pół z bólu. Sama tego chciała. pomyślał i z całej siły przyłożył Gryfonce w brzuch dokładnie w okolicę jej dróg rodnych. - Właśnie zaprzeczyłaś sama sobie. Dotknęłaś mnie i to dwukrotnie. Poza tym ty możesz być tylko gwałcicielką. Nie znasz się na takich określeniach i źle je interpretujesz. Poza tym chyba naprawdę jesteś głupia jak but. – powiedział i odszedł na parę kroków w tył by być przygotowany na ataki obu dziewczyn. Wiedział, że może je bardzo rozdrażnić, ale właśnie takim typem człowieka był Alcide. On uwielbiał prowokować bójki.
Kogo do kurwy nędzy nazywasz puchoneczką, ty pieprzony śmieciu. Powinieneś czuć się zaszczycony, że osoba mojego pokroju w ogóle zwróciła na ciebie uwagę! Dziewczyna spojrzała na niego spokojna, wolała nie ukazywać, że jest zła, ponieważ straci przewagę. Jednak to było w pewnym sensie żałosne, serio umiał się odgrywać tylko i wyłącznie w taki sposób? To było zbyt żałosne! Nie obchodziło ją to, że wspomniał o pojedynku, to było dla niej najmniej ważne. Gorsza była jego wypowiedź, dlatego uderzyła go w twarz. Jego odpowiedź… była wręcz śmieszna. - Wiesz co chłoptasiu, kochanego ciałka nigdy za wiele! – powiedziała i założyła ręce pod piersiami. Nie spodziewała się, że się na nią rzuci, czy tam odepchnie, dlatego nie dała rady się obronić. Zrobiła kilka kroków w tył i uderzyła o balustradę. Tyle szczęścia, że nie wpadła do wody i utrzymała równowagę. Gryffonka uderzyła go w dosyć… czułe miejsce, widząc to przymknęła na tą chwilę powieki i spoglądała na niego oczekując jego reakcji. To musiało boleć… ale ten cios był mimo wszystko niesprawiedliwy. Pomyślała i westchnęła. To co stało się później doprowadziło panienkę Blois do szału, a jej lepiej nie doprowadzać do szału. Widząc, jak uderzył dziewczynę warknęła pod nosem rozwścieczona. Wzięła kilka głębokich wdechów. Uspokój się, bo go jeszcze zabijesz. A nie chcesz kłopotów takiego typu. Podeszła wolnym krokiem do Karin i położyła rękę na jej plecach, sprawdzając czy z dziewczyną wszystko w porządku. To musiało również bardzo boleć. Kiedy upewniła się, że jest dobrze zaczęła podchodzić wolnym krokiem w stronę chłopaka. Zatrzymała się i ubrała sukienkę, która leżała obok książki. Podejrzewała, że to jest jej sukienka. Teraz znowu skierowała się w stronę chłopaka. Zatrzymała się przed nim i spojrzała mu prosto w oczy. Mógł dostrzec w jej oczach, nienawiść, żądzę mordu, wściekłość, jednak po twarzy nie można było nic dostrzec. Jeżeli zaplanował jej przywalić, to była na to gotowa i dałaby radę tym razem się obronić. Mimo wszystko uczy się tych pieprzonych sztuk walk i jest już na bardzo wysokim poziomie. - I ty nazywasz siebie stuprocentowym mężczyzną? – spytała nie odsuwając się ani o milimetr. Była przygotowana, jeżeli chłopak miał jakiekolwiek pojęcie na temat sztuk walk, to mógł to dostrzec. Plunęła na ziemie i wysyczała mu w twarz, jakby zionęła jadem w jego stronę. - Prędzej jesteś zwykłą podróbką, która uważa się za coś godnego nazywania się mężczyzną.
OHOHOH, moje czarodziejskie ptaszki doniosły mi, iż ktoś tu bije dziewczynki! Mistrz nie wie, ale to zachowanie godne pięciolatka, któremu koleżanka w przedszkolu ukradła czekoladową żabę, to się nie godzi w przypadku piętnastolatka, co prawda chyba niezbyt dojrzałego i baaardzobardzo buntowniczego, NO ALE, cóż! Panie McKagan uprzedzamy, nie stanie się pan mężczyzną poprzez bicie słabszych, naprawdę! Tak się złożyło, ACH TE PRZYPADKI, że znany w całek sakurze, rumiany, odziany jedynie w przepaskę na biodra, ważący około trzystu kilogramów Yuoki, dla przyjaciół i zagranicznych znajomych JANUSZEK, w wolnych chwilach zajmujący się sumo i nielegalnym rozprowadzaniem sushi w okręgu trzech stanów w USA (ma budki "ŚWIEŻE SUSHI U JANUSZKA" w Nevadzie, na Alasce i na Florydzie), szedł sobie na spacer, obmyślając następny biznes plan, ponieważ zgodnie ze swoim marzeniem, chciał również otworzyć jedną z budek w Kalifornii. Ach, to zwykle go relaksowało przed walką, którą właśnie notabene miał dzisiaj stoczyć. Podobno zawodnik był niezły, ale nie martwcie się o naszego drogiego, pyzatego Yuoki, da sobie radę! W końcu jego masa to nie tylko sadełko, GRR, to również mięśnie! Tak przynajmniej mówi jego matka, chwaląc się sąsiadkom dokonaniami syna, pokazując jego zdjęcie z rozmaitych zawodów. Oprócz tego, warto wam wiedzieć drodzy czarodzieje, że Januszek jednak nade wszystko kochał kobiety! Tak, wszystkie. I szacunek dla nich uznawał za coś, co się rozumie samo przez sie! Dlatego wydał zduszony krzyk, kiedy zobaczył, jak ten nikczemnik uderzył jakąś dziewczynkę... DZIEWCZYNKĘ, bowiem to przecież jeszcze dziecko było! Yuoki zrobił się czerwony na całej, okrągłej twarzy, zmrużył oczy i zaczął biec. TUP TUP TUP, mogli usłyszeć czarodzieje zebrani przed domkiem, dokładnie chwilę przed tym, jak Sumo-Januszek (przydomek z podwórka) rzucił się na ślizgona, powalając go całym swoim cielskiem. - KOBIET SIĘ NIE BIJE TY SADYSTO - zaczął wychrapywać, bowiem tak to właśnie musiało brzmieć, kiedy gniótł chłopaka swoim cielskiem, przygwożdżając go do ziemi. Hoho, TROCHĘ TRUDNO BĘDZIE ALCIDE'OWI WSTAĆ, chociaż jestem pewna, że jeśli postanowi nigdy już nie bić kobiet, Januszkowi trochę zmięknie serce!
Oj tak, delikatność nie należała do ulubionych cech Karin, przynajmniej w takich sytuacjach. Jednak nie zdążyła nic więcej zrobić, bo w tym momencie poczuła pięść chłopaka uderzającą centralnie w jeden z jajników. Cis nie zadałby jej tyle bólu, gdyby nie miejsce uderzenia i fakt, że w przeszłości miała niemałe problemy z tymi narządami. Ale mniejsza z tym. Karin syknęła z bólu i zgięła się w pół. Poczuła na plecach dłoń koleżanki. Zacisnęła mocno powieki i skupiła się w sobie. Odczekała pół minuty i wyprostowała się rozcierając miejsce uderzenia. Chciała się mu jakoś zrewanżować, ale nie zdążyła, bo właśnie wtedy usłyszeli... coś. ŁUP! ŁUP! ŁUP! Karin rozejrzała się uważnie i zobaczyła jak w ich stronę biegnie jakiś bardzo duży mężczyzna z wyrazem wściekłości na twarzy. Zanim się do końca zastanawiała, czy ma się śmiać, czy płakać, mężczyzna skoczył na Ślizgona i zaczął coś krzyczeć o biciu kobiet. Karin musiała przyznać, że scena była komiczna, ale powagę dawał jej fakt, ze ten mężczyzna stanął w ich obronie. Albo zaraz się na nie rzuci, ale to było wątpliwe. Podeszła do Vic. -No to wygląda na to, że już nie musimy się z tym gówniarzem użerać.- powiedziała spoglądając na towarzyszkę.
O proszę panienka wszystko lepiej wiem się stawia. pomyślał Alcide. No cóż ciało miała nawet niezłe ale mówiąc szczerze raczej by jej nigdy nie dotknął w jakiś pożądliwy sposób. Ani jedna, ani druga dziewczyna nie były w typie Ślizgona. McKagan o mało się nie zadławił ze śmiechu gdy usłyszał kolejne zdanie Puchonki. - Wiesz co dziewczyneczko, uważaj tak dalej tylko z czasem możesz być tak bardzo ogromniasta, że nie zmieścisz się przez drzwi by wejść do pociągu do Hogwartu i będą cię musieli ciągnąć w jakimś wagonie towarowym. – powiedział nie wiele sobie mając z jej wypowiedzi. No cóż może i była od niego starsza jednakże Alcide uważał, że z ich trójki on zachowywał się najbardziej dojrzale. Po chwili wyciągnął różdżkę i zaczął się nią bawić przekładając pomiędzy palcami. No cóż dawno nie walczył i aż się palił by odbyć kolejny Magiczny Pojedynek. - Tak śmiem się nazywać stuprocentowym mężczyzną i nikt nie będzie mnie w ten sposób obrażać. Nikt nie ma do tego prawa, nawet taka pucołowata, czyścioszka jak ty. – powiedział i już chciał rzucić jakieś zaklęcie gdy nagle jakiś tłuścioch przygniótł go do ziemi. Upadając Ślizgon złamał sobie nadgarstek lewej ręki. No cóż będzie się musiał udać do pielęgniarki ale najpierw musi się pozbyć tego przerośniętego obrońcy uciśnionych. Zaraz ze mnie zejdziesz kupo tłuszczu. pomyślał i zaczął przygotowywać się by rzucić zaklęcie. - Vingardium Leviosa – powiedział i machnął różdżką w wyuczony sposób. Miał nadzieję, że ten sumoka wzleci w górę a on będzie mógł wyjść spod tej kupy tłuszczu, która mysli, że może rzucać się na wszystkich. Po czym spojrzał na szlamkę, która jakimś cudem odzyskała głos. - Tobą jeszcze się kiedyś zajmę. Nie przejmuj się. – wrzasnął urywanym głosem.