Dziewczynie niejednokrotnie była w Japonii. To miejsce... Budziło w niej naprawdę ogromną ilość wspomnień. Były to wspomnienia miłe, radosne, szczęśliwe. Ale zawsze na samym końcu okazywały się być pełne bólu. Nic dziwnego. Stąd pochodziła jej najlepsza przyjaciółka, która w tej chwili nie żyje oraz jej chłopak. On był przyjacielem Corin, ale nie widzieli się już bardzo długo – po jej śmierci oboje bardzo się zmienili. Nie potrafili już ze sobą rozmawiać. Wszystko wtedy się zmieniło. Takie jest jej życie. Powolutku wszystko nabiera innych barw i nie koniecznie są to pastelowe, ładne kolory. Prędzej szarości i czernie, z odrobiną bieli do smaku. Nic dziwnego, że zaraz po tym jak położyła swoje rzeczy w domku i przywitała się z osobami, z którymi miała spędzić tam czas postanowiła wypakować tylko kilka drobiazgów, a później wyjść na naprawdę długi spacer. Było naprawdę ciepło, dlatego uznała, że jak na razie wystarczy jej zwiewna, czarna spódniczka z falbankami i różowa bluzka w kokardą chowająca się w dolnej części garderoby. Na wszelki wypadek wyszła z domku mając na rękach niebieski sweter. Przemierzała naprawdę wiele okolic. Doszła tam, gdzie pewnie wiele osób nie chciałoby się zapuszczać z utraty, że się zgubi. Ale ona naprawdę znała takie miejsca, choć nie znała twarzy osób, które obok niej przechodziły. Sporo myślała. O wszystkim, a jednocześnie o niczym. Nim się spostrzegła dotarła na pomost, gdzie położyła się na mokrym drewnie i włożyła rękę do wody wodząc nią po jej tafli. Zaskakujące, że od bardzo dawna nie czuła się taka spokojna. Od bardzo dawna nie czuła, żeby samotność jej nie przeszkadzała.
Pierwsze koty za płoty jak to mówią. Od czasu przyjazdu Prince zdążył już się wypakować (no powiedzmy, bo jego walizka nadal leżała nietknięta), pomedytować (jeżeli przez to rozumiecie romansowanie w sali do medytacji) i nawet przeżyć kolejny dzień. Łał, jesteśmy wszyscy pod wrażeniem panie Scott. Chińskie żarcie zupełnie mu nie pasowało. Ach noi tak, jesteśmy w japonii. Jeden skośnooki pies. On lubił mięso. Mógł jadać je tonami. Tłuściutkie, ociekające, soczyste steki to było coś, a nie jakaś papka z ryżem. I weź tu coś takiego jedz pałeczkami, tak się nie da. Prince chodził dzisiaj podminowany i pełen ogłupiającej frustracji jaka go naszła po dziwnym śniadaniu i herbacie z fusami, których szczątki do tej pory wydłubywał sobie spomiędzy zębów. Niby wakacje, wyjazd, słoneczko, fajnie, ale męczyły go dziwne przeczucia. Wiedział kto na ten wyjazd wyjechał i kogo należy unikać, dlatego za wszelką cenę omijał większe skupiska Gryfonów i ogólnie potencjalne miejsca w których pewna osoba mogłaby się pojawić. Przez ten miesiac, który dzielił szkołę od wyjazdu, zdążył już trochę odreagować sytuację, która miała miejsce niedługi czas temu pod bijącą wierzbą. Starał się zająć pozytecznymi sprawami takimi jak zebranie nauczycieli w Londynie, postanowienie czegoś w sprawie lunarnych i zabawianie niewiast wieczorami w pubach. To pomogło mu się w jakiś sposób odstresować, a i on nie zatracił w tym wszystkim formy. Zastanawiał się nawet czy może by nie zrezygnować z wyjazdu, ale przecież ktoś musiał się opiekować tymi dzieciakami, a on wbrew pozorom miał całkiem dobre serce i nie zawsze mu były damskie tyłki w głowie, chociaż one były znaczącymi argumentami w za i przeciw wycieczce. Nawet nie pamiętał co zapakował do swojej walizki, ale na pewno były to jakieś znaczące rzeczy typu szczoteczka do zębów i jakieś ciuchy. Szczerze? Działał przez ostatni miesiąc na totalnej wyjebce, od czasu do czasu podbudowując swoją karierę nauczycielską. Całe szczęście przyjechała tutaj Blair. Przy niej jakoś udawało mu się zapominać o istotnym problemie, wrogu publicznym numer jeden, którego tak namiętnie unikał. Był już zmęczony tymi babami, które wiecznie czegoś od niego chciały. Na Merlina, nawet Nikola tutaj przyjechała. czy te baby mają równo pod sufitem? Wszystkie jak jeden mąż się zgadały żeby dojechać Prince'a? Czemu nie mogły chcieć tylko zabawy tak jak on? Czy to takie niemiłe? Przecież nie robił tym nikomu krzywdy. Było fajnie i przyjemnie.... Ale nie. Te musiały zawsze coś skomplikować. 'Książe kocham Cię'. 'Prince musimy porozmawiać, kocham Cie, ale Ci tego nie powiem, a jak będziesz chciał mnie porzucić to Ci nagadam, że jestem w ciąży'. I tak w kółko. Człowiek ma prawo czuć W ramach odpoczynku właśnie wybrał się na pomost. Może nawet porzuca kaczki jak za dawnych czasów? Po drodze schylił się i pozbierał kilka małych, płaskich kamyczków, które dobrze się będą odbijać od wody. W końcu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wchodząc na deski, puścił jedną kaczkę, która odbiła się dwa razy i zatopiła z cihym pluskiem. Och, nawet jakaś młoda dama siedziała sobie samotnie na końcu. W sumie czemu miałby jej nie dotrzymać towarzystwa? Wesołym krokiem podszedł powoli do dziewczęcia, które nadal siedziało odwórcone do niego plecami, jakby się nie spodziewało jego obecności. Zupełnie do głowy mu nie przyszło żeby mogła to być jedna z tych osób przed którymi przecież tak momentalnie zapadał się pod ziemię. Stanął za kobietką i puścił kolejną kaczkę, która powinna zwrócić jej uwagę na niego. Nadal wyszczerzony czekał na rezultat swoich zaczepek. Ach, jak pięknie być na wakacjach.
Corin dobrze znała ból Japońskiego jedzonka. Ona również uwielbiała mięsko i była w stanie spożywać je w każdych ilościach. Do tego zawsze starała się o podwójną porcję ze względu na nietykalność warzyw. Ale musiała przyznać jedno – nic nie przebije cudownego smaku wielokolorowych kluseczek dango, czy tayaków z czekoladą! Obie te rzeczy potrafiła zrobić sama, więc zdarzało jej się dość często nimi napawać. Ogólnie w kuchni radziła sobie całkiem dobrze. Rekompensowała swoim gotowaniem to, ze nie potrafi sprzątać, a mugolskie żelazko strasznie jej nienawidzi. Biedne, poparzone palce... Każde spotkanie z tym ustrojstwem tak właśnie się kończyło. Ostatni miesiąc do wyjazdu zdecydowanie nie był przyjemny. Na samym początku snuła się po korytarzach omijając wszystko i wszystkich. Potem wręcz przeciwnie – starała się stale przebywać w większej ilości osób. Byle by tylko nawet na chwile nie zostawać samą. Zaczęła się panicznie bać braku ludzi obok siebie. Zadawała się nawet z osobami, które zawsze działały jej na nerwy. Byle by tylko zawsze ktoś był... Z czasem jednak sytuacja zaczęła się odwracać. I teraz przebywanie na osobności traktowała jako swój obowiązek. Niosło to za sobą tyle korzyści! Przede wszystkim jedną, największą. Mniej ludzi obok, to mniejsze ryzyko, że kiedyś ktoś będzie chciał zobaczyć „Gdzie też Corin znika podczas każdej pełni?”. I nikomu nie zrobi krzywdy. Ogólnie przedwakacyjny miesiąc był dla niej trudny. Ale w końcu ze wszystkim, co ją męczyło się pogodziła – bo jak miałoby być inaczej? Pogodziła się już z tym, że jej przyjaciółka od dziecka nie żyje. Pogodziła się z tym, że jest potworem. Dlaczego nie miałaby pogodzić się z tym, że kolejny facet uznał ją za zabawkę, którą można porzucić, kiedy zacznie się nudzić? Tylko, że on miał być tylko przyjacielem. I dlatego taka sytuacja nie powinna się pojawić. A jednak... Kręgi na wodzie były czymś, co zawsze jej się podobało. Niezmiennie rozchodziły się poczynając od najmniejszego, a kończąc na tym największym. Zawsze działo się to w ten sam sposób i nikt nie mógł tak naprawdę tego zakłócić, bo nawet gdyby zatrzymał je dłonią, to od niej rozeszłyby się kolejne wodne mazaje. Taki prosty widok, a naprawdę potrafił ją cieszyć. Dlatego nic dziwnego, że uśmiechała się patrząc przed siebie i nie zwracając uwagi na kompletnie nic dziejącego się obok. Miała do tego talent. Tak, jak do użalania się nad sobą, ale to już inna historia. Kiedy coś śmignęło obok niej i upadło do wody domyśliła się, że nie jest już sama – to w sumie nie było takie trudne do spostrzeżenia. Obserwowała kolejny z kamyków sunący po wodzie. Niesamowite. Nigdy nie potrafiła tego zrobić, nawet za pomocą kaczek. Także nie mogło być zaskoczeniem to, że skwitowała to krótkim i jakże wymowny słowem. - Wow... - Przekrzywiła twarz lekko w bok tak, jak to tylko ona miała w zwyczaju. Usiadła wkładając bose stopki do jeziorka - Dlaczego tylko mnie to nigdy nie wychodzi? - Dodała śmiejąc się cicho. Ciekawe, czy gdyby wiedziała z kim rozmawia jej reakcja byłaby identyczna. A właśnie... Czysta ciekawość kto to ją odwiedził zżerała tak bardzo, że nie sposób było powstrzymać się przed tym, by nie zerknąć. - A, to ty... No proszę. Komuś znudziło się przelatywanie laleczek pełnych kiły czy rzeżączki i stara się wrócić w łaski swojej ulubionej dziwki... zabawki... ex zabaweczki tak właściwie - Każde słowo ociekało takim jadem, że mógłby aż palić w język. Prychnęła pod nosem spoglądając w niebo. Chyba nie wspomniałam, że Corin po wielu przemyśleniach i wielu niedopowiedzeniach znalazła w tym tylko jeden sens. Tak długo nie dawała mu dupy, że się znudził. A przyjaźń... Chyba nigdy nie istniała. W końcu Corin i Prince są podobni. A ona nie ma przyjaciół. Więc dlaczego on miałby mieć?
O dziwo w roli kucharza sprawdzał się naprawdę nieźle. Gorzej było z utrzymaniem czystości w mieszkaniu, ale tym zajmowały się zazwyczaj kobiety, którym wydawało się, że spędzą z nim całe życie, założą rodzinę, a nawet jakąś hodowlę zwierzątek, magicznych czy niemagicznych, to nie miało znaczenia kiedy były przy nim. Nie mógł się powstrzymać przed wykorzystaniem ich umiejętności władania odkurzaczem i puszków do kurzu. Nie żeby nie mógł rzucić prostego zaklęcia, które zajęłoby się tym bałaganem. Oglądanie tego jak zmagają się z tymi mugolskimi urządzeniami z wypożyczalni było dla niego prawdziwa rozkoszą. Każda z nich chciała udowodnić, że sprosta takiemu błahemu zadaniu. Cóż, jeżeli przez całe życie operowało się wyłącznie magią to wcale to nie było takie łatwe. Jednak duma i te sprawy prowadziły do tego, że babrały się w kurzu i jego brudnych skarpetkach do póty dopóki mieszkanie nie błyszczało i nie pachniało czystością. On w tym czasie wymyślał kolejne wymówki żeby określić powody nieużywania różdżki w tak prostych celach. Czasami zwalał winę na gospodarza kamienicy, który absolutnie zakazał używania w niej jakichkolwiek czarów, a czasem na klątwę jaka spoczywała nad jego rodziną, która sprawiała że zwykłe porządkowanie przeradzało się w krwawą jatkę. Z czasem wytłumaczenia stawały się coraz mniej podobne, a jego oblubienice stwierdzały, że to zapewne jakiś fetysz i w trakcie sprzątania robiły sobie nawet przerwę na krótki numerek z nim w roli głównej. Potem był taki kochany, że wykorzystywał te swoje cudowne umiejętności kulinarne i gotował im obiadki, przez co kochały go jeszcze bardziej. Ludzie, chodzący ideał. Puszczania kaczek nauczył się we wczesnym dzieciństwie. Pasją jego ojca było wędkarstwo. Dziwne co prawda, zważywszy na to że czarodziejska rodzina to i hobby powinno być równie magiczne. Mniejsza o to. Za każdym razem kiedy ojciec zabierał go na ryby, czego Prince naprawdę nienawidził, pokazywał mu jak puszczać te płaskie kamyczki na wodzie żeby się tak pięknie odbijały jak on to robił. Lata praktyki sprawiły, że Scott nabrał w tym niezłej wprawy i teraz mogło być to kolejną rzeczą, która działała jak magnes na jego foczki. Jakie było jego zdziwienie kiedy głos jego miłej towarzyszki wydał się znajomy. Cała wesołość zniknęła w ułamku sekundy, a na jego twarzy pojawiło się zwątpienie. Zwątpił w życie. SERIO? Los z niego znowu kpił, a w dodatku splunął mu jeszcze pod nogi. Ostatnią osobą jakiej się tu spodziewał była Cornelia Somerhalder, której tak dobrze mu szło unikanie przez ostatnich kilka dni. Cały ten zimny, rozgotowany ryż podszedł mu do gardła, jakby krzyczał 'Wolności dla Ojczyzny!'. Miał ochotę zakląć pod nosem, puścić najgorszą wiązankę słów na jaką było go stać, ale pohamował się. Po pierwsze, była kobietą, a w towarzystwie kobiet powinien pohamować język. Po drugie, nie da jej tej satysfakcji, o nie. Poza tym był nauczycielem, halo! Jak ona śmiała się tak w ogóle do niego odzywać?! Powinien dać jej jakiś szlaban czy coś. A no właśnie... - Ekhm, pamiętaj Cornelio że dalej jestem Twoim nauczycielem, więc zważaj może na słowa, bo będę zmuszony dać Ci szlaban, a tego chyba byśmy obydwoje nie chcieli - stwierdził z powagą, prostując się nadać swoim słowom niepodważalności. Co prawda w jego ustach brzmiały one komicznie, ale nie pozwoli jej wygrać. Już i tak przez nią wiele przegrał. - I nie, nie przelatywałem laseczek z kiłą czy rzeżączką jak ty to nazwałaś. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie jak na przykład zapewnienie Tobie i innym uczniom bezpieczeństwa na tym wyjeździe. Byłem zapracowany przez cały lipiec i nie miałem czasu na głupoty - nie do końca było to prawdą, bo na zebraniu w Londynie siadl tylko i wysłuchał co wszyscy mieli do powiedzenia. Nie odezwał się ani słowem i nawet nie był pewien czy pamietał o czym oni rozmawiali. Coś o jakimś eliksirze, kłócili się, akta skradziono blablabla. Jak będzie trzeba to i swoją pierś nadstawi za nią, ale o tym nie przyzna się przed samym sobą, a tym bardziej nie przed nią.
Ona potrafiła i posprzątać za pomocą mugolskich urządzeń i zwykłym zaklęciem. Jednak przy tym pierwszy wypadku robiła to bardzo, bardzo niedokładnie. Natomiast „chłoszczystość” w jej wykonaniu potrafiła jeszcze bardziej przerwrócić wszystkie rzeczy w pokoju do góry nogami, więc wolała tego nie używać. I tak o to prawie w każdym pokoju jej staniki wisiały na żyrandolach, a pod łóżkiem znajdowało się dosłownie wszystko, co mogło – od pustej doniczki, przez klamkę oderwaną od drzwi, po kartki zabazgrane dziwnymi malunkami. Całe szczęście, że potrafiła się w tym odnaleźć. No bo to przecież nie jest bałagan. To artystyczne udekorowanie przestrzeni! Chciałaby nauczyć się od rodziców takiej bzdury. Ale u niej w domu zawsze dominowała pasja mamy i taty, które była związana tylko i wyłącznie ze smokami. Dlatego na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami mogła w tym temacie błyszczeć i zdobywać najlepsze oceny. Tylko, że... Wtedy się nie odzywała. Nic dziwnego dla osób, które znają historię jej dzieciństwa. Za to dzięki temu wychowała się z bratem i tak, jak Prince wyrywa na mugolskie puszczanie kaczek, tak Corin mogłaby wyrwać na umiejętność naprawienia przeróżnych usterek w samochodzie.
Nie zawsze człowiek jest w stanie przeprowadzać sprawne uniki, jeśli nie ma się w tym wsparcia. Bo gdyby nie to, że Corin wiele razy wycofywała się widząc, że przechodzi... Gdyby nie fakt, że opuściła ostatnie lekcje, to by nie raz nie dwa jeszcze ją zobaczył i kto wie? Może byłby zmuszony z nią porozmawiać? Tak, jak teraz. - Ha, bo padnę. Wzorowy nauczyciel, nie ma co. Ogromna szkoda, że od przyszłego roku skończy się twoja ogromna władza nade mną – Posłała mu sztuczny uśmieszek nr 12, który był przesłodzony i milusiowaty do granic możliwości. Bardzo ładnie kontrastował z wszechobecnym sarkazmem w jej głosie. Na całe szczęście wróciła do normalnego wyrazu twarz wstając przy okazji z ziemi. - Mam gdzieś to kim jesteś i jaką pełnisz funkcję. Jedyne, co mnie interesuje to to, że nie zasługujesz na to, żeby Cię traktować tak, jak się powinno nauczyciela. Z szacunkiem. Zresztą szlabanu raczej byś nie dał, bo to oznaczałby, że musisz ze mną gdzieś siedzieć i dawać mi reprymendy. A skoro nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, to co tu jeszcze robisz...
Miała rację, najlepszym nauczycielem może i nie był. Po godzinach pracy zamiast siedzieć z uczniami i pomagać im w lekcjach on włóczył się po pubach. Zamiast przeglądać prace uczniów on zabawiał się z uczennicami. O dziwo nikt nigdy nie narzekał na jego pracę, a uczniowie świetnie radzili sobie z opanowywaniem zaklęć. Jasne, zdarzały się przypadki beznadziejne, ale na to już Prince nie mógł nic poradzić. Z początku kiedy trafił do Hogwartu nie miał w planach bliższego poznawania uczniów, a tym bardziej oczennic. Jak to się więc stało? Zupełnym przypadkiem. Poznał sobie taką śliczną Corin jak na załączonym obrazku. Pomagał jej w lekcjach, czasem nawet przechadzali się po błoniach. Nie wiedział nawet kiedy, ale w pewnym momencie już czuł jakby znał ja od zawsze. Mogli sobie mówić dosłownie wszystko. Były oczywiście dwie kwestie, które uporczywie omijali, ale w nigdy nie będziemy o wszystkich wiedzieć wszystkiego. Zawsze ktoś cos będzie ukrywał. Tajemnice sprawiają, że bardzo się od siebie różnimy, a życie nie jest wcale takie proste jak by się wydawało. Co czyni je jeszcze wspanialszym, choć nie dla każdego. Gryfonka po pewnym czasie stała się jego oczkiem w głowie, a i on spostrzegł że oprócz uczennic są też studentki, które warto poznać.l Z innymi romansował, a z nią właśnie się przyjaźnił. Jak słusznie ktoś kiedyś zauważył nie ma przyjaźni damsko-męskiej. Nie raz zdarzyło im się na tyle zapomnieć, że zatracali granicę i prawie lądowali w lóżku. Nie chciał dla niej tego samego co dawał innym. Pewnie zniknąłby, zostawił ją samą. Do czego i tak doszło, ale to już przez to ze nie potrafiła uszanować ich przyjaźni i tego, że była jego. Podobało jej się to, że była zabawką, czemu więc mówiła, że tego nie chce? Nie rozumiał tego. Nie rozumiał też jak mogła być zakochana w kimś innym niż on. Niby obiecywali sobie, że nigdy do niczego więcej między nimi nie dojdzie, to nie potrafił przyjąć do wiadomości tego, że ona się spotyka z kim innym. Nie mogła, nie pozwalał na to. Nie podobały mu się uczucia, których zaczął doświadczać. nie chciał być zazdrosny. Za bardzo mu zależało. Musiał to wreszcie zakonczyć. Tak też zrobił. Było ciężko, ale w końcu wyszedł na ludzi. Do dzisiaj. Powinien być ostrozniejszy.Te włosy w kolorze karmelu powinny być znakiem ostrzegawczym, ale nie. Prince musiał odejść i pobawić się w polowanie na foki. Naważyłeś sobie piwa to je pij, księciuniu. - Nie będę Cię uczył, ale dalej bedziesz bywać w zamku, więc co to za różnica - uniósł brwi w zdziwieniu. Nie wiedział nic o jej planach zakończenia edukacji w Hogwarcie, więc był wręcz pewien że władzę jako tako dalej będzie nad nią sprawował. - Masz rację, nie przeżyłbym dawania Ci szlabanu. Nie wytrzymałbym tyle czasu w jednym pomieszczeniu z osobą, która miała trzy czwarte Hogwartu między nogami. Wszystkie jesteście takie same, a Ty moja droga na pewno nie wiesz co to miłość, więc zanim zaczniesz komuś rozprawiać o księciu z bajki, dwa razy zastanów się nad tym, czy będziesz w stanie wytrzymać z tylko jednym fiutem w ręku - nie zastanawiał się już nad tym co mówi, słowa wypływały z jego ust, a on ich nie kontrolował. Wszystkie jego myśli, które od dawna krażyły w tym kierunku wreszcie mogły znaleźc ujście. Jeszcze nie dotarło do niego, że się zagalopował i powiedział kilka słów za dużo. Wrzało w nim. Miał ochotę rozwalić cały ten pomost, a wioskę zrównac z ziemią.
[Mam nadzieję, że nie za brutalnie, ale drama miała być, więc wiesz xdd]
Corin zawsze miała rację. A nawet jeśli nie miała... To i tak miała rację. Dlatego też nic dziwnego, że była w tym momencie pewna swojej opinii o nim, choć nie miała pojęcia jak bardzo się myliła. Tylko... Ciekawe, czy gdyby poznała prawdę o Prince, czy denerwowałaby się mniej czy bardziej. To pewnie zostanie zagadką. Bo dlaczego miałby jej powiedzieć cokolwiek, skoro to wszystko, co było między nimi takie niecodzienne i wyjątkowe rozsypało się w pył niczym potłuczony wazon pełny białych róż. Nigdy by nie pomyślała, ze Scott jest taki poniekąd przez nią. Zawsze... Było jej z nim dobrze. Nie wymagał, żeby za wiele mówiła mu o sobie, a jednocześnie przy nim rozplątywał się jej język i czasem nie zamykały się usta wygłaszając długie monologi na temat mniej lub bardziej ważnych aspektów jej życia. Traktował ją jak własność, ale jednocześnie opiekował się nią jakby była dużo ważniejsza niż zwykła rzecz. Był dupkiem... Ale nigdy w życiu źle jej nie potraktował, a wręcz przeciwnie – często czuła się przy nim jak księżniczka. Nic więc dziwnego, że wielokrotnie mało brakowało, żeby mu się oddała. Ale za bardzo jej zależało... Po seksie mogłaby zacząć oczekiwać zbyt wiele od niego. A przecież Książątko nie chciał się wiązać. I ona też nie chciała, bo obiecała sobie, że już nigdy więcej się nie zakocha. Cóż, jak widać każdą obietnicę łatwo złamać, szczególnie nieświadomie. Nadal nie chciała być z nikim na stałe. Chyba... Że z nim. Przynajmniej tak było jeszcze miesiąc temu. Teraz nie chciała mieć z nim nic wspólnego. - Dlaczego miałabym bywać w zamku? Oh, chyba, że w odwiedziny do moich licznych adoratorów i przyjaciół – To mówiąc wskazała ręką na puste zejście z pomostu, gdzie w filmach lub bajkach mugolskich teraz powinny zacząć cykać świerszczyki podkreślające ciszę lub powinno przetoczyć się sianko uwypuklając pustość otoczenia. Następne słowa uderzyły ją z siłą bomby atomowej. O dziwo jej wyraz twarzy nie zmienił się. Natomiast w tej jednej sekundzie po tym, jak skończył to mówić stało się dużo wiele innych rzeczy. Mianowicie jej ręce najpierw zacisnęły się w pięści znajdując się wzdłuż jej ciała. Po tym jedna z dłoni uniosła się, wyprostowała i sprzedała mu mocny, siarczysty policzek, po którym na pewno zostanie czerwony ślad chociażby na następne parę minut. - Nie masz prawa mnie pouczać! Jesteś bardzo podobny do mnie! Latasz za każdą dziewczyną w Hogwarcie jak jakiś niewyżyty pies, a masz do mnie pretensje... Właściwie nie wiem o co masz do mnie pretensje! – Już na niego nie patrzała. Najzwyczajniej w świecie gapiła się w ziemie. Nie mówiła spokojnie. Nie mówiła cicho. Po prostu na niego krzyczała i widać było jak bardzo ją ruszyła ta cała sytuacja szczególnie, że drżała jak gdyby lekkie powiewy wiatru odbierała jako bardzo zimne. - Na prawdę jesteś świnią i pierdolonym dupkiem! Jeśli twoim zdaniem, nie wiem co to miłość, to pewnie masz rację! I całe szczęście! Bo gdybym wiedziała, to mogłabym pomyśleć, że tak strasznie Cię od jakiegoś czasu nienawidzę, bo Cię... YYYYYYY!! – Nawet na chwilę nie zaczęła się uspokajać. Wielokrotnie uderzyła go w tors chcąc wyładować na nim całą swoją złość, chociaż naprawdę delikatnie to robiła. Nie miała zbyt wielkiej siły. Za ostatnimi słowami, a dokładnie gardłowym wydźwiękiem wkurzenia, użyła wyjątkowo większej siły i popchnęła go mocniej. I to już od niego zależy, czy utrzymał równowagę, czy plusnął z pomostu do wody. Nie obchodziło ją to. Chciała ruszyć szybkim krokiem w stronę końca pomostu a dalej... Gdziekolwiek no! Byle jak najdalej od tego bydlaka!
Tak się moi drodzy czarodzieje złożyło, że oprócz naszych uczniów i studentów Hogwartu, w japońskiej wiosce wypoczywała również młoda Amerykanka, z rodzinką! Rodzinka jak rodzinka, Betty, bo tak było na imię naszej bohaterce, była najstarsza i rodzice z pewnością więcej uwagi skupiali na dwójce swych młodszych latorośli - co Betty absolutnie nie przeszkadzało! Przeszkadzał jej natomiast fakt, iż wioska była miejscem mało rozrywkowym. Fakt, przyjechał ten cały Hogwart, tyyyle dup się kręciło, ale ilekroć Betts już, już miała do któregoś z nich zagadać, mamcia albo tatuś odciągali ją okrzykiem BETTY, ZRÓBMY SOBIE RODZINNE ZDJĘCIE Z ZABYTKIEM i biedna amerykańska czarodziejka zaciskała wybielane ząbki i szła za rodzicami grzecznie, zrobić zdjęcie z zabytkiem. Taka siara! To był już jednak koniec. Wyrwała się od wrzasków swojego młodszego rodzeństwa i niemniej rozemocjonowanych rodziców, zakładając szpileczki, malując usta oczojebnym, czerwonym odcieniem, popędziła na pomost. Oczywiście w nadziei, że znajdzie miłych chłopców z Hogwartu! I porozmawia. O życiu, zaiste! Kręcąc tyłeczkiem i uśmiechając się tymi swoimi zbyt białymi ząbkami do zdegustowanych Japończyków, dotarła w końcu. Zanim jednak zdążyła wyjąć kocyk i poczytne pismo "Czarownica" z modnej, czarodziejskiej torby, uczennica z Salem dostrzegła JEGO. Obecność dziewuszki obok jakoś jej uleciała, ot po prostu, gryfonka przyczepiła się do tego Młodego Boga. Czy coś. W każdym razie nasza Betty poprawiła włosy, które stały na lakierze tak sztywno, iż poprawić się ich nie dało i kręcąc bioderkami, podeszła do NIEGO. Zatrzepotała przedłużanymi rzęsami, co w jej mniemaniu musiało wyglądać pociągająco. Cornelii rzuciła tylko krótkie spojrzenie, z przyganą. O co ona się tak pluje? I czemu śmiała popchnąć JEGO? Prawie do wody biedaczek wpadł! Co za plebs z tej dziewuchy, cooo za plebs! Betty, co trzeba zaznaczyć, chyba była przekonana, iż Prince jest studentem Hogwartu. Chociaż... czy gdyby wiedziała, że to nauczyciel, zmieniłoby to stosunek tej laleczki do niego? E. Nie sądzę. To dopiero uznałaby za wyzwanie, hoho! Teraz jawił jej się jako niesamowicie przystojny student, do zdobycia, lekarstwo na wyrwanie się z tej wakacyjnej nudy. Był idealny! I jej. Taktak, zaraz będzie jej, Betty się nie odmawia! - Cześć - powiedziała zatem, próbując przybrać jak najbardziej możliwie pociągający ton głosu. Taki z chrypką, wiecie! - My już się znamy, prawda? - zapytała GO z uśmiechem, obierając swoją sprawdzoną taktykę. Aha, rzęskami też jeszcze zatrzepotała!
W ciągu miesiąca tak wiele rzeczy uległo zmianie, ze Prince już nie był do końca pewien czy na nazwisko ma Scott czy Klop. No, ale mniejsza. Chodzi o to, że wszystko uległo zmianie. jego spojrzenie na Cornelię... Na kobiety... Tak naprawdę teraz oprócz Blair nie miał żadnej. Wszystkie sugestywne spojrzenia innych kobiet omijał szerokim łukiem. Dość już miał problemów. Owszem,zdarzyło mu się przelecieć parę kelnerek, poderwać seksowną sąsiadke, ale zaraz tracił cały zapał i przed oczami stawały mu wydarzenia sprzed ponad miesiąca. nie tak to sobie wszystko wyobrażał. To miała być przecież tylko przyjaźń, obydwoje tego samego chcieli, czyż nie? Najwidoczniej nie. W jego głowie zaczeło się pojawiać niebezpiecznie wiele, a on nie mógł sobie na to pozwolić. Wizje ich wychowujących dzieci, jego dochowującego wierności... To było coś czego nie mógł sobie zupełnie wyobrazić. On przecież nie umiał już kochać, nie potrafił zaufać, a jego podejście do życia było niezmienne. Może i fasadę udało mu się utrzymać taką samą do tej pory, ale pod nią krył się człowiek zmęczony dotychczasowym życiem. Miał ochotę się odgrodzić od tego wszystkiego. Wolał teraz spotkać się z Jackiem i Jennifer żeby posłuchać ich nowinek ze świata niż latać jak ten pies za babami, które wiecznie chciały do niego tego samego. Weźmy pod uwagę taką Blake, idealna kandydatka. Za każdym razem utwierdzała go w przekonaniu, że nic od niego nie chce, a to była cholerna nowość w świecie Scotta. Pomijając Corin oczywiście, ale przecież zakładali to od samego początku. Zresztą to grubsza sprawa, opiewająca na tysiąc słów, do opisania tego co się działo w ich głowach. - A to co, nie będziesz studiowała w Hogwarcie? - zapytał, unosząc brwi. Starał się żeby jego ton brzmiał niezobowiązująco. Jak gdyby wcale nie obchodziło go to czy wyjedzie na biegun południowy czy na wykopaliska do Afganistanu. Skrzywił się kiedy powiedziała o adoratorach. Niby teraz taką świętą chciała grac? Bo przecież zawsze to faceci byli wszystkiemu winni. Jasne. - To co robię ja nie powinno Ciebie w ogóle obchodzić, zresztą skąd ty możesz takie rzeczy wiedzieć - o teraz odezwała się w nim hipokryzja, ale i duma, w którą Corin uderzyła. - Po co ? Już Ci mówiłem po co i nie będę się znowu powtarzać, wiec przyjmij to sobie do wiadomości ostatni raz, bo nie wierzę żebyś była na tyle upośledzona umysłowo żey nie ptorafić przyjąć do siebie tak prostej treści. To Ty mi gadasz jakieś głupoty o tym żebym Ciebie nie traktował jak zabawkę, a potem lecisz do peirwszego lepszego i dajesz mu się traktować jak pies, ale jaki niewychowany pies! pies który leci zaraz potem do kolejnej dziury wykopywać kości i tak w kółko w kółko i w kółko! - teraz już się darł, chyba próbował przekrzyczeć Gryfonkę. Całe zajście z powykrzywianymi ze złości twarzami musiało wyglądać iście komicznie, a sam Prince próbował użyć jakiejś inteligentnej metafory, tkóra mogłaby zobrazować to że byli SWOIMI przyjaciółmi i należeli wyłącznie DO SIEBIE, a ona poleciała do jakiegoś księcia z bajki, obiecała mu miłość, a potem obskoczyła pieciu innych. Tak, ta historia z dnia na dzień ewoluowała w głowie Prince'a, a on biedak użył do swojej cudownej przenośni psa i kości. Brawo panie Scott, oby tak dalej. Otrzymuje pan nagrodę w ułożeniu najbardziej popieprzonego zdania ever. Chciał już nawet jej się wciąć kiedy zaczeła mówić o miłości, jednak obserwował te wszystkie emocje które malowały się na jej twarzy. Sam nie wiedział czy w ogóle wie o czym ona mówi i czy dotarł do niego sens wypowiedzianych przez nią słów. No bo chyba nie miała teraz zamiaru wmawiać mu, że to teraz on jest jej miłością! Co za hipokrytka, gdyby tylko mógł.... Ooooo.... - OOOOO KURWA!! - zaczął balansować na linii pomostu, machając rękoma i kurczowo łapiąc powietrze. Cholera, o mały włos, a właśnie wynurzałby się z wody. Spojrzał wsciekle na dziewczynę, która chyb a gotowa była własnie odejść. Podszedł do niej gniewnie, łapiąc ją mocno za ramię i odwracając w swoją stronę. - Ty jakaś pierdolnięta jesteś! Idź się leczyć, bo nie wiem czy nawet psychiatra w tym momencie Ci pomoże -[b/] krzyknął wściekle w jej twarz i niewiele brakowało żeby kropelki śliny trafiły w jej twarz. Całe szczescie powiedział to dosyc wyraźnie, więc zagrożenie minęło. nie zorientował się nawet kiedy na pomoście pojawiła się inna postać. Powiedziałby nawet, że to było jakieś monstrum. Czy ona nie wie, że taki kolor pomadki podkreśla jej wyjątkowo żółte, amerykańskie uzębienie? Chyba się malowała bez lusterka, bo pomadka grubo wyjechała poza kontur. Boże co to za rzęsiska, czyżby się stylizowała na Nessie z Lochness? Tak, tak, kiedyś na jakimś mugolskim kanale leciała taka kreskówka, na której Nessie miała dokładnie takie same rzesy jak ta podróbka Dolly Parton przed nim. [b]- Hm nie wydaje mi się - stwierdził sceptycznie, patrząc to na nią to na Corin. Miał nadzieję, że mimo ton lakieru na głowie tej maniurki, uda się tej zawoalowanej informacji dotrzeć to jej zalakierowanej mózgownicy. Chociaż może i nie, może powinien jej od razu powiedzieć 'paszła won'. Chociaż... Moze to jedna z tych przyjezdnych? Musi teraz udawać, że Corin to tylko uczennica, a on z nią TYLKO ucina sobie pogawedkę. Punkt za trzeźwe myślenie Scott!
Corin zawsze chciała związać się kimś na stałe. Od małego rozprawiała wszystkim o księciu z bajki, którzy przyjedzie po nią na czarnym koniu i zabierze ją do ich wymarzonego domu, a tam pocznie trójkę ślicznych dzieci i będzie rozwiązywać na starość krzyżówki ze swoim ukochanym. Zaskakujące, że jej życie toczyło się całkiem inaczej. Korzystała z każdej okazji, żeby poznać jakiegoś nowego faceta, a potem albo po prostu dymali się bez zobowiązań, albo cierpiała z powodu mniej lub bardziej chorej sytuacji. Wszystko potoczyło się nie tak. I dlatego też miała się nigdy więcej nie zakochać. No i pieprzony Prince wszystko zepsuł. I może to właśnie przez to zepsuła się jej przyjaźń? - Nie zapowiada się na to. Nie stać mnie. Przynajmniej będziesz miał spokój – Mruknęła w odpowiedzi tak, jakby to było oczywiste. Choć właściwie Scott znał tylko część opowieści na temat tego, jak wygląda życie Corin. Mówiła mu jak wygląda jej życie wśród mugoli, że nie opiewa w jakieś dostatki, ale nie znał wszystkich szczegółów dotyczących powodu jej obecnego, pozaszkolnego świata. Właściwie nie wiem dlaczego. Nie miała przed nim nic do ukrycia. Znaczy się jeszcze miesiąc temu. I powiedziałaby mu wszystko, o co by tylko spytał. Nie licząc wilkołactwa oczywiście. - Myślisz, że po szkole nie rozchodzą się plotki?! Wiecznie i bez przerwy słyszę komentarze jakiś uczennic na temat tego, jaki jesteś cudowny, albo jakby to chętnie coś z tobą „tenteges”... Albo, że już to zrobiły! - Nie wiedziała ile z tego jest prawdą, a ile wymysłem. Ale było tego sporo, dlatego szalała z zazdrości i wyobrażała sobie, że Prince w wolnym czasie ma niezmierzone podboje miłosne. Kiedyś była tylko zazdrosna. Teraz ją to bolało jak diabli. - Robisz mi aferę, bo jesteś zazdrosny o jakiegoś z dupy wyjętego faceta, który nie istnieje?! Dla twojej pieprzonej wiadomości NIE MA NIKOGO! I nie wiem skąd sobie ubzdurałeś, że ktokolwiek jest! - On krzyczał, ona krzyczała. Nic dziwnego, że po chwili do tego wszystkiego doszedł płacz. Jej płacz. A konkretnie łzy ciurkiem spływające po policzkach. Zrozumiała jego „trafną metaforę”, choć tak naprawdę nadal nie wiedziała, czy dobrze. Wolała żadnych nie odczytywać tak na co dzień i wszystkich uprzedzać, że do niej należy prosto. Bo nie chciałaby się pomylić we wnioskach. I miała nadzieję, że teraz nie były one zbyt daleko idące. Gdyby poleciał z pomostu od razu rzuciła się, żeby go złapać. To było przypadkiem. Nie chciała by stała mu się jakakolwiek krzywda. Ale dla niej ten chłopak był cudem wszechświata, który sobie we wszystkich sytuacjach poradzi. Także pod świadomie dobrze wiedziała, że nie spadnie. I naprawdę chciała odejść. Spodziewała się, że jej pozwoli. A tymczasem szybko się odwróciła i znów napotkała jego wściekłą twarz. - Przepraszam! To było niechcący! Przepraszam za to, za wszystko. PRZEPRASZAM! - Wcześniej w jej głosie była wściekłość. Teraz chyba więcej rozpaczy. Dlaczego? Przestraszyła się go. Nigdy w życiu jej tak nie traktował. To też nie mógł wiedzieć, że Corin czasem ma odruch małego dziecka, które się boi, jak się na nią krzyczy i traktuje z siłą. Ramię piekło ją niemiłosiernie, ale nie dlatego, że aż tak ją bolało. To było bardziej... psychiczne. Przestali być sami na pomoście. Zobaczyła kątem oka dziewczynę, która nań wchodzi. Emocje nagle opadły. Wyparowały, jak gdyby ich nigdy nie było. Tylko mokre policzki były znakiem tego, co tu się chwilę tego działo. - Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju, skoro masz o mnie takie... Najgorsze zdanie?...- Wyszeptała to bardzo, bardzo cicho mając nadzieję, że on to usłyszy, a idąca osoba już nie. Otarła twarz jak najszybciej, żeby nie dać tej dziewczynie jakieś satysfakcji czy czegoś. Szczególnie, że spojrzała na nią w taki sposób, że Corin od razu się skrzywiła. Kto do cholera jasna jest? Spojrzała na Prince i prychnęła pod nosem. Kolejna? Całe szczęście, że nie wydawał się zachwycony wizytą ...Eee... Koleżanki? I nic dziwnego. Wyglądała na prawdę paskudnie. Tapetę, to trzeba z niej było prawdopodobnie szpachelką ściągać. Zabawne, że Cornelia również w pierwszej kolejności pomyślała, że ma do czynienia z Dolly Parton. A konkretnie z jakimś transwestytą przebierającym się za nią. Często do głowy jej przychodziło to, co nauczycielowi. Nic dziwnego, że tak długi czas się przyjaźnili i świetnie dogadywali. W każdym razie nie miała zamiaru się odsunąć od Prince nie ważne co ta dziewczyna tutaj planowała i kim była. A od ostatniej chwili stała dość blisko książątka. I patrzała tylko i wyłącznie na niego. Na jego podbródek, twarz, a kiedy się do niej odwrócił również oczka.
Niesamowicie trafne porównanie z tą Dolly Parton, hehe, chociaż oczywiście biedna Betty tak nie uważała! Chyba aż nazbyt często myliła uprzejme i lekko prześmiewcze zainteresowanie z dzikimi żądzami na jej widok. Ten typ tak ma, co poradzisz. Z wiekiem minie? Who knows, skupmy się jednak na samej postaci Betty, niesamowicie zdeterminowanej i przekonanej do tego, aby poderwać Prince'a. U niej w Salem to takich brak... znaczy, brak takich, którzy jeszcze na widok wysmarowanego samoopalaczami, szminkami i tuszami potworka nie uciekali. Ale pomińmy to, w swoim własnym świecie Betty była królową Salem! I tylko spoglądała z wyższością na te wszystkie dziewczątka, nie potrafiące nic ze sobą zrobić, wyglądające jedynie jak jej, niezbyt zadbany i udany cień - czyli, w mniemaniu Betty, jak tutaj ta Cornelia, nazwana w myślach tlenionej blondynki wypłochem. Betty absolutnie nie powinna mieć problemów z pozbyciem się jej! Zresztą uważała, że Cornelia już na sam jej widok powinna dać spokój JEMU. - Ależ... - stosowna przerwa na imię, którego nie znała, więc tylko się żachnęła. Kawalarka! - słońce, nie pamiętasz? - pokręciła głową, jej przedłużane włosy zafalowały niemalże tak złowieszczo jak węże na głowie Meduzy. Podeszła bliżej Prince'a, a ponieważ aktualnie stała na wręcz niebotycznych obcasach, była jego wzrostu. Z pewnością była wyższa niż ta jakaś mała dziewczynka, drżąca kapcia do przystojniaka niewiadomoco. - Nic się nie zmieniłeś, wciąż tak samo przystojny! - zatrzepotała jeszcze rzęsami, śmiejąc się trochę sztucznie. Ach ta jej taktyka!
Kiedyś dawno temu, w jeszcze pięknym i niewinnym świecie, Prince też myślał o prawdziwej miłości i tego typu sprawach. Z doświadczenia jednak wiedział, że to tylko złudne marzenia i nic nie warte bajki. Kto raz w to uwierzył, mógł się pogodzić z pozostaniem na lodzie. Kiedyś. Nie wierzył w to, że jakaś para może żyć szczesliwie do kresu swego życia. W końcu przecież jej albo jemu powinie się noga i przypadkiem trafi do łóżka nie tego partnera co trzeba albo omyłkowo wyśle wiadomość 'Dobranoc, dzięki za wspaniałą noc, Angie' do Katie. Czy coś w tym stylu. Przypuszczeń było mnóstwo, a każde z nich miało już kiedyś odzwierciedlenie w przeszłości Scotta. Nie myślcie przecież, że nie próbował. Był pewien okres czasu, kiedy chyba odwiedził go duch przyszłych, teraźniejszych i minionych świąt, a przed jego oczami pojawiła się wizja ropiejącego członka czy czegoś co natychmiast postawiło go na nogi. Próbował się ogarnąć. Najpierw był w związku z jedną, a potem z jej siostrą bo okazała się lepsza w łóżku, natomiast była taka podobna do swojej przyjaciółki, że koniec końców trafił do łóżka jej kuzynki. To by było na tyle z jego starań. Kto raz spróbuje, potem nie może się oprzeć. Przynajmniej w jego przypadku okazywało się to prawdą. Takie głupie marzenia z dzieciństwa Corin, komentował złośliwym śmiechem, bo miał stuprocentową pewność, ze to nie wypali. Zwłaszcza, ze przecież byli tacy sami. Zastanawiał się czy rzeczywiście już nie wróci do Hogwartu. Gdybyta rozmowa miała miejsce jeszcze dwa miesiące temu powiedziałby jej, że nie wyobraza sobie takiego stanu rzeczy, że jej pomoże, coś wymyślą. Teraz jedna milczał. Było, minęło, nie ma się nad czy rozckliwiać. Był świadom tego, że po szkole chodzą plotki. To było naturalne, że jego zycie było ciekawsze od życia tych, którzy je rozpowiadali. Ludzie chcieli być nim, kochali go, a jego fanki przecież marzyły tylko o tym żeby zaciągnąć go na ołtarz. Był przecież nieziemsko przystojny, a fama o tym jakie ma dobre umiejętności, w nauczaniu ofc, szybko obiegły cały zamek. Tak, był tego świadom, był tego pewien, ahh. nauczył się jednak dzielić słowo przez trzy, co taka Corin tez powinna zacząć uskuteczniać. Nie wszystko złoto co się świeci, więc i w nie wszystkie pogloski trzeba wierzyć. Robi aferę? Że niby za coś co tak naprawdę nigdy nie miało miejsca? Jasne. Co ona próbuje teraz osiągnąć? Nie uwierzy jej przecież tak nagle, że to wszystko co przekazała jemu Nikola to było kłamstwo. Czemu niby miała coś takiego robić? Była zbyt łagodna i naiwna na wymyślanie tego typu rzeczy. Nie wierzył jej. Czy ona faktycznie teraz myśli, że rzuci się jej w ramiona i przeprosi za wszystko, bo jednak haha żarcik, nic się nie stało, to tylko głupia pomyłka i nie ma o co robić draki? - Na to trochę za późno - stwierdził patrząc jej przenikliwie w oczy kiedy tak go przepraszała. Nie odpowiedział jej na pytanie czemu jej nie zostawi. Może dlatego, ze właśnie przyszła księżniczka rodem z mugolskiego filmu 'Potwory i spółka', a może dlatego że tak naprawdę sam nie wiedział czemu. Chociaż jakby spojrzeć na to od innej strony, to on przyszedł tylko na pomost porzucać sobie kaczki i urozmaicić czas rozmową z jakąś foką. To nie jego wina, ze ta okazała się być Gryfonką, której tak unikał i że prawie zepchnęła go z pomostu. Każdy normalny człowiek nie dał by jej przecież pójść zanim jej porządnie nie ochrzani. Spojrzał totalnie speszony na blondynkę, która za wszelką cenę próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. No nie, nie mógł być przecież NIGDY PRZENIGDY aż tak pijany żeby pójść do łóżka z taką zmorą. Chyba, że od czasu kiedy ją zostawił, uszkodziło to trwale jej psychikę, a ona ewoluowała w takie coś. To też mogło być możliwe, hm. Ciężka kmina proszę państwa. - Co Ty nie powiesz... - powiedział słabym głosem do amerykanki, która miała iście amerykański akcent, a wszystko co na niej było były naprawdę big, a to jeszcze bardziej przerażało księcia, który lubił subtelne, delikatne cziki. - A Tyyyy....? - przeciągnął to ostatnie słowo, wybałuszajac trochę oczy jakby to miało na celu zawiadomić ją o tym żeby natychmiast powiedziała co planuje i jakie są jej zamiary.
Nigdy nie oczekiwała od niego jakiejkolwiek pomocy. Pewnie nie chciałaby też przyjąć jej od nauczyciela. Nawet jeśli czasem marzyła, że mężczyzna ją przygarnie do tego swojego cudownego mieszkania. Przez jakiś czas będzie się nią opiekował, ale nie tak jak sponsor swoją dziwką. I nie tak, jak zwykłą przyjaciółką, której trzeba było pomóc, bo życie się nie tak ułożyło. Chciałaby, żeby się nią zaopiekował tak, jakby była jego i tylko jego. To byłoby dla niego trudne, bo nie mógłby wtedy już do domu sobie nikogo sprowadzać. Najzwyczajniej w świecie robiłaby mu o to sceny. Ale może to by sprawiło, że w końcu zrozumieliby co tak naprawdę między nimi się pojawiło już dawno, dawno temu. Szkoda, że taka wizja już nie ma najmniejszych szans na powodzenie. Nie chciała w to wierzyć. Książątko był dla niej kiedyś ideałem, który jest w każdym calu perfekcyjny, więc jak takie ploty mogłyby być prawdą? Nigdy nie brała tego na poważnie. Od czasu jednak, kiedy się pokłócili zaczęła się zastanawiać. Owszem, mężczyzna przyleciał by do niej z drugiego końca świata, gdyby tego potrzebowała, ale jednocześnie czasem miała wrażenie, że kiedy przychodziła do niego z niespodzianką do gabinetu nie był sam... Albo już był sam. Może to tylko wrażenie wywołane gniewem, ale podsycało to, czego dowiadywała się z plotek. Potem spotkała się z Nikusią i wszystko stało się jasne. Dowiedziała się, że Książątko to dupek jakich mało. Że od roku miał dziewczynę. Że cały czas ją oszukiwał. Że te usta, których Corin często tak pragnęła całują też inną kobietę. I na prawdę chciała go znienawidzić. Ale... Nie mogła. Rozklejała się na jego widok, a jednocześnie wściekała i to strasznie. No tak. Nikola nie kłamała. Ale puchonka nie mogła wiedzieć, że Cornelia nazmyślała jej totalnych głupot na temat SWOJEGO chłopaka i że tak naprawdę wszystko co powiedziała dotyczyła Prince. No, teraz już wiedziała, ale to nie zmienia tego, co było w głowie Scotta. Pewnie normalnie by mu powiedziała o tym, że poszły od niej takie głupie plotki i śmiałaby się z całej sytuacji. Ale kompletnie nie pomyślała, że to jest przyczyną tego wszystkiego. A on jej nie powiedział tego bezpośrednio. Eh, a wypadałoby. - Zaraz ci pierdolnę – Wyszeptała kiedy była już spokojna, a chwilę temu usłyszała jego reakcję na jej „przepraszam”. Zawsze uważała, że kiedy usłyszy się od kogoś przeprosiny, to należy wybaczyć. Sama robiła to prawie zawsze. I zdecydowanie miała nadzieję, że coś... Coś się zmieni. Nie, że ją od razu przytuli, pocałuje i wszystko będzie okej. Ale... Coś miałoby być inaczej.
Spoglądała z dołu oczywiście na Dolly Parton, a im ona była bliżej Scotta, tym Cornelia bardziej się denerwowała. Kim jest ta cholerna zdzira i czego chce... I jak śmie przerywać im rozmowę! Jak śmie do niego mrugać! I dlaczego on w ogóle jej odpowiada! Oj gotowało się, gotowało się w niej. Coraz bardziej i bardziej. Znowu zacisnęła pieści. Nie no, ona zaraz jej po prostu przywali. - Profesorze... - Zaczęła, no bo w końcu to mogła być jakaś uczennica, a to nie byłoby bezpieczne dla Prince, gdyby się okazało, że Corin odzywa się do niego na „ty” i w dodatku bardzo bezczelnie... Właściwie to i tak dalsza część zdania była bezczelna, ale mniejsza o to. - Czy możesz łaskawie poprosić koleżankę, żeby sobie poszła... Zanim pokaże jej osobiście gdzie jest zejście z pomostu? - Mruknęła wpatrując się w lalunię mając w oczach znajome tylko dla niektórych (np. Eleny, którą Corin kiedyś prawie zamordowała) diabliki w oczach. Niech śmie go tylko dotknąć do przysięgam, że gryfonka się na nią rzuci.
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Pon Lip 08 2013, 21:29, w całości zmieniany 1 raz
Betty spojrzała na Cornelię, mrugając tymi swoimi rzęsiskami, jak gdyby nic do niej nie docierało. Cóż... tak w istocie było. Amerykanka skupiona na swoim nowym obiekcie westchnień, nie miała najmniejszej ochoty słuchać, jak jakaś mała kurdupelka z kraju onazwiektórejBettyniezna pluje się najpierw do tego przystojniaka, a teraz, nie daj Merlinie, do niej. Do biednej, niewinnej Betty! A idź, plugawa maszkaro, zatruwająca życie tego przystojniaka. Oj tak, Betty gotowa była bronić swej zdobyczy, która tak na marginesie wcale nie była jej, ale cii! Zaśmiała się nieco sztucznie, jak gdyby Corin powiedziała coś zabawnego. Chciała po prostu odstraszyć ją od JEGO, tak, Betty to doskonale wiedziała! - Profesorze! - przedrzeźniła gryfonkę, wywracając oczami. - Idź się pobaw w piaskownicy czy innym zamku, dorośli rozmawiają - prychnęła z wyższością, zaszczycając niższą dziewczynę zdegustowanym spojrzeniem. Doprawdy no, Betty miała jej dość! Jeszcze niech ta mała wywłoka sobie może myśli, że może ON to w ogóle powinien odmówić Betty pójścia na wspólne piwko do wioski czy coś, tylko w zamian siedzieć z tą skwaszoną małolatą? Dobre mi sobie. Betty wywróciła oczami jeszcze raz, posyłając Princowi spojrzenie zatytułowane ach, ta dzisiejsza młodzież! - A ja? - i znowu ten sztuczny, zapewne irytujący śmiech. - Kochanie, sam to oceń, w końcu poznałeś mnie bardzo dobrze. - mrugnęła porozumiewawczo.
[hmmm myślalam, ze on z Nikolą był miesiąc, podczas jej nieobecności no ale dobra xdddd]
No dobra, może Prince wcale nie był taki grzeczny i nieskalany jak mówiłam. Nie wyobrażacie sobie jednak jak trudno jest być takim bożyszczem jak on. Nie martwcie się, on to wiedział, on to rozumiał jak trudno było mu się oprzeć. Po prostu biedaczek nie miał serca odmawiać tym wszystkim niewiastom, które tak bardzo chciały posmakować jego ust. No przecież to tylko mały, niewinny pocałunek. Z Cornelią też się całował, a byli przyjaciółmi. No ok, z nią było nieco inaczej. Z nią nawet nie robił tego z łaski. Tak naprawdę sam lubił smak jej słodkich warg, a to nieco odróżniało jego relacje z nią od innych. Była jeszcze Nikola. Ta to pojawiła się zupełnie niespodziewanie. Fajna laska, pomyślał kiedy zobaczył ją z zasłoną ciemnoblond włosów na twarzy. Nie żeby chodziło tu teraz o jej brak twarzy hehe. Była taka zupełnie inna od tych ostentacyjnych panienek, taka cicha, nieśmiała, promieniowała od niej niewinność. Po prostu musiał ją dołączyć do swojej kolekcji! Była taka rozentuzjazmowana kiedy się spotykali, był dla niej wszystkim! To było takie przyjemne, że chciał więcej. Nie uczuć, ale częstotliwości spotykania się i otrzymywania niemych komplementów. Trwało to kilka miesięcy, prawie rok. Nie widywał się z nią jakoś super często, przecież musiał mieć czas dla innych, a w tym jeszcze dla Corin, która była wisienką na jego torcie. Potem wyjechała. Zostawiła go samego z nimi wszystkimi. Zrobiło mu się smutno. No cholernie smutno. Wyjechała przecież bez słowa, a on nawet nie wiedział czy zrobił coś nie tak. Nie powinna się dziwić, że wyszło jak wyszło. W międzyczasie Nikola ubzdurała sobie coś, że są parą. W sumie nie miał nic przeciwko, byleby nikt się o tym nie dowiedział. Niby była pełnoletnia i w ogóle, ale wiecie jak to jest. Nauczyciel i uczennica... To wywołuje nieprzyjemne spojrzenia! Poza tym kobiety już nie nie wskakiwałyby mu tak chętnie do łóżka. Dręczyłyby je jakieś wyrzuty sumienia, o których tak często mu gadały nad uchem. On nie słuchał. Nawet nie chciał wiedzieć co to jest. Nie przeczył w każdym razie. Nawet utrzymywał jej wersję. Nie chciał żeby zwątpiła. No i w końcu Corin wróciła, a on znalazł się w samym środku relacji Nokola-Holly-Cornelia. Psia mać, można zwariować z tymi babami. Potem jeszcze doszły jakieś ploty, żale i o co ten cały ambaras! On już nie miał siły, dajcie mu dziewuchy wreszcie święty spokój. Może nawet zostanie tutaj mnichem i porzuci swój dotychczasowy styl... One go do tego prowokowały! - Nie chcę być nieuprzejmy, może jednak Ty jej wskaż tą drogę - spojrzał na nią z tą samą bezczelnością w oczach i skrzyżował ręce na piersiach. Właściwie czemu nie. Miał ochotę popatrzeć sobie jak te dwie kocice... No dobra, kocica i bliżej nieokreślone stworzenie, wdają się w kłótnię własnie o niego! Zaraz, czego to on przed chwilą chciał? Ach, nieważne! Walczcie dziewuszki, on chętnie popatrzy! Oh! Corin i jej werwa. Aż miał ją ochotę uściskać. Stłumił wybuch śmiechu, kiedy Amerykanka zaczeła naśladować Corin. Już sam nie wiedział co śmieszniejsze, mina Gryfonki, czy to jak ta dziwna maszkara zaczęła się wykrzywiać. O panie! - Hm, poznałem? - spojrzał na Betty sceptycznie. Nie pamiętał żeby kiedykolwiek był aż tak pijany żeby przyprowadzić sobie domu postać rodem z powieści grozy. - Chyba mnie musisz z kimś mylić - uśmiechnął się, ale wcale nie uprzejmie. Bardziej złośliwie. Powoli zaczynała go irytować ta barwna postać, która próbowała mu wmówić, że jest bezguściem. No way. Jednak nadal był chętny obejrzeć show, w którym główne role miały odegrać te dwie kobietki.
[ Ja nie wiem XD Piszę to co Nikolcia tam podpowiedziała u nas w wątku ;D]
Jedno wciąż pozostaje zagadką. Skoro Cornelia była inna niż wszystkiego. Skoro byłą jego przyjaciółką. Skoro traktował całowanie się z nią jako coś przyjemnego, coś nieodzownego. Skoro potrafił jej wybaczyć to, że wyjechał bez słowa. Skoro oboje bardzo dobrze się ze sobą czuli. To dlaczego do cholery jasnej tak łatwo mógł ją zostawić. Corin nie widziała, żeby przez ten miesiąc tęsknił za nią. I miała wrażenie... Że przez ten cały czas kiedy się znali tak naprawdę w ogóle się dla niego nie liczyła, skoro teraz nie zabiegał nawet o mały kontakt z nią. Jej brakowało go jak czystego powietrza. Zostały jakieś opary, przy których ledwo można złapać życiodajny oddech. Myślała o nim dniami, a nocami miała paskudne koszmary w których słyszała jego słowa, które tak ją bolały. Dlaczego z taką łatwością potraktował ją w ten sposób. Czy naprawdę gdy nie widzieli się przez jej wyjazd do brata przestał się nią interesować i trzymał ją przy sobie... Bo tak mu było wygodnie? Bo Nikola była bardziej niedostępna? Naprawdę nie potrafiła tego zrozumieć. I to ją najbardziej denerwowało. - Ha, niedoczekanie twoje. Nie będę tego robić dla twojej przyjemności. Zresztą wcale nie jestem zazdrosna. Słyszysz? Nie jestem zazdrosna! - Prawie wykrzyczała mu w twarz. Chwila chwila. Czy ktoś jej tutaj zarzucał zazdrość. Chyba się sama wydała, cholera. Wydała z siebie ciche „Yyy”, ale chociaż w tym momencie powinna się oddalić, to nadal nie odstępowała Prince na krok. Co to, to nie. Ta żmija nie dotknie go, a jeśli tak... To straci palce. Wszystkie po kolei. Corin powbija jej w opuszki, albo paznokcie takie małe gwoździe. Oj mroczny potrafi być umysł kobiety, kiedy ktoś chce zabrać jej tego, kto powinien być tylko jej. Skrzywiła się słysząc do ta wywłoka do niej mówi. Zerknęła na Scotta... I chyba już nie chciała się odzywać. Szczerze mówiąc, to miała jakąś niewielką nadzieję, że chłopak jej się jakoś odszczeknie. Że nie pozwoli na to, by ktokolwiek traktował Corin z takim brakiem szacunku. Oczywiście potrafiła się bronić, ale to nie znaczy, że nigdy nie chciała, by ktoś się za nią wstawił. Westchnęła i po prostu ruszyła przed siebie. A przechodząc obok Amerykanki... YEA! Podstawiła jej piękną będąc pewną, że ta wyrżnie orła, a Książątko jej nie złapie więc wleci do wody i rozmaże jej się całą tapeta HA! Corin górą! Corin górą! Ale na nauczyciela nadal jest wściekła i jeszcze bardziej nim zawiedziona niż dotychczas. Powoli zaczęła myśleć, że... Że między nimi nie ma już nic do uratowania...
Betty pokręciła główką, kilka gram z tony jej tapety spadło na pomost. W "Czarownicy" było przecież napisane, iż udawanie, że już się kiedyś kogoś poznało, jest rewelacyjnym sposobem na podryw! Trafił jej się wyjątkowo oporny okaz... ech, ale był za to bardzo przystojny, to zdecydowanie rekompensowało Betty wszelakie ubytki w charakterze mężczyzny! Dlatego wyprężyła pierś i wydęła usteczka, znów się zaśmiewając. Śmiech co prawda nie brzmiał jak zgrzyt pił motorowej, ale trajkotaniem słowików to on też nie był! - Mylić? - westchnęła teatralnie, odgarniając przedłużane włosy za ramię. - Mowy nie ma, takie twarze się po prostu zapamiętuje! - i znów ten śmiech, wymuszony i sztuczny. Przygryzła czerwoną wargę, nie wiedząc trochę co ma teraz powiedzieć. Wywróciła tylko oczami, słysząc tę małą awanturniczkę. Ugh, gdyby obok nie było Prince'a i nie musiała się pokazać z jak najlepszej strony, Betty z pewnością rozważałaby czy nie wrzucić irytującej panienki do wody. Na szczęście gryfonka postanowiła ułatwić podryw naszej Amerykance, przynajmniej sama zainteresowana sądziła, że Cornelia po prostu odejdzie, strzelając focha po wieczne czasy. Niestety! Nie zdążyła zareagować, a ta mała siksa po prostu ją... podcięła. Bezczelna! A ponieważ łapanie równowagi na tych swoich niebotycznych obcasach przychodziło Betty z pewnym oporem, już po sekundce balansowała na krawędzi pomostu. - TY MAŁA CZAROWNICO - wydarła się do Corneli, machając rękami, co wyglądały doprawdy groteskowo! - Łap mnieeee! - spanikowana zawołała do Prince'a, próbując jednak ustać na tych swoich buciskach. Jeśli mężczyzna jej nie złapie, Betty z pewnością zaliczy kąpiel w jeziorku, hehs.
Sam już nie wiedział co robic. Z jednej strony Cornelia, z drugiej ta cała Betty i wyglądało na to, że żadnego catfightu wcale nie bedzie. A tak się napalił na damski sparing! Nie miał już ochoty na rozmowę o uczuciach. Bla bla bla, czego ona jeszcze od niego chce? Żeby nagle uklękł na jedno kolano i wyznał jej bezgraniczną miłość? Dobre. Uniósł brwi lekko do góry, kiedy zaczeła się tak na niego wydzierać. I ona niby nie była zazdrosna? Jasne. Doceniła jego osobę chyba po stracie. Trzeba było nie oglądać się za innymi. TO WSZYSTKO PRZECIEŻ BYŁO PRZEZ NIĄ. To ona wyjechała, to ona znalazła sobie jakiegoś księcia z bajki, a on w uczuciach był wierny tylko jej! Ciało oczywiście robiło to co chciało, ale nie miejcie o to do niego pretensji. Jak każdy facet miał swoje potrzeby, a oni przecież poprzysięgli sobie celibat aż do końca ich przyjaźni. Właściwie to skoro przyjaźń się skończyła, to ciekawe co by było jakby się teraz przespali. Ojej chyba jej nie słuchał. Zamyślił się biedak. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi głupkowato i aż miał ochotę ją wyściskac. Jednak nie zapominajmy, że był wkurzony, a ona próbowała przed chwilą zamachnąć się na jego życie, a on omalże nie wpadł do wody. Nie mógł jej teraz sobie przytulać. Nie zasłużyła na to. Poza tym skoro NIE BYŁA ZAZDROSNA, to wcale jej nie obchodziło to w jakie zakamarki zagląda książe. No nic, jej strata. Jednak niech sobie nie myśli, że interesowały go takie maszkary jak ta tutaj blond wyfiokowana dziunia. Nie pamiętał jej i no naprawdę nie mógł być NIGDY PRZENIGDY na tyle pijany żeby coś takiego trafiło do jego lózka. Krzyk Amerykanki wybudziło go z letargu i tylko spojrzał jak Corin z zaciekłą miną podcina niedoszłą Dolly Parton. To było świetne widowisko. Szkoda tylko, że takie krótkie. Myślał , że może połaszą się na jakieś walki w kisielu czy coś. No szkoda, szkoda, naprawdę. Zrobił dyskretny krok w tył kiedy dziewczyna leciała do wody. Ups, chyba nie zdążył jej złapać, jaka szkoda! - Hm, sorki, nie umiem pływać!- krzyknął do dziewczyny, która z głośnym pluskiem wpadła do wody. Ojej. Jaka szkoda. Spojrzał Corin prosto w oczy, i uśmiechnął się porozumiewawczo. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, a on z tym swoim seksownym, kocim uśmieszkiem odszedł bez słowa, wykorzystując moment w którym Dolly zachłysnęła się wodą. Och, życie jednak go kocha!
Raina to jakaś idiotka! Zamiast iść gdzieś z przyjaciółmi to wybrała samotność. No proszę, żeby nadal rozpaczać nad Haydenem, który totalnie ją olał? No głupia jakaś. Ale musi się pogodzić z tym, że jej najlepsi przyjaciele po prostu mają ją w dupie. Farley uciekł, bez słowa, nic nie powiedział Rainie. A Hayden? Następny się znalazł. Miała z nim przecież tak cudownie spędzać wakacje, łazić wszędzie, melanżować, no wszystko! A co się stało? To samo co Farley, wyparował. Wszyscy jej najbliżsi odwrócili się. Tak strasznie dziwnie się czuła. Samotna, niekochana, smutek i rozpacz, no! Dobra, każdy tak ma. Raina jest w depresji, znowu. I najwidoczniej musi pobyć sama, może i na dobre jej to zrobi? Kto wie. Ale teraz powinna zapomnieć o tych dwóch, co nieładnie potraktowali dziewczynę. Będą musieli się grubo tłumaczyć, oj bardzo! Koniec! Nie myślmy o tym, są wakacje przecież! Wstała dość wcześniej, jeszcze słońce nie wschodziło. To idealna pora na jakąś samotną wycieczkę po wiosce. Szybko się przebrała, włożyła na siebie jakieś tam spodnie, podartą koszulkę, włosy spięła w lekkiego kucyka. Mogłaby się przynajmniej umyć, bo od dwóch dni nie widziała wanny, brudas głupi! No ale jak tak uwielbia swój smrodek to nie czepiajmy się! Wzięła ze sobą różdżkę, koc oraz swoją talię kart, spakowała to do torby i cichutko wyszła z pokoju tak, aby nie obudzić lokatorów. Wybrała się nad jezioro, podobno jest tam bardzo pięknie, można odpocząć, odetchnąć od wszystkiego, idealne miejsce dla Rainy. Z jakąś godzinkę łaziła, ale doszła. Rozłożyła koc na samym początku pomostu i usiadła na nim. Troszkę jej się spać chciało. Jak się budzi o nieludzkiej godzinie to wiadomo. Tak więc zdrzemnęła się trochę, a raczej porządnie, bo przespała cały dzień! Oczywiście nadal śpi, niech ją ktoś obudzi, albo wrzuci do tej wody to się ocknie i zacznie żyć! dupny ten post, wybacz :c
Samotność czasami jest dobra! Nie dla Solva, bo od razu zaczyna sobie wkręcać różne rzeczy, popada w panikę i chowa się gdzieś w kącie, odmawiając nikomu nieznane modlitwy do nikomu nieznanego boga. Reynir jest typowym, bardzo szablonowym przedstawicielem grupy anonimowych kontaktoholików. Bez ludzi dookoła będzie nerwowy jak głodujący narkoman. W pewnym sensie bał się zostać sam, mógłby wtedy zacząć myśleć nad swoim życiem i nad tym, co on najlepszego wyrabia, przez co tak skrupulatnie budowana filozofia ucierpiałaby i trzeba by było wymyślić nową, a przecież dużo z tym zachodu. Może też dlatego, że nie dawał sobie szansy na porozmyślanie trochę nad sobą, nigdy nie przechodził przez załamania czy depresje. Nigdy nie czuł specjalnej chęci na użalanie się nad sobą. Czasem tylko było smutno z jakiegoś powodu, ale i to uczucie szybko przemijało, pozwalając zadomowić się następnym. Jego styl bycia był tak intensywny, że często zapominał o wielu rzeczach. Na przykład dzisiaj miał z samego rana iść na ryby, ale zapomniał poprzedniego dnia o załatwieniu wędki no i klops, wszystkie plany poszły się kochać. Zamiast więc pójść na ryby, pospał sobie do południa, po czym poszedł na poranne piwko przy papierosie. Pogadał z paroma osobami, pojadł, znów z kimś pogadał, potem z kolei wypił jeszcze jedno piwko. Tak ambitnie spędził swój dzień. A pod jego koniec ruszył zadek z wioski, by zażyć trochę ruchu i pozbyć się kalorii. Dotarł nad jezioro i już miał zawracać, kiedy zauważył leżącą na pomoście postać. Podszedł bliżej, mając nadzieję, że to nie żaden trup ani człowiek potrzebujący, któremu nie potrafiłby pomóc. Odetchnął jednak z ulgą, rozpoznając że to nikt inny tylko Raina, która ucięła sobie drzemkę. Pochylił się nad nią, w głowie obmyślając niecny plan. Najpierw przefarbował jej włosy na twarzowy, bardzo wyrazisty róż, po czym oblał ją wodą za pomocą zaklęcia. Tak, wrzucenie jej do wody byłoby zbyt mainstreamowe, a samo oblanie zbyt nudne, dlatego dodał jeszcze włosy do kompletu. - Dobry wieczór, Śpiąca Królewno. – Zaćwierkał wesoło z niewinnym uśmieszkiem. Miał nadzieję, że nie będzie na niego bardzo zła.
Powinna teraz zwalić winę na Haydena i Farleya, ale po prostu nie umie. Za bardzo ich kocha? Niewątpliwe. Cóż, bywają wzloty ja i upadki. W tym przypadku wpadli w niezłe bagno towarzyskie (wtf, co?!). Zdarza się. Na pewno jest przykro Rainie, że tak nieładnie ją olali. A może zaczęli spiskować między sobą i postanowili wyjechać gdzieś razem szaleć na Florydzie czy podbijać Rosję? Kto ich tam wie. Albo są kryptogejami i postanowili ożenić się w Las Vegas. Nie no, przesada. Przecież doskonale wiedziała, że Farley to nieporadny podrywacz, a Hayden szaleńczo zakochany w niewinnych krukonkach. Więc co takiego się wydarzyło, że nie śmieli nawet poinformować o tym dziewczynę. Za dużo tego myślenia, ich zostawiamy, skupiamy się na Rainie! Leżała sobie beztrosko na pomoście owinięta kocem. Kurczę, nigdy jeszcze nie spała w takim miejscu, ale już wie, że jest zajebiście. To znaczy nie do końca, bo śpi, no ale fajnie jest! O wiele wygodniej niż w pokoju na materacach. To jest idealne miejsce dla Rainy, już nigdy więcej go nie opuści! No niestety będzie musiała, bo przecież wakacje w Japonii nie będą trwać wiecznie. Zdołała usłyszeć jakieś kroki, ale po prostu to olała, pewnie ktoś przechodzi i już. Jednak nie. Ktoś ją oblał wodą. No ludzie, jakaś masakra! Szybko zerwała się z błogiego snu. I tak oto przed nią ukazał się Solv. - Ja pierdole, Solv, co ty odstawiasz. Wiesz, która godzina? No ludzie! - i nagle zamilkła, ponieważ zorientowała się, że już jest ciemno. No ładnie Raino! Spałaś cały dzień na pomoście! Gratki! Ale dobrze, że on tu jest! Tak dawno go nie widziała. Właśnie, gdzie on był? Co się z nim stało? Jak? Ale teraz była na niego mega wkurzona za to, choć powinna być wdzięczna, bo gdyby nie on to by w ogóle się nie obudziła.
Nieładnie tak zwalać winę na innych! Solv nigdy nie rozumiał tendencji kobiet na obwinianie za wszystko płci przeciwnej. Co złego, to faceci. Bo oni to, oni tamto! Eh, szkoda nerwów na poruszanie takich tematów. Na jej miejscu po prostu wziąłby sprawy w swoje ręce, uruchomił wtyczki i poszukał ich. Nawiązał jakoś kontakt, choćby nawet po to, żeby się pokłócić i zerwać znajomość. Przynajmniej wiedziałaby na czym stoi i nie musiałaby się tak stresować. On właściwie też ją trochę olał, doskonale zdawał sobie z tego sprawę i wstyd mu było za to bardzo, ale zamiast przepraszać ją w kwiecistych słowach, zabierze ją na drinka i tak odkupi swoje winy. Zaczął trochę od złej strony, bo od psikusu, ale to zawsze jakiś wyraz sympatii, prawda? Przynajmniej zgodnie z jego pokrętnym słownikiem. Może też powinien spróbować tego spania na pomoście, skoro Raina przespała tak wiele godzin bez zająknięcia. To mógłby być całkiem dobry patent, blisko miałby potem do jeziora, mógłby wcześnie rano pójść popływać, a potem dopiero wrócić na śniadanie do wioski. To byłoby o wiele zdrowsze od spania w zamkniętym i dusznym pokoju pełnym zarazków innych ludzi. Chociaż po paru kieliszkach miałby w dupie, gdzie śpi, byle się gdzieś położyć. Oj, Solv będzie musiał dać jej parę lekcji, nie powinna ignorować kroków o tej porze, kiedy leżała całkiem bezbronna w odosobnionym miejscu! To bardzo niebezpieczne! A co, jeśli to nie byłby on, a jakiś gwałciciel czy inny zboczeniec? - W odróżnieniu od ciebie znam się na zegarku. Głodna? – Poruszył zachęcająco brwiami, wyciągając z plecaka starannie owinięte w papier kanapki. Cóż, był głodomorem, więc zawsze był ubezpieczony na wypadek niespodziewanej wizyty małego głoda!
A kto by ją zrozumiał? Nikt! Czemu? Jest głupia (jak każda moja postać, pozderki). A Raina to już przechodzi samą siebie. Żeby tak obwiniać tą oto uroczą dwójkę jej najlepszych przyjaciół. Pewnie oni mieli jakiś ważne sprawy o ktocyh nie mogli gadać, a ona jak zwykle musiała ze wszystkiego igły widły. No nienormalna jakaś! Niech jej Solv wybaczy za to nieładne powitanie. Powinna mu dziękować za to, że uratował ją! Gdyby nie on to na pewno teraz topiła się w rzece. A tak to zafundował jej darmowego fyrzjera i super kąpiel. A to bardzo miłe jak chłopak funduje coś dziewczynie, urocze. Oczywiście nadal nie miała zielonego (a może i różowego) pojęcia, że ma zupełnie inny kolor włosów. A niech jej nie mówi, będzie śmiesznie! - Dobra, dobra! - odparła, a jak zobaczyła kanapki, no to oczywiście zachciało jej się jeść. Wzięła jedną z rąk chłopaka, starannie ją odpakowała i zaczęła ją wpierdalać, nie wiem jak, coś tam kiedyś wymyślę! Amen! ahahahahahhahahha, cosiedziejejakosmniedobijaznowu :CC
Solv uważał Rainę za osobę inteligentną i ilekroć ona nazywała siebie głupią, miał ochotę walnąć jej z patelni w łeb. Może wtedy wszystko poprzestawiałoby jej się na dobre miejsce, heheh. Musiała się przyzwyczaić, że faceci nie odczuwali potrzeby żegnania się białą chusteczką i litrami łez, tylko po prostu szli tam, gdzie chcieli. Wstyd mu było za tę dwójkę, bo w końcu Raina to super babka, ale przecież nie mógł nic zrobić. A w nowym kolorze włosów było jej naprawdę uroczo, więc nie miała się, czego bać. Zapewne kiedy się o tym dowie, będzie chciała go wykastrować, ale jeszcze zobaczy, że później będzie się z tego gromko śmiać. Wolałby odwrotną kolejność, ale z kobietami tak już jest, że robią wszystko na opak. - Pycha, co nie? Sam robiłem! Samiusieńki! Co prawda, pociąłem się przy tym trochę jak rasowy emos, ale pech, to pech. – Uśmiechnął się szeroko, biorąc potężnego gryza kanapki. – Zróbmy coś szalonego! Proszę, proszę, prooooooszę!
Solv to spoko zioms, Raina w życiu nie nazwałaby go jakimś głupkiem. Wystarczy, że musi się użerać z tymi dwoma, no co za życie. Ale i tak nadal będzie wmawiać sobie, że jest głupia, nie ładna i w końcu zostanie jakimś tru emosem. Zacznie przesiadywać sama w łazienkach i słuchać Cruciatusa, zmieni image, no strach się bać! Na szczęście jest ktoś taki jak Solv, bo przecież on potrafi postawić dziewczynę do pionu, jest takich kochany, że ma się ochotę od tak go przytulić, hihi! - Szalonego powiadasz? - wybełkotała z pełnymi ustami (oj nie ładnie!). Co by tu zrobić? Myśl Raina, myśl! Może uda Ci się! Na pewno! - Wiesz co Solv, ja to kurczę mam szczęście! - zaczęła, niech się zacznie bać! - Że mogę zrobić coś takiego! - i po tych słowach w jakiś tam sposób (sorka, nie chce mi się tego rozpisywać, leniuch ze mnie) zepchnęła gryfona do wody. A niech pływa! To był odwet za przerwanie jej pięknego snu o czymś tam, już nie pamięta, nigdy nie potrafi sobie przypomnieć. Peszek. Oczywiście zaczęła nieźle się wydzierać, ahahahejejualebeka!