Do hogwarckiej kuchni prowadzi boczny korytarz zakończony owalnymi drzwiami z klamką w kształcie gruszki. By wejść do środka należy ją połaskotać. W środku znajduje się skrzacie królestwo, a mianowicie niezbyt duża kuchnia. Jest tu gorąco oraz duszno, a przede wszystkim roztacza się tu mix cudownych zapachów. Każdy zbłąkany czy głodny uczeń dostanie tu coś ciepłego, o ile zachowuje się wobec skrzatów życzliwie i uprzejmie. Głównymi skrzatami dowodzącymi w tym miejscu są Bambuś, Bryłka, Chmurka oraz bardzo włochaty Gwizdek o donośnym głosie.
Chyba każdy ma problemy z nazywaniem uczuć. Ale niektórzy mają się trudniej, ponieważ mają ogromne problemy z zrozumieniem swoich emocji. A szczególnie ona. Niewiele przeżyła, niewiele mogła tak naprawdę określić. Jedyna jej wiedza na temat związków bierze się z romansów, z opowieści Ikuto. Przez to w jej głowie funkcjonuje jedynie pojęcie, że wszystko zawsze dobrze się kończy, miłość zawsze zwycięża i jeszcze wiele innych głupot, które chyba tylko zranienie tego dziecka mogłoby wyperswadować. Choć ją często zranić. Chyba, że fizycznie... Kyaaa, aż jej się przypomniało, jak Dracon brutalnie uderzył nią o ziemię! Momentalnie zakończyła smutne tematy i uśmiechnęła się niezwykle wesoło. Odwróciła się w stronę Finna uchylając wargi. - Finn... Eto... Kojarzysz może takiego chłopaka... Draco – No nie mogła nie zapytać. Miała ochotę przeprosić za to, że schodzi na taki temat, ale ją aż tak strasznie korciło, że aż ją przechodziły ciarki. Jeju! Ona by powiedziała, że przy takiej rozmowie, gdzie się dowie jak cudny jest Dracon nie zliczy orgazmów. Kyaaaa! - Nie pouczaj mnie, bo wiem lepiej niż ty. Co ty możesz wiedzieć o holenderskim ty ty... HOLENDRZE! - Powiedziała wytykając lekko język w jego stronę, uśmiechając się zabójczo po tym sztucznie patrząc na niego z wyższością, bo przecież ona wie lepiej i rybak nie będzie w stanie podważyć jej inteligencji i genialności O! Sama również zaczęła jeść chociaż zdecydowanie wolniej, jakby zastanawiając się nad każdym kęsem. Jajecznicę lubiła jeść, delektować się nią nawet w towarzystwie. W innym wypadku nie chciałaby z kimś jeść, ponieważ... Ta dziewczyna wstydzi się tego, że używa sztućców na odwrót, a więc widelec w prawej ręce, a do tego dzieli danie od tego, co najmniej smaczne do tego co najsmaczniejsze i w takiej kolejności wszystko je nigdy nie mieszając dwóch rzeczy ze sobą. - Nie nauczę cię, bo ten przepis to ogromna tajemnice. Zdradzę go tylko mężowy, bo on mi będzie robił takie wykwintne śniadanka do łóżka – Skomentowała zadowolona, że jak zwykle jakże najprostsza do zrobienia potrawa robi ogromną furorę. Powinna zostać kucharką!... Haha! Dobreee! Nie no, Van w kuchni. Szkoda gadać. Skrzaty to by chyba już tutaj nie wróciły, gdyby zaczęła pichcić coś „dobrego”.
Ostatnio zmieniony przez Agavaen Brockway dnia Sro Maj 23 2012, 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
Sięgnęła dłonią, by założyć włosy za ucho i nerwowo wybiła palcami nieznany nikomu rytm o zimny blat, gdy kolejny raz odwróciła głowę w stronę wejścia i nie zauważyła w nich Elijaha (ani nauczyciela, ale akurat nie spodziewała się po nim punktualności). To nie tak, że robiła to ze świadomością, że w końcu się tam pojawi - po prostu cicha nadzieja kazała jej skierować tam wzrok, ilekroć usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, nie mogąc zapanować nad odruchem swoich mięśni. Niemal podskoczyła w miejscu, uśmiechając się promiennie i składając dłonie, jakby bezgłośnie w nie klasnęła, gdy tylko go dojrzała - z lekką zadyszką, zaczerwienionymi od pośpiechu policzkami, a przy tym jakby przystojniejszego niż kiedykolwiek wcześniej, jakby tęsknota wyidealizowała go w jej oczach jeszcze bardziej. Miała ochotę przebiec przez kuchnię i rzucić mu się na szyję, by przytulił ją do siebie w pocałunku, odrywając jej stopy od ziemi zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Zamiast tego zrobiła tylko niecierpliwy krok w przód, by zaraz drobnym ruchem cofnąć się w poprzednie miejsce i poczekać, aż ten sam do niej podejdzie, choć serce rwało się do przodu. Przymknęła powieki, gdy ten nachylił się do jej policzka i z lekkim uśmiechem przyjęła jego pocałunek, zaraz jednak ze zdziwienia otwierając nieco oczy, gdy zszedł na usta. Zbyt uradowana jego ponowną bliskością przymknęła je jednak, oddając oba pocałunki, czując że na policzki wpełza jej czerwień odzwyczajenia od takich gestów i zaraz rozgrzewa całą jej twarz przez zawstydzenie czułością w miejscu publicznym. Niechętnie odsunęła się od niego, lekko pacając go kilka razy w pierś, by skarcić go za tą swawolę, nie potrafiąc jednak ukryć uśmiechu przez szczęście, które ją teraz ogarniało. Zaśmiała się, z rozbawienia mimowolnie mrużąc oczy i przytulając do piersi ofiarowany jej zielony bukiet. Flawonoidy, kumaryny, witamina C, A, B i E, żelazo, potas, fosfor, magnez, przemknęło jej przez myśl automatycznie od nadmiaru nauki przez ostatnie dni. -Banda petrželky robi dobrze na wzrok - zagadnęła, ukrywając usta za listki pietruszki, zaciągając się jej świeżym zapachem. - Ty myślisz, że ja zaślepiona? - spytała spod pociemnianych rzęs, starając się zachować powagę, jednak sama dobrze wiedziała, że błądziła po omacku zaślepiona tym silnym zauroczeniem. Zerknęła na Elaine w nagłej obawie, że ta będzie miała jej za złe to podkradanie jej uwagi Elijaha, więc na chwilę zamilkła zupełnie, tylko posyłając chłopakowi rozanielony wzrok, gdy ten pochwalił jej nową fryzurę. Wzruszyła ramionami na jego pytanie z cichym "Ja nie słuchałam", bo prawdę mówiąc, nie zwróciła większej uwagi na to co działo się w kuchni, zbyt zajęta własnymi myślami. Zaraz i tak do kuchni (w końcu! a jednak!) przybył nauczyciel, wywołując w Pandorze tylko leciutkie zażenowanie swoim zachowaniem i strojem (czy to już rasizm wobec skrzatów?), w większości jednak nawet ją rozbawił, a już zdecydowanie ucieszył, że ten się nie zatacza. Zaśmiała się cicho i spojrzała na Krukona, gdy dowiedziała się jakie jest ich pierwsze zadaniopytanie. Czuła, że nie powinna sama odpowiadać, skoro doskonale znała czeskie specjały, ale złapała chłopaka za przedramię, patrząc na niego zaczepnie. - To teraz Ty pokażesz jak Ty mnie słuchasz - powiedziała, próbując wymienić w myślach wszystkie te potrawy czy wypieki, o których mu wspominała. Knedlíky, Medovník, buchty... Co jeszcze?
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Minuty mijały, a nauczyciel nie przybywał. Bruno zaczął się nudzić, nie krył się nawet zbytnio z ziewaniem. W dodatku w brzuchu zaczynało mu burczeć, robił się strasznie podirytowany. Jak Tarly głodny, to zły. Co chwila zerkał na zegarek i na drzwi wejściowe. Z nudów i braku-laku liczył skrzaty domowe, krzątające się pomiędzy nimi. Zewsząd dochodziły zapachy jedzenia, tak kuszące i wyraziste przy jego obecnym stanie. I wtem cud się stał! Bozik wparował do sali! Bruno od razu się rozchmurzył, a nawet uśmiechnął szeroko. Parsknął lekko, gdy zobaczył komiczny strój profesora. Tak mało poważny, tak niepasujący do rangi. Z jednej strony było to... urocze? Hynek słodziak. Tarly chętnie zobaczyłby, co kryje się pod tym czerwonym, wełnianym sweterkiem... Zaraz, co?! Wysłuchał każdego słowa wypowiadanego przez Bozika, wlepiając w niego maślane oczy. Och, zapewne miał w tym momencie strasznie głupi wyraz twarzy. Oparł się łokciami o stół, który znajdował się tuż przed nim i rozmarzył. Myślał oczywiście o jedzeniu! Westchnął głęboko, odwróciwszy się w stronę @Lazar Grigoryev. - Świetny jest, co nie? Wszyscy nauczyciele ze Souhvězdí są... tacy? - zapytał chłopaka rozmarzonym tonem. Nie przeszkadzał mu fakt, że profesor przyszedł na zajęcia nieco wstawiony. Wciąż był tylko człowiekiem. Bruno nie osądzał - sam nie raz przychodził na lekcje pod wpływem substancji odurzających, jak chociażby na ostatnie Mugoloznawstwo. Wysłuchał do końca wypowiedzi Hynka, a jego pytanie na rozgrzewkę wydało mu się bardzo proste. Wciąż miał w głowie te pyszne buchty, które dostał z okazji urodzin od Lazara. Można je było zaliczyć zarówno do kuchni wschodniej, jak i czeskiej. Chyba miał odpowiedź. - Drożdżowe Buchty, panie profesorze! Najlepsze z kruszonką... - wręcz wykrzyknął. Wszystko, byleby prowadzący zwrócił na niego uwagę. Czy mu się udało?
Wiedziała, że się zdenerwuje. Na nią, na anonima, na wszystkich. Szkoda, że nie na siebie. Naprawdę nie widział, jak okropnym hipokrytą był w tym wszystkim? Nie rozumiał jej, zupełnie jej nie rozumiał. Wiedziała, że w rzeczywistości nigdy by jej nie skrzywdził - to była tylko zaczepka, żeby coś mu uświadomić, ale chyba nie dotarło. To był właśnie problem, zyskiwała tylko na tym, że jest jego siostrą. A ludzie na festiwalu też przecież byli czyjąś rodziną, może też mieli nadopiekuńczego brata, siostrę, chłopaka? Kogoś, kto dla kogo Charlie był teraz nic nie wartym śmieciem. Przerażało ją, jak bardzo nienawiść do mugoli go zaślepia, skoro nie dostrzegał tak prostych zależności. Patrzyła mu wściekła w oczy, chociaż dojście do słowa nie było proste. - Nic nie rozumiesz! Nie skrzywdziłbyś mnie, bo jestem twoją siostrą, nie tego anonima. Z innymi nie masz takich oporów. Czym się od niego różnisz, no, słucham? On też pewnie kocha swoją czystokrwistą rodzinkę - prychnęła. - Nie chcę, nie potrzebuję twojej obrony. Nie zamierzam na nic uważać. Przyjrzyj na oczy to wtedy pogadamy. Może w końcu do ciebie dotrze, że jesteś po tej samej stronie co on, nie po tej co ja. Nie chcę pomocy od rasisty, nawet gdyby miał być moim bratem. Jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczę to, co widziałam wtedy, przysięgam, że publicznie wykrzyczę i zlinczuje własne nazwisko i na nic się nie będę oglądać. W tym chyba jestem faktycznie gorsza od ciebie. Nie zamierzam rodziny stawiać ponad wszystkim innym - prychnęła wściekła i spojrzała tylko, jak odchodzi. Zastanowiła się, czy wyjść, bo po tym przedstawieniu z pewnością nie miała ochoty siedzieć w kuchni. Z drugiej strony, nie chciała napotkać go na korytarzu, a to było teraz najbezpieczniejsze miejsce. Podniosła więc swojego wizbooka i usiadła na stołku, jak najdalej od wszystkich innych, mając nadzieje, że nic w niej zaraz nie pęknie. Nawet na wejście nauczyciela nie zwróciła specjalnej uwagi i nie udzieliła odpowiedzi na pytanie. Nie znała czeskich potraw, ale i tak nie zamierzała wytężać umysłu w poszukiwaniu odpowiedzi.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Jej wywodu już nie skomentował, bo opadły mu ręce. Skończyło się bycie dobrym bratem, widocznie dla Emily nie było już nadziei. Niech żyje w swoim idealnym świecie ze swoimi przyjaciółmi, bo po dzisiejszym przedstawieniu w jego nie było już dla niej miejsca. A był upartym chłopakiem, który został bardzo głęboko zraniony. Siostra zawsze chciała, żeby to ją zrozumiano i wspierano, jednak sama nie potrafiła spojrzeć z perspektywy innego człowieka i nawet z nim porozmawiać, jak człowiek. Pokazać życia mugoli, których tak kochała. Brunet przymknął na dłużej powieki, niszcząc kolejną drewnianą półkę mieszczącą się w schowku niedaleko kuchni. Wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan — wszystko było porozrzucane, deski połamane, a na kamiennej posadzce widniały plamy krwi z jego opuchniętych rąk. I już miał wrócić do dormitorium, gdyby nie dwie myśli, które nachalnie krążyły mu po głowie. Odetchnął wiec, policzył do dziesięciu, próbował uspokoić walące w piersi serce i chęć zniszczenia kolejnego przedmiotu, aby ostatecznie wrócić do kuchni. Gotowanie było rzadko, a on naprawdę to lubił. Nie zamierzał ograniczać siebie i swoje życia przez humory niestabilnej emocjonalnej nastolatki. Musiał z tym walczyć, psycholog też mu kiedyś kazał, gdy zdemolował komuś szopę na podwórku. Raz jeszcze wszedł więc do klasy, przybierając blady, aczkolwiek delikatny, charakterystyczny uśmieszek. Nie spodziewał się go w klasie tak szybko, albo raczej, że jego te kilka dłuższych minut nie było. Musiał więc przybrać skruszoną i jednocześnie zaskoczoną minę, chcąc się usprawiedliwić. - O, Pan Profesor! - przywitał się z nauczycielem, zatrzymując się przy jego biurku i chowając ręce za siebie. Posłał @Hynek Bozik przepraszający uśmiech. - Pan wybaczy! Byłem tu wcześniej, ale musiałem iść do łazienki i myślałem, że zdążę wrócić. Rozumie Pan, nad naturą się nie zapanuje! Nie mogłem doczekać się tych zajęć! Wrócę do swojej koleżanki, bo przecież nie mogę jej tak zostawić. Zakończył z teatralnym skłonieniem się, kierując kroki w stronę stanowiska, przy którym była Gabrielle. Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać o sytuacji z niewidzialną siostrą, w której stronę nawet nie zamierzał patrzeć czy też poruszać jej tematu. Dla niego była spalona, zupełnie jak matka. Widocznie były bardziej podobne, niż sądził. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny, chowając dłonie w kieszeniach. - Siła wyższa. Wybacz, że czekałaś. - rzucił jedynie z delikatnym wzruszeniem ramion, powracając spojrzeniem w stronę nauczyciela, który akurat zaczął lekcje. Lubił gotować, więc znał się trochę na kuchni. Nigdy nie sądził, że wciągnie się aż tak w odkrywanie nowych smaków, zwłaszcza że cała ta przygoda zaczęła się od spalonej jajecznicy. O czeskiej nie wiedział jednak zbyt wiele, nie była specjalnie popularna wśród znanych mu restauracji, więc z zainteresowaniem słuchał słów Profesora, aby po usłyszeniu wypalić nazwę przysmaku, o którym słyszał chyba każdy. -Jabłkowy strudel! Lubił słodkie, chociaż pieczenie nie szło mu na razie najlepiej. Znacznie przyjemniej obrabiało mu się mięsa czy przygotowywało owoce morze, niż zagniatało rękoma ciastka. Syknął cicho pod nosem, czując, jak materiał ociera się o jedną z ran na napuchniętej pięści. Ponownie spojrzał na ubraną równie świątecznie, co Bozik dziewczynę, unosząc na chwilę jedną z brwi. - Ładny sweter. Masz chusteczkę? - szepnął na tyle, aby tylko ona mogła usłyszeć, bo nie chciał przeszkadzać w zajęciach. Wciąż miał przerost złości i adrenaliny, jednak przynajmniej przestało nim trząść. Obiecał jej wspólne gotowanie, a do tego nie chciał sam tracić dobrej zabawy i możliwości kontaktu ze znajomymi przez głupie dramaty, które jego już nie dotyczyły.
Spotkanie Rasheeda w kuchennej spiżarni było widokiem nowym i zaskakującym, przynajmniej dla niej. Pomijając, że ostatnimi czasy spotkanie go gdziekolwiek było kłopotliwe, to co dopiero w miejscu następnych zajęć z gotowania. Pomylił się, czy raczej celowo "zapomniał"? Może potrzebował towarzystwa bardziej, niż sam podejrzewał. Nie podejrzewała go o poszukiwania alkoholu — a raczej nie chciała dopuścić do siebie tej tlącej się gdzieś z tyłu głowy myśli, bo był okres, że sama tak robiła. Wszyscy wiedzieli, że w kuchni uczniowie chętnie chowali swoje procentowe trunki. Był jednak taki przygnębiony, nostalgiczny... Nawet gdyby go złapała na przemycaniu butelki pod pazuchę, nie pisnęłaby słowem. Na jego uniesioną brew, jedynie uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc delikatnie głową. - Ludzie potrafią zaskoczyć, taki ich urok. Po posłaniu mu krótkiego spojrzenia wróciła na swoje miejsce. Nie bardzo wiedziała, co wyjąć z torby, więc nie wzięła niczego poza przyniesionym fartuchem, który położyła na rogu zajmowanego stanowiska. Przesunęła wzrokiem po blacie, dostrzegając rozmaite przedmioty mające pomóc im w gotowaniu. Zapach pierniczków, wiszące przy suficie garnki i trzaskający gdzieś w tle ogień dawały tej szkolnej kuchni domowej atmosfery. Podobnie jak gwar, który tworzyli przybyli na lekcje uczniowie. Ku jej zadowoleniu, znów było sporo ślizgonów. Z zamyślenia o pucharze domów, wyrwał ją odgłos skrzypiących drzwi spiżarni, na który jednak nie zareagowała. Nie miała pojęcia, czy olbrzym postanowi czmychnąć przed przyjściem nauczyciela, czy jednak zostanie, próbując swoich sił w roli wirtuoza kuchni, a nie tylko zaklęć czy węży. Gdy głos mężczyzny dobiegł jej uszu, obróciła się bokiem tak, aby mieć go przed sobą i zadarła do góry głowę, obdarzając go pociągłym spojrzeniem karmelowych oczu. Stuknęła paznokciami w blat, wydając z siebie ciche "hmmm" i dochodząc do wniosku, że szczerość i bezpośredniość najbardziej jej popłaci, nawet w rozmowie z nim, kiedy ów podejrzenie nie było podparte mocnymi argumentami. - Uwierzysz mi, jak powiem, że to intuicja? Nie może być gorzej niż ze mną. Wzruszyła ramionami nieco bezradnie, a w sali rozległ się właśnie krzyk rodzeństwa Rowle. Zmarszczyła brwi nieco zaniepokojona słowami wypowiadanymi przez prefekt w stronę Charliego, który jak zwykle w zwyczaju miał prowokować. Nawet jeśli chciałaby się wtrącić i powstrzymać trwający dramat, wiedziała, że w sytuacje rodzinne nie mogła. To nie była jej sprawa. Brunet wyszedł, a ona odprowadziła wzrokiem bladą i rozwścieczoną Emily. Wtedy też do klasy wszedł nauczyciel, emanujący duchem świąt. Stanęła więc prosto, wbijając wzrok w swoje dłonie początkowo, aby zaraz przesunąć go na optymistycznego fana Czeskiej kuchni. Na wzmiankę o jej towarzyszu, uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc powstrzymać się od zerknięcia w jego stronę. Słuchała jego opowieści o składnikach, chociaż jej uwagę kupiło głównie piwo. Lubiła dobre piwo, chociaż te najciemniejsze i najbardziej cierpkie ostatnio stawały jej w gardle. Musiała czymś się zadowalać, skoro miłość do whiskey została uśpiona. Niezbyt znała kuchnie tego kraju samą w sobie, jednak kojarzyła pewne słodkości. Wszystkie potrawy, których nazwy gdzieś słyszała, już zostały wymienione. - Mam nadzieję, że jesteś fanem czeskiej kuchni i znasz ją lepiej niż ja. No i jeszcze ta radość na Twój widok. Widzisz, ile dobrych uczynków? -powiedziała cicho z nadzieją i rozbawieniem, które jednocześnie były dosłyszalne w jej głosie, obawiając się, że właśnie knedliki albo strucla będzie kazał im przygotować. Podwinęła jednak nieco rękawy czarnej bluzki, którą miała na sobie i zerknęła w stronę fartucha, gotowego do założenia. Nie martwiła się brakiem drugiej sztuki dla wielkoluda, bo zawsze mogła skorzystać z prostego zaklęcia, aby przedmiot powielić.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Mniej czasu dla ciebie? Jak możesz tak mówić. Powinnaś właśnie się cieszyć, jestem teraz najlepszym przyjacielem na świecie... - Już chcę tłumaczyć powód, ale uprzedzasz mnie, a ja pstrykam palcami, wskazując na Ciebie. - Dokładnie, darmowy alkohol, nie brzmię jak ideał? - pytam i ignoruję te Twoje złośliwości, tylko szczerząc się, zadowolony z siebie, że udało mi się zaciągnąć cię tu pod kiepską wymówką. Może i odpowiedziałbym bez żadnego podstępu, ale to Twoja wina, że tak naiwnie podeszłaś do sytuacji! Już chcę coś powiedzieć na Twoje raniące mnie słowa, ale ty rzucasz mi się na szyję, przytulasz, całujesz w policzek, a ja wtedy jak zwykle nie wiem co mam zrobić, więc po prostu przyjmuję te pieszczoty i wchodzę do środka. Czasem naprawdę czuję się frajerem, kiedy tak robisz ze mną co chcesz. Siadamy sobie z tyłu, zadowoleni z siebie i swoich zerowych umiejętności w gotowaniu. Jesteśmy tu bardzo cennym nabytkiem. - Dlaczego miałbym cię przedstawiać moim jakimkolwiek ziomkom? Potem musiałbym ich od ciebie siłą odganiać - mówię i kręcę głową dramatycznie, jakby w ogóle nie rozumiała sytuacji. I tak siedzę tu niby zawsze z tobą, a ty rozglądasz się po każdym atrakcyjnym osobniku, który tylko przechodzi przez drzwi. Kiedy jest to @Nessa M. Lanceley wyciągam łapsko by spróbować ją złapać, ale przez mój ospały refleks nie udaje mi się to kompletnie. Charlie Rowle wyraźnie próbuje zaczepić Chloé już po raz drugi w trakcie lekcji na której spędza ze mną czas, więc unoszę do góry brwi na te jawne podrywy, przeplatane ignorowaniem mojej osoby. Nie wystarczy mu najwyraźniej wila za którą chodzi. Po chwili na dodatek robi jakieś burdy ze swoją siostrą, którą sobie podsłuchuję jak wszyscy wokół. - Widzisz, Rowle nie jest dobrym materiałem na romans, musisz się trzymać z daleka od takich gorących głów, to niebezpieczne - oznajmiam z mądrym wyrazem twarzy, nawiązując do puszczanych oczek, wypadów i powrotów do klasy oraz do zabijaniu mugolaków, a przynajmniej to rozumiem z tego co do siebie pokrzyczeli. Wtedy też przychodzi nauczyciel w wyjątkowo głupim stroju, jednak wszystko można mu wybaczyć, bo oto przynosi piwerko! Co za cudowna lekcja! Aż się odrobinę pobudzam, wyglądając na alkohol. Równocześnie przyglądam się mocno profesorowi, bo wydaje mi się, że może być równie dużym fanem piwka co ja, a może nawet przebija i mnie i Boyda. Aż też się wyrywam do odpowiedzi, czego z pewnością moja towarzyszka się nie spodziewała! - Becherovka - mówię tą tragiczną do wymówienia nazwę do nauczyciela, w którym widzę pokrewną duszę. Może to nie jest potrawa, ale przecież alkohole są równie ważne co jedzenie, nie powinniśmy ich dyskryminować! Szczególnie, że znam się na tym lepiej niż na żarciu.
Darcy U. Hirrland
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : amerykański akcent, blizna na lewym przedramieniu, przygarbiona postawa i czerwona szminka na ustach
Właśnie kończyła czytać zadany przed profesora Fairwyna rozdział, kiedy do kuchni wszedł @Charlie O. Rowle wraz uroczo wyglądającą blondynką. Oto druga osoba w pomieszczeniu, z którą Darcy postanowiła się przywitać, z tą różnicą, że Rowla darzyła znacznie większą sympatią, niż pannę Irving. Kiedy para mijała zajęte przez Gryfonkę stanowisko, ta uniosła brew w takim momencie, by dostrzegł to jedynie przechodzący obok niej Ślizgon, któremu posłała przy okazji wymowne spojrzenie. Koniec końców złotowłose dziewczę było naprawdę śliczne, a i na głupie nie wyglądało, życzyła więc Charliemu powodzenia w bajerowaniu. Na chwilę wróciła do przerwanej lektury, gdy wtem doszedł ją dźwięk podniesionych głosów, wyraźnie kłócących się. Obróciła głowę z zainteresowaniem przyglądając się grupce, która najwyraźniej nie mogła usiedzieć spokojnie. Tuż przy stanowisku z nożami rozkręcała się wrzawa, w której uczestniczył nie kto inny, jak właśnie Charlie ze swoją towarzyszką. Chłopak krzyczał, co stanowiło olbrzymi kontrast do postawy, którą zwykle reprezentował i sprawiło, że Gryfonce włosy zjeżyły się na karku. Zmarszczyła brwi, a jej dotąd niedowierzające i ciekawskie spojrzenie stało się twarde i chłodne. Podniesiony głos Ślizgona zdawał się ciąć parne powietrze niczym ostrze, tępo odbijając się od ścian i tym donośniej rozbrzmiewając w pomieszczeniu. Spróbowała rozpoznać postać, z którą się kłócił, a która najwidoczniej dała początek tej całej aferze. Odwrócone do niej bokiem dziewczę również wydawało się jakby znajome... Nie dane jej było długo szperać w pamięci, bowiem ciemnowłosa panienka sama raczyła się przedstawić, wykrzykując na całą kuchnię swoje pokrewieństwo z chłopakiem. Ah, siostrzyczka Charliego to w takim razie niezłe ziółko. Obserwowała, jak sytuacja staje się coraz bardziej napięta, aż wreszcie Charlie traci panowanie nad sobą i wychodzi przez dziurę w ścianie trzęsąc się ze złości. Spróbowała złapać wzrokiem @Emily Rowle, jednak Ślizgonka chyba jeszcze nie doszła do siebie po tym, co się przed chwilą wydarzyło i zdawała się jej nie dostrzegać, lub po prostu zapomniała, kim Darcy właściwie jest. Nagle do kuchni wparował nauczyciel, a Hirrlandównie nie pozostało nic innego, jak skupić się na zajęciach. Słuchała Bozika z coraz większym wyrazem politowania na twarzy, zupełnie jakby miała do czynienia z uroczym, ale ciutkę głupim dzieckiem. Cóż, jeśli każdy czeski nauczyciel tak wygląda, to nic dziwnego, że o czarodziejach z tamtego kraju niewiele słyszy się na arenie międzynarodowej. -Becherovka? - bardziej zapytała, niż odpowiedziała. Nie znała się kompletnie na kuchni czeskiej, a jedynie nazwa likieru ziołowego dodawanego do drinków utkwiła jej w pamięci. W tym samym momencie jednak w kuchni rozlega się bardziej donośny, męski głos, którego właściciel zdawał się wpaść na dokładnie ten sam pomysł. Wzruszyła ramionami i po chwili dodała: - W takim razie Tuzemaka
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Wrócił. Widok bruneta wchodzącego przez drewniane drzwi sprawił, że serce blondynki zatrzymało się na moment. Otworzyła usta zaskoczona. Widząc jego blady, jednak wciąż charakterystyczny dla Ślizgona uśmiech nie mogła powstrzymać kącików ust, które mimowolnie uniosły się ku górze. W klasie kolejne osoby zabierały głos udzielając poprawnych odpowiedzi, jednak Gabrielle zdawała się nie zwracać na nich uwagi. Zielone tęczówki utkwione były w Charlim, z uwagą śledząc każdy jego krok. Wyglądał na spiętego, a jednocześnie smutnego. Oczywiście nie zamierzała roztrząsać, ani wypytywać o co do wydarzyło się kilka minut temu, nie była wścibską osobą, zamiast tego wolała poczekać, aż sam będzie miał ochotę o tym mówić. Cała złość wywołana nagłym wyjściem chłopaka uleciała z blondynki, kiedy ponownie zajął miejsce obok niej przy stanowisku. Obdarzyła go spojrzeniem pełnym troski, uśmiechając się nieco blado, nie mówiąc nic kiwnęła głową na znak zrozumienia. Nie dane było jej właściwie zabrać głosu, gdyż nauczyciel rozpoczął lekcje, jednakże Gabrielle nie mogła przestać w myślach analizować tego co się wydarzyło. W powietrzu wisiało dziwne napięcie, miała wrażenie, że Charlie również doskonale zdaję siebie z tego sprawę, lecz chyba starał się je ignorować. Z tego też powodu Gab poszła w jego ślady, wzrokiem ponownie wracając do nauczyciela, lecz nie na długo. Syk, który opuścił usta chłopaka zwrócił uwagę blondynki. - Dzięki. Ta.. Tak, gdzieś powinnam je mieć - odpowiedziała nieco zachrypniętym głosem, przeszukując swój plecak, aż w końcu natrafiła na to czego szukała. Proszę - wyciągnęła w jego kierunku kolorową, małą paczuszkę, patrząc na niego pytająco. Wiele pytań cisnęło się na jej usta, jednak żadne ich nie opuściło, jedynie spojrzenie zielonych tęczówek zdawało się niemo pytać "Czy wszystko w porządku?", a malująca się w nich troska była zaskakująca. Dostrzec mógł ją po raz drugi, jednak tym razem sytuacja była nieco inna - Gabrielle pamiętała.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
- Nie musiałbyś - stwierdziła stanowczo, a Fillin mógł to zrozumieć nawet w trójnasób. Czy nie musiałby, bo nikt by jej nie zaczepiał, czy nie musiałby, bo sama dałaby sobie radę, czy... nie musiałby, bo wcale nie chciałaby się od nich opędzać? Cóż, tego nie dopowiedziała i chłopak mógł to rozumieć, jak chciał. Zaśmiała się z rozbawieniem na jego słowa na temat Charliego. Zerknęła ponownie na drzwi, za którymi zniknął Rowle. - Nie, nie, poprawka. Może to nie jest dobry materiał na związek, ale na romans czemu nie? - powiedziała lekko, spoglądając na przyjaciela z błyskiem w oku. Czy się o nią martwil, czy był zazdrosny - był jedną z osób, którą obdarzała dużą sympatią, niezależnie od tego, co mówili inni. Charlie ignorował Fillina, Fillin chyba nie przepadał za Rowlem. Nieważne, lubiła ich obu. Chloé machała niecierpliwie nogą, zerkając na zegarek. Bozik się spóźniał, co tylko potwierdzało plotki na jego temat. Istniało prawdopodobieństwo, że w ogole nie przyjdzie na lekcję. Jednak po dwudziestu minutach żwawym krokiem nauczyciel zjawił się w kuchni. Chloé aż nachyliła się lekko, aby lepiej widzieć to, co widziała. Bozik ubrany był w dość dziwny strój - świąteczny sweter i nakrycie głowy, przypminające elfią czapkę. Chyba był w bardzo dobrym nastroju i ślizgonce udzielił się jego humor. Uśmiechnęła się szerzej, słuchając, co ma im do powiedzenia. Parsknęła niekontrolowanym śmiechem, kiedy Bozik szukał wzrokiem Aspa. ASZPONDEL. No, nie. Będzie go od dzisiaj tak nazywać. Kojarzy się trochę ze szpadlem. Ponownie wsłuchała się w słowa nauczyciela, przyglądając się temu, co przyniósł. Zerknęła na Fillina, któremu na widok piwa, aż się oczy zaświeciły. Pokręciła głową z rozbawieniem. W między czasie wrócił Charlie, chyba zdążył się nieco uspokoić i postanowił jednak nie opuszczać lekcji, mimo że między nim a jego siostrą nadal panowała nerwowa atmosfera. Ciekawe czy do końca lekcji coś się jeszcze wydarzy. Potem uczniowie wymieniali czeskie potrawy. Czy ona sama jakąś znała? Nawet Fillin, rzekomo beznadziejny z gotowania, coś wymienił. Chloé nie wiedziała, że chłopak podał nazwę jakiegoś trunku. Gdyby zdawała sobie z tego sprawę pewnie by się tak nie dziwiła. - Jakieś... racuchy? - powiedziała niepewnie, bo coś tam jej świtało, ale nie do końca. Na pewno nie świtało jej jak ta nazwa brzmi po czesku.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Ogryzek chyba ostatecznie trafił nieszczęsną Ślizgonkę, ale co miał na to poradzić? Przecież przeprosił! Zresztą jego uwagę i tak odciągnęło coś... no dobra, ktoś inny, a mianowicie Bruno, który pojawił się na zajęciach. Uśmiechnął się do niego szeroko, wkładając dłonie pod strumień bieżącej wody, a kiedy zmył z nich gruszkowy sok, otarł je o jeansy. Pomachał do Pandory, odpowiadając jej całkiem radosnym „Ahoj!”. — Znacie się? To Sól, też jest z Gryffindorku. Sól, to Bruno — przedstawił ich sobie na wszelki wypadek, przekręcając i imię dziewczyny, i nazwę ich domu. A zdawałoby się, że w tak krótkiej wypowiedzi nie da się za wiele napsuć, prawda? Nagle spokój w pomieszczeniu zakłóciła mała blondyneczka, która zaczęła kłócić się z chłopakiem, którego zapamiętał jako kumpla Matta. Zawiesił na nich spojrzenie, próbując zrozumieć w czym rzecz, ale kiedy wyciągnęła wizbooka, machnął na to ręką. Albo chodziło o głupoty, albo o coś, czego i tak nie miał szans zobaczyć, więc szkoda było się tym interesować. Tym bardziej, że chłopak wyszedł z zajęć (choć, jak się miało okazać, nie na długo). Zaczynał wątpić, że Bozik pojawi się na lekcji, toteż rozsiadł się znów wygodnie na blacie i nawet przymknął oczy, przyzwyczajony do długiego oczekiwania na zjawienie się czeskiego nauczyciela. To, że jednak przyszedł może nie zaskoczyło go aż tak bardzo, ale na pewno sprawiło, że odetchnął z ulgą. Nie chciał żeby w Hogwarcie śmiano się z jego szkoły. — Jacy? — odpowiedział nieco zbyt ostro, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego co Bruno ma na myśli; zmarszczył brwi, a potem odchrząknął, zmieszany swoją reakcję. „Najebani?” cisnęło mu się na usta, ale w końcu powstrzymał złośliwości i odpowiedział — U nas w Souhvězdí mówi się, że ma w sobie krew wiły. U was to chyba wila? Ale nie wiem czy to prawda Przewrócił wymownie oczyma i żeby nie zajmować się zbytnio zafascynowaniem kolegi. — Pravá jihočeská kulajda — powiedział na głos nazwę zupy czyściuteńkim, ćwiczonym przez lata spędzone w szkole czeskim. Nie miał podobnych co Pandora rozterek, nie zastanawiał się, czy wypada mu się odezwać skoro bez mała połowę swojego życia spędził w Czechach. Miał ochotę, no to mówił. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu kiedy Bruno wspomniał o buchtach. Próbował zachować powagę, wpatrując się w nauczyciela, nie w kolegę, ale kąciki ust i tak co i rusz uciekały mu ku górze.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie planował brać udziału w zajęciach z gotowania. W sumie nawet nie wiedział, że dziś miały się jakieś odbyć – pichcenie to zupełnie nie jego bajka. Oczywiście nie był zupełnym beztalenciem, coś prostego pewnie byłby w stanie sobie przygotować i nie wysadzić przy tym połowy kuchni, ale… po co? Czy w rodzinnej posiadłości, czy nawet tu w Hogwarcie zawsze był ktoś, kto zajmował się ‘brudną robotą’, a on mógł się skupić na tej zdecydowanie przyjemniejszej części wszelkich kuchennych rewolucji – konsumpcji gotowych specjałów, a apetytu Fitzgeraldowi nigdy nie można było odmówić. Tym bardziej, że jako młody i aktywny fizycznie mężczyzna miał jednak dość duże zapotrzebowanie na ‘paliwo’, więc jadał całkiem dużo i jednak nie zawsze zdrowo, choć się starał! Co w końcu poradzić na to, że wprost uwielbiał słodkości i nie potrafił ich sobie odmawiać? A je trudno jednak wpisać w poczet zdrowej i zbilansowanej diety sportowca. I to tak w zasadzie sprawiło, że skierował swe kroki w stronę kuchni – miał ogromną ochotę wrzucić coś słodkiego na ząb, a gdzie indziej najlepiej było zaspokoić taką zachciankę, jak nie tam? Skrzaty na pewno będą miały coś dobrego w zanadrzu, a nawet jeśli nie – na pewno ochoczo coś mu przyrządzą wedle jego życzeń, w końcu nikt z kuchni nie wychodził głodny. Jednak ku swojemu zaskoczeniu – i rozczarowaniu zarazem – po otwarciu drzwi wcale nie przywitał go widok uwijających się w pocie czoła humanoidalnych magicznych stworzeń, a gromadka uczniów wraz z Bozikiem na czele ubranym w świąteczny sweterek i elfią czapkę na uszach. Z jakiegoś powodu widok belfra z Souhvězdí w takim stroju nie wywołał zdziwienia, może dlatego, że gościu na ogół zdawał się być co najmniej lekko – zwykle jednak bardziej niż lekko – wstawiony i coś takiego do niego zwyczajnie pasowało. W pierwszym momencie William chciał się wycofać i wrócić po swoją porcję słodkości później, kiedy zajęcia już się skończą, ale po krótkim namyśle uznał, że co mu jednak szkodzi – i tak nie miał nic lepszego do roboty, a może będzie nawet zabawnie. Szczególnie, że w tłumie dostrzegł jednego ze swoich kumpli i najwyraźniej towarzyszącą mu Gabrielle, a to była przysłowiowa kropka nad i, której potrzebował. Wprawdzie nie miał pewności jak dziewczyna na niego zareaguje, ale to nie było dla Irlandczyka żadną przeszkodą. Ostatnio go wręcz namiętnie unikała, czego z początku kompletnie nie rozumiał i dopiero od osób trzecich dowiedział się, że miała jakieś problemy z pamięcią po swoim wypadku (o którym nota bene też usłyszał od innych) co dużo wyjaśniło. Nie mogła tego jednak robić stale, prawda? Nawet jeśli znowu uznawała go za irytującego dupka, która to myśl jakoś dziwnie go kłuła, ale do czego nie zamierzał się absolutnie przyznać. Bądź co bądź wśliznął się do środka i zamknął za sobą drzwi, w żaden sposób nie usiłując przy tym usprawiedliwiać swojego ewidentnego spóźnienia – istniała wszak spora szansa, że Czech nawet nie zwróci uwagi, że mu kogoś przybyło, a jeśli okaże się jakimś cudem bardziej spostrzegawczy niż na to wygląda, to żadnym problemem nie będzie znalezienie jakiejś wiarygodnej wymówki. Póki co jakby nigdy nic sprawnie przemieścił się w upatrzonym wcześniej kierunku, nie zaczepiając nikogo po drodze, żeby nie przeszkadzać bardziej niż to konieczne. Akurat w porę znalazł się wystarczająco blisko, żeby usłyszeć słowa Charliego. — Faktycznie ładny sweter — odezwał się cicho wprost do ucha Puchonki, zachodząc ją od tyłu i pochylając się tak, żeby jego wargi znalazły się praktycznie przy jej uchu, a potem wyszczerzył się niezależnie od reakcji panny Levasseur. Nie miał wszak pojęcia czy z jej głową jest już wszystko w porządku, czy jeszcze nie. — Dużo mnie ominęło? — rzucił po krótkiej chwili tak, żeby tylko dwójka w pobliżu mogła go usłyszeć, nie przejmując się ani trochę faktem, że – chyba – w czymś przeszkodził. Wchodząc słyszał, że ludzie rzucają jakimiś mniej lub bardziej dziwnie brzmiącymi nazwami, ale nawet jeśli wiedziałby o czego w ogóle dotyczyło pytanie, to i tak by nie odpowiedział – ledwie znał się na kuchni własnego kraju czy chociażby Wysp Brytyjskich, a co dopiero jakichś tam Czech, z którymi nie miał nic wspólnego.
Zwykle przychodził na wszystkie lekcje i zajęcia dodatkowe punktualnie, ale tego dnia był zupełnie niezorganizowany. Nie dość, że co chwila o czymś zapominał i wszystko gdzieś po drodze gubił, to jeszcze nie pomyślał o tym, że przy tak napiętym grafiku warto byłoby nieco częściej spoglądać na zegarek. Kiedy zdał sobie sprawę z tego jak niewiele czasu pozostało do lekcji magicznego gotowania, już wiedział, że nie ma opcji, by dotarł na miejsce przed rozpoczęciem zajęć. Myślał nawet czy sobie nie odpuścić, ale perspektywa wspólnego pichcenia z przyjezdnym nauczycielem zdawała się zbyt kusząca. Miał wszak nadzieję, że wreszcie uda mu się spróbować jakichś czeskich potraw. Założył więc na ramię swoją torbę i przebiegał przez kolejne korytarze, starając się jak najszybciej znaleźć całą resztę. W końcu nie zabrał ze sobą planu i miał tyle szczęścia w nieszczęściu, że akurat łatwo było się domyślić, że lekcja gotowania odbędzie się w szkolnej kuchni. - Dzień dobry, panie profesorze! Przepraszam za spóźnienie. – Wydyszał z siebie, gdy tylko wparował do środka. Poczerwieniały ze zmęczenia zajął miejsce gdzieś z tyłu pomieszczenia, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. W międzyczasie próbował uspokoić oddech i zorientować się na jakim etapie znajdują się pozostali. Nie słyszał przecież wcześniejszych wyjaśnień nauczyciela, toteż musiał się osłuchać z odpowiedziami innych uczniów, bo jakoś ogarnąć o co właściwie chodzi i co też dzisiaj będą robić.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Był wdzięczny, że nie pytała. Ledwo powstrzymywał targającą nim złość, a drugiego ataku by z pewnością nie stłumił. Traktowanie Emily jak powietrze z pewnością nie będzie łatwe, ale dla swojego własnego dobra i honoru musiał postąpić tak, a nie inaczej. Nie zasługiwał na te gorzkie słowa, zwłaszcza od osoby równie niestabilnej emocjonalnie, co on sam. Westchnął tylko, odwzajemniając uśmiech Gabs i skupił się na lekcji, naprawdę chcąc cieszyć się gotowaniem, a nie roztrząsać dramaty rodzinne. I tak już pójdą plotki, ludzie będą gadać. Nigdy nie ukrywał się ze swoją osobowością, ale nigdy też nie podniósł głosu na siostrę. Dlaczego wszystkie pierwsze razy — te fajne — zazwyczaj były w kuchni? - Dzięki, zawsze przygotowana. A niby taki Chochlik! - rzucił, starając się zachować swój klasyczny styl bycia i być po prostu głupim, śmiesznym Charliem, do którego ona i cała reszta przywykła. Dostrzegł też Williama, wytrzeszczając nieco oczy w zdumieniu, że przyjaciel był zainteresowany gotowaniem. Co te baby robiły facetom z mózgu? Nie zdradził go jednak, pozwalając mu napaść na blondynkę i cieszyć się spotkaniem z nią. Gdy już zdradził swoją obecność, Rowle prychnął. - Williamie, znamy się tyle lat, a ciągle mnie zaskakujesz! Kolejny żółtodziób pod opieką! Tylko mi się pod nogami nie pałętajcie. Zaraz uszykuje wam fartuchy! Mówił cicho, aby tylko oni mogli usłyszeć — zwłaszcza że byli z tyłu. Korzystając z okazji ,kucnął, otwierając szafkę i grzebiąc w niej poszukiwaniu fartuchów. W rzeczywistości był wdzięczny Fitzowi za zajęcie Gabrielle na tyle, że nawet nie zwróciła uwagi na jego dłonie, gdy zbierał chusteczkę, a przynajmniej taką miał nadzieję. W szafce na spokojnie obejrzał napuchnięte, brzydkie i podrapane od drewna ręce. Pewnie coś zwichnął lub złamał, bo były brzydko sine. Otarł je jednak z zaschniętej krwi, sycząc bezgłośnie pod nosem i skorzystał z leżących w szafce serwet materiałowych, które niedbale owinął na rękach, maskując obrażenia. Wyjął też wspomniane fartuchy, więc gdy wstał, obydwoje otrzymali swoje. - Tylko na nie zasłużcie. Stanął też tak, aby William zajął miejsce obok Gabrielle i wsunął znów ręce w kieszeń, rozglądając się po sali. Nie chciał im przeszkadzać, a gotowanie się jeszcze nie zaczęło. Chloé wyglądała na zajętą Filinnem, który był do niej przyczepiony niczym rzep do ogona, a Darcy, jak to ona, jak zwykle była odległa i niedostępna. - Profesorze? Dostaniemy potem trochę piwa na spróbowanie? Zapytał głośno z podekscytowanym uśmiechem, przyglądając się butelkom. Słyszał, że te Czeskie są dobre i mocne.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Bozikowi jakoś się nie spieszyło. Mijały kolejne dłużące się w nieskończoność minuty, a Strauss miała wrażenie, że zdążyła już całkowicie zapoznać się z otaczającym ją pomieszczeniem i osobami, które się w nim znajdowały. Oko czujnego obserwatora mogło zbierać kolejne szczegóły i tak dalej... Chociaż nie ukrywajmy, że w zasadzie nudząc się obserwowała głównie ściany szukając na nich jakiejś skazy brudu czy czegoś innego równie interesującego. Może nawet jakieś zacieki ułożyłyby się w jakiś ciekawy wzór i mogłaby sama sobie zrobić jakiś test Rorschacha i na jego podstawie dokonać samoanalizy psychologicznej. Niezwykle kusząca opcja, prawda? W końcu jednak wyczekiwany nauczyciel pojawił się w niezwykle czarującym stroju, roztaczając wokół siebie aurę świąt. Jedynie skrzatów domowych brakowało za nim. Takich biegających całą zgrają i śpiewających O, Tannenbaum z okazyjnym pogrywaniem na flecie prostym. To byłby dopiero widok, a tak? Wyglądało na to, że temat mieli zacząć od wymienienia kilku znanych im potraw. Szczerze powiedziawszy to nie była jakąś wielką miłośniczką kuchni czeskiej, ale ze względu na to, że niejako czerpała ona również z kulinariów bawarskich to coś tam jednak od rodziny mogła się dowiedzieć. Niektóre z nich brzmiały nawet ciekawie choć raczej nie ciągnęło jej do próbowania nowych smaków. - Svíčková na smetaně - powiedziała w końcu, przypominając sobie jedno z dań, o których opowiadał jej kuzyn. Może i jej wymowa nie była idealna, ale miała nadzieję, że Bozik ją zrozumie i będzie wiedział o co jej chodzi.
Ignis C. Hodel
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.74 m
C. szczególne : powolne flegmatyczne ruchy, blada skóra, puste spojrzenie
To ona zawsze gapi się na innych bezczelnie. Obserwuje ich gesty, słyszy ich słowa i stara się wejrzeć głęboko w ich dusze, patrząc w oczy bez jakiegokolwiek mrugnięcia. Wygląda niczym lalka to takie krępujące, wyprowadzające z równowagi czy irytujące. @Violetta Strauss nic nie mówi i Ignis już wie, jak czują się jej ofiary. Na pewno tak jak ona teraz - obserwowana. Patrzy w jej ciemnobrązowe oczy. Kto dłużej wytrzyma? To jakiś konkurs? Wyzwanie? A może to wina jakiegoś uroku? Nic z tych rzeczy - zapewne. Na pewno Ignis wygrałaby tę konkurencję, gdyby nie @Elizaveta Konstantinova, która rzucała się w oczy zwłaszcza w dormitorium i gdziekolwiek by nie poszła. Ma niezwykłą urodę będącą wynikiem genu wili. Chyba każdy to widzi i nie da się tego ukryć. Całkowicie koncentruje się na ślizgonce, ignorując creepy spojrzenie krukonki. - Ignis Hodel. - Przedstawia się pierwszy raz @"Elizaveta Konstantinova.". - Jestem za. - Przytakuje i wpatruje się w Elize nieco dłużej niż powinna. Widziała ją, ale nigdy nie miała okazji jej poznać. Nawet nie wiedziała, jak się nazywa. Teraz posiada już taką wiedzę. Nadal jej nazwisko wydawało się Ignis niewymawialne, jednak imię można było skrócić do czegoś bardziej wymawialnego. Elsa? Elis? Jak miała się do niej zwracać? Na Merlina? Miała problem. Ten problem został szybko zapomniany, kiedy dostała ogryzkiem w czoło i oczywiście winowajca postanowił się przyznać - na jego szczęście. Zmierzyła wzrokiem @Lazar Grigoryev, który krzyknął: przepraszam. Hodel postanowiła schylić się po ogryzek i wrzucić go do kosza. Grigoryev miał się obecnie nie dowiedzieć czy wybaczy mu ten incydent. Pochwyciła powitanie @Gabrielle Levasseur, która chyba zamierzała podejść, ale ma tylu znajomych, że ktoś musiał ją zaczepić. Posłała więc puchonce najlepszy uśmiech, jaki kiedykolwiek udało jej się wykrzesać z tej bladej twarzy. Stała razem z @Elizaveta Konstantinova chyba ona również nie znała się na czeskiej kuchni. - Chyba nie zarobimy dodatkowych punktów dla naszego domu. - Odparła do koleżanki i zrobiła taki wyraz twarzy "skąd oni znają jakieś czeskie dania i jak oni to wymawiają". Nawet ta Strauss powiedziała coś takiego dziwnego, że to na pewno nie było po angielsku i na pewno znajdowało się w słowniku "niewymawialne".
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Na widok Pandory uśmiechnęła się ciepło, życzliwie, miło, ochoczo przenosząc na nią całą swoją uwagę. - Nie mam pojęcia czy zdąży przyjść, ma ostatnio nawał pracy. - wyjaśniła a propos Rileya, z którym też ostatnio mniej spędzała czas z powodu nawału obowiązków. Pojawienie się Elijaha potraktowała z odetchnięciem ulgi, jednak obserwowanie go jak wręcza Pandorze natkę...pietruszki?, wpatrując się przy tym w nią jak w obrazek wywołało w niej ukłucie zazdrości. Zwinęła dłonie pod biustem i czekała cierpliwie, i jakże wymownie, na powitanie. Na szczęście nastąpiło, wywoławszy na jej twarzy lekki uśmiech. Nie odezwała się słowem, co było samo w sobie dziwne jak na tę Swansea. Jej wzrok zwróciła ukrywająca się na tyłach dziewczyna. Zerknęła na Pandorę i Elijaha. - Będę tam. - skinęła głową, dając im tym samym więcej... swobody. Nie potrafiła ukryć napięcia między nią a Elim, jednak to nie czas i miejsce, by się nad tym zastanawiać. Podeszła do @Emily Rowle, spoglądając na nią z pewną troską. Dosiadła się obok niej, cicho, ale na tyle głośno, by zwrócić na siebie uwagę. - Cześć. - przywitała się cicho, ale łagodnie. Bez większego uśmiechu, tak typowego dla niej. - Nie wyglądasz jakby było okej. Masz ochotę wyrwać się gdzieś po wykładach odreagować? - zapytała, korzystając z tego, że nauczyciel się spóźnił. Nim na dobre wpadła w rozmowę ze Ślizgonką, Bozik we własnej kolorowej osobie wparował do środka. Nachmurzyła się dostrzegając na nim symptomy wstawienia się alkoholowego i o ile rozumiała potrzebę zrelaksowania się w ten sposób, to na Merlina, nie w trakcie prowadzenia zajęć. Siedząc ze wciąż skrzyżowanymi ramionami spoglądała na zebranych i słuchała odpowiedzi. Dobrze, że podczas poprzedniej nieudanej lekcji z Bozikiem udało się jej zapoznać z kilkoma czeskimi potrawami. Uniosła dłoń, by odpowiedzieć po chwili: - Czytałam o smażonym serze camembert, z żurawiną spożywczą z frytkami. Dość popularne danie. - odezwała się, a usłyszawszy pytanie Charliego zmarszczyła mocno brwi. Alkohol na lekcji.. jakby było mało im w Wielkiej Sali na początku roku szkolnego!
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Tym razem, chociaż mocno pijany, Bozik zjawił się na zajęcia. I fakt zapijaczonej mordy tylko trochę odbierał mu uroku. Acz jak patrzyło się pod dobrym kątem, to i to dało się przegapić, skupiając się na innych aspektach jego twarzy. Czy ogólnie osoby. Starała się wyłapać, o co chodzi w rozmowach wokół, niemniej zjawiła się w połowie i pojedyncze wyrażenia czy zdania, wyrwane z kontekstu, nie pomagały zrozumieć, co było powodem tej dramy. Ale najwidoczniej coś się działo, ludzie zdawali się poruszeni. Ją mocniej interesowało gotowanie. Na lekcję przyszła odpocząć, nie stresować się. Nerwów miała już w życiu za dużo. Odetchnęła zatem i słuchała z uśmiechem nauczyciela. - Jaternice? - Wtrąciła w pewnym momencie. Przekręcając tak bardzo, że nawet, jakby Bozik był trzeźwy, to by dziewczyny nie zrozumiał. Ba. Anglicy jej czasem nie zrozumieli przez akcent. - Chyba tak to się wymawia... Taka wieprzowa kiełbasa z czosnkiem? - Dodała, by na pewno zostać zrozumianą.
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Pokręciła głową, potwierdzając teorię @Ignis C. Hodel, dla niej te nazwy brzmiały jak zbitki przypadkowych liter, nawet jeżeli Czechy nie były tak daleko od Rosji. - Nawet nie wiem, jak mogą wyglądać te dania... - mruknęła, robiąc wielkie oczy i wzruszyła ramionami. Same nazwy nie odstraszały jednak dziewczyny tak bardzo, jak fakt, że ich profesor był pijany i szczerzył się jak wariat, nosząc czapkę elfa na głowie. Może i byłoby to zabawne, świąteczne i urocze gdyby nie wcześniejszy alkohol. Obserwowała go więc uważnie, starając się ukryć rosnące w niej powątpiewanie, bo czy na pewno ktoś tak pod wpływem powinien zajmować się kuchnią? Liczyła tylko na to, że może nowo poznana Ignis zna się lepiej na gotowaniu od niej i nie podpalą czegoś przez przypadek, bo profesor zaleci złe użycie procentów. Uczniowie dalej odpowiadali i się zastanawiali, ją z kolei z zamyślenia nad powodzeniem całej tej lekcji wyrwał znajomy głos @Hemah E. L. Peril. Odpłynęła na tyle, że nawet nie zauważyła jak dziewczyna zajęła miejsce całkiem niedaleko. Elizia aż się uśmiechnęła, gdy Hem podała odpowiedź i miała pewność, że ta na pewno jest poprawna. Nie mogła się w kwestii gotowania mylić! Przecież Hem nie miała sobie równych w tym temacie, tego Eliza była wręcz pewna. Nic więc dziwnego, że bardzo chciała zobaczyć potrawy spod jej ręki. Wychyliła się mocno, by zaczepić na chwilę Hem. - Śliczny sweterek - rzuciła szybko i wróciła na swoje miejsce, nie chcąc zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Zaśmiał się na pytanie Pandory, zastanawiając się czy dobór słowa był celowy, czy może była to nie taka znowu dziwna dla niej pomyłka. Czasem przekręcała wyrazy w tak uroczy sposób, że lubił wierzyć, że naprawdę chciała osiągnąć taki efekt. – Skoro ze mną jesteś to chyba tak – odpowiedział żartem, kładąc celowy nacisk na pewne słowa, by zaznaczyć, że jest jego dziewczyną. To chyba tak na wszelki wypadek, jakby okazało się, że przez te trzy tygodnie wyleciało jej to z głowy. No i trzeba przyznać, że myślenie i mówienie o tym, że są razem, sprawiało mu dużą przyjemność. Elaine go... zaskoczyła. Wyglądała na nieco naburmuszoną – czy aby na pewno powinien się temu dziwić, biorąc pod uwagę jak on sam zachowywał się przy Rileyu? – a kiedy udało mu się nieco ją udobruchać, nie tylko nie odezwała się do nich prawie żadnym słowem, ale i odeszła na bok, do Emily, z którą, jak wiedział, jeszcze do niedawna nie łączyły ją zbyt ciepłe relacje. Rozumiał i popierał udzielenie dziewczynie wsparcia (choć dalej nie wiedział co rozegrało się pomiędzy rodzeństwem Rowle), ale, na Merlina, on przecież też jej potrzebował. Nie widział jej tak dawno, tęsknił za nią. Rzucił Pandorze pytające spojrzenie, zastanawiając się, czy może ona wie coś więcej na temat nie najlepszego humoru jego bliźniaczej siostry i w końcu westchnął ciężko, zarzucając te rozmyślania, bo w sali i tak pojawił się nauczyciel. Na usta cisnął mu się jakiś komentarz odnośnie do stanu mężczyzny, ale nie chciał wypowiadać go na głos przy Pandzie; nie chciał przypadkiem sprawić jej przykrości skoro Bozik był nauczycielem w Souhvězdí. Już ostatnio wyglądała na przejętą. Zamiast tego zaśmiał się, czując dotyk na ramieniu i przysunął się bliżej niej, by choć skrawkiem ciała czuć jej ciepło. – Słucham, ale to wszystko tak trudno wymówić... – pożalił się, słuchając jak jego kolegi i koleżanki łamią sobie języki na nazwach potraw, które w większości nie mówiły mu aż tak dużo. – Medovnik? – wypalił w końcu, po czym dodał nieco mniej pewnie – jeśli ciasta się liczą...
Może coś w tym było. W murach szkoły wszystko było znacznie łatwiej osiągane, niż w prawdziwym świecie. Sol miała duże cele, tak wielkie, że była ogromna szansa, że mimo starań im nie sprosta. Póki była tutaj jedynie się uczyła i wszystko było przed nią, ale zaczynając dorosłe życie, podjęłaby się prawdziwego wyzwania i każdy rok powinien przybliżać ją do celu. Przede wszystkim, musiałaby się skoncentrować. Tutaj było więcej miejsca na dobrą zabawę, a jednocześnie był też czas na rozwijanie pasji we własnym zakresie. Idealny balans, który nie zawsze łatwo było osiągnąć. Sol jednak nie zamierzała studiować ani minuty dłużej, niż to było konieczne. Zamierzała spiąć się pozdawać wszelkie egzaminy jak najszybciej. Każdy dodatkowy, zbędny rok, to byłaby zwykła strata czasu, która nie pozwalałaby jej się naprawdę rozwijać. Nie odebrała więc tego komentarza jako nieprzychylny, bo wcale nie czuła, żeby dotykał on ją samą. - Możliwe - przyznała, bo jego spostrzeżenie mogło być jak najbardziej prawdziwe. Hiszpania była na pewno pięknym krajem, ale Sol nie znała go ani trochę, nawet nie miała okazji tam pojechać. Trudno więc było się jakkolwiek w tej kwestii określić. Na pewno zamierzała dokładnie go zwiedzić. - Hm, nie wiem, może. Lubię ciepło, ale w samej Hiszpanii nigdy nie byłam, więc pewnie musiałabym to zweryfikować. No ale nie da się ukryć, że tutaj pogoda to dramat, wiele bym dała za tamten klimat - przyznała, bo należała do tych ciepłolubnych, którym nie były straszne największe upały, za to odtrącały ją mrozy. W pewnym momencie podszedł do nich jakiś gryfon, którego Sol nie znała za dobrze, ale kojarzyła z widzenia. Zaśmiała się, słysząc Sól zamiast Sol i pokręciła głową. - Nie, nie. Sol. Miło mi - uśmiechnęła się do chłopaka. Chłopacy zamienili ze sobą jeszcze ze dwa zdania, jednak zaraz, jak się okazało, na miejscu zjawił się nauczyciel. Gryfonka zaczęła szukać w pamięci wszelkich czeskich przysmaków, ale co coś przychodziło jej do głowy, to rzucał tym ktoś inny. W końcu ją olśniło. - Rekvička! Je się chyba z bitą śmietaną.
EDIT: wydłużony czas na odpisy do 26'go grudnia do 23:59, Wesołych Świąt, kochani!
Przymknął oko na spóźnienia. Praktycznie zawsze tak robił. Nie będzie przecież karał za coś, co nikomu nie szkodzi. A i jest ostatnią osobą, która mogłaby umoralniać i pouczać młodzież w tej kwestii. - Dopiero zaczynamy, chlapci, nic się nie stało! - zawołał wesoło do @Charlie O. Rowle i @Matthew C. Gallagher, jednak gestem nakazał im już się wyciszyć i nie przeszkadzać za nadto. Słuchał odpowiedzi uczniów i własnym uszom nie wierzył. Był z nich taki dumny! Nie spodziewał się, że udzielą tylu poprawnych odpowiedzi. Czyżby była to zasługa wymiany między Szkołami Magii? Młodzi czarodzieje przeszli jego oczekiwania, zapewne świetnie są ze sobą zintegrowani i dzielą się zdobytą wiedzą. Kiwał głową i przytakiwał, gdy słyszał tak zaskakująco dobre odpowiedzi. Nabrał jeszcze większego apetytu na gotowanie, a w oku zakręciła mu się łza nostalgii - tęsknił za domem, a przede wszystkim domowymi obiadkami. Bo kto tak dobrze gotuje, jak nie własna mama? - Znakomicie, bravo! - klasnął radośnie w ręce i posłał ciepły uśmiech w kierunku każdego, kto udzielił poprawnej odpowiedzi. Gdzieniegdzie poprawiał wymowę, ale i tak nie mógł posiąść się z dumy, że próbowali używać nazw własnych i starali się wypowiadać czeskie słowa. - Panie Rowle... Uznam, żem nie słyszał pytania. Może Pan zapytać jeszcze raz, na koniec zajęć. - puścił oko do młodego Ślizgona i odwrócił się tyłem do sali. Ponownie podszedł do torby i włożył do niej rękę. Grzebał i grzebał, co trwało niemiłosiernie długo. W końcu poddał się i dobył różdżki. Przy pomocy zaklęć jest zawsze szybciej. Po chwili wyciągnął dziwny przedmiot. Wyglądał trochę jak... zabawka? Pluszak? Nie mogli dostrzec, bo szybko schował go za plecy, uprzednio odwróciwszy się twarzą do słuchaczy. - Obiecałem nagrody! Coby piątek trzynastego nie był taki smutný, to mam dla Was prezenty. - mówiąc to, pokazał zebranym pierwszy z trzech artefaktów. Co to było? Wyglądem przypominało coś pomiędzy spasioną sową, a niuchaczem w niebieskiej czapce. -Je to krtek! - zawołał radośnie, prezentując z ogromną dumą pluszową zabawkę. - Bardzo popularny wśród czeskich mugoli. Ale czarodzieje też orientują się, co to jest. Podszedł bliżej uczniów i popatrzył na nich, marszcząc czoło, Zastanawiał się, komu dać pierwszy prezent. Zadanie było trudne, bo nie spodziewał się, że uzyska więcej niż trzy odpowiedzi na zadane pytanie. Popatrzył na pannę @Darcy U. Hirrland, która wymieniła dwa alkohole, bo w pierwszym przypadku została wyprzedzona. Cóż, podobała mu się ta znajomość jego ojczystych trunków. Zasługiwała na docenienie, - Panno Hirrland, na poprawę humoru! - wyręczył jej pluszowego krecika i wykonał gest sugerujący, by dziewczyna się uśmiechnęła i rozchmurzyła odrobinkę. Wrócił do swojej magicznej torby. Wyciągnął kolejnego pluszaka. Tym razem nie chował go za plecami, a od razu pokazał całemu światu. A raczej całej sali. - A to je Rumcajs. Nie wiem, co to, nie pytajcie. Pani w sklepie mi wcisnęła. - wzruszył ramionami. Uczniowie mieli przed oczami maskotkę, która przypominała nieco czarodzieja w dziwnej czerwonej tiarze. Podszedł do @Gabrielle Levasseur i z ukłonem przekazał Rumcajsa. - Najlepszą kartoflankę robiła moja babcia, sekret tkwił w gałce muszkatołowej. - powiedział nieco ciszej, kierując te słowa jedynie do Puchonki. Następnie odwrócił się na pięcie i dziarskim krokiem poszedł po trzeci, ostatni, prezencik-niespodziankę. Ujął w rękę płaskie kwadratowe pudełeczko. Popatrzył po zebranych, a na jego twarzy malowało się zakłopotanie. Miał wielką zagwozdkę. Podrapał się po głowie w geście bezradności, a potem... dostrzegł @Elaine J. Swansea i przypomniał sobie jej skromną odpowiedź, która go ujęła, ponieważ... kochał smażony ser z żurawiną. - Panno Swansea, ostatnia nagroda wędruje do Pani! České hostiny - největší hity! - wypowiedział słowa, które zrozumieć mogły tylko dwie osoby (oprócz Bozika) znajdujące się w Kuchni. Podszedł do dziewczyny i wyręczył jej pakuneczek. Była to płyta winylowa, a magiczne czeskie wyrażenie było jej tytułem. “Największe hity czeskich biesiad”. Cóż, nagroda życia. Przynajmniej z perspektywy Hynka... - No, ale żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony... - sięgnął do swojej różdżki i wystawił ją przed siebie, kierując w stronę słuchaczy - Mandarinky dla każdego! Lepsze niż kapusta, panno O'Healy. - uśmiechnął się życzliwie do @Niamh O'Healy, a następnie machnął kilka razy różdżką, sprawiając, że owoce umieszczone w koszach pod ścianą zaczęły latać po całej kuchni. Mandarynki zatrzymywały się przed twarzami uczestników lekcji i wpadały wprost w ich ręce. Ot, taki mały świąteczny akcent. Poczekał chwilę, aż emocje opadną i zamieszanie się skończy. Milczał do chwili, aż w sali zapanowała względna cisza. Odkaszlnął i powrócił do swojego monologu. - Dobrze, kochani. Przejdźmy do zajęć praktycznych. Idą święta, a więc ugotujemy coś bożonarodzeniowego. - machnął różdżką, niby od niechcenia, otwierając drzwiczki do jednej z szafek -Weźcie sobie po fartuchu - skinął głową w stronę wspomnianego mebla, który wypełniony był po brzegi ubraniami ochronnymi niezbędnymi do pracy w kuchni. Sam podszedł do innej szafeczki i wyciągnął z niej kilkanaście kompletów książek kucharskich. Ułożył je w stos i postawił na małym stoliczku obok siebie. - Podzielcie się na pięć grup. Ja wybiorę Liderów. Jedna grupa przyrządzi zupę, dwie grupy danie główne i kolejne dwie - ciasta. Tutaj macie przepiśniki. - oznajmił i wskazał na stos książek. - No dobrze, a więc może... Za zupę odpowiedzialny będzie pan @Lazar Grigoryev, za dania główne pan @Charlie O. Rowle oraz panna @Morgan A. Davies, a za desery panna @Pandora J. Doux i @Violetta Strauss. Panie Grigoryev, pańska grupa przyrządzi zupę z plumpek słodkowodnych. Panie Rowle, dla pana grupy pieczony indyk. Panno Davies, pani grupa zajmie się plumpkami duszonymi w sosie miodowym. Strudel upiecze grupa panny Doux, a świąteczny piernik korzenny zrobi grupa panny Strauss. Powodzenia i nie wysadźcie kuchni w powietrze! - zaśmiał się wesoło. Oczywiście żartował z tym wysadzaniem kuchni... - Będę chodził pomiędzy stołami i pomagał. Do práce!
-----
Zasady Etapu II
Dzielicie się na 5 grup. Liderzy zostali wybrani. Dołączacie się do nich dowolnie.
W każdej grupie nie może być więcej niż 5 osób.
W grupie mogą być osoby z różnych Domów i roczników.
Posty mogą być krótkie, nie muszą zawierać szczegółowego opisu procesu gotowania/pieczenia/smażenia. Wystarczy, że krótko opiszecie efekt z kostek.
Możecie wykazywać się kreatywnością i używaniem zaklęć (osiągalnych dla Waszej postaci - pkt. w kuferku).
Uznajemy, że każdy robi "wszystko" w swojej grupie (sieka, miesza, dogląda etc.), chyba że sami między sobą ustalicie inaczej i podzielicie się, że np. dana osoba tylko kroiła marchewkę (przykład), ale powtarzam, że nie musicie dokładnie opisywać przygotowywania dania.
Jak jakieś danie "w rzeczywistości" wymaga długotrwałej obróbki - uznajemy, że przy pomocy magii przyrządza się je znacznie szybciej :>
Kuchnia wygląda tak, że są w niej trzy długie stoły klik! i palenisko. Uznajmy, że każdy stół, to inny rodzaj dania: zupa, dania główne, ciasta. Tak się "ustawcie".
Czas na odpisy macie do 26.12 do 23:59 (postaram się odpisać na czas, ale wiecie, świąteczne przygotowania, dlatego też nie wymagam od Was Merlin-wie-jakich elaboratów) :3
Nie zakładam, że ktoś jeszcze dojdzie, ale jeśli ktoś przyjdzie spóźniony, to niech dołączy do grupy z najmniejszą liczbą osób. Taka osoba uzyska wtedy tylko 1 punkt za lekcję.
Wypełniacie poniższy wzór i wrzucacie go do posta:
Kod:
<zg>Punkty z Magicznego Gotowania:</zg> punkty kuferkowe <zg>Kostki:</zg> [url=link do rzutu kośćmi]xxx[/url] <zg>Grupa z:</zg> @"" <zg>Jedzonko:</zg> wpisz danie, jakie robi Twoja grupa
GRUPY - LIDERZY Grupa ZUPA - @Lazar GrigoryevPOTRAWA: zupa z plumpek słodkowodnych Grupa DANIE GŁÓWNE I - @Charlie O. RowlePOTRAWA: pieczony indyk Grupa DANIE GŁÓWNE II - @Morgan A. DaviesPOTRAWA: plumpki duszone w sosie miodowym Grupa CIASTO I - @Pandora J. DouxPOTRAWA: strudel Grupa CIASTO II - @Violetta StraussPOTRAWA: piernik korzenny
MECHANIKA
Najprostsza na świecie :) Rzucamy na początek jedną kością k6. Gdy efekt kostki tego wymaga - należy zrobić "dorzut". Respektujemy efekty kostkowe przyporządkowane do naszej grupy.
Grupa ZUPA:
1, 3 - Od początku radzisz sobie całkiem nieźle, postanawiasz więc użyć nieco więcej magii w swojej pracy. Zaczynasz od zaklęcia rozdrabniającego COFMINUO. Rzuć kolejną kostką, by zobaczyć, jak Ci poszło:
> 1, 2, 3 - Niestety niepoprawnie i bez wprawy machasz różdżką, a źle rzucone zaklęcie sprawia, że część składników się zwęgla - nadają się do kosza… Jeśli jeszcze choć jedna osoba z Twojej grupy będzie miał ten efekt kostkowy - Wasza zupa wychodzi bardzo rozwodniona i niesmaczna. Jeśli masz 5 i więcej punktów z MG - ignorujesz efekt tej kostki. > 4, 5, 6 - Brawo! Perfekcyjnie siekasz składniki, niczym czarodziejska wersja Gordona Ramsaya lub Magdy Gessler! Dorzucasz swoje dzieło do gara i doglądasz co jakiś czas. Wygląda na to, że zupa wyjdzie smaczna.
2, 5 - Idziesz do półeczki z przyprawami i ziołami. W oczach dwoi i troi Ci się od nieskończonej ilości tego ustrojstwa. Zapominasz, jakie składniki były podane w przepisie. Chwytasz pierwsze lepsze przyprawy. Rzuć kolejną kostką, by zobaczyć, czy zupa będzie jadalna:
> 1, 2, 3 - Udało Ci się zgarnąć pasujące przyprawy, uff! Doprawiacie zupę jak należy, a próbując jej, uznajecie, że wyszła całkiem dobra. > 4, 5, 6 - Okazuje się, że nie wszystko, co zielone, jest pietruszką… Ktoś chyba schował pomiędzy przyprawy jakiś nielegalny towar, tylko kto? Jeśli jeszcze ktoś z Waszej grupy wylosował ten efekt - Wasza zupa będzie miała silnie rozweselające właściwości* *przy jednej osobie - efekt praktycznie niewyczuwalny
4, 6 - Robisz robotę za trzech, pomagasz każdemu i czynnie pracujesz na każdym etapie przygotowywanie produktu. Wszystko idzie super, a pracę kończysz jedynie z brudnym fartuchem.
Grupy DANIE GŁÓWNE:
1, 3 - Jesteś niechętnie nastawiony do tego zadania, wolałbyś piec ciasto lub przyrządzać zupę, która przecież jest niewymagająca. Wykonujesz poprawnie zadania opisane w przepisie, trzymasz się go, ale nie dodajesz nic od siebie. Jeśli więcej niż dwie osoby z grupy będą miały ten efekt - danie wychodzi bardzo miernie.
2, 5 - Piątek 13go na całego! Rozlewasz mokre składniki, rozsypujesz przyprawy, wszystko idzie nie tak, jak tego chciałeś… Rzuć kostką, by dowiedzieć się, czy da się wyjść z tej opresji:
> 1, 2, 3 - Chcąc pomóc sobie czarami, tylko sobie zaszkodziłeś - niechcący podpalasz sobie fragment ubrania, na całe szczęście szybko udaje Ci się opanować ogień prostym AQUAMENTI. Jeśli jeszcze jedna osoba z Twojej drużyny wylosowała podobny efekt - Wasze danie nie wychodzi zadowalające: jest przypalone i bez smaku. Możesz zignorować efekt tej kostki, jeśli masz 5 i więcej punktów z MG w kuferku. > 4, 5, 6 - Otwierasz tajemniczą szufladę, w której znajdujesz dziwną fiolkę z aromatyczną przyprawą korzenną. Pachnie bardzo atrakcyjnie, więc dodajesz dwie szczypty do Waszego dania. Efekt przerasta Twoje oczekiwanie, tragedia uniknięta, danie uratowane!
4, 6 - Namawiasz się ze swoimi partnerami, żeby nieco poeksperymentować i dodać ociupinkę alkoholu do dania (od Was zależy jakiego użyjecie), wszakże Bozik na pewno doceni. Gotowanie idzie pomyślnie, a całą grupą jesteście dumni z efektu.
Grupy CIASTO:
1, 3 - Od początku idzie poprawnie. Składniki same mieszają się dzięki magii, a ciasto wychodzi Wam takie dobre, że nie możesz się powstrzymać i podjadasz nieco.Jeśli minimum trzy osoby z grupy wylosowały ten efekt: zjadacie całe ciasto, nie zważając na to, że miało zostać ocenione przez Bozika. Musicie teraz wymyślić coś, co go udobrucha. Inaczej zadanie nie zostanie zaliczone.
2, 5 - Bardzo cieszy Cię fakt, że jesteś w grupie “deserów”. Udzielasz się aktywnie, starasz się pracować zgodnie z recepturą, ale czasem dodasz też coś “od siebie”, co akurat ładnie pachnie. Dodaje to walorów smakowych Waszemu wypiekowi. Brawo, wspaniali z Was Makłowicze!
4, 6 - Na każdym etapie nie idzie Ci tak dobrze, jakbyś tego chciał. To chyba nie jest Twój dzień. W dodatku masz wrażenie, że ktoś złośliwie podbiera Ci składniki i przyrządy. Rzuć kostką, aby wylosować dodatkowy efekt:
> 1, 2 - Udaje Ci się złapać złodzieja na gorącym uczynku! Okazuje się, że to Irytek wleciał do Kuchni. Przeganiasz go, grożąc, że naślesz na niego Krwawego Barona. Zyskujesz w oczach swoich kolegów i w pięknych oczach nauczyciela. > 3, 4 - Jakoś udaje Ci się dobrnąć do końca pieczenia, ale zapominasz, że to Ty miałeś pilnować ciasta. W ostatniej chwili wyciągasz je z piekarnika. Jest mocno przyrumienione. > 5, 6 - Schylasz się pod stół, by zobaczyć, czy zaginione przedmioty nie spadły na ziemię. Nie znajdujesz tam ich, ale za to dostrzegasz, że coś się błyszczy. Czyżby były to monety? Znajdujesz 10 galeonów (dopisz do na dole swojego posta), ale z ekscytacji uderzasz się w głowę i lekko rozcinasz sobie skroń. Ała.
Nie znała Charliego ani zbyt długo, ani dobrze, jednak nawet ona potrafiła dostrzec, jak próbuję zapanować nad targającymi nim emocjami. Z pewnością nie było mu łatwo, doskonale zdawała sobie sprawę, w jaki destrukcyjnych sposób działać mogą na ludzi rodzinne waśnie - znała to z własnej autopsji. Z tego też powodu nie zamierzała wypytywać co dokładnie Emily miała na myśli, choć nieco zmartwiły ją słowa dziewczyny. W pierwszej chwili, kiedy pojawił się przy niej miała ochotę go przytulić, jednak ostatkiem silnej woli powstrzymała się; raz, że byłoby to dziwne między nimi, a dwa - mogło dać początek niepotrzebnym plotką. Stała więc w miejscu wyczekując na to, aż pierwszy wykona jakiś ruch, oczywiście nie odmówiła mu pomocy w postaci chusteczek, nawet jeśli uważała, że to wciąż mało. Zastanowiło ją po co mu one, lecz zanim ten odpowiedział na zadane przez blondynkę pytanie, jej usta opuścił pisk, który zagłuszyła własną dłonią, przytykając ją do różowych warg. Cała uwaga Gabrielle skupiona była na Ślizgonie, dlatego nie zdawała sobie sprawy z obecności drugiego chłopaka, więc kiedy zakradł się do niej, zaskoczył ją. Odwróciła się w stronę Williama, ze śmiechem trącając go w ramię. - A ty nadal realizujesz swój plan straszenia niewinnych Puchonek? - zapytała, nawiązując do ich spotkania przy huśtawce, uniosła do góry prawą brew, jednak na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. Być może Fitzgerald zajął swoją osobą panienkę Levasseur, lecz nie na tyle, aby umknęły jej rany na dłoniach Charliego, były zbyt widoczne. Rozchyliła usta, zupełnie jakby krzyk w nich zamarł, mimo wszystko nie powiedziała nic; udając, że nie dostrzega. Pomimo tego, nie zamierzała mu odpuścić, czuła dziwną potrzebę zaopiekowania się nim, a co ważniejsze - opatrzeniem paskudnych ran. - Właściwie to niewiele - odpowiedziała w końcu na pytanie rudowłosego z szerokim uśmiechem. - Oto nasz szef kuchni, my mamy rangę pomocników - oznajmiła, kiedy Charlie zabrał głos, przybierając ten naturalny dla siebie ton głosu. Oczywiście wywróciła teatralnie oczami, kiedy zapytał nauczyciela o piwo. - Faceci - oznajmiła, dając chłopakom chwilę na rozmowę, w tym czasie wyciągnęła z plecaka kawałek pergaminu, na którym naskrobała "Dziś po lekcji, wypad do Hogsmeade?" , po czym złożyła go i puściła w obieg, aby dotarł do @Chloé Swansea. Zaśmiała się pod nosem słysząc odpowiedź nauczyciela, spojrzała na niego wymowie, choć nie sądziła, by ktokolwiek poza nią przejmował się regulaminem. Po chwili mężczyzna zaczął rozdawać nagrody i gdy jedna z nich wylądowała w dłoniach Gabrielle, ta uśmiechnęła się w zaskoczeniu unosząc do góry prawą brew. Czuła dziwną dumę, zwłaszcza, że nie była ani fanką gotowania ani wielkim szefem kuchni. Na szczęście inni również dostali małe upominki, właściwie wszyscy w postaci mandarynek. Dziewczyna wzięła jedną - tą należącą do niej - w dłonie, a następnie przytknęła ją do nosa, czując jak pięknie pachnie. Nauczyciel przeszedł do kolejnego punktu lekcji, Puchonka wykonywała każde z jego poleceń, przywdziewając fartuszek oraz uważnie słuchała każdego słowa. Mimo niechęci do gotowania czuła dziwne podekscytowanie, być może dlatego, że mieli gotować świąteczne potrawy. - Pieczony indyk brzmi całkiem dobrze - stwierdziła niepewnie, wybierając tym samym grupę Rowle, chociażby dlatego, że miał pokazać, co potrafi. Stanęła przy odpowiednim stole, patrząc wyczekująco na ich lidera. - To co dalej? - zapytała.
Nie mogła uwierzyć, że Charlie wrócił do sali. Najpierw zrobił dramatyczne wyjście, ona zdążyła odetchnąć z ulgą, a potem znowu się pojawił, jak gdyby nigdy nic. Kuchnia nie była ogromna, byli w stanie się tu skutecznie omijać? Przez chwilę rozważała, czy nie odpuścić sobie tej lekcji, ale nie chciała ściągać na nich już więcej niepotrzebnej uwagi. Zamiast tego starała się zachowywać, jakby nie miała go w zasięgu wzroku. Chyba nigdy nie pokłócili się tak bardzo, jak dzisiaj. Wiecznie mieli jakieś spięcia, ale nigdy tak poważne. To nie było coś, z czym łatwo było przejść do porządku dziennego. Ona nie była w stanie spojrzeć inaczej na jego okropne zachowanie, on pewnie długo miał nie wybaczyć jej słów, których wcale nie żałowała. Powstrzymywała się przed tą kłótnią dość długo, może za długo, żeby móc jeszcze jakkolwiek kontrolować emocję. Sprawa robiła się coraz bardziej poważna a to wszystko nie dawało jej spokoju i przyprawiało ją o ból głowy. Nagle uniosła spojrzenie na Elaine, która zostawiła swojego brata z jego dziewczyną i zajęła miejsce obok. Domyślała się, że wolałaby spędzać ten czas z radosnym towarzystwem, więc doceniła ten gest. - Cześć. Nie jest okej i bardzo chętnie gdzieś pójdę - przyznała, bo potrzebowała odtajać po tym wszystkim. Najchętniej zabrałaby dziewczynę stąd już teraz, ale musiała już wytrzymać na tych zajęciach. Zwłaszcza, że nauczyciel powoli rozgadywał się o tym, co mają robić. Jego słowa jednym uchem wpuszczała, drugim wypuszczała, ale w końcu dotarło do niej coś o grupach i zerknęła na Elaine, zastanawiając się, czy dziewczyna nie zostawi jej zaraz dla swoich znajomych - z kim jesteś w grupie? - podpytała. Było jej wszystko jedno, jaką potrawę ma przygotowywać. Nie chciała być tylko przydzielona do Charliego, reszta jej była całkowicie obojętna.
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
Nie wiedziała na ile powinna być wdzięczna Elaine, że ta postanowiła dać im trochę prywatności, a na ile zmartwić się jej wycofaniem, jednak choćby krótkie spojrzenie na Elijaha wystarczało, by zmartwienia uciekały z jej serca, wypychane przez te dużo przyjemniejsze emocje. Uścisnęła krótko jego dłoń w niekontrolowanym uzewnętrznieniu swojej radości, że ten faktycznie pamiętał cokolwiek z jej trajkotania o wypiekach jej mamy, przebijając się przez niezrozumiałą ścianę czeskich nazw i przekręconych angielskich czasowników. Złapała mandarynkę, zanim ta jeszcze zdążyła się przed nią zatrzymać, pochylając się do przodu oparta o drewniany blat, i obracając ją w drobnych palcach przysunęła ją bliżej twarzy, aby przywołać jej zapachem klimat świąt. - Gdyby złapanie znikacza było takie łatwe, to ja bym mogła dziś z Tobą grać - skomentowała, posyłając mu uśmiech, który w większości przysłonięty był wciąż trzymaną przy twarzy mandarynką. Zaraz jednak odłożyła ją na bok i pochyliła się znów, słysząc, że mają podzielić się na grupy, po czym opierając się jedną dłonią o blat, złapała spojrzenia @Elaine J. Swansea i @Emily Rowle, drugą dłonią próbując przywołać je do siebie gestem. To był zdecydowanie jej dream team w tym momencie. Gdy tylko dziewczyny do nich dołączyły, poprosiła je o to, by zajęły się zrobieniem ciasta, gdy ona z Elijahem zajmą się farszem, bo prawdę mówiąc - nie miała ochoty psuć sobie obecnego humoru kontaktem z produktami odzwierzęcymi. Ubrała fartuszek i szybko zabrała się za obieranie jabłek, jednak luźna pogawędka ze swoim chłopakiem rozpraszała ją na tyle, że szło jej zdecydowanie zbyt wolno, a w pewnym momencie nawet zacięła się delikatnie w palec, co szybko ukryła zaciśnięciem dłoni i poproszeniem Elijaha, by może jednak obrał owoce zaklęciem, aby przyspieszyć ich pracę. Pochyliła się, aby wyjąć na stół więcej jabłek ze skrzynki, jednocześnie dyskretnie przykładając palec do ust, chcąc instynktownie zatrzymać delikatne krwawienie, ale zaraz wyprostowała się, rozglądając się czujnym wzrokiem po reszcie stołów. Ktoś podebrał im prawie wszystkie jabłka. To sabotaż! Przecież jeszcze przed chwilą tutaj były, a jednak nie mogła dostrzec, by ktokolwiek zbliżał się do ich zapasów. - Ja się zastanawiam... - zaczęła powoli konspiracyjnym szeptem, pochylając się w stronę członków swojej drużyny. - Wam nie znikło nic potrebnego? - spytała, wodząc czujnym wzrokiem po stole, aby sprawdzić czy mają wszystkie konieczne do wykonania składniki i narzędzia, kątek oka zauważając ruch, w którego stronę gwałtownie się okręciła. - O Ty škůdce - zawołała, nawet rozbawiona, a jednak starała się groźnie zmarszczyć brwi, gdy zamachnęła się w stronę poltergeista ścierką, aby przepędzić jego łapę z ostatków ich jabłek. - Jak Ty taki łakomy, to my Tobie przecież damy spróbować strucla - dodała łagodnie, ale zaraz przypomniała sobie rady hogwartczyków, jak powinna zachowywać się wobec Irytka, więc chwyciła za wałek, wycelowując go w niego ostrzegawczo. - Ty już zostaw kuchnię, bo inaczej ja wszystko powiem tlustýemu baronowi! - zawołała bojowo, podpierając dłoń o biodro, ale zaraz spojrzała niepewnie na Elijaha. Gruby to był chyba mnich, a nie baron. Jak to szło? - Červenýemu baronowi! - "poprawiła się", a to chyba już wystarczyło, bo Irytek rzucając wulgarną rymowankę umknął z kuchni, najwidoczniej woląc nie ryzykować poznania czeskiego krewnego znanego sobie ducha. - Krvavý... - szepnęła cicho do siebie, przypominając sobie poprawny epitet, jednak wciąż wyraźnie z siebie zadowolona zabrała się za komponowanie marynaty do jabłek.
Punkty z Magicznego Gotowania: 6 pkt Kostki:2 Grupa z:@Pandora J. Doux, Elijahem i Emily Jedzonko: strudel
- Widzę, że nie jest okej. - przyznała cicho, skoro już uzyskała odpowiedź. Nie mogła dodać nic więcej, bowiem ten cichy dialog przerwał profesor Bozik. Nie dość, że Ela została wyróżniona - aż się uśmiechnęła na widok płyty winylowej i mandarynki - to została nagrodzona. Podziękowała grzecznie profesorowi, a tym samym mężczyzna zyskał w jej oczach. Udawała, że nie słyszała słów kierowanych do Charliego. Naprawdę byłby w stanie zaproponować mu alkohol po lekcji? Swoje ciche zbulwersowanie ograniczyła jedynie do zaciśnięcia ust. - Panda nas woła, chodźmy. Dobrze, że umiemy pichcić. Ostatnio udało nam się ogarnąć brownie. - zapewniła Emily czując, że dziewczyna nie ma zbyt weny na jakiekolwiek gotowanie. Nie wiedziała co się działo i nie musiała posiadać tej wiedzy by ją zaprosić gdzieś na babskie wyjście. Może Pandę również dałoby się wyciągnąć? O ile rzecz jasna Emily byłaby skłonna na obecność osoby trzeciej. - Dzięki za przygarnięcie. - podeszła do Pandory i ją lekko przytuliła. - Śliczna fryzura, uwydatnia twój owal twarzy. - skomplementowała dziewczynę i popatrzyła na Elijaha. Uniosła zaczepnie brew, opierając dłonie o biodra. - Najpierw brownie, teraz studel. Jesteśmy perfekcyjną drużyną. Do dzieła, kochani! - założyła fartuch, poprosiła brata o zawiązanie go na szyi i w pasie (nie musiała, a jednak zaakcentowała swoje pragnienie jego atencji chociaż przez chwilę!), związała włosy, podwinęła rękawy i popatrzyła z uwagą na Pandę. Zabrała mi Eliego do robieniu farszu! Miała zbyt ogromną słabość do rudowłosej, aby czuć do niej cokolwiek negatywnego. Skinęła głową przyjmując swoją część zadania i skierowała się z Emily do mis i słoików z mąką. Układała wszystkie składniki na stole, sugerując się rzecz jasna przepiśnikiem. Nigdy w życiu nie piekła strudla. W trakcie mieszania ich zerknęła na Pandę i Elijaha, a po chwili na Emily. - To normalne, że jestem zazdrosna o to, że to ona z nim tam pichci, a nie ja? - zapytała jej cicho, a takim tonem, jakby trzymała to pytanie w sobie jakąś wieczność. - Uwielbiam ich oboje, ale no... - rozgniotła ciasto dłońmi, by dać sobie ulżyć emocjom. Szło jej naprawdę dobrze, pomagała przy pieczeniu ciasta z widocznym w gestach doświadczeniem. Nie wahała się podpowiedzieć, by dodać przykładowo do nadzienia nieco kurkumy zamiast cynamonu. Wydawało się jej, że to podkreśli smak strudla. Nie powstrzymała się, znów popatrzyła na śliczną Pandę. - Nic nam nie zaginęło. Świetnie sobie poradziłaś z Irytkiem. Gdyby cię męczył drugi raz to możesz nastraszyć go, że zaprowadzisz go na trening Krukonów. Wierz mi, będzie cieszyć się, że umarł! - i posłała od razu bratu spojrzenie pełne siostrzanej miłości (co z tego, że są nieco pokłóceni, nawet w takich chwilach spogląda na niego w ten sposób, jakby chciała podkreślić, że też ma do tego prawo), aby tylko nie odebrał tych słów zbyt dotkliwie. Nie mogła odmówić sobie tej drobnej złośliwości. Posłała mu z daleka mącznego buziaka i niemo poruszyła niemo ustami w słowa "kocham cię", jakby miał jakiekolwiek wątpliwości.
Punkty z Magicznego Gotowania: 1 pkt Kostki:6 i 3 Grupa z: @Violetta Strauss Jedzonko: piernik korzenny
Początkowo wolała by to naczyciel podzielił ich w grupy. Jednak słysząc co każda z grup będzie przygotowywać i kto jest liderem. Wiedziała gdzie się zgłosi na pewno. Poza tym kto nie lubi pierników? Ona w każdym razie lubiła i chętnie nauczy się ich przyrządzania. Podeszła do Violetty już z fartuchem, który wcześniej wzięła. - Nie masz nic przeciwko, bym była twojej grupier - zagadała, bo przecież nie wiedziała, czy dziewczyna nie ma już kompletu. Czy też nie przyszła ze znajomymi, z którymi chciała pracować. Zresztą jak już kiedy było to znaczone. Lepiej się zapytać niż później żałować. Grunt to dobre wychowanie. Miała nadzieje, że razem ich pierniczki będą najlepsze. Nawet o tych sławnych... Chociaż nie znała za wiele znanych pierników. Pamięta tylko, że raz jak dostała od taty takie z Polski to bardzo jej smakowały. Jednak nie pamięta, z jakiego dokładnie regiony i jakie to były. Kiedy pozostali się zebrali do ich grupy to wzięli się za pracę. Beatrice chciała jak najbardziej się wykazać. Pokazać, że nie jest tylko ładna, a też coś to potrafi. Zresztą chciała najbardziej to udowodnić swojemu starszemu bratu. Ten to ciągle jej wypominał, że jest jak ich mama. Przepis nie był jakoś specjalnie trudny i chociaż chciała by szło jej dobrze. To miała jakieś obawy..., że jednak nie idzie jak by tego chciało. Poza tym również sądziła, że ktoś podbiera jej składniki. Niestety nie mogła znaleźć winnego i rzuciła to na swoja nie rozwagę. Jednak to nie zmieniało faktu, że czuła, iż coś nie jest tak jak powinno. Przez te swojej odczucia i głowę w chmurach zapomniała o piernikach, które były w piekarniku. Karcąc się w myślach szybko wyciągnęła je z niego uważając, żeby jeszcze przy siebie nie poparzyć o gorącą blachę. - Chyba nie wyglądają tak źle, trochę lukru powinno załatwić sprawę - powiedziała patrząc na pierniki, które były ,,lekko" przyrumienione. Jednak nie były spalone na węgiel i coś dało się z nich uratować. Poza tym co to za pierniki bez lukru...