Do hogwarckiej kuchni prowadzi boczny korytarz zakończony owalnymi drzwiami z klamką w kształcie gruszki. By wejść do środka należy ją połaskotać. W środku znajduje się skrzacie królestwo, a mianowicie niezbyt duża kuchnia. Jest tu gorąco oraz duszno, a przede wszystkim roztacza się tu mix cudownych zapachów. Każdy zbłąkany czy głodny uczeń dostanie tu coś ciepłego, o ile zachowuje się wobec skrzatów życzliwie i uprzejmie. Głównymi skrzatami dowodzącymi w tym miejscu są Bambuś, Bryłka, Chmurka oraz bardzo włochaty Gwizdek o donośnym głosie.
Chyba każdy ma problemy z nazywaniem uczuć. Ale niektórzy mają się trudniej, ponieważ mają ogromne problemy z zrozumieniem swoich emocji. A szczególnie ona. Niewiele przeżyła, niewiele mogła tak naprawdę określić. Jedyna jej wiedza na temat związków bierze się z romansów, z opowieści Ikuto. Przez to w jej głowie funkcjonuje jedynie pojęcie, że wszystko zawsze dobrze się kończy, miłość zawsze zwycięża i jeszcze wiele innych głupot, które chyba tylko zranienie tego dziecka mogłoby wyperswadować. Choć ją często zranić. Chyba, że fizycznie... Kyaaa, aż jej się przypomniało, jak Dracon brutalnie uderzył nią o ziemię! Momentalnie zakończyła smutne tematy i uśmiechnęła się niezwykle wesoło. Odwróciła się w stronę Finna uchylając wargi. - Finn... Eto... Kojarzysz może takiego chłopaka... Draco – No nie mogła nie zapytać. Miała ochotę przeprosić za to, że schodzi na taki temat, ale ją aż tak strasznie korciło, że aż ją przechodziły ciarki. Jeju! Ona by powiedziała, że przy takiej rozmowie, gdzie się dowie jak cudny jest Dracon nie zliczy orgazmów. Kyaaaa! - Nie pouczaj mnie, bo wiem lepiej niż ty. Co ty możesz wiedzieć o holenderskim ty ty... HOLENDRZE! - Powiedziała wytykając lekko język w jego stronę, uśmiechając się zabójczo po tym sztucznie patrząc na niego z wyższością, bo przecież ona wie lepiej i rybak nie będzie w stanie podważyć jej inteligencji i genialności O! Sama również zaczęła jeść chociaż zdecydowanie wolniej, jakby zastanawiając się nad każdym kęsem. Jajecznicę lubiła jeść, delektować się nią nawet w towarzystwie. W innym wypadku nie chciałaby z kimś jeść, ponieważ... Ta dziewczyna wstydzi się tego, że używa sztućców na odwrót, a więc widelec w prawej ręce, a do tego dzieli danie od tego, co najmniej smaczne do tego co najsmaczniejsze i w takiej kolejności wszystko je nigdy nie mieszając dwóch rzeczy ze sobą. - Nie nauczę cię, bo ten przepis to ogromna tajemnice. Zdradzę go tylko mężowy, bo on mi będzie robił takie wykwintne śniadanka do łóżka – Skomentowała zadowolona, że jak zwykle jakże najprostsza do zrobienia potrawa robi ogromną furorę. Powinna zostać kucharką!... Haha! Dobreee! Nie no, Van w kuchni. Szkoda gadać. Skrzaty to by chyba już tutaj nie wróciły, gdyby zaczęła pichcić coś „dobrego”.
Ostatnio zmieniony przez Agavaen Brockway dnia Sro Maj 23 2012, 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Co ona wiedziała o gotowaniu! Nic. Nie była najlepszą kucharką, a zdecydowała się uczyć Jaya. W sumie to już nawet nie pamiętała jak do tego doszło... Coś było na temat jej przyszłego męża, gotowania i sprzątania. Czy jakoś tak. Na samo wspomnienie gry w durnia roześmiała się. Musiała przyznać, że nie bawiła się tak dobrze od dłuższego czasu, a minęło od niej już trochę czasu. Ponad tydzień? Bardzo prawdopodobne. Ubrała się szybko w zwykłą, czarną bluzę z długim rękawem i jasne dżinsy. Nie chciała za specjalnie się troić bo po co? Bracia Harper przestali ją już interesować i Des mogła bez przeszkód zająć jednego z nich. Wszystkie jej myśli zajmowała jedna osoba. Z uśmiechem na ustach weszła do kuchni napotykając od razu spojrzenie Jay'a. Nawet na chwilę jej uśmiech nie zmalał. - Mówiłam, że dostaniesz sowę. - zamknąwszy drzwi podeszła do niego opierając ręce o dzielący ich stół. Może to głupie ale przez chwilę mogła poczuć się bezpiecznie. Może ten jego wzrok tak na nią wpłynął. Kto wie... - Od czego chciałbyś zacząć? - spytała rozglądając się dookoła po czym związała swoje włosy w luźny kok aby nie przeszkadzały jej podczas pracy.
Dziewczyna w końcu się pojawiła, a on wpatrywał się w nią intensywnym, dosyć dzikim jak na Harperów spojrzeniem. Nie powiedział ani słowa, słuchał jej wypowiedzi obserwując uważnie każdy jej gest, każdy ruch mięśni twarzy. Musiał widzieć na czym stoi. Tak więc kiedy skończyła mówić nastała długa, mało komfortowa cisza, a chłopak jak stał, tak stał. Odkąd krukonka weszła do kuchni, nie ruszył się ani o milimetr, co w pewien sposób mogło ją niepokoić. Cisza no cóż… w końcu musiała zostać przerwana, postanowił on to zrobić. Wyprostował się i ruszył w stronę stołu, który oddzielał ją od niego i z tym perfidnym, chytrym uśmieszkiem oparł się po przeciwnej stronie blatu. Nachylił się w jej kierunku i wciąż atakując ją tym spojrzeniem powiedział. - Jeżeli masz zamiar uczyć mojego brata gotowania… – w tym momencie przyznał się do tego, że nie był Jayem. Aż dziwne, nawet dla mnie wydaje się to być takie niecodzienne. A cała ta dzika i… agresywna poza była na swój sposób nieprawdopodobna u tego ‘lepszego’ brata – to muszę najpierw sprawdzić jak sobie radzisz w kuchni – zaśmiał się i sięgnął po nóż. Nie miał zamiaru używać magii – w takim razie powiedz mi jaka potrawa wychodzi ci najlepiej – rzucił tym ostrym nożem w powietrze, a ten niemożliwie długo unosił się nad nimi, tylko po to, by jak zaczął spadać, przyspieszył czas o milion procent. Edward złapał za ostrze noża w ostatnim momencie, a nawet nie zwrócił na niego szczególnej uwagi! Wystawił go rączką w stronę panny Grigori dając jej znak, że powinna go wziąć – a ja sprawdzę, czy jesteś gotowa na wyzwanie typu nauka Jaya gotowania. Czy mi się wydaje… czy nauka Jaya przez Clarissę zamieniła się w naukę Clarissy przez Edwarda. Wszystko to było jakieś takie pomieszane! I przede wszystkim działo się za szybko.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Jego oczy wzbudziły w niej po raz pierwszy lęk. Jeszcze nigdy nie widziała aby były takie. Przełknęła ślinę ze strachu przed jego osobą. Nawet cisza jaka zapadła między nimi wzbudziła w niej lekki niepokój. Pewnie już dawno by stamtąd uciekła gdyby nie chęć pokazania, że wcale nie wystraszył jej swoim zachowanie. Co za głupie nastawienie. Już miała ją przerwać gdy on zrobił to pierwszy. Z zaskoczenia aż otworzyła oczy. Edward. Czemu on tutaj jest, a nie Jay? Czyżby źle zaadresowała list? Nie, na pewno nie. Wyraźnie było w nim napisane kogo oczekuje. Jeśli sądził, że takie pogrywanie z nią jest fair to grubo się mylił. Nie pozwoli sobie na tego typu zagrywki. Obserwowała każdy jego gest jak i słuchała co ma do powiedzenia. Naprawdę chciał ją testować? A to ci nowość. Widok noża w jego dłoni wystraszył ją. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy jednak nie potrafiła pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak. Edward nie był taki. Nie reprezentował sobą złości i arogancji. Był tym milszym, przyjaźniejszym i optymistyczniej nastawionym do życia Harperem. Czemu więc zachowywał się jak... psychopata ? Przez pytania krążące po jej głowie nie zwróciła nawet uwagi, że wystawił w jej stronę wcześniej wzięty nóż. Dopiero po chwili wzięła go w swoją dłoń przyglądając się mu z uwagą. I niby co ona miała z nim zrobić? - Jestem bardzo ciekawa czemu Ciebie o to nie poprosił. - spojrzała na nóż obracając go w swojej dłoni. Oczywiście doskonale wiedziała jaki tego był powód. To ona zaproponowała mu lekcje. Jay nic nawet nie wspominał... Chwila. Mówił, że dla niej byłby w stanie się nauczyć tego. No tak! Jak mogła o tym zapomnieć. Postawiła nóż ostrzem na blacie przytrzymując go jednym palce. Dopiero teraz spojrzała w oczy Edwarda. Cały wcześniejszy strach uleciał. Teraz czuła się zirytowana jego zachowaniem jak i bezczelnością. - Jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć to hopki - ukropki. Tradycyjna, Rosyjska potrawa. - położyła nóż zakładając ręce na piersi. Czy on ją naprawdę miał zamiar sprawdzać? Przecież to było jakieś chore. Po co niby? Fakt, powiedział, że dla Jaya ale czy nie kryło się za tym coś jeszcze? - Ty idiot Harper * - mruknęła w swoim języku i jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się słodziutko. - W takim razie co teraz? - spytała się nadal z tym swoim uśmiechem.
Rozdrażniła go tym pytaniem. Gdyby to kurde wiedział, to nie spędzałby swojego cennego czasu z Clarissą, a poszedłby na jakąś imprezę, ewentualnie przespałby ten czas. No cóż. Nie ma tak łatwo i właśnie dlatego był tutaj. W momencie kiedy dziewczyna odebrała od starszego Harpera nóż, przyjęła jego wyzwanie, a na jego ustach wykwitł chytry uśmiech. Po jego mimice twarzy można było wyczytać, że jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Czas zacząć zabawę. - Hopki – ukropki – powtórzył i zastanowił się głęboko – nigdy nie miałem okazji przygotować tej potrawy… ale przepis znam – wydukał niby to znudzony całą tą sytuacją i wyprostował się – w takim razie przy okazji pokażesz mi jak się je przygotowuje – ależ panno Grigori. On nigdy nie powiedział, że nauczy panią jak się poprawnie robi danie, on powiedział, że tylko sprawdzi pani umiejętności. Zatem pytanie typu: „Co teraz” jest nie na miejscu . On jedynie przywołał zaklęciem Accio potrzebne składniki i rozłożył je przed krukonką ignorując całkowicie jej popis z języka rosyjskiego. - No zaczynaj – wydukał i wziął do ręki drugi nóż – przy okazji daję Ci okazję porządzić sobie mną – posłał jej niby to radosny uśmiech. Jednak nie był on taki jak kiedyś, był sztuczny i zniknął tak szybko jak się pojawił. Kiedy wydała mu pierwsze polecenie zabrał się do roboty jednak przed tym…. - Ach, właśnie – zaczął ni z tego ni z owego – nie wiem czy wiesz kochana – zaczął, a jego spojrzenie zmieniło się w ułamku sekundy. Clarissa mogła zobaczyć przed sobą oczy drapieżnika, który wpatruje się w swoją ofiarę, gotowe pożreć je bez najmniejszej skruchy czy zastanowienia. Porównała go panienka do psychopaty? A tak naprawdę dopiero teraz pokazał swoje groźne i zabójcze oblicze – ale idiota w wielu językach brzmi tak samo… nie potrzebuję znać języka, by zrozumieć co do mnie mówisz – wyglądał tak jakby miał już teraz rzucić się na nią z nożem. Kiedy skończył mówić, to spojrzenie zniknęło, a on wrócił do wykonywania wydanego przez nią polecenia.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Jeśli sądził, że jego nastawienie będzie w stanie ją wystraszyć to... miał rację. Cały czas czuła wewnętrzny niepokój który kazał jej uciekać z kuchni, byle jak najdalej od Harpera. Miała ochotę zostawić ten nóż, stół, kuchnię, jego i uciec... daleko. Jednak trwała dalej w tej samej pozycji nie spuszczając z niego swych zielonych oczu. Miała zamiar wygrać tą grę. Ale czy była to jakaś gra? Na pewno nie. Jedynie Clarissa tak uważała. I co ciekawe, nie chciała przegrać. - Z wielką przyjemnością. - uśmiechnęła się w sposób ironiczny, który całkowicie nie pasował do niej. Tak właśnie wpływała na nią osoba stojąca po drugiej stronie stołu. Dodatkowo ostatnie słowa jego brzmiały jak rozkaz, a zdecydowanie nie przepadała za taką formą rozmowy. Rozkazy to mógł wydawać swojemu zwierzątku, jeśli takowe miał, bądź dziewczynie w łóżku ale nie jej. A sprawdzanie umiejętności? Nie startowała do żadnego konkursu, nie zakładała żadnej restauracji to po co .... O. No tak. Musiał być zły po tym co powiedziała. No ładnie Panienko Grigori. Wkopała się panienka, nie ma co. Czemu od razu nie powiedziała, że był to jej pomysł aby uczyć go gotowania ? Może wtedy nie byłoby tego wszystkiego. Widząc składniki pojawiające się po kolei przed nią musiała przyznać, że było to miłe z jego strony. Chociaż z tym nie musiała się męczyć. Spojrzała na to wszystko kładąc obydwie dłonie płasko na stole. Przez chwilę musiała pomyśleć nad przepisem który usilnie nie chciał dać się przypomnieć. No trudno, trzeba będzie improwizować. Podciągnęła rękawy swojej bluzy biorąc do ręki jedną z misek. Bez słowa wsypała do niej mąki i spojrzała na Edwarda kątem ok. - Skoro tak to mógłbyś obrać tego znikacza. - głową wskazała na ... drób? (nie mam pojęcia co to znikacz xd ). No nie ważne, skoro już pozwolił aby nim rządziła to miała zamiar z tego skorzystać. Zajęta robieniem masy na pierożki nie zwracała na chłopaka najmniejszej uwagi póki nie zwrócił się do niej. Pod nosem zaśmiała się z tego. Doskonale wiedziała, że będzie w stanie zrozumieć co powiedziała. Taki w końcu był plan. Nie wiedzieć czemu ale miała ogromną ochotę się z nim podrażnić. Tylko czy skończy się to dla niej dobrze? - Skoro tak mówisz. - wzruszyła ramionami wpatrując się w jego oczy. Momentalnie ogarnął ją strach. Jednak za nic nie dała tego po sobie poznać. - Ty khuzhe , chem Zelenykh . - uśmiechnęła się uroczo. Może nie było to aż tak bardzo obraźliwe jednak zdawała sobie sprawę, że tym razem tego nie zrozumie. I właśnie o to jej chodziło. - Teraz lepiej? - spytała uśmiechając się ironicznie po czym zabrała się do dalszej pracy .
Tak znikacz to był ptak. Chłopak złapał za mięso i zaczął je oporządzać dosyć sprawnie i bez najmniejszych problemów. Widać było, że umiał się bardzo dobrze posługiwać nożem. Z wielką łatwością. No cóż. Od dziecka miał do czynienia z kuchnią, tą magiczną i niemagiczną, więc można powiedzieć, że od małego szkolił się w niej. Trzech facetów w jednym domu, ktoś musiał nauczyć się gotować i akurat padło na niego. Później, kiedy był trochę starszy okazało się, że to jest dobry sposób na podrywanie panienek i tak już zostało. A oprócz tego trzeba przyznać, że to uwielbiał. Głupio trochę, ale co poradzić? Ten facet był, przynajmniej teraz, agresywny, dziki i troszkę nieprzewidywalny, a uwielbiał gotować. Trudno się mówi. Kiedy dziewczyna odpowiedziała na jego słowa, na jego twarzy rozkwitł uśmiech, a on przysunął w jej stronę gotowego znikacza. On pamiętał przepis, ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać… oprócz tego sam fakt, że dziewczyna drażniła się z nim, zaczynał go interesować. Tak. Kiedy kotek mówi do myszki uciekaj, to ona zaczyna uciekać inaczej nie ma w tym żadnej zabawy. W tym przypadku kotkiem był on i nie miał zamiaru dawać jej forów. Znów powiedziała coś po rosyjsku, a on nie miał zielonego pojęcia co powiedziała jednak bez najmniejszego wahania odpowiedział. - Dzięki – może jednak zrozumiał? Nie. Wystarczyło trochę pomyśleć. Wcześniej zwróciła się do niego jak do Idioty, jeżeli miałby to przetłumaczyć to wyszłoby, Harper ty idioto, ty idioto Harper, jesteś idiotą Harper albo coś w tej kombinacji. Tak czy siak zwróciła się do niego przez słowo „Ty”. Teraz zrobiła to samo, a że był to ten sam ton i ten sam uśmieszek, logiczne było, że go znowu obraża. Edward westchnął pod nosem z widocznym zawiedzeniem na twarzy i wziął znikacza spod niej. Jak będzie czekał na każde jej polecenie, to nigdy tego nie zrobią. Postawił wodę, by po jej zagotowaniu wrzucić tam mięso i powoli tworzyć pyszni znikaczowy rosołek. - Mogłam się bardziej postarać – zaśmiał się widocznie znudzony jej ‘staraniami’. Jak wcześniej poświęcał jej zbyt dużo uwagi, to teraz zignorował ją całkowicie.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Wzięła w swoje dłonie gotowego ptaka. Przynajmniej z tej czynności się wywiązał. Spojrzała jeszcze na mięso leżące obok jej miski. Szkoda było jej tego ptaka. Musiał zginąć aby ktoś mógł sobie zrobić z niego rosołek. Prawdę powiedziawszy nigdy nie zastawiała się skąd biorą się te wszystkie pyszne mięsa na stole. Jako mała dziewczynka uważała to za normalne. W dodatku większość, jak nie wszystkie, dania w rodzinnej posiadłości dziadków wykonywały skrzaty. Do kuchni wchodziła zawsze gdy było już późno i dziadkowie spali, a z pewnością tak uważała. Wiele nauczyły ją te małe stworzonka. To właśnie dzięki nim nauczyła się gotować choć w większości były to potrawy Rosyjskie. Zaskoczyła ją jego odpowiedź. Czyżby wiedział co powiedziała? Nie, na pewno. Po co Anglik miałby uczyć się Rosyjskiego? Z pewnością blefował. Nie chcąc zbić się z pantałyku uśmiechnęła się uroczo dodając Nie a za co. Po czym zabrała się za farsz do pierożków. Pamiętała go świetnie choć tak naprawdę zawsze dodawała do niego coś od siebie. Dziś miała być to bazylia. Uwielbiała te małe pierożki z nią. Dodawała wyraźniejszego smaku. Kątem oka zlustrowała poczynania Edwarda. Najwidoczniej nie musiała mu mówić co ma robić. Sam doskonale zabrał się do pracy. Było jej zdecydowanie to na rękę. - Bardziej postarać? - zaciekawiły ją jego słowa, jednak wyraźnie ignorował jej osobę. Nie spodobało się jej to. Najpierw z nią rozmawia, o ile można nazwać to rozmową, a teraz ignoruje? O nie, drogi Harperze. Tak nie będziemy się bawić. - Teraz masz zamiar nie ignorować? - spytała czując jednak, że nie dostanie odpowiedzi. Nawet nie liczyła na nią. Nie umiała usiedzieć w ciszy. Spojrzała na farsz do pierożków, złapała za łyżeczkę i spróbowała czy jest dobrze doprawiony. Wystarczył sam jego zapach aby zrobiło się jej niedobrze. Od razu odłożyła łyżkę na stół zakrywając usta dłonią. Co jest do cholery? Podeszła do kranu nabierając trochę wody do pierwszej szklanki jaką zauważyła. Kilka łyków wystarczyło aby poczuła się lepiej. Wróciła na swoje stanowisko ignorując chłopaka. Miała nadzieję, że lepienie pierożków zajmie ją choć trochę.
To co teraz tu się toczyło to zacięta wojna. To nie była zwykła nauka gotowania czy coś innego. Oni walczyli na słowa i na spojrzenia chcąc udowodnić, który z nich jest silniejszy. Ed nie wątpił wcale w siebie i dostrzegł, że jego nagła zmiana osobowości, która nastąpiła jakiś czas temu nie umknęła uwadze dziewczyny. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu mogła ją niepokoić, a to dawało mu punkt przewagi. Miejmy nadzieję, że dziewczyna nie sprowokuje go jeszcze bardziej, bo nie chcę wiedzieć, co byłby gotów jeszcze dokonać w tym stanie. Oj jak krukonka się myliła. Ależ oczywiście, że dostanie odpowiedź. Ponieważ dzięki niej można zmienić tą monotonie, która się pojawiła w tym momencie. - Tak – powiedział bez najmniejszego zainteresowania, westchnął pod nosem znów ukazując jak bardzo go zawiodła swoim zachowaniem – jeżeli nie potrafisz być interesująca, to nie mam zamiaru marnować na ciebie energii – chłopak oparł się o blat łokciem i na dłoni oparł brodę. Drugą rękę wyciągnął w jej stronę i pstryknął ją prosto w czoło. Ten gest chyba został mu z poprzedniej osobowości, był dosyć… pieszczotliwy? Możliwe, a na kilka chwil na twarzy pojawił się uśmiech, ten miły i przyjazny. Szkoda, że trwał tylko kilka sekund i mógł być równie dobrze zwykłym wyobrażeniem dziewczyny. Wszystko się zmieniło w momencie, kiedy dziewczyna zaczęła walczyć… z czym? Wyglądało to jakby poczuła silne mdłości, a w oczach chłopaka znów pojawiły się iskierki wielkiego zainteresowania. Nie opuszczał spojrzenia i obserwował ją bardzo, bardzo uważnie. - No, no, no – wydukał prostując się, jednak nie odrywając od niej swoich oczu – czyżby ktoś tu miał coś w stylu porannych mdłości? – zażartował sobie z niej. Miał ochotę się z nią podrażnić i podokuczać jej, by to spotkanie nie było jednak takie nudne.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Czyli Edward uważał, że Rosjanka nie jest interesująca... Bardzo ciekawe. Clary sama uważała siebie za przeciętną osobę. Mało interesującą, szara, nijaka. Czasami zastanawiała się co inni w niej widzą. Z całkowitym przekonaniem co do słów Edwarda mogła mu przytaknąć. Nie była interesująca. Spoglądała na niego co jakiś czas, dzięki czemu zauważyła jak kieruje rękę w jej stronę. Zastygła w bezruchu czekając na to co zrobi. Nie spodziewała się jednak tak... przyziemnego gestu. Sam jego fakt wywołał drobny uśmiech na jej bladej twarzy. Może jednak nie był tak zły na jakiego starał siebie wykreować... - A jednak to robisz przebywając ze mną. - musiała, po prostu usiała to powiedzieć. Czasami nie potrafiła się powstrzymać. Następne słowa starły całkowicie uśmiech który on wywołał. Poranne mdłości? Czy on żartował sobie z niej? Chyba nigdy nie widział porannych mdłości. Clari zresztą też ich nigdy nie widziała jednak nie było możliwym aby ona je posiadała. Przecież jeszcze nie... Zapomniała. Całkowicie zapomniała. Przecież parę tygodni temu ona i pewien gryfon... Nie. To zdecydowanie nie było możliwym aby była w ciąży. Spojrzała na niego mrużąc oczy i przechylając głowę. - Żartowniś z Ciebie marny. - skończyła lepienie pierożków. Odłożyła je na bok odgarniając wierzchem dłoni włosy z czoła. Podeszła do kuchenki aby nastawić wodę. usiała w końcu ugotować w czymś pierożki. Surowe mogłyby być niejadalne. - Może powiesz mi czemu stałeś się takim chamem. - zagadnęła odwracając się w jego stronę z założonymi rękoma na piersi i opierając się pupą o kuchenkę.
Nikt nie jest nigdy do szpiku kości zły. Zwłaszcza taka osoba jak Edward, która wcześniej była bardzo przyjazna i otwarta na ludzi. Zmienił się to prawda, chciał powstrzymać cierpienie, które mogło się pojawić i w momencie szoku uniewrażliwił się na wszystko, tworząc… to. Jednak niektórych rzeczy nie da się zmienić i czasami wracały do niego stare gesty i nawyki. Nieświadomie je wykonywał, były dla niego naturalnym dodatkiem, na który nie zwracał uwagi. - Właśnie dlatego – odpowiedź na jej stwierdzenie mogło nie mieć dla niej najmniejszego sensu. Dla chłopaka było to logiczne i bardzo zrozumiałe. To, że coś w jednej chwili jest nudne, nie oznacza, że w przeciągu kilku następnych minut nie zmieni się to w coś wartego uwagi. W tym wypadku to się sprawdziło. Najpierw jej słowa, a później zachowanie jej ciała. Mógł ją podrażnić i podokuczać jej, a to mogło obudzić w niej coś ciekawego i on chciał to zobaczyć. Ten chytry uśmieszek, który nie znikał z jego twarzy mógł być czasami… mógł przyprawiać o gęsią skórkę swoją natarczywością, tak powiem. - Wybacz słonko – tą sentencję używał bardzo często w ‘poprzednim wcieleniu’ – ale wyrosłem już z żartów – powaga z jaką to powiedział… nie mogła być fałszywa! Mimo iż była… ale nie ważne. - Och, chcesz naprawdę wiedzieć? – zapytał i zaśmiał się pod nosem jakby to była oczywistość, a jej pytanie było w tym momencie nie potrzebne – To będzie bardzo długa historia – chłopak oparł swój tyłek o blat i zaczesał swoje kosmyki dosyć… no cóż był przystojny i jeszcze mu zostało co nieco seksownych gestów, które wykorzystywał w podrywie – byłem piękny i młody – zaczął po czym zmierzył ją wzrokiem od razu dodając –no akurat to się wcale nie zmieniło – ta pewność siebie Harperów, jej chyba nie dało się z nich wypędzić – świat był zły i okrutny i postanowił mnie zanudzić na śmierć – westchnął pod nosem widocznie zawiedziony tym co się stało – znudziło mnie podrywanie każdej kobiety więc poszedłem poziom wyżej – zaśmiał się i znowu wbił w nią to… agresywne spojrzenie.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
I faktycznie. Nie miało to dla niej najmniejszego sensu. Jednak nie chciała dalej w to brnąć. Nie widziała ku temu potrzeby. Czuła jednak, że niefortunnym się stało iż poczuła mdłości właśnie przy nim. Grypa potrafiła być naprawdę nieprzyjemna. Mogła zostać w łóżku, a nie biegać na spotkania z jakimś chłopakiem aby uczyć go gotować. I w sumie wyglądało to teraz jakby to ona była uczona tej sztuki. No halo! To nie tak miało być. Każde kolejne słowo jakie wypowiadał w jej stronę wprawiało ją w stan gotowania się. Czuła jak każdy mięsień zaciska się coraz mocniej, a ona sama stała jak posąg. Jeśli chciał wyprowadzić ją z równowagi to mu się to udało, lecz nie miała zamiaru tego pokazywać. Nie przywykła do wykłócania się czy bawienia w głupie gierki kto kogo bardziej wkurzy. No chyba, że z Anastazią. Z nią kłóciła się zawsze i wszędzie. Choćby nawet na tych głupich schodach, gdzie zgubiła ten przeklęty sok dyniowy. Tak poza tym, kto normalny nosi wielką butlę soku dyniowego ze sobą?! Tylko ta przeklęta Ana. Teraz jednak nie była w jej pobliżu, a gryfona. Wzięła parę oczyszczających wdechów i spojrzała na niego z drobnym uśmiechem na ustach. Co jak co ale uśmiechać to się lubiła. - Najwidoczniej tak Ci się tylko wydaje. Na twoim miejscu to bym uważała. Żartujesz sobie ze nie, a może któregoś dnia przyjdzie do Ciebie jakaś panna z którą spałeś i powie "będziesz ojcem". - spojrzała na niego z ognikami w zielonych oczach. - Wtedy to ja się pośmieję. - czy ona właśnie była wredna? Nie, nie możliwe. Clarissa nigdy nie była wredna. Otrząsnęła się szybko słuchając jego wypowiedzi. Wciąż jednak gdzieś na dnie jej umysłu błądziła myśl "coś jest nie tak...". Tylko co? - Lubię długie historie. - odparła zakładając ręce na piersiach i czekając na ciąg dalszy. Co jak co ale historie to uwielbiała słuchać. Przypomniał się jej dzień z Adamem kiedy to opowiadał jej legendę. Musiała koniecznie do niego napisać aby to powtórzyli. Na słowa "piękny i młody" prychnęła nieznacznie. Kiedyś sama uważała go za przystojnego i ciekawego mężczyznę, jednak od kiedy była z Belpem nikt nie był w stanie mu dorównać. Nawet Harper. Ostatnie jego słowa zainteresowały ją jednak. Poziom wyżej tak...- Czyli postanowiłeś oddać swoje serce tej jedynej? - spojrzała na niego lustrując go intensywnie swoim spojrzenie. Bardzo ciekawa była która dziewczyna była w stanie go usidlić. A może wcale nie była to dziewczyna. W końcu sama była kiedyś bi.
Zignorował wszystko co powiedziała. Nie miał zamiaru się z nią przekrzykiwać, czy drażnić, ale to co powiedziała na koniec… To był dla niego szok. Jakim cudem ona z tej wypowiedzi wyniosła, że chce się ustatkować? Trzeba przyznać, że przez kilka sekund nie wiedział co ma powiedzieć i to właśnie było jego błędem. Przez to, że nie wiedział jak ma odpowiedzieć, mógł tylko potwierdzić domysły dziewczyny, a nie je wyrzucić. - Zwariowałaś? – powiedział z wielką powagą i po chwili zaśmiał się i wybuchł śmiechem – Oddać serce tej jedynej? – dodał pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. Nie był w stanie się opanować. To brzmiało tak irracjonalnie i tak komicznie, że nie był w stanie sam się do tego przyznać. Edward Harper oddaje swoje serce tej jedynej. Śmiechu warte. To co stało się chwilę później było tak szybkie i niespodziewane, że trudno sobie to wyobrazić. Ed wystartował w jej stronę i wręcz uderzył jej drobnym ciałem o ścianę. Jej nadgarstki trzymał w żelaznym uścisku wysoko nad jej głową, aż dziwne było, że dziewczyna była w stanie dotykać ziemi. Jego dzikie spojrzenie nie odrywało od niej oczu, a on wyglądał jakby pożerał ją kawałek po kawałku, a to był dopiero początek. Zaśmiał się ponownie pod nosem nie odrywając od niej spojrzenia, po czym oblizał się z chytrym uśmieszkiem. Zbliżył się niebezpiecznie do jej twarzy i zatrzymał się przy jej uchu. - Oddać serce tej jedynej, co? – wyszeptał jej przy okazji mrucząc przeciągle – Nie jestem na tyle głupi – zaśmiał się ponownie po czym jego usta zetknęły się z jej delikatną skórą na szyi. Zostawiał na niej delikatne pocałunki i co kawałek przegryzał ją w pieszczotliwy sposób.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Cisza jaka nastała po zadaniu przez nią pytania jedynie utwierdziła ją w przekonaniu iż właśnie tak było. Uśmiech triumfu nie schodził z jej ust. A jednak, ktoś usidlił jednego z Harperów. Jednak wcale nie była ciekawa kim była owa osoba. Bo niby czemu miałaby być ? Nie interesował ją już ten chłopak. Teraz jedynie liczył się ktoś inny. Śmiech, jak i zdania które wyszły z jego ust od razu starły jej uśmiech. Uchyliła jedynie swoje usta w zdziwieniu. Czy on był szalony... Na to wyglądało. Czy aż tak bardzo nie wierzył w miłość? A może tak bardzo się sparzył, że nie chce mieć z nią do czynienia. .. No cóż, co by to nie było zajęło jej myśli na tyle, że nawet nie zauważyła kiedy ten zbliżył się do niej przypierając jej ciałem do ściany. Dopiero mocny uścisk na nadgarstkach jak i uderzenie, po zetknięciu ze ścianą, jej to uświadomiły. Uniosła do góry głowę chcąc spojrzeć mu w oczy. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. W tym momencie naprawdę chłopak ją przeraził, a nie zdarzało się to często. Nawet sytuacja podczas lekcji eliksirów nie była tak... przerażająca? jak ta teraz. Serce od razu zaczęło jej szybciej bić przez przypływ adrenaliny. I wcale nie miało ono pozytywne znaczenie, wręcz przeciwnie. Zacisnęła usta w kreskę. Nie miała zamiaru się z nim kłócić, jednak pozostanie w takiej pozycji również nie wchodziło w grę. Szarpnęła rękoma jednak to nic nie dało. Przełknęła ślinę widząc jak się oblizuje. Naprawdę ją przerażał, tym bardziej, gdy zbliżył do niej swoją twarz. Delikatne dreszcze przeszły po jej ciele. W co też ona się wpakowała. Czując jego usta na swojej szyi wzdrygnęła się. Chyba nie chciał zrobić czegoś wbrew jej woli, prawda? - Ale jesteś najwidoczniej na tyle głupim aby dobierać się do mnie wbrew mojej woli. - jej głos drżał, a każde wypowiadane słowo nie było powiedziane tak pewnym tonem jakby chciał - Puść mnie. - zażądała szarpiąc znów rękoma. Bała się jednak, że jej prośba nie zostanie spełniona, a ona zdana będzie na jego kaprys. Odciągnęła głowę najdalej od niego aby jego usta nie mogły już jej dotknąć. Gdyby tylko spojrzał jej w oczy zobaczyłby w nich odrazę skierowaną w jego stronę.
Jay znalazł w swoim mieszkaniu list, które ewidentnie był skierowany do niego, a jednak go nie dostał. To dziwne. Najwyraźniej sowa po raz kolejny pomyliła jego i brata. Zdarza się. Tylko dlaczego Edward mu od razu tego nie przekazał? Minęli się przecież jakiś czas temu. Dopiero teraz gdy ogarnął się już po powrocie, coś zjadł na szybko i spojrzał na stół to dostrzegł leżący pod nim pergamin, który najwyraźniej został zrzucony przez wiatr. List od Clari. O, super! Chętnie się czegoś nauczy, bo Edward nie był najlepszym nauczycielem – był za mało seksowny i dużo ostatnio się denerwował. Wrócił do Hogwartu z pośpiechem, bo spodziewał się, że dziewczyny może już tam nie być. Ten list na pewno wiele czasu leżał na stole, więc mogła pomyśleć, że Jay ją wystawił. Nic podobnego, po prostu powie, że zaspał, czy coś. Wszedł więc do kuchni z charakterystycznym dla niego uśmiechem od ucha do ucha i... Gapił się. Edward dobierał się do Clari? CO!? Przecież on był zakochany. Zakochany w Vittori. Ostatnio nawet się spotykali. Czyżby nadal starał się za wszelką cenę udowodnić sobie, że to jednak nie jest miłość? Chłopak westchnął. - Odbijany braciszku, zostaw ją – Podszedł i położył mu rękę na ramieniu – Przypaliłem w domu jajecznicę. Proponowałbym iść ratować kuchnie, bo jest w stanie agonii – Zaśmiał się pod nosem dość sztucznie i czekał na jego reakcję jednocześnie spoglądając niepewnie na Clari. Nie chciała, by myślała o Edwardzie źle. On po prostu... Miał pewne problemy i tyle.
Nie był aż takim potworem. Kiedy usłyszał jej głos odsunął się od niej i spojrzał na twarz. Teraz jego usta zwęziły się w szparkę, a on opuścił wzrok, coś go tknęło. Przesadził i wiedział o tym. Poluźnił uścisk na jej nadgarstkach nawet na nią nie spoglądając, aż nagle usłyszał znajomy głos. Odwrócił w wzrok w stronę brata i zaśmiał się sztucznie pod nosem. - Zawsze wiesz kiedy wpaść – powiedział niby to rozluźniony i puścił dziewczynę, po czym westchnął pod nosem – zanim zaczniecie gotować, zjedzcie pierożki, bo szkoda je zmarnować – położył dłoń na głowie Clarissy i rozczochrał ją – da radę Cię pouczyć… – wydukał z lekkim uśmiechem i odsunął się od dziewczyny jak najszybciej się dało. Zapewne nie chciała, by ten ją dotykał w jakikolwiek sposób. Bez żadnego więcej słowa ruszył w stronę wyjścia, a kiedy mijał bliźniaka, ten mógł zobaczyć na jego twarzy wyraz, który nigdy nie powinien się tam pojawić. Bez słowa opuścił kuchnie i nie miał najmniejszego zamiaru wracać do domu. Poszwęda się gdzieś, czy co. Byle tylko nie myśleć o tym wszystkim.
z\t
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Czuła jak jej ciało drzy. Naprawdę aż tak bardzo się bała? Przecież Clarissa nie bała się niczego. A przynajmniej niczego w Hogwarcie. Katem oka zarejestrowała ruch jak i usłyszała charakterystyczne skrzypienie drzwi. Dźwięk ten był niczym wybawienie. Nie spodziewała się jednak ujrzeć drugiego Harpera. Mimo to nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Może i uścisk nie był już tak ciasny lecz nadal bała się ruszyć. Co jest ? Dopiero gdy chłopak całkowicie ją puścił opadła na całe stopy masując obolałe nadgarstki na zmianę. Tak to zajęcie ją zajęło, że nie zauważyła kiedy ten wyciąga w jej stronę dłoń i czochra po włosach. Jej mięśnie od razu się spięły, gdy poczuła jego dłoń na głowie. To był odruch. W pełni odetchnęła kiedy Edward wyszedł z kuchni, choć szok pozostał. Czy powinna pytać Jay'a o to się właśnie wydarzyło? Raczej nie. Nawet pytanie to byłoby nie na miejscu. W końcu nie był tutaj od początku. Spojrzała na niego jakby go nie widząc. Podeszła do stołu i przystąpiła do dalszej pracy chcąc zająć czymś myśli. Cholera, weź się w garść kobieto! - Woda już się zagotowała więc za jakieś dziesięć minut będzie gotowe. - złapała gotowe pierożki w dłonie chcąc zanieść je do garnka. Niestety, tak bardzo się jej trzęsły, że wszystkie zamiast wylądować w wodzie, znalazły się na podłodze. - Przepraszam, niezdara ze mnie. - kucnęła mając zamiar je pozbierać. Nie doszło jednak do tego. Po prostu usiadła na zimnej podłodze wpatrując się w rozsypane jedzenie. Nie przypuszczałaby, że tak bardzo to na nią wpłynie. Przymknęła oczy i policzyła do dziesięciu po czym znów je otworzyła wlepiając swoje spojrzenie w Jay'a. - Chyba powinnam Ci podziękować tak więc... Dziękuję. - choć do końca nie była pewna za co dziękuje. Bo czy wierzyła w stu procentach, że Edward coś jej zrobi? Nie. Jednak nie mogła tego wykluczyć. Stać mogło się wszystko.
Spoglądał na brata wciąż z tym sztucznym uśmiechem, który w jakiś sposób miał ukryć to, że Jay bardzo się o niego martwił. Obserwował każdy jego ruch kontrolując, czy ten nie robi nic niepokojącego. Gdy natomiast wyszedł z sali odetchnął z ulgą. Wprawdzie wiedział, że akurat jemu brat nic nie zrobi, ale nie chciał już bardziej stresować Clari. Wpatrywał się w nią, a jego oczy przepraszały ją swoim wyrazem. Czuł się w obowiązku przeprosić ją za brata. Również wytłumaczenie jej wydawało się być oczywiste, bo w końcu Edward praktycznie się do niej dobierał, a wszyscy doskonale wiedzieli, że krukonka jest w szczęśliwym związku. Widząc jak ta miota się z jednej na drugą powolutku podszedł do niej i kucnął obok. Zignorował pierożki i położył swoją dłoń na jej ramieniu. Ciepło się do niej uśmiechnął i łapiąc obie jej dłonie podniósł się wraz z nią z ziemi. - Nie dziękuj. On by nic nie zrobił – Powiedział jej, a jego twarz mówiła, że jest w stu procentach tego pewny – Edward bardzo kocha Vittorię, ale ma z nią wiele problemów. Trochę się pogubił, więc proszę nie myśl o nim źle – Wyszeptał. Było po nim widać, że i on jest bardzo przejęty tą całą sytuacją. Choć na szczęście jego dłonie nie trzęsły się, więc mogły dodać jej pewnego rodzaju otuchy.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Czując jego dłoń na swoim ramieniu wzdrygnęła się lekko. Wiedziała, że nie jest to Edward, jednak nie potrafiła zapanować w tym momencie nad swoim ciałem. Wciąż odczuwała lęk i strach spowodowany zachowaniem Harpera. W głębi serca jednak wiedziała, że nie zrobiłby jej krzywdy jednak w tamtej chwili wcale się tak nie czuła. Spojrzała na Jaya z bladym uśmiechem podnosząc się dzięki jego pomocy z ziemi. - Być może ty jesteś pewien tego w stu procentach ale ja nie. Nie wiesz co by się stało, gdybyś nie przyszedł. - nadal lekko się uśmiechała choć wcale nie było jej do śmiechu. Podeszła do stołu znajdującego się tuż za nią. Położyła na nim dłonie po czym odwróciła się i oparła tyłkiem o jego brzeg. Nie chciała już przebywać w tym miejscu. Czuła się strasznie niekomfortowo. - I to, że się pogubił go usprawiedliwia?- nie potrafiła już dłużej patrzeć na niego z uśmiechem. Teraz jej oczy ciskały piorunami, a usta zwęziły w cienką kreskę. - A gdyby tak na moim miejscu była... No nie wiem, może Lilka? Też byś tak myślał.? -tego było za wiele. Może i nie myślała o nim źle, jednak nie zmieniało to faktu iż się go bała. Prychnęła jedynie i ruszyła w stronę drzwi zatrzymując się z ręką na klamce. - Rozumiem, że chcesz go bronić i wierzyć, że nic by nie zrobił. Pamiętaj jednak, że nie zawsze będziesz mógł pomóc bratu aby nie popełnił błędu. - nawet się nie odwróciła w jego stronę. Nie mówiąc już nic więcej wyszła z kuchni.
Droga do kuchni przebiegła naprawdę szybko. Na szczęście większość uczniów bawiła się już w wielkiej sali, dlatego lochy były wręcz puste, tak samo, jak pomieszczenie, do którego zmierzali. Właściwie to Nejt przez chwilę zastanawiał się, czy Saga jest pełnoletnia? Ale nawet jeśli nie, to jeszcze trochę alkoholu nikomu nie zaszkodziło! Przecież nie miał zamiaru jej upijać i później gwałcić po kątach, no skądże! Gdyby to był Sky'a, to sytuacja pewnie wyglądałaby inaczej. Ale przy ślizgonce powinien przynajmniej udawać dżentelmena. Pewnie od razu przystąpił do poszukiwania procentów, kiedy tylko znaleźli się w kuchni i automatycznie rozwiązał krawat, który wcześniej był dość mocno zaciśnięty na jego szyi. - Co ty na to, żebyśmy lepiej się poznali? Bo na dobrą sprawę nic o tobie nie wiem - rzucił przez ramię, zaglądając do kolejnej szafki, która była pusta. Zrobił kilka kroków w bok, by zajrzeć do innej - Ulubiony kolor? Przedmiot w szkole? Lubisz mugoli? A może jesteś seryjnym mordercą? - zadał serię podstawowych pytań i właśnie wtedy ujrzał butelkę ognistej, którą ktoś najwyraźniej próbował ukryć. Zgarną swoją zdobycz i uśmiechnął się triumfalnie, machając do Sagi butelką. Otworzył jeszcze jedną z górnych szafek, w celu wyciągnięcia dwóch szklanek i usiadł na blacie. Szybko przystąpił do polewania alkoholu i poklepał miejsce obok siebie. - Nie musisz się bać, nie jestem mordercą i nie gryzę, a przynajmniej nie mam w zwyczaju tego robić... nie przy takiej krótkiej znajomości - oznajmił i wzruszył ramionami, bo humor to mu się dziś trzymał. Przejął jedną ze szklanek i od razu upił z niej łyk alkoholu - A może mordujesz koty, kiedy nikt nie widzi i później składasz je w jakiejś ofierze? - zapytał jeszcze z pełną powagą, bo skoro już mieli razem balować, to serio wypadało się poznać. A na pewno upewnić się, że twoja partnerka nie jest jednak tym mordercą. Na szczęście nie wyglądała, jakby zabijała te biedne zwierzątka, więc Nejt nie musiał się chyba obawiać, prawda?
Wciąż miała wątpliwości co do tego pomysłu. Co prawda został jej niecały rok do wyczekiwanej osiemnastki, a ze swoją aparycją spokojnie mogła podawać się za dorosłą. Jednak wciąż coś nie dawało jej spokoju i powodowało taki dziwny skurcz w gardle. Uspokajała się, że przecież wszyscy, którzy mogliby ich przyłapać są na balu. Nauczyciele muszą pilnować tej szalonej, rozwydrzonej bandy. A może jednak chodziło o świadomość, że będzie pić z chłopakiem swojego "chłopaka". Bo chyba powinna go nie lubić... Albo przynajmniej się z nim nie spoufalać. Nawet przez chwilę nie pomyślała, że mogłaby znaleźć się w niebezpieczeństwie. Chociaż Nathaniel był starszy i większy to czuła się bezpiecznie z różdżką ukrytą pod suknią. Specjalnie po to by ją wziąć ze sobą, założyła jedwabną przepaskę na nogę. Kiedy więc chłopak przeszukiwał szafki w poszukiwaniu alkoholu, Saga, pod pretekstem wygładzenia sukni, sprawdziła czy różdżka przypadkiem jej się nie wysunęła. - W sumie wypadałoby wiedzieć choć trochę o swoim partnerze - stwierdziła ostrożnie. Tak naprawdę wiedziała o Nejcie całkiem sporo, między innymi o życiu uczuciowym ślizgona, ale to chyba się nie liczy... Zanim odpowiedziała na te zupełnie podstawowe pytania, uśmiechnęła się szeroko na widok butelki. - Eeem... Zielony alboo śnieżnobiały. Zaklęcia. Toleruję. I tylko w czwartki. Te same pytania do ciebie - Dwie ostatnie odpowiedzi były nieco podkoloryzowane. Nie lubiła wyznawać, że interesuje się mugolami, oficjalnie przecież była czystokrwistą czarodziejką z wielopokoleniowej rodziny. No i w czwartki miała lepsze zajęcia od mordowania. Spojrzała sceptycznie na blat. Ciężko z gracją na nim usiąść w tak długiej sukni. Dała jednak radę i wzięła do ręki szklankę. - W takim razie nie wiem czy to dobrze, że się poznajemy jeśli masz zacząć gryźć - zażartowała i upiła łyk - trochę zbyt duży i zbyt szybko. Poczuła jak whiskey rozpala jej gardło. Odkaszlnęła jakby miało to w czymś pomóc. - Wyglądam ci na kogoś takiego? - Szczególnie po tym amatorskim zakrztuszeniu. Z każdym kolejnym łykiem skurcz w gardle ustępował. A kiedy już prawie opróżniła szklankę poczuła się znacznie bardziej rozluźniona. - To teraz ja zadaję pytania! Hm... Skąd jesteś? Masz jakieś zwierzątka? Ulubiona książka? I... stan cywilny? - Sama nie do końca wiedziała czemu tak otwarcie nawiązała do jego małżeństwa, ale niedbały, rozbawiony ton sugerował jednak, że o niczym konkretnym nie wiedziała i po prostu sobie żartuje. Dodatkowo wyciągnęła w jego stronę pustą już szklankę i spojrzała na butelkę, bo ognista zdecydowanie jej zasmakowała. Może jednak Nejt powinien się jej troszkę obawiać...
Wychodzi na to, że Nate demoralizował Sagę. Nie dość, że łamał serce Sky'a na każdym możliwym kroku, to jeszcze demoralizował jego udawaną dziewczynę. Najśmieszniejszy z tego wszystkiego był jednak fakt, że on serio nie miał takich złych zamiarów. Bo popatrzmy, jak to widział nasz Nejt! Był pewien, że Salemczykowi, z którymi się spotykał, odpowiada taki układ. Zero zobowiązań, a jedynie obustronne korzyści, no kto by tak nie chciał? Takiego zdania był brunet, więc wmawiał sobie, że w przypadku Skylera jest podobnie. A to, że Saga nie była pełnoletnia, a ten już jej alkohol proponował... no zdarza się, prawda? Dlatego z ręką na sercu mogę przyznać, że Woods nie był taki zły, on robił to całkiem nieświadomie, o! A zresztą, odrobina Ognistej jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Przecież nie liczyło się, że nauczyciele mogą ich przyłapać, czy coś, w końcu Nathaniel kończył Hogwart, więc na dobrą sprawę mu nie zależało. A ślizgonka? Ładnie by się uśmiechnęła i może nawet ominęłaby ją jakaś kara. Żyj chwilą i takie tam. Oczywiście chłopak słuchał jej wypowiedzi, bo naprawdę chciał ją poznać, wypadałoby jeśli już tworzyli jakiś pokręcony trójkącik ze Skylerem, nie? Wziął głęboki wdech zastanawiając się nad odpowiedzią na pytania i dopiero, kiedy wziął łyk alkoholu spojrzał na dziewczynę i lekko przechylił głowę. - To proste, zielony. Transmutacja. Zdarzają się wyjątki. W czwartki? Kurczę, trochę się minęliśmy, ja wybrałem środy - powiedział z pełną powagą i kiwnął jeszcze głową, żeby utwierdzić ją w swoich słowach. Bo przecież widać było, że jest typowym ślizgonem, no może szczerzył się zbyt często, ale oprócz tego posiadał wszystkie cechy, pasujące do domu węża. Dlatego nie można dziwić się, dlaczego upodobał sobie zielony i jest zniechęcony słysząc o mugolach, choć musiał przyznać, że znajomość z Marcelą pomagała mu ich jakoś zrozumieć, a raczej była i pokręcona znajomość. Kiedy myśli Nate'a zeszły na Marceline, znów upił łyk alkoholu, który na dobrą sprawę przestał być dla niego mocny. Spojrzał jeszcze na ślizgonkę, która najwyraźniej z Ognistą nie miała wiele wspólnego i lekko się przy tym uśmiechnął - Dla ciebie mogę zrobić wyjątek i się od tego powstrzymać - przyłożył nawet rękę do klatki piersiowej i mógłby krzyknąć 'słowo harcerza' gdyby wiedział kim w ogóle harcerze są. - Ci niepozorni zazwyczaj są mordercami i składają biedne koty w ofierze, serio - znów powiedział to z pełną powagą i wysłuchując jej pytań, sięgnął po butelkę, żeby zapełnić pustą szklankę - Londyn. Tylko upierdliwą sowę. Zdecydowanie 'Gra o Ministerstwo'. Hmm... żonaty - podniósł jeszcze palec z obrączką, żeby nie było, że kłamał - To teraz odpowiedz na te same pytania - powiedział z uśmiechem na ustach. No halo, powinna mu powiedzieć, że ma chłopaka, który jest chłopakiem Nate'a... a na dobrą sprawę nie jest, ale lepiej się w to nie zagłębiajmy.
Pomimo tego, że do tej pory raczej rzadko miała do czynienia z alkoholem, wiedziała mniej więc "jak to działa". W napięciu oczekiwała więc tego osławionego szumu w głowie. Uznała, że to będzie najbardziej przydatny efekt uboczny. Dlaczego? Otóż nie chciała za dużo myśleć, dociekać i zastanawiać się. Sytuacja zwyczajnie ją przerastała i chociaż w życiu by się do tego nie przyznała, ten jeden jedyny raz wolałaby zaniechać jakiejkolwiek kontroli i zdać się na los. Co będzie to będzie... Zamknęła oczy przełykając gorzkawy napój i próbując zatrzymać potok myśli. - Chowajcie swoje koty! Saga nadchodzi! - powiedziała imitując piskliwy, przerażony głos. Roześmiała się spoglądając na Nathaniela. Zastanawiała się wcześniej jaki może być ten słynny facet, który ożenił się przez przypadek i zawrócił w głowie Skylerowi do tego stopnia, że ten zwrócił się o pomoc do kompletnie obcej osoby. Była niemal pewna, że to jakiś wredny typ, którego bawi zabawa uczuciami innych. A tu proszę, ten okropny Nejt siedział teraz obok niej i był sobie uroczo beztroski, wesoły, i zupełnie nic nie kombinujący. I w dodatku prawdomówny! Omal się nie zakrztusiła kiedy tak zupełnie bez oporów wyznał, że jest żonaty. Poprawiła włosy, żeby odwrócić uwagę od twarzy, na której odmalowało się lekkie zdziwienie. - Więc tak... Islandia. Obecnie nie. Nie potrafię wybrać jednej. I... - Cholera. Upiła łyk Ognistej; może chciała zyskać na czasie, chociaż bardziej prawdopodobnym wydaje się, że chciała dodać sobie trochę odwagi. - Mam chłopaka. - Wzruszyła ramionami, by po chwili dodać: - A wiesz co? Masz żonę! Ja też wolna nie jestem. A idziemy na ten bal razem... - Może to nie był zbyt dobry pomysł, by teraz się w to zagłębiać ale chciała wiedzieć. I alkohol też robił swoje. - Czy to nie dziwne? To było nawet przyjemne, kiedy to ciepło rozchodziło się po ciele z każdym łykiem. Właściwie sama już nie wiedziała czemu naszło ją na takie refleksje. I tak prędzej czy później doszliby do wniosku, że oboje mają mocno skomplikowaną sytuację (delikatnie mówiąc). - To co? Za dobrą zabawę! - Uniosła szklankę do toastu. Wychyliła ją do końca i postawiła obok siebie na blacie. - Idziemy?
Macie szczęście... albo pecha. Zależy, czy wolicie sprzątać, czy gotować. Kuchnia co prawda lśni czystością, ale musicie przygotować kolację dla kilkuset osób. W dodatku nie macie pojęcia, gdzie znaleźć odpowiednie składniki i spoczywa na was wielka odpowiedzialność - strach pomyśleć, jak wyglądałby zamek przy zbiorowym zatruciu pokarmowym... Wasze zadanie polega na przyrządzeniu zapiekanych paluszków. Czyli palców druzgotka zapiekanych z serem. Najpierw musicie jednak znaleźć wszystkie potrzebne składniki (palce druzgotka, wyciąg z korzeni dyptamu, sól czosnkową, ser i jakieś przyprawy), odpowiednie kuchenne utensylia (noże, miski, brytfanki), a w królestwie skrzatów wcale nie jeest to takie proste! Kiedy już ukończycie swoje dzieło, pamiętajcie, żeby ładnie je podać i udekorować... a potem magicznie rozmnożyć, bo przecież nie chcecie spędzić w kuchni reszty swoich dni!
Okropne, oburzające i świadczące o zupełnej niekompetencji! Jak można tak wykorzystywać uczniów? Jak można było dopuścić do rozprzestrzenienia się tego choróbska? I przede wszystkim, czy nie można wynająć jakichś zdrowych skrzatów? Nie musiałoby być ich tak dużo, mogłyby przecież pracować ciężej... Takie właśnie myśli towarzyszyły Sadze w drodze do kuchni - miejsca gdzie przebywała zdecydowanie za często, jak na kogoś, kto wprost nie znosi gotowania, chaosu i nieporządku. Bo właśnie z tym kojarzyła jej się kuchnia. Gdy tylko przeczytała artykuł w Proroku stwierdziła, że to niedorzeczne. Miała jednak nadzieję, że dostanie jej się sprzątanie. O wiele łatwiej rzucić kilka zaklęć niż... no właśnie, zupełnie nie wiedziała jak miałaby gotować. Oczywiście, pamiętała jak Skyler przygotowywał naleśniki. Czarna magia i to wyjątkowo ciężka do opanowania. W życiu nie pomyślałaby, że mogłaby robić coś podobnego. A teraz musiała, bo głupie skrzaty postanowiły zachorować na jakąś głupią chorobę. Międliła więc w myślach słowa Hampsona zacytowane w gazecie, przeklinając i jego, i skrzaty, i Merlin wie kogo jeszcze. Miała nadzieję, że trafi na kogoś kto ma o gotowaniu jakiekolwiek pojęcie i Slytherin nie straci punktów. No i że nikogo nie potrują. Niestety, w kuchni nikogo jeszcze nie było. Saga uświadomiła sobie, że nie ma bladego pojęcia co powinna teraz zrobić. W tej sytuacji zdecydowanie nie chciała niczego ruszać. Spięła włosy w wysoki kok, tak chyba robią profesjonalne kucharki, które właściwie mają jeszcze siatkę na włosach, ale kto by się aż tak poświęcał? Postanowiła poczekać na resztę. W tej chwili przez głowę przeszła jej lodowata myśl, że może ta "reszta" zwyczajnie olała sprawę i nie przyjdzie. W końcu ślizgoni nie byli już tymi samymi ślizgonami co z opowieści jej mamy. Teraz przebiegłość i egoizm często wygrywają z ambicją i dumą. Rozejrzała się nerwowo po idealnie lśniącej kuchni; przez małe okienka przebijało się światło słoneczne, jeszcze. Zbliżała się pora kolacji.
Panna Tiereszkowa na co dzień wręcz przepadała za godzinami posiłków; jej ulubionym była kolacja i to zupełnie nie ze względu na wszystkie serwowane przez kuchnię przysmaki. Wszyscy zdawali się wtedy bardziej rozluźnieni, najwyraźniej wdzięczni za to, że kolejny dzień ich życia upłynął bez większych zawirowań. Nawet ona sama wieczorami jakby odrobinę łagodniała, przychylniej spoglądając na wygłupy młodszych uczniów, zabiegających o uwagę dziewcząt ze swego domu. Czar uległ rozmydleniu czwartkowego poranka, gdy do rąk szatynki wpadł ówczesny numer Proroka Codziennego, opatrzony złowrogimi nagłówkami, obwieszającymi nagłą i niespodziewaną chorobę, szerzącą się wśród skrzatów. Zupełnie jakby skrzacia ospa sama w sobie była wiadomością niewystarczająco przygnębiającą, jeszcze tego samego dnia Hogwartem wstrząsnęła kolejna nowina - w związku z panoszącym się choróbskiem, wszystkie porządkowo-organizacyjne obowiązki, spoczęły na całkowicie do tego nieprzystosowanych wychowankach Hogwartu. Wszystko wskazywało na to, że dyrektor miał wkrótce obserwować druzgoczącą porażkę swego misternego planu, zwłaszcza, że gotowanie leżało daleko poza zasięgiem zainteresowań Rosjanki. Choć tego popołudnia wyjątkowo długo nie potrafiła zmusić się do opuszczenia Pokoju Wspólnego, ostatecznie stawiła się w kuchni o wyznaczonej godzinie. Ślizgoni, jakkolwiek nie byliby charakternym gatunkiem, w większości wypadków dbali o dobre imię Salazara, wykazując się - poza sprytem i przebiegłością - również ambicją. W związku z nienaturalną ciekawością świata, Saszy w przeszłości już kilkakrotnie udało się zabłądzić w zamkowych lochach, więc gdy dotarła do wielkiego obrazu, przedstawiającego misę owoców, nie czuła konsternacji, doskonale wiedziała, że wystarczy przez odpowiednio długą chwilę łaskotać figurę gruszki. Gdy klamka ustąpiła pod naciskiem smukłych palców czarownicy, a drzwi otworzyły się na oścież, omiotła pomieszczenie wzrokiem i niemal od razu zarejestrowała dwie rzeczy: niezmącony niczym ład panujący w pomieszczeniu i obecność innej uczennicy. - Witaj, towarzyszko niedoli - rzuciła beztrosko, skinąwszy uprzejmie głową. Jej ton nie był wymuszony, pokonując kolejne metry, dzielące ją od kuchni, doszła do wniosku, że w najgorszym wypadku skromna grupka Ślizgonów wytruje populację Hogwartu, co niemal natychmiastowo poprawiło jej nastrój. Nie żeby planowała morderstwo w szkole, do której jeszcze uczęszczała. Dziewczyna leniwie otworzyła kilka pierwszych szafek, jak gdyby miała jakiekolwiek pojęcie o tym, co robi, szybko jednak dała spokój, wsuwając się z gracją na drewniany blat kredensu. - Myślisz, że mogą nas wysłać do Azkabanu za nieumyślne spowodowanie śmierci?