Wyjątkowo klimatyczne miejsce, idealne na długie spacery z dala od hałaśliwych grup pierwszorocznych, którzy nie zapuszczają się w to miejsce, zapewne z powodu krążących plotek, według których po Alei włóczą się duchy.
Autor
Wiadomość
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Musiał sam przed sobą przyznać, że odczuł ulgę kiedy podzielił się swoimi myślami. W pewien sposób sprawdzał reakcję Skylera, a jednak sądząc po jego minie niezbyt mu uwierzył. Nie zmienia to faktu, że odczuł ulgę, że powiedział na głos o tym z czym się użera od paru miesięcy. Przy okazji odpowiedział na jego poradę - wyznał, co mu serce podpowiada, a że tym samym sprowadził Skylera brutalnie na ziemię to nie miał innego wyjścia. Nawiedziła go myśl, że może powinien być bardziej delikatny? Skoro Skyler posunął się do wkradnięcia się do jego kieszeni... a on go nie przywołał do porządku i na to przyzwalał... co się z nim działo? Nie powinien się na to godzić, a jednak obecność cudzej dłoni mile rozpraszała, sprawiając, że przestawał tak namiętnie myśleć i sobie utrudniać z nim relacje. Skinął głową. Instrukcje. Gdyby tylko on je znał. Czuł, że nie mogą siebie ponaglać ani wywierać presji. Narzucał egoistycznie zasadę do przestrzegania zamiast zapytać co on o tym sądzi. A wszystko przez to, że nie chciał niczego zepsuć swoim charakterem. Skoro jednak postanowił dać szansę tej relacji to myślenie o samobójstwie musi zostać stanowczo odłożone w czasie. Oto nadchodzi moment, w którym będzie mógł rano obudzić się z zaciekawieniem czy dzisiaj poczuje to, co czuje Skyler. A póki co czuł ciepło jego dłoni, narastające z każdym ich postawionym krokiem. Uśmiechnął się połową twarzy przy zapytaniu o Fairwyna. Wyczuł w tym nutę zazdrości o dziwo, nieco mu to schlebiało. - Kolegą. Jest bystry i... - nie potrafił go umiejscowić. Jak ma nazwać człowieka, który rozumiał ciągotki do sporadycznej brutalności? Nie może przecież niczego takiego zdradzić Skylerowi. - ... czasami nadajemy na tych samych falach. - wzruszył ramionami, jakby bagatelizując tę relację. Nie ukrywał jednak, że chętnie ją rozwinie. Zależało mu, aby wpakować się mu do towarzystwa podczas jego pracy. Potrząsnął głową, aby wyrwać się z toku myślenia i wrócić do rzeczywistości. Złotawa kula światła podążała za nimi, gdy szli wgłąb ścieżki, słabo oświetlonej przez stojące na uboczu latarnie. Prośba o podpalenie papierosa podsunęła do jego wyobraźni pewne zachowanie, które powinien czym prędzej powściągnąć. Nim jednak to zrozumiał, już je wprowadzał w życie. - Jasne. - sięgnął po papierosa, którego trzymał w ustach i przełożył je do własnych, podpalił z pomocą krańca różdżki i skromnego Incendio. Zaciągnął się tytoniem, poznając nowy smak i jak gdyby nigdy nic podsunął papierosa z powrotem do jego ust. Nie sprecyzował prośby. Popatrzył na niego z uwagą, a kącik jego ust drżał od tłumionego śmiechu. Wygonił ich dłonie z kieszeni szaty czując, że jeszcze trochę a się ugotują i wyparują od wzajemnego ciepła. Nieprzyjemnie było wystawiać rozgrzaną skórę dłoni na zimne wieczorne powietrze. Nagle tknęła go istotna myśl, która skutecznie nachmurzyła jego oblicze. - My tu gadu gadu, a nie powiedziałeś mi co z tym twoim układem z Gallagherem. Nie powinniśmy rozmawiać na żaden głębszy temat póki się z nim szlajasz. - mimo, że ostatnio nie przebywali w swoim towarzystwie to oczekiwał, że usłyszy o tym z jego ust. - Dobrze się bawiliście? - zapytał gorzko i z przekąsem, co ewidentnie zdradzało co myśli na ten temat. Teraz mu to przeszkadzało, jednak nie powiązał tego z żadnym odcieniem zazdrości. W istocie miał rację - nie powinni rozmawiać na prywatne tematy, skoro Skyler lubił od czasu do czasu iść do łóżka z kimś, z kim nie wiązał się emocjonalnie. - Nie dało się nie zauważyć, że macie chyba duże potrzeby. - popatrzył w jego oczy, dziwiąc się swojej postawie. Poprawił szatę na wysokości mostka, upewniając się dotykiem, że faktycznie serce tam bije niczym w dzwon. Im dłużej się przyglądał Skylerowi tym bardziej zdawał sobie sprawę, że chce go dotknąć (jeszcze powstrzymywał się dzielnie przed realizacją zachcianek), jednak skoro ustalili na czym stoją - mniej więcej - to układy poboczne nie były fair.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Skinął głową, a jednak nic nie odpowiedział, co sprawiło, że sam zaczął się zastanawiać na czym miałby polegać taki przykładowy błąd. To, że jakiś popełni, było tylko kwestią czasu i boleśnie zdawał sobie z tego sprawę, a jednak nie mógł wyrazić swoich obaw głośno. Wolał milczeć niż zasiać w Finnie wątpliwości lub nieopatrznie znów go okłamać. Tak, milczenie było jedyną opcją. Zmrużył oczy, przyglądając się Finnowi, gdy ten mówił o Rileyu i starając się trzymać myśli, że nie może być taki zły, skoro Elaine z nim jest. Nawet jeżeli faktycznie było coś z nim nie tak, to miłość kochanej Swansea na pewno to naprawi. - Czystokrwistości i zamiłowania do błyskotek? - rzucił niezbyt zadowolony, dziwiąc się złośliwości w swoim głosie. Przecież nie miał żadnych podstaw, a już na pewno nie miał prawa do złości. Spojrzał w bok, orientując się, że zachowuje się jak kretyn. To zdecydowanie powinno być jedną z zasad, żeby tego nie zepsuć. Nie być zazdrosnym kretynem. Zamrugał zdezorientowany, gdy papieros został oderwany od jego ust, odruchowo zwilżając to miejsce, czując przy tym dziwny… brak. Zmarszczył lekko brwi, przyglądając się uważnie jego ruchom, po czym posłusznie przyjął między wargi swoją zgubę, nie potrafiąc zrozumieć czemu ten prosty gest wywołał łaskotanie w jego żołądku. Najwidoczniej to był max jego możliwości zbliżenia się do szwedzkich ust. Po chwili zorientował się, że przez to wszystko zapomniał się zaciągnąć. Zamrugał gwałtownie, żeby ocknąć się z tego amoku, po czym wypuścił dym nosem, czując jak przechodzą tam łaskotki z brzucha. Otwierał już usta, żeby tę sytuację jakoś skomentować, jednak w tym samym czasie jego ręka została przegoniona z miejsca, w którym zdecydowanie chciała pozostać, w ostatniej chwili zabierając ze sobą pamiątkę w postaci kapsla. Przejechał językiem po wnętrzu policzka, lekko zirytowany, że Finn znowu mu to robi. Z jednej strony go nagradza, z drugiej karze. Mógłby chociaż odczekać chwilę między jednym a drugim. Tak jak Gard bawił się nim, tak on bawił się swoją nową zdobyczą, przekładając ją między palcami, raz na jakiś czas przejeżdżając opuszkami po ostrych krawędziach. Tą samą dłonią po chwili sięgnął po papierosa, strzepując z niego nadmiar popiołu, po czym spojrzał z zaskakującym spokojem na Finna, chociaż zrobiło mu się gorąco od jego komentarzy. Jedynym co mogło zdradzić jego zirytowanie, była strużka dymu, powoli wypuszczana w stronę Puchona. - Na początku - odpowiedział zgodnie z prawdą, skoro miał być szczery i uśmiechnął się przy tym nienaturalnie, zaciskając jednocześnie usta. - Potem trochę gorzej - kontynuował, po czym zaciągnął się ponownie, przymykając oczy, starając się nie myśleć o tym jak źle to wszystko się potoczyło. Wypuścił dym, porzucając niedopalonego papierosa na ziemię, nie będąc pewnym czy udało mu się na niego stanąć przy kolejnym kroku, bo zdążył w tym czasie przenieść wzrok na chłopaka. - A potem już myślałem tylko o Tobie - dokończył, wciskając mu w dłoń kapsel, którym zabawa go znudziła. Nawet nie zamierzał odpowiadać na tekst o potrzebach. Czuł się już odpowiednio źle z tym jak ciężko było mu kontrolować swoje libido, nie potrzebował do tego komentarzy innych. Nie podobało mu się to, jak Finn ubierał to w słowa. Nakreślał tym wszystko to, co próbował przecież ukryć i robił to, mimo tego, że pisał mu jak się tym zerwaniem stresuje. Skrzyżował ręce na piersi, przy każdym kolejnym kroku próbując przetłumaczyć sobie, że gorycz z tych słów wynika z zazdrości. - Powiedz, że nie chcesz, żebym dotykał kogokolwiek innego, to nawet na nikogo nie spojrzę - powiedział powoli, stanowczo, zbyt pewny swoich przypuszczeń, bądź zbyt mocno na nie licząc. Prawda była taka, że i tak już nie patrzył na nikogo innego. Po prostu chciał to usłyszeć, aby zawsze pamiętać, że nie robi tego tylko dla siebie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Przeskakiwał między półuśmiechem a zirytowaniem, na wpół świadomie manipulując przy tym nastrojem Skylera. To przypadek, tylko czemu tak łatwo się zdarzył? Czy tak ma wyglądać ich relacja? Z jednej strony obawiał się angażować, a z drugiej bardzo chciałby znów poczuć to ciepło, które właśnie odtrącił. Nie rozumiał własnego zachowania, nie był pewien którego pragnienia teraz słuchać, nie wspominając o poddaniu się mu. Rozważał czy nie powinien przeprosić za mieszanie mu w nastroju jednak uznał, że będzie to zbyt ciężkie jak na ich już i tak skomplikowaną rozmowę. Próbował ustosunkować się odpowiednio w relacji. Skyler oferował swoją pełną uwagę, a on obawiał się, że jeśli się na nim skoncentruje, na nim jedynym z całego towarzystwa, to szybko przepadnie. Drażnił go poruszaniem wrażliwego tematu, wykazał się niecodzienną kąśliwością, która była niczym innym niż zakamuflowaną zazdrością, skoro już postanowili spróbować się do siebie zbliżyć i póki co to on był tym, który odtrącał. Czyż z Marlowem nie było podobnie? Seria odtrąceń i gdy było już zbyt gorzko to orientował się, że się zagalopował z wyznaczaniem granic. Skończyło się to źle, bo stracił wiele, a nie zyskał nic poza wesoło rozwijającym się w jego trzewiach potworem. Nagle dopadły go wyrzuty sumienia. Nie chciał spłoszyć Skylera kolejną odmową... Popatrzył nań z ukosa, odkrywając kradzież kapsla po szwedzkim piwie. Nie zamierzał oddawać tego małego przedmiotu, a i wolał nie wyjaśniać sobie dlaczego. To ten kapsel, który otwierał zębami. Wrócił do swego właściciela, do ciepłej dłoni, jakby uzupełniał zapas obecności na kapslu. Powiódł wzrokiem do jego szaroniebieskich oczu, gdy wymuszał na nim odpowiedzi. Doprowadzał do tych mocno zaciśniętych ust, które zdradzały jak mocno go tym rozdrażnił. Mimo, że uzyskana odpowiedź rozgrzała dziwnie jego twarz, tak zaczęło go gryźć sumienie. To tyle, jeśli chodzi o jego profilaktyczne "wyciszenie emocji", które spaliło się już w pierwszych dziesięciu minutach rozmowy ze Skylerem. Powinien okazać więcej emocji, a nie stać jak ten słup soli i wpatrywać się w jego policzki, nie wiedząc co zrobić z otrzymaną i wymuszaną odpowiedzią. Otworzył dłoń ze zwróconym kapslem i za pamięci ukrył go z powrotem w kieszeni szaty. Zatrzymał się, przerywając kolejny raz spacer. Świetlista kula zrobiła to samo. Myślał o nim będąc z Gallagherem. Nie był pewien jak to ugryźć. Satysfakcja? Zdziwienie? Zmarszczył brwi i wciąż uporczywie mu się przyglądał. Przyjął pozycję obronną, kiedy tak skrzyżował ręce na ramionach. Czuł się atakowany, a on to robił kolejny raz zamiast po prostu odpuścić. Słowa same składały się na jego ustach, a stopy poruszyły w jego stronę. - Nie lubię się dzielić. - powolnie wypowiedziane, ciche, ale wyraźne słowa przeszyły chwilowe milczenie. - Nie chcę byś miał układy i się z nim szlajał. - to była wylewna odpowiedź. Zdradzająca najświeższą myśl, którą postanowił się wyjątkowo szczerze podzielić bez całej tej otoczki. Tknęło go, że znów jest zbyt stanowczy i wymagający zamiast stać się po prostu ludzkim. Westchnął głośno, a gdy wypuścił z siebie powietrze, z jego ust wydobył się kłębek pary. Przez moment zastanawiał się jak powinien zachować się zwyczajny dziewiętnastolatek, który nie jest dziedzicem czarnoksiężnika, nie ma za sobą próby samobójczej i absolutnie nie ma odruchów psychopatycznych, jeśli okoliczności to wywołają. Taka zdrowa osoba - nie oszukujmy się, jak Skyler - potrafiła inicjować kontakt, skoro słowa zawodziły. Podniósł swoją rękę, po to by oprzeć jej ciężar o jego ramię, a ledwie to zrobił wiedział, że to najzdrowsza z jego inicjatyw tego wieczoru. Przesunął palcami po materiale jego ubrania, ostrożnie, po niewielkiej długości, a i przysiągłby, że czuje nawet w ten sposób ciepło jego ciała. Minę miał zaciętą, koncentrował się na tym geście, jakby pilnował, by nie został przedwcześnie zerwany. - Chcę, żeby się to udało, ale przez osiem miesięcy byłem bierny w przeżywaniu życia. Potrzebuję twojej cierpliwości, by wyjść poza nawyk. - usprawiedliwiał się, nie odrywając wzroku od swojej dłoni, która to teraz pomknęła wyżej, na bark, przez kołnierz aż do odsłoniętej skóry szyi, gdzie zakończyła trasę. Miał nadzieję, że zdoła mu to niegdyś wynagrodzić. Przygnieciony cielesnym wrażeniem wstrzymał oddech, delektując się rozpalającym się wnętrzem dłoni. Dla niego nawet taki dotyk był godny rozpamiętywania. - Jest okay? - zapytał, odnosząc się do ich dzisiejszej rozmowy, a nie do gestu, z którym do niego przyszedł. Nie przekraczał granicy, pozostawał przy jednym geście, będącym wielkim krokiem ku naprawieniu jego zepsucia. Nie potrafił odetchnąć z ulgą dopóki nie usłyszy odpowiedzi. Tym razem nie przerywał dotyku mimo wrzeszczących w głowie wyjców ostrzegających przed niecodzienną zmianą temperatury ciała.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zatrzymał się, dostosowując się do niego, nie chcąc przecież pójść ani kroku dalej bez jego towarzystwa. Odwrócił się, czując jak mimowolnie zaciska palce na mięśniach lewej ręki. Drgnął minimalnie, widząc, że Finn zbliża się w jego stronę, chcąc wyprostować pewniej swoją postawę, aby chociaż poczuć się trochę śmielej, nie wiedząc na co przyszła teraz kolej - na nagrodę czy karę? A jednak nagroda. Obaj nie lubili się dzielić, z tą różnicą, że jeden z nich sam nawet nie chciał skorzystać z tego co tak zazdrośnie strzegł. Przynajmniej nie w tym momencie. Drugi z kolei najchętniej wziąłby już wszystko, przy okazji ogłaszając wszem i wobec całej szkole, że ten pierwszy jest tylko dla niego. - O to akurat nie musisz się martwić, bo teraz raczej nawet nie chce mnie widzieć - powiedział, starając się brzmieć, jakby go to nic nie obchodziło, jednocześnie pragnąc znów się komuś wyżalić i nakreślić Finnowi sytuację w taki sposób, żeby nie było między nimi niedomówień w tej kwestii. Przynajmniej nie zbyt wielkich, bo raczej za szybko nie wpadnie mu do głowy, aby przyznać się przed nim, że to on poprosił Matta o ten układ. Musiałby chyba wypić veritaserum, żeby to z siebie wydusić. To był jeden z tych błędów, których naprawdę żałował. W trakcie zbyt zajęty był przyjemnościami, żeby myśleć o konsekwencjach, teraz jednak oddałby chętnie ten miesiąc z Gallagherem za to, żeby znów faktycznie był tylko jego kolegą, żeby mogli spotkać się we trójkę z Dunbarem bez niezręczności i zwyczajnie napili piwa. - W skali od jeden do dziesięciu, jeżeli chodzi o moje wyobrażenia jak przebiegnie to zerwanie... a przy dziesiątce oberwałbym w twarz bombardą… to wyszło na jakieś osiem - skomentował, próbując chociaż minimalnie obrócić to wszystko w żart, po czym poczuł dłoń Finna na swoim ramieniu, więc podniósł na niego wzrok. Wstrzymał oddech, przyglądając mu się uważnie, jednak pod wpływem jego dotyku rozluźnił się podświadomie, rozplatając ręce i rozluźniając napięte barki. Druga nagroda? A co z karą? Tym razem to Finn miał tak skupioną minę, jakby tą chwilą bliskości karał sam siebie. Ale może tak właśnie to powinno wyglądać? Może to Gard powinien dyktować im tempo fizycznego kontaktu, a on sam powinien po prostu akceptować przesuwane przez niego granice? Otwierał już usta, żeby zapewnić go ponownie, że przecież będzie cierpliwy, ale zamknął je powoli, czując przesuwającą się dłoń Puchona. Nadstawił lekko szyję, ułatwiając mu do siebie dostęp, przytakując mu w odpowiedzi, chociaż nie do końca wiedział do czego odnosi się pytanie. Nie było to zresztą ważne, bo w tym momencie czuł, że wszystko jest okey, więc odpowiedź i tak powinna być twierdząca. - Chcesz coś zjeść? - zapytał, przełykając ślinę, żeby nie powiedzieć nic niestosownego. - Mam w domu ravioli - dodał powoli, nakreślając o co dokładnie chodziło mu przez zadanie tego pytania, jednocześnie przesuwając po Finnie wzrokiem. - Będę grzeczny - mruknął ciszej, uprzedzając wszelkie potencjalne zarzuty w jego stronę. Właściwie mógł już się spodziewać odpowiedzi. Dwie nagrody. Czas na karę. W tym momencie jednak nie potrafił powstrzymać tego pytania. Wystarczyło, że przyszedł bliżej, a on pod wpływem jego dłoni uspokoił się, zupełnie zapominając, że jeszcze przed chwilą miał powód do złości. Teraz jeszcze wyraźniej powinien dostrzec, że przybrało to jakąś formę tresury, skoro cieszył się z z faktu, że ten go głaszcze, a jednak... Zbyt dobrze to na niego działało. Może powinien w końcu ugryźć w odpowiedzi?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nagle zrozumiał, że nie wie jaki jest/powinien być następny krok. Wnętrze dłoni rozgrzewało się w zastraszającym tempie, a on to ciepło czuł również rozlewające się po ciele, najintensywniej zaś w okolicy podbrzusza. Słyszał słowa zapewniające o rozłące z Matthew, jednak zamiast normalnie na to zareagować, patrzył na swoją dłoń i odchylającą się pod jej naporem szyję. Dostał przyzwolenie, a to w odwecie przyspieszyło jego oddech. Kłęby ciepłego powietrza uciekające spomiędzy ust perfidnie go zdradzały. Zapomniał jak się rusza, bowiem całe skupienie zostało przelane w ten niewinny gest, który przeżywał jakby był pierwszym pocałunkiem. Zawiesił błękitny wzrok z powrotem na jego twarzy. - Nie daj się popychać. Zmieniaj skalę według własnego uznania, a on… niech się do ciebie nie zbliża. Nie lubię się denerwować. - ostatnie słowa padły szeptem, słyszalnym niczym trzask głośnego zaklęcia przecinającego wieczorną ciszę. Przełknął ślinę, gdy powrócił wzrokiem do swojej dłonii, która to ostrożnie przesunęła się niego głębiej, bliżej karku, a później łagodnie w górę, do podstawy włosów. Ledwie ich dotykał, a jego palce już się trzęsły. Pierwszy raz od tylu miesięcy dotykał kogoś w ten sposób, a i przypominało mu się uczucie, za które potrafiłby zabić. - Ravioli i jeden ty. - powtórzył, a kącik jego ust pomknął ku górze w oszczędnym uśmiechu. - Brzmi zachęcająco. - obietnica zachowania grzeczności była niejako zabezpieczeniem przed nieopanowanym zakończeniem tego spotkania. Sęk w tym, że zaczynał tracić wiarę w własną grzeczność. Do diaska, trzymał dłoń na jego karku i powoli się gubił we własnym zachowaniu. Wypuścił powietrze z płuc, nie zdając sobie sprawy, iż przyjął zaproszenie. Wszystko było ciekawsze niż powrót do zimnego mieszkania, gdzie czekał na niego jedynie fajtłapowaty skrzat domowy. - Sky… - odchrząknął, próbując mentalnie zmusić się do oderwania swojej ręki od jego miękkiej, rozgrzanej skóry. Trudno było ułożyć myśl w mądre słowa. - Nie wiem co robić. - a to zdanie i tak nie miało takiego wydźwięku jaki chciał. Im dłużej ciepło wsiąkało w jego skórę tym bardziej nie wiedział co wypada zrobić w następnym kroku. Morał się w swoich pragnieniach, toczyły wewnątrz jego piersi zacięty bój. Zgiął palce na jego karku, a to miało przygotować rękę do odsunięcia się od niego, co niezbyt mu wyszło. Nie dawał rady popatrzeć w jego oczy, był tak skoncentrowany na swoim zachowaniu. Wymusił na sobie dodatkowy oddech i siłą woli cofnął rękę z powrotem w kierunku przedniej części szyi, kawałek nad ukrytym pod ubraniem obojczykiem, a to tylko wywołało lekkie zawroty głowy. - Idźmy. Nie możemy się zatrzymać na zbyt długo. - jakby to miało zapobiec powtórce z historii, a przecież wiedział, że to tak nie działa. Wpatrywał się zahipnotyzowany w odcienie ich skóry, co wyowłało atak wspomnień, gdy obok widział oliwkową karnację. Zacisnął powieki i wstrzymał znów oddech czując jak w sercu wybucha ból. - Chodźmy. - wydusił z siebie mimo, że brakowało mu tchu.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Czuł jak dłoń Finna podkrada ciepło z jego skóry, jednak im więcej go oddawał, tym jego krew wydawała się buzować szybciej, aby wytworzyć tego ciepła więcej. Przyglądał się mu uważnie, obserwując gdzie przesuwa się jego wzrok i w jakim rytmie zaczerpuje powietrze, aby w końcu skupić uwagę na jego ustach, wyłapując sens cicho wypowiadanych słów. Ta ponowna, chociaż nieco wymuszana zaborczość, przyspieszała mu bicie serca, dając nadzieję, że obaj chociaż po części zaangażowali się już w tę relację. Chciał mu odpowiedzieć, że w końcu będzie musiał się z nim spotkać i porozmawiać, ale nie mógł się na to zdobyć. Powie mu przecież, ale nie teraz, nie w takiej chwili. Tym bardziej, że poczuł właśnie przyjemne łaskotanie wybudzonych z uśpienia mieszków włosowych, które pod wpływem palców Finna wywołały delikatny dreszcz przechodzący jego ciało. Nie miał pojęcia jak on to robi. To nie powinno działać w ten sposób, a jednak niezaprzeczalnie czuł, że działało. Najwidoczniej sięgając zachłannie po mocne doznania, zapomniał jak przyjemne potrafią być te wszystkie proste gesty, których od dawna nie doceniał. Wyczekując odpowiedzi patrzył z nadzieją w jego oczy, a gdy w końcu ją usłyszał, spuścił wzrok nieco w dół, aby przyjrzeć się jego ustom, ułożonym w połowiczny uśmiech, instynktownie go odwzajemniając. Zawalczył z odruchem pokonania dzielącej ich wargi przestrzeni, zwilżając je już drugi raz tego wieczora, w oczekiwaniu na pocałunek. Ponownie jednak nic takiego nie miało miejsca poza jego głową, co uświadomił sobie słysząc własne imię. Najchętniej wydzierałby je raz za razem z tych puchońskich płuc w zaciszu własnego pokoju, kodując Finnowi, że to jedyne imię, które powinien powtarzać. - Nie - zaprotestował odruchowo, przytrzymując jego dłoń przy swojej szyi. Chciał tak trwać chociaż jeszcze przez chwilę i znów pomyślał tylko o sobie i o tym czego potrzebuje, nie zastanawiając się co w tym momencie myśli Finn. Nie wie co robić. Ja wiem, usprawiedliwił się szybko, wykorzystując słowa chłopaka na swoją korzyść. Drugą dłonią sięgnął na jego łopatki, przesuwając nią w dół, aby oprzeć ją nieco nad krzyżem i przyciągnąć go w ten sposób bliżej siebie. A przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu na to jego ręka na szyi. - Powiedz czemu - szepnął, zatrzymując się w ostatniej chwili przed sięgnięciem po to, czego teraz tak pragnął. Finn kazał mu zmieniać skalę według własnego uznania, więc tylko przeniósł jego uwagę na nieco inne pole, sprawdzając gdzie leży wyznaczona przez niego granica. Czy już ją przekroczył czy udało mu się zatrzymać tuż przed nią? A może leży dużo dalej i niepotrzebnie się hamuje? Czy na pewno mają to samo wyobrażenie cierpliwości?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Odświętnie wyszedł z inicjatywą, sugerując się mimiką, jaką wywołał na jego twarzy. By udowodnić mu, że pomimo stawiania warunków nie jest wobec niego obojętny naruszył ich prywatność - jego poprzez dotyk i własną poprzez rozpoczęcie tego kontaktu. Serce w jego piersi uderzało niczym dzwon, bo to obracało się przeciwko niemu. Zacząć jest łatwo, ale jak skończyć? Kiedy? W jaki sposób? Posłuchać rozsądku czy dudnienia serca? Wpojonych obaw czy tęsknocie, z którą tak walczył? Zmęczył się niespełna rocznym stłamszeniem jej w sobie. Skyler jakoby udowadniał mu, że przecież nie musi tego robić... sam sobie to narzucał, nikt mu nie kazał się wstrzymywać. Mimo wszystko miał w sobie dziwną blokadę, którą próbował sforsować od wewnątrz podczas, gdy Skyler kręcił się na zewnątrz, stosunkowo blisko. Zaprotestował, zatrzymał jego rękę, podtrzymując przepływ mrowiącego ciepła, wołającego wręcz o drobną pieszczotę. Czuł się jakby stał na skraju urwiska i miał podjąć decyzję czy iść dalej - do dalszego życia, choć z ryzykiem, że może w każdej chwili spaść i zginąć, a może zostać w miejscu, co doprowadzi go ostatecznie do końca, przed którym ostrzega go Fairwyn? Przeniósł wzrok do jego oczu, które nagle znalazły się bliżej. Z opóźnieniem zarejestrował obecność na plecach, przez którą dystans między nimi znów się zmniejszył. Jeszcze pół godziny temu dzieliły ich dwa metry. Wstrzymywał oddech tak długo jak tylko jego płuca były w stanie to znieść, porażony nagłą bliskością jego ust, policzków, głęboko osadzonych oczu. Rozchylił usta, by wypuścić z siebie powietrze czując, że jeszcze trochę a pękną mu płuca. Wystarczyłoby się nieznacznie pochylić, poznać nowy smak, który mógłby mu towarzyszyć naprawdę często, a jednak tego nie zrobił. Zwlekał w obawie, że gdy to zrobi to coś się w nim drastycznie zmieni. By się ponownie odezwać i udzielić odpowiedzi na wyszeptane pytanie musiał się tlenowo przygotować. Zapach Skylera otaczał go ze wszystkich stron, a w odruchu powinien zatem zrobić trzy kroki w tył. - Gdy zaczynam... gdy zaczynam coraz bardziej tęsknić to też... to też zaczyna mnie coś boleć w środku. - niechcący popatrzył na jego zamknięte usta, których wyraźne kontury wywoływały w jego myślach spustoszenie. Poruszył przytrzymywanymi przez niego palcami, po to by zacisnąć je na jego kołnierzu. Nie mając odwagi kontaktować się w jakikolwiek sposób z jego wargami, nachylił się do jego policzka. Najpierw musnął gładką skórę ustami, a gdy tylko poczuł jej fakturę, zaznaczył ją bardzo krótkim i lekkim pocałunkiem, ogrzewając ją przez kilka sekund swoim oddechem. - Zostanę w końcu masochistą. - szepnął do jego polika i niemal brutalnie odsunął się, zabierając swoje usta, dłonie i oddech poza jego zasięg. Nie odszedł wcale daleko, ale wystarczająco, by wrócić w chłodne objęcia wieczoru. Ucisk w klatce piersiowej zelżał, a jednak czuł gorąc na twarzy. - Powinniśmy iść zanim zrobi się naprawdę zimno. - odezwał się, aby wyrwać swoje zmysły z osaczającego go zapachu, i teraz mrowiącego posmaku związanego z Schuesterem. Z drugiej strony, jeśli jeszcze tu postoją to w końcu blizna na boku skomentuje dobitnie co sądzi o szlajaniu się wieczorem po chłodzie bez wcześniejszego zabezpieczenia jej ciepłem.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Wziął głęboki oddech, czując jak chłodne powietrze miesza się z nagrzanym oddechem Finna, chcąc sięgnąć po nie bezpośrednio, a jednak cierpliwie czekając na… przyzwolenie? Jakiś ruch ze strony Garda? Sam nie wiedział na co czeka, ale robił to niecierpliwiej jak potrafił. Ręka Puchona na jego szyi rozbudziła w nim potrzebę wszystkich tych zapomnianych przez niego gestów, a jednak nie mógł po nie tak po prostu sięgnąć. Chciał przejechać wierzchem dłoni po jego policzku, sprawdzić kciukiem linię brwi, złożyć pocałunek na obojczyku czy ogarnąć po swojemu włosy, a mimo to stał nieruchomo i jedynie oddech zdradzał, że jego ciało wciąż pracuje. Zmarszczył lekko brwi, słysząc jego urywaną odpowiedź, nie mogąc zrozumieć o jakiej tęsknocie mówi. Umysł szybko podsunął mu wniosek, że musi chodzić o tęsknotę za Vinim, o wciąż niewypełnioną pustkę w jego sercu, która domagała się jakiegokolwiek substytutu, a przecież on sam tak usilnie pchał się na to puste miejsce. Kształt tej pozostawionej dziury nijak do niego nie pasował, a mimo to wciskał się tam na siłę, rozpychając łokciami ściany. Ironia tej sytuacji niemal go rozbawiła. Karma faktycznie jest suką i zakpiła z niego brutalnie. Tak jak on przy Gallagherze myślał o Gardzie, tak Gard myślał przy nim o Marlowie. A jednak różnica była wystarczająca. Finn nie mógł sięgnąć po to czego pragnie, a Sky zdecydowanie lepiej od Matta znosił bycie dublerem. Może wystarczy być cierpliwym i dostanie w końcu główną rolę. Zignorował mdłości, które wywołało w nim to odkrycie, odpychając od siebie te myśli i skupiając się na jego bliskości. Odkrył, że ciepły oddech zbliżał się coraz bardziej, ledwo wyczuwając jego usta na policzku, a jednak wystarczająco, aby poczuć nagły skok endorfin i skutecznie zapomnieć o swoich przemyśleniach sprzed zaledwie kilku sekund. Uśmiechnął się lekko, chcąc go zgarnąć jak najbliżej do siebie, a zamiast tego poczuł jak ten odsuwa się od niego, brutalnie zabierając wszystko to, co go przed chwilą tak uszczęśliwiło. Zimna pustka przed nim uświadomiła go, że to naprawdę już koniec, a on powinien znów ruszyć do przodu. - Na razie chyba więcej w Tobie sadysty - odpowiedział automatycznie, wciskając dłonie w kieszenie swojego płaszcza i ruszył przed siebie, zastanawiając się jak Finn odbierze taki komentarz. - Co w takim razie ze mnie robi masochistę- dopowiedział, nie będąc pewnym czy naprawił tym swoją poprzednią wypowiedź, czy wręcz przeciwnie - pogrążył się zupełnie. Nie był w stanie przewidzieć jego reakcji, więc wolał obserwować, być sobą i w razie czego przepraszać, niż udawać kogoś, kim nie jest. Oto mądrości, których nauczył się od zerwania z Mattem. Wziął głęboki oddech, przełknął ślinę i spojrzał na chłopaka, wskazując mu odpowiednie rozwidlenie, którym powinni się kierować. - W końcu będę musiał pogadać z Mattem - zagadnął, uznając, że skoro Finn i tak się od niego odsunął, to nie ma tak wiele do stracenia i może o tym wspomnieć. - Mieszkam z jego najlepszym przyjacielem, więc ciężko by… Po prostu chce sobie z nim wszystko wyjaśnić. Jeśli miałby mnie nienawidzić każdy z kim… - urwał, uznając, że w chodzi w niezbyt korzystne dla siebie rejony, więc tylko zdezorientowany przejechał językiem po wnętrzu policzka. - Nie lubię jak ktoś jest na mnie zły. Źle to znoszę - wyjaśnił w końcu, chociaż nie raz słyszał już na to odpowiedź w stylu “nie wszyscy muszą Cię lubić” lub “jak coś się podoba wszystkim, to się nie podoba nikomu”. Nic na to nie poradzi, że mu zależy.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
W pewnym momencie ciepłe uniesienie zamieniło się w coś gęstego, nieprzyjemnego, czego absolutnie nie brał dziś pod uwagę. Serce mu waliło jak szalone, gdy powziął się na dotknięcie ustami jego policzka, a poza krótkim uśmiechem nie pozostało już nic. Najwidoczniej popełnił błąd nie pozwalając mu na to odpowiedzieć, a znów odruchowo podjął decyzję, że odejdzie i nie zabierze nic w zamian. Nie spodziewał się, że może to kogoś zaboleć. Wypowiedziane słowa były niemalże jak celny prawy sierpowy. Gwałtownie zatrzymał się nim na dobre kontynuował spacer, na który tak nalegał. Zgrywał się czy mówił prawdę? Uważa go za sadystę? Na jego czoło wpełzły krople potu, a wzdłuż kręgosłupa przemknął lodowaty dreszcz nie mający niczego wspólnego z temperaturą powietrza. Zmartwił się czy nie przekroczył już nieświadomie tej granicy między tym, co normalne a tym, co już nieakceptowalne w społeczeństwie. Nie wiedział w jaki sposób zinterpretować słowa Skylera, jednak wystraszyły go mocno. Co powinien zrobić, aby być z powrotem normalny? Usłyszał w swych myślach własny krzyk, bowiem... nie wiedział. Doszło do tego, że nie miał pojęcia co zrobić, by naprawić siebie i nie ranić Skylera. Wyczuł zmianę jego humoru, być może przez to, że nawdychał się jego zapachu stał się nań wrażliwszy. Co on sobie musiał pomyśleć? Gada mu o tęsknocie, nie precyzuje swoich myśli, podając ich jedynie urywki, a potem stawia go w tak niezręcznym położeniu. Właśnie przed chwilą próbował dać do zrozumienia Skylerowi, że też postanowił się w to w nieśmiałkowym tempie zaangażować, bowiem pośpiech mógłby mu rozerwać serce na strzępy. A zamiast zapewnienia wyszło mu przygnębienie go. Dołączył do niego, ale szedł pół kroku za jego ramieniem, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Okazywanie emocji nie należało do mocnych stron Garda. - W porządku. - wydusił z siebie zmienionym głosem. - Zrób tak, żebyś czuł się dobrze. Tylko jeśli cię uderzy to mu oddam z nawiązką, okay? - zapytał, choć i tak podświadomie podjął już decyzję. Zacisnął zęby i zmusił się do cierpliwości. Nie może decydować za Skylera, musi uszanować jego zdanie mimo, że z odmową trudno będzie mu się pogodzić. - Jesteś puchonem z prawdziwego zdarzenia. - odezwał się, modląc się w duchu do Merlina, by nie popełnić kolejnej gafy. Zaczął analizować każde wypowiedziane przez siebie słowo, aby doszukać się w nim sadyzmu. Czy on właśnie nie zaproponował zastosowania dotkliwej przemocy na Matthew w imieniu Skylera? To chyba nie było normalne... Motał się. - Czekaj. - zatrzymał się znów czując, że nie wytrzyma. Palcami rozmasował swoje powieki, próbując się w sobie zebrać. - Przepraszam. Non stop czuję, że jestem ci winny przeprosiny. - niełatwo było się do tego przyznać, a niemożliwym nawiązać z nim ponowny kontakt wzrokowy. Wsunął dłoń z powrotem do kieszeni, chwytając mocno kapsel, jakby był jego kołem ratunkowym. - Co zrobiłem nie tak, że mina ci tak zrzedła? Powiedz mi. - zapytał wprost, najłatwiejszymi słowami bez owijania ich w niewyraźne myśli. Spiął ramiona w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź. W istocie, wyrzuty sumienia szczodrze go dzisiaj atakowały. Tylko jak ma je wyciszyć?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przymknął powieki, nie zatrzymując się jednak, a jedynie przeklinając się w myślach. Gdy przypominał sobie jego słowa o próbie samobójczej, zdecydowanie wolał widzieć w nim zapędy do sadyzmu, niż do masochizmu, ale przecież nie musiał tego werbalizować. Nie chciał słyszeć o niczym, co wiązałoby się z cierpieniem Finna, chętnie biorąc wszystkie nieprzyjemności na siebie, ale… jak ma mu o tym powiedzieć? Czy powinien mu o tym mówić? Widząc jego reakcję zdecydowanie wiedział, że błędem było w ogóle pociągnięcie tego tematu, ale nie miał pojęcia jak obrócić to teraz w żart. Przekręcił głowę, aby na niego spojrzeć, mimowolnie przegryzając wargę w uśmiechu, gdy usłyszał jego słowa. Oczywiście nie mógłby się na to zgodzić, a jednak samo otrzymanie takiej propozycji sprawiło mu przyjemność. Nie żeby myśl wyrządzenia komuś krzywdy wywoływała w nim radość, ale świadomość, że Finn nie jest obojętny… Było w tym coś uspokajającego. Zdecydowanie mieli zupełnie inne podejście w tym temacie. On sam wątpił, by potrafił kogoś uderzyć, a przynajmniej jeszcze w takiej sytuacji nie był. Wolałby kogoś zasłonić, przyjąć cios na siebie, niż komukolwiek oddawać. - Nie okay - zaprzeczył nieco rozbawiony, krzyżując ręce na piersi, żeby powstrzymać wszelkie odruchy wyciągnięcia ręki w stronę Garda. - Byłem samolubny. Ma prawo mnie uderzyć - dodał, w swoim mniemaniu wyjaśniając wszystko w tej kwestii. Przechylił głowę lekko w bok, na jego kolejny komentarz. Ostatnio zdecydowanie nie czuł się jak dobry Puchon, chociaż powinien zastanowić się nad swoich zachowaniem już wcześniej. Jego mimika i gesty zawsze go zdradzały, można było czytać z niego jak z otwartej księgi, nie mając wątpliwości co do każdej poszczególnej emocji. Po prostu nie umiał ukrywać nawet drobnych zmian swojego samopoczucia. Jak na złość temu próbował zawsze dobierać opozycyjne słowa, kłamiąc namiętnie nawet o nieistotnych sprawach. To miała być ta puchońska uczciwość? Patrząc na wszystkie osoby, które się od niego odwróciły, nie wie już, czy mógłby się nazwać lojalnym. Nie można być lojalnym wobec wszystkich. To stwierdzenie Finna dało mu jednak nadzieję, że może jest zbyt surowy wobec siebie i ludzie wcale go tak nie postrzegają. Otwierał usta, żeby jakoś to skomentować, ale zamiast tego zatrzymał się, słysząc to polecenie Finna i spojrzał na niego uważnie. Serce zabiło mu mocniej ze strachu - przeprosić za co? Mózg szybko zaczął podsyłać mu niezbyt przyjemne pomysły jak “przepraszam, ale cały czas myślę o Vinim” albo “przepraszam, niepotrzebnie dałem Ci nadzieję”. Wstrzymał oddech, wypuszczając go dopiero po usłyszeniu jego pytania, mimowolnie wpuszczając na swoje usta lekki uśmiech ulgi. Jak miałby mu to wszystko wytłumaczyć? Zdecydowanie za wcześnie było rościć sobie prawa, by mieć jego myśli na wyłączność. Stopniowo sam wykopie stamtąd niechcianego włoskiego lokatora. Po jego ustach na policzku jest w stanie w to uwierzyć, choć będzie do tego potrzebował chwili spokoju, w której poskłada do kupy te wszystkie drobne deklaracje z dzisiejszego spotkania. Zastanowił się przez chwilę nad swoim zachowaniem, aby odpowiedź jak najbliżej prawdy, omijając tę najważniejszą, na której wypowiedzenie głośno nie był jeszcze gotowy. - To ja Cię powinienem przeprosić - zaczął, podchodząc do niego bliżej, aby przyjrzeć się jego twarzy i unosząc nieco zmarszczone brwi, walczył z odruchem objęcia dłońmi jego policzków. - Obiecałem być cierpliwy, a zamiast tego nazywam Cię sadystą, bo… - umilkł na chwilę, nie wiedząc jak powinien ubrać to w słowa, żeby nie wyjść na napaleńca - Dajesz mi próbkę, zwiększając apetyt na całość. Ja chcę godziny, a Ty dajesz mi zaledwie sekundy, Finn - mruknął ciszej, łapiąc się za nadgarstek, aby przytrzymać rękę, która tak usilnie rwała się, aby przyciągnąć do siebie szwedzkie ciało. - Moja mina wyraża tęsknotę, a nie smutek. Nie musisz się nią przejmować. Poczekam - dokończył, dopiero teraz sam sobie uświadamiając jaki jest… - Zachłanny. Taki jestem. Dajesz palec, a ja już bym chciał całą rękę. Musisz mnie hamować i nie będę miał Ci tego za złe.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie ma prawa cię uderzyć. - wykrzywił się w gniewnym grymasie wobec takiej... potulności przed cudzą przemocą. Żałował, że i on go uderzył, a przeprosiny, które mu zaserwował nie były warte złamanego knuta. Zbierał się do tego, by jakoś zatrzeć tamto wrażenie, jednak myśl, że Gallagher miałby go zdzielić sprawiała, że różdżka ukryta w jego rękawie zawibrowała od wyczuwalnych u niego emocji. Rysy twarzy Finna na chwilę wyostrzyły się, a wzrok nabrał odległości, gdy zanurzył się w myślach... to było coś niepokojącego, co go tak ciągnęło ku złu. Wewnętrzna paskuda zamruczała z zachwytu, bowiem wyobraził sobie co robi Matthew za podniesienie ręki na Skylera. Mógłby przetestować na nim magiczne podduszanie, aby przypomnieć mu jak to jest tonąć w jeziorze i jak łatwo jest umrzeć od braku oddechu, jeśli nie ma w okolicy wybawcy. Mógłby pobawić się w łamanie i zrastanie jego kości - nie miałby nic przeciwko marnowaniu eliksiru wiggenowego, aby go leczyć tylko po to, by po chwili znów bawić się jego kośćmi... Gdy tylko zdał sobie sprawę z jaką łatwością jego myśli pomknęły w kierunku brutalności wstrzymał gwałtownie oddech i przypomniał sobie, że został nazwany sadystą. Upierdliwy strach powrócił i sprowadził go na ziemię. Skyler nie wyraził jasnej zgody na potencjalną reakcję na potencjalne zachowanie Matthew, więc chcąc nie chcąc musiał się powstrzymać. A gdyby tak zajrzeć do wnętrza brzucha... Nie. Nie może o tym myśleć. Nie i kropka. - Obaj poszliście świadomie na ten układ, więc nie ma tu winnego. - odezwał się, z niechęcią poruszając temat ich fizycznego związku. Nie podobało mu się, że Skyler bierze wszystko na siebie. Zaciskał palce w pięść, gdy stawiał siebie niżej niż ten Gallagher. Potrząsnął głową, aby wyrwać się z zaciekłości, nagle wybudzonej wrażeniem jakoby Schuester czuł się winny całego zła świata. Stał przed nim i mówił to, co czuje. Próbował opisać swój stan, wyrazić chaos z jakim zmagał się w jego towarzystwie. Dekoncentrował go, dlatego dochodziło między nimi do małych nieporozumień. Martwił się, że go zniechęcił, a przecież właśnie odkrył w sobie, że jeśli dotknie ustami jego policzka to nie padnie od tego trupem, a jedynie utrzyma przy sobie jeszcze więcej ciepła, za którym tak tęsknił. Nie za Marlowem, którego chciał rozszarpać na strzępy - i o zgrozo, zrobiłby to naprawdę, dając wewnętrznej paskudzie pole do ucztowania - a za nostalgią za czyjąś obecnością, której został nauczony przez Marlowa zanim ten przepadł bez śladu. Nie miał pojęcia za co miałby być przepraszany, a jednak nie przerywał mu, pilnując się, by więcej nie manipulować rozmową ani nie narzucać mu niczego. Nie spodziewał się, że ta mina wyraża utęsknienie. Nie był świadomy jak bardzo stresował się jego odpowiedzią, bowiem ulga jaka na niego spłynęła niemal przygniotła go do ziemi. Czyli tu nie chodziło o odrzucenie, a zachłanność, na którą nie pozwalał sobie, a tym bardziej jemu... - Na Merlina, wystraszyłeś mnie, że powiedziałem o jedno słowo za dużo. - wyraził ulgę słowami, nie sztywniejąc już gdy podszedł znów bliżej. Spostrzegł jak trzyma swój nadgarstek i chciał widzieć w tym chęć uniesienia go... Skyler podbudował go swoimi słowami przez co uśmiechnął się, unosząc oba kąciki ust w odpowiedzi. - Ręce mamy już obcykane. - przypomniał, sięgając do palców oplatających nadgarstek, by je tam uporządkować, rozpleść i móc wsunąć swoje do wnętrza jego dłoni. Od razu uderzyło go znajome ciepło, za którego większą ilość mógłby zabić. Nie mógł jednak się spieszyć, by i samemu nie paść przy tym trupem. Mimo wszystko dodatkowa wiedza sprawiła, że naprawdę poczuł ulgę i mógł teraz z większą świadomością powolnie naruszać jego prywatność. Z drugiej strony chciał mu też wynagrodzić gorycz, jaką musiał w nim wywołać. - Zobaczysz, w końcu się odblokuję i nie będę musiał cię hamować. - a te słowa, wypowiedziane cokolwiek spontanicznie, wywołały w jego ciele serię gorętszych dreszczy. Zaczerpnął chłodnego powietrza, by się z nich ocucić. Nie było to wcale proste, skoro przez dłoń przepływała raz po raz elektryzująca dawka ciepła. Powoli oswajał się z jej intensywnością. Poczeka aż serce przestanie reagować na to dzikim łomotaniem i będzie mógł sprawdzić w którą stronę zostanie przesunięta jego granica. Miał tylko nadzieję, że Skylerowi wystarczy cierpliwości... - Ravioli, mówisz? Sam robiłeś?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przyjrzał się uważnie jego mimice, która wyraźnie zdradzała chwilową złość i o ile jego oburzenie sprawiało mu pewną satysfakcję, tak nie potrafił do końca go zrozumieć. Właściwie… rozumiał o co mu chodzi. Był pełen dumy i nie pozwoliłby sobie na takie traktowanie, ale przecież tutaj nie chodziło o niego. Chodziło o Skylera. Ludzie sami nadali uderzeniu w twarz tak duże znaczenie. Jeżeli chociażby złapie się kogoś za ramię, to ma to zupełnie inny wydźwięk, niż gdy złapie się kogoś za twarz. Jest to gest, którego symbolika wykorzystywana jest od stuleci i nawet najbardziej obraźliwe zaklęcia - rzucane są właśnie w to miejsce. Dla niego to nie miało aż tak dużego znaczenia. Zresztą ewidentnie uraził dumę Gallaghera, więc gdyby Ślizgon miał okazję odpłacić mu się nadszarpnięciem w ten sposób jego własnej, to może potrafiłby spojrzeć na Skylera łagodniej i mu wybaczyć? W to, że to on zawinił, nie miał wątpliwości. Skupił się na tym, żeby z jego strony nie pojawiły się żadne uczucia, zapominając o tym, że jego zachowanie może je wywołać u Matta. Mógł nie spotykać się z nim na osobności, albo chociaż znikać tuż po zaspokojeniu swoich potrzeb, a jednak spędzał z nim więcej czasu niż powinien, nie chcąc zostawać sam na sam z własnymi myślami. Chciałby wierzyć w słowa Finna, a nawet sam tak początkowo sobie powtarzał, jednak im dłużej o tym myślał, tym większe miał wątpliwości czy tak naprawdę cokolwiek wytłumaczył Gallagherowi. Faktycznie ustalili, że nie będzie miejsca na uczucia, jednak jak w ogóle motywował swoją propozycję? Czy chłopak cokolwiek z tego zrozumiał? Czy wiedział, że robi to, bo ciągnie go do kogoś innego? Nie dane mu było dłużej o tym myśleć, bo uśmiech (tak, ten wytęskniony uśmiech dwoma kącikami!) pojawił się wyłącznie dla niego i przez chwilę nie był wstanie skupić się na czymkolwiek innym, jak na zapamiętaniu tego widoku, więc przesuwał powoli wzrokiem po jego twarzy, co chwilę powracając do ust. Mimowolnie skopiował jego minę, czując jak ich dłonie znów się spotkały, tym razem już bez ukrywania się po kieszeniach. Nie mógł być pewny, a jednak założył, że jego słowa dają mu przyzwolenie do łączenia ich rąk już bez wątpliwości o przekroczenie niewyznaczonej granicy. Chciał w to wierzyć, więc przyjął to za oczywistość, czując, że satysfakcjonuje go to na tyle, by zahamować jego niecierpliwość na jakiś czas. Jeszcze niedawno mógł liczyć co najwyżej na krótkie uściśnięcie dłoni, więc i teraz przejechał kciukiem po jego skórze, jak zrobił to wcześniej podczas powitania w kawiarni. - Poczekam - powtórzył zdecydowanie pewniej niż ostatnio, wspierany rozpływającym się po sobie ciepłem, którego źródło otaczał palcami, nie mogąc odmówić sobie zajrzenia w błękitne oczy. Przytaknął mu, przygryzając wargę, aby nie uśmiechnąć się przy tym jak skończony kretyn, bo przypomniał sobie właśnie, że mieli przecież iść do jego mieszkania. Zniecierpliwienie znów zawrzało w nim na krótki moment, więc ścisnął mocniej jego dłoń, przyciskając ją do swojego serca. - Nie puszczaj - mruknął stanowczo, pociągając go za sobą w nicość i odrywając ich stopy od ziemi przez zniknięcie z trzaskiem przecinającym ciszę.
/zt x2
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Umówili się tu z Lucasem na poranne bieganie. Nie zdziwiło jej, że w zasadzie była pierwsza. Wyszła sporo wcześniej, przed umówionym czasem. Pogoda była dzisiaj cudowna. Słońce świeciło na niebie, a lekki wiosenny wietrzyk rozwiewał włosy. Związała włosy w kucyka, siadając na krawężniku i czekając na kolegę. Uwielbiała te poranne bieganie, szczególnie w tym cichym i spokojnym miejscu. Nie było tu prawie ruchu przez co nikt nie podchodził im pod nogi. Nawet nie wiedziała w którym momencie poczuła jak coś wypada jej z oczu. - O nie, o nie, o nie - Jęknęła przerażona i zaczęła na ślepo szukać ich w trawie na kolanach. Z boku musiała wyglądać na prawdę komicznie.
To prawda, ósma trzydzieści nie była jeszcze najwcześniejszą porą, którą można było wybrać się na bieganie. Jednak biorąc pod uwagę fakt iż do parku, gdzie umówili się ze Stance, chłopak miał z zamku jeszcze pół godziny drogi truchtem (tak na rozgrzewkę), to sprawiało to, że musiał wstać przed ósmą. Czego nie lubił, ponieważ uwielbiał spać i kiedy nie miał rano zajęć, żadna siła nie mogła wyciągnąć go z łóżka. Chyba, że się umówił. Wtedy dotrzymanie słowa było siłą wyższą i nie mógł tego słowa złamać. Kiedy sam wybierał się na jogging, przeważnie wybierał godziny popołudniowe, rzadziej porę późnego ranka. Właśnie w takich okolicznościach, któregoś dla wpadł na Cons. Bardzo dobrze rozmawiało im się przy okazji aktywności, dlatego tego dnia postanowili to powtórzyć. Przekraczając bramę parku w wiosce, zatrzymał się na moment aby rozejrzeć się po alejce i sprawdzić czy może dziewczyna już jest i czeka na niego. Miał racje. Niedaleko, spostrzegł blondynkę, która... na klęczkach podziwiała trawnik? Wiedział, że to Cons, bo nikogo innego w parku nie było. - Zaczęłaś rozciąganie beze mnie? - odezwał się, zachodząc ją od tyłu, specjalnie, żeby go nie zauważyła, po czym zaśmiał się i dorzucił: - Masz ciekawą gimnastykę poranną, powiem Ci, Stancyjko.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Usłyszała głoś ślizgona i odwróciła głowę spoglądając na niego. Merlinie przyszło wybawienie! Nienawidziła swojej wady wzroku. Zbyt dużej jak na 19-latkę. - To nie gimnastyka. Nie śmiałabym bez Ciebie. - Odparła z rozbawieniem, a potem znowu zaczęła macać dłonią trawę. Jęknęła sfrustrowana i usiadła na piętach spoglądając na niego niczym zbity pies. - Wyleciały mi soczewki. - Wyjaśniła krzywiąc się. Była ślepa jak kret bez soczewek i jeśli ich nie znajdzie to nici z biegania. I jeszcze będzie musiała prosić Lucasa żeby jej pomógł wrócić do domu tak, by nie wybiła sobie jedynek. Swoją drogą ten tydzień był pasmem porażek. Zastanawiała się co będzie następne? Podbite oko? Guma we włosach? Czy brat wpadnie. O nie... oby nie... - Pomożesz mi? - Spytała z nadzieją. - Wiem, że nie tak mieliśmy zacząć dzień ale widzę tylko rozmazane plamy z daleka. - Dodała rozbawiona.
Usłyszawszy, że dziewczyna padła ofiarą złośliwości rzeczy martwych i zgubiła soczewki, nie byłby sobą, gdyby tego nie skomentował. - Merlinie, Sherwood... Jakiego trzeba mieć cholernego pecha, żeby wyleciały człowiekowi dwie soczewki na raz? - wiedział dobrze, że to zdanie w niczym nie pomoże Gryfonce, jednak jego natura nie pozwalała mu zostawić tej całej sytuacji bez złośliwych docinek i łobuzerskiego chichotu pod nosem. - Eh, no jasne, że Ci pomoge. To tak nieprawdopodobne, że aż muszę sam sprawdzić czy mnie aby nie wkręcasz. - kucnął niedaleko niej i pochylił się nad ziemią nisko, lustrując wzrokiem każdy centymetr trawnika. Sinclair z każdej sytuacji potrafi zrobić kabaret i nie ma szans aby nie żartował w sytuacji, kiedy nie ma do tego przeciwwskazań. - To małe to to jest to? - rzucił zabawnym zlepkiem słów w jej kierunku, podstawiając pod jej twarz dłoń, w której trzymał swoje znalezisko. - Ooo, a tu chyba mam drugą. - dodał po chwili, podnosząc drugą ręką niewielki, niemal niewidzialny, przeźroczysty półokrąg i podając dziewczynie.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Dobre pytanie. Pomyślała od razu przypominając sobie ostatni tydzień, pełen porażek i nieszczęść. Zaczynając od rozmowy z ojcem, poprzez wpadnięcie do jakiejś nawiedzonej dziury, aż do zgubienia obu soczewek na raz. - Na drugie powinnam mieć pech, a nie Sophia. - Przyznała rozbawiona i spojrzała na niego z wdzięcznością kiedy również zaczął przeszukiwać trawę. Z perspektywy osoby trzeciej musieli wyglądać na prawdę komicznie macając na kolanach kawałek zieleni w parku. Ale czasami nie można nic poradzić na złośliwość rzeczy martwych w tym wypadku dwóch przezroczystych kółeczek do oczu. Kiedy powiedział, że znalazł odetchnęła z tak głośno, że na pewno to słyszał. Wyczyściła zaklęciem soczewki, a następnie na oślep jakoś wsadziła je w oczy. Pomrugała chwilę i zerknęła na ślizgona, który był o wiele bardziej wyraźny. - Jesteś niesamowity, dziękuję! - Pisnęła radośnie i rzuciła mu się na szyję, by po chwili się podnieść z kolan i otrzepać swoje czarne leginsy. Podwinęła rękawy bluzy i poszerzając uśmiech zerknęła na niego zadziornie. - To co? Rozgrzeweczka i lecimy? - Bardziej stwierdziła niż zapytała. Miała cichą nadzieję, że to koniec tej passy nieszczęść i nie wybije sobie przypadkiem zębów tak dla... zasady...
Nigdy chyba nie spotkał się z takim pechem, żeby człowiek na każdym niemalże kroku miał pod górkę. Oczywiście, czasami są gorsze i lepsze dni, czasami spotyka kogoś zła passa i można powiedzieć, że to jest normalne. Ale zbieżność zdarzeń, w tak negatywny sposób i to dotyczących takich szczegółów... To ewidentnie był pech... - Zapiszę Cię tak na wizzengerze - Constance "Pech" Sherwood. - zadeklamował, śmiejąc się, aby dodać jej jeszcze trochę otuchy w tej całej sytuacji. Kiedy odszukanie jej kontaktów zakończyło się sukcesem i dziewczyna magicznie wyczyściła je i umieściła tam gdzie ich miejsce, Lu miał przeczucie, że jeszcze nie jeden raz tego ranka przyjdzie mu pocieszyć Stance, używając swojego nachalnego czasami i dziecinnego poczucia humoru. - No już, już... bez zbędnych czułości prosze, jeszcze nas paparazzi przyłapią i będę miał problemy. - - zażartował, zaraz po tym jak owinęła jego szyję rękami. Podnieśli się z trawnika, otrzepali i nie tracąc dobrego humoru zaczęli krótką rozgrzewkę. Pare wymachów, pare wykroków... I zrobione. Później ruszyli truchtem wzdłuż alei. - Następnym razem możemy umówić się wieczorem, przy zachodzie słońca też się nieźle biega. - zasugerował, kiedy mijali kolejne ławeczki, jednak dalej nikogo na nich nie było. Ludziom chyba nie podobała się wizja spacerów po parku rankiem.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
- Pasuję wręcz idealnie. Na czole sobie wytatuuje to słowo. - Stwierdziła szybko. Jeżeli do końca tygodnia nie zrobi sobie krzywdy to będzie cud bo miała wrażenie, że od poniedziałku wpadła w zapętlony piątek 13-stego, w którym czarny kot przebiega jej drogę. Bieganie było czymś, co pomogło przeżyć jej koszmarne dzieciństwo. Na początku po prostu wybiegała z domu i biegała tak długo po ogrodzie, aż negatywne emocje ustaną. W końcu zorientowała się, że to uwielbia i tak biega do tej pory. I na szczęście znalazła sobie partnera do dzielenia tej cichej miłości. Zawsze raźniej biegało się z kimś. Spojrzała na niego kątem oka, automatycznie kiwając głową. - Nie musisz prosić dwa razy. - Zaśmiała się. Najlepiej biegało jej się właśnie o wschodzie lub zachodzie słońca. Dlatego ucieszyła ją propozycja Lucasa. - W zasadzie wieczorami super biega się nad Tamizą. Więc może tam następny raz? - Zaproponowała. Czasami dobrze raz na jakiś czas zmienić trasę. Dla urozmaicenia. - I jak z tą drużyna Quidditcha? - Zapytała po chwili, szczerze zainteresowana.
- Może lepiej nie, bo nikt nie będzie się do Ciebie zbliżał, sądząc, że zaraz spadnie meteoryt i zabije was oboje. - rzucił żartobliwie, ręką imitując wielki wybuch kamiennego kawałka ciała niebieskiego, właśnie na tym skrawku podłoża na którym obecnie stali. Prawda była taka, że bardzo dobrze rozmawiało mu się z Gryfonką i nawet choćby przyciągała tak bardzo tego pecha, dla Lucasa było to bardzo zabawne (jak w sumie wszystko), ale też urocze. Był z tej grupy facetów, którzy zdecydowanie lubili ratować damy z opresji, dlatego cieszył się z tego, że mógł pomóc Cons. - Czemu nie - uznał, w odpowiedzi na jej pomysł biegania nad najdłuższą rzeką, przepływającą między innymi przez stolicę Anglii. - Jasne. Jeśli mówisz, że tam są super widoki, to koniecznie sam też muszę się o tym przekonać - oznajmił. Słysząc pytanie o Quidditcha, zwolnił tempa i przystanął na chwilę, zmarszczył brwi, po czym przypomniał sobie. A tak, przecież poznali się, jak biegał jeszcze na terenach zamku i pewnie wtedy mówił jej o swoich staraniach, związanych z dostaniem się do szkolnej drużyny. Uśmiechnął się i ruszył z miejsca, kontynuując trucht. - A dobrze. Dostałem się pare tygodni temu, jako obrońca. A teraz zbliża się termin meczu z Krukonami i szczerze mówiąc nie wiem jak to będzie. Niby czuje, że jestem przygotowany, bo staram się sam trenować, jako że do tej pory mieliśmy tylko jeden krótki trening ze strony naszej kapitan, ale i tak to pierwszy mój mecz - zdecydowanie stresik jest. - powiedział, wylewając na wierzch swoje niepokoje i niepewności.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Spojrzała na niego, mrugając chwilę ale ostatecznie westchnęła kiwając głową, na znak przyznania mu racji. Mimo wszystko miała nadzieję, że ten pech ostatecznie właśnie się skończył na zgubieniu soczewek. Ale znając życie jeszcze w przeciągu tygodnia zrobi sobie krzywdę. Albo znowu coś zgubi... lub się. To też prawdopodobne. - A Ty tu jednak stoisz. - Zauważyła bystro, z iskierkami rozbawienia w oczach. - Czy to znaczy, że nie boisz się mojego pecha? Czy chcesz zobaczyć jak meteoryt spada? - Spytała podejrzliwie, unosząc jedną brew do góry i przyglądając mu się jak na przesłuchaniu w Wizengamocie. Posłała mu szeroki uśmiech, jednocześnie omijając jakąś gałązkę na drodze. - Widoki są cudowne. Znaczy teraz też masz je super, no bo w końcu tu jestem. - Zaśmiała się machając rękoma na potwierdzenie swojej obecności. W sumie Cons złapała z Lucasem dobry kontakt na prawdę szybko. Nawet nie zorientowała się kiedy podczas tamtego biegania słowa wypływały z niej jak potok do praktycznie obcego chłopaka. Teraz to już norma. Lubiła z nim biegać, a tym bardziej rozmawiać. Po chwili i ona się zatrzymała patrząc na niego dużymi oczami. - No przecież to super! - Odezwała się głośno i entuzjastycznie, zwracając na nich uwagę jakiejś starszej czarownicy, która wyprowadzała swojego psa kawałek dalej. - Jejku gratuluję! - Dodała i ruszyła za nim truchtem szybko równając krok. Wysłuchała go do końca w spokoju i ciszy, a kiedy zerknął spojrzała na niego kątem oka. - Zobaczysz, że im dokopiecie. Przyjdę Ci kibicować w takim razie. - Zapewniła ochoczo. Jeszcze wyciągnie Lu. W końcu to jej dom będzie grał...
Zaśmiał się. - Stoję i mam się dobrze. Czyli to znak, ze żadnego pecha nie ma, Stancyjko. - oznajmił z przekonaniem, próbując zmierzwić jej włosy, upięte w tej chwili w luźny kucyk. - Ale jakby był, to nie mógłbym ominąć takiej okazji, żeby zobaczyć taką akcje? Ty wiesz jaka by to mogła być dziura... - odbiegł od niej kawałek i rozłożył ręce na bok, oceniając średnicę ewentualnego otworu, jaki mógłby zrobić meteoryt. Ponownie zaśmiał się, na widok miny dziewczyny. - Hmm, no teraz to musiałbym tylko troche zwolnić... - tak właśnie zrobił, pozostając pare kroków za nią i pozwoliwszy sobie patrząc na jej tyłek, delikatnie przechylić głowę i kiwnąć kilka razy w geście uznania - ...i teraz to ja mam najlepsze widoki. - dokończył, z perfidnym uśmieszkiem na twarzy, czekając tylko aż dziewczyna, która już w połowie jego planu zaczęła odwracać głowę, aby cokolwiek zobaczyć, zdzieli ręką przez głowę. Widząc jej radość kiedy powiedział jej o dostaniu się do drużyny, uśmiechnął się szczerze. - Dzięki. W końcu tyle lat im zawracałem gitare, że musieli w końcu mnie przyjąć. - zażartował - Koniecznie przyjdź. Przyda się doping. Myślę, że chłopaki się ucieszą, może nie będziesz rozpraszać. - dodał, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Skrzywiła się kiedy poczochrał jej włosy i delikatnie zdzieliła go w dłoń, śmiejąc się pod nosem. Oby miał rację bo wolała nie mieć na sumieniu jeszcze jego... Przyglądała mu się przez chwilę z niedowierzaniem, a kiedy się zaśmiał i ona parsknęła śmiechem. - Zawsze chciałam żeby moja śmierć była spektakularna. - Stwierdziła rozbawiona i ruszyła truchtem by go dogodzić. Kiedy został w tyle zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się, że zmęczył się tak szybko. W zasadzie to raczej ona szybciej się męczyła chociaż wydawało jej się, że ma świetną kondycję. - A Ty co? Już się zmę... - Urwała zdając sobie sprawę o czym mówi i przystanęła by odwrócić się w jego stronę z tym swoim niby poważnym wyrazem twarzy. Zaplątała ręce na piersi i spojrzała na niego unosząc jedną brew do góry. - Przepraszam bardzo, czy ty właśnie tak bezczelnie obczajałeś mój tyłek? - Spytała niby poważnie, ale nie dało się nie zauważyć rozbawienia wypisanego na jej twarzy. - No ale wiem. Tyłek mam świetny. - Zażartowała luźno i odwróciła się ostentacyjnie kręcąc biodrami. A po chwili nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. W sumie lubiła to, że w towarzystwie ślizgona mogła czuć się tak swobodnie. Jakby się znali całe życie... A nie kilka tygodni. Przekręciła oczami na jego słowa ale uśmiech nie schodził jej z twarzy. Na prawdę zamierzała przyjść i mu kibicować. Szczególnie, że to pierwszy mecz, a ona mocno trzymała za niego kciuki żeby się dostal. - Nawet przetransmutuję szalik w barwy Slytherinu. - Obiecała. - Ale żeby was nie zdekoncentrować obiecuję ubiorę się stosownie... - Dodała i puściła mu oczko.
- A tak na serio? To odkąd Ci się ciągnie ta nieszczęśliwa seria zdarzeń? - spytał zaciekawiony, posyłając jej krótkie spojrzenie. Naprawdę, była jedną z nieliczny osób, które w oczach ślizgona wydawały się odrobinkę niezdarne i przyciągające nieszczęścia. Widział, że dziewczyna nie spodziewa się tego, co za chwilę miał w planach zrobić, więc z chytrym uśmieszkiem na ustach, wykorzystał jej niewiedzę, żeby chwilę później zażartować z niej. - Podziwiałem tylko widoki. I to tak na szybko, bo wiedziałem, że nie ma zbyt wiele czasu. - zagaił, przystając, kiedy dziewczyna także zatrzymała się i z udawanym oburzeniem podsumowała jego niecny wybryk. - Hmm, nie jestem pewien, musze zerknąć jeszcze raz, żeby potwierdzić, ze jest taki świetny. - dodał po chwili, śmiejąc się do co chwilę i mając świadomość, że dziewczyna bawi się tak samo dobrze jak on, przy okazji tej wymiany zaczepnych słów. Widząc, jak specjalnie odwraca się i demonstracyjnie porusza biodrami, uśmiechnął się do siebie i ruszył przed siebie, doganiając ją. Zaśmiał się, wybiegając kawałek przed nią i odwracając się tak, aby przez chwilę biegnąć tyłem, ale twarzą odwróconą w stronę dziewczyny. - To super. Będę Cię wyglądał na trybunach. Możesz założyć coś neonowego, najlepiej zielonego, będzie mi prościej Cię wyłapać z tłumu. - rzucił, nadal w świetnym nastroju. - Możesz wziąć ze sobą koleżanki, im więcej cheerleaderek tym lepiej. - dodał, uśmiechając się do niej zawadiacko. Przebiegli już ze dwa kilometry, spędzając czas na przemiłej rozmowie, jednak czas było wracać do zamku. W końcu Lucas nie lubił wagarować, a czekały go jeszcze zajęcia z transmutacji i z udrawiania, które miały trwać do późnego wieczora. Dlatego postanowili razem z Cons, że na dziś wystarczy im ten dystans, który pokonali i to co zostało im jeszcze przebiec z powrotem. Na ostatniej prostej w parku pozwolili sobie nawet urządzić małe wyścigi, a że oboje byli w dobrej kondycji, prawie że w tym samym czasie przekroczyli bramę parku. Po króciutkiej przerwie na złapanie oddechu, ruszyli drogą w stronę Hoggwartu.
//zt x2
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Nawet nie wypiła tak dużo – ale w jej przypadku "niedużo" to nadal sporo, jeśli mowa o alkoholu. Wystarczająco, żeby jej kroki nie potrafiły nadążać dokładnie za linią prostą. Jeszcze nie bełkotała, ale w jej głowie już rodziły się dziwne pomysły... nie żeby potrzebowała do tego jakiejkolwiek zapomogi. Wracała właśnie od Ignaca, a whisky wprawiała ją w wyjątkowo wyskokowy nastrój. Aż żałowała, że musiała przemierzać tę drogę samotnie – bo w końcu większość pomysłów, na jakie miewała, zakładały obecność kogoś równie obłąkanego rozrywkowego. W samotności niewiele można. Dlatego szła z wzrokiem wbitym w drogę, żeby przypadkiem jej nie zgubić, szybkim krokiem przemierzając drogę do Hogwartu, aby tylko znaleźć się w zasięgu czyjegoś słuchu. A gdyby tak porwać szkolne testrale i polecieć zagranicę? Albo włamać się do cieplarni, ukraść mandragorę i wykorzystać ją do wysłania wyjca do któregoś z profesorów? Życie dawało tyle możliwości, po które wystarczyło sięgnąć! Zajęta swoimi myślami – i dzielnym utrzymywaniem kursu – nie zauważyła, że ktoś zmierza z naprzeciwka. Wpadła na niego z impetem i zatoczyła się na trzy kroki. NIe miała problemu ze skupieniem wzroku na twarzy intruza – ale z myśleniem już tak, dlatego zajęło jej kilka sekund, żeby rozpoznać w nim kumpla. – Ooooo, Max, jak dobrze, że cię widzę! – zawołała z entuzjazmem zdradzającym jej stan upojenia. Oczy jej zabłysły, kiedy uśmiechała się zuchwale. – Chcesz się bić? – zaproponowała. Nie była to groźba, zwyczajnie... pomysł. Ot, rzucony od niechcenia, takim samym tonem, jakby pytała: "co tam u ciebie?". Nic nowego, zwyczajnie Tessa szukająca rozrywek w zbyt monotonnym życiu.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zaklecie: Poena Inflicta Atak:6 i 6 = 12 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Wracał właśnie po małym wypadzie do wioski. W torbie niósł nowe smakołyki z Miodowego Królestwa i pluszowego misia, którego chciał później próbować zmieniać w Velociraptora. Jak zazwyczaj nie zwracał uwagi na to, gdzie idzie i po raz kolejny w tym tygodniu poczuł, jak ktoś wpada na niego. Znajoma mordka od razu sprawiła, że na twarzy Solberga pojawił się uśmiech. -Theresa! Co Ty tu... - Dopiero teraz zobaczył, że dziewczyna jest pod wpływem. -Czyżbyśmy wracali z imprezy? - Było to bardziej żartobliwe, nie miał przecież zamiaru pilnować ślizgonki. Była pełnoletnia i miała prawo robić, co jej się żywnie podoba. Jednak jeżeli potrzebowałaby eskorty do zamku, Max chętnie użyczy jej swojego ramienia. Theresa jednak nie miała zamiaru nigdzie wracać. Chciała bawić się dalej i wiedziała, że Maxa długo nie będzie namawiać. -Różdżki w dłoń! - Krzyknął odsuwając się od niej na kilka kroków i rzucając torbę na ziemię. Długo się nie musiał zastanawiać. -Poena Inflicta! - Wypowiedział zaklęcie. Skoro dziewczyna już i tak piła alkohol, mały ból głowy jej nie zaszkodzi. Możliwe, że i tak będzie miała rano kaca.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees