Świetne miejsce na piknik, to wie każdy w okolicy. Pamiętaj tylko, żeby nie zostawiać swojego jedzenia samego, bo krążące po parku gołębie nie zostawią dla Ciebie ani okruszka! Picie alkoholu również nie jest wskazane ze względu na często pojawiające się patrole!
Noc Duchów:
This is Halloween!
Noc Duchów to jedno z najbardziej hucznie obchodzonych świąt w Hogsmeade. Wioska, znana z urokliwych uliczek, przytulnych sklepów i zapachu słodkości unoszącego się z Miodowego Królestwa, zamienia się w miejsce pełne tajemnic i mrocznych zakątków. Mieszkańcy przystrajają swoje domy i sklepy zaklętymi dyniami o pulsującym, pomarańczowym blasku, które unoszą się nad dachami, tworząc magiczną poświatę. Na brukowanych uliczkach widać lewitujące świece, których płomienie tańczą w rytm cichej, niepokojącej melodii. Latające nietoperze, duchy i zjawy pojawiają się znikąd, by nagle rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko ktoś się do nich zbliży. Na obrzeżach miasta przygotowano dla wszystkich masę atrakcji z nadzieją, że do obchodów Halloween dołączą wszyscy - od najmłodszych i uczniów Hogwartu, po mieszkańców innych magicznych wiosek.
Wykrawanie dyń
W tym roku możecie spróbować swoich sił w wykrawaniu wielkich, magicznych dyń, które przez ostatnie miesiące były starannie hodowane specjalnie na tę okazję. Każda z nich jest wyjątkowa i ma własny charakter, dlatego różdżki w dłoń i przekonajcie się sami, jak sobie poradzicie w tej z pozoru dziecinnie łatwej atrakcji. Władze Hogsmeade proszą jednak, by nie wyrzucać wycinków i miąższu, które posłużą jeszcze magicznym stworzeniom w rezerwacie Shercliffe’ów!
1 – to z pozoru łatwe zadanie okazuje się być znacznie trudniejsze, niż z początku mogłeś myśleć. Twoja dynia zdecydowanie nie chce współpracować, co więcej, jej największym marzeniem chyba jest zostanie sową, bowiem unosi się nad stołem kila cali, by oddalać się jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy kierujesz w jej stronę różdżkę! Jeśli chcesz cokolwiek zdziałać, najpierw musisz ją sobie złapać.
2 – gadające przedmioty nie powinny nikogo dziwić, w końcu w Hogwarcie każdy pierwszoroczniak ma na głowę zakładaną gadającą tiarę, ale gadatliwe dynie? A ta twoja naprawdę ma wiele do powiedzenia i to już w momencie, kiedy kończysz wykrawać usta. Co więcej, uważa się za prawdziwego proroka, przepowiadając twoją przyszłość, choć są to same głupoty.
3 – nie jest łatwo, twoja dynia jest naprawdę uparta i co chwila zmienia wygląd wszystkiego co na niej próbujesz wykroić. To z uśmiechu, opuszcza kąciki ust w dół, to nos i oczy zmieniają kształt. Wygląda na to, że ma swoją własną wizję i na pewno jest ona inna niż twoja!
4 – trafiasz na dynię, która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Kiedy tylko robisz pierwsze ruchy różdżką – dynia wybucha obrzucając miąższem całego ciebie i nawet kilka osób w pobliżu. Rzuć kostką jeszcze raz.
5 – ta dynia płonie i to wcale nie jest płomień w środku. Roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. Musisz uważać, by się nie poparzyć, a kiedy skończysz efekt na pewno będzie spektakularny!
6 – twoja dynia posiada umiejętność, którą nawet nie każdy czarodziej posiada – teleportacje. Z pewnością nie łatwo jest wykrawać dynię, która coraz zmienia swoje położenie. Przekonujesz się jednak, że kiedy ją dotykasz, ta działa jak świstoklik i przenosisz się kilka kroków dalej razem z nią. To chyba jedyna możliwość, by udało ci się ją wykroić do końca!
Mumifikacja
Popularna rozrywka, która wiedzie prym podczas Nocy Duchów. Cieszy się popularnością nie tylko wśród młodych, ale i dorosłych, którzy dają się ponieść halloweenowej magii! Do zadania należy podchodzić w parach, a jest ono bardzo proste - należy jak najszybciej owinąć swojego partnera bandażem i zrobić z niego prawdziwą mumię.
Rzuć k6 na perypetie, które wam towarzyszą podczas tej misji:
1 - Albo źle rzuciłeś zaklęcie albo los chce wam coś usilnie podpowiedzieć, bo zamiast bandażować swojego towarzysza od stóp do głów to bandaż owija się wokół waszych nadgarstków i łączy was prawie że na wieki wieków. Nie działa żadne diffindo ani inne zaklęcia czy noże, jesteście ze sobą złączeni przez najbliższe 3 posty.
2 - Coś wam mozolnie to wszystko idzie. Wymachujesz różdżką, ale owijanie wychodzi kiepsko. Podchodzisz więc do swojego partnera, żeby nanieść eleganckie poprawki dłonią. Stopa zaplątuje ci się w bandaż, upadasz jak długi na ziemię. Dorzuć k6: przy parzystej wykładasz się sam, przy nieparzystej ciągniesz za sobą swojego towarzysza.
3 - Bardzo pieczołowicie podchodzisz do zadania. Wywijasz tym bandażem na prawo i lewo, a w efekcie owijasz klatę tak ciasno, że przez chwilę twojemu ziomkowi brakuje powietrza. Z tego chwilowego niedotlenienia coś mu się przestawia w głowie i musi ci wyznać jakiś soczysty sekret. Fajnie by było jakbyś mu się odwdzięczył tym samym, bo prawie go udusiłeś!!
4 - Trafiacie na wyjątkowo zaczarowany egzemplarz bandaża, który podczas owijania zdaje się przekazywać energię osoby owijającej osobie owijanej. Ale heca - na 2 kolejne posty zamieniacie się osobowościami!
5 - Los wam nie sprzyja, bo ledwo kończycie skrupulatnie zawijać mumię, jakiś dowcipniś przebiega obok z okrzykiem "psikus albo psikus!" i obrzuca was łajnobombą. Okrutnie śmierdzicie łajnem przez 3 posty, ale podobno razem raźniej...
6 - Bandaż niezbyt chce z wami współpracować. Uparcie spada z potencjalnej mumii i cokolwiek nie robicie i jak się nie trudzicie - jesteście zmuszeni zrezygnować z tej wybitnej rozrywki. I już macie odchodzić, kiedy owija jednego was za kostkę i podnosi do góry. Lewitujesz jak po Levicorpusie, a twój partner musi coś poradzić, żeby cię ściągnąć. Oby osoba lewitująca miała dobrze przylegający kostium, inaczej wszyscy w okolicy będą podziwiać jego wdzięki.
Polowanie Bez Głów
Za uprzejmą prośbą organizatorów Hogsmeadzkiego halloween, Klub Bezgłowych wyraził zgodę, by w tym roku w Polowaniu Bez Głów, a raczej jego marnej imitacji – w końcu na prawdziwe Polowanie żywi nie mają wstępu, a też nie wszystkie duchy! – mogli wziąć udział czarodzieje. Każdy chętny może poczuć się jak członek tego szanowanego kluby i spróbować swoich sił w potyczce z duchami. Zanim jednak prawdziwe polowanie się rozpocznie, jesteście świadkami niesamowitych pokazów akrobacji, wykonanych przez delegację Klubu Bezgłowych, w których to duchy żonglują i wymieniają się swoimi głowami – osoby o słabych nerwach proszeni są o nie branie w tym udziału. Zaraz po akrobacjach i poczęstunku, który każdego żywego przyprawi o mdłości, możecie spróbować własnych sił w Polowaniu. Zasady są wybitnie proste, musicie odnaleźć w lesie głowę, ukrywającego się ducha. Niedozwolone jest jednak używanie revelio!
1 – znajdujesz się niebezpiecznie blisko starego, masywnego drzewa, które oplatają diableskie sidła. Jeśli chcesz załapać jakąś głowę w pobliżu, musisz przypomnieć sobie lekcje zielarstwa (potrzebujesz w tym celu min. 5pkt z zielarstwa w kuferku), by sidła nie zrobiły ci krzywdy.
2 – wbiegasz na niewielką polanę w samym sercu lasu, którą przysłania gęsta mgła. Dostrzegasz w niej jednak kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt głów, które ledwie wyróżniają się w tej mgle, a jednak świecą eterycznym blaskiem. Szybko się jednak orientujesz, że tylko jedna głowa tutaj jest prawdziwa, a reszta jest iluzją magicznej mgły. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 65 udaje ci się znaleźć odpowiednią głowę nim Polowanie dobiegnie końca.
3 – podczas swoich poszukiwań słyszysz ciche szepty pochodzące za omszałej skały, być może słyszałeś kiedyś plotki o Czarnej Skale. Głosy wypełniają twoją głowę, namawiając do odwrotu, choć jesteś pewien, że gdzieś blisko znajdziesz głowę. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 70 udaje ci się pokonać wpływ podszeptów; jeśli posiadasz cechę eventową silna psycha lub posiadasz genetykę oklumencji nie musisz dorzucać kostki, udaje ci się zignorować głosy.
4 – znajdujesz się na brzegu bagnistego oczka wodnego, mgła gęstnieje, a wśród niej dostrzegasz niewielkie światełko, zupełnie jakby wskazywały ci drogę. Jeśli posiadasz min. 10pkt z ONMS lub OPCM orientujesz się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się przed twoją twarzą, wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. W przeciwnym wypadku ktoś, również biorący udział w Polowaniu, musi ci pomóc, zanim na zawsze ugrzęźniesz w bagnie, zwabiony w nie przez zwodniki.
5 – zajmujesz się poszukiwaniami głowy, kiedy znikąd otacza cię trójka czerwonych kapturków! Ewidentnie działają w zmowie z duchem, którego głowy blisko się znajdujesz, uniemożliwiając ci przejście dalej. Musisz stoczyć krótką walkę, całe szczęście można odpędzić je prostymi czarami, ale pamiętaj, że ich jest więcej! Dorzuć kostkę k100, przy wyniku mniejszym niż 30, zdołały cię boleśnie potłuc swoimi pałkami.
6 – wchodzisz w gęstwinę, do której światło księżyca praktycznie nie dochodzi, w oddali wyją wilki, a wiatr złowrogo porusza gałęziami nad twoją głową. Próbujesz oświetlać sobie drogę, ale coraz potykasz się o wystające korzenie i zahaczasz o powykręcane gałęzie. Skupiasz się więc na drodze, a kiedy w końcu unosisz wzrok orientujesz się, że stoi przed tobą twój największy strach! Jeśli kiedyś na fabule (należy podlinkować) spotkałeś już bogina lub posiadasz min. 15pkt z OPCM, szybko się orientujesz z czym masz do czynienia!
Turniej pajęczych skoków
Burmistrz Hogsmeade nie oszczędzał na tegorocznych obchodach Nocy Duchów, znalazł czarodziejów wybitnie uzdolnionych w transmutacji, by pomogli mu zorganizować bezpieczne skoki przez płotki na akromantulach! Z początku próbował zorganizować prawdziwe olbrzymie pająki, ale byłoby to wybitnie trudne do zorganizowania i uzyskania zgody Ministerstwa Magii, dlatego akromantule, które widzicie w zagrodzie są w rzeczywistości przetransmutowanymi innymi stworzeniami, wyglądają jednak co do szczegółu jak prawdziwe akromantule!
By wziąć udział w wyścigu należy zapłacić 10 galeonów na rzecz pomocy zimą dzikim stworzeniom.
1. Rzucacie kostką k100 na prędkość z jaką pokonujecie trasę, jej wynik odpowiada części punktów, które zdobywacie.
2. Następnie rzucanie kostką literką, którą traktujecie jako k10 (A – 1, B – 2, C – 3 itd.) na ilość płotków, które udaje się przeskoczyć, za każdy płotek otrzymujecie dodatkowe 10pkt.
3. Na koniec rzucacie k6 na przeszkodę specjalną w trakcie wyścigu:
1 – to wysoka pajęcza bramka okazuje się być dla ciebie przeszkodą, która może zaważyć na wyniku! Próbujesz przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać, nie idzie ci jednak wcale najlepiej, zaplątujesz się w sieć i tracisz czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici – odejmij od sumy punktów 20.
2 – a co to? To zygzak kamiennych ścian, czyli ciasno rozmieszczone płotki z wielkimi kamieniami po bokach, które wymuszają zwinne ruchy, twoja akromantula musi balansować na pojedynczych odnóżach, by pokonać tę przeszkodę i prześlizgnąć się przez ciasne przejście – jeśli posiadasz cechę eventową połamany gumochłon, odejmij od sumy punktów 10.
3 – przed tobą wiszące płotki splecione z pajęczyn, wymagają sprytu i precyzji, żeby ich nie dotknąć, nikt przecież nie ma doświadczenia w skokach przez pajęcze płotki, ale możesz doskonale znać się na budowie tych wielkich pająków, co ułatwi nieco sterowanie – jeśli posiadasz co najmniej 15pkt z ONMS, możesz dodać 15 do sumy punktów.
4 – jeden z płotków okazuje się widoczny jedynie pod odpowiednim kątem i naprawdę łatwo go przeoczyć, dostrzegasz go jednak z łatwością jeśli posiadasz cechę eventową świetne zewnętrzne oko, możesz wtedy dodać do sumy punktów 20.
5 – przed tobą płotek obrotowy! Na pierwszy rzut oka wygląda jak całkiem zwykły, pajęczy płotek, ale okazuje się zamocowany na specjalnych magicznych uchwytach, które zaczynają się obracać gdy tylko ktoś się zbliża do przeszkody. Należy go przeskoczyć tak, by nie dotknąć stale obracających się pajęczyn, jeśli posiadasz co najmniej 20pkt z GM radzisz sobie znakomicie i możesz dodać 10 do wyniku.
6 – to nie jakiś płotek cię pokonał, co twoja akromantula. Nic dziwnego w końcu wcale nią nie jest, a wierzchowiec okazuje się nie mieć pojęcia jak poruszać się na ośmiu nogach, choć organizatorzy poręczali za wszystkie stworzenia. Potykacie się jednak co chwila i z tego względu musisz odjąć od wyniku 40!
Wszystkie zebrane punkty sumujecie i to one zadecydują o zwycięzcy! Ten otrzyma na swoje konto nagrodę wysokości 100 galeonów!
Kod:
<lg>Szybkość:</lg> (k100) <lg>Ilość płotków:</lg> (literka) <lg>Specjalna przeszkoda:</lg> (k6) <lg>SUMA PUNKTÓW:</lg> (zsumuj zebrane punkty włącznie z modyfikatorami zawartymi w specjalnej przeszkodzie)
Stragany
JEDZENIE:
CZEKOLADOWE NIMBUSY Idealne dla fanów gier miotlarskich lub fanów słodkości. To nic innego jak czekoladki w kształcie miniaturowych miotełek. Posiadają pozłacany jadalnym brokatem grawer z nazwą wybranego modelu Nimbusa.
MERLINIE CYNAMONKI Nikt do tej pory nie wie, skąd taka nazwa, a obecni uczniowie Hogwartu spekulują, że owe drożdżowe bułeczki powinno się ochrzcić imieniem nauczyciela Miotlarstwa. Tak czy owak - są przepyszne! Wypiekane na bieżąco, pachnące cynamonem i polane lukrem. Śpieszcie się, bo znikają jak świeże… cynamonki.
DYNIOWE BUŁECZKI Są nie tylko o smaku dyni, ale posiadają też jej kształt! Jeśli skusisz się na ten rarytas, to na kolejne trzy posty Twoje tęczówki zmienią kolor na pomarańczowy, a także wzrośnie Twoja pewność siebie i poczujesz, że niczego się nie boisz.
DYNIOWO-POMARAŃCZOWA MARMOLADA Pachnie wspaniale, a jeszcze lepiej smakuje. Możesz kupić kilka słoiczków i zostawić je jako zapasy na zimę, ale… możesz też zjeść marmoladę od razu! Na stoisku obok sprzedają pyszny chleb, tak tylko wspominamy…
PIECZONE JADALNE KASZTANY Hej, to Twój kasztan? Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić ten błąd i spróbować tego specjału. Pieczone kasztany to smak jesieni zamknięty w małej skorupce. Te jednak są wyjątkowe.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
parzysta - to chyba jakieś objawienie! Ten drobny przysmak natchnął Cię do zrobienia figurek z tradycyjnych kasztanów. Być może nawet je ożywisz? Jeśli opiszesz proces tworzenia jesiennych figurek w swoim poście - otrzymasz 1 pkt z Działalności Artystycznej. Upomnij się o to w odpowiednim temacie.
nieparzysta - hmm, czyżby ktoś uprzednio zanurzył kasztany w Bełkoczącym Napoju? Najwyraźniej, bo przez cały post mówisz bez ładu i składu.
TOFFI PANI WEASLEY Słodkie batoniki, pakowane w fikuśny pomarańczowy papier. Wyjątkowo tego dnia do każdego zamówienia dołączany jest liścik z… miłymi słowami!
Rzuć kością litery, żeby dowiedzieć się, co Ci się trafiło:
A - Twoje włosy jeszcze nigdy nie były tak lśniące! B - Dobrze zaplanuj jutrzejszy dzień, bo będzie sprzyjało Ci szczęście! C - Uśmiechaj się dzisiaj jeszcze częściej! D - Masz w sobie wiele uroku! E - Uda Ci się sprostać wszelkim problemom! F - Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym! G - Masz bardzo ładny uśmiech! H - Twoja osobowość jest wyjątkowa! I - Dziś jest dobry dzień na herbatkę z przyjacielem! J - Zasługujesz na to dodatkowe ciastko!
PIECZONE JABŁKA Oblane karmelem lub nie, za każdym razem przyrządzane na świeżo. Idealnie jesienna przekąska na mały głód!
KREM Z DYNI Z CZOSNKOWĄ GRZANKĄ Rozgrzewająca, kremowa zupa, której głównym składnikiem jest królowa wieczoru, czyli dynia. Podawana z grzanką posmarowaną czosnkowym masełkiem. Gdy skusisz się na jedną porcję, to czeka Cię mała niespodzianka.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
1, 6 - potrawa była tak pyszna, że wprowadziła Cię w prawdziwie radosny nastrój. Do końca wątku jesteś rozweselony/a, masz ochotę tańczyć, śpiewać i zarażasz innych pozytywną energią. 2, 4 - pani nalewająca zupę była tak miła, że w gratisie podarowała Ci garść Rymujących Dropsów. Jeśli zdecydujesz się je zjeść - przez jeden post będziesz mówić wierszem! 3, 5 - czy wiedziałeś/aś, że czosnek to afrodyzjak? Cóż, teraz masz okazję się przekonać, bo przez następne dwa posty odczuwasz większą chęć flirtowania.
CUKROWE CZASZKI Przeraźliwie słodkie cukierki uformowane w iście upiorne kształty. Po spróbowaniu do końca wątku masz ogromną ochotę dogryzać innym, a także kogoś przestraszyć.
NAPOJE:
Nalewka aroniowa Pierwszy łyk nalewki z aronii ujawnia bogaty, głęboki smak, który łączy słodycz z subtelną kwasowością, zachwyca bogactwem smaków i aromatów. UWAGA! Jedynie dla pełnoletnich czarodziejów (+17). Jeśli jesteś niepełnoletni/a i zdecydujesz się na zakup - rzuć kością k6:
skutki dla niepełnoletnich:
parzysta - porcja nie była zbyt duża i szczęśliwie nic Ci nie dolega. Uważaj jednak następnym razem, choć przecież takiego nie będzie!
nieparzysta - głowie szaleje zawrotny mętlik, chwiejnie stoisz, a żołądek podchodzi do gardła. Ktoś z opiekunów dostrzega Twoje nietypowe zachowanie. Wygląda na to, że dzisiaj trzeba zakończyć zabawę…
Wino grzane Dostępne w wersji z alkoholem jak i bez. Gorące, aromatyczne, dosładzane domowym sokiem dyniowym i bogate w korzenne przyprawy, takie jak laska cynamonu, goździki i anyżowe gwiazdki. Jeśli Ci się poszczęści, to dostaniesz nawet plasterek pomarańczy! Po wypiciu do końca wątku jest ci koszmarnie gorąco.
Dyniowy sok Jest słodki i przypomina świeżo upieczone dyniowe ciasto. W powietrzu unosi się lekka nutka przypraw, takich jak cynamon i gałka muszkatołowa, które często są dodawane, by wzbogacić smak. Po wypiciu do końca wątku masz wściekle pomarańczowe włosy.
Herbata rozgrzewająca Tak aromatyczna, że aż zachwyca! Ale nie martw się, filiżanka jest zaczarowana, więc nie poparzy Twoich rąk. W tym pysznym napoju znajdziesz nie tylko słodką gruszkę i korzenny cynamon ale też… odrobinę karmazynowego liścia, który nadaje mu głębi i intensywności. Dzięki temu napój doskonale rozgrzewa w chłodne jesienne wieczory. Przez kolejne dwa posty wszystkim prawisz komplementy.
Kakao Honeycott Kakao Honeycott to przyjemnie kremowy napój o intensywnym, czekoladowym kolorze, który kusi swoim wyglądem. Serwowane w pięknie zdobionych filiżankach, napój może być posypany bitą śmietaną lub posypką czekoladową, co sprawia, że prezentuje się niezwykle apetycznie.
Rzuć kością k6, by poznać jego efekt:
1, 2 - jakieś dziwne te słodycze! A może po prostu przesadziłeś z ilością cukru? Przez dwa kolejne posty jesteś niezwykle pobudzony! 3, 4 - Smak był tak niezwykle kremowy, że… aż na chwilę zatrzymałeś się w czasie. Czujesz, jak otula Cię przyjemne ciepło, a wszystkie troski wydają się odległe i nieistotne. Dodatkowo przez jeden post Twoje usta delikatnie błyszczą, a na skórze pozostaje subtelny, słodki zapach wanilii. 5, 6 - Dostajesz nagłe olśnienie kulinarne i odkrywasz sekret tego pysznego kakao. W magiczny sposób zapamiętujesz każdy detal! Od teraz Twoje zimowe wieczory zyskają zupełnie nowy wymiar… a Twoje podniebienie będzie Ci wdzięczne. Zyskujesz 1pkt z Magicznego Gotowania.
PAMIĄTKI:
Tiara spacerowicza (25g) Chroń się przed chłodem i wyglądaj stylowo! Ta superciepła tiara z podszyciem z futra fomisia polarnego zadba o to, byś nie czuł nawet najmniejszego chłodnego podmuchu. Prosty, ale elegancki krój sprawia z dodatkiem ekstrawagancji w postaci spiralnego czubka sprawia, że doskonale pasuje do każdej stylizacji. To absolutny must-have na sezon jesień/zima! Dostępna w każdym kolorze.
Energetyzujące skarpety (20g) Te skarpetki są jak kawałek słońca w zimowy dzień! Wykonane z wysokiej jakości, miękkiej wełny kuliga, nie tylko otulą Twoje stopy ciepłem, ale także... dodadzą Ci energii! Dzięki wyjątkowym wzorom, takim jak fioletowe jednorożce oraz szmaragdowe smoki w chmurach, każda para skarpet stanie się magicznym akcentem Twojej garderoby. Idealne na długie wieczory przy kominku!
Maskotka dynia (15g) To urocza, zaczarowana pluszowa dynia o wyjątkowym wyglądzie. Ma intensywny pomarańczowy kolor, choć wedle uznania czarodzieja potrafi imitować różne kolory światła, mogąc posłużyć za nietypową lampkę.
ŚWIECA Z NUTĄ AMORTENCJI (35g) Klimatyczna świeca sojowa, która pachnie… No właśnie, to jej wyjątkowość! Niewielka ilość amortencji, każdy czuje coś zupełnie innego. Producent nie zaleca jednak palenia jej zbyt długo ze względu na pozostałe właściwości dodanego eliksiru.
MAGICZNY MOŹDZIERZ (65g) Duży i kamienny, ale za to sam rozdrabnia przyprawy bądź nasiona. Doskonale sprawdzi się podczas przygotowywania eliksirów, gdzie precyzyjne zmielenie składników ma kluczowe znaczenie, jak również w kuchni, gdzie każda przyprawa potrzebuje odpowiedniej tekstury. +1 pkt Magiczne Gotowanie/+ 1 pkt Eliksiry (dziedzinę należy wybrać przy zgłoszeniu w upomnieniach)
WIGGENOWE KORALE (100g) Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania. +1 pkt OPCM
Niewidzialna broszka (180g) Prawda jest taka, że ten przedmiot wcale nie znika, ale za to pozwala na to swojemu właścicielowi. Po naciśnięciu broszki, noszący przemienia się w półprzezroczystego ducha - może przenikać przez obiekty i unikać kontaktu fizycznego, pozostając jednak podatnym na wpływ magii.
Płaszcz nietoperza (150g) Nazwa wydaje się myląca, bowiem na pierwszy rzut oka przedmiot wygląda jak zwykły, czarny szalik. Wystarczy jednak pociągnąć za odpowiedni koniec, by rozwinął się i przybrał formę peleryny-płaszcza. Sam wygląd nie jest najważniejszy – ten zaczarowany materiał wpływa nie tylko na styl swojego właściciela! Nosząc go, można bez problemu widzieć w ciemności, a przy okazji wykonywane przez właściciela ruchy zostają magicznie wyciszone. Nikt nie usłyszy twoich kroków, jeśli z magicznie ulepszonym wzrokiem zakradniesz się gdzieś w środku nocy!
Dodatkowe informacje
● Fabularnie event rozgrywa się 31.10 w Hogsmeade i okolicach w godzinach popołudniowych/wieczornych, mechanicznie do końca listopada możecie rozpoczynać wątki.
● Niepełnoletni czarodzieje również śmiało mogą brać udział, natomiast uczniowie będący w klasie niższej niż czwarta, potrzebują listownej zgody Opiekuna Domu.
● Za wzięcie udziału w wybranych trzech atrakcjach, każda na minimum dwa posty (nie licząc straganów) otrzymacie specjalną odznakę, należy się jednak po nią zgłosić w upomnieniach!
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiedy dowiedziałem się, że jest jakiś jarmark w Hogsmeade od razu wiedziałem, że musze na niego iść. W końcu tak dawno nie byłem na tych żadnych niezbyt mądrych zabawach, że aż lekko się zajarałem tym wyjściem. W ogóle cała halloweenowa otoczka to było coś co naprawdę lubiłem! Założyłem, że Perpetua będzie chciała iść ze swoim fagasem na jarmark, jeśli oczywiście go wyciągnie, wiedziałem też, że Caine nie jest szczególnie szczęśliwy z mojej obecności... gdziekolwiek, dlatego uznałem, że póki nie uspokoi się wszystko u nich nie będę chodził i zaczepiał Perpy na każda okazję. Za to nie miałem żadnych skrupułów, żeby nie zaczepiać mojej drugiej ulubionej nauczycielki - Beatrice Dear. Zauważyłem, że kobiety się lubią i szanują, ale mam wrażenie, że ja zdołałem bardziej się zbliżyć do nauczycielki eliksirów przez półtorej miesiąca wspólnego pracowania niż Perpa przez ostatni rok. Po skończonych lekcjach pukam do gabinetu młodej profesorki i uprzejmie pytam czy wybierze się ze mną na jarmark wieczorem. Mniej lub bardziej zdziwiona zgodziła się na moja propozycję. Może mnie również lubi, może po prostu wziąłem ją z zaskoczenia, w każdym razie kiedy zyskałem towarzystwo na podróż, umówiłem się z Beą i spotkaliśmy się przed szkolną bramą, by razem teleportować się do Hogsmeade. Dziś ubrałem się w krótki, czarny płaszcz, którym kiedy machałem rękami rozlegał się świst, jakby wokół latały nietoperze, zaś na czarnych spodniach wiła się pajęczyna robiona spokojnie przez niewidzialne pająki i powiększająca się widocznie na moich nogach. Kiedy była zimno moje tatuaże były w znacznej części zakryte i nie rozpraszały rozmówców, którzy jeśli nie byli przyzwyczajeni patrzyli się na nie, zamiast na mnie. Wobec tego zastępowałem ich brak swoimi dzikimi strojami, wymyślonymi jeszcze przez moją żonę. - Lubię halloween, a we Francji to nie to samo co tutaj - mówię podekscytowany idąc wraz z nauczycielką obok, uśmiechając się radośnie. - Widziałaś co możemy tu spotkać? - pytam i biorę jakąś ulotkę mówiącą o atrakcjach, którą miałem wcześniej. - Zacznijmy od czegoś łatwego jak na przykład... drążenie dyni, a potem pomyślimy o jakichś romantycznych przejażdżkach albo gubieniu się po labiryntach - paplam wesoło, ale kiedy próbuję wejść na teren jarmarku jakiś człowiek nam zagradza drogę! Nie możemy go za bardzo ominąć i w końcu biorę po prostu to co mi dam daje. Dynia chichocze i nagle coś wybucha wokół mnie. Zestresowany czuję jak coś dzieję się niedobrego i czuję się jakoś dziwnie i pokracznie. Na dodatek jestem przekonany, że moje piękne ubranka pękły na mnie. - Beatrice? Jak wyglądam? - pytam szczerze zaniepokojony patrząc na swoje, a jak nieswoje dłonie i podnoszę spojrzenie na nauczycielkę. Zastygam bez słowa kiedy na nią patrzę, co nie zdarza mi się zbyt często. Chrząkam po dłuższej i wskazuję na stojące nieco dalej stragany z jedzeniem. - Chodź, może zjemy coś najpierw i nam przejdzie - mówię uprzejmie i podaję mojej towarzyszce swoje potworzaste ramię, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Cukierek albo psikus:4, czyli seksownie zachrypnięty troll z kulawą nogą ☒ ☒ ☐
- Tiara Przydziału chyba też, a dyskutowałem z nią zawzięcie - westchnął, co miało zabrzmieć lekko i ledwie słyszalnie, a zamiast tego zaskoczyło go niespodziewaną ciężkością. Odchrząknął odruchowo, by powtórzyć to jeszcze raz, jak gdyby w ten sposób miał pozbyć się obcego zabarwienia na głosie - w końcu musiał się poddać, rozproszony samym zafascynowaniem swojego chłopaka, który najwyraźniej miał inny pogląd na tę zmianę. - Nie zrozum mnie źle, bo jesteś cholernie przystojnym duchem, ale... it's kinda freaking me out - wyznał cicho, przesuwając powoli spojrzeniem po ginącej w półprzezroczystości twarzy Sky'a, zaraz uciekając spojrzeniem w bok z wyraźnym niezadowoleniem, bo... Merlinie, chciał na niego patrzeć ile tylko mógł, a jednak serce przyspieszało mu w dziwnym przestrachu, że nie zapomni już tej wizji utraty ukochanego, którą Halloween tak beztrosko mu podsunęło. Opcja zostania duchem wydawała mu się zawsze wyjątkowo samotna, a tego Mefisto najadł się wystarczająco za życia. - Mam nadzieję, że to działanie jest chwilowe, a nie na cały pobyt na jarmarku... Chodź, seksiaku, chodź - zachęcił go, zaraz machając ręką w formie zbycia tych pytań o jego stan zdrowia, w krótkiej i cichej wiązance przekleństw wyjaśniając, że to tylko jego "psikus". Zupełnie nie zwrócił uwagi na papierosa, nie będąc w stanie wziąć go na poważne, więc tylko uśmiechając się ciepło do swojego chłopaka, gdy ten sam go przeprosił. - Ooo, nie no, głosuję za maskotką, zdecydowanie - przytaknął, przyglądając się zawartości pobliskiego straganu, zaraz łapiąc już psidwakowe skarpetki, by podsunąć je pod nos prefektowi i zrezygnować z tego tylko dlatego, że ten borykał się z brakiem własnych rąk. - O-och, czekaj- Sky, na Merlina, po cholerę ci kolejny moździerz? Już nawet do Nory jeden przytargałeś, zlituj się - prychnął z rozbawieniem, grzecznie jednak przedmiot podnosząc, by pokazać go ze wszystkich stron swojemu szczęściu. - Masz obok taki piękny kubek dyniowy, a ty- no nie mogę, ja wezmę te skarpetki - mruknął, rozpraszając się i wyciągając z kieszeni portfel, by wyjaśnić sprzedawczyni, że on zakupy będą na jeden rachunek i to on go opłaci.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Cukierek albo psikus:8, dorzut 4 - towarzyszy mi chochlik, który zaczepia wszystkich dookoła!
Nieważne ile rzeczy miałby na głowie i jak bardzo tonął w obowiązkach - nie było opcji, by Leo zgodził się na ominięcie hogsmeadzkiego jarmarku z okazji zbliżającego się Halloween. Pomimo coraz chłodniejszej pogody, nieustannie rozbijającej po ziemi mniej lub bardziej ciężkie krople deszczówki, ćwierćolbrzym postanowił poprzesuwać wszystkie swoje plany, byle tylko wyrobić się na samo rozpoczęcie zabawy. Błyskawicznie przypomniał sobie jak cudownie było na tego typu eventy wybierać się ze swoim partnerem, nie znając nikogo równie rozczulającego go swoją ekscytacją co sam @Ezra T. Clarke. - Czy czujesz się już zażenowany braniem udziału w eventach, na których większość uczestników to twoi uczniowie? - Zagadnął chłopaka, poprawiając swój halloweenowy szalik, którym zawinął się niemal pod sam nos, zniekształcając słowa ogrzewającym część twarzy materiałem. Zdecydowanie nie podobały mu się te mrozy i pomimo kilku dobrych lat spędzonych w Wielkiej Brytanii, dalej jako pierwszy sięgał po zimowe płaszcze i rękawiczki, niby nienawidząc dodatkowych warstw, a jednak zwyczajnie ich potrzebując. - Myślisz, że znajdziemy jakieś inspiracje na Noc Duchów? W sensie na bal! Bo ja to tak sobie myślę, że jednak trzeba coś zajebistego wymyślić, ale większość moich pomysłów opiera się na przynajmniej TROCHĘ nieodpowiednim dla nauczyciela negliżu, więc... Oho, cukierek albo psikus! - Ucieszył się, klaśnięciem w dłonie kończąc swoją wypowiedź i sięgając już do dyniowego kociołka, by wyciągnąć z niego fioletowy prezencik. Odwrócił się do Ezry z uśmiechem na ustach, czekając aż on sam wylosuje i zaraz zgrabnym odliczeniem w ojczystym języku wyznaczając moment wspólnego dobrania się do oferowanych "dobroci". - ...to żart?... - Dopytał cicho, gapiąc się na dwa fioletowe chochliki, które zatańczyły razem w powietrzu i odnalazły swoje prawdziwe ofiary. I Leo nie patrzył już na tego ezrowego, zbyt zajęty swoim, który zawisnął na luźnym krańcu szalika, bujając się na nim wszerz ćwierćolbrzymiego torsu - tylko trochę podduszając samego właściciela. - Ja chyba- to chyba ja, ja chyba je jakoś przyciągam, ja nie wiem. Może jestem skazany na chochliki już na zawsze? Jak ja mam go nazwać w ogóle? Czy "Psikus" to zbyt oczywiste imię?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Efekt: Milutki chowaniec kradnie dla mnie słodycze i chowa po kieszeniach <3 + grzaniec i flirt o następnego posta
Szykowała się impreza, więc Max oczywiście musiał się na niej pojawić. Niby zwykły jarmark, ale okazja do wyrwania się i oczyszczenie myśli od codziennych problemów. Bez wahania więc posłał sowę do Felka i powiedział, że ma szykować dupę bo bierze go ze sobą do Hogsmeade. Spotkali się przy szkolnej bramie i ruszyli w stronę parku. -Jak myślisz, co za atrakcje dzisiaj nas czekają? - Zapytał bardzo dobrze pamiętając Celtycką Noc, która była naprawdę pełna niespodzianek. -Oho! Co to za komitet powitalny? - Powiedział z uśmiechem widząc postać pilnującą wejścia na jarmark. Z ciekawością wziął fioletową paczuszkę i zaczął się z nią mocować. Dopiero po chwili udało mu się otworzyć ją i zobaczyć, jak ze środka wyskakuje chowaniec. Istota posłała Maxowi podstępny uśmieszek, by po chwili zniknąć mu gdzieś z oczu. Odwrócił się do Felka, by zobaczyć, co on dostał i zdziwił się, gdy zamiast przyjaciela zobaczył jakąś laskę. -O kurwa... - Wydusił z siebie tylko nie do końca wiedząc, jak zareagować. -Nie no to to ja muszę zapić. Idziesz ze mną. - Chwycił damską wersję Felka za rękę i pociągnął w stronę straganu, na którym dostrzegł grzaniec. Musiał naprawdę przetrawić tę sytuację.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Chyba nie potrafił spojrzeć głębiej na swoją przemianę, jedyny minus w obecnym staniu się duchem widząc tylko w niemożności zgarniania czułości od swojego Wilka i braku smaku, gdy otaczało go tak wiele kuszących go opcji żywnościowych. Czasem, po którymś z kolejnych rozstań, zastanawiał się nad tym, jakby to było zostać duchem i czy udałoby mu się zgarnąć ciepłą posadkę Grubego Mnicha, zostając nowym duchem-rezydentem Hufflepuffu, mając wrażenie, że jako przykładny Puchon, przyjazny piekarz i do tego tolerancyjny gej, mógłby być całkiem dobrym stereotypowym reprezentantem swojego domu. - Ale... Nie mam takiego - zaprotestował, wskazując dłonią na omawiany moździerz, mając ochotę przesunąć palcem po ułatwiających uchwyt zgrabnych wcięciach, zaraz gorliwie przytakując sprzedawczyni, gdy ta tłumaczyła jak odciążające jest wykorzystywanie samoucierającego modelu - Zobacz jaki jest pojemny... Będzie idealny do Tojadowego - dodał, wykorzystując swoją kartę specjalną, wiedząc, że Mefisto zmięknie choć trochę, jeśli wspomni o eliksirze, który skradał mu tak wiele czasu w miesiącu, pokazując jednocześnie sposób na usprawnienie wielokrotnie powtarzanego procesu. - Czekaj, co Ty... - zaprotestował, bezmyślnie sięgając dłonią do nadgarstka swojego Wilka, a palce zamiast solidnego zamknięcia się na wytatuowanej skórze, przemknęły przez jego przedramię, pozostawiając za sobą tylko nieprzyjemny chłód i cmoknięcie niezadowolenia. - Nie możesz płacić za moje prezenty... I skarpetki też chcę Ci kupić w prezencie - wyjaśnił, milknąc na chwilę, by przeliczyć to sobie na szybko w głowie, chcąc zaproponować jakiś kompromis, a przy okazji ugrać dla siebie wypatrzoną nowość. - T-to może Ty kupisz mi moździerz, a ja zapłacę za wszystko inne? - podrzucił, swoim nibyciałkiem wciskając się między Mefisto a ladę, by zagrodzić mu przejście przynajmniej w teorii - No chyba, że kręci Cię bycie moim sponsorem, bo nie będę kłamał, że dobrze się to komponuje z Twoim nowym głosem - dodał ciszej, unosząc już brew zaczepnie, a jednak uśmiech nieco zadrżał mu niepewnie, gdy w ostatniej chwili wycofał dłoń, która odruchowo chciała już sięgnąć do wytatuowanej szyi.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Na halloweenowy jarmark udał się oczywiście w znanym tylko sobie towarzystwie; pomarańczowy kolor dyń i innych świecidełek nie pozostawał obojętny zarówno Solbergowi, jak i Lowellowi. Nastrój świętowania odejścia zmarłych wydawał się być nader optymistyczny, ale, w związku z dość chwiejnymi ostatnio sytuacjami nie zamierzał wpakowywać się w żadne kłopoty. Ot, spokojne przeglądanie okolicznych stoisk, jak również zakupienie jakichś pierdółek z okazji nadchodzącego święta. Nie bez powodu przeglądanie tego wszystkiego, gdy przyszedł na miejsce z przyjacielem, wydawało się być przeogromne; wybór rzeczy do spróbowania, jak również potencjalnych atrakcji wydawał się być ogromny, kiedy to przechodzili od stanowiska do stanowiska. Wcześniej jednak, musiał wraz z Maximilianem skorzystać z drobnej niespodzianki czekającej ich na samym wejściu. Nie bez powodu Felinus, poprawiwszy własną bluzę, zmarszczył mimowolnie brwi i spojrzał się pytająco na przyjaciela, jakoby rzucając w eter pytanie, czy aby na pewno powinni. — Nie wiem, czy powinniśmy... — powiedział, kiedy to otworzył swój fioletowy pakunek, który wydobył z siebie liczne drobinki błyszczącego brokatu. Nim się obejrzał, nim cokolwiek zdołał zrobić, poczuł na sobie niemalże natychmiastowo skutki przemiany; nie był już poprzednim Felinusem. Biodra widocznie się rozszerzyły, talia stała się bardziej wcięta; nie, nie, pomyślał Lowell, nie teraz, kiedy to ciemne włosy poczęły rosnąć, opadając delikatnie na ramiona, a twarz - nabierać kobiecych rysów, na które nałożony został wbrew jego woli makijaż. Czuł się dokładnie tak samo, jak przy spotkaniu tajemniczego jegomościa, gdy kruk ucierpiał na tyle, iż musiał się nim zaopiekować; dłonie stały się drobniejsze, palce mniejsze, a piersi znacznie mu urosły. Jakby nie było, do tego również ubiór mu się zmienił, gdyż na szyi znajdował się cienki, złoty naszyjnik, a ciemna, luźna sukienka poczęła okalać jego drobniutkie ciało. Atuty były tylko delikatnie uwidocznione, wręcz subtelnie, kiedy to poruszał się zgodnie z rytmem własnego ciała, jakoby czując potrzebę przyzwyczajenia się do niego. — No co ja mogę? — damski głos dawnej Blake Greenwood rozbrzmiał w eterze całego zamieszania, kiedy poczuła chwyt i tym samym pozwoliła siebie poprowadzić przez te wszystkie stragany. Włosy poruszały się zgodnie z podmuchami wiatru, kiedy smukła dłoń była ciągnięta przez Solberga w stronę jakichś straganów. Ruchy, które miała już wyćwiczone do tego stopnia, nie pokazywały, by nie była prawdziwą kobietą. — Jakby ktoś pytał, to jestem Blake. Blake Greenwood. — dodawszy cicho, chwyciła na jednym ze straganów za zupę krem z dyni z grzankami czosnkowymi, nawet jeżeli wcześniej obawiała się korzystania z potraw nieznanego pochodzenia. Czymś po tej przemianie musiała zapchać żołądek, kiedy to poprawiła włosy tak, by opadały na obojczyki oraz klatkę piersiową, a część z nich schowała za ucho, na którym wisiała drobna, widoczna w świetle pomarańczowych pochodni biżuteria. — Naprawdę jest takim szokiem zobaczyć mnie w postaci kobiety? — zapytała się, spoglądając na niego z niemym pytaniem, jakoby oczekując odpowiedzi, kiedy to, przed wzięciem miski, położyła ręce na własnych biodrach. Za jedzenie się jednak jeszcze nie chwyciła, smukłymi palcami trzymając następnie danie we własnych dłoniach, o mało co nie doprowadzając samej siebie do oparzeń. — Ciekawe, kiedy ten efekt minie... — Blake rzuciła jeszcze tylko to w eter własnych rozmyślań. Nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.
Cukierek albo psikus:4, czyli seksownie zachrypnięty troll z kulawą nogą ☒ ☒ ☒ Magiczne napoje:1 na Kakao Helgi Pieniądze: Zakupy i utrata rozliczone tutaj
- Oj rzeźbisz, słoneczko, rzeźbisz... - prychnął cicho, nie wzbraniając się już przed nieszczęsnym moździerzem, który w pierwszych minutach trwania jarmarku już zyskał nowy dom. Mefisto poprosił o zapakowanie go, odganiając już niemożliwą do wyczucia dłoń ukochanego, który bronił się przed wyciąganym portfelem. - To już nie mogę sobie skarpetek wypatrzeć? Sky... - zaśmiał się krótko, niezadowolony z tego dźwięku, które przypominały wyjątkowo charakterystyczne dla Asmoday'a Noxa szczeknięcia. Tym łatwiej było mu zrezygnować z ewentualnego uporu, zwłaszcza gdy nawet Sky wytknął mu ten niepasujący element. - Dobra. Poproszę moździerz i może... te drugie skarpetki, w- czy to są wilkołaki przebrane za wiedźmy? Zdecydowanie te - ustalił na szybko, zostawiając na chwilę swojego dobrego duszka z jego zakupami, samemu zajmując się prezentami dla niego - i jeszcze koralami dla Emily, zaintrygowany drewnem, z którego zostały wykonane. - I tak zasponsoruję ci coś dobrego - zadecydował, dochodząc do wniosku, że może trzeba olać ten powitalny efekt i jednak spróbować tutejszych przysmaków. W końcu kto normalny pozbywałby się klienta już na wejściu? - To co, może kakao? I rozejrzymy się za czymś słodkim? - Zaproponował, podchodząc już do straganu i z uśmiechem zagadując sprzedawcę, nie wiedząc nawet o tym, że zieleń zaczynała blaknąć, aż w końcu zniknęła - wraz z tą przeklętą chrypą. Upił już łyka pierwszego kakao, czekając na drugie wraz z przyjemnym smalltalkiem, by nagle przypomnieć sobie o swoim wszechobecnym pechu... poprzez nagłe załamanie lady i spadnięcie z niej łokciem - nie zorientował się, że przy okazji z dopiero co chowanej sakiewki wypadło mu trzydzieści galeonów. Mefisto syknął cicho, strącając gorące krople lekko rozlanego napoju ze swojej dłoni i odsuwając się, czujnym spojrzeniem szukając pozostawionego przy pobliskich straganach Sky'a. - Na Merlina, ja- - zaczął, potykając się tuż przed chłopakiem i lecąc na niego ze szczerym przerażeniem w oczach i z dwoma parującymi kubkami w rękach; to nie było dobre zestawienie w obliczu tego, że Puchon stracił cielesną formę...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szok był pod wieloma względami. Pamiętał, jak Felek pisał do niego, że został zamieniony w kobietę, a jednak nie był wtedy tego świadkiem. Dzisiaj jednak widział to na własne oczy i miał wiele przemyśleń w temacie. -Szybko Ci zeszło to tworzenie alter ego. - Skomentował z lekkim uśmiechem jednocześnie notując w pamięci, żeby odłożyć wszystkie "Felki" i "stary" na bok. Zamiast odpowiedzieć, po prostu chwycił grzaniec i wlał sobie jego zawartość do gardła. Poczuł jak przyjemne ciepło zaczyna rozchodzić się po jego ciele dochodząc aż do policzków, które mimowolnie dotknął. -O, piękna zdecydowała się na coś na ząb? - Zwrócił się do jej dzisiejszej towarzyszki, zupełnie nie kontrolując tego, że właśnie nazwał przyjaciela "pięknym". Bardziej dziwił go ten nagły apetyt. Też się zastanawiał nad czymś konkretniejszym, gdy jego chowaniec postanowił właśnie podbiec do Maxa i schować mu do kieszeni jakieś słodycze. -O patrz! Darmowy dostawca cukru. - Zaśmiał się sięgając po jeden dyniowy pasztecik i wpychając go sobie w usta. -Jak się wogóle czujesz? - W końcu padło to pytanie. Był ciekaw, czy przemiana miała jakiś konkretny efekt na Felinusa, poza tym widocznym, fizycznym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Cukierek albo psikus: Leło wyrzucił mi 8, ale mój chochlik tylko dla mnie kradnie <3
Należało im się to popołudnie. Być może Ezra był egoistą, a być może po prostu dalej był dzieckiem, które nie mogło opanować radości na myśl o tłocznym jarmarku, na którym tak łatwo było urwać się spod nadopiekuńczego wzroku rodzica. Dla niego bodźcem hamującym były obowiązki i ta cała dorosłość. Nic więc dziwnego, że ekscytował się na wyjście ze swoim partnerem, z którym ostatnio mniej pojawiał się na takich zorganizowanych imprezach. A to był oczywisty błąd! Pogodnego uśmiechu od samego poranka dosłownie nic nie potrafiło zetrzeć. - Zażenowany? Na końcówce wakacji zdejmowałem przy nich spodnie przy ognisku. Nigdy w życiu! - zaśmiał się otwarcie, być może trochę zapominając, że dalej nie była to rzecz, którą powinien się chwalić wobec swojego partnera. Jego oczy skrzyły się wesoło, gdy łapał dłoń Leonardo, stwierdzając, że to lepsza forma zwalczania chłodu niż rękawiczki. - Poza tym, to oni nie wiedzą, gdzie podziać oczy, jeżeli natkną się na dwójkę obsypujących się czułościami nauczycieli i to oni prawdopodobnie mają coś do ukrycia. To, że Ezra mógł sobie pozwalać na swobodne zachowania w stosunku do uczniów nie oznaczało, że zasada działała w drugą stronę. Clarke pozostawał więc spokojny. Poza tym, myślami znajdował się zdecydowanie bliżej swojego partnera niż anonimowych uczniów - choćby dzięki temu rzucającemu się w oczy szalikowi, który rozczulał serduszko tak skore do ekstrawagancji. Tym bardziej, że sam Ezra wyjątkowo postawił na stonowanie, decydując się na klasyczny płaszcz i szalik będący raczej stylową ozdobą niźli rzeczywistym środkiem ochrony przed mrozem. - Myślę, że powinniśmy mieć coś pasującego do siebie... - Tylko tyle zdążył wtrącić w trajkotanie Vin-Eurico, zanim ten zdążył pozostawić temat strojów halloweenowych dla powitalnej zabawy. - Jeśli to będzie łajnobomba, to komuś zrobię tu awanturę - ostrzegł swojego partnera, zanim włożył rękę do kociołka. Z jakiegoś powodu organizatorzy zabaw lubili sądzić, że umieszczenie takich niespodzianek jest dobrym pomysłem - a nie było. Wyciągnięty przez niego prezencik opakowany był identycznie jak ten Leonardo, więc jeśli coś złego miało się dziać, to przynajmniej byli w tym razem. Z ekscytacją odczekał aż mężczyzna odliczy, a potem... Potem parsknął głośnym śmiechem, klaszcząc w dłonie na ten idealnie wpasowujący się zbieg okoliczności. Być może było to niegrzeczne, biorąc pod uwagę, że doskonale zdawał sobie sprawę, ile nerwów napsuły Leonardo chochliki, zarówno samą swoją niekontrolowaną egzystencją w Hogwarcie, jak i ostatnimi wydarzeniami z udziałem bezmyślnych Krukonek. Nie mógł się jednak powstrzymać, uważając ten moment za zbyt bezcenny. - Co? Złośliwe istoty mają do ciebie słabość? Niemożliwe - kontynuował podśmiewywanie się, z miny Vin-Eurico, przenosząc wzrok na własnego chochlika. Czy kolejne zołzowate istotki w otoczeniu były im potrzebne do szczęścia? Absolutnie nie. Czy jakimś sposobem i tak stały się uśmiechem od losu? Najwyraźniej, skoro Leonardo już wybierał imię. - W takim razie ty musisz być Cukierek... Ezra wyciągnął dłoń, zachęcając malucha, by na niej sobie przysiadł, temu jednak już inne rzeczy były w głowie. Bezceremonialnie wcisnął się do ezrowej kieszeni, pozbywając się z niej rzeczy, które wydały mu się niepotrzebne, tak więc nie tylko papierki wylądowały na trawniku, ale nawet mugolski banknot z ostatniej wizyty w Bristolu. Szybko jednak ponownie wyskoczył i popędził beztrosko w stronę straganów. - Lepiej za nim chodźmy, boję się, że nabroi. Zresztą i tak mam ochotę spróbować jakichś specjałów. Zawsze robią tak dużo pyszności, że trzeba zaczynać jak najwcześniej, żeby mieć miejsce na wszystkie. Ledwo oglądając się za ćwierćolbrzymem i tylko wyciągając do niego na ślepo rękę, ruszył za Cukierkiem, pilnując by w miarę możliwości nie stracić go z oczu...
Ostatnio zmieniony przez Ezra T. Clarke dnia Nie Paź 18 2020, 23:24, w całości zmieniany 1 raz
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Blake spojrzała mimowolnie na Solberga, by następnie posłać mu krótki, aczkolwiek widoczny uśmiech spomiędzy malinowych ust, które to obecnie posiadała. Wszystko u niej było wyraźnie zaznaczone; każdy kobiecy aspekt, którego się tak ładnie dochowała, a który to tak ładnie do niej pasował. Drobna figura, z drobnymi dłońmi, delikatnymi oraz subtelnymi, wydawała się jej pasować. Zamiana w płeć przeciwną może nie była czymś, o czym konkretnie by marzyła, ale ostatecznie była czymś, co dawało jej przewagę w postaci... no właśnie, bycia kobietą. A może było słabością? Tego nie wiedziała, kiedy pod kopułą czaszki zaczęło pojawiać się naprawdę sporo różnych myśli oraz potencjalnych przyczyn takiego stanu; mimo wszystko i wbrew wszystkiemu Greenwood zadecydowała, że koniec końców, nawet w postaci wyjątkowo do niej niepasującej, skorzysta z każdego aspektu tego dziwnego wieczoru. Pełnego pomarańczowych, dyniowych lamp, dziwnych cudów magii, a także... pytań. — Kiedyś już byłam w tej postaci. — puściwszy mu oczko, zaśmiała się, by następnie podejść do stanowiska z jedzeniem. Przemiana najwidoczniej spowodowała, iż czuła chęć pożerania tego wszystkiego, a przede wszystkim - nieodpartą chęć zapoznania się z coraz to większą ilością rzeczy widniejących na jarmarku. Nie bez powodu chwyciła za miskę z zupą krem z dyni, w której to pływały grzanki czosnkowe; nawet nie wiedziała, kiedy to wzięła pierwszą łyżkę dania, jaki to był błąd. Wszystko wydawało się być w porządku, do czasu oczywiście. — A co, zabronisz mi? Stanę się gruba? — uśmiech połączył się z jej pomalowanymi ustami, kiedy to powoli sączyła zupę krem z dyni, oddając się finezjom smakowym, które miało im do zaoferowania skupisko atrakcji. — O, masz małego złodzieja na własne usługi. — zaśmiawszy się, nie mogła powstrzymać się od takiej reakcji, bo to tak wyglądało. Może dziewczyna nie podejrzewała, że roślina - prosty czosnek - może być tak naprawdę afrodyzjakiem. I to dość mocnym, bo od razu naszła ją ochota nie tylko na prawienie komplementów, ale także na flirt, przekraczanie pewnych małych, uwidocznionych granic. Kobieta wykonała dwa proste kroki w stronę najlepszego przyjaciela, by zmniejszyć troszeczkę dystans; jakoby próbując się w tym wszystkim odnaleźć. Palce mimowolnie wsunęła między te należące do Solberga, a drugą ręką pogładziła jego policzek subtelnie oraz delikatnie. — W twoim towarzystwie - najlepiej. — uśmiech pojawił się na jej twarzy, a włosy poprawiła w dość prosty sposób, na chwilę odciągając własne spojrzenie czekoladowych oczu od Ślizgona. Naprawdę się jej teraz zaczął podobać, nawet jeżeli było to tylko i wyłącznie złudnym uczuciem dawki afrodyzjaku; niczym podczas zabawy w durnia, ale było to nacechowane trochę bardziej fizycznym wyglądem. Choć, niektóre psychiczne aspekty również się poprawiły, kiedy kciukiem gładziła wierzch dłoni Maxa. Następnie, po przeczesaniu własnych kosmyków, jeszcze raz dając je za ucho, położyła dłoń na klatce przyjaciela, chcąc wyczuć bijące serce; subtelnie zatapiając palce w materiał koszulki, którą to posiadał przyjaciel. Długo ten stan jednak nie trwał, kiedy zadbane paznokcie zapoznawały się ze strukturą ubrania; dziewczyna spojrzała swoimi czekoladowymi oczami w stronę zielonych, które teraz przybrały kompletnie innej brasy, jakoby próbując wyczytać z tęczówek cokolwiek, co mogłoby popchnąć ją do dalszego działania. Jedną z dłoni zawiesiła na talii przyjaciela, ostrożnie oraz subtelnie, by przypadkiem nie zrobić mu krzywdy oraz nie przestraszyć takim zachowaniem, posyłając charakterystyczny, miły uśmiech. Blake, ponownie, aczkolwiek tym razem w całkowicie kobiecej postaci, oparła się swoim drobnym ciałem o te należące do Maximiliana, by następnie złożyć na jego wargach, krótki, aczkolwiek miękki oraz delikatny, pocałunek. Malinowe usta zetknęły się z tymi u Solberga na moment, by tym samym po chwili rozłączyć się, patrząc pytająco na chłopaka.
Ostatnio zmieniony przez Felinus Faolán Lowell dnia Pon Paź 19 2020, 00:57, w całości zmieniany 2 razy
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się, spoglądając na swojego Wilka tak ciepło, jak tylko potrafiły jego wychłodzone zaklęciem oczy, mając ochotę ucałować go ukradkiem w podziękowaniu, choć przez chwilę nie przejmując się tym, że ktoś ze znajomych mógłby to dostrzec, skoro jarmarczne tłumy wiernie strzegły ich prywatności. Ciało wciąż nie chciało jednak stracić na transparentności, choć mrowienie w opuszkach palców dawało przyjemną nadzieję na powrót do solidniej stąpającej po ziemi wersji, więc musiał zadowolić się posłaniem swojemu chłopakowi całusa na odległość wraz z beztrosko puszczonym oczkiem. Odmierzył na ladzie półprzezroczyste galeony za wybrane przez Mefisto skarpetki, polecaną przez sprzedawczynie tiarę dla Yuuko i niemal tradycyjnie już wybraną maskotkę dla Flory. Im dłużej jednak stał, rozmawiając z kobietą, czekając aż przekona ją do prawdziwości pieniędzy lub te zwyczajnie odzyskają swój prawdziwy stan przez brak kontaktu z jego ciałem, tym bardziej miękł, dając się namówić na dodatkowy zakup świecy, na którą początkowo zupełnie nie zwrócił uwagi. Sprzedawczyni szybko wyczuła jego słabości, dość banalnie ale skutecznie nakreślając przyjemną wizję romantycznego wieczoru, a jego własna wyobraźnia już sama pognała dalej, podpowiadając mu jak taką świecę mógłby wykorzystać, znając upodobania swojego Wilka. Decyzję zakupu przypieczętowało odzyskanie swojej cielesności, a więc i zapachu, dzięki czemu w jednej chwili zdecydował się na dołożenie brakujących galeonów z zadowolonym uśmiechem przeciskając się już przez tłum, by znaleźć swojego ukochanego i pochwalić się mu planami na najbliższy wspólny wieczór w Wilczej Norze. - M-Mefu - zawołał instynktownie, ledwo widząc mężczyznę przed sobą, a już z łoskotem pękanego szkła upuszczając trzymaną torebkę na ziemię, by obiema dłońmi rzucić się do ratowania swojego Wilka, niczym matka ratująca własne dziecko walcząc nadnaturalnymi siłami o to, by żadne z piankowych dzieci balansujących na rozchwianej powierzchni bitej śmietany, nie wypadło poza bezpieczną przestrzeń kubka. - Tak źle z tą nogą? Chcesz usiąść? - wyrzucił z siebie, pomagając mu wrócić do pionu i już zaraz z troską pogładził jego policzek, zerkając czujnie w zielone tęczówki, wcale nie kryjąc zmartwienia we własnych, bo przecież jego Wilkowi nigdy nie brakowało gracji i równowagi w krokach. No, przynajmniej nie zanim nie zmęczył go odpowiednio. Zaraz jednak speszył się gwałtownie, przypominając sobie, że nie są wcale w prywatności drewnianych ścian Wilczej Nory, więc sięgnął po przyniesione mu kakao, by zakryć się zgarnięciem językiem kilku drobnych pianek. - Kupiłem nam świecę - mruknął cicho, po czym upił kilka solidnych łyków słodkiego jak diabeł napoju. Pod wrażeniem w końcu odczuwanego ciepła, które rozlało się po nim przyjemnie przymknął oczy z niskim pomrukiem aprobaty dla decyzji zakupowych Mefisto iodetchnął spokojniej, nagle nie wiedząc czym jeszcze przed chwilą tak się przejął, odsuwając od siebie wszelkie zmartwienia, w zamian samemu przysuwając się bliżej Mefisto, by objąć go ciasno, zupełnie jakby byli na jarmarku sami, mruczącym z rozluźnienia głosem dodając proste: Dziękuję.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Starał się zachowywać już trochę bardziej nauczycielsko, a jednak prawda była taka, że Leo wciąż był sobą - dalej zdarzały mu się typowe dla niego przypały i dalej nie chciał dać się zwariować, z zadowoleniem przyjmując rozluźnienie swojego partnera, nawet jeśli cmoknął z dezaprobatą na jego nieodpowiedni dla towarzystwa (pozbawionego jego) negliż. I tak zamierzał się pocieszać obietnicą czułości, którymi to mieli obsypywać się ku zmieszaniu swoich podopiecznych. Nie bał się łajnobomby, trochę spodziewając jej się po swoim okazjonalnie rozbudzanym pechu... i w pierwszej chwili, widząc przed sobą chochliki, trochę zatęsknił za potwornym zapachem już nieśmiesznej zabawki czarodziejskich dzieciaków. Skrzywił się lekko, unosząc czekoladowe spojrzenie na swojego partnera, który głośnością swojego śmiechu chyba chciał dorównać temu tubalnemu wyrazowi radości samego Leonardo - Merlinie, co mu przyszło do głowy, żeby spotykać się z aktorem? I chociaż chciał się buntować, wyjaśniając kwestię złośliwości, to zamiast tego dał się omotać zaraźliwej radości Ezry, wtórując mu nieco bardziej stonowanym chichotem. - Dobra, to może najpierw coś konkretnego, a później słodkości? Chodźcie, moje małe wredoty... - Pokręcił lekko głową, łapiąc Clarke'a znowu za rękę i ciągnąc go w ślad za Cukierkiem, który całkiem nieźle obrał kierunek. - PSIKUS- nie, przepraszam, to nie do pana... - zawołał za jakimś obcym mężczyzną, którego chochlik szarpnął za włosy, uciekając już z powrotem do swojego ćwierćolbrzymiego obrońcy. - Myślisz, że to któryś z tej cholernej inwazji? Czy to w ogóle nie jest głupi pomysł, żeby pakować chochliki jako prezenty? - Podjął, zatrzymując się zachęcony zapachem kremowej zupy z dyni, by przerwać swoje rozważania na rzecz pochylenia się nad cennikiem. Krótkim spojrzeniem obejrzał się na Ezrę, przekazując mu już w ten sposób, że zupełnie nie ma możliwości wzbraniania się przed spróbowaniem tego cuda - zresztą, chwilę później wzbogaceni zostali o gorące miseczki, pajdy czosnkowych grzanek... i garść jakichś cukierków, które Psikus dostał od sprzedawczyni prawdopodobnie po to, by nie rozrabiać. Leo postanowił spróbować jednego z kamyczków, które chochlik wrzucił mu prosto w dłoń, z jakiegoś powodu uznając je za specyfik typu serwowanego do sushi imbiru - szczerze się zdziwił, nie odnajdując wcale oczyszczającego smaku, a cytrynową kwaśność. - Gdzie ten Cukierek? Ej, zebrałeś papierek? - Upewnił się, nagle przypominając sobie o pozostawionych przez chochlika śmieciach. - Ładne zrobili te dekoracje... takie prawdziwie halloweenowe wariacje - pociągnął dalej, marszcząc już brwi nad swoimi słowami, które... nie wychodziły tak, jak tego planował...
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Cukierek albo psikus:4, czyli seksownie zachrypnięty troll z kulawą nogą ☒ ☒ ☒ Magiczne napoje:1 na Kakao Helgi Pieniądze: Zakupy i utrata rozliczone tutaj
Z głośnym gaspnięciem wsparł się na swoim partnerze, bezwzględnie zauroczony jego oddaniem, refleksem i w ogóle samą w sobie siłą; zawiesił na nim zachwycone spojrzenie zielonych tęczówek, szczerząc się już głupio pomimo plączącego mu nogi pecha, gorąca lekko poparzonej dłoni i zniesmaczenia magicznymi efektami. Gdzieś w tym wszystkim nie mógł również nie docenić uroku posiadania cielesnego partnera. - Jaka noga? Nic mi nie jest, zwalasz mnie z nóg po prostu - odparł słodko, przygryzając wargę w próbie powstrzymania dalej rozciągającego mu usta uśmiechu. Zdołał jeszcze zahaczyć ramieniem jakiegoś czarodzieja, który obejrzał się na niego z niekulturalnym pozdrowieniem, ale ani odrobinę się tym nie przejął, koncentrując się na trzymanej przez Sky'a torbie. - Świecę? Fuck, świecę? - Powtórzył, dobierając się już do potłuczonych fragmentów i wciskając Sky'owi swoje kakao, by sięgnąć po różdżkę i spróbować pozlepiać zniszczone elementy. Nie wyglądała źle i był pewien, że lepiej podstawić pod nią jakiś spodeczek, by nie zalać woskiem wszystkiego, a jednak... było mu trochę wszystko jedno, bo cieszył się z samego faktu świecy będącej dla nich. - Jeszcze nie dziękuj, słoneczko. Trzeba upolować coś dobrego do tego picia - zauważył miękko, wtulając się w Sky'a bezwstydnie. - Ja chyba wezmę dyniową bułeczkę... - stwierdził, pozerkując w stronę straganu, znad którego uśmiechała się trajkocząca do przechodniów czarownica. - Nie masz wrażenia, że tu jest aż... za dużo? - Zagadnął Sky'a, gdy uzbroił się już w dyniowy przysmak i szukał wolnego stolika, przy którym mogliby na chwilę usiąść. - Tyle ludzi, tyle rzeczy do wyboru... tyle atrakcji... Moglibyśmy spróbować wszystkiego - dodał niemal zuchwale, zakrywając dłonią usta, bo przeżuwał już cieplutką bułeczkę. - Wiesz w ogóle, co tu jeszcze zorganizowali?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Grzaniec: A cóż to za piękny rumieniec przy tych jakże banalnych komplementach
Zdusił w sobie śmiech na ten nienachalny podryw swojego Wilka, w jakimś odruchu poprawiając poskręcane na czole loczki, jakby ta drobna zmiana miała sprawić, że poczuje się bardziej godny mefistofelesowej uwagi. I spoglądając z rozczuleniem na jego starania, by odratować zakupioną przed chwilą świecę, może nieco zbyt szybko zaangażował się w opróżnianie przyniesionego mu kubku, kończąc całą swoją porcję kakao zanim jeszcze udało im się znaleźć wolny stolik. Kontrolnie zerknął na Mefisto, podpijając solidnego łyka i z jego kubka, nie potrafiąc pożegnać się z tym odurzająco słodkim smakiem, zaraz już mrucząc w zastanowieniu, czy ma ochotę na jakiekolwiek wypieki, doskonale znając jakość masowych przysmaków na takie imprezy, by w końcu zdecydować się na skupieniu swojej uwagi na napojach. Zwłaszcza tych rozgrzewających jego wychłodzone od pobytu w zaświatach ciało. - Hm? - mruknął cicho, w pierwszej chwili nie wiedząc o czym mówi Mefisto, chcąc więc zachęcić go do rozwinięcia tej myśli, a jednak połowicznie skupiał się już na zdobyciu dla siebie próbnego gryza trzymanej przez ukochanego bułki. - Możemy spróbować wszystkiego, ale nie musimy próbować wszystkiego dzisiaj. Jarmark i tak będzie tutaj... no nie wiem, z tydzień na pewno - poinformował, uśmiechając się zadowolony z tego, że jego chłopakowi spodobał się ten coroczny spęd, mając nadzieję, że i za rok uda im się wrócić tutaj wspólnie, a jednocześnie pociągnął go już nieco objęciem ku sobie, by stanął przy nim w krótkiej kolejce po grzaniec, dopiero z tym słodko parującym trunkiem zasiadając przy drobnym stoliku. - Wiem, że ma być jakiś konkurs kulinarny, bo obiecałem Pani Chambers, że wezmę udział - odpowiedział powoli, odruchowo sięgając dłonią do wytatuowanej dłoni na czarnym blacie, a jednak pogładził ją tylko krótko, zaraz wycofując się do parzącej w skórę szklanki. - Znaczy mają być chyba różne konkursy. Coś zręcznościowego i artystycznego też, ale nie wiem dokładnie. Ale oba brzmią jak coś dla Ciebie, więc może spróbujesz? - zaproponował, oczami wyobraźni widząc już swojego Wilka na podium odbierającego główną nagrodę i zaraz przysunął się nieco bliżej, by zetknąć przynajmniej ich kolana, potrzebując jakiegokolwiek stałego kontaktu fizycznego. -Kulinarnego też mógłbyś spróbować. Tak wiesz, dla czystej zabawy, skoro ja i tak będę brał udział... Chyba, że masz ochotę inaczej spędzić tę godzinę beze mnie - dodał, robiąc drobną przerwę na kilka może aż nazbyt solidnych w pospieszności łyków cudownie jesiennego grzańca, który przyjemnie buchał mu ciepłem w policzki, uspokajając nieco kłujące go chłodem obawy. - Mefu, mogliśmy wziąć aparat... Wyglądasz tak uroczo z pomarańczowymi oczami - mruknął nieco ciszej, upijając jeszcze kilka łyków uderzającego wraz z gorącem alkoholu, by nagrzaną od naczynia dłonią sięgnąć do mefistofelesowego podbródka, ustawiając sobie jego głowę pod odpowiednimi kątami, by czule zerknąć w zabarwione magią tęczówki. - Zawsze jesteś piękny, ale nadal wolę zielone.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Czasami trzeba było przestać żartować. Przez chwilę Ezra miał wrażenie, że przesadził z tym wybuchem wesołości i zaraz zostanie zganiony przez Gryfona, szala jednak ostatecznie przechyliła się na jego stronę. Nawet jeśli chichot nie był czymś, do czego w wykonaniu ćwierćolbrzyma było się przyzwyczajonym. - Nie ma sytuacji, w której nazwanie mnie "małym" nie jest uwłaczające, Leonardo - wytknął chłopakowi, spoglądając na niego wymownie. Nie mógł się jednak boczyć długo (a raczej wcale), bo było zbyt wiele rzeczy do zrobienia, by tracić na to czas. A Psikus tylko im to urozmaicał. I to Leonardo ostatecznie ten pozytywny nastrój przygasił... - Mam nadzieję, że nie... I chcę wierzyć, że nikt nie wsadził ich tam na długo - zmartwił się, dopiero w tym momencie orientując się, jak nie na miejscu był jego pierwszy zachwyt. Oczywiście, czary potrafiły wiele, natomiast oczekiwanie w ciasnym pudełeczku, aż ktoś przypadkiem otworzy prezent, przeczyło jakimkolwiek zasadom. A co by było, gdyby postanowili zaczekać z otwarciem, aż do domu? Wzdrygnął się, wracając spojrzeniem do kociołka, jakby myślał o powrocie tam i wyciągnięciem każdego fioletowego pudełka. Dość automatycznie przyjął od Leonardo zupę - jej zapach był tak zachęcający, że ani myślał odmówić. I to prawdopodobnie tylko dzięki temu dał się rozproszyć. Z aprobatą wręcz zamruczał, gdy tylko spróbował potrawy, podgryzając czosnkową grzankę. - Wskoczył do którejś misy... Chyba za bardzo wziął do siebie to imię. I tak, oczywiście, za kogo mnie masz? - obruszył się żartobliwie, nie od razu wychwytując zmianę w sposobie mówienia przez Leonardo. Cały czas pilnie się rozglądał, bo nie trzeba było dużo czasu, by chochlik zjawił się w zasięgu ich wzroku, taszcząc w swoich małych ramionach pudełko z czekoladową żabą i kilka halloweenowych cukierków - i tym razem Ezra już się nie zaśmiał, bo nie sądził, by stworzonko pomyślało o czymś takim, jak zapłata. A w dodatku jeszcze pchało to do jego kieszeni. - Dziękuję. Ale na Merlina, postaraj się kraść dyskretniej, bo nas wyrzucą. A nie chcemy być wyrzuceni - pouczył Cukierka poważnie, choć prawdopodobnie mógł równie dobrze mówić do samego siebie. Chochlik przysiadł na ramieniu Clarke'a, machając nóżkami i rozglądając się, gdzie dalej się wcisnąć. Każda chwila spokoju była jednak cenna. Ezra pokiwał głową, przerzucając spojrzenie z dekoracji na Leonardo (który nagle wydawał mu się jeszcze bardziej pociągający) i z powrotem. I dopiero wtedy coś zaskoczyło w jego głowie. - Rymujesz! - zachwycił się Krukon, bo przecież każda forma artystycznego działania uderzała wprost do jego serca. I zupełnie nie przejmował się tym, że być może był to jedynie efekt magicznego cukierka, układającego słowa w ustach Leonardo w tak zabawny sposób. Ezra stracił nawet na moment zainteresowanie zupą; przygryzł za to wargę w chwili namysłu, niewinne bawiąc się końcówką szalika swojego chłopaka i nabierając trudnej do powstrzymania ochoty na subtelne podrażnienie ukochanego. I co najważniejsze, nic nie stało mu na przeszkodzie. Uwielbiał wzrost Vin-Eurico z prostego powodu - o wiele łatwiej było rzucić w jego stronę figlarne spojrzenie spod rzęs. - Azul es el cielo, azul es el mar, y de fuego... - ściszał stopniowo głos, a tajemniczość tańczyła łagodnie na jego wargach. Zwiększył też nacisk na szyję Vin-Eurico, aby zmusić go do nachylenia się. - Es el beso que te quiero dar. Musnął czule usta mężczyzny, nie spiesząc się do pogłębienia pieszczoty, a jedynie pozwalając partnerowi posmakować niewielkiej części tego, co mógł mu ofiarować. A w całowaniu Leonardo bardzo łatwo było się zatracić, więc z prawdziwym wysiłkiem lekko przekręcił głowę, uciekając od naporu warg, bez pozbawiania się tej miłej bliskości. - Przepraszam, słodkości miały być po czymś konkretnym...
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Cukierek albo psikus:4, czyli seksownie zachrypnięty troll z kulawą nogą ☒ ☒ ☒ Magiczne napoje:1 na Kakao Helgi Pieniądze: Zakupy i utrata rozliczone tutaj
Pożałował swojej ignorancji, przez którą nigdy wcześniej nie korzystał z uroków halloweenowego jarmarku. Teraz czuł już, rozkoszując się dyniową bułeczką i zapijając ją raz kończącym się kakao, a raz nowym grzańcem Sky'a, że z własnej woli tracił zaskakująco dużo życiowych przyjemności... a jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że nie byłyby wcale tak znaczące, gdyby był tutaj sam. Nie zrobiłby zakupów, które tak ulżyły jego portfelowi, jednocześnie odciskając uparcie zbywany ciężar poczucia winy na sercu; nie próbowałby słodkiego napoju i nie zachwycałby się tak przypominającym dyńkę wypiekiem; nie zastanawiałby się nad kolejnymi atrakcjami, próbując dobrać te najbardziej pasujące. Pewnie pokręciłby się po okolicy, spróbował czegoś najtańszego i zaraz już szlag by go trafił od przebywania w tłumie obco-znajomych twarzy. Były dziedziny, w których Mefisto nie potrzebował towarzystwa, koncentrując się na samorozwoju - dbał o swoją wiedzę z zakresu Zaklęć i Obrony Przed Czarną Magią, na własną rękę szukał informacji odnośnie najprzeróżniejszych klątw i, Merlinie, brnął dalej z legilimencją, chociaż było to jedynie jego prywatnym wymysłem. I wiedział już teraz, przekonawszy się o tym na własnej skórze, że szczęście płynące z jednej sfery życia nie było wiele warte, jeśli nie łączył go z innymi. - Mmm, a co dostanę w nagrodę? Tylko od ciebie, bo organizatorzy to mnie tak średnio interesują... - przyznał, krzywiąc się lekko na skylerową propozycję robienia "czegoś innego", jak gdyby mogło zaciekawić coś ponad zazdrosne pozerkiwanie na kulinarne poczynania ukochanego. Przechylił lekko głowę, wystawiając się jeszcze bardziej na dotyk, którego brakowało mu w tych zachowawczo obieranych przez Puchona pozach; wolałby mieć go tuż obok siebie, zwłaszcza skoro przed chwilą musiał przekonać się jak bolesny jest brak możliwości dotknięcia go. - Pomarańczowymi oczami? - Powtórzył zaskoczony, opuszczając na stół dłoń z ostatnim gryzem dyniowej bułeczki, oburzony tą okrutną zdradą, na którą sobie pozwoliła. - Ej, nie upij mi się tu, zwolnij... Zamierzam pokonać cię w konkursie kulinarnym nie poprzez oszukiwanie alkoholem, a zwykłe szczęście - poinformował go, przygryzając wewnętrzną stronę policzka, by powstrzymać śmiech. Podsunął prefektowi resztkę bułeczki, tęsknie muskając opuszkami palców jego wargi, których nie poczuł na swoich od zdecydowanie zbyt dawna. - Powiem ci, że kusił mnie ten krem z dyni, ale skoro mam być zręczny... to nie ruszam więcej tych specyfików, żeby znowu mi się nogi nie poplątały... - Poprawił wysuwającą mu się z kieszeni sakiewkę, której zawartość została znacznie uszczuplona przez spontaniczne zakupy. - Wiesz, że też patrzyłem na te świeczki? - Zagadnął, nie mogąc pozbyć się tej przyjemnej pewności siebie, przez którą każde słowo wybrzmiewało niemal radośnie, z pomarańczowymi tęczówkami wyzywającymi te krystaliczne na ciekawską walkę.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Szybko zdołał uspokoić się niemal panicznie wyszukiwanymi wyjaśnieniami, jak to chochliki same postanowiły w ramach psot zostać prezentami, albo jak niegroźna magia na chwilę przemieniła je w pakunki, z którymi przecież nic złego się nie działo - wejścia na jarmark były obstawione przez pracowników i chyba każdy z nich wiedział, co znajdowało się w dyniowych kociołkach. Na chwilę zapatrzył się na dźwigającego słodkości Cukierka, by niemal oskarżycielsko wskazać na niego palcem, ciągnąc tam uwagę błyskawicznie rozpraszającego się Psikusa, który co prawda zerknął ciekawie na łupy drugiego chowańca, a jednak zaraz zajął się podgryzaniem dłoni Leonardo. I tyle by było z jakiegokolwiek wychowywania chochlików... chociaż ćwierćolbrzym musiał przyznać, że całkiem kusiło go dokładniejsze zbadanie mechanizmów kierujących tymi bezczelnymi stworzonkami, zwłaszcza kiedy jeden z nich wybrał go na swoją długoterminową ofiarę. Zresztą, samo zachowanie Cukierka było już intrygujące - może w tym podkradanych słodkościach krył się jakiś wzór?... Zmarszczył brwi jeszcze mocniej, gryząc się uparcie w język, bo nie podzielał zachwytu swojego partnera; prawdę mówiąc, jemu rymowanie wydawało się bardzo kłopotliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego gadulstwo. Ale przysunął się posłusznie do Ezry, słuchając go z coraz łagodniejszym spojrzeniem czekoladowych tęczówek, przemykających po jego twarzy. Objął go wolną ręką, przytrzymując przy sobie zachłannie, gdy doszukiwał się w delikatnej pieszczocie konkretnego pocałunku, zaraz mrucząc już z dezaprobatą na jego przeprosiny, bo najzwyczajniej w świecie domagając się więcej. Cmoknął krukoni policzek raz i drugi, aż nie złapał ponownie jego warg, tym razem... cóż, odsuwając się przez znaczące piśnięcie Psikusa, który dobrał się do leosiowej grzanki i zaczął rzucać w nich okruchami. - Ach, dzieci - mruknął do Ezry z rozbawieniem, z wymuszeniem cofając się już o krok. Połaskotał chochlika po brzuszku i napił się zupy, nie bawiąc się już w machanie łyżką, bo jedną rękę niemal nieustannie miał zajętą przez pilnowanego stworka. - Ej, idziemy zobaczyć pamiątki? W ogóle słyszałem, że mają być jakieś dyniowe powozy i trochę jestem ciekaw jak mają działać, więc... może te alkoholowe cuda zostawimy sobie na później, co? - Zaproponował, pozerkując tęsknie w stronę gastronomicznych budek.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było mu uwierzyć, że jeszcze przed chwilą, zamiast Blake, stał przed nim jego przyjaciel. Posiadając jednak tę wiedzę, był w stanie doszukać się subtelnych podobieństw. Czekoladowe tęczówki wciąż uważnie obserwowały otoczenie, chociaż sam kształt oczu nieco złagodniał. Blake była tak samo szczupła, jak jej męski pierwowzór, ale budowa ciała uległa znacznej zmianie. Zauważył, że ruchy dziewczyny są dalsze od męskiego sposobu bycia, niż się spodziewał. Dlatego też, nie zdziwiły go słowa, które opuściły jej usta. -Właśnie widzę, że już masz wprawę. - Również uśmiechnął się do niej, nie mogąc powstrzymać zaróżowionych policzków, które był efektem wypitego przed chwilą napoju. -Poza tym, pamiętam jak rozmawialiśmy o tej sytuacji. - Byłą to jedna z ich pierwszych rozmów na wizzie i to tuż po tym, jak Max doświadczył transformacji w cudowną staruszkę. -Coś Ty, masz perfekcyjną figurę. - Kolejne słowa opuszczały jego usta, a ślizgon czuł, że są one poza jego kontrolą. Bał się, że chowaniec będzie mu kulą u nogi, a tu nagle został jego dilerem słodyczy. Takie przyjaźnie to nawiązywać lubił. -W końcu spełniają się moje marzenia. Szkoda, że Lucasa tu nie ma, ucieszyłby się z takiego kumpla. - Słynna miłość Sinclaira do słodyczy nigdy nie wypadała Maxowi z pamięci. Gdyby jego kumpel tu był, zapewne co po chwilę sięgałby do kieszeni Maxa bo jakiś rarytas. -Częstuj się, jeśli chcesz. - Powiedział w stronę swojej nowej towarzyszki patrząc, jak chowaniec znów znika gdzieś w tłumie. Nie mógł wiedzieć, jak prosta zupa zadziała na Blake i nie spodziewał się tego, co miało nastąpić później. Delikatne palce gładzące jego policzek, dłoń na jego dłoni i to zdanie...Tak bardzo podobne do tego, które Felek wypowiedział podczas gry w Durnia. Już chciał o tym wspomnieć i zasugerować zupę nafaszerowaną Amortencją, gdy poczuł delikatną dłoń na swoim torsie. Następnie krótki uśmiech i dotyk delikatnych warg na jego ustach. Odruchowo chwycił talię Blake, by podtrzymać jej równowagę. Pocałunek był bardziej śmiały, choć tak samo delikatny, jak zapamiętał. -Uważaj, piękna bo jeszcze zacznie mi się podobać. - Powiedział pół żartem, pół serio, gdy dziewczyna się od niego odsunęła. Nie był pewien, jak powinien zareagować na to wszystko. W końcu gdzieś tam pod zgrabną i atrakcyjną kobiecą powłoką, wciąż czaił się jego przyjaciel. A relacja z Felkiem rządziła się zupełnie innymi, niecodziennymi prawami. -Dzisiaj dzień należy do Ciebie. Co chcesz robić? - Zapytał robiąc krok do tyłu, dla własnego bezpieczeństwa i rozglądając się po stoiskach.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Spojrzenie uciekało mu nieco w bok, prześlizgując się po twarzach obecnych w tłumie czarodziei, sporą część obecnych rozpoznając, jeśli nie ze szkoły, to z piekarni, gdzie zdążył poznać niemal każdego mieszkańca Hogsmeade. Z częścią osób witał się ciepłym uśmiechem czy nawet uniesieniem dłoni, a część zbywał, ucieczką jasnych tęczówek w inny punkt. Przede wszystkim szukał jednak Yuuko, spodziewając się po niej, że nie opuści takich atrakcji, chcąc zaskoczyć ją drobnym prezentem jeszcze na terenie jarmarku, aż w końcu poddał się, uznając, że podaruje jej tiarę już w Puchońskiej Komunie, a więc i wykręcił już głowę w stronę Mefisto, nie interesując się niczym co miałoby się z nim nie łączyć. - I widzisz, właśnie na taką okazję przydałoby się więcej moich zasad - mruknął, nawiązując do rozmowy, którą mieli okazję odbyć wcale nie tak dawno temu, nawet jeśli ta ograniczyła się do dość pospiesznie wymienionych ze sobą słów w ukryciu prysznicowej kabiny. - Teraz miałbym Ci do zaproponowania coś, co by Cię zmotywowało... Może nawet wygrałbyś cały ten konkurs - rozwinął, sącząc aromatyczny grzaniec i odurzając się już samymi jego oparami zastanawiał się nad jakąkolwiek propozycją, która nie byłaby aż tak oczywista i banalna do spełnienia, jednak gdziekolwiek sięgała jego wyobraźnia, tam stwierdzał też, że było to coś, co zrobiłby dla swojego Wilka z pełnym zadowoleniem bez żadnej obietnicy ciążącej mu na barkach. Kciukiem musnął jeszcze jego policzek, ale dłoń zaraz i tak uciekła od jego twarzy, dużo bezpieczniej czując się pod stolikiem, a więc i skryta przed niepotrzebnymi spojrzeniami i dopiero tam zacisnęła się na mefistofelesowym udzie, gubiąc się nieco w tym, czy to ona grzeje masowaną lekko nogę, czy raczej sama nagrzewa się ciepłem Wilkołaka. Drugą dłonią przysłaniał już własne usta, kaszląc cicho od zakrztuszenia nagłym rozbawieniem przez żart Mefisto, pozerkując na niego z mieszanką rozczulenia i drobnych pretensji, że ten z taką łatwością potrafi wywołać jego śmiech. - Przecież to dopiero pierwsza porcja - mruknął, rozchylając zaraz usta, by chętnie zgarnąć ostatni kęs dyniowej bułeczki, może nieco za bardzo ufając swoim osądom, jeśli chodzi o alkohol, ale zdecydowanie nie potrafiąc zrezygnować z tego cudownie słodko-rozgrzewającego przepisu. Mruknął cicho z zadowolenia, zaciskając mocniej dłoń na umięśnionym udzie partnera, by za chwilę poklepać je czule w aprobacie dla połączenia tych jesiennych smaków. - Możemy tu przyjść jutro na kolację - zaproponował, łapiąc spojrzenie pomarańczowych tęczówek, by tym znajom-obcym widokiem upewnić się w tym, że musi dołożyć wszelkich starań, by załatwić sobie kilka wolnych godzin jutrzejszego wieczora, chcąc wykorzystać ten czas jak najlepiej. - A dzisiaj możemy pozaliczać atrakcję, więc... Więc chyba to jednak pierwsza i ostatnia porcja - mruknął, nieco teatralnie wyginając usta w smutną podkówkę, gdy zerkał do niemal pustego już naczynia, by bezceremonialnie wyciągnąć z niego nasączony alkoholem plasterek pomarańczy, rozrywając go, by ułatwić sobie w ten sposób dostęp do zabarwionych na czerwono trójkącików. - Mhm, ale... Czyli masz na myśli to, co ja mam na myśli, skoro tak się ekscytujesz świeczkami - stwierdził powoli, przysuwając do ust Mefisto wciąż ciepły od napoju owoc, chcąc podzielić się tym drobnym szczęściem trafienia na bonus w jego postaci. - Cieszę się, że przyszliśmy tu razem. Z Tobą wszystko wydaje się jakieś... lepsze - dodał ciszej, nie potrafiąc powstrzymać tego komplementu cisnącego mu się na usta, gdy sam wpatrywał się w te mefistofelesowe z czystą fascynacją wybijającą się czerwienią na jego własnych policzkach. I pochylał się już nawet, kuszony zachcianką, by ucałować swojego Wilka, póki wspólny pocałunek niósłby ze sobą jeszcze smak dzielonej pomarańczy, a jednak zamiast tego z pewną dozą zmieszania poinformował go tylko o swoim planie zgarnięcia im czegoś ciepłego na drogę, po dłuższej chwili wracając do stolika z dwoma gorącymi kubkami herbaty.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Cukierek albo psikus:4, czyli seksownie zachrypnięty troll z kulawą nogą ☒ ☒ ☒ Magiczne napoje:1 na Kakao Helgi ☒ ☒ Pieniądze: Zakupy i utrata rozliczone tutaj
Zaczarowane jedzenie: Dyniowa bułeczka ☒ ☒ ☒
- Bez zasad też możesz wymyślić mi nagrody - oburzył się, potrząsając lekko głową z rozbawieniem, by jak najszybciej zbyć słowa swojego chłopaka. Od razu poczuł się też w obowiązku zaproponować jakieś swoje zachcianki, więc skubiąc wetknięty w dolną wargę kolczyk szukał już odpowiedniego rozwiązania, nieustannie jedną myślą rozpraszając się od kolejnej. - Jeśli zajmę podium w chociaż jednej kategorii, ubieram ciebie przez tydzień. Żadnego zakrywania się w Hogwarcie, przebierania ani niczego podobnego - mam tam jeszcze trochę znajomych, to cię przypilnuję - zastrzegł, uśmiechając się już pod nosem. - Jeśli ty zajmiesz podium w chociaż jednej kategorii, ty przez tydzień ubierasz mnie... - Nie był pewien, kto może na tym gorzej wyjść - on, prezentujący się w jakiś konkretny sposób jako stażysta i zaraz już właściciel własnego baru, czy może jednak prefekt naczelny, który musiał jakoś wpisywać się w szkolny regulamin. Pozbył się uśmiechu, zauważając jak speszona dłoń Sky'a ucieka pod stół, przypominając wilkołakowi o tej przeklętej niepewności, która rodziła niepotrzebne ograniczenia. Ale nie zareagował, mrugając tylko do ukochanego w odpowiedzi na te subtelne wyrzuty zaklęte w krystalicznych tęczówkach, by zaraz entuzjastycznie pokiwać głową na ofertę jutrzejszej kolacji. - Może. Mam nadzieję... - wymamrotał, jak zahipnotyzowany obserwując skylerowe poczynania z wyłowionym owocem, zaraz pochylając się już do niego z lekko wysuniętym językiem, by pomóc sobie w nabraniu rozgrzanej słodyczy; miał wrażenie, że i bez niej jest mu już gorąco, jak gdyby samo obserwowanie Sky'a pozwoliło mu zapomnieć o październikowym chłodzie. - Kocham cię - mruknął, wpadając niemalże w szept, mimowolnie przejmując tę dyskrecję, którą wykazywał się Puchon. Z tym, że do pocałunku i tak się garnął, więc w rozczarowaniu przemknął tylko językiem po lekko naznaczonych sokiem pomarańczy wargach, próbując zignorować bolesne uderzenie samotności. - To może spotkamy się gdzieś tam, przy polu dyniowym? - Zaproponował, wskazując dostrzeżone znaki. - Skoczę do komuny i odłożę te siatki, żebyśmy ich nie targali bez sensu... - Uśmiechnął się do ukochanego, zerkając z aprobatą na zdobyte kubki herbaty i zaraz już znikając, by faktycznie oddzielić od siebie atrakcje jarmarku.
/zt x2
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Jemu też ciężko było w to uwierzyć; a raczej jej, zważywszy uwagę na to, iż obecnie jest kobietą. Nie spodziewała się, że akurat tego wieczoru zamieni się w drobną dziewczynę o ciemnych włosach oraz takich samych, czekoladowych oczach. Mogła na to tylko pokręcić głową, odsuwając część kosmyków włosów, które jej zwyczajnie przeszkadzały. Blake wiedziała doskonale, że nie zmieniła się diametralnie pod względem własnych cech charakteru oraz ogólnego sposobu bycia, co nie powoduje zanegowania faktu, iż pod względem fizycznym przeszła dość niezłą metamorfozę. Nikt tego nie był w stanie wywróżyć - ani ona, ani Max, który miał do czynienia z przyjacielem w dość odmiennej, niecodziennej formie. Do tego, jak to na nią przystało, poruszała się bardziej kobieco; Felinus doskonale wiedział, jak zmylić przeciwnika, jeżeli zachodzi taka potrzeba, ale też nie zamierzał zwracać na siebie jakiejś większej uwagi. — Wyćwiczoną, zresztą. — uśmiechnęła się, doskonale dobierając słowa, by następnie spojrzeć na zaróżowione policzki Maxa, najprawdopodobniej od napoju, który dzierżył w dłoni. Wszystko dzisiaj było zaczarowane, w związku z czym Greenwood musiała mieć się na baczności, sięgając po jakąkolwiek możliwą potrawę; nie zamierzała męczyć się z dodatkowymi skutkami własnych działań. Poprawiwszy własną sukienkę, która otulała jej swobodnie uda, przypomniała sobie o sytuacji, podczas której miał do czynienia ze Sebastianem. No cóż, nie było to najprzyjemniejsze ze wspomnień, kiedy powstrzymywała się od chwycenia za różdżkę, w ramach czystej samoobrony. — A wspominałam ci, że facet, który mnie spotkał, nie miał raczej zbyt dobrych zamiarów? Wyglądał na typa spod ciemnej gwiazdy. — pokręciła oczami, przypominając sobie raz jeszcze tę sytuację, by następnie uśmiechnąć się i zapomnieć o tym wszystkim. Nie mogła pozwolić na to, by melancholia i strach o samą siebie wdrapał się do jej umysłu, pozostawiając kolejne ślady po pazurach. — A wiesz co... dziękuję. — powoli afrodyzjak począł działać na jej umysł, co nie zmienia faktu, iż nadal miała ochotę na rzucanie różnymi żartami. Nie bez powodu założyła ręce na klatce piersiowej, przyglądając się zielonym oczom przyjaciela. — A wiesz, jakie było moje zdziwienie, gdy wstałam i zobaczyłam, że mam coś innego niż armatę między nogami? A jeszcze gorzej było ciuchy dobrać. — zaśmiała się, bo w sumie i tak czy siak korzystanie z ubikacji nie było najlepszą rzeczą, skoro już do tego dążył. Samo obudzenie się w takiej formie, gdy nie miała żadnej części garderoby, która pasowałaby do tejże figury ciała. Zero biustonoszy, zero nic; poszła w takiej formie, bo i tak czy siak, nie wstydziła się. Teraz, na szczęście, efekt ten objął nie tylko jego płeć, lecz także ubranie. Przyjemna sukienka z dość delikatnego materiału nie bez powodu zakrywała to, co najbardziej było konieczne. — Nic nie stoi ci na przeszkodzie, by wysłać mu trochę z tych zdobyczy, o ile starczy ci kieszeni na ich zabranie do Hogwartu. — puściła oczko, być może trochę pouczająco, trochę pozytywnie. Cóż za problem był, żeby wysłać mu list z ogromną paczką słodyczy? No właśnie. Nie ma żadnej niewidzialnej ściany, żadnego muru, żadnej kostki chroniącej przed dostawami z zewnątrz; sama wzięła natomiast jednego cukierka. Prosta zupa okazała się tak naprawdę nie być aż tak prostą zupą. Posiadając w sobie cząstkę afrodyzjaku, nie bez powodu kobieta poczuła coś więcej w stronę Solberga, zaciskając palce między tymi należącymi do przyjaciela i składając na jego wargach spokojny, nieżarliwy, a bardziej delikatny pocałunek, muskając jego wargi ostrożnie oraz bez przegryzania. Być może nie wymagała więcej od tej drobnej czułości, a być może chciała więcej; nie mogli jednak, w miejscu publicznym, dlatego myśli przeszły spokojnie do uczucia psychicznego pociągu do Maximiliana. Dotyk na talii był miły oraz przyjemny, ale głównie przyczyniający się do tego, by dziewczyna nie straciła równowagi. Nie bez powodu, gdy odsunęła własne, malinowe usta, na jej twarzy znajdował się uśmiech oraz zapatrzenie w stronę Ślizgona. Jak widać, efekty czarodziejskich eliksirów miłosnych postanowiły się do niej pałętać jeszcze bardziej. — To chyba dobrze? — puściła mu subtelnie oczko, nie kontrolując do końca efektów działania afrodyzjaku, ale nie napierała i nie wymagała więcej. Nie obraziła się jednak, gdy ten się odsunął, w związku z czym poczęła również przeglądać stragany, opierając się rękoma o niektóre wystawy najróżniejszych przedmiotów. — Myślę nad tym, żeby coś kupić na straganie, a potem... nie wiem, może labirynt? Albo zabijanie szkieletów? Podobno można tam coś fajnego wygrać. — wzruszyła ramionami, uśmiechając się w sposób podobny jak podczas Durnia do Maximiliana, by tym samym poprosić jednego ze sprzedawców o pokazanie kubka oraz skarpetek, sięgając po okoliczny sok dyniowy, który poczęła ostrożnie sączyć. Nawet nie wiedziała, że pojedyncze pasemka włosów zaczęły przybierać iście pomarańczowego koloru; nie zamartwiała się tym jednak, bo przecież tego nie widziała. Nie była w stanie tego zobaczyć, tym bardziej, że zdawała się być zainteresowana przedmiotami, które wpadły jej w oczko. Nie bez powodu wyciągnęła z materiałowych, drobnych kieszeni na boku parę galeonów, biorąc dwie pary skarpetek rozweselających oraz kubek dyniowy. Nie bez powodu potem wręczyła jedną parę Solbergowi. — Trzymaj, żebyś mi tutaj smutny nie chodził. Ale spokojnie, widzę przecież, że masz dobry humor. — puściła mu jeszcze jedno oczko, uśmiechając się pod nosem. Resztę galeonów schowała, by następnie poobserwować to, co kupuje Max.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie potrafił uwierzyć, że gdziekolwiek się nie ruszy, na jakąś zbiorową imprezę, to spotykają go nagle takie smaczki. Dzisiaj przynajmniej nie całował żadnego nauczyciela, a to był już sukces. Przynajmniej jak na Maxa. -Nie gadaj, że chciał Cię skrzywdzić! - Oburzył się na zachowanie jakiegoś palanta, którego nawet nie znał. Przynajmniej miał taką nadzieję, bo by sobie z nim porozmawiał. Solberg wiele rozumiał, ale były pewne granice, których nawet on nie przekraczał. Zaśmiał się na słowa Blake, gdy zaczęła bardziej szczegółowo opisywać swoje odczucia co do poprzedniej przemiany. -Wyobraź sobie, że wiem bo przechodziłem to samo. Tylko, że nie wyglądałem tak ponętnie, a raczej na mój widok ludzie dzwonili po grabarzy. - Cichy chichot opuścił jego usta gdy przypomniał sobie dzień Babci Felicji. Chętnie by to powtórzył, gdyby nie fakt, że lubił nie umierać gdy wchodził po schodach. -Na pewno to zrobię! I tak mu wiszę jeszcze flaszkę za chujowe latanie na treningu. - Patrząc na to, jak sobie radził podczas ostatniego spotkania ślizgonów, nie dziwił się że tak spektakularnie zjebał podczas meczu. Wszystko miało swoje konsekwencje. Z zadowoleniem patrzył, jak Blake nie tylko częstuje się słodyczem, ale także zjada kupioną wcześniej zupę. Już chyba nawet damska forma przyjaciela nie dziwiła go tak bardzo jak to. Pocałunek zdecydowanie należał do przyjemnych, a mimo to Max nie zdecydował się go przedłużyć. Tak jak podczas rozgrywki w Durnia, wszystko oddał w ręce Blake, nie chcąc wykorzystywać okazji, by później przyjaciel nie musiał niczego żałować. Przez to też postanowił się od dziewczyny lekko odsunąć. -No nie wiem... - Też puścił jej oczko, po czym wysłuchał jej propozycji. -O bardzo chętnie! Chętnie przyczynię się do kolejnego mordu w tym miasteczku. - Był ciekaw, kto i z jaką reakcją musiał sprzątać po ich krwawych zaręczynach pod pomnikiem lwa. Dał się poprowadzić w stronę jednego ze stoisk i gdy Blake zaczęła oglądać skarpetki, jego uwagę przykuło zupełnie coś innego. Kamienny moździerz, idealny do rozdrabniania składników, znajdował się tuż przed jego nosem. -Przy Tobie nie da się być smutnym. - Powiedział, przyjmując od dziewczyny prezent i choając go do torby. Już miał podejmować decyzję o kupnie moździerza, gdy jego wzrok padł na jeszcze jeden przedmiot. Bez chwili zawahania wskazał na leżące nieopodal korale i zamiast kamiennego narzędzia zakupił je. Gdy transakcja została dokonana, odwrócił się w stronę Blake i zawiesił jej korale na szyi. -Nie musisz nosić ich codziennie, ale zrób to dla mnie i chociaż tak dbaj o siebie podczas naszych wypadów. - Jego ton był delikatny i przyjacielski, ale dziewczyna mogła wyczuć, że Max nie przyjmie żadnego sprzeciwu. Nawet nie dał jej zbyt wiele czasu na reakcję i po prostu zaczął prowadzić ją w stronę labiryntu.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Liang Manyue
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 1,76m
C. szczególne : tatuaże; kolczyki w uszach; ubrania jakby losowo wyjmował je z szafy
Oczywiście, że szedł na jarmark, jak mógł nie iść, skoro kochał halloween i jesień i wszystko co było z tym związane. Może i robiło się zimno i mokro, chociaż to drugie Anglii nie opuszczało nigdy. W każdym razie koniecznie musiał pójść na jarmark zobaczyć co ciekawego mu zaoferuje, więc wyglądając całkiem normalnie i mugolsko szedł przez zamkowe błonia, by ostatecznie przejść przez bramę Hogwartu i skierować się do Hogsmeade, żałując, że magia tak skutecznie zakłóca wszelką elektronikę, skazując go na spacer w ciszy, podczas gdy chętnie posłuchałby muzyki na słuchawkach. Całą jego uwagę skupiał na sobie jarmark jesienny, skutecznie odciągając jego uwagę od prac domowych, ale bądźmy szczerzy – i tak by o nich nie pamiętał, mając do zrobienia tyle innych i ciekawszych rzeczy. Szybko stwierdził, że nie zabranie kurtki było bardzo złym pomysłem, ale zdecydowanie nie chciało mu się po nią cofać. Przyjdzie mu jednak marznąć i cóż, jakoś to przeżyje, w najgorszym wypadku kończąc z fiolką eliksiru pieprzowego. Dotarł na miejsce całkiem szybko, a przynajmniej szybciej niż się spodziewał i później niż gdyby droga miała długość taką jak zapamiętał. Nic nie mógł poradzić na uśmiech błądzący w kącikach jego ust, kiedy zbliżał się do wejścia na jarmark i zmarszczył brwi kiedy wysoki czarodziej do niego doskoczył z wielką dynią. Niewiele się jednak zastanawiając, wylosował pudełko i czując na sobie wzrok dziwnego jegomościa otworzył je – ku nieszczęściu swoim i wszystkim wokół. Wybuchła mu bowiem w dłoniach łajnobomba. — OBLEOKURWA — wyszło spomiędzy jego warg kiedy zatoczył się do tyłu, wpadając na @Narcyz Bez, mając ogromne niezadowolenie i obrzydzenie na twarzy — Najmocniej przepraszam, to gówno, dosłownie, wybuchło mi w dłoniach, ja nie chciałem… — zerknął na siebie w dół i urwał w pół zdania — O W MORDĘ ŚWIECĘ SIĘ — powiedział jeszcze i uniósł przepraszający wzrok na chłopaka, na którego wpadł.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Leonardo zdecydowanie doceniał zbyt mało rzeczy, które mu się przytrafiały na tym jarmarku. Do chochlika był sceptyczny, nowa umiejętność również nie przypadła mu do gustu, choć przecież rymowanie miało sens tylko wtedy, kiedy mówiło się dużo... Całe szczęście udało mu się docenić starania Ezry, który wybaczał mu nawet to uparte milczenie, skoro Gryfon tak dobrze wykorzystywał w tym czasie swoje usta. Lub wykorzystywałby, gdyby nie jeden fioletowy atencjusz. - Nie pytaj zakupoholika, czy ma ochotę wydać pieniądze - zaśmiał się, bo wcale nie nowością było, że odkąd Ezra faktycznie pieniądze miał, to wydawał je wyjątkowo lekką ręką, część na drogie prezenty, część na zachcianki, a część na bezzwrotne pożyczki. A i tak wcale mu ich nie ubywało... - Dyniowe powozy brzmią tak... albo bardzo bajkowo, albo w stylu dziwnych wyścigów. Bo ja słyszałem z kolei o konkursach. - Nie wiedział dokładnie jakich, ale być może to było ich elementem? Przekorny uśmiech pojawił się więc na ezrowych ustach, gdy trącał partnera pod bok. - To co, spróbujesz mnie pobić? Tak żeby tradycji festynowej stało się zadość. I wtedy faktycznie będziemy mieli co opijać. - Bezalkoholowo, oczywiście. Trudno było wybrać, które stoisko prezentowało się najlepiej, ponieważ wszystkie miały coś w sobie. Wzrok Ezry jednak został ostatecznie przyciągnięty przez kolorowe skarpety, wyróżniające się w całym tym miszmaszu. To nie na nich skoncentrował się jednak w pierwszej kolejności. Pochylił się nad słoiczkami w różnych kolorach i wielkościach. - Klimatyczne. Aż człowiek od razu nabiera ochoty na kolację przy świecach. Albo kąpiel przy świecach. Albo seks przy świecach... - mruknął nisko, próbując zwizualizować Leonardo, dlaczego ten zakup był dobrym zakupem. Wziął do ręki jeden słoiczek, by sprawdzić zapach; choć nie był on uderzający, w głowie Ezry aż się zakręciło. - Pomarańcza? Albo... palona pomarańcza? - zapytał, marszcząc brwi łagodnie, gdy wyczuł w świecy ledwie wyczuwalną, ale przyjemną nutę, podobną do tytoniu. Podetknął więc świeczkę od razu Leonardo, by stwierdził, czy woń nie była dla niego drażniąca. Oczywiście natychmiast, wzorując się na ćwierćolbrzymie, do szklanego słoiczka doskoczyły chochliki, sądząc, że to coś wartego uwagi. I nawet nie chciały dać się zgonić, gdy Ezra próbował cofnąć rękę; w całkowitym skupieniu wąchały wosk i ni stąd ni zowąd Cukierek wbił swoje chochlikowe zęby prosto w świeczkę, zaraz zaczynając pluć z niezadowoleniem. Ezra przymknął na moment powieki, zastanawiając się nad poziomem swojego zażenowania. - Taaak, to chyba tę jedną weźmiemy. Swoją drogą, jestem ciekawy, co one czują. - Tego jednak nie dało się w żaden sposób stwierdzić. Ezra pchnął delikatnie swojego - bo tak, uważał go już za własnego - chochlika, mrucząc pod nosem zachętę, by sobie coś wybrał, mimo podejrzliwego wzroku sprzedawczyni, lustrującego potencjalnego szkodnika. - Spokojnie, za wszystko zapłacę. A ma pani coś dla dzieci? - zainteresował się, bo oczywiście wyjście bez nabycia prezentu dla Milki nie byłoby wyjściem. Kiedy więc czarownica szukała w swoich rzeczach najładniej szytej maskotki stracha na wróble, Ezra zwrócił się do Vin-Eurico. - Co ci się podoba? Bo pomyślałem o moździerzu... W domu nie mam, a przecież musisz mieć wszystkie sprzęty, żeby mi gotować, jak już wprowadzisz się na stałe. - I choć słowa nosiły znamiona żartu, rozbrzmiały dosyć dobitnie. Nigdy oficjalnie jeszcze o tym nie rozmawiali, Ezra uważał to jednak za oczywistą i jedyną akceptowalną konsekwencję - nie było żadnej potrzeby, by Leonardo dalej cisnął się w Hogwarcie.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Pobić? Zwariowałeś? Nie ma jeszcze śniegu ani lodu, nie pobiję takiego bezbronnego patyczaka - prychnął, zaraz gromkim śmiechem zapewniając swojego partnera, że to tylko żarty, w dodatku nawet jemu dziwnie układające się w ustach. Teraz już wiedział, że poza jego prywatnymi preferencjami, pozmieniało się dużo więcej - w życiu nie wyobrażał sobie nazwania kogoś o posturze Ezry chudzielcem czy właśnie patyczakiem. Nie był pewien, czy powinno to być zawdzięczone rzeczywiście innej perspektywie Leonardo, czy może jednak treningom Krukona, który od czasu tamtych przezwisk niewątpliwie zmienił swój styl życia, zwłaszcza gdy aktorskie popisy wyciskały z niego siódme poty. - All of the above? - Zaproponował, szczerząc się od ucha do ucha i pewnie już tym typowym dla siebie błyskiem w ciemnym oku zdradzając, który z pomysłów wyróżniał, niezależnie od swojej dyplomatycznej odpowiedzi. Pochylił się grzecznie do świeczki, spojrzeniem nie opuszczając zielonych tęczówek swojego partnera, przez dobrą chwilę ignorując zaintrygowane ich poczynaniami chochliki. - Jaka pomarańcza? Mięta, zdecydowanie mięta - poprawił go, prostując się już i odciągając za rączkę Psikusa, który chciał pójść śladem swojego fioletowego braciszka, kosztując wyraźnie niesmacznego wosku. - No chyba czuły coś smacznego... - Posadził Psikusa na nieco poluźnionej pętli swojego szalika, szukając już po kieszeniach resztki rymujących dropsów, by zaoferować mu je raz jeszcze w formie zabawek. - Moździerz byłby- - zaczął, zawieszając się na chwilę, by przetrawić słowa Clarke'a i uśmiechnąć się jeszcze szerzej, o ile tylko było to możliwe - ale Leonardo jak nikt potrafił pokazać, że radość zawsze potrafiła jeszcze bardziej wzrosnąć w swojej bezczelności. - Moździerz byłby super. Czyli przyznajesz oficjalnie, że gotuję lepiej od Pana i wolisz moją kuchnię? - Upewnił się, postępując już bezpieczny krok w tył, jak gdyby chciał uciec od tej rozmowy... w rzeczywistości rzucając się już (razem z Psikusem, który długo w miejscu nie wysiedział) na mięciutkie skarpetki z obłędnymi wzorkami. - Ej, Ezra, weź mnie powstrzymaj, bo ja mam taki pomysł, że chyba cały portfel tu będę musiał zostawić... joder... Czy ty widzisz jakie te skarpetki są cudowne? - Jęknął, podnosząc jedne z nich i machając nimi swojemu chłopakowi niemalże pod nosem, chwilę później zachwycając się wyjaśnieniami sprzedawczyni odnośnie ich magicznego efektu rozweselającego. Zresztą, jak na potwierdzenie leosiowego zachwytu, do jednej ze skarpetek wskoczył roześmiany Psikus - zakupy w towarzystwie chochlików stawały się coraz bardziej niebezpieczne.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Leonardo musiałby się bardziej natrudzić, aby Ezra w ogóle uwierzył mu, że mogły to nie być żarty. Niestety cielęce spojrzenia i ogólna leosiowa przylepność nie pozostawiały złudzeń, że Vin-Eurico do postury Ezry nie miał żadnych zastrzeżeń. Krukon zawtórował więc mu przyjemnym śmiechem, nieszczególnie uświadamiając sobie, że faktycznie podjęte podczas ostatnich lat decyzje sprawiły, że nawet on odrobinę zmężniał. - Jednocześnie? - dopytał skrupulatnie, zwilżając wargi i nie potrafiąc odwrócić wzroku od głęboko czekoladowych tęczówek ukochanego. A tkanie ze słów jednoznacznych wyobrażeń było niebezpieczną grą, gdy dopiero co wyszli z domu, w poszukiwaniu trochę innego rodzaju rozrywki. I trudno było Ezrze stwierdzić, czy ciepło, które rozlewało się po jego podbrzuszu powodowane było tym dzielonym intensywnie spojrzeniem czy może kolejnymi słowami mężczyzny. - Och. A więc amortencja. Kto by pomyślał, że będę kochał kogoś tak bardzo, że nawet nie zauważę różnicy w moich uczuciach z nią i bez niej? - zapytał hipotetycznie i zaraz sięgnął po jeszcze jeden słoiczek, uznając, że z pewnością się nie zmarnuje. A jego serce szybciej zabiło, kiedy Vin-Eurico na moment urwał wypowiedź, lecz wcale nie po to, by zganić Ezrę za zbyt mocne wybieganie w przyszłość czy niewskazany pośpiech. Najwyraźniej ten mały-wielki krok był czymś, czego obaj po cichu wyczekiwali. - Oczywiście. Nikt nie gotuje lepiej od ciebie - wyrecytował z pełnym przekonaniem, tym samym, który wykorzystywał komplementując swojego skrzata, gdy ten próbował czegoś nowego i za każdym razem, gdy po dłuższej nieobecności w Bristolu pozwalał się rozpieścić swojej mamie. Presja osób gotujących w jego otoczeniu była doprawdy nieznośna. Leonardo miał jednak zasadniczą przewagę w tym wszystkim, ponieważ poza smakiem liczyły się również względy estetyczne. A jego chłopak potrafił sprawić, że nawet fartuch wyglądał ponętnie. - Można gorzej wydać miesięczną pensję, także... A są mięciutkie. I cóż, będziesz miał w czym chodzić całą zimę, więc po prostu zrób to szybko, to mniej zaboli - zaśmiał się, bo faktycznie wzorzyste skarpety w tym roku wyszły im świetne. Nie wiedział, czy aż tak, by kupować trzydzieści sztuk, natomiast kim był, by zabraniać czegoś swojemu partnerowi? - A to ja już zapłacę za część - poprosił, wskazując na dwie świeczki, maskotkę, moździerz i koralikowy naszyjnik, którymi obwiązał się Cukierek, niczym choinkowymi lampkami - i tym samym wpadł w pułapkę samozaplątujących się przedmiotów. Skwitowanie tego oburzonymi piskami o wysokiej częstotliwości zdecydowanie nie było zbyt przyjemne dla ucha, ale za to jakie zabawne dla oka!