Świetne miejsce na piknik, to wie każdy w okolicy. Pamiętaj tylko, żeby nie zostawiać swojego jedzenia samego, bo krążące po parku gołębie nie zostawią dla Ciebie ani okruszka! Picie alkoholu również nie jest wskazane ze względu na często pojawiające się patrole!
Noc Duchów:
This is Halloween!
Noc Duchów to jedno z najbardziej hucznie obchodzonych świąt w Hogsmeade. Wioska, znana z urokliwych uliczek, przytulnych sklepów i zapachu słodkości unoszącego się z Miodowego Królestwa, zamienia się w miejsce pełne tajemnic i mrocznych zakątków. Mieszkańcy przystrajają swoje domy i sklepy zaklętymi dyniami o pulsującym, pomarańczowym blasku, które unoszą się nad dachami, tworząc magiczną poświatę. Na brukowanych uliczkach widać lewitujące świece, których płomienie tańczą w rytm cichej, niepokojącej melodii. Latające nietoperze, duchy i zjawy pojawiają się znikąd, by nagle rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko ktoś się do nich zbliży. Na obrzeżach miasta przygotowano dla wszystkich masę atrakcji z nadzieją, że do obchodów Halloween dołączą wszyscy - od najmłodszych i uczniów Hogwartu, po mieszkańców innych magicznych wiosek.
Wykrawanie dyń
W tym roku możecie spróbować swoich sił w wykrawaniu wielkich, magicznych dyń, które przez ostatnie miesiące były starannie hodowane specjalnie na tę okazję. Każda z nich jest wyjątkowa i ma własny charakter, dlatego różdżki w dłoń i przekonajcie się sami, jak sobie poradzicie w tej z pozoru dziecinnie łatwej atrakcji. Władze Hogsmeade proszą jednak, by nie wyrzucać wycinków i miąższu, które posłużą jeszcze magicznym stworzeniom w rezerwacie Shercliffe’ów!
1 – to z pozoru łatwe zadanie okazuje się być znacznie trudniejsze, niż z początku mogłeś myśleć. Twoja dynia zdecydowanie nie chce współpracować, co więcej, jej największym marzeniem chyba jest zostanie sową, bowiem unosi się nad stołem kila cali, by oddalać się jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy kierujesz w jej stronę różdżkę! Jeśli chcesz cokolwiek zdziałać, najpierw musisz ją sobie złapać.
2 – gadające przedmioty nie powinny nikogo dziwić, w końcu w Hogwarcie każdy pierwszoroczniak ma na głowę zakładaną gadającą tiarę, ale gadatliwe dynie? A ta twoja naprawdę ma wiele do powiedzenia i to już w momencie, kiedy kończysz wykrawać usta. Co więcej, uważa się za prawdziwego proroka, przepowiadając twoją przyszłość, choć są to same głupoty.
3 – nie jest łatwo, twoja dynia jest naprawdę uparta i co chwila zmienia wygląd wszystkiego co na niej próbujesz wykroić. To z uśmiechu, opuszcza kąciki ust w dół, to nos i oczy zmieniają kształt. Wygląda na to, że ma swoją własną wizję i na pewno jest ona inna niż twoja!
4 – trafiasz na dynię, która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Kiedy tylko robisz pierwsze ruchy różdżką – dynia wybucha obrzucając miąższem całego ciebie i nawet kilka osób w pobliżu. Rzuć kostką jeszcze raz.
5 – ta dynia płonie i to wcale nie jest płomień w środku. Roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. Musisz uważać, by się nie poparzyć, a kiedy skończysz efekt na pewno będzie spektakularny!
6 – twoja dynia posiada umiejętność, którą nawet nie każdy czarodziej posiada – teleportacje. Z pewnością nie łatwo jest wykrawać dynię, która coraz zmienia swoje położenie. Przekonujesz się jednak, że kiedy ją dotykasz, ta działa jak świstoklik i przenosisz się kilka kroków dalej razem z nią. To chyba jedyna możliwość, by udało ci się ją wykroić do końca!
Mumifikacja
Popularna rozrywka, która wiedzie prym podczas Nocy Duchów. Cieszy się popularnością nie tylko wśród młodych, ale i dorosłych, którzy dają się ponieść halloweenowej magii! Do zadania należy podchodzić w parach, a jest ono bardzo proste - należy jak najszybciej owinąć swojego partnera bandażem i zrobić z niego prawdziwą mumię.
Rzuć k6 na perypetie, które wam towarzyszą podczas tej misji:
1 - Albo źle rzuciłeś zaklęcie albo los chce wam coś usilnie podpowiedzieć, bo zamiast bandażować swojego towarzysza od stóp do głów to bandaż owija się wokół waszych nadgarstków i łączy was prawie że na wieki wieków. Nie działa żadne diffindo ani inne zaklęcia czy noże, jesteście ze sobą złączeni przez najbliższe 3 posty.
2 - Coś wam mozolnie to wszystko idzie. Wymachujesz różdżką, ale owijanie wychodzi kiepsko. Podchodzisz więc do swojego partnera, żeby nanieść eleganckie poprawki dłonią. Stopa zaplątuje ci się w bandaż, upadasz jak długi na ziemię. Dorzuć k6: przy parzystej wykładasz się sam, przy nieparzystej ciągniesz za sobą swojego towarzysza.
3 - Bardzo pieczołowicie podchodzisz do zadania. Wywijasz tym bandażem na prawo i lewo, a w efekcie owijasz klatę tak ciasno, że przez chwilę twojemu ziomkowi brakuje powietrza. Z tego chwilowego niedotlenienia coś mu się przestawia w głowie i musi ci wyznać jakiś soczysty sekret. Fajnie by było jakbyś mu się odwdzięczył tym samym, bo prawie go udusiłeś!!
4 - Trafiacie na wyjątkowo zaczarowany egzemplarz bandaża, który podczas owijania zdaje się przekazywać energię osoby owijającej osobie owijanej. Ale heca - na 2 kolejne posty zamieniacie się osobowościami!
5 - Los wam nie sprzyja, bo ledwo kończycie skrupulatnie zawijać mumię, jakiś dowcipniś przebiega obok z okrzykiem "psikus albo psikus!" i obrzuca was łajnobombą. Okrutnie śmierdzicie łajnem przez 3 posty, ale podobno razem raźniej...
6 - Bandaż niezbyt chce z wami współpracować. Uparcie spada z potencjalnej mumii i cokolwiek nie robicie i jak się nie trudzicie - jesteście zmuszeni zrezygnować z tej wybitnej rozrywki. I już macie odchodzić, kiedy owija jednego was za kostkę i podnosi do góry. Lewitujesz jak po Levicorpusie, a twój partner musi coś poradzić, żeby cię ściągnąć. Oby osoba lewitująca miała dobrze przylegający kostium, inaczej wszyscy w okolicy będą podziwiać jego wdzięki.
Polowanie Bez Głów
Za uprzejmą prośbą organizatorów Hogsmeadzkiego halloween, Klub Bezgłowych wyraził zgodę, by w tym roku w Polowaniu Bez Głów, a raczej jego marnej imitacji – w końcu na prawdziwe Polowanie żywi nie mają wstępu, a też nie wszystkie duchy! – mogli wziąć udział czarodzieje. Każdy chętny może poczuć się jak członek tego szanowanego kluby i spróbować swoich sił w potyczce z duchami. Zanim jednak prawdziwe polowanie się rozpocznie, jesteście świadkami niesamowitych pokazów akrobacji, wykonanych przez delegację Klubu Bezgłowych, w których to duchy żonglują i wymieniają się swoimi głowami – osoby o słabych nerwach proszeni są o nie branie w tym udziału. Zaraz po akrobacjach i poczęstunku, który każdego żywego przyprawi o mdłości, możecie spróbować własnych sił w Polowaniu. Zasady są wybitnie proste, musicie odnaleźć w lesie głowę, ukrywającego się ducha. Niedozwolone jest jednak używanie revelio!
1 – znajdujesz się niebezpiecznie blisko starego, masywnego drzewa, które oplatają diableskie sidła. Jeśli chcesz załapać jakąś głowę w pobliżu, musisz przypomnieć sobie lekcje zielarstwa (potrzebujesz w tym celu min. 5pkt z zielarstwa w kuferku), by sidła nie zrobiły ci krzywdy.
2 – wbiegasz na niewielką polanę w samym sercu lasu, którą przysłania gęsta mgła. Dostrzegasz w niej jednak kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt głów, które ledwie wyróżniają się w tej mgle, a jednak świecą eterycznym blaskiem. Szybko się jednak orientujesz, że tylko jedna głowa tutaj jest prawdziwa, a reszta jest iluzją magicznej mgły. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 65 udaje ci się znaleźć odpowiednią głowę nim Polowanie dobiegnie końca.
3 – podczas swoich poszukiwań słyszysz ciche szepty pochodzące za omszałej skały, być może słyszałeś kiedyś plotki o Czarnej Skale. Głosy wypełniają twoją głowę, namawiając do odwrotu, choć jesteś pewien, że gdzieś blisko znajdziesz głowę. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 70 udaje ci się pokonać wpływ podszeptów; jeśli posiadasz cechę eventową silna psycha lub posiadasz genetykę oklumencji nie musisz dorzucać kostki, udaje ci się zignorować głosy.
4 – znajdujesz się na brzegu bagnistego oczka wodnego, mgła gęstnieje, a wśród niej dostrzegasz niewielkie światełko, zupełnie jakby wskazywały ci drogę. Jeśli posiadasz min. 10pkt z ONMS lub OPCM orientujesz się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się przed twoją twarzą, wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. W przeciwnym wypadku ktoś, również biorący udział w Polowaniu, musi ci pomóc, zanim na zawsze ugrzęźniesz w bagnie, zwabiony w nie przez zwodniki.
5 – zajmujesz się poszukiwaniami głowy, kiedy znikąd otacza cię trójka czerwonych kapturków! Ewidentnie działają w zmowie z duchem, którego głowy blisko się znajdujesz, uniemożliwiając ci przejście dalej. Musisz stoczyć krótką walkę, całe szczęście można odpędzić je prostymi czarami, ale pamiętaj, że ich jest więcej! Dorzuć kostkę k100, przy wyniku mniejszym niż 30, zdołały cię boleśnie potłuc swoimi pałkami.
6 – wchodzisz w gęstwinę, do której światło księżyca praktycznie nie dochodzi, w oddali wyją wilki, a wiatr złowrogo porusza gałęziami nad twoją głową. Próbujesz oświetlać sobie drogę, ale coraz potykasz się o wystające korzenie i zahaczasz o powykręcane gałęzie. Skupiasz się więc na drodze, a kiedy w końcu unosisz wzrok orientujesz się, że stoi przed tobą twój największy strach! Jeśli kiedyś na fabule (należy podlinkować) spotkałeś już bogina lub posiadasz min. 15pkt z OPCM, szybko się orientujesz z czym masz do czynienia!
Turniej pajęczych skoków
Burmistrz Hogsmeade nie oszczędzał na tegorocznych obchodach Nocy Duchów, znalazł czarodziejów wybitnie uzdolnionych w transmutacji, by pomogli mu zorganizować bezpieczne skoki przez płotki na akromantulach! Z początku próbował zorganizować prawdziwe olbrzymie pająki, ale byłoby to wybitnie trudne do zorganizowania i uzyskania zgody Ministerstwa Magii, dlatego akromantule, które widzicie w zagrodzie są w rzeczywistości przetransmutowanymi innymi stworzeniami, wyglądają jednak co do szczegółu jak prawdziwe akromantule!
By wziąć udział w wyścigu należy zapłacić 10 galeonów na rzecz pomocy zimą dzikim stworzeniom.
1. Rzucacie kostką k100 na prędkość z jaką pokonujecie trasę, jej wynik odpowiada części punktów, które zdobywacie.
2. Następnie rzucanie kostką literką, którą traktujecie jako k10 (A – 1, B – 2, C – 3 itd.) na ilość płotków, które udaje się przeskoczyć, za każdy płotek otrzymujecie dodatkowe 10pkt.
3. Na koniec rzucacie k6 na przeszkodę specjalną w trakcie wyścigu:
1 – to wysoka pajęcza bramka okazuje się być dla ciebie przeszkodą, która może zaważyć na wyniku! Próbujesz przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać, nie idzie ci jednak wcale najlepiej, zaplątujesz się w sieć i tracisz czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici – odejmij od sumy punktów 20.
2 – a co to? To zygzak kamiennych ścian, czyli ciasno rozmieszczone płotki z wielkimi kamieniami po bokach, które wymuszają zwinne ruchy, twoja akromantula musi balansować na pojedynczych odnóżach, by pokonać tę przeszkodę i prześlizgnąć się przez ciasne przejście – jeśli posiadasz cechę eventową połamany gumochłon, odejmij od sumy punktów 10.
3 – przed tobą wiszące płotki splecione z pajęczyn, wymagają sprytu i precyzji, żeby ich nie dotknąć, nikt przecież nie ma doświadczenia w skokach przez pajęcze płotki, ale możesz doskonale znać się na budowie tych wielkich pająków, co ułatwi nieco sterowanie – jeśli posiadasz co najmniej 15pkt z ONMS, możesz dodać 15 do sumy punktów.
4 – jeden z płotków okazuje się widoczny jedynie pod odpowiednim kątem i naprawdę łatwo go przeoczyć, dostrzegasz go jednak z łatwością jeśli posiadasz cechę eventową świetne zewnętrzne oko, możesz wtedy dodać do sumy punktów 20.
5 – przed tobą płotek obrotowy! Na pierwszy rzut oka wygląda jak całkiem zwykły, pajęczy płotek, ale okazuje się zamocowany na specjalnych magicznych uchwytach, które zaczynają się obracać gdy tylko ktoś się zbliża do przeszkody. Należy go przeskoczyć tak, by nie dotknąć stale obracających się pajęczyn, jeśli posiadasz co najmniej 20pkt z GM radzisz sobie znakomicie i możesz dodać 10 do wyniku.
6 – to nie jakiś płotek cię pokonał, co twoja akromantula. Nic dziwnego w końcu wcale nią nie jest, a wierzchowiec okazuje się nie mieć pojęcia jak poruszać się na ośmiu nogach, choć organizatorzy poręczali za wszystkie stworzenia. Potykacie się jednak co chwila i z tego względu musisz odjąć od wyniku 40!
Wszystkie zebrane punkty sumujecie i to one zadecydują o zwycięzcy! Ten otrzyma na swoje konto nagrodę wysokości 100 galeonów!
Kod:
<lg>Szybkość:</lg> (k100) <lg>Ilość płotków:</lg> (literka) <lg>Specjalna przeszkoda:</lg> (k6) <lg>SUMA PUNKTÓW:</lg> (zsumuj zebrane punkty włącznie z modyfikatorami zawartymi w specjalnej przeszkodzie)
Stragany
JEDZENIE:
CZEKOLADOWE NIMBUSY Idealne dla fanów gier miotlarskich lub fanów słodkości. To nic innego jak czekoladki w kształcie miniaturowych miotełek. Posiadają pozłacany jadalnym brokatem grawer z nazwą wybranego modelu Nimbusa.
MERLINIE CYNAMONKI Nikt do tej pory nie wie, skąd taka nazwa, a obecni uczniowie Hogwartu spekulują, że owe drożdżowe bułeczki powinno się ochrzcić imieniem nauczyciela Miotlarstwa. Tak czy owak - są przepyszne! Wypiekane na bieżąco, pachnące cynamonem i polane lukrem. Śpieszcie się, bo znikają jak świeże… cynamonki.
DYNIOWE BUŁECZKI Są nie tylko o smaku dyni, ale posiadają też jej kształt! Jeśli skusisz się na ten rarytas, to na kolejne trzy posty Twoje tęczówki zmienią kolor na pomarańczowy, a także wzrośnie Twoja pewność siebie i poczujesz, że niczego się nie boisz.
DYNIOWO-POMARAŃCZOWA MARMOLADA Pachnie wspaniale, a jeszcze lepiej smakuje. Możesz kupić kilka słoiczków i zostawić je jako zapasy na zimę, ale… możesz też zjeść marmoladę od razu! Na stoisku obok sprzedają pyszny chleb, tak tylko wspominamy…
PIECZONE JADALNE KASZTANY Hej, to Twój kasztan? Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić ten błąd i spróbować tego specjału. Pieczone kasztany to smak jesieni zamknięty w małej skorupce. Te jednak są wyjątkowe.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
parzysta - to chyba jakieś objawienie! Ten drobny przysmak natchnął Cię do zrobienia figurek z tradycyjnych kasztanów. Być może nawet je ożywisz? Jeśli opiszesz proces tworzenia jesiennych figurek w swoim poście - otrzymasz 1 pkt z Działalności Artystycznej. Upomnij się o to w odpowiednim temacie.
nieparzysta - hmm, czyżby ktoś uprzednio zanurzył kasztany w Bełkoczącym Napoju? Najwyraźniej, bo przez cały post mówisz bez ładu i składu.
TOFFI PANI WEASLEY Słodkie batoniki, pakowane w fikuśny pomarańczowy papier. Wyjątkowo tego dnia do każdego zamówienia dołączany jest liścik z… miłymi słowami!
Rzuć kością litery, żeby dowiedzieć się, co Ci się trafiło:
A - Twoje włosy jeszcze nigdy nie były tak lśniące! B - Dobrze zaplanuj jutrzejszy dzień, bo będzie sprzyjało Ci szczęście! C - Uśmiechaj się dzisiaj jeszcze częściej! D - Masz w sobie wiele uroku! E - Uda Ci się sprostać wszelkim problemom! F - Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym! G - Masz bardzo ładny uśmiech! H - Twoja osobowość jest wyjątkowa! I - Dziś jest dobry dzień na herbatkę z przyjacielem! J - Zasługujesz na to dodatkowe ciastko!
PIECZONE JABŁKA Oblane karmelem lub nie, za każdym razem przyrządzane na świeżo. Idealnie jesienna przekąska na mały głód!
KREM Z DYNI Z CZOSNKOWĄ GRZANKĄ Rozgrzewająca, kremowa zupa, której głównym składnikiem jest królowa wieczoru, czyli dynia. Podawana z grzanką posmarowaną czosnkowym masełkiem. Gdy skusisz się na jedną porcję, to czeka Cię mała niespodzianka.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
1, 6 - potrawa była tak pyszna, że wprowadziła Cię w prawdziwie radosny nastrój. Do końca wątku jesteś rozweselony/a, masz ochotę tańczyć, śpiewać i zarażasz innych pozytywną energią. 2, 4 - pani nalewająca zupę była tak miła, że w gratisie podarowała Ci garść Rymujących Dropsów. Jeśli zdecydujesz się je zjeść - przez jeden post będziesz mówić wierszem! 3, 5 - czy wiedziałeś/aś, że czosnek to afrodyzjak? Cóż, teraz masz okazję się przekonać, bo przez następne dwa posty odczuwasz większą chęć flirtowania.
CUKROWE CZASZKI Przeraźliwie słodkie cukierki uformowane w iście upiorne kształty. Po spróbowaniu do końca wątku masz ogromną ochotę dogryzać innym, a także kogoś przestraszyć.
NAPOJE:
Nalewka aroniowa Pierwszy łyk nalewki z aronii ujawnia bogaty, głęboki smak, który łączy słodycz z subtelną kwasowością, zachwyca bogactwem smaków i aromatów. UWAGA! Jedynie dla pełnoletnich czarodziejów (+17). Jeśli jesteś niepełnoletni/a i zdecydujesz się na zakup - rzuć kością k6:
skutki dla niepełnoletnich:
parzysta - porcja nie była zbyt duża i szczęśliwie nic Ci nie dolega. Uważaj jednak następnym razem, choć przecież takiego nie będzie!
nieparzysta - głowie szaleje zawrotny mętlik, chwiejnie stoisz, a żołądek podchodzi do gardła. Ktoś z opiekunów dostrzega Twoje nietypowe zachowanie. Wygląda na to, że dzisiaj trzeba zakończyć zabawę…
Wino grzane Dostępne w wersji z alkoholem jak i bez. Gorące, aromatyczne, dosładzane domowym sokiem dyniowym i bogate w korzenne przyprawy, takie jak laska cynamonu, goździki i anyżowe gwiazdki. Jeśli Ci się poszczęści, to dostaniesz nawet plasterek pomarańczy! Po wypiciu do końca wątku jest ci koszmarnie gorąco.
Dyniowy sok Jest słodki i przypomina świeżo upieczone dyniowe ciasto. W powietrzu unosi się lekka nutka przypraw, takich jak cynamon i gałka muszkatołowa, które często są dodawane, by wzbogacić smak. Po wypiciu do końca wątku masz wściekle pomarańczowe włosy.
Herbata rozgrzewająca Tak aromatyczna, że aż zachwyca! Ale nie martw się, filiżanka jest zaczarowana, więc nie poparzy Twoich rąk. W tym pysznym napoju znajdziesz nie tylko słodką gruszkę i korzenny cynamon ale też… odrobinę karmazynowego liścia, który nadaje mu głębi i intensywności. Dzięki temu napój doskonale rozgrzewa w chłodne jesienne wieczory. Przez kolejne dwa posty wszystkim prawisz komplementy.
Kakao Honeycott Kakao Honeycott to przyjemnie kremowy napój o intensywnym, czekoladowym kolorze, który kusi swoim wyglądem. Serwowane w pięknie zdobionych filiżankach, napój może być posypany bitą śmietaną lub posypką czekoladową, co sprawia, że prezentuje się niezwykle apetycznie.
Rzuć kością k6, by poznać jego efekt:
1, 2 - jakieś dziwne te słodycze! A może po prostu przesadziłeś z ilością cukru? Przez dwa kolejne posty jesteś niezwykle pobudzony! 3, 4 - Smak był tak niezwykle kremowy, że… aż na chwilę zatrzymałeś się w czasie. Czujesz, jak otula Cię przyjemne ciepło, a wszystkie troski wydają się odległe i nieistotne. Dodatkowo przez jeden post Twoje usta delikatnie błyszczą, a na skórze pozostaje subtelny, słodki zapach wanilii. 5, 6 - Dostajesz nagłe olśnienie kulinarne i odkrywasz sekret tego pysznego kakao. W magiczny sposób zapamiętujesz każdy detal! Od teraz Twoje zimowe wieczory zyskają zupełnie nowy wymiar… a Twoje podniebienie będzie Ci wdzięczne. Zyskujesz 1pkt z Magicznego Gotowania.
PAMIĄTKI:
Tiara spacerowicza (25g) Chroń się przed chłodem i wyglądaj stylowo! Ta superciepła tiara z podszyciem z futra fomisia polarnego zadba o to, byś nie czuł nawet najmniejszego chłodnego podmuchu. Prosty, ale elegancki krój sprawia z dodatkiem ekstrawagancji w postaci spiralnego czubka sprawia, że doskonale pasuje do każdej stylizacji. To absolutny must-have na sezon jesień/zima! Dostępna w każdym kolorze.
Energetyzujące skarpety (20g) Te skarpetki są jak kawałek słońca w zimowy dzień! Wykonane z wysokiej jakości, miękkiej wełny kuliga, nie tylko otulą Twoje stopy ciepłem, ale także... dodadzą Ci energii! Dzięki wyjątkowym wzorom, takim jak fioletowe jednorożce oraz szmaragdowe smoki w chmurach, każda para skarpet stanie się magicznym akcentem Twojej garderoby. Idealne na długie wieczory przy kominku!
Maskotka dynia (15g) To urocza, zaczarowana pluszowa dynia o wyjątkowym wyglądzie. Ma intensywny pomarańczowy kolor, choć wedle uznania czarodzieja potrafi imitować różne kolory światła, mogąc posłużyć za nietypową lampkę.
ŚWIECA Z NUTĄ AMORTENCJI (35g) Klimatyczna świeca sojowa, która pachnie… No właśnie, to jej wyjątkowość! Niewielka ilość amortencji, każdy czuje coś zupełnie innego. Producent nie zaleca jednak palenia jej zbyt długo ze względu na pozostałe właściwości dodanego eliksiru.
MAGICZNY MOŹDZIERZ (65g) Duży i kamienny, ale za to sam rozdrabnia przyprawy bądź nasiona. Doskonale sprawdzi się podczas przygotowywania eliksirów, gdzie precyzyjne zmielenie składników ma kluczowe znaczenie, jak również w kuchni, gdzie każda przyprawa potrzebuje odpowiedniej tekstury. +1 pkt Magiczne Gotowanie/+ 1 pkt Eliksiry (dziedzinę należy wybrać przy zgłoszeniu w upomnieniach)
WIGGENOWE KORALE (100g) Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania. +1 pkt OPCM
Niewidzialna broszka (180g) Prawda jest taka, że ten przedmiot wcale nie znika, ale za to pozwala na to swojemu właścicielowi. Po naciśnięciu broszki, noszący przemienia się w półprzezroczystego ducha - może przenikać przez obiekty i unikać kontaktu fizycznego, pozostając jednak podatnym na wpływ magii.
Płaszcz nietoperza (150g) Nazwa wydaje się myląca, bowiem na pierwszy rzut oka przedmiot wygląda jak zwykły, czarny szalik. Wystarczy jednak pociągnąć za odpowiedni koniec, by rozwinął się i przybrał formę peleryny-płaszcza. Sam wygląd nie jest najważniejszy – ten zaczarowany materiał wpływa nie tylko na styl swojego właściciela! Nosząc go, można bez problemu widzieć w ciemności, a przy okazji wykonywane przez właściciela ruchy zostają magicznie wyciszone. Nikt nie usłyszy twoich kroków, jeśli z magicznie ulepszonym wzrokiem zakradniesz się gdzieś w środku nocy!
Dodatkowe informacje
● Fabularnie event rozgrywa się 31.10 w Hogsmeade i okolicach w godzinach popołudniowych/wieczornych, mechanicznie do końca listopada możecie rozpoczynać wątki.
● Niepełnoletni czarodzieje również śmiało mogą brać udział, natomiast uczniowie będący w klasie niższej niż czwarta, potrzebują listownej zgody Opiekuna Domu.
● Za wzięcie udziału w wybranych trzech atrakcjach, każda na minimum dwa posty (nie licząc straganów) otrzymacie specjalną odznakę, należy się jednak po nią zgłosić w upomnieniach!
A Piątek jak zwykle pełen energii, jak pięciolatek. I takiego go właśnie lubiła. Po mocnym uścisku i kilku serdecznościach Ambroge uciekł dalej a ona została z jego towarzyszką. -Długo się znacie?- spytała od niechcenia patrząc jak tamten wciąga na polanę co raz to nowych ludzi. Gdy bliżej podeszła parka, którą wcześniej widziała uśmiechnęła się do nich miło i przedstawiła. Po chwili zobaczyła również Caspera, dobrego kumpla Piątka. Karin znała go tylko z widzenia, jakoś nigdy nie zostali sobie przedstawieni. Nie znała również jego towarzyszki. Jezu, to dziwne nie znać aż tylu osób. Dobra, ostatnio trochę się odsunęła do towarzystwa, ale to już się robiło straszne. -Cześć, jestem Karin.- przedstawiła się podając im rękę na powitanie. Po krótkiej chwili Ambroge zaproponował, żeby się czegoś napili. No ba, ze Karin była przygotowana. -Mam Tequile, ktoś chętny?- spytała sięgając do swojego plecaka. No cóż, subtelniejsze na początek byłoby wino, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co sie ma.
Alexander spojrzał na Rudego, lekko zaskoczony. Nie spodziewał się takiego czegoś, tym bardziej, że się nie znali. Oh stop it you. Może on też był pod lekkim wpływem? Albo po prostu był zakochany. W sumie Sasha też był zakochany, ale jego miłość była jednostronna i musiał się jej jak najszybciej pozbyć, bo zdecydowanie działała na jego niekorzyść. Poza temat miłości... Chłopak skupił całą swoją uwagę na dziewczynie, którą teraz trzymał za rękę. Na policzkach miał delikatne rumieńce, choć sam nie wiedział, czy to przez nią, czy też przez to wino, które pili. Możliwe, że przez jedno i drugie. Zanim jednak Ismene, czy też Is, bo tak Alexowi było łatwiej wypowiadać jej imię, odłożyła butelkę Alex zdążył upić jeszcze kilka łyków i uśmiechnął do niej szeroko i objął ją w talii, przyciągając do siebie. Pomiędzy nimi nie było za dużo przerwy. Zaledwie kilka centymetrów. Kiedy zbliżyła swoją twarz do niego, poczuł cudowną woń jej perfum pomieszanych z zapachem wina. To był tak słodki zapach, że chłopak aż oblizał wargi. Miał też ochotę polizać dziewczynę, ale to chyba wina... wina. No nieważne. -Nie przegapię okazji, żeby zatańczyć z piękną kobietą. - nie wspomniał nic o tym, czy potrafi tańczyć. Oczywiście coś tam potrafił, więc... no chwycił ją pewnie, ale nie był w tym doskonały. Miał jednak nadzieję, że dziewczyna się na niego nie obrazi za brak płynności, czy coś w tym stylu. Obkręcił ją więc, wokół jej własnej osi i szybko przylgnął znowu do niej, stawiając pierwszy krok i zmuszając ją do tego samego. Prowadził nawet nieźle, co jakiś czas przechylając ją w tył, albo kręcąc nią. Lekkie upojenie alkoholowe chyba pomagało mu w tańcu i w robieniu dziwnych rzeczy, bo jedno szybkie machnięcie różdżki i Sasha trzymał w zębach czerwoną różę. Patrząc na dziewczynę i zawarczał cicho i poruszył brwiami w stylu "If you know what I mean". Przycisnął ją bliżej siebie.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Zdecydowanie Nae nie zachowała się tak jak zazwyczaj. I pomyśleć, że to właśnie ta osóbka chciała być tak długo prefektem, ale później doszła do wniosku, że się nie nadaje. Ciekawe czy tej nocy się to potwierdzi czy może uda jej się wykazać odrobiną zdrowego rozsądku. W każdym razie nie miała zamiaru roztrząsać pobudek swoich działań... Ten jeden raz odpuści sobie krukońskie analizowanie wszystkiego. Po prostu będzie się dobrze bawić, uśmiechać i tańczyć, jeśli w końcu się odważy. - Nie wiem, nie znam żadnych. - może i w szkole było paru uczniów rosyjskiego pochodzenia, ale Naeris raczej nie miała z nimi styczności. Krukonkę zaciekawiła informacja, że być może będzie to coś większego. Jak bardzo? Co będą robić? Zmienią później miejscówkę? Do kiedy to wszystko będzie trwać? Nie zarzucała jednak chłopaka pytaniami. Zacisnęła lekko usta, myśląc nadal nad tym, czy to dobry pomysł. - Jesteś wampirem? - spytała, trochę rozbawiona tym, że ktoś może nie lubić światła słonecznego. Jej ono nie przeszkadzało... Prędzej obawiała się ciemności. Głównie przez to, że dopadał ją strach przed tym, co może się w niej kryć. I niepewność, czy ktokolwiek wskaże jej drogę. Natomiast samą Sourwolf porównywano nieraz do promyczka. Tego wieczoru był to dość zgaszony promyczek, dlatego wątpiła, by mogła jakoś zniechęcić do siebie Caspra. Nie żeby mocno dbała o to, żeby ją polubił... Od niego to zależało. Naeris była jedynie wdzięczna, że jednak nadal z nią rozmawiał i poświęcał jej uwagę. Nie została sama wśród nieznajomych. Obserwowała z boku, jak czarnowłosy proponuje swój alkohol i pokręciła niezauważalnie głową. Nie za dużo tej drobnej pomocy? Usłyszała, że parę osób się sobie przedstawia. A więc nie wbiła się w jakieś zgrane towarzystwo! Tym lepiej. Uśmiechała się po kolei do każdego, nie kwapiąc się jednak do podejścia i zagadania. To raczej nie było w stylu Naeris, która starała się zazwyczaj wtapiać w tło. W tym przypadku w ciemność. Swoją drogą, czy nie było na tej polance zbyt ciemno? Zdarzało jej się podeptać stopy przy całkiem niezłym oświetleniu. O tym, co mogłaby zrobić bez światła nie chciała myśleć. Może Piątek coś wymyśli. Na razie wszystkich oświetlał wieczorny blask, ale w końcu i on zniknie. A jako, że to jesień to jeszcze szybciej. - Dlaczego? - spytała natychmiast, nie myśląc za bardzo nad tym, że przecież nie powinna wpychać nosa w nieswoje sprawy. Ale ta ciekawość była dla niej tak naturalna. Nie chodził na studia, bo nie miał pieniędzy? Bo od razu znalazł dobrą pracę? Bo go nie dopuścili? W takim razie jak zarabia na życie? Przeniosła spojrzenie zielonych oczu na Caspra, zastanawiając się czy jego nazwisko coś jej mówi. Naeris nie obracała się raczej w towarzystwie osób, które zapewne on dobrze znał... Nie miała pojęcia, skąd uczniowie Hogwartu biorą narkotyki czy papierosy i nie obchodziło jej to. Także nie przejęła się faktem, że go nie zna. - A jednak w jakiś sposób mnie rozpoznałeś. Stałam się jakaś sławna? - drążyła, bo uważała się raczej za szarą myszkę, którą ciężko wychwycić na korytarzu. To, że zaczęła grać w Quidditcha sprawiło co prawda, że trochę więcej osób uśmiechało się do niej na korytarzu, ale bez przesady. W dodatku dołączyła do drużyny niedawno, a Casper już wtedy nie chodził do Hogwartu. - Przepraszam za tyle pytań. - dodała, spuszczając wzrok na swoje trampki i zaczesując kosmyk włosów za ucho. Na szczęście zostali zaczepieni przez jakąś dziewczynę. Również miała blond włosy, jednak jej odcień przypominał bardziej barwę... karmelu, a Naeris były niemal białe. Obdarzyła dziewczynę szerokim uśmiechem, chyba pierwszym tak ładnym tego wieczora. Na pewno to sprawka tych paru kropel eliksiru w piersiówce. - Naeris - przedstawiła się, wyciągając rękę z kieszeni i ściskając nią dłoń Karin. Wszyscy od razu zaczęli proponować, że skombinują skądś alkohol, ktoś nawet przyniósł babeczki. Czy to się zaczęło przekształcać w jakiegoś rodzaju piknik? W każdym razie jedna para tańczyła, a to chyba dobry znak. - Nikt tu nas nie zgarnie? - spytała Caspra i Karin, bo może nie wszyscy tu byli pełnoletni. Cudownie, jakby jeszcze wpadli w kłopoty. Co prawda, jeszcze nic się nie działo. Ale JESZCZE. Chociaż może Hogsmeadczycy wybaczą to rozhukanej młodzieży. W końcu niedługo całe te Halloween i nic dziwnego, że wszędzie są jakieś dzikie imprezy. A towarzystwo tutaj raczej starało się zachowywać przyzwoicie.
I wszystko układało się całkiem przyjemnie i dobrze! Zaraz będą tańczyć, najpierw się napiją. Każdy miał alkohol, słowem cud i miód. Piątek poczęstował się alkoholem, po czym bez większych kompleksów pociągnął kilka łyków. Potem puścił butelkę w kółeczko, ale co ciekawe – niektórzy mieli gest, bowiem do rąk chłopaka trafiły ze trzy różne trunki. No, dobre mieć takich znajomych. Nawet jeśli większość z nich poznał przed chwilą! To był dobry znak na przyszłość, znaczy tak sądził, bo na wróżeniu to się nie znał prawie wcale. Kiedy jemu było już wystarczająco dość, oddalił się na chwilę od zgromadzonych osób, by rzucić zaklęcie. Nie da się ukryć – teraz to mu siadło. Muzyka byłą znacznie głośniej niż wcześniej, acz nie za głośno. Nadal można było spokojnie rozmawiać bez krzyku. Kto wie, może ktoś z tamtej grupki mu pomógł? Nie miał pojęcia, ale i chyba nie chciał się nad tym zastanawiać. Był zbyt dumny ze swojego małego zwycięstwa! Po chwili wszyscy nowo poznani i zaciągnięci przez Piątka na „parkiet” wywijali mniej lub bardziej udanie. Co ciekawe, nie trzeba było długo czekać, by inni zaczęli do nich dołączać. Friday patrzył na to wszystko z boku, paląc papierosa. Trochę się zmęczył tym tańcem, musiał chwilę odetchnąć. Tłumów nie było, lecz sam fakt że ludzie postanowili dołączyć do tej spontanicznej zabawy napawał go swego rodzaju radością. Ciekawe co by na to powiedział Casper. Kto wie, może nawet zaoferuje mu po dzisiejszym zajściu pracę promotora w Oasis, albo coś. I choć chyba Piątek nie zbyt by się ogarniał w takich sprawach, widok jego naganiającego ludzi do klubu byłby wart niejednego grzechu! To jednak była daleka przyszłość, a Brożek zbyt skupiony był na teraźniejszości. Na tych ludziach, którzy dobrze się bawią za jego sprawą, na przyjemnym uczuciu, jakie pozostawiał w gardle nikotynowy dym. Nieoczekiwanie postanowił dołączyć do zabawy, jednakże nogi chyba odmówiły mu posłuszeństwa. Naprawdę? Czyżby? Ambroge Friday był pijany? Po tak małej ilości trunku? No, niesamowite, niesamowite, a jednak! Tak się właśnie kończy przyjmowanie prezentów od nieznajomych. Ciekawe, co na to powiedziałaby jego matka?! Nie, dobra. Jest okej. - Jest okej Friday, wyjdziesz z tego. To tylko chwilowa niemoc. Posiedzisz tutaj i będzie dobrze, to tylko chwilowa niemoc. Powtarzał sobie, klapnąwszy w międzyczasie na trawnik. Siedział tak, próbując się podnieść i wrócić do gry, gdy nagle niespodziewanie przybyło jego wybawienie! Padme! Wprawdzie nie bardzo wiedział co tu robi, jak go znalazła i w ogóle, ale MIAŁA ZE SOBĄ JEDZENIE. Tak, to było zdecydowanie to, czego potrzebował teraz pusty żołądek i ciężka głowa rudzielca. Na jej widok oczy rozszerzyły mu się jak pięciocentówki, oczywiście pamiętał o przywitaniu i od razu zabrał się do pałaszowania blachy. Bardzo smaczne! Trzeba przyznać, że dziewczyna znała się na swojej robocie jak mało kto! Nic tylko się cieszyć i dziękować Merlinowi za pomoc!
Spoiler:
Jeśli o kostki chodzi. Do dyspozycji oddaje Wam dwa rzuty, na dwie różne sprawy. Pierwszy rzut poinformuje Was, jak czujecie się po alkoholu, jak bardzo jesteście wstawieni etc. Drugi natomiast dotyczyć będzie Waszego tańca, tego jak sobie z nim radzicie i tak dalej.
KOSTKA PIERWSZA: 1 - Alkohol dla ciebie był jak woda; wlałeś w siebie dużą ilość trunków, lecz mimo tego jesteś trzeźwy, jakby w ogóle Cię nie ruszył; 2, 3 - Trzyma się Ciebie dobry nastrój, świat jest miły, dzikie zwierzęta wcale niegroźne, a otaczający ludzie są bardzo fajni. Czy to już ten stan, kiedy możesz zagadać do osoby, która Ci się podoba? 4 - powoli zatracasz granicę między umiarem a schlaniem się; 5 - Nie ma co ukrywać. Jesteś pijany. Trzymasz fason, jednak doskonale zdajesz sobie sprawę, że osiągnąłeś właśnie swój limit; 6 - Już po tobie. przesadziłeś i z trudem powstrzymujesz wymioty, w zasadzie ledwo stoisz na nogach i każde miejsce wydaje się idealne do spania;
KOSTKA DRUGA (jeśli rzucałeś kostką na swoją trzeźwość i uzyskałeś wynik inny niż 1, od uzyskanego wyniku odejmujesz jedno oczko):
1 - Widać, że alkohol tańczy z Tobą walczyk po walczyku! Może i było pięknie z Tobą na początku, jednak procenty uderzają do głowy. Nie jest najgorzej, zawsze mogłeś skończyć jak Piątek. Mimo wszystko, wiesz że w innych okolicznościach pokazałbyś się z lepszej strony; 3, 4 - O tak! To jest ten stan! 2, 5- Czy to już ten stan? Naprawdę? Taniec idzie Ci świetnie! Bezbłędnie wykonujesz wszystkie piruety, stawiasz kroki, ruszasz biodrami, wywijasz partnerem! Ludzie wokół zrobili Ci nawet miejsce, taki jesteś dobry! Szkoda, że tylko Ty tak to widzisz, bo idzie Ci tak tragicznie, że jesteś prawdziwym zagrożeniem dla zdrowia i życia! 6 - Poprawnie, tylko tyle można powiedzieć o twoim tańcu. Jesteś trochę może zbyt zachowawczy, ciągle patrzysz pod nogi, ale ma to swoje dobre strony - nie depczesz przynajmniej po stopach partnera.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Widząc zaskoczoną minę Friday'a jej obecnością, sama się zdziwiła i poczuła się głupio. O bandzie wariatów siedzących w krzakach wiedziała oczywiście od ludzi, którzy tędy akurat przechodzili spacerkiem i kończyli ostatecznie u niej w cukierni. Nie musieli długo jej tłumaczyć, że był tam tylko jeden rudy chłopak, który najwidoczniej był organizatorem spotkania lub po prostu się naćpał, bo biegał od człowieka do człowieka wręczając każdemu alkohol, zachęcając każdego do tańca. A ona chciała być po prostu miła i przy okazji się z nim zobaczyć, bo miała mały biznes, w którym mógł jej pomóc. Zmarszczyła czoło, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza a kiedy Ambroży poległ na trawie spojrzała na niego zniesmaczona. Najwidoczniej dzisiaj zaczynał imprezę od śniadania, czyli płatków zalanych whiskey, skoro już ledwo trzymał się na nogach a nawet nie było późno! - Wyglądasz jak siedem nieszczęść - skwitowała z przekąsem jego stan nie wiedząc co zrobić. Skoro niewielu z tych ludzi znała a jedyny, którego akurat dobrze znała, ledwo żył to miała trzy wyjścia. Albo sobie pójść i udać ducha albo się schlać, by przełamać lody albo zaprowadzić Ambrożego do domu, żeby potem nie mieć wyrzutów sumienia. Jednak może takie spanie na stosie liści dałoby mu nauczkę... wzdychając ciężko, Padme uklęknęła obok brudnego na twarzy od śliwkowych powideł chłopaka. - Broziu, chcesz iść do domu? - spytała spokojnie, rozglądając się ukradkiem dookoła. Ucieczka z tego miejsca nie byłaby taka trudna, wszyscy byli zajęci sobą. I wiedziała, że nie uzyska od niego odpowiedzi, skoro chwilowo był na poziomie umysłowym rozwielitki. - Dobra, idziemy. Nie będę potem słuchać jak ci źle - oczywiście mówiła o kolejnej wizycie w jej cukierni, w której Ambroży chwali się kolejnymi podbojami i tym ile wypił. Taką już mieli porąbaną kumpelską relację. Z cudem go podniosła, chwiejąc się wraz z nim jak chorągiewka na wietrze a potem również z cudem pokierowali się do mieszkania chłopaka. Po drodze kilka razy Piątek próbował udawać, że da radę sam co skończyło się kolejnym tarzaniem w liściach. Ba, prawie po drodze zgubił buta! A ona, biedna Krukonka, ze stoickim spokojem i poirytowaniem obrała sobie za cel odholowanie go do domu.
zt
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Desperackie poszukiwania reszty zespołu zawiodły ją do Hogsmeade. Z basem na plecach (żywa reklama) biegała po całej wiosce, rozlepiając plakaty z informacją o naborze w każdym lokalu, z którego nie wygonił jej właściciel. Pozostałe obwieszała od zewnątrz. Ozdobiwszy już wszystkie budynki, ruszyła do parku dewastować środowisko, wieszając ogłoszenia na co drugim drzewie. Dzień był przepiękny. Było względnie ciepło, nie padało (wow!), a w parku było słychać muzykę. Nucąc sobie pod nosem Gemma doszła do miejsca na piknik, gdzie grupka ludzi korzystała z fajnej atmosfery tańcząc i racząc się procentami. Nie sposób się było nie przyłączyć do wesołego towarzystwa. Gemm co prawda nie piła alkoholu (ponadużywała zakazanych substancji za młodu i jakoś tak chęć do trucia się jej przeszła - taka z niej właśnie była królowa rock’n’rolla…). Tańczyć też raczej nie umiała. Lubiła jakieś dzikie wygibasy dla śmiechu, ale nie przy obcych, na środku parku. Usiadła więc na ławce, rozkładając obok siebie plakat i wyciągnęła z futerału akustyczny bas. Szybko go nastroiła i dołączyła do grającej już muzyki.
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Casper nie miał nic przeciwko większej ilości pytań. On również lubił wiedzieć, dlatego ciekawość Naeris wcale go tak nie raziła. Inna sprawa, że bywał nieco dyskretniejszy - zdobywanie informacji w sposób bardziej, dajmy na to, tajny, sprawiał mu sporo przyjemności. A jednak chwilami łatwiej było zasięgnąć prostszych metod... Sourwolf miała w sobie coś szczerego i prawdziwego, co Tease natychmiast uznał za dużego plusa. Widział po niej każde najmniejsze zawahanie, zakłopotanie... Jego mózg pracował na najwyższych obrotach, gdy analizował nawet najdrobniejszą zmarszczkę powstałą na jej delikatnej twarzy, gdy się uśmiechała. Taki już był - obserwował, rozważał, zapamiętywał. Jakby najmniejszy szczegół miał mu kiedyś uratować życie. - Nie jestem wampirem - odparł, z lekkim rozbawieniem. Zwykle ludzie zadawali mu dokladnie to pytanie, gdy krzywił się na światło słoneczne i chodził niewyspany. Właściwie, to wcale im się nie dziwił, ale dalej zaskakiwało go, że wszyscy od razu biegną w tę stronę. - Po prostu nie lubię słońca. Niezbyt przekonują mnie jego właściwości, które przecież w pewnym stopniu szkodzą naszej skórze i... - skrzywił się, bo na myśl przyszły mu te wszystkie poparzenia słoneczne. Od razu poczuł potrzebę powrotu do Oasis, jednak udało mu się ją szybko od siebie odepchnąć. Teraz rozmawiał z Naeris i tyle. Żadnych wrednych promyczków. - To taka fobia przed słońcem. Ciężko to wyjaśnić. I kolejne pytanie, które zadawano Casprowi zdecydowanie zbyt często. Ci, którzy mieli szansę poznać go choć trochę lepiej, darowali sobie dopytywanie na ten temat... Ale obcych fascynowało, czemu opuścił fantastyczny Hogwart przed ukończeniem wyższego stopnia edukacji. - Jakoś nie czułem takiej potrzeby. Zresztą, mam pracę - w wolnej chwili zapraszam do Oasis - mrugnął do blondynki, wyjmując z kieszeni płaszcza niewielką wizytówkę z delikatnie połyskującymi namiarami na swoje lokum. Podał ją dziewczynie. - Jak tylko przeczytasz adres, wizytówka zniknie, a ty już nigdy go nie zapomnisz. - Angel pozwolił sobie na jeszcze jeden, nieco delikatniejszy uśmiech. Spędził nad tymi wizytówkami masę czasu, ale w końcu osiągnął swój cel - każdy, nawet najbardziej gapowaty czarodziej mógł w dowolnej chwili wybrać się do jego klubu. Całkiem niezłe zabezpieczenie... Masz ochotę na zabawę, ale brak ci pomysłu na lokację? Bum, przypomina ci się Oasis. - I jak tu cię uświadomić... Nie. Nie jesteś sławna. - oświadczył brutalnie, bawiąc się kieszonkowym zegarkiem w nieco nerwowy sposób. Cóż, nigdy nie potrafił w pełni nad sobą zapanować. - Po prostu pamiętam ludzi, a staram się wiedzieć chociaż najdrobniejszą rzecz o każdym. Taki mój nawyk. No, teraz to musiał wyjść na dziwną osobę... Jakby to był koniec jego nawyków i fobii! - Casper - przedstawił się krótko, chociaż kojarzył Karen i miał wrażenie, że ona jego też. Nie było między nimi zbyt dużej różnicy wiekowej. Impreza zaczęła się rozkręcać - alkohol pojawiał się zewsząd, a nawet jedzenie! A to dopiero ciekawe. Tak czy inaczej, sam Friday w tajemniczy sposób zaczął znikać i po chwili Cas zobaczył go, prowadzonego przez uroczą Krukonkę. Szybko się zawinął... Ale w jakim towarzystwie! Naeris zmartwiła się nieco sytuacją zachodzącą w parku, a Tease w pewien sposób obrał sobie za cel zapewnienie jej przyjemnego wieczoru. W jego obowiązku było zatem uspokojenie biednej duszyczki. - Myślę, że nie. A nawet jeśli, to szybko się zawiniemy i tyle. - wzruszył ramionami, podczas gdy jego spojrzenie uciekło (znowu) na tarczę zegarka. Dla odciągnięcia swojej uwagi postanowił przerzucić się na swój inny nawyk - albo raczej, uzależnienie. - Palisz?- spytał z zaciekawieniem, bo nie zamierzał odpalać papierosa wbrew swojej towarzyszce. Jakaś kultura zobowiązuje...
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris miała zupełnie inny tok myślenia niż Casper i to rzucało się w oczy już na samym początku. Dla Krukonki nie istniało coś takiego jak zło, co za tym idzie wszelkie spiski, podstępy czy inne nikczemne zachowania były jej zupełnie obce. Nie rozumiała po co się z czymś ukrywać, nie wiedziała dlaczego się na kimś mścić, po co w ogóle istniały wyzwiska, dlaczego ludzie nie potrafią wybaczać, po co sprawiać komuś umyślnie krzywdę? Nie potrafiła pojąć tego, jakie okrucieństwo czyha na tym świecie na nieostrożną, zbłąkaną duszyczkę. I miała się przekonać, choć na razie zdawała się jedynie niezwykle naiwną owieczką, która mogła wzbudzić śmiech lub litość. - Bywają dziwniejsze fobie. Znam człowieka, który boi się łyżew. - powiedziała dziewczyna, śmiejąc się lekko. Co prawda nie powinna, bo nikt nie miał wpływu na to, czego się boi. Ona mogła obawiać się odrzucenia, ktoś inny słońca. Co nie zmienia faktu, że niektóre fobie naprawdę wydawały się niezwykle dziwne. - Ale szkoda, ciekawie byłoby poznać jakiegoś wampira. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że ty nie jesteś interesujący... Bo jesteś... Znaczy nie w takim sensie. - zaplątała się dość szybko, bo uważne spojrzenie chłopaka, zdające się wyławiać każdy szczegół jej twarzy skutecznie rozpraszało Krukonkę. Nie przywykła do taksowania wzrokiem, ale rumieniec zawsze mogła zrzucić na winę chłodnego powietrza. Jako że nie miała czym zająć rąk, dotknęła dłonią swojego naszyjnika w kształcie kropli wody. Nie wzięła szalika i szyję miała odkrytą, tak jak lubiła. Casper posiadał swój zegarek, a Naeris to. Mogła zająć się udawaniem, że niczego głupiego przed chwilą nie powiedziała. Słyszała nieco o Oasis, choć nigdy tam nie była. W Hogwarcie mówiono o tym miejscu jako o najlepszym klubie nie tylko w Hogsmeade, ale i w całym Londynie. Każdy, kto chciał zorganizować imprezę pytał najpierw o Oasis. Czasami Naeris miała ochotę sprawdzić, czemu tak zachwycają się tym lokum i co w nim jest takiego niezwykłego. Może to spotkanie uświadomi dziewczynie, że najwyższy czas. - Całkiem przydatna magia. - pochwaliła Caspra, gdy wizytówka rozpłynęła się przed jej oczami, a ona z łatwością mogła przypomnieć sobie adres. Sama w wolnych chwilach lubiła poeksperymentować z niektórymi zaklęciami. Okazało się to ciekawym zajęciem, które nie było aż tak niebezpieczne, jeśli się uważało. - Jesteś tam barmanem czy coś? - spojrzała zaciekawiona na chłopaka. Zastanawiała się czy jej samej uda się znaleźć dobrą pracę tak szybko. Studia dawały więcej możliwości, ale jak pokazywał na swoim przykładzie Casper, ich brak nie zamykał zbyt wielu dróg. - Och, to zabolało. I co wiesz już o mnie? - spytała z szerokim uśmiechem, który niekoniecznie musiał być skutkiem wypicia wcześniej tego alkoholu z domieszką eliksiru. Po prostu Casper rzeczywiście wydawał się dziwną osobą, a takie wzbudzały zainteresowanie dziewczyny. I nadal miała do niego mnóstwo pytań, których nawet nie umiała powstrzymać. Całe szczęście, chyba nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. - Nie, nie palę. Wolę nie maltretować swoich płuc. Do tej pory dobrze mi służą. - odparła dziewczyna, krzyżując ramiona. Rozejrzała się, żeby zobaczyć, że ludzie raczej nie wkręcili się w klimat imprezy. Sam organizator właśnie zniknął z jakąś panienką. Zastanawiała się, ile jeszcze to wszystko pociągnie. Przynajmniej mogła dalej rozmawiać z Casprem. Wyciągnęła różdżkę i machnęła nią krótko, żeby zmienić muzykę na coś bardziej w jej stylu. I tak nikt nie tańczył, ale przynajmniej mogła posłuchać. Odsunęła się też o krok czy dwa od Caspra, żeby nie czuć dymu tak mocno. Przy okazji dostrzegła jakąś dziewczynę, która miała przy sobie jakiś plakat. Życie tu nigdy nie nudziło.
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Fobie... Oj, Casper się o nich naczytał. Przejrzał i magiczne i mugolskie wyjaśnienia, sposoby pozbywania się ich... Mimo wszystko ani czarodziejskie społeczeństwo ani to pozbawione umiejętności machania cudowną różdżką nie mogły mu pomóc. Zawsze kończyło się na tym, że krzywił się przed słońcem i nie mrużył oka, dopóki nie tracił przytomności z wycieńczenia. - Wiesz, na łyżwach możesz się wywrócić i połamać... - Wzruszył łagodnie ramionami, bo poniekąd rozumiał taki lęk. Jego fobie wydawały mu się bardziej uprzykrzające życie - inna sprawa, że on sam się już do nich przyzwyczaił. Doskonale jednak widział po jakichkolwiek swoich towarzyszach, że taka chociażby bezsenność jest uciążliwa. - Nie plącz się tak, słoneczko. Oboje dobrze wiemy, że nie jesteś taka czerwona tylko z powodu mrozu... - Mrugnął do niej wesoło, jakby na pocieszenie. Taka otwartość była w pewien sposób urokliwa i miło było pooglądać tą niewinną duszyczkę. Jego uśmiech, który powoli zaczął niknąć z ust, teraz poszerzył się i na nowo stał się widoczny. Zaskakujące, jak szybko Cas potrafił nagle się rozpromienić. Nie był pewien, czy to z powodu Krukonki, zmęczenia, czy po prostu ma względnie dobry humor. Może jakieś takie odchodzenie od swojej codzienności zaczęło go relaksować? Kochał swój zawód, kochał swój bar. Każdemu jednak potrzeba raz na jakiś czas odskoczni od rutyny. - Czy coś. - Odparł szczerze, ale postanowił nieco bardziej otworzyć się przed tą ciekawską blondynką. - Jestem właścicielem Oasis. Ale, naturalnie, spotkasz mnie też za barem. Kolejne pytanie Naeris zostało przez Caspra przetworzone niemalże jako retoryczne. Uznał za oczywiste, co już o niej wie - po co więc jej to opowiadać? Sama doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Skoncentrował się teraz na odbiciu piłeczki ping pongowej na jej stronę, czyli na zadaniu pytania. Jeśli ona pozyskiwała wiedzę o nim w tak oczywisty sposób, to czemu on miałby zachowywać się inaczej? - Masz już jakieś plany? No wiesz, jak skończysz studia. Nie wróżył tej imprezie nic dobrego - krótko mówiąc, już dogorywała. Teraz jednak pozostała mu jedynie rozmowa z Sourwolf, bez zbędnych przeszkód. Nie zapalił papierosa, licząc na to, że jakoś sobie poradzi z chwilowym brakiem tytoniu. Nie chciał psuć atmosfery dymem, który miał przeszkadzać jego towarzyszce. Wsunął lekko drżące dłonie do kieszeni, po czym jeszcze uporczywiej wbił wzrok w blondynkę. Potrzebował jakiegoś rozkojarzenia, skoro chciał chwilowo nie praktykować swoich nawyków. - O, ktoś tu się chyba zaczyna przekonywać... Czy zaraz zobaczę cię tańczącą? - Nie spodziewał się dzikich wygibasów przy tej piosence, ale może Naeris miała już jakiś plan na kolejny utwór?
Najwyraźniej zarówno @Li Na, jak i @Wasylisa Howell postanowiły spędzić późne popołudnie w parku w Hogsmeade. Może skusiło je do tego ciepłe słońce przyjemnie zapowiadające rychłą wiosnę? Może dość sporo ludzi na ulicach rozdających kwiaty. Nawet w sklepach było trochę przecen! Może akurat leżały na trawie, może siedziały na ławce albo robiły piknik... Ważne, że zostały wybrane! Z dość daleka dało się zauważyć jakąś trupę - ubrani w dziwaczne szaty z szerokimi uśmiechami na twarzy czarodzieje śmiało śpiewali i grali na trąbkach. Był również bęben i flet. Szybko wzkazali na Li oraz Wasylisę, rzucając im wyzwanie taneczne. Miały ze sobą potańczyć tu i teraz! Czy podejmą wyzwanie miłych muzyków, którzy postanowili zignorować zakaz zbiorowisk... I po prostu cieszyć się życiem. Grajkowie zrobili dziewczynom nawet trochę miejsca, nalegając bardzo uparcie. Im się chyba nie da odmówić! Patrzycie na siebie z dylematem czy chwilkę potańczyć. Ba, oferują wam nawet nagrodę za uczestnictwo w tej mini zabawie. Nie mówią jednak co to takiego. - Proooszę, udowodnijcie mi, że na świecie jest jeszcze trochę spontaniczności i serdeczności. - powiedział główny artysta - trzydziestoletni czarodziej z wielką czerwoną czapą.
Możecie spodziewać się dalszej ingerencji! Zaczyna którakolwiek z was.
Wiosna. Ah, jak ona za nią tęskniła. Tęskniła za ciepłem, za zapachem kwiatów, za możliwością poczytania książki na zewnątrz i... alergią. Może tego nie wiecie ale Wasylisa często miewała alergię na pyłki, które w wiosnę były bardzo wyczuwalne. Na szczęście jeszcze nic takiego się nie działo dlatego postanowiła oderwać się od pracy i zrobić sobie piknik. Niewiele przyszykowała w swoim koszu bo wiedziała, że więcej czasu spędzi na czytaniu niż jedzeniu. Przecież szkoda było zabrudzić książkę jakimś żarciem! Tak więc wybrała tylko bezpieczne rzeczy by zadbać o dobro księgi. Jednak nie spodziewała się zastać tego co zastała. Była muzyka, kwiaty, ludzie. Miała duszę artystki i bardzo ją ucieszył ten widok. To był miód dla jej duszy. Była w niebo wzięta. nie umiała grać na żadnym instrumencie, ale zawsze o tym marzyła. Szybko zamknęła książkę i schowała ją. Zajęła się obserwowaniem, słuchaniem i jedzeniem. To było niesamowite! Nie spodziewała się kolejnej rzeczy jaka nastąpiła. Miała zatańczyć? I to nie sama? Spojrzała na dziewczynę, która to miała zrobić razem z nią. Kojarzyła ją z Hogwartu. Chyba. Nie była ani trochę pewna. Mogła pomylić. W końcu to nie było Salem, nie musiała wszystkich znać! Nie czekając na to czy ta się zgodzi czy nie podniosła się z miejsca. Przymknęła oczy wsłuchując się w muzykę i zaczęła tańczyć. Czas na rozluźnienie, prawda? Kiedyś nawet sporo tańczyła. Kiedy były okazje i nie tylko. Taniec to jest dobry sposób rozrywki. I to bez alkoholu dzisiaj! - Nie jestem dobrym przykładem na serdeczność, ale to tylko taniec przecież. Tańczyć każdy może!- zaśmiała się swoim melodyjnym głosem. Od kiedy to jej się zdarzały takie akcje?!
Li tam jakoś nigdy specjalnie nie narzakała na zimę, jednak wiadomo. Zawsze jak ona się pojawia to człowiek pobiegałby po błoniach w samej koszulce, a gdy będzie taka możliwość to zwyczajnie się o tym zapomina. Natura człowieka jest naprawdę spleciona wieloma zagadkami. Wiosna zbliżała się wielkimi krokami, dlatego postanowiła to wykorzystać. Słyszała o jakimś pikniku w wiosce. Nie wiadomo dlaczego bardzo chciała się tam udać, ale nie sama. Szukała wśród swoich znajomych, wysyłała sowy, ale każdy miał jakieś inne zajęcie, jak na złość. Co miała zrobić? Postanowiła pójść sama i tyle. Może będzie się wtedy jeszcze lepiej bawić? Pomyślała sobie, że nie będzie musiała ani nikogo pilnować, ani nie będzie od nikogo zależna. Więc ta możliwość bardzo jej się spodobała. Dotarła na miejsce i rozłożyła swoje dotychczasowe lokum przeznaczone tylko i wyłącznie do takich właśnie okazji. Zwykły kocyk, który wyciągnęła ze swojej torby. Czego ona nie mogła do niej wsadzić... Ursusa jednak dzisiejszego dnia zostawiła w dormitorium. Pewnie nie za bardzo mu się to spodobało, ale za bardzo nie miał wyboru. Nie mogła go zabrać do wioski, bo jednak tam mogła go faktycznie gdzieś zgubić, a tego by zwyczajnie nie przeżyła. Już po chwili nie żałowała, że pojawiła się w tym miejscu. Atmosfera wydawała się na pozór fantastyczna. Było mnóstwo jedzenia, muzyka i wiele ludzi przyjaźnie nastawionych. Po chwili muzykanci wskazali na nią i na nieznaną jej kobietę. Miały zatańczyć wspólnie. Li mogła czuć się skrępowana z prostego tytułu. To była starsza kobieta, pewnie nie uczęszczała już do Hogwartu bądź wcale do niego nie należała. Jednak ona wydawała się być zainteresowana tańcem z nią. Z grzeczności postanowiła do niej dołączyć. To miała być przecież zabawa, tak? Dlaczego miała się nie rozerwać? - Ale ja nie jestem dobra w te klocki... - mruknęła jednak po chwili muzyka unosiła ją i tańczyła mimo iż nie miała konkretnego pomysłu na kroki które wykonywała.
Nie była pewna czy powinny rozmawiać, ba!, nie mogła jasno stwierdzić - czy należało się spotkać z tą, która ostatnim razie stłumiła jej pewność siebie, choć sama stała się winowajczynią pchającą Bridget w ramiona zuchwałych pytań i stwierdzeń. Ileż absurdów wynikało z nieśmiałego wyznania rudowłosej Francuzki, które ukształtowały w głowie puchonki jasne sugestie związane z enigmatycznym sekretem chronionym od czasów Perth? Zastanawiało ją to przez kilka dni, które w swej skonfundowanej strukturze doprowadzały rozbiegane myśli Holmes na skraj otwartości. Musiała zacząć powściągać własne, naturalne reakcje opiewające w temacie Daniela Bergmanna, by czasem nie poddać się spontanicznej chwili złamania, dopuszczając w ten sposób tajemnicę do światła dziennego. Błąd. I r r a c j o n a l n y błąd. Czekała jednak sobotniego popołudnia na Hudson, dopatrując się w otaczającej zieleni odpowiedzi na niezadane pytania. Oniryczna mgiełka nadchodzącego lata osiadała na odsłoniętych ramionach krukonki (za sprawą sukienki szytej na wzór hiszpańskiego wzoru), dając jej tymczasową pewność, że nic złego się nie dzieje, że nadal minione wydarzenia to iluzoryczny sen, że w tym momencie jest tutaj absolutnie sama. Opuszki palców powodziły wzdłuż linii przegubów, coraz częściej poprawiając delikatny materiał błękitnej sukienki ze zwiewnej tkaniny, która doskonale kontrastowała z jasną skórą okraszoną konstelacją piegów. Delikatny łańcuszek zdobił łabędzią szyję Marceline i to nie bez powodu - nie tym razem, jakby w ten sposób chciała wyjaśnić, przeczuwając iż temat powróci ponownie; musiała mieć tylko pewność, że Hudson nie zakpi z nietypowego wyznania. - Całe szczęście, że słońce jest dzisiaj łaskawsze - wydusiła z siebie, gdy wzrok wreszcie powędrował ku twarzy Bridget. Nareszcie przyszła. - Nie spodziewałam się twojego listu, przyznam szczerze, dlatego jestem zaskoczona, że jednak zdecydowałaś się na kontakt po niezbyt przyjemnym spotkaniu... - powiedziała swobodnie, acz z wyczuwalną nerwowością w głosie. Dokładnie z taką samą jak ostatnim razem, gdy strach przeplatał się z próbą zignorowania dociekań ciemnowłosej.
Ostatnio zmieniony przez Marceline Holmes dnia Pią Wrz 14 2018, 15:35, w całości zmieniany 1 raz
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Minął prawie miesiąc, aż w końcu dziewczynom udało się dogadać i umówić spotkanie. Bridget była zdeterminowana, by stanąć z Marceline twarzą w twarz po raz kolejny, mimo że cholernie się tego momentu bała. To jednak nie ona była tą, która w związku z ich konfrontacją odczuwała strach - widok przerażenia w oczach Krukonki pozostał z nią na bardzo długo, niejednokrotnie przychodząc do niej w snach i wzbudzając wyrzuty sumienia. Nie potrafiła sobie wybaczyć, że skrzywdziła osobę, co do której żywiła tak wiele pozytywnych uczuć, z którą chciała spróbować zbudować podstawy przyjaźni i którą obdarzyła zaufaniem. W jednej chwili wszystko to legło w gruzach, a winą była niepowściągnięta ciekawość Bridget. Strasznie nawaliła... Wstydziła się własnego zachowania, wiele czasu zajęło jej, by zdobyć się na odwagę i napisać do niej list. Odkładała pióro kilkakrotnie, bowiem nie widziała sensu w próbach. Uważała, że to przecież niemożliwe, by nadal chciała mieć z nią coś do czynienia - raczej nie po tym, jak doprowadziła ją do łez. Tamtego dnia Bridget przekroczyła zakazaną granicę i dowiedziała się o rzeczy, o której wiedzieć nie powinna. I choć nic nie zostało nazwane po imieniu, Puchonka wiedziała, czym był sekret Marceline, którego wyjawienia tak bardzo się obawiała. I czy obie tego chciały, czy też nie, nosiły go teraz wspólnie i tym razem nie zamierzała jej zawieść. Nie na tym polu. Zjawiła się w sobotnie popołudnie w umówionym miejscu. Odszukanie koleżanki nie zajęło jej dużo czasu, czekała już na nią w pięknej sukience, zamyślona, z głową w chmurach. - Cześć - powiedziała już z odległości, by obwieścić swoją obecność. Z nagła poczuła uczucie strachu i jej serce przyspieszyło bieg. Usiadła obok, przybierając na twarz uśmiech pełny niepewności, pod której naciskiem wargi, zamiast pięknie eksponować rząd równych zębów, zaciskały się bardziej niż zwykle w ciasną linię. Poprawiła spódniczkę, miętosząc przy okazji jej brzeg, chcąc pozbyć się nerwów. Od czego zacząć? Wyręczyła ją Marceline. Bridget spojrzała na nią, a w jej oczach dostrzec można było ogromne pokłady żalu. - Nie mogłabym tak po prostu... Zostawić tego - rzekła na wstępie, mieląc w buzi językiem słowa, które chciała wypowiedzieć. - Słuchaj... Jest mi strasznie źle z tym, co się stało w moim mieszkaniu. To, jak Cię potraktowałam było... Nie mogę sobie tego wybaczyć. Przepraszam - dodała szczerze. Miała nadzieję, że Marceline widziała u niej dobre intencje. - Mam nadzieję, że Ty mi wybaczysz i że nadal możemy się, no wiesz, kolegować? Bardzo Cię polubiłam i wiem, że brzmi to słabo w kontekście naszej ostatniej rozmowy, bo nie tak zachowują się dobre koleżanki... Ale chodzi mi o to, że chcę nią dla Ciebie być - zakończyła tę poplątaną i niezwykle zagmatwaną wypowiedź, licząc na łaskawsze spojrzenie Krukonki.
Bała się tego spotkania - to oczywiste. Bała się słów, które mogłyby paść. Bała się spojrzeń przenikających na wskroś. Bała się wiedzy Bridget. Nie miała nawet pojęcia, ile enigmatycznych stwierdzeń padło tamtego wieczora, jak gdyby ktoś wykorzystał na niej Obliviate pozbawiając wspomnień związanych z sytuacją, która przytłaczała w swej prostocie. Niby nic wielkiego, jednak skala spontaniczności wykraczała poza sferę emocjonalnej Arkadii, niby mugolskiej, aczkolwiek - wykreowanej przez nastolatkę na tle frywolnej relacji o zabarwieniu sensualnym. Przypominało to bukolikę opartą o czystego rodzaju sielankę, nad wyraz przenikającą wszelkie synapsy, dającą poczucie spełnienia, ale teraz... Teraz czyniące to strachem. Paraliżującym, pogwałcający swobodę myśli. Zaryzykowała. Obserwowała swobodne ruchy brunetki, gdy ta powoli zbliżała się w umówione miejsce, gdzie woń rozkwitniętych drzew, a także kwiatów roztaczała wokół aurę intymności, tak potrzebnej do ów dywagacji. Błękit tęczówek rudowłosej osiadał miękko na równie kruchej sylwetce Hudson, aż wreszcie ciepły uśmiech przyozdobił jej karminowe wargi. Nie miała puchonce niczego za złe, tym bardziej, że sama popełniała błędy kardynalne w swej nieskomplikowanej prostocie. Ileż absurdów wyniosły z tamtego spotkania? Jak mogła oskarżyć Bri o kontakty z Petą? Wiedziała, że to makiaweliczne pomówienie oparte o natłok wszelkich emocji, feerię zespolonych uczuć, którym dawała chwilowy upust. W tym momencie to ona musiała przerwać milczenie, jak gdyby robiąc pierwszy krok, dając koleżance niewątpliwą szansę na poczucie swobody, dokładnie takiej jaką odczuwały jeszcze miesiąc temu. - Posłuchaj... - szepnęła ledwie słyszalnie, bo nie chciała, by rozmowa przemieniła się w naprzemienne obwinianie. Usiadła tuż obok Bridget i ujęła jej dłoń w swoje smukłe palce. - Nie powinnam tego wszystkiego mówić, wiem o tym, ale... To ja popełniłam błąd... - powiedziała z trudem, po czym wlepiła spojrzenie ogromnych oczu w twarz rozmówczyni, jak gdyby niemo prosząc o wyrozumiałość. - Źle postąpiłam wybuchając, ale przestraszyłam się, że to wszystko staje się przeklętym deja vu... - jęknęła żałośnie, a wargi wykrzywiły się w lekkim grymasie, który powinien przypominać wątpliwy uśmiech. - Głuptasie, nie skreślam relacji po jednej kłótni, gdybym miała to robić - kim byłabym? Naburmuszoną divą pokroju Rity Skeeter? - celowo wspomniała to nazwisko, które na łamach historii dość mocno odbiło się echem. Musiała dać do zrozumienia Hudson, że pewne sprawy nie są na tyle skomplikowane, by nie dało się ich rozwiązać w rozmowie. - Po prostu... Nie wiem, nawet nie umiem wyjaśnić tego wszystkiego... - mruknęła pod nosem, starając się odnaleźć wszelkie możliwe odpowiedzi na jeszcze niezadane pytania.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Można było polemizować ze stwierdzeniem, że ruchy Bridget były swobodne - jeśli już, to starała się, by takie były. Nie chciała pokazać w pierwszej chwili, jak bardzo jest spięta, jak wiele stresu odczuwa w związku z tą konfrontacją. Chociaż przez moment chciała udawać, że tamtego dnia nie zaszło nic poważnego, że Marceline wcale nie dała jej wielu powodów do myślenia, czy przypadkiem nie ma ona romansu z nauczycielem. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu emocji, powstrzymywanie prawdy od ujawnienia się na jej twarzy i w postawie było dla Hudson niesamowitym wyzwaniem, lecz podjęła je. Wzięła głęboki oddech, rozluźniła mięśnie, próbowała iść prosto, jak gdyby nigdy nic... Chyba się opłaciło. Widząc, że Marceline przysuwa się do niej, odetchnęła z ulgą. Nie było tak źle, jak sądziła, że może być! Dotyk jej drobnej dłoni dał jej wystarczająco dużo nadziei, że w tej jednej sekundzie uwierzyła. Ich relacja miała jeszcze szansę. Ona dostała od niej szansę! Uśmiech rozciągnął jej usta, a oczy aż zaświeciły blaskiem typowym dla Bridget. W zasadzie dziewczyna zdążyła zapomnieć o fakcie, że to Marceline w praktyce oskarżyła ją o knucie przeciwko niej i posiadanie kontaktów z jakimś chłopakiem, którego w ogóle nie znała. Bardziej przeraziła się wtedy tego, co zobaczyła w jej oczach - strach, który wywołała ona sama, swoimi słowami i swoimi domysłami. Nie miała pojęcia, kim był Peta, bowiem nigdy wcześniej nie miała okazji usłyszeć ani jego imienia, ani historii z nim związanej i jedyne, co czuła w związku z nim, to konsternacja. - W takim razie obie popełniłyśmy błąd - stwierdziła, uśmiechając się delikatnie pod nosem, gdy Marcelina skończyła mówić. - Ja nie powinnam wtykać nosa w nie swoje sprawy i węszyć, jak Rita Skeeter, a Ty nie powinnaś wybuchać. Niemniej jednak rozumiem Cię, mnie samej by się zagotowało, gdyby ktoś zrobił coś takiego... - powiedziała jeszcze, odwracając na chwilę wzrok. Zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z tamtego popołudnia. Przez bity miesiąc zadawała sobie w głowie szereg pytań, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, a kiedy w końcu miała okazję, wszystkie jej pouciekały. Przygryzła dolną wargę w niepewności. - Wiesz... Myślałam o tym sporo... Mówisz o przeklętym deja vu. Czy ktoś już kiedyś zadał Ci to pytanie, które ja zadałam wtedy? - Odważyła się zapytać.
Analiza wydawała się być niezwykle zgubna, jak gdyby dawała swoistego rodzaju szansę na polemikę względem zgubnych emocji. One zawsze przypominały linię szturmową wroga, kruszyły solidnie zbudowany mur, który niczym kartka papieru był poddawany destrukcji (bez zbędnych pytań). Obie lawirowały w tej chwili na pograniczu tejże przepaści, toteż Holmes nie poddawała ostrej, kategorycznej wręcz ocenie osoby Bridget, która przypominała wątłą gałązkę łamiąca się pod wpływem silnego wiatru. Błękitne tęczówki taksowały jeszcze przez moment puchonkę, a po chwili wbiły się w zazieleniony punkt przed rudowłosą, dokładnie tak samo enigmatyczny jak pierwsze minuty ich dzisiejszego spotkania. Marceline za wszelką cenę próbowała wyplewić z pajęczyny myśli tamten obraz, gdzie to niemal wpadając w szał, dała się obezwładnić demonom echa przeszłości. Perspektywa, w której to słodka Bri spiskuje z Petą dawały poczucie efemerycznej odrazy jaka zaczęła sączyć jad pod membraną skóry, zaś zdrowy rozsądek nie dopuszczał do siebie innego scenariusza. Zapomniała w tym wszystkim o abstrakcyjnie szczerych słowach, nieustannie pogrążających ją w odsłanianiu kart. - Nie zrobiłaś nic, bo... Dziewczyny chyba już tak mają, że ciekawość pożera je równie szybko, co akromantula swoją ofiarę... - siliła się na żart, czyniąc z tej pogawędki bardziej luźny obraz, aniżeli miały miesiąc temu. Dlaczego winny rozpamiętywać przykrość wynikającą z pochopnych wniosków, skoro obu zależało na płynnej relacji opartej o zaufanie? Jedynym i dość iluzorycznym lękiem, który okraszał serce rudej był fakt, że prawda mogła wyjść na jaw, a ona byłaby skończona; ona i Daniel. Na to nie zamierzała pozwalać, czyniąc wszystko - dosłownie - ażeby ukrócić panujące plotki. Historia z Trausnitz wydawała się zbliżać, zaś powtórka zwiastowałaby kolejne rozstanie. Marce wypuściła więc powietrze ze świstem, a zaraz potem uniosła wzrok na twarz swojej rozmówczyni. - Chodzi ci o to czy ktoś wcześniej podejrzewał nas o... - romans- nieodpowiednie stosunki między profesorem a studentką? - odbiła piłeczkę, licząc iż Hudson potwierdzi jej przypuszczenia, ale musiała to robić? Cień uśmiechu wykrzywił karminowe wargi, a spojrzenie powędrowało na smukłe palce, która maltretowały materiał sukienki. - To były tylko domysły - niczym niepotwierdzone, pozbawiły mnie jednak możliwości studiowania w Trausnitz, a Daniela dalszego nauczania... - wydukała na jednym wydechu, po czym odwróciła nieświadomie nadgarstki, na których rysowały się trzy pręgi; ewidentnie po głębokich ranach przeszywających niegdyś bladą powłokę skóry. - Przerwałam naukę na przeszło rok i prowadziłam indywidualny tryb z nauczycielami z różnych szkół... Dopiero we wrześniu zdecydowałam się na powrót na uczelnię, bo to ojciec namawiał mnie, by spróbować. Dałam warunek, którym była całkowita zmiana otoczenia i prawie się udało... - mogłaby kontynuować, rozwiać watpliwości, ale nie umiała ubrać tego wszystkiego w odpowiednią szatę. Najgorszym wrogiem stawał się czas i obawa przed kolejną reakcją, która w swej ułudzie wyrwałaby po raz drugi kruche życie z dłoni Marceline.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Analizowanie słów Marceline było jednym z głównych aktywności Bridget jeszcze przez dobry tydzień od owego feralnego spotkania. Mimo że minął już miesiąc i dziewczyna nie powinna wracać do tamtych wydarzeń, ryzykując naruszenie odgrzebywanych wspomnień, ćwiartowanie ich oraz zniekształcenie, skutkiem czego mogło być pochopne i niewłaściwe wyciąganie wniosków, jednak nie potrafiła się powstrzymać. Zadawała jej te wszystkie pytania nie tylko po to, by pomalutku uchylać rąbka tak skrupulatnie skrywanej tajemnicy - naprawdę potrzebowała porady, świeżego spojrzenia, przyjacielskiego klepnięcia po ramieniu, by pozbierała własne sprawy do kupy. Zamiast tego jednak zburzyła czyjś porządek. - Chyba tak - przyznała, po czym zaśmiała się krótko pod nosem. Cieszyła się, że Marceline nie brała tego wszystkiego aż tak do siebie, przynajmniej teraz i nawet mogły pożartować z ewidentnego faux pas Bridget. Poprawiła spódniczkę, wygładzając ją na udach i poprawiła się w pozycji siedzącej. Posłała jej niepewny uśmiech - nie wiedziała, czy powinna się przyznać co do tego, że wie? O nich... O niej i profesorze Bergmannie? Bardzo, ale to bardzo chciała poruszyć ten temat ponownie, lecz podejść z zupełnie innej strony do niego, spróbować nie wystraszyć jej i zapewnić, że może jej ufać. Bridget zamierzała utrzymać sekret dziewczyny chociażby dlatego, że z jej słów wyniosła wiele dobrego. Gdyby nie to, że Marcela postanowiła, mniej lub bardziej świadomie, otworzyć się i podzielić własnymi odczuciami, Puchonka prawdopodobnie nie zmieniłaby podejścia do sprawy, którą poruszyła wtedy. Przytaknęła głową na jej pytanie, choć w gardle powoli zaczęła rosnąć jej ciężka do przełknięcia gula. Z uwagą wysłuchała jej opowieści, wynosząc z niej tyle, iż dziewczyna miała w poprzedniej szkole poważne problemy z tytułu owych podejrzeń. Czy jednak aby na pewno były to wyłącznie plotki? Czyżby ich relacja sięgała znacznie dalej? Posłała jej pocieszający uśmiech, bo przez pierwszych kilka sekund tylko na tyle było ją stać. - Prawie? - powtórzyła, marszcząc delikatnie brwi. I przez cały ten czas Marcelina wyrażała się o profesorze Bergmannie po imieniu, na co Bridget starała się nie reagować, lecz każdy pojedynczy dźwięk imienia "Daniel" sprawiał, że przechodziły ją ciarki. Choć bardzo nie chciała, Krukonka nieustannie podrzucała Bridget pod nos przynętę, kuszącą i nęcącą...
Sama Marceline rozważała to spotkania w kategoriach wyczyszczenia pamięci Hudson, jak gdyby nie dopuszczała do siebie wizji, że dziewczyna mogłaby w ferworze rozmowy z kimkolwiek wyjawić jej sekret. Owszem, była świadoma popełnionego błędu, gdyż dała puchonce ogrom powodów, dla których ta mogłaby podejrzewać romans, ale czy rudowłosa doprawdy wierzyła iż koleżanka mogłaby się okazać tak okrutna? Wątpliwa perspektywa, wszak to nadal klasyfikowało się jako sprawa do rozwiązania, aniżeli definitywny wyrok na życiorysie Holmes. - Cóż, nie miałam pojęcia, że jest tu profesorem, a tym bardziej - opiekunem Ravenclaw - wyjaśniła i wzruszyła lekko ramionami, dając sobie chwilę na analizę ów wyznania, gdyż to dawało jeszcze więcej potwierdzeń. Zastanawiało ją - jak to możliwe, z jakiego powodu otworzyła się bardziej niż powinna, ale stopniowo próbowała zaufać i uwierzyć, że nic złego się nie wydarzy. Nie chciała brnąć w tym kierunku, a jednak rozmowa toczyła się sama, odgórnie ustalona przez los, na który ruda nie miała większego wpływu. Ani teraz ani wcześniej. - Czysty przypadek, że nasze drogi złączyły się ponownie... - dodała po chwili, po czym błękitne tęczówki osiadły na twarzy Bridget. To było jak grom z jasnego nieba, wszak w umyśle Holmes pojawiła się cudaczna sytuacja, gdzie to brunetka rozważała kwestie relacji pomiędzy młodszą dziewczyną a starszym mężczyzną. Czy to miało związek z Danielem? Dalekosiężne wizje, ale przecież nie była w stanie jasno stwierdzić czy nie mają w sobie choćby cienia prawdy. - Właściwie... Jak z tym facetem, o którym mi mówiłaś? Cokolwiek się wyjaśniło? Wiesz, nie chodzi o to, że jestem ciekawska - chociaż trochę jestem, ale zastanawia mnie czy cokolwiek ruszyło w tej relacji? - nie zmieniała tematu, bo gdyby Bridget chciała pytać - miała do tego prawo. Marce nie zamierzała uciekać od odpowiedzi, choć mogłyby to być wymijające sentencje, nie do końca usypiające zaintrygowanie tematem. Teraz to jednak Francuzka przejęła stery, by choć na chwilę odetchnąć od gęstego deszczu rozwiewania wątpliwości.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Każde kolejne słowo Marceline rzucało na sprawę coraz więcej światła i po chwili wyraz twarzy Bridget mówił już tylko jedno - nie miała wątpliwości. O ile wcześniej nosiła się z myślą, że cała historia była wybrykiem jej wybujałej wyobraźni i niesamowitej zdolności dopowiadania sobie w głowie przeróżnych zakończeń do wszelkich niejasności, teraz dostrzegała podłoże dla wcześniejszych podejrzeć. Trudno było się dziwić Krukonce, może była już zbyt zmęczona utrzymywaniem wszystkiego w tajemnicy? Może chciała w końcu ściągnąć ów ciężar ze swoich barków i podzielić się sekretem z kimś innym? Bridget nie wiedziała, dlaczego akurat ona dostąpiła podobnego zaszczytu, lecz widząc, że dziewczyna otwiera się przed nią, nie zamierzała niczego zepsuć. Wcześniej ściśnięte dłonie zdążyły rozluźnić się, lecz teraz Puchonka ponownie chwyciła drobne palce Marceline w delikatnym uścisku. - Więc to nie były wyłącznie domysły? To nadal trwa? - zapytała półgłosem, nie chcąc wypowiadać tych słów zbyt głośno. Ryzykowała w ogóle pytając i drążąc temat, lecz co miała w takiej chwili zrobić? Wrażenie, że koleżanka dokładnie to chciała jej powiedzieć, nie odstępowała jej na krok. Wciąż jednak podchodziła do sprawy w sposób dość absurdalny, chcąc wyjaśnić niejasności, lecz brnąc w zaparte w nienazwane "to", chyba tylko po to, by przypadkiem nie urazić jej uczuć. Odkaszlnęła krótko, po czym przybrała na twarz przepraszający uśmiech, pełny ciepła. - Marceline... Ja wiem - wyznała w końcu. - Widziałam Was na pustyni, już wtedy przeczuwałam. Może zabrałam się za sprawę nieco pokracznie i od złej strony, lecz nie miałam niczego złego na myśli. Staram się też nie oceniać Cię przez pryzmat tego wszystkiego i nie zamierzam o tym nikomu powiedzieć. Nie chcę być powodem twoich zmartwień - dodała jeszcze, starając się dobrać słowa jak najuważniej potrafiła. Dziewczyna skierowała rozmowę na tory Basila, o którym Bridget, cóż, myślała, lecz już nie tak często jak miesiąc temu. Wiele zdążyło się zmienić w życiu Puchonki i teraz owa feralna rozmowa z rudowłosą wydawała się być jeszcze bardziej odległa. - Właściwie to chyba nic - odparła szczerze, wzruszywszy ramionami. - Dałaś mi wiele do myślenia i nauczyłaś mnie zupełnie innego spojrzenia, lecz to raczej na nic - westchnęła, po czym poprawiła opadający na twarz kosmyk włosów. - Poznałam pewnego mężczyznę, uczył mnie francuskiego. Od razu czułam się tak... Inaczej. Wydawało mi się, że on też, ale bałam się cokolwiek z tym zrobić. A teraz zniknął i nie mam od niego informacji, ani jednego listu. - Mówiąc, rysowała palcem kółka na trawie, na końcu podnosząc wzrok na buzię Marceline.
Była świadoma, że Bridget nie jest głupia, wszak - jak mogłaby? Słowa, które tkała (nie)świadomie Holmes, układały się w pewną logiczną całość, choć z pewnością nie pozostawiały złudzeń w obliczu jakichkolwiek niejasności. Wydźwięk ich był dostatecznie zrozumiały, by uznać za pewnik domniemany romans między profesorem a studentką, ale czy tym właśnie była jej relacja z Danielem? Tyle fraz niewypowiedzianych, jeszcze więcej myśli, które zderzały się ze sobą jak konie w galopie, a żadna nie potwierdzała dosadnie - tak, Hudson, nie mylisz się. Wzrok rudowłosej powędrował na twarz puchonki, co w aktualnej sytuacji pozwalało oceniać - ile już wniosków zdążyła wysnuć i jak wielkie powątpiewanie względem Marce żywiła. Sama zainteresowała nie analizowała przebiegu tej rozmowy, dając jej płynąć z prądem, pomimo że obawiała się kuriozalnego błędu, który być może w tym momencie popełniała. Dlaczego Bri miała ją kryć? Z jakiego powodu winna zachować ów sekret? Sama Francuzka nie była w stanie ukształtować jedynej, słusznej odpowiedzi, ale ufnie podchodziła do osoby dziewczęcia siedzącego obok, toteż czarne wizje zostawiała na potem. Zdecydowanie. - Boisz się tego, co możesz usłyszeć? - zapytała na wzmiankę o domysłach, a zaraz potem jej smukłe palce powędrowały na łańcuszek, który smagnęła ledwie wyczuwalnie. Czuła jak serce bije coraz szybciej, a także jak oddech spłyca się, gdy wspomnienia uderzały w nią raz po raz z impetem, przyprawiając o nagłe fale spięcia w kręgosłupie, które nie pozwalały tkwić w zamkniętej pozycji. Przypominało to element, w którym ciało samoistnie domagało się pewności wyzbytej ze wstydu enigmatycznych tajemnic. Pustynia. To jedno słowo wywołało całą lawinę emocji zalewających Marceline i dudniących pod membraną bladej skóry. Tak długo to w s z y s t k o trwało? Niemożliwe, nierealne; tłumaczenia brunetki rozwiały jednak wszelkie wątpliwości, a chwilowy paraliż minął równie szybko, co się pojawił. - Nie poznaliśmy się w szkole, mogę ci to zapewnić... Był to raczej czysty przypadek, który zapoczątkował mój pies. Brzmi banalnie, ale nic takie nie jest... Niemniej - gdyby ktoś ci to opowiedział w oparciu jedynie o Hogwart - uwierzyłabyś? - zapytała, po czym kolejny nikły uśmiech przyozdobił karminowe wargi rudej. - A do Egiptu, tak jak wspominałam, chciałam jechać z ludźmi, którym ufam, a on zawsze pełnił rolę doskonałego przewodnika i profesora, dlatego błagam, Bridget... Niech ten sekret umrze z nami... - szepnęła niepewnie, a następnie wyciągnęła najmniejszy palec prawej dłoni w stronę koleżanki, by zawarły niemą przysięgę. Częściowo wyduszenie z siebie tych kilku słów prawdy było dla krukonki niezwykle trudne, ale czuła jak ogromny ciężar z bark osuwa się na dno oceanu. Chciała jedynie wierzyć, że Hudson dotrzyma słowa, wszak było to kluczową sprawą dla aktualnej sytuacji, w której tkwiły obie. - Dlaczego na nic? - zdziwiła się, jak gdyby nie dowierzając własnym uszom. Ktoś zranił brunetkę? Jak to możliwe? Czemu ich milczenie trwało aż miesiąc? - A próbowałaś się z nim skontaktować? Wysłać sowę? Może... Wyjechał? Skoro jest dojrzałym mężczyzną - mógł dostać zlecenie z miejsca pracy; to czarodziej? - nie zamierzała tłumaczyć cudacznego zachowania tego człowieka, ale z pewnością dorośli ludzie tak się nie zachowują. Minus jeden punkt do sympatii ze strony Holmes. - Potrafisz powiedzieć coś sama po francusku? Najlepiej opowiedz mi, co działo się przez ten miesiąc i... Oczywiście, możesz po angielsku - parsknęła śmiechem, wszak nie mogła katować puchonki swoim ojczystym językiem.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget, gdyby tylko chciała, mogłaby jej napsuć w życiu. Problem był taki, czy też może raczej szczęście w tym, że nie miała na to ani ochoty, ani nie widziała w tym żadnej korzyści dla siebie, dla Marceliny, czy profesora Bergmanna. To jasne, że gdzieś tam pod czupryną ciemnych włosów miewała myśli na temat dziewczyny i nauczyciela, mogła o nich sądzić cokolwiek jej się zapragnie, lecz w gruncie rzeczy... Rozumiała? Słowo użyte było może nad wyrost, lecz nie można Bridget odmówić, że chociaż starała się zrozumieć położenie Marceline oraz jej sytuację uczuciową, związkową, jakkolwiek to definiowała, o ile w ogóle. Przez moment, dosłownie przez chwilę wydawało jej się, że sytuacja z ich poprzedniego spotkania się powtórzy. Szybszy oddech, napięte działo, niepokój w oczach - w swojej wyobraźni widziała, jak rudowłosa zadziera sukienkę i ucieka od niej, ponownie zostawiając ją z ogromnym poczuciem winy. Nie wiedziała, czemu w zasadzie brnęła w to nadal i starała się wydusić prawdę z ust Krukonki - po co jej to było? Chyba tylko dla spokoju ducha. Dziewczyna zaczęła jednak mówić, a Bridget mimowolnie odetchnęła z ulgą. - Nie, nie uwierzyłbym - przyznała, kręcąc delikatnie głową. W szkole nigdy nie dostrzegała powiązania między nią, a profesorem transmutacji. Tam łączył ich wyłącznie dom, do którego ona należała, a którym on się opiekował. To pustynia sprawiła, że spojrzała na tę "parę" w nieco innym świetle, w prostych gestach dostrzegając nieco więcej czułości, niż przystało na relację uczennica-nauczyciel, nieco więcej skradzionych spojrzeń i uśmiechów, niż wypadało... Prawdopodobnie gdyby wybrała inną osobę, nie odbywałyby tej rozmowy teraz. Słysząc jej słowa, również wyciągnęła mały palec. - Skoro zaufałaś mi w pierwszej kolejności, nie zawiodę - powiedziała, posyłając jej pokrzepiający, pełen ciepła uśmiech. Obietnica została złożona między małymi palcami, lecz Bridget byłaby nawet gotowa zawrzeć przysięgę wieczystą... Temat jednak szybko przeniósł się na tajemnicze zniknięcie mężczyzny, w sprawie którego Bridget chciała zasięgnąć porady. Westchnęła, odwracając wzrok, jakby przez chwilę unikała odpowiedzi na zadane przez koleżankę pytania. Niekomfortowo czuła się, musząc opowiadać o swoich uczuciowych porażkach, swoją drogą całkiem częstych. - Wiesz... Właściwie powinnam zacząć od początku - stwierdziła, choć przywoływanie wspomnień z tamtych spotkań sprawiało, że w gardle stawała jej trudna do przełknięcia gula. - Widziałam na wizbooku, że udziela korepetycji z języka francuskiego i skontaktowałam się z nim na pierwszą lekcję. Umówiliśmy się w kawiarni w Londynie i wszystko było normalnie, póki nie podali nam jakichś nafaszerowanych ciastek... Nie wiem, czy to była amortencja, czy coś słabszego, w każdym razie przestałam się kontrolować i złapałam go za ręce, ale on to odwzajemnił. Było mi potem strasznie głupio, ale kazał się nie przejmować i takie tam. Sądziłam, że już jestem spalona, aż kiedyś przypadkiem spotkałam go w cukierni. Usiadł ze mną, zaczął mi opowiadać dużo rzeczy... Po tym napisałam do niego wiadomość, kiedy kolejna lekcja, bo miał wyznaczyć termin i już nigdy więcej nie napisał. Możliwe, że się wystraszył, ale przysięgam, to przez te ciastka, sama w życiu tym tak nie postąpiła! - powiedziała, niemal bijąc się w piersi, żeby zapewnić o swojej niewinności. - To wygląda żałośnie, prawda? - zapytała jeszcze, ostatkiem sił powstrzymując się od ukrycia twarzy w dłoniach.
Nie miała już powodu do ucieczki, wszak było jej wszystko jedno. Względem Hogwartu, choć nie dawała tego po sobie poznać, podobnie jak życie tutaj zaczynało przypominać farsę, od której pragnęła się uwolnić. Była jednak zbyt dobrą aktorką, by ulegać złudzeniu dotyczącemu słuszności własnych działań. Emocjonalna natura dawała o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach, a myśli kierowane pod adresem Bergmanna czyniły z niej ślepo-łudzącą się kretynkę. Czy Bridget zatem słusznie kształtowała w głowie ich relację? Oczywiście, że nie, ale tym lepiej, skoro nie pytała wprost, Holmes mogła grać w ten swój pokrętny sposób, tłamsząc w sobie prawdziwe uczucia. Niemniej - nie powinna opowiadać o obawach czy wątpliwościach, bo to zmuszałoby je obie do rozwiązania szkopułu niestanowiącego rangi destrukcyjne; zresztą, kogo ona próbowała oszukać? - Widzisz... Nie chcę mu zaszkodzić, mimo że nie robimy nic złego, teoretycznie... - powiedziała z nikłym, dość fałszywym uśmiechem, po czym wzruszyła lekko ramionami. Doskonale zdawała sobie sprawę, że powinni ukrócić to co się między nimi wytworzyło, wszak było zbyt wiele przeciwności, a tym samym Marceline stała na pograniczu rozsądku i prawidłowości. Dla Hudson takie informacje nie musiały mieć jeszcze miejsca, choć rudowłosa pragnęła poukładać sobie w głowie odłamki puzzli, które coraz częściej odpadały niczym zużyte elementy pogmatwanej iluzji zdarzeń. - Chcę żebyś wiedziała, że ta historia ma więcej ukrytych faktów... Dlatego proszę... - szepnęła cicho, a następnie złapała brunetkę za dłoń, jakby ufając przeczuciu, że faktycznie nie zawiedzie jej. Czy to logiczne? Jakkolwiek? Obserwowała reakcję koleżanki, szukała odpowiedzi na niewypowiedziane pytania, choć nie zamierzała przytłaczać Bri swoją ciekawością. Wolała przeczekać ten moment wahania, podobnie jak dała szansę na ubranie w odpowiednie słowa całej sentencji okraszającej ostatnie sytuacje, by pojąć to lepiej. Kiedy więc puchonka zaczęła mówić, Marce zastygła w bezruchu i przysłuchiwała się historii, od razu chcąc pomóc młodszej dziewczynie, wszak nie zasługiwała na to, by cierpieć. - Nie wygląda, bardziej zastanawia mnie powód, dla którego dorosły mężczyzna zachowuje się jak szczeniak, wiesz? To trochę... Absurdalnie niepoważne, zwłaszcza że nie dawał ci wcześniej sygnałów do tego, iż nie jest zainteresowany, tak? - zapytała od razu, po czym przypomniała sobie wszelkie kłótnie z Danielem, podczas których ona sama wątpiła w liczbę charakterystyczną dla jego wieku. Pokręciła z dezaprobatą głową i wypuściła powietrze ze świstem. - A może coś się stało, Bri? No wiesz... Jest w szpitalu albo ma kłopoty? - rzuciła luźno, choć głęboko chciała wierzyć, że to czarny scenariusz nie mający odzwierciedlenia z rzeczywistością.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget z pewnością źle wyobrażała sobie relację Marceline z profesorem, choć może słowo "źle" nie do końca oddaje to, co chciałabym napisać - może bardziej "nieodpowiednio", "nieprawdziwie"? Puchonka z łatwością ulegała wpływom swojej bujnej, czy raczej zbyt wybujałej, wyobraźni, która podrzucała jej co jakiś czas obrazy, z powodzeniem odbiegające od rzeczywistości. I choć Marceline nie nazwała tego tymi słowami, choć nie wypowiedziała na głos, jak zażyła była owa relacja i co faktycznie istniało między nią i dojrzałym mężczyzną, oczyma Bridget jawił się gorący, pełen uczuć romans, któremu w żadnym wypadku nie zamierzała przeszkadzać. Nie była osobą, która z premedytacją chciałaby niszczyć komuś innemu życie, na pewno nie chciała maczać palców w ewentualnym upadku Krukonki i profesora. W głębi duszy uważała to wszystko za całkiem romantyczne - kosztowali zakazanych owoców, posiadali tajemnicę, a nic tak skutecznie nie sprawiało, że serce dziewczyny biło szybciej z ekscytacji. Należała do osób bardzo romantycznych, niezwykle uczuciowych, często przelewających swoje własne odczucia na innych i wydawało jej się, że doskonale rozumie koleżankę, dlaczego brnęła w to, dlaczego nie mówiła o tym nikomu i dlaczego tak bardzo wystraszyła się, gdy jej sekret miał potencjał, by stać się odkrytym. Rozumiała. A przynajmniej chciałaby rozumieć. - Marceline - powiedziała, ponownie obejmując dłońmi jej kruchą rękę, tym razem kładąc swoje palce na wierzchu, by zamknąć te należące do dziewczyny w szczelnym uścisku. Spojrzała jej w oczy, starając się nie wyglądać na podekscytowaną faktem, że teraz była jej powierniczką. - Ja też nie chcę, żeby wam się coś... stało, z powodu czegoś takiego. Obiecuję, że nie powiem. Nikomu. Liczyła, że jej uwierzy. Opowiadając swoją historię, czuła się trochę głupio. Słowa, których używała, nie leżały jej w ustach odpowiednio, sprawiając dyskomfort przy odsłanianiu kolejnych faktów jej, jakże żałosnego, zauroczenia. W międzyczasie puściła rękę Krukonki, by przenieść uwagę na źdźbła trawy, które zrywała po kolei i poddawała torturom. Przeniosła wzrok na aktualnie maltretowany listek, po czym popatrzyła na Marce. - Nie wiem - odparła. Nie miała pojęcia, dlaczego Basil miałby się tak zachowywać i co było jego motywacją. Liczyła na coś, naprawdę, i być może się przeliczyła, lecz żeby nawet nie zaproponował jej kolejnej lekcji? - Wydawało mi się, że... Że to mogło mieć sens. Wtedy w cukierni odniosłam wrażenie, że naprawdę chciałby mnie poznać, porozmawiać ze mną poza lekcjami. Zresztą przecież to robił, opowiadał mi o sobie, pytał o mnie, nie przepytywał mnie ze słówek - dodała, prychając krótko ze śmiechem, kręcąc głową. - Miałam chyba zbyt duże oczekiwania i popłynęłam myślami zdecydowanie za daleko - skwitowała, a na jej buzi pojawił się grymas zawodu, bardzo szybko zastąpiony zafrasowaną miną, gdy Marceline wspomniała o problemach i szpitalu. - Och - westchnęła, ściągając brwi i marszcząc czoło. O tym nie pomyślała - jakże naiwne było z jej strony przejmować się wyłącznie tym, że nie odpisał jej na list, w obliczu tak czarnych scenariuszy, które w ogóle nie pojawiły się jej w głowie? Czy bycie odrzuconą było bardziej bolesne niż perspektywa Basila w tarapatach? Głupiutka, mała Bridget... - Oby nie - powiedziała cicho, po czym cisnęła trzymanym źdźbłem przed siebie.
Czy doprawdy powinna to robić? Sama Marceline, gdyby próbowała wyobazić sobie czyjąkolwiek relacje posiadając względem zainteresowanych podejrzenia, zalałaby się z pewnością rumieńcem, który w dość enigmatyczny sposób ujawniałby, że zawstydza ją takowa myśl. Niemniej, częstokroć, gdy wracała do spotkań z Danielem we wspomnieniach, czuła jak oszronione piegami policzki robią się czerwone, zaś serce kołuje jej w piersi, dając w ten sposób dowód na swą nieśmiałość. Ileż zatem prawdy odkrywała Hudson, kiedy to jej rozbiegane myśli pędziły pod sklepieniem czaszki, raz po raz odbijając się od siebie i kreując obrazy oparte o zażyłość wynikającą z zakazanej relacji. Pewnie dlatego Holmes obserwowała jej tęczówki, w których zawarta była cała feeria emocji i doszukiwała się autentyczności wypowiadanych słów, dając w ten sposób szansę im obu na zbudowanie swoistego rodzaju ścieżki lojalności, którą musiałyby podążać. Od teraz na z a w s z e. - Wierzę, aczkolwiek... Nie sądziłam, że kiedykolwiek-komukolwiek przyznam się do tego, ale jakoś tak mi lżej - przyznałam bez ogródek i uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy zdała sobie sprawę, że teraz to Bri stała się powierniczką od lat skrywanego sekretu. - I muszę ci przyznać, że... No wiesz... - mruknęła niepewnie, jakby temat ją zawstydzał, na co dała potwierdzenie przygryzając dolną wargę, zaś tęczówkami wodząc po nieokreślonych punktach. Chciała wydukać kolejną frazę, ale ta grzęzła jej w gardle, gdy tylko próbowała otworzyć usta, przez co odpuściła chwilowo, dając szansę puchonce, bo kto wie? - może była bardziej (hehe) doświadczona. Widziała smutek, który malował się na licu ciemnowłosej, przez co Francuzka chciała jakoś dodać otuchy koleżance, wszak kto normalny znika bez słowa? Owszem, różnych sytuacji doświadczyła z Bergmannem, jednak to co przeżywała w tym momencie Bridget wydawało się irracjonalne. Jak dorosły mężczyzna mógł zostawić młodą dziewczynę bez jakiejkolwiek wiedzy? Świadomości? Informacji? Skrajnie nieodpowiedzialne. - Wiesz? A może po prostu myślał, że trafił na jakąś naiwną, która będzie za nim gonić i nie będzie musiał się starać, żeby wiesz... - starała się jakoś to ubrać w odpowiednie słowa, ale czuła jak kiepsko jej idzie, dlatego złapała Hudson za dłoń i lekko ją ścisnęła. - Pamiętaj, że to on zawiódł - nie ty, dopóki się nie odezwie - nie zadręczaj się, bo jak jesteś smutna to robią ci się zmarszczki przy kącikach oczu, wiedziałaś? - oczywiście, chciała rozweselić Bri, stąd użyła tego jakże nietrafnego żartu, który od zawsze stosowała jej babcia, gdy Marce chodziła z posępną miną. Liczyła, że chociaż trochę humor wróci do naturalnego stanu i nie zrujnuje go nic, poza złą pogodą. - Masz ochotę na spacer? Piękny dziś dzień, a na pewno poczujesz się po tym lepiej.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget jeszcze tych kilka miesięcy temu nie sądziła, że w ogóle ją coś z Marceline połączy. Prawie w ogóle nie kojarzyła jej ze szkoły, co mogło wynikać z przerwy, którą sobie zrobiła w semestrze zimowym i w okolicach świąt, później nie miały zbyt wielu styczności, Bridget była zajęta swoimi problemami i dopiero wyprawa do Egiptu sprawiła, że spojrzała na Marce w kontekście nie jakiejś przypadkowej dziewczyny z zamkowych korytarzy, lecz jako materiał na przyjaciółkę. Miała w sobie coś, co przyciągało ludzi, lecz w taki subtelny sposób, nienachalny. Niektórzy bardzo obchodzili się z tym, kim są, co potrafią, jak głośno mówią - ona chyba nie lubiła wychodzić z cienia, a mimo tego przyciągała spojrzenia. Bridget przysięgła sobie w duchu, że będzie stanowiła dla niej oparcie, wszak była tak krucha i delikatna... - Czasem tak to działa, że człowiek musi się wygadać, żeby mu było lżej. Niektóre rzeczy potrafią mocno ciążyć - powiedziała, uśmiechając się pocieszająco. Chciała, by czuła się bezpiecznie z myślą, że Bridget wie. A skoro o tym mowa, jej kolejne słowa, subtelną insynuację, skomentowała rozdziawioną buzią i niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. - Marceline Holmes! - skomentowała, teatralnym szeptem, robiąc BARDZO ZNACZĄCĄ MINĘ i kiwając głową z uznaniem. Jeśli zrozumiała jej sygnały w odpowiedni sposób, w jej głowie już została zaszczepiona informacja na temat łóżkowych umiejętności profesora od transmutacji. Ach, tylko czekać na pierwszą, senną fantazję... Temat Basila, na który zeszła rozmowa, był już mniej przyjemny i z pewnością zepsuł Puchonce humor. Uwaga koleżanki sprawiła jednak, że na jej buzi ponownie zawitał uśmiech. Miała rację, ta sytuacja nie była jej winą! Nie powinna zarzucać sobie niczego, skoro w sumie nie uczyniła nic złego mężczyźnie, a brak kontaktu był jego wyborem. Przytaknęła jej głową, uśmiechając się pod nosem delikatnie, po czym zaczęła podnosić się z trawy, otrzepując nogi z poprzyklejanych doń listków i źdźbeł. - Jasne, chodźmy! - odparła, podając Marceline rękę i pomagając jej wstać, po czym ruszyły alejkami parku.