Na samym, samiuteńkim końcu parku, aż za Lawendowym Szlakiem, znajdują się drewniane stoliki z widokiem na hogwarckie jezioro oraz tereny przyległe. Idealne miejsce na odpoczynek od cywilizacji.
wiklinowe kukły:
Wiklinowe kukły
Podczas wielkiego balu Beltane odbywać się będą tradycyjne, celtyckie obrządki z nim związane, w tym także palenie wiklinowych kukieł. Te jednak trzeba dopiero zrobić! Wszystkie materiały czekają przygotowane, potrzeba już tylko chętnych czarodziejów do ich wykorzystania!
Oczywiście i przy tych stoiskach nie mogło zabraknąć magii! By urozmaicić obrządek kukieł, materiał został zaczarowany przez wróżki, by kukły z niego zrobione odgrywały różne sceny, pasujące do święta w trakcie ich palenia. Problem jest taki, że magia w gałązkach wpływa też na osobę, która je zaplata.
Rzut k6 na magię w wiklinie:
1 Czysta radość! Nie ważne, czy coś cię smuciło, gnębiło, czy miałeś jakieś problemy, teraz odczuwasz tylko radość na nadejście prawdziwej wiosny! Z kolei kukła w trakcie jej plecenia ma ochotę do radosnych tańców! Pilnuj, by przypadkiem nie zeskoczyła ze stanowiska i nie poszła w tan! Jeszcze nie jest gotowa, mogłaby się rozpaść! 2 Nadzieja! Majowa noc to odrodzenie przyrody, pełne wrócenie do życia i czujesz, że i tobie przyświeca ta idea! Masz wrażenie, jakbyś mógł zostawić przeszłość za sobą, chcesz się z każdym dzielić swoimi planami! Kukła w trakcie jej plecenia też czuje napływającą nadzieję i to tak bardzo, że chce ją tobie przekazać. Cały czas próbuje się przytulać, obejmować i kłaść ci rękę na ramieniu, jakby cię pocieszała. 3 Smutek! Coś przychodzi, ale coś odchodzi. Co jeżeli najlepsze momenty zostały za tobą? Robisz się jakoś wyjątkowo melancholijny i nie potrafisz złapać zapału innych. A jeśli wraz z paleniem kukły, spalą się i twoje szanse? Kukła zdaje się być bardzo smutna z powodu swojego nieuniknionego losu. Cały czas się od ciebie odsuwa, obraża i próbuje odrzucić twoje ręce, żeby nie zostać dokończoną. 4 Zakochanie! Majowe wianki, majowe branki, prawda? Miłość kwitnie w powietrzu i także w tobie. Jeżeli jest z tobą ktoś, w kim jesteś zakochany, czujesz przemożną potrzebę przytulania się do niego, bycia jak najbliżej i komplementowania go. Jeżeli nie, czujesz potrzebę flirtowania z osobą, która z tobą przyszła. Kukła też poczuła miłosne porywy i co z tego, że jest tylko kukłą? Cały czas próbuje dostać się do innych kukieł i się do nich przytulać, strasznie się z nimi plącząc. W dodatku, gdy widzi flirtujących ze sobą czarodziejów, przyciąga ich do siebie bliżej! 5 Odrodzenie! Może to moment, żeby raz a dobrze zamknąć rozdział z przeszłości? Chętnie dzielisz się swoimi sekretami, mając wrażenie, że te nie mają już tak dużego znaczenia, możesz stać się nowym człowiekiem! Kukła też zdaje się czuć odrodzona, albo raczej wciąż się odradzająca? Jakkolwiek by tego nie nazwać, pomaga ci w zaplataniu samej siebie, gotowa na nowy etap swojego nieżycia. W dodatku zainteresowana twoimi opowieściami z życia pod koniec plecenia idzie po coś do stosu wikliny, by wrócić z... Lampionem wspomnień? Musiała stwierdzić, że masz ich bardzo dużo i warto część z nich wypuścić. Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 6 Ciekawość! Nowa pora roku, nowe możliwości, ale jakie to możliwości?! Kiedy?! W jaki sposób nadejdą?! Wszystko wydaje się takie interesujące i masz ochotę każdego o wszystko pytać! Czemu wilk tak wyje w księżycową noc i czemu ryś tak zęby szczerzy rad?! Przecież to ważne pytania! W kukle także obudził się filozof, szkoda tylko, że nie umie mówić, za to przez cały czas plecenia stara się na migi pytać cię o różne rzeczy. Musi być bardzo zainteresowana otaczającym ją światem! W dodatku wyciąga spomiędzy wikliny świstoklika! Ktoś musiał go tu zostawić, a ona go zachowała, bo bardzo ją ten przedmiot zainteresował, teraz daje ci go, chcąc, żebyś coś o nim opowiedział Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie!
Miłej zabawy i powodzenia!
Autor
Wiadomość
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Och, nie przesadzajmy. Trochę źle mu było z tym, jakie relacje panowały między nim a Padme. W końcu to nie tak, że jej nie lubił! Zwyczajnie ich związek nie wypalił i to Leonardo był tym, który pierwszy to zauważył. Nie jego wina, że biedna Krukonka się z nim w tej kwestii nie zgadzała. Teraz jedynie irytowała go ta niezręczność towarzysząca im przy każdym spotkaniu. - No przecież nic mu nie robię! To takie pożegnanie. - Wzruszył ramionami, postanawiając przynajmniej na chwilę wyrzucić studenciaka ze swojej pamięci. Odsunął się łagodnie z krótkim "nie, dzięki", gdy Padme zaproponowała pomoc z ranką na twarzy - ona jednak przyciągnęła go do siebie i użyła zaklęcia wbrew jego woli. - Ależ ty mnie słuchasz... Nie zgadzał się z jej opinią co do ran - posiadał wiele blizn i wolał leczyć się w mugolski sposób, albo raczej nie nadużywać magii. Trenował sport oddalony od czarodziejskiego świata, nie chciał więc przychodzić na treningi magicznie uzdrowiony po każdym ciosie. Poza tym, proces rekonwalescencji uznawał za pewnego rodzaju karę. Skoro dał się zranić - ma być zraniony. Plus już kilka razy usłyszał od różnych partnerek, że takie blizny są całkiem atrakcyjne... Poprawił porwaną kurtkę i zdecydował, że wróci już do Hogwartu. Padme poszła kupić sobie coś do picia, Ezra zniknął w tłumie - w skrócie, Leo nie miał co tutaj robić. Sprawdził, czy przypadkiem jeszcze czegoś nie upuścił, gdy nagle poczuł, jak coś uderza go mocno w plecy. - Hej! - Poczuł ciepło, gdy gorący napój zalał materiał i zaczął lekko szczypać go w skórę. W dodatku jego "napastnik" wbijał mocno paznokcie w jego plecy, jakby nie był w stanie sam stać. Odwrócił się szybko, przechwytując rękę tego pacana, który mógł utrzymać się na własnych nogach. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, stała przed nim Padme - z zalaną ręką, chwiejącymi się na lodzie nogami i pustym kubkiem po herbacie. Mógł dostrzec w nim kilka czerwonych kropelek, obstawiał więc Imbirową mątwę. - No już nie leć tak na mnie... - Burknął, wycierając jej oblaną herbatą dłoń rękawem swojej kurtki. Najwyraźniej nie tylko on i tamten Krukon wracali dzisiaj do domów z poparzonymi rękoma...
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Gdy tylko Leo złapał ją za rękę, dość mocno zresztą, poruszyła nią niespokojnie. To spowodowało, że ponownie straciła równowagę a nogi całkowicie odmówiły jej posłuszeństwa, w efekcie czego znowu przykleiła się do niego. I miała szczerą ochotę go puścić, by potem pokracznie przeczołgać się na czworaka po śniegu, jednak Gryfon jej to uniemożliwiał. - Ała, no weź wyluzuj! To mnie boli! - miała na myśli oczywiście rękę zamkniętą w uścisku Gryfona. Zapomniała już jak silny potrafił być. To znaczy, nie, żeby kiedyś próbował tej siły na niej! Znała jego hobby a z dawnych opowieści Leonarda mogła jedynie wnioskować, że musi mieć piekielnie dużo sił. To też w nim lubiła, w zasadzie swego czasu cholernie ją to kręciło. Teraz może też, ale nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Oficjalnie się przecież nie lubili. Kiedy Leo ją puścił, rozmasowała obolałą rękę, jednak na jego komentarz posłała mu pełne irytacji i gniewu spojrzenie. - Gdybym mogła użyć dwukrotnie avady, bez żadnych konsekwencji, i byłabym zamknięta w pokoju z tobą, Voldemortem i Lestrange, to wymierzyłabym nią w ciebie dwa razy - skwitowała krótko z bladym uśmiechem "lecenie na niego". Jednocześnie też dała mu do zrozumienia jak bardzo go nie cierpi w tej chwili. Wiadomo, czas podobno leczy rany. Jeśli oczywiście dostało się pewne wyjaśnienia i przeprosiny! Tutaj nie przypominała sobie, żeby w ogóle coś takiego miało miejsce. Po całej tej zdradzie i rozstaniu długo nie pokazywała się wśród ludzi, uciekając naturalnie w pracę. Zawsze w nią uciekała. - Nie musisz, poradzę sobie sama - obrażona na świat zabrała poparzoną dłoń, chowając ją do kieszeni płaszcza. Była silną i niezależną kobietą, która wcale-a-wcale nie potrzebowała niczyjej pomocy. Z punktu widzenia osoby trzeciej mogli wyglądać całkiem normalnie, jak przytulająca się para - Padme dalej trzymała się kurczowo kurtki Gryfona, opierając się niechętnie twarzą o jego tors ze świadomością, że gdy tylko się odsunie to ubije tyłek na lodzie. - Nie cierpię cię z całego serca, Leo, mam ochotę cię udusić gołymi rękoma za tą twoją głupią buźkę - uznając nagle, że musi pochwalić się swoimi aktualnymi odczuciami, zaczęła wylewać gorzkie żale na wierzch. Wróżka miała rację, przystojny brunet znowu przysporzy jej kłopotów. Nerwowych.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie zorientował się, że wkładał aż tak dużą siłę w ten uścisk. Znaczy na początku tak, w końcu nie wiedział, któż to na niego wpadł. Dalej był przewrażliwiony po nieprzyjemnej sytuacji z tamtym Krukonem... Ale na widok Padme myślał, że nieco wyluzował. Najwyraźniej jej obecność wcale go nie relaksowała, co za niespodzianka! - Przepraszam. - Oświadczył, bo faktycznie nie zorientował się, że może sprawiać jej ból. Zaraz potem jednak dziewczyna zaczęła go wyklinać i mu grozić, na co przewrócił oczami dość teatralnie. - Jasne. Ogólnie to myślę, że jedna Avada by mi wystarczyła, ale jeśli lubisz maltretować czyjeś zwłoki... Tak czy inaczej, skoro jesteś taka samowystarczalna, to może już mnie puścisz? - Pozwolił, aby w jego głosie rozbrzmiało zniecierpliwienie. Padme bowiem dalej się o niego opierała, jakby conajmniej jego życiowym celem było utrzymywanie jej na lodzie. - Jak uważasz, Pad. - Dalej zirytowany odsunął się łagodnie, dłonią wspierając jeszcze przez chwilę swoją rozmówczynię, żeby nie wytrącić jej tak nagle z równowagi. Ale przecież planował iść do Hogwartu, a nie wysłuchiwać jaki to jest okropny. Przy tym czuł, że chociaż dziewczyna jest zła, to wcale tak go nie nienawidzi - co jedynie sprawiało, że sytuacja była jeszcze bardziej przygnębiająca. Raczej nie był wielkim fanem pogaduszek ze swoimi byłymi partnerkami, a Naberrie chyba zebrało się na wylewanie nie tylko herbaty, ale i żali.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Padme już sama nie wiedziała czy sytuacja ją przygnębiała, czy denerwowała. Z jednej strony brakowało jej Leo, bo pomimo tego, że byli w związku to dogadywali się całkiem nieźle poza nim. Z drugiej wiedziała, że jej duma nie pozwoli na powiedzenie mu tego wprost. Może bardzo okrężną drogą, ale nigdy nie wprost. Chyba, że byłaby lekko pijana, jak teraz. Gdy tylko chłopak zwrócił jej uwagę na to, że cały czas się go trzyma - co najwidoczniej bardzo go niecierpliwiło - a potem powoli ją odsunął od siebie, westchnęła, próbując utrzymać równowagę na lodzie. Chociaż początkowo wychodziło jej to całkiem całkiem, tak nagle wpadła na pomysł, że może i powinna w końcu wyprostować pewne sprawy z Leo. Po długim czasie, ale lepiej później, niż w ogóle, prawda? Miała ostatnią szansę na przełamanie swojej cholernej kobiecej dumy, bo Leo w tym czasie zdążył się oddalić. - Leo? Poczeeeee... - krzyknęła za nim; z gracją słonia w składzie porcelanie zrobiła kilka kroków do przodu wywracając się na plecy, prosto w porządną kopkę śniegu. - ...kaj. Poczekaj - podnosząc się na łokciach, otrzepała twarz ze śniegu. Pomijając ubity tyłek, było jej piekielnie zimno, być może przez to, że miała prawie gołe nogi, cienką sukienkę i wcale nie grubszy płaszcz. Jej popis najwidoczniej poskutkował i wzbudził litość w Gryfonie (co spowodowało, że gdyby tylko mogła to zakopałaby się ze wstydu pod ziemią), który wrócił i spoglądał na nią z góry. - Możemy porozmawiać? Normalnie. Jak ludzie, trochę męczy mnie ta nieprzyjemna relacja. Za bardzo - zbierając się na odwagę, podniosła się z ziemi. To, że trzęsła się z zimna nie miało teraz dla niej szczególnego znaczenia. Skoro już na siebie wpadli, co nie zdarzało się jakoś wyjątkowo często, to musiała jakoś to wykorzystać. - No chodź, postawię ci drinka. Albo herbatę. Do domu cię nie zapraszam na najlepszą w życiu gorącą czekoladę, chyba nie wypada - zniecierpliwiona skonsternowaną miną Gryfona, otrzepała się ze śniegu, spoglądając na niego wyraźnie zbita z pantałyku.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Mógłby być już w Hogwarcie, doprawdy. Zajrzałby do kuchni, poprosiłby skrzaty o kubek kakao i może jakieś ciastko... A potem poszedłby sobie poćwiczyć. Na sam koniec zakopałby się w łóżku przy akompaniamencie trzaskającego w kominku ognia. Zregenerowałby siły, pewnie nawet zapomniałby o tej całej sprzeczce z Krukonem... I następnego dnia byłby znowu optymistycznym słoneczkiem! Ale Padme wcale nie chciała tak łatwo odpuścić i nie dość, że za nim zawołała, to jeszcze usiłowała wzbudzić w nim litość wywracając się na lodzie. Merlinie, czy ta kobieta nie potrafiła sama stać na własnych nogach? Rozumiał obcasy, rozumiał że trochę się pewnie napiła... Ale bez przesady! - No, co? - Spytał mało przyjemnie czy kulturalnie, podchodząc do wyłożonej na ziemi Krukonki. Chciał jej nawet odruchowo podać rękę, ale sama wstała i zaczęła tłumaczyć, co od niego chce. Powstrzymał się od przewrócenia oczami, bo jak dla niego to Naberrie stwarzała problemy. Jemu całkiem nieźle się żyło, a o ich relacji prawie w ogóle już nie myślał. - Och, daj spokój. - Mruknął pod nosem, po czym podszedł do pierwszego lepszego stoiska. Drinków tu nie mieli, a jemu nie chciało się teraz łazić po barach. Kupił dwie imbirowe mątwy i podał jedną swojej towarzyszce. - No, to o czym chcesz rozmawiać? - Zerknął na swój napój, którego barwa przypominała zwykłą czarną herbatę - może odrobinę czerwonkawo połyskiwała. W końcu Leonardo wcale nie był aż taki zdenerwowany. Właściwie, to trochę już ochłonął i teraz raczej neutralnie podchodził do tematu. Ten połysk jedynie odzwierciedlał ślady irytacji.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Gdyby tylko mogła usłyszeć myśli Leonarda, to pewnie już dawno by tutaj leżał martwy. Nie bez powodu się go trzymała mając cichą nadzieję, że Gryfon ogarnie swoim małym móżdżkiem fakt, że powinien odprowadzić ją na ścieżkę zaledwie kilka metrów dalej. Niestety, zapomniała też, że olbrzym, którego niegdyś kochała, czasami myślał tylko kupą mięśni, zapominając o tym najważniejszym organie. Słysząc jego ton z kolei odechciało jej się czegokolwiek. Doskonale wiedział jaki Krukonka ma charakter, ale pewnie i tu zapomniał użyć mózgu. Zresztą, coraz bardziej odnosiła wrażenie, że ich piękny związek, pierwsza miłość, cokolwiek to było, był tylko wyidealizowaną bajką w jej głowie i nie znaczyła dla niego nic więcej, niż wszystkie te dziewczyny na jedną noc. Bolesne, ale nie zdziwiłoby jej to jakoś szczególnie. Przejmując herbatę, spojrzała wgłąb niej. Przyjmowała bliżej nieokreśloną barwę, która pewnie przypominała teraz to, co miała w głowie. A potem przechwyciła spojrzenie zniecierpliwionego Leo. - Jezu, aż tak nie chcesz ze mną rozmawiać? - palnęła, przypatrując mu się uważnie. Znała go w miarę, więc wiedziała, kiedy kłamie. - Dobra, jebać. Powiem to szybko... - westchnęła, obejmując kubeczek dwiema dłońmi w celu rozgrzania ich. - Zjebało się między nami, nieważne, ale brakuje mi czasami twojej buźki, Leo. Nie przez to co nas łączyło, ale po prostu... no - zawiesiła się na chwilę, przesuwając spojrzeniem po ludziach, którzy przewijali się w pobliżu. - To znaczy czuję się źle z tym, że się ignorujemy i traktujemy jak wrogowie, bo byłeś mi bliską osobą - samą zdradę jakoś przebolała i już o niej nie myślała tak gorączkowo jak kiedyś, więc nie miała zamiaru wywlekać teraz tego tematu. I tak stąpała po wyjątkowo cienkim lodzie, najzwyczajniej bojąc się tej rozmowy.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
To nie tak, że nie chciało mu się z Padme rozmawiać. No, może trochę - ich relacje były napięte i nie był pewien, czy dziewczyna dalej jest zła czy co. Raczej wolał nie utrzymywać bliższych kontaktów ze swoimi partnerkami... Ale jednak Krukonka bardzo naciskała na rozmoę i nie był w stanie jej tak po prostu odmówić. Skoro chciała sobie wszystko poukładać, to nie chciał stać jej na drodze. - Nie traktujemy się jak wrogowie - zaprotestował odruchowo, bo przecież swoich wrogów traktował o wiele agresywniej, niż taką Pad. Wysłuchał jej do końca, a potem chwilę milczał - zabił czas biorąc kilka łyków herbaty. Jej kolor trochę się uspokoił i stonował - właściwie, to po czerwieni nie zostało już śladu. Był to raczej dobry znak, w końcu Leo nie chciał wściekać się na Naberrie. Lubił ją i po części rozumiał jej problem. On zwyczajnie miał zasadę, że nie będzie prowokował, czy bardziej krzywdził swoich ex poprzez pozostawanie w bliskich relacjach. - Nie wiem co ci odpowiedzieć. - Poinformował ją w końcu, spokojnym tonem. - Ale masz rację, chyba powinniśmy się trochę... Ogarnąć.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Gryfon nie uciekł, co zaskoczyło i jednocześnie zadowoliło Padme. Spojrzała na niego z niepewnym uśmiechem. Przynajmniej dalej jeszcze udawało im się wspólnie zgadzać w pewnych sprawach. - To wspólne ignorowanie się jest słabe - stwierdziła spokojnie, zerkając ukradkiem wgłąb kubka z herbatą. - I trochę niedojrzałe, co? - nie miała zamiaru krzyczeć na Leo, że zachowuje się jak skończony buc, bo ona wcale lepsza nie była. Do tej pory może ignorowała go albo była po prostu wredna, kiedy miała okazję tylko mu dopiec, jednak od pewnego czasu zmienił jej się pogląd na kilka spraw. Bynajmniej nie miała też zamiaru rozprawiać się z duchami wszystkich swoich ex-chłopaków. Z macho sytuacja wyglądała inaczej. - Byliśmy dość blisko, przez co podwójnie mnie to wszystko denerwuje - zamoczyła wargi w herbacie a potem napiła się jej, rozglądając wokół. Było jej cholernie zimno, powoli zaczynała się trząść, ale to się nie liczyło - w końcu dokonała małego sukcesu. - To co, rozejm? - spytała w żartobliwym geście wysuwając lodowatą i ciut siną dłoń w stronę chłopaka. Ostatecznie jakiś czas później każde z nich rozeszło się we własną stronę.
Areum miała dość tematu zbliżających się egzaminów, które miały sprawdzić zgromadzoną przez nią wiedzę w przeciągu ostatnich siedmiu lat. Owutemy, jak i wystawianie ocen szły ze sobą w parze, więc nacisk nauczycieli i ilość prac domowych wzrosła kilkukrotnie. Zdecydowała się na spacer do Hogsmade, zostawiając książki w dormitorium. Pogoda była naprawdę piękna. Lato rozpoczęło się na dobre, a bezchmurne niebo skąpane było w promieniach słońca i tylko chłodne, delikatne podmuchy wiatru nadchodzące ze strony Zakazanego Lasu mogły przynieść ukojenie. Nie było ich jednak wiele. Puchonka przechadzała się po parku, kierując ostatecznie w stronę tutejszego jeziora i znajdujących się przy nim stolików. Panował gwar, wiele rodzin z dziećmi spędzało tu popołudnie, przyprowadzając nawet ze sobą swoich pupili zwierzęcych. A to kruk przeleciał jej nad głową, a to pies przebiegł pomiędzy nogami.. Była to jednak miła odskocznia od tego, co w obecnej chwili przedstawiał sobą pogrążony w skupieniu Hogwart. Agnes miała dzień wolny i od rana miała chęć spaceru. Odrobiła zadania i odwiedziła bibliotekę, a krótko po dwunastej ruszyła w stronę wioski, gdzie odwiedziła kilka sklepów i zrobiła drobne zakupy. Zamówiła herbatę, idąc następnie w stronę parku, mając pod pachą książkę. Była wypoczęta, zadowolona, rozkoszowała się promieniami słońca padającymi na jej twarz i co rusz zerkała w stronę kołyszącej się tafli wody, która lśniła niczym ogień. Zajęła miejsce przy jednym ze stolików, nad którym górował nakrapiany, miętowy parasol. Wyjęła ciastka, postawiła herbatę i już miała brać się za lekturę, gdy dostrzegła idącą w jej stronę, młodszą koleżankę z roku. Znały się z zajęć i pokoju wspólnego, więc dziewczyna pomachała w jej stronę i uśmiechnęła się zachęcająco, ponieważ Areum wyglądała na nieco osamotnioną..
Agnes zawsze uwielbiała przebywać w otoczeniu ludzi, nawet jeżeli nie wchodziła z nimi w absolutnie żadną interakcję, zamiast tego błądząc myślami po tylko jej znanych ścieżkach własnego umysłu. Dziewczyna po prostu lubiła, kiedy dookoła niej panował zgiełk, dlatego nie przepadała za miejscami pokroju biblioteki, gdzie prawie niczym niezmącona cisza była wręcz niepokojąca. Mimo tej jawnej niechęci musiała w najbliższym czasie skierować swe kroki do królestwa panny Jenkins, by oddać zaległe książki, z których uczyła się do egzaminów. Puchonka cieszyła się, że wszystkie zaliczenia ma już za sobą, bowiem wreszcie mogła w pełni skupić się na pracy i własnych zajęciach. Ten rok był dla niej pod pewnymi względami przełomowy - poczuła studencką wolność, dostała pierwszą pracę, usamodzielniła się finansowo od rodziców - słowem, Agnes Lumière wkroczyła w dorosłe życie. Jednakże swoboda, którą uzyskała odbiła się negatywnie na jej ocenach, chociaż dziewczyna pracowała sumiennie...przynajmniej zazwyczaj. Puchonka zdecydowała się jednak nie przejmować, postanawiając, że poprawi niezbyt zadowalające ją wyniki za rok. Dzięki temu zyskała dwa długie tygodnie odpoczynku, poprzedzające zakończenie roku i wakacyjną przerwę. Dzisiejszego poranka, chociaż bardziej odpowiednie byłoby określenie "dzisiejszego przedpołudnia", dziewczynę obudziły promienie słoneczne, wkradające się przez szczelinę między ciężkimi zasłonami i drażniące jej przymknięte powieki. Niechętnie wygramoliła się z łóżka, niezadowolona, że coś zmąciło jej całkiem przyjemny sen. Miała tego dnia wolne od pracy, zamierzała więc odespać wszystkie zarwane przed egzaminami noce, jednak najwidoczniej los chciał dla niej inaczej, dlatego niemiłosiernie się ociągając, Agnes doprowadziła się do porządku i opuściła dormitorium. Zdecydowała się wreszcie odnieść do biblioteki szkolną własność - kilka grubych tomów z zakresu zaklęć uzdrawiających - w końcu jak długo można odkładać na później tak prostą czynność. Przemierzała puste korytarze, ziewając od czasu do czasu, a stukot jej obcasów niósł się po zamku. Gdy wreszcie dotarła do biblioteki, wzięła głęboki oddech i najszybciej jak się dało załatwiła to, co miała załatwić. Z uśmiechem na ustach wyszła z komnaty, a jej uwagę przykuł widok rozpościerający się za oknem. Pogoda była piękna, słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie - warunki idealne na spacer. Nie myśląc długo, dziewczyna udała się w stronę wyjścia z zamku, by następnie nieśpiesznym krokiem przejść do Hogsmeade. Puchonka nie potrafiła (i nie chciała) pohamować beztroskiego uśmiechu, który rozjaśnił jej twarz, kiedy mijała roześmiane dzieci, biegające dookoła ze słodyczami z Miodowego Królestwa albo bawiące się zakupionymi u Zonka ustrojstwami. Agnes dała się porwać wraz z tłumem i sama nie wiedząc jak, już po chwili znalazła się nad brzegiem jeziora. Otaczało ją całkiem sporo ludzi, co jeszcze bardziej poprawiło jej humor po wizycie w bibliotece - nie zrozumcie mnie źle, panna Lumière kocha książki, jednak cicha, chłodna komnata od zawsze powodowała u dziewczyny poddenerwowanie. Brunetka usiadła przy jednym ze stolików, stojącym trochę na uboczu, za to ze świetnym widokiem na skrzącą się w słońcu taflę jeziora. Wyjęła ze swojej wysłużonej, skórzanej torby paczkę maślanych ciasteczek oraz książkę - lekką powieść obyczajową, którą otrzymała w ubiegłym tygodniu w przesyłce z domu i poświęciła się lekturze, co jakiś czas przerywając, by schrupać przyniesiony ze sobą słodycz.
Nauka od zawsze była dla Areum przyjemnością, jednak na dłuższą metę było to męczące. Miała już dość powtarzania materiału z przedmiotów, które początkowo wydały jej się interesujące, lecz okazały się niezmiernie przytłaczające. Taka Historia Magii na przykład. Niby było to wszystko ciekawe, chciała dowiedzieć się wielu rzeczy, o których rodzice jej nie opowiedzieli, jednak zapamiętanie tych wszystkich dat i dopasowanie ich do poszczególnych wydarzeń w świecie czarodziejów było niezwykle trudne. Właściwie to dlaczego nie zrezygnowałam z tego przedmiotu? Historia, jakakolwiek, nawet ta, której uczyła się w mugolskiej szkole była trudna. Mieszało jej się to, nie ważne, jak długo by wkuwała. Postanawiając odpocząć od nauki dziewczyna wybrała się na spacer do Hogsmeade. Początkowo planowała tylko kupić sobie trochę słodyczy w Miodowym Królestwie, jednak zrezygnowała z tego pomysłu, ostatnio jakoś nie przelewało jej się z galeonami. Zamiast tego przechadzała się po czarodziejskiej wiosce, aż w końcu dotarła do parku. Siedzące gdzieś w koronach drzew ptaki radośnie ćwierkały, a młoda Reynolds rozkoszowała się pięknem tego dnia i pogodą. Zmierzając w kierunku jeziora dostrzegła znajomą twarz - była to Agnes, niewiele starsza Puchonka, z którą znała się niemal od zawsze. Co prawda ich znajomość nie była póki co na jakimś bardzo zaawansowanym poziomie, jednak Areum musiałaby być całkowitym odludkiem, żeby nie znać osoby ze swojego domu. Widząc, że również została zauważona, podeszła do dziewczyny, by przysiąść nieopodal. - Cześć, Agnes - przywitała się, jak zwykle pogodnie. - Co czytasz?
Agnes właśnie kończyła czytać drugi rozdział książki, zachwycając się pięknym językiem, którym posługiwała się autorka, błądząc myślami gdzieś daleko i rozmyślając o Wyspie Księcia Edwarda, o małym, drewnianym domku z gankiem i o wrzosowiskach. Westchnęła błogo, właśnie tak wyobrażała sobie swoje dzieciństwo we Francji, i choć nie miała zbyt wielu wspomnień z tamtego okresu, to ilekroć myślała o Eguisheim, towarzyszyły jej uczucie sielanki, bezpieczeństwa i radości, która możliwa jest tylko u małych dzieci. Ponownie wyciągnęła rękę w stronę paczki ciastek - zdążyła zjeść już połowę, ale całe szczęście w leżącej obok niej torbie znajdowała się kolejna. Mimo wszystko dziewczyna przykazała sobie zwolnić nieco tempo pałaszowania słodkości, dlatego zamiast wyjąć kolejne płaskie, okrągłe ciasteczko z dziurką w środku, posypane na górze drobnymi kryształkami cukru, brunetka rozejrzała się po okolicy. Przy jeziorze zbierało się coraz więcej rodzin, a Puchonce zrobiło się lekko na sercu, na widok roześmianych dzieci, bawiących się nieopodal. Jej wzrok prześliznął się po grającej w gargulki grupce uczniów, po starszej pani, uczącej aportować swojego psa, uroczego rudego kundelka, który chyba był niezbyt skory do robienia sztuczek, po dwójce staruszków żywo reagujących na utratę kolejnych figur w szachach czarodziejów, by następnie spocząć na ścieżce, na której dostrzegła znajomą postać. Uśmiechnęła się szeroko i pomachała do Areum, zachęcając ją tym samym, by przysiadła się do zajmowanego przez brunetkę stolika. Kojarzyła dziewczynę, w końcu były w tym samym domu i dzieliła je zaledwie różnica jednego roku, dlatego zdarzało się, że część zajęć miały prowadzone razem, tym bardziej, że młodsza czarownica należała do pojętnych uczniów. Kilka razy rozmawiały, jednak nie było to nic, wykraczającego poza standardowe "Hej, jak leci" albo pogawędkę na tematy typowo szkolne jak lekcje czy zadania domowe. Mimo wszystko dziewczyna wydawała się sympatyczna, a Agnes lubiła od czasu do czasu zwyczajnie z kimś pogadać, dlatego ucieszyła się, widząc, że siódmoklasistka skierowała kroki w jej stronę. -Cześć-posłała Areum pogodny uśmiech, wskazując miejsce naprzeciw siebie i podając dziewczynie paczkę ciastek-Proszę, siadaj i częstuj się. Co u ciebie, jak Owutemy?-zapytała, wiedząc, że ostatni rok w Hogwarcie nie należał do najłatwiejszych, a egzaminy końcowe potrafiły spędzać sen z powiek. Całe szczęście młodsza Puchonka nie wydawała się zarywać nocek, a przynajmniej nie w takim stopniu, by wyglądać niezdrowo, co uspokoiło Agnes, która jak zwykle -jak to ona- martwiła się o wszystkich. Słysząc pytanie koleżanki, podała jej książkę, która była widocznie wysłużona od wielokrotnego użytku, co jednak nie oznaczało, że była zniszczona. -"Ania z Zielonego Wzgórza". To mugolska lektura, ale uwielbiam atmosferę, którą autorka kreuje z każdym kolejnym akapitem. No i oczywiście główna bohaterka jest urzekająca w swojej prostolinijności ale i marzycielstwie. Słyszałaś o niej kiedyś?-z tego co wiedziała, Areum miała styczność z niemagicznym światem, dlatego była szczerze ciekawa, czy kojarzy historię rudowłosej sierotki.
Grzecznie dziękując zajęła miejsce przy stoliku, ciągle zastanawiając się nad tym, czy skusić się na ciastko. Szczerze, nie spodziewała się pytania o owutemy, słysząc je na jej twarzy pojawił się niezręczny uśmiech. - No wiesz... - zaczęła. - Średnio mi poszło, ale i tak z niektórych przedmiotów poszło mi lepiej, niż mojej siostrze dwa lata temu - uśmiechnęła się, po czym wsłuchała się w opowieść Agnes o czytanej przez nią książkę. - No pewnie! Też ją czytałam, kilka lat temu co prawda... Przeczytałam wszystkie tomy, głównie z ciekawości, jak potoczą się losy bohaterki, jednak inne serie są dla mnie bardziej interesujące, na przykład Przygody Tomka Sawyera - przyznała. - Podobnie jak Ania, ma wiele pomysłów, wszystkie książki z tej serii są przepełnione humorem - mówiąc to, poczęstowała się jednym ciastkiem. - A jak tam twoje oceny końcowe?
Widząc lekkie zmieszanie na twarzy koleżanki, Agnes uśmiechnęła się do niej życzliwie i machnęła ręką, sygnalizując tym samym, żeby zmieniły temat. W końcu wakacje za pasem, a temat szkoły chyba zdążył się wszystkim przejeść przez te ostatnie dziesięć miesięcy. Zadania domowe, testy, lekcje...naprawdę było mnóstwo ciekawszych rzeczy, o których można by porozmawiać. -Nie przejmuj się, jestem pewna, że przesadzasz-powiedziała, przysuwając paczkę ciastek bliżej niej. W końcu nic nie poprawia humoru lepiej niż słodycze, prawda? Następnych parę minut zajął monolog Agnes, która niezwykle wczuła się w opowiadanie o czytanej przez siebie książce; na jej lickach pojawił się rumieniec podekscytowania, a kasztanowe oczy błyszczały niczym u rozemocjonowanego dziecka, które właśnie opowiada o prezentach, które dostało na gwiazdkę. Brunetka uwielbiała mówić o tym, co w jakiś sposób ją poruszało, wprawiając jej serce w drżenie i dając głowie nowe tematy do przemyśleń. Tak właśnie działała na nią powieść pani Mongomery, wzruszając, ale i bawiąc do łez. Agnes czytała ją już kilka razy, ale lubiła wracać na Zielone Wzgórze i co jakiś czas sięgała po książkę ponownie. Dowiedziawszy się, że Areum również miała styczność z tą lekturą, na piegowatej twarzy Agnes pojawił się radosny uśmiech - czyżby znalazła kogoś, z kim mogłaby rozmawiać o literaturze niemagów? -Och naprawdę? I co o niej myślisz, podobała ci się?-w przypływie euforii Puchonka zasypała koleżankę pytaniami, ale cóż, taka już była panna Lumière, impulsywna i szybko ekscytująca się wszystkim dookoła. Słuchała z uwagą wypowiedzi siódmoklasistki, przyjmując czasem aż nadto poważny wyraz twarzy, co musiało wyglądać komicznie, biorąc pod uwagę fakt, że przecież rozmawiały o książce. -Nigdy nie czytałam kolejnych części, zamiast tego wracając do tej- poklepała okładkę niczym starego przyjaciela - Polecasz je? Gdyby były utrzymane w tym samym sielankowym stylu...-brunetka zamyśliła się na chwilę i zawiesiła wzrok na grupce bawiących się nieopodal dzieci. Czy w szkolnej bibliotece mogą mieć mugolską literaturę? Powróciła spojrzeniem do Areum, posyłając jej przepraszający uśmiech. Kiedy na miłość boską nauczy się, żeby nie odpływać myślami w połowie rozmowy. Zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc tytuł padający z ust Puchonki i próbując sobie przypomnieć, czy miała kiedykolwiek styczność z tą książką. -Czy to ta historia, w której główny bohater jest świadkiem morderstwa, a później zostaje zamknięty w jaskini? Albo coś takiego...-zaśmiała się cicho. Przeczytała już tyle książek, że niektóre zwyczajnie zaczęły jej się mieszać, tym bardziej, że dziewczyna często bujała w obłokach, niezbyt zważając na świat dookoła niej. Na pytanie o swoje oceny końcowe wzruszyła delikatnie ramionami, nawijając nerwowo na palec jeden ze swoich brązowych pukli. -Nie najlepiej jeśli mam być szczera. Chyba zachłysnęłam się tą studencką wolnością i wyszło jak wyszło. Chociaż nie jest też tragicznie.-przewróciła oczami. W końcu zadowalający z Uzdrawiania i Zaklęć to zawsze coś, no i przede wszystkim z niczego nie miała Trolla, a to już jest sukces, biorąc pod uwagę jak beznadziejna jest z Obrony przed Czarną Magią.
Podekscytowanie starszej Puchonki wywołało uśmiech na twarzy Areum. Doskonale znała to odczucie - tak samo zachowywała się gdy opowiadała innym o informatyce, astronomii, komiksach, czy grach. Największych emocji dostarczało jej opowiadanie o ulubionych postaciach z Overwatch, wtedy na policzkach czarnowłosej wykwitały rumieńce, które dość trudno było u niej wywołać. Gdy była młodsza, przez ekscytację ledwo dawała radę usiedzieć w miejscu, cieszyło ją to, że nauczyła się panować nad swoimi emocjami, chociaż czasem aż telepała się wewnątrz. - Czy ja wiem... Napisane są raczej podobnie, autorzy tworzący kilkutomową sagę starają się z reguły utrzymać wszystko w zbliżonym stylu, a na pewno gatunku. W sumie trudno byłoby wymagać od, na przykład Tolkiena, że nagle napisze romantyczną powieść utrzymaną w realiach wiktoriańskiej Anglii - wzruszyła ramionami, nie za bardzo wiedząc, skąd jej się taki pomysł wziął. Swoją drogą, styl Tolkiena był dla Areum trochę toporny, przez co nie pochłaniała jego książek z taką radością, jak na przykład powieści Sarah Waters. Owszem, przeczytała wszystkie części słynnego na cały mugolski świat Władcy Pierścieni, jednak sporo jej to zajęło i odpuściła sobie inne, stworzone przez Tolkiena książki. - Tak, to dokładnie ta książka! - wyraźnie ucieszyła się z faktu, że Agnes również miała do czynienia z Sawyerem. - Naprawdę świetnie się to czytało. W ogóle ostatnio zaczęłam Opowieści Z Narnii, i tak, wiem, że to już kiedyś czytałam, ale nie udało mi się przebrnąć przez Księcia Kaspiana. Mam nadzieję, że tym razem mi się to uda i przeczytam wszystkie tomy. Swoją drogą wiedziałaś, że kolejność, w jakiej zostały wydane te książki nie jest kolejnością czytania? - napomknęła. - Powinno zaczynać się od Siostrzeńca Czarodzieja, zamiast od Lwa, Czarownicy i Starej Szafy. Ta część jest dopiero drugą w kolejności. I właśnie według tej kolejności zamierzam teraz czytać - poinformowała koleżankę, przeczesując swoje czarne włosy. - Swoją drogą filmy z tej serii także są całkiem dobrze zrobione, biorąc pod uwagę to, jakie wyobrażenie o magii mają mugole. Wracając do ocen, to mam nadzieję, że w przyszłym roku trochę lepiej mi pójdzie - przyznała.
Lato od zawsze kojarzyło się Agnes z książkami; kiedy inni imprezowali do białego rana, wlewając w siebie litry alkoholu, ona wolała zaszyć się w lesie albo na jeziorem z jakąś ciekawą powieścią. Jej niemagiczni znajomi często mieli problem, by się z nią skontaktować, bowiem dziewczyna znikała na całe dnie, a w miejscach, w których przebywała, zazwyczaj nie było zasięgu. Później oczywiście w ramach zadośćuczynienia spędzała mnóstwo czasu w ich towarzystwie, czy to włócząc się bez celu po okolicy, czy wyruszając na wycieczki rowerowe, a czasem po prostu przesiadując razem w ogródku któregoś z nich. Właśnie takiej sielanki brakowało jej tutaj, w Szkocji, jednak nawał zajęć skutecznie kierował myśli szatynki w inne strony, skupiając jej uwagę na zadaniach domowych, zaklęciach i eliksirach. Zresztą zawsze mogła zaznać odrobinę tej swojskiej atmosfery, uciekając w książki, co chętnie robiła. Rozmowa z Areum przypomniała Puchonce ożywione dyskusje, jakie prowadzili wraz z przyjaciółmi, bowiem każde z nich miało nieco odmienny gust jeśli chodzi o literaturę. Szatynka sięgnęła po kolejne ciastko, słuchając koleżanki z uwagą. -Hm...Tolkien piszący romansidła osadzone w wiktoriańskiej Anglii, to mogłoby być ciekawe- zaśmiała się. Uwielbiała trylogię Władcy Pierścieni, chociaż czytała ją dość dawno temu i teraz, z perspektywy czasu, uważała serię za nieco zbyt bajkową. Nijak miała się do prawdziwej magii, ale cóż biedny Tolkien mógł o tym wiedzieć. -Podziwiam pisarzy fanstasy, nawet jeśli ich wyobrażenia o czarach odbiegają od rzeczywistości. Pomyśl tylko, wymyślić to wszystko, nie wiedząc kompletnie nic o czarodziejskim świecie! - kiedy Agnes była młodsza, często zastanawiała się, skąd niemagom w ogóle wziął się pomysł na magię; dziewczynka nie mogła uwierzyć, że ktoś mógłby być w stanie wymyślić coś tak odbiegającego od rzeczywistości, którą znał. Dzisiaj wiedziała już, że cały ten proces trwał wieki, a zapoczątkowany został najprawdopodobniej przez wierzenia starożytnych i ich mitologie, jednak wciąż twórcy fantastyki budzili u niej respekt. - Opowieści z Narnii kiedyś zaczęłam, ale dotrwałam tylko do Srebrnego Krzesła. Mój brat za to miał obsesję na punkcie tych książek, chociaż niezbyt lubi czytać, jeśli mam być szczera. - Thomas o wiele bardziej interesował się kinem; zastanawiał się nawet nad karierą aktora, który to zawód -zdaniem Agnes- doskonale do niego pasował. Dziewczyna uwielbiała słuchać, kiedy młodszy od niej o rok brat opowiadał o historii kinematografii i...no cóż, sama złapała zajawkę na filmoznawstwo, chociaż w mniejszym stopniu. -A ty masz rodzeństwo?- zapytała, przyglądając się jakiemuś chłopczykowi, który biegał dookoła z ogromnym, czerwonym balonem w ręce. Widząc jaką radość mu to sprawia, osiemnastolatka nie mogła pohamować uśmiechu, który wkradł się na jej twarz, a którego nie zraziła nawet zmiana tematu. Dziewczyna machnęła ręką na słowa Areum. -Nie przejmuj się, z pewnością pójdzie ci fantastycznie. Tylko nie idź w moje ślady, żeby studenckie życie nie uderzyło ci zbytnio do głowy- zakończyła poważnym tonem, naśladując dorosłych, którzy udzielają rad. Następnie przewróciła oczami i podsunęła koleżance opakowanie ciastek. -Mówiłam częstuj się. Nie uwierzę, że nie lubisz słodyczy.- spojrzała na nią przenikliwie -Thomas zawsze powtarzał, że ludziom, którzy nie lubią łakoci, nie należy ufać. Posłała brunetce przyjazny uśmiech, opierając łokcie o drewniany stolik i kładąc brodę na dłoniach. Prawie zapomniała, że przyszła tu czytać książkę, ale nic straconego, w końcu powieść zawsze może dokończyć w dormitorium, a pogawędka nie poczeka, aż skończy rozdział. -Masz już jakieś plany na wakacje?
Zastanowiła się chwilę nad słowami Agnes o tym, jakie wyobrażenie o czarach mają ludzie kompletnie nie powiązani z magią. Co prawda to ona jako pierwsza wspomniała o tym, że niektóre książki fantasy są całkiem dobrze zrobione, ale... - Zapewne gdyby nie to, że od zawsze mam do czynienia z niemagiczną rzeczywistością trudno byłoby mi wyobrazić sobie jakiś inny sposób porozumiewania się niż na przykład za pomocą sowy. Albo chociażby te wszystkie elektroniczne rzeczy - mówiąc to przywołała w myślach swoją przenośną konsolę PSP, która zapewne walała się gdzieś w szufladzie w dormitorium. - Niektórych czarodziejów zastanawia to, jakim cudem działa chociażby telewizor, czy nawet metro, z kolei mugole nie wyobrażają sobie teleportacji. W ogóle zauważyłam, że ostatnio w ich społeczności jednorożce stały się jakby bardziej popularne. Często są przedstawiane jako wielokolorowe i zawsze są blisko związane z tęczą, co w sumie nie jest dla mnie zbyt zrozumiałe - lekko wzruszyła ramionami, gdyby nie podwójne życie, chyba raczej nigdy by nie wpadła na to, że śnieżnobiały jednorożec o złotych kopytach może mieć coś wspólnego z tęczą. - Może to dlatego, że są łagodne, nawet według mugoli. Tęcza jednoczy wiele kolorów, dawniej tęczowe flagi były używane jako symbol pokoju, teraz są symbolem tolerancji. To niby pasuje, ale w dość pokrętny sposób, przynajmniej w moim odczuciu - zastanowiła się głośno. Oczywiście, że widziała żywego jednorożca, tęczę także - czy to na niebie, czy na fladze, w każdym razie w jej mózgu połączenie konia z jednym rogiem i zjawiska optycznego było dość trudne do wykonania. Jedyne co jej wychodziło, to radośnie skaczący po tęczy jednorożec. Ale tak piękne i dostojne stworzenie z wielokolorową grzywą, rogiem, czy sierścią? Już prędzej uwierzyłaby w istnienie bajkowego Totoro. Również zerknęła na biegającego nieopodal chłopca i aż przypomniała jej się gra, w którą miała przyjemność zagrać podczas zeszłorocznych wakacji. - Wygląda jak Jason z Heavy Rain - mruknęła, bardziej sama do siebie mimo tego, że jedynym podobieństwem był właśnie czerwony balon. Swoją drogą, gra była bardzo ciekawa. - Tak. Byeol jest starsza o dwa lata, z kolei Changseop jest młodszy, także o dwa lata - odparła. - Kocham ich po równo, chociaż z Byeol dogaduję się o wiele lepiej. Zaśmiała się, słysząc wzmiankę o studenckim życiu. O to akurat się nie martwiła, nigdy nie była typem imprezowiczki, od zawsze wolała skupiać się na nauce. Z trudem zdecydowała się poczęstowanie się kolejnym ciastkiem, uśmiechając się przy tym niezręcznie. - Dzięki. Ale wiesz, nie przepadam specjalnie za słodyczami - zaczęła, by po chwili ugryźć się w język. Przecież to było wiadome, że taki komentarz może wywołać pytania! Teraz, nie za bardzo wiedząc, jak wybrnąć, postanowiła podłapać temat wakacji i zakończyć rozmowę o słodkich przekąskach. - Odnośnie wakacji, to początkowo planowałam powrót do domu, jednak ostatecznie postanowiłam wziąć udział w szkolnej wycieczce. Mam nadzieję, że także się wybierasz?
Agnes miała to szczęście, że prawie od zawsze miała styczność zarówno ze światem czarodziejów jak i mugoli. Jej matka co prawda niechętnie używała zaklęć w domu, niemniej jednak dziewczynka już od najmłodszych lat przyzwyczajona była do samo-myjących się naczyń czy kominka, który rozpalał się tuż po wejściu do salonu. Natomiast za sprawą ojczyma, panna Lumière dobrze poznała niemagiczną społeczność, zresztą zdecydowana większość jej znajomych nie miała pojęcia o czarodziejskim świecie i prawdziwym pochodzeniu Agnes. Dzięki temu ani świat zwykłych ludzi ani społeczeństwo czarodziejów nie było dziewczynie obce. -Masz racje, chociaż musisz przyznać, że wiadomości email czy chociażby SMSy są o wiele szybsze nawet od naprawdę sprawnej sowy. - zaśmiała się. Nie raz zdarzyło jej się czekać na odpowiedź długo ponad miesiąc, bowiem nieszczęsny ptak zgubił drogę, przez co tym bardziej doceniała wynalazki mugoli. Błaho wspomniana przez Areum teleportacja przypomniała osiemnastolatce, że postanowiła zdać swój egzamin jeszcze przed końcem wakacji, chociaż jak na razie nadal nie zapisała się chociażby na kurs. Odnotowała w pamięci, żeby czym prędzej się tym zająć, gdy tylko wróci do dormitorium jeszcze dziś wieczorem; nie mogła doczekać się, aż wreszcie sama będzie w stanie teleportować się z miejsca na miejsce, zastanawiając się przy tym, jak może wyglądać nauka tejże umiejętności. Jej oczy zamgliły się na chwilę, kiedy Puchonka uciekła myślami gdzieś daleko, a na skąpanej w świetle popołudniowego słońca twarzyczce pojawił się blady uśmiech. Agnes wróciła na ziemię dopiero, gdy uwagę nastolatek przykuł biegający dookoła chłopiec. -Heavy...co? - zapytała, nie mając zielonego pojęcia, o czym mówi Areum. O wiele bardziej zainteresowała ją wzmianka o symbolice tęczy i jej konotacjach z jednorożcami. -Cóż, nie trudno zauważyć, że jednorożce stały się strasznie....skomercjalizowane w ostatnich latach. - zaczęła po chwili namysłu -Ale gdyby się nad tym zastanowić, to ich połączenie z tęczą wydaje się nie być takie bezpodstawne. Tęcza w Biblii była, jak wspomniałaś, symbolem pokoju i obietnicą, że Wielka Powódź nigdy się nie powtórzy, można ją więc uogólniając uznać za znak dobra. A cóż lepiej oddaje dobro niż jednorożec, towarzysz dziewic i uosobienie niewinności? - dodała, patrząc z uwagą na koleżankę, by po chwili wybuchnąć śmiechem. -Okej, to musiał być dziwny tok myślowy. , to Polecam się na przyszłość, gdybyś jeszcze kiedyś chciała posnuć niedorzeczne teorie. - uśmiechnęła się żartobliwie do Areum, sięgając po kolejne ciastko. Może nie były to słodycze porównywalne z łakociami z Miodowego Królestwa, ale szatynka miała do nich słabość; przywodziły na myśl leniwe poranki we Francji, kiedy wraz z dziadkami siadała na ganku, popijając kawę i zajadając maślane croissanty. -Thomas jest ode mnie młodszy o rok, a właściwie o siedem miesięcy, bo ja jestem z maja, a on ze stycznia. Oprócz bycia moim bratem i najbardziej irytującą osobą jaką znam, jest też moim najlepszym przyjacielem. - streściła między kolejnymi kęsami. Chociaż tak naprawdę nie byli rodzeństwem, to był on dla Agnes jedną z najważniejszych osób w życiu. Słysząc, że jej młodsza koleżanka nie przepada za słodyczami, dziewczyna uniosła brew w niedowierzaniu, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób, bowiem buzię miała pełną od kolejnego ciasteczka. Zapewne pociągnęłaby Areum za język, jednak ta zręcznie zmieniła temat, skutecznie odwracając uwagę szatynki, przynajmniej na jakiś czas. -Jasne, że się wybieram! Jestem ciekawa, co takiego wymyślą tym razem, chociaż mam nadzieję, że będzie to gdzieś daleko. Wiesz, moja mama jest niezbyt chętna na jakiekolwiek wyjazdy i dopóki nie skończyłam siedemnastu lat, to szkolne wypady były dla mnie jedyną formą zwiedzania, ale mam zamiar nadrobić to, gdy tylko skończę szkołę. Planuję wybrać się w podróż dookoła świata, by dowiedzieć się więcej o polityce prowadzonej przez czarodziejskie społeczności w różnych państwach. A ty masz już jakieś plany?
Słuchając towarzyszki z jednym Areum w zupełności się zgadzała - nawet najszybsze i najsprawniejsze sowy nie były tak szybkie jak Internet i nad tym trochę ubolewała. Szczególnie podczas okresu, w którym była chora i przez ogólne osłabienie organizmu ledwo co dawała radę chodzić na zajęcia, nie wspominając o spotykaniu się ze znajomymi. Wtedy całkowicie wycofała się z życia społecznego, nawet mecze Quidditcha - na które przychodziła dosłownie cała szkoła - spędzała w dormitorium Puchonów. Przez odsuwanie się od ludzi straciła wielu znajomych, był to dla niej dość trudny czas, lecz w końcu jakoś dała sobie z tym wszystkim radę. - Heavy Rain to taka gra na PlayStation. Teoretycznie głównym celem gry jest uratowanie dziesięcioletniego chłopca i schwytanie mordercy, jednak ze względu na ilość grywalnych postaci i samodzielne podejmowanie decyzji jest dużo możliwych epilogów - napomknęła mimochodem, po czym wsłuchała się w opowieść Agnes. - Nigdy nie czytałam Biblii, jednak słyszałam, że to niezła książka przygodowa, w której jest pełno krwi i przemocy - odparła. - W takim razie... Dlaczego nie mam swego własnego jednorożca? - spytała bardziej samą siebie, na wzmiankę o tym, że zwierzę to jest towarzyszem dziewic i uosobieniem niewinności. - Chociaż jeśli te cechy miałyby występować razem... Cóż, może nie jestem aż tak niewinna, jak mi się wydawało - zaśmiała się, zastanawiając się, co mogłoby być przyczyną nieposiadania tak pięknego stworzenia. Cóż, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie są to udomowione zwierzęta, jednak czasem miło byłoby mieć takiego towarzysza. - Też często miewam dziwne teorie, w większości są związane z Wszechświatem. Właściwie, jak to możliwe, że między tobą a twoim bratem jest tylko siedem miesięcy różnicy? - zastanowiła się. - Przecież ciąża trwa dziewięć miesięcy, no i... Po ciąży jest jeszcze jakiś czas, że nie można uprawiać seksu. Chociaż nie wiem, czy nie można, nie znam się na tym zbytnio, nigdy nie byłam w związku, ani tym bardziej w ciąży - wzruszyła ramionami. - Ale tak jak ty masz z bratem, tak ja mam z obojgiem. W sensie Byeol jest mi bliższa niż ktokolwiek inny, a Changseop niemal ciągle załazi mi za skórę. Tak jak się spodziewała, zmiana tematu odwróciła uwagę starszej Puchonki, przynajmniej na razie. Odetchnęła z ulgą słysząc, jak dziewczyna zaczyna opowiadać o wakacyjnym wyjeździe. - Poza tegorocznym wyjazdem do Meksyku, to chciałabym choć raz pojechać do kraju, z którego pochodzi mama. Do Korei. Niby jest ten podział na północ i południe, jednak słyszałam, że w Mahoutokoro dzieciaki z tych dwóch krajów dobrze się ze sobą dogadują, pomimo widocznej różnicy w języku i akcencie. W sensie, południowokoreański różni się wieloma zapożyczeniami z języka angielskiego, co czasem bywa niezrozumiałe, no i jest dużo różnic ortograficznych, nawet niektóre litery alfabetu wymawia się inaczej. Dla przykładu podwójne s na południu nazywają ssangsiot, a na północy - tnsieut. Ogólnie północna odmiana brzmi dość twardo, przynajmniej według mnie - zawiesiła głos, czekając na reakcję koleżanki, mając szczerą nadzieję na to, że w jakiś sposób zainteresowała ją tym tematem.
Mimo, że większość życia spędziła w świecie niemagów, w którym wręcz niemożliwym jest uciec od wszechobecnej technologii, Agnes niezbyt znała się na grach komputerowych i związanych z nimi nowinkami. O wiele więcej wiedziała na temat filmów i seriali, szczególnie tych dostępnych na Netflixie, bowiem Thomas często organizował dla całej paczki maratony spędzane przed telewizorem z miskami popcornu i kilkoma paczkami chipsów. Kilka razy zdarzyło jej się jednak grać z przyjaciółmi na konsoli, ot dla zabicia czasu i wspólnej rozrywki, dlatego słuchając Areum, nie czuła się jak kompletna ciemnota. -Dogadałabyś się z moim bratem, on też ma w małym palcu wszystkie te gejmingowe sprawy - powiedziała, uśmiechając się do Puchonki szeroko. Rozmawiając z nią, Agnes miała wrażenie, jakby z powrotem znalazła się wśród paczki swoich mugolskich znajomych; od dawna nie miała okazji pogadać z kimś o czymś niemagicznym, bowiem większość pogawędek dotyczyła czy to nowinek z Proroka Codziennego, zajęć lekcyjnych, lub też wszelkiej maści czarodziejskich ustrojstw pokroju zabawek Zonka, ależ czemu tu się dziwić, w końcu to Hogwart. W każdym razie miłą odmianą było spędzić czas w towarzystwie osoby, która nie dość, że wie, czym jest internet, to jeszcze zna nastawienie mugoli do czarów i magii. -Naprawdę? Myślałam, że w każdej szkole przerabia się chociaż jej fragmenty. Najwidoczniej tylko nasza nauczycielka się na nas uparła. - przez twarz Puchonki przemknął cień, kiedy przypomniała sobie starszą kobietę, która wykładała literaturę w poprzedniej szkole, do której chodziła szatynka. Agnes uwielbiała literaturę, już nie mówiąc o takich pozycjach, które miały duże znaczenie czy to dla historii, czy w kształtowaniu się społeczeństwa, jednak nie uważała, by wiedza, jaki kolor wstążki miała postać X, kiedy przyszła w odwiedziny do postaci Y, była niezbędna do analizy utworu. Oczywiście, czasem autorzy ukrywali w swoich książkach smaczki, odwołując się na przykład do symboliki kolorów, jednak uczenie się niemal każdego paragrafu na pamięć zdaniem Agnes mijało się z celem. -Wiesz, niektórzy są do niej sceptycznie nastawieni, bo traktują ją wyłącznie jako księgę religijną. Osobiście uważam, że takie podejście jest odrobinę ignoranckie, w końcu Biblia to istna kopalnia archetypów i motywów, a poza tym po prostu uczy moralności...i niektóre fragmenty są naprawdę ciekawe, szczególnie w Starym Testamencie, który, no cóż, czasem bywa aż za bardzo brutalna jak dla mnie. - skończyła swój mini wykład wkładając kolejne ciastko do buzi, jednak słysząc kolejne słowa koleżanki zaczęła chichotać, przez co omal się nie zadławiła. -Gdyby to tak działało...- rozmarzyła się. Panna Lumière nigdy nie przepadała za Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami, ale akurat o jednorożcach przeczytała dość sporo, w końcu która mała dziewczynka nie chciała kiedyś spotkać tego niezwykłego stworzenia. Słysząc pytanie o różnicę wieku dzielącą ją i Thomasa, dziewczyna wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie. -To proste, moja mama wyszła za mąż za jego ojca, więc teoretycznie nie jesteśmy spokrewnieni, ale traktuję go jak rodzonego brata. - szatynka odpowiedziała niemal automatycznie, w końcu nie raz ktoś zwracał uwagę na tę nieprawidłowość. -Poznaliśmy się, gdy miałam pięć lat, więc można powiedzieć, że znamy się prawie od zawsze. Szczerze powiedziawszy nie potrafię sobie przypomnieć czasów, kiedy nie uważałam go za brata. - zaśmiała się, by następnie wsłuchać się w opowieść Areum. Od zawsze była ciekawa świata, dlatego jakiekolwiek napomknienia o innym miejscu na Ziemi były dla niej niczym dobra lektura. W kasztanowych tęczówkach pojawił się błysk, gdy okazało się, że młodsza Puchonka mówi o kraju, o którym Agnes co nieco wiadomo. -Czyli jesteś pół-Koreanką? Wow...Azja wydaje mi się tak odległa, ale też chciałabym tam kiedyś pojechać. Wiesz, całkiem inna kultura i w ogóle. A co do Korei, to kiedyś z przyjaciółmi poszliśmy do koreańskiej knajpy i jedliśmy...kimchi? Tak to się chyba nazywało. W każdym razie było pyszne, chociaż reszta dań wydawała mi się trochę zbyt ostra. - powiedziała z ciepłym uśmiechem na twarzy. -Potrafisz powiedzieć coś po koreańsku? Ja kompletnie nie znam tych znaczków, ale przynajmniej potrafię odróżnić koreańskie symbole od chińskich - dodała z nutką dumy, przypominając w tamtej chwili dziecko, chwalące się, że nauczyło się rysować pieska farbami.
Korzystając z tego iż było po lekcjach a ja nie miałem nic do zrobienia wyszłem do parku z swoim kotek który dreptał wesoło koło mnie dopóki nie dotarliśmy do stolików znajdujących się przy jeziorze. Widok stąd był nieziemski a także nie było tu tak głośno jak w centrum Hogsmeade. Byłem ubrany w dopasowany ciemnoniebieski płaszcz sięgający prawie do ziemi. Przez to całe wariowanie magi rzucanie zaklęć mogło być albo niebezpieczne albo dosyć zabawne. Dlatego też ja sam wolałem to ograniczyć. Nie chciałem zranić nikogo innego a także siebie. Nie musiałem czarować 24/7, wszystko co mogłem zrobić za pomoc magii nie było tak trudne kiedy robiło się to bez niej. Przymknąłem oczy rozluźniając się i wsłuchując się w szmer liści w koronach drzew.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Ucieczka. Właśnie tego potrzebowała w tej chwili. Chciała zaszyć się z daleka od ludzi, gdzieś, gdzie mogła by być sam na sam z Nemezis nie martwiąc się o nic. Zapominając na chwilę o rodzinie i wszelkich sprawach z nią związanymi. Zapominając o ukochanej siostrze, przyjaciołach, których w hogwarcie jej brakowało, Chrisie który zniknął z dnia na dzień zostawiając ją samą. A przecież byli przyjaciółmi. Z początku próbowała do niego pisać, lecz każdy list wracał zapieczętowany co znaczyło, że nawet go nie przeczytał. Patrząc z boku ktoś mógłby powiedzieć, że przesadza i powinna wziąć się w garść. Iść do przodu i nie oglądać się za siebie. Starała się. Naprawdę chciała zapomnieć o nim i zacząć żyć dalej jednak nie mogła. Zbyt dużo wspomnień miała z nim związanych. Delikatny wiatr rozwiał jej włosy przysłaniając na moment widok. Może wtedy nie poszłaby dalej. Może zawróciłaby nie dając możliwości aby osoba siedząca na ławce ją zauważyła. A może w dalszym ciągu podążała by ścieżką dając się zauważyć. Niestety tego się nie dowiemy, gdyż była już przy ławce, gdy zdołała w końcu okiełznać włosy związując je w kucyk. Dopiero teraz mogła zauważyć chłopaka. Mimo to nie poświęciła mi większej uwagi niż było to konieczne w dalszym ciągu patrząc na jezioro. Było piękne. Szczególne przy zachodzącym słońcu. - Ciekawe jak bardzo jest głębokie... - nie było to pytanie. Bardziej zwykła wypowiedź na którą nie trzeba było odpowiadać. Łokciami oparła się o stolik za sobą. Oderwała spojrzenie od wody skupiając się na... Kocie? Krzywiąc się zerknęła na niego po czym skupiła całą swoją uwagę na chłopaku. - To twoja bestia? - delikatnie uniosła brew do góry czekając tym razem na odpowiedź. I to wcale nie tak, że nie lubiła tych zwierząt. Lubiła, jednak one nie tolerowały jej.
Słysząc coraz bliższe skrzypienie śniegu które wskazywało na to że ktoś właśnie zmierzał w moim kierunku odwróciłem się w tamtą stronę z niezadowoleniem widocznym w oczach. A było tak cicho i spokojnie. Menti sobie biagał, skakał w zaspy i ogólnie dobrze się bawił a ja siedziałem bezczynnie odpoczywając od ludzi. Nie rozumiałem swojego kota, jak można lubić zabawy w czymś tak zimnym i mokrym? To był przecież kot! Powinien tego nie cierpieć. Jednak to stworzenie zawsze było inne od swoich pobratyńców. Słysząc pytanie zadane przez kobietę stojąca koło mnie moje wargi wykrzywiły się w delikatny uśmiech. -Bestia? Ja widzę raczej uroczego kociaka, ale tak jest mój- Odpowiedziałem rozbawiony tym jak nazwała mojego Mentiroso. To było bardziej podobne do kociaka co dopiero pierwszy raz zobaczył śnieg niż do jakiejkolwiek bestii. Kocur jakby wiedząc że o nim była mowa uniósł łepek do góry nadstawiając uszka i odwracając się do nas. Po krótkiej chwili ruszył w naszą stronę choć bardziej pasowałoby że skakał do nas bo tak właśnie robił by szybciej do nas dotrzeć. Widać było że był zdeterminowany gdyż w czasie tej wędrówki już raz zarył pyszczkiem o ziemię przez to że stanął na lodzie i nie pomyślał że warto użyć pazurów. Doprawdy ten kot był niereformowalny.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Zmrużyła oczy przyglądając się kotu. Podświadomie czuła jego pazury na swojej skórze jak i pieczenie temu towarzyszące. Odruchowo odsunęła się od kota mając nadzieję, że nie dojdzie do konfrontacji między nimi. Nie chciała mimo wszystko zrobić mu krzywdy. Wiedziała doskonale, że to wiązałoby się z pojedynkiem między nią, a panem kota. Wolała tego uniknąć. - Nie przeczę, że jest słodki. - to akurat była prawda - kociak był słodki, jednak w dalszym ciągu miała świadomość, że w każdej chwili może się na nią rzucić. Wróciła wzrokiem do jeziora patrząc na spokojną taflę wody. Żadna zmarszczka nie zakłócała tego widoku sprawiając wrażenie spokoju. Sprawiało to, że dziewczyna mogła odetchnąć i oddać się swoim myślą, jednak nie zapomniała o chłopaku. Zerknęła na niego spod przymkniętych powiek. Musiała przyznać, że był przystojny. I to bardzo. Z delikatnym rumieńcem, a to jej się nigdy nie zdarzało, odwróciła wzrok przymykając na powrót oczy. - Zawsze z nim chodzisz? - nie mogła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Coś było tutaj bardzo nie tak i podświadomie to czuła, jednak nie chciała aby ta myśl wypłynęła na powierzchnię. Za każdym razem, gdy pojawiała się czerwona lampka uciszała ją sprowadzając z powrotem na dno swojej świadomości.
Nie wszystkie szemrane transakcje miały miejsce na Śmiertelnym Nokturnie; znawcy tych terenów doskonale zdawali sobie sprawę, że tam mogli się spotkać ze szczególnie bacznymi spojrzeniami, zarówno od tych, którzy sami nie mieli czystego sumienia, jak i od tych, których życiową misją było pilnowanie porządku. Nikt bowiem nie przychodził na Śmiertelny Nokturn, nie mając czegoś do załatwienia. Czym innym były zaś stoliki przy jeziorze w Hogsmeade. Nikogo też nie dziwiło pudełko znajdujące się w rękach @Leonel Fleming. To zadanie miało być proste - młody przemytnik nie miał problemu przy odbieraniu przesyłki ani przy kolejnych etapach transportu, sęk w tym, że zawartość niewielkiego, dość lekkiego pudełka pozostawała owiana tajemnicą. Tym bardziej intrygującą, że ów przedmiot miał tendencję do okazjonalnego uderzania w zabezpieczone magią ścianki, jakby próbował się wydostać. I nawet najsilniejszy umysł miałby zapewne problem z oparciem się pokusie. Ciekawość była bowiem potężną magią. Dawno przeminęła godzina, o której Leonel był umówiony ze swoim klientem - trudno było powiedzieć, czy po prostu coś mu wypadło, czy inne interesy nie poszły po jego myśli. Jedno było pewne - Leonel nie miał otrzymać reszty swojej zapłaty za pracę. Nie miał też za bardzo, co zrobić z pudełkiem; mógł je zachować, spróbować sprawdzić zawartość, być może sprzedać komuś innemu. Mógł też dać jeszcze szansę klientowi. A był to dopiero początek możliwości. Co zatem zrobił?
Leonel, ingerencja wiąże się z możliwością utraty lub zysku określonej ilości galeonów, przedmiotu, możliwością nabycia urazu lub po prostu jakimiś dłuższymi konsekwencjami fabularnymi. Wybieraj rozważnie! W razie pytań zgłoś się do @Ezra T. Clarke
Rzeczywiście niekiedy lepiej było udać się w miejsce inne niż Nokturn, takie które zupełnie nie kojarzyło się z szemranymi typami i nielegalną wymianą handlową. Jak to się bowiem mówiło, najciemniej pod latarnią? Stoliki nad jeziorem w Hogsmeade wydawały się więc idealnym miejscem do przypieczętowania kolejnej transakcji, do której przygotowania poszły mu naprawdę nieźle. Bez większych komplikacji odebrał przesyłkę i przetransportował ją do wyznaczonego celu, co w tym fachu zdarzało się niezwykle rzadko; a przynajmniej rzadziej, niż sam by tego oczekiwał. Przecież wiele razy musiał już borykać się z różnymi problemami. Albo przedmiot nie odpowiadał wcześniejszym zapewnieniom pośredników albo artefakt wyrywał się z pod kontroli gdzieś po drodze (tak, niektóre potrafiły dać w kość i nie miały nic wspólnego z materią nieożywioną). Innym zaś razem to klient chciał go oszukać i odejść bez zapłaty, bywało nawet tak, że wdawał się z nim w pojedynek. Co do swojego kontrahenta pewności dzisiaj jeszcze mieć nie mógł. Póki co usiadł z tajemnym pudełeczkiem przy jednym ze stolików, oczekując na przybycie drugiej strony umowy. Oczekiwanie dłużyło się, kiedy co jakiś czas słyszał jak tajemnicza zawartość uderza o ściany pudełka. Choć często sam wyszukiwał konkretnych przedmiotów i ściągał je na zamówienie swoich klientów, tak tym razem nie miał zielonego pojęcia, co ma przy sobie. W jakimś stopniu go to intrygowało, ale jednocześnie fakt, że to coś w pudełku się ruszało napawało go przeróżnymi obawami. Niekoniecznie musiał być to bowiem jakiś przedmiot, ale równie dobrze wyjątkowo ruchliwa roślina lub niewielkie zwierzę – tylko czy coś żyjącego przetrwałoby tak długo w tak ciasnym i dusznym „pomieszczeniu”? Nie był tego pewien, ale tak jak miał sporą wiedzę o artefaktach, tak zdecydowanie nie brylował ani z zielarstwa ani z opieki nad magicznymi stworzeniami. Z tego też względu, nawet pomimo silnej pokusy zajrzenia do wnętrza przesyłki, nie zamierzał tego zrobić. Stwierdził, że możliwość zyskania jakiegoś cennego przedmiotu nie jest warta tak dużego ryzyka. W końcu nie miał żadnych, ale to żadnych wskazówek, co znajduje się w środku. No tak, pudełko powoli zaczynało żyć własnym życiem, a jego klienta nadal nie było widać na horyzoncie. Leonel miał zamiar poczekać na niego jeszcze dwadzieścia, w porywach do trzydziestu minut, bo niespecjalnie widział mu się powrót do domu bez należnej mu wypłaty. Poza tym wcale nie chciał zostać sam na sam z tym paskudztwem przed nim, toteż postanowił sobie, że jeśli gość, który to zamówił, nie znajdzie się w tym czasie w pobliżu, Fleming opchnie to nie-wiadomo-co u Burkesa, bo kto jak kto, ale właściciel tego sklepu, czy nawet jakikolwiek pracownik, powinien być zainteresowany nietypowym towarem. A przy okazji, Leo nie musiałby wówczas tego ustrojstwa samodzielnie otwierać.