Na samym, samiuteńkim końcu parku, aż za Lawendowym Szlakiem, znajdują się drewniane stoliki z widokiem na hogwarckie jezioro oraz tereny przyległe. Idealne miejsce na odpoczynek od cywilizacji.
wiklinowe kukły:
Wiklinowe kukły
Podczas wielkiego balu Beltane odbywać się będą tradycyjne, celtyckie obrządki z nim związane, w tym także palenie wiklinowych kukieł. Te jednak trzeba dopiero zrobić! Wszystkie materiały czekają przygotowane, potrzeba już tylko chętnych czarodziejów do ich wykorzystania!
Oczywiście i przy tych stoiskach nie mogło zabraknąć magii! By urozmaicić obrządek kukieł, materiał został zaczarowany przez wróżki, by kukły z niego zrobione odgrywały różne sceny, pasujące do święta w trakcie ich palenia. Problem jest taki, że magia w gałązkach wpływa też na osobę, która je zaplata.
Rzut k6 na magię w wiklinie:
1 Czysta radość! Nie ważne, czy coś cię smuciło, gnębiło, czy miałeś jakieś problemy, teraz odczuwasz tylko radość na nadejście prawdziwej wiosny! Z kolei kukła w trakcie jej plecenia ma ochotę do radosnych tańców! Pilnuj, by przypadkiem nie zeskoczyła ze stanowiska i nie poszła w tan! Jeszcze nie jest gotowa, mogłaby się rozpaść! 2 Nadzieja! Majowa noc to odrodzenie przyrody, pełne wrócenie do życia i czujesz, że i tobie przyświeca ta idea! Masz wrażenie, jakbyś mógł zostawić przeszłość za sobą, chcesz się z każdym dzielić swoimi planami! Kukła w trakcie jej plecenia też czuje napływającą nadzieję i to tak bardzo, że chce ją tobie przekazać. Cały czas próbuje się przytulać, obejmować i kłaść ci rękę na ramieniu, jakby cię pocieszała. 3 Smutek! Coś przychodzi, ale coś odchodzi. Co jeżeli najlepsze momenty zostały za tobą? Robisz się jakoś wyjątkowo melancholijny i nie potrafisz złapać zapału innych. A jeśli wraz z paleniem kukły, spalą się i twoje szanse? Kukła zdaje się być bardzo smutna z powodu swojego nieuniknionego losu. Cały czas się od ciebie odsuwa, obraża i próbuje odrzucić twoje ręce, żeby nie zostać dokończoną. 4 Zakochanie! Majowe wianki, majowe branki, prawda? Miłość kwitnie w powietrzu i także w tobie. Jeżeli jest z tobą ktoś, w kim jesteś zakochany, czujesz przemożną potrzebę przytulania się do niego, bycia jak najbliżej i komplementowania go. Jeżeli nie, czujesz potrzebę flirtowania z osobą, która z tobą przyszła. Kukła też poczuła miłosne porywy i co z tego, że jest tylko kukłą? Cały czas próbuje dostać się do innych kukieł i się do nich przytulać, strasznie się z nimi plącząc. W dodatku, gdy widzi flirtujących ze sobą czarodziejów, przyciąga ich do siebie bliżej! 5 Odrodzenie! Może to moment, żeby raz a dobrze zamknąć rozdział z przeszłości? Chętnie dzielisz się swoimi sekretami, mając wrażenie, że te nie mają już tak dużego znaczenia, możesz stać się nowym człowiekiem! Kukła też zdaje się czuć odrodzona, albo raczej wciąż się odradzająca? Jakkolwiek by tego nie nazwać, pomaga ci w zaplataniu samej siebie, gotowa na nowy etap swojego nieżycia. W dodatku zainteresowana twoimi opowieściami z życia pod koniec plecenia idzie po coś do stosu wikliny, by wrócić z... Lampionem wspomnień? Musiała stwierdzić, że masz ich bardzo dużo i warto część z nich wypuścić. Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 6 Ciekawość! Nowa pora roku, nowe możliwości, ale jakie to możliwości?! Kiedy?! W jaki sposób nadejdą?! Wszystko wydaje się takie interesujące i masz ochotę każdego o wszystko pytać! Czemu wilk tak wyje w księżycową noc i czemu ryś tak zęby szczerzy rad?! Przecież to ważne pytania! W kukle także obudził się filozof, szkoda tylko, że nie umie mówić, za to przez cały czas plecenia stara się na migi pytać cię o różne rzeczy. Musi być bardzo zainteresowana otaczającym ją światem! W dodatku wyciąga spomiędzy wikliny świstoklika! Ktoś musiał go tu zostawić, a ona go zachowała, bo bardzo ją ten przedmiot zainteresował, teraz daje ci go, chcąc, żebyś coś o nim opowiedział Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie!
Warga... Ta warga. Co ona z nią ma? Gdyby wiedziała jakie myśli wywołuje w głowie chłopaka przestała by to robić. Ba! Sama by się pilnowała, a może i by go zostawiła samego. Całkowicie samego nad tym jeziorem. Mózg zdrowego mężczyzny to dziwna sprawa. Z jednej strony jest Wyobraźnia, a w niej Nicol została zepsuta już w kilku wariantach np: na trawie, stole czy pralce. Z drugiej zaś, zdrowy rozsądek który podpowiada że te scenariusze są co najmniej wątpliwe. Tyle szczęścia że Kobieta o tym nie wie. Serio, kobiety wiedzą że faceci myślą o seksie często. Ha! Często, to mało powiedziane. Szczególnie wiosną jest tragedia. Gdy zwiewne odzienia budzą się z zimowego snu w szafach swych właścicielek chodzenie po mieście staje się tragedią. Gdzie nie spojrzysz tam widok który sprawia ze oba męskie mózgi stają w poprzek. Och, Odszedłem od tematu... Thomas patrzył na kobietę starając się ją słuchać i ukryć to jak uważnie ją obserwuje. -Serio uważasz że bieg z tobą pomógł by mi w koncentracji ? Czy ja Ci wyglądam na mnicha ? - Zadał pytanie odnosząc się do tematu biegania. Miał nadzieje że młoda dama zrozumie subtelną sugestię że nie jest mu obojętna. -Co do eliksirów, to jestem elastyczny. Daj znać kiedy masz czas a ja na pewno się zjawie ! - Powiedział wypinając pierś z dumą przed siebie. Ach, Gdyby ona wiedziała jakie scenariusze dzieją się w jego wyobraźni ...............
Może i nie wiedziała co siedzi temu mężczyźnie w głowie. Ale wiedziała co dzieje się w jej. Spoglądała niby na niego ukradkiem. Chociaż pewnie to tak nie wyglądało. Jedyne myśli jakie krążyły w jej głowie to Thomas, który wchodzi do wanny w łazience Prefektów. Jego umięśniony brzuch no i oczywiście Nicol, która mu towarzyszy. Podchodzi do niego bliżej i zaczyna go obmacywać, po czym... Stop! Ogarnij się! Skarciła siebie samą w myślach. W końcu nie powinna tak myśleć o facecie, którego przed chwilą poznała. A może powinna? Nie, nie! Zdecydowanie nie. Gdy już wróciła do rzeczywistego świata nie miała pojęcia co przed chwilą chłopak do niej powiedział. Jedynie przegryzła ponownie wargę i... -Nie sądziłam, że będzie dzisiaj aż tak ciepło - ściągnęła z siebie marynarkę i pozostała na koszulce, która uwydatniała jej. Po czym oparła się o korę drzewa i po chwili dochodziły do niej słowa, które chłopak wypowiadał gdy myślała o... W sumie o nim. -Oczywiście, że na mnicha nie wyglądasz! -zaśmiała się dość głośno- Ale uważam, że znalazłabym dla Ciebie dość ciekawe rozwiązanie i propozycję byś mógł ze mną biegać- uśmiechnęła się do niego słodko.
Także ten, dormitorium, łazienka, sowiarnia, motel, zakazany las, Japonia. Lokacje i kombinacje mnożyły się z sekundy na sekundę. Nie przyszła chłopakowi jeszcze na myśl lokacja w której nie rzucił się jak wygłodniały tygrys na kobietę. Ten pociąg który czuł do Nicol wymykał się z ram słownych. Nawet nazywanie tego pożądania zwierzęcym nie odzwierciedlało w pełni uczuć chłopaka. Naprawdę, nie mógł się doczekać aż zerwie z niej bieliznę. Tak cudownie wyglądała ubrana, naga będzie wyglądać o niebo lepiej. Po mimo całej tej jego wybujałej wyobraźni Thomas nie stracił kontaktu z rzeczywistością. Gdy Nicol ściągnęła marynarkę od razu chwycił ją w dłonie. -Raju! Przecież jest tylko 14 stopni. Chyba nie chcesz się pochorować. Z kim ja będę biegał? - Powiedział zaskoczony czynem białogłowej. Szybkim ruchem otulił ją jej marynarką. Oczywiście nie był by facetem gdyby nie wykorzystał zgrabnie tej okazji do tego aby zbliżyć się do towarzyszki. Może jej nie przytulił jednak skrócenie dystansu między nimi odebrał jako osobisty sukces ! -Oj, nie wątpię w twoją pomysłowość. Z pewnością dasz radę mnie zmotywować.- Powiedział po czym spojrzał jej w oczy dopełniając cały obraz delikatnym uśmiechem.
Może i przesadziła z tym, że się rozebrała. Ale czuła taką potrzebę. Tak! Właśnie potrzebę. Chciała po prostu zainteresować sobą bardziej mężczyznę. Chociaż wiedziała, że jest jedyny punktem obserwacyjnym. Jednak dla niej było to za mało. Nie wiedząc również czemu miała ochotę go pocałować. Chociaż jednak doskonale wiedziała czemu. Brakowało jej czułości jak i poczucia pewności siebie, które daje jej pożądanie wobec faceta. -Trochę Ciepło mi się zrobiło -uśmiechnęła się -Ja nigdy nie choruję. Więc będziesz miał z kim biegać -spojrzała w jego ciemne oczy po czym odwróciła wzrok zagryzając dolną wargę. Po chwili jednak poczuła na sobie swoją odzież.. Tak samo jak męskie perfumy. Zaciągnęła się delikatnie nosem i starała się nimi delektować. -Zależy też jaką chciałbyś motywację -zaśmiała się i zmienia swą pozycję. Teraz Nicol siedziała na swoich łydkach obrócona w stronę czarodzieja. Spoglądała jedynie na jego usta lekko się oblizując z małą nadzieją, że Thomas nie zauważył jej zachowania.
-Co mnie motywuje hmm....- Zadał pytanie retoryczne. W końcu nie mógł jej powiedzieć że chciałby za każdy kilometr część jej garderoby. Jeśli nie zrozumiałaby tej aluzji do seksu było by nie zręcznie. Jeszcze pomyślała by że Thomas jest jakiś ... inny. Ale faktycznie, taka kilometrówka sprawiła by że chłopak biegł by jak szalony ! Po kres wytrzymałości! Tylko żeby mieć okazje do porwania tej drobnej kobiety w wir rozkoszy cielesnych. -Nie wiem, zdam się na twoje pomysły. Wierzę w Ciebie- Powiedział kładąc dłoń na udzie dziewczyny. Tak to był chyba odpowiedni moment na nawiązanie kontaktu cielesnego! Pamiętaj chłopcze, powoli do celu. Krok po kroku a wszystko pójdzie we właściwą stronę. Nie przeszkodziło mu to jednak w zbulwersowaniu gdy usłyszał o naturalnej odporności towarzyski. Po części przykro mu się zrobiło bo chciał się nią opiekować, pielęgnować ją i rozpieszczać. A kiedy jest na to lepszy moment niż delikatne przeziębienie? -Nie kracz kochanie, nie kracz- Powiedział, po czym zdecydował się na dość odważny ruch. Spowodowany był on tym jej ciągłym przygryzaniem warg, doprowadzała tym jego samokontrole do autodestrukcji! Obrócił się do niej plecami po czym położył głowę na jej udach. Nie wiedział jak zareaguje, jednak raz kozie śmierć. Najwyżej się obrazi, wtedy trzeba będzie wyczarować coś żeby mu wybaczyła.
To fakt miała w głowie wiele ciekawych pomysłów. Ale wolała ich na głos nie mówić. Po mimo, że jest on mężczyzną to i tak lepiej zostawić je dla siebie. -Ciekawe czy motywacją byłoby zaciągnięcie Ciebie do łóżka -powiedziała cicho. Jednak po chwili zrozumiała, że jej myśli wyszły prosto z jej ust.. Zarumieniona spojrzała na chłopaka, który właśnie kładł się głową na jej uda. Wzięła głęboki wdech i schyliła się delikatnie w stronę jego ust. Na początku miała wahania ale jej głowa mimowolnie zleciała jeszcze niżej i go pocałowała. Zarumieniona wróciła do pozycji prostej. Jednak jej podniecenie jak i chęć tego o to czarodzieja były silniejsze. Delikatnie ściągnęła jego głowę i ułożyła na ziemi, a sama szybkim krokiem zmieniła swoją pozycję i wdrapała się na leżącego Thomasa. Usiadła na nim okrakiem i zbliżyła znów swoją głowę do jego. Odgarnęła włosy delikatnie na prawą stronę, a jej usta... Właśnie jej usta znów powędrowały na jego wargi. Jedynie czego teraz się bała to odrzucenia i że wyjdzie na napaloną nastolatkę.
Co?! Buziak ?! Łózko?! Thomas zgubił się momentalnie w natłoku wrażeń jaki zafundowała mu ta urocza koleżanka. Nawet nie zdążył przetworzyć tego co powiedziała, a już znajdował się pod nią. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Serio, jak ona to tak szybko zrobiła? Thomas leżał tak chwile, mocno skonfundowany, zanim jego mózg zrozumiał w jak ciekawej sytuacji znajduje się podległe mu ciało. Nie odmówił buziaka, gdzież on by śmiał wykonać tak nieodpowiedzialny ruch w takiej sytuacji. Płynięcie z prądem wydarzeń jednak nie wiele da. Kiedyś Nicol będzie oczekiwać przejęcia kontroli przez chłopaka. Tylko był jeden, taki naprawdę malutki problemik. Thomas znajdował się w takiej sytuacji po raz pierwszy w życiu. W książkach nigdy nie opisali co robić w takich sytuacjach! Ale podziwiajcie go! Chłopak dzielnie nie dał się panice i starał się robić dobrą minę do złej gry. Oczywiście nie chodzi tutaj o to że mu się nie podobało. Po prostu starał się ukryć swoją nieporadność. Chwycił delikatnie kobietę swoimi ogromnymi dłońmi na wysokości bioder i przyciągał do siebie. Nie w planach miał koniec pocałunku. Dla niego, każda sekunda tego niesamowitego zdarzenia trwała wiecznie. Jednak rozkosz jaką dawało mu ta specyficzna konwersacja powoli zaczynała usztywniać pewną część jego ciała. Po chwili, ze skrępowaniem, przerwał pocałunek i powiedział -Przepraszam- Wyraźnie zawstydzony ogólnym zesztywnieniem swoich członków. A taki pewny był jeszcze przed chwilą. Ponoć pies który dużo szczeka, mało robi.
Owszem nie powinna się tak zachowywać. W końcu była kobietą. No właśnie! Kobietą, damą, która powinna pokazywać klasę i dystans do mężczyzn. Ale co mogła poradzić jeżeli nienawidziła udawać tej grzecznej i pokazywać ludziom nie naganne maniery. Można więc powiedzieć, że w tej chwili pokazało się jej prawdziwe ja. Co to oznacza? Przecież to proste. Ta kobieta jest wrodzonym diabłem i jak można to nazwać nimfomanką. Jednak bała się nada odrzucenia przez mężczyznę. Gdy go pocałowała po raz pierwszy zamknęła mocno oczy i modliła się by nie wyszła na idiotkę. A gdy ten oto czarodziej odwzajemnił jej wybryk czuła się jak w siódmy niebie. Jego usta, jego język. Boże to było coś niesamowitego. Coś czego od dawna nie czuła. Takiego podniecenia. Jednak najlepsze w tym wszystkim było, to że dopiero się poznali, a Nicol już pokazuje swoje prawdziwe ja. W sumie w głębi duszy miała kapkę nadziei, że Thomasa to chociaż troszkę pociąga. A gdy jego dłonie pojawiły się na jej biodrach lekko jęknęła a jej ciao przeszły dreszcze, a każdy mięsień zrobił się spięty. Ale widać nie tylko Nicol tak reagowała. Członek mężczyzny również był za tym wszystkim. Uśmiechnęła się gdy chłopak ją przeprosił. -Oj siedź cicho - wymamrotała i włożyła mu głęboko język do ust. A swoje biodra wbiła w jego ciało wraz w narastający wzwód lekko poruszając się.
Gdy zobaczył reakcje kobiety, resztki samokontroli które kołatały się po jego umyśle poszły na wakacje. Tak, Thomas czuł do tej dziewczyny zwierzęce pociąganie. Zwierzęce, ponieważ było ono gwałtowne w swej naturze i nieprzewidywalne. Instynktownie i wbrew zakłopotaniu jakie nim targalo, powoli zaczął przesuwać swe dłonie po ciele kobiety. Mimo, iż jego wiedza na temat relacji damsko-męskich była w tym wszystkim bardziej elementem komicznym, niż czymś wartościowym starał się pokazać kobiecie że w tym jednym momencie jest dla niego całym światem. Jedyne na czym mu zależało to jej zadowolenie. Nic innego się nie liczyło, tak długo jak potem będzie chciała do niego wrócić nie cofnie się przed niczym. Warto zauważyć że Thomas należał do tej części męskiej populacji, którą najbardziej podniecały pupy. Więc gdy tylko nabrał troche odwagi postanowił zapuścić się w ten nieznany mu dotąd teren. Nie zważając na reakcje kobiety złapał jej pośladki, ścisnął mocno po czym postarał się o to żeby uczucie to na stale wypaliło się w jego pamięci. Pieścił jej pośladki długo i namiętnie, jakby miała by to być ostatnia rzecz jaką daną mu będzie przeżyć. Trzeba przyznać że jak na tak zielonego w tych sprawach osobnika decyzje podejmował po męsku. Po chwili przewrócił dziewczynę na plecy. Mimo iż czuł że na dole będzie mu najlepiej to plułby sobie w brodę gdyby nie spróbował być przez chwilę w pozycji dominującej. Spojrzał na swój Zakazany Owoc i zwrócił się do niej zawadiacko -I co teraz? - Następnie zabrał się za próbę tworzenie malinki na jej delikatnej szyi. To wszystko było dla niego tak nowe! Czy to na pewno nie sen ? Kto by się tam przejmował skrępowaniem! Istnieje tylko tu i teraz! Tylko Nicol! To był jego cały świat. We dwoje znajdowali się w ich prywatnej, wyimaginowanej palaestrze gdzie nikt nie mógł im przeszkodzić.
Owszem było to nie odpowiedzialne ze strony młodej czarownicy. Jednak jej pożądanie i chęć by go zdobyć była silniejsza niż mogłoby się wydawać. Chciała go tu i teraz. Może było to dziwne ale czuła się w tym momencie jeszcze bardziej atrakcyjna niż zazwyczaj. A przecież miała się czym po chwalić. Czując jego przyrodzie chciała więcej. Zaczęła wiec jeszcze bardziej na niego napierać. Jednak cała sytuacja objęła inny tok. Nagle to mężczyzna sprawował kontrolę i przygniatał swym ciałem drobna Nicol. Jedyne co mogła zrobić to się uśmiechnąć. A gdy zapytał się co teraz czarownica jedynie westchnęła, a jej tętno przyspieszało z sekundy na sekundę. Nagle poczuła jego usta na swej szyi. A z jej ust wydał się jedynie jęk.. A jej nogi zakręciły na jego biodrach by mogła o wiele lepiej czuć jego podniesienie. Gdy skończył czynność robienia jej malinki od razu chwyciła jego twarz w dłonie i ponownie za toczyła się w jego ustach. Mając nadzieję, że ta chwila szybko się nie skończy.
Z sekundy na sekundę jego podniecenie zaistniałą sytuacją narastało. Chłopak sam przed sobą był dumny z dokonanej akcji naznaczenia swojej towarzyszki. Choć nigdy tego wcześniej nie robił, malinka wyszła mu dorodna. Jak to się nazywa? Chyba szczęściem początkującego. Gdy objęła go nogami był w siódmym niebie. Podoba się tak pięknej kobiecie ! Który z facetów nie byłby zachwycony czując coś takiego ? Żaden, a nawet jeśli by się jakiś znalazł to na pewno kłamie. Thomas, nie przerywając tego jakże namiętnego i gorącego pocałunku, postanowił zrewanżować się kobiecie. Uniósł się delikatnie i szybkim ruchem dłoni złapał obie ręce kobiety. Z początku, nie wiedział tak naprawdę co z nimi zrobić. Po po chwili wpadł na genialną w swej prostocie idea. Delikatnie przeniósł obie ręce kobiety nad jej głowę i mocno docisnął je jedną ręką do ziemi. Tak żeby ją skrępować ale nie skrzywdzić. Co to to nie, na to już chyba nigdy chłopak nie pozwoli. Trzeba przyznać że miała go w garści, a jemu to jakoś nie specjalnie przeszkadzało. Wolną dłonią zaczął szukać wejścia pod bluzeczkę kobiety. Powoli i delikatnie, tak żeby jej i siebie nie speszyć. Chwilowo jego celem był brzuszek kobiety. A co wydarzy się za chwile ? Któż to wie? Zatracał się w niej, i nic nie wskazywało na to żeby tak spirala pożądania miała się w najbliższym czasie zatrzymać.
Jej podniecenie, pożądanie było z każdą sekundą coraz większe. Najchętniej w tym oto momencie rozebrałaby mężczyznę i spróbowała jego rozkoszy. Pokazując mu, że nie jest tylko zwykłą gówniarą a potrafi też zadowolić dorosłego mężczyznę. Te wszystkie pocałunki były niesamowite, dreszcze na jej ciele. Oh,... Przecież gdy takich nie miała. Nigdy nie.. No właśnie nigdy nie podeszła tak do żadnej sytuacji. Jest to jej pierwszy raz. Gdy całuje się, dotyka, pieści z mężczyzną, którego niedawno poznała. Jednak gdy mężczyzna zapuścił się w rejony pod bluzkę Nicol lekko drgnęła i z jej ust wydobył się głośny dźwięk, który oznaczał podniecenie. Oczywiście, że chciała więcej Chciała by zatracił się w niej cały i pokazał, że jest dla niego w ty momencie najważniejsza. Jej dłonie również nie były posłuszne i powędrowały pod jego koszulkę. Chwilę pojeździła po jego plecach, a po chwili swa dłnią zjechała niżej i wsunęła je w spodnie jak i w bokserki lekko wbijając paznokcie w jego pośladki. Uśmiechnęła się delikatnie do mężczyzy.
Jeden palec, drugi, trzeci, czwarty aż w końcu cała dłoń. Tak można opisać próbę podboju brzuszka kobiety. Powoli, testując czy może przesunąć granicę swoich poczynań chłopak zapuszczał się swoją dłonią coraz wyżej w nadzieji że dotrze do ziemi obiecanej!. Świętego graala obcowania z płcią przeciwną! W skrócie, piersi. Nie śpieszył się, i mimo że dążył do tego to w ogóle nie był pewien czy ona tego chce. Życie było by prostsze gdyby mógł tak po prostu wszystko z niej zedrzeć i rzucić się na nią. Podczas podboju jej brzuszka całkowicie zapomniał o wszystkim innym. Dopiero paznokcie małej kusicielki. tak zaciekle wbijane w jego tyłek przypomniały mu o całym świecie. Może i czuł się z tym średnio konfortowo ale jeśli jej się to podoba to nie zamierza wykruszać się z tej delikatnej gry jaka rozgrywała się między nimi. W swoistym odwecie oderwał się od tych jej cudnych ust i zaczął całować ją po szyi, uszkach i obojczyku. Oczywiscie nie zapomniał o podgryzaniu ich co chwilę. Nawet tak naprawdę nie zauważył kiedy ta dama oswobodziła ręce z jego skrępowania ! Szczwana panna! Korzystając z tego że miał jedną wolną rękę, podsunął ją pod głowę kobiety. Tak z dobrego serca, żeby było jej wygodniej.
Naokoło stolików porozstawiały się różne budki z jedzeniem i piciem. Jeśli jesteś głodny po szaleństwie na lodowisku, albo zmarznięty po locie na hipogryfie - to tutaj dostaniesz wielką kanapkę lub pyszny kubek gorącego kakao. Właściwie, twoim jedynym problemem będzie wybranie, do którego stoiska podejść - wszystkie oferują nieziemskie pyszności!
La bella vita - 8g Gorąca zapiekanka- 8g Kanapka duża (z dowolnymi składnikami) - 6g Kanapka mała (z dowolnymi składnikami) - 4g Czekoladowa muffinka - 3g Kierowe orzechy (paczka) - 5g Popcorn (z masłem lub karmelem) - 4g Lizak w kształcie serca - 2g
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra nie narodził się z cierpliwością godną jakiegoś mnicha i nawet nie próbował udawać, że było inaczej. Nie lubił, kiedy ludzie chodzili tym swoim ślamazarnym tempem spacerowym i zupełnie nie przejmowali się tym, że zagradzają innym drogę. Nie lubił długich kolejek i czekania. Wyjątkowo jednak oczekiwanie na towarzyszkę, z którą zamierzał na tym festynie się bawić wcale go aż tak nie irytowało. Lucy na pewno była warta jego czasu. Tym bardziej, że nie spędzali razem czasu dobre kilka lat i był gotowy poczekać na dziewczynę kilkanaście minut. Poza tym w wolnym czasie mógł jeszcze pozwiedzać rejony, z których dobiegały najpiękniejsze zapachy. Kiedy znalazł się pomiędzy przepełnionymi stoiskami sam nie był pewny, czy właściwie odczuwa głód, czy pragnienie. A równie prawdopodobne było, że żadnego z nich. A jednak para uciekająca z gorących naparów i wonie przekąsek namawiały go do zbędnego wydania galeonów z jego skromnego budżetu. Ze skutkiem pozytywnym, bo już chwilę później miał w swoich dłoniach kubeczek niemal po brzegi wypełniony Malinowym chruśniakiem, który delikatnymi oparzeniami szczypał opuszki jego palców. W tamtym momencie rozumiał zalety powolnego chodzenia, naprawdę. Wylanie przez przypadek gorącego napoju na kogoś lub - co gorsza - na siebie byłoby trochę niefortunne.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Wolał drinki. Nie był fanem herbat, jeśli nie były mrożone - podobnie zresztą z kawą. W tym drugim przypadku jednak okazywało się, że kofeina wcale nie była mu potrzebna, jego ADHD spokojnie wystarczało. Niestety, kiedy panował taki mróz, taka ogórkowa margarita z jalapeno raczej się nie nadawała, a Leonardo najzwyczajniej w świecie marzł. Dotarł w końcu do tych stoisk z jedzeniem i różnymi napojami, po czym postanowił wydać parę galeonów na coś, co chociaż trochę go rozgrzeje. Nie napotkał niczego procentowego (bo co, niby są tu też uczniowie? Też mi argument.), zagarnął więc Imbirową mątwę nim zdążył się zirytować tym niedopatrzeniem. Herbata była gorąca jak cholera, chłopak więc zaczął rozglądać się za jakimś przyjaznym miejscem, żeby sobie przycupnąć. Ignorując pieczenie w dłoni trzymającej kubek, ruszył na poszukiwania. Nie miał właściwie planu, co dalej ze sobą zrobić, ale był wielkim fanem spontaniczności. Jeśli nie znajdzie sobie zajęcia, to zawsze może wrócić do Hogwartu i trochę sobie poćwiczyć, o. Leo nigdy nie miał problemów ze swoim wzrostem, uznawał to za niezaprzeczalny atut. Zdarzało się, że ktoś się śmiał z jego postury, aczkolwiek nikt nigdy nie mógł wmówić mu, że jest niezgrabny. Trenował nad swoją sylwetką i doskonale wiedział, że nie ma takiej opcji jak "potknięcie się". Może i był wyrośnięty, ale nie durny. Teraz jednak przeklęta zima postanowiła sobie z niego zażartować - Gryfon poczuł, jak jedna jego noga ślizga się na lodzie i przejechał mało zgrabnie kawałek swojej trasy, usiłując utrzymać równowagę. Zatrzymał się w końcu gwałtownie i spojrzał z przerażeniem na kubek herbaty, którym cały czas próbował manewrować. Nie wylała się ani kropelka. Dumnie postąpił kilka kroków do przodu jedynie po to, by zaraz uderzyć w jakąś przeszkodę (aktualnie wcale go nie obchodziło, że to jakiś Krukon) i zalać zarówno ją, jak i siebie, gorącym napojem. Zaklął szpetnie, a resztka herbaty jaka pozostała w kubku zmieniła swoją barwę na czerwonkawą. I wcale nie chodziło o miłość...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Czasem przychodziły mu do głowy różne egzystencjalne pytania, na przykład jakie to uczucie zaryć w boisko po upadku z miotły z wysokości wieżowca? Zawsze brakowało mu odwagi, żeby sprawdzić. Nigdy jednak nie zastanawiał się, jak bardzo bolesne może być centralne uderzenie z górą. Odpowiedź brzmiała bardzo. Podskoczył gwałtownie, a z jego gardła wydobył się jęk bólu, gdy gorące kropelki jakiegoś napoju spadły mu na rękę. O ile ubrania miał na tyle grube, że niewiele poczuł, o tyle jego skóra była nieco delikatniejsza - w tym momencie żałował, że nie nosił rękawiczek. - Kurwa, uważaj co robisz, człowieku! - Krzyknął na niego, mocno wkurzony. (Nie miało dla niego znaczenia, że bezimienna "Góra" miała jakieś pół metra więcej wzrostu niż on. Złość zmienia człowieka.) - Zanim zaczniesz się ślizgać, proponuję, żebyś nauczył się chodzić. Odstawił własny, teraz już do połowy pusty kubeczek na ziemię i wyciągnął różdżkę. Nie, nie po to by transmutować przerośniętego chłopaka w kaczkę czy borsuka (choć najlepiej to pasowałby osioł, jeśli Ezra miałby wybierać). Próbował sobie przypomnieć jakieś zaklęcie, które złagodziłoby pieczenie, ale niestety magia lecznicza nie była jego mocną stroną. - Mam nadzieję, że to nie była próba zwrócenia mojej uwagi, kolego - rzucił jeszcze uszczypliwie, odwołując się do koloru jego imbirowej mątwy. O ile w normalnej sytuacji taki komentarz byłby wyrazem jego szczerej sympatii, o tyle w stosunku do Góry miało być po prostu strzałą wykonaną z czystej złośliwości.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Och, biedna duma Leonardo. Skoro już udało mu się nie wywrócić gdy się poślizgnął, to niby czemu musiał potem wpaść na tego ślamazarnego Krukona? W dodatku jego nieszczęsna herbatka była w większości zmarnowana. Pięć galeonów w plecy... - JA mam uważać?! Wleczesz się niemiłosiernie, ale to oczywiście tylko moja wina, tak? Nawet nie... - Zacisnął szczęki tak mocno, jak tylko mógł. Skoncentrował się z całej siły na trzymaniu swojego kubeczka i na tym, jak cała jego dłoń pokryta była gorącą cieczą. Za szczególnie go to nie bolało (czasem się wysoki próg bólu przydaje, ha!), ale musiał jakoś odciągnąć myśli od tego zarozumialca. Obserwował, jak nieznajomy wyjmuje różdżkę i niestety zareagował kompletnie odruchowo, nie zastanawiając się ani odrobinę nad swoimi działaniami. Ta, był czarodziejem, więc pewnie powinien sam wyjąć swoją... Tak zapobiegawczo. On jednak zrobił coś, nad czym nawet nie musiał się zastanawiać - chwycił mocno nadgarstek Krukona, palcem wskazującym i kciukiem naciskając przy tym solidnie na wgłębienie znajdujące się tuż ponad nadgarstkiem. Wiedział, jak bolesne może to być i nie spodziewał się, że chłopak byłby w stanie dalej trzymać różdżkę, a co dopiero rzucać jakieś zaklęcie. Odwołanie do jego napoju strzeliło go tak mocno, że aż zamrugał kilka razy szybciej. Było w tym coś jakby żartobliwego i dzięki temu Leo puścił Krukona. - Zdecydowanie nie. Chociaż, no wiesz, zadziałało. - Wyrzucił z siebie, wciąż niepewny czy jeszcze jest zły, czy już może przepraszać. Bo cała ta sytuacja była wyjątkowo denerwująca i... Ugh!
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Może "wlokę się", dlatego że są tu inni, którzy nie zasługują na oparzenia, ty niemyśląca góro mięsa? Istnieje coś takiego jak ciąg przyczynowo-skutkowy. I tak, właśnie ty jesteś jego pierwszym ogniwem - wytknął mu, coraz mocniej zirytowany. Najwyraźniej nie tylko koordynacja ruchowa chłopaka szwankowała, ale i jego zdolności do odczuwania poczucia winy. Ezra był jednak wspaniałomyślnym człowiekiem i nawet chciał odpuścić Górze ten wypadek i znaleźć Lucy, by wspólnie się z niego ponaśmiewać. Dopóki nowo poznany chłopak nie wykazał się ponownie swoim całkowitym brakiem wyobraźni i zaatakował go, wytrącając mu różdżkę. - Kurwa - zaklął, zginając się lekko pod wpływem bólu i wypuszczając z rąk różdżkę. Od tego momentu o wiele mniej go obchodził cel jaki w tym wszystkim miał chłopak. I może jego kolejne działanie nie było zbyt racjonalne, bo nie był pewny, czy ten chłopak w ogóle potrafił odczuwać ból lub jakieś inne emocje, ale nie mógł się nie bronić. A że jego ręce były trochę mało przydatne w tym momencie, włożył całą siłę w mocne kopnięcie prosto w kolano Góry. Sądził, że tą część ciała ma podobnie wrażliwą jak inni ludzie. - Ty chyba postawiłeś sobie za cel wysłanie mnie do Munga, co? Skoro tak ci zależy na tym, żebym się nie uzdrowił. Mimo ciągłego bólu, złapał różdżkę w poparzoną rękę i w ramach możliwości odskoczył w tył, jakby nieznajomemu przyszło do głowy kolejne głupie zachowanie. Tym razem był gotowy się bronić. - Jeśli odkrycie, że po świecie chodzą takie bezmózgie istoty jak ty ma być moim świątecznym cudem, to dziękuję bardzo - skrzywił się z jawną niechęcią. Podejrzewał, że teraz na zwykłych przeprosinach się nie skończy.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
I to by było na tyle z jakiegokolwiek zastanawiania się nad odpuszczeniem. - Nieszczególnie mnie to obchodzi, mądralo. Nie wpadłem na innych ludzi, tylko na ciebie. To ty próbowałeś zmienić się w ślimaka. Leonardo doskonale znał to ciepło rozlewające się po jego ciele, gdy ogarniał go gniew. Jego dłonie najpierw zacisnęły się w pięści, a potem zaraz się rozluźniły - w końcu proste uderzenia to nie wszystko, czasem trzeba było kogoś przytrzymać, albo poddusić... Krukon chyba miał jakieś problemy z przeklinaniem. To znaczy, Leo kompletnie zapomniał, że to on go zaatakował. Dalej był przekonany, że chłopak wyjął różdżkę z agresywnym zamiarem, a on postąpił bardzo racjonalnie. Teraz jednak oberwał w kolano - mocno, aż musiał je na chwilę lekko zgiąć i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie koncentrował się już teraz na własnym bólu, tylko na tym żeby nie pozwolić temu lalusiowi wyjść z tego wszystkiego bez szwanku (poparzona dłoń to za mało, najwyraźniej). - Jeszcze się zastanawiam, czy nie lepiej od razu do kostnicy. - Poinformował go nienawistnie. Chłopak złapał różdżkę z powrotem i odskoczył, ale Meksykańczyk miał niezły refleks i natychmiast posunął się do przodu za nim, jednocześnie gołą dłonią odtrącając koniec różdżki nieznajomego, żeby przypadkiem nie udało mu się rzucić zaklęcia. Drugą rękę nakierował na jego twarz, z niejakim zadowoleniem zatrzymując pięść na nosie zarozumialca.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Z dwojga złego Ezra wolał mieć problemy z przeklinaniem niż z brakiem kontroli nad sobą i agresją. W ostatecznym rozrachunku wychodził na plus... Od samego początku wiedział, że jest skazany na porażkę, biorąc pod uwagę, że on i Góra należeli do kompletnie innej kategorii wagowej. Był złodziejem, a nie bokserem. Nigdy nie ćwiczył nawet samoobrony. Jego umiejętności koncertowały się na sprycie i szybkości. Na przetrwaniu. - Tobie zatem śpieszno do Azkabanu. Więc mniej gadania. Czas ucieka, wieczność czeka. - Prowokowanie napastnika to bez wątpienia metoda, która nie znalazłaby się w poradnikach na pierwszym miejscu. Nie żeby Ezra nie wiedział, że do każdego słowa mógł dopisać jakąś część ciała, którą dodatkowo zamierzał uszkodzić mu Góra. I mimo że sytuacja nie była zabawna, Ezra miał ochotę zaśmiać się swojemu przeciwnikowi prosto w twarz, bo wiedział, że racja była po jego stronie i problem znajdował się wewnątrz tego wielkoluda. - Nudny jesteś, kolego, z tą różdżką - warknął, kiedy Góra znowu uniemożliwił mu użycie magii. Czyżby zapomniał, kim byli i co potrafili, czy zabawa w mugola sprawiała mi tyle satysfakcji? - A walki na pięści... Nie zdążył niestety dokończyć swojego błyskotliwego komentarza przez cios, który wylądował na jego nosie z charakterystycznym chrupnięciem. Poczuł na ustach metaliczny smak krwi i lekko zatoczył się do tyłu. Energicznym ruchem wyciągnął z kieszeni talię kart i cisnął nią w twarz chłopaka. Ezra żałował, że nie był to jakiś wyjątkowo toksyczny eliksir, ale posiłkował się tym, co posiadał. Splunął, pozbywając się z ust krwi. Wciąż cofał się malutkimi krokami, żeby zbliżyć się do potencjalnej broni, jaką były krzesła, grube gałęzie i... Lód, który zwisał ładnie zaostrzonymi soplami z drzewa. Ezra nie zamierzał być całkowicie uczciwy w tej walce, a zima była w tym bardzo pomocna. - Życie z tobą to musi być czysta przyjemność. Gwałtownie zamarkował krok w lewo, po czym rzucił się biegiem w swoją prawą stronę, by dopaść sopli. Tym samym odwrócił się plecami do Góry. Nie miał wiele czasu do namysłu, więc gdy tylko oderwał swoją lodową broń, odwrócił się i na oślep dźgnął, licząc że impet i zaskoczenie w jakiś sposób zadzialają na jego korzyść.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Magia była dla Leo ostatecznością w sytuacjach tego typu. Może to przez jego treningi? Wyćwiczył w sobie odruchy wyjątkowo mugolskie i zapomniał, że zaklęciami również można kogoś skrzywdzić. Było to dla niego, prawdę powiedziawszy, trochę takie tchórzostwo. Brak bezpośredniego starcia, uciekanie się do czarów... Nie kojarzyło mu się to z prawdziwym męskim mordobiciem. Krukon sobie zwyczajnie nie radził i Leonardo w duchu zrozumiał, że oni dwaj nie mają prawa się polubić. Drażnienie go nigdy nie kończyło się dobrze i zazwyczaj potem wszyscy wychodzili na tym źle. Chłopak jednak chyba bardzo chciał sprawić, żeby Gryfon zniszczył nie tylko jego, ale i piękne dekoracje festynu. - Mógłbym spokojnie powiedzieć to samo - prychnął, bo przecież nieznajomy również próbował po raz drugi tego samego. Uciekał się do tej magii, jakby bez różdżki nie mógł się komuś postawić. Całe to wrażenie po oberwaniu w kolano już dawno osłabło i Vin-Eurico zaczął tracić szacunek do przeciwnika. MMA to wyjątkowo specyficzny sport, w którym jest bardzo mało zasad. Wszelaki spryt i kreatywność jest niemalże wymagany, kiedy możesz zaskoczyć drugą osobę. Leo uwielbiał różnorodność, jaka towarzyszyła mu na treningach. Chłopak zatoczył się do tyłu po uderzeniu i choć jego twarz błyskawicznie pokryła krew, to dalej nieźle się trzymał. Leo zaczął zastanawiać się, czy nie powinien włożyć w to trochę więcej siły - ale w końcu kończenie na jednym złamanym nosie było wyjątkowo słabe. Wyrzucił z kieszeni talię kart i choć było to wyjątkowo żałosne zagranie, to jedna z nich drasnęła wielkoluda w policzek, pozostawiając płytką ranę. Widział, że Krukon kombinuje. Spodziewał się tego po nim i nawet zachęcał go w myślach, żeby spróbował czegoś ciekawszego. - No, dalej. Zaskocz mnie czymś. - Pozwolił, by na jego ustach wykwitł wyjątkowo perfidny uśmiech, który znaczył tylko jedno. I tak nie wygrasz. Musiał przyznać, że nieznajomy wiedział, jak oszukiwać. Doskonale przypuścił przemieszczenie się w stronę przeciwną, niż planował. Leo szarpnął całym ciałem w błędnym kierunku, po czym zauważył swój błąd. Powrócił spojrzeniem do swojego przeciwnika i... CZY ON UCIEKAŁ?! To było za proste, bez dwóch zdań. Leonardo spiął się w sobie i jednym susem rzucił się na chłopaka, przewracając go na ziemię. Z rozpędu nie miał możliwości dostrzec, że Krukon trzymał już w dłoni lodowy sopel - nawet udało mu się wykonać solidne, mocne pchnięcie. Leonardo dalej czuł się zwycięsko, przytrzymując drobniejszego przy ziemi. Jednocześnie nie mógł ignorować tego cholernego ostrza, które wbiło mu się w brzuch, niewiele ponad lewym biodrem. - Kurwa - teraz to on klął. Zaskoczenie na chwilę wzięło górę, ale zaraz ciemnowłosy przysłonił je dwoma solidnymi uderzeniami w brzuch swojego przeciwnika.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Od kiedy wszystko powoli zaczęło się JAKOŚ układać, Padme znowu zaczynała odzyskiwać dawną pogodę ducha. Co prawda siniaki na jej ciele po ostatnim treningu dalej były ciut widoczne, więc dalej wyglądała bez ubrania jak ofiara przemocy domowej, jednak nie bolały jej już prawie w ogóle, co skutecznie ułatwiało jej funkcjonowanie. Tak, tak, mogła je wyleczyć, ale po co? Czasami bywała uprzedzona do magii, zresztą sam tatuś-uzdrowiciel jej powtarzał, że za dużo magii w jednym czasie zastosowanej na ciele wcale nie jest takie dobre. Prawie jak za duża ilość mugolskich prochów przeciwbólowych wzięta na raz. Dzisiejszego dnia cukiernia wyjątkowo była zamknięta - Krukonka spędziła popołudni i wieczór u swojej pracodawczyni, uroczej starszej kobiety, która zaprosiła ją na rodzinny posiłek przedświąteczny. Padme jednak nie przewidziała jak przyjęcie zaproszenia zagra na jej emocjach. Wracała z dość dziwnym humorem. Z jednej strony tęsknota za domem dawała o sobie znać, ale mimo to nie mogła tak po prostu wrócić do Walii. Miała kilka spraw, które chciała skończyć jeszcze w tym roku. Skończyć z ogromnym bólem serca i tyłka, bo życie ostatnio nie zaskakiwało jej wieloma pozytywami. Z drugiej zaś była lekko podpita - domowe nalewki były cudowne, pyszne i cholernie mocne. Widząc u siebie skłonności do nadużywania alkoholu dziewczyna postanowiła przemaszerować przez całe Hogsmeade, by lekko wytrzeźwieć - buty na obcasie nie były najlepszym pomysłem. Kiedy dotarła na świąteczny festyn postanowiła zostać tu na dłuższą chwilę. Przechadzała się pomiędzy stoiskami, oglądając różne bibeloty, które nie wzbudzały w niej dużego entuzjazmu. W pewnym momencie poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Odwracając się i odruchowo wyrywając dłoń, spoglądnęła na o wiele niższą od siebie kobietę, nieco zgarbioną i ubraną - co tu dużo mówić - w łachmany. Dzierżyła w ręce talię kart, drugą wyciągając w jej stronę. Krukonka nie spotykała się do tej pory z takimi ludźmi, dlatego nie rozumiała o co chodzi, dopóki stara nie odezwała się ponownie. - Daj powróżyć, daj rączkę a szczęście zobaczę... - nastawiona dość sceptycznie do wróżenia z ręki (choć sama to czasem praktykowała), podziękowała, przyśpieszając kroku. Stara nie odpuszczając szła jeszcze za nią, rzucając wyrywkowo głupoty o przystojnym ciemnowłosym, który przysporzy jej znowu kłopotów. Mówiła też o zawistnej kobiecie o czerwonych włosach, szczęśliwym dniu i szczęśliwym kamieniu. Uciekając na stoiska z jedzeniem, zbawiona zapachem świeżo robionej kawy i świeżo parzonej herbaty, oglądnęła się nerwowo za siebie. Pusto. Prawdopodobnie w normalnych warunkach kupiłaby sobie napój i poszła dalej, gdyby nie natrafiła na ciekawszy widok, czyli dwójkę bijących się chłopaków. Tłum ludzi nie reagował, bo przecież po co się mieszać, lecz ona nie miała zamiaru mieć nikogo na sumieniu. Nieco chwiejnym krokiem podeszła do nich, w międzyczasie wyszukując różdżkę w torebce. Najpierw jednym zaklęciem rozdzieliła ich a potem stanęła pomiędzy, patrząc najpierw na Ezrę a potem na... no właśnie. Miała wrażenie, że serce jej na moment stanęło kiedy zobaczyła na ziemi swojego byłego chłopaka. Chłopaka, którego kochała najmocniej na świecie swego czasu. Tego jedynego, najlepszego. Teraz jednak nienawidziła go, chociaż niestety nie na tyle, by go tu zostawić. Miała w sobie trochę ludzkiej empatii. - Pojebało was? - odezwała się nareszcie gdy uświadomiła sobie jak głupią minę musi mieć. Kurwa. - Jak dzieci. Głupie, duże dzieci. Straszycie ludzi... - choć jej słowa były skierowane w eter, oczywiście podświadomie wypowiadała je w stronę Gryfona. Przeczuwała, że to właśnie on zaczął bezsensowną bójkę, bo jakżeby inaczej. Pieprzony macho z Meksyku. Drapiąc się po głowie przykucnęła początkowo koło Krukona. - Nic ci nie jest? - spytała, oglądając jego nos. Definitywnie złamany. Choć uzdrowiciel z niej był przeciętny, znieczuliła ból mrucząc, żeby poszedł natychmiast do pielęgniarki. Imienia nie znała, a przynajmniej nie kojarzyło go w tej chwili wyjątkowo skołowana całym swoim wieczorem. Potem zaś z wielkim ociąganiem przetransportowała się do Gryfona. Jej mina nie wyrażała w zasadzie nic, chociaż w środku biło się ze sobą wiele sprzecznych emocji, rozrywających jej serce zardzewiałym widelcem. Trochę mu współczuła, trochę też chciała zbić piątkę z Ezrą, że w końcu ktoś mu dał w twarz. W każdym razie w swoim genialnym planie zakładała, że szybko go opatrzy a potem ucieknie. Sukienka i płaszcz w ogóle nie utrzymywały ciepła a Padme szybko marzła. Ba! Miała nawet wrażenie, że na widok Leo wytrzeźwiała w sekundę! O ironio. - Co ci znowu przyszło do głowy? - przerywając aksamitnym głosem niezręczną ciszę, przypatrzyła się najpierw jego twarzy, dopiero po chwili wyłapując krwawiącą ranę na brzuchu. - Leo... - chcąc zwrócić mu uwagę, nie wiedziała co powiedzieć, dlatego skwitowaławszystko cichym westchnieniem. Zamiast zbędnej gadki przeszła do prowizorycznego opatrywania rany, usilnie próbując nie patrzeć na Leonarda.
Ostatnio zmieniony przez Padme A. Naberrie dnia Sob Gru 24 2016, 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Dla Krukona przeciwnie, zaklęcia były wyrównaniem szans, ponieważ obaj potrafili się nimi posługiwać. Tchórzostwo byłoby dopiero wtedy, gdyby rzucał się z różdżką na jakiegoś mugola. Cóż, właściwie stosunek sił byłby wtedy dokładnie taki, jaki pomiędzy Ezrą i Górą... Ale najwidoczniej ten zdecydował się pominąć tę kwestię. - Właśnie nie mógłbyś. Przyjmiesz do tego swojego małego móżdżku, że z pierwszym razem chciałem rzucić zaklęcie na siebie i się uzdrowić? On naprawdę był głupi. Początkowo Ezra sądził, że to było zwykłe przewrażliwienie na swoim punkcie, ale najwyraźniej Góra miał problem z przyjmowaniem cudzych poglądów i perspektyw, i widział wszystko w odcieniach czerni i bieli. W pewnym sensie Ezra mu współczuł. Tak naprawdę nie spodziewał się, że ten lodowy sopel faktycznie może być groźną bronią. Była to raczej desperacka próba, ale najważniejsze, że skuteczna. - Niespodzianka. Uśmiechnął się mściwie, czując naprawdę ogromną satysfakcję, że był w stanie spełnić prośbę chłopaka. Nawet ta mała ranka na jego policzku była kolejnym trofeum. Był właściwie bardziej dumny z tego jednego osiągnięcia niż z sukcesów na zajęciach w Hogwarcie - jakkolwiek to brzmiało. Duma nie trwała długo, bo oprócz tego, że zaraz został przygnieciony przez cielsko o gabarytach niedźwiedzia grizzly, co prawie całkowicie odebrało mu możliwości oddechu, otrzymał dwa potężne uderzenia w brzuch. Bolesny jęk opuścił jego gardło z resztkami powietrza. Ezra wiedział, że znajdował się już na granicy, bo nawet jeśli ciosów nie było wiele, każdy był dokładnie wymierzony, a przede wszystkim odczuwalna była w tym wprawa Góry. Zacisnął zęby, przygotowując się mentalnie na odebranie kolejnego uderzenia, a wtedy jakaś niespodziewana siła oderwała Górę od niego. Zaczerpnął głęboko powietrza i dopiero po kilku sekundach podciągnął się na łokciach, żeby zobaczyć, co właściwie się stało. Pomiędzy nimi stała dziewczyna, z tego co kojarzył Krukonka z jego roku. Jej mina wyrażała ogromne skołowanie. Zresztą, nie dziwił jej się. On sam wciąż nie był pewien, jak to wszystko się zaczęło i dlaczego. Nie odpowiedział jej zatem na pierwsze pytanie, a jedynie wzruszył ramionami. - Winny powinien się tłumaczyć, więc to chyba do ciebie, kolego. Chyba gdzieś podczas walki w międzyczasie zgubił instynkt samozachowawczy. Albo po prostu liczył, że w obecności Padme Góra trochę ochłonie. - W porządku - wykrztusił, znowu pozbywając się z ust krwi. Miał nadzieję, że chociaż wglądał lepiej, niż się czuł. Na szczęście dzięki interwencji dziewczyny przynajmniej ból zniknął. - Dzięki za pomoc. Powoli podniósł się z ziemi i otrzepał ubrania ze śniegu i brudu. Nieco chwiejnym krokiem przeszedł w kierunku miejsca, gdzie, jak podejrzewał, spadła jego różdżka. Chwilę się jej naszukał, ale na szczęście tam była w jednym kawałku. Wytarł ją i schował do kieszeni. Bez słowa obserwował, jak Krukonka sprawdzała stan jego przeciwnika. Wydawało mu się, że robiła to z pewnym ociąganiem i niechęcią, co przywołało w nim myśl, że może nie jest jedyną osobą, która nie pała sympatią do wielkoluda. W każdym razie coś na rzeczy na pewno było i może nawet Ezra poczuł się dostatecznie zaciekawiony, żeby kiedyś spróbować się dowiedzieć. Poza tym, Góra miał na imię Leo? Leonardo? Cóż, jakoś tak to do niego nie pasowało.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Tajemniczy Krukon doprowadzał go do szału tymi swoimi idiotycznymi ciętymi odzywkami, tym irytującym "kolego" i ogólnie większością swojego jestestwa. Leonardo naprawdę nie chciał mu odpuszczać, chociaż gdzieś w duchu męczyło go pytanie, co się tak właściwie wydarzyło?... Nie zareagował na jego odzywkę w temacie użycia różdżki. Równie dobrze mógł teraz powiedzieć, że on wcale nie chciał mu przywalić w nos - po prostu jego pięść tak poleciała, ojej. Trzymanie różdżki było uzbrojeniem, jakichkolwiek zamiarów by się nie miało. Napawał się radością, gdy ścierał ten durny mściwy uśmieszek z twarzy nieznajomego. Nie chciał wcale przestawać, tym bardziej że jak narazie nikt z tłumu nie zwrócił na nich większej uwagi. Leo spodziewał się w sumie, że zaraz jakaś ochrona się ich pozbędzie i już nie będą mogli tu wrócić. Nie zdziwił się, kiedy jakieś zaklęcie odrzuciło go do tyłu. Skrzywił się jedynie lekko, gdy uderzył plecami w zmarźniętą ziemię, co przy okazji przypomniało mu o tym cholernym soplu. Podniósł wzrok na osobę, która postanowiła ich rozdzielić - a ona akurat wtedy się odezwała, próbując sprawiać wrażenie mniej skołowanej, niż w rzeczywistości jest. Wzdychanie z rezygnacją na widok dziewczyny jest prawdopodobnie jedną z najgorszych rzeczy, jakie chłopak może zrobić. Leonardo jednak w tamtej chwili o tym nie myślał i cieszył się, że nie zareagował jeszcze otwarciej. Padme zajęła się najpierw nieznajomym - co z jednej strony było trochę zaskakujące, a z drugiej całkiem uzasadnione. Leo w tym czasie podniósł się do pozycji siedzącej i wyrwał sopel. Okazało się, że nie siedział zbyt głęboko... A jednak ubranie było rozerwane, a rana krwawiła. Przycisnął do niej trochę materiału i zaczął szukać po kieszeniach różdżki. Gdy już ją znalazł, Padme skończyła ogarniać tego Krukona i podeszła do Vin-Eurico. - Miło, że od razu zakładasz, że to moja wina. - Mruknął, przyglądając jej się uważnie. Nie wyglądała na złą. Unikała jego spojrzenia, ale mu pomagała - miała zdecydowanie zbyt dobre serduszko. - Nic mi nie jest, Pad. Dzięki. - Podniósł się sprężystym ruchem i otrzepał ze śniegu, przy okazji chowając różdżkę z powrotem do kieszeni. Jego kurtka i bluzka miały dziurę odsłaniającą ranę, z którą Padme już sobie poradziła. Leo nieszczególnie zwracał uwagę na takie drobiazgi, przecież nie było to nic zagrażającego jego życiu! Starł z policzka kroplę krwi, ignorując rozcięcie od karty Krukona. Posłał jeszcze dziewczynie pytające spojrzenie, bo miał wrażenie, że chciałaby jeszcze coś dodać. Jego przeciwnik w tym czasie odnalazl różdżkę i chwilę jeszcze im się przypatrywał... Ale z Leo zeszły emocje, nie chciał robić scen przy Padme. Jednocześnie nie zamierzał zachowywać się w jej towarzystwie jakoś inaczej. Po prostu jej obecność wybiła go z rytmu i teraz marzył już tylko, żeby zakopać się w ciepłym łóżku. - Och, musimy to kiedyś powtórzyć. Powinieneś popracować nad swoją techniką, kolego. - Mrugnął do Krukona po części wesoło, a po części groźnie - co było całkiem niezłym podsumowaniem osobowości Leonardo.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
- Przeważnie wszystko co złe, dzieje się z twojej winy, Leo - odparła niemal machinalnie, jednak kiedy doszedł do niej sens wypowiedzianych słów uznała, że po co ma się przejmować. Nie lubiła go w tym momencie, więc nie miała zamiaru ani na siłę z nim rozmawiać, ani też na siłę być miła wobec niego. Powinien się cieszyć, że jeszcze nie uderzyła go w twarz na dokładkę za znęcanie się nad biednymi, małymi Krukonami. Kiedy wstał, podniosła się i ona z ziemi. Chociaż miała metr siedemdziesiąt a obcasy, w których dzielnie maszerowała posiadały kolejne dziesięć, wciąż dzieliło ich jakieś trzydzieści centymetrów - prawie tyle, ile jest między nią i Danielem. - Dasz mu w końcu spokój? - spytała ponownie, stając przed Gryfonem. - Pokaż mi tę twarz - poprosiła kulturalnie, żeby się pochylił. Gdy jednak macho, jak to samowystarczalny i niezależny macho, nie miał takiego zamiaru, bez słowa złapała go za kawałek bluzy i pociągnęła w dół. Pozbyła się jeszcze ranki z policzka. - Nie wypada nadwornemu kochasiowi chodzić z draśnięciami na buźce, to czyni cię potencjalnie mniej atrakcyjniejszym. Nie sądzisz, kochanie? - uśmiechając się nader uroczo i jednocześnie dość złośliwie jak na nią, puściła Leonarda, odsuwając się. Jej misja została wykonana. Gryfon opatrzony, a Krukon... spoglądając skonsternowana w stronę Ezry nie wiedziała czy ma mu dalej pomagać, żeby przypadkiem znowu się na siebie nie rzucili, czy może powinna przetrzymać tutaj Leo, dopóki tamten nie pójdzie... uznała, że najrozsądniej byłoby się po prostu nie wtrącać. Bez słowa odwróciła się na pięcie, kierując do jednego ze stoisk po imbirową mątwę a potem zaczęła iść przed siebie. Spoglądając w głąb kubeczka zauważyła oczywiście, że herbata stała się czerwona. Czerwień, kolor miłości i gniewu, w tym przypadku bardziej gniewu, dodatkowo tylko ją podminowała. Oczywiście zagłuszona szumem domowych nalewek nie wpadła na pomysł, że jest ślisko, więc i buty na obcasie nie były tutaj najlepszym rozwiązaniem. Nic dziwnego, że chwilę potem wpadła nosem prosto w plecy Gryfona, odruchowo łapiąc się go i przy okazji wylewając całą herbatę częściowo na niego a częściowo na swoją dłoń. Fakt, że ostatnio coraz częściej zaczynała przypadkowo wpadać w chłopaków nie był teraz istotny. Istotna była poparzona dłoń i to, że paznokcie drugiej dłoni dość mocno wpijały się w Leo.