Niesamowity, kwiatowy tunel, który okrąża park dookoła. Idealny dla osób, które lubią długie, romantyczne spacery. Nocą oświetlany za pomocą dużej ilości świetlików, a kwiaty nie więdną/nie usychają ani na jesień, ani na zimę.
Generalnie właśnie odwrócił się ponownie w stronę Ivonki, by ją zagadać czy coś, a tu HAPS! Dopadło go, mordercze sidła! Wciągają w otchłań i próbują pożreć odbierając mu ostatnią nadzieję! A nie, to jednak nie jest zwykły potwór... To tulący potwór całuskujący jego polika. Taki potwory, to on akurat bardzo lubił. - Zawsze chętny – To mówiąc złapał ją w swoje ramiona i przytulają obrócił ją ze sobą kilka razy nim ponownie ustawił na ziemi. Wpatrywał się w nią z taką radością. To normalne, że chłopak się cieszy, gdy jego dziewczyna jest szczęśliwa. Zastanawiał się wprawdzie nad powodem, ale może to ten cały festyn i jego otoczka? No i stojące obok pandowo-całujące stoisko. Dobrze, że Litka nie mogła skorzystać, bo faceci najwyraźniej się ociągali. - Aniołku, wyglądasz jak aniołek. Zatańczmy! - Krzyknął do swojej dygającej piękności i pozwolił się zaciągnąć kawałek dalej. Złapał ją za łapcie i i wywijał z nią jak przystało na prawdziwego faceta, który nie raz wyrwał kobietę na dyskotece. Nie można powiedzieć, że nie czuł muzyki. No ale doskonały w tym też nie był. Od wygibasy do Billie Jean. - Do twojego koncertu trochę czasu. Gdzie już byłaś, gdzie idziemy? Może na strzelnicę? Albo do Centrum? Podobno tam są smoki - Zapytał ją między kolejnymi obrotami.
Po przygodach nadszedł czas na chwilę odpoczynku. Dostał cynk, że ma szybciej znaleźć się przy budkach. Nie bardzo się mu chciało jeszcze cokolwiek robić, ale skoro się zobowiązał to musi sprawę załatwić. Na miejscu zastał dwie budki, jedną zajętą już przez jakąś kobietę i drugą pustą. Domyślił się, że ta pusta jest jego(brawo Cormac). Stanął przy swoim stanowisku i...cholera, o czymś chyba zapomniał. A tak, na co zbiera pieniądze. Wystawił sporządzoną przez siebie tabliczkę z napisem "Pomoc dla ubogich rodzin czarodziejów" oraz puszkę z naklejoną kartką "3 galeony". Nie przepadał za całowaniem obcych dziewczyn(ekhem) dlatego cena była dość wysoka. No dobra Cormac, 5 pocałunków i masz chwilę przerwy. Do roboty!
Każde losowanie kosztuje 3 galeony. Rzut jedną kostką.
Kostki:
1,6 - Spodobałaś się Edmundowi. Zapomniał o swoim obrzydzeniu i pocałunek był długi i namiętny. Jeśli masz partnera to niech lepiej Ciebie pilnuje. 2,4 - Wiesz co, jesteś nawet ładna! Masz całusa a teraz zrób miejsce innym. 3,5 - Jesteś powodem dla którego Edmund nie chce się całować. W magiczny sposób zapominasz, że zapłaciłaś za pocałunek. Te pieniądze są na pokrycie zdrowia psychicznego gryfona. Wykonujesz przerzut.
Ostatnio zmieniony przez Edmund Cormac dnia Nie 8 Maj 2016 - 16:06, w całości zmieniany 1 raz
Kobieta, która siała spustoszenie na połowie festynu dotarła również do Lawendowego szlaku. Rozejrzała się za Całuśną Budką jednak jak na razie stała tu tylko taka, która należała do @Yvonne Nancy Horan. Niestety jej to nie przeszkadzało, ponieważ była biseksualna. Poza tym uwielbiała pandy! Dlatego wielce zadowolona popędziła w kierunku ów budki po drodze dosłownie taranując tańczących @Jay Harper i @Lilith Nox. Ale karma jest sprawiedliwa ponieważ kobieta coś po drodze zgubiła. W każdym razie bardzo mi jest szkoda parki, która teraz na pewno leżała na ziemi nie mając pojęcia co się dzieje. Gdy dotarła już na swojego całusa zażądała od pandy namiętności, a jeśli ta miała jakiekolwiek opory, to przerażające monstrum z dwa dodatkowymi podbródkami wzięło sprawy w swoje ręce, złapało śliczną pandę za ramiona i sprzedało jej wielkiego, śliniącego się cmoka. Poza tym bez jakiejkolwiek zapłaty uciekła w stronę innej budki - tej, która właśnie została postawiona przez @Edmund Cormac. Jemu również postanowiła sprzedać buziaka! Podeszła do chłopaka, odwróciła go w swoją stronę i namiętnie pocałowała. Trochę jak buldog. Potem domagała się zapłaty od niego, a gdy jej nie udzielił obrażona odwróciła się i odeszła.
Dziewczyna przyszła również tutaj. Już z daleka widziała tańczącą Lilith z Jayem, więc nie zamierzała im przeszkadzać. Jednak słyszała, że tu również dzieją się ciekawe rzeczy, dlatego też postanowiła to sprawdzić. Już z daleka dostrzegła pandzie stoisko, na którym to była możliwość pocałowania się z niejaką Ivonką, jednak kobieta najwyraźniej przyjmowała tylko mężczyzn. No cóż, i tak nie zależało jej na tej atrakcji aż tak bardzo. W końcu niby się spotykała z Edwardem i w ogóle. Gryfon jej gdzieś zaginął, ale wtem zobaczyła innego wariata, który to ostatnio ją napastował. Choć akurat z kim Edmund tego nie robił? Podeszła do niego z lekkim uśmiechem i wrzuciła mu do puszki 3G. - Jak tam? - Zapytała nie wiedząc, co tak właściwie teraz powinna zrobić. W pewnym momencie zamrugała zaskoczona. Ah, chyba jeszcze nie zapłaciła, prawda? W sumie skoro to na cele charytatywne, to może warto się trochę bardziej wykosztować? Wrzuciła jeszcze 9G. Niech się dzieje co chce. I tak oto w podzięce za swoją hojność otrzymała 2 małe całusy i 1 namiętny pocałunek. To ostatnie trzeba przyznać, że jej się bardzo podobało. Jednak zbankrutowanie na stoisku z buziakami? To byłoby dla niej takie typowe. A przecież walczyła z wizerunkiem dziwki. Dlatego zamierzała stanąć z boku i trochę z nim pogadać. - Jak tam twoja wielka miłość Naeris? - Zagaiła będąc ciekawą, czy jeszcze na niego działa to, co wtedy brał. O ile to było spowodowane eliksirem czy innym badziewiem.
Kostki: 3,2,4,1 :devil: Wydałam: 192G Co już mam? Figurka smoka (Czarny Hebrydzki), Dementorek, Fałszoskop, Eliksir Euforii, Jad Bazyliszka, Eliksir Rozpaczy, i nauczyłam się Ydwyf fi yn gwlychu, Ex Animo i +1 pkt Zaklęcia
Jego budka nie zaczęła się dobrze. Jakaś kobieta zaczęła biegać po całym terenie festiwalu i robić dziwne rzeczy. Niestety przybiegła też do niego i obdarzyła go pocałunkiem przypominającym gody psów. Chłopak zaczął się bronić rękami i nogami, ale nic z tego. Musiał odczekać, aż kobiecie się znudzi i pójdzie dalej. Rozśmieszyła go kolejna reakcja grubaski. Żądała od niego pieniędzy! Hah, to on powinien wziąć od niej kasę na popyt w psychiatryku. A jeżeli o pieniądze chodzi. Grubaska latała po stanowiskach i taranowała ludzi. Zauważył na ziemi coś przypominającego portfel. Podbiegł tam, chwycił go i sprawdził zawartość. Ha, wzbogacił się o 50 galeonów! Zatańczył taniec zwycięstwa i wrócił na swoje stanowisko. W tym samym momencie przyszła jego druga klientka: @Vittoria Brockway, ulubiona wilkołaczyca. -A jakoś leci. Najpierw musiałem uciekać przez wściekłą dziewczyną, a potem dopadła mnie jakaś kobieta, obcałowała całego i jeszcze zażyczyła sobie za to pieniądze. W skrócie po staremu. A u Ciebie? Przez przypadek użył zaklęcia zapomnienia na salemkę(ładnie to tak wykorzystywać koleżankę?). Kiedy wykonała drugą wpłatę obdarzył ja lekkim pocałunkiem. Uniósł brwi, kiedy trzeci raz wrzuciła pieniądze do puszki. Kiedy po raz kolejny odsunął się po pocałunku puszka znowu została nakarmiona. Edmund popatrzył się na Vittorię, przeszedł na jej stronę, złapał ją twarz i pocałował najbardziej namiętnie jak potrafił. Oby Edward tego nie widział. -Skoro tego tak bardzo chciałaś to proszę bardzo. Jak zaraz oberwę od jakiegoś brydlasa w zęby to przestaniemy się lubić. Pogroził jej palcem i wrócił za ladę. Kolejne pytanie wybiło go nieco z równowagi. Postanowił je olać, ale najwidoczniej bez odpowiedzi dziewczyna nie zamierzała się ruszać. Weschnął i oparł się o budkę. -Weź mi tego nie przypominaj. Wypiłem chyba amortencję przy stoisku na eliksiry. Powoli wraca do mnie pamięć z tego co robiłem. Naeris chyba mi nigdy nie wybaczy.
Nagroda: 50 galeonów
Ostatnio zmieniony przez Edmund Cormac dnia Nie 8 Maj 2016 - 21:32, w całości zmieniany 1 raz
I tak tańcowali. Wiedziała, że Jay nie będzie miał nic przeciwko takiej zabawie. To właśnie był jego żywioł. Bycie spontanicznym i przy okazji robić rzeczy, których nikt się nie spodziewa. On nie spoglądał na konsekwencje, nie obchodziło go jak ludzie będą na niego spoglądali – przynajmniej tak widziała go ta dziewczyna. Kiedy zadał jej pytanie przy tańcu, zamyśliła się, prawie potykając o własne nogi. No cóż. Jeżeli nie skupiała się na tańcu, to zaczynała się potykać o własne nogi, ewentualnie nie nadążać za ruchami partnera, dlatego słaba była z niej tancerka. Mimo wszystko lubiła to robić, to było coś niesamowicie przyjemnego tak wyzbyć się całej energii w niespodziewanym pląsie. Och aż mi samej zachciało się tańczyć! - Byłam przy stoiskach – wielka koncentracja, by go nie nadepnąć i ogarniać co się wokół niej dzieje. Dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa… - smoki?! – to chyba była wystarczająca odpowiedź na jego pytanie. Chce zobaczyć smoki! To właśnie chciała powiedzieć, ale coś popchnęło ją z taką wielką siłą, że padła razem z gryffonem na ziemię. Wyprostowała się zaraz po tym jak jakaś kobieta ich powaliła. Spojrzała na tarana, który pognał dalej po czym wybuchła śmiechem. Kiedy się uspokoiła, schyliła się i złożyła na jego ustach pocałunek. - Teraz ja Cię gniotę grubasie – wyszeptała rozbawiona całą tą sytuacją. Chyba nic nie mogło popsuć jej humoru dzisiaj!
Co już mam?16x Omnikulary; 9x Samopiszące pióro; 6x Uszy Dalekiego Zasięgu; 3x Przypominajka; 7x Błękitna Butla
Jedyna w swoim rodzaju budka oferująca całusy za jedyne 3G! Masz ochotę wesprzeć szczytny cel? Nie zwlekaj! Od razu podejdź to Antoinette Petru. W końcu kto by nie chciał całusa od tak urodziwej panny.
cena: 3G
Kostki: 1, 2 – O nie! Jedyne co dostałeś od Panny Petru to całusa w policzek bądź czółko. Najwidoczniej uznała, że jesteś za młody na coś więcej. Może poszczęści Ci się kolejnym razem.
3 – Tosia tak wczuła się w swoje zadanie, że zapomniała o Bożym świecie. Możesz jednak być pewny, że nigdy nie przeżyłeś takiego pocałunku jak z Panną Petru. Za jej talent w całowaniu dajesz jej dodatkowego 1G. Odchodzisz od jej stanowiska z gwiazdkami przed oczami.
4 – Nie był to najlepszy pocałunek na jaki stać było Pannę z Rumunii. Odchodzisz od stanowiska zniesmaczony, mając nadzieję, że następnym razem nie trafisz na nią.
5, 6 - To nie Tosia dała Ci pocałunek, a ty jej. Możesz wybrać dowolną formę w jakiej on przebiegał: od całusa w czółko po namiętny, gorący całus.
Ostatnio zmieniony przez Antoinette A. Petru dnia Pon 9 Maj 2016 - 1:28, w całości zmieniany 2 razy
Słysząc, jak ten mówi o jego przygodach przy budce nagle coś jej się przypomniało. Uciekanie przed wściekłą dziewczyną...? EDWARD! Jezu. Kompletnie zapomniała o tym, ze mówiła mu iż będzie czekać pod domem strachów! Jeśli teraz pobiegnie w jego stronę, to będzie niegrzeczne. Dlatego przez chwilę jeszcze zamierzała z nim pogadać. Jednak stała jak na szpilkach. - Chodzę i wygrywam nagrody. Czeka mnie jeszcze Dom Strachów - Skomentowała jeszcze zanim zapłaciła mu konkretną sumkę. Generalnie nie zależało jej na tym namiętnym pocałunku. Gdyby chciała, zrobiła by to bez budki. Ot po prostu zamierzała dołożyć mu się trochę więcej na to, na co zbierał. Ze względu na sympatię. A to, że się do niej dorwał było wyłącznie dodatkiem. Za który Edward ich pozabija. - Na pewno Ci wybaczy. Pracuj dzielnie, a ja lecę szukać faceta - Uśmiechnęła się do niego szeroko i po tych słowach teleportowała się na drugi koniec parku.
Pierwszy klient się zjawił bardzo szybko. Na to liczyła tak właściwie, bo sama chciała skorzystać z atrakcji jakie tutaj zaplanowano. Nie żeby przyjemność jaką musiała wykonywać była dla niej udręką, wręcz przeciwnie. Mogła tak rozdawać buziaki wszystkim panom oraz paniom. Gdy stanął przed nią młody chłopaczek @Jay Harper z pierwszym pytaniem, gdzie można kupić taki strój. Chyba nie o to się tutaj powinno pytać, ale dobrze chciał widocznie jakoś zagaić by atmosfera nie była ciężka. A problem w tym, że nie była. Yvonne bez problemu od razu mogła przejść do czynów jak otrzymała 3 galeony. -To tajemnica handlowa kochanieńki - odpowiedziała mu z uśmiechem puszczając oko no i przyszedł czas na nagrodę. Obdarowując chłopaka szybkim buziakiem. Początek to początek, nie wiedziała na co sobie pozwolić. Po chwili ludzie zaczęli się zbierać dookoła, aż nie wiedziała kto tu ma być klientem, a kto nie. Między innymi @Lilith Nox, która jedynie skomplementowała kobietę -Buziak o takiej pandy jedynie 3 galeony, masz przeuroczą sukienkę! - wynagrodziła się tym samym. Co dalej? Rozglądała się dookoła z myślą, że zaraz pojawi się kolejna osóbka. Tak się stało, ale to nie był nikt normalny. Jakieś monstrum! Nie zwracała uwagi na tańczącą parę taranując się -Ej, ej! Spokojnie! - krzyknęła do osobnika, ale to nic nie dało. Poczuła się okropnie, kiedy to coś zażądało od niej namiętności. Z takimi manierami to w życiu, ale było to silniejsze od niej niestety. TO GWAŁT NA PANDZIE! Trzeba to zgłosić! Pocałunek był, ale jakim kosztem! Ohyda, jak można być takim człowiekiem? Kiedy się skończyło kobieta odetchnęła z ulgą jakby ledwie uszła śmierci - Muszę się napić. Co to miało być?! Dorwę Cię jeszcze! - krzyczała za osobnikiem kiedy się oddalił - Jak tak można - mruczała pod nosem. Wyraźnie już nie była taką radosną pandą, a wręcz przeciwnie naburmuszoną.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nigdy nie pracowała w budce pocałunków. To był jej pierwszy raz, ale pozwól się jej wykazać. Nie trać czasu, chcesz całusa podejdź do tej uśmiechniętej dziewczyny w słodkich lokach. Nie zwlekaj bo ktoś za ciebie odbierze buziaka. Taka przyjemność to jedyne 3G.
cena: 3G
Kostki: 1 – Musiałeś spodobać się Pannie Russeau ponieważ zasłużyłeś na wyjątkowy pocałunek. Ty tutaj decydujesz jak długo trwa, a Kath nawet pozwoliła ci przejąć kontrolę. Masz też jedyną w swoim rodzaju okazję na pocałunek z dziewczyną, która ma kolczyk w języku.
2,3 – Każdy ma uczucia, a Kath ma również oczy. Widocznie nie przypadłeś jej do gustu, ale praca to praca. Otrzymujesz buziaka w policzek bądź też w czółko. Wedle uznania.
4 – Liczyłeś na wyjątkowy pocałunek jak twój kolega przed tobą? Trochę się przeliczyłeś ponieważ otrzymałeś tylko szybkiego cmoka w usta i już Panna Russeau odbierała kasę i kazała ci przejść dalej, by móc obsłużyć kolejne osoby.
5 - Przy pocałunku zbyt gwałtownie pochyliłeś się w kierunku Kattie tym samym zderzając się z nią nosem. Widocznie nie dogadaliście się co do pocałunku, albo ty za bardzo chciałeś dominować. W efekcie spaliłeś buraka i otrzymałeś szybkiego buziaka w usta. Miałeś też okazję posłuchać śmiechu Kath.
6 - czyżby był z ciebie taki niezdara, że się aż musiałeś potknąć i paść na kolana przed samą Katherine? Dziewczyna jednak lituje się nad tobą i pomaga ci wstać. parzysta - ogarniasz się i w nagrodę możesz wybrać formę pocałunku. nieparzysta - spaliłeś na twarzy cegłę, coś wybełkotałeś onieśmielony i zwiałeś, byle jak najdalej ze swoim wstydem.
Miała rację. Jay nigdy nie miał nic przeciwko zabawie w każdej postaci. Zresztą jeśli ona była szczęśliwa, to czemu miałby jej odmówić takiego drobiazgu? Szczególnie, że mógł jej się pochwalić, że umie powywijać na parkiecie. To zapewne kolejny powód dla Lilith, by jeszcze bardziej go kochać. W końcu jednak zwolnił, by móc zn nią też troszkę porozmawiać. - Smoki, smoki – Potwierdził widząc, że jego słodka Niunia się zorientowała. No proszę. Już wiedział gdzie to się udadzą za chwilę. O ile oczywiście przeżyją, bo zauważył jak w ich stronę zmierza jakieś wielkie monstrum! Nie miał pojęcia jak ma na to zareagować. Powinien uciekać, ale nawet by nie zdążył. To jak wielka, śmiercionośna lawina. Nim się zorientował już leżał na ziemi. Boże. Gdyby miał tę „przyjemność” co Ivonka, to by chyba zwymiotował. Tymczasem on? Miał na sobie swojego bamboszka dzięki temu. Może to i dobrze? - Możesz mnie gnieść kiedy tylko będziesz miała na to ochotę – Zaśmiał się wraz z nią i zgarnął ją na ramiona, by bez problemu się z dziewczyną podnieść, chociaż chwilę to trwało. Potem spojrzał na nią z uśmiechem. - Idziemy! - Zapowiedział po czym ruszył w stronę Centrum Parku, by bawić się razem z nim na Festynie.
Zauważył, jak dziewczyna nagle się spina. Co, sikać się jej nagle zachciało? Przekrzywił głowę i chciał coś jej powiedzieć, ale już się teleportowała. Poszła szukać faceta...świetnie. Miał nadzieję, że nie będzie na tyle głupia i nie wypapla co tutaj się działo. Edmund zamyślił się chwile. Moment, moment...czy on właśnie nie odwalił swojej całuśnej normy? Licząc tą grubaskę i Vittorię to rozdał już 5 pocałunków. Klasnął zadowolony w dłonie, włożył puszkę i kartkę do plecaka i pobiegł na strzelnicę. Trzeba wydać te 53 galeony!.
Tylko jedną. Tylko jedną osobę znał na tym świecie, która mogłaby tak podpisać swoją budkę z całusami. Dlatego może właśnie podążył w jej kierunku. Dopalając papierosa, nie spieszył się nigdzie. Dawno się nie widzieli. Co sobie powiedzą? Choć, czy muszą mówić cokolwiek? Wszystko, co u niej zostało zawarte w tym ostatnim liście. Nie było potrzeby wymieniać niepotrzebnych słów, zwłaszcza tutaj w całuśnej budce, no szanujmy się! Oddajmy papieżowi co papieskie, a całuśnej budce, co całuśnej budce. Ostatecznie nie była to jakaś mównica debatancka, skąd mogliby głosić swoje obrazoburcze – albo i nie – tezy, prawda? Prawda. Dlatego właśnie podszedł w stronę budki. Przed wszystkim jeszcze dogasił papierosa. Chyba go nie poznała. Nic dziwnego. Dawno się nie widzieli. No i.. trochę się zmienili. Oboje, przez ten czas, tak szybko leciał… Niesamowite, doprawdy niesamowite. W każdym razie. Szybkim ruchem położył na stole należność. Trzy galeony? Tak nisko się ceni? Ona? No, no. Co się działo z tym światem? Nieistotne, to teraz naprawdę nie było istotne. Chyba miał dobry dzień. Albo chyba naprawdę za nim zatęskniła. To był dobry pocałunek. Zaczął się bardzo niewinnie. Szybko jednak przestał takim być. Nie wiedzieć kiedy przerodził się w rozbuchany pożądaniem taniec. Ust, języków, do którego dołączyły także inne części ciała, jak na przykład ręce, które niemalże obłapiały już ciało byłej kochanki. A zaczęło się tak bardzo wymownie. Złapał ją zwyczajnie i po prostu za policzki. Nawet nie zdążyła nic powiedzieć. Czy odczuwała z tego jakąś satysfakcje…? Cóż,, z pewnością. Inaczej pewnie nie odwzajemniłaby pocałunku… Po kilkunastu minutach namiętnej gry wstępnej oderwali się od siebie. Kto zrobił to pierwszy, naprawdę nie było istotne. Piątek popatrzył tylko z uśmiechem na @Katherine Russeau, po czym powiedział jedynie proste zdanie. Bo jakoś trzeba było się przywitać, prawda? Dość dziwny był to sposób na poinformowanie jej o swoim powrocie, ale cóż. Grunt to wejście z pompą i klasą, prawda? - Dzień dobry. Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniłem. Tylko i aż tyle. Nie mógł(?), nie chciał (?) zdobyć się na więcej? Nieistotne? Istotne, że wrócił. I miał ogromną chęć wprowadzenia nowego porządku w swoim i nie tylko z resztą, życiu. Póki co jednak. Musiał zająć się jedną niedokończoną sprawą. - Pytałaś, czy byłbym w stanie Ci coś zorganizować.- rozpoczął nagle. – Otóż, mógłbym. Ba! Zrobiłem to. Tak więc.. Mam przy sobie niezwykły eksponat ziółek indyjskich. Chciałabyś spróbować? Zapytał, a w oczekiwaniu na odpowiedź jedynie przyglądał się jej z kamiennym wyrazem twarzy, niewiele mówiąc, jakby nie chcąc jej przerywać w rozmyślaniach.
Festiwal zostaje zakończony. Możecie dokończyć wątki, które prowadzicie jedynie w tym temacie, w którym aktualnie jesteście i korzystać z atrakcji, które są w nich rozpisane. Jeśli ktoś korzysta z bilokacji, powinien jak najszybciej opuścić jedną z lokacji.
Przedmioty zdobyte na festiwalu możecie samodzielnie wpisać do kuferka. Po punkty czy opanowanie zaklęcia proszę się zgłaszać tutaj.
Festyn jak to festyn, nie może istnieć bez stoisk z najprzeróżniejszymi przedmiotami. Sprzedawcy przechwalają się swoimi produktami na prawo i lewo - jest to również świetna okazja za kupienie czegoś w cenie niższej, niż normalnie. Nawet, jeśli to różnica dwóch galeonów... Ścieżka jest pięknie ozdobiona - jeszcze świąteczne choinki i małe lampeczki wszędzie porozwieszane. Zdaje się, jakby szło się korytarzem ze snów.
Jak szybko uciekły mu między palcami ostatnie miesiące. Dopiero co zdawał egzaminy, a tutaj już nadeszły święta. Do domu zjechała się cała rodzina, wszyscy z Polski. W końcu zarówno ojciec, jak i matka byli polakami. Już rok temu postanowili, że na kolejne święta zapraszają wszystkich do siebie. Więc przeważnie spokojny i cichy dom Czarnkowskich od wczoraj zdawał się być najhuczniejszym i roześmianym miejscem na całym osiedlu. W końcu musiał od tego wszystkiego odpocząć, a skoro Hogs było otwarte, zresztą jak zwykle we wszystkie święta dla odwiedzających, tak więc wybrał się właśnie tutaj. Spacerował między stoiskami oglądając co mają do zaoferowania. Większość to jakieś duperele, zabaweczki, dobre na szybki prezent jeśli się żyło na bezludnej wyspie i nie miało możliwości by czegoś kupić o wiele wcześniej na prezent dla bliskich. Szedł wciskając głęboko ręce w kieszenie czarnego płaszcza, a głowę przed ciągle spadającym z nieba białym puchem ochronił czerwoną czapką z długim ogonem zwężającym się coraz bardziej i kończącym wielgachnym białym pomponem. Twarz miał skrytą za czerwonym szalem zwiniętym niczym wąż wokół jego szyi. Nieco niedbale, ale to wystarczyło by ten chronił go przed leciutkim chłodem.
Adoria spędziła święta w domu, z ojcem, wujkiem i jego nową partnerką. Może nie było zbyt tłocznie, ale za to bardzo wesoło i całkiem hiszpańsko! W dużym skrócie, wszyscy byli zadowoleni. Prezenty dostała niesamowite, a porozsyłała (jak miała nadzieję) jeszcze lepsze. I mimo, że niby wszystko już było załatwione, to i tak chciała wyrwać się na chwilę z domu i może nieco pospacerować? Nie szukała sobie towarzystwa, bo nie chciała nikomu przeszkadzać - uważała, że to wciąż czas dla rodziny. Pewnie kogoś by znalazła, ale... Cóż, Dora nie lubiła się narzucać, była na to zdecydowanie zbyt miła. Zawędrowała do Hogsmeade i niemal od razu zboczyła na niesamowicie ozdobiony szlak z różnymi stoiskami. Mogła zatracić się w tych wszystkich drobiazgach, które tu sprzedawali. Ledwo odmawiała sprzedawcom, którzy chyba wypatrzyli w niej potencjalną ofiarę - już kilka razy o mały włos nie kupiła kalendarzyka, albo jakiegoś tajemniczego kompasu. Za każdym razem jednak przypominała sobie, że chyba wcale tego nie potrzebuje... A poza tym, kto ma zbędne pieniądze po świętach? Jej portfel znacząco schudł... Spacerowała tak już dłuższą chwilę, więc jej policzki i nos zaczerwieniły się lekko od mrozu. Miała na sobie krótki czarny płaszczyk i wysokie botki tego samego koloru, eleganckie lecz nie na obcasie. Nie lubiła czapek, ale teraz było faktycznie zimno - na rozpuszczone włosy nasunęła czerwono-złotą czapkę, pasującą do równie gryfońskiego szalika obwiązanego lekko wokół szyi. Miała już nawet zawracać do domu (trochę zaczęło jej się nudzić...), gdy dostrzegła znajomą sylwetkę. Chwilę się wahała z myślą, że może się pomyliła, w końcu jednak zdecydowała się podejść. - Norbert! - Ucieszyła się, bo z bliska już bez problemu mogła poznać zawiązanego w ciepłe ubrania @Norbert O. Czarnkowski. Miała wrażenie, że wieki już nie rozmawiali, a uwielbiała towarzystwo Puchona. Nie wiedziała jednak, czy chłopakowi może się nie spieszy - a może po prostu chce pobyć sam? Poprzestała więc na razie na tym krótkim powitaniu.
Przyglądał się jednej z zabawek, która to była miniaturką mantykory zastanawiając się jakich rozmiarów mogła by być prawdziwa, kiedy to za plecami usłyszał głośny krzyk. Wyrwał go z tej zadumy, zwłaszcza, że wykrzyczane zostało jego osobiste imię. Odwrócił się szybko na pięcie o włos nie wywalając się na śliskiej kostce brukowej. Bardzo wiele ten błyskawiczny obrót by go kosztował, ale jakoś udało mu się utrzymać równowagę i postępując bardzo szybko kilka drobniejszych kroczków wpadł na @Adoria Nymphia Amparo łapiąc ją w objęcia i czule przytulając. Jednocześnie utrzymując pozory, że tak właśnie miało to wyglądać. Na szczęście i tak pewnie by wylądowała w jego objęciach, a on uśmiechałby się od ucha do ucha jak szalony na jej widok. Bowiem niezmiernie mocno cieszył się, że ją widział. - Adorka!- Wykrzyczał na powitanie, jak zwykle przekręcając jej imię z drobnej złośliwości, ale zdecydowanie z wielkiego pozytywnego uczucia jakim darzył właśnie tę oto dziewczynę. - A co Ty tutaj robisz? - zadał może nieco głupie pytanie. Ale prawdę mówiąc prędzej stawiałby na to, że ta na święta wybierze jakieś cieplejsze kraje - choćby swoją Hiszpanię. -Tysiąc lat cię nie widziałem, albo i dłużej. Opowiadaj co u ciebie zmarzluchu- Powiedział po tym jak wypuścił ją z objęcia i delikatnie musnął jej policzek swoimi wargami. Stojąc teraz przed nią i z uśmiechem obserwując jej czerwony nos i zaróżowione policzki. Faktycznie przez to, że Czarnkowski obrał trochę nieco inną ścieżkę swojej kariery, dał sobie większy spokój z studiami i zajął się bardziej dorosłym życiem. Jeśli można tak powiedzieć... Przez co zdecydowanie rzadziej można było go zobaczyć w zamku. Oczywiście skończyć uczelnie zamierzał dalej i nie było możliwości by teraz porzucać studiów. Nie kiedy był na ostatnim roku. Dlatego bardzo dawno nie widział się z czarnowłosą pięknością, więc tym bardziej ich rozstanie wydawało mu się jeszcze bardziej dotkliwsze. Brakowało mu jej melodyjnego głosu z nutą hiszpańskiego brzmienia i ognistego charakteru. Od razu zrobiło mu się cieplej na duszy i miał wrażenie, że ponury i trochę smutny spacer przerodzi się w kolejną fantastyczną przygodę którą będą mogli kiedyś powspominać.
Dora niestety była dalej tak niesamowicie nieogarnięta, że żadnego planu na życie nie miała. Kochała eliksiry, ale sama nie wiedziała co może dalej robić w tym kierunku - właściwie, gdy się na tym zastanawiała, to dochodziła do wniosku, że po prostu jest z tego dobra. Nie wiązała z tym raczej przyszłości... Ale co jej w takim razie zostawało? Lubiła taniec i ostatnio odkryła nowe zajęcie, jakim była jazda figurowa na wodzie... Z tym, że jak na razie ciągle się potykała i podtapiała, co wcale nie było szczególnie zachęcające. Nie dała rady nie zauważyć tego lekkiego poślizgu, w jaki wpadł Norbert. Na szczęście jednak udało mu się utrzymać równowagę i skończyło się tym, że po prostu z mocnym impetem wpadli sobie w ramiona. Adoria westchnęła z zadowoleniem, wtulając się w zmarzniętego Puchona. - Och, święta spędzałam w takim trochę mniejszym gronie, tylko najbliżsi. Dlatego zostaliśmy w Anglii, nie lecieliśmy do Hiszpanii... - Wyjaśniła radośnie, odsuwając się już trochę od chłopaka. - A teraz po prostu sobie spaceruję, jakoś tak... Nie mogłam znaleźć nic lepszego do roboty. Teraz jak tak na to patrzę, to najwyraźniej największą rolę odgrywa w tym wszystkim przeznaczenie - patrz, jak na siebie wpadliśmy! Norbert wyglądał uroczo, taki zawinięty szalikiem i w tej czapce... Gryfonka niemalże rozczuliła się na ten widok. Nagle poczuła ogromny żal, że nie starała się bardziej aby ich kontakt się nie zerwał. A ona co? Nie widziała go tak długo! - Ja mam opowiadać? U mnie nic szczególnego, uczę się i dalej nie wiem, co zrobię z moim życiem. To ty mi tu lepiej mów co u ciebie, bo prawie nie widuję cię w Hogwarcie... Ujęła go pod rękę i pociągnęła dalej wzdłuż stoisk, licząc na to, iż taki ruch dostarczy im chociaż trochę ciepła. Szli tak w ramię w ramię, a Adoria bez najmniejszej krępacji wczepiła się w bok Norberta. Była gotowa na wysłuchanie każdej jego historii, a przy tym rozglądała się i z zachwytem oglądała świąteczne dekoracje.
Uśmiechnął się kiedy to opowiedziała jak i gdzie spędza święta. Westchnął mocno lecz uśmiech nie zszedł mu z twarzy. - U mnie za to odwrotnie. Cała rodzina zleciała się do nas. Istny dom wariatów. Takiego hałasu to nawet w Wielkiej Sali nie ma na rozpoczęcie roku - zażartował szczerząc się w perlistym uśmiechu. - Musiałem trochę odpocząć od tego hałasu, a Hogs zawsze miało dla odwiedzających jakieś atrakcje. Niezwykłe miasteczko prawda? - Dodał, tłumacząc przy okazji swój pobyt w tym miejscu. Nagle przypomniał mu się też fakt, że dziewczyna podarowała mu niezwykły prezent. - A właśnie! Dziękuję Ci kochana za cudowny prezent! - Powiedział bardzo szybko i znów przytulił się do dziewczyny przez co ponownie zrobiło mu się ciepłej zarówno na ciele jak i duszy. Zawsze jej bliskość była dla niego bardzo ważna. Po weselu tym bardziej, kiedy to raz na zawsze zerwał swoje relacje z dziewczyną w której kochał się już tyle czasu, a jedyne co z tego wyszło to to, że przespała się z jego najlepszym kumplem. Albo raczej dawnym kumplem. Nie chciał mieć już z nimi nic wspólnego. Dlatego też opuścił okupowany salon w domu Whisky. Miał dobrą pracę więc na spokojnie mógł wynająć jakiś pokój. Ba! Nawet odłożył już tyle pieniędzy, że stać go było na niemałą rezydencję. Uznał jednakże, że lepiej będzie założyć swoją własną działalność. - Powiedz proszę co chcesz na święta? - Powiedział patrząc się na nią wielkimi oczyma, a w obecnym stroju w jaki był odziany jego słowa brzmiały jeszcze bardziej... Niezwykle. Sam też zaczął się już rozglądać za czymś co mógłby kupić Adorce, lecz nie widział niczego ciekawego. - No to się ciesz jeszcze tym brakiem zmartwień. Ja natomiast teraz większość czasu spędzam w Londynie. Szukam jakiejś ciekawej miejscówki na otworzenie własnego klubu. Ech, ciężko znaleźć wystarczająco duże i nie zrujnowane, które pochłonie dwa razy więcej galeonów niż jest tego warte. - odpowiedział dziewczynie, a jego uśmiech zniknął. - Zwłaszcza, że sam nie wiem czy dobrze robię chcąc stworzyć go w mugolskim świecie i utrzymać taki klimat. Czy jednak zrobić mieszańca, dla czarodzieji i mugoli. - Dopowiedział mając nadzieję, że przyjaciółka mu dobrze doradzi. Złapany przez nią pod ramię ruszył przed siebie oglądając stoiska lecz zdecydowanie to dziewczynie poświęcał największą uwagę.
Adorka dokładnie tak wyobrażała sobie święta u Norberta, jak to opowiedział. Pasowała do niego taka większa impreza w gronie bliskich, pełna śmiechu i radości. - Magiczne. - Przytaknęła, bo Hogsmeade faktycznie było niesamowite. Uwielbiała dekoracje rozwieszane na ulicach, światełka w wystawach i te uśmiechy dumnych sprzedawców. Zawsze można było wpaść na jakąś promocję... to było miejsce niezwykle ciepłe. - Co? Och, nie żartuj, nic nie chcę! - Odparła, również go przytulając. Nawet nie wiedziała, że tak brakowało jej bliskości z Czarnkowskim. Chłopak jednak najwyraźniej doskonale wiedział, czego jej potrzeba. - Chcę spędzać z tobą więcej czasu. Może byśmy kiedyś potańczyli? - jej oczy rozbłysły z ekscytacją. Ostatnio miała ochotę właśnie na jakiś ruch. Jazda figurowa na wodzie była trudna i męcząca, więc miło byłoby choć na chwilę powrócić do tego, co znała. Poza tym tańczenie z Puchonem było pewnego rodzaju tradycją! - Hej, brak zmartwień to też zmartwienie... - zaśmiała się cicho. Podziwiała Norberta za to, jak potrafił wszystko ogarnąć. Wiedział co chciał robić i po prostu to robił! Kiedy przestał się uśmiechać, jakby wszystkie światełka przygasły i zawiał chłodniejszy wiatr. Hiszpanka przyczepiła się do niego chyba jeszcze mocniej. - Jakbyś z czymkolwiek potrzebował pomocy, to pytaj śmiało! Takie wymieszanie mogłoby być trudne... ale z drugiej strony, taki klub brzmi jak idealny dla ciebie. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale czuję, że to najlepszy pomysł. - Przyznała. - Ale nieważne, co wybierzesz. I tak ja będę pierwszą klientką.
On tak samo sobie wyobrażał święta u dziewczyny, dlatego zaskoczyła go swoją odpowiedzią. Co prawda może było im daleko do takich Włochów, ale ich narodowość również nie należała do cichych. Jak tutejsi Angole. Wydał z siebie cichy dźwięk rozbawienia. Celnie dobrała słowo do tego miejsca. Niby zwyczajne, a jednak dla kogoś wtajemniczonego w ten i mugolski świat brzmiało w inny sposób. - Nie uznaję takiej odpowiedzi - burknął udając obrażonego. Pomysł z tańcem bardzo mu się spodobał przez co przytaknął kilka razy głową. - Ja również, choćby zaraz! No ale to się nie liczy jako prezent! Ale uznajmy, że nie musisz mówić teraz, pomyślisz, może coś zobaczysz ciekawego i wtedy mi powiesz - dodał uśmiechając się do niej ponownie szeroko. Kiedy byli razem nie umiał się ani na nią gniewać, ani długo być smutnym. - No to oby tylko takich, ewentualnie możesz się pomartwić moimi zmartwieniami - odpowiedział naciągając mocniej czapkę mikołaja. Wysłuchał jej rady bardzo uważnie przytakując głową co jakiś czas. - Dokładnie, może być ciężko coś takiego zrobić, ale to może być właśnie to! Strzał w dziesiątkę. Dziękuję ci - powiedział i zatrzymując się na moment i odwracając w jej stronę pocałował w policzek, może o kilka milimetrów skracając bliżej ust. Odsunął głowę i spojrzał się na nią. - Jakim znów klientem? Ty zawsze będziesz moim Vipem, który będzie mógł wejść kiedy chce i gdzie chce moja droga[/b] - powiedział i wyszczerzył się znów, trochę jak głupi, a może jak zakochany? Niewątpliwie jednak szczęśliwy z powodu ich spotkania.
Ale Adorka naprawdę nie chciała od Norberta żadnego prezentu. Nie była materialistką i zdecydowanie większą wagę przykładała do takich spraw jak spotkania, rozmowy czy ich ukochany taniec. Zależało jej na tym, żeby ich relacja dalej się rozwijała tak dobrze, jak już to robiła. I chciała po prostu spędzać więcej czasu z Norbertem, bo nigdy nie miała go dość. Zerknęła na niego świecącymi z podekscytowania oczami. Chętnie rzuciłaby wszystko i zaczęłaby tańczyć choćby teraz - bez muzyki i na środku szlaku. Wiedziała jednak, że to słaby pomysł i miała nadzieję, że Puchon wpadnie na coś bardziej rozsądnego. - Ja to zawsze chętna - przyznała ochoczo. Jego dalszy wywód na temat prezentu pominęła, bo teraz myślała już tylko o tańcu i nie chciała dalej dyskutować. Dla Adorki najlepszym prezentem chyba było docenienie jej. Chciała być zawsze gotowa pomóc każdemu i jej serduszko biło szybciej, gdy widziała jak inni do zauważają. A Norbercik właśnie taki był. Doskonale wiedział kiedy ją pochwalić, kiedy przytulić i kiedy pocałować (w policzek, oczywiście!). Teraz gdy jej podziękował, Amparo uśmiechnęła się szeroko, nie odrywając od niego spojrzenia. Przez chwilę tak się na niego zapatrzyła, że musiała raz jeszcze przetworzyć w myślach jego wypowiedź, gdyż za pierwszym razem kompletnie jej nie zrozumiała. - Och, no jasne. Już mi tak nie schlebiaj. - Odparła, przygryzając dolną wargę z mieszanką rozbawienia i zakłopotania.
Wykreowanie przez podświadomość Marceline swobody niejedokrotnie graniczyło z cudem. Wymagało to przede wszystkim poddania się chwili i skosztowania kilku zakazanych owoców, jak chociażby - poznanie kogoś nowego, spróbowanie wyjścia do ludzi i otwartość, której tak często jej brakowało. Były to rzeczy niewykonalne - oczywiście w mniemaniu Holmes, która przez cały czas tonęła w książkach, ukryta między regałami i nie wchodząca w drogę tym, którzy zapewne traktowaliby ją jak powietrze. Nie wiedziała zatem, skąd znalazła w sobie tyle śmiałości, by podjąć się rozmowy z Rileyem i wyjawić mu pewne sekrety związane z nieobecnością czy podejściem do nauki w Hogwarcie. - Może nie chowam trzeciej ręki, ale... - zawiesiła głos i przygryzła nerwowo dolną wargę, kiedy to od razu odpowiedział zszokowany na stwierdzenie dotyczące "nie nadawania się do tej szkoły". Nie mogła ułożyć w głowie słusznej wymówki, dla której pojąłby jej przekonanie do całego tematu i to właśnie dlatego spuściła na kilka chwil wzrok, by nie musieć mierzyć się z ewentualną oceną; zdawała sobie sprawę, że chłopak tego nie zrozumie. Może nawet nie powinien zastanawiać się nad sensem słów, którymi go uraczyła, bo sekret leżał niezwykle głęboko, a przyznanie się do grzechu z przeszłości mogło wiązać się co najwyżej z wystawieniem na pośmiewisko, czego nie zamierzała powtarzać. Jej usta nie potrafiły uszyć perfekcyjnego kłamstwa związanego z dawnymi wydarzeniami, stąd czekała aż temat sam się utnie, by nie musieć odpowiadać na rzeczy, których wstydziła się teraz najbardziej. - Postaram ci się zaufać - odpowiedziała na jego słowa i obdarzyła subtelnym uśmiechem, jakby w ten sposób dając mu do zrozumienia, że nie powinni kontynuować tej dysputy. Nie miała wrodzonego talentu do oszukiwania, ale do zatajania prawdy już tak. Wolała walczyć z własnymi emocjami, które ją wyniszczały, aniżeli pozwalać komuś na dotarcie zbyt głęboko, co wiązało się z destrukcyjnym zburzeniem muru chroniącego przed niepowołanymi. - Uczyłam się w Beauxbatons, ale mój tata jest znanym i szanowanym uczonym i dużo podróżuje po świecie, dlatego kiedy musiał przeprowadzić się do Niemiec, poprosiłam żeby zabrał mnie ze sobą - wyjaśniła już dużo bardziej pogodnie, bo to właśnie relacje z ojcem miała najlepsze; matki nie pamiętała. - Poza tym, nie lubię swojej macochy, z którą musiałabym zostać w Paryżu - dodała z nutą rozbawienia, bo mimo że nigdy nie doszło między nią a Julią do jakiegokolwiek starcia, tak nie była przekonana co do szczerych intencji kobiety. Wynikało to z jej dystansu i nieufności, zaś sama Lancaster za bardzo chciała przedrzeć się przez bariery wytworzone przez Marceline. - Czy to prawda, że ślizgoni mają nierówno pod... No wiesz... Sufitem? - zapytała zupełnie poważnie, a chwilę później wybuchła śmiechem. Chciała ponownie rozluźnić atmosferę, by tylko nuty skrępowania nie otulały ich swymi szponami. - Czego szukałeś w księgarni? Skoro chcesz zostać Ministrem, to mogę ci w tym pomóc! - zaproponowała z uśmiechem, wszak zawsze mogliby knuć nad nowymi restrykcjami, których każdy musiałby przestrzegać, a to wydawało się jak plan idealny! I rozmawiając tak, nie zauważyła nawet kiedy przeszli całkiem spory kawałek drogi, trafiając na Lawendowy Szlak, gdzie było pięknie, zaś sam zapach kwiatów nastrajał i uspokajał. Marcelina czuła się tutaj dużo lepiej niż w zimnych murach, dzięki czemu jej swoboda również stała się dużo bardziej widoczna, aniżeli kilka minut wcześniej. - Nie spodziewałam się, że Hogsmeade jest tak piękne...
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie wnikałem i nie drążyłem już dalej, chociaż Merlin mi świadkiem, że było to prawdziwe poświęcenie z mojej strony. Nigdy nie byłem kimś, kto obok jakiejkolwiek intrygującej go kwestii przeszedłby obojętnie, świadomie rezygnując z poznania wszystkich możliwych szczegółów. Mimo tego, w ciągu minionego roku nauczyłem się wiele o tajemnicach, a jeśli już jakąkolwiek wskazówkę ich dotyczącą mógłbym sobie obrać za motto, to z pewnością byłoby to coś o szanowaniu czyiś sekretów, jeżeli tylko moje własne były dla mnie istotne. Niestety, poskromienie własnych wad nie od wczoraj było niezwykle trudnym zadaniem i też przecież aż tak bardzo mi ona nie przeszkadzała, dopóki ktoś nie zaczynał mierzyć mnie moją własną miarą. Sam miałem tak wiele tajemnic, że to aż dziw ile mieściło się ich w jednym nastolatku, a gdyby ktoś zapragnął poznać je wszystkie, to najpewniej musiałby się do mnie przykleić jakimś czarnomagicznym urokiem. Ja do Marceline nie zamierzałem aż tak się przyczepiać. Sporo dzieciaków uważało, że szkoła nie jest miejscem dla nich i jeszcze więcej wymigiwało się od niej na różnorakie sposoby. Póki co, wcale nie różniła się w tym od innych uczniów, więc mogłem udać, że mnie to nie intryguje. - Nie musisz, Marceline. Nad zaufaniem nie należy pracować. Lepiej pozwolić mu powstać wtedy, gdy przyjdzie na nie czas i taka będzie potrzeba. - W ten sposób ostatecznie zakończyłem temat dociekania do prawdy, chociaż w żołądku dalej gnieździła mi się ciekawość. Stłumiłem ją, skupiając się teraz bardziej na samym fakcie opuszczania księgarni i wyprowadzenia nas w miejsce, jakie oferowałoby nieco więcej od marnego alkoholu czy nieprzyjemnych typów. Hogsmeade miało wiele obliczy, także tych kuszących spokojem i pięknem. Czy było lepsze miejsce na rozmowę z dziewczyną, niż lawendowy szlak? Cały rok kusił urokiem fioletowych kwiatów, a mnie nieustannie przypominał tym, że jeżeli już się o coś dba, to nie ma możliwości, aby zwiędło czy zmarniałe rozsypało się w proch. Warto było się starać, nie tylko dla przedmiotów, ale także (zwłaszcza) dla innych ludzi. - Nie wszyscy - odpowiedziałem na jej pytanie o podopiecznych Slytherina, wciąż mając w pamięci kilku przedstawicieli domu Roweny, którzy mogliby z nimi konkurować w konkursie na największych szkolnych błaznów. Ściągnąłem brwi. - W każdym domu w Hogwarcie trafią się szczególne przypadki. Tylko niektórzy bardziej kryją się ze swoimi „nierównościami” od innych. Ten podział na domy jest zresztą bardzo stereotypowy i przestarzały. - To była dość kontrowersyjna opinia jak na kogoś, kto był wychowywany w rodzie z tradycjami, który powinien wychwalać założycieli od wieków i aż do końca świata. Jednakże, uważałem tak z całą mocą. Cóż nam po tym, że grupki inteligentnych zbiorą się w jednym miejscu i będą przerzucać się teoriami dotyczącymi tajemnic złotych zniczy? Albo, że ambitni zamkną się w lochach i będą razem spiskowali bądź planowali podbój świata? Przesadzałem nawet we własnych myślach, ale to nic. Stereotypy były krzywdzące prawie tak samo, jak oddzielanie od siebie ludzi o różnych poglądach. - Szukałem smoczej encyklopedii. Podobno miała ją mieć właśnie tamta księgarnia, ale mnie jakoś nie rzuciła się w oczy. - Przeszedłem do następnego pytania, muskając wzrokiem miedziane włosy Marceline, nim skierowałem spojrzenie niżej, zaglądając jej w oczy. - Nie, nie chcę. To byłaby najgorsza praca pod słońcem. Nie dość, że nudna jak flaki z olejem to w dodatku zbyt odpowiedzialna. - Zaśmiałem się cicho. Chociaż sama odpowiedzialność, aż tak bardzo mnie nie przerażała, to już możliwość nudzenia się dzień w dzień była szczególnie nieprzyjemną wizją. Nie wiem jak długo poradziłbym sobie w czterech ścianach biura Ministra Magii, ale to byłaby naprawdę błyskawiczna kariera, gdybym już na drugi dzień podał się do dymisji. Zresztą, Fairwyn Ministrem Magii… to byłby prawdziwy koniec świata, gdyby ktokolwiek z mojej szalonej rodziny dopchał się do tak wiele znaczącego stanowiska. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, zwalniając nieco kroku. - Hogwart także potrafi urzekać pięknem, jeżeli tylko wie się gdzie szukać. - Zauważyłem, uważnie obserwując jak moje słowa wpłyną na jej mimikę twarzy.