Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Musiała przyznać, że naprawdę ucieszyła się na widok Williams. Tym bardziej, że wyglądało na to, że będą mogły pracować w jednej parze w czasie zajęć na lekcji. Co prawda nie spodziewała się na jaką skalę zorganizowana będzie ta cała gra hogwarcka, ale wyglądało na to, że będzie z pewnością zabawnie. Po tym jak Alexander rozdał im zagadki, które miały ich doprowadzić do pierwszego miejsca na liście wielu, w których poukrywał ich fanty, Strauss przyciągnęła do siebie bliżej swoją towarzyszkę by przyciszonym głosem przedyskutować rozwiązanie. Okazało się, że dosyć dobrze i sprawie razem im się pracowało. Wystarczyło, by jedna powiedziała dane słowo, a druga już podłapywała pomysł i wskazywała na konkretne miejsce. Dlatego chyba nie zostało im nic innego jak udać się tam, gdzie powinny.
z|t x2
Ostatnio zmieniony przez Violetta Strauss dnia Wto 12 Maj - 22:51, w całości zmieniany 1 raz
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Dużo ludzi, dużo słów, gwar, hałas. Myślał, że nie będzie mu to przeszkadzać, ale im więcej osób zapełniało łąkę tym wyraźniejszy był jego ból głowy. Boyd został przydzielony do Yuuko, a on do jakiegoś krukona, którego widział pierwszy raz na oczy. Ludzie ruszyli do rozwiązywania zadań, a więc nie miał czasu na nic oprócz przywitania się z chłopakiem i wymiany swojej opinii dotyczącej zagadki. Nim zdołał obejrzeć się chociażby przez ramię ten już go ciągnął (choć nie dosłownie) w kierunku określonego miejsca. - Wolałbym pociskać zaklęcia... - jęknął cicho pod nosem, ale posłusznie podreptał za Rasmusem. Biedna jego różdżka, tak mało dziś używana...
| zt
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu gdy usłyszał, że w parze jest właśnie z Julkiem. Przypomniał sobie co opowiadała mu Vittoria - a może raczej dla bezpieczeństwa powinien ją nazywać jej przybranym, francuskim imieniem nawet w myślach - i jakie perypetie przydarzyły się dwójce podczas nie tak dawnej celtyckiej nocy. - Oby - powiedział, w międzyczasie zastanawiając się nad pierwszą zagadką - No to... chyba czas zacząć igrzyska - dodał, pstrykając knykciami i ruszając razem z Rauchem w stronę wyjścia z łączki. z/t
Słuchając uważnie słów Alexandra, który tłumaczył im zasady gry miejskiej, jego ekscytacja rosła z minuty na minutę. Choć z początku wydawało się to dość skomplikowane, to z czasem jak tylko dopytali profesora o szczegóły, Ślizgon uznał, że będzie niezła zabawa. Spojrzał porozumiewawczo na Williama, kiedy dostali karteczkę z zagadką. Miał nadzieję, że kumpel pomyślał właśnie o tym samym i że to właśnie o to chodziło Voralbergowi. - Myślę, że obydwaj wiemy gdzie to może być - zwrócił się do Fitza i naradzili się krótko i dyskretnie, wiedząc już gdzie planują się udać.
//zt
Virgil H. Turner
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : dysharmonia znamion; cienie zmęczenia osiadłe pod linią oczu; niesforne, kręcone włosy
Szczerze mówiąc, liczył na zwykłą lekcję w plenerze; omówienie któregoś użytecznego zaklęcia którego nie znał ze względu na swe lenistwo, liczył na kurwa cokolwiek innego niż snucie się po terenach Hogwartu. Nie był w najlepszym nastroju, kąsany ciągle przez tępe odczucie bólu; nawet @Lara Burke odpowiedział jedynie ironicznym, wątłym uśmiechem. - Będziesz się musiał postarać - przyznał, gdy nauczyciel obwieścił reguły gry - albo przynajmniej nachodzić. - Nie miał specjalnie ochoty przemierzać wzdłuż oraz wszerz rozległych połaci otaczających zamek; nawet znajome, cenione towarzystwo Morrisa nie mogło mu wynagrodzić cierpień. - …chyba wiem - mruknął. Cóż. Oby nie mylił się w rozwiązaniu zagadki; w przeciwnym razie wyłącznie dostarczy im syzyfowej pracy.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Musiał przyznać, że idea tej całej „gry miejskiej” na terenach zielonych Hogwartu z miejsca przypadła mu do gustu; z pewną dozą niecierpliwości oczekiwał aż Voralberg skończy im tłumaczyć wszystkie zasady i będą mogli ruszyć na łowy poukrywanych w mniej lub bardziej losowych miejscach fantów. Odwzajemnił spojrzenie Lucasa, gdy tylko rzucił okiem na karteczkę z pierwszą zagadką. Bez najmniejszego trudu domyślił się o jakim miejscu mowa, w końcu było mu ono dobrze znane, ba, nawet wiązał z nim pewne całkiem przyjemne wspomnienie. Uniósł kącik ust w łobuzerskim uśmiechu, widząc, że jego kumpel także już zna odpowiedź. — No ba — odparł krótko, kiwnąwszy przy tym potakująco głową. Jeszcze tylko krótka, dyskretna narada i mogli zabrać się do dzieła.
| z/t
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Ofelia została przydzielona do gryfonki. Gra miejska ją zainteresowała i liczyła na fajną zabawę. Uważnie słuchała instrukcji profesora, nie mogąc się doczekać, żeby zacząć zwiedzać. Przywitała się z nowo poznaną dziewczyną i z uśmiechem podała jej rękę. Od razu zabrała się za czytanie zagadki, po chwili zastanowienia się, wiedziała już gdzie się udać. Wytłumaczyła po cichu gryfonce, prawdopodobne miejsce, gdzie znajduję się wstążka i pognała w tamtą stronę, oglądając się czy blondynka za nią nadąża.
Morris już się nie łudził, że u Voralberga nauczy się jakichś zaklęć tak po prostu. To się nie zdarzało, trzeba się było namiotać jak kot z pęcherzem dla garści punktów dla domu finalnie wychodząc ani bez znajomości nowych zaklęć ani bez większych ambicji by się ich uczyć samemu, no ale jak mus to mus - na bezrybiu i rak ryba czy jakakolwiek metafora tam by pasowała do tego myślowego toku. Rozłożył bezradnie ramiona przewracając oczami - jeden plus, że parę dobrał jako taką, gdyby wylądował z jakąś puchońską bułą chyba strzeliłby sobie w łeb. - No to prowadź, mądralo. - puścił mu oko wsadzając ręce do kieszeni. Ciężko westchnął jak idący na skazanie - cóż za nieroztropna metafora - i ruszył za ślizgonem w poszukiwaniu tego, cokolwiek mogło to być. Dobrze, że pogoda ładna, jakby jeszcze jebło deszczem to już w ogóle poszdłby poprosić trytony w jeziorze, żeby mu przebiły osierdzie jednym sprawnym ciosem. Nawet widział jezioro z tego miejsca w którym stali.
- Cześć! - Uśmiechnęła się radośnie na widok Willows. - Tym razem mam ją pod ręką, dzięki za troskę. - Zaśmiała się na ten drobny przytyk, ale na wszelki wypadek pomacała się po kieszeniach, by sprawdzić czy magiczny patyk faktycznie jest na miejscu. Nie było jednak więcej czasu na pogawędki, bo profesor już zaczynał zajęcia. No tego zupełnie się nie spodziewała! Lekcje Voralberga zawsze były ciekawe, ale tym razem przeszedł sam siebie! Gra terenowa! Na samą myśl Nancy już zacierała ręce. Spojrzała na Violę z szerokim uśmiechem na twarzy, czekając na sygnał do startu. Zapowiadała się przednia zabawa, a w dodatku w parze ze swoją ulubioną krukonką, która zdecydowanie lepiej radziła sobie w zaklęciach. Kiedy tylko padła pierwsza zagadka, szybko zabrały się za wspólną dyskusję i całkiem sprawnie doszły odpowiednich wniosków. Williams zdążyła tylko życzyć Ofelii powodzenia i pobiegła za Strauss, bo zdecydowanie chciała dać z siebie wszystko i dotrzeć na metę jak najszybciej.
zt
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie był zbyt zachwycony zajęciami z zaklęć. Cóż, nie był wielkim fanem machania różdżką, teoretycznie zgodnie z jakimś celem, w praktyce, kurwa, nie wiadomo nawet jakim. Nie miał chyba takiej wyobraźni, żeby to zobaczyć, więc po prostu machał patykiem i dlatego nie był zbyt biegły w sztuce, jaka została właśnie przed nim rozłożona. No, do chuja pana. Mieli biegać po okolicy, jak jacyś popierdoleni wariaci i co jeszcze? Nie wiedział, jak powinien na to zareagować, ale aż westchnął ciężko i zerknął na swoją towarzyszkę uznając, że na pewno jest mądrzejsza od niego, bo jakoś nie oglądał za mocno tego, co na błoniach się znajdowało. - Prowadź - powiedział po prostu, nie zamierzając jakoś bawić się w nie wiadomo co. Widział, jak szaleńcy pognali przed siebie, ale nic nie wskazywało na to, żeby zamierzał biec na złamanie karku, czy cokolwiek takiego. Mógł sobie spokojnie popatrzeć na to, co działo się dookoła, nie musiał zbierać laurów zwycięstwa, ostatnie miejsce też było dobre. W chuj dobre, a już na pewno spokojne, ale cóż, może dziewczynie zależało. Tak czy inaczej, dał się jej prowadzić, parskając z ubawienia, kiedy zobaczył, co inni odpierdalają i dochodząc do wniosku, że to już jest naprawdę pojebane. Jakby za to dawali dom ze złota, czy coś, kurwa.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Para:@Elijah J. Swansea Stała na łące, opierając dłonie o kolana i ciężko oddychając, będąc przeszczęśliwą, że nie spóźniła się aż tak bardzo, żeby nie wiedzieć na czym polega lekcja. Mrużyła też oczy na Elijaha, który wcale nie wyglądał na aż tak zmęczonego jak ona, a przecież przebiegł taki dam, bądź podobny dystans! Jej wzrok był trochę oskarżycielski, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bowiem nauczyciel już zaczął lekcję, dokładnie tłumacząc zasady. Jej serce powoli przestawała obijać się o żebra, a i oddech delikatnie udało jej się wyrównać. Z uwagą słuchała słów Voralberga, nie chcąc niczego źle zrozumieć. Była w angielskim naprawdę dobra, niemniej jednak to nie był jej pierwszy język, więc przy ważniejszych sprawach – skupiała się stuprocentowo. Gdzieś w kąciku jej ust pojawił się delikatny uśmiech, gdy okazało się, że jest w parze razem ze swoim joggingowym towarzyszem, więc nie zastanawiając się doń podeszła. – Nie musisz mnie śledzić, kiedy się spóźniam na lekcje. – rzuciła, parskając śmiechem, a potem ponownie skupiła się na słowach nauczyciela zaklęć. Powtórzyła zagadkę w swojej głowie, nawet przekładając ją na węgierski. – Nie wiem, czy wiem gdzie iść, ale chyba wiem. – powiedziała chaotycznie, marszcząc brwi.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Słuchała słów, które padały z ust Voralberga z coraz większym zaskoczeniem. Jak to możliwe, że mieli mieć z nim zajęcia, ale bez niego? Jak?! Dlaczego miała być pozbawiona możliwości słuchania jego głosu i przyglądania mu się na rzecz jakiejś... gry?! Westchnęła cicho pod nosem, próbując nie wyglądać na szczególnie mocno zniechęconą do zajęć. Czekała aż profesor powie, z kim jest w parze i wypatrzyła odpowiednią osobę w tłumie. Uśmiechnęła się lekko, dla poprawienia sobie humoru oraz nie chcąc wyjść na mruka. Kiedy nadeszła odpowiednia pora, czyli profesor skończył wyjaśniać przebieg zajęć, Lou podeszła do niego po kartkę z zagadką. Nie zamierzała gnać na złamanie karku, jak niektórzy. Zamierzała spokojnie wszystko przeanalizować z partnerem i dopiero wtedy wykonać zadanie. Uśmiechnęła się delikatnie do profesora, gdy stanęła przed nim. Czy ktokolwiek widział kiedyś uśmiech na jego twarzy? - No to mamy zagadkę - rzuciła do Puchona, stając z nim i czytając treść zagadki. Po chwili uśmiechnęła się lekko, podając karteczkę chłopakowi. - Chyba wiem - dodała, po czym, sprawdzając, czy nikt ich nie słucha, szepnęła rozwiązanie.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Prawdę powiedziawszy i on złapał delikatną zadyszkę, ale usilnie starał się tego nie pokazywać, wiedząc jak wielu znajdowało się tu Krukonów. No i Voralberg we własnej osobie, co właściwie nie powinno nikogo dziwić. Zaśmiał się, widząc spojrzenie dziewczyny i wzruszył ramionami. — Jeszcze kilka razy i możesz startować w zawodach — zażartował, choć nie miał nawet pewności, że dziewczyna słyszała, że cokolwiek do niej powiedział, bo i profesor rozpoczął zajęcia, a raczej wyścig, bo tak chyba można było to nazwać. Nakreślił im zasady, porozdzielał w pary. Rozbawiło go to, że dostała mu się akurat zagraniczna sprinterka i nie narzekał na taki obrót sprawy. — Tym razem to Ty wpadłaś na mnie — zaznaczył gwoli sprostowania i sam również ucichnął, wysłuchując zagadki. Przewrócił na nią wymownie oczyma, bo jako Krukon zdążył się ich już trochę w życiu narozwiązywać. Możliwość mieszkania w rezydencji była przyjemna choćby pod tym względem, że klamka do własnego pokoju nie zadawała mu trudnych pytań. — Zatem chodźmy — sam też domyślał się odpowiedzi, ale skoro zareagowała jako pierwsza, nie chciał jej odbierać przyjemności z prowadzenia. — Tylko nie biegiem, bo możemy tego nie przeżyć.
- No nie?! No nie?! – zaganiał dyskusję o strojach, wyglądając na zaangażowanego w sprawę całą duszą i sercem. Cieszył się, że dziewczyna zechciała z nim o tym porozmawiać i faktycznie poświęciła chwilę czasu, aby się nad tym zastanowić. Już zaczął myśleć, że mógłby ją znudzić tym narzekaniem na ceny. – Hahah! Nie wiem, ale cieszę się, jeśli napełniam Cię taką energią! Będziemy mieć siłę, żeby biegać po okolicy! – zachichotał i… nawet nie wiedział jak trafił. Wysłuchał z uwagą wszystkich reguł podekscytował się jeszcze bardziej. O rany, rany, rany… - Super, nie?! Chodź, chodź! Nie spodziewałem się, że będzie to w takiej formie!
Z rosnącym podekscytowaniem słuchała instrukcji profesora, co jakiś czas zerkając na Liama z błyszczącymi oczami. Gra terenowa? Bomba! Aż rwała się do tego, żeby wyruszyć już, od razu, ale przeciez nie mogła ot tak sobie odejść. - Oj tak, i bardzo dobrze! Nic nie będzie nam straszne! - odpowiedziała energicznie, po chwili śmiejąc się, bo zabrzmiało to śmiesznie. Normalnie jak zagrzewanie przed jakąś bitwą, chociaż z drugiej strony ta gra w pewnym sensie właśnie taka była - przecież ostatecznie chodziło o to, kto wygra, prawda? Bardziej traktowała to jako dobrą zabawę i miejsce, które zajmą nie było priorytetem, ale wiadomo, że w głębi duszy chciałaby wrócić do profesora jako jedna z tych pierwszych par, jak chyba każdy. - Ja też nie, ale bardzo mi się to podoba - przyznała, kiedy już ruszyli z miejsca po uprzednim naradzeniu się odnośnie tego, o jakie miejsce może chodzić. Oby ich poszukiwania okazały się owocne!
/zt
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Nie musiała długo czekać, aż profesor pojawił się na widoku. Szybko objaśnił im ich dzisiejsze zadanie, mówiąc dokładnie, czego od nich wymaga. Lara jęknęła w duchu. Rozwiązywanie zagadek i bieganie na czas, aby odnaleźć jakieś wstążki? Pewne było jedno: słusznym było, że lżej się dzisiaj ubrała, bo wszystko wskazywało na to, że mocno się dzisiaj spoci. Spojrzała na dziewczynę, która miała być dzisiaj z nią w parze. Nie kojarzyła zbyt dobrze puchonki, ale nie powstrzymywało jej to przed współpracą. Podeszła do niej i uśmiechnęła się zachęcająco. -Skoro wiesz gdzie, to prowadź - zawyrokowała, gotowa pokazać jej, że naprawdę nie ma nic przeciwko temu tym razem. Ona sama jeszcze nie rozwikłała zagadki. Jej komórki w mózgu musiały się wpierw rozruszać. Później miało być lepiej. Obie uciekły z miejsca zbiórki
Bez przesady, że jestem zaraz taka upierdliwa, może po prostu ładnie proszę i nie jest w stanie się nie zgodzić. Uśmiecham się na tę jego uwagę ale nic nie mówię. - Dlaczego miałabym jakąś mieć? - pytam, bo nie widzę w swoim ubiorze nic złego (nawet jeśli nauczyciele są często innego zdania). Wymówka wymówką ale gdyby ktoś już chciał odejmować za takie rzeczy punkty to jakoś wątpię, żeby go to obchodziło. A ja, gdyby naprawdę zaszła taka potrzeba, coś bym wymyśliła. - Przynajmniej mam jakiś element szaty. - Mam tutaj na myśli rozpiętą górę, co prawda narzuconą byle jak ale przynajmniej jest. Przypominam sobie też, że Guannar to właściwie jest prefektem, więc jego groźby pewnie nie są bez pokrycia - nie żeby się tym przejęła za bardzo. Stoimy sobie tak aż nauczyciel rozdaje kartki z zagadkami i tłumaczy o co chodzi. Od razu czytam co jest tam napisane i przez chwilę zastanawiam się co też może znaczyć ta niby wierzba bez gruszek. - Chyba wiem! Chodźmy szybko. - Chcę ruszać jak najszybciej, bo kilka par już gdzieś poszło. Mam zamiar powiedzieć Guannarowi po drodze dlaczego akurat tam, na razie nie ma czasu do stracenia. Jeszcze ktoś nas podsłucha i nas wyprzedzi.
zt
Ostatnio zmieniony przez Sophie Sinclair dnia Sro 13 Maj - 21:43, w całości zmieniany 1 raz
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie miał powodów do śmiechu. Przydzielenie partnerów wydawało się być całkowicie losowe, no ba! Nawet nie znał dziewczyny, z którą miał mieć do czynienia, z którą miał współpracować w ramach rozwiązywania zagadek. Rzeczy na spostrzegawczość zawsze były na plus u niego - tak niedawno przecież zajął się wykreślanką na lekcji, iż dało mu to w sumie pewnego rodzaju zadowolenie oraz utrwalenie dobrej wiary w siebie. Dobrej wiary, której było mało. Zbyt mało. Westchnął, spoglądając normalnym wzrokiem na Loulou, która najwidoczniej była bardziej entuzjastycznie nastawiona do całej lekcji zaklęć. Może rzeczywiście był gburem, który nie potrafi zadowolić się tym, co ma? Przyjął z pokorą decyzję profesora, następnie spoglądając na swoją partnerkę. - Wydaje się być całkiem prosta. - odpowiedział na jej słowa, spoglądając na nią tylko troszeczkę z góry. Gryfonka wydawała się być znacznie wyższa od swoich rówieśniczek - chyba że Felinus zaspał okres, gdy powinien stać się ciut większy? Wysłuchał odpowiedzi przedstawicielki Domu Gryfa, by następnie przytaknąć. - Myślę, że to jest prawidłowe rozwiązanie. - rzucił, wykonując w ułamku sekundy jeden krok do przodu. Czy ich wspólna praca będzie owocna? - Chodźmy zatem. Zniknął, a ona - raczej - razem z nim. Inaczej to wyglądać nie mogło.
/zt (x2?)
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zapowiadało się całkiem ekscytująco, choć zdecydowanie powinni sobie wybić z głów jakieś czołowe miejsca. Być może dlatego, że żadne z nich nie potraktowało tego, jako wyścigu. Co w przypadku Davies brzmiało wręcz absurdalnie. Miała ochotę udowodnić cokolwiek komukolwiek i nie korzystała z okazji? To się nie godzi. A mimo to najwyraźniej nie miała w planach pośpiechu. Skoro brała udział w czymś, w czym niekoniecznie mocno się czuła, nie czuła na sobie tej presji, którą sama sobie zwykle nakładała. Teraz chodziło jej po głowie właściwie tylko rozwiązywanie zagadek i wędrówki, podczas których miała zamiar wyglądać wszelkich wskazówek, które być może pojawiałyby się nie tylko na otrzymywanych notkach, ale i w podszeptującym pomysły otoczeniu. - To jak? Idziemy zrywać gruszki? - zagadnęła z uśmiechem, po czym wspólnie z partnerem z pary wyruszyła w bój. Nie, nie tym razem. Raczej w przygodę.
Nie czekali długo, zanim Alexander zaczął tłumaczyć im zasady lekcji, które właściwie byli dosyć proste, bo mieli rozwiązywać zagadki i zdobywać wstążki, coś jednak podpowiadało mu, że żeby to zrobić będzie się trzeba mocno natrudzić; całkiem się podekscytował tą wizją, choć trochę liczył też na jakieś porządne naparzanie zaklęciami, a nie tylko latanie po błoniach. Kiwnął głową do Finna, z którym przyszedł i na którego kompanię się nastawiał, i ruszył w stronę przydzielonej mu przez nauczyciela osoby, którą była Yuuko. Raz mieli już okazję rywalizować, ciekawe jak teraz pójdzie im dla odmiany współpraca? - Czołem, towarzyszko – przywitał się i zaraz bez zbędnych ceregieli zabrali się za czytanie zapisanej przez profesora rymowanki, mającej stanowić pierwszą wskazówkę; musiał się chwilę zastanowić, bo wcale nie był dobry w takie klocki, ale gdy wreszcie wpadł na pewien pomysł i przedstawił go propozycję Yuuko, dziewczyna wyraziła aprobatę, bo najwyraźniej pomyślała o tym samym. Poszli więc prędko w tamtą stronę, bo oprócz nich na polanie zostały raptem dwie pary, a przecież to był wyścig!
/zt ja i Yuuko
Ostatnio zmieniony przez Boyd Callahan dnia Sro 13 Maj - 18:15, w całości zmieniany 1 raz
Udało jej się w końcu wyplątać z włosów gumkę, którą naciągnęła na nadgarstek, nie omieszkając przy tym pomruczec sobie pod nosem o złośliwości rzeczy martwych. Okay, może to była też jej wina, bo przeciez nie musiała wiązać włosów, a już zwłaszcza w biegu, ale trudno, co się stało, to się nie odstanie. Odgarnęła blond kosmyki na plecy i potoczyła wzrokiem po zebranych, kiedy byli rozdzielani w pary i z niemałym zaskoczeniem przyjęła do wiadomości, że ich zespół będzie większy, niż dwie osoby. - Jak ma na imię? - spytała, zawieszając wzrok na wężu. Dobrze, że chłopak miał takie zwierzę a nie pająka, bo w życiu by z nim nie poszła. Wszystko, tylko nie te okropne, wlochate paskudztwa. Przeniosła wzrok z powrotem na łąkę, na której robiło się coraz bardziej pusto. - Chyba powinniśmy ruszać. Myślę, że wiem gdzie. I zaczęli iść przed siebie, ku pierwszemu przystankowi, aby tam rozpocząć polowanie na wstążki.
W końcu się zaczęło! Podniósł się z miejsca skacząc na proste nogi i otrzepując ubrania z niewidzialnego kurzu. Wiele osób wystartowało biegiem w stronę rozwiązania zagadki, a nawet jeżeli nie było ich tak dużo jak mu się wydawało… to i tak nie miał zamiaru się spieszyć. Ku nieszczęściu panny Davies nie był on osobą, która się spieszy i biega od miejsca do miejsca. Spojrzał na tekst zagadki wcześniej posyłając gryffonce szeroki uśmiech. Jednak nim zdążył porządnie się zastanowić dziewczyna zaproponowała ruszyć ku konkretnemu miejscu. Przez chwilę analizował jej słowa po czym uśmiechnął się szeroko. - No jasne – powiedział unosząc rękę przed siebie i pokazując w losowym kierunku – ku przygodzie!
I jakoś się tak trafiło, że znowu była w parze razem z Boydem chociaż tym razem szczęśliwie raczej nie musieli stawać w szaranki przeciwko sobie. Przynajmniej tyle dobrego. Oczywiście uśmiechnęła się do Gryfona, gdy tylko zostali dobrani razem po czym zgłosili się po karteczkę do Voralberga z zapisaną zagadką. Przez chwilę zastanawiali się wspólnie nad rozwiązaniem, na które jako pierwszy wpadł Boyd po czym wspólnie udali się w odpowiednim kierunku.
z|t
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Tak naprawdę odrobinę spóźniliśmy się na zajęcia i to wyłącznie ze swojej winy. Zanim wywlekliśmy się z mieszkania w którym póki co byliśmy, namówiliśmy FUJa do pozostania na miejscu. przenieśliśmy się gdzie trzeba i jeszcze spacerkiem doszliśmy na łąkę gdzie zaczynały się zajęcia, większość osób dobrała się już w pary i wyruszyła na... To co mieliśmy robić. Nessa oczywiście nie była zadowolona z tego, że wlokę się zamiast ruszyć się szybciej, a ja nawet specjalnie twierdziłem, że nie mogę przyśpieszyć, bo zwyczajnie ślizgam się po trawie. Dlatego wychodzi na to, że moja przyjaciółka niemalże ciągnie mnie na tą lekcję, a łapię się za jej ramiona oznajmiając, że nie mam siły, przystaję by sprawdzić czy wszystko mam i robię wszystko co mogę, by moja rudowłosa przyjaciółka się bardzo rozweseliła moimi żartami. Kiedy docieramy w końcu na polanę dostajemy wyznaczone nam zadanie, a ja tym razem droczę się, że nie pokażę Ci zagadki, bo ja już przecież doskonale wiem gdzie należy iść; i starając się przeszkodzić Ci w zabraniu karteczki zaczynam uciekać od Ciebie (nagle trwa przestała być szczególnym problemem) i ze śmiechem kieruję się w stronę, gdzie mi się wydaje, że powinniśmy iść. Widzę gdzieś migającego mi Boyda, ale jestem zbyt zajęty ucieczką od Nesski, by się nim przejąć. /zt
Nienawidziła się spóźniać. Nic dziwnego, że niezbyt zadowolone spojrzenie poleciało w stronę ślizgona, gdy udało się im wreszcie dotrzeć na miejsce. Wyjście z domu szło bardzo wolno, musiała jeszcze cofnąć się po podręcznik i odznakę, która tkwiła już przypięta do szkolnego mundurka. Mieszkanie poza szkołą było mało praktyczne w gruncie rzeczy, zwłaszcza, dla kogoś takiego, jak Lanceley. Przesunęła spojrzeniem po uczniach zgromadzonych na łące, wygładzając materiał plisowanej, kraciastej spódnicy i przetarła oczy dłonią, ruchem głowy zgarniając rude pasma na plecy. Krawat tkwił pod szyją, czarna marynarka była narzucona, ale rozpięta i odsłaniała śnieżnobiałą koszulę. Pogoda była piękna, ciepłe powietrze muskało skórę, a promienie słońca sprawiały, że na bladych policzkach pojawiały się pierwsze piegi. Nie lubiła ich. Zacisnęła usta, kręcąc głową na ślizgona. Nie dość, że musiała go przyciągnąć, bo trawa dziwnie stawiała opór, to jeszcze były mu w głowie figle, a nie nauka. - Jesteś niereformowalny, Cealláchain. Daj to, mamy zadanie.- rzuciła, wywracając oczyma i próbując zabrać mu karteczkę z zagadką. Raz, że była ciekawa, a dwa, że sprawiało mu to zbyt dużą frajdę. Większość dobrała się już w pary, ruszając na poszukiwania, a jemu żarty były w głowie. Trudno było jej powstrzymać jednak uśmiech, a karmelowe ślepia często szukały jego wzroku. Wyciągała ręce, próbując go złapać.- Fillin! Chodź tutaj! Rzuciła za nim, przyśpieszając. Poprawiła plecak na ramionach, wypuszczając powietrze ze świstem i nie rozglądając się dookoła, podążyła za Irlandczykiem, który rzekomo wiedział, gdzie powinni się udać. Byli przyjaciółmi, więc nie pozostało jej nic innego, jak mu zaufać.
z/t
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar nie słuchał. Wyłączył się. To były minuty. Dosłownie. Słuchał Sinclair, a chwilę potem nie słuchał już nikogo. Wpatrywał się w jakiś fragment lasu, typowo po męsku odpowiadając najbardziej uniwersalnie jak facet mógł: "mhm". I ze zdziwieniem stwierdził, że ślizgonka ciągnie go w jakąś stronę. Otaksował ją spojrzeniem, nie bardzo wiedząc co ma to na celu. Jego myśli skoncentrowane były gdzieś daleko, na pewno nie na tej lekcji. Może dlatego, że nie zakładał się na niej znaleźć. Obojętnie ruszył za Sophie, wzruszając jednak ramionami. Zdał się na nią. Wyglądała na względnie godną zaufania w kwestii dalszego przebiegu lekcji, chociaż przez moment przeszło mu przez myśl, że może uciekają z zajęć.