Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Zaraz zaczęła pojawiać się reszta. Liczyła na to, że może zjawi się ktoś, kogo nie lubi, jednak niestety nikt taki nie przyszedł. Stwierdziła nawet, że może przyszła na trening na darmo i tylko zrobi z siebie durnia, no ale, trochę sportu przyda się nawet jej. Ich pierwszym zadaniem były wyścigi. Mogła spodziewać się, że pójdzie jej bardzo źle, jednak nie myślała, że nawali w tak pięknym stylu. Nie dość, że wyścig ukończyła ostatnia, (Nie, żeby myślała, że będzie jakaś dobra, ale liczyła, że pojawi się osoba chociaż trochę gorsza) to jeszcze nie zdążyła wyhamować i wpadła prosto na Lope, który spokojnie obserwował ich zmagania. W ogóle to dlaczego on nie latał z nimi? Mogła zrozumieć, że był od nich lepszy, jednak chyba powinien ĆWICZYĆ razem z nimi, a nie tylko się patrzeć. No i zlecieli. Drama dziękowała w myślach samemu Merlinowi za to, że nie wzbili się jakoś wysoko, bo gdyby tak było to pewnie skończyłaby ze złamaną ręką albo co gorsza, jemu by się coś stało. Może chciała ich trochę podrażnić, ale nie chciałaby ktokolwiek został zraniony. Jeszcze wlepiliby jej szlaban lub jakąś inną wymyślną karę. Wylądowała na nim. Może i było jej ciepło i miękko, a on miał nawet spoko mordkę, jednak czuła pewien dyskomfort związany z tą sytuacją, długo nie zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, w spontanicznym odruchu dobrych uczuć albo raczej, bo maniery tak nakazywały, spytała. - Żyjesz? - delikatnie klepnęła go w policzek, a gdy otworzył oczy dodała — Mam nadzieje, że Ci niczego nie przygniotłam — uśmiechnęła się, by chociaż trochę rozładować atmosferę, miała cichą nadzieję, że może nie zabije jej za tą wpadkę. Za chwilę wstała, otrzepała się z niewidzialnego brudu i wyciągnęłam w jego stronę rękę, by pomóc mu wstać. Może nie była jakaś bardzo silna, ale stwierdziła, że spokojnie da radę go podnieść.
kostka:5 - zakładam, że nikt inny nie napisze, zresztą wolę wpaść na LOPA
Zastanawiał się, czemu nie widać nigdzie @Daisy Manese... Wszyscy dostali listy, a Ślizgonce chyba zależało na tym, żeby utrzymać się na swojej pozycji w drużynie. Wypatrywał spóźnialskich na horyzoncie, więc dostrzegł nieznajomą mu Ślizgonkę. Skinął jej głową i pozwolił dołączyć do innych. Swoją drogą, wyglądało na to, że naprawdę Slytherin zamierzał się wyjątkowo mocno postarać o zdobycie Pucharu Quidditcha, chociaż w tym roku szanse były już nikłe. Wyszło lepiej niż się spodziewał. Przez tak dużą przerwę w treningach myślał, że Ślizgoni zapomną już jak się lata, a w najgorszym przypadku przestaną odróżniać koniec od początku miotły... Nie mówiąc o kondycji. Lope latał regularnie i ćwiczył we własnym zakresie, więc może inni wpadli na taki sam pomysł. Obserwował z uznaniem jak szybko mkną po torze, zwłaszcza umiejętności paru osób go zaskoczyły. Lucasa dotychczas trzymano na rezerwie, a nieźle wyprzedził pozostałych. Hiszpan czujnie przyglądał się także Monte, chociaż poszło mu raczej przeciętnie w porównaniu do innych. Lope zauważył też, że słupki, które specjalnie ożywił i naprowadził na osoby ze specjalnym sprzętem, ani razu nie dosięgnęły celu. Czy to wina jego raczej skromnych umiejętności rzucania zaklęć czy może to oni byli tak zdolni? Szkoda tylko, że Maddie nie wzięła udziału w wyścigu. Każdemu zawodnikowi przyglądał się z takim skupieniem, że nie miał szans spostrzec Dreamy. Nie spodziewał się też, że jedna z dziewcząt tak bardzo zboczy z trasy, że dosłownie na niego wleci. Wylądowali na ziemi, przez co poczuł ból w kości ogonowej, ale nie okazał tego niczym poza krótkim syknięciem. Czasami żartował sobie, że życie dało mu tyle kopniaków w cztery litery, że tyłek miał jak ze stali. Ona była na tyle leciutka, że Lope praktycznie nie odczuł ciężaru jej ciała. Ogólnie nie narzekał, gdy jakaś dziewczyna na nim leżała w takiej pozycji, zwłaszcza, gdy miała ładną urodę, ale teraz nie wypadało. Przypadkowo musnął dłonią biodro Dreamy, a następnie podparł się na łokciu, zerkając na swoją miotłę, żeby ocenić czy Nimbus nie ma uszkodzeń. - Nie, na całe szczęście nie. - odparł, nie odczuwając żadnej złości ani niezadowolenia z powodu tego wypadku. Ale do drużyny to ona nie trafi raczej. Chwycił dłoń dziewczyny i podniósł się, żeby zaraz przeczesać palcami włosy. - Jeśli chciałaś dać mi do zrozumienia, że na mnie lecisz, mogłaś to zrobić w łagodniejszy sposób. - powiedział jeszcze ciszej i mrugnął do Vin-Eurico, po czym już bez przeciągania wsiadł na miotłę. Uśmiechając się w myślach. Zebrał ich wszystkich do kupy, żeby słyszeli instrukcje do następnego zadania. - Ładnie, bardzo ładnie. - skomentował, nie rozwodząc się nad tym, że naprawdę zgrabnie im to wyszło. Jeśli komuś poszło słabiej często była to wina modelu miotły. Mondragón nie znosił tych używanych, starych zmiotek, które nadawały się jedynie do zamiatania w lochach, a nie latania. - Teraz sprawdzę waszą siłę i celność, ale bez obaw. Najwyżej coś sobie złamiecie... - uśmiechnął się, ale uzdrowicielem nie był żadnym, więc jednak wolał uniknąć takich sytuacji. - Skupcie się i nie spieszcie, mamy jeszcze czas. Mogli wcześniej dostrzec, że mniej więcej na środku łąki lewitowało parę manekinów. Lope szybko stwierdził, że na tak wiele osób lepiej będzie ich rozstawić po dwóch stronach kukieł. Jedna osoba miała próbować trafić tłuczkiem manekina, a później druga i tak przez jakiś czas. Każdemu Ślizgonowi podał pałkę i wytłumaczył co i jak. Kiedy wypuścił tłuczki, dał im jednocześnie znak, żeby zaczęli.
Ilość prób:
Na początek rzucanie jedną kostką, na temat tego ile prób trafienia manekina wykona wasza postać. 1-3 = 3 próby 4 = 5 prób 5-6 = 7 prób Za każde 10 pkt z gier miotlarskich można dorzucić jedną kostkę. Jeśli wypadnie parzysta równa się to dwóm dodatkowym próbom, jeśli nieparzysta żadnej. Każdy kto był na spotkaniu w pokoju wspólnym dotyczącym wyboru nowego kapitana, może wykonać dodatkową jedną próbę.
Przykład: Lope wylosował kostkę 3, więc ma 3 próby, ale za 20 pkt z gier miotlarskich może rzucić dwoma kostkami. Wypada mu 1 i 4, czyli z pierwszego rzutu nic nie zyskał, ale z wylosowanej czówrki ma dwie dodatkowe próby. W sumie prób jest już 5, ale był także na spotkaniu, więc ostatecznie Lope ma 6 prób.
Na każdą pojedynczą próbę rzucasz jedną kostką. Lope, który ma 6 prób, wyrzucił 1,2,2,5,3,4, więc do każdej kostki odczytuje co się stało z rozpiski poniżej. W jego przypadku po kolei: Nie zaliczył, zaliczył 2, zaliczył 2, zaliczył 1, nie zaliczył, nie zaliczył. Ma 5 punktów.
Trafianie tłuczkiem w manekin:
1 - Wycelowałeś bardzo dobrze, ale z pewnością nie spodziewałeś się, że manekin postanowi się odegrać i odbić tłuczek w twoją stronę! Nie zdążyłeś uniknąć i piłka uderzyła o twoją miotłę, a ty zawirowałeś jak bąk, przez co nieźle zakręciło ci się w głowie. Jeśli trzy razy wylosowałeś tę kostkę spadasz z miotły! Lope zdążył zwolnić twój upadek zaklęciem, więc lądujesz boleśnie, ale nic sobie nie łamiesz. Punkt niezaliczony. 2 - Świetnie ci to wyszło! Trafiłeś w manekina porządnie, a do tego tłuczek zakręcił jeszcze nieco i przeleciał przez obręcz. Nadawałbyś się na atakującego. Lope przyznaje ci dodatkowy punkt za tak popisowy strzał. (Dwa punkty zaliczone) 3 - Zdecydowanie zbyt słabo uderzyłeś pałką. Tłuczek ledwo doleciał do manekina, ale i tak go nie trafiłeś. Musisz włożyć w to więcej siły. Punkt niezaliczony. 4 - Teraz przesadziłeś, bo uderzyłeś tak, że aż zatrzeszczało, a tłuczek przeleciał manekin, nawet go nie dotykając. Spróbuj lepiej wycelować i trochę delikatniej. Punkt niezaliczony. 5 - Mało brakowało, ale ostatecznie tłuczek zdołał uderzyć w manekin. Ledwo, ledwo, mimo to możesz się cieszyć. Punkt zaliczony. 6 - Ciężko to nawet skomentować, może powinieneś pójść zbadać sobie wzrok. Źle wycelowałeś, źle uderzyłeś i ogólnie zrobiłeś to nie tak jak powinieneś. Słabizna. Punkt niezaliczony.
Przy każdej udanej próbie (w kostce jest napisane "punkt zaliczony") zdobywasz punkt. Później liczysz ich sumę.
Kod na koniec posta:
Kod:
<zg>Ilość prób (kostka + bonusy): </zg> <zg>Wylosowane kostki do trafiania manekinów: </zg> <zg>Punkty za trafione manekiny w sumie: </zg>
JUŻ NIE MOŻNA SIĘ SPÓŹNIAĆ. Kolejny etap 18.05.17
Ostatnio zmieniony przez Lope Mondragón dnia Sob Maj 13 2017, 17:06, w całości zmieniany 1 raz
Nie była zadowolona z wyścigu w swoim wykonaniu, ewidentnie mogło pójść lepiej. Ale z drugiej strony mogło być też gorzej. Konkurencja z trafianiem w manekina mogła być dość trudna, ale wykonalna. Pałka, którą dostała od Lope nie była zbyt ciężka, więc istniała szansa, że sobie poradzi. Tłuczki zostały wypuszczone, a ona czujnie patrzyła na manekin, chcąc wyczuć najlepszy moment kiedy uderzyć. Miała już stuprocentową pewność, że wycelowała idealnie dlatego z całej siły uderzyła tłuczka, który poleciał w stronę kukły, trafiając z impetem. Lari zaklaskła sama sobie i nagle dostrzegła, że czarna piłka leci z powrotem do niej, choć niestety było już za późno - miotła oberwała i zaczęła się kręcić wokół własnej osi z zawrotną szybkością. Dziewczyna prawie wpadła na kapitana, a od zawrotów głowy zaczęły się mdłości. Gdy już się opanowała w jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki i żądza zemsty. Zabrała się w sobie i uderzyła z całej swojej wewnętrznej siły, chcąc zniszczyć tego przeklętego manekina. Nie patrzyła nawet za bardzo, gdzie celuje. Usłyszała głuchy trzask, a piłka poleciała ze świstem na drugi koniec polany, nawet nie dotykając kukły. Larissa doszła do wniosku, że dostała jakiś felerny egzemplarz i prychnęła ze złością. Teraz musiało się udać. Przyczaiła się, mrużąc oczy i w końcu uderzyła po raz kolejny. Już myślała, że tłuczek minie jej nowego wroga, jednak on zdołał trafić mu w ramię, przez co manekin zawirował w powietrzu, a Ślizgonka popatrzyła na niego z okrutną satysfakcją. Niech zdycha, frajer.
Ilość prób (kostka + bonusy): 3 Wylosowane kostki do trafiania manekinów: 1, 4, 5 Punkty za trafione manekiny w sumie: 1
Nie czułam się zbyt pewnie z pałką - byłam drobna i dużo lepiej szło mi zwodzenie przeciwnika i krążenie po boisku z kaflem niż robienie czegoś siłowego, ale mimo to nie poszło mi jakoś źle. Za pierwszym razem tłuczek uderzył o manekin - ledwo, bo ledwo, ale udało się. Druga próba była niestety zbyt mocna - tłuczek aż zatrzeszczał i przeleciał hen daleko koło manekina. Trzecia i piąta próba były niemalże odbiciem pierwszej - cudem udało mi się uderzyć w manekin, czwarta za to znowu przypominała drugą - tłuczek poleciał na drugą stronę polany nawet nie muskając manekina. Jak na moje możliwości szkoło mi naprawdę spoko - na pięć prób, aż trzy były udane! Kolejne podejście było jednak zbyt słabe - piłka nawet nie doleciała do kukły. Zawzięłam się i wykonałam jeszcze dwa perfekcyjne podejścia - tłuczek nie tylko trafił w manekin, ale też zakręcił się wokół niego i przeleciał przez pętle co zostało skwitowane przez Lope uśmiechem. Z nieskrywaną radością i satysfakcją zakończyłam zadanie.
Ilość prób (kostka + bonusy): 7 + 1 (spotkanie) Wylosowane kostki do trafiania manekinów:5, 4, 5, 4, 5, 3, 2, 2 Punkty za trafione manekiny w sumie: 7
Rosjanka po wyścigu zatrzymała się w górze i oczekiwała na kolejne polecenia. Pierwsza część poszła jej znakomicie, większość mogło jej pozazdrościć. Ona sama była z siebie zadowolona, ale nie tylko Lebiediew latała wybitnie. Przyglądała się innym, a zwłaszcza jej uwagę zwróciła @Dreama Vin-Eurico. Ta to dopiero się popisała wpadając na kapitana. Pandora przewróciła oczami, wyrażając w ten sposób "typowe" i zmieniła punkt patrzenia na najmłodszego zawodnika, który z nimi trenował. Podobno dzieciak był niezwykły... Wygląda na to, że mieli ze sobą wiele wspólnego. Oboje nie byli do końca ludźmi. Pandora mogła tylko spekulować, ponieważ właściwie nie znała @Monte Noir. Zerknęła dłuższą chwilę w jego stronę. Nie popisał się, ale też nie było z nim tak źle, jak z tą co wpadła na Lope'a. W końcu przyszedł czas na nieco groźniejszy trening, jak oświadczył Mondragón. Pandora nie zamierzała niczego sobie łamać. Kiedy w końcu nadeszła jej kolej, wzięła pałkę do ręki i starała się tego nie spaprać. W końcu Quidditch to sport, a sport był nieprzewidywalny, nawet jeśli było się mistrzem. Pierwsze odbicie Rosjance wyszło idealnie, w dodatku tłuczek przeleciał przez obręcz. Ma się tego cela. Chciałoby się, żeby było tak do końca, ale niestety kolejny strzał był beznadziejny. Niby trzecia próba lepsza, ponieważ tłuczek trafił w pałkę, ale i tak to było za słabe uderzenie. Frustracja narastała. Lebiediew miała ochotę skończyć ten ciąg porażek przez co jej miotła oberwała - na szczęście dziewczyna nie spadła. Na koniec nie popisała się (zapewne za bardzo kręciło się jej w głowie przez poprzednie zdarzenie z manekinem).
Ilość prób (kostka + bonusy): 3 + 2 (5 prób) Wylosowane kostki do trafiania manekinów: 2,6,3,1,6 Punkty za trafione manekiny w sumie: 2
Gdy przywitania i pierwsze, zacne uśmiechy miała za sobą, w końcu mogła zacząć działać. Dostała swoją miotłę, która była... no cóż. Nie spodziewała się najnowszego modelu, ani niczego podobnego. Ze skinieniem głowy, chwyciła przedmiot do ręki. Podrzuciła go, złapała i raz jeszcze mu się przyjrzała. - Nawet jeśli jestem chudzinką, żaden huragan mnie nie zwieje. Masz moje słowo, najwyżej mnie łap, bowiem doświadczenia dużego nie posiadam... Po tych słowach, wycofała się na tyły. Co miała zrobić? Według słów kapitana mieli się ścigać, co chyba było jedyną rzeczą, w której Armstrong była dobra. Po wszelkich motywacjach, zapewnieniach oraz ostrzeżeniach, które w ustach Ślizgona naprawdę brzmiały poważnie, ruszyli. Po wejściu na miotłę, wzięła głęboki oddech. Zapewnienia typu ,,No dalej, dasz sobie radę" - huczały w jej głowie na długo po tym jak ruszyli. A wyścig? Jak wyścig, gnała prosto, pokonując kolejne przeszkody. Jeden słupek, drugi, trzeci i kolejny - pestka. Ataki ich? Nieudane, a reszta drużyny gdzieś daleko w tyle. Doleciała na ,,metę", dzięki czemu została obłaskawiona szerokim uśmiechem i kciukiem do góry. Och, jak dobrze! Myśli jej huczały, gdzieś parę metrów dalej słyszała oklaski. A gdzie reflektory, media? Trzeba tu uwiecznić! Całkowicie spoczęła na laurach, do czasu, aż etap oficjalnie został zakończony. Wtedy zrobiło się pod górkę, bowiem tłuczki miały być jej specjalnością! A stres, uderzył w pierś, ukuł w serce... Miała być najlepsza, a przecież są lepsi! Mimo wszystko podjęła próbę. Ze zmarszczonym czołem, chwyciła mocniej swoją pałkę i tak z lekko wystawionym jęzorkiem strzelała. Trzy pierwsze zamachy, wyszły jej znacznie gorzej, a szczególnie ten, w którym manekin odbił. Na brodę Merlina! Tłuczek uderzył ją w pierś, budząc feniksa w jej wnętrzu. Zaczęła machać sprawniej, dokonując niezwykłych rzeczy! Zwłaszcza podczas ostatniego uderzenia, gdzie odbicie było pierwsza klasa! Wow, brawo Madds! Ciekawe, tylko czy Lope doceni jej starania. Zwłaszcza, że chciała mieć miejsce w drużynie... - To co teraz? - rzuciła, nie mogąc się doczekać przyszłych zadań. Wiecie, ogniki w oczach, rączki zacierała. No, no nasza Ślizgonka zapłonęła.... Tyle, że nie naprawdę. Kostki: I Etap: 3 II Etap: Ilość prób (kostka + bonusy): 7 Wylosowane kostki do trafiania manekinów: 3,4,1,5,5,5,2 Punkty za trafione manekiny w sumie: 5
Trening Hiszpana nie wydawał się młodzieńcowi zbyt trudny, a przynajmniej nie oczekiwał niczego z czym trzynastolatek nie dałby sobie rady. Powoli wzniósł się w powietrze i zacisnął palce na pałce, którą dostał od Lope. Uśmiechnął się delikatnie, widząc fruwające w powietrzu tłuczki. Po ostatniej grze wraz Gemmą i kilkoma innymi Puchonami, agresywne piłki śmieszyły go. Wgryzł się delikatnie w dolną wargę i zamachnął się mocno, niezbyt czysto trafiając w tłuczek. Zdziwił się nieco, gdy okazało się, że trafienie manekina było dużo trudniejsze niż myślał na początku. Nieco zawstydzony, że tłuczek nie doleciał nawet do manekina, westchnął pod nosem i zerknął na innych, a później kapitana. Mruknął pod nosem coś po francusku i nie brzmiało to najlepiej. Był nieco zły na siebie, że mu nie wyszło. Poprawił się znacznie lepiej. Mocniej chociaż mniej celniej. Tłuczek nieco zakręcił, ale ostatecznie uderzył o manekina i przeleciał dalej. Mały sukces, ale w głębi serca był z siebie bardzo dumny. Mimo wszystko nie chciał tego po sobie okazywać. Przecież nie mógł tak szybko się ekscytować. Chciał pokazać, że mimo wszystko potrafi kontrolować swoje emocje. Wszyscy i tak już patrzyli, jak na jakiegoś manipulatora. Trzecia próba była chyba najlepsza za wszystkich. Piłka uderzyła o manekina, ale później zawróciła i niestety trafiała prosto w miotłę trzynastolatka. Skrzywił się lekko, gdy odzyskiwał równowagę. Gdyby miał lepszą miotłę, dałby sobie radę. Spojrzał na Lope, który nie zaliczył mu punktu. -Przecież trafiłem! – krzyknął nieco rozczarowany i w przypływie złości uderzył na tyle skutecznie, że kapitan wynagrodził go na koniec dwoma punktami. No dobra, niech będzie, że to uczciwy interes.
Ilość prób (kostka + bonusy): 4 Wylosowane kostki do trafiania manekinów: 3, 5, 1, 2 Punkty za trafione manekiny w sumie: 3
Po całym wyścigu dziewczyna aż rwała się do dalszego uczestnictwa. Z nadmiaru energii nie miała nawet zamiaru lądować. Wisząc w powietrzu na miotle czekała na dalsze instrukcje Lope. Tak bardzo wciągnęła się w to wszystko, że nawet nie zauważyła jak jakaś dziewczyna wpadła z impetem na kapitana. A mogłaby się z tego nieźle pośmiać. Wreszcie! Kolejny etap ich treningu. Ale chwila, jak to z manekinami? To ją z lekka przeraziło. No nic, najwyżej później będzie wyzywać od najgorszych kapitana który to wymyślił takie zadanie. Podleciała do niego i nie mówiąc nic, jedynie krzywiąc się z niezadowolenia, zabrała pałkę. I co teraz? Miała niby odbijać te przeklęte tłuczki? Ustawiła się naprzeciwko jednego z manekinów i zaczęła. Pierwsza próba była jedną z najgorszych. Nie dość, że źle wycelowała to jeszcze nie trafiła spadając przy tym o mało co z miotły. Jak tak dalej pójdzie to nie dostanie się do drużyny. Próba druga również nie należała do udanych. Pomimo iż trafiła w tłuczek. Najwidoczniej musiała użyć za dużo siły, gdyż ten przeleciał nad manekinem nie robiąc mu przy tym żadnej krzywdy. Zła na siebie miała już wyrzucić pałkę i powiedzieć Lope aby sam sobie odbijał tłuczki, jednak... Spojrzała w stronę @Lucas Kray. Nie zaobserwowała czy idzie mu dobrze czy też nie ale wiedziała, że nie podda się. Może to tylko i wyłącznie jego zasługa? Kto wie. Próba trzecia również nie udana. Jak wcześniej użyła za dużo siły tak teraz użyła jej za mało. Denerwując się coraz bardziej postanowiła spróbować raz jeszcze. I wreszcie! Przy czwartym podejściu udało się. Może i nie było to perfekcyjne uderzenie i ledwo co jej się udało, ale zawsze coś. Zadowolona z siebie nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
Ilość prób (kostka + bonusy): 3+1=4 Wylosowane kostki do trafiania manekinów: 6, 4, 3, 5 Punkty za trafione manekiny w sumie: 1
Wyczekał na spokojnie na wszystkie osoby które skończyły nieco później po nim wyścig, zerknął także na Oriane której nie poszło tak źle. Z drugiej strony nie każdemu poszło tak gładko, na przykład rozbawił go fakt że któraś z dziewczyn wpadła na kapitana. A sądził że nie da się tak bardzo zboczyć z trasy żeby trafić właśnie w niego, a może zrobiła to specjalnie? Kto wie, kto wie. Dostał pałkę i spojrzał nieco zdezorientowany na manekiny, no akurat tej części treningu nie spodziewał się od razu. Jak wrzucać kogoś do wody, to na głęboką by się utopił. Zostały wypuszczone tłuczki i trzeba było coś z tym zrobić, nie? Pierwsza próba poszła niezbyt dobrze, najwidoczniej Lucas źle złapał pałkę bo uderzenie nie było efektywne. Tłuczek nawet nie doleciał do celu. Druga próba była już lepsza tłuczek musnął manekin, a co za tym idzie zdobył punkt. Trzecia próba, znów muśnięcie manekina. Zaczynało to powoli Ślizgona denerwować, nie mógł wycelować prosto w cel tylko gdzieś na skrawkach go trafiał. Czwarta próba, ponownie otarcie. Mruknął cicho coś pod nosem i wziął głęboki wdech. Przynajmniej miał trzy punkty, zerknął na inne osoby. Innym szło lepiej, drugim gorzej.. a przed nim kolejna szansa. Piąta próba, ponownie zbyt słabo. Cholera, nie brakowało mu siły. Tłuczek po prostu musiał z nim nie współpracować, albo uderzał go ze złego kąta. Na ostatnią próbę uderzył tłuczek z całej siły, patrzył tylko jak odlatuje gdzieś w dal z dwadzieścia metrów nad swoim celem. A jednak była to wina złego kąta, bo sił jak widać miał w nadmiarze. Zmarszczył czoło i na sam koniec po prostu rzucił w manekina pałką, trafił. Musiał się jakoś wyładować.
Kostki: 3,5,5,5,3,6 Próby: 5 + 1 za bycie na spotkaniu Punkty: 3
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Nie krzyczał i wydawał się wyjątkowo miły. Ogólnie, na trening przyszli chyba sami mili ślizgoni, bo oprócz paru pogardliwych spojrzeń, którymi została obdarowana po feralnym albo i nie do końca tak feralnym upadku na Lope, nikt się z niej nie śmiał, ani nie biegał za nią, krzycząc, że jest mieszańcem, nic niewartym zdrajcom i tak nieczystej krwi. Zaraz kapitan ich drużyny przeszedł do następnej konkurencji. Dreama miała cichą nadzieję, że chociaż ta konkurencja jej się uda. Może nigdy nie była jakimś mistrzem w pluciu do celu, które to praktykowała jeszcze za dzieciaka, jednak czasem udawało jej się trafić. Może to dlatego, że nie potrafiła uzyskać odpowiedniej gęstości, a może dlatego, że miała słabe wyplucie i mało siły w płucach. No, ale teraz nie było czasu na zbędne myślenie. Ujęła w rękę pałkę, którą podał jej brunet. Po chwili na polanie zrobił się niemały burdel. Tłuczki latały między nimi i robiły swoim istnieniem wielkie zamieszanie. Drama próbowała się skupić, jednak nie mogła. Jakaś dziewczynka, która odbijała je obok niej, wydawała jakieś dziwne dźwięki. Trochę jakby grała w mugolskiego tenisa albo walczyła z kimś na maczugi i przy każdym uderzeniu chciała przestraszyć swego wroga, czyli w tym przypadku tłuczek. Chciała wybuchnąć głośnym śmiechem, jednak wiedziała, że musi się mocno skupić. Niestety dziewczyna nie miała zamiaru przestać, a ona z głupim uśmiechem siedziała na tej miotle i czekała na to aż któraś z latających piłek ruszy prosto na nią. No i ruszyła. Dziewczyna zmarszczyła brwi mocno skupiona i uderzyła w tłuczek pałką. Ten, zamiast polecieć prosto w manekin, w który celowała, skręcił w całkowicie inną stroną. Brunetka westchnęła ciężko. To nie mogło się udać. Na szczęście, feralna krzykaczka oddaliła się od niej, a ona postanowiła wykorzystać sytuację i może spróbować inaczej podziałać pałką. I znowu pełne skupienie, walnięcie w piłkę i fiu. Tłuczek uderza prosto w manekin, niestety, ten postanawia go odbić, a przedmiot trafia w miotłę dziewczyny, a ta pod wpływem siły zakręca się w miejscu, jak jakiś kołowrotek. Na chwilę zrobiło jej się niedobrze i poczuła, że kręci jej się w głowie. Jednak po paru głębokich wdechach i wydechach wszystkie objawy przeszły. Drama wiedziała, że być może ten tłuczek będzie jej ostatnią szansą na to, by pokazać, że jednak nie jest aż taka ciota, na jaką teraz wygląda. Jeszcze bardziej się skupia, z całej siły zaciska pośladki i całą siłę pakuje w wymach. Piłka leci prosto na manekin, a ten nie odbija go, tylko dzielnie przyjmuje na siebie uderzenie, a z jej ust wydobywa się głośne westchnienie ulgi.
Ilość prób (kostka + bonusy): 3 próby Wylosowane kostki do trafiania manekinów: 6 ,1 ,2 Punkty za trafione manekiny w sumie: 2?
Lope musiał przyznać, że zrobiło się trochę zamieszania, ale najwyraźniej wszystkim jakoś udało się zająć swoim zadaniem. Kapitan dostrzegł irytację blondyneczki, którą wcześniej wypatrzył. - Tylko nie rzuć się na niego z pięściami, Lari. - skomentował z lekkim uśmiechem, widzą jak po nieudanych próbach ostro atakuje manekin. W tej samej chwili musiał nieco odlecieć, bo inne tłuczki śmigały dosłownie wszędzie. Mógł ich jakoś szerzej rozstawić, ale nie spodziewał się, że niektóre uderzenie będą aż tak niecelne. Lope podobało się, że wszyscy aż tak zaangażowali się w zadanie, dając z siebie wszystko. Zwłaszcza zapał Maddie podobał się Hiszpanowi, który czuł już smak zwycięstwa przy najbliższym meczu. Z takimi ludźmi u boku nie dało się przegrać. - Tak, ale on nie powinien trafić w ciebie. - uciął Mondragón dość szorstko, kiedy Monte zanegował jego punktację. Nie zamierzał przejmować się utyskiwaniami młodego, po prostu obserwował dalej i w myślach notował każde uderzenie. Sporo osób oberwało od manekinów, które nie oszczędzały Ślizgonów. Brakowało im refleksu, ale to dało się wyćwiczyć. - Nie wyżywajcie się na nich, nie są nie wiadomo jak wytrzymałe. - przypomniał im kapitan, widząc jak Lucas rzuca w manekin swoją pałką. Nie one były winne ich słabym wynikom. Kiedy niektórzy jeszcze wykonywali ostatnie próby przy trafianiu w manekiny, Lope zajął się przemieszczaniem słupków, żeby nie tworzyły już prostego toru dookoła łąki. Robiło się powolutku ciemno, więc spędzili na treningu sporo czasu. Widział po niektórych zmęczenie i nie dziwił się, bo parę godzin latania potrafi zrobić swoje. Kolejne zadanie też zajmowało prawie pół godziny, więc nie chciał przedłużać. - Jestem pod wrażeniem, Vivien, poszło ci najlepiej. - uśmiechnął się do jasnowłosej, która zdobyła aż siedem punktów. Należały jej się słowa pochwały. Jej brata nie komentował w ogóle. - Na koniec prosiłbym o slalom w tę i z powrotem, żeby sprawdzić waszą zwinność i znajomość manewrów na miotle. Tym razem słupki będą wam o wiele bardziej utrudniać lot, musicie ostrożnie je omijać. Do tego jeszcze... - wyciągnął pałkę i podrzucił ją do góry, żeby zaraz złapać jej trzonek po tym jak obróciła się w powietrzu parę razy. - będę próbować was trafić tłuczkami. Macie szczęście, że nie jestem jakimś wyśmienitym pałkarzem. Zresztą do tej pory jeszcze nikt nie ucierpiał, więc liczę na to, że dalej będziecie tak uważni. Poczekał aż wszyscy ustawią się przy linii startowej i jeszcze raz przypomniał im, że to nie jest żaden wyścig, jak w pierwszym etapie. Musieli sprawnie omijać każdą przeszkodę, pokazując jak najwięcej umiejętnych manewrów z ich strony. Lope tymczasem już przygotowywał dwa tłuczki, którymi miał trochę pomęczyć zawodników.
Slalom:
Rzucasz jedną kostką. 1 - Cały lot trwał długo, ale mimo wszystko jakoś ci to szło. Dopiero pod koniec jeden słupek nagle rozszczepił się na dwa za sprawą zaklęcia... Uniknąłeś go płynnym zanurkowaniem, ale zaraz potem strąciłeś nieuważnie kolejny i jeszcze następny też był problemem. Trochę popsułeś swój lot, ale przynajmniej jesteś cały i tłuczki cię ominęły. 2 - W połowie slalomu zepchnął cię ostry powiew wiatru, przez co niemalże wpadłeś w słupek zamiast zgrabnie go ominąć drugą stroną. Nie zdążyłeś uciec przed tłuczkiem kapitana. Niefortunnie uderzył w twoją rękę tak, że skręcił ci nadgarstek. Możesz mimo wszystko dokończyć slalom albo od razu polecieć do Lope, żeby ci pomógł. 3 - Ogólnie nie miałeś większych problemów, przeszkód było sporo, a ty czujesz, że od tego wyginania zaczyna cię boleć kręgosłup, ale mimo wszystko jest ok. Tylko raz udało ci się nieźle popisać, bo wykonałeś ładny manewr i zrobiłeś beczkę przy uniknięciu tłuczka. 4 - No brawo, brawo. Jakimś cudem radzisz sobie dobrze, a żadna przeszkoda nie wydaje się być jakimś większym problemem. Chociaż parę mało zabrakło, żebyś zahaczył o któryś słupek, a tłuczek musnął twoje ubranie. Pokazujesz, że jesteś całkiem zwinny, a zwłaszcza zachwyca moment, kiedy przy okazji odbiłeś pędzący tłuczek swoją miotłą i poleciałeś dalej. 5 - Jakoś to szło, raz lepiej, raz gorzej, niektóre słupki ominąłeś, inne musnąłeś. Wtedy miotła jakby się zacięła i nie zdążyłeś wyhamować, po czym wpadłeś z impetem w słupek. Ześlizgnąłeś się z miotły i zawisłeś na niej, trzymając się trzonka rękami. Jeśli masz ponad 9 pkt z gier miotlarskich, zdołałeś się utrzymać i wdrapać znów na miotłę. Jeśli nie to spadłeś i dotkliwie się obiłeś. 6 - Nie ma co narzekać, manewry, które wykonywałeś wcale nie były bardzo skomplikowane. Nie spieszyłeś się i dzięki temu trasa nie stanowiła wielkiego wyzwania. W pewnej chwili wykonałeś dziwaczny ruch, przez który zakręciło ci się w głowie, ale nie wpadłeś na słupek. Później parę razy tłuczek przeleciał ci tuż przed twarzą, ale też udało się wyjść bez szwanku.
Dla chętnych, a zwłaszcza tych, którzy starają się o przyjęcie na pozycję szukającego! Podczas slalomu macie okazję wypatrywać złotych zniczy.
Łapanie zniczy:
Rzuć jedną kostką. Parzysta - udało ci się złapać znicz podczas swoich wygibasów na torze, mniej więcej w połowie lotu. Co prawda, tylko jeden, ale i tak podołałeś wyzwaniu! Nieparzysta - tłuczek posłany przez Lope odbił się od słupka w na tyle niefortunny sposób, że rąbnął cię prosto w głowę. Oszołomiło cię wyjątkowo mocno, ale zdołałeś jakoś wylądować na łące, chociaż zacząłeś też krwawić. Lope ci pomoże, bo w takim stanie nie dasz rady nic zrobić samodzielnie.
Masz możliwość przerzutu tej kostki za każde 10 pkt z gier miotlarskich.
Czas do około 26.05, potem już zakończenie treningu będzie. Zapiszcie swoje kostki na dole posta.
Nie uznała slalomu za coś bardzo trudnego i wykraczającego poza jej możliwości, ale widziała, że konkurencja tutaj jest duża i wszyscy na chwilę obecną zdawali się być od niej lepsi. Miała ochotę ich wyeliminować... ale to jeszcze nie była ta pora. No i w sumie musiała chronić swojego Ślizgońskiego honoru, a za nieczystą grę na pewno nie dostanie się do drużyny. I bez tego jej szanse malały z każdą chwilą. Wystartowała razem ze wszystkimi, jednak ten szkolny szmelc znowu dawał się we znaki i nie słuchał poleceń. Larissie udało się jednak dostrzec małą, trzepoczącą skrzydłami złotą piłkę. Miała się nie upokarzać byciem szukającą, ale nikt nie robił z niej jeszcze szukającej, a mógł być za to jakiś bonus. Skręciła gwałtownie, robiąc kilka dziwnych ruchów. Musiała wyglądać okropnie, ale miała wrażenie, że wszyscy są na tyle zajęci sobą, że ich to nie obchodziło. W końcu udało jej się złapać znicza, uśmiechnęła się z satysfakcją i w tej samej chwili wiatr mocno zepchnął ją w bok. Omało co nie uderzyła w słupek, który powinna zgrabnie ominąć, ale ten drobny sukces został okupiony poważniejszym uszczerbkiem, bo tłuczek odbity przez Lope trafił ją w nadgarstek. Dłoń wygięła się pod dziwnym kątem, a ona syknęła z bólu wypuściła znicza. Nici z bonusu. Postanowiła mimo wszystko dokończyć slalom, ale odtąd leciała dużo wolniej i trzymała się miotły jedną ręką. W efekcie dotarła jako jedna z ostatnich, jeśli nie całkiem ostatnia. W pierwszym odruchu chciała mieć pretensje do kapitana, ale chyba nie mogła ich mieć, skoro nie była na tyle dobra, żeby uniknąć tłuczka. Po ukończeniu slalomu podleciała do Lope, uśmiechając się uroczo mimo pulsującego bólu w nadgarstku. - Chyba mamy pierwszą osobę, która ucierpiała od twojego tłuczka. Co za to dostanę?
Prychnął cicho, gdy kapitan chwalił jedną z zebranych na polanie Ślizgonek. Cały czas wierzył, że jest w stanie jej dorównać. Właściwie to nie tylko wierzył, ale i wiedział to. Tym razem udało jej się wygrać tą mała rywalizację, tylko dlatego, że miała więcej szczęścia. Wziął głęboki oddech. Nie był z siebie ani trochę zadowolony. Dłoń nerwowo zaciskał na miotle, gdy Lope tłumaczył kolejne zadanie. Banalnie łatwe, aż bawiło chłopaka. W końcu co takiego trudnego miało być w lataniu slalomem. Niby były słupki i tłuczek, ale przecież wystarczyło nieco uwagi, by dać sobie radę ze wszystkim. Z lekkim uśmiechem na twarzy i pewnością siebie w sercu, wzniósł się powoli do góry na linie mety. Nie miał zamiaru się śpieszyć. Lecąc na oślep, mógł przecież przegapić znicz. Pochylił się delikatnie do przodu, przyjmując bardziej aerodynamiczną postawę i minął bez problemu kilka pierwszych słupków, wywalczając sobie dogodną pozycję w sznurku zawodników. Skrzywił się z bólu, gdy dziewczyna przed nim oberwała tłuczkiem. Wyglądało o na tyle fatalnie, że zabolało nawet trzynastolatka. Wzrokiem odprowadził oddalającą się od nich piłkę. W myślach zadawał sobie pytanie, kogo obierze tym razem na cel, a gdy próbował to sobie wyobrazić miał ochotę się roześmiać. Przez moment nawet widział Hiszpana obrywającego prosto w twarz, na tyle mocno by spadł z miotły. Urocza wizja, aż miał ochotę samemu w kogoś naprawdę przywalić. Tłuczek wyciągnął chłopaka ze świata fantazji, przelatując tuż przed jego twarzą. Zatrząsł się lekko na miotle, chociaż poza nim chyba nikt tego nie dostrzegł. Próbując dojść do siebie, rozejrzał się na boki mijając przy tym kolejny słupek. W powietrzu dostrzegł blask znicza i od razu wiedział, że musi go złapać. Wygiął się dziwacznie, wyglądał jakby miał zaraz spaść, z lekkim trudem uniknął słupka, a gdy już doszedł do siebie, trzymał pomiędzy trzema palcami złocistą kuleczkę. Odbijając w niej słonce, błysnął w oczy kapitana, a później wypuścił znicz, dając tym samym szansę innym na jego złapanie. Zaraz za Larissą, poleciał do Hiszpana. Zatrzymał się obok nich i usiadł bokiem na miotle. Z odrobiną ciekawości zerkał na dłoń blondynki. -Buzi albo nudne zaklęcie leczące. Wybieraj sama ale obie opcje nie brzmią zachęcająco. – niewinnie zażartował i z uśmiechem na twarzy spojrzał na Ślizgona.
Żałował trochę, że nie może mknąć razem z nimi na torze, ale jedynie pikował nad nimi, obserwując uważnie wszystkich. Musiał szybko zareagować, jeśli ktoś postanowiłby spaść z miotły. Patrzył także, czy nikt nie oszukuje, żeby dostać się do drużyny. Na początku Mondragónowi wydawało się, że ustalenie składu nie będzie problemem. Teraz jednak widział jak na tacy, co zawodnicy potrafią i targały nim lekkie wątpliwości. Odbił w międzyczasie tłuczek, posyłając go w stronę słupków z zadziwiającą prędkością. Wiele razy Ślizgonów piłki omijały tylko i wyłącznie dlatego, że Lope nie był wytrawnym pałkarzem i jego uderzenia dalekie były od celnych. Zdecydowanie najlepiej czuł się na pozycji ścigającego albo obrońcy. Kątem oka obserwował, jak idzie Monte, który wydawał się mocno zaangażowany i nawet poddenerwowany lekko. Albo tak się Hiszpanowi wydawało, kiedy patrzył na manewry chłopaka. Idealne one nie były, ale przynajmniej się trzymał. Niestety, z panną Sharewood było inaczej. Zdążył tylko zobaczyć, że Noir złapał znicz i już skupił swoją uwagę na najwyraźniej rannej dziewczynie. Cholera, mógł trochę lżej odbić ten tłuczek. Larissa dokończyła mimo wszystko slalom, co uznał za całkiem warty do odnotowania szczegół. Podleciał do niej, żeby zerknąć na to, co się dokładnie stało. - Czasem nie jestem świadomy tego, ile mam siły. Przepraszam - odwzajemnił uśmiech i wyciągnął dłoń, żeby złapać rękę dziewczyny i ją sprawdzić. - Spuchło... Skręcony. Boli? - starał się robić to, jak tylko mógł delikatniej. Podniósł wzrok, żeby zerknąć na Larissę i upewnić się, czy wymaga to interwencji pielęgniarki. Sam bez problemu wytrzymywał z takimi kontuzjami, ale on był już naprawdę zaprawionym graczem, a dziewczyna nie wydawała się aż tak doświadczona. Dalej trzymał Ślizgonkę za rękę, kiedy odezwał się Monte. Mocno nie w porę. - Uważaj, bo ty też dostaniesz buzi. - odparł Lope, przewracając oczami i mając ochotę kazać mu zmykać. Że też musiał ukończyć slalom tak szybko. Brakowało mu tylko młodziaka z jego głupimi komentarzami. Mimo wszystko trochę rozbawiło to Hiszpana. - Na razie pozostaje mi tylko zaklęcie łagodzące ból, nie chcę ryzykować naprawiania tego nadgarstka. Wyciągnął swoją różdżkę i przyłożył ją ostrożnie do skóry jasnowłosej. Wyszeptał formułkę Asinta mulaf, po której powinno przestać boleć. Zacmokał z aprobatą, bo rzadko rzucał zaklęcia leczące. Powinien zabierać na treningi jakiegoś dobrego uzdrowiciela... Uśmiechnął się do Larissy szerzej. - Właściwie za kilkanaście minut zwołam zbiórkę, jak reszta skończy latać i się rozejdziemy. Wytrzymasz czy chcesz, żebyśmy od razu poszli do pielęgniarki? Miał ochotę powiedzieć też coś o tym, że dobrze sobie radziła, że nawet złapała znicz, ale nadal był obok Monte i to wydało się Hiszpanowi jakieś niestosowne.
Prawie pękałam z dumy, gdy Lope mnie pochwalił - mimo, że byłam drobna poszło mi lepiej niż całej zgrai Ślizgonów, więc czułam, że mam potencjał i istnieje całkiem spora szansa, że uda mi się załapać do drużyny na niezłą pozycję. Wróciliśmy do latania co bardzo mi odpowiadało. Wskoczyłam na miotłę i zgodnie z poleceniem Lope zaczęłam unikać kolejne przeszkody nie ścigając się z nikim. Nie szło mi jakoś wybitnie, ale nie miałam żadnych większych problemów. Omijałam kolejne przeszkody czując, że od tego wyginania zaczynają mnie boleć nie tylko kończyny, ale również cały kręgosłup. Wypadłam raczej przeciętnie, chociaż raz udało mi się zrobić całkiem przyzwoitą beczkę przy unikaniu tłuczka, co na pewno wyglądało całkiem imponująco. W połowie lotu - trochę przypadkowo udało mi się pochwycić znicz! Zdecydowanie miałam tego dnia bardzo dużo szczęścia. Wprawdzie to był tylko jeden z wielu, ale zawsze. Dość szybko skończyłam pokonywać tor - po wylądowaniu podeszłam do Lope ze zniczem uśmiechając się delikatnie.
To zadanie nie poszło mu najlepiej, co prawda leciał wolno ale przynajmniej powinien nie potrącić nic.. a jednak potrącił. Nie jednen pachołek, a kilka przy okazji delikatnie nurkując w dole. Co ciekawe mimo że popsuł lot, zauważył tuż obok siebie przelatujący znicz. Nim się obejrzał poleciał za nim i złapał go jak gdyby nigdy nic, albo miał tak szybką reakcję albo miotłę bo wydawało mu się dziecinnie proste. Podleciał po skończonym zadaniu do Lope i zerknął na dwójkę ślizgonów, uśmiechnął się tylko i powiedział lewitując nad ich głowami, tuż za nimi. - Ja nic sobie nie zrobiłem, a w dodatku mam to. - Wskazał na złoty znicz w swojej dłoni z delikatnym uśmiechem na ustach, chociaż to mu się udało złapać. Bo lot nie był najlepszy, a ten znicz jest jakimś punktem zaczepnym. Czyli nie było najlepiej, ale ta mała drobnostka Cię ratuje Kray. Tak jakoś to sobie wyobrażał w tej chwili.
Slalom... Chyba jedno z najprostszych zadań jakie dał im kapitan. Jednak dalsze jego słowa zdecydowanie nie były już tak przyjemne. Chciał w nich trafiać...? Cooo?! A jeśli ktoś ucierpi? I mówiąc "ktoś" miała zdecydowanie na myśli swą osobę. A mogła spokojnie usiąść sobie na ławce i obserwować wszystko z odległości. Nie musiała od razu pchać się do drużyny, jednak skrycie liczyła, że i Claire postanowi się zjawić i razem uda im się przetrwać eliminacje. Niestety, dziewczyna nie pojawiła się na treningu, a co najgorsze Ria nie widziała jej przez ostatni tydzień ani razu. Czyżby znów zniknęła na kilka dni jak Des. A właśnie! Destiny również nie mogła nigdzie znaleźć. Po raz kolejny zapadła się pod ziemię. A miała tyle jej do powiedzenia... Dłużej nie miała zamiaru rozmyślać nad tymi wszystkimi istotnymi, lecz w tej chwili mało przydatnymi sprawami. Slalom? Czemu nie. Jakoś to szło, raz lepiej, raz gorzej, niektóre słupki dziewczyna zdołała ominąć, inne jedynie musnęła ramieniem lub udem. Możliwe, że w dalszym ciągu szłoby jej dobrze, gdyby miotła nie zaczęła wariować. Dacie wiarę, że ona się ZACIĘŁA. Tak, zacięła, dosłownie. Nawet nie miała możliwości wyhamować przez co wpadła z impetem w jeden ze słupków. Uderzenie było bolesne i z początku utrudniło jej powtórne wślizgnięcie się na miotłę, gdyż wraz z uderzeniem spadła ze swojego nimbusa. Na szczęście nie była aż tak słaba więc udało się jej wdrapać z powrotem na miotłę unikając bolesnego upadku. Ciekawe czy ktoś to zauważył? Czy chciała złapać znicza? Oczywiście, że tak. Naprawdę się starała lecz nie zauważyła tłuczka posłanego przez kapitana w jej stronę. No, nie do końca w jej stronę. To cholerstwo odbiło się od jednego ze słupków trafiając wprost w dziewczynę. I to w dodatku w jej głowę. W jednej chwili zrobiło się jej ciemno przed oczyma, a łzy zaczęły płynąć z jej oczu. Oszołomiło ją wyjątkowo mocno, jednak nie na tyle aby nie mogła samodzielnie wylądować. Czując ziemię pod stopami osunęła się z miotły. Dopiero wtedy zauważyła plamy krwi na ramieniu. Niepewnie powiodła dłonią do głowy. No tak, spore rozcięcie na boku, zaraz przy łuku brwiowym narobiło takich szkód. Nawet nie pamiętała aby wcześniej poczuła jak jej łuk jest rozcinany. Czyżby to adrenaliny. Modliła się w duchu aby @Lope Mondragón nie zauważył tego.
slalom: 5 -> powyżej 9 punktów w kuferku znicz: nieparzysta
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Ta konkurencja była dla Dramy najtrudniejsza. Musiała lecieć,w miarę szybko, omijać słupki i jeszcze uważać na tłuczek, który Lope posyłał w jej stronę. Postanowiła zaryzykować i polecieć, jak najszybciej się da. W najgorszym przypadku skończyłoby to się złamaniem karku albo inną śmiercią, jednak ona w tej chwili niezbyt przejmowała się kosekwencjami. Chciała się popisać chociaż raz i pokazać, że umie chociaż trochę w Quidditcha. No i poleciała. O dziwo nie szło jej aż tak źle i jak na jej możliwości, mogło być ze sto razy gorzej. W miarę sprawnie omijała przeszkody i nawet pomimo bólu, który pojawił się w trakcie konkurencji przetrwała. Nie spadła z miotły, nie zabiła się, nie połamała. A nawet udało jej się zrobić piękną beczkę w powietrzu. Oczywiście całkowicie przypadkowo, ale nie miała zamiaru mówić o tym komukolwiek. No i skończyła, z jękiem zeszła z miotły. Plecy dalej ją bolały i nie zapowiadało się, że przestaną. Ostatecznie stwierdziła, że chyba najwyższy czas zacząć uprawiać jakiekolwiek sporty. A może nawet uda jej się namówić kogoś do wspólnego biegania?
- Nie będę was za bardzo chwalić, bo to pierwszy trening, ale wiedzcie, że spodziewałem się dużo gorszych wyników. - powiedział Lope, kiedy Vivien i Lucas także zjawili się ze zniczami w dłoniach. Hiszpan myślał, że slalom będzie wymagać na tyle dużo uwagi i skupienia, że po prostu złote piłeczki zejdą na drugi plan. Tymczasem mimo wszystko dawali sobie radę. No prawie wszyscy. Lope dostrzegł, że jeden tłuczek, zbliża się niebezpiecznie szybko do Oriane, ale zdążył tylko krzyknąć "Uważaj" zanim trafił ją prosto w głowę. Hiszpan skrzywił się nieznacznie, bo chciał nimi jedynie ich rozpraszać, a nie naprawdę krzywdzić, i szybko zapikował w dół, żeby jak najszybciej do niej dotrzeć. Wiedział, jaki to ból, bo nieraz oberwał piłką prosto w potylicę i często tracił przytomność przy ostrzejszych meczach. Quidditch był niebezpieczną grą i każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę. Uznał, że Larissa na razie da sobie radę, bo z Ori sprawa wyglądała gorzej. Mondragón wylądował przy ciemnowłosej i odłożył miotłę na trawę, a zaraz obok niej pałkę. - Mocno dostałaś? - zapytał spokojnie, kładąc dłoń na jej ramieniu, ale cofnął dłoń, czując krew. Widział jak spływa po czole Ślizgonki, tłuczek jej nie oszczędził. Ocenił stan panny Carstairs bardzo szybko - niezdolna do jakiejkolwiek dalszej gry. Kapitan dziwił się, że jeszcze jest przytomna. - Zabiorę cię do pielęgniarki, obejmij mnie mocno za szyję, Ori. Nachylił się nad nią, żeby wziąć ją delikatnie na ręce. Hiszpanowi wydawała się bardzo lekka i delikatna, ale wiedział, że ma w sobie sporo siły, co udowodniła na treningu, mimo że slalom nie poszedł jej idealnie. Wyjaśnił reszcie co się stało i że mogą nie przerywać ćwiczeń. Lope wiedział, że wystarczy mu minuta, góra dwie, żeby dolecieć z Oriane do zamku i zanieść ją do skrzydła szpitalnego, gdzie otrzyma szybką pomoc. Dlatego ostrożnie wsiadł na miotłę z dziewczyną zamkniętą w jego silnych ramionach i wzbił się w powietrze. - Będę za chwilę. - powiedział. Ze Ślizgonką starał się obchodzić jak najdelikatniej. Różdżką pozbył się krwi ze swojego ubrania i był gotowy potwierdzić, że Ori znajduje się pod dobrą opieką i że szybko wróci do siebie. Powrócił na swojej miotle i zwołał wszystkich, bo chciał w końcu zakończyć trening. - Wiem, że sporo wymagam. Dostosujcie się i nadróbcie wszelkie braki, a z pewnością nie pożałujecie. Te treningi są dla was. Na daną chwilę jestem dumny, spodziewałem się, że będzie więcej ofiar i zastanawiałem się, czy to nie błąd, że nie wziąłem tutaj żadnego uzdrowiciela. Widzę, że jesteście zmęczeni i ostrzegam, że prawdopodobnie zawsze tak będzie. Teraz rozdzielę stanowiska co do pełnego składu drużyny, bo pewnie wszyscy się niecierpliwią. - odchrząknął i uznał, że i tak już jest pewien swojego wyboru. Ściągnął gogle ochronne i rękawice. - Jako ścigający zagram ja, Vivien Dear i Lucas Kray. Szukająca się nie zmieni i dalej będzie to Oriane Carstairs, która niestety musi spędzić trochę czasu w skrzydle szpitalnym. Podobnie z pałkarką Daisy Manese. Niestety nie zjawiła się na treningu, ale zachowa swoją pozycję w drużynie. Oprócz niej pałkarzem będzie także Larissa Sharewood. Natomiast obrońcą zostanie Monte Noir. Jeśli ktoś się z czymś nie zgadza, niech mówi śmiało. Reszcie polecam zapisanie się na rezerwę, też będziecie grać dużą rolę. Dziwne, że nie przyszedł też Cortez, skoro to w sumie dzięki niemu mogliśmy się tu spotkać. Cóż. Wysłucham komentarzy, a potem pójdziemy wszyscy na piwo, ja stawiam. Tylko Monte, ty będziesz pić kremowe. Puścił mu oczko, żeby wiedział, że sobie żartuje. Mondragón nie przejmował się tym, że trzynastolatek raczej nie powinien pić z dużo starszymi osobami. On w jego wieku... Lepiej nie mówić. Mondragón miał mnóstwo pieniędzy, więc urządzenie takiej małej popijawy w Hogsmeade czy innym klubie w Londynie nie stanowiło problemu. A ze Ślizgonami czas się było w końcu zintegrować. Lope spodziewał się, że zwłaszcza przyznanie miejsca w drużynie najmłodszemu Ślizgonowi wzbudzi spore kontrowersje. Ale w innych nie widział wystarczająco dużo potencjału. Podszedł do Dreamy luźnym krokiem i skrzyżował ramiona, patrząc na dziewczynę. - Dla ciebie chyba powinni utworzyć nowe stanowisko. Taranowałabyś przeciwników. - uśmiechnął się szeroko, kręcąc przy tym głową z rozbawieniem. - Może na następnych zapisach będzie lepiej.
zt dla Ori, wy możecie pisać, komentować, kłócić się o miejsca w drużynie, whatever chcecie. Jeden punkt za 1 i 2 etap, dwa za ukończenie 3. Jutro je wam powpisuję. Teoretycznie Lope powinien odprowadzić Lari do skrzydła szpitalnego (chyba, że chce sama), a potem fabularnie idziemy na piwo, jeśli nie macie nic przeciwko.
-Wiem, że jestem świetny i pewnie byś chciał, ale może innym razem. – odparł na komentarz Lope odnośnie całowania i z radosnym uśmiechem, puścił oczko w stronę starszego kolegi. Zaśmiał się wyraźnie rozbawiony i szybko odleciał od nich, stając spokojnie na ziemi. Nieco mu ulżyło, gdy w końcu mógł zejść z tej starej miotły. W głębi serca powtarzał sobie, że ostatni raz latał na czymś takim, chociaż nie mógł przewidzieć co los mu przyniesie. -Meh, liczyłem na coś bardziej ofensywnego. – mruknął nieco zrezygnowany, ale niespecjalnie miał ochotę się kłócić. Ważne, że był w drużynie, a głównie na tym zależało trzynastoletniemu Ślizgonowi. Chciał zostać gwiazdą Slytherinu, ale jeśli będzie trzeba, mógł to nawet zrobić, będąc obrońcą. Wzruszył delikatnie ramionami. Nie rozumiał tylko w czym Ori, która prawie zabiła się podczas treningu, była lepsza od niego. Doświadczenie nie pomogło jej złapać znicza podczas ostatniej konkurencji. Inne osoby poradził sobie znacznie lepiej. No i Daisy. Mogła chociaż przyjść i się pokazać, że jej zależy na zespole. -W sumie, to wolę chyba wino… - zerknął na Lope, przeczesując delikatnie włosy dłonią. Sam alkohol nie był mu jakoś bardzo obcy. W niewielkich ilościach, ale czasem zdarzało mu się wypić nieco wina do obiadu. Uroki wyjątkowej matki. Szczerze mówiąc to nawet lubił ten smak i zapach, a że rzadko mu proponowano takie atrakcje, to nie miał w zwyczaju odmawiać. Wbrew pozorom Monte nie był niewinnym chłopcem. W jego żyłach płynęła krew Ślizgona – pewnego siebie i czasem aroganckiego. Nieco dziwnie się czuł, bo wszyscy byli dużo starsi od niego. Z jednej strony było to normalne, bo prawie każdy tak zaczynał. Żaden trzynastolatek nie kupuje sobie sam papierosów, a z drugiej brakowało mu jakiegoś rówieśnika. Mógł pić i próbować dotrzymać im kroku, ale co z tematami do rozmów. Poza zamiłowaniem do Quidditcha, nie miał pojęcia co jeszcze ich łączy i o czym mogli rozmawiać.
- Boli - odparła, lekko się krzywiąc na pytanie Lope. - Ale dam radę, w końcu jestem bardzo wytrzymała. Odnotuj tę zaletę. I wtedy właśnie przyleciał dzieciak, żeby zepsuć atmosferę. Ale mimo to Larissa nie dała po sobie poznać swojego zdegustowania i niezadowolenia. Ucieszyła się z pozycji w drużynie, zwłaszcza, że swoje wystąpienie na treningu uznała za dość słabe. Omało co nie parsknęła śmiechem na tekst, że Monte "woli wino". To zabrzmiało wręcz przekomicznie wypowiedziane tym głosikiem sto lat przed mutacją, a już w ogóle, jak się na niego patrzyło. Ile on miał wzrostu, metr czterdzieści? Co się działo z tymi dziećmi, to strach myśleć... - Chyba będę się zbierać do tego skrzydła - powiedziała, postanawiając elokwentnie zignorować uwagę o winie. Nie będzie się pławiła w tym brodziku intelektualnym. - Innym razem się z wami przejdę. Uśmiechnęła się jeszcze uroczo do wszystkich, pożegnała się i ruszyła w stronę zamku z bolącym nadgarstkiem.
Dziś rano obudziłem się z myślą, koniec siedzenia w zamku, rusz tyłek i idź na dwór! Tak naprawdę, przyśnił mi się wielki Harold mówiący właśnie to zdanie, wcześniej jeszcze tańcząc jednorożce... Ale Harold najbardziej utkwił mi w pamięci. Zaraz po zajęciach ubrałem się ciepło, wziąłem torbę z przysmakami dla puszystego przyjaciela i poszedłem na łąkę. -Wielmorzny przyjacielu, dziś jest ten pamiętny dzień kiedy spróbuję cię wytresować- powiedziałem niezwykle dostojny tonem, włorzyłem do kieszeni kilka smakołyków i zwróciłem się do zwierzaka. -Siad- powiedziałem spokojnym tonem, jednak Harold wpatrywał się tylko we mnie swoimi wielkimi oczyma. -no siad!- spróbowałem głośniej jednak i to nie pomogło.
Choć Flynn Ellery od wieków nie odczuwał już zmian temperatur, uznał, że uczniowie docenią możliwość skorzystania z pierwszych oznak wiosny, zamiast duszenia się w ciasnej klasie. Poza tym sposób wróżenia, który chciał im zaprezentować, wymagał trochę zaangażowania i wyjścia na zewnątrz. Chociaż wpadł na pomysł pokazania im tej znanej już od antyku sztuki, musiał niestety poczekać do marca, aż ptaki zaczną wracać z ciepłych krajów, by mieli większe szanse wykazania się, niż dostrzeganie samych sów. Może ornitomancja w szkole, gdzie ten symbol mądrości był wszechobecny jako poczta, nie była najlepszym pomysłem, ale nie chciał ich ciągnąć w nieznane miejsca. Zresztą hałasując, pewnie wypłoszą też stworzenia z lasu, dając sobie większe pole do popisu. Duchy zazwyczaj nie opuszczały zamku, może nie licząc Jęczącej Marty, która nurkowała w jeziorze, jakby rury były swoistymi zjeżdżalniami. Flynn musiał więc być dość dziwnym widokiem na szkolnych błoniach. Jego wątła postać sunęła nad trawnikiem, który pokrywało obrzydliwe błoto. Na szczęście przestało na chwilę padać i miał nadzieję, że ta pogoda utrzyma się przez lekcję. Potem mogły być nawet burze z piorunami, byleby tylko uczniowie nie mokli, a ptaki nie skryły się wśród drzew lub w szkolnej sowiarni. Oczekiwał uczniów, nie przejmując się zdziwionymi spojrzeniami osób, które nie chodziły na wróżbiarstwo, ale akurat wyszły na błonia, również korzystając z pogody. Przywykł do tego, że ludzie gapili się na niego, ale w tym momencie nie mógł skryć się w jakiejś ścianie. Nie dość, że sam wystawił się na widok, to jeszcze musiał pilnować swoich podopiecznych, którzy powoli zbierali się przed zamkiem.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Wróżbiarstwo nie było moim ulubionym przedmiotem. Prawdę mówiąc, szczerze nie znosiłem kitu, który jego nauczyciele nam wciskali. Nie wierzyłem w przepowiadanie przyszłości i żadna lekcja nie miała prawa tego zmienić. Magia magią, ale jak fusy na dnie herbaty mogłyby pomóc mi w przewidzeniu wypadku, jaki spotkał mnie ledwie rok temu? Zbyt twardo stąpałem po ziemi, aby się na to nabierać, a jednak tutaj byłem. Ponownie kierowany niezdrową ciekawością czy po prostu nie mający aktualnie lepszego zajęcia, przypałętałem się na łąkę pod zakazanym lasem. Trudno było w dziennym świetle zobaczyć półprzeźroczystego ducha, więc prawie wlazłem w samego profesora. Wybąkałem jakieś przeprosiny i powitanie, odsuwając się na bezpieczną odległość, nieco zakłopotany tą gafą. Cóż, duchy nieczęsto wychodziły z zamku. Spodziewałbym się raczej, że wyrośnie mi spod ziemi na szczycie wieży astronomicznej czy coś, aniżeli że już będzie na nas czekał w letnim, prawie już wiosennym słońcu, jakie wreszcie wyjrzało na chwilę zza chmur. Skupiłem spojrzenie na ubłoconych butach, a potem rozejrzałem się wokół. Robiłem wszystko co mogłem, aby tylko nie musieć gapić się na Ellery’ego.
Wiem, może się to wydawać niepodobne do tej małej, żwawej Krukonki, ale ona lubiła sobie zachowywać takie asy w rękawie, aby kiedyś móc go wykorzystać w najmniej oczekiwanym momenecie... Holenderka po prostu skrycie uwielbiała wróżbiarstwo. Już od najmłodszych lat podkradała rodzicom ich stare podręczniki i z ogromnym zafascynowaniem oglądała wszystkie ryciny, przedstawiające wróżbiarskie przedmioty, lub te instruktażowe, ukazujące różne sposoby wróżenia. Sanne zawsze potrafiła zarazić swoją bliźniaczą połówką, Femme, nowo odkrytym zainteresowaniem. Nic dziwnego, były nierozłączne, a jedna silnie oddziaływała na drugą na wszystkich płaszczyznach ich życia. Poprzez niewinną zabawę we wróżenie dziewczynki przez kilka kolejnych lat delikatnie podgrzewały tę fascynację. Poważnie zaczęło się gotować, kiedy bliźniaczki posiadły i podszkoliły umiejętność czytania, bowiem magiczna książka z ciekawymi obrazkami nabrała zupełnie innego wydźwięku. Dlatego też w wieku niespełna dziesięciu lat potrafiły przesiadywać całymi dniami, zabarykadowane w pokoju, ćwicząc coraz to nowsze metody wróżbiarskie. Co prawda, wiele z nich wręcz musiało się zakończyć fiaskiem, z powodu braku odpowiedni przedmiotów lub narzędzi. Mimo wszystko liczyły na to, iż taka "sucha" praktyka pozwoli im wykazać się podczas szkolnych zajęć. W Trausnitz Wróżbiarstwo było uznawane za błahy przedmiot. Dlatego też program tych zajęć był na tyle uproszczony, że jeden nauczyciel był w stanie wykładać swój pełen przedmiot, na przykład Numerologię, a to traktował jako niezobowiązujące zajęcia dodatkowe. Wyobraźcie sobie zafascynowanie brunetki na pierwszych zajęciach z tego przedmiotu w Hogwarcie - nie do opisania! Z tychże względów oczywiście nie mogło zabraknąć Krukonki na zajęciach Ellery'ego. Narzuciwszy na ramiona zimowy płaszcz, a na nogi kalosze, żwawym krokiem powędrowała na wyznaczone miejsce zajęć. Już z daleka spostrzegła Fairwyn'a, a za nim mglisty kształt, unoszący się nad błotnym bajorem. W momencie, gdy znalazła się w odległości około metra od obu postaci, kiwnęła głową profesorowi na powitanie, posyłając delikatny uśmiech. Następnie skierowała swoje spojrzenie na markotną twarz kolegi. W sumie to nie mogła przywołać w pamięci innego wyrazu jego twarzy, niż właśnie ten. - Riley! Czyżbyś ostatnio trenował nad nowym posępnym spojrzeniem? Tak mnie jeszcze nie witałeś - zagadnęła Krukona, po czym wystawiła koniuszek języka, aby pokazać mu, że żartuje. Ustawiła się bokiem do niego, ale tak że jej lewe ramię było na wysokości jego prawego. W takim ułożeniu miała dobry widok i na chłopaka i na profesora i na ludzi znajdujących się na Błoniach. - Rozmawiałeś może ostatnio z Calumem o drużynie? Wiadomo już coś o planach na nowy sezon? - zapytała, korzystając z okazji, iż byli na razie jedynymi osobami, które pojawiły się na łące przed czasem. W dziewięćdziesięciu procentach była przekonana, iż Fairwyn tak czy siak zasugeruje jej zwrócenie tych pytań bezpośrednio do kapitana drużyny Krukonów, jednakże musiała spróbować uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania od nieco życzliwszej osoby.
Dla Luke'a absolutnie nie było większej bzdury niż wróżbiarstwo. Nie wierzył w ani jedno słowo nauczyciela, miał wrażenie że to wszystko tylko wymysł żeby zmarnować ich cenny czas. Gdyby przyszłość można było sobie tak po prostu przewidzieć, życie na tym świecie wyglądałoby zupełnie inaczej. Luke naprawdę kochał czytać, uczyć się, doceniał tak naprawę każdy przedmiot i chodził na niego z nienormalną wręcz przyjemnością, ale kiedy dzisiaj zmierzał w kierunku miejsca tych zajęć, jego zapał był gdzieś nisko poniżej zera. Narzucił torbę i poszedł tam, ale nie wierzył, żeby jakkolwiek go to wzbogaciło. Dlaczego więc w ogóle udał się na te lekcję? Co go konkretnie do tego skłoniło? Cóż, jego zapał wynosił poniżej zera, ale tylko jeżeli mówimy o jego zapale do nauki tego przedmiotu, a nie do lekcji samej w sobie. W końcu to było coś znacznie więcej, niż głupoty, które zamierzał wciskać im nauczyciel. To była świetna okazja, do spotkania kilku osób, które zdecydowanie miał ochotę spotkać. Co prawda nie miał pojęcia kto konkretnie się zjawi, ale każda istota płci pięknej, to było o dziesięć procent poprawione jego samopoczucie. W dodatku, miał pewność, że zjawi się choćby @Sanne van Rijn. Luke naprawdę potrafił słuchać i wychwytywać te informacje, które później mógł wykorzystać na swoją korzyść. Jak rozmawiał z kobietami, nigdy nie udawał i nie odchodził myślami, on z tych rozmów naprawdę czerpał niesamowitą przyjemność, a w dodatku źródło informacji. Jak dziś pamięta, jak podczas jednej z rozmów z Sanną temat zszedł na wróżbiarstwo, a jej aż oczy zaświeciły się z fascynacji. Wiedział, że naprawdę ją to interesuje, dlatego miał praktycznie sto procent pewności, że ją tutaj zastanie. Oczywiście, nie pomylił się. Kiedy tylko dotarł na miejsce i dostrzegł dziewczynę, uśmiechnął się. Ona bardzo dobrze wiedziała, że on za wróżbiarstwem, delikatnie mówiąc, nie przepada. Widział, że z kimś rozmawia, ale mimo wszystko nawet się nie zawahał i podszedł do niej. - Hej mała. Dlaczego wiedziałem, że cię tu znajdę? - spytał rozbawiony, patrząc na nią. Ich relacja póki co była teoretycznie przyjacielska, ale on zdecydowanie dążył do tego, żeby całość poszła w odrobinę innym kierunku. Może nie tak całkiem, ale zdecydowanie myślał, że należałoby ją podrasować.