Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Julius wyjątkowo przyszedł niespóźniony na zajęcia z zaklęć, które prowadził opiekun ich domu. Przyszedł sam na polanę, gdzie zebrało się już sporo osób, chociaż chyba jeszcze nie wszyscy Krukoni dotarli. Ustawił się blisko nauczyciela, by usłyszeć wszystko co będzie miał do powiedzenia na temat dzisiejszej lekcji. Miał nadzieję, że będzie to coś, co pomoże mu nauczyć się czegoś, bo do tej pory nie radził sobie z machaniem różdżką. Jakaś ciekawa współpraca z kolegami lub koleżankami, którzy umieją coś umieją byłaby mile widziana przez Niemca.
//W parze z Darkiem
Ostatnio zmieniony przez Julius Rauch dnia Pon 11 Maj 2020 - 21:47, w całości zmieniany 1 raz
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Nie mogło mnie zabraknąć i na lekcji opiekuna mojego domu, który wykazywał się nieprzeciętnym zaangażowaniem w pełnienie swojej funkcji. Uważałem to za całkiem urocze i nawet specjalnie dla profesora Voralberga zacząłem zwracać większą uwagę na punkty domów - i opłaciło się, gdyż w zaledwie miesiąc z ostatniego miejsca w tabeli, wspięliśmy się na drugie, mają chrapkę na to pierwsze. Różnica była jednak znacząca, tak więc nie byłem optymistycznie nastawiony do Pucharu Domów w tym roku, ale któż mógł wiedzieć co się wydarzy w ostatnie miesiące roku szkolnego. Dlatego też zamierzałem zwyczajnie chodzić na lekcje, zdobywać punkty dla Voralberga i na boku rozwijać swoją pasję, ostatnio zabarwioną również mugolskim wpływem kina i ich podejścia do sztuki filmowej i teatralnej. Na lekcje wybrałem się w swoim zmodyfikowanym mundurku, pełnym w naszywki z zespołami, wyróżniając się tym, pominąwszy już owiniętego wokół szyi węża, który i tego dnia był obecny. Postanowiłem nie zostawiać go w dormitorium, gdyż sam też ględził mi, że chciałby wreszcie zobaczyć z bliska naszego opiekuna domu. Nie wiedziałem skąd w nim takie zainteresowanie, ale nie miałem nic przeciwko temu, dlatego dałem mu się ze mną zabrać. W drodze na błonia dyskutowaliśmy o wszystkim i niczym, nie zauważywszy jak szybko doszliśmy na miejsce zbiórki. Omiotłem spojrzeniem zebranych i skinąłem głową na przywitanie profesorowi, podchodząc do niego z pytaniem. - Przepraszam, profesorze. Czy mój wąż mógłby być na tej lekcji obecny? Bardzo chciał nie tyle uczestniczyć, co obserwować dzisiejsze zajęcia. - Zapytałem nauczyciela (@Alexander D. Voralberg), wskazując spojrzeniem na łeb Proximy, który z zaciekawieniem lustrował oblicze opiekuna Ravenclawu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Na polanie Darren nie pojawił się pierwszy i - miał nadzieję - nie ostatni. Na pewno nie spóźniony. Na te zajęcia czekał zwykle najbardziej, tym razem jednak było inaczej - i nie chodziło tylko o to, że odbywały się w okolicy, gdzie w wyjątkowo łatwy sposób można było złapać w różdżce korniki, które, jeśli nie odgoniło się ich w porę, mogły ją zepsuć na amen. Przywitał się zwyczajową formułką z opiekunem Ravenclawu i stanął gdzieś z boku, w bliskiej odległości @Julius Rauch, po czym zaczął obserwować tych którzy już przybyli oraz ewentualnie osoby, które dopiero kierowały swoje kroki na łączkę położoną na błoniach Hogwartu.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Oczekiwał reakcji, śledził obrót tej posągowej twarzy w swoim kierunku, łąskawy pan obdarowujący go opiłkiem swojej uwagi. Mógł jak wierny pies jedynie z łaską korzyć się przed tym objawieniem jego niepodzielnej sympatii, kącik ust drgnął mu jednak, niebezpiecznie zdradzając, że trudno będzie tę twarz umiłowanego zachwytu plebejusza utrzymać pod jasną grzywką. - Sril. - powtórzył, kiwając głową uniżenie, przepraszając za tę karygodną pomyłkę- Jeszcze przed chwilą sądziłem, że tak. - odwrócił od niego spojrzenie, śledząc wzrokiem @Katherine Russeau mijającą ich energicznym krokiem. Na ułamek chwili ich spojrzenia skrzyżowały się, a Morris zmrużył powieki zastanawiając, co też mogło dziać się pod tą ciemnowłosą, dziewczęcą czupryną. - Obawiam się - powrócił wzrokiem do Virgila- że jakbym znów ominął zaklęcia, Oralberg by mnie wypatroszył. - powiedział konspiracyjnym szeptem, nachylając się w stronę ślizgona, bo kto wie, może opiekun domu miał poza sokolim wzrokiem także słuch nietoperza?- Tak bardzo jak ochoczo dałbym się zajebać, to może nie jemu... - westchnął dramatycznie, unosząc wzrok do nieba.
Koniec roku zbliża się wielkimi krokami a nauczyciele, mam wrażenie, jakby oszaleli, bo zadają mnóstwo prac domowych, dużo organizowanych jest też dodatkowych zajęć czy takich w nieco innej formie - co oczywiście jest bardzo pozytywne, ale czasem już nie mam na to wszystko siły. Szczególnie, że niedawno uświadomiłam sobie jak blisko są OWuTeMy, które mimo mojego lekceważącego podejścia do wielu przedmiotów, chcę jednak zdać całkiem dobrze, w końcu wyniki z tego egzaminu mają mi pomóc w przyszłości. Co prawda nie wiem jeszcze co chcę robić, na pewno najpierw pójść na studia, ale dobrze byłoby mieć dobre oceny. Magiczna gra miejska brzmi bardzo ciekawie, więc nie mogę się jej doczekać i nawet staram się nie spóźnić. Mam nadzieję, że będzie tam chociaż trochę myślenia a nie same rzucanie zaklęć - chociaż mimo wszystko zapowiada się ciekawiej niż siedzenie w klasie i ćwiczenie czarów na myszach czy innych kałamarzach. Ubieram jakieś byle co - czyli szare dresiki a na to rozpiętą na zieloną koszulkę szatę (mam nadzieję, że dzięki temu mniej będą zwracać uwagę, no bo w końcu jakiś tam mundurek mam) i idę na błonia. Po drodze spotykam @Gunnar Ragnarsson, nie mam pojęcia czy też udaje się na zaklęcia czy wcale nie miał tego w planach ale nie uznaję sprzeciwu, opowiadając jak to na pewno będzie super i że byłoby bardzo miło gdyby ze mną poszedł, bo właściwie to podobno trzeba przyjść z kimś z kim będzie się robiło grę miejską a ja taka biedna i nikogo nie znalazłam... (Zupełnie nie miałam głowy, żeby wcześniej o tym pomyśleć).
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Cokolwiek w plenerze planował dla nich Voralberg, była dość mocno podekscytowana. Niezależnie od tego, jak radziła sobie z zaklęciami i ile porażek miałaby ponieść ze względu na swoje różdżkowe kłótnie, postanowiła się świetnie bawić i nie pozwolić, by różdżka zepsuła jej związane z tym plany. - Dzień dobry. - przywitała się z profesorem, trafiając na polanę, a potem na moment zamarła, widząc pieprzonego węża, który najwyraźniej na ramieniu krukońskiego pałkarza miał zamiar dołączyć do zajęć. Davies trochę się spięła, po czym odwróciła wzrok, zostawiając decyzję opiekunowi Niebieskich. Nie była fanką zwierząt na zajęciach. W ogóle nie była fanką odwracania uwagi od lekcji przez różne zewnętrzne czynniki, choć w pewnym sensie po prostu stanowiły one dodatkowe wyzwanie. Gorzej, jakby ktoś na to wyzwanie nadepnął...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie czuł być może wielkiej potrzeby, by doszkalać się w dziedzinie zaklęć, miał jednak w pamięci, że czasem wypadało pokazać się na zajęciach opiekuna domu, tym bardziej, kiedy miało się do niego delikatną sprawę. Pierwsze wrażenie zaprzepaścił dawno temu - wspomnienia pokryły się już mgłą przedawnienia, toteż trudno było powiedzieć, co w tamtym momencie, aż tak go sprowokowało do nieodpowiedniego zachowania. Naprostowanie tego w tym momencie leżało w jego interesie bardziej niż chłodny dystans ze względu na Éléonore oraz to, o co zamierzał prosić i wszelkie dalsze plany, włączając w to asystenturę w Hogwarcie. Liczył, że ciepła, wiosenna pogoda rozgrzeje trochę i jego serce, czyniąc je mniej ostrym i zawziętym. Jeśli jednak nawet to nie miało pomóc, Ezra zawczasu się ubezpieczył - wszyscy wiedzieli, że pod puchonim okiem niejeden wilk przeistaczał się w potulnego szczeniaka, czym więc było wobec tego upilnowanie Ezry? Na Skylera postanowił zaczekać przed zamkiem, ryzykując możliwością trwonienia czasu, w razie gdyby już się rozminęli. Aby więc uznać go za spożytkowany, a nie stracony, Clarke przeczesał palcami włosy, przegarniając kosmyki, by wróciły do idealnego ułożenia, a potem ponownie podwinął rękawy swojej szytej na zamówienie białej koszuli, symbolizującej nieskazitelną czystość jego intencji. Nie zapomniał nawet o krukońskim krawacie, wszak wiedział, jak powinno się pojawiać u boku prefektów. - Nie tchórzysz, dziesięć punktów dla Hufflepuffu - odezwał się znienacka, gdy tylko czubek skajowego czoła z kręconymi kosmykami wychylił się zza wielkich wejściowych drzwi. Ezra poprawił na nosie przeciwsłoneczne okulary, posyłając swojemu towarzyszowi zniewalający uśmiech numer trzy. - Zresztą, nie miałbyś powodu. Zbierzesz trochę mojej chwały, pobędziesz maskotką, poprawiającą wizerunek... krótko mówiąc, spodoba ci się. - I już stawiał energiczne kroki w kierunku pobliskiej łąki, z torbą obijającą się miarowo o jego bok. - O, no i dziękuję za ciastka. To na swój sposób pociągające, kiedy mnie za ich pomocą obrażasz - zaśmiał się, z ukosa spoglądając na Skylera, żeby sprawdzić jaki humor jemu towarzyszył. Nie spieszył się przesadnie; już z oddali widać było spory tłumek gromadzący się na łące, jednak zwrócone w różne strony twarze uczniów przeczyły temu, by zajęcia się zaczęły. Oczekiwali. Bo co by Ezra nie sądził o Voralbergu, plotki głosiły, że był dosyć popularnym nauczycielem.
Zaklęcia. To było coś, na co Elijah chodził uradowany! Dlaczego? Bo nie miał ani trochę talentu w tej dziedzinie! Przynajmniej takie było jego przekonanie co do tego. Jak wyglądała rzeczywistość to już całkowicie inna kwestia. Na miejsce dotarł przygotowany i zmotywowany. Możliwość rozwoju w kierunku, z którego był słaby sprawiała, że trochę się ekscytował przed każdymi zajęciami z zaklęć. Na miejscu rozejrzał się dookoła i dostrzegł kilka znajomych twarzy, w tym jedną, której poświęcił trochę dłuższą uwagę. Ezra T. Clarke. Jeżeli ten pan tutaj jest, to trzeba przyznać, że może być nieziemsko ciekawie na zajęciach. Jednak nie miał zamiaru rozpoczynać jakiekolwiek rozmowy, przynajmniej na razie. Nie bacząc na wzrok innych studentów usiadł sobie na trawie rozciągając się jak leniwy kocur i wystawił twarz w stronę nieba. Piękna pogoda, aż chciało się położyć na trawie zamknąć oczy i zdrzemnąć… ale może nie w tym momencie.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Kompletnie nie zrażona poprzednimi niepowodzeniami, które towarzyszyły jej dotarciu na zajęcia z zaklęć, postanowiła ponownie zaryzykować pojawienie się na tym przedmiocie. Było to o tyle ryzykowne, że mało co a Lara ponownie by się spóźniła na zajęcia. Na szczęście ogarnęła wcześniej, że jej zegarek nie chodzi tak prawidłowo, jakby sobie tego życzyła. Dlatego znając jego zdolności (a raczej ich brak), udała się na błonia odpowiednio wcześniej. Pogoda była piękna i zachęcała do wychodzenia i rozkoszowania się pierwszymi wspaniałymi promieniami słońca. Gryfonka nawet odważyła się zdjąć kurtkę i pozostawić ją w odmętach dormitorium. Teraz mając na sobie tylko czarne spodnie, biały podkoszulek i trampki, nie była idealnie ubrana, ale miała dziwne wrażenie, że się rozgrzeje. Cokolwiek wymyślił dla nich profesor, jeśli mieli pracować na dworze, wymagało to miejsca. Czyli było bardziej zaawansowane, niż pamiętne przepychanie kul. Dotarłszy na miejsce, przywitała się z kilkoma znanymi osobami i wytknęła język w stronę @Virgil H. Turner, tym samym obrazując mu "głębię" miłości, którą pałała w stosunku do jego skromnej osoby. Swoją drogą, nie mogła doczekać się nowych, pojebanych pomysłów w jego wydaniu, a pewnie takie już kiełkowały w głowie ślizgona. Nie nawiązywała głębszych rozmów z nikim, bo po pierwsze, do lekcji pozostało już tylko kilka minut, a po drugie wolała napawać się w ciszy tym pięknym dniem, zatopiona w swoich własnych myślach i rozważaniach.
Kuferek: 4pkt Lara nie ma partnera, więc jak ktoś chętny, to można dawać znać
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Zaklęcia zawsze brzmiały dobrze i William nie potrzebował żadnej dodatkowej zachęty, żeby się na nie wybrać – lubił ten przedmiot, radził sobie na nim całkiem nieźle, tyle wystarczało na dobrą sprawę, żeby go nie traktował po macoszemu jak wiele innych zajęć. Za wyjątkiem quidditcha, rzecz jasna, bo to akurat była świętość. Oczywiście tym chętniej się na nie wybrał, gdy okazało się, że tym razem będą odbywać w plenerze – to zawsze wiązało się z czymś nietuzinkowym, tym bardziej w przypadku lekcji, które zwyczajowo odbywały się wewnątrz czterech ścian klas. Profesor ponownie postawił na pracę zespołową, więc rudzielec bez zawahania się zgodził, gdy tylko @Lucas Sinclair zagaił go o partnerowanie mu na tych zajęciach. Nie tylko oszczędził sobie szukania, ale miał w dodatku pewność, że z nim na pewno nie będzie się nudził, jeśli – nie daj Merlinie! – lekcja jakimś cudem miałaby się okazać rozczarowaniem, w co jednak szczerze wątpił. Szczególnie, że poprzednią wspominał z przyjemnością, no może za wyjątkiem tego co się wydarzyło przed nią. Tak się złożyło, że wyszedł z dormitorium w tym samym momencie co kumpel, więc w stronę polany zdecydowali się udać razem. — Bez dwóch zdań, ostatnio przeciągaliśmy między sobą ciężarek zaklęciami i zabawa była przednia, ale mam wrażenie, że to co dziś Voralberg zaplanował przebije tamto o głowę — zgodził się z Lucasem, przytakując głową. — Oj tam, zahartowałbyś się przynajmniej przed spotkaniami z kolejnymi! — Błysnął zębami w łobuzerskim uśmiechu i zaśmiał się, tyrpnąwszy przy tym przyjaciela zaczepnie w ramię. Na miejscu zebrała się już dość pokaźna grupa uczniów. Fitzgerald przywitał się krótkim salutem z innymi znajomymi, rzucił też uprzejmym ‘dzień dobry’ w stronę profesora, który także już był obecny (więc tym razem obejdzie się bez… incydentów, chyba, że komuś życie byłoby naprawdę niemiłe), by następnie przystanąć obok Lucasa. — Co tak na boku, Sinclair? Chowasz się przed kimś, czy co? — rzucił tak trochę od czapy z nieco głupawym uśmieszkiem na ustach, bo była jeszcze w sumie chwila do rozpoczęcia, a nie był fanem stania w milczeniu i kontemplowania nie wiadomo czego. Nie wiedział jednak, że ze swoją żartobliwą uwagą trafił w samo sedno i drugi Ślizgon w istocie chciał pewnej konkretnej osobie nie rzucać się w oczy.
Zaklęcia były tym przedmiotem, z którego lekcji nie mogła odpuścić, nieważne, co by się akurat działo. Nigdy nie czuła, że jest już wystarczająco dobra w tej dziedzinie i dlatego też nie miała zamiaru odpuszczać czy to teraz, czy za jakiś czas. To byłoby głupie. Uważała, że nigdy nie jest się w czymś wystarczająco dobrym i zawsze należy dążyć dalej, a nie spoczywać na laurach, co już w ogóle było nie do pomyślenia. Akurat znajomość i umiejętność posługiwania się zaklęciami była przydatna nawet przy najzwyklejszych codziennych czynnościach i zdecydowanie ułatwiała życie. Szybkim krokiem szła przez błonia, mając już niewiele czasu do rozpoczęcia lekcji i chcąc uniknąć spóźnienia. Ostatnio miała przykrą tendencję do wyrabiania się na czas lub nawet lekkich poślizgów i jej wcześniejsze przychodzenie przed umówioną godziną poszło w niepamięć. Słodkie lenistwo brało górę, co skutkowało szansą na skręcenie kostki podczas szaleńczego biegu po schodach, które też nie zawsze wyciągały pomocną dłoń, a jak na złość zdawały się zmieniać położenia jeszcze częściej. Przywitała się z profesorem i zajęła się rozplątywaniem zaplecionego w biegu warkocza, który okazał się na tyle nieudany, że jedynie zaplątała włosy wokół gumki. Z grymasem na twarzy usiłowała ratować blond kosmyki od konieczności skrócenia ich.
kuferek: 31
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Ofelia była wyjątkowo zainteresowana dzisiejszą lekcją zaklęć. Słyszała, że będzie można zdobyć jakieś cenne przedmioty? Miała tylko nadzieję, że to nie są zwykłe plotki, niecodzienne zajęcia z czarowania zawsze będą miłą odmianą, od nużącej atmosfery w sali lekcyjnej. Dziewczyna, prawie spóźniona, znalazła się już na łące nieopodal lasu. Gdy zauważyła profesora, od razu się z nim przywitała. Chwilę później, w małym tłumie, wyczaiła @Nancy A. Williams i @Violetta Strauss: - Hej! - Rzuciła z bananem na twarzy, podchodząc w ich stronę. Nie chciała komentować blizn na twarzy przyjaciółki, więc zignorowała temat, żeby jej nie stresować. - Mam nadzieję, że tym razem nie zapomniałaś różdżki? - Zwróciła się w stronę puchonki, podśmiechując się cicho.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar w istocie nie wybierał się na wykład z zaklęć. Miał ku temu kilka powodów. Nie był to jego ulubiony przedmiot. W Hogwarcie koedukacyjne zajęcia uczniów ze studentami wprawiały go w dziwne poczucie, że wiele z tego materiału nie wynosił. Ponadto właśnie kierował swojego kroki na boisko, w celu prywatnego treningu, zaalarmowany tym, że lot na miotle w Anglii sprawia mu dziwną trudność, pomimo dobrej kondycji fizycznej i przewodzenia drużynie w Islandii. Problem siedział w jego głowie. Najpewniej. Do czego nie chciał się przyznać. To była jedyna przyczyna, dla której Sophie łatwiej było go przekonać do zmiany kierunku. Odwrócił się i podążył za nią, uznając, że… to z drużynami w Hogwarcie jest coś nie tak, nie z nim. Z tym boiskiem. Z brakiem wiatrów, ze zbyt ciepłą pogodą. Wszystkim. Więc co się potencjalnie mogło stać gdyby zrezygnował z lotu na miotle? Przecież był tylko rezerwowym. Tylko po to, żeby od kaprysu móc się pojawić na treningu. W ciągu roku zagrał w jednym meczu. Więc mógł też pójść na drugą lekcję Zaklęć. W końcu nie mogła być gorsza niż tamten mecz. — Tylko dlatego, że jesteś upierdliwa, Sinclair — skwitował jakby robił jej łaskę, że idzie, chociaż przecież oczywistym było, że gdyby robił coś wbrew sobie, nie udałoby się jej go przekonać. Stanął obok niej na polance, niepewien co przygotował dla nich profesor, opiekun Ravenclawu. Splótł ręce na piersi, teraz taksując wzrokiem wszystkich obecnych. Tylko on i Sophie jako element mundurka uznawali stroje sportowe do Quidditcha… Przechylając głowę na bok, poprawił splątane na szyi rzemyki nordyckich wisiorów i amuletów. Podciągnął rękawy ślizgońskiego dresu i zmarszczyl brwi. — Powinienem Ci odjąć punkty za strój. Ja szedłem na trening, a ty jaką masz wymówkę?
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Dostając list od Ezry wiedział, że mu odmówi. W końcu zaklęcia zdecydowanie były czymś, co omijał szerokim łukiem, ale szkolnej Divie nie odmawia się tak po prostu, byle słowem w krótkim liście. Musiał to zrobić w skylerowy sposób i w równie skylerowy przegrać tę rozgrywkę. Bo nawet jeśli piekąc ciastka był pewien, że mu odmówi, to już tworząc cukrowe napisy z każdym kolejnym jego pewność malała w ten sposób, że pisząc list kompletnie zmienił zdanie i pod wpływem chwili zwyczajnie się zgodził. Jak zawsze. Taka już jego rola w tej relacji. Powiedzieć, że się bał, to trochę za dużo, ale zdecydowanie czuł niepokój i spodziewał się już, że lekcja zaklęć przyniesie mu całe pasmo nieprzyjemności i upokorzenia, choć w swojej naiwności liczył, że tego drugiego oszczędzi mu swoimi słowami dziś chociaż Ezra, skoro doskonale zdawał sobie sprawę z tych schuesterowych ułomności. Gdyby tylko wszystkie zaklęcia były tak banalne jak te potrzebne w kuchni czy nad kociołkiem, to z pewnością powitałby Krukona pewniejszym uśmiechem, zamiast tego lekko drżącego od tuszowanych wątpliwości. Zacisnął mocniej wargi, by powstrzymać się od komentarza, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca, bo wciąż może jeszcze zwiać, w zamian jednak unosząc nie tylko kąciki ust ale i brwi, by poruszyć nimi w zaczepnym geście na aktorsko-perfekcyjny uśmiech Ezry. W idiotycznym odruchu powstrzymał się też od powiedzenia prawdy, że Krukon postawił na złego konia, jeśli jego celem, zgodnie z jego podejrzeniami, okaże się nauczyciel Zaklęć. O ile faktycznie nauczyciele w większości za nim przepadali, to przecież akurat na Zaklęcia nie chodził od bardzo dawna, a więc i nie miał też większej szansy, by Voralberga jakoś do siebie przekonać. Ale jak miałby powiedzieć głośno, że jest bezużyteczny, akurat w chwili, gdy Ezra uwierzył w jakiekolwiek jego walory? - Jestem pewien, że to nie ciastka Cię pociągają, ale tłumacz to sobie jak chcesz - odezwał się w końcu, zaraz odchrząkując, by pozbyć się naturalnej dla siebie chrypki, jakby i to mogło zostać ocenione przez jego byłą miłość, odruchowo wygładzając materiał białej koszuli, pozwalając dłoni zbadać twardość brzucha. Fakt, że zielone oczy przysłonięte były ciemnymi szkiełkami ułatwiał nieco wyprostowanie się w pewniejszej postawie i choć powinien Krukonowi poradzić, by je zdjął, jeśli chce zrobić na kimś lepsze wrażenie, to zdusił to w sobie, nie chcąc jeszcze poddawać się jego wrodzonej hipnozie. - Co za ślepca chcesz czarować, że Twoja własna charyzma nie wystarczy i potrzebujesz masko- Łoo, ile ludzi, i ile Puchonów - mruczał nisko, z ciepłem i jednostajnością, próbując przegnać resztki zmęczenia i lęku, nagle urywając myśl z większym entuzjazmem na widok znajomych żółtych krawatów. Zaraz jednak odruchowo wstrzymał się w połowie kroku, przytrzymując Ezrę za przedramię, gdy nogi odmówiły mu posłuszeństwa, chcąc wycofać się z powrotem do zamku na widok @Finan Gard. - Przepraszam - zreflektował się zaraz, puszczając Krukona, z opóźnieniem wędrując do niego wzrokiem, by uśmiechnąć się z mieszanką skruchy i dyskomfortu, zdecydowanie zbyt wyraźnie widząc swoją żałosną minę w ciemnym odbiciu okularów. - Jak już tu dla Ciebie jestem, to weź za mnie odpowiedzialność i dopilnuj, żebyśmy byli razem w parze - mruknął z zaskakującą pewnością, kierowany silnym dramaqueenowym przeświadczeniem, że jeśli trafiłby dziś do grupy z Finnem, to padłby se stresu na zawał. Merlinie, nie dziś, nie na Zaklęciach. Nie teraz, gdy Mefisto nie ma obok. Może jednak zagwizdać?
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Pierwszy raz mógł spotkać się z profesorem na zajęciach od dłuższego czasu. Warto było zrobić dobre wrażenie i pokazać się na jego zajęciach. W końcu dla niego bycie Krukonem to nie tylko bycie uczniem. To bycie jego dzieckiem, którym nie jest się jego krwi, ale nadal można złapać reprymendę, a potem uśmiech zachwytu z powodu zwycięstwa. Ale to drugie raczej rzadziej. Dlatego też Rasmus nie chciał stać się wrzodem na jego tyłku. Zresztą nie chciał mieć w nim wroga. Przybył na wspomniane miejsce, widział też stojącego przed nimi profesora, a sam wepchał się trochę na przód, aby widzieć go lepiej. Strasznie wysoki był. Czy na pewno nie miał w sobie krwi olbrzyma? Albo półolbrzyma? Kto wie, może powinien zapytać go o to po zajęciach. Póki co skupić się jednak na nauce. Dlatego przywitał się z nim: — Tere, panie profesorze. Jak się pan dzisiaj czuje? — Czyżby troszczył się o jego zdrowie? Może.
Była spóźniona, znowu i znowu biegła przez korytarze hogwarckiego zamku, tylko tym razem na inną lekcję. Zaklęcia były jej must have, bowiem może nie wiązała z nimi super przyszłości, to uważała, że są zwyczajną koniecznością. Skupiając się bardziej na zaklęciach uzdrawiających, zamiennie z eliksirami i czasem zielarstwem, które tak lubił jej brat, z zaklęć użytkowych była raczej przeciętna, co musiała szybko zmienić. Biegła więc na złamanie karku, modląc się w duchu do Merlina, żeby Wielkie Schody nie zrobiły jej fatalnego psikusa i by normalnie mogła się wydostać z zamku. Jej modlitwy zostały wysłuchane, kiedy ciężko oddychając wypadła z Hogwartu, by przytrzymując swoją torbę, biec jak nigdy przedtem na łąkę nieopodal lasu. Właściwie nawet nie potrafiła stwierdzić dlaczego się spóźniała, chyba po prostu zasiedziała się ad notatkami do owutemów, które były tuż tuż, a ona czuła się jakby jej głowa była kompletnie pusta. Wybiegając przez drzwi, z impetem wpadła na @Elijah J. Swansea. – Cholera, przepraszam, jestem spóźniona na zaklęcia! – rzuciła jedynie, nie zatrzymując się i biegnąc dalej, próbując uspokoić swoje rozszalałe serce, które obijało się o jej żebra. Jak tak dalej pójdzie, to będzie miała kondycję godną maratończyka. Miała nadzieję, że dotrze na zajęcia przynajmniej w kwadrans po ich rozpoczęciu.
Kuferek: 3pkt
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Może to już czas najwyższy udać się do zegarmistrza? Z jego zegarkiem zdecydowanie było coś nie tak, skoro klasykiem stał się fakt, iż punktualny zwykle Swansea spóźniał się na większość zajęć lub przychodził na nie na styk. A może to nie kwestia sprzętu, a rozkojarzenia? Tudzież... bujania w obłokach? Wyszedł z pokoju wspólnego zdecydowanie za późno i teraz pędził jak na złamanie karku, dając pożywkę wszystkim tym, którzy zwykli nabijać się z biegających Krukonów. Cóż, był w końcu ich kapitanem – może rzeczywiście coś w tym było? Ledwo przekroczył próg zamku, a coś... ktoś na niego wpadł. Zachwiał się niebezpiecznie, zrobił kilka kroków do przodu, by odzyskać równowagę i obejrzał się za siebie ze zmarszczonymi brwiami i miną pełną ogólnie pojętego wyrzutu. Dziewczyna śmignęła obok niego, a on uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie teraz sprawę z kim ma do czynienia. Ruszył za nią na pełnej p...rędkości. — Jeszcze trochę i prędzej rozpoznam Cię w biegu, niż jak stoisz! — krzyknął za nią, pędząc tak, by nie dać jej za bardzo się wyprzedzić. Miał chyba lepszą kondycję... no i dłuższe nogi, całe szczęście. Nie był najszybszym biegaczem, ale za to wytrzymałym – a wolał, by na lekcję dotarli razem, bo wtedy Voralberg może trochę mniej się wkurzy.
Kuferek: 17pkt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przywitał się ze wszystkimi znajomymi. Gdy na polanie pojawiła się już cała ekipa, Voralberg rozpoczął zadanie. -Zapowiada się wesoła zabawa! - Odezwał się do Katherine, która miała być dzisiaj jego partnerką. Przyjrzał się pierwszej zagadce, jaką otrzymali i spojrzał na ślizgonkę. -Chyba mam pomysł, gdzie to prowadzi!. - Miał nadzieję, że się nie pomylił. Nie chciał krążyć bez ładu i składu po całych błoniach.
W końcu rozpoczęły się zajęcia. Voralberg przedstawił wszystkim plan gry miejskiej w wersji magicznej. To było dla niej coś zupełnie nowego ponieważ nigdy nie brała udziału w czymś takim. - Tak. Mam nadzieję, że nie zawalimy, a w razie czego tworzymy naprawdę świetny duet. Nikt nas nie zagnie - powiedziała po czym wyszczerzyła się do niego. Miała naprawdę świetny humor, a teraz jeszcze okazało się, że będą biegać sobie po zamku i szukać wstążek. Bardzo ciekawe i twórcze. Katherine spojrzała na pierwszą zagadkę, która Maxiu odebrał od profesora. Zaczęli się nagradzać po cichu pochyleni ku sobie byle tylko nikt ich nie podsłuchał. - wydaje mi się, że to może być dobry trop- powiedziała po czym ruszyła za chłopakiem. Też nie miała zamiaru by krążyć bez celu po całym zamku i jego okolicach. Teren był naprawdę ogromny.
Uśmiechnęła się lekko, kiedy profesor zaczął im tłumaczyć, jakie czeka ich zadanie i co dokładnie mają zrobić, a następnie zerknęła na Teddy'ego, z którym miała być teraz w parze. Wysłuchała wszystkiego, a następnie skupiła się na zagadce, właściwie od razu chyba wiedząc, a przynajmniej tak sądziła, dokąd powinni pójść. Spojrzała na Puchona błyszczącymi oczami, nie mogąc się ani trochę powstrzymać, bo to było co najmniej ekscytujące, a wydawało się, że ktoś taki jak ona, może chcieć tylko więcej i więcej. - Wiem dokąd iść. Tak sądzę, Teddy, ufasz mi? - spytała, nieco rozbawiona, a potem niemalże podskoczyła w miejscu, żeby już brać się do pracy, bo nie mogła ustać. Chciała działać, a jej głowa właściwie z miejsca ułożyła sobie odpowiedź. Widziała również, że inni ludzie zaczynają się zbierać, nie zamierzała zatem zostawać w tyle! Do boju! Niech połączą siły i niech się uda, a co!
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Koncentracja nigdy nie była jego mocną stroną, a rozproszony takim tłumem i znajomymi twarzami tym silniej musiał się skupiać, by słowa nauczyciela nie brzmiały jak niezrozumiały bełkot. Raz na jakiś czas spojrzeniem pomykał ukradkowo w stronę Finna, by tym silniej odwracać się do Ezry z nadzieją, że charyzma aktora odciągnie jego uwagę. Zdawało mu się, że mniej więcej zrozumiał zasady i nawet uspokoił się nieco na myśl, że najwidoczniej umiejętność zaklęć nie była wcale aż tak niezbędna do wykonania zadań, zaraz już nachylając się w stronę Krukona, by przez ramię przeczytać wraz z nim tekst kryjący się na rozdanej im kartce. - Eee, mam pewną myśl - bąknął, unosząc spojrzenie na zielone tęczówki i od razu przysuwając się bliżej, by Ezra mógł dyskretnie przekazać mu swoje rozwiązanie zagadki, o ile oczywiście w ogóle zamierza zdradzić to choćby szeptem do ucha, zamiast po prostu założyć, że Sky zwyczajnie i tak na ślepo pójdzie za nim. Bo przecież by poszedł.
Dzisiejsza lekcja zapowiadała się wyjątkowo dobrze, działanie w parze, plus sprawdzenie się na polu swoich magicznych i "zwyczajnych" umiejętnościach. Miał to szczęście, że do pary trafił mu się kolega z domu, @Darren Shaw. -No to będziemy się nieźle bawić- powiedział Krukonowi, klepiąc go po plecach. Miał nadzieję, że nie będą najgorsi ze wszystkich par, bo trochę by było mu wstyd, że "niebieska" grupa na lekcjach z wychowawcą się kompromituje.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Julius Rauch dnia Wto 12 Maj 2020 - 22:41, w całości zmieniany 1 raz
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
I się zaczęło. Zgodnie z przewidywaniami skoro podeszła do @Maximilian Brewer, tak została już z nim w parze. I nie przeszkadzało jej to choć nie miała nigdy okazji współpracować z chłopakiem i nie wiedziała, czy aby nie skończy się na tym, że wszystko będzie robić sama. -Nie jestem pewna, ale chyba wiem... - Powiedziała zerkając na niego i uśmiechając się, po czym jeszcze raz przeczytała zagadkę. Miała kilka pomysłów co do miejsca, ale jedno zdawało się pasować bardziej niż inne. Nie pozostało im nic jak po prostu spróbować. Najwyżej się pomylą, choć w dziewczynie obudziła się już wola walki i szczerze mówiąc nie chciała by skończyć poszukiwań jako ostatnia.
z/t
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Tego, który prowadzi te zajęcia - mruknął jedynie cicho, być może niepotrzebnie zdradzając się ze swoją niechęcią do Voralberga. Skoro jednak Skyler zapytał... Miał dodać nawet coś jeszcze, ale wtedy Puchon gwałtownie się cofnął, łapiąc go jednocześnie za przedramię. Zaskoczony, uniósł brew, podążając za spojrzeniem chłopaka. I on sam Finana Garda nie znał zbyt dobrze, ale wystarczyło mu jedno spojrzenie na skylerową minę, by nabrać o tym chłopaku negatywnej opinii. - Ani myślę cię zostawiać, kocie. Jak będzie trzeba, to nawet trwale zlepię cię ze sobą... chociaż Noxowi akurat mogłoby się to mało podobać - zaśmiał się krótko, uspokajająco przebiegając palcami po ramieniu towarzysza. Akurat wygrana miała dla Ezry najmniejsze znaczenie; być może wiedział, że jego czasy w pewien sposób już przeminęły i to dwa lata temu, należało więc w pewien sposób ustąpić młodszemu pokoleniu. Liczyła się zabawa, dlatego dobór partnera był w tym wszystkim tak istotny - Ezra ani myślał współpracować z osobą, za którą by nie przepadał. Zaraz zwrócił uwagę na nauczyciela, który zaczął tłumaczyć zasady. I zagadki zdecydowanie były czymś, co krukonowi odpowiadało. Przeczytał uważnie zagadkę, marszcząc brwi tylko na krótki moment. - Mam nadzieję, że myślimy o tym samym... - Bo odpowiedź sama się nasuwała! Ezra nachylił się więc do Skylera, by szeptem wskazać miejsce, do którego chciał się udać. I w tym wypadku się zgadzali!
ztx2
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Z zainteresowaniem wysłuchiwał pomysłu Voralberga, a jego brwi wędrowały milimetr po milimetrze w górę, marszcząc jego czoło niczym dywan. Na Merlina, akurat tak ciekawej lekcji po profesorze zaklęć się nie spodziewał - miał go bardziej za... tradycjonalistę. A na pewno na takiego, co lubi siedzieć w zamku, niż latać po okolicznych terenach i kitrać w różnych zakamarkach wstążki. Spojrzał na Victorię chyba w tym samym momencie, co ona na niego - nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc jej podekscytowanie. — Prowadź, Pani Prefekt, zdaję się na Ciebie! — chociaż nawet nie musiał, bo sam zdążył już wpaść na rozwiązanie pierwszej zagadki. Ale po prostu wiedział, że sprawi tym dziewczynie przyjemność - poza tym była Krukonką, nie mógł odmówić jej błyskotliwości. Podążył więc za nią grzecznie, w każdej chwili gotów skorygować ich tor na właściwy.
z/t Thaddeus + Victoria
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Rasmus przyjrzał się dokładnie podarowanej im zagadce, aby zaraz podejść do jego partnera, którym okazał się puchon Finan. Lekko uśmiechnął się i powitał go skinięciem głowy. Pokazał mu dokładnie gdzie jest według niego owe miejsce, ale też nie był do końca pewny. Dlatego, aby się upewnić, pokazał mu też swoją kartkę. Wtedy już zamierzali iść, ale Rasmus jeszcze coś powiedział. — Jeśli przegramy to nie martw się. To tylko lekcja, a zawsze możemy się czegoś nauczyć. — Potem czekał na jego odpowiedź i ruszyli