Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Nigdy jakoś nie brnął w przedmiot zwanym Wróżbiarstwem, głębiej niż trzeba było. Zajęcia te traktował z rezerwą i nawet kpiną (ale nigdy nie kpił przy nauczycielu, nawet jeśli był on duchem). Nie miał ochoty wychodzić z dormitorium na te chłodne powietrze. Pogoda nie była najgorsza, ale nawet trochę słońca czy ocieplenia nic nie znaczyło, jeśli temperatura nie przekraczała, chociaż piętnastu stopni Celsjusza. Musiał jednak wyjść. Odetchnąć powietrzem. Ubrał ciepłą kurtkę — czerwoną. Nie zakładał mundurka. Uważał, że Flynn Ellery nawet nie zwróci na to uwagi. Zarzucił kaptur na głowę i szedł przez łąkę z dłońmi w kieszeniach, jakby kroczył przez śnieżną zamieć. Chłód i chłód... Tak bardzo pragnął gorącego upału, który opatuliłby jego ciało swoim ciepłem. Powinien więcej jeść. Wiedział o tym, ale tej myśli nie dopuszczał do siebie. Nie jadł dzisiaj. Nie dobrze. Wiedział, że jeśli waga znowu mu spadnie, mogliby go zamknąć, w końcu zagrażał swojemu życiu. Nie widział tego. Bardziej uważał, że zagraża życiu innym. Ciężko było w to uwierzyć, ale znając jego sekret już nie... Zatrzymał się niedaleko grupki krukonów, ale nie zwracał zbytnio uwagi, co tam mogliby mówić między sobą, co go to interesowało? Czuł się dobrze z myślą, że nie jadł dzisiaj nic i jak na razie nikt się o tym nie dowiedział. Jedno było pewne prędzej czy później brat lub ktokolwiek inny troszczący się o jego osobę będzie go gnębić, a on będzie musiał się przełamać i zjeść. Musiał przecież jeść. Każdy musiał, tylko że on robiąc, to czuł się okropnie.
Dawno już nie była tak wściekła, jak teraz, kiedy to dotarła pod salę od wróżbiarstwa i dowiedziała się, że musi wracać na błonia. Z jednej strony zżerała ją ciekawość, z drugiej jednak była zmęczona od przemierzania mnóstwa schodów w tę i z powrotem. Wejście na górę z dormitorium Puchonów zajmowało sporo czasu, a powrót na dół, choć trochę mniej, nadal pożerał multum energii. Mimo to dotarła na łąkę, brodząc przez błoto i pożółkłą trawę. Na szczęście już nie padało, więc nie musiała przeklinać samej siebie za nie wzięcie parasolki. O dziwo na błoniach było obecnych naprawdę niewiele osób, a poza Sanne nie dostrzegła nikogo znajomego. Mimo to nie podeszła do niej, skoro ta była zajęta chłopakami ze swojego domu. Aż dziwne, że zjawili się wyłącznie Krukoni i - poza nią samą - tylko jeden Puchon. Czyżby reszta planowała jakiś bunt, o którym nie miała pojęcia? Opatuliła się szalikiem i zbliżyła do niewielkiej grupki w ostatniej chwili, nim Ellery zaczął swój wykład. Ledwie go dostrzegła w słońcu, które nie grzało jednak na tyle, by nie wywoływać u niej dreszczy. Wiatr wciąż dawał się we znaki.
Frekwencja na zajęciach, choć niewielka, wcale nie zawiodła Flynna Ellery'ego. Wolał, kiedy jego nauki otrzymywali ludzie, którym na tym zależało. A może po prostu spora część klasy jeszcze nie dotarła, skoro o miejscu dzisiejszego spotkania mogli się dowiedzieć dopiero z kartki na drzwiach klasy, którą łaskawie powiesił mu tam woźny, skoro sam jako duch nie mógł tej czynności dokonać. Gdy @Riley Fairwyn prawie w niego wszedł, odsunął się na bezpieczną odległość, trochę bardziej w cień drzew Zakazanego Lasu, by pozostali uczniowie mogli go dostrzec. Nie przemyślał tego, że w słońcu będzie wyglądał jedynie jak załamanie powietrza. Gdy kilkoro studentów dotarło na łąkę, a zegar na wieży wybił pełną godzinę, Ellery rozpoczął swoją lekcję, nie zważając na spóźnialskich. Najwyżej będą musieli doczytać potrzebne informacje sami. Zbliżył się więc na powrót do podopiecznych, by mogli go lepiej słyszeć. - Dziś zajmiemy się ornitomancją – przemówił spokojnym głosem. - Choć sama nazwa wywodzi się z greki, była to sztuka szczególnie uznana w Fenicji i Rzymie, gdzie była silnie związana z tamtejszymi religiami. Rzymianie powoływali w głosowaniu kapłanów, zwanych augurami, którzy to zajmowali się odczytywaniem znaków boskich między innymi z lotu ptaków. Przerwał na chwilę, by przelewitować trochę bardziej w cień, aby obecni mogli go wciąż widzieć. Słońce niestety dawało mu się we znaki, a przy okazji wydawało mu się, że promienie odbijające się od jego przezroczystej powłoki oślepiały studentów. - Za pomocą laski zwanej lituusem kreślili kręgi w ziemi i podczas uroczystości Auspicjum przepowiadali przyszłość Rzymowi, zyskując odpowiedzi o przychylności bóstw. Dziś to wy będziecie takimi augurami, lecz nie ujrzycie przyszłości narodu, a swoją własną. Niestety z powodu ciężkich warunków musimy odpuścić malowanie kręgów, ale miały one charakter symboliczny, więc nie będą wpływać na efekty waszej pracy. Przy ostatnich słowach spojrzał na błoto tuż pod nim, ciesząc się, że sam nie musiał przez nie brnąć. Nauka wymagała jednak poświęceń. - Dla przykładu, jeśli się dobrze przyjrzycie, zauważycie sowę lecącą z prawej strony. Jest to znak bardzo pomyślny, a że ptak oznacza osiągnięcia na tle naukowym, więc mogę mieć pewność, że to, nad czym teraz pracuję, się spełni. Z lewej strony również nadlatuje sowa... Ale tę interpretację pozostawię już dociekliwym. Najwyraźniej wybranie łąki znajdującej się na drodze do sowiarni nie było najlepszym pomysłem, ale może zmotywuje to uczniów do pracy nad swoimi ocenami.
Musicie łącznie rzucić trzema kostkami (dwie na gatunek ptaka, trzecia na jego lot). Interpretujecie swoje wróżby według wskazówek podanych w kostkach. To, czy chcecie brać je na poważnie lub nawiązać nimi do konkretnych wydarzeń to już wasza sprawa. Według Flynna korzystacie po prostu ze spisu podanego w podręczniku. Nie ma przerzutów, zdajcie się na los!
Ptaki:
2 Memortek – ptaszki te zostały sprowadzone do Zakazanego Lasu przez jednego z nauczycieli opieki nad magicznymi stworzeniami; choć są powiązane z pamięcią, symbolizują zapomnienie o istotnej sprawie lub przeoczenie czegoś oczywistego. 3 Wrona – ptak ten jest powiązany ze związkami międzyludzkimi, choć tak jak i kruk ma negatywne znaczenie. Symbolizuje więc problemy w przyjaźni lub kłótnie między partnerami. 4 Sowa – symbol mądrości i opieki, inteligentny drapieżnik. Dość powszechna w świecie czarodziejów, oznacza nowe osiągnięcia na tle intelektualnym, zdobycie wiedzy lub poprawę w nauce. 5 Wróbel – jest stworzeniem małym i delikatnym, symbolizuje pogodzenie się z własnym losem, odnalezienie szczęścia we własnych wadach. 6 Gęś – prawdopodobnie uciekła któremuś z mieszkańców Hogsmeade; w Starożytnym Rzymie ptaki te poświęcano podczas wojen Marsowi, dlatego też symbolizują konflikt, nie tylko międzyludzki, ale również wewnętrzny. 7 Sowa – patrz: kostka 4 8 Jaskółka – symbol wierności, szczęścia, ale również płodności. Osoba, która ujrzy jaskółkę, może spodziewać się nie tylko udanego związku, ale również powiększenia swojej rodziny. 9 Kruk – w mitologii nordyckiej był ptakiem mówiącym, przynoszącym wieści, jednak jego negatywne znaczenie w wielu innych kulturach przypisało mu miano proroka złych wiadomości. 10 Sowa – patrz: kostka 4 11 Sokół – ptak uznawany w wielu kulturach za świętego, jest symbolem ogólnego szczęścia. Zwiastuje również pomyślne rozwiązanie spraw i sukcesy. 12 Drozd – choć mugole uważają go za zwiastuna szczęścia, w kulturze czarodziejów uważany jest za fatum niosące chorobę lub śmierć.
Lot:
1 Dostrzegłeś ptaka lecącego z twojej prawej strony. Jest to znak tak pomyślny, że jeśli stworzenie ma przypisane negatywne znaczenie, redukuje się ono, przypisując mu odwrotne – szczęśliwe – działanie. 2 Ptak, którego zauważasz, szybuje bez machania skrzydłami. Oznacza to przeciągnięcie się wróżby w czasie lub długotrwałe jej skutki. 3 Nie do końca widzisz, z jakim zwierzęciem masz do czynienia, ponieważ leci ono za wysoko. Gdy jego lot się obniża, dostrzegasz swoją pomyłkę: rzuć jeszcze raz dwiema kostkami, by dowiedzieć się, jaki naprawdę trafił ci się ptak (jeśli wypadnie ten sam, rzucasz do skutku). Wysoki lot i pomyłki we wróżeniu są zwiastunem pecha, który nastąpi po pomyślnym wydarzeniu. 4 Dostrzegasz cały klucz ptaków z gatunku, który wylosowałeś. Jest to zwiastun ogromnego szczęścia, które czeka cię w przyszłości. Jeśli zwierzę samo w sobie symbolizuje niepomyślność, znaczy to, że szczęście będzie skutkiem wcześniejszego fatum. 5 Ptak, choć przez jakiś czas wznosił się na niebie, ostatecznie ląduje na ziemi i zaczyna dziobać w trawie. Rzuć jeszcze jedną kostką. Parzysta oznacza, że zwierzę wyciągnęło coś z ziemi, co symbolizuje to pomyślność, zaś nieparzysta, że bezskutecznie szuka pożywienia, co jest zwiastunem pecha w działaniu, którego zamierzasz się podjąć w najbliższym czasie. 6 Zwierzę nadlatuje z twojej lewej strony, co oznacza nieszczęście w najbliższym czasie. Jeśli ptak ma negatywne znaczenie, będziesz bardzo cierpiał, jeśli zaś pozytywne, będzie to mało znaczący dla ciebie pech.
Rzucacie też jedną kostką na to, jak wyszła Wam interpretacja wróżby. Jest jeden przerzut za każde 5 pkt z wróżbiarstwa lub 15 z działalności artystycznej (bo kto Wam broni popłynąć z fantazją poza profesorem?). Liczy się jednak ostatnia kostka z przerzutów, więc ryzyko na własną odpowiedzialność.
Interpretacja:
1 Niestety z roztargnienia zapomniałeś swojego podręcznika, a nikt nie jest zbyt chętny, by Ci go pożyczyć. Starasz się coś wymyślić, ale raczej nieudolnie Ci to wychodzi, bo logika nie zawsze się sprawdza w przypadku czarodziejskiej symboliki. Nauczyciel wyczuwa, że wymyślasz na poczekaniu, dlatego odejmuje Ci 5 pkt. 2 Podpytujesz nieco zdolniejszego kolegę, by pomógł Ci z interpretacją tego, co widzisz. Oboje jakoś docieracie do sedna sprawy i dzięki temu wiesz, co może Cię czekać w przyszłości. Mimo wszystko na kolejnych zajęciach powinieneś się bardziej postarać, bo Flynn będzie cię miał na przezroczystym oku. 3 Mimo że masz podręcznik i radzisz sobie całkiem dobrze z odkryciem Twojej przyszłości, niezbyt Ci się ona podoba. Starasz się więc naciągnąć fakty tak, by spotkała Cię jak najmniejsza przykrość i wmawiasz sobie, że masz do tego prawo. Rzucasz jeszcze jedną kostką: parzysta oznacza, że Ci się to udało, więc rzucasz jeszcze raz kostką na lot ptaka bez możliwości przerzutu, zaś nieparzysta sprawia, że nauczyciel zwrócił Ci uwagę, że nie możesz zmieniać wróżb i tracisz przez to 5pkt. 4 Zbyt mocno się zamyśliłeś, spoglądając w niebo, przez co przeoczyłeś kilka pierwszych znaków. Twoja wróżba może być więc niezgodna z rzeczywistością, skoro zorientowałeś się na ostatnią chwilę, że powinieneś cokolwiek zinterpretować. Jeśli naprawdę wierzysz w prawdziwość jasnowidzenia, możesz sobie jedynie wmawiać, że właśnie tak miało być. 5 Z pomocą podręcznika radzisz sobie bezbłędnie. Oczywiście nie jest to praca własna z pamięci, na co nauczyciel się zgodził, więc nie otrzymujesz za to żadnych punktów. Możesz jedynie wypatrywać znaków, że coś zaczyna się w Twoim życiu zmieniać. 6 Jesteś urodzonym jasnowidzem, albo tak się przynajmniej wydaje, bo bez problemu radzisz sobie z interpretacją tego, co Cię czeka. A na dodatek nie potrzebowałeś do tego podręcznika, bo już wcześniej zerknąłeś z ciekawości, co czarodzieje sądzą o ornitomancji. Za dociekliwość i ambicję otrzymujesz 5pkt dla domu.
Macie czas do poniedziałku 26 marca. Wszelkie pytania kierować do @Margo Hayder
Kod:
<zg>ptak:</zg> wpisz wynik <zg>lot:</zg> wpisz <zg>interpretacja:</zg> <zg>punkty w kuferku:</zg> wpisz w przypadku przerzutów
O wróżbiarstwie nie wiem nic. Żadna sztuka biorąc pod uwagę fakt, że lwią część mojego czasu pochłania Quidditch. Przed zajęciami, po zajęciach. Ciągle na boisku, ciągle pod presją, że muszę być najlepszy, że muszę dostać się do jakieś drużyny przed końcem roku. Nie muszę przecież kończyć studiów, bo w tej branży wyniki z owutemów są najmniej istotne. Nie mniej jednak jestem tutaj, w drodze na zajęcia z moją najdroższą siostrą. - Ja wiem, że ta nowa noga jest super wypasiona i lubisz rozkoszować się długimi spacerami, ale na cycki Roweny, nigdy nie zdążymy tam na czas - mówię nieco znużony próbując wymóc na swojej towarzyszce szybsze tempo. Czy to naprawdę aż tak trudne? No dobra. Trudne. Dla niej nawet strasznie trudne, ale mimo to nieco mnie to drażni. Ostatnio wszystko mnie drażni. Prawdę mówiąc liczyłem na to, że odezwą się łowcy talentów którzy nie raz widzieli mnie na boisku. W sumie to ciągle czułem jedną wielką presję ze strony rodziców. Odkąd nasi rodzice prawie zbankrutowali presja i oczekiwania jedynie wzrosły. Sałata namówiła mnie na to wróżbiarstwo i to jedyny powód dla którego założyłem te okropne kalosze, które wydawały dziwne dźwięki z każdym krokiem. A może to nie buty tylko błoto pod nimi? Nieważne. Ważne jest to, że jest chłodno, bagno i przedmiot o którym nic nie wiem. Wspaniały sposób na spędzanie czasu, który mógłbym spędzić na szkolnym boisku. - Szybkie pytanko. Jak wytrzymywałaś z babką? Pisze do mnie dwa razy dziennie listy z nową dawką motywacji i dobrych rad - pytanie padło tuż przed tym jak doszliśmy na niewielką łąkę tuż pod Zakazanym Lasem. Mówiąc, że chętnie sprawdzę jak wygląda wróżbiarstwo absolutnie nie miałem na myśli zajęć w terenie, a nieśpieszne picie herbatki w oparach opium w przyjaznej wieży. I to chyba było bardzo dokładnie widać na mojej twarzy. Zajęcia już się zaczęły, grzecznie przeprosiliśmy za spóźnienie, bo przecież tak trzeba i jedno szybkie spojrzenie na towarzystwo i wiedziałem, że to będzie super lekcja. Po ch*ju. Dlatego podchodzę do koleżanki z drużyny @Margo Hayder by szeptem zapytać: - Co mamy zrobić? - ona przynajmniej nie była krzykliwą nastolatką jakich pełno pośród wychowanków Helgi Hufflepuff. Przez to wydawała się być naprawdę super fajna.
Jestem z @Lettice Callaghan, będziemy rzucać kostkami w następnych postach
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Prawdę mówiąc, nie zauważyłem nadejścia @Sanne van Rijn, dopóki nie przerwała moich rozmyślań. Uniosłem wzrok na jej drobną postać i mrugnąłem kilka razy, aby wyostrzyć spojrzenie oraz nieco oprzytomnieć. - O, hej Sanne. - Przywitałem się i uśmiechnąłem się do niej uprzejmie, zupełnie niezrażony jej zaczepką. Zaraz jednak dostrzegłem, że to tylko żarty, dzięki czemu mój uśmiech stał się bardziej szczery i nieco weselszy. - Oczywiście. Może jeśli będzie wystarczająco intensywne, stopi resztki śniegu na błoniach i wysuszy kałuże. Nie warto tracić nadziei. - Wzruszyłem ramionami, dziwnie czując się w roli żartującego z koleżanką studenta. Nie byłem przyzwyczajony do prowadzenia pogawędek przed lekcjami, zwłaszcza z młodszymi koleżankami z domu. Może to był właśnie mój błąd? Za duże skupienie się na obracaniu się wyłącznie wśród znajomych? Tyle mi z tego przyszło, że teraz sterczałem tutaj samotnie. Obserwowałem nadchodzących nielicznych uczniów i zerknąłem na pannę van Rijn dopiero wówczas, gdy zacząłem odpowiadać. - Ostatnio w ogóle go nie widuję. Może chowa się przed nami, żeby uniknąć takich pytań i później zaskoczyć nas jakąś genialną strategią jego autorstwa? - Zasugerowałem, chociaż chyba żadne z nas w to nie wierzyło. To nie tak, że spodziewałem się po Dearze, iż będzie złym kapitanem. Po prostu jego milczenie od ostatniego meczu towarzyskiego, jakoś tak nie napawało entuzjazmem. - Mam nadzieję, że nie dowiemy się o tych planach w przeddzień kolejnego meczu. - Uśmiechnąłem się ponownie, ale nie dodałem już nic więcej, gdyż w tej właśnie chwili nadszedł @Luke Williams. - Przepraszam, pójdę przywitać się z koleżanką. - Szepnąłem do Sanne i oddaliłem się od nich. Wyglądało na to, że Luke zdecydowanie chciałby spędzić z Krukonką więcej czasu, a ja nieszczególnie miałem ochotę na spełnianie się w roli piątego koła u wozu. Poza tym, dawno nie zamieniłem słowa z @Margo Hayder. Chociaż nie byliśmy bliskimi znajomymi wciąż widywałem ją na zajęciach, zwykle w towarzystwie innych uczniów. Warto było wykorzystać okazję, gdy przyszła sama, prawda? - Hej Margo - przywitałem się, gdy już podszedłem bliżej i po drodze prawie utonąłem w błocie. - Wszystko w porządku? - Zapytałem niezobowiązująco, gdyż nie wyglądała na szczególnie zachwyconą zbiórką na błoniach… a może nawet samą lekcją? Zaraz jednak Ellery zaczął wykład, więc skupiłem na nim spojrzenie, starając się uważnie słuchać, nawet jeśli nieszczególnie interesowałem się wróżbiarstwem. Nie byłem przekonany do odgadywania własnych losów z ptasich lotów i to zwątpienie zapewne znalazło odbicie na mojej twarzy. Nic jednak nie powiedziałem i wpatrzyłem się w niebo, aby odszukać jakieś stworzonko, które mogłoby mi posłużyć. Słońce świeciło mi prosto w twarz, dzięki czemu miałem ogromny problem z rozpoznaniem niewyraźnej, pierzastej sylwetki zwierzęcia. - To sowa…? Nie, chyba wrona. Sam już nie wiem. - Mruknąłem pod nosem i trudno było określić czy słowa te kierowałem do Margo czy tylko mówiłem do siebie. Nie wyciągałem podręcznika, wydawało mi się, że wiem co znaczy moja wróżba. To takie typowe, że pomimo mojego braku zainteresowania wróżeniem, nie mogłem powstrzymać się przed wcześniejszym przewertowaniem książki. - Znowu jakieś problemy w przyjaźni? Mam wrażenie, że ta wiosna nie przyniesie niczego dobrego. - Westchnąłem, natychmiast kojarząc swoją wróżbę z nieobecnością Melody i Melusine. Osamotnienie było okropnie dobijające. - U Ciebie trochę lepiej? - Zagadnąłem Margo i przyjrzałem jej się, gdy obserwowała swojego ptaka.
ptak:sowa wrona lot: 3 interpretacja: 6 punkty w kuferku: 2
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zjawiła się na wróżbiarstwie nieco spóźniona, bowiem chyba nie dotarła do niej informacja o innym miejscu lekcji niż klasa do nich przeznaczona. Ostatecznie przyszła niewiele po rozpoczęciu zajęć i mogła z powodzeniem zająć się tym, czym powinna. Mając w perspektywie spędzenie kilkunastu minut na patrzeniu w niebo w poszukiwaniu konkretnych gatunków ptaków oraz interpretowaniu tego, co się zobaczyło, Bridget była spokojna - wcale nie musiała się bardzo skupiać na tym, co robiła. Obserwowała niebo i jakoś tak odpłynęła myślami gdzieś daleko. Ostatnio niemal cały czas łapała się na tym, że wspominała swoją ostatnią lekcję francuskiego, czy też raczej swojego nauczyciela. Jakkolwiek próbowała wyrzucić go z głowy (bo umówmy się, wspomnienie jego uśmiechu, dotyku, czy też sposobu, w jaki wymawiał jej imię, był na tyle rozpraszający, że nie potrafiła skupić się na żadnym zadaniu), uparcie się w niej pojawiał. Otrząsnęła się na moment, akurat w chwili, w której z lewej strony nadleciała... gęś? A to ci dopiero! Bridget parsknęła śmiechem, że jej wróżbą będzie gąska, po czym zajrzała do podręcznika, gotowa na interpretację. Ostatecznie potrzebowała pomocy, ponieważ nie do końca wiedziała, jak powinna spojrzeć na to wszystko, a gdy już doszła do faktycznego odczytywania znaczenia, dowiedziała się, że ów ptak symbolizował konflikt oraz cierpienie. Zatrzasnęła szybko podręcznik. Genialnie.
Minęło naprawdę sporo czasu odkąd użyłem mojego dywanu i zdążył się już porządnie zakurzyć. Skoro jednak mieliśmy mieć zajęcia na świeżym powietrzu i tak czekała mnie przeprawa przez błonia, więc równie dobrze mogłem się kopsnąć gdzieś bliżej. Z Hogsmeade nie było tak daleko, ale od spacerów czasem bolą nogi no i generalnie... No nie opłacało się łazić z buta. Oczywiście nie przyleciałem prosto na miejsce zbiórki, tylko nieopodal. Wysmagany wiatrem, pewnie czerwony na policzkach i nosie, zmniejszyłem magicznie dywan i wepchnąłem go w torbę. Przygładziłem odzienie, po czym wszedłem na teren łąki, z trudem dostrzegając przezroczystą postać nauczyciela. Taki jakiś niewyraźny dzisiaj... Usiadłem sobie na pieńku, kiedy przyszło nam obserwować ptaki. Ornitologiem byłem kiepskim, ale na szczęście kształt jaskółki potrafiłem zidentyfikować. Dostrzegłem cały klucz jaskółek, więc od razu sięgnąłem po książkę... By niemal wypuścić ją z rąk, kiedy zająłem się śmiechem. Powodzenie w związku? Dobre sobie! Dopiero kolejne słowa mnie zmroziły - płodność? O Merlinie, a co jeśli... Nie, to niemożliwe, żeby Kryśka wtedy... O cholera. I resztę zajęć siedziałem zestresowany, walcząc sam ze sobą, żeby nie obgryźć każdego paznokcia, jaki posiadałem.
ptak: 8 lot: 4 interpretacja: 4-> 4-> 5 punkty w kuferku: 37, izi pizi
+zaklęcie na pomniejszenie dywanu też 4
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra był doskonałym przykładem, że można było przejść od kompletnego nielubienia jakiegoś przedmiotu do nawet umiarkowanego zainteresowania jego zagadnieniami. Wróżbiarstwo było dla niego dziwacznym przedmiotem, sam nie potrafił dokładnie określić swoich przekonań względem nich. Nie pomagało to, że nauczyciele wcale nie wpisywali się w ogólnie utarte kryteria szablonowego pedagoga. Wystarczyło spojrzeć na profesora Ellery'ego, aby się o tym przekonać... Naprawdę próbował zdążyć na zajęcia prowadzone pod gołym niebem. (Dlaczego tak bardzo wszystkich nęciło wyciąganie ich na błonia? To że kalendarzowo zbliżała się wiosna, nie znaczyło, że przestało być z i m n o.) Zatrzymał go nagły natłok spraw osobistych, którego nawet się nie spodziewał. Jeszcze przed samiutkimi zajęciami musiał biec do sowiarni, życia wysłać sowę do swojej matki... Był jednak zbyt ambitny, by kompletnie pominąć zajęcia. Przybył, kiedy nauczyciel był w trakcie tłumaczenia zadania i Clarke zrozumiał, że mieli zajmować się ptakami. Rezygnując z samotności, podszedł do @Bridget Hudson, by nie popełniać tego samego błędu co dawniej; skoro już udało im się dogadać, należało dołożyć wszelkich starań, by tę dobrą relację utrzymać. Ostatnio stracili na braku komunikacji... - Cześć, śliczna. Nie będę ci przeszkadzał? - Wydawało mu się, że dziewczyna trochę bujała w obłokach, co być może było wskazane w wypadku rozmyślania o ptakach. Nie chcąc przesadnie odciągać Puchonki od zadania, sam zajął się obserwacją nieba. Niemal natychmiast dostrzegł jakieś skrzydlate maleństwo. Wydawało mu się, że to jakiś wróbel, ale z tej odległości ciężko było stwierdzić to z pewnością... Dopiero kiedy ptak zniżył lot, Ezra zauważył, że był to gatunek niewielkiej sowy. (Ornitologiem to on raczej zostać by nie mógł...) - Sowa to pewnie coś z nauką - mruknął, kartkując podręcznik. Nie był zdziwiony, kiedy wyczytał symbolikę tego ptaka. - Jeszcze większe sukcesy? To niedługo dogonię samą Rowenę... - zażartował w stronę Bridget, mniej przejmując się, że ten zbyt wysoki lot zwiastował mu jednocześnie ogromnego pecha w następstwie. Ale przecież ty była szkoła, niekończącą się sinusoidą sukcesów i porażek. - A ty co tam masz?
Wróżbiarstwo. Sama nie wiedziała, co ją tutaj przygnało, wszak ta dziedzina magii była w zupełności obca, a nawet można śmiało rzec, że nie budziła w Marceline pozytywnych emocji. Odczuwała dziwnego rodzaju obawę, strach i niepewność związaną z przepowiadaniem przyszłości, w co wbrew pozorom nie chciała wierzyć, nigdy. Słuchała profesora z ciekawością, pomimo że nie pojmowała sensu w analizie lotu ptaka, który bywał zwyczajny. Równie dobrze mogłaby przejść się do wróżki czy jasnowidzenia, ale kto nie ryzykuje nie wie, że może ujrzeć własne fobie w tym w co nie chce wierzyć, dokładnie tak jak miało to się stać już niebawem względem Marceline. K r u k, który leciał zbyt wysoko i choć kształtem przypominał niezwykle znajome zwierzę, cóż - nie mogła go prawidłowo odgadnąć, a ufać przekonaniom kogokolwiek nie zamierzała. Szukała swojego ptaka, by wreszcie przypisać go do charakterystycznego dla wszystkich wróbelka. Wolnym ruchem dłoni wodziła po literach w podręczniku, podobnie jak szukała odpowiedzi na wiele pytań, ale im dalej zagłębiała się we wróżbiarstwo, tym bardziej pragnęła stąd uciec. Złe wiadomości przesiąknięte dziwnego rodzaju toksyną płynącą z zamierzchłych zdarzeń sprawiły, że wróciła myślami do Trausnitz, od którego najchętniej uciekłaby jeszcze dalej niż pochmurna Anglia, a teraz? Musiała zmierzyć się z ewentualną przyszłością okraszoną w przykre wydarzenia; jaki więc sens... - Profesorze - pragnęła zaprotesotwać, ale zamiast tego - zaczęła raz po raz plątać się w interpretacji lotu, by tylko uniknąć prawdy. Nie chciała wierzyć w te wszystkie bajki, którymi można było karmić dzieci, a to tylko dlatego, że strach zaczął się nasilać, a myśl, że cokolwiek mogłoby wrócić jawiła się jako ta najgorsza z możliwych.
ptak: Najpierw 9 potem 5 lot: 3 interpretacja: 3 i nieparzysta punkty w kuferku: 0
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Och! Świetna kałuża do wróżenia. Ta gruda błota po lewej wskazuje na problem, który pojawi się na mojej drodze, tutaj natomiast widać parę wężyków, może to sugeruje, że spiorę skórę jakimś Ślizgonom? I zagubiony liść! Zapewne zguba, którą w końcu odzyskam. Wybitny, Ellery? Fire musiała zostawić swój płaszcz, przez co była nie do zniesienia. Przy ćwiczeniu jednego z zaklęć przypadkowo rozcięła materiał niemalże na pół, przez co nie nadawał się do użytku. Założyła na szybko jakąś wyświechtaną kurtkę, która była pochlapana eliksirami. Świetnie. Szła spóźniona na wróżbiarstwo, jak na skazanie, w zupełnej ciszy. Jedynie myślami kpiła z tego wszystkiego. Dotarła do grupy i starała się nie sprawiać wrażenia kłębka nerwów z podkrążonymi oczami. Zorientowała się, że towarzystwo @Calum O. L. Dear nie będzie najgorsze w takich okolicznościach. Potrafił chyba wywnioskować, kiedy Fire nie miała ochoty na rozmowę. Był momentami równie dziwny, a dwóch dziwaków chyba nie mogło sprowadzić jakiegoś nieszczęścia. A może odwrotnie? Grunt, że usiadła na pieńku obok. Fire próbowała dostrzec jakiegoś ptaka mimo znudzenia. Gdyby nic nie miało się pojawić, zawsze mogła nazmyślać. Poprzedni nauczyciel to kupował, więc może Ellery jest głównie tępy? Zaczęła już zastanawiać się, czy jeśli strzeli kamykiem w tyłek ducha to w ogóle to zauważy, kiedy łopot skrzydeł pojawił się gdzieś po lewej. Ciemny kształt przemknął po niebie. Kruk? Wrona? Gówno jakiegoś pegaza? Ostatecznie nie ogarnęła, o co chodzi. Zagadnęła jakiegoś osła aka Caluma, żeby nieco podzielił się wiedzą. Właściwie nie wiedziała po co próbowała rozgryźć wróżbę, skoro cały ten przedmiot był bezsensowny. Z obojętnością odczytała, że wrona oznacza stosunki międzyludzkie i to te nieprzyjemne. Cóż, to nie nowość w życiu Blaithin. Miała się z kimś pokłócić? Norma. Wolałaby, żeby nie padło na Leo lub Biancę - reszta się nadawała. Mogła się nawet pobić czy też wysadzić czyjś dom. Ach. To samo pierdolenie co zawsze, skwitowała złe wróżby bezgłośnie, zostawiając zestresowanego kuzyna samemu sobie, od razu powracając do kwestii kupienia nowej szaty. Może sama spróbuje to zaszyć i nie będzie wydawać pieniędzy? Szkoda, że nawet bez zakłóceń była beznadziejna w naprawianiu rzeczy. Naturalnie, o wiele lepiej Fire szło rozpieprzanie wszystkiego, co tylko w zasięgu. Zaczęła grzebać jednym glanem o drugi i ściągać błoto.
ptak: wrona lot: 6 interpretacja:2 punkty w kuferku: 4
Szok wymalowany na twarzy Puchonki musiał zapewne rozśmieszyć @Riley Fairwyn'a, bo nie spodziewała się, że prefekt naczelny do niej podejdzie. Po chwili otrząsnęła się jednak i uśmiechnęła do niego nieśmiało, salutując, co w języku migowym czasami oznaczało zwykłe: cześć. Był jednak od niej starszy i wyższy rangą, więc równie dobrze mógł to potraktować jako szacunek do pracy prefekta, jaką wykonywał. Już przy Bridget wiedziała, że nie było to łatwe zadanie i naprawdę podziwiała ich wszystkich za zaangażowanie. No może poza Blaithin Dear, która nie do końca jej zdaniem zachowywała się jak na posiadacza odznaki przystało, ale że obawiała się rudowłosej Gryfonki, nigdy nikomu o tym nie powiedziała. Pokiwała głową w odpowiedzi na pytanie Fairwyna, po czym wskazała na niego, co miało odpowiadać pytaniu: A u ciebie? Krukon nie znał jednak migowego na takim poziomie, jak najbliżsi przyjaciele Margo, więc sięgnęła po pergamin i pióro. Próbowała znaleźć też w torbie podręcznik od wróżbiarstwa, który miałby jej służyć za podkładkę, ale okazało się, że z roztargnienia wzięła słownik run, który miał identyczny kolor. A niech to! Musiała sobie jakoś poradzić bez tego, ale cóż innego miała począć? Profesor opowiadał całkiem ciekawą historię, więc Margo zdecydowała się zrobić krótkie notatki, by później doczytać co nieco na dany temat. Obawiała się jednak wróżenia, skoro nigdy wcześniej nie radziła sobie zbyt dobrze, a teraz jeszcze zapomniała jedynej skutecznej pomocy, z której mogli legalnie korzystać. Spoglądała na niebo wraz z Rileyem, dostrzegając sowę. Zauważyła też innego, czarnego ptaka, na którego wydawał się patrzeć prefekt. Napisała więc do niego krótką notatkę, by wyjaśnić wątpliwości, ale zamiast pisać nazwy gatunków, szybko je naszkicowała. Bo czemu by nie? Wyglądało to o wiele zabawniej, niż te krótkie słowa. Nie zdążyła mu jednak podać pergaminu, bo podszedł do niej spóźniony @Peas Callaghan wraz z siostrą. Dopisała coś i wcisnęła Krukonowi w ręce kawałek pergaminu:
Wydaje mi się, że ten Twój to wrona. Ja mam sowę. Przepraszam na chwilę, zapiszę im, co mają robić.
Napisała szybko instrukcję od nauczyciela i podała tę kartkę Groszkowi, uśmiechając przy tym wesoło. Wydawało jej się jednak, że Lettice w przeciwieństwie do brata nie wykazywała aż takiego entuzjazmu. Głupio jej jednak było wystawić Rileya dla kolegi z drużyny, więc zostawiła rodzeństwo samym sobie i znów zwróciła się w stronę Krukona. Próbowała się zastanowić i coś wymyślić na widok sowy, którą dostrzegła z lewej strony. Nauczyciel jednak zauważył, że Margo nie radziła sobie najlepiej, bo wyrósł nagle jak spod ziemi, odejmując jej pięć punktów za brak pomocy naukowych. To już kolejne zajęcia, na których Hufflepuff przez nią tracił! Co się z nią działo? Zrezygnowana spojrzała przez ramię do książki Rileya, a efekt niezbyt jej się podobał. Opisała to więc chłopakowi, znów podając mu kolejny kawałek pergaminu.
Widzę, że oboje nie mamy szczęścia. Ja mam mieć ogromnego pecha w osiągnięciach naukowych, ale to się ciągnie już za mną od miesiąca, więc najwyraźniej będzie jeszcze gorzej.
Skrzywiła się, niezbyt zadowolona z tej lekcji. Chociaż zawsze śmieszyło ją, gdy ludzie naprawdę brali te przepowiednie do siebie, tym razem zaczynała w swoją wierzyć. To była masakra, przez którą nie chciała przechodzić, obawiając się, że jak tak dalej pójdzie, będzie musiała powtórzyć pierwszy rok studiów. Może powinna się bardziej przyłożyć do zajęć obowiązkowych, a mniej bawić w zdobywanie wiedzy o klątwach, tańcach i pojedynkach?
ptak: sowa lot: 6 interpretacja: 1
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Kto by się spodziewał, że w ogóle zechcę się zjawić na wróżbiarstwie? Ja na pewno nie, przez co zadziwiam sam siebie. No ale wyjście na błonia było zdecydowanie lepsze niż duszenie się w zadymionej klasie. Wystarczyłoby, że ktoś by puścił bąka i pewnie wszystko wyleciałoby w powietrze. Nawet by mnie to śmieszyło, gdybym nie musiał w tym uczestniczyć, bo jeśli spaliłoby mi to włosy, zaciukałbym sprawcę. Dojście do idealnego różu zajmuje trochę czasu, kiedy zamiast użyć magii, chcesz się pobawić z niemagiczną farbą. Ja nie wiem, co te mugolki sobie myślą, niszcząc w ten sposób włosy. Nigdy więcej! Brnę jakoś przez bagno, w jakie zmieniła się łąka i docieram na zajęcia nieco sporo spóźniony. Przez chwilę mam nawet ochotę rzucić komentarz na temat tego, że o zmianie miejsca informuje się szybciej, ale wokół znajduje zbyt wielu prefektów. Dear pewnie rzuciłaby we mnie jakąś klątwę, gdybym po raz kolejny stracił punkty dla Gryffindoru. Wybiliśmy się bardzo na prowadzenie, ale chyba mam to gdzieś. Nie zależy mi na pucharach i nagrodach. Właściwie to zostałem w Hogwarcie głównie ze względu na ciepłe łóżko i darmowy posiłek. Nie chcę być darmozjadem dla rodziców, a skoro szkoła mi to zapewnia, to dlaczego by nie skorzystać? Rozglądam się, poszukując nauczyciela. Słońce odbija się w nim, przez co przypomina bardziej szklankę wypełnioną wodą niż szanowanego profesora. I jak ja mam się czegoś nauczyć od napoju, którego ceny w barach w Londynie przekraczają moje zarobki? Ludzie, to powinno być darmowe! Rozumiem zdzieranie za Ognistą Whisky, ale żeby za wodę? Strasznie mnie nosi i nie potrafię się skupić. W drodze do klasy wróżbiarstwa wypiłem prawie całą butelkę eliksiru. Teraz nie mam już nic, ale póki mnie trzyma, nie przejmuję się tym. Najwyżej będę martwił się później. Wkurzyłem się, że niepotrzebne wspinałem się na wierzę, więc nie pomyślałem, żeby po drodze na błonia skoczyć do toalety. Najchętniej poszedłbym teraz między krzaki, ale przez to przegapiłbym możliwość poznania mojej przyszłości. To brednie, ale czasem coś się trafi i można się pośmiać. Wpatruję się w niebo, a słońce razi mnie po oczach, więc kręcę się jak głupi, by nie oślepnąć. Zaciskam ręce w pięści i wpycham je do kieszeni szaty, bo znów mam okropną ochotę złapać kogoś za nos, jakby był pajacem. Ale wtedy to ja wyszedłbym na pajaca. Koduję sobie w pamięci, by następnym razem nie oszczędzać na mięcie, bo przecież takiego badyla trzyma nawet moja matka w kuchni. Nie jest drogi, da się przeżyć. Nawet nie zdaję sobie sprawy, że śmieję się na głos na widok tylu sów, które fruwały wokół. Co za idiota zrobił lekcję o wróżeniu z lotu ptaków obok sowiarnii? A, no tak, Ellery. - No co? – pytam, gdy dostrzegam, że reszta obecnych patrzy na mnie, jakbym się naćpał. Może trochę w tym prawdy, ale przecież uzdrowiciele sami przepisali mi eliksir euforii, więc to nie moja wina. Mrużę oczy, uświadamiając sobie, że ptak, którego dostrzegłem jako pierwszego, wcale nie jest sową, tylko małym wypierdkiem, chyba wróblem. Sięgam więc do plecaka, szukając książki, którą zajumałem komuś z dormitorium. Na dłoniach mam odbite ślady po paznokciach, ale ochota na łapanie za nosy powoli mi przechodzi. Podręcznik trzymany w dłoniach i tak to jakoś powstrzymuje. Nie stać mnie na własny, więc może mi wybaczą kradzież, zwłaszcza że nie widzę zbyt wielu Gryfonów w pobliżu. Wertuję strony w poszukiwaniu rozdziału o ornitomancji i jestem trochę zażenowany tym, że nawet moja pomyłka ma swoje własne znaczenie. Jasnowidzom chyba brakuje piątek klepki, albo dostają premię za coraz to absurdalniejsze pomysły. Dowiaduję się, że najpierw będę szczęśliwy, bo pogodzę się ze swoim własnym losem (a to ciekawe!), ale i tak ostatecznie pocierpię. Najwyraźniej taka kolej rzeczy: dostajesz ciasto, a w zamian dają ci kopa i zabierają je. A moim ciastkiem jest fakt, że właściciel podręcznika zrobił sobie na marginesie notatki, więc nawet nie muszę nikogo prosić o pomoc, bo sama do mnie przyszła. Taki fart!
ptak:sowa wróbel lot: 3 interpretacja: 2
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Chłód. Chód. Chłód. W swojej głowie odtwarzał sobie jedyne słowo, jakie mu w tej chwili doskwierało, mimo słonecznego dnia. Nie potrafił złapać chociaż trochę tych promieni, które dałyby mu upragnione ciepło. Słuchał wykładu Flynna, ale nie mógł się skupić. Miał wrażenie, że od samego słowa ornitomancja rozboli go głowa. Marzył o zakończeniu zajęć. Chciał zamknąć się w dormitorium i zapełnić swój żołądek ciepłą herbatą bez cukru. Profesorowi, który był duchem, na pewno się nie musiało się wydawać, że światło odbija się jego przezroczystej powłoki i oślepia studentów. Mousseau od zerknięcia na pana Ellery'ego myślał, że właśnie stracił wzrok. Zaczął mrugać, chcąc pozbyć się tych plam sprzed oczu. Duch jakby czytał mu w myślach i odsunął się w cienie drzew. Interpretacja lecących ptaków, a on wypatrzył kruka. Nie musiał być jasnowidzem ani mieć jakąś szczególną wiedzę, by domyślić się, że ten ptak to zły omen. Wieszcz złych wieści. Jakich złych? Teraz będzie się zastanawiał, z drugiej strony chyba w to nie wierzysz Curtis? Nie można popadać w paranoje. Nie przesadzajmy. Nabrał w płuca zimnego powietrza i zdał sobie spraw, że niepotrzebnie wyszedł na powietrze.
ptak: (4 i 5) -> kruk lot: 6 interpretacja: 6 punkty w kuferku: -
Na łąkę przyszedł za późno, jednak zbytnio go to nie zmartwiło. I tak przeczesał prawie każdy możliwy tom o wróżbiarstwie próbując znaleźć coś co mogłoby powstrzymać jego wizje, więc braków nie będzie miał jakiś tragicznych. Dodatkowo zawsze wydawało mu się, że nauczyciel go lubi. Może mógł wyczuć, że jest jasnowidzem, może podobne charaktery. Gdy reszta uczniów rozglądała się na prawo, lewo i w górę on kiwnął głową na przywitanie profesorowi, którego w tym świetle praktycznie nie było widać. Niechętnie przechodził próbując znaleźć jakieś przyjemne dla siebie miejsce, a gdy w końcu stanął gdzieś na uboczu zadarł głowę w górę, próbując wypatrzeć jakiegoś ptaka, a gdy ten w końcu się pojawił leciał zbyt wysoko, by móc poprawnie go zidentyfikować. Był tylko ciemnym, niewielkim kształtem lecącym pod słońce. Może jest jasnowidzem, ale co do wróżenia na zawołanie nie jest najlepszy. -Wrona - mruknął niepewny. Był to pierwszy ptak o jakim pomyślał, ale to co widział mogło być równocześnie wróblem, sową, czy drozdem. Nie znał dobrze się na ptakach. Na jego szczęście zwierzę łaskawie się obniżyło, by dać mu lepszy widok na siebie. Zmrużył oczy i dopiero wtedy zdołał rozpoznać jaskółkę. Westchnął. Teraz przyszedł czas na interpretację, niestety nie miał pojęcia jak tego dokonać. Jak wcześniej- nie znał się na ptakach. Nie miał zbytnio kogo poprosić o pomoc, więc stwierdził, że przekartkuje swój zeszyt, gdyż książki nie wziął. W końcu dotarł do strony ze znaczeniami ptaków sprzed chyba dwóch lat. Całe szczęście nigdy zeszytów nie wyrzucał jak inni uczniowie.
Jaskółka jest symbolem szczęśliwego, wiernego, niekończącego się związku i dużej rodziny. Jaskółka patronuje nad nowymi rodzicami, nowymi małżonkami i kobietom w ciąży.
Zmarszczył brwi nie wiedząc czy być zawiedziony, szczęśliwy, czy zmartwiony. Szczęśliwy związek? Duża rodzina? Tu coś widocznie nie pasowało. Może się pomylił? Nie, jest pewien, że to była jaskółka, możliwe, że źle zapisał w zeszycie. Przetarł twarz ręką zbyt zmęczony by się tym martwić.
Szczerze powiedziawszy Sanne spodziewała się, iż @Riley Fairwyn skwituje jej niewinną zaczepkę jedynie głupkowatym uśmieszkiem, do którego tak bardzo ją przyzwyczaił. Jednakże stało się coś wręcz odwrotnego! Odpowiedział, zażartował, a nawet zmienił nieco wyraz twarzy, co nie mogło ujść uwadze Sanki. Przez kilka sekund wgapiała się w niego z lekko rozdziawioną buzią, aby w końcu zorientować się, że cisza unosząca się między zdaniami stała się zbyt długa. - Trzymam za to kciuki - odparła w końcu, otrząsając się z kropel szoku, w którego kałużę niespodziewanie wepchnął ją Fairwyn. Sanne nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi z różnych grup wiekowych. Człowiek, starszy czy młodszy, mniej lub bardziej doświadczony, mniej lub bardziej mądry, piękny czy brzydki, przecież zawsze pozostanie człowiekiem. A ona lubiła raczej podchodzić do każdego z tej ludzkiej strony i w większości przypadków potrafiła wyczuć daną osobę. Oczywiście, nie była jasnowidzką ani sama nie była idealnym charakterem, dlatego też zdarzały jej się naprawdę spektakularne porażki towarzyskie. Za jedną z takich uznawała swoją relację z Rileyem, o ile w ogóle można było temu nadać miano jakiejkolwiek relacji. Sugestia Krukona mogła być trafiona, dlatego też w geście zgody Holenderka pokiwała kilka razy głową, myślami wędrując w stronę boiska i ostatniej ich rozgrywki, która okazała się być ich najlepszym meczem odkąd Calum przejął rolę kapitan drużyny. - Ja bym się nawet nie łudziła, że kiedykolwiek do tego dojdzie - uśmiechnęła się półgębkiem, szczerze wyrażając swoje zdanie na temat Krukona o nazwisku Dear. Z resztą nikomu nie trzeba było tłumaczyć, iż Sanne i Calum nie pałali do siebie ani krztyną sympatii, ale dzięki @Luke Williams, który wyrósł przed dziewczyną spod ziemi, nie musiała już myśleć na temat tego bladego Krukona. - Mała to jest twoja kuśka - odparła, jedynie udając obruszenie. Lubiła Williamsa. W przeciwieństwie do większości uczniów był zwykłym radosnym chłopakiem, który potrafił zapewnić Holenderce wspaniałe towarzystwo czy to w psotach, czy rozmowie. Sanne czuła, że łączy ich wiele wspólnych cech charakteru, a także niepoprawne zamiłowanie do uwodzenia. Dlatego też miała o wiele więcej cierpliwości do Luke'a, niż wiele zaczepianych przez niego dziewczyn. - Przyszedłeś zarobić trolla i przy okazji pogapić się na mój tyłek? - zapytała bez cienia wstydu, posyłając mu zadziorny uśmiech. Holenderka bardzo dobrze wiedziała, że Williams nie był za pan brat z Wróżbiarstwem, a jego jedyną motywacją do pojawienia się na zajęciach były młode i uzdolnione kobietki. Krótki wykład Ellery'ego umknął uwadze panienki van Rijn, dlatego też widząc, że inni patrzą w górę, ona poszła w ich ślady i lekko mrużąc powieki zaczęła wypatrywać niewielkich latających sylwetek. - SOWA! - rozpoznała ptaka bez trudu, widząc szeroko rozpostarte skrzydła oraz ogon i ten śliczny okrągły łepek, przyozdobiony wielkimi ślepiami. Niestety jej sowa nadlatywała z przeciwnego kierunku, niż ptak z przykładu nauczyciela, dzięki swojemu zapominalstwu nawet nie była w stanie sprawdzić co to może oznaczać. Postanowiła pójść na żywioł, dlatego, gdy nadeszła jej kolej na podzielenie się z grupą swoją interpretacją, próbowała wymyślić coś na własną rękę. Niestety jej odpowiedź nie była zadowalająca dla nauczyciela do tego stopnia, że postanowił odjąć panience van Rijn pięć punktów. Sanne nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała protestować, ale nauczyciel pozostawał nieugięty.
ptak: sowa lot: 6 interpretacja: 1
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie było aż tak zimno. Może dlatego, że Ettie prawie zawsze chodziła opatulone w wełniane, dziergane przez jej babcię ciuchy. W każdym razie, ani ją grzało, ani ziębiło czy lekcja odbędzie się na błoniach czy w dusznej klasie. Chodziła na wróżbiarstwo dla śmiechu i bardzo to lubiła. Miejsce nie grało roli. Przyszła trochę spóźniona, bo próbowała zebrać jakąś ekipę do śmieszkowania, ale nikogo nie udało jej się namówić. Cóż musiała sobie radzić sama. Na łąkę przyszła akurat, gdy nauczyciel-duch (którego trochę trudno było zlokalizować w słońcu) wprowadzał ich w temat zajęć. O ornitomancji czytała. Pierwszy raz chyba u Fairwyna. Jak tak pomyśleć, to runista nauczył ją z wróżbiarstwa więcej niż wszyscy nauczyciele tego przedmiotu razem wzięci. Wprawdzie tylko w teorii i od strony historycznej, ale i tak. Fariwyn i jego koledzy po fachu nauczyli ją też sceptycznego podejścia do tego całego wróżbiarskich rytuałów. W wizje i spontaniczne przepowiednie jasnowidzów wierzyła, ale odczytywanie znaków, które w każdej kulturze znaczyły coś innego, były picem na wodę. Podążyła wzrokiem za sową, o której mówił Ellery. - Ale bzdura... - powiedziała dużo głośniej niż zamierzała. Oderwała oczy od ptaka i spojrzała na grupę, sprawdzając ile osób ją słyszało i czy był wśród nich profesor. Trzeba się było chyba wytłumaczyć - Oczywiście, że sowa jest dla nas pomyślnym znakiem - przewróciła oczami - Byłoby strzałem w stopę uznanie jej za omen, biorąc pod uwagę, że trzymamy je jako zwierzęta domowe i cały czas wokół nas latają. Starożytni, jak sów nie chowali, to jakoś tak pewni nie byli - przewróciła oczami i zaczęła wyliczać - Nikt nie lubił sów. U Słowian sowa siedząca na dachu oznaczała chorobę, a nawet pożar. W egipskich hieroglifach obraz sowy oznacza noc, zimno i zgon. W Mezopotamii była Lilitu, którą sobie potem pożyczyli Żydzi i była demonem, molestującym mężczyzn, których szukała pod postacią sowy, w Chinach i Japonii jest uważana za symbol zła i śmierci, u Zulusów i Jorubów jest posłańcem czarnoksiężników, a jej głowy używa się do czarnej magii, Aborygeni uważają sowy za posłańców Muurupa, który zjada dzieci. Rzymianie podebrali symbolikę sowy od Etrusków - Klaudiusz Elian stwierdził, że Pyrrus zginął, bo mu sowa na włóczni usiadła. Nawet Grecy, chociaż kojarzyli sowę z Ateną i mądrością, się jej bali. U Homera Atena posyłała za bohaterami czaplę zamiast sowy, żeby nie było przypału. W mitologii celtyckiej była Wielka Matka, a później Rigani, którą lubili i kojarzyli z sową, a i tak nazywali ją "trupim ptakiem". Dopiero jak się okazało, że się ją fajnie oswaja, to nagle ludzie wygrzebali sobie jakieś miłe interpretacje i się ich trzymają. Skąd profesor wie, że ta współczesna interpretacja jest prawdziwa. Może to Słowianie mieli rację i zamiast osiągnięć naukowych czeka pana śmie...eee - zmieszała się - No dobra, pan to akurat wie - próbowała jakoś wybrnąć, ale wyglądało na to, że była jeszcze mniej delikatna. Podrapała się po szyi, zawstydzona swoim wytknięciem profesorowi nieżycia - Ale no i tak... Za zadanie wzięła się totalnie na odwal. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby zrobić porządnej interpretacji, bo nawet nie posiadała podręcznika. Jaskółka... no niby co mogła znaczyć jaskółka. - Jaskółka, więc... będzie padać? - strzeliła, nawet nie kryjąc się ze swoją ignorancją - A że leci po prawej, to niezaprzeczenie oznacza, że gdyby miała paskudzić to na Holdena - uśmiechnęła się, celowo omijając wzrokiem siedzącego w pewnej odległości na prawo od niej @Holden A. Thatcher II - Myślę, że z tym zgodziliby się w każdej kulturze.
Kostki: Ptak: 4 i 4 Lot: 1 Interpretacja: nawet nie rzucam, bo to Etka
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wróżbiarstwo nie było przedmiotem, do którego Mefisto pałał szczególną sympatią. Najwyraźniej jego wewnętrzne (trzecie? Ukryte? Jak to się mówiło?) oko było bardzo dobrze schowane... Nox miał niezłą intuicję - możnaby rzec, że nawet zwierzęcą (ha) - ale nie wtedy, kiedy miał odczytywać tajemne wiadomości zapisane w fusach. Cóż, wystarczyło przerzucić się na herbaty torebkowe, aby nie wyskakiwały na niego żadne przememłane w ustach ponuraki. Niby nie sypiał najlepiej, ale nie był pewien, czy wkroczył na taki poziom desperacji, aby szukać kołysanek na zajęciach Ellery'ego. I z tej racji początkowo odrzucał opcję udania się na zajęcia z przewidywania przyszłości. No dobra, jeszcze trochę martwił go fakt, że pozna jakiś mało ekscytujący fakt. Biorąc pod uwagę Noxową przeszłość i teraźniejszość... cudów się nie spodziewał. Przyszedł tylko i wyłącznie dlatego, że się nudził, a Profesor Duszek postanowił rozprostować kośc... przezroczyste kończyny, żeby dotrzeć aż na łąkę pod Zakazanym Lasem. Mefisto, zachęcony wizją (patrzcie państwo, już jasnowidza z siebie robił) robienia czegoś w terenie, zgodził się na odmrożenie paluszków na mrozie. Przybył z gwiazdorskim spóźnieniem, powitał się jakimś bardziej uprzejmym spojrzeniem, a potem grzecznie wysłuchał tego, co mieli zrobić. Gapić się w niebo i szukać ptaków. Aha! Mefisto nie miał ochoty na towarzystwo - a może po prostu nikt mu się nie napatoczył? Bardziej zajął się szukaniem jakichś latających punkcików. Wyłapał coś, co cholernie przypominało drozda, ale... ale z drugiej strony, to trochę też jaskółkę. Albo bociana. Mefistofeles kochał zwierzęta, ale fruwające ptaszyska wyglądały dla niego identycznie... Jak fruwające ptaszysko. Nie rozpoznał zatem poprawnie pierwszego pierzastego stworzonka, toteż musiał zaczekać na drugie. I na szczęście z sowami już miał więcej styczności. Interpretację, którą podał nauczycielowi, przeprowadził bezbłędnie i nawet został nagrodzony. Mefisto wpierw z pamięci, a później z pomocą podręcznika (pożyczonego od kogoś na prędko), wyjaśnił całe zajście. Sowa oczywiście symbolizowała mądrość i była szalenie inteligentnym drapieżnikiem. Ślizgon przewidział fenomenalne wyniki w nauce, a także okrutną porażkę, bo niestety pierwszego ptaka nie wychwycił. Problem w tym, że trochę obawiał się, że ten cały edukacyjny sukces właśnie wyczerpał, prezentując się ładnie nauczycielowi wróżbiarstwa. To co, czas na jakąś katastrofę?
ptak: 6 i 6 - był drozd, ale jednak 1 i 4 - sowa lot: 3, dlatego z drozda robię sowę interpretacja: 6, albowiem jestem #awesome punkty w kuferku: niepotrzebne i niemożliwe do wykonania
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Zawsze dziwi mnie odwaga Wykeham, gdy jest w stanie zwrócić uwagę nauczycielom, że się mylą. Nigdy wcześniej nie widziałem tak narwanej dziewczyny i czasami mam wrażenie, że to trauma po raptuśniku ją do tego skłania. Co musiała wtedy zobaczyć, że aż tak ześwirowała? W gruncie rzeczy wariactwo chyba grozi każdemu, kto kiedykolwiek mieszkał w Hogsmeade dłużej niż przez okres studiów. No bo spróbujcie sobie wyobrazić, jakie wymagania nakładają na biedne dzieciaki, które wychowały się w stuprocentowo magicznym miejscu! Toć to porażka. Słucham z uwagą tego, co mówi moja znajoma z podwórka, już układając sobie w głowie kontrargumenty. No bo dlaczego mamy przyjmować negatywną symbolikę sów, bo tak uważali starożytni? Nie od dziś wiadomo, że mieli świra i kierowali się raczej tym, by jak najszybciej wyjaśnić działanie otaczającego ich świata. - Omen ma też znaczenie pozytywne. Jest po prostu zwiastującym coś znakiem – mówię do @Harriette Wykeham, nie mogąc się powstrzymać przed złapaniem jej za słówko. Chociaż po tylu latach wciąż mi głupio, że zrobiłem jej tego psikusa z raptuśnikiem, nie zmienia to faktu, że uwielbiam się z nią sprzeczać, zwłaszcza na lekcjach, kiedy gęba jej się po prostu nie zamyka. - Ludzie nie lubili sów, bo wszystko, co nocne, kojarzyło im się ze śmiercią. Skoro słońce rodzi nowe życie, Księżyc musiał je zabierać, co nie? Myślenie kontrastami, dość prymitywne i aż dziwne, że utrzymujące się do dziś. Włącza mi się tryb filozofowania, co nie wróży niczego dobrego zarówno dla Wykeham, jak i dla profesora. Mogę nie mieć racji, a i tak będę mówić dla samego rytuału przemawiania. Czy nie tak działali najwięksi filozofowie? Gadali dużo, siląc się na mądry ton, a ludzie kierowali się ich spostrzeżeniami. Typowa zagrywka psychologiczna, która podoba mi się od zawsze. - A słuszna interpretacja mogła się narodzić metodą prób i błędów, prawda, profesorze? – zwracam się też do ducha, ale @Flynn Ellery wydaje się znajdować we własnym świecie. Właściwie nie rozumiem, dlaczego wciąż przesiaduje w Hogwarcie, skoro mógłby zwiedzić świat. Jest martwy, więc nic już mu nie grozi. Ja na jego miejscu spieprzałbym stąd, ale póki jeszcze żyję, wolę się tu pokręcić. Uwaga Wykeham o byciu martwym skierowana w stronę nauczyciela rozśmiesza mnie jednak tak bardzo, że nie mogę się powstrzymać od głośnego parsknięcia. Ale kto by się przejmował uprzejmościami? Muszę jednak przyznać, że Ettka ma sporą wiedzę na ten temat i pewnie zaskakuje też Ellery'ego. Jeśli się ocknie ze swojego duchowego (dusznego?) transu, pewnie polegnie na odpowiedzi. - To, że nadlatuje z prawej – zaczynam, wciskając ręce do kieszeni, bo palce sztywnieją mi z zimna – nie oznacza, że ja oberwę gównem. Równie dobrze może się spuścić tuż nad tobą. W żartach czy nie (w jej przypadku pewnie totalnie na poważnie) trochę mnie tą uwagą denerwuje. Przez to uczucie mam wrażenie, że eliksir euforii powoli rozpływa się w moich żyłach, niwelując swoje działanie. Nie mam więcej, więc jeśli ta lekcja zaraz się nie skończy, pewnie komuś przywalę.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Znowu on. Nie mógł po prostu zamknąć japska? - Tak. Semantyka jest tu najważniejsza - warknęła, nie kryjąc się z sarkazmem - Brawo! Odkryłeś sedno mojej wypowiedzi - spiorunowała chłopaka spojrzeniem, przy akompaniamencie stłumionego klaskania dłoni zakrytych rękawiczkami - Nie wiem jak z tymi próbami, ale metodą błędów, to na pewno Ty się narodziłeś - nie miała ochoty prowadzić z nim żadnej inteligentnej dyskusji. Łatwiej byłoby to zrobić z gumochłonem. Zwróciła się więc do profesora, tak jakby Holdena tu nie było, a kontrargumenty napłynęły z powietrza. - To i tak udowadnia moje zdanie. W starożytności sów nie lubiano, bo kojarzono je ze nocą, a noc ze śmiercią, więc zwiastowały śmierć. Obecnie sowy lubimy, bo się je łatwo układa, bo są mądre, więc zwiastują mądrość. To nadal jest metoda skojarzeniowa - równie prymitywna co myślenie kontrastami, albo myślenie Thatchera. A w kwestii prób i błędów, to póki nie zobaczę statystyk w żadne poprawne oznaczenie symbolu nie uwierzę. Nie zwracała uwagi nauczycielom, żeby zrobić z nich idiotów. Po prostu nie milczała, kiedy się z czymś nie zgadzała lub czegoś nie rozumiała. W ten sposób została wychowana, czy jak kto woli - rozpieszczona. W ten sposób się uczyła, a że w większości kwestii była niezwykle dociekliwa, to paszcza niemal jej się nie zamykała. Starsze pokolenia wychowywane często w myśl zasady, że "dzieci i ryby głosu nie mają", nie zawsze doceniały tę jej ciekawość świata, przez co z czasem Ettie wyrobiła w sobie nawyk zdobywania wiedzy siłą i sprawiała wrażenie jakby atakowała rozmówcę, co niekoniecznie było jej intencją. Chyba, że chodziło o Holdena. Jego chciała obrażać z każdym słowem. - Wyrażaj się, platfusie - odburknęła protekcjonalnie, nadal nie patrząc w jego kierunku - Wstyd przynosisz. Jak bardzo nie chciałaby go znać, nie mogła się wyprzeć, że łączyła ich społeczność nie tylko gryffindorska, lecz także hogsmaedzka. Cokolwiek robił on, wpływało to również na jej wizerunek. Tyle w teorii. Tak miało to wyglądać z zewnątrz, w rzeczywistości chciała wręcz zwrócić uwagę nauczyciela na niestosowne słownictwo Gryfona, licząc na to, że oberwie po punktach. To nic, że były to też jej punkty. Nie od dziś wiadomo było, że ma Puchar Domów w nosie. Ważne, żeby było na niego.
Vidari niemalże w ostatniej chwili przypomniał sobie, ze dzisiaj są zajęcia z wróżbiarstwa. Pomińmy już kompletnie fakt, że kompletnie zaspał, włosy latały mu na wszystkie strony - co dawało jednoznacznie znać, że chłopak niedawno się obudził. Docierając na lekcję, szybko przeprosił nauczyciela i zajął dowolne miejsce, w miarę daleko od ludzi, żeby z nikim nie mieć styczności, ale równocześnie wystarczająco blisko, żeby nie wyglądać na odludka. Po usadowieniu się, postanowił wziąć się za zadanie. Niestety jednak był kompletnie nie przygotowany i poza widokiem wielu sów nie miał najmniejszego pojęcia co to może oznaczać. Katastrofa geograficzna może, bo wszystkie myszy zostaną przez nie pożarte? Mógłby kogoś zapytać o pomoc, ale usiadł w takim miejscu, że nikogo tu nie znał. Podręcznika również nie zabrał, bardziej śpiesząc się z ubraniem się i dotarciem na lekcję aniżeli sprawdzeniem czy ma wszystko. Jak tak dalej pójdzie to siebie zapomni zabrać i nawet tego nie zauważy, bo niby jak? Z takim pechem i ogarnięciem się można jedynie prosić o litość, czekając na cud. - Widzę wiele sów - odezwał się niepewnie, widząc wzrok nauczyciela na sobie. Jeśli ktoś oczekiwał cokolwiek więcej to się właśnie zawiódł, ponieważ Vidari nie odezwał się później ani słowem, próbując chociaż grać skruszonego brakiem wiedzy. W rzeczywistości zaś miał już tak zły dzień, że ochrzanienie go przez nauczyciela wróżbiarstwa nie robiło mu już żadnej różnicy. Ot, tylko przeżyć jakoś ten dzień. Narastającą kłótnie między dwójką gryffonów postanowił zignorować, mając nadzieję, że nie zostanie w to wplątany a oni przeniosą samą rozmowę do dormitorium. Tam przynajmniej będą mogli - w teorii - w pełni się na sobie wyżyć, nie?
ptak: 7, Sowa lot: 4 interpretacja: 1
Lettice Callaghan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
W takich momentach jak te, gdy szłam za bratem zdecydowanie zbyt szybko, żałowałam, że czułam tak wielką presję podreperowania punktacji swego domu. W normalnych warunkach najprawdopodobniej wylegiwałabym się w swoim dormitorium do góry kołami, w nadziei, że żaden buc ani kretynka nie przerwie mi tych samotnych chwil radosnych; ale ambicja nie dawała za wygraną i nie potrafiłam podarować sobie tego, że Ślizgoni są ostatni. Leciałam za Groszkiem prawie z językiem na brodzie, całkowicie ignorując głupie gadanie o cyckach Roweny. W odpowiedzi pokazałam mu tylko środkowy palec, żeby wiedział, jak bardzo obchodzi mnie to, co mówi. Powinnam być tą starszą i poważniejszą, tą stojącą na straży i pilnującą, żeby nie zrobił sobie krzywdy, ale po operacji wszystko się zmieniło i ten młody ancymon, zajmował się mną dzielnie i pilnował by nic mi się nie stało. Czasem miałam wyrzuty sumienia, ale chyba nie powinnam skoro nikt mu nie kazał, nie? - No normalnie, niesie to ze sobą dużo profitów, wystarczy jeden list, a babuszka każę Cię obsypać złotem — wzruszyłam ramionami, wzdychając ciężko — zamiast korzystać, to narzekasz, głupku, nawet nie wiesz co ja bym dała za, chociaż niewielką pomoc babci — rzekłam zamyślona, odwracając wzrok w przeciwnym kierunku. Mogłam sobie udawać, że wcale nie zależało mi na dobrych stosunkach z babcią, ale to, że tak łatwo mnie odtrąciła, bolało jak diabli — jednocześnie nie byłam zazdrosna o Peasa, bo wiedziałam, że gdyby znalazł się w tej samej sytuacji, kobieta zrobiłaby właściwie to samo. Dopiero teraz dostrzegałam, jak bardzo zła w naszym stosunku była i jak łatwo zmieniała obiekty babcinej miłości. Na polanie zjawiliśmy się trochę spóźnieni, ale najwyraźniej to nie przeszkadzało sorowi — duchowi, bo nie powiedział ani słowa, Groszek spytał, o co chodzi na zajęciach jakiejś dziewczynki z Pucholandu, a ja podsłuchując innych uczniów i ich rozmowy, zabrałam się za to, co chyba miało być celem naszej lekcji. - Zawsze myślałam, że we wróżeniu z ptaków chodzi o inne ptaki, a patrz, tutaj taka niespodzianka — przerwałam na chwilę, by totalnie obrzydzić życie młodemu, uśmiechnęłam się głupio i jak gdyby nigdy nic wróciłam do swej pracy. Słuchałam wszystkich uczniów dzielnie, przy okazji zajmując się robotą i tym, jakie bzdury wcisnę nauczycielowi; dawno wyłapałam, że chodzi o to żeby ściemniać ile wlezie i własnie taki miałam zamiar. Ptak nadleciał z lewej strony, więc rzekłam wprost, że dziwnym jest to, że dalej stoję na tej polanie, bo to podobno nieszczęśliwy znak. Może chodziło o to, że zgubię się w lesie albo co gorsza, zgubię swą nową nogę. Zabawne. Potem gadałam coś jeszcze, że w sumie to wróbel oznacza akceptację i nie mogłam się powstrzymać przed głośnym prychnięciem, bo czy ktokolwiek był w stanie zaakceptować aż tak wielki brak? Raczej nie.
ptak: 2 i 5 lot: 6 interpretacja: 4 punkty w kuferku: 0
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Znowu ona. Nie może sobie tak po prostu odpuścić? Zawsze musi być najważniejsza, nawet jeśli się myli. I może dlatego właśnie tak często się spieramy. Ja także odczuwam potrzebę walki o swoje zdanie, choćby było totalnie absurdalne. Byle tylko zdenerwować @Harriette Wykeham. Od dawna próbuję ją przeprosić, ale ona wydaje się to ignorować, a póki nie załatwię swoich spraw jak należy, będę się jej narzucał. Jak cień podążę za nią wszędzie. Nie, dobra, taki żarcik. Nie jestem jakiś nawiedzony: po prostu bawi mnie, kiedy Wykeham się irytuje. I gdzieś w środku mam potrzebę słuchania tych wszystkich dziwactw, które opowiada. Przeciętnemu czarodziejowi jej wiedza wyda się zbyteczna, ale ja ustanawiam sobie za punkt honoru, by właśnie takie wiadomości zbierać. - Zawsze są wyjątki od reguły – mówię, wzruszając ramionami, ale dziewczyna uderza w czuły punkt. Gdyby o tym wiedziała, pewnie rozwinęłaby swoją myśl, ale nie dzielę się swoimi odczuciami z całym światem. Może i jestem błędem, ale staram się jakoś z tym sobie radzić. - I jakbyś jeszcze nie zauważyła, wróżbiarstwo jest prymitywne – dodaję, jakbym zupełnie zapomniał o obecności nauczyciela, który lubuje się w tej dziedzinie. - Większość wróżb bazuje na skojarzeniach. To nie numerologia, żeby ktoś tworzył statystyki. Krzywię się. Nie mogę pojąć jej toku rozumowania, chociaż sam chętnie zobaczyłbym statystykę na temat wróżenia z sów. Bardziej jednak dla sprawdzenia, jak takie coś mogłoby w ogóle wyglądać, niż dla zbierania merytorycznej wiedzy. Mam ochotę się stąd ulotnić, bo dyskusja z Harriette powoli doprowadza mnie do szaleństwa. Z tego co widzę, ją również. Nie będę zaskoczony, jeśli otrzymam za chwilę szlaban, ale przy Wykeham nie potrafię trzymać gęby na kłódkę. Nakręca mnie, a zaprzestający działania eliksir euforii tylko to wzmaga. Znajduję się w tłumie ludzi stosunkowo za długo, a skoro profesor Ellery zdaje się w ogóle nie reagować na naszą „rozmowę”, wszystko zmierza w dość dziwnym kierunku. - Wstyd przynosisz ty, Wykeham – zauważam – wymyślając tak beznadziejne obelgi. Platfus? Co to w ogóle ma znaczyć? Dawno nie patrzyłem w lustro, ale wydaje mi się, że nijak nie przypominam nóg objętych płaskostopiem.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jej riposta odnośnie narodzenia i błędu nie miała znaczyć zupełnie nic. Była spontaniczna i tylko trochę bardziej wyrafinowana niż rzucone naprędce "twoja stara". Szczerze mówiąc Ettie uważała, że nie zna nikogo, kogo przyjście na świat uchodziłoby za większy błąd niż jej samej. W końcu niewiele dzieci, opuszczając łono matki, zabierało ze sobą jej życie. Tym jednak aktualnie nie zaprzątała sobie głowy. - Ty to jednak tępy jesteś, wiesz - przeniosła na niego spojrzenie, ale w jej głosie nie było słychać irytacji, a niedowierzanie. Niedowierzanie, że można być tak głupim - Zdecyduj się na jakieś stanowisko, parówo. W jednej chwili dzisiejsze interpretacje są słuszne, a w kolejnej już równie prymitywne co starożytne? Dotarł do Ciebie bezsens Twoich argumentów, czy dopiero uświadomiłeś sobie, że nie da się polizać dupy ducha? - tyle w kwestii pamiętania o obecności nauczyciela. Kiedy Ette za bardzo zaangażowała się konwersacje, miała tendencję do zapominania, że jej bierni uczestnicy również mają sprawne zmysły - Nie wiem jak w kwestii wróżbiarstwa, ale imaginuj sobie, że nie tylko dziedziny naukowe, które mają w nazwie "numer", używają liczb do opisywania badań. Nigdy nie interesowała się wróżbiarstwem aż tak bardzo, ale ufała, że istniały jakieś liczbowe dowody na to, czego ich nauczano i mimo wszystko nie było to tyko zgadywanie. Osobiście była przekonana, że nie są one niepodważalne i zapewne ogólnie mało wiarygodne, ale na brodę Merlina, musiały przecież istnieć! Wbrew pozorom, a nawet własnej świadomości jej się ta sprzeczka (bo nazwanie tego dyskusją byłoby despektem dla kultury i intelektu) była jak najsłodszy deser. Tym bardziej, że widziała, że podnosiła Holdenowi ciśnienie. On zaczął i niezmiernie ją to irytowało, ale ona zamierzała skończyć. Teraz to była gra, a Ettie kochała rywalizację, szczególnie taką bezpardonową. - Oooo, ktoś tu się poczuł dotknięty - przechyliła głowę z udawanym współczuciem. Nic nieznaczące wyzwiska wplątane w końcówki zdań, były dla niej czymś zupełnie naturalnym i wręcz niezauważalnym. Stanowiły coś w stylu interpunkcji. To była wręcz podwórkowa gra, działająca na niepisanych zasadach. Odpowiadało się czymś podobnym w innym wypadku znaczyło to, że faktycznie zostało się obrażonym. Logiczne.
Flynn przysłuchiwał się przepowiedniom uczniów, nie zawsze zadowolony z powodu ich olewczego stosunku do przedmiotu. Nie rozumiał, dlaczego zapisywali się na wróżbiarstwo, skoro uważali je za brednie. Zajęcia te nie były przecież obowiązkowe. Unosił się w powietrzu między uczniami, nadzorując ich pracę. Niektórym odjął punkty, innym przydzielił za doskonałe umiejętności interpretatorskie, jednakże to @Harriette Wykeham i @Holden A. Thatcher II przykuli jego uwagę, jako że zachowywali się zbyt głośno i miejscami niestosownie. - Słuszne uwagi, panno Wykeham – uznał Ellery, pojawiając się nagle obok Gryfonki. - Jednak wróżbiarstwo jest dość płynną nauką i staramy się dostosowywać interpretacje wróżb do bieżących spostrzeżeń. Omeny zmieniały się często na przestrzeni wieków, jednak to nasze obserwacje i skutki działań danych znaków wpływają na to, jaki zapis istnieje w księgach. Nie spotkałem się jeszcze ze statystykami w dziedzinie jasnowidzenia, ale jeśli to panią interesuje, mogłaby je pani opracować, panno Wykeham, a ja chętnie będę patronował pani pracy. Otrzymuje pani 15 punktów dla Gryffindoru za dociekliwość. Długo jednak nie nacieszył się wiedzą uczniów i ich wróżbami, bo zaraz Harriette i Holden zaczęli się kłócić o słowa tej pierwszej. - Panie Thatcher, panno Wykeham, radzę ważyć na słowa i rozwiązywać prywatne konflikty po zajęciach. Rozpraszacie państwo kolegów i dajecie zły przykład młodszym uczniom, dlatego odejmuję 15 punktów na głowę. Dodatkowo panna Wykeham traci 10 punktów za kpienie ze śmierci. No cóż, przynajmniej dzięki wiedzy Harriette Gryffindor nie stracił aż tylu punktów, ile mógł. Ellery sprawdził już jednak zadania wszystkich uczniów, więc pozwolił im się rozejść, zwracajac uwagę, by mieli się na baczności. Sam z radością również opuścił te straszne błonia i słońce, przez które nie było go widać.
Nie byłem orłem z wróżbiarstwa. W sumie jedyna rzecz na której się znałem to miotły. Dlatego właśnie tutaj byłem, żeby nadrobić zaległości i sprawić dobre wrażenie. Chociaż tyle wypadało zrobić. - A ja za święty spokój - odszepnąłem siostrze. Miałem wrażenie, że dla niej najważniejsze są pieniądze i bonusy, a dla mnie ważny jest spokój. Nie lubiłem zbytnio zbędnego hałasu, piskliwych głosów i jak ktoś do mnie strasznie dużo mówił, a babka była uosobieniem słowa chaos. Była głośna, piła dużo martini i miała wiecznie wyszminkowane usta, które wprost uwielbiała odbijać na moim policzku z głośnym odgłosem, jakby ktoś odklejał glonojada od akwarium. Może właśnie dlatego wolałem kompletnie się od niej izolować. Bo jeśli jej nie widziałem, to raz dziennie wysyłała wyjca plus mnóstwo zbędnej makulatury, której nawet nie czytałem, tylko od razu rzucałem w kosz. - Dziękuję, Margo - odpowiedziałem cicho Puchoneczce, która była na tyle miła ażeby wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Wyciągnąłem swój nowiuśki podręcznik, otworzony tylko raz, żebym mógł go obłożyć szarym papierem, bo lubiłem szanować swoje rzeczy, zwłaszcza książki i w spisie treści znalazłem numer strony, by dokładnie na tej stronie otworzyć. Wróżenie z ptaków. Brzmi zaiste fascynująco. Wiedziałem, że Sałata to obrzydzi za 3, 2, 1... - Spędzasz za dużo czasu z Lanceley'em i robisz się taką samą sprośną świnią co on - odszepnąłem zanim wziąłem się za robotę. Spojrzałem w niebo i dzięki Merlinowi leciała jaskółka. Jaskółki znałem, chociaż orłem z ONMSu też nie byłem. Nie machał za bardzo skrzydłami, więc spoko. Zanurzyłem nos w podręczniku by bez problemu znaleźć odpowiedź. Mogę spodziewać się szczęśliwego związku i potomka, wróżba przeciągnie się w czasie, albo będzie miała długotrwałe skutki. Cudownie. Pasuje jak znalazł. Matka się ucieszy, ojciec jeszcze bardziej. Oby to jednak odłożyło się w czasie na dość długo. Dzieci krzyczą i płaczą, kobiety są za to pochłaniaczami czasu. Jednak jeśli tak będzie to super, znaczy to ni mniej ni więcej, że rodzicom udało się znaleźć czystokrwistą dziewkę z posagiem. Cudownie. Dobrze, że miałem podręcznik, bo nic bym nie zrobił sam. Po zakończonych zajęciach razem z siostrą nieśpiesznie wróciliśmy do zamku śmiejąc się po drodze z ptaków.
ptak: 8 - jaskółka lot: 2 interpretacja: 5 punkty w kuferku: 0
Luke naprawdę nie zwracał większej uwagi na nauczycielkę, ani na to co kazała im robić. Na ogół naprawdę starał się na zajęciach jak tylko mógł, ale nie miał żadnych aspiracji co do wróżbiarstwa i było kompletnie wszystko jedno czy mu pójdzie dobrze, czy trochę gorzej. Po prostu nie wierzył w taką niepotwierdzoną i mało konkretną magię, wolał rozwijać się w innych dziedzinach. - Na tyłek owszem, ale od razu trolla? Z moim urokiem osobistym nie zdobywa się takich ocen, mała - niezrażony powtórzył określenie z lekkim rozbawieniem. Lubił takie dziewczyny jak Sanne. Już pomijając szczegół, że ogólnie lubił dziewczyny, przy takich jak ona czuł się naprawdę dobrze i swobodnie. Nie dostawał jej uwagi może od razu na tacy, ale wiedział też, że może to w jakimś kierunku iść. To była bardzo swobodna znajomość, mogli pogadać praktycznie o wszystkim i całkiem nieźle się rozumieli. Potrafił nawet wyobrazić sobie tę jej fascynacje wróżbiarstwem, w końcu sam miał takie podejście do wielu innych (w jego mniemaniu dużo ważniejszych) przedmiotów, więc mniej więcej wyobrażał sobie, co nią kieruję. - Nie mam pojęcia co ty widzisz, w tej wątpliwej dziedzinie magii... - pokręcił głową, patrząc jak dziewczyna zaczyna wykonywać zadanie nauczycielki. On sam jakoś się do tego nie palił i skupił się na niej. - Przecież to zwykłe zmyślanie... Merlinie, kobieto! - aż podskoczył, jak dziewczyna nagle krzyknęła "Sowa", naprawdę głośno.- Ja rozumiem, że ten przedmiot cię pochłania, ale nie strasz normalnych ludzi.... - pokręcił głową rozbawiony. Nawet nie zauważył, kiedy nauczycielka skończyła zajęcia. Spojrzał na Sannę - Wyjątkowo się rozjaśniło teraz. Może zostaniemy jeszcze trochę?