Ten pokój z pewnością ucieszy miłośników herbat. Na wszystkich ścianach są ustawione w rządkach torebeczki ze wszystkimi herbatami świata, które w dodatku same się uzupełniają. Niestety, przygotowanie napoju nie jest już tak magiczne - w kącie stoi stary piecyk z kociołkiem, w którym to trzeba zagrzać wodę. Ta jednak zawsze się w nim znajduje i sama się uzupełnia, więc jeden problem z głowy! Możesz przysiąść na puchowym dywanie, albo niczym cywilizowany człowiek - przy jednym ze stolików.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Przygotowując herbatę, natykasz się na jedną, intensywnie purpurową, która okazała się wiśniowy gryfem, w wyniku czego otrzymałeś zastrzyk energii - Twoje zmęczenie znika, a przez Twoje dwa następne posty nie możesz usiedzieć w miejscu.
2 - niechcący usiadłeś na sakiewce. Po zajrzeniu do środka okazuje się, że jest tam 20 galeonów. Jeśli szukasz właściciela to Ci nie wychodzi - najbliższy obraz mamrocze pod nosem, że ta sakiewka leży tu już tydzień i żebyś wziął sobie, a nie marudził. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
3- Chwytasz za jedną z ziołowych herbatek; Yin i Yang pachnąca mango i miętą wydaje Ci się idealnym wyborem, by się zrelaksować. Wraz z kolejnymi łykami stajesz się bardziej senny (wszystko za sprawą dodatku waleriany), powieki same Ci się zamykają; nastrój ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa następne posty.
4- Masz wyjątkowego pecha - podczas przygotowywania herbaty niefortunnie wrząca woda wpada na Twoją rękę, w wyniku czego skórę okrywa czerwony, bolesny w dotyku rumieniec. Może nie jest to stan wymagający natychmiastowej pomocy, co nie zmienia faktu, że uporczywe pieczenie na pewno nie należy do najprzyjemniejszych; potrzebujesz odpowiedniego zaklęcia leczniczego okładów ze szczuroszczeta albo szybkiej wizyty w skrzydle szpitalnym (jeden post na minimum 2000 znaków, gdzie pielęgniarka udziela Ci pomocy).
5 - Eliksir Gregory'ego? Najwidoczniej. Ktoś musiał coś pomieszać, a przede wszystkim dodać go do już wyschniętych listków herbaty, którą przygotowałeś. Substancja ta powoduje, iż pierwsza osoba, na którą spojrzysz, staje się Twoim najlepszym przyjacielem do tego stopnia, że możesz rozmawiać z nią o wszystkim i o niczym. Efekt ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa-trzy następne posty.
6 - Na stoliku znajduje się nieznana książka, którą uczeń wcześniej zasiadający w Herbacianym Raju najwidoczniej pozostawił w wyniku nadmiernego pośpiechu. Gdy zaglądasz do niej.... Rzuć kostką: parzysta: dowiadujesz się tym samym ciekawostek z zakresu Zielarstwa. Otrzymujesz 1 punkt z tej dziedziny - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie; nieparzysta: niestety nachylając się filiżanka z herbatą wyślizguje Ci się z ręki i niszczysz książkę. Oby jej właściciel się o tym nie dowiedział...
Depresja u tak optymistycznej osoby? Ciężko byłoby w to uwierzyć. Może jednak faktycznie czasami powinna stanąć, zastanowić się, odetchnąć. Dać sobie na coś czas. Na razie jednak nie widziała takiej potrzeby. Uważała, że trzeba czerpać z życia i ze świata jak najwięcej. I ona to właśnie robiła. Chwytała każdy dzień i wykorzystywała go na maksa nie myśląc o przyszłości. Żeby jednak dostać dużo, trzeba wszystko robić szybko. - Daj znać, jak już zaczniesz myśleć penisem i będę musiała zwiewać - Zaśmiała się wyobrażając sobie takiego Blondaska jako wielkiego, napakowanego faceta myślącego wyłącznie tym jednym, konkretnym mięśniem, a nie swoim rozumem. W sumie wtedy nie różniłby się za bardzo od wielu, wielu facetów których miała okazję poznać. -Mam lokaja. Czuję się jak księżniczka - Stwierdziła ciesząc się bardzo z tego, że da się tak łatwo przekonać do zrobienia jej herbatki -Owocową, jakikolwiek smak - Poprosiła obserwując każdy jego ruch. Sama przy tym się nawet nie przesunęła. Po prostu przechylała i odginała głowę w jego stronę by nie stracić go z oczu nawet na chwilę. -Sobie też zrób, masz moje pozwolenie - Jak na księżniczkę przystało była bardzo wyrozumiała dla swojej służby, a już szczególnie dla ulubionego lokaja Chwilę później powiedziała coś jeszcze, co nagle wpadło jej do głowy -Jesteś nie do podrobienia, wiesz?
- Póki co staram się korzystać z mózgu - oznajmiłem, odwzajemniając śmiech gryfonki. Jakoś nie byłem w stanie myśleć penisem. Może mi to nie wychodziło, a może nie potrafię oceniać ludzi przez pryzmat wyglądu lub dzielić ich kategoriami w stylu "te puknę, te stuknę, a tej kijem nie dotknę". Raczej liczył się charakter i to, co dana osoba ma do powiedzenia. Chwilę krzątałem się po pokoju w poszukiwaniu idealnej herbaty owocowej, kiedy natomiast udało mi się takową odnaleźć, pochwyciłem za dwie torebki, te zaś rozerwałem, a ich zawartość w formie suszu owocowego (z malin i porzeczek) przesypałem do dwóch filiżanek, znalezionych gdzieś w okolicach piecyka z kociołkiem. Woda na szczęście cały czas się grzała, a więc me zadanie nie było nadmiar wymagające. - Dziękuję, Panienko - odparłem, napełniając filiżanki gorącą wodą, w równie teatralny sposób co przedtem dziękując Vittorii za udzielenie pozwolenia przygotowania herbaty dla siebie. - Masz na myśli coś w stylu "Philip - wyprodukowano w Chinach"? - zapytałem, nie mogąc już pozbyć się uśmiechu z twarzy, ledwo co dałem radę dotrzeć z herbatą w stanie nienaruszonym do dziewczyny. Szedłem bardzo mozolnie, cały czas pilnując się przed rozlaniem choćby odrobiny zawartości filiżanek na podłogę, aczkolwiek po kilku chwilach byłem już tam, gdzie być powinienem, a Titi otrzymała swoją herbatę owocową. Wygodnie po tym rozsiadłem się na puchowym dywanie, z lekka chuchając w kierunku napoju w celu jego schłodzenia.
Titi natomiast zdarzało się oceniać ludzi wyłącznie pod pryzmatem wyglądu. Z czasem jednak poznawała ich bliżej i w ten sposób korygowała swoją ocenę na bardziej lub mniej przychylną. Miała wśród znajomych takie jedno, małe, wychudzone nie wiadomo co, które traktowało ją trochę jak oprawce - szczerze mówiła dziewczynie co o niej myśli. Przy bliższym poznaniu jednak zyskiwała w oczach. Obserwowała go będąc ciekawa co też takiego wybierze. W międzyczasie zastanawiała się na jaką herbatę nie mogłaby patrzeć. Hm... Na taką z pigwą. Ciekawe, czy wybierze pigwę. Może to nie tak, że go sprawdzała, ale była ciekawa czy czyta jej w myślach przez cały czas, czy tylko od czasu do czasu. Poczekała aż wróci i odebrała od niego swoją cudnie pachnącą herbatkę - wcześniej nie chciała go rozpraszać, bo jeszcze by wylał czy coś. Szkoda herbaty. - To też - Odpowiedziała na jego zabawny komentarz ze śmiechem, a potem spokojniej dodała - Po prostu cieszę się, że wpadłam na ciebie na tych schodach - Dodała chcąc dać mu do zrozumienia co dokładnie miała na myśli. Zaraz potem napiła się herbatki i... To nie był dobry pomysł - Au, poparzyłam się w wargę - Mruknęła niezadowolona. No tak. Geniusz zamoczył usta we wrzątku kompletnie nie myśląc o tego konsekwencjach.
Na swych plecach odczuwałem wzrok Vittorii, z lekka pesząca była świadomość tego, że ktoś obserwuje każdy mój ruch, z drugiej zaś strony w pełni rozumiałem ciekawość gryfonki tyczącą się herbaty, jaką dla niej przygotowywałem. Wszakże mógłbym być psychopatą, który tylko czyha, aby dosypać tak pięknej damie coś do picia. No nie byłem. Przynajmniej jeszcze. W towarzystwie tej dziewczyny czuje się i tak wyjątkowo swobodnie, więc nie sprawiło mi to większego kłopotu. - Fajnie... Znaczy, miło słyszeć takie słowa. Nie na co dzień jest okazja - wyrzekłem, usta po tym lekko zamaczając w nieznacznie schłodzonej herbacie. Moim zamiarem było sprawdzenie czy napój osiągnął temperaturę zdatną do picia. Osiągnął. Niestety, nie wszyscy mieli tyle szczęścia, albowiem w okamgnieniu okazało się, iż Titi poparzyła sobie wargę. - Warto podmuchać, aromat kuszący, ale gorący może ciutkę zaszkodzić - wypowiedziawszy to zdanie, poczułem się niczym Philip dobra rada, choć moje rady były raczej brązowe, aniżeli złote, nie mam zdolności empatii. - Wszystko dzięki schodom, trzeba będzie im ładnie podziękować - zaśmiałem się, powtórnie nawiązując do naszego spotkania na schodach. Chociaż pomysł z dziękowaniem im za poznanie naszej dwójki nie był taki głupi. Zapewne komicznie wyglądalibyśmy w momencie dawania im kwiatków i czekoladek.
Otrucia by się po nim raczej nie spodziewała. W ich relacji to raczej ona jest tą, która by kogoś otruła w akcie otwartej nienawiści. Philipek jej zdaniem był.... Hm. Ona takich facetów nazywała "Cipciaki". Chodziło o takie słodkie ciapy, z którymi doskonale dogadywały się dziewczyny, ale sam nie miał żadnej. U, to trochę brzmi jak kumpel gej. Dobrze, że nie wpadła by mówić to na głos. Tak jednak go widziała w danej chwili. Pewnie jedynie widok jak przygważdża jakąś dziewczynę do ściany i zaczyna się z nią namiętnie całować mógłby zaburzyć ten obraz. Zabójcza herbata skutecznie uniemożliwiła dziewczynie rozmawianie na krótką chwilę. Za drugim razem jednak podmuchała zgodnie z radą napój i dopiero potem się napiła. No, od razu lepiej. Poza tym był na prawdę pyszna. -Jak kiedyś zginę, to dlatego że przez przypadek się sama zabije - Skomentowała nawiązując do swojego kalectwa i czasem działania zdecydowanie za szybko, bez pomyślenia. Tym razem to tylko słabe poparzenie, ale kto wie co wywinie innym razem? -[b]Za nic im nie będę dziękować, wredne potwory. Wybudujemy windę w Hogwarcie? - Zagaiła odstawiając herbatkę za granice dywanu i ponownie kładąc się. Tym razem głową na jego kolanach nie pytając go o przyzwolenie. Tak było zdecydowanie wygodniej i mogła się na niego gapić od dołu.
A więc serdecznie witamy Philipa w gronie słodkich ciap. A teraz tak na poważnie. W gruncie rzeczy utożsamiania mnie z osobą homoseksualną nigdy nie traktowałem jako obrazy. Jestem tolerancyjny. Na wszystko. Czasem mam wrażenie, że aż nazbyt. Nie należałem i raczej nie planuję należeć do żadnych ruchów LGBT lub czegoś w tym rodzaju, po prostu staram się nie wtryniać w łóżkowe sprawy innych ludzi. Jedynym co było w stanie zakłócić tą sielankę byli ludzie przenoszący swoje łóżkowe sprawy na ulice. Przesadna wymiana śliny, czasem aż do porzygu, w miejscach publicznych nie jest przyjemna dla oka. To tyczy się wszystkich, bez wyjątków. A dziewczyny... No cóż, co złego to nie ja. Może kiedyś trafi się ta jedyna, póki co trzeba czekać. Komentarz o przypadkowej śmierci Vittorii pozostawiłem bez słownej odpowiedzi, zareagowałem na niego jedynie serdecznym uśmiechem, nie do końca wiedząc jak powinienem postąpić. - A więc chcesz im za karę zrobić konkurencje w formie windy? Jasne, że się na to piszę - oznajmiłem, przy końcu wypowiedzi zaczynając się śmiać. Winda w szkole magii na pewno byłaby czymś oryginalnym. Do pełni szczęścia trzeba byłoby zamontować tam głośnik, z którego dwadzieścia cztery godziny na dobę puszczalibyśmy elevator music. Niespecjalnie przeszkadzał mi fakt, że dziewczyna postanowiła położyć głowę na moich kolanach. Mogła wybrać wygodniejsze miejsce, jak na przykład uda, ale skoro jej tak wygodnie, to co będę negował?
Skoro Philip tolerował Vittorię, to na prawdę był NAZBYT tolerancyjny. Ale to dobrze, taka cecha się chwali. Szczególnie w świecie czarodziei, gdzie co krok narzeka się na mugoli i prześladuje mugolaków wyzywając ich od szlam. Niestety Titi poniekąd rozumiała te uprzedzenia, bo sama miała taki stosunek do wili. I chroniła przed swoją siostrą każdego faceta z jakim przyszło jej utrzymywać dobre kontakty. Więc jeśli Blondasek będzie kiedyś w kontakcie z Deb to może być pewien, że przyleci superTiti i go uratuje. Hm... No to lepiej nie obserwować Tori gdy jest z kimś w związku. Wtedy można powiedzieć, że raczej nie miała zahamowań. Po prostu inni ludzie jej nie obchodzili. Ale była w stanie zrozumieć, że nie każdy chce na to patrzeć. Więc pewnie wystarczyłoby jej tylko zwrócić uwagę. Do teraz jednak nikt tego nie zrobił. -Dokładnie! - Potwierdziła iż właśnie to ma na myśli. Konkurencja, świetnie to ujął. Poza tym będą mogli omijać cholerne schody, które coś najwyraźniej do nich miały. No i leniwość znów wzięłaby górę. Toż to idealny plan. Generalnie przyszli tu żeby pogadać i dziewczyna niestety sobie o tym przypomniała. Widać było po jej twarzy, że nagle zgasła a zaraz za tym poszło pytanie. - Masz rodzeństwo?
Od czasu do czasu zdarzało mi się dumać nad tym czy moja tolerancja nadal jest tolerancją, a może jednak już obojętnością, powstałą w wyniku zbyt dużej wyrozumiałości względem unikalnej części społeczeństwa. Prawdopodobnie przyzwyczaiłem się do tego, że innych trzeba szanować, jeżeli oczekujemy wzajemności. - Zatem musisz jak najszybciej zrobić kurs koparki, kierowniczko - zaśmiałem się, winda nie mogła czekać, musimy stworzyć plany budowy, kupić kota i koparkę, to znaczy niezbędne rzeczy do tego typu przedsięwzięcia. Albo zmądrzeć. Też opcja. Przynajmniej koncepcja była dobra! - Czy mam rodzeństwo? - zawsze muszę powtarzać pytania? Mam wrażenie, że robię to notorycznie. - Niestety bądź stety nie mam - odpowiedziałem. Zupełnie nie wiem jak to jest mieć rodzeństwo, jestem jedynakiem, o czym właśnie Vittoria się dowiedziała. Zasadniczo to pasował mi taki układ, przynajmniej miałem spokój i nie musiałem nikogo niańczyć ewentualnie znosić starszej siostry czy brata. Moim rodzicom przypuszczalnie również odpowiadał taki porządek. Dwa plus jeden. Dwójka dzieci to już zbyt duży obowiązek, oni się do tego nie nadawali, nawet domu nie byli w stanie sami posprzątać, a ja to po nich odziedziczyłem.
Póki nie był dla Tori obojętny, to dziewczynę nie obchodziło jaki jest jego ogólny pogląd na temat tolerancji. W końcu gdyby zaczął ją traktować z dystansem czy sztuczną wyrozumiałością, to nie siedzieli by teraz w Herbaciarni dokuczając sobie i śmiejąc się ze swoich prywatnych, niezrozumiałych dla nikogo innego żartów. -Możemy poszukać w jakimś mugolskim internecie ile to kosztuje. Wiesz gdzie by się można było dobrać do komputera? - Zagaiła zastanawiając się, czy któryś ze znajomych mieszka w mugolskiej części Londynu. Nikt jednak nie przyszedł jej na myśl. Może jest tam jakaś kafejka internetowa? Ciekawe, czy jeszcze pamiętała jak się z tego korzysta. Ostatnim razem miała dostęp do kompa w wieku 9 lat! Po adopcji życie skupiło się już na magii, no ale czarodzieje nie używają koparek! -Ja bym jedną siostrę sprzedała, a drugą udusiła miłością. Więc to takie pół na pół. Stety i niestety jednocześnie - Powiedziała z lekkim uśmiechem. Nadal zastanawiała się, czy powiedzieć mu to, co jej ciąży. Powinna zwalać na głowę kogoś innego swoje problem? Zawsze to robiła. NA razie jednak zamiast tego zapytała krótko - Poznałeś może którąś z nich? Alice albo Debride Findabair?
- Możemy spróbować w którejś z Londyńskich bibliotek, tam zawsze są jakieś komputery - trochę czasu spędziłem w stolicy Wielkiej Brytanii, w końcu mieszkam w jej mugolskiej części, swoją znajomość miasta oceniam pozytywnie, przy odrobinie szczęścia może damy radę dotrzeć do celu żywi. Nigdy nie byłem fanem elektroniki i wszelakiej maści serwisów społecznościowych, a więc nawet podczas obecności w rodzinnym domu nie korzystałem z tego typu urządzeń zbyt często. Uznaje to za bezcelowe marnotrawienie czasu. - Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, coś o tym wiem - mruknąłem, odwzajemniając uśmiech dziewczyny. Choć muszę przyznać, że podczas ostatnich świąt starsi postarali się znaleźć trochę czasu i było nawet przyjemnie, to i tak byliśmy oddaleni od siebie w relacjach. Kto wie, może jeszcze uda nam się to nadrobić, lecz do tego potrzebna jest determinacja obu stron. - Alice, Debride? Niestety, nie miałem szansy poznać - znowu powtarzam pytania? Z każdym kolejnym razem śmieszy mnie to coraz bardziej, przynajmniej teraz muszę się opanować. Może miałem okazję minąć którąś z dziewcząt na korytarzu, choć nie jestem pewien, nie kojarzę ich. Póki co wolałem odpowiadać na pytania Vittorii, aniżeli ją wypytywać. Nie chciałbym jej osaczyć nadmierną ingerencją w sferę prywatną, której granice zna jedynie ona.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Okej, to widzimy się później! - powiedziała Bridget do starszej siostry, po czym wyszła z sali zaklęć i udała się wzdłuż korytarza. Musiała przyznać, że nie spodziewała się odczuwać takiego zmęczenia po zajęciach, tym bardziej po zaklęciach. Miała wrażenie, jakby bolał ją każdy neuron w mózgu oraz każdy mięsień w ciele. Możliwe, że przeziębiła się trochę ostatnio, przy ujemnych temperaturach nietrudno o przeziębienie, tym bardziej jeśli dostanie się solidną śnieżką w twarz. A Bridget dostała. Już dwa razy. Głównym winowajcą tego wszystkiego była młodsza siostra dziewczyny, Clara, która postawiła za cel bycie przy siostrze tak często jak to tylko możliwe, wliczając podróże do łazienki lub biblioteki. A ostatnio przeszła samą siebie, gdy szła za Bridget aż do sowiarni. Przez cały czas nie zamykała buzi, a gdy dotarły na miejsce była tak niesamowicie podekscytowana dużą liczbą sów w jednym miejscu, że spłoszyła praktycznie wszystkie ptaki, które obsypały Bridget zeschłą trawą, gałązkami, piórami i, o zgrozo, własnymi odchodami. Siostra męczyła ją już tak bardzo, że naprawdę traciła siły i cierpliwość do niej. Zastanawiała się, czemu Lotta nie przeżywała tego co ona, mimo że doskonale znała odpowiedź. Uznając, że życie na dziś jest zbyt przytłaczające, powlokła nogami w kierunku herbacianego raju, by zaznać choć odrobinę odpoczynku. Dla Bridget był to naprawdę istny raj - wygodne siedzenia, pyszna herbata, niewiedza Clary o tym miejscu... W środku siedziały może dwie lub trzy osoby, ale Puchonka średnio je kojarzyła, więc skierowała się w przeciwny, opustoszały róg pokoju. Odłożyła rzeczy i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu herbaty idealnej, zakasując przy tym rękawy szat. - Zielona z cytryną... Hm, nie. Rozgrzewająca ze śliwką i cynamonem? Całkiem nieźle, okej...
- Dobry plan. Poza tym nigdy tam nie byłam - Może z raz czy dwa miała okazję przejść się po mugolskiej dzielnicy. Były to jednak jedynie spacery podczas których obserwowała ludzi, wspominała swoje życie zanim sama dowiedziała się o magii. Nie miała aż tak wiele wspomnień z tego okresu jakby chciała. A co do serwisów społecznościowych? Mugolskie ją nie interesowały. Natomiast miała wizzbooka i korzystała z niego co jakiś czas. Najwyraźniej Philipek nie miał łatwo ze swoją rodziną. Skoro nie miał rodzeństwa, to pewnie jego rodzice potrafili ostro dać w kość. Z tego co jednak zauważyła i on większość czasu spędza w Hogwarcie, więc może sobie przynajmniej od nich odpocząć. Titi niestety nawet tutaj była skazana na towarzystwo swoich sióstr. Choć Alice nie stanowiła żadnego problemu, to na prawdę była kochana istotka. - Niestety... Raczej na szczęście. Gdybyś poznał Debride to właśnie byłbyś zajęty bieganiem za nią i ślinieniem się do niej - Mruknęła cicho. Fakt iż chłopak powtarzał pytania jakoś uszedł jej uwadze. Nie przeszkadzało jej to. Przynajmniej była pewna, że ją słucha i jest zainteresowany tym co Tori ma do powiedzenia. A do powiedzenia miała dużo jednak w pewnym momencie przestali być sami. Uniosła się z kolan Philipa widząc, że ktoś bezczelnie włazi im Herbacianego Raju. Od raz skrzywiła się widząc jakąś laskę. Poważnie?! Czy ludzie wszędzie muszą tak bezczelnie włazić do zamku? - No i nie pogadamy już - Powiedziała wcale nie szepcząc, ani nie kryjąc się z irytacją. Jak można tak wejść do kogoś i nawet się nie przywitać tylko od razu leźć do herbaty? No ja was proszę... Chamstwo się szerzy.
- Więc chyba masz okazję - odparłem z uśmiechem. Na twarzy miałem wręcz wymalowaną chęć wycieczki do Londynu. Dawno nie miałem okazji przechadzać się tak po prostu ulicami miasta. Brakowało mi tego. Wizzbook? Coś kojarzę, gdzieś dzwoni, ale nie wiem w którym kościele. Z rodzicami nie miałem łatwo. Nie są surowi. Ich największą wadą jest to, że zwykli być zajęci. Karierowicze. Dużo spraw na głowie. Wydawać by się mogło, iż uciekają w ten sposób od problemów, chowają się za obowiązkami, aby nie rozmawiać na temat sytuacji rodzinnej. Od rodziców odpoczywam całe życie ze wzajemnością. Czasem nawet zastanawiam się po kiego licha robili sobie dziecko? Żeby samo się sobą zajmowało? Niedorzeczność, ale to dla nich typowe. - Debride... A biegałbym za nią z własnej woli? - zapytałem, częściowo retorycznie, wszakże bez przymusu takich działań raczej bym nie podejmował, w mojej naturze nie leżało bieganie za dziewczynami i ślinienie się do nich. Powtarzanie pytań od jakiegoś czasu było moją zmorą. Na marne starałem się z tym walczyć, bowiem ostatecznie przegrywałem. Choć może faktycznie podkreślałem tym swoje zainteresowanie rozmową z Vittorią. Na wchodzącą dziewczynę nie zwróciłbym większej uwagi, gdyby nie stanowcza reakcja Titi. Ewidentnie zdawała się być z tego niezadowolona. Nieco speszony zaistniałą sytuacją oznajmiłem w miarę cicho - Możemy znaleźć bardziej odosobnione miejsce - następnie zapijając swoją wypowiedź herbatą. W końcu to od gryfonki zależało czy i gdzie będzie chciała rozmawiać na temat swojej rodziny.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Może różana... - mamrotała pod nosem kręcąc się w "swojej" części pokoju herbacianego, gdy nagle z zamyślenia wyrwał ją głos dziewczyny siedzącej na dywanie. Głos pełen pretensji i irytacji. Podobne tony wypowiedzi wywoływały u Bridget automatyczną reakcję powodując nagły ścisk w klatce piersiowej. Podniosła szybko głowę i ogarnęła siedzącą parę wzrokiem tak zakłopotanym i pełnym zdezorientowania, że musiała w tej chwili wyglądać, jakby ustały u niej wszelkie procesy myślowe. - Ojej... Ojej, ja was bardzo przepraszam, przeszkodziłam w czymś ważnym? - zapytała szybko, po drodze zjadając połowę końcówek, bo tak bardzo się zestresowała. Nienawidziła takich sytuacji, a zdarzały jej się dość często. Nie zliczy ile razy weszła w drogę zakochanym szukającym prywatności, dodatkowo jest pewna, że przynajmniej trzy razy była w życiu świadkiem handlu nielegalnymi substancjami i używkami między uczniami Hogwartu, nie wspominając już o niesamowicie dziwnym spotkaniu pewnego koła naukowego, na które wtargnęła zupełnie przypadkiem, bo nie wiedziała, że klasa na czwartym piętrze była zajęta tego dnia. Na jej policzki wstąpił szkarłatny rumieniec, a w głowie miała gonitwę myśli, co najlepiej byłoby zrobić w takiej sytuacji. Z jednej strony bardzo nie chciała stąd wychodzić, bo już zrobiła sobie nadzieję na dobrą herbatę i chwilę odpoczynku w wygodnym fotelu, ale z drugiej jedyną myślą, jaka pojawiała się w jej głowie było "UCIEKAJ". - Nie musicie zwracać na mnie uwagi, ja się zajmę swoimi sprawami, serio. Po prostu chciałam się napić dobrej herbaty... Naprawdę nie chciałam wam przeszkodzić, nie gniewajcie się na mnie, ja... - zawiesiła się w połowie zdania, gubiąc sens tego, co chciała im przekazać. Jej dłoń powędrowała do skroni. - Przepraszam, jestem zmęczona - dodała, wzdychając lekko. - Jak coś to mogę wyjść, serio - dodała z rezygnacją. W międzyczasie obrzuciła dokładniejszym spojrzeniem dziewczynę. - Masz bardzo ładne buty. O Merlinie, czy powiedziałam to na głos?
/Gdybym zwlekała z odpisem dłużej niż dzień to pozwalam mnie pominąć ;) Mam trochę na głowie/
-Jest w Londynie, w mugolskiej dzielnicy, coś jeszcze do obejrzenia? - Zapytała mając nadzieję, że jeśli faktycznie Philip zabierze ją na wycieczkę, to pokaże jej coś więcej niż zakurzoną bibliotekę i komputer. To byłaby świetna okazja na jakąś szaloną wyprawę! Nie miała jednak na nią jak na razie pomysłu, ale może za jakiś czas coś zaświta w tej jej małej główce. Kiedy Tori była mała wyobrażała sobie swoich rodziców i historię dlaczego ją zostawili. Dumała, że możesz jest księżniczką, ale ktoś napadł ich zamek i mama ukryła ją w sierocińcu. Marzyła, że kiedy sytuacja się uspokoi przyjadą po nią w karocy, a ona będzie nosiła piękną różową suknię! I diadem! Szybko z tego wyrosła, a wraz z utratą marzeń zaczęła sprawiać problemy wychowawcze. One natomiast sprawiły, ze nikt jej nie chciał wziąć do siebie. Dopiero jak miała 9 lat pojawiła się Chloe, która jakoś tolerowała jej zachowanie. -Nie. Jest wilą - Poinformowała Philipka krótko. Wydawała się być bardzo niezadowolona z tego faktu, ale trudno jej się dziwić. To na prawdę wielkie brzemię mieć taką siostrę. Późnej już nie wiele pogadali, bo przestali być sami. W przeciwieństwie do krukona ona zawsze reagowała głośno i ostro. Nawet przez chwilę gromiła wzrokiem przybyłą puchonkę. Ta jednak ani się nie boczyła, ani nie obraziła za jej gwałtowną reakcję. Wręcz przeciwnie. Przeprosiła. To nieco zaskoczyło Vittorię, jednak sprawiło iż szybko zeszło z niej zdenerwowanie. Uśmiechnęła się więc do przybysza. No dobrze, niech siedzi. Jeszcze nie raz będzie miała okazję porozmawiać z Blondaskiem. -Dzięki - Odpowiedziała już serdecznie na jej komplement - Nie przejmuj się. Ja jestem trochę przewrażliwiona. Jestem Titi - Przedstawiła się jak zwykle ksywką, a potem wskazała na krukona -A to jest Philipek - Dodała oczywiście jego również nie nazywając go imieniem czy nazwiskiem, a słodkim zdrobnieniem. Potem poszukała na ziemi swojej herbaty i napiła się jej. To co? Będą siedzieć w trójkę?
- Sporo miejsc - odparłem lapidarnie, zarazem z lekką dozą tajemniczości, chcąc w ten sposób poniekąd "napalić" dziewczynę na wycieczkę. Rzeczą oczywistą jest, że nie planuję zabrać jej jedynie do jakiejś tam biblioteki, w końcu będziemy w Londynie, a skoro Titi nigdy przedtem nie miała okazji do odwiedzenia naprawdę ciekawych miejsc, ktoś musiał ją do nich zabrać. - Ahm... Wila - mruknąłem w zaciekawieniu. Z jednej strony wyraziłem tym swoje zainteresowanie całą sprawą, z drugiej niechęć do nadmiernej ingerencji, której - jak już wiemy - nienawidzę. Wśród swoich znajomych nigdy nie miałem żadnej Wilii, nie wiem zatem jak w praktyce wygląda kontakt z taką osobą. I chyba nie chcę tego sprawdzać. Dziewczyna, która przed momentem weszła do pomieszczenia, przy tym całkowicie nas olewając, wydawała się być całkiem słodko zdezorientowana po tym, jak Vittoria negatywnie zareagowała na jej obecność, w dodatku wcale nie kryjąc swej irytacji. Wywołało to na mej twarzy przyjazny uśmiech, który skierowałem w jej stronę (Bridget). Na szczęście cała sytuacja się uspokoiła i przeszliśmy do wymiany imion. - Cześć, Philip - wydusiłem z siebie chwilę po przedstawieniu mnie przez gryfonkę. Wygląda na to, że będziemy mieli szansę do grupowej integracji. Jak ja to kocham. "Kocham". Nie, ale na serio, staram się nie kłamać.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Odetchnęła z ulga, gdy wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił i teraz przedstawiał uśmiech i lekkie zaciekawienie, a nie zmarszczone brwi i ogólną irytację. Bridget miała wrażenie, że jej ciało jakby samoistnie wykonało ruch, jakby coś z siebie zrzucała. Kryzys zażegnany, uf! - Bridget, Bridget Hudson - przedstawiła się szybko i uśmiechnęła szeroko do pary. Titi wydała się jej sympatyczną dziewczyną i w porównaniu do chłopaka była zdecydowanie bardziej dzika i nieokiełznana. Tacy ludzie czasem onieśmielali Bridget, bo mimo że sama bardzo lubiła udzielać się towarzysko, chodzić na imprezy i różne spotkania, integrować się, to zawsze znalazł się ktoś znacznie bardziej przebojowy, kto kierował na siebie całą uwagę tłumu. Phillip natomiast stanowił przy Gryfonce istną oazę spokoju, zdystansowany i spokojny, jakby zaistniała sytuacja w ogóle nie wywarła na nim wrażenie. Bridget była mu za to bardzo wdzięczna, zdecydowanie lżej było jej na duszy, że w sumie to nie zrobiła nic takiego. Ucieszyła się też, że kryzys został szybko zażegnany (zdecydowanie szybciej niż sądziła, początkowa postawa nowej koleżanki mówiła jej, że będzie musiała dłużej się tłumaczyć, przepraszać, wyjść, a w ogóle to już w myślach miała wizję, że w ten sposób zdobywa swojego pierwszego wroga w życiu, haha). - Tooo... Skoro jednak mogę wam chwilę poprzeszkadzać, może polecicie mi jakąś herbatę? Waham się między pomarańczą a różą - powiedziała, zerkając ukradkiem na filiżankę dziewczyny. - Jesteście studentami, prawda? - zapytała jeszcze, żeby się upewnić. Czasem widywała te twarze, owszem, ale raczej nie na zajęciach, więc prawdopodobnie albo byli starsi od niej, albo realizowali zupełnie inne przedmioty.
- To odwiedzimy wszystkie Blondasku! - Zapowiedziała mu z góry sprawiając, że jej entuzjazm jeszcze bardziej wzrósł. Co za kobieta. Szczeniaczki się tak nie cieszą z powrotu pana, jak ona z byle powodu. Choć wycieczka z Filipkiem, to nie jest byle co! Będzie ekscytująco i co najważniejsze - zabawnie. Przy nim zdecydowanie się nie dało zachować na dłużej powagi, więc będą śmiać się idąc ulicami i zwracać na siebie uwagę. Przynajmniej ona, bo miała gdzieś kto coś o niej mówił. -Wila nimfomanka - Pogłębiła jego wiedzę dając mu tym samym do zrozumienia, że względem niej jak najbardziej może być trochę bardziej wścibski. Nie obrazi się, nie będzie krzyczeć. Jakie tam Philip. Philipek i tyle. Wyszczerzyła się do chłopaka, gdy ten poprawił to, jak go przedstawiła. No dobrze. Nie każdy lubił jak się go tak oficjalnie zdrobniło,więc postara się troszkę pohamować. Nieokiełznana Titi... Fajna ksywa. To bardzo dobre słowo. Świetnie ją określało. Wprawdzie kilka sytuacji zmieni jej podejście do życia i dziewczyna trochę się zmieni. Stanie się to jednak w niedalekiej przyszłości (ad. Spoiler ). Na razie jednak trudno było ją jakkolwiek ogarnąć. -Ja się nie znam, dlatego mam prywatnego herbaciarza - To mówiąc wskazała kciukiem na Philipa i z podobną jak wcześniej bezczelnością położyła się na jego kolanach. Odebrała mu szansę ucieczki. Niech chociaż chwilkę pobędzie w 'tłumie'. Potem może iść. Nie będzie go zmuszać do czegoś, czego nie lubi. -Tak, ja II rok - Odpowiedziała krótko na jej pytanie na temat studiów. No właśnie. Na którym roku był krukon? Albo zapomniała, albo nie zdążyła go jeszcze o to zapytać.
- No raczej - dodałem z entuzjazmem, już ciesząc się na możliwość spędzenia kilku godzin w rodzinnym mieście w tak doborowym towarzystwie. Choćby skały sra... Znaczy, na pewno nie będzie to nudna wycieczka, nie ma opcji. Przy Titi nie sposób było się nudzić. Żebyśmy tylko nie skończyli w którymś z londyńskich aresztów, mógłby być przypał. - Aż tak? - zapytałem retorycznie, nie oczekując odpowiedzi. - Wiesz, nie chciałbym się wtrącać, ale może opowiesz mi o jakimś miłym wspomnieniu, związanym z Alice? - dodałem, trochę chcąc odejść od tematu złej siostry. Rozmowa o niej nie była dla mnie problemem, ale mogła przywracać na myśl te nie najlepsze chwile. A tego nikt z nas raczej nie chciał. Stąd temat drugiej siostry - w moim mniemaniu - dobrej. Może wspominki z nią związane przyniosą bardziej pozytywną refleksję? Chyba zrobiło się jakoś swobodniej. Absolutnie nie było moją intencją poprawianie Vittorii. W tym momencie byłem tak zamyślony, że nawet nie zwróciłem uwagi na to, że zostałem już przedstawiony i z rozbiegu podałem swoje pełne imię. Nie przyzwyczajony jestem do mówienia "Cześć, Philipek" na pierwszym spotkaniu. Ale może warto zacząć? - My raczymy się herbatą z suszu owocowego z malin i porzeczek - oznajmiłem teatralnym tonem, zaraz po przypisaniu mi roli herbaciarza. Nie było to dla mnie żadną ujmą, a okazją do kolejnych śmieszków. - Napój Bogów, warta polecenia - dokończyłem z równie sztuczną powagą głosu. Ucieczka raczej nie była moim zamierzeniem, a że dziewczyna znów położyła się na moich kolanach? Mnie to nie przeszkadza, skoro jej tak wygodnie - dlaczego nie? - Pierwszy rok studiów - i wyszło na jaw, że gryfonka jest starsza! Zawadzało mi to? Skądże. Liczę na to, że jej również nie będzie to przeszkadzało. - A Ty, Bridget? - zapytałem z zaciekawieniem, bowiem wydawała się być mniej-więcej w naszym wieku.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Poważnie znasz się na herbatach? - zapytała Bridget, nie kryjąc lekkiego podekscytowania. Ona sama nie znała się ani na herbatach, ani na kawach, ani na żadnych innych specjalnych napojach. W tym temacie była wyłącznie smakoszem, a to i tak zbyt wyszukane słowo. Przepadała za dobrymi herbatami, ale nigdy nie wiedziała, na jaką ma ochotę i czy ta malinowa jest lepsza niż tamta i czy w tej z dodatkiem miodu naprawdę czuć różnicę. Na alkoholach też się nie znała, niestety i często padała ofiarą tej niewiedzy, bo znajomi podrzucali jej dziwne mieszanki, trunki nie z tej ziemi i wmawiali jej, że to coś super pysznego, a ona ledwo zatrzymywała płyn w przełyku. - Możliwe, że też się na nią skuszę. Jeśli tylko powiedzielibyście mi, skąd ją wzięliście? Zanim przekopię wszystkie te półeczki zdąży wybić północ - powiedziała z uśmiechem. No i prawdopodobnie jej powiedzieli, więc ruszyła we wskazanym kierunku, wyciągnęła torebkę z szukaną herbatą, po czym nastawiła czajnik z wodą. - Tak myślałam, że jesteście starsi. Średnio kojarzę was z jakichkolwiek zajęć. Ja jestem na VII roku, niedługo owutemy - odpowiedziała i zrobiła nieco zbolałą minę. Sama myśl o egzaminach wywoływała u niej to bardzo dziwne uczucie ściskania w żołądku. Miała nadzieję, że jakoś jej to pójdzie i nie zawiedzie nikogo, szczególnie że jej starszej siostrze się udało. Nie chciałaby być gorsza i na pewno nie chciałaby kończyć swojej nauki w Hogwarcie na siódmej klasie. Za bardzo kochała to miejsce, by móc pozwolić sobie na opuszczenie go. - Może nie chcecie gadać o takich sprawach, bo rozumiem, że was to już nie dotyczy i możecie uznać, że to mega nudne, ale powiedzcie mi, serio jest tak ciężko jak mówią? - zapytała, szukając nieco oparcia w ich spojrzeniach. I woda pewnie zdążyła zawrzeć, więc dokończyła robienie herbaty i usiadła gdzieś w pobliżu dywanu, ale na fotelu. Niezbyt przepadała za siedzeniem na podłodze.
/Musze uciec wam z rozmowy Bo jestem już masę wątków do przodu, gdzie Titka jest trochę inną osobą i trudno mi się nią tu pisze/
- Alice jest małym, słodkim i starszym ode mnie berbeciem, któremu obcinałam włosy jak byłyśmy małe - Niezłe "miłe wspomnienie", prawda? A jednak dokuczanie siostrze było dla Titi niegdyś pewnego rodzaju odskocznią od problemów z zaaklimatyzowaniem się w nowym domu. I fakt iż puchonka nigdy jej nie znienawidziła sprawiał, że z czasem na prawdę mocno się pokochały. W każdym razie na myśl o tym od razu się rozjaśniła. Bridget wydawała się cechować dziecięcą naiwnością. Tori od razu zauważyła, że jej ulubiony Śmieszek Blondasek znów sobie stroi żarciki. Tymczasem ta była tak bardzo przejęta, że ma do czynienia z mistrzem herbaty, czy coś. Zaśmiała się. Chyba faktycznie nie każdy rozumie ten ich chory humor. -Nie przejmuj się egzaminami końcowymi. Zdać je, to nie problem. Ja się nigdy nie uczę, a jak widzisz zdałam - Nie zamierzała mówić, że większość na Okropne, a niektóre zakończyły się Trollem. Dostała się na studia? Dostała. A że jest leniwa i nie widzi potrzeby w zakuwaniu, przez co nie miała żadnego wybitnego na świadectwie, to inna kwestia. -Dobra kochani. Zbieram się załatwiać sprawy nie cierpiące zwłoki - Poinformowała tę dwójkę, po czym Philip dostał na pożegnanie wielkiego buziaka w policzek, a do puchonki pomachała wesoło. Coś tam jeszcze powiedziała Krukonowi, że ma jej dać znać kiedy wybierają się na wyprawę. Potem opuściła herbaciarnię. Cóż. To na prawdę nieobliczalna kobieta, która niektóre rzeczy robi ta szybko, że nawet człowiek nie nadąża ogarnąć tego umysłem.
- Niestety nie... Tak pisało na opakowaniu - uśmiechnąłem się przyjaźnie do Bridget, wewnątrz jednak nie czując się za dobrze z tym, że dziewczyna uwierzyła w moje śmieszki. Poczucie winy? Jakaś nowość totalna. Zupełnie nie znam się na herbatach, do naszych kubków w zasadzie wsadziłem to, co pierwsze wpadło mi w ręce i wydawało się być owocowe. Mimo tego, że jestem Brytyjczykiem, nigdy nazbyt nie przepadałem za herbatą, jakoś tak wyszło. Oczywiście wskazałem Bridget półkę, na której znalazłem torebki z naszym brązowym napojem bogów. Nie było potrzeby, aby tułała się po pomieszczeniu, nie mogąc ich znaleźć. - Grunt to się nie stresować. Łatwo powiedzieć - wiem, ale warto wyluzować przed takimi sprawami - ponownie uruchamia się we mnie tryb Philipa dobrej rady, którego szczerze nienawidzę. Po udzielaniu "złotych" rad zawsze dręczą mnie wyrzuty sumienia. Serio. Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Choć przyznać muszę, ze takie swobodne podejście do niektórych sytuacji często mogło uratować pupę. - Do zobaczenia - odparłem zaraz po tym, jak otrzymałem soczystego buziaka w policzek od Titi. Jakież to rozkoszne. Raczej nie spotykały mnie takie pożegnania, a szkoda, są iście przyjemne. I zostaliśmy we dwójkę. Trochę speszony całą zaistniałą sytuacją, wyrzekłem - Wiesz, Bridget... Na mnie też już pora, trzymaj się, no nie - po czym również opuściłem herbaciarnię. Nie, że nie chciałem tutaj zostać, po prostu - nie znam jej za bardzo, nie wiem o czym mielibyśmy rozmawiać, a siedzenia w ciszy szczerze nie znoszę.
Cisza na korytarzu III piętra została przerwana przez wesołe gwizdanie. Młody Arveen zadowolony z poprawnego wykonania eliksiru z dobrym humorem wyszedł z Pustej Klasy. Do gwizdania dorzucił skoczny krok i bujanie się do rytmu. Podczas jego 3 godzinnego maratonu odmierzania składników i mieszania zrobił się nieco spragniony. Był bardzo blisko słynnego Herbacianego Raju, więc dlaczego by nie wejść i zwilżyć suchy język? Nie spodziewając się innych osób nie zmienił swojego głupkowatego zachowania. Skierował się do pojemników z herbatą, podpalił pod czajnikiem i czekał na wodę. Czas gotowania spędził na tańcu w miejscu, gwizd zamienił na ciche śpiewanie "Rocky road to Dublin" i spędził jakieś 5 min w nieświadomości o obecności Bridget. Dopiero kiedy zaparzył herbatę i odwrócił się w kierunku stolików przeżył mały zawał serca i wypuścił kubek z rąk. Ten spadł na ziemię, rozbił się a wrzątek wylał się na buty Williama. -Kur...-powstrzymał siłą woli przekleństwo i szybko ściągnął buty. Wyciągnął różdżkę, naprawił kubek, schłodził swoje stopy i zmniejszył dolegliwości bólowe. Wytarł łzy które zamazały mu widok i głęboko westchnął. -Błagam nie rób tego więcej. Zaraz...my się przypadkiem nie znamy? Widziałem Cie chyba parę razy w pokoju wspólnym. Jestem William, od dziś z przydomkiem Piekące Stopy.- skłonił się z łobuzerskim uśmiechem próbując zapomnieć o wpadce. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie przy znajomości. Dziki taniec, tchórz i fajtłapa.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Nie ma sensu już przytaczać wcześniejszych rozmów, jako że nie trwały one długo, ani nie wnosiły nic ciekawego do fabuły. Vittoria szybko się ulotniła, Phillip chyba nie miał zamiaru towarzyszyć Bridget przy herbacie, więc też poszedł i dziewczyna została sama w pokoju. Westchnęła cicho i upiła łyk herbaty - była niezła. Szybko odpłynęła myślami, zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, opierając się wygodnie w fotelu. Tę sielankę przerwał dźwięk kroków na korytarzu i entuzjastyczne gwizdanie. Bridget otworzyła jedno oko i zerknęła w stronę drzwi, przez które przeszedł bardzo wysoki chłopak. Od samego początku obrócił się tyłem w jej stronę, więc zdecydowanie nie widział szerokiego uśmiechu na jej twarzy, gdy oglądała jego podrygiwanie i słuchała podśpiewywania. Nie wiedziała, co to była za piosenka, ale mimowolnie zaczęła ruszać nogą. Zastanawiała się przez chwilę, czy powiadomić go o swojej obecności w pomieszczeniu, lecz z drugiej strony chciała zobaczyć, co jeszcze zrobi nieznajomy. Nie minęło 5 minut i Puchon odwrócił się w jej stronę, najwyraźniej dostał zawału i filiżanka herbaty upadła z brzękiem na podłogę. Bridget zasłoniła usta ręką i wydała z siebie zduszony okrzyk, po czym hamując śmiech na widok zbolałej miny chłopaka, zapytała: - Merlinie, nic Ci nie jest? - Ale w tej pozbierał się w sobie i posprzątał bałagan. - Hej, przecież nic nie zrobiłam - powiedziała w swojej obronie, bo fakt faktem, nie uczyniła nic złego. - Też się kojarzę, panie Piekące Stopy. Ja jestem Bridget - przedstawiła się i uśmiechnęła na widok ukłonu. - Co tam sobie podśpiewywałeś?
-Merlinowi nic nie jest, znam parę sztuczek.- wyszczerzył zęby w uśmiechu nawiązując do jej pierwszego komentarza. To był właśnie urok Williama, wszystko próbował obrócić w żart, a im ten był głupszy tym szerzej się szczerzył. U osób którego go nie znały zazwyczaj wyrabiał sobie opinię wiejskiego głupka, w przypadku Bridget raczej uniknie tego krzywdzącego osądu. Jeśli nie to trudno, jakoś wytrzyma korytarzowe podśmiewania o piekących stopach. -I właśnie w tym tkwi problem szanowna Bridget. Powinnaś dać głos! Moment, nie zabrzmiało to zbyt ładnie, eee..powinnaś się odezwać, o!- kolejna wtopa, zwrócił się do dziewczyny jak do psa i cały poczerwieniał na twarzy. Czy ten eliksir nie wydzielał jakichś oparów, których skutkiem ubocznym jest pech? Musi poczytać o tym w książce, bo coś mu się ta sytuacja nie podoba. Jeszcze go zaraz dziewczyna pobije czy coś. -A taką jedną mugolską piosenkę. Na feriach zimowych oglądałem film gdzie była jako ścieżka dźwiękowa.- zastanowił się krótko, czy nie wytłumaczyć co to jest film, ale wolał się na chwilę obecną wstrzymać. Nie chciał, by po jego wcześniejszych słowach uznała dodatkowo, że ma ją za osobę o niskiej inteligencji.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zaśmiała się serdecznie z żartu chłopaka i wcale nie miała go za wiejskiego głupka! Nawet zaryzykuję stwierdzeniem, że całkiem przypadło jej do gustu jego poczucie humoru, bo definitywnie nadawali na podobnych falach. - Szczęściarz z tego Merlina, że jesteś w pogotowiu - odparła. Może sama nie była zbyt dobra w podtrzymywaniu żartobliwych konwersacji, ale przynajmniej starała się. Na pewno nie chciała pozostawić humorystycznych uwag bez odpowiedzi, bo z doświadczenia wiedziała, że reakcja polegająca na samym śmianiu lub co gorsza milczeniu wywoływała u żartującego nieprzyjemne uczucie w żołądku. Chociaż możliwe, że to tylko w przypadku Puchonki. - Dać głos? Woof? - Śmieszne, śmieszne, wcale nie obraziła się, że zwrócił się do niej w ten sposób. Bridget miała dość duży dystans do siebie i jeśli czyjeś żarty nie wchodziły na zbyt prywatne sfery życia dziewczyny, nie miała z nimi w ogóle problemu. Przekrzywiła lekko głowę, słuchając jego słów i zaczęła się zastanawiać, czy wie, czym jest film, bo wydawało jej się, że ktoś kiedyś jej to tłumaczył, ale jeszcze nigdy nie widziała filmu na własne oczy i zastanawiała się, czy jej wyobrażenia dorównują rzeczywistości. Lub raczej na odwrót. - Film to takie ruszające się zdjęcia z dźwiękiem, co nie? - zapytała, by się upewnić. - Niestety piosenki nie znam. W ogóle nie znam mugolskich zespołów - dodała ze smutkiem w głosie, bo piosenka naprawdę jej się spodobała, a niestety nie miała zielonego pojęcia, o czym William mówił. Nie pochodziła z zupełnie czystokrwistej rodziny, ale wszyscy jej najbliżsi krewni byli czarodziejami, do tego wychowała się na magicznej ulicy, a jedyna styczność, którą miała ze światem mugoli to sporadyczne spacery po Londynie i wtedy w dzieciństwie, kiedy ćwiczyła balet.