Ten pokój z pewnością ucieszy miłośników herbat. Na wszystkich ścianach są ustawione w rządkach torebeczki ze wszystkimi herbatami świata, które w dodatku same się uzupełniają. Niestety, przygotowanie napoju nie jest już tak magiczne - w kącie stoi stary piecyk z kociołkiem, w którym to trzeba zagrzać wodę. Ta jednak zawsze się w nim znajduje i sama się uzupełnia, więc jeden problem z głowy! Możesz przysiąść na puchowym dywanie, albo niczym cywilizowany człowiek - przy jednym ze stolików.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Przygotowując herbatę, natykasz się na jedną, intensywnie purpurową, która okazała się wiśniowy gryfem, w wyniku czego otrzymałeś zastrzyk energii - Twoje zmęczenie znika, a przez Twoje dwa następne posty nie możesz usiedzieć w miejscu.
2 - niechcący usiadłeś na sakiewce. Po zajrzeniu do środka okazuje się, że jest tam 20 galeonów. Jeśli szukasz właściciela to Ci nie wychodzi - najbliższy obraz mamrocze pod nosem, że ta sakiewka leży tu już tydzień i żebyś wziął sobie, a nie marudził. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
3- Chwytasz za jedną z ziołowych herbatek; Yin i Yang pachnąca mango i miętą wydaje Ci się idealnym wyborem, by się zrelaksować. Wraz z kolejnymi łykami stajesz się bardziej senny (wszystko za sprawą dodatku waleriany), powieki same Ci się zamykają; nastrój ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa następne posty.
4- Masz wyjątkowego pecha - podczas przygotowywania herbaty niefortunnie wrząca woda wpada na Twoją rękę, w wyniku czego skórę okrywa czerwony, bolesny w dotyku rumieniec. Może nie jest to stan wymagający natychmiastowej pomocy, co nie zmienia faktu, że uporczywe pieczenie na pewno nie należy do najprzyjemniejszych; potrzebujesz odpowiedniego zaklęcia leczniczego okładów ze szczuroszczeta albo szybkiej wizyty w skrzydle szpitalnym (jeden post na minimum 2000 znaków, gdzie pielęgniarka udziela Ci pomocy).
5 - Eliksir Gregory'ego? Najwidoczniej. Ktoś musiał coś pomieszać, a przede wszystkim dodać go do już wyschniętych listków herbaty, którą przygotowałeś. Substancja ta powoduje, iż pierwsza osoba, na którą spojrzysz, staje się Twoim najlepszym przyjacielem do tego stopnia, że możesz rozmawiać z nią o wszystkim i o niczym. Efekt ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa-trzy następne posty.
6 - Na stoliku znajduje się nieznana książka, którą uczeń wcześniej zasiadający w Herbacianym Raju najwidoczniej pozostawił w wyniku nadmiernego pośpiechu. Gdy zaglądasz do niej.... Rzuć kostką: parzysta: dowiadujesz się tym samym ciekawostek z zakresu Zielarstwa. Otrzymujesz 1 punkt z tej dziedziny - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie; nieparzysta: niestety nachylając się filiżanka z herbatą wyślizguje Ci się z ręki i niszczysz książkę. Oby jej właściciel się o tym nie dowiedział...
Akurat rozpuszczała uprzednio spięte włosy, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała w tamtym kierunku i od razu pożałowała, że ma na sobie zwykły krótki top. I do tego mokry! -Nie, dziękuję, wiesz, nie wiem jak ty, ale ja jeszcze potrafię poradzić sobie ze spodniami. A te nie są aż tak mokre, żebym musiała przed tobą paradować w samej bieliźnie.- odpowiedziała z cynicznym usmiechem. Chciaż fatycznie, z nogawek jeszcze kapała woda. Dlatego stanęła bardzo blisko piecyka, by jak najszybciej sie osuszyć. Popijając gorącą herbatkę znów spojrzała na Elliota. -A ciebie co tu sprowadza? Bo jeśli czekasz na randke to chyba raczej nic z tego.- odpowiedziała i uśmiechneła się złosliwie. Nie miała zamiaru nigdzie się stąd ruszać, dlatego jeśli Elliot chce się seksić z jakąś panną i nie zostać przy tym "przypadkowo" oblanym wrzącą herbatą, to lepiej niech zmieni miejscówkę.
Przyglądał się jej uważnie przez dłuższą chwilę. Wyglądała kusząco taka cała mokra. Uśmiechnął się lubieżnie, obnażając białe zęby. Niebieskie oczyska mu zabłysły, a ręce aż chciały się o siebie otrzeć. -Spokojnie, chciałem tylko pomóc. Szczerzył się wciąż w jej stronę, rozłożył ręce w bezradnym geście i wzruszył ramionami. -Mi się jednak wydaje, że lepiej jak je zdejmiesz i rozwiesisz, bo jednak wydaje mi się, że są aż tak mokre. Zresztą zaraz sam to sprawdzę. Był z niego namolny typek, ale z tą panną to się wyjątkowo lubił użerać. Zrobił kilka kroków w jej stronę. Stanął tuż przednią i zaśmiał się. -Nie myśl, że tylko randki mi w głowie, ale jeżeli chcesz to Ty możesz stać się teraz moją. Nie czekał tu na żadną ze swoich kochanek, panienek ani obsesji. Chciał pomyśleć, ale widok Gryfonki skutecznie popsuł mu te plany, a jego mózg zaczął intensywnie pracować nad planem dobrania się do niej. Wyjął jej porcelanę z dłoni i upił sporego łyka. -Dobre. Odstawił herbatę w bezpieczne miejsce, a sam przybliżył się do niej jeszcze bardziej, obejmując dłońmi jej biodra. -Więc co z tą randką?
Ah ten Elliot! Bezczelny i pewny siebie jak zwykle. Niewiedzieć czemu tak się uparł, żeby zdobyć Karin. No fakt, każdy wiedział, że gryfonka lubi się zabawić, ale nienawidziła, gdy facet chciał ją posiąść przez swoje widzi-mi-się. O nie, nie, nie była przeciez w Meksyku. Tutaj to ona wybierała swoich kochanków i to ona decydowała kiedy którego z nich wykożysta. A Elliot jeszcze tego nie pojął, dlatego też Karin była dla niego nie do zdobycia. Przynajmniej na razie. -Nie martw się, tutaj jest ciepło, więc zaraz wyschnę. Ale dziękuję za troskę.- powiedziała z przekąsem uśmiechając sie półgębkiem. Gdy stwierdził, że to ona może zostać jego partnerką na dzisiajszą randkę zaśmiała się. O nie, nie. Nie dzisiaj. Jakimś dziwnym trafem nie miała dzisiaj ochoty na zabawy tego typu. Nim się obejrzała chłopak zabrał jej filizankę. -Ej! Zrób sobie swoją!- Zaprotestowała, ale pan Dolan już zdążył sie napić. Chłopak odstawił herbatkę i podszedł do niej jeszcze bliżej, kładąc jej dłonie na biodrach. Karin położyła dłonie na jego przedramionach i pogładziła je pieszczotliwie. Patrząc chłopakowi wciąż w oczy, jej prawe kolano powędrowało do góry, delikatnie, aczkolwiek dość sinie, by Ślizgon zrozumiał przesłanie, udeżyła nim w jego krocze. -Ja nie bedę jej główną atrakcją.- odpowiedziała pytanie o randkę i wyswobodziła się z jego objęć, by przygotować sobie nową herbatkę.
Taki jego urok, był pewny siebie, bo czemu by nie. Brakowało mu chyba jedynie ogłady, ale i na to nie zwracał uwagi. Stwierdził, że może mieć każdą i się uparcie tego trzymał mimo iż było inaczej. Kto by się tam tym jednak przejmował? Bezczelny był, bo to miał wpisane wielkimi literami w charakter. Uważał, że należy mu się wszystko, jednym słowem dupek. Niech się Karin nie dziwi, że też znalazła się na jego liście, w końcu była ładna i chyba nie jeden się za nią oglądał. Z tym, że on był wybitnie bezpośredni. Pozwolił sobie nawet zabrać jej ciepły napój, aby się samemu ogrzać, w końcu spacer po błoniach mimo iż z parasolem wyziębił nawet jego organizm. -Po co jak mogę mieć Twoją? Zaśmiała się, gdyby tylko wiedział, że niedługo mu ten uśmieszek zrzednie. Trzymał ją za kuszące bioderka i już chciał się do niej śmielej dobierać kiedy ona załapała do za ramiona. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechy myśląc, że dziewczę w końcu zmieni co do niego zdanie. Oj, przeliczył się biedny i nim mógł jakoś na to zareagować oberwał w najczulsze miejsce. Natychmiast zabrał łapy z jej bioder i skulił się nieco, sycząc pod nosem. Po chwili się wyprostował z nietęgą miną. -A szkoda, zapowiadało się tak... ostro. Zaśmiał się cicho, mimo iż do śmiechu wcale mu nie było. Jednak wyznawał zasadę `dobra mina do złej gry`. Więc znów zabłysnął szelmowskim uśmiechem przed nią. I skierował się do jednego ze stolików. Klapnął na niego ciężko. I wbijał zimne spojrzenie swoich oczu w jej ciało. -Jak to z Tobą właściwie jest Karin. Zawsze taka niedostępna, czy tylko ja Ci aż tak działam na nerwy?
Oj wiedziała, że zaboli. No i przy okazji uzyskała zamierzany efekt. Chłopak odsunęła się i usiadła jakby nigdy nic. A nasza Gyfonka uśmiechneła sie triumfalnie. No cóż poradzić, że lubiła się podroczyć i była wredna? Niech Elliot nie myśli, że tylko on potrafi pokazać pazurki. -Ha! Sory Słonko, nie tym razem.- powiedziała chichocząc. Zalała drugą porcję herbacianego suszu wrzącą wodą i odczekaął aż sie zapaży. Gdy płyn stobił się mocno czerwony, podmuchała delikatnie i upiła łyk. Oj tak, tego było jej trzeba. Ze spodni przestało już kapać, jednak dalej były mocno wigotne. Nie przeszkadzało to jednak Karin, bo zamiast grzać się dalej usiadła w fotelu na przeciwko Ślizgona. -A nie pomyślałeś, że może trafiasz zawsze na złe momenty?- spytała popijając parujący płyn.
Świetny dzień, a przynajmniej tak mu się zdawało. Albo może i nie zdawało... oh, nieźle to poplątałam. Chodzi o to, że Jim był w wspaniałym humorze. Zapewne było to spowodowane otrzymaniem tego listu. Tak, Mathildle wreszcie się odezwała. Tęsknił, a nie był w stanie napisać do niej listu, to przecież takie banalne. Na całe szczęście zrobiła to ona. Znalazł się w Herbacianym Raju. Uważał, że to odpowiednie miejsce. Można wypić herbatkę, pogadać. W sam raz na jakieś przyjacielskie spotkania! Od razu gdy wszedł do tego pomieszczenia przymknął oczy i uniósł głowę do góry. Dlaczego on tutaj nie zagląda częściej? Właściwie to może z braku czasu? Nie... odpada, ostatnio ma dużo czasu. No to może zapomniał? To już bardziej możliwe. W dłoni trzymał jakąś paczuszkę, niewielką. Ah tak prezent! Co prawda święta już minęły, ale nie miał okazji wcześniej jej tego wręczyć. Prezent skromny, ale chyba liczy się pamięć. Czekał... powinna pojawić się lada moment! Chyba powinien zrobić herbatę. Tak to dobry pomysł. *** Minutka, może dwie i herbata była zrobiona! Nie znał się na gatunkach herbaty, nie był również jej szczególnym miłośnikiem. Po prostu przy herbacie świetnie się rozmawiało. Filiżanki postawił na stoliku i usiadł na jednym z krzeseł. Chociaż... na dywanie było wygodniej... dobra, już trudno. Nie będzie przecież wstawał i siadał co chwilę na jakieś nowe miejsce. Cichutko stukał palcami w blat stolika. Trzeba czekać...
Mathilde doszła do jednego wniosku... Ostatnio zdarzyło się dosłownie wszystko. Czuła się jak w bańce, którą ktoś po prostu poruszył zbyt gwałtownie, a ona teraz toczyła się ku przepaści. Zdecydowanie, to nie była dobra ścieżka, ale ze względu na to, że nie mogła powstrzymać pewnych rzeczy, to grzecznie tkwiła w tej pułapce... Było jej bardzo smutno, bo nie mogła sobie poradzić z tym wszystkim. Nie chciała ciągle męczyć Raphaela swoją osobą i ciągle zaprzątać mu cztery kąty, kiedy w końcu wspominał, że Gigi jest jest w jego życiu teraz ważna, że chciałby dać jej szansę i walczyć oto co jest między nimi. Mathilde dopingowała go. Głęboko wierzyła, że mu się uda, że to mu się należy, bo przecież nie może być inaczej. To ona straciła wiarę w ludzi takich jak Kai, ale chciała żeby ułożyło się chociaż jej przyjaciołom. To wiele dla niej znaczyło. Jeśli nie ona, to oni. Równanie było proste. Jedno z dwojga, albo razem. Teraz szła przez zamek tanecznym krokiem z małą torebeczką z Mikołajem, do którego jeśli się powiedziałeś "wesołych świąt", to ten zaraz robił swoje słynne "hoł, hoł, hoł." Co prawda Mathilde kiedyś bała się tego staruszka i gdyby tylko nie przyniósł jej pod choinkę pianina dla niej i Veronique, to pewnie dalej darzyłaby go sympatią z dystansem jak z Hogwartu do Australii... Zatem podążała co nie raz zatrzymując się, aby uciąć sobie pogawędkę z postaciami na obrazach. To było na swój sposób urocze dla niej, że one już ją rozpoznawały i z chęcią udzielały jakiś rad apropo średniowiecznych strojów. Tak, gdy Mathilde jeszcze myślała o przyjściu na bal do rodziców, a mama nie szyła jej sukienki, to planowała sama sobie stworzyć zapierającą dech w piersiach kreację, która miała rzucić Younga na kolana, tak żeby już nigdy nie pomyślał, że nie jest kobieca... Choć prawda jest taka, że Math nie byłaby wtedy sobą. Wolała chyba bardziej dziewczęce rzeczy niż te wyuzdane... Pchnęła drzwi od herbacianego raju i podbiegła do Puchona, który już siedział na krześle i wiercił się jak dziecko u dentysty. - Och, Jim! - przytuliła się do niego mocno upychając w tę czułość wszystkie smutki, które obłożyły jej serce dookoła. A później odskoczyła do niego, aby zaraz wręcz mu świąteczny pakunek z drobiazgiem, który wybrała razem z Feliksem. A była tam oczywiście rzeczona czapeczka. Uśmiechnęła się szeroko do Puchona i padła na krzesełko obok przyciągając do siebie filiżankę z herbatą. - Bardzo się cieszę, że Cię mam. - Powiedziała nieco wstydząc się, że nie wysłała tego podarunku wcześniej. Niezdara... Niezdara ostatnio myśląca tylko o sobie.
Pojawiła się, w końcu. Niecierpliwił się z każdą chwilą coraz bardziej, bał się że nie przyjdzie i oto ona w końcu przybyła! Serce zaczęło walić w piersi, bardzo bardzo mocno. Oby szczęśliwie przeżył to spotkanie! Przytulił ją równie mocno, chyba nawet za mocno. Jeszcze chwila a dziewczynie mogłoby braknąć tlenu. Zdał sobie z tego sprawę w odpowiedniej chwili i puścił ją szeroko uśmiechając się. Również wręczył jej swój prezent który był mniej interesujący. Bowiem była to śnieżna kula. Na jej podstawie widniało zdjęcie Jima i Math. Skąd je miał? I to jest odpowiednie pytanie na które nie otrzymacie odpowiedzi. Sam nie miał pojęcia. Ostatnio, gdy przeglądał jakieś albumy znalazł je. Nie pamiętał by je kiedykolwiek robił, ale to zapewne znów jego pamięć nawalała. Oczywiście przyjął jej prezent i delikatnie wyjął czapeczkę. Powoli założył i przygryzł dolną wargę. - I co – jak wyglądam? -Zapytał unosząc brwi do góry. Miły prezent, będzie musiał uważać żeby go nie zgubić. Rzecz jasna, od dzisiaj w zimne dni tylko i wyłącznie ta czapka zagości na jego głowie. Odchrząknął i upił mały łyk herbaty. Nawet dobra, spodziewał się czegoś gorszego bo wybierał w ciemno. -Miło mi coś takiego słyszeć kochana. A teraz możesz mi wszystko na spokojnie powiedzieć...-Psycholog Jim. Uwielbiał słuchać, zwłaszcza gdy jego rozmówcą była kobieta. Problemy kobiet są lepsze. Czy jak to można nazwać. Mężczyźni często nie przyznają się do tego, że mają problem, lekceważą sprawę i udają przed kumplami że wszystko jest okey, nie ma żadnej sprawy. Chyba wiecie o co mi chodzi. Dłońmi łagodnie dotknął filiżanki.
Mathilde uśmiechnęła się do Jima i również otworzyła swój prezent by zaraz zaklaskać w dłonie, gdyż bardzo się jej ten podarunek podobał. Zważywszy na to, że ostatnio miała fioła na punkcie szklanych kul, to już w ogóle. Podziękowała mu zaraz ładnie i przytaknęła, że w czapeczce to on wygląda obłędnie. Bez dwóch zdań. Ona już wiedziała jak dbać o swoich przyjaciół i bardzo cieszyła się, że Jim nie uznał prezentu za jakieś nieudane coś! - Dziękuję Jim, to naprawdę bardzo urocze! - Powiedziała przez moment wpatrując się zafascynowana w szklaną kulę, która przedstawiała ich zdjęcie w środku, zamkniętych tam... A przecież tak się ostatnio nasza Math czuła, jak w szklanej kuli... Lecz nie była tam sama. Był tam ktoś. Był przyjaciel. Zatem może to jeszcze nie samotność? A potem zapytał oto... O wszystko, co się stało. Tillie sięgnęła po filiżankę z herbatą wpatrując się w ciecz jakby co najmniej toczyła się tam jakaś bitwa morska. - Nie wiem gdzie jestem Jim, naprawdę bardzo mi ciężko teraz, bo nie mam nawet siły projektować ubrań. To wszystko bardzo smutne Jim. Ja naprawdę nie chciałam nikogo zranić. - Wypowiadając ostatnie zdanie przeniosła na niego wzrok jakby doszukując się potwierdzenia, że wierzy jej. Że nie posądza jej oto, że specjalnie dokonała paru rzeczy, które teraz były najbrzydszymi szramami w historii jej pobytu w Hogwarcie. - Nigdy Ci nie mówiłam... Miałam bliźniaczkę. - Tu zachłysnęła się powietrzem czując, że łzy próbują dostać się do jej oczy, a następnie wypłynąć na policzki. - Wiesz, była taka sama jak ja! - Wspaniałomyślnie Villadsen, słowo "jednojajowe" przecież w słowniku nie istnieje. - Właściwie to bardzo ją wszyscy kochaliśmy... Ale w skrócie... Ona miała chłopaka. Bardzo ją chyba kochał, nie wiem. Dziś nic już nie wiem. W każdym razie... Moi rodzice go nie lubili, wiesz? Moi rodzice chcieli dla nas jak najlepiej, a on przecież był zły... Nie wiem czy gorszy, mam nadzieję, że tak tego nigdy nie rozpatrywali. Tak czy owak, Veronique zmarła, a ten chłopak pogrążył się w depresji. Pomogłam mu się pozbierać, a w między czasie po prostu... Zbliżyliśmy się do siebie i zaczęliśmy być razem. Tak, chodzi o Kaiego. - Wymruczała ostatnie zdanie z trudem łapiąc oddech, ale wciąż była gotowa kontynuować. - Cóż, w każdym razie wszyscy mówili, ze prawdopodobnie nie jestem tą właściwą tylko chwilą... Bo on mnie na pewno zostali. Przyjechaliśmy tu, rozstaliśmy się za jakiś czas. Potem on przyszedł przestawić nos mojemu przyjacielowi, bo ten mnie pocałował, choć przyrzekł, że nic między nami nie ma... Czuję się jednak niewłaściwie, wiesz? To trochę smutnawe wszystko, ale Kai teraz mnie przepraszał, że nie chciał, że to był wszystko błąd. A ja już nie wiem czy jeśli go kocham to mam mu to wszystko wybaczyć, czy po prostu spakować się po meczu i wyjechać... Nie wiem. Nie umiem kochać dobrze. Zawsze robię to źle, niewłaściwie. Skrzywdziliśmy się oboje, a ja nawet jestem takim super graczem, że nie wiem czy chcę brać udział w meczu... - Tu przerwała uśmiechając się do niego pociesznie, bo właściwie kompletnie nie wiedziała czy dobrze robi. - Właściwie to, po prostu za długo to w sobie noszę i pomyślałam, że lepiej będzie jeśli to komuś po prostu powiem. - Wyjaśniła pospiesznie stwierdzając, że ta decyzja nie należała do najgorszych. Upiła łyk herbaty wpatrując się w twarz Jima.
Wpatrywał się w nią, słuchał tego co mówiła. Starał się to wszystko pochłonąć i zrozumieć. Wszystko było skomplikowane dla niego, a co dopiero dla niej? Wiedział, że to co działo się w jej wnętrzu musiało być okropne. Stała walka z samym sobą, walczysz dopóki masz siły, wierzył, że jej tych sił nie zabraknie, że pokona wszystko i wszystkich. Skończyła mówić, Jim znów chwycił filiżankę i zamoczył w niej swoje usta, chciał jakby uciec od odpowiedzi, ale przecież był przyjacielem, chciał jej pomóc, powiedzieć coś co sprawi, że problemy znikną. Jednak to niemożliwe... nie potrafił pstryknąć palcami i zakończyć wszystkie zmartwienia. Gdyby w tej chwili ktoś kazał mu wybrać jakąś specjalną moc, zapewne wybrałby właśnie to. Przyjaźń, to takie piękne, ale najgorzej czujesz się wtedy kiedy nie potrafisz zrobić aż tak wiele! Wstał i podszedł do niej, kucnął przed Math i uniósł głowę. -Jesteś silną kobietą, nie może braknąć Ci siły. Nie znam Kaiego tak bym mógł ocenić czy jest dobry, czy zły... Czasami powinniśmy dać komuś kolejną szansę. Ja osobiście nie wierzę, że ludzie potrafią się nagle zmienić, ale jesteś wspaniałą kobietą i nie powinnaś czuć się winna, a jeśli on zrani Cię jeszcze raz niestety ale udowodni tym, że nie jest wart Ciebie. I to nie jest tak, że nie potrafisz kochać Math... ja wierzę że potrafisz, tylko potrzebujesz czasu. Czy powinnaś wyjechać? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. - Mówił cicho, ale tak by rozumiała co chce jej przekazać. Trudny temat, bardzo trudny. Nie wiedział czy to co jej mówi jest odpowiednie, starał się by takie właśnie było. Przytulił ją kolejny raz. -Dasz radę, pamiętaj że ja zawsze będę w Ciebie wierzył. -Przygryzł wargę i usiadł powoli na dywanie. Zamknął oczy i myślał, myślał nad tym wszystkim, co może jeszcze zrobić... zależało mu na tej przyjaźni. Ostatnio dosyć często przypada mu rola pocieszyciela, oczywiście nie miał nikomu tego za złe, bo chciał słuchać innych, starał mówić się coś co podniesie ich na duchu.
Tak więc dumnie prowadził swoją nową koleżankę do miejsca, które miał nadzieję, tylko jemu było znane. Po drodze pogadali o jakiś pierdołach, w międzyczasie mówił, że już niedaleko i w ogóle. Zanim jednak tam znaleźli się na dobre przed celem swojej podróży, Tom pozwolił sobie na użycie różdżki. I tak za pomocą specjalnego zaklęcia, znanego przecież wszystkim, wezwał swój sweter. Ta magia. Serio ułatwiała życie. Oj tak. Życie bez niej byłoby co najmniej trudne, żeby nie powiedzieć monotonne i nudne. W każdym razie, gdy rzeczony sweter znalazł się już w jego rękach, bez słowa jedynie z uśmiechem podał go dziewczynie, która chyba wiedziała co ma z tym zrobić. - I nie dziękuj. Podziękujesz, jak się nie rozchorujesz. – zarządził, po czym ruszył niespiesznie w dalszą drogę. Kiedy dotarli przed drzwi szkolnej herbaciarni Thomas przy całym swoim ogarnięciu przypomniał sobie, że przecież dziewczyna szła w zupełnie innym kierunku. – Merlinie! – krzyknął! – Te książki. Gdzie Ty właściwie się wybierałaś? Pewnie popsułem Ci plany. – powiedział wyraźnie na siebie zły. Jak on mógł popełnić taki błąd? Nie dość, że zachował się dziecinnie, to jeszcze popełnił błąd kardynalny. No i po maturze, heh. Szczęśliwie to nie był egzamin, więc miał jeszcze szanse na poprawę swojej sytuacji. - Zatem? Gdzie Cię zaprowadzić? – spytał, dziewczynę, nadal zły na siebie, jednak teraz nie uzewnętrzniając tego tak bardzo. No, ale fakt faktem to.. matko. Dobrze, że nikt go teraz nie widział. Nie słuchać drugiej strony. I jeszcze porwać. Ej! Moment. Z drugiej strony, ona też nie bardzo się rzucała, że nie chce z nim iść, albo coś takiego.. Zatem.. Tak było tylko jedno wyjaśnienie. Nie, dwa. Albo przyćmił ją urok osobisty chłopaka, albo też zwyczajnie nie słyszał jak mówiła, że musi iść w innym kierunku, a ona była zbyt grzeczna, albo nieśmiała, żeby się wyrwać. No tak.
Thomas prowadził Carę i przy okazji rozmawiał z nią o kilku rzeczach. Dziewczyna była trochę zakłopotana, nie miała odwagi powiedzieć mu, że się śpieszy na zajęcia. Odpowiadała krótko i zwięźle na jego pytania, ale przy tym miło i serdecznie. Stanęli na chwilę, chłopak rzucił zaklęcie i zaraz po tym pojawił się w jego rękach sweter. Ile by oddała za taki wełniany sweterek! Myślała, że zaraz go założy, ale zamiast tego, podał go jej i gestem pokazał, że ma się ubrać. - Dziękuję. - Powiedziała cicho i zaraz po tym miała na sobie jego sweter. Pachniał męskimi perfumami, które bardzo spodobały się Richmann. Kichnęła ponownie, zakrywając przy tym buzię ręką. - Niee, postaram się nie zachorować. - Odparła z uśmiechem na twarzy. Chłopak ruszył, a Cara podążała tuż za nim. W końcu dotarli do Herbaciarni i teraz już wiedziała, dlaczego po drodze czuła zapach herbaty z cytrynką. Chłopak nagle uświadomił sobie, że przeszkodził jej i zamiast pozwolić iść na zajęcia, zabrał ją do tego miejsca. Zaśmiała się i pokręciła z rozbawieniem głową. - Miałam dodatkowe zajęcia z astronomii. Lubię się uczyć tylko tego i zielarstwa. Z pozostałych przedmiotów mam ledwo tróje, bo jakoś nie specjalnie się nimi przejmuję. - Powiedziała, nadal uśmiechając się. - Na całe szczęście mam fajnego nauczyciela, więc zrozumie, jak raz nie pójdę na lekcje. To miłe, że mnie tu zabrałeś. Nie musisz mnie odprowadzać, zostańmy. - Dodała. Wyglądał na bardzo skrępowanego i chyba zaczął mieć żal do samego siebie, że jej przeszkodził. Niepotrzebnie! Nie pisała jakiegoś tam egzaminu, więc nic się nie stało. Owszem, zależało jej na tych zajęciach, ale przecież nikt jeszcze nie umarł od opuszczenia jednej lekcji astronomii. Cara nie rozumiała, czym on się tak przejmuje. Jak ją już tutaj przyprowadził, to czemu mieliby się wracać?
Uśmiechnął się widząc ją w swoim swetrze. – Wiesz.. Całkiem ładnie wyglądasz. – powiedział, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nie bardzo wiedział, czy to wina jej, czy też tego swetra. Jakby nie patrzeć należał do jednego z jego ulubionych. No, a teraz zdobił inne ciało. No i trzeba przyznać, że prezentował się na niej naprawdę bardzo, bardzo ładnie. Szybko jednak odłożył zachwyt na bok, przypominając sobie o tym, że przecież ją oderwał od swoich zajęć. Naprawdę było mu bardzo głupio. Stąd, kiedy powiedziała mu, że wielkiej zbrodni nie popełnił, cholernie się ucieszył. Dlaczego? Może dlatego, że fajnie było spędzić czas z kimś fajnym, miłym, mądrym, ładnym.. – To super. Cieszę się! – niemalże wykrzyczał, przytulając ją. To było tak.. odruchowo. Zasadniczo, skapnął się dopiero po tym, gdy trzymał ją w objęciach, że zrobił coś takiego. – Eee.. Przepraszam. – powiedział, „odstawiając ją na miejsce”, nieco zarumieniony, poprawiając leżący na niej sweter. - Więc.. Ten.. No.. Zapraszam. – powiedział, a raczej wydukał, uchylając drzwi do pomieszczenia. Po chwili oboje znaleźli się w środku. Dziewczynie chyba się spodobało. Przynajmniej tak sądził. Miał taką nadzieję. – Nazywają te pokój Herbacianym Rajem. Można tu znaleźć różne gatunki tego napoju, pochodzące z różnych części świata. – rzekł, całkiem rzeczowo, niczym znawca. – usiądź gdziekolwiek. Czego się napijesz? – zapytał, przyglądając się setkom herbat, trzymanych na półkach. Szukał tutaj czegoś wyjątkowego, smacznego i w ogóle. Problem w tym, że rzadko pijał herbatę..
Nim Mathilde zdążyła rozgadać się na dobre i opowiedzieć Jimowi resztę historii, to drzwi do herbacianego raju się otworzyły i ktoś tu wszedł. Ktoś... Dwie osoby, które nie powinny tu teraz być, nie powinny widzieć łez Mathilde i nie powinny w ten sposób po prostu wejść. Powinny jakoś dać znać, że idą. Tillie popatrzyła zmęczonymi oczami na Jima i zamrugała kilkakrotnie upijając kolejny łyk napoju... - Przykro mi Jim, ale chyba nie skończymy dziś tej rozmowy. Powinnam iść, przygotować się na mecz, a potem wyciągnąć walizki. Może czas wrócić do Kopenhagi? - Spytała, choć właściwie nie czuła się już komfortowo. Weszli tu, a nawet się nie przywitali, nie rzucili suchego "przepraszam". Hogwart nie miał też w sobie kultury? Im dłużej tym była, im dłużej oddychała tym powietrzem zauważała, że Ci ludzie to nie to. Nie potrafili zrozumieć drugiego człowieka. Zależało im tylko na sobie. Ci ludzie to niepoprawni egoiści, którzy szanują tylko siebie. Tylko. Dlatego szmaragdowe oczy Tillie nabrzmiały złością, która nigdy u niej nie występowała. - A Wy? Na jakiej planecie właściwie żyjecie, że nie jesteście w stanie zauważyć, że ktoś tu już jest? - Tak, może nie był to szczyt jej możliwości, ale zaprawdę nie miała już siły do tych popapranych umysłów. Niestety, już nie. Spojrzała na Jima uśmiechając się nieco łagodniej. - Pójdę już. Do zobaczenia. - I rzeczywiście zniknęła.
[zt]
Wiem, że niektóre puby są np. pojemne dla większej liczby osób, ale tutaj zaczęliśmy sesje wczoraj, nie upłynęło nawet 10 dni, więc dziękuję bardzo za savoir vivre forumowy.
Jej policzki stały się czerwone, kiedy powiedział, że ładnie wygląda. Po założeniu sweterka, od razu zrobiło jej się ciepło. Nawet na nią pasował, a przecież była wyższa od Puchona!
Chłopak ucieszył się, kiedy usłyszał, że Cara nie jest zła. Uściskał ją mocno, ale zaraz się opamiętał i puścił dziewczynę. Jego zachowanie naprawdę było dziwne, ale postanowiła to olać i uśmiechnęła się ciepło. - Nie musisz przepraszać. Możesz mnie przytulać, kiedy tylko chcesz. - Odparła cicho. - Dziękuję. - Dodała zadowolona, wchodząc do pomieszczenia. Widok był cudowny! W komnacie unosił się zapach herbat, który bardzo jej się spodobał. Rozejrzała się, a po chwili usiadła przy najbliższym stoliku. - Poproszę herbatkę cynamonową, jeśli to nie będzie problem. - Powiedziała grzecznie. Zauważyła, że komuś przeszkodzili i natychmiast przygryzła wargę. - Przepraszamy, nie chcieliśmy Wam przeszkadzać. - Trochę było jej głupio. Nie należała do osób źle wychowanych, więc takie zachowanie nie było w jej stylu. Wbiła wzrok w stolik i czekała, aż zjawi się Thomas z napojem. Już samo siedzenie w tym pomieszczeniu ją rozgrzało. Na dodatek miała na sobie jego sweterek. Żyć nie umierać!
Przepraszam, nie zauważyłam waszych postów. Sądziłam, że wszystkie są już z/t.
Dziwne to dziewczę przyszło mu poznać. Widocznie kłopotała się nie bardziej od niego. Można i tak.. Chociaż, obojgu na pewno było głupio z innych powodów. No bo, on nieustannie widział jakieś swoje błędy, pewne nietakty i tak dalej. A ona… chyba, choć powtarzam chyba, na niego leciała. Nie no bez przesady. Przecież o to chodzi. Trzeba być gentlemanem. Panienki na to lecą. Lubią takich facetów. Delikatnych, elokwentnych i tak dalej i tak dalej można wymieniać w nieskończoność, ale nie bardzo mam na to ochotę. Tak, to istotnie było bardzo fajne, że sweter był jak znalazł. Dobra, mógłby być ciut, ciut większy. I fakt, była od niego wyższa. Że też nie mógł być wyższy. Gdzie ja miałem głowę, tworząc jego KP? No cóż, smutek smutkiem. Tak to już bywa. Przypadki chodzą po ludziach, stąd i młody Pan Hill miał święte prawo być niższym od swojej nowej koleżanki. Niemniej i jemu bardzo ciepło na serduszku było, widząc ładną dziewczynę w swoich ciuchach. Nawet bardzo, bardzo ciepło. - Skoro tak.. – powiedział cicho, słysząc słowa dziewczyny dotyczące przytulania, właśnie na taki krok się zdobył. Uściskał ją mocno. Nawet bardziej niż poprzednio. –Zrobimy to po Bożemu. – zaśmiał się, mówiąc to. – W sensie.. od początku do końca. Bez żadnych głupich przerw, wywołanych czyimś, patrz moim, zakłopotaniem. – dodał cicho. Długo, przynajmniej jego zdaniem to trwało, a potem weszli do środka. Tak trochę.. Niefajnie wyszło z tą parką. Szczęśliwie on niczego nie widział. Znaczy, jakby kto pytał. Nikt nie płakał, nikt się nie złościł, po prostu weszli, a ktoś już tam był. Na swoje usprawiedliwienie mógł powiedzieć tylko tyle, że przecież Zamek o tej porze roku zazwyczaj był pusty. A przynajmniej mniej zaludniony, niż zwykle. Ale skoro na korytarzach ani śladu żywej duszy, skąd mógł przypuszczać, że spotkają kogoś akurat tutaj? Właśnie tutaj, w Herbacianym Raju.. - Cynamonowa raz! – rzucił, tonem takiego jakby żołnierza, słyszącego rozkaz. Albo kucharza, który mając pełne ręce roboty, dowiaduje się o kolejnym daniu. No, w sensie, że odpowiedział, porozumiewawczo. – Nie, dwa razy. Ja też chętnie spróbuję. – obdarzył ją ponownie ciepłym i serdecznym uśmiechem, po czym zniknął jej z oczu, w celu przygotowania napoju. Po krótkiej chwili, przeznaczonej na jej zaparzenie etc., wrócił do swojej Damy (jak to pięknie brzmi, hehe), czekającej dokładnie tam gdzie ją zostawił. Spokojne dziewczę. Jak on był tam pierwszy raz, łaził po pomieszczeniu i łaził, przyglądając się nawet najmniejszym szczegółom. A ta. Siedzi spokojnie, gapiąc się w stolik. Może to ta para? – Widzę, że Ci cieplej. – powiedział, siadając naprzeciw dziewczyny. – Cieszę się, widząc to. – dodał po chwili, chwytając za imbryk i rozlewając wywar do filiżanek.
Nie przeszkadzało jej to, że Puchon był niższy. Raczej to ona była wielka, no bo nie codziennie spotyka się dziewczynę, która ma sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. To nie zmieniało faktu, ze chłopak miał świetne poczucie humoru i był niezwykle uroczy. Z rozbawieniem słuchała wypowiedzi Thomasa, który po chwili ją uściskał. - Ale nie duś mnie! - Powiedziała, po chwili wybuchając śmiechem. Miał bardzo dużo siły i chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
Wciąż czuła się głupio z powodu tej parki. Może oni również chcieli napić się ciepłej herbatki, bo zmarzli? Cara nie lubiła przeszkadzać innym i znając życie długo nie pozbędzie się wyrzutów sumienia. Znów wybuchła śmiechem, kiedy Thomas udawał przez chwilę żołnierza, wykonującego rozkaz. Boże, jeszcze nigdy się tak świetnie nie bawiłam! - Skomentowała tą całą sytuację w myślach. Uśmiechnęła się, słysząc, że też chętnie weźmie cynamonową herbatę. Uwielbiała też owocową, ale tą piła zazwyczaj latem. Zostawił ją na chwilę, a ona grzecznie czekała aż się zjawi. W spokoju podziwiała to pomieszczenie i obiecała sobie w duchu, że jeszcze tutaj przyjdzie. Kto wie, może w towarzystwie Thomasa.
Wrócił, po czym stanął obok dziewczyny i zajął się rozlewaniem herbaty do filiżanek. Ucieszył się, kiedy zauważył, że jest jej cieplej. - Tak, zdecydowanie. Jeszcze raz dziękuję za sweter... Od kiedy tutaj przychodzisz? - Zapytała, po czym przysunęła do siebie jedną z filiżanek i zaczęła dmuchać w stronę zawartości, żeby się ostudziła.
Zostawił dziewczynę w spokoju, by zniknąć za drzwiami. No bosko. W sumie, bardzo fajna. I ładna. Miła odmiana po ostatnich Puchoneczkach z pierwszego roku, dla których był prawdziwym bohaterem. Nie, żeby to nie było miłe i w ogóle, ale no.. ileż tego? Matko, jakby w tej szkole nie było chłopaków, którymi można się zainteresować. Znaczy, takie dla nich. Bo te starsze, to niech się zajmą lepiej Thomasem i jak najszybciej go dostrzegą. Przecież ileż można być samemu? No właśnie, nie za długo. Choć niestety „za długo” należy do sformułowań cholernie elastycznych. - Już coś Ci mówiłem, a propos podziękowań, tak? – delikatnie zwrócił jej uwagę. Przecież o coś ją poprosił. Miło mu było, że była mu wdzięczna i w ogóle, ale na Boga. Czy ona nie rozumiała, iż on bardzo niezręcznie czuł się w takich sytuacjach? To znaczy.. Lubił jak się go chwali, aczkolwiek wszystko zna swoje granice, prawda? Jakby nie mogła się nim chwalić przy koleżankach. Może któraś się zakocha i w ogóle. Dobra, niech się nie zakochuje, bo jeśli on tego nie zrobi, to będzie problem.. Tak. Niech się zarumienią, zauroczą no i tak dalej i tak dalej. Bezpieczniej, a przede wszystkim szybciej przechodzi, w razie czego. – Jeśli chcesz, możesz go zatrzymać. – powiedział, uśmiechając się do dziewczyny. Czy on się dobrze bawił? Jak najbardziej, czemu nie? Miłe popołudnie w miłym miejscu w miłym towarzystwie. Smutne, no ale był chyba zbyt głupi, żeby pojąć że przeszkodzili tej starszej parze w jakieś ważnej rozmowie, być może właśnie wyznawali sobie miłość, rozstawali, albo knuli plan, który pomógłby im przejąć władzę nad światem. Tego nie wiedział, ale coś mu mówiło, że w razie czego, to nie udzielą mu odpowiedzi, rozwiewając jego wątpliwości. Cóż, nie zawsze dostajemy wszystko, co chcemy, prawda? Chyba najlepszy przykład na potwierdzenie tej tezy. - W zasadzie jakoś od.. – zastanowił się. W głowie szukał odpowiedzi na pytanie. – koło półtorej roku. Trochę nawet ponad. – odpowiedział, rozsiadając się i zabierając do popijania herbaty. Spojrzał w filiżankę, po czym pozwolił sobie na pierwszy łyk. Dość mały, na spróbowanie. – Pyszna.- powiedział, po chwili krótkiej, odkładając naczynie. – A Ty? Serio nigdy tu nie byłaś? – spytał, patrząc na dziewczynę. No, okej. Teren był duży, można było nie zwiedzić wszystkich miejsc..
Dziewczyna zarumieniła się, kiedy to Thomas zwrócił jej uwagę. Poczuła się strasznie głupio, bo przecież prosił ją o coś wcześniej, a ona najwidoczniej o tym zapomniała. To nie było w stylu Rachmann i znowu będzie miała z tego powodu wyrzuty sumienia. No, ale co było złego w dziękowaniu?! Chyba powinien się cieszyć, że dziewczyna jest dobrze wychowana, zna zwroty grzecznościowe i odnosi się do niego z szacunkiem. Na dodatek był uroczy i miły, więc jak tu nie dziękować?! Nie potrafiła nie używać tego słowa, było dla niej tak ważne! Pomimo tego, postanowiła ograniczyć je w towarzystwie Thomasa. Skoro nie życzył tego sobie, to proszę bardzo. Tylko niech potem nie marudzi, że Cara zachowuje się niegrzecznie. - Przepraszam, będę już pamiętać. - Powiedziała, wyraźnie poruszona jego słowami.
Już myślała, że zepsuła przyjemną atmosferę, kiedy to Puchon odparł, że może zatrzymać sweterek. Zaśmiała się cicho, po czym pokręciła głową. - Mam naprawdę dużo sweterków. Nie musisz mi go dawać, Tobie bardziej pasuje. - Odpowiedziała, cudem powstrzymując się przed użyciem "dziękuję". Wzięła kolejny łyk herbatki, która była przepyszna! To miejsce bardzo jej się spodobało. Było takie klimatyczne i przy tym ten zapach! Urzekły ją również wiszące na ścianach fotografie o różnej tematyce. Na jednym znajdował się chłopczyk z rowerem, na drugim wiatraki na jakimś polu, na trzecim dziewczynka zbierająca grzyby, a na czwartym park. Były tak samo piękne jak to pomieszczenie. - Serio, aż tak długo tu balujesz? - Odparła rozbawiona, uśmiechając się przy tym szeroko. Zmarszczyła brwi po tym, jak ją zapytał. Skąd mogła wiedzieć o takim miejscu? Nigdy nie czuła potrzeby wypicia herbatki z dala od swojego pokoju. - Gram dużo na skrzypcach. Ćwiczę praktycznie codziennie. Do tego dochodzi nauka i spotkania ze znajomymi. Przez te trzy rzeczy, mój wolny czas jest ograniczony do minimum. Nie spędzam go w takich miejscach i uwierz mi, że nawet nie znam połowy Hogwartu. - Powiedziała po czym poprawiła niesforny kosmyk włosów, któremu akurat zachciało się przeszkodzić jej w widzeniu.
Prosił, żeby nie dziękowała z jednego wyłącznie powodu. Głupio mu było, co już kolejny raz powtórzę. Ale widać, dość jasno się nie wyraził, skoro dziewczyn zareagowała tak , jak zareagowała. Widząc jej minę, sam nieco posmutniał. Delikatnie musnął jej dłoń, po czym ujął w całości. – Posłuchaj. – zaczął, odkładając swoją filiżankę. – Dziękuj mi, przepraszaj, proś. Kiedy chcesz.. – uśmiechnął się, patrząc jej w oczy. – Ale nie dziękuj, kiedy nic nie zrobiłem, dobrze? Wiesz, rozumiem dobre wychowanie, ale są ludzie, którzy mogliby twoje maniery odebrać nie tak, jak Ty byś tego chciała i zwyczajnie powiedzieliby Ci, że się podlizujesz, czy coś w tym rodzaju. Ja tak nie sądzę. Szczerze mówiąc.. po prostu głupio mi i nie bardzo wiem, co mam odpowiedzieć, słysząc takie słowa. – skończył swój wywód myślowy ciepłym uśmiechem w kierunku dziewczyny. Zostawił jej rękę w spokoju. Lewą ułożył na stole, prawą sięgnął po herbatę. Rozpoczęli temat swetrów. Cóż, nie chciała. Szkoda, nie szkoda? Nie. Nawet nie. – Spoko. Zapytałem, bo naprawdę Ci w nim ładnie. No, a.. w Zamku ostatnio zbyt ciepło nie jest. Przynajmniej nie aż tak, by chodzić bez jakieś cieplejszej warstwy. – zaśmiał się, upijając kolejny łyk. Serio, dobra ta herbata. Chociaż on preferował bardziej czarną, ta nawet mu smakowała. Za to nie rozumiał, nie był wręcz w stanie pojąć ludzi pijących zielone. Nie, to nie dla niego. Były mdłe, potworne i zbierało mu się na wymioty. Zawsze. Może dlatego tak ich nie lubił? Raz, gdy był młodszy skończyło się właśnie puszczeniem pawia. I to dość dużego, trzeba przyznać.. - Balowaniem bym tego nie nazwał. Za to zwyczajnie lubię to miejsce. Dużo tu herbaty. Różnej, no i sam wystrój przypadł mi do gustu. Nie wspominając o tej ciszy i spokoju.. – oj tak. Mógłby godzinami o takich miejscach. Notabene, to swoisty paradoks, że osoba tak żywiołowa, często oskarżana o jakąś niestwierdzoną nadpobudliwość lub inne ADHD, potrafiła tu siedzieć. Widać cuda się zdarzają. Mimo to nie warto w nie wierzyć, bowiem młody Hill bywał tutaj bardzo nieregularnie. Czasem codziennie, czasem co tydzień. Bywały takie miesiące, kiedy zapominał o tym miejscu.. - GRASZ NA SKRZYPCACH?! – spytał, nie kryjąc się ze swoim zdziwieniem. W końcu, nie dość że ładna i mądra, to w dodatku skrzypaczka. Nie bardzo wiedział, co ma ten fakt do pozostałych, ale się liczył. Miał cholerne znaczenie. W KOŃCU SKRZYPACZKA! Jego tata chętnie grywał na Wiolonczeli. Może to dlatego..? – Spotkania ze znajomymi wcale nie wykluczają poznawania takich miejsc. To tylko kwestia znajomych.. – uśmiechnął się, popijając swoją herbatę. – i ja też nie znam całego Zamku. Generalnie, preferuje tereny Błoń lub okolice Zakazanego Lasu. Tak.. One są mega.. – rzucił, nieco odpływając w swój świat, w którym już dawno spotkał Wilkołaka i tak dalej..
Wstydziła się spojrzeć na Puchona, więc wbiła wzrok w stół. Głupio jej było i to strasznie. Skąd mogła wiedzieć, że Thomas nie lubi jak mu się dziękuje, bo potem jest zawstydzony i nie wie co powiedzieć? Nagle chłopak musnął dłoń dziewczyny, a ta szybko podniosła głowę. Był zakłopotany. W ciszy słuchała jego wyjaśnień, a kiedy już skończył, uśmiechnęła się. - Rozumiem. Nie czuj się głupio, nie masz do tego powodów. - Odparła, patrząc mu prosto w oczy. Zostawił jej rękę i zajął się herbatą. Swoją drogą, ten gest był bardzo miły. Cara delikatnie się zarumieniła i również sięgnęła po filiżankę. Jej zawartość trochę się ochłodziła, więc bez problemu mogła teraz wziąć większy łyk. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy nie wziąć drugiej herbaty. Znając chłopaka, też nie chciałby stąd szybko wychodzić.
- Masz rację. Ten klimat jest cudowny, aż się chce zostać tutaj na wieczność. - Oczywiście, Rachmann nie poświęciłaby całego swojego życia dla kilku filiżanek herbaty. Jednak to miejsce było cudowne, a tego dnia pewnie nigdy nie zapomni. Jeszcze raz spojrzała się na fotografie i teraz zauważyła kilka nowych. Tyle ich było, że nie dało się zliczyć wszystkich! Ciekawiło ją, kto je zrobił. Nigdy nie zajmowała się fotografowaniem i raczej nie zamierzała. Wcale nie było to takie łatwe, zdjęcia jakie robiła Rachmann zazwyczaj wychodziły w niezbyt specjalnej jakości. A gdyby tak narysowałaby coś podobnego? To mogłoby się udać! Cara ślicznie rysowała, ale nie miała czasu na szlifowanie tej umiejętności. Zaśmiała się, kiedy usłyszała zdziwione pytanie chłopaka. Co było dziwnego w grze na skrzypcach? - Tak, gram odkąd pamiętam. Moja mama jest zawodową skrzypaczką i chce, żebym poszła w jej ślady. Czasami występuje w filharmonii. - Powiedziała skromnie. Nie chciała chwalić się swoimi osiągnięciami, bo to nie było w jej stylu. - Wiesz, moi znajomi preferują spacery po mieście, bądź innych miejscach. Rzadko chodzimy do kawiarni, knajpek i innych takich miejsc. - Powiedziała, upijając przy tym ostatni łyk tego cudownego napoju.
Jak miał się nie czuć głupio, skoro właśnie miał do tego powody? A poza tym.. No dobra, nie powinien jej tego mówić. Chociaż w sumie.. Nie, no. Spokojnie, spokojnie. Przecież prawdziwi mężczyźni potrafią się przyznać do swoich słabości, prawda? No więc właśnie. Haha! Zatem. Chyba dobrze się stało, że jej to powiedział. Przynajmniej, unikną w ten sposób jakiś nieprzyjemnych sytuacji dla ich obojga. Zaprawdę, bardzo przyjemne uczucie, kiedy już wszyscy wiedzą, jak się względem siebie zachowywać i tak dalej i tak dalej. Notabene, Cara była bardzo ułożoną dziewczyną. Trzeba to przyznać. Dość ciekawe, że nie należała do Slythu. To znaczy, na tyle ile znał Ślizgonów, mógł stwierdzić dwie rzeczy – albo byli przesadnie mili i dobrze wychowani, albo wręcz przeciwnie. Dziwni ludzie, Ci z pod znaku węża. No, ale w sumie, Puchoni to też takie jedno wielkie miłe stadko różnych, niekoniecznie przytulanych istot. Zostawmy jednak inne domy w spokoju. Niech sobie żyje w nich kto chce i jak chce. Jeśli tylko jest szczęśliwy, że swojego życia, to chyba nie ma problemu, prawda? Do swojej herbaty powrócił, ona również to zrobiła, z tym, że nieco zarumieniona. Oczywiście w oczach Thomasa była cała czerwona i w ogóle cegła, ale bez przesadyzmu – aż tak cudowny i onieśmielający nie był. Może to dlatego, że był niski? No jasne! I się wydało, całe zło. Tak, to wina jego wzrostu. Nie ma bata, od jutra, jakieś eliksiry, czy inne specyfiki. Co do klimatu panującego w pomieszczeniu. Thomas również długo by nie wytrzymał, jestem tego pewien. W końcu świat to zbyt ciekawe miejsce. No i pełno w nim różnych pubów, kawiarni, czy też inszych miejsc, które warto zobaczyć, spędzić w nich trochę czasu, takie tam pierdółki. - Śmiem twierdzić, że to najlepsza herbaciarnia w całym zamku. – może dlatego, że jedyna? W sumie.. o innych nie słyszał. Ale też dużo jego znajomych, zatrważająco dużo, nie słyszało o Raju.. Zatem.. - Grasz na skrzypcach. Występujesz w filharmonii… - skwitował krótko i nad wyraz spokojnie wypowiedź swojej rozmówczyni. – NIEEEEŹLEEE – wyrwało mu się po chwili. Serio. Muzycy byli epiccy. Naprawdę, ogarniać nie tylko instrument, ale też ten skomplikowany alfabet i jezyk nut. Mistrzostwo świata. Serio. Być muzykiem.. nieźle. Nieźle. Chociaż i tak wolał eksplorowanie ciekawych i niebezpiecznych miejsc, no, ale każdy ma swą pasję, prawda? - Rozumiem Cię w pełni. Moi są bardzo podobni. A jak już się gdzieś spotykamy to najczęściej poza zamkiem. Bo przecież szkoła jest błe. Chociaż.. z niektórymi udaje się wejść na jakieś piwo, ale to generalnie wieczorkiem. – uśmiechnął się do niej. No co? Niech wie, że nie jest sama – Mimo to, generalnie preferują długie i ekscytujące wędrówki.
Cara pragnęła znaleźć się w Slytherinie. Jednak Tiara Przydziału zrobiła jej psikusa i dziewczyna wylądowała w Ravenclawie. Może to i dobrze? Chociaż nie.. Nie dobrze. Państwo Rachmann pragnęli, żeby córka znalazła się pośród uczniów domu węża. Na dodatek jej młodsza siostra dostała się do Hufflepuffu. Tak bardzo nie mogli pogodzić się z tym faktem. Oboje przecież wylądowali w Slyth, więc czemu ich dzieci są gdzieś indziej? Cara miała charakterek po tacie, co jeszcze bardziej utwierdzało go w jego przekonaniu, że jest stworzona do bycia w Slytherinie. Żeby tak ktoś widział jego przerażoną minę, kiedy zobaczył córkę w niebieskich barwach.. No nic, mówi się trudno. Nie cofną się teraz w czasie i nie zmienią wyboru.. Prawda?
Rachmann nie przeszkadzał niski wzrost chłopaka. Ba! Ona była wyższa od większości chłopaków w tej szkole. Kiedyś ktoś powiedział jej, że powinna grać w siatkówkę, bo jest ogromna! Cara nie interesowała się sportem, była całkowicie oddana muzyce. Może to nawet dobrze? Znając jej szczęście, to z treningów wracałaby poobijana. A siniaki to nic przyjemnego! Jak miałaby potem założyć krótkie spodenki? No właśnie. Ale wracając do tematu wzrostu! Krukonka należała do takiego typu dziewczyn, które patrzą na wnętrze drugiej osoby, a nie na to, jak się ubiera, czy ile ma wzrostu. Wygląd się zmienia, a charakter pozostaje zawsze taki sam..
- Hmm. Rzadko bywam w herbaciarniach... - Odpowiedziała, zamyślając się. Przez chwilę starała sobie przypomnieć, czy w ogóle była w jakiejś. W sumie to z trzy razy... Albo dwa.. Dobra, nie ważne. Zdziwiła ją reakcja chłopaka. Też był zakochany w muzyce? A może po prostu uwielbia skrzypce? Cudownie! Kolejny temat do rozmów! - Czemu tak ekscytujesz się moją grą na skrzypcach? - Zapytała wyraźnie rozbawiona. No, jak na osobę, która gra dziesięć lat, to nic dziwnego, ani niezwykłego. Może to ona jest przesadnie skromna? - Oo, czyli lubisz podróżować? - Nigdy nie była na wyprawie czy jakiejś wycieczce. W sumie, to nigdy się tym nie interesowała..
Szczęśliwie Thomas nie miał tego problemu. Prawda, większość jego rodziny pochodziła właśnie ze Slytherinu, to jednak na nim nie była wywierana taka presja. I bardzo dobrze, bo z tego co znał Ślizgonów, to generalnie nie było za czym przepadać. Może to i lepiej zatem? Poza tym.. wątpliwe, żeby mógł sobie znaleźć wśród nich znajomych, a co dopiero przyjaciół. Nie on.. Zbytnio od nich odstawał. Szczęśliwie jednak, nikt w domu nie kazał mu iść właśnie tam. Rodzice, dziadkowie, potem tylko mama i dziadkowie generalnie wychowywali go tak, żeby to on sam kształtował swój system wartości, charakter i tak dalej. Oni tylko wspierali jego zainteresowania. Tak długo, jak długo były oczywiście bezpieczne. Do dziś pamięta tę trudną rozmowę z matką, bo upadku z miotły. Przecież wcześniej była tylko swoistym transportem. Dopiero potem się w niej zakochal. W tym locie. Wietrze we włosach. W tym wszystkim. Tak, to było wspaniałe. I choć mama początkowo nie mogła tego zrozumieć, w końcu dała się przekonać i kupiła mu nową miotłę. - Ja podobnie – powiedział, uśmiechając się do dziewczyny. – W sumie.. To bywam tylko tutaj. No i jest jeszcze taka fajna w Londynie! – rzucił, uśmiechając się na samo wspomnienie tamtego miejsca. Nie dość, ze było świetnie urządzone, to w dodatku serwowali tam naprawdę pyszną herbatę. Thomas uwielbiał tam przesiadywać. Mógłby to robić dniami i nocami. Podobnie z resztą, jak tutaj. W każdym razie, no. Trzeba było odpowiedzieć na pytanie dziewczyny. - Ekscytuje bo.. – zastanowił się, nie wiedział od czego zacząć, tak żeby nie zanudzić rozmówczyni. – … mój dziadek grywał w młodości na Kontrabasie. Teraz tylko czasem… - powiedział wyraźnie zasmucony. Naprawdę podobała mu się gra dziadka. Była taka ładna. Z resztą, gość znał się na rzeczy. – Ale wracając. Byłem kiedyś na koncercie skrzypcowym mojej kuzynki. No i nie wiedziałem za bardzo, co w tym fascynującego. – popatrzył na nią, szukając na jej twarzy jakiś emocji. Nic. To dobrze. Zwłaszcza, że uzył czasu przeszłego. – No, ale potem mój dziadek właśnie wytłumaczył mi, że ludzie którzy dobrze grają na skrzypcach mają bardzo dobry słuch muzyczny. No więc.. – przeniósł wzrok na dziewczynę i uśmiechnął się. – Skoro Ty grasz już dziesięć lat. No i jeszcze grywasz w Filharmonii, to znaczy, że jesteś bardzo dobra.. – skończył swój wywód. Tą część o zachwycie nad wszystkimi muzykami zdecydował się pominąć. Niech się dziewczyna poczuje wyróżniona, nie? - I tak. Lubię podróżować. Choć bardziej od samej podróży, ciekawi mnie jej cel. I nie mówie tu o miejscu na mapie. Mówię o wszystkich przygodach, które mnie podczas nich spotkają. To jest fascynujące. Adrenalina w żyłach, to jest coś. A potem jest co wspominać. To jest takie genialne.. – zachwycał się, aż odpłynął i zapomniał o całym bożym świecie. Po kilku minutach jednak wrócił na ziemię. Spojrzał nieśmiało na nią. Okej. Dalej tam była. Więc nie uciekła. Tak źle nie było.
W sumie to Cara nigdy nie była na żadnej wycieczce, czy wyprawie. Poznawanie przyrody i jej fenomenów nie należało do zainteresowań dziewczyny. Uwielbiała natomiast czytać książki o wszelakich Magicznych Stworzeniach czy odległych krainach. Świat fantasy ją kręcił i to strasznie. Ale żeby samej zwiedzać nowe miejsca? Raczej nie miała na to czasu i nikt nie chciał jej towarzyszyć. Pomińmy już temat podróży. Carę to nie kręci, nie kręciło i nie będzie kręcić. Może to i nawet dobrze?
W Londynie? Rachmann znała Londyn jak własną kieszeń, ale jakoś nie kojarzyła żadnych znajdujących się tam herbaciarni. Kawiarnie owszem, ale herbaciarnie? Następnym razem jak będzie na mieście, musi baczniej obserwować wszystkie budynki. - Hmm. Nie znam żadnych takich w Londynie.. To dziwne, bo mieszkam na jego przedmieściach od urodzenia. - Odpowiedziała, z wyraźnym zdziwieniem w głosie. No cóż, może nie jestem tak spostrzegawcza jak myślałam... - Pomyślała.
A więc jego dziadek grał na kontrabasie? Zagadka rozwiązana! Słuchała uważnie jego odpowiedzi na jej pytanie, a kiedy skończył, uśmiechnęła się szeroko. - Oj to miłe, dziękuję. Gra na takich instrumentach jest naprawdę trudna. Musisz znać nuty jak normalny alfabet, dbać o skrzypce i smyczek, wymieniać jakąś część jak już nie będzie sprawna.. Jednak jeśli już się coś umie, a na dodatek gra w miejscu, gdzie jest ponad tysiąc osób, jak nie kilka tysięcy.. To cudowne uczucie. - Skomentowała, nadal uśmiechając się jak głupia.
- Jakoś mnie nie interesuje podróżowanie. Za to uwielbiam książki o takiej tematyce. - Powiedziała, spoglądając na niego z błyskiem w oku.
O trudności gry na skrzypcach zdawał sobie sprawę. Nie raz i nie dwa próbowal na nich grać. Kończyło się na ogół tragicznie. No, nie przesadzajmy. Nikt nie umarł. Tylko parę osób straciło słuch, inne pouciekało oknami i drzwiami, ale tak poza tym, nie było aż tak źle. No, a tak poważnie, Thomas próbował grać przeszłości. I nie szło mu zbyt dobrze, właściwie fatalnie wręcz. No, ale o tym dziewczynie nie powie. Oj nie. Tę część jego życia przemilczy. I nigdy o niej nie wspomni. – Ale chyba nauka nut nie jest taka straszna? – spytał cały zaciekawiony, patrząc na nią jak w obrazek. Serio, go ujęła. Zawsze lubił słuchać o rzeczach o których nie miał pojęcia. Głównie dlatego, że po tym wszystkim miał jakiekolwiek pojęcie. A to już jakiś progres. No, ale teraz inna wiadomość przykuła jego uwagę. – Jesteś z Londynu? – rzucił nagle, popijając herbatę. Ten jego ogar.. Albo raczej nieogar. No dobra, sorry tak? Skupił się po prostu na tych nutach, muzyce i inszych z tym związanych rzeczy. A tu ona mu wali kolejny fantastyczny fakt. – Zatem jesteś Angielką? – dorzucił ponownie. Po chwili jednak zamknął się, nieco zasmucił, choć nadal uśmiechał. No bo.. bombarduje biedną dziewczynę pytaniami. To niegrzeczne. Normalnie nie miałby wyrzutów sumienia, ale biorąc poprawkę na fakt jej wychowania i wyrachowania. Pomyślał nad tym chwilę. Doszedł dość szybko do wniosku, że to nie ma sensu. No co, no? Poznają się, tak? I integrują, prawda? Więc właśnie. Stąd pyta. To, że ona nie ma żadnych pytań i w ogóle to inna rzecz. Widać był za mało ciekawy.. Trudno. Coś będzie musiał z tym zrobić. - Musisz być naprawdę bardzo dobra.. – powiedział cicho, reasumując słowa o graniu przed tysiącami ludzi. Jego samego nie kręciła taka przyszłość. Jeśli ktokolwiek mógłby mu w przyszłości bić pokłony i brawa to ludzie za schwytanie, albo zabicie jakiegoś niesamowicie silnego i zagrażającego życiu innym Czarodziejom oraz Mugolom, czarnoksiężnika. – Wybacz, że pytam. Chciałabyś zostać w przyszłości profesjonalnym muzykiem? – nurtowała go ta kwestia. Nie słyszał jej co prawda, ale fakt dawania koncertów w filharmonii. O czymś świadczył, nie?