Często w trakcie podróży do/z Hogsmeade uczniowie robią sobie tutaj przerwę. Nie brakuje tu zieleni, ławek i kamiennych stołów z ustawionymi na nich magicznymi szachami czarodziejów.
Janek zapewne też się o niego martwił, gdzieś tam, w czeluściach swej okropnej duszyczki... a że do tego miejsca było bardzo daleko i nikt nie zdawał sobie z niego sprawy, nawet sam Grek, no to cóż rzec można... nie miejmy mu tego za złe, on się po prostu taki urodził, tak, to pewnie ta smutna kwestia właśnie! Ale to było niczym w porównaniu do tragedii Dahlii, która wyła i wyła na tych kolanach puchona i wciąż wyła i nie mogła przestać. Jakby nagle płacz z kilku lat, który się przez ten czas gromadził, nagle musiał znaleźć sobie jakieś ujście. Wyciągnęła chusteczki z kieszeni spodni i parę razy wydmuchała nosek, ale na niewiele się to zdało, bo fala żalu i smutku wciąż napływała i nie potrafiła się od niej opędzić. Biedny, biedny Petros. Może to go nauczy, aby mieć przy sobie pieniądze i nie zostawać na jakichś ławkach, bo wtedy załamane najlepsze przyjaciółki zaczną ci szlochać w ramię? Cóż, morał z tego płynie piękny, ale do tego trzeba byłoby się jeszcze zastosować, a to już inna para kaloszy. Nie mniej jednak nie rozumiała i dała się zepchnąć z jego nóg, by poczuć tyłkiem chłodną ławeczkę, na której to teraz siedziała. Zadarła zapłakaną główkę w stronę swego super kumpla, od którego oczekiwała teraz jakiejś rady. No cóż, przynajmniej się starał! Kiedy klapnął z powrotem, tym razem obok niej, przerzuciła wzrok niebieskich tęczówek na jego twarz. Był przystojny, ale Slater nigdy nie myślała o nim w innej kategorii, jak jedynie przyjaciela. Podobał się jednak dziewczynom i nie tylko, więc nie można mu było odmówić uroku osobistego. A pomimo wszystko nie umiałaby spojrzeć na niego inaczej niż na ziomka właśnie. Czy to z nią coś było nie tak, czy z Chrisem, czy ze światem? Pewne z każdym po trochu. - B-booo Shiver całował innąąąąą - powiedziała, pomiędzy chlipaniem, a nowym zalewaniem się łzami i wycieraniem piegowatych policzków. W zasadzie to ten puchon tutaj był facetem, czemu więc miałby przyznać rację jej, kobiecie? Nieważne, bo oto wpadł naszej gryfonce GENIALNY plan do głowy. Nie pytając Gavrilidisa o nic, po prostu się do niego szybko nachyliła i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Który miał pokazać rudzielcowi, czy rzeczywiście można bezkarnie całować innych. Jednakże nie poczuła nic, kompletnie. Kiedy całowała się z Christianem, czuła motylki w brzuchu, przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele i sercu przede wszystkim, a teraz? Teraz było... zwyczajnie. Po co więc krukon miałby całować CeCe, skoro nic do niej nie czuł, bez sensu. - Nic nie czuję - mruknęła już w miarę spokojnie, odsuwając się oczywiście od chłopaka i pociągając noskiem. Biedny Grek, nieświadomy niczego! A mianowicie, że jest królikiem doświadczalnym. Szkoda go!
No (fuck, nie zaczyna się zdania od 'no', ale już spokój!) Petrosik to ogólnie jest głupim dzieciaczkiem, bo mógł tą kasę wziąć, ale oczywiście musiał zostawić swoje ostatnie grosze. I tak jest jeszcze im winien, no tym swoim koleżkom i swojej siostrzyczce. Ojć, coś Petros w poważne długi się zaciągnął. Będzie musiał nieźle kombinować, żeby jakoś hajs zgarnąć, bo od tatusia dostał ostatnio dość sporą sumkę galeonów, no ale wiadomo, że to cipa, a nie chłopak (no Petros!). Martwił się o Dahlie. I to bardzo, jaka nowość, ale to wcale nie śmieszne, bo to bardzo empatyczne dziecko! W końcu to jego najlepsza przyjaciółka, której musi pomóc. To jego obowiązek! Musi go wykonać, będzie jej bohaterem, jakie to słodkie, hihi. Nie rozumiał dokładnie dziewczyny, gdyż ta ledwo co splatała słowo ze słowem przez jej płacz, ale puchon przyzywczaił się do czegoś takiego, bo połowa hogwarckich lasek wypołakuje się na jego ramieniu. Niby to jest fajne, ale koledzy coraz bardziej podejrzewają go o zupełnie odmienną orientację. No dobra, jest bi, ale z przewagą na dziewczynki, o! I robią z niego takiego lamusa, bo na panienki go nie zabierają. Heheh boją się, że zrobi im konkurencję, naiwniacy! Za kilka lat grek będzie największym podrywaczem w całym wymiarze magicznym i może będzie magiczną wersją Hugha Hefnera? Na Merlina, te Petros to naprawdę ma bujną wyobraźnię! Dobra, koniec tego, bo Dahlia jest w poważnym stanie. - A to chujek! - skomentował po czym miał coś jeszcze od siebie dodać, ale niespodziewany pocałunek zakłócił. Szczerze, był trochę zaskoczony reakcją gryfonki, no bo od kiedy przyjaciółki od tak całują swoich super przyjaciół? Oczywiście nie może zaprzeczyć, że mu się to nie podobało, ale jednak to Dahlia. Nie to, że ma coś do niej, ale czasem czuje się jak jej starszy bart, który pomaga w potrzebie. To tak samo jakby obściskiwać Age, albo całować Ioannisa, fujka! - No wiesz, nie dziwię Ci się, że nic nie czułaś. Myślisz, że od taki spontaniczny pocałunek wszystko wyjawi? Do tego trzeba lat żeby było to czuć... JA SIĘ NA TYM NIE ZAM, WIĘC NIC NIE MÓWIĘ! - no Petros, ty cipo, co znowu odstawiasz? Nigdy się szczerze nie całował, a odstawia wielkiego profesorka, żal. - A na tego Shivera mniej wyjebane, bo to dupek, jak się z inną całował! - no łatwo mu powiedzieć, bo osobiście nie znał gościa, ale gdyby znał to by zrobił z nim porządek...a raczej Shiver biednemu Gavrilidisowi, ale to już inna historia!
Och, to miłe, że się martwił! Co prawda byli najlepszymi przyjaciółmi I POWINIEN się martwić, ale to nic. W każdym razie jak to nie znał Chrisa?! Zapewne Dahlia mu o nim trochę opowiadała, szczególnie, że ostatnio sprawy między nią, a krukonem dosyć postępowały. Nie mniej jednak ona też się martwił o Petrosa, który to ciągle nie miał pieniędzy i jeszcze musiał się użerać ze swoim dziwnym bratem. Dziś jednak nie potrafiła się zdobyć na empatię. Shiver ją mocno zranił, a może to ona sama siebie zraniła? Swoją naiwnością? Niby jej coś obiecywał, ale przecież nie byli razem, mógł w każdej chwili zrezygnować i robić cokolwiek mu się żywnie podobało. I to chyba było w tym wszystkim najsmutniejsze. A na dodatek zmarła mu mama, a ona nie potrafiła przeżywać tego razem z nim. Bo cierpiała. Może CeCe będzie lepszą pocieszycielką? Chyba już była... - Nie mów tak - chlipała, próbując wytrzeć nosek i policzki. Mimo wszystko nie potrafiła myśleć o nim źle. I wcale nie chciała, aby ktokolwiek to robił. Miał trudny czas teraz, tak, powinni być wyrozumiali. A ona odejdzie cichutko w cień i jemu się polepszy i odlecą z Meyers na pegazie w stronę zachodzącego słońca. Kurwa, no! Wierciła się niespokojnie, oczekując jakiejś reakcji puchona. Bo w sumie to źle zrobiła, że go pocałowała. Nie powinna była. To naruszenie pewnych zasad i granic. Niby chleb powszedni dla Slater, ale Gavrilidis był jej kumplem. - Sorry, po prostu kurwa nie rozumiem, czemu ludzie się całują, skoro nic ich nie łączy ze sobą szczególnego? A może jednak łączy? - powiedziała na głos, jakby chłopak miał pomóc jej rozwikłać tą szalenie ważną kwestię. - Nie mogę, zakochałam się - mruknęła, wreszcie uspokajając płacz. Obtarła jeszcze raz policzki i oczy i uśmiechnęła się blado. - Ale dzięki - dodała na koniec, nie wiedząc za bardzo, co robić. W sumie już przeprosiła, ale czy to wystarczy?
Jak bardzo Adrienne nie lubiła rozpoczęcia roku, no ale jest studentką i to jeszcze na pierwszym roku, dlatego postanowiła, że pokażę się tam. Jakieś ważne informacje na ten temat, na temat tych studiów, owszem dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy. Tylko jak to na rozpoczęciu roku dyrektor skupił swoją uwagę jedynie na pierwszakach i panujących zasadach w szkole. Oczywiście to było bardzo ważne, ona wcale nie miała mu za złe, że mimo wszystko poszła na to rozpoczęcie a tak naprawdę bardzo mało się dowiedziała. Teraz już trzeba działać na własną rękę, niestety. Nikt teraz jej ze swoimi wyborami nie pomoże, chyba że tylko przyjaciele na których zawsze można liczyć. Dlaczego akurat to miejsce wybrała na przechadzkę? Szczerze powiedziawszy liczyła na spotkanie ze swoim ślizgonem. Mogła się jedynie domyślić, że będzie szedł z Hogsmeade do Hogwartu. Sama miała małą ochotę na piwo kremowe, ale nie chciało jej się samej, Sary znaleźć nie mogła o Nayi to już nawet nie wspominając. Odwróciła się od niej? Miała nadzieję, że nie. Od kiedy wystawiła jej brata ta jakby była na nią za to zła, ale no co miała zrobić? Naprawdę chciała spróbować z tym puchonem, ale najwyraźniej do siebie nie pasowali, był całkiem odmienny, zabawny, pełny życia. Ona by się męczyła w tym związku. Jego jest wszędzie pełno, a Adrienne woli siedzieć na tyłku przez pół dnia. Gdy zobaczyła ławeczkę, trochę jej ulżyło. Szczerze powiedziawszy to zapomniała o jej istnieniu. Usiadła bez wahania zakładając nogę na nogę. Być może ktoś znajomy będzie szedł i będzie mogła do kogoś buźkę otworzyć.
Tak bardzo zmęczony nic nie robieniem. Chyba chorował na coś, co nazywają brakiem zajęcia. Naprawdę. Jak nic się nie dzieje, świat traci swój urok i Tony traci wszelkie chęci. Dlatego dzisiaj postanowił wyjść i nieźle zabalować w pub'ach, w których dawno to nie bywał. Zapewne niektórzy panowie już się stęsknili za obsługiwaniem go, w końcu był jednym z najlepszych klientów. Płacił i pił, zabawiał gości, kłócił się kiedy potrzeba... To się nazywało dopiero życie. Dlatego od bardzo wczesnej godziny, bo przecież na zajęcia nie musiał chodzić(wrodzona inteligencja), pojawił się w Hogsmead. Nie miał żadnych planów, nawet niczego psuć mu się nie chciało... A trzeba mu przyznać, że wiele rzeczy spierdolił. Zniszczył i przy okazji jeszcze zdeptał. Wakacje nie były czymś, co mu się marzyło. Były jednym słowem, gówniane. I naprawdę nic nie potrafiło zmienić jego zdania. Po godzinkach, spędzonych przy barze, zadowalając barmana historyjkami, które prawdy w sobie nie miały za grosz... W końcu były to historyjki. Tony mógł spuścić z tonu, puścić wodzę wyobraźni i zapomnieć o tym, co się dzieje wokół niego. Czy tylko z braku zajęcia czuł się strasznie? Nie. Ale dosyć tego biadolenia jak baba! Boże. Człowieku, weź się opanuj. Nie byłbyś sobą, gdyby taki stan trzymał się dłużej. Dlatego szybko zmienił i ponownie był tym samym dupkiem, co zawsze. A gdy wracał, sam nie wiedział dokładnie dokąd, zauważył osóbkę, której najmniej się spodziewał. Uśmiechnięty jak idiota(nie żałował sobie dzisiaj procentów), ruszył w jej kierunku. Z fajką w buzi, oczywiście standard. Podkasał rękawy niebieskiej bluzy i najpierw oparł się o ławkę, przechylając się do przodu.-Część !-Zawołał zadowolony z siebie. Wskoczył na ławkę i zsunął się w dół, aby ostatecznie stykając się z nią ramieniem. Może Adrienne wprowadzi coś interesującego do jego dnia.
Nie łudziła się spotkać tutaj kogokolwiek, a tym bardziej Anthony'ego, chyba jedyną miłość w jej życiu, bo jak na razie to tylko on jest w jej tym małym, puchońskim serduszku i nikt inny. Nie chciałaby, żeby to się zmieniło bynajmniej teraz bo w końcu ma tego czego chciała. Szczerze powiedziawszy była pewna, że będzie przez niego cierpieć, zawsze tak było i to chyba się nigdy nie zmieni. No ale jak to mówią widziały gały co brały. Dzień jak dzień i to jeszcze te pierwsze dni nauki, nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Niektórzy nawet do tej pory nie zajrzeli do Hogwartu, ona zajrzała z czystej ciekawości, ale powoli zaczęła tego żałować. Dziwnie jest być studentem przynajmniej na ten moment. Pewnie musi się oswoić z tą sytuacją i już wtedy będzie na to inaczej patrzyła. Zastanawiała się po co w ogóle tutaj przyszła i dlaczego siadła na tej ławce skoro mogła iść dalej na samej sobie obiecane piwo kremowe, ale siadła i znowu przeznaczenie chciało, że na jej drodze wystąpił Anthony. Może raz byli umówieni na spotkanie, tak to zawsze spotykali się przypadkowo, zawsze na siebie wpadali, ale to lepiej jeżeli jest takie niezapowiedziane spotkanie, bo można się czegoś więcej dowiedzieć, albo coś. Ślizgon kompletnie jej nie wystraszył, jedyne skuliła się na to głośne przywitanie prosto do jej ucha. - Chcesz, żebym ogłuchła? - spojrzała na niego z lekkim wyrzutem. Wiedziała, że jest pod wpływem, bo poczuła od niego alkohol. Nigdy go takiego nie widziała, ale kompletnie się tym nie zdziwiła przecież każdemu się zdarza, tak? - A Ty po co do Hogwartu idziesz? - zapytała z ciekawości, no chyba ma prawo trochę wiedzieć, przynajmniej trochę, bo nie oczekiwała niczego więcej.
Życie jest pełne niespodzianek. Nikt nawet nie wpadłby na pomysł, że Anthony wejdzie w związek z kimkolwiek niż z samym sobą. A tu proszę... Zgodził się na to. Jest z Adrienne, choć ich relacja pozostała luźna. Przynajmniej tak to wygląda z boku, prawda? Nie umawiają się na konkretne godziny, na randki(bo przecież Anthony nie jest zdolny do romantycznych gestów), po prostu są... A z punktu widzenia typowe nastolatki, nie są ze sobą. Kogo to obchodzi? Cierpieć? Nikt nie wie co będzie w przyszłości. Kto wie. Szkoła. Czy to było naprawdę takie ważne? Powiedziałby, że nauka nie jest najważniejszą rzeczą na świecie. Niech przestanie się tym tak przejmować, bo umknie jej to co ważniejsze i o wiele ciekawsze. Nie chodziło o wystraszenie dziewczyny, po prostu grzecznie się przywitał. Ochoczo, ale to chyba ważne aby wykazywał choć chęć entuzjazmu a nie... Czy teraz znowu będzie narzekać? Uh. -Wtedy nie byłabyś wstanie wysłuchiwać tych wszystkich wspaniałości, jakie mam do powiedzenia.-Powiedział, z szerokim, charakterystycznie pewnym siebie uśmiechem. Domieszka whisky, papierosów i tej samej wody kolońskiej, tworzyła naprawdę niezłą mieszankę. Wcale nie waliło od niego gorzałą, a stan nietrzeźwości był całkiem przyzwoity. Nie ma nad czym płakać... -Hogwart? To jest droga do Hogwartu?-Uniósł lekko brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Wzruszył po chwili ramionami, nieważne. -Może szukałem Ciebie? Co Ty na to?-Wyrzucił papierosa i oparł się wygodnie o oparcie ławki, tak, że miał ją przed sobą. Oparł policzek na dłoni i tak się gapił. Z niewiadomych powodów. A może ten lisek coś ukrywał?
Adrienne zawsze uważała, że będzie z Anthonym, przecież inaczej by dała sobie z nim spokój, nie? A jednak nie dała i cały czas starała się, może po niej nie było tego widać, ale tak naprawdę było. Anthony od jakiś dwóch lat jest dla niej bardzo ważną osobą w życiu. Dokładnie nie pamięta kiedy się w nim zaangażowała, ale tak, to jakoś było dwa lata temu. Znała go nie od dziś, przecież na szkolnych korytarzach widywali się od kiedy tylko Adrienne zmieniła szkołę. Beauxbatons była to naprawdę bardzo fajna szkoła, Adrienne bardzo przeżywała to, że musiała stamtąd wyjechać, miała tam swoje koleżanki, a nawet chłopaka z którym doskonale jej się rozmawiało mimo iż wtedy miała jedynie trzynaście lat, no l tak można powiedzieć, że wtedy była w nim zauroczona. Zresztą krążyły plotki po szkole, że był potomkiem willi więc nic dziwnego, że Adrienne wpadła w jego sidła. Z takim uśmiechem widziała Anthony'ego chyba pierwszy raz w życiu do tej pory był ponury i praktycznie w ogóle się nie uśmiechał, doskonale wiedziała, że to jest wywołane tymi procentami, które buzowały w jego organizmie, niżeli miałby tutaj siedzieć i mruczeć coś pod nosem. Pokręciła zaledwie lekko głową i westchnęła. - Mnie? Czy Ty mnie szukasz czy nie mnie i tak zawsze na mnie wpadasz, bądź odwrotnie. - mruknęła i uśmiechnęła się do niego. Nie mogła się przyzwyczaić do takiego zachowania Anthony'ego, dlatego kompletnie nie wiedziała jak ma się odzywać, ażeby go nie urazić, czy ażeby nie wybuchnął. - A ja miałam iść na piwo kremowe, ale chyba już nie pójdę, bo jak mi odwali tak jak Tobie to wole sobie posiedzieć w szkolnej kuchni i napić się gorącego kakao. - stwierdziła i kolejny raz westchnęła. Nie chciała zabierać ze sobą ślizgona, bo jej się do końca opije i co ona wtedy z nim zrobi?
Wybieganie w przyszłość. Jak on tego nie cierpiał... Chyba doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zawsze gdy coś ściśle planuje, trzyma się tego kurczowo... To nic z tego nie wychodzi. Tak samo było w ich przypadku. Na samym początku naciskała i naciskała... Aż w końcu nic dziwnego, że wybuchł i stwierdził, że pieprzy to wszystko i idzie. Tak, prawdopodobnie o to po części chodziło. Chciał aby czuła się osaczona, dokładnie tak jak on w tamtym momencie. Nie potrafiła go zrozumieć, zaakceptować tego, co miał jej do powiedzenia i z tego wyszły te wszystkie komplikacje. A jak dobrze wiemy, jak pojawiają się komplikacje, Tony odchodzi, uznając, że nie zamierza się w to bawić. I tak zrobił z... Nie pamięta Adrienne z szkolnych korytarzy, o ile przebywał na nich dostatecznie długo. Zapewne w towarzystwie kumpli czy dziewczyn, które raz były a raz ich nie było. O wiele bardziej wolał włóczenie się po szkolnych zakamarkach czy błoniach, które zawsze były jego ulubionym miejscem. Dlaczego tak właściwie zwrócił uwagę na Ad? Nie pamięta dokładnie jak to wyglądało. Jednak jej niewinność, delikatność... To zapewne to przyciągnęło go do niej... Zupełnie jak do... Kurwa. Ponury? Chyba nie znałaś Tonego. Nie pamięta samych początków ich znajomości? Żarty, zagadkowe uśmiechu puszczane w jej kierunku? Wiele się od tamtego czasu zmieniło, jednak wciąż był tym samym Roberts'em co dwa lata temu. Jedynie bardziej świadomym. Nigdy nie był ponury... Czy chciała w to wierzyć czy nie. Jednak nie trudno się dziwić, skoro ich znajomość była jaka była... Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił lekko głową.-Masz rację. Widzisz? Nawet nie musimy ustalać sobie jakiegoś głupiego grafiku spotkaniowego.-Powiedział niemalże z dumą w głosie. Owszem, nie chciał swoich planów podkładać pod kogoś. Chyba nikt tego nie lubił. Wywrócił oczyma.-Jakie odwali... Jakie odwali.-Powiedział. Nie był pijany! Może lekko podchmielony, jednak dziewczyna chyba nigdy nie widziała człowieka nieźle narąbanego. Czyżby się lekko zirytował tym, jak to wszystko wyolbrzymiła? Tak! Przesadzała. Zdecydowanie.-Nie wyobrażam sobie Ciebie z piwem w ręce.-Powiedział spokojnie.-Właśnie! Jak tam życie studentki? Gdzie w końcu mieszkasz?-Uniósł lekko brwi. Jakoś nie miał okazji się o to spytać.. Bo czy w końcu to było takie ważne? Nie. Zdecydowanie nie..
No właśnie Adrienne zazwyczaj dąży do celu, nie po trupach jak niektórzy, ale stara się, ażeby wszystko poszło po jej myśli. Oczywiście nie jest na tyle twarda, ażeby walczyć z kimś tak jak walczyła z Anthony'm o niego, ale tutaj się nie poddała i jak widać dobrze na tym wyszła. Gdyby nie naciskała w końcu byłoby tak, że daliby sobie święty spokój. Ale tego nie żałowała, cieszyła się że z nim jest. Może nie będą wymarzoną parą z bajki, ale takie pary są po prostu nudne i niekiedy rzygać się aż chce, więc chyba lepiej jak trochę ich związek będzie dziwnie przebiegał, bo mimo iż dopiero zaczęli ona czuła, że tak to właśnie będzie wyglądać. Spróbować nie zaszkodzi, chociaż nie będzie żałowała, że nie spróbowała, bo to jest najgorsze. Dziewczyna sama się dziwiła ślizgonowi, że wybrał akurat ją. Jest tyle dziewczyn w szkole, a wybrał puchonkę, dziewczynę z domu, którego zieloni tak bardzo nie lubią. Chociaż coraz częściej widzi zielonego obściskującego się z żółtą. Można powiedzieć, że pani Hufflepuff przyjmowała do swojego domu ładne dziewczyny, sama nie zauważyła, ażeby była w nim osoba na którą nie można patrzeć, bo oczy bolą. Ich znajomość była jaka była, ale jednak coś w niej było, że nadal ta znajomość istnieje. Dwa lata użerają się ze sobą i oby dwoje chcieli coś z tej znajomości osiągnąć, aż w końcu się udało. Zobaczymy na jak długo, ale jednak. Owszem, umawiać się na konkretną godzinę i miejsce, to nie dla niej. Oczywiście, od czasu do czasu można się tak umówić, ale wolała takie bardziej spontaniczne spotkania i przypadkowe takie jak teraz. Zwłaszcza że mieli szczęście do swojego towarzystwa, gdzie by nie poszła zawsze go spotka. - Nie? - zaśmiała się. Co prawda nie chodziła na piwo kremowe dzień za dniem, ale zdarzało się, że z dziewczynami wybierały się do Hogsmeade, dlaczego by nie. W szkole wieczorami robi się po prostu nudno i smętnie. Każdy wpatrzony w książki i w swoje notatki. - Na ulicy Tojadowej, z Sarą i jeszcze z innymi. Mieszkamy w pięciu. - powiedziała. Chociaż nie jest nudno, nie? Zawsze jak tam wraca to kogoś spotka, a z Sarą i tak przegadają całą noc, a później rano dochodzą do wniosku, że może by się jednak położyły spać.
Czy on wie, czy tak dobrze jej to poszło... Choć, gdzie by byli, gdyby wtedy nie przestali się widywać? Gdyby nie zniknął na tak bardzo długi okres czasu, ile to było... Rok? Nawet nie pamięta. Wtedy działo się tak wiele a jedyny osobami, którym mógł wyrzucić wszystko w twarz... Dawno nie żyły. I nic z tego nie wyszło! Do dzisiaj posiada jedynie strzępki informacji, luki w planie wydarzeń... Nic, co przydałoby m się. Anthony powiedział wtedy, że nie da jej spokoju.... Bo był tak bardzo wkurzony, że wręcz nie mógł pozwolić sobie nawet o chwilę spokoju dla niej. Bawiło go cierpienie i ból, które miała wręcz wypisane na twarzy każdego dnia. Skąd to wszystko wiedział? Po prostu wiedział... Zawsze, mimo tego, że nie było go cieleśnie, gdzieś tam krążył. Jak zmora. A teraz... Nie chciał tego nazywać. Po prostu byli... Wiedział i zaznaczał to nie jeden raz, że będzie trudno... Bo przecież był pieprzonym psychopatą! Nieokiełznanym, dzikim i nieprzewidywalnym osobnikiem. Nigdy nie wiesz kiedy to nastąpi, raz może być uśmiechnięty, pogodny... A za drugim razem, nie wiesz co mu do łba strzeli. Zdecydowanie widział w Adrienne ofiarę. Niewinną i kruchą. Dlatego do niej podszedł, dlatego zaczął rozmowę. Widział w tym jedynie korzyści, nie patrzał na to, co stanie się później. Miała to być jednorazowa zabawa, która zniszczy kolejne istnienie. Tak, wtedy po prostu się bawił. Dopiero później zobaczył, jak to naprawdę wyszło... Już nie chciał jedynie pozbawić jej tego, co jest w niej dobre... -Nie.-Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych i prostych ząbków. Przy okazji mrużył lekko oczy, przy czym wyglądał jeszcze bardziej uroczo... Czy on potrafił tak wyglądać? Nie powiedziałabyś, że ten facet niszczy Cię każdego dnia, po trochu. Po prostu jej sobie tam nie wyobrażał. Nie w obskurnym miejscu, do których miewa chadzać... Była kompletnym przeciwieństwem jego i tego, co jest z nim związane. Dlatego jest tak zabawnie. Zmarszczył lekko brwi.-Według moim obliczeń, jest jeszcze trójka... Więc kim oni są?-Spytał spokojnie i tak od niechcenia, przejechał palcami po kosmyku jej włosów. Dotknął jej policzka, aby ostatecznie wylądować na jej podbródku, delikatnie unosząc go do góry. Tak, nic się przed nim nie ukryje. Musi wiedzieć, z kim prowadzi się jego kobieta, tak? A czy już tego nie wiedział? Ciekawe, czy szczerość również idzie w parze w takich błahostkach. Patrzył na nią, spokojnie,... Jednak wciąż po Anthonowym stylu.
Adrienne tak bardzo chciałaby dowiedzieć się o życiu chłopaka, co tak naprawdę w sobie kryje, ale chyba tego się nigdy nie dowie. Nie będzie go wypytywać, bo pewnie wtedy już nie dałaby za wygraną, a Anthony jedynie bardziej by się nakręcał i na pewno nie byłby z tego faktu zadowolony. Sama nie lubiła opowiadać o swojej rodzinie, ale on wiedział o niej przynajmniej trochę, a nawet sporo. Mówiła mu o tym jak brała go do siebie na imprezę domową, wiedział co dzieje się u niej w domu i jaki stosunek ma do niej matka, jaki ojciec i jej rodzeństwo, więc wiedział bardzo wiele. A ona? Nawet nie wiedziała czy chłopak ma jakieś rodzeństwo z pewnością nie chodziło do Hogwartu, bo ze słyszenia by się o tym dowiedziała, a już o rodzicach jego nie wspominając, chociaż z jakiej racji miałaby ich poznać? Przecież była jedynie jego dziewczyną od kilku dni więc nie musiał jej od razu przedstawiać w domu. Adrienne mimo iż sygnalizowała w domu, że Anthony to jedynie kolega ze szkoły oni wiedzieli wszystko lepiej i swoją historię sobie utworzyli. Teraz ona zgadzała się z teraźniejszością, ale wtedy z pewnością nie, ba! Oni byli ze sobą skłóceni i to dość porządnie, ale grali uśmiechniętych i zadowolonych z życia. Chyba Anthony miał rację, że trudno sobie ją wyobrazić w takiej sytuacji. Pewnego wieczoru gdy była z dziewczynami na owym piwie, starsza czarownica podeszła do nich i zaczęła każdej przepowiadać przyszłość. Dziewczyny miały niezły ubaw, ponieważ żadnej nie zgadzało się to, co ta mówiła. Jednak odwrotnie było z puchonką. Ona dokładnie powiedziała jej obecną sytuacje w domu, że spotka na swojej drodze ukochanego, którego będzie kochała ponad życie, ale ten związek będzie gorzej zakręcony niż labirynt. Powiedziała jej, że będzie przez niego cierpiała, ale za te cierpienia dostanie to czego najbardziej pragnie. Wtedy zaśmiała się z tego, ale na ten moment uważała, że właśnie jej chodziło o tego ślizgona. Piła dotychczas piwo kremowe, a kobieta z dziwnie uszytym kapturem powiedziała jej, że kompletnie nie pasuje do tego towarzystwa, że lepiej byłoby dla niej jakby została we Francji i tam szukała sensu życia. - Ava gryfonka, Casper ślizgon pewnie jego będziesz kojarzył a trzeci to jakiś krukon. Nie pamiętam jak on się nazywa, ani z którego jest roku. Jak na razie nie możemy złapać wspólnego kontaktu, ale mam nadzieję, ze będzie dobrze. - mruknęła do niego i uśmiechnęła się lekko. Anthony wyglądał nieco zabawnie w takim stanie, ale z pewnością nie chciałaby go takiego widzieć już nigdy więcej. Nie wiadomo co takiemu chodzi po głowie jak trochę wypije tym bardziej, że widziała go po raz pierwszy w takim stanie.
Los potrafi być bardzo okrutny i każdy z nas prędzej czy później się o tym przekonuje, szkoda, że tym razem padło akurat na Caprice Souveterre. Przyjezdna Ślizgonka zapewne nie zdołała jeszcze wystarczająco dobrze poznać zamku, a już trafiła jej się nie lada gratka, a mianowicie spotkanie trzeciego stopnia z Irytkiem. Prześladował ją na błonia aż od wielkiej sali, w której ledwie dwadzieścia minut temu jadła spokojnie śniadanie. Kto wie co akurat sprawiło, że złośliwy poltergaist postanowił obrzucać ją fragmentami karaluchowego bloku, ale pewne było to, że nie zamierzał tak łatwo sobie odpuścić. Pogonił ją aż na błonia, gdzie zirytowana dziewczyna biegła, nawet się za siebie nie oglądając. Była przecież niemalże pewna, że duch może wydostać się nawet poza mury. Okazało się jednak, że uciekała przed Gargamelem Hokuszpokiem, który pochłonięty swą dającą się ze znaki obsesją na punkcie chochlików był pewny, że kilka z nich schowało się w połach szaty dziewczyny. Może nawet goniłby ją tak w nieskończoność, gdyby na drodze nie stanęła im Bianca Levine. Wychodziła akurat zza jednego z drzew trzymając w ramionach swego kota, z którym postanowiła spędzić ten wilgotny poranek, gdy Caprice z rozpędu w nią uderzyła, posyłając na ziemię. Koncertowo rozłożyły się na ziemi, a na domiar złego w ich kierunku pędził zwariowany woźny. Co z tego wyniknie? Zaczyna którekolwiek z was.
Caprice nie mogła liczyć na spokojny poranek. Zaczęło się tuż po śniadaniu, kiedy to Irytek obrał sobie za cel jej nowy mundurek, z wyraźną satysfakcją obrzucając go karaluchowym blokiem. Souveterre, jak na prawdziwą wariatkę przystało, postanowiła odwdzięczyć się tym samym, odrzucając kawałki jedzenia wprost w rozbawioną postać. Szybko jednak przekonała się, że takim zachowaniem może sobie dostarczyć zbyt wielu kłopotów, dlatego z wdziękiem damy wytarła wewnętrzną część dłoni o materiał szaty i oddaliła się z Wielkiej Sali, podejmując próbę ucieczki przed poltergaistem na błonia. Wszystko poszłoby gładko, gdyby nie ten zboczony woźny z lepkimi rączkami - Gargamel. Caprice dobrze wiedziała, że pod jego chochlikową obsesją krył się o wiele poważniejszy i mroczniejszy problem i nie miała chęci na kolejną "konieczną rewizję". Facet nie należał do gatunku atletycznych szybkobieżnych, więc ucieczka przed nim szła dość gładko, no może do momentu, gdy inny obiekt stanął jej na drodze. Najpierw poczuła mocne uderzenie, którego impet dosłownie zwalił ją z nóg, równając z chłodną ziemią, później ból, gdzieś w okolicy łokcia, który zwiastował niewielki uraz. Kilka sekund zajęło jej pobieżne ogarnięcie sytuacji i wstępne taksowanie dziewczyny, na którą wpadła. Wyglądało na to, że Hokuszpok nie odpuszczał i zbliżał się coraz bardziej, co pozostawiało coraz mniej czasu na jakąkolwiek reakcję. - Ok, kiedy ten idiota tu przybiegnie, jesteś moim świadkiem. Ktoś w końcu musi go pozwać za molestowanie. Chochliki schowały się pod moją szatą? Serio!? Mógłby się bardziej postarać... - Caprice mruknęła z niezadowoleniem i podniosła się na nogi, otrzepując lekko. Później wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny, najwyraźniej oferując pomoc w zrobieniu tego samego. - Caprice. Powódka - dodała jeszcze, przedstawiając się właściwie bez poważniejszej przyczyny. Wbiła wzrok przed siebie, patrząc na Hokuszpoka, który dyszał jak oszalały, próbując dorównać maratończykom.
Bianca również nie mogła liczyć na typowy poranek. Unikała swojej siostry, przez co wpakowywała się też w niezłe kłopoty. Kiedy właśnie "uciekała" przed nią i grupą innych puchonów, postanowiła zrobić sobie przerwę. Nie na długo. Zaraz wpadła na nią jakaś dziewczyna, uciekająca - najwyraźniej przed woźnym. Chochliki, tak. To musiał być on. Postarała się trochę pozbierać, bo najwyraźniej poza zadrapaniami nie doznała większych obrażeń. - Bianca. - odpowiedziała cicho. Co teraz? Najwyraźniej nie miały dużo czasu do momentu w którym wpadnie tu dziwny nauczyciel, krzycząc jakieś niestworzone bzdury. - Znowu on? Wystarczy, że usłyszy słowo "chochlik" i już dostaje świra. A na codzień i tak do najnormalniejszych nie należy. Tak przynajmniej słyszałam - odparła po chwili, niemalże niesłyszalnie. Powinna mieć pretensje, ale była tym wszystkim zbyt zmęczona, tak, że nie miała nawet czasu myśleć. Miała nieodpartą chęć złapania dziewczyny za łokieć i schowania się za najbliższą wierzbą, bo tak. Ale oczywiście, musiała się hamować.
Po ostatnim smutnym piciu miała okropnego kaca, w związku z czym postanowiła, że nie będzie nigdy więcej pić. Uznała pod wpływem tabletek przeciwbólowych i gorzkiej herbaty hamującej chęć wyrzygania wnętrzności, że pora się ogarnąć a alkohol jest złem koniecznym i wynalazkiem szatana i w ogóle jej nie służy, ale niech rzuci kamieniem ten kto rzucać ma czym - chyba każdy w takim stanie zawsze przysięga przed samym sobą, że do kolejnej sytuacji nie dojdzie. I przeważnie do niej dochodzi w kolejny weekend, jak to miało miejsce w przypadku Andrei. Tym razem jednak nie upiła się do tego stopnia, żeby iść do zamku na czworaka, ale było jej bardzo... wesoło? Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby po dzikich wojażach nie zaliczyła pięknej gleby, tak jak to uczyniła idąc teoretycznie po prostej drodze. Poległa na ścieżce - fajtłapowato potknęła się na wystającej z ziemi gałęzi - znowu brudząc swoje ubranie, tak jak wtedy kiedy widziała się z Hobbsem, jednak uznała, że do zamku nie zostało daleko i jakoś wytrzyma ze świadomością, że ponownie będzie musiała czyścić płaszcz w przeciągu kilku dni. Kiedy jednak dotarła do ławeczki uznała, że musi odpocząć. Teraz, z perspektywy siedzącego, doszła do wniosku, że jeszcze trochę drogi przed nią. Wpadła nawet na genialny pomysł przespania się na tejże ławce, bo w końcu kto by jej tu krzywdę zrobił? Oreo zsunęła się do pozycji półleżącej, naciągając na głowę kaptur a dłonie umieściła w kieszeniach płaszcza. Bardzo szybko marzła, dlatego to był jedyny minus spania na zewnątrz w środku października.
Shane miał dziś w planach wybrać się do Hogmseade na kremowe piwo. Oczywiście, nie był zwolennikiem picia samemu, ale tak na prawdę to ile alkoholu jest w kremowym piwie? No właśnie, tyle co nic. Poza tym jego przyjaciele jakoś dziwne rozpłynęli się po kątach. Więc zostało mu pójście tam samemu. Jak to na Krukona przypadło, pierw odrobił swoje lekcje inaczej nie mógłby wysiedzieć na miejscu, wiedząc, że jak wróci do zamku będzie musiał jeszcze odrobić zadania i napisać esej. A miał się rozluźnić, a nie stresować bardziej. Tak więc ubrał się w jakieś wygodne ubrania i poszedł w stronę wioski. Jakie to szczęście, że za niedługo kończy studia i będzie mógł zacząć pracę. Tak na prawdę chłopak jeszcze nie wie co chce robić i pewnie zajmie mu to dużo czasu, aby wybrać swoją drogę w życiu. To jakoś bardzo go to nie przerażało, przecież zawsze sobie radził. Oczywiście, lepiej by mu było gdyby miał obok siebie Lily, ale niestety Lily już nie było. Tęsknił też za Li, choć między nimi było dość napięcie od wakacji. Dziewczyna go pocałowała, a on nie był na to gotowy. Nawet nie wiedział czy chce z nią być, to po prostu działo się za szybko. Idąc tam był pogrążony we własnych myślach, ale to nie znaczyło, że nie zwracał uwagi na to co się włoku niego dzieje. Na jednej z ławek zauważył dziewczynę, z takiej odległości nie za bardzo mógł stwierdzić kto to. Ale to nie miało żadnego znaczenia, on już się zaczynał martwić, że coś jej jest. Bo na pewno była to kobieta. Było zimno, a ona leżała na ławce. To na pewno nie jest dobry znak. Podszedł do niej i od razu spostrzegł, że to Andrea. Ciekawiło go to, w co znów sie wpakowała. -Hey, żyjesz?- zapytał gdy dotknął dłonią jej policzka. Od razu poczuł, że jest zimny. Nie wiele myśląc zdjął z siebie płaszcz i owiną nim ją. On jakoś przeżyje ten chłód. Teraz ważna była ona i to czy nic jej nie jest.
Zawsze po alkoholu paliła więcej niż powinna, dlatego nic dziwnego nie było w tym, że zaczęła nerwowo przeszukiwać kieszenie swojego płaszcza za paczką papierosów. Niestety, zapomniała, że przecież od kilku dni jej magiczny zapas się skończył a ona ze swoją galopującą pamięcią zapomniała go uzupełnić. Z jej ust padło kilka brzydkich słów komentujących ten stan rzeczy, ale leń, jaki ją dopadł w momencie posadzenia zadka na ławce był większy. Tak, była w stanie zawrócić do Hogsmeade tylko po to, żeby dokarmić swojego przyjaciela raka, bo w końcu Ślizgonka czasami wpadała na cudaczne pomysły, które z jej perspektywy były zupełnie normalne. Pochłonięta smutkiem nad papierosami nie zauważyła nawet postaci, która zmierzała w jej stronę do momentu, w którym ów postać nie znalazł się tuż obok. Shane. Chyba był jedyną osobą na widok której tak szeroko się uśmiechała, niezależnie od stanu w jakim była. - Weź to, nie chcę cię mieć na sumieniu - zareagowała w miarę szybko, oddając mu płaszcz. W porównaniu z Monroe akurat ten Krukon czuł i odczuwał zimno, dlatego gdyby tylko się rozchorował to wiedziałaby, że to przez nią. A ona nie lubiła się czuć winna, ba, w ogóle nie lubiła mieć wyrzutów sumienia - zresztą, kto lubił? Przyglądnęła się chłopakowi, po czym z dużym ociąganiem usiadła "po ludzku", przyciągając go do siebie. - Dobrze cię widzieć. Co słychać? - przyklejając się jak pijawka do ręki Krukona odetchnęła głęboko zastanawiając się kiedy ostatnim razem rozmawiali. Znali się dość długo i całkiem dobrze, co wcale nie oznaczało, że widywali się codziennie. Czasami jedynie przelotem na korytarzu, czasami faktycznie gdzieś razem wychodzili. Jak teraz tak sobie myślała to Shane był chłopakiem, którego bardzo lubiła i z wyglądu i przez charakter, ale nie wiedząc czemu "zepchnęła" go w sferę obiektów zakazanych. Lubiła ich relację i nie chciała potraktować chłopaka tak, jak to miała w zwyczaju z innymi, chociaż nie raz, nie dwa ją kusiło. Żeby tego było mało zdarzało się, że ją zawstydzał, co też było nie lada wyczynem! W końcu Oreo była chodzącą księżniczką z ego latającym pod sufitem. - Dawno cię nie widziałam... - stwierdziła na koniec z wyrzutem w głosie, jakby co najmniej nadepnął jej kochanego kota.
Od razu gdy tylko podszedł do Oreo wiedział, że dziewczyna postanowiła umilić sobie czas bez niego. Oczywiście, chodzi o to, że była pijana. Zastanawiał się, kto sprzedał ten dziewczynie alkohol. Przecież ona nawet nie jest pełnoletnia, a co jeśli ktoś by ją wykorzystał i jej stan?! Mogłoby się to tak skończyć jak z Lily. A o tym nawet nie chciał myśleć. Przecież nie chciał znów stracić kogoś na kim mu zależy. A przecież zależało mu na niej, była jego przyjaciółką. Czasem nawet traktował ją jak młodszą siostrę. Na przykład teraz też włączył mu się system "starszy brat." -Cicho bądź i ubieraj to. Ja mam jeszcze gruba bluzę.- znów oddał jej płaszcz i nawet go na nią zarzucił. Jemu nic nie będzie, przecież on tak czy siak był grubo ubrany. Poza tym nie przesadzajmy, jemu nic nie będzie a zaraz i tak będą w zamku. Bo oczywiście, miał zamiar zabrać ją do zamku. I zaopiekować się nią jak na starszego brata przystało, o! - W miarę, jak zawsze. A u ciebie?- zapytał i opatulił dziewczynę swoim ramieniem. Cóż, dość długo ze sobą nie rozmawiali. Ale ich relacja nie musiała być pielęgnowana co dziennie. Shane był pewnie, że nawet gdyby rozmawiali ze sobą raz na miesiąc i tak, tak samo by się lubili. Poza tym, Oreo wiedziała, że zawsze może o niego napisać list i wtedy się spotkają. Ale to, że nie widywali się codziennie nie znaczyło, że nie są przyjaciółmi. Bo byli. Zawsze mogli na siebie liczyć i to było ważne. A nie to kiedy ostatni raz siebie widzieli, prawda? -Ale teraz mnie widzisz. - uśmiechnął się do niej, tym swoim uśmiechem i wstał z ławki. -Jesteś w stanie iść? Bo mam zamiar zabrać Cię do zamku.- powiedział to tonem "starszego brata" i podał jej dłoń. Przecież nie będą marznąć tutaj. Poza tym, dziewczynie na pewno przyda się herbata, czy nawet gorąca czekolada. Coś co ją ogrzeje. A jego potrzeby? Cóż, piwa może się napić innym razem.
Czasami denerwowało ją to, że Shane bawił się w starszego brata, ale z drugiej strony pozwalało jej to zostać w bezpiecznym friendzonie. Tak samo czasami też zastanawiała się co by było, gdyby go pocałowała i czy zepsułoby to ich przyjaźń. O uczuciach nigdy nie rozmawiali i nie miała w ogóle pewności co ten chłopak ma w głowie. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale w końcu posłusznie ubrała na siebie płaszcz. - Wyglądam jak klaun - rzuciła pod nosem, a zaraz po tym przypomniała sobie, że przecież była brudna. - Shane, ale mam brudne ciuchy, nie chcę brudzić twoich... - choć przecież wiedziała, że na Krukonie nie zrobi to najmniejszego wrażenia. Lubiła to, że przy nim mogła bezkarnie marudzić i ukazywać mózg na poziomie rozwielitka, bo miała świadomość, że nie robi to na nim najmniejszego wrażenia. I nie oceniał. Przecież wiedział co wyrabia i dalej się z nią przyjaźnił, to już dużo, prawda? Na kolejne pytanie wzruszyła ramieniem. W tym momencie było jej przyjemnie, gdy uwiesiła się na jego ręce i mogła skłamać, by poniósł ją na rękach. - Oczywiście, że dam radę. Przecież nie jestem pijana! - pijana może nie, na pewno trochę wstawiona... - ze sporym ociąganiem podniosła się z ławki na proste nogi, spoglądając na Shane'a. - Możesz zabrać mnie do łóżka - wypaliła nagle a kiedy uświadomiła sobie to co powiedziała uśmiechnęła się rozbrajająco. - Mojego! Chociaż twoje też może być - by nie pogrążać się dalej, pacnęła się w czoło i zrobiła szybki zwrot w stronę zamku. Obawiała się, że w trakcie tej krótkiej drogi do zamku może powiedzieć o kilka słów za dużo, po których nie będą rozmawiać przez kolejny miesiąc. W takiej sytuacji omijałaby go szerokim łukiem i chodziłaby kanałami. - No a u mnie... nic takiego, ostatnio same dziwne sytuacje mi się przytrafiają i poznaję dziwnych ludzi - skrzyżowała ręce za plecami, po czym podskakując jak mała dziewczynka szła dwa kroki przed Krukonem.
Shane tak szczerze nie wiedział, co by zrobił gdyby dziewczyna nagle go pocałowała. Nigdy nie patrzał na nią jak na obiekt pożądania. Oczywiście, była ładna to trzeba jej oddać. Ale zawsze uważał, że między nimi nic nie będzie. Po prostu czuł, że nie jest w jej typie. Poza tym, ona zasługuje na kogoś lepszego. Każda jego przyjaciółka zasługuje na kogoś lepszego. Więc nigdy nie widział siebie jako ktoś, z kim mogły by się spotykać. Lub nawet związać się. Przecież on był tylko Shanem. Nikim więcej. - Nie przesadzaj, chociaż z tym czerwonym nosem.- uśmiechnął się i pstryknął ją w nos. Oczywiście, zrobił to delikatnie. Przecież nie chciał aby ją zabolało czy coś. Wzruszył tylko ramionami i obrzucił ją wzrokiem "No i co?." Miała racje, nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. przecież to ubrania, wypiorą sie albo rzuci się na nie zaklęcie i będzie. A jeśli brud nie zejdzie, zawsze można kupić nowe. Jakoś Shane nie miał z tym problemu, nie przywiązywał się do ubrań. -Zawsze mogę cie ponieść.- uśmiechnął się delikatnie, widząc jak dziewczyna powoli podnosi się z ławki. Da jej szansę, może iść sama. Ale gdy choć raz się obali, cóż. Wtedy wyląduje na jego rękach. Pokręcił głową na jej słowa. -Jasne, zabiorę ci do łóżka. - uśmiechnął się. Uwielbiał jak ludzie nie zwracali uwagi na to co mówią gdy są pijani. W takich chwilach, można dowiedzieć sie bardzo dużo. - I jeśli tak bardzo chcesz, to może to być nawet moje łóżko- puścił do niej oczko. Oczywiście, dla niego były to tylko niewinne żarciki. -Mam nadzieje, że Ci dziwni ludzie nie robią ci krzywdy.- starał się dotrzymać jej korku, ale skacząca dziewczyna zawsze była te dwa kroki przed nim. Ważne, że była na tyle blisko, że gdyby coś mógł ją złapać!
Choć dla niej to też poniekąd były niewinny żarciki, tak coraz częściej zastanawiała się "co by było gdyby". Może jednak by im się udało? Nie była pewna na ile dałaby radę wytrzymać w związku, w którym cały czas ktoś się nią opiekuje i nie umie się kłócić. Do tej pory nie miała okazji nawet sprawdzić jak Krukon się denerwuje i złości na kogoś, dlatego ta sfera była dla niej dalej tajemnicą. A podobno najlepiej poznaje się charakter faceta, kiedy jest zły i pijany. Pijanego Shane'a też nie widziała, chociaż zdarzało im się wychodzić gdzieś do Hogsmeade. Cóż za los, niby się znali a jednak nie tak bardzo, jeśli wierzyć mądrościom mugolskim ludowym. - To zależy - odparła podskakując dalej i zadzierając wysoko nos. - Jeden prawie mi zrobił krzywdę - powiedziała wcześniej dość poważnym tonem, niż pomyślała nad swoimi słowami. Teraz się zacznie seria pytań, a potem... no właśnie, co jeśli faktycznie chciałby się zemścić? Wolała zrobić to sama, ale wiedziała też, że w razie czego nie upilnuje chłopaka. - Ale żyję, jak widać jeszcze stąpam po tej ziemi - po kilku metrach podskakiwania zatrzymała się, wzdychając ciężko. Jak widać treningi i alkohol również nie szły ze sobą w parze, bo bardzo szybko się zmęczyła, przechodząc do normalnego chodu. - Znalazłeś sobie już księżniczkę? - odwróciła się przez ramię rzucając Krukonowi ciekawskie i kontrolujące spojrzenie a potem poczekała, aż dojdzie do niej. Chwyciła go pod rękę, przyklejając się z powrotem do niej policzkiem.
Umówił się tak po prostu. W sumie był to bardziej impuls niż świadome działanie. Dziewczyna nie była nie wiadomo kim. Po prostu jedna z wielu, ale żeby coś osiągnąć musiał chociaż udawać, że się stara. Nawet wysłał zaproszenie, owiewając całe spotkanie mgiełką tajemnicy. Kamuflaż to podstawa. Nie ważne, że w każdej chwili mógł zniknąć. On już na nią czekał. Przystojny, dobrze ubrany chwycił swoją partnerkę pod rękę i wprowadził do ogromnej rezydencji, w której aż się roiło od pięknych dam i mężczyzn w smokingach. Do ich uszu dolatywały najróżniejsze języki. Widział, że starała się wyłapywać strzępki rozmów sklejając je w całość, ale Marcel był bardzo absorbującym człowiekiem. Wywijał ją na parkiecie na wszystkie strony dodatkowo wmuszając w nią trunki najróżniejszej maści. Jednak kiedy okazało się, że zbyt dużo od niego wymaga, odwrócił się na pięcie zostawiając ją pod opiekom przyjaciela i wyszedł z imprezy. Wracał do zamku. Było chłodno, ale to mu nie przeszkadzało. Wciąż rozgrzewał go alkohol. Nie bardzo jednak zdawał sobie sprawę gdzie idzie. Jego myśli zajmowało wzburzenie, że nic nie udało mu się osiągnąć. Wrócił na ziemię, kiedy poczuł zderzenie. W pierwszym odruchu spojrzał na dół, łapiąc niewiastę, zanim zetknęła się z twardą i zimną ziemią. Ustawił ją do pionu, otrzepał i przyjrzał się uważnie @Li Na. - W porządku? - spytał bardziej od niechcenia. Zaczął sobie zdawać sprawę z tego, ze jest zimno, a on jest w koszuli i marynarce. - Nie powinnaś tu stać, sama. Jeszcze ktoś cię staranuje.
Puchonka od wielu tygodni spędzała czas na dworze, ale nie jako człowiek. Jako wiewiórka skakała po drzewach. Coraz bardziej podobała jej się ta zdolność, w końcu zbyt wiele czasu lat spędziła, ażeby się tego wyszkolić i nikt teraz jej tego nie zabroni robić. Poza tym nikt praktycznie o tym nie wie, bo niby komu mogłaby powiedzieć? Nie miała aż tak bardzo zaufanych osób w szkole. Dopiero co postanowiła zakończyć dzisiejszą wędrówkę po zakazanym lesie i wrócić na tereny Hogwartu. Upewnijszy się, że nikogo nie ma w pobliżu zamieniła się w człowieka, ażeby wrócić do zamku. Odziała się szczelniej w kurtkę, ponieważ za bardzo nie przykuwała wagi do ubioru. W futerku było jej naprawdę przecudownie, a coraz bardziej się do niego przyzwyczajała. A najbardziej lubiła biegać po nocy, nikt jej nie widział, a potajemnie wychodziła z dormitorium. Nie miała zamiaru nikomu się z tego tłumaczyć, bo jest dorosłą, już dorosłą czarownicą. Nieco zamyślona weszła w pewnego mężczyznę. Lekko potrząsnęła głową i poczuła potężny uścisk, chłopak złapał ją w odpowiednim momencie, bo cała by była w śniegu. Lekko zniesmaczonym spojrzeniem wpatrywała się w ślizgona. Kojarzyła go ze szkoły, jednak nie wiedziała jak się nazywa, ani nawet do jakiego domu należał, a wolała szczerze powiedziawszy nawet tego nie wiedzieć. - No gdyby nie Ty to stałabym tutaj tak jak stoję. - mruknęła poprawiając się. Dopiero teraz zauważyła, że w kieszeni płaszcza ma czapkę, dlatego nałożyła ją na głowę. Li była dość chorowitym dziewczęciem, dlatego wolała na siebie uważać.
W pierwszym odruchu poprawił marynarkę i schował ręce do kieszeni. - No tak, zapomniałem, że stanie na środku drogi w środku nocy, jest przecież normalne. - wzruszył ramionami. Miał wielką ochotę odwrócić się i odejść, ale pohamował w sobie tę chęć, mając nadzieję, że z tej rozmowy może jeszcze wyniknie coś ciekawego. - Chociaż zresztą nie mnie oceniać. – mruknął wzruszając ramionami. Niby mógł na nią bardziej naskoczyć, ale przyszło mu do głowy, że mogłyby zacząć się niezbyt wygodne pytania dotyczące jego. - Marcel. – przedstawił się. Może i nie był najmilszą osobą, ale wychowany był idealnie, a obyczaj nakazywał się przedstawić. Poza tym dziewczyna była naprawdę ładna. Może jednak ta noc nie będzie aż tak zmarnowana?
Czy Li obawiała się tego chłopaka? Być może Li jest bardzo łatwowierna i z pewnością jakby się nieco postarał to szybko by mu zaufała, jednak jak na razie chłopak nic w tym kierunku nie robił, a Li nie miała najmniejszego zamiaru go do tego nakłaniać. Szczerze powiedziawszy to miała cichą nadzieję, że po prostu sobie odejdzie. Raczej nie spędzała czasu ze starszymi chłopakami, może dlatego, że żaden do tej pory się nią nie zainteresował i nie zamienił z nią co najmniej dwóch zdań, dlatego jak na razie nie miała zamiaru chłopaka jakoś do siebie przekonywać, bo jej na tym kompletnie nie zależało. - Jakbyś mnie znał to pewnie byś tak stwierdził. - powiedziała do niego i zaśmiała się. Co prawda to prawda. Panienka Na od jakiegoś miesiąca właśnie tak spędza dzień za dniem, oczywiście nie biorąc tutaj pod uwagę lekcji, bo jednak to też było dla niej bardzo ważne. Chciała w końcu jakoś skończyć tę szkołę, tak? - Li. - przywitała się skoro chłopak raczył podać swoje imię. Z pewnością jest studentem, ale sądząc po jego zachowaniu to widziała w nim ślizgona, bądź gryfona, ale szczerze powiedziawszy bardziej wyglądał jej na ślizgona. Oni zawsze jej się podobali, ale zawsze trafiała na takich, którzy najchętniej to rzuciliby na niej nie koniecznie przyjazne zaklęcie. - A Ty co tutaj robisz skoro uważasz, że nie jest czas na spędzanie czasu na zewnątrz? - spojrzała na niego. Skoro on się tego czepił to dlaczego ona nie mogłaby?