Często w trakcie podróży do/z Hogsmeade uczniowie robią sobie tutaj przerwę. Nie brakuje tu zieleni, ławek i kamiennych stołów z ustawionymi na nich magicznymi szachami czarodziejów.
Autor
Wiadomość
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Żyli, uwięzili smoka i tylko to się liczyło. Wszystkie wrzaski, pogróżki i niekończące się jojczenie, jakie od powrotu skrupulatnie serwował mu Cilian (z wtórującymi mu Fiadh i Jackiem) spływały po nim jak po kaczce. Generalnie Ryszard nie przejmował się zbytnio niczym, o czym stękali mu rodzice, bo uważał że absolutnie za każdym razem przesadzają i nie inaczej było teraz, dlatego po prostu parsknął śmiechem na relację Marleny, która na drugim froncie obrywała równie intensywnie od matki i tylko pokręcił głową bezradnie. - Wiem, słyszałem bo akurat wtedy przechodziłem koło naszej kamienicy... - poklepał siostrę współczującym gestem po ramieniu, bo do dziś po tym incydencie bolały go uszy. - Mi ojciec robił wyjca na żywo, a do tego nie mogłem spierdolić bo Jacek rzucił trwałego przylepca na krzesło, wyobrażasz sobie? To się nadaje do sprawy dla czareportera! - skwitował, nie mogąc zdecydować czy jest bardziej oburzony tymi aferami czy rozbawiony ich niedorzecznością. - Jestem przekonany że gdyby to syn koleżanki naszej starej pokonał smoka, wszyscy zgodnie uznaliby że jest zajebisty... No, oby szybko im przeszło i zaczęli nas doceniać, bo tak się n i e d a ż y ć - oznajmił dramatycznie, by zaraz pociągnąć Marlę za rękaw polarka i trochę tym samym ją przystopować, bo gnała jak gibka lunaballa, a on od czasu eskapady męczył się przy szybszym spacerze i non stop dostawał zadyszki. Na miejsce zbiórki dotarli nawet chwilę przed czasem, a przynajmniej na to wskazywała kiepska frekwencja; ze znajomych twarzy dostrzegł tylko Mulan, przywitał się ze wszystkimi wycieczkowiczami i profesorem i zaraz zaczął grzebać w plecaku, jakby chciał się dokopać przez jego dno do Chin. - Kapnąć ci tam soczku?? - zaproponował dyskretnie pijącej herbatę Marlenie, gdy już odnalazł to czego szukał, a mianowicie: porzeczkowe wino zwinięte z piwnicy skrzata Jacka przy okazji ostatniej wizyty w domu. Oczywiście, można się bawić na wycieczce bez alkoholu... ale po co?
Najmłodszy Baxter od kilku dni pluł sobie w brodę, że nie zgłosił się do wzięcia udziału w tym towarzyskim meczu - kto wie? Może będą grali w nim zawodowcy, a to byłaby świetna okazja do sprawdzenia się z nimi w miotlarskim pojedynku. Coś takiego mogło się już nie powtórzyć, tym bardziej bolało Leroya, że co najwyżej poogląda całość z trybun. Przynajmniej wycieczka zapowiadała się ciekawie. Każda okazja, aby nauczyć się czegoś nowego była dla niego świętem. Nie mógł przejść obojętnie wobec ogłoszenia profesora Avgusta. Chłopak oprócz różdżki, pozytywnego nastawienia i ciepłych skarpetek spakował też swój pamiętnik, w którym zamierzał zapisywać relację z każdego dnia wycieczki oraz nieudolnie rysować na marginesach elementy co ciekawszych wydarzeń. Na miejsce zbiórki pojawił się w grubym, błękitnym swetrze z wielkim logo Puddlemere United, na nogach miał buty trekingowe. Był na biwaku tylko raz, więc drugi połączony jeszcze z lekcją wydawał się czymś naprawdę niezwykłym. - Dzień dobry. - przywitał się ze wszystkimi.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Tak bardzo chciałam wziąć udział w tym meczu towarzyskim, ale po pierwsze, nie miałam za wiele pieniędzy, więc musiałam kilka razy porządnie pomyśleć zanim je na coś wydam, po drugie, byłam pewna, że mnie nie przyjmą, bo będzie mnóstwo innych chętnych, no a o mnie nikt w ogóle w Anglii nie słyszał. Także przełknęłam ból, szczęśliwa natomiast, że przynajmniej będę mogła całe wydarzenie obejrzeć. Quidditch stanowił moją wielką pasję od małego. Kto wie, może zwiążę z nim przyszłość...? Nie mam pojęcia. Ale na samą myśl o miotle już czułam się lepiej i nieco mniej zestresowana jak zwykle. Zastanawiałam się tylko trochę nad wzięciem udziału w tej wycieczce. Ostatecznie wszystkie moje obawy oraz wątpliwości rozwiał fakt, że prowadzi ją sam Antosza Avgust. Prawie spadłam z dywanu, gdy usłyszałam to nazwisko. Czy mogę go poprosić o autograf? Marzyłam o tym od dziecka. Ale to chyba byłoby trochę dziwne. Poza tym - jak go niby zapytać, kiedy nie mówię? A za każdym razem jak pisałam coś na pergaminie i podawałam danej osobie to czułam się koszmarnie głupio, więc wolałam ograniczyć to do konieczności. Przynajmniej będę mogła go posłuchać. Na pewno skomentuje przebieg meczu. Ubrana w skórzane buty i płaszcz, z dużym plecakiem, dreptałam w kierunku umówionej zbiórki. Bardzo ciężko było mi się połapać w Hogwarcie i okolicach, a spora część zajęć działa się gdzieś na obrzeżach błoni, więc głównie błądziłam. Męczące. Po długim spacerze w końcu zobaczyłam zbieraninę uczniów oraz profesora. Nie mogłam odkleić od niego spojrzenia. Podeszłam bliżej i skinęłam mu z szacunkiem głową, w milczeniu stając obok innych. Chwilę mi zajęło ogarnięcie kto tu jest. Poznałam Marlę oraz Ryszarda spotkanych na ich imprezie urodzinowej, ale poza tym to same obce twarze. Stanęłam randomowo przy jedynym chłopaku z zielonym krawatem @Gale O. Dear i posłałam mu delikatny uśmiech, tak aby nie sprawiać wrażenia dzikusa z lasu. Chociaż fakt, że się nie odzywałam mógł trochę wskazywać na brak manier.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Wyjście na wycieczkę wiązało się z wieloma rzeczami i musiałem przygotować całą apteczkę, każdy potrzebny eliksir i oczywiście pomóc w organizacji co nieco Antoszy. Pakowałem się na ostatnią chwilę, ale mam wrażenie że niczego nie zapomniałem. Czy moim marzeniem było pilnowanie grupy nastolatków na imprezie pod namiotami? Niespecjalnie. Ale w końcu obiecałem pomóc! Teleportuję się niedaleko miejsca zbiórki. Wyglądam jak zwykle niesamowicie gustownie, ale tym razem wycieczka style. Mam kurteczkę moro, wąski dresik, niesamowitą kamizelkę wędkarską na której hasały magiczne grzyby. Jedynym moim stałym elementem nie pasującej mojego looku były liczne kolczyki oraz pierścionki, w większości nasycone magią. - Jestem! - oznajmiam @Antosha Avgust kiedy pojawiam się zwycięsko obok niego z przygotowanym plecakiem, w którym pomniejszyłem większość rzeczy. Może i kilka uczniów przyszło przede mną, ale nie spóźniłem się jakoś wyjątkowo. - Jak tam? - zagaduję wesoło do Antka, jakbyśmy szli na jakąś czillową plaże, a nie siedzieć pod namiotami i sprawdzać kto stara się ukradkiem pić alkohol. - O, może tyle osób zostanie, nie będzie aż taki problem - mruczę do Avgusta tak żeby nikt nie nie słyszał. - Czemu ty nie grasz? - dopytuję jeszcze, bo na pewno byłby idealny na te zawody które mamy sobie oglądać. Macham też wesoło do uczniów, odrobinę bardziej entuzjastycznie do Gryfonów, a w stronę @Mulan Huang pokazuję dwa palce najpierw na swoje oczy, a potem w jej kierunku, by wiedziała że będę czuwać czy przypadkiem znowu czegoś nie narobi.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Widząc ogłoszenie o wycieczce, w moim sercu pojawił się lekki zawód. Chcąc pomóc zwierzątkom z rezerwatu i nieco podszkolić swoje zdolności latania na miotle w miarę przyjaznych warunkach - pozdrawiam kapitana Jina i jego tłuczki - zapisałam się na mecz towarzyski. Obydwa te wydarzenia miały miejsce w tym samym czasie, co odbierało mi możliwość skorzystania z obydwu atrakcji. Przynajmniej mogłam dołączyć później na małe biwakowanie, z czego już nie mogłam zrezygnować. Tym bardziej, kiedy mogłam dzielić namiot z tak wspaniałym towarzystwem, jakim była Odeya. Dogadywałam się ze starszą koleżanką bez najmniejszego problemu, co pomimo mojej ogólnej otwartości, było dość dużym wyczynem i znakiem, że nasza relacja jest nieco bardziej zaawansowana niż zwykłe koleżeństwo. Trochę żałowałam, że dziewczyna nie zdołała dostać się do jednej z drużyn, miejsca rozeszły się szybciej niż ciepłe bułeczki, co w żaden sposób nie ułatwiło sprawy. Miałam cichą nadzieję, że nie będzie mi bardzo zazdrościć i wypominać tego przez tę część wycieczki jaką spędzimy razem.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
- Wciąż nie wiem czemu nam listownie nie wysłali zaproszeń na uczestnictwo w meczyku! - rzucam do Rojsa który idzie obok mnie w kierunku miejsca zbiórki. Co jak co, ale wspólne oglądanie meczyku, jakiś biwak, a potem siedzenie w namiocie brzmi jak idealna forma wycieczki dla mnie i mojego chuderlawego bliźniaka. Może i nie gramy dziś, może też nie jesteśmy w żadnej drużynie profesjonalnej, ale samo nazwisko powinno sprawiać, że możemy gdzieś się zahaczyć o jakieś miejsce w towarzyskim graniu. No nic, na dziś musieliśmy przełknąć ta bolączkę i razem iść na zabawy z resztą studentów. Zanim docieramy gdzieś po drodze wysyłam na szybko na wizzie wiadomość do Rubsona z pytaniem czy też będzie, licząc na to że Rojs nie zauważy albo nie skomentuje mojej szybkiej wymiany wiadomości. Szczególnie, że kiedy docieramy na miejsce zbiórki widzę już naszego młodszego brata, który jak zwykle z poważną miną jakby miał w trakcie wycieczki zadecydować o reszcie swojego życia. - LIROOOJ! - krzyczę i już łapię pod ramię, zaczynam mu psuć fryzurę czochrając go mocno. - Co ty tu robisz! Wiesz, że nie będziesz mógł nawet wyprasować sobie gaci z rana! - zagaduję wesoło do brata, szczerząc się jak debil.
Nie muszę się w ogóle zastanawiać czy iść na biwak, bo jest on połączeniem moich dwóch ulubionych przedmiotów. Oczywiście przespałem z Fitzem zapisy na mecz, więc nie pozostało nam nic innego jak po prostu i tak na niego pójść i obserwować poczynania innych z trybun. Nie jestem też szczególnie przygotowany na wyprawę i mam nadzieję, że to mój perfekcyjnie zorganizowany brat wszystkim się zajął i pomyślał o mnie. – Zdecydowanie powinni. Niby takie kolesiostwo w ministerstwie i u Baxterów, a takie talenty jak my muszą siedzieć poza boiskiem.. Dramat – wtóruję bliźniakowi w jego narzekaniach, bo też mi się w głowie nie mieści, że nie mamy żadnej taryfy ulgowej ani specjalnego traktowania. Nie po to człowiek całe życie znosi trudy arystokratycznej egzystencji, żeby nie mieć z tego żadnych profitów. Kiedy Fitz wysyła do swojej koleżanki pilne wiadomości na wizzie, ja zezuję w stronę wizbooka i jednocześnie dopytuję go czy spakował nam wszystko co trzeba oraz informuję, że mam przygotowany zestaw małego surwiwalowca i coś na ogrzanie (i nie jest to ani polar ani żaden kocyk, oczywiście). Na miejscu jeszcze nie ma zbyt wiele osób, ale tak jak i Fitz, zauważam od razu @Leroy Baxter, do którego szczerzę się szeroko. Z impetem klepię go między łopatkami w ramach przywitania i śmieję się z przedniego żartu Fitza. – O nie. I nie będzie też żadnej biblioteki w przeciągu CO NAJMNIEJ dziesięciu kilometrów, przemyśl czy dasz radę przetrwać w tak ciężkich warunkach – patrzę z udawanym zmartwieniem na młodszego brata, traktując dogryzanie rodzeństwu jako nadrzędne hobby.
______________________
inspired by the fear of being average
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Pójście na jakiś biwak równało się oczywiście z faktem, że przecież jestem w końcu prefektem. Musiałem przecież iść na wycieczkę, by pomóc nauczycielom w dopilnowaniu uczniów! Czułem się poniekąd jak dobry plus jeden dla Antoszy który nie dość, że miał podobne nazwisko do mojego imienia, to jeszcze zazwyczaj miną i zachowaniem, poniekąd przypominał mnie. A raczej odwrotnie. Jako że mężczyzna był dla mnie wzorem, uważałem że idealnym momentem będzie pójście na wycieczkę i pokazanie się z jak najlepszej strony. Dobrze, że nie jest to jakieś fancy wyjście do teatru czy nudnego muzeum. Przynajmniej mogłem założyć na siebie, jak zwykle, czarny wąski dresik, czapkę wpierdolkę i wziąć jakiś plecak gdzie spakowałem wszelkie ważne rzeczy na taką wyprawę. Nie wiem czy Zosia i Tomek idą na wycieczkę, bo wcześniej mówili że chcą iść, ale akurat kiedy chciałem ich zgarniać z Poziomki byli za zamkniętymi drzwiami. Niepewny czy mogę wchodzić, wybieram opcję pójścia samodzielnie, żeby nie natknąć się niechcący na ich harce. Nie mam czasu leczyć traum po takim widoku. Moje grono przyjaciół jest dość ograniczone, więc przez brak Zosi i Tomasza podchodzę do @Ricky McGill i @Marla O'Donnell. Zaczynam jak zwykle towarzysko i przyjaźnie. - Co to? - rzucam do Ryśka, który podaje Marlenie coś co nazywa sokiem.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Leroy włożył dłonie w kieszenie i zamyślony stał na miejscu zbiórki nieodzywając się do nikogo. Zerkał tylko lekko na co poniektórych, szczególnie tych, którzy traktowali wycieczkę bardziej jako pretekst do zacieśniania towarzyskich więzi niż okazję do nauki. Nie oceniał. Raczej odrobinę zazdrościł tego podejścia. Od początku lata czuł się cholernie dziwnie - mocno nieswój, bardziej samotny niż zwykle. Zmuszało go to do refleksji, ale to... Nieważne, nie był to najlepszy moment i miejsce na takie przemyślenia. Zresztą z zamyślenia wyrwał go wrzask Fitzroya. Leroy skrzywił się jakby ktoś przejechał kredą po tablicy. A było tak spokojnie. - Spadówa! - odpysknął gryfonowi poprawiając zmierzwioną czuprynę, która jeszcze przed chwilą była schludnie ułożona. - Poradzę sobie... Au! - gacie w plecaku miał już wyprasowane, ale nic to, bo do docinek natychmiast włączył się Royce. Młodszy Baxter odepchnął go od siebie. Niezbyt mocno, raczej aby podkreślić sprzeciw niż rzeczywiście wdać się w konfrontację z bratem. - No i co? - książkę też miał już spakowaną. Spojrzał z pod byka na bliźniaków. - Nie wzięli was do składu, tak? - błagał teraz Merlina i wszystkich czarodziejów, żeby i oni musieli oglądać mecz z trybun. Inaczej będzie musiał znosić ich przechwałki przez kolejny miesiąc.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Właściwie do ostatniej chwili nie byli pewni czy wybrać się na szkolny biwak czy jednak sobie odpuścić, żeby skorzystać z wolnej chaty obowiązującej tylko w tą jedną niedzielę niesamowitej promocji w Hibiskusie, wymarzonym miejscu mecenasostwa na randkę (na które bez rabatu nadal nie było ich stać). Ostatecznie jednak doszli do wniosku, że zarówno mecz jak i wycieczka to na tyle fajne i niepowtarzalne atrakcje, że warto wziąć w nich udział, a okazji do romantycznych randek będą mieli jeszcze mnóstwo! Zofia ubrała prędko szykowny welurowy dresik, który od jakiegoś czasu gościł w szufladzie tomkowej szafy tak na wszelki wypadek, żeby miała się w co przebierać podczas wspólnej nauki i spakowała mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, doskonale wiedząc że Tomek zajmie się resztą i z nim u boku niczego jej nie zabraknie. Potem złapała go za rękę i pofrunęli dziarsko na miejsce zbiórki. Czy Zofia specjalnie sprytnie zapomniała wspomnieć, że drugim opiekunem wycieczki wcale nie jest panna Blanc, tylko jej własny osobisty ojciec? Być może. Robiła to jednak w dobrej wierze, nie chcąc Tomasza stresować wizją spędzenia weekendu w towarzystwie teścia; całą drogę szczebiotała do niego jakieś pierdoły, by nastroić go jak najbardziej pozytywnie, a gdy dotarli na miejsce, rzuciła wesoło: - A, zapomniałam... mój tata jest opiekunem! Chodź, pójdziemy się przywitać - i ruszyła w stronę profesorów, po drodze machając do Augusta, który bezczelnie nie dał im znać że wychodzi sam. Postanowiła, że udzieli mu reprymendy później, bo teraz miała ważniejsze zadanie. - Dzieńdoberek! - zawołała entuzjastycznie do @Huxley Williams, ściskając mocno dłoń chłopaka, choć była pewna że taki dżolero jak on niejednego ojca już zapoznał i na każdym robił fenomenalne wrażenie. - Jednak jesteśmy, cieszysz się?? Korzystając z okazji... chciałam ci przedstawić oficjalnie Tomasza, mojego partnera już nie tylko zawodowego ale i życiowego. Tomaszu, poznaj tego oto dżentelmena już nie jako profesora Williamsa, a mojego szanownego tatę Huxleya - dokonała formalności, cała przejęta, wzruszona, dumna, blada, w pąsach, wszystko na raz.
Odkąd wróciła z wyprawy minęło już kilkanaście dni. I dokładnie tyle samo nieprzespanych nocy, co sprawiało, że blada była tak bardzo, że zaczęła w szkole stanowić konkurencję dla duchów. Oprócz sinych worków pod oczami, te kolorem przypominały śliwkową nalewką, którą zatruła się zeszłej zimy. Niełatwo jej się ostatnio żyło, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, co gorsza nie mogła sobie nawet na głos ponarzekać, a ten cały journaling to bardziej ją wkurwiał, niż przynosił jakieś ukojenie. A tak się czarofluencerki od mindfulness zapierały na wizzbooku, że zapisywanie swoich emocji da im ujście - Saskia wolałaby po prostu móc je wykrzyczeć, ale ze wszystkich odgłosów wydawanych ustami, zdolna była tylko gwizdać i cmokać. To drugie przynosiło jej namiastkę ulgi, bo cmokała z rozczarowania zdecydowanie częściej, niż kiedykolwiek wcześniej. Latanie ostatnio traktowała jako swoją odskocznie - kto by pomyślał, że kiedykolwiek się tak stanie? Nie ona. A jednak odkąd objęła rolę kapitana krukonów, to jakoś ta miotła się jej spodobała, nawet jej tak już tyłek nie bolał po zakończonych treningach. Naturalnym więc dla niej było, że weźmie udział w meczu towarzyskim. Krążyły nawet plotki, że sama @Julia Brooks miała się pojawić, a jak dostawać na boisku wpierdol, to chociaż od najlepszych - chyba, że trafią do jednej drużyny. Myśl ta nieco ją zestresowała, bo w końcu przejęła po niej pałeczkę kapitańską i wstyd byłby się wyłożyć na jej oczach. Spacerek dobiegł końca, dołączyła do grupy oczekujących, machnięciem ręki witając się z nierozłącznymi @Marla O'Donnell i @Ricky McGill, jednocześnie uśmiechając się do @Augustine Edgcumbe, co by nie wyjść na wieśniarę, że tak zwyczajnie zignorowała jego obecność. Poprawiła plecak na ramieniu, butem grzebiąc w kępce trawy, a gdy tylko napotkała wzrokiem kogoś znajomego, posyłała mu tą swoją uroczą minę.
Quidditch to nie moja bajka, ale każda okazja, żeby poznać trochę więcej tego obcego dla mnie świata, niż na co dzień pozwala mi na to Hogwart, jest godna wykorzystania i nie zamierzam ich marnować. Pojechałbym nawet gdyby była to magiolimpiada z historii magii, w której z jakiegoś dziwnego powodu mogę tak po prostu wziąć udział. Pakuję więc do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy – w tym mam akurat ostatnio doświadczenie, przez ostatnich kilka miesięcy przeprowadziłem się już dwa razy. Ubieram się nie w mundurek, a w luźną białą koszulę z bufiastymi rękawami w połowie skrytą pod cienkim, granatowym jesiennym trenczem, którego nie zapinam i jasnoszare spodnie w kratę. Pozwalam sobie na trochę elegancji, bo czuję, że moja psychika ogromnie tego potrzebuje; mam wrażenie, że od miesiąca nie założyłem nic innego niż ślizgońskie szaty i czuję się, jakbym zatracał osobowość i dobry smak. W ręku trzymam parasol, który w tym kraju jest koniecznością nawet dla osoby wychowanej w kraju, w którym na deszcz reaguje się krótkim „z cukru nie jestem”. Na miejsce docieram sprawnie i nie powiem, poprawia mi to humor, bo przyjemnie jest nie gubić się przy każdej możliwej okazji. Problem w tym, że kiedy już tu jestem i widzę ludzi z plecakami gotowych na biwakowanie, zaczynam nieco się stresować. Bo ja przecież w życiu nie byłem na żadnym biwaku, nie rozkładałem namiotu, nie spałem w śpiworze, w ogóle nie robiłem żadnej z tych rzeczy. Jest mi to kompletnie obce i nagle wraca do mnie kompletne poczucie samotności. W tym samym momencie zauważam znajomo ciemną i gęstą czuprynę, i choć od czasu lekcji na błoniach nie odważyłem się zagadać do niego pierwszy, po krótkim wahaniu biorę głęboki wdech, spinam się w sobie i podchodzę do Wilka. — Jak tam, szczęśliwy na mecz? — zagaduję i Rasputin jeden mi świadkiem, jak wiele wysiłku kosztuje mnie utrzymanie łagodnego uśmiechu na twarzy i spojrzenie mu prosto w oczy, kiedy mam ochotę wbić wzrok w ziemię, oblać się rumieńcem i nerwowo zachichotać. — Jakby cię spotkał w pokoju wspólnym, to ja by od razu cię zaczepił, byłbym tutaj szybciej — dodaję, tym razem brzmiąc już może nieco mniej niezręcznie, choć wciąż nie tak doskonale, jakbym sobie tego życzył. Podejście do Marroka jest z mojej strony taktycznym zagraniem. Nie tylko go znam – no dobrze, znam jego imię i rozmawiałem z nim maksymalnie dwa razy, ale to i tak lepiej niż z większością ludzi w Hogwarcie – ale też wiem, że dobrze orientuje się w terenie. Jeśli ktoś tutaj wie coś o biwaku, to jestem przekonany, że właśnie Wilkie.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val niezmiernie cieszyła się na wycieczkę. Cała ta afera ze smokiem była dla niej w pewnym sensie istotna również pod względem personalnym, w końcu ona sama brała udział w o wiele mniej niebezpiecznej, ale jednak smoczej, ekspedycji. Zasmuciła ją informacja o tym, że nie obyło się bez ofiar śmiertelnych… i trochę ją to przeraziło, bo przecież chciała zostać a u r o r e m. Takie ryzyko ma być dla niej chlebem powszednim. Odtrącała jednak od siebie złe myśli, dreptając dziarskim krokiem do autokaru. Gdy przybyła na miejsce, przywitała się ciepło z Terrym, pomachała również Marli i Mulan. Trochę onieśmielała ją ich obecność, bo z tego co czytała i słyszała obie brały udział w sławetnej wyprawie. Na widok Gale zacisnęła tylko usta, bo zbyt wiele niemiłych rzeczy pchało jej się do głowy. Nie lubili się. I nawet jeśli chciałaby go do siebie przekonać, ze względu na nieczystość krwi nie miała na to szans. Przywitała się oczywiście również z resztą. - Dzień dobry, panie profesorze - przywitała się grzecznie, a zaraz potem podeszła do Andersona i dźgnęła go w żebro. Przyszła za późno, by usłyszeć, co powiedział przed chwilą, toteż po prostu zadała mu pytanie. - Jak tam, konserwy spakowane? Wiesz, uwielbiam w wakacje oglądać te głupie filmiki “co ze sobą wziąć, jadąc na kemping”. Mam na przykład mydło w opakowaniu po lekach. Takie minimydełka, słodkie, co nie? - Val nigdy nie była na takim spendzie, toteż przygotowała się najlepiej jak umiała. Niewiele wiedząc o tym, że jej starania były zupełnie bez sensu, bo czarodziejskie namioty to przecież nie mugolskie, byle jakie szmaty.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie miał pojęcia, jak ma wyglądać ta cała wycieczka, ale jednego był pewien - jeśli Antosha i Huxley razem robili zajęcia, to mogło oznaczać tylko srogi wpierdol, a na to Max pisał się zawsze. -Ciekawe, czy lekcja u Walsha, albo to - cokolwiek ma to być - przygotują nas na sezon, bo Merlinie, jesteśmy w tragicznej kondycji jako drużyna. - Poprawił plecak na ramieniu, idąc ramię w ramię z bratem Scarlett. Ostatnio mieli dość sporo okazji, żeby spędzić czas w swoim towarzystwie, co poniekąd Maxowi odpowiadało. Chłopak był interesujący i to nie tylko ze względu na geny wili, które posiadał, a których działanie, Solberg już miał okazję odczuć na własnej skórze podczas lekcji magicznego gotowania, czy też raczej magicznego parzenia kawy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Dwudniowa wycieczka, w ramach lekcji miotlarstwa i uzdrawiania brzmiała super, choć nie rekompensowała Ode nawet w najmniejszym stopniu tego, że nie bierze udziału w meczu charytatywnym. Chciała bardzo zagrać w tym spotkaniu towarzystkim, jednak było zbyt dużo chętnych i ten zaszczyt mieli tylko wyjątkowi farciarze. I właśnie do nich należała jej bliska koleżanka Elaine, z którą miały dobry kontakt. Czuła małe ukłucie zazdrości, kiedy sobie o tym pomyślała, jednak cóż, takie było życie. Może następnym razem to Gryfonce się poszczęści. Spacerkiem udała się w stronę miejsca zbiórki i niecałe dziesięć minut później dotarła na miejsce. Witając się z krótkim "dzień dobry" z nauczycielami, rozejrzała się po zarówno tych oczekujących jak i dochodzących wciąż uczniach, którzy mieli wziąć udział w wycieczcie. Było ich sporo, nawet jeśli chcieli tylko mieć okazję zobaczenia meczu - tak jak ona. Poza tym, każda inna, ciekawsza forma lekcji była mile widziana, zwłaszcza przez Odeyę, która na studia do Hogwartu poszła z powodu braku większych perspektyw poza dalszą nauką. Posłała kilka uśmiechów w stronę znajomych twarzy, po czym wyhaczyła jedno drzewo, pod którym stanęła i opierając się o pokaźny pień, czekała na to aż Antosha i Hux oznajmią, że ruszają w drogę.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Matematyka była prosta: wycieczka na jakiś śmieszny sport kontra zajęcia w poniedziałek. To nawet bez zastanowienia ruszył na zapisy z niemała chęcią przypomnienia sobie zasad gry w Kłidicza. Jednak te ambicje spłonęły w nim równie prędko, co się rozpaliły. Niemniej na samą wycieczkę chłopak reagował dość pozytywnie. Nie było do czego się przyczepić. No, ewentualnie do spania pod namiotem, co zapewne w przy tej temperaturze wiązało się zamarznięciem na śmierć albo przynajmniej z bólem pleców związanym z nagłą zmianą łóżka. Na zbiórkę przyszedł niknąc gdzieś w tłumie, bo nader aktywnie nie miał zamiaru się dziś udzielać. Ot, zniknąć gdzieś w tłumie. Nie zgubić się i przeżyć mecz. Proste? Jak budowa cepa. Wszystko, byle legalnie ominąć zajęcia.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Lekka przerwa od lekcji nie była w sumie niczym złym. Zwłaszcza jeśli pełnia miała być dopiero pod koniec miesiąca, więc dla niego składało się idealnie. Nie odczuwał więc często nieprzyjemnych skutków zbliżającej się fazy księżyca. Sam fakt że wycieczka była pod namiot sprawiał że już miał chęć się na nią wybrać. Okazjonalne zajęcia z mioteł i uzdrawiania tylko dolały oliwy do ognia. Popracować nad swoim miotlarstwem nigdy nie zaszkodzi, bo może się to przydać podczas któregoś ze szkolnych meczy. Uzdrawianie za to dla jego domu powinną być rzeczą świętą. I już nawet nie chodziło o to że Hux go nauczał, tylko o fakt że gryfoni mkną w kłopoty a tym samym urazy częściej niż przeciętny przedstawiciel gatunku ludzkiego. Warto więc było wiedzieć jak się z takich urazów wyleczyć w razie potrzeby. Na miejscu widział sporo znajomych mordek, co mogło znaczyć że to nie będzie spokojna wycieczka. Ale nie znaczyło to że zła. Może nawet wręcz przeciwnie?
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Taki biwak na mecz brzmiał wspaniale, choć żałowała, że się nie zgłosiła, by grać. Przegapiła jednak deadline zgłoszeń, bo nowa praca pochłaniała ją całkowicie i to w dobrym tego słowa znaczeniu. Była zachwycona i przekonana, że doskonale wybrała swoją drogę. Poprosiła więc o dwa dni urlopu, po raz kolejny uznając, że jej szef był złotym człowiekiem, bo od razu się zgodził. Ile to się nasłuchała o nadętych bufonach w Ministerstwie, naprawdę cieszyła się, że nie poszła tymi przetartymi szlakami, bo te dla Ruby prowadziły jedynie do totalnego nieszczęścia. Pakowała się w biegu, bo była na nocce, a potem wypadało poświęcić trochę czasu zwierzakom i w międzyczasie odpisywała Fitzowi, że oczywiście będzie, ale jeśli woli dzielić namiot z bratem, to się usunie z drogi. Dotarła na miejsce zbiórki na styk, ale się wyrobiła ostatecznie, więc i tak uznawała to za sukces. W pierwszej kolejności dopadła do swojego brata @Thomas Maguire i jego lubej @Zoe Brandon, szczerząc się od ucha do ucha i nawet zarzuciła im ręce na ramiona, stając pomiędzy nimi — Peter mi powiedział, że musicie zrobić wielkie przyjęcie obwieszczające waszą relację i musicie zaprosić całą rodzinę, bo właśnie tak się u nas robi, i panią Cork, bo inaczej naśle na was stado wściekłych łupduków — powiedziała zadowolona i przeniosła wzrok na @Huxley Williams i @Antosha Avgust — Dzień dobry! — powiedziała i już jej nie było, bo jak to z nią bywało miała bardzo dużo do załatwienia. Podeszła w końcu do @Fitzroy Baxter, machając jeszcze do @Marla O'Donnell i @Ricky McGill. Zrzuciła swój ciężki plecak, w którym schowała cały zestaw do beer ponga, ponieważ to było najważniejsze na takich wycieczkach. — O moi ulubieni Baxterowie, śpicie wszyscy w jednym namiocie? Tak rodzinnie, może powinnam nocować z Tomkiem, ale pewnie nadal ma nocne gazy — powiedziała jakby nigdy nic i jak na młodszą siostrę przystało i podała Fitzowi termosik, w którym była kawa i nikt więcej nie musiał wiedzieć co jeszcze, choć rzecz jasna specjalnie ją ulepszyła, na rozgrzanie, październik był przecież chłodny.
wybieram Fitza!!
______________________
without fear there cannot be courage
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Jeszcze niedawno ekscytował się aż przesadnie nad wycieczką, quidditchem i wypadem do lasu, a jednak teraz, gdy księżyc niemal całkowicie zniknął z nieba, cała ta energia gdzieś z niego wyparowała, a on sam stał tylko w wyznaczonym na zbiórkę miejscu i w milczeniu żuł swoją miętę. Obiecywał sobie, że nadrobi cały stracony w rezerwacie czas, więc i nie czuł, że popełnia błąd wybierając się na wycieczkę, a jednak teraz wizja zapoznawania się z uczniami i zagadywania tych już przez siebie poznanych nie była wcale bardziej kusząca od z pozoru bezczynnego stania z rękoma w kieszeniach szarego dresu. Obserwował uczniów, analizował łączące ich relacje i próbował ocenić do której grupki warto byłoby się podłączyć, co było o tyle trudne, że i sam nie zdecydował jeszcze czy podczas wyprawy chce jak najwięcej się nauczyć, czy jednak chce się zwyczajnie dobrze bawić. Zmrużył właśnie oczy, próbując oszacować kto z obecnych nie tylko mógł mieć przy sobie papierosy, ale też byłby skłonny się z nim podzielić, gdy musiał wzdrygnąć się lekko, spinając się instynktownie w gotowości na atak w postaci nagłej zaczepki uroczego Rosjanina (tego od zrobienia z niego Fauna). - Hm? - mruknął, ściągając brwi w braku zrozumienia, nie będąc pewnym czy to on jest tak śnięty czy jednak chłopak zupełnie bełkocze. - Danillo - prychnął więc rozbawiony, lustrując go spojrzeniem z góry do dołu. - Nie zrozumiałem co miałeś na myśli, nie wiem czy Ci się słowa nie pomieszały. Ale jestem pewien, że byłbyś szybciej, gdybyś się tak nie wystroił - zauważył, nie mogąc nie skomentować tego jak elegancki strój chłopaka kontrastował z jego własnym szarym dresem. - Aż nie mogę się doczekać, aż się pochwalisz, w czym planujesz spać, skoro to sobie wybrałeś na mecz i biwak - zaśmiał się już głośniej, czując jak przez samą obecność chłopaka kumuluje się w nim na nowo więcej energii, więc i zaraz przyjaźnie szturchnął go ramieniem na znak, że tylko żartuje, puszczając mu nawet oczko z pewnością, że to podziała jeszcze lepiej od przeprosin. - Nie martw się. Jak Ci się już znudzi wyglądanie lepiej od innych, to mogę Ci pożyczyć swoje zapasowe dresy.
Jego przyjście na zbiórkę jak i zapisanie się na mecz były dość chaotyczne. Nie dość, że został szukającym ze względu na zajęte pozycje pałkarzy to do tego o mało co nie spóźnił się na tą cholerną zbiórkę. Oczywiście, że nie mógł sobie odpuścić spędzenia trochę czasu w plenerze, może nawet znalazłby chwilę czasu i wolnego od ludzi zakątka w którym mógłby w spokoju posiedzieć i porysować lub popisać? Kto wie. W każdym razem dotarł na czas, nie wiedział jeszcze z kim będzie w namiocie więc trochę się stresował, no ale skoro przeprowadzenie całego treningu puchonom się mu udało to co mogłoby pójść nie tak tym razem? W końcu nie będzie tam raczej niczego gorszego od cofających się na miotłach czarodziei... Chyba. Już na wejściu zauważył parę znajomych twarzy, więc pomachał między innymi do @Drake Lilac, @Cleopatra I. Seaver oraz @Elaine Morieu. W tłumie spostrzegł także @Valerie Lloyd i @Terry Anderson do których w przeciwieństwie do reszty podszedł. - Hejka, dużo tutaj osób... Mówili coś już czy jeszcze nie? Dopiero dotarłem i niezbyy wiem co się tutaj dzieje - zagadał od razu witając się przy okazji lekkim uściskiem. Był widocznie zdezorientowany i zestresowany tym wszystkim wokół.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie mogła się doczekać meczu. Przez to całe zawieszenie nie mogła grać póki co w drużynie, a to samo ograniczało jej też możliwość trenowania z Gryfonami. Naprawdę, dobrze, że te zakazy nie mogły dotyczyć jej prywatnych zajęć po lekcjach, bo już w ogóle by zwariowała. Była osobą, która nie umiała usiedzieć na tyłki dłużej, niż było to konieczne do zdania przedmiotu, lub chociaż nie zarobienia ZBYT dużego szlabanu, dlatego takie odcięcie od sportu w Hogwarcie było ciosem sporym. Jak dobrze, że mogli zagrać mecz poza szkołą! Oczywiście, że od razu się na niego zgłosiła, nie dość, że mogła polatać na miotle, to w dodatku charytatywnie. I to na cele zwierzaków! Spakowała się na biwak, jak na rodowitego Seavera przystało, czyli innymi słowy wszystko co potrzeba i co mogło działać awaryjnie, gdyby nic innego działać nie zamierzało. Przygotowana lepiej niż po harcersku! I z potrójnie dziarskim nastawieniem! Swoje przyjście oprócz głośnym: - Dzień dobry Panie profesorze! Rozpoczęła też zmierzwieniem tych cudownych loczków @Terry Anderson. Oczywiście rzuciła się też na szyję Val i @Hyung Jin-woo, żeby się przywitać, bo czemu i nie zrobić tego energicznie i z dawką pozytywności kogoś, kto właśnie dostał quidditchową "get out of jail card". - Jin na szukajce! To będzie EPICKIE! - wyćwietkała, zarzucając ręce na ramiona przyjaciół i szczerząc się jak głupia. Przecież taka drastyczna zmiana pozycji to był przynajmniej news... Tej połowy tygodnia! - Pościgamy się trochę! Pamiętaj tylko, szukaja szukajki tłuczkiem nie pasuje! - chichrała się i szczebiotała, będąc tak podekscytowaną, że mogłaby skakać w miejscu. No dobra, już to robiła.
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Witał się powściągliwym kiwnięciem głową z każdym rzucającym w jego stronę dzień dobry uczniem, a gdy @Terry Anderson zalał go nagle całą masą pytań, odpowiedział lakonicznie, choć wcale nie niezgodnie z prawdą: - Tak. Nie. - a potem podał mu ulotkę, w której opisane były szczegóły związane z polem kempingowym, na które mieli się udać na nocleg, bo ostatnie na co miał teraz ochotę to wdawanie się w dyskusje z uczniami. Gdy wreszcie zjawił się @Huxley Williams, przywitał go z ulgą i prawie-uśmiechem na widok wspaniałej kamizelki z grzybami. - A, niech młodzieżi pogra - skwitował krótko na pytanie dlaczego sam nie gra w meczu, a prawda była taka, że zwyczajnie mu się nie chciało, zwłaszcza z jakimiś amatorami ze szkoły. Co to za frajda? Dla niego żadna. Zresztą, miał wrażenie że z wiekiem ogólnie ten sport jest mu coraz mniej bliski. Hux szybko został porwany przez swoją córkę, więc Antosza taktownie odsunął się, dając im przestrzeń na rozmowę i dalej sprawdzał listę obecności, gdy pojawiał się ktoś nowy. Zerknął na zegarek, a że zbliżała się już godzina kończąca zbiórkę, ogłosił: - Za pięć minuti my ruszamy. Zasadi są takie, że macie jak ludzie zachowywać się, a nie małpiszony i nie zadawać zbędni pytań. Kolega Teri już wykorzystał limit swoich, bo zadał dwa. Oglądami meczi i macie napisać dla mnie sprawozdani, ma być krótki i na temat. Czarokar podjedzie na polani potem, jak któreś spóźni się żeby wsiąść to zostaje w Hogsmid i może sobie wrócić do zamki. Zrozumieli?