W lecie ten stół jest zawsze oblegany i niejednokrotnie wydłużany za pomocą magii. Uczniowie często wyczarowują sobie dodatkowe siedziska kombinacją odpowiednich zaklęć, a i niejednokrotnie przynoszą sobie z kuchni lunch. Miejsce w połowie osłonięte jest cieniem.
______________________
Autor
Wiadomość
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie spodziewał się zostania zaczepionym, ale skoro już się wydarzyło to uśmiechnął się na słowa, które dotarły do jego uszu. Obrócił się nawet w stronę @Terry Anderson, pochylając głowę odrobinę w dół. Zęby zastukały mu niemiłosiernie i stary Puchon zdobył się na jakieś słowa, które przypominały prawdziwe frazy a nie szczebiotanie szkieletów wyciągnięte z filmu o gnijącej pannie młodej. - Jesteś przesłodki - zimny spazm przeszył grzbiet Wacława, wstrząsając jego ciałem. - Myślę, że jestem za gorący, żeby mnie jeszcze rozgrzewać - rzucił do osoby, którą kochał najbardziej na świecie, do siebie. - Ale dobrze, że proponujesz spalenie mnie żywcem. Jak cos to chcę, żeby zrobić ze mnie karkówkę albo tatara. - To nie był żart, bo gdyby rzeczywiście Wacław miał dziś umrzeć w warunkach kontrolowanych to winien skończyć jako jedzenie bądź blant. - Foveref - machnął różdżką, aby się ogrzać, a przyjemnie ciepło rozlało się po jego karku, dłoniach i uszach. - Czasem zapominam, że tak potrafię - rzucił jakby go nakge oświeciło. Chociaż bardziej niż zadowolenie na twarzy Puchona znalazło się zmieszanie w wyczekiwaniu na to kiedy okaże się, ze sam się podpalił bądź coś podobnego. - Zaczęliśmy ostatnio temat i go nie skończyliśmy. Nie wiem, co legalnego i zabawnego mogę ci zaproponować. Nie możesz wychodzić do Hogsmeade, co nie? - A to akurat smutne wieści.
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Liczba punktów w zaklęciach:0 Samopoczucie: nastrój ogólny jest ok 5/10 Kondycja: kondycja fizyczna dobra codziennie biega i wykonuje gimastyke arstyczną
Carmen stawiła się koło kamiennego stołu chociaż z chęcią by odmówiła. Mimo to starała się odszukać kogoś z rodziny i z domu szkolnego spojrzeniem, by wyłapać wzrokiem. Dawno nie widziała ich , a pewne rodzinne przesłanki kazały dziewczynce myśleć również o tych, którzy nie nosili nazwiska Seaver a byli bliscy jej sercu. Z resztą Carmen daleko było do walki w sensie praktycznym. Być może jako teoretyk była niesamowita, ciężko było uwierzyć, by zmagała się na arenie w pojedynkach. Jak zawsze małomówna wolała się nie odzywać, nie proszona. – Dzień dobry wszystkim – przywitała się, po czym rozejrzała się po najbliższym otoczeniu i uczniach.
można zaczepiać zapraszam
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Liczba punktów w zaklęciach: 101 Samopoczucie: Raczej dobry. Pełnia jest hen daleko od nas, więc nie jestem ani przemęczony ani nadmiernie energiczny. Kondycja: 20 na 10. Ćwierć olbrzymie geny uzupełniane częstymi i regularnymi ćwiczeniami. Dodatkowo dochodzą to tego treningi mioteł.
Miał jedno podstawowe pytanie? Czy wiele było rzeczy które powstrzymałyby go przed przyjściem na lekcję zaklęć? Zapewne nie, bo uwielbiał ten przedmiot. Zwłaszcza że sam zabierał się za tworzenie swoich zaklęć. Jedno miał na koncie zaliczone do ukończonych, ale drugie i znacznie bardziej wymagające nadal potrzebowało szlifów i dopracować. A przede wszystkim... Wprawy. Dlaczego? Ponieważ jego forma sprawiała że będąc nieuważnym można było samemu się zamrozić czego zdołał już doświadczyć przmrażając sobie nogę do ziemi. Alex szczerze mówiąc nie wyglądał najlepiej, ale skoro był w stanie prowadzić lekcję to chyba nie było z nim aż tak źle, prawda? Lilac stanął z boku czekając aż lekcja się zacznie i przy okazji wypatrywał znajomych mordek z którymi mógł zamienić słówko albo dwa.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Liczba punktów w zaklęciach: 12 Samopoczucie: Słoneczko radośnie promieniujące Kondycja: Profesjonalna łyżwiarka figurowa, a jest październik, zaczyna się sezon - musi być w formie
Treningi, treningi i jeszcze raz treningi. Doprawdy ostatnio na zajęcia za każdym razem wparowywała na ostatnią chwilę i to jeszcze najczęściej na jednej nodze, gdzieś w tym pędzie gubiąc drugą. Nigdy nie miała problemów ze zwinnością, ale doprawdy, nawigowanie między lodowiskiem a zajęciami potrafiło zakręcić najbardziej odpornego na obroty człowieka. Potknęła się kilka razy i chyba tylko poczucie równowagi pozwoliło jej za każdym razem wybronić się z prawie że niechybnego upadku. Tak więc, rozpędzona jak jakaś goniąca listonosza czilala i z tym swoim promiennym uśmiechem dobiegła do zbiorowiska uczniów. - Dzień dobry! - wyćwierkała do profesora i szybko zaczęła szukać wzrokiem kogoś, to kogo mogła podejść. Uśmiech tylko jej się powiększył, gdy zobaczyła @Drake Lilac. - Hej! - "krzyknęłą" szeptem z niepohamowanym entuzjazmem. Po zawieszeniu nawet lekcja zaklęć była powodem do świętowania, a dokładniej fakt, że mogła w niej uczestniczyć. - Wiesz, co będziemy robić?
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Pon Paź 30 2023, 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Bocarter Wilton
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175
C. szczególne : bardzo jasne włosy i intensywnie niebieskie oczy
Liczba punktów w zaklęciach: 5 Samopoczucie: dobre Kondycja: dobra
Zajęcia w plenerze zawsze poprawiają humor, zwłaszcza gdy pogoda dopisuje. Tym razem lekcja z zaklęć miała odbyć się na błoniach przy kamiennym stole, gdzie wiosną i latem były urządzane pikniki. Bocarter przybył na miejsce nieco zdyszany, w obawie przed spóźnieniem. Bardzo nie lubił się spóźniać, jednak nie zawsze udawało mu się przychodzić na czas, zwłaszcza gdy zajęcia rozpoczynały się wcześnie rano. - Cześć wszystkim! - rzucił z ulgą, zorientowawszy się, że nauczyciela jeszcze nie ma.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
/disclaimer/ robię inną, krótszą i absurdalnie prostszą lekcję niż miała być w domyśle, ze względu na ograniczony czas. Z góry przepraszam i mam nadzieję, że uda się zorganizować jeszcze "domyślną lekcję" i zrozumiem, jeśli ta nie spełni waszych oczekiwań, za co musicie mi wybaczyć.
Temat lekcji - skupienie
Voralberg wytłumaczył Wam w pierwszej kolejności ogólne zasady lekcji - czyli trening skupienia, które jest bardzo ważne w samej istocie rzucenia zaklęcia, ale także jego utrzymaniu w przypadku dłużej działających inkantacji. Później przeszedł do szczegółów, które macie wyjaśnione w zasadach poniżej.
Przypominam, że często w moich lekcjach liczy się również kreatywność w poście, która skutkuje wybraniem MVP zajęć.
Losujecie kostką K6 jeden z poniższych scenariuszy, który mówi Wam jakie zaklęcie postanowiliście wybrać. Zaklęcia są proste, ale nie oznacza to bynajmniej, że uda Wam się dziś skupić na tyle, że będą dla Was bezproblemowe. Bo nie jest sztuką rzucić trudne, ale słabe zaklęcie, sztuką jest prosta inkantacja o wielkiej mocy. (A. D. Voralberg, 2023)
1,2 Wingardium Leviosa W zależności od liczby punktów w zaklęciach próbujecie za pomocą WL podnieść przedmiot adekwatny do waszych umiejętności. 0-10 np. liść, ale już 40+ sporej wielkości kamień lub pień (nie podnosić mi kamiennego stołu gałgany!!!). Daję interpretację dowolną.
3,4 Aquamenti W zależności od liczby punktów w zaklęciach próbujecie za pomocą Aquamenti stworzyć pewien kształt z wody. Mniejsza liczba punktów stworzy coś prostszego, bardziej zaawansowani mogą porwać się na prawdziwe figury z cieczy.
5, 6 Falsis W zależności od liczby punktów w zaklęciach próbujecie za pomocą Falsis stworzyć hologram. W zależności od umiejętności będzie on mniej lub bardziej szczegółowy.
Kiedy już wybierzecie zaklęcie rzucacie kostkami k6 na 3 aspekty: 1. Prawidłowość inkantacji 2. Prawidłowość ruchu różdżką 3. Skupienie
3-6 - poszło zwyczajnie słabo. Czy to źle wymówione zaklęcie? Czy zły ruch nadgarstka? Niestety w zależności od wybranego scenariusza nie poszło najlepiej. Możesz spróbować powtórzyć zaklęcie w swoim kolejnym poście (choć nie musisz).
7-14 - nie jesteś w stanie powiedzieć jak Ci poszło. Niby wyszło, ale nie do końca - można rzec akceptowalnie. Może dwa etapy poszły świetnie a trzeci zawiódł? A może wszystkie wyszły, ale nie spełniły Twoich oczekiwań?
15-18 - wszystko od początku do końca wyszło Ci świetnie. Idealna wymowa, zgrabny ruch różdżką, wszystko poszło świetnie. Na dodatek Twoje skupienie było tak wybitne, że udało Ci się utrzymać zaklęcie dość długo.
Modyfikatory do sumy punktów: Pozytywne - za każde rozpoczęte 10 pkt w zaklęciach (nie dotyczy "0"), jeden dodatkowy punkt. Max 4. - za cechę eventową "gibki jak lunaballa: zręczność", "silna psycha: opanowanie" +1 pkt. - za specjalizację w zaklęciach +1 pkt.
Negatywne - za 0 punktów w zaklęciach -1 punkt. - za cechę eventową "dwie lewe różdżki: zaklęcia" lub "połamany gumochłon: zręczność" -1 punkt.
Post ma być na 2000 znaków. Termin do 30.10.23r. 20:00 bez możliwości przedłużenia.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lekcja na świeżym powietrzu zapowiadała się ekscytująco. Max pamiętał, jak Voralberg robił im terenówki, więc spodziewał się czegoś podobnego, gdy więc usłyszał, że ma się popisać po prostu zaklęciem i to jeszcze Aquamenti, parszywy humor jeszcze bardziej mu się pogorszył, coraz bardziej upewniając chłopaka, że od kiedy opuścił te mury, poziom szkoły spadł jeszcze bardziej na łeb na szyję. Trudno, nie po to zrywał się na błonia, żeby teraz pierdolnąć to i powiedzieć, że idzie na obiad, czy coś. Skoro już miał bawić się wodą, to chciał zrobić to w stylu, którego jeszcze nie próbował. Jeśli nauczyciele nie chcieli mu pomagać się rozwijać, postanowił sam podnieść sobie poprzeczkę, co akurat zawsze wychodziło mu aż za dobrze. Zastanawiał się nawet, czy nie iść do jednego lub drugiego z propozycją pewnych rozwiązań, ale szybko wywalił tę myśl domyślając się, jak by go potraktowano. Uniósł różdżkę, lecz nim powiedział inkantację, zastanowił się, co takiego chciałby stworzyć i w końcu coś przyszło mu do głowy. Postanowił iść w mniej szablonową stronę, poeksperymentować, jak to miał w zwyczaju robić na eliksirach, a na co rzadko miał odwagę gdy chodziło o machanie różdżką. Nie interesowała go reakcja Voralberga, postanowił znaleźć sobie zabawę i to miał teraz w głowie. Skupił się więc bardziej niż kiedykolwiek na tym durnym Aquamenti, które podczas pierwszych lat nauki zdecydowanie wychodziło mu uszami, postanawiając wyczarować z wody podobiznę prowadzącego zajęcia zaklęciarza i z niespodziewanym uśmiechem na ustach zauważył, że wyczarowana przez niego ciecz przybrała kształt twarzy. No to już było coś. I to zdecydowanie coś więcej, niż by się po sobie i swoich umiejętnościach spodziewał. Nie był w stanie zobaczyć, czy to wodne popiersie ma jakiekolwiek szczegóły, bo było obrócone do ślizgona tyłem, ale już tyle mu wystarczało, by być z siebie zadowolonym. Liczył na to, że od przodu widać jakiekolwiek rysy, czy to zarysowane oczodoły, czy też linie włosów. Wiedział, że nie ma co się spodziewać nie wiadomo jakiego dzieła sztuki, ale nie o to też chodziło. Dla Maxa najważniejsze było podniesienie samemu sobie poprzeczki. No i może miło by było, jakby jednak ktoś to docenił, choć w Hogwarcie na to za bardzo nie liczył. Niestety.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sob Lis 04 2023, 10:57, w całości zmieniany 1 raz
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Zaklęcie:5 - Falsis 3 aspekty:7 +2 Modyfikatory: +1 za punkty z zaklęć, +1 za cechę eventową
Na lekcje przyszedł spóźniony, nie mając zresztą żadnego lepszego wytłumaczenia na swoją sprawę. Zaspał. Zdarza się najlepszym, nawet w samo południe. Drzemka przedobiednia czy tam poobiednia. Ważne, że Voralberg był wyrozumiały i przymknął oko na to, jak się Lockie wślizgiwał chyłkiem między uczniów, by zaszyć cicho z tyłu grupy. Wysłuchał z uwagą tego o czym mężczyzna prawił swoje, połowicznie rozumiejąc, a połowicznie wciąż jakąś częścią mózgu spał, albo przynajmniej myślał o spaniu. Do pracy na lekcji przypadło mu zaklęcie falsis, które, nie chciał by się przyznawać publicznie, ale znał dobrze i lubił się nim bawić, szczególnie, kiedy próbował swoich sił w ocyganianiu ludzi na pieniądze. Zastanawiał się więc, jak w najlepszy sposób się zabrać za wykonanie tego zadania, zasadniczo mógłby, jak zwykle, poprosić takiego biednego Wacka Wodzireja, żeby mu pożyczył pięć galeonów, wsadzić je do kieszeni i użyć falsis w ramach udawania, że mu je oddaje, ale poczuł jakiś żal na myśl, że by kumpla miał tak po chamsku ocyganić na kasę, skoro Wodzirej wciąż był mu krewny z dwieście galeonów na luzie. Rozejrzał się więc po leśnym poszyciu wokół kamiennego stołu w poszukwaniu, cóż, niczego innego jak jakiegoś ładnego głazu, na którym mógł ćwiczyć tworzenie hologramu pięciu galeonów. Spojrzał na kamień, który sobie wybrał, był to gładki kamień z leśnej polany. Idealny przedmiot do eksperymentów, czyż nie? Zaczęło się od delikatnego machnięcia różdżką i wymówienia zaklęcia. Równocześnie w swoim umyśle Lockie skupił się na obrazie pięciu galeonów, które miałby imitować. Słowo "Falsis" wydobyło się z jego ust, a różdżka powoli drgała pod wpływem zaklęcia, rysując formę na gładkiej powierzchni kamienia. Lockie skoncentrował swoje myśli na jednym celu - sprawieniu, by powietrze na kamieniu wyglądało jak pięć złotych galeonów. Magia była precyzyjna, jak zwykle, a przestrzeń zaczynała przybierać złoty odcień. To było jednak dopiero początek. Lockie czuł, jak energia magiczna płynie przez niego, a zaklęcie nabiera mocy. Jego wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, nadając odcieniowi bardziej realistyczne szczegóły. Ostry relief, znaki na monetach - wszystko musiało być perfekcyjne. Minęło kilka minut, nim Lockie zakończył zaklęcie. Chciałby powiedzieć, że hologram wyglądał dokładnie jak pięć galeonów złota, niestety, był on niestabilny. Był przekonany, że mógłby się bardziej przyłożyć i stworzyć taki, którego mógłby użyć, by kupić prawdziwe galeony w jakimś magicznym sklepie, a sprzedawca nawet nie zorientowałby się, że dostał w zamian hologram - ale chyba dziś nie miał do tego głowy. Może to brak kawy? Uśmiechnął się zadowolony z siebie, wiedząc, że jego umiejętności w magii nadal rosły. Lekcje w Hogwarcie były dla niego doskonałą okazją do doskonalenia swoich talentów. Nawet tych machlojskich. Teraz miał tylko nadzieję, że Voralberg nie odkryje jego małego oszustwa podczas oceniania prac.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Liczba punktów w zaklęciach: 5 Samopoczucie: 7/10 Kondycja: Caecitas affectum, ale raczej tutaj bez znaczenia Zaklęcie: Aquamenti Wynik:9+1=10
Zazwyczaj nie miała problemu, by pamiętać o zajęciach. Seria niefortunnych zdarzeń sprawiła, że zamiast skierować się prosto na lekcję, musiała zahaczyć do dormitorium, a wchodzenie na wieżę i schodzenie z niej zajmowało niestety dużo czasu. Sam kamienny stół nie był za rogiem, musiała się do niego dostać wydeptaną ścieżką. Dobrze, że założyła wyższe buty, bo w przeciwnym wypadku zachlapałaby sobie błotem do skarpet. Nauczyciel na szczęście należał do tych bardziej wyrozumiałych. Zdawał się nawet nie zauważyć jej nadejścia - chociaż prędzej po prostu postanowił ją zignorować, pozwalając jej bezszelestnie wmieszać się w tłum. Spóźniła się zaledwie kilka minut, więc na szczęście była w stanie wynieść ze wstępu lekcji dokładnie tyle, ile powinna, by skutecznie przejść przez resztę zajęć i wiedzieć, co ma robić. Trening skupienia był istotnie potrzebny w sztuce rzucania zaklęć i DeeDee często łapała się na tym, że po udanej próbie i osiągnięciu zamierzonego efektu zaklęcia uznawała zadanie za wykonane i nie przywiązywała już uwagi do tego, by podtrzymać je na dłuższy okres czasu. Dzisiejszego dnia mieli wybrać między trzema możliwościami zaklęć, udoskonalić ich rzucanie, a także skupić się na jak najdłuższym podtrzymaniu efektów. Z trzech opcji wybrała zaklęcie Aquamenti. Ustawiła się w niewielkiej odległości od innych uczestników zajęć, raczej dla ich własnego bezpieczeństwa, wszak miała wyczarowywać wodę. Spróbowała się skoncentrować na zadaniu. W pierwszej chwili postanowiła przećwiczyć zaklęcie samo w sobie. Rzuciła zwykłe, krótko trwające zaklęcia trzykrotnie, celując w kępki trawy (które po ostatnich deszczach nie wymagały dodatkowego podlania...), a dopiero po tych próbach zrobiła pierwsze podejście do stworzenia rzeźby wodnej. Trochę dużo powiedziane - postanowiła spróbować stworzyć wodną kulę. Z początku wyszedł jej mierny wir wodny, ale zmarszczyła brwi w próbie większej koncentracji i wir uformował się w coś na kształt kuli. Straciła jednak skupienie i woda rozprysnęła się na trawniku. Obejrzała się, by sprawdzić, czy nikogo nie ochlapała, ale na szczęście nikt się nie przejmował jej poczynaniami. Stworzyła więc kolejną kulę, tym razem faktycznie udało jej się utrzymać ją w powietrzu. Odliczała w myślach mijające sekundy, a kiedy wyraźnie zaczynała tracić skupienie, kula nieco "opadła", przez co jej kształt był już bliższy "kropli". DeeDee skrzywiła się i skończyła inkantację.
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Wykład profesora Voralberga jest konkretny, właściwe skupiający się na podstawach, ale to dobrze. Zbagatelizowanie takich prostych czynności jak chociażby skupienie, ruch czy inkantacja potrafi zepsuć każde nawet najprostsze zaklęcie. Unosi różdżkę do wykonania zadania. Ma dzisiaj zmierzyć się z czarem Falsis; stworzenie realistycznego hologramu niewielkiego przedmiotu. Złudzenia podobnego do oryginału. Dobrze wykonane zaklęcie, nabierze każdego na to, że obiekt jest prawdziwy, ale kiedy tylko przyjdzie tworu dotknąć ręką, ta przechodzi przez iluzje. Patrzy na różdżkę, zastanawiając się jaki przedmiot miałby stworzyć hologramem za pomocą Falsis, inni już zaczęli swoje inkantacje, skupienia i ruchy różdżką, a on patrzy przed siebie, rozmyślając nad rzeczą, którą mógłbym umieścić po prostu przed sobą. Ma wrażenie, że czas leci bardzo szybko, a on zostanie jedyną osobą, która nie spełni wymagań nauczyciela. Chwila skupienia i w jego głowie pojawia się przedmiot, niewielki łapacz snów. Widział już kiedyś coś takiego. Dobra rzecz podobno na koszmary. Zastanawiał się, czemu o tym zapomniał, mógłby go zastosować, odpędzić czające się zło w jego podświadomości. Przedmiot ma wiele szczegółów, może być trudno ze stworzeniem hologramu, ale postanawia spróbować. Podchodzi do niewielkiego drzewka, aby to tu zawiesić swoją iluzję, na jednej z gałęzi. - Falsis. - Wypowiada, wykonuje ruch różdżką, ale nic się nie dzieje. Jakby robił coś źle, chociaż koncentruje się, wykonuje odpowiedni ruch, a jednak nie czuje ani trochę, aby magia przepływała przez jego ciało. Powtarza kolejny raz inkantacje, ale do głosu wkrada się chrypka. Może to ona psuje czar? Nie poddaje się, nie chce przecież zawalić tych zajęć. Skupia się, koncentruje, w wyobraźni tworzy obraz koła z nitkami, ozdobionego piórami. Porusza nadgarstkiem. Hologram pojawia się przed nim, zwisając na gałęzi drzew, ale lekko migocze jakaś część obrazu. Stara się ustabilizować swoją wizję szamańskiego przedmiotu. Udaje się, chociaż coś tu nie wyszło, dolny fragment nie poszedł, tak jak się spodziewał. Musi tym się zadowolić, ma nadzieje, że Alex zaliczy mu to zaklęcie.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Profesor Voralberg, cudowny kruczy ojciec, wyglądający jak sto nieszczęść odzyskuje kolory, kiedy prowadzi wykład o podstawach. Tak zresztą wydaje się Marcelli. Nie tylko ważna jest wymowa czy ruch różdżką, ale też skupienie. Niby to takie oczywiste, jednak uzyskanie maksymalnej koncentracji jest naprawdę wyzwaniem. Dzisiaj jakoś to Hudson umyka. Rozprasza się co chwile bardzo przejęta nauczycielem zaklęć. Co, jeśli skończy wykład i padnie jak długi, żegnając się ze swym pięknym życiem? Musi na chwile oderwać wzrok od Alexa, skupiając się na zaklęciu, które przychodzi jej zastosować — Wingardium Leviosa. Czar lewitacji niby prosty, ale cytując kruczego ojca: "Bo nie jest sztuką rzucić trudne, ale słabe zaklęcie, sztuką jest prosta inkantacja o wielkiej mocy." Od razu zapamiętuje tę maksymę, którą będzie powtarzać do śniadania przez następny miesiąc. - Wingardium Levioosa. - Wypowiada to z taką dykcją, że każdy pozazdrościłby tej słodkiej, lukrowanej wymowy. Poruszenie nadgarstkiem, wykonanie ruchu różdżką też jest całkiem dobre, a jednak nic się nie dzieje. To problem ze skupieniem. Podstawa tych zajęć. No, ale ciężko jest się skoncentrować, kiedy profesor (@Alexander D. Voralberg), kruczy ojciec, jest w takim kiepskim stanie, mógłby się chociaż uśmiechnąć! Tak cicho po kryjomu do kruczych dzieci! Koncentruje się ponownie na liściu, taki zwykły chyba klonowy. Mało ważne, jakieś trudne to. - Wingardium Leviosa, no przecież dobrze mówię. O co chodzi? - Pyta samą siebie, drepcze w miejscu niczym łania na łące. - Jeszcze raz. - Zamyka oczy, robi wdech i wydech. Skupia się na myślach, w głowie wypowiadając zaklęcie tak dla testu. Celuje na nowo różdżką w liść, wykonuje ruch nadgarstkiem lekko z wyczuciem. - Wingardiummm Leeeevioosaaaa. - Wypowiada na nowo inkantacje, a magia porusza liściem, unosząc go do góry. Powoli, leciutko jakby jesienny podmuch wiatru zaraz mógł zepsuć to dzieło. Marcella skupia się i skupia, ma wrażenie, że zaraz żyłka jej pęknie. Na szczęście nic takiego się nie dzieje, a liść lewituje.
Zadanie wydawało się proste, ale jak zwykle diabeł tkwił w szczegółach. Opiekun Domu Kruka profesor Voralberg przywiązywał do nich szczególną uwagę, dlatego Leroyowi zależało aby wypaść jak najlepiej podczas tej lekcji. A przy okazji im lepszy rezultat, tym więcej się nauczy, prawda? Celem dzisiejszych zajęć było jak najlepsze skupienie. W teorii powinno być łatwo. Leroy zawsze miał siebie za wyjątkowo skupioną osobę. Skupioną przede wszystkim na swoim marzeniu. Poświęcał wszystko i pracował z całych sił, aby je spełnić. Nie pozwalał sobie na zejście z wyznaczonej ścieżki, na której końcu był jego cel. Więc powinien sobie poradzić. To się miało dopiero okazać. Odsunął się od reszty uczniów, stanął na uboczu w pobliżu drzew i odetchnął głęboko, pełną piersią. W wakajce czytał książkę o shugenja, dawnych czarodziejach z Japonii, którzy swój magiczny dar pielęgnowali nie tylko nauką i ćwiczeniami, ale także medytacją. Warto było spróbować ich pomysłów. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale książka opisywała medytację krok po kroku. Najpierw zamknął oczy, pozbył się wszelkich myśli, kilka długich chwil oddychał powoli. Wsłuchiwał się w szum liści poruszanych wiatrem, wdychał zapach wilgotnego leśnego poszycia. W końcu, gdy poczuł że rozluźnił się i nic zaprzątało mu umysłu, skupił całą swą uwagę na zaklęciu, wypowiedział inkantację i machnął różdżką. - Wingardium Leviosa. - powiedział spokojnie. Zielona łupina kasztanowego pancerzyka wzbiła się w powietrze. Delikatne kolce mieniły się na jej powierzchni. Lekko, zwiewnie unosiła się przed Leroyem, który w końcu odpuścił zaklęcie. Udało się, ale bez fajerwerków. Długa jeszcze droga przed nim. Gdzie popełnił błąd, że udało mu się podnieść jedynie tak drobną rzecz i to tylko na tak krótko? Czy zabrakło mu koncentracji? A może za bardzo wkręcił się w te wschodnie pomysły? A może to.wszystko było głupim pozerstwem i niczym więcej?
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Uczeń Hufflepuffu stał na brzegu rzeki na terenie Hogwartu. Zastanawiał się nad tym, co da się zrobić za pomocą zaklęcia Wingardium Leviosa. Przyglądał się unoszącemu się liściowi unoszącemu się na powierzchni wody i postanowił wypróbować swoje nowe-stare umiejętności. Skoncentrował się na liściu i mruknął cicho: Wingardium Leviosa. Magia wydobyła się z jego różdżki, otaczając liść. Powoli, ale z wyraźnym skutkiem, liść unosił się nad powierzchnią rzeki. Bob czuł, jak energia przepływa przez niego, łącząc go z unoszącym się liściem. Jego dłonie trzęsły się lekko, ale kontrolował zaklęcie i liść unoszący się na powietrzu. Rzeka błyszczała w blasku słońca, a unoszący się liść tańczył w powietrzu pod kontrolą Puchona. Był zaskoczony, jak łatwo zaklęcie przyswoił i jakie cuda potrafił osiągnąć. Magia, którą nauczył się w Hogwarcie, pozwoliła mu pokonać grawitację i sprawić, że liść wydawał się tańczyć na wietrze. Nagle, zza krzaków, wychyliła się grupka kruków (nie Krukonów, bo Ci i tak byli widocznie faworyzowani na tych lekcjach), którzy podglądali całą sytuację. Wacław opuścił liść, który delikatnie opadł na powierzchnię wody. Uśmiechnął się, widząc rozczarowane i niezadowolone miny swoich ptasich przyjaciół. Wodzirej postanowił wrócić do czynności, żeby nie rozpraszać się ptaszyskami, które ewidentnie postanowiły się nad nim znęcać mentalnie. Może ktoś je nasłał? Ale z drugiej strony kto mógł nienawidzić chłopaka tak bardzo, aby wysyłać na niego obleśnie ptaki, krzywdzące jego kruchą psychikę? Zapewne nikt, bo to względnie kontrolowane warunki sytuacji przy kamiennym stole. Może to było trochę głupie, ale Puchon już nie umiał unieć mokrego liścia znad tafli płynącej rzeki. Machał w jego stronę swoją różdżką, bardziej nerwowo niżeli z rozsądkiem i chęcią podźwignięcia go w powietrze. Stwierdził, że skoro raz mu się udało to w sumie wystarczy.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Zaklęcie:Aquamenti Inktantacja:3 Ruch różdżką:2 Skupienie:5 Modyfikatory: plus 20 punktów w kuferku to +3, (bo pierwsza dziesiątka też się liczy, jo?), za cechę lunaballową +1 Wynik: 14
Dziewczyna słuchała w uwagą krótkiego wykładu profesora Voralberga. Wspaniałomyślnie postanowiła nie komentować tego, że kilka osób się spóźniło a zresztą – ich sprawa. Ona uważała i to się liczyło. Nie była kujonem, ale zaklęcia traktowała bardzo, ale to bardzo poważnie. Szybko pozazdrościła wyników pracy Maxa, który zresztą w ogóle też się spóźnił. Pech chciał, że wybrała akurat to samo zaklęcie, ale nie w głowie były jej psikusy z Kruczego Ojca. Choć między nami zdradzę wam, że Val uśmiechnęła się pod nosem, widząc jego wodną rzeźbę. To znaczy, ona po prostu była pod wrażeniem jego umiejętności. Wcale nie uznała tego za odrobinę śmieszne. Okej, no to teraz chyba moja kolej. Zaintonowała formułę zaklęcia, ale zrobiła to tak nientauralnie, że bardziej się chyba nie dało. Ewidetnie zjadał ją stres, bo wszyscy stali mniej więcej w grupie. Każdy każdego słyszał i widział. Westchnęła i poruszyła różdżką. Ale wyglądała to równie pokracznie, co akcent, którym wypowiedziała Aquamenti. Na Merlina, co się może jeszcze nie udać? Chciała, naprawdę chciała, żeby woda wypływająca z jej różdżki przyjęła kształt jej patronusa. Ale niestety, nie wyglądał dokładnie tak samo. Żachnęła się ze złością, gdy zamiast rysia ujrzała po prostu kotowate coś. Ktoś mało ambitny powiedziałby po co drążyć, w końcu kot co kot. Ale Val jeśli chodzi o zaklęcia była aż nader zaangażowana. Jedyny plus był taki, że zaklęcie to utrzymywało się dosyć długo. No cóż, przynajmniej to wyszło jak należy. Świetnie, po prostu cudownie. Jeśli plan z byciem aurorem nie wypali, zawsze może zostać przynajmniej magicznym strażakiem. Może była zbyt ambitna, bo inni radzili sobie nieco gorzej niż ona. Owszem, jej ryś nie był idealny, ale iluzje niektórych można było przejrzeć na pierwszy rzut oka. Z kolei inni wybrali zaklęcie lewitujące i wyglądali teraz, szczerze mówiąc, jak Jedi podnoszący kamienie siłą umysłu. Dobrze, że póki co nikt nie wpadł na pomysł, aby unieść kamienny stół. Znając jej koleżanki i kolegów z ze szkoły była to pewnie kwestia czasu. Odwróciła głowę z powrotem w kierunku wodnego kształtu, w którym próbowała cały czas wyżłobić rysia. Ale w sumie czym się różni kot domowy od takiego dzikiego? Rysie na pewno są większe. Mają chyba nieco krótsze łapy i dłuższe ogony. Chyba. No co, Val nie znała się tak dobrze na zwierzętach, ale wiedziała jedno – to nie jest idealnie takie samo jak jej patronus!
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Liczba punktów w zaklęciach:0 Samopoczucie: nastrój ogólny jest ok 5/10 Kondycja: kondycja fizyczna dobra codziennie biega i wykonuje gimastyke arstyczną KOSTKI: 4 6 6 4 ZAKLĘCIE:4 AQUAMENTI INKANTACJA:6 RUCH:6 SKUPIENIE:4 RAZEM: 16 -1 za 0 punktów w zaklęciach= 15 PRZEDZIAŁ:15-18
Jak zwykle radosna Carmen cieszyła się z pogody, myślała czyby nie wyjść popołudniu na błonia i nie spróbować kąpieli w jeziorze. Rozejrzała się po klasie zauważając kuzyna. Na krukonki twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Uważnie wysłuchała dzisiejszego zadania. Najpierw w myślach a potem na głos powtarzała w kółko zaklęcie kilka razy. Kiedy była już pewna, że w miarę dobrze je wymawia skupiła się i machając różdżką zgodnie z radami profesora wymówiła zaklęcie. - AQUAMENTI-mała Carmen stworzyła pewien kształt z wody chociaż jeszcze do końca nie wiedziała co to. Jednak wszystko od początku do końca wyszło Krukonce i to za pierwszym razem. Dokładna wymowa, zgrabny ruch różdżką, wszystko poszło świetnie. Na dodatek dziewczynki skupienie było tak wybitne i mocne , że udało się utrzymać zaklęcie dość długo że powstał wir wodny. Łał wyszło naprawdę wyszło. całkiem dobrze, ale bała się, że zadane przez profesora zadanie może już nie pójść tak dobrze. Wzięła się jednak w garść. Jeszcze kilkukrotnie powtórzyła pod nosem formułę zaklęcia tak na sucho i w myślach dla utrwalenia jeszcze raz rzuciła zaklęcie. AQUAMENTImocno się na nim skupiła powiedziała głośno, całą swoją uwagę skupiając na Wirze wodnym. Chyba jest większy od pierwszego? Spojrzawszy na uczniów jak sobie radzą i na profesora A. D. Voralberg. Po czym straciła to co już udało się wyczarować bo nagle woda ją oblała. Czy dobrze robiłam? zapytała. Zaklęcie zawsze do czegoś się przyda np: do mokrego poniedziałku na święta. Dużo pewnie ma zastosowań ,o tak trzeba zapisać zapamiętać i zrobić tak. A już na pewno przyda mi się do roślinek jak będę pomagać w szklarni profesorowi, to dobry początek na znalezienie zastosowanie dla tego zaklęcia ja coś zawsze znajdę i wymyśle wspaniały plan . Zaczynając od jutra tylko muszę poszukać kogoś do pomocy w zaklęciu może któryś z kuzynów lub kuzynek.
@ "Alexander D. Voralberg"
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Wysłuchałam uważnie słów profesora, kiedy mówił o zasadach podczas treningu skupienia. Uznałam to za bardzo cenną wiedzę, którą zamierzałam wykorzystywać. Stosunkowo często medytowałam i ćwiczyłam czystość swojego umysłu oraz zdolność skierowania swoich myśli na jedną, konkretną rzecz. Pomimo tego wciąż istniały sposoby, o jakich nie wiedziałam. Postanowiłam wziąć sobie to wszystko do serca, zdając sobie sprawę, że samo skupienie nie przyda się tylko podczas rzucania czarów i podtrzymywania inkantacji. Równie dobrze mogło to być użyte podczas warzenia eliksiru, by wrzucić składnik w odpowiednim dla niego czasie. Zaklęcie, jakie wzięłam na warsztat, to falsis. Przy jego użyciu można było stworzyć hologram, tak podobny do prawdziwego przedmiotu, że dopiero podczas próby dotknięcia możemy rozróżnić, co jest oryginałem, a co fikcją. Przećwiczyłam "na sucho" odpowiedni ruch różdżką, zwracając uwagę na ułożenie ręki na różdżce, oraz elastyczność nadgarstka, co by wyszło mi bardziej elastycznie i naturalnie. Następnie powtarzałam cicho nazwę zaklęcia, starając się położyć nacisk na tę literę, na którą trzeba. Nawet z moim miernym doświadczeniem w zaklęciach, byłam świadoma dużej wagi takich, z pozoru błahych, rzeczy. Dopiero kiedy uznałam, że jestem odpowiednio gotowa, rzuciłam zaklęcie. Projekcja, jaka mi wyszła była widoczna i na tyle trwała, że jedynie bardzo czułe oko mogło zauważyć delikatne drżenia w konturach hologramy. To, co natomiast zwracało dużą uwagę, to rozbieżność w samym wyglądzie. Mój hologram przypominał oryginał w mocno przeciętny sposób - z góry można było uznać, że to podróbka. Czy to za sprawą złej inkantacji, czy też niepoprawnego stylu rzucenie zaklęcia, wyszło ono zdecydowanie poniżej poziomu moich oczekiwać. Ponowiłam próbę, uzyskując ten sam efekt, podobnie jak i za kolejnym, trzecim razem. Byłam nieco tym faktem sfrustrowana, chcąc wyciągnąć z siebie coś więcej, niż to mizerne coś. Po kilku kolejnych próbach dałam sobie spokój, dochodząc do wniosku, że widocznie nie jest to mój szczęśliwy dzień. Pozostało mi liczyć, że jutrzejszy dzień będzie dla mnie pod tym względem bardziej łaskawy.
Zaklęcie:aquamenti wynik:9 (modyfikatory mi się zerują nawzajem)
Cieszę się na widok Cleo, jest jedną z niewielu twarzy, które tutaj znam i czuję się przy niej jakoś tak przyjemnie i komfortowo. To chyba po tym, jak poczekała na mnie na lekcji eliksirów, zapałałem do niej taką sympatią, wciąż uważam, że to było niezwykle miłe i empatyczne z jej strony. Nie mam pojęcia czy teraz widzi, jaki jestem zestresowany, ale wcale tego nie wykluczam. Uśmiecham się do niej i również macham, a kiedy pyta, wpierw zerkam na profesora, a potem na moment przejmuję od niej pióro i zapisuję koślawe: „tylko mnie przeraża?”, po czym kiwam lekko głową w stronę nauczyciela, żeby wiedziała kto mnie przeraża. Boję się, że gdybym to powiedział, zamiast napisać, Voralberg by mnie dosłyszał, a tego chyba bym nie przeżył. Dość szybko przechodzimy do konkretów. Trening skupienia brzmiał jak coś trudnego, ale ciekawe i w sumie przyjemnego. To trochę jak balet, tak to rozumiem. Trzeba ćwiczyć tak długo, aż osiągnie się perfekcję, pamiętać kroki, trzymać rytm, skupiać się na pracy swoich mięśni. Zaintrygowany, chętnie przystępuję do ćwiczeń. Wkładam dużo pracy w ruch różdżki, ale jednak nie wychodzi mi tak dobrze, jak bym sobie tego życzył. Najpierw podchodzę do tego może trochę zbyt ambitnie, bo już na samym początku chcę utworzyć z wody postać i zupełnie mi to nie wychodzi. Potem chcę uformować ją w kształt trójkąta i tutaj jest już lepiej, ale i tak udaje mi się to tylko na krótką chwilę. Inkantacja idzie mi beznadziejnie, skupić też za bardzo się nie mogę. Zerkam na Cleo, żeby sprawdzić, jak jej idzie i tylko rozpraszam się bardziej. Czy powinienem zrezygnować z trójkąta i przejść do kuli? Nie powiem, kusi mnie to, ale to byłoby pójście na łatwiznę. Dlatego mimo niezadowalających efektów, próbuję i próbuję bez końca, wiedząc, że tylko ciężką pracą jestem w stanie coś osiągnąć.
Jak trudne może być rzucenie aquamenti? Terry poznał te zaklęcie już podczas swojego pierwszego roku nauki w Hogwarcie i od tamtej pory używał go regularnie, nie podejrzewał więc, by sprawiło mu ono większe problemy. Był nawet trochę rozczarowany, że nauczyciel postawił przed nimi tak niewymagający cel. Z ledwo widocznym wyrazem niezadowolenia na twarzy odszedł od zgromadzonych przy stole uczniów i wyciągnął z kieszeni różdżkę. Przeciągnął się, po czym rzucił zaklęcie, tak jak to robił setki razy przez ostatnie cztery lata. Być może ze zmęczenia, a może z powodu roztargnienia, z różdżki Puchona co prawda trysnęła strużka wody, jednak nie przybrała ona pożądanego kształtu. Co jest? Chłopak zmarszczył brwi i odkaszlnął, zdumiony tak fatalnym wynikiem ćwiczenia. Rozejrzał się dookoła, a następnie spróbował ponownie rzucić zaklęcie, tym razem skupiając się na panowaniu nad wyczarowanym przez siebie strumyczkiem. Poszło mu znacznie lepiej, niż za pierwszym razem, jednak wciąż miał spore problemy, by nadać cieczy wybrany przez siebie kształt - sześciennej kostki. Starał się jak mógł - kręcił różdżką na prawo i lewo, unosił i opuszczał dłoń, jednak w żaden sposób nie był w stanie zapanować nad wodą. Mocno zniecierpliwiony pasmem porażek, postanowił spróbować ponownie, jednak tym razem starał się od samego początku myśleć o nadaniu cieczy pożądanego kształtu. Furknął inkantację niedbale, niemalże ze złością, a nadgarstkiem machnął tak gwałtownie, że wyczarowana przez niego woda co prawda przybrała kształt sześcianu, jednak zamiast pozostać na miejscu, unosząc się w powietrzu przed Puchonem, płynna masa poszybowała w powietrzu niczym pocisk, rozstrzaskując się o stojące niedaleko drzewo i rozpryskując krople na rosnące dookoła krzewy. Terry zamrugał kilka razy, po czym zrezygnowany wrócił na swoje miejsce przy stole, gdzie opadł niczym worek kartofli, czekając na nauczycielski werdykt. Jeśli ma zdać te głupie egzaminy pod koniec roku, będzie musiał się ostro wziąć do powtórek...
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Szczerze spodziewał się czegoś innego po lekcji na dworze, ale nie miał zamiaru narzekać. W końcu jakby się tak zastanowić to jeśli niektórych poniesie, to aquamenti mogłoby wręcz zalać salę, przez co potem trzeba by się męczyć z usuwaniem z niej wody. Zwłaszcza jeśli ta wsiąknęłaby w drewno. Sam do końca nie wiedział czemu zdecydował się na użycie falsis. Może dlatego że jego różdżka miała dziś delikatne humorki, a iluzją nie dało się tak naprawdę wyrządzić żadnej szkody? Możliwe że to właśnie dlatego? Lekko się odsunął do reszty i zabrał się za czarowanie. Wymowę i ruch różdżką nie stanowiły dla niego większego wyzwania, jednak trudności pojawiły się dopiero przy skupieniu, które przy takim hałasie nie było proste, a szczerze mówiąc nieco go bolała głowa. Mimo wszystko spróbował wyczarować iluzję, która rozmiarowo miała być większa niż jakaś drobna figurka bądź krzesło. Celował nieco wyżej. A dokładnie, to w utworzenie kamiennego murku mniej więcej wysokości człowieka. Szło to powolnie, ale powoli efekt powstawał. Mur miał być jak najbardziej realistyczny i chociaż cegły wyszły dokładnie, to uzupełnienie między nimi wydawało się być bez tekstury. Ciężko było stwierdzić czy to przez jego braki w skupieniu, nie pamięci do dokładnej tekstury kamiennego muru, bądź przez to że jego magiczny patyczek miał od samego rana humory. Nieco zeszło czasu, ale ściana powstała. Dla pewności Drake przeszedł przez nią w jedną i w drugą stronę. Różdżka wręcz go parzyła w dłoń, dlatego ją odłożył do kieszeni, a obolałą dłoń potarł. Zaklęcie nie było przeznaczone do tak dużych hologramów, więc nic dziwnego że kilka chwil i ten się rozleciał i rozpłynął w powietrzu. Samo zastosowanie mogło by być wspaniałe do ukrycia jakiś drzwi. Bądź chociaż do stworzenia dywanu, który miałby zakryć coś w podłodze. Wtedy też go natchnęło... Jak wypalili Beatrice dywan podczas urodzin Eskila, to mógł zatuszować tym zaklęciem dziury w dywanie. Cóż... Może w przyszłości będzie pamiętać o tym zaklęciu, gdy będzie musiał ukryć coś na widoku. I może powinien się zabrać za opracowanie zaklęcia bazującego na tym, ale przeznaczonego do większych obiektów? Wyjął szybko notes i zapisał ten pomysł. Zaraz obok zdania w którym każe sobie zabrać się za wykończenie zaklęcia lodowego bicza, bo te było na wykończeniu od sporego czasu.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Skupienie na zaklęciu było czymś, z czym miała problem i co wiele razy zdążyła jej wypomnieć Victoria. Nie chodziło tutaj nawet o uwagę w stosunku do tego, co robiła, a to, gdzie znajdowała się jej głowa. Doskonale wiedziała, z czym miała problem, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiła nic na niego zaradzić. Za dużo myślała. Wydawać by się mogło, że to dobre dla skupienia, ale wcale tak nie było. Czym innym była tunelowa wizja na wynik zaklęcia, na to, jak idealnie ma zadziałać i wykonanie tego, a czym innym milion myśli na sekundę, od właściwego ułożenia nadgarstka, przez analizowanie jak energia przechodzi jej przez plecy przy ruchu różdżką, aż po sam ruch różdżką, czy aby na pewno jest zbliżony do książkowej definicji. Czy jej stopy stoją równo na ziemi, czy dobrze wymawia słowa, czy słowa te pokrywają się z machnięciem nadgarstka, czy myśli kierują się we właściwe miejsce, czy widzi dokładnie swój cel, co, jeżeli się poruszy? Może najpierw powinna go unieruchomić? Czy zdąży zmienić jeszcze tor ruchu ręką, by wypowiedzieć inne zaklęcie…? I w ten sposób właśnie prawdziwa lawina spływała na nią i zakopywała ją pod sobą, przy okazji zasypując jakąkolwiek szansę na jakościowe zaklęcie. Jej różdżka przy tym wszystkim należała do wybitnie niewybaczających i złośliwych, podkreślając dodatkowymi reprymendami magicznej energii jak bardzo jej się nie udało i że za rzadko ćwiczy. Nie trudno było stwierdzić, że zaklęcia zdecydowanie nie należały do jej mocnych stron, a z niej samej zaklęciara była taka, jak rysowniczka, czyli żadna. Zresztą, chyba najlepszym opisem na jej umiejętność radzenia sobie magią w kryzysowych sytuacjach było to, że bogina pokonała tańcząc foxtrota. Niech to mówi samo za siebie… No ale skoro przyszła już na tę lekcję, to i powinna się na niej wykazać. No dobra, aż tak się nie zapuszczajmy – powinna się chociaż nie ośmieszyć. Postawiła na falsis. Już kiedyś wykonywała je na zajęciach i to w środku szybkiej akcji, wiedziała więc, że potrafiła się nim obchodzić w miarę sprawnie. Tylko co by mogła zduplikować hologramem? Dookoła było wiele rzeczy, które mogły jej się przydać. Spadające liście, może nawet pieńki, to przecież było jej znane. Znane, no właśnie. Powinna wybrać coś, co znała na wskroś, co potrafiła poczuć bez dotykania i widzieć wyobraźnią z zamkniętymi oczami. Coś, czego zapach poczułaby nawet z głową pod wodą i usłyszała w próżni. Łyżwy. Zdjęła je z ramienia, para związanych ze sobą sznurówkami łyżew, zadbanych, świeżo ostrzonych. Znała ich teksturę, doskonale wiedziała, jak każda z kosteczek w stopie układała się w nich. Wszędzie rozpoznałaby zapach swojej pasty do butów i z niczym nie pomyliłaby dźwięku, jaki wydawały płozy. Nie tylko widziała ten przedmiot, czuła go i rozumiała, była głęboko z nim związana i mogła oddać każdy najdrobniejszy szczegół. Położyła ostrożnie łyżwy i wyciągnęła różdżkę. Nie musiała się przyglądać przedmiotowi, ten był wykuty w jej pamięci, sercu i duszy. Skupiła się tylko na ruchu różdżką i inkantacji. Tym razem myśli chyba za daleko powędrowały jej do lodu, była w szczęśliwym mentalnie miejscu, komfortowym, ale przez to i trochę rozproszonym. Kopie, które robiła, zdecydowanie były łyżwami, po prostu gołym okiem widziała, że nie były jej łyżwami. Mimo to musiała przyznać, że wcale nie poszło jej źle. Kilka hologramów łyżew leżało teraz na ziemi i można by było stwierdzić, że właśnie otworzyła stoisko z nimi. Szczególnie, że każdy „model” był troszeczkę inny.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Zaklęcie: 6 - Falsis Inkantacja: 1 Ruch: 6 Skupienie: 1 Razem: 8, dwie lewe ręce (zaklęcia) -1, zaczęte 10 pkt w zaklęciach +1
A mnie cieszy, że i Daniil się cieszy. Pomimo że prawie się nawzajem nie rozumiemy przez bariery językowe to czuję jakąś nić wzajemnej sympatii. Może to fakt, że znaleźliśmy się w tej nowej szkole razem. Gdybym tylko nie była skrajnym introwertykiem to może częściej wyciągałabym ku niemu dłoń, aby spędzać wspólnie czas. Ale i tak myślałam o zaproszeniu Rosjanina na moje siedemnaste urodziny. Miałam wrażenie, że bawiłby się na nich lepiej niż u Marli i Ricky'ego, bo byłyby dużo mniej rozdmuchane i głośne. Stresujemy się więc razem, jak dwa półgłówki, które wolałyby być wszędzie indziej byleby nie lekcji zaklęć. Uniosłam delikatnie brew, gdy mi odpisywał zamiast odpowiedzieć. Doskonale zrozumiałam o kogo mu chodziło... ja wolałam unikać profesora Voralberga. Dziwny się wydawał, taki niezwykle wysoki, do tego miał te białe oczy. Jak strach na wróble. Także posyłam Daniilowi porozumiewawcze spojrzenie, kręcąc głową. Też się bałam i na pewno nie chciałam nauczycielowi podpaść, co ciężko było uniknąć ze względu na moje niskie umiejętności. Wcale mi humoru nie poprawiła wieść o ćwiczeniu skupienia. Jedyne momenty, kiedy potrafiłam naprawdę poświęcić czemuś pełnię uwagi to łapanie znicza na boisku. Wtedy cały świat ograniczał się tylko do małej, złotej piłeczki. Ale poza tym? Nawet kiedy grałam na harfie odpływałam w różne myśli niekoniecznie związane z muzyką, momentami zapominając, że moje palce dalej suną po delikatnych strunach i tworzą spokojną melodię. Spojrzałam odruchowo na Daniila, ale nie chciałam go rozpraszać. Zdecydowałam się na zaklęcie Falsis. Przydatne, jeśli chciało się komuś zrobić żart. Jeszcze mi w życiu nie wyszło poprawnie, więc trochę porwałam się z motyką na słońce. Ale mimo to zajęłam miejsce gdzieś obok i pomyślałam o stworzeniu hologramu zwykłego, czerwonego jabłka. Proste, małe - w sam raz, aby coś mi wyszło. Wzięłam głębszy wdech i ujęłam różdżkę z drewna winorośli w dłoń. Nie zawiedź mnie... Pomyślałam "Falsis", ale najwyraźniej włożyłam w to bardzo mało siły swojego umysłu. Nie to, żebym była jakimś specem od magii niewerbalnej, bo szła mi koszmarnie. Ale ruch różdżką wykonałam nienagannie, delikatnie zginając nadgarstek oraz przesuwając palcami na ukos. I przed moimi oczami ukazał się obraz jabłka. Szybko okazał się rozmyty i momentami całkowicie znikający, ale dało się rozpoznać, co chciałam przedstawić tym czarem. Zdumiałam się, że kompletnie tego nie zepsułam i aż się uśmiechnęłam do siebie oraz do Daniila, gdy zwróciłam w jego stronę twarz. Chłopak tworzył z wody jakieś trójkąty. Na pewno skutecznie się nawzajem rozpraszaliśmy, ale szczerze mówiąc, taki poziom całkowicie mnie zadowalał. Nie liczyłam na hologram jabłka tak żywy, że ktoś mógłby się nabrać. Dlatego w końcu opuściłam różdżkę.
Bocarter Wilton
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175
C. szczególne : bardzo jasne włosy i intensywnie niebieskie oczy
Wyjął różdżkę, przygotowawszy opadły liść klonu, który zamierzał unieść w górę za pomocą zaklęcia lewitującego. Zamknął oczy, by się skupić i wypowiedział inkantację. Liść uniósł się w powietrze i zaczął wirować nad głowami uczniów. Na koniec przeleciał nad stołem i wrócił do niego. - Bułka z masłem - stwierdził, zadowolony z dobrze wykonanego zadania i popatrzył pytająco na nauczyciela, oczekując pochwały.
Przybyła na umówione spotkanie, zabierając ze sobą wszystko, co było niezbędne do przygotowania eliksiru Po-Zatruciowego oraz tak istotnej dla niej, nauki. Prócz przedmiotów alchemicznych i składników, miała także swój notatnik, w którym zamierzała spisywać przekazywaną jej dziś wiedzę, a także podręcznik do samego przedmiotu. Wzięła go na wszelki wypadek, gdyby przybyła przed ustalonym czasem. Tak też się stało. Usiadła przy stole, powtarzając przyswojony już materiał. Wodziła wzrokiem po zapisanych w podręczniku instrukcjach. Nie chcąc wybiegać z tematem do przodu, skupiła się na procesie dekantacji, jak gdyby chcąc sobie utrwalić, jak istotną rolę on odgrywa w procesach warzenia eliksiru. A te do najprostszych nie należały. Intensywność składników, ich stan, temperatura. Trzeba było uważać na naprawdę wiele czynników. Stawała się coraz bardziej świadoma tego, jak istotny i delikatny jest to proces. To właśnie on stanowił kluczową różnicę pomiędzy Magicznym gotowaniem, a eliksirami. Przynajmniej w odczuciu jedenastolatki. Przerzuciła stronę. Jej umysł utrwalał wiedzę spisaną na kartkach, choć nie brakło też zadawania przy tym wszystkim dość istotnych dla niej pytań. Zastanawiało ją, czy konkretny element rośliny miał znaczenie dla eliksiru. Jeśli tak, do jakiego stopnia zmieniłoby to efekt wywaru. Była ciekawa, zadawała pytania i poszukiwała na nie odpowiedzi. I choć trzymany w dłoniach podręcznik, zawierał potrzebną dla niej wiedzę, zawsze wolała pytać. Kontakt z drugim człowiekiem był dla niej zdecydowanie lepszy, niż zapach papieru i atramentu. Podniosła głowę znad książki, gdy tylko usłyszała zbliżające się kroki. Przywitała Krukona swoim ciepłym przyjaznym uśmiechem. - Cześć! Mam wszystko i jestem gotowa do nauki! - oznajmiła, zamykając podręcznik. - Od czego zaczniemy? Była bardzo dobrej myśli. @Benjamin O. Bazory świetnie nauczał, szukał prostszego języka i próbował dotrzeć do ucznia. Aiyana miała o nim bardzo dobre zdanie. Do tego stopnia, że z chęcią widziałaby go jako jednego z nauczycieli w Hogwarcie.
Na studia przyszedł z zamiarem pogłębiania wiedzy, ale okazywało się, że zamiast tego coraz bardziej uczył się kontaktów interpersonalnych, wystawiając się na coraz nowsze relacje. Jedną z nich była Aiyana, dużo młodsza koleżanka, którą miał tego dnia uczyć podstaw eliksirów. Sam materiał nie był trudny i spodziewał się, że przebrną przez niego bez większych problemów. Zwłaszcza, jeśli dziewczynka wykaże się równie dużą spostrzegawczością i ambicją co podczas pierwszych zajęć, na których ją poznał. W drodze na miejsce spotkania zastanawiał się jednak jak to się stało, że w zasadzie ktokolwiek rozmawiał z nim o pomocy w czymkolwiek. Na co dzień starał wtapiać się w ściany, robiąc to co absolutnie konieczne by zajęcia mieć odhaczone z planu dnia. W tym przypadku było inaczej. Czy uważał to za coś niedobrego? Absolutnie nie. Wręcz dzisiejszą bezinteresowną pomoc mógłby zaliczyć do bardzo krótkiej listy rzeczy z których był w sobie zadowolony. Zamierzał postarać się, by z niej, równie szybko nie spadło to spotkanie na listę "Próbowałem, ale jak zwykle spierdoliłem". Już z pewnej odległości widział, że dziewczynka jest zaczytana w jakąś książkę. Nie chciał jej przeszkadzać w lekturze, w końcu nie wiedział czym była tak pochłonięta. Dopiero gdy uniosła drobną twarz znad stron, uśmiechnął się do niej na powitanie. - Cześć! To dobrze. - widział, że dziewczyna jest chętna do pracy i uważał, że to w zasadzie już połowa sukcesu tego spotkania. Oczywiście nad wyraz. - Zacznijmy od omówienia składników, zanim wrzucimy je do kociołka. - taka kolejność wydawała mu się naturalniejsza, w dodatku dawała miejsce na upewnienie się, że na pewno posiadają wszystko co potrzebne. Nie zamierzał dziewczyny wypytywać z listą rzeczy potrzebnych, wystarczyło by wyciągnęła składniki na stół. - Weź każde z ziół do ręki, spójrz na jego twardość, teksturę, kolor. - sugerował, choć nie było to wybitnie ciekawe doświadczenie. Chciał by sama wpierw spróbowała wyciągnąć pewne obserwacje i wnioski, zanim poda jej wszystkie informacje jak na tacy. To by dziewczynka nauczyła się przyczynowo skutkowego sposobu myślenia cenił sobie bardziej niż samą suchą wiedzę.
Przytaknęła skinieniem głowy, niemal od razu biorąc się do pracy. Swoją książkę odłożyła na bok, nie była już jej potrzebna. Zamiast tego, z torby wyciągnęła pierwsze zioło. Padło na miętę pieprzową. Zaczęła od łodygi. Gdyby nie to małe doświadczenie, zapewne nigdy nie zwróciłaby uwagi na jej charakterystyczny kształt. - Ma sztywną, kwadratową łodygę. Zielonofioletową... Liście są lekko chropowate i hmm... - Nie wiedziała, jak określić swoje odczucie. - Też przyjemne w dotyku. I charakterystycznie pachną. Są jasnozielone, niektóre mają czerwone żyłki... Nie miała wątpliwości, że trzymała w dłoni miętę. Nie potrafiła jednak ocenić, czy rzeczywiście był to gatunek mięty, tak niezbędny do przyrządzenia eliksiru. Na całe szczęście, zamówiła ją w aptece, toteż nie musiała przejmować się potencjalną pomyłką. Wyciągnęła kolejny składnik, tym razem padło na czystka. Tak jak wcześniej, zaczęła swoje oględziny od łodygi. - Ma twardą łodygę, szorstką w dotyku. Jest... szarawobrązowa, niekiedy zielonkawa... Ma zielone listki, pokryte włoskami. Są nieco szorstkie w dotyku... Sam kwiatek jest biały z żółtym środkiem... Oh! Płatki są bardzo delikatne! Kiedy to sobie uświadomiła, bardzo ostrożnie zaczęła zajmować się tą rośliną. Nie chciała jej niepotrzebnie uszkodzić, choć niedługo i tak miała posłużyć do przyrządzenia eliksiru. Ostatnim ze składników był rdest ptasi, który zdobyła samodzielnie. - Ma bardzo cieniutką i elastyczną łodygę. Głównie zieloną, ale co jakiś pojawiają się lekko czerwone plamki, tu przy tych... umm... zgrubieniach. Liście są podłużne, miękkie i gładkie. Jak u pozostałych roślin, są zielone. Kwiatki są bardzo małe. Boję się, że je uszkodzę, kiedy spróbuję je dotknąć - przyznała. Nigdy nie przypuszczała, że będzie przyglądać się zdobytym składnikom, aż z taką starannością. Z drugiej jednak strony, jej dziecięcy umysł uznał, że w ten oto sposób, najskuteczniej zapamięta niezbędne rośliny, toteż powtórzyła cały proces ponownie. Nie zapomniała jednak o nurtujących ją pytaniach. - Kiedy zbierałam rośliny, miałam problem z rozróżnieniem mięty. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, co by się stało, gdyby zamiast mięty pieprzowej, użyć mięty zielonej. Zniszczyłoby to efekt eliksiru czy przez to, że te mięty to tak jakby rodzina, nie zrobiłoby to większej różnicy? No i z czystkiem też było podobnie - powiedziała, wskazując na leżący na stole kwiat. - Zauważyłam, że miał kilka odmian. Każda różniła się kolorem płatków. Czy gdybym miała fioletowy, coś by się stało? Czy w tym przypadku nie ma to większego znaczenia? W sumie to w liście potrzebnych składników, widnieje po prostu czystek. Nigdzie nie jest podany jego kolor, więc może o to w tym chodzi. Jeszcze raz spojrzała na zdobyte składniki, wodząc wzrokiem po dotykanych wcześniej elementach. - Czy różne części roślin mogą mieć różne właściwości? - zadała dość istotne pytanie, poniekąd dotykające tematów, które mieli dziś przedyskutować. Jak przystało na tę Puchonkę, zadawała naprawdę dużo pytań. Była po prostu ciekawska świata i wykazywała dużą chęć do pogłębiania swojej wiedzy. Zdecydowanie nie było to proste odbębnienie tematu, byleby tylko O'Malley się odczepił. Traktowała tą naukę bardzo poważnie. Nie zamierzała też marnować czasu Benjamina. W końcu zgodził się jej go poświęcić.
Słuchał dość starannych obserwacji, które poczynała Aiyana. Nie zamierzał jej przeszkadzać w nich, nawet wtedy gdy robiła pauzy by z kolejnym oddechem opisać kolejną zaobserwowaną cechę rośliny. Każda na jakimś etapie pracy eliksirowara, uzdrowiciela czy zielarza była potrzeba do zauważenia. W dodatku na lekcjach nie było czasu by dokładniej przyjrzeć się składnikom. Profesorowie zakładali, że na to każdy ma czas w zaciszu dormitorium lub zwyczajnie sprawdza jakość składników zanim dokona ich zakupu w odpowiednim sklepie. Kilka stron nawet poświęcono w podręcznikach opisanie czym powinni się czarodzieje kierować podczas doboru składników i które można zaklasyfikować jako użyteczne, a które jako wadliwe, ale nie była to wiedza często powtarzana na zajęciach, a raczej zadawano jako ta nudna praca domowa z którą można było zapoznać się lub nie. Wielka szkoda. - Słusznie zauważyłaś, że składniki, których dzisiaj będziemy używać są miękkie i delikatne. - stwierdził, gdy dziewczynka skończyła opisywać rośliny. Wziął jedną gałązkę mięty do ręki, chcąc przedstawią ją na swój sposób. - Powierzchnia cienkich liści i łodyg jest pokryta kutnerem, tym takim meszkiem. Dla nas jest to ważne. Jego obecność będzie przez pewien czas barierą przed roztworzeniem go. - zrobił chwilę przerwy by spojrzeć czy jego słowa docierają do dziewczynki. Widział, że jest skupiona, ale natłok informacji potrafił przytłaczać i choć były one proste to nie zamierzał jej nimi przesadnie zarzucać. - Jej zaletą będzie chropowatość o której wspomniałaś. Drobne szczeliny mają większą powierzchnię wymiany substancji czynnych niż gdy składnik jest całkowicie gładki. - sądził, że ten aspekt może chwile im zająć, gdyż nie jest rzeczą widoczną na pierwszy rzut oka. Benjamin miał już kilka pomysłów w głowie jakby mógł go dziewczynce przedstawić, ale czekał na jej reakcje. Nie wiedział jeszcze jak jej umysł funkcjonował i czy w tym przypadku będzie potrzebowała by jej rozszerzyć to zagadnienie. Zaczął wyginać łodyżkę w dłoniach, obracając ją w palcach. Wiedział, że nie zaszkodzi to składnikowi, a mogło dodatkowo skupić uwagę uczennicy. - Miękkość i giętkość składnika będą nam sugerowały w jakich temperaturach i czasie dany składnik będzie oddawał substancje czynne. Dla miękkich składników ten czas będzie zdecydowanie krótszy niż dla twardych, gdyż płyn będzie miał do pokonania mniejszą grubość, a sam struktura składnika będzie mniej zwarta. - to był chyba najprostszy do zapamiętania wniosek, ale wynikało z niego sporo konsekwencji. Zamierzał poruszyć je za jakiś czas, bo na pewno omówienie ich zajmie kolejne kilka minut, dlatego wrócił do pytań dziewczynki by odnieść się do kolorów w składnikach. - Barwy i gatunki roślin mają znaczenie w niektórych eliksirach. Eliksirowarzy uwzględniają to w formule eliksiru. Wypracowuje się najlepszą i najbardziej efektywną recepturę. - sądził, że te wiedzę dziewczynka powinna już posiadać z pierwszych szkolnych zajęć. Może nie była to często powtarzana informacja, ale na pewno zapadała ona w pamięć w kontekście tego jak wyglądały kolejne lekcje z tego przedmiotu. - Małe odstępstwa od formuły skutkują najczęściej gorszą jakością eliksiru, rzadziej jego całkowitym zepsuciem. - nie zamierzał wprowadzać ją teraz w całą teorię podziału składników ze względu na ich ogólne lub szczególne właściwości. W nauce szkolnej wiedza umiejętność trzymania się receptury warzenia i nie popełniania w nim rażących błędów była kluczowa jeśli chciało się spokojnie przejść przez wszystkie lata edukacji. W końcu, po wstępnym omówieniu tych własności składników, które mają podstawowy wpływ na jakość eliksiru, postanowił omówić kwestie różnych części roślin. Nie pamiętał kiedy ostatnio mówił tyle na ten temat, ale było to dla niego miłą odmianą. W końcu lubił tę wiedzę, a to, że o niej nie rozmawiał wynikało wyłącznie z braku odpowiedniej ku temu okazji. - Mogą, ale nie muszą. Zielarze starannie opisują rośliny by takie informacje były wiadome. - odpowiedział najbardziej ogólnie, dając dziewczynce przestrzeń na pytania. Wiedział, że w przypadku takich zagadnień trzeba uwzględnić wiedzę interdyscyplinarną. Nie obawiał się o swoje zaplecze w tym przypadku, od wakacji na własną rękę przypominając sobie zielarstwo, uzdrawianie czy ochroną nad magicznymi stworzeniami.