Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Pokój Życzeń

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 37 z 39 Previous  1 ... 20 ... 36, 37, 38, 39  Next
AutorWiadomość


Bell Rodwick
Bell Rodwick

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4902
  Liczba postów : 4482
http://czarodzieje.forumpolish.com/t58-bell-rodwick
http://czarodzieje.forumpolish.com/t243-bell-rodwick
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7785-bell-rodwick#216614
http://dzika-mafia.blog.onet.pl/
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyPią 11 Cze - 18:28;

First topic message reminder :




Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.

UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 1 Lip - 16:32;

Dla niej nie miało to znaczenia. Ojciec zawsze powtarzał jej, że należy żyć dla siebie i nie oglądać się na opinię innych, żeby potem czegoś nie żałować. Z wrodzonym nadmiarem ambicji i systematyczności, przyszła głowa rodu Lanceley radziła sobie doskonale z nauką (pomijając runy, z których była prawdziwym debilem) czy instrumentami. Nigdy nie rezygnowała łatwo, chociaż potrafiła przegrywać i przyznać się do porażki. Cały rok powtarzała materiał z przedmiotu prowadzonego przez Fairwyna i pomimo wielu, naprawdę wielu starań — to było dla rudzielca nie do przeskoczenia. Znacznie łatwiej było nauczyć się dat i wybitnych postaci z historii magii jak tych cholernych alfabetów. Zmieniła więc w ostatniej chwili egzamin. Przez chwilę wpatrywała się w klawisze fortepianu, pogrążona we własnym świecie i myślach. Słowa puchona sprawiły jednak, że obróciła głowę w bok i posłała mu delikatny, przepraszający uśmiech. Zmęczenie zaczynało być naprawdę upierdliwe. Przetarła oczy wolną dłonią i korzystając z okazji, wsunęła za ucho nieznośny kosmyk, który wciąż uciekał i wyrywał się do przodu.
— A jaką masz inną teorię? — zaczęła z wyczuwalną nutką zaciekawienia w głosie, powracając do niego spojrzeniem brązowych oczu. No tak. Wena nie była na zawołanie, a pisanie opasłego tomiska ze złożonymi wydarzeniami i postaciami wcale nie należało do najprostszych. Pomimo zdolności artystycznych, miała jedynie ładny charakter pisma, jeśli do pisania przychodziła. Nie potrafiła pisać opowiadań czy wierszy, więc nie bardzo mogła wypowiedzieć się na temat tego kunsztu. Niemniej jednak wydawało się jej, że z muzyką było całkiem podobnie. Aby samemu stworzyć melodię od podstaw, potrzeba było pomysłu, a może raczej weny? — Pisanie rzemieślniczo brzmi męcząco. To tak jak z koncertem, gdy klient kolejny raz zażyczy sobie ten sam utwór, którego Ty już masz po dziurki w nosie.. Chociaż, nie znam się na tym. Uznajmy więc, że się z Tobą zgadzam!
Dodała jeszcze, przenosząc dłoń na poprawione nuty i ustawiając je lepiej na tkwiącej na instrumencie podstawce. Musiał mieć dobrą widoczność. Ułożyła nogi prosto, kładąc na nich dłonie i poprawiając materiał stroju, wygładzając go palcami. Miała nadzieję, że opisane błędy są czytelne i łatwiej będzie mu pisać teraz samodzielne nuty. Jak na samouka naprawdę nieźle mu szło, tez włożył bardzo dużo pracy, aby opanować tak skomplikowany utwór. Jej było łatwiej, bo obydwoje z rodziców byli uzdolnieni i grali na instrumentach od małego, przekazując wiedzę i informację córce. Kiwnęła głową na jego odpowiedź, lustrując następnie wzrokiem jego sylwetkę. Położyła mu dłoń na plecach i nacisnęła lekko, aby się wyprostował.
— To zaczynaj. Pamiętaj, siedź prosto i miej lekkie dłonie, teoretycznie sztywne w łokciach, ale odpowiednio rozluźnione w nadgarstkach. — powiedziała zachęcająco, następnie spoglądając już na tkwiące na klawiszach palce puchona. Sama się wyprostowała i wyprostowała palce, rozgrzewając je nieco. Poza próbami do Romea i Julii, gdzie zajmowała się oprawą muzyczną, cała jej uwaga w ostatnim czasie skupiła się na perkusji.
— Tylko patrz na nuty! Nie graj z głowy. Będzie dobrze, nie masz się ani kim, ani czym stresować, pamiętaj. — dodała jeszcze, przypominając sobie, o jego spięciu podczas pokazuj swoich umiejętności, które dla słuchacza było dość widoczne i skłaniające do zastanowienia. Ślizgonka zgarnęła włosy na plecy, przysłuchując się rozpoczętej przez niego grze. Jednocześnie śledziła wzrokiem jego twarz, jak i dłonie, upewniając się, że nie gra z pamięci.
Powrót do góry Go down


Lennox Moffat
Lennox Moffat

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VI
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : jasnowidzenie
Galeony : 30
  Liczba postów : 24
https://www.czarodzieje.org/t16096-lennox-moffat
https://www.czarodzieje.org/t16297-skrzyneczka-na-zamglonej-polanie-swiadomosci
https://www.czarodzieje.org/t16097-lennox-moffat
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyPią 6 Lip - 15:40;

Ah, co tu dużo mówić. To chyba prawda, że poglądy Lexa często nie zgadzają się z poglądami innych. Mimo to miał swoją logikę i nie zamierzał z niej rezygnować. W zasadzie mogło by to ujść za pewien paradoks, w którym Puchon chciałby uznania, ale robi po swojemu, nie patrząc na to, co myślą inni. A może w grę wchodzi tutaj kwestia... Potrzeby zrozumienia? Nie zastanawiał się nigdy nad tym.
Cóż... - zaczął niepewnie - Zawsze twierdziłem, że każdy człowiek rodzi się z jakimiś predyspozycjami, uwarunkowanymi przez jego przeznaczenie. To znaczy każdy ma jakąś wytyczoną ścieżkę. Nie musi iść zgodnie z nią, ale gdy to robi, wszystko wydaje się znacznie prostsze. Jakby Los sprzyjał wszystkim twoim działaniom. Gdy jednak postanowisz robić coś innego niż jest ci przeznaczone, gdy robisz wręcz coś przeciwnego, wtedy Los rzuca ci kłody. Nie zatrzymuje cię całkowicie, ale... Uprzykrza ci tą drogę... — mówił ze wzrokiem spuszczonym gdzieś na klawisze fortepianu. Nie patrzył na nią przez całą wypowiedź. Już tak jakoś miał, że kontakt wzrokowy był dla niego zwykle stresujący. Jakby bał się, że jego spojrzenie zostanie źle odebrane. Trudno mu było to wyjaśnić. W zasadzie wiedział że to pewnie głupie, ale tak było. Na pewne rzeczy po prostu nie ma się wpływu. Po prostu się je czuje.
Rozumiesz? — zerknął w końcu na nią, po czym znów wrócił wzrokiem na instrument i nuty przed nim.
Wziął głęboki oddech, gdy słuchał rad Ślizgonki. Starał się rozluźnić. Tak jak poprzednio, przy Nerevar Rising. Wiedział że tamto było łatwiejsze. tym razem spróbuje z nutami. Może pójdzie lepiej. Z resztą raz kozie śmierć . Po to tu jest, by się nauczyć. Zaczął w końcu, zbierając wszystkie strzępki myśli i skupiając je na czynności. Na ruchach, na wzroku i słuchu. Zaczął grać, śledząc ruchy swoich palców, lecz bojąc się oderwać wzroku. Kilka razy pozwolił sobie zerknąć na pergamin z nutami, lecz kończyło się to zwykle fałszywą nutą w chwili, gdy jego skupienie rozdzierało się na dwoje. Kolejne jednak dźwięki, te które odczytał, a które wcześniej sprawiały mu więcej problemu wychodziły całkiem poprawnie. Grał, czując że z każdą kolejną frazą idzie mu jakoś lżej. jakby w trakcie gry wpadał w odpowiedni rytm. Zakończył, celowo zwalniając. Muzyka opadła wraz z nim, z jego głową i ramionami. Zamrugał spokojne oczami i posłał dziewczynie pytające spojrzenie. Czuł że nie obejdzie się bez dozy krytyki, ale czuł się już z tym utworem trochę lepiej. Chyba.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 7 Lip - 21:41;

Każdy miał prawo żyć tak, jak chciał. Mieć swoje poglądy, wiarę w coś i marzenia, a nikt inny nie miał prawa ani się wtrącać, ani tego negować. Nigdy przecież nie wiadomo, co działo się w cudzej głowie, jakie podejmował ktoś decyzję, że przywiodły go do konkretnego punktu widzenia. Chociaż nie, mógł wiedzieć, jeśli potrafił używać legimencji. Dlatego ruda coraz częściej myślała o tym, aby przyłożyć się we wakacje i opanować ochronę umysłu. Oklumencja sprawiłaby, że czułaby się w świecie czarodziejów znacznie pewniej i bezpiecznej. Strasznie nie lubiła, gdy ktoś próbował zgadywać jej kolejne słowa czy kroki, a co dopiero przeglądać bezkarnie myśli, wykradać sekrety! Ukierunkowanie myśli było ważne. Nie negowała go, nie tępiła i nie miała zamiaru go naprowadzać. Miał swój rozum, był praktycznie dorosły. Tak więc jej orzechowe ślepia wpatrywały się w niego z naturalną dla ślizgonki wyrozumiałością. Nie rozumiała tylko, skąd miał tak duże dziury w pewności siebie. Gdyby mogła, to trochę oddałaby mu swojej, jeśli sprawiłoby to, że poczułby się lepiej. Słuchała w milczeniu, nie chcąc wchodzić w słowo.
— Całkiem przyjemna teoria. Myślę, że jest całkiem prawdziwa i prawdopodobna, chociaż, ciężką pracą można osiągnąć naprawdę praktycznie wszystko. Niewiele jest rzeczy, których ludzki wysiłek nie przeskoczy. — odparła z delikatnym wzruszeniem ramion, przenosząc wzrok z twarzy puchona na jego dłonie, tkwiące już na klawiaturze. Zaśmiała się cicho, kręcąc delikatnie głową. — A czy to nie te kłody sprawiają, że możesz wzmacniać sam siebie? Z każdej takiej lekcji powinno się wyciągać wnioski. Później będzie łatwiej. Mnie, gdy nie wychodzi i gdy życie mi się psuje, to chce się jeszcze bardziej. Im bardziej ciągnie w dół, tym większą ambicję mam do latania. Rozumiesz?
Zakończyła, przedrzeźniając go nieco i puszczając mu oczko, a następnie już poważniejąc, ponieważ przeszli do muzyki. Potrafiła odłożyć swoją zawziętość i złośliwość na bok, gdy przychodziło do pomocy komuś innego. Niezależnie czy były to lekcje związane z artyzmem, czy eliksiry albo historia magii. Nie zastanawiała się dłużej nad tym, dlaczego unikał patrzenia na nią podczas rozmowy, śledziła już tylko ruchy jego dłoni i spojrzenie, aby pilnować, czy zerka na nuty.
Czuć było niepewność z powodu polecenia dotyczącego pilnowania się nut. Niemniej jednak, Nessa była całkiem zadowolona. Widziała, że się starał. Miała wrażenie, że podzielność uwagi też sprawia mu pewną trudność. Westchnęła cicho, unosząc jednak kąciki ust ku górze. Przyzwyczajenia i nawyki były naprawdę trudne do wytępienia, na pewno nie osiągną dużych sukcesów od razu. Słysząc, że melodia dochodzi do miejsca, w którym miał problem, wstała i stanęła za nim, nachylając się i przylegając do niego plecami. Wychyliła głowę przez jego ramię i ułożyła dłonie na rękach chłopaka, zgrabnie prowadząc je po klawiszach i starając się w jak najlepszy sposób je prowadzić. Zmarszczyła jednak nos i uniosła brwi, prychając pod nosem i zmieniając zdanie, korzystając z okazji i wsuwając ręce pod spód tak, że teraz ona grała i on mógł w ten sposób znacznie łatwiej zapamiętywać ruchy palców. Miała za drobne dłonie i była ogólnie rzecz biorąc za mała, żeby coś miało wyjść przy sposobie pierwszym.

Gdy piosenka się skończyła, kiwnęła głową i wyprostowała się, kładąc mu ręce na ramionach.
— Masz potencjał, szybko zapamiętujesz, jednak nie potrafisz skupić uwagi jednocześnie na instrumencie i na nutach. Mogę Ci z tym pomóc, jeśli chcesz, ale na pewno będziemy potrzebowali więcej czasu. Zaraz egzaminy, obydwoje powinniśmy się uczyć.— przerwała na chwilę, łapiąc oddech i opierając dłonie na biodrach, stając z boku i posyłając mu krótkie spojrzenie. — To wszystko zależy od Ciebie. No i chciałabym, żebyś przez wakacje przygotował mi przynajmniej pięć rozpisek nutowych wybranych przez siebie utworów i poćwiczył podzielność uwagi. Możesz spróbować z Sonatą Księżycową Beethoven'a.
Zakończyła z delikatnym wzruszeniem ramion, zatrzymując spojrzenie brązowych oczu już bezpośrednio na twarzy puchona.
Powrót do góry Go down


Lennox Moffat
Lennox Moffat

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VI
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : jasnowidzenie
Galeony : 30
  Liczba postów : 24
https://www.czarodzieje.org/t16096-lennox-moffat
https://www.czarodzieje.org/t16297-skrzyneczka-na-zamglonej-polanie-swiadomosci
https://www.czarodzieje.org/t16097-lennox-moffat
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyPon 9 Lip - 20:05;

Puchon dość pozytywnie się zdziwił na odpowiedź rudej. Nie wiedzieć czemu zabrzmiało mu to dziwnie dyplomatycznie. To znaczy, spodziewał się kolejnej bury, czy coś. A z resztą. Powinien się cieszyć, że ktoś jednak się z nim zgadza. Jakoś rzadko się to zdarzało. Może za bardzo przywykł już do odmiennych zdań? Do swojej odmienności? Było w tym jednak również coś niepasującego. Wiedział jednak że wynika to z temperamentu i usposobienia ślizgonki. Musiał jednak to wytknąć.
Szczerze, chciałbym móc mieć takie podejście. Dla niektórych jednak porażki są... Paraliżujące. Burzą morale, sprawiają że buduje się w tobie poczucie niemocy... Własna słabość zdaje się ciążyć. — W końcu podniósł wzrok — Ja wiem że to do niczego nie prowadzi. Mówię, chciałbym mieć takie podejście jak ty, ale niektóre rzeczy ciężko jest wyplenić z głowy... Z własnej jaźni! Bo jest to w pewnym sensie element, z którego składa się twoje "ja". Ehh... — Głowa chłopaka znów opadła. Trochę się rozkręcił. Może za bardzo. Zdążył zganić sam siebie w myślach. Wyprostował się przed fortepianem.
Grajmy już — zakończył, pogrążając się w muzyce.
Moment w którym dziewczyna stanęła za nim, przylgnęła piersiami do jego pleców, wsadziła dłonie pod jego... Niemal go objęła. Wiedział przecież że to tylko gra, że to tylko w ramach nauki. Mimo wszystko jednak, zdało mu się wyjątkowo intymne. Pewnie to przez ten rzadki kontakt z dziewczynami. Nie mniej wystarczyło to, by zlał się potem, by serducho zadudniło mu w piersi, a jego uwaga nieomal nie umknęła z powrotem za kotarę mgły. Skupił się bardziej, próbując jakoby rozpiąć nad swym umysłem tarczę, przed głupimi myślami. Jakby bronił się oklumencją przed samym sobą. Nie mógł przecież pozwolić sobie teraz na nic. Przynajmniej jeszcze nie. Pomijając fakt że jest nieśmiały i pewnie nie wyszło by to wcale - to znaczy zaciął by się sam w sobie, po czym znów uciekł za mgłę - to było przecież za wcześnie, prawda? W dodatku Ness była starsza... Ogólnie sporo czynników składało się na tą jedną konkretną decyzję. Na tą pasywność. Może to źle... A może powinien zaryzykować... Ahh, przekleństwo! Jeszcze przyjdzie czas Lex... Zakończyli więc wspólną grę, a on miał wrażenie, jakby już na poły odleciał. Resztę dnia pewnie spędzi w dormitorium na pisaniu. Tak zawsze jest. A dziś wydarzyło się wystarczająco dużo. A przynajmniej dla niego. Starał się otrząsnąć, całym sobą. Choć raz pozostać "normalnym" przy kimś.
Potencjał... — uśmiechnął się, po czym prychnął dość znacząco na wspomnienie o nauce do egzaminów. Tak, jasne, gdyby to robił, nie jechał by pewnie na Okropnych. W przyszłym roku nadrobi. "Jak zawsze" mruknął do siebie. Tym razem jednak, w klasie siódmej będzie się faktycznie musiał trochę bardziej przyłożyć.
Hmm — westchnął. Kolejne zadanie, tym razem ma jednak na to całe wakacje, a nie tylko pięć minut na kolanie w Pokoju Życzeń. Z resztą co za różnica i tak pewnie będzie to robił na ostatnią chwilę. Chociaż może...
No dobra, spróbuję... Może coś z tego wyjdzie — bąknął trochę niepewnie, po czym sięgnął po plecak.
Chyba powinniśmy się już zbierać — rzucił, po czym razem z dziewczyną opuścił Pokój Życzeń. Gdy znaleźli się już na korytarzu, puchon zerknął jeszcze na dziewczynę.
No to co... Miłych wakacji! — wysilił się na najpromienniejszy uśmiech, na jaki było go w tej chwili stać — Cześć! — krótko bo krótko, ale pożegnał się z nauczycielką, po czym udał się w kierunku dormitorium. Dopiero gdy zniknął z pola widzenia ślizgonki, opuścił barierę i pozwolił myślom płynąć, w jednym z najchaotyczniejszych potoków, jakich kiedykolwiek doświadczył.

/zt
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:42;

kostka wejściowa

Powiedzieć, że był zestresowany to wielkie niedopowiedzenie. Finn prawie wyszedł z siebie i stanął obok. Dłonie mu drżały, nie był w stanie nic przełknąć od samego rana, nie wspominając już o sporym niedoborze snu. Nie zmrużył oka przez większą część nocy, wiercił się, przekręcał, psioczył pod nosem, miętosił poduszkę i znęcał się nad kołdrą w efekcie wyrzuciwszy ją w kąt łóżka. Materac był wyjątkowo niewygodny, nie w przeddzień planowanego spotkania.. W tej sytuacji nawet muzyka mu nie pomagała, nie potrafił skupić się na uderzaniu w struny i zachowaniu rytmu. Wiedział, że nie może zwlekać z rozmową. Przygotowywał się do niej na milion sposobów, a mimo wszystko czuł się całkowicie zagubiony i nie wiedział od czego zacząć. Cienie pod oczami kontrastowały z bladą skórą, która na co dzień aż tak nie rzucała się w oczy. Fizycznie zachowywał się całkiem powściągliwie. Ruchy ciała miał wyważone, staranne, choć widocznie spowolnione. Poza drżącymi dłońmi i bladą twarzą nie wyglądał na pioruńsko zestresowanego. W środku zwijał się niemalże ze strachu. Skoro jednak powiedział A, powie i B. Im szybciej tym lepiej. Stwierdziwszy, że nie przełknie nawet kęsa obiadu zlekceważył znów posiłek i powłóczył nogami do dormitorium. Nie wiedział co ma ze sobą wziąć, jak się ubrać, jak się w ogóle przygotować do rozmowy. Po namyśle zabrał ze sobą różdżkę, jedną fotografię i zakorkowaną pustą fiolkę. Wciągnął przez głowę pierwszą lepszą koszulkę, która akurat dzisiaj postanowiła być czarna, jakby odczytując nastrój Finna. Następnie odnalazł Vinciego w Pokoju Wspólnym, popatrzył na niego ponad głowami rzeszy Puchonów i go bezgłośnie zawołał. Nie miał nawet możliwości by zauważyć jak łatwo się porozumieli bez słów. Vinci zrozumiał, szedł u jego boku, musiał zatem domyślić się co dzisiaj za dzień. Finn jakoś nieskładnie wyjaśnił, że muszą iść do pokoju życzeń lecz poza tym tak stres go zżerał, że nie był w stanie nawet udawać, że jest wyluzowany. Nie odpowiedział na żadne "cześć" rzucane w ich stronę, gdy mijali na korytarzu znajome twarze. Intensywnie myślał, tak marszczył brwi, że na czole powstała podwójna zmarszczka. Próbował na szybko znaleźć jakieś ułatwienie dla ich sytuacji, ale nie potrafił. Spoglądał ukradkiem na Vinciego i niestety bardziej się zestresował. To było dla niego tak ważne, że denerwował się coraz mocniej.
- Jestem pewien. - powiedział zanim pytanie zostało zadane. Nie chciał być powstrzymywany mimo, że wyglądał jakby miał zemdleć zanim by doszło do wyjawienia wspomnienia. - Dam radę. Muszę. - próbował uspokoić i Vinciego i siebie samego starając się uwierzyć w swoje wypowiedziane słowa. Serce miał na wysokości gardła, ściskał pustą fiolkę między palcami rad, że jest plastikowa a nie szklana - jak nic pękłaby na wiele drobnych kawałków. Wspinał się po schodach i cierpliwie czekał aż przesuną się do odpowiedniego piętra. Nie słyszał nic poza szumem krwi w uszach, ich krokami i szelestem ubrań poruszanych podczas ruchu. Nie widział nic poza drogą prowadzącą na siódme piętro i Vincim, na którego spoglądał z częstotliwością trzech razy na półtorej minuty. Im bliżej celu byli tym bardziej napinał mięśnie ramion. Przed pustą ścianą na siódmym piętrze postawą przypominał kamiennego gargulca. Nie było w nim nawet grama swobody, cały był zesztywniały i aż dziwne, że nie stracił z tego wszystkiego przytomności. Co rusz wciskał w siebie tlen, bo zapomniałby, że wypada oddychać.
- Jesteśmy na miejscu. - szepnął i popatrzył na Vinciego dłużej, w końcu. Zajrzał w brązową toń oczu i próbował wchłonąć ich spokój. To dopiero początek nerwów na jakie się dzisiaj świadomie wystawia. Wiedział o tym już od dwóch dni a jednak nie udało mu się odpowiednio ku temu mentalnie i emocjonalnie przygotować. Miał zakodowane, że musi to dzisiaj zrobić, to jego deadline i bez jęczenia jego obowiązkiem jest spełnić daną Vinciemu obietnicę. Pokaże mu wspomnienie i wytrwa każdy osąd, choćby miał być destrukcyjny. Chciał przełknąć ślinę ale miał tak sucho w ustach, że jedynie chrząknął. Odwrócił wzrok do ściany i zaczerpnął powietrza. Potrzebuję pokoju, gdzie nikt nam nie przeszkodzi w rozmowie. Potrzebuję pokoju, gdzie nikt nam nie przeszkodzi w rozmowie. Potrzebuję pokoju..., rozbrzmiewało w jego myślach podczas trzykrotnego przejścia wzdłuż ściany. Naprawdę potrzebował tego miejsca. Żadne nie pasowało, żadne nie mogło dać im myślodsiewni i odpowiedniej prywatności. Tylko Pokój Życzeń miał takie możliwości i nie wyobrażał sobie, by inne miejsce w Hogwarcie mogło spełnić tę rolę. Po paru sekundach na ścianie zaczęły materializować się jednoskrzydłowe dębowe drzwi. Odetchnął z ulgą, że chociaż ta przeszkoda została pokonana. Rozejrzał się po korytarzu i poczekał aż nikogo nie będzie w pobliżu. Dopiero wówczas sięgnął po dłoń Vinciego, zamknął ją w niemalże bolesnym uścisku, nacisnął klamkę drzwi i pociągnął go za sobą do środka. Zniknęły jak tylko przekroczyli próg. Znajdowali się w pustej sali, a panował tu półmrok. W kącie stało jakieś krzesło, przy zachodniej ścianie pojawiło się zabrudzone okno z widokiem na trybuny boiska. Nic więcej. Cisza, spokój, prywatność. Nic z tych elementów nie pomogło Finnowi w odzyskaniu spokoju umysłu. Pociągnął Vinciego za sobą, energicznym krokiem zaprowadził go w kierunku tego okna, które teraz dawało im jedyne źródło światła. - Poczekaj. Proszę. - wydusił z siebie i otworzył dłoń, w której spoczywała plastikowa fiolka. Była wilgotna od potu, który zaperlił się Finnowi nie tylko na skórze rąk, ale i na karku i skroniach.  Puścił palce Vinciego, dobył różdżki. Popatrzył z uwagą na widoczne granatowe elementy rdzenia pochodzące od pióra memortka. Przyłożył kraniec różdżki do swojej skroni. Wykrzywił usta w grymasie, zacisnął oczy i powoli, ostrożnie z trudem począł wyciągać ze swojego umysłu najgłębiej skrywane wspomnienie. Nie było to ani łatwe ani przyjemne. Trwało długie półtorej minuty. Błękitna wić pulsowała i drżała jak małe, żywe stworzenie kiedy już to zaczęła się unosić na krańcu różdżki. Miał problem z odkorkowaniem fiolki. Gdyby Vinci mu z tym nie pomógł, nie dałby rady tego zrobić. Zbyt mocno drżały mu dłonie. Przełożył wić do naczynka, zamknął je agresywnym gestem i od razu włożył do dłoni Vinciego w obawie, że lada moment stchórzy i zniszczy je raz a porządnie.
- To konieczne, Vinci. Chcę, żebyś je znał mimo, że zaraz wyzionę ducha z nerwów. - próbował jakoś go uspokoić (dobre sobie) i zapewnić co do swoich zamiarów, ale i tak czuł na sobie jego zaniepokojony wzrok. Chciał się uśmiechnąć, dłużej skupić się na jego twarzy, zachwycić się jej rysami, barwą, fakturą, ale nie potrafił. Miał w głowie tak głośno, że nie był w stanie się na tym skoncentrować. Najważniejsze, że Vinci ma tę przeklętą fiolkę w dłoni i są dosłownie krok od zrobienia tego kroku milowego.


Ostatnio zmieniony przez Finn Gard dnia Sob 5 Sty - 23:49, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:44;

Myśli nieustannie uciekały w stronę Finna. Nieważne co akurat robił – jadł, uczył się, leniuchował, nawet spał – prędzej czy później Puchon pojawiał się w jego głowie i przejmował nad nią kontrolę. Rozmyślał przede wszystkim o ich relacji, o nowym jej wydźwięku, którego nabrała po pamiętnym popołudniu w Pokoju Wspólnym, często jednak, częściej niż do tej pory, wracał do niego motyw wspomnienia, które spodziewał się wkrótce poznać. Wiedział i wyczuwał, że moment ten zbliża się nieuchronnie, czuł własne napięcie i widział stres, który spinał Finna częściej niż zdarzało się to do tej pory. Zarówno to co już się wydarzyło, jak i to, co dopiero miało mieć miejsce powodowało, że nauka zeszła na drugi plan. Nie potrafił skupić się na czytanych słowach, pisanie wypracowań zajmowało mu jeszcze więcej czasu niż zazwyczaj, a wczoraj zawalił wszystkie kartkówki. Nie zamierzał pospieszać Finna, ale skrycie modlił się by wyznaczył jakąś datę zanim wyrzucą go z Hogwartu. Nic więc dziwnego, że w momencie kiedy podniósł przykrytą szarym, obszernym kapturem głowę i napotkał błękitne oczy, poczuł wstydliwą ulgę. Wystarczyło jedno spojrzenie na spiętą zdenerwowaniem twarz przyjaciela by pojął o co chodzi – natychmiast odkopał się spod koca, odłożył na bok książkę, w którą niedbale wetknął nabazgrolone notatki, wziął torbę i podążył za nim, uwalniając loki z ciepłego nakrycia głowy. Był wyjątkowo zimny i pochmurny dzień, jakby cały świat próbował dać im do zrozumienia, że jest to odpowiedni moment na ucieczkę z lochów, w których niska temperatura nader mocno dawała się we znaki i zaszycie się w jakimś innym miejscu, najlepiej takim, które skrywa w sobie myślodsiewnię.
Idąc, wciskał zmarznięte dłonie w głębokie kieszenie miękkiej bluzy; witał mijanych znajomych, którzy, zignorowani przez Finna, posyłali mu pełne zdziwienia spojrzenia. Próbował zbywać ich uśmiechem, lecz ten nie przychodził mu zbyt łatwo. Nie potrafił jasno nazwać emocji które go wypełniały, jednocześnie odczuwał coś przypominającego ekscytację, sporo niecierpliwości, niepokój, a nawet pewną dozę strachu, który, mimo że nie był wystarczająco silny by budzić w nim chęć ucieczki, powodował nieprzyjemny ucisk w żołądku. Przede wszystkim jednak martwił się o Finna, który, nie ma się co oszukiwać, wyglądał na naprawdę udręczonego. Ostatniej nocy najwyraźniej nie zmrużył oka, znał go wystarczająco długo by nauczyć się to rozpoznawać. Nie potrafił wyobrazić sobie jak wiele kosztowało go podjęcie ostatecznej decyzji, że pokaże mu swoje wspomnienie, każda tego próba wzbudzała w nim ogromne wyrzuty sumienia. Czuł się jakby go do tego zmuszał, choć wiedział oczywiście, że było to nieuniknione. Ze zmarszczonymi brwiami posłał mu pełne troski spojrzenie, gotów wycofać się w każdej chwili. Nie zdążył zadać pytania, dostał odpowiedź nim na dobre uformowało się w jego głowie. Skinął niepewnie głową, zaciskając zęby na wardze; wcale nie czuł się uspokojony, jedynie palące poczucie winy straciło na intensywności. Skoro był tego pewien, zrobią to.
Starał się na niego nie patrzeć, obawiał się, że jeśli jeszcze raz ujrzy pobladłe oblicze z głębokimi zmarszczkami wyżłobionymi przez stres, będzie szukał możliwości odwrotu. Dopiero na siódmym piętrze, kiedy Finn zwolnił kroku, a potem zatrzymał się ostatecznie, pozwolił sobie odwrócić się w jego stronę i odnaleźć błękitne oczy. Nie wiedział jak ma się zachować, widział napięte mięśnie, sztywną postawę, emocje wypełniające tęczówki. Czy własnym dotykiem mógłby ująć mu cierpienia, wlać weń choć odrobinę spokoju? W każdej sytuacji dokładnie tak by postąpił, ale teraz zanadto obawiał się, że zrobi coś nie tak i jedynie zestresuje go tym bardziej. Trzymał więc ręce przy sobie, schowane w ciepłych kieszeniach i jedynie pełnym ciepła spojrzeniem próbował jakoś go pocieszyć. Nie potrafił się teraz uśmiechnąć, a nie chciał czynić tego wbrew sobie, wiedział bowiem jak beznadziejnym jest kłamcą. Przeniósł wzrok na pustą ścianę, wpatrzył się w nią z zainteresowaniem. Słyszał o Pokoju Życzeń, nigdy jednak nie miał potrzeby aby go szukać i nie wiedział nawet w jaki sposób należy to zrobić. Nie zauważył żadnego wejścia, skoro jednak Finn twierdził, że są na miejscu to nie zamierzał podważać jego zdania – czekał cierpliwie i okazało się to dobrym krokiem, bowiem po chwili zmaterializowały się przed nimi drzwi. Oczy mu zabłysnęły, nieświadomie rozchylił wargi. Czy magia kiedykolwiek przestanie go zaskakiwać? Uniósł kącik ust, wciąż wpatrując się w dębowe wejście i gdyby nie silny uścisk ciepłej i może odrobinę spoconej dłoni, pewnie stałby tam jeszcze przez dłuższą chwilę. Zanim na dobre wrócił do rzeczywistości, byli już w środku. Rozejrzał się z zainteresowaniem i poczuł... cóż, rozczarowanie. Wyobrażał sobie wszystkie cuda tego świata zebrane w jednym pokoju, a tymczasem było to zupełnie puste pomieszczenie, pozbawione jakiegokolwiek źródła światła poza ponurą szarością sączącą się przez brudną szybę, przy której stanęli.
Czekam. Spokojnie, mamy dużo czasu. – przesunął wzrokiem po trybunach i boisku, na którym wytworzyły się sporych rozmiarów kałuże. Beznamiętnie wpatrywał się w opustoszały teren, cierpliwie czekając aż Finn wydobędzie z siebie potrzebne im wspomnienie. Widział go kątem oka, jednak starał się na niego nie patrzeć; chciał zapewnić mu choćby minimum prywatności, mimo że paliła go ciekawość. Wyciąganie myśli z własnej głowy było czymś, czego nigdy nie próbował, a co fascynowało go niezmiernie. Po upływie minuty spojrzał na niego w końcu i zrobił to w samą porę by dostrzec, że Finn ma mały problem z otwarciem fiolki. Rozgrzanymi od ciepła kieszeni palcami jednej ręki objął jego drżącą dłoń, drugą natomiast odkorkował oporną fiolkę, wydobywając charakterystyczny dźwięk, który nader głośno rozbrzmiał w pustym pomieszczeniu. Z zainteresowaniem wpatrzył się w wijącą się na końcu różdżki myśl. Jakby była żywa. Nie potrafił odwrócić wzroku, z uwagą obserwował jak umieszcza ją w fiolce, jak zamyka ją szybko i wciska go w jego własną dłoń; zacisnął ją w garści, na moment zabierając wspomnienie z zasięgu błękitnego wzroku. Nerwowo przełknął ślinę.
Mam nadzieję, że jestem tego godzien. – wyszeptał, nie wiadomo czy do Finna, czy może bardziej do samego siebie. Był świadom jak wielkie zaufanie stało za przekazaniem mu wspomnienia, schlebiało mu to, ale i dostarczało dodatkowych nerwów. Tak bardzo chciał go zapewnić, że nie ma się czym martwić, że cokolwiek tam jest, nic między nimi się nie zmieni, wiedział jednak, że dopóki nie przekona się na własne oczy, będą to jedynie puste słowa rzucane na wiatr. Odnalazł jego dłoń i ścisnął ją mocno, nieprzerwanie szukając jego spojrzenia. – Nie wiem co mógłbym powiedzieć, nic co przychodzi mi do głowy nie ma najmniejszego sensu.
Wciąż trzymając jego dłoń, przymknął powieki by skupić się na swoim życzeniu. Uparcie powtarzał je w myślach, mając nadzieję, że pokój „zrozumie” czego mu potrzeba. Kiedy otworzył znów oczy, stała przed nimi szeroka, płytka misa wypełniona świetlistą cieczą, która rzuciła blade światło na ich spięte twarze. Znajdowała się na kamiennym podwyższeniu i poza skomplikowanymi runami wyrytymi na jej brzegach nie była niczym ozdobiona. Nigdy wcześniej nie miał okazji zobaczyć jej na żywo, te, które widział w księgach były zdecydowanie obficiej przystrojone, a jednak czuć było bijącą od niej moc, świadczącą, że pokój się nie pomylił. Krótko zerknął na Finna, po czym otworzył dłoń, w której ściskał fiolkę. Biało-srebrzyste światło zalało oliwkową skórę, nadając jej nieco upiornego koloru. Westchnął cicho, po raz drugi wyjął z niej korek i przechylił ją nad misą, pozwalając by wspomnienie swobodnie spłynęło do środka, wpadło do cieczy i rozpłynęło się w niej. Zadrżał, czując, że drastycznie zbliżył się do momentu kiedy będzie musiał to zobaczyć. Nie był pewien czy chciał, strach zaczynał brać górę nad pozostałymi emocjami. W ciszy pustego pokoju słyszał łomotanie własnego serca, szum krwi i oddechy ich obu. Powiódł spojrzeniem po szarych ścianach i skrzywił się nieznacznie – było to tu tak zimno i nieprzyjemnie, a brak drzwi sprawiał, że czuł się nieswojo, jakby był tutaj uwięziony.
Daj mi moment – zamknął znów oczy, próbując wyobrazić sobie jakąś przyjemniejszą scenerię. Pragnął by wnętrze pokoju zamieniło się w coś, co przyniesie mu spokój. Wpierw wyobraził sobie skąpaną w słonecznym świetle łąkę, rozgrzaną i pachnącą, wypełnioną śpiewem ptaków, szybko jednak pomyślał o Finnie i jego potrzebach i zmodyfikował nieco swoje życzenie. Jeszcze zanim otworzył oczy, usłyszał nienachalne cykanie świerszczy, na twarzy poczuł powiew ciepłego wiatru, a pod nogami miękkość sięgającej kostek trawy. Kiedy spojrzał na efekt swojego życzenia, uśmiechnął się blado. Wokół panowała noc; ponad nimi, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się nudny sufit rozciągało się teraz rozgwieżdżone niebo, dokoła nich latały świetliki, łagodnym, zielonkawym blaskiem rozganiając mrok. W kilku miejscach można było dostrzec małe, umiejscowione w kępkach kwiatów latarenki zawierające w sobie migoczące ciepło świece. Panował przyjemny półmrok.
Przeniósł na niego pytające spojrzenie. Dzięki światłu wydobywającemu się z myślodsiewni wyraźnie widział jego twarz.
Tak jest chyba lepiej? Zamknięte pomieszczenia wzbudzają we mnie dyskomfort. – puścił w końcu jego dłoń, którą do tej pory na wpół świadomie ściskał w swoich palcach. – Chyba... chyba nie ma co zwlekać. Gdzieś tam powinien być koc, może lepiej żebyś usiadł... – ręką wskazał mu kierunek, choć nie był pewien czy ma rację. Oblizał suchą wargę, a drżącą rękę schował do kieszeni bluzy. Nie chciał by wiedział jak bardzo się denerwuje. Odwrócił się w stronę myślodsiewni, nachylił się nad nią nieco, wpatrzył w świecącą powierzchnię. Wziął głęboki wdech. Stchórzył.
Poczekaj. – głos zadrżał zdradziecko, zdradzając nagromadzone w nim emocje. Pokonał dzielący ich krok i przytulił się do niego, rękoma obejmując sperloną potem szyję. Znajome ciepło pozwoliło mu się uspokoić, opanować szalejący w nim strach, którego się nie spodziewał. Nie trwało to długo, nie chciał przeciągać palącej niepewności, musiał wziąć się na odwagę, porzucić jego bliskość i zmierzyć się z mrokiem wspomnienia by na zawsze ukrócić wątpliwości Finna. – Widzimy się za chwilę. – próbował się do niego uśmiechnąć, ale wyszedł mu jedynie krzywy grymas. Musnął wargami blady policzek i odwrócił się do myślodsiewni, tym razem wyciągając w jej stronę rękę. Podobno wystarczyło naruszyć samą powierzchnię….
Kiedy pod wpływem dotyku na powierzchni cieczy rozprzestrzeniły się zmarszczki, poczuł delikatne szarpnięcie….
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:48;

wspomnienie:


- Ty jeden. - odpowiedział niezrozumiale, czyli tak jak to miał czasem w zwyczaju. On jeden był godny, inaczej nie byłoby ich tu, nie razem. Mimo, że był obłąkańczo skupiony na swoich emocjach nie był tak do końca ślepy na Vinciego. Dostrzegał przejaw niepewności i stresu. To i dla niego mogłoby stanowić trudność wszak właśnie zrzucał na jego barki swój osobisty i, co tu ukrywać, spory problem. Nie umiał go uspokoić samemu będąc roztrzęsionym. Musieli obaj zacisnąć zęby i wytrzymać najgorsze. To jemu był w stanie w takim stopniu zaufać, wszak do tej pory go nie zawiódł ani razu. Zapisał w pamięci słowa dotyczące dyskomfortu związanego z zamkniętymi pomieszczeniami. Przeanalizuje je jak tylko przetrwają dzisiejsze popołudnie. Nie zareagował w jakiś szczególny sposób na zmianę scenerii. Skinął jedynie głową; chwytał się ukochanego brązu jak tonący brzytwy. Nie obchodziło go wyposażenie pokoju tylko obecność odpowiedniej osoby. Zacisnął zęby na widok skromnie ozdobionej myślodsiewni. Cieszył się w głębi serca, że to Vinci ją “przywołał”, Finn miałby z tym pewien problem zważywszy na jego aktualny stan.
Nie najlepiej się czuł ze świadomością, iż najgorliwiej strzeżone wspomnienie zostanie odkryte przez drugą osobę, niezwiązaną całkowicie z ówczesnym incydentem. Finn był pewny swojej decyzji, jednak nie wykluczało to odczuwania związanego z tym strachu. Musiał zużywać wiele energii, aby nie dać się porwać panice. Przelotne i delikatne przytulenie powstrzymało narastający stres. Nim zdążył położyć dłoń między jego łopatkami, ten już zniknął. Zostawił na policzku mrowiący ślad po ustach i zabrał swoje ciepło, odsuwając się na tyle daleko, by Finn zaprotestował cichym jękiem. Wiedział, że nie powinni zwlekać lecz tak trudno było mu zachować pełen spokój. Zakręciło mu się w głowie na widok wpadającej do tarczy witki wspomnienia. Niemo w myślach krzyczał “Nie rób tego!” lecz zacisnął zęby i odwrócił wzrok, by nie rzucić się ku Vinciemu i go nie odciągnąć jak najdalej. To nie tak, że mu nie ufał - właśnie w dowód zaufania go tutaj przyprowadził, by wpuścić go do swojej głowy. Po prostu się bał jego reakcji, a jak wiadomo strach potrafi popchnąć do wielu mało chwalebnych czynów. Nie czułby się fair w stosunku do Vinciego, gdyby ukrył przed nim tak ważną część siebie. Nie miałby czystego sumienia, jeśli weszliby w związek oparty na tym skrajnym niedomówieniu. Zwyczajnie panikował, chciał odwlec to w czasie i wymyślał pod nosem absurdalne wymówki, by jednak nie ryzykować. Vinci może go już nie chcieć, dowiedziawszy się, że Finn do tej pory marzy, by, zamordować pewną osobę. Gdy odkryje do czego byłby Finn zdolny, z jaką łatwością by odebrał komuś życie… że potrafi być znieczulonym na świat człowiekiem całkowicie pozbawionym skrupułów. Wstrzymał ze świstem oddech w chwili, gdy Vinci dotknął tafli myślodsiewni i znieruchomiał jak rażony piorunem. Rzucił się gwałtownie ku niemu, wyciągał ręce by go stamtąd zabrać, gdy to w ostatniej chwili przypomniał sobie po co właściwie go tutaj zaprosił. Chciał z nim być i aby tak się stało musiał się odsłonić bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Zatrzymał dłonie i opuścił je, odsunął się od chłopaka i zaczął nerwowo chodzić po sali-łące. Musi się czymś zająć.
- Co ja robię, co ja na kości skrzata, robię. - chwycił boki swojej głowy, zacisnął mocno powieki i je otworzył próbując się otrząsnąć. Oddychanie sprawiało mu trudność, błądził wzrokiem po okolicy zaś na dokładkę pusty żołądek skurczył się boleśnie ze stresu. Z każdą upływającą minutą czuł się coraz gorzej. Zastanawiał się który moment Vinci teraz obserwuje. Czemu nic po nim nie widać? Nie rusza się, oddycha płytko. Czy już wyrobił sobie na jego temat opinię? Podszedł do niego, przyjrzał się wygładzonej twarzy na której nie znalazł żadnego objawu złości. Mógł patrzeć swobodnie na każdy cal jego skóry. Serce mu się ścisnęło na myśl, że lada moment może stracić prawo do jego obecności. To było tak bolesne, że zadrżał cały, katowany raz po raz zimnymi dreszczami. Chciał go dotknąć, rozgrzać się nim, uspokoić zapachem ciała i zamknąć oczy z przytulonym doń policzkiem. Nie zauważył kiedy zaczęło mu na nim zależeć. Nie wyobrażał sobie dnia bez przynajmniej jednego jego uśmiechu, który zawsze trafiał mu do serca. Vinci był taki ufny, łagodny i nieskalany przykrymi doświadczeniami; całym sobą wołał, by go kochać. Miał w sobie coś, co przyciągało Finna jak magnes. Tak bardzo chciał z nim być, iż świadomość, że może lada moment zaprzepaścić ich kiełkujące uczucie była nieznośnie bolesna. Któż by chciał wiązać się z niedoszłym mordercą mającym zadatki i chęci, by nim zostać? Skrzywdziłby Vinciego swoją osobowością… jęknął, potarł dłonią całą swoją twarz i zatrząsł się z zimna. Wytarł nerwowo ręce o spodnie i cofnął się na dwa kroki. To może potrwać a czekanie doprowadzało go do szału. Czuł za mostkiem mocne ukłucia, serce dudniło boleśnie. Musiał coś zrobić, by wytrzymać. Nie da rady wykrzesać z siebie odpowiedniej cierpliwości. Płakać mu się chciało na myśl, że musi tak wystać i niekończące się dziesięć minut. Wziął głęboki wdech okraszony zrozpaczonym jękiem. Nie da rady… zaraz może zostać skrzywdzony osądem, a to może mocno naruszyć jego “dobrą” stronę. Vinci mógłby zasiać w nim spustoszenie jeśli za chwilę z nim “zerwie” jakiekolwiek kontakty. Zapewne zrobi to delikatny sposób, to byłoby zgodne z jego naturą. Finn wyczyta z jego twarzy prawdę… ale się jej bał. Nie zdążył go nawet pocałować na zapas, na wszelki wypadek, jeśli mieliby wyjść z pokoju osobno, każde w swoją stronę. Miałby więcej do wspominania... nie chciał wspominać, chciał tym żyć.
Zamknął w końcu oczy. Usłyszał cykanie świerszczy, szum drzew, trawy, dudnienie swojego serca. Musiał się jakoś zabezpieczyć na wypadek ziszczenia się najgorszego scenariusza. Skupił się na swoim ciele, na każdej kończynie, na palcach, mięśniach twarzy, ramion. Po paru chwilach oddech Finna się wyrównał. Stał nieruchomo jak posąg, a jego postawa powoli ulegała zmianie. Opuścił barki, rozluźnił je. Wszystkie mięśnie puściły, nie był już taki napięty. Wyprostował kark i uchylił powieki. Całe zdenerwowanie i ciepło stłamsił na samym dnie serca. Uspokoił się i przestał wszystek odczuwać w tak intensywnym stopniu. Można rzec, że jego mina zobojętniała i wydawała się znudzona. Patrzył przed siebie chłodnym wzrokiem, ledwie mrugał. Uniósł dłoń przed siebie, obrócił ją. Na jego ustach wykwitł starannie dobrany delikatny uśmiech pełen satysfakcji. Od razu lepiej. Przestał lgnąć ku Vinciemu, choć doskonale wiedział gdzie się znajduje i ile czasu zajęłoby mu doskoczenie do niego w razie czego. Musiał zablokować w sobie uczucie płynące ku niemu, by móc przetrwać czas oczekiwania na osąd. Udało się je jako tako wyciszyć, choć dalej je odczuwał jako delikatne sporadyczne muśnięcia ciepła. Zaczął je ignorować, by utrzymać emocje na wodzy. Nie było to zbyt łatwe, pochłaniało najwięcej siły woli, ale póki co działało. Zero spontaniczności i szczodrych uśmiechów. Panował nad myślami i emocjami w pełni, wszak wszystek powyższe zostało zamknięte na cztery spusty w cichym zakątku umysłu. Uniósł podbródek, westchnął z ulgą i rozejrzał się po ciemnej łące. Kiedy strach zszedł na dalszy plan cała ta sytuacja przestawała go tak stresować. Co ma być to będzie. Nie ma odwrotu. Wsunął dłoń w do kieszeni i wyczuł w niej karteczkę. Fotografia. Wyciągnął ją, delikatnie rozłożył, jej krawędź muskając palcem wskazującym. Popatrzył na treść niewidzącym wzrokiem. Znał każdy szczegół na pamięć, nie potrzebował wzroku by wiedzieć co ona przedstawia. Swobodnym krokiem podszedł do pobliskiego drzewa i tam też zdjęcie umocował na gałązce. Odszedł kawałek dalej i stanął naprzeciw w odległości kilku metrów.
- Co by z tobą zrobić... - mruknął ledwo otwierając usta. Popatrzył na ziemię. Obok jego prawej dłoni zmaterializował się taborecik z czterema lotkami i trzema małymi nożykami do rzucania. Dwoma palcami sięgnął po pierwszą z brzegu lotkę. Przekrzywił głowę i popatrzył na zdjęcie. Uniósł policzek w pozbawionym radości uśmiechu, wycelował i rzucił. Wbiła się przy dolnym krańcu kartki. Sylwetka chłopca i psa nagle poruszyła się, odwrócili się do niego twarzami (i pyskiem), w chwili gdy wycelował kolejną. Schowali się przy brzegach fotografii, a lotka wylądowała na trawie obok pnia. Finn zacmokał i wziął do dłoni trzecią. Przesunął ją do swych warg, musnął, naznaczył. Ta trafiła, cal od głowy zdjęcia chłopca, który skulił się połowicznie za szczenięciem. Czuł dziwną satysfakcję, odstresowywał się mogąc targnąć na zdjęcie. Popatrzył na nieruchomego Vinciego wzrokiem pozbawionym jakiejkolwiek głębszych emocji. Sięgnął po nożyk, nieduży, leciutki, wyważony. Wrócił wzrokiem do zdjęcia. Rzucił. Trafił z boku, przedziurawił kartkę i naruszył ramię chłopca, który szalał i wariował na zdjęciu, próbując się wyswobodzić spod ostrza. Psidwak niemo szczekał. Finn uśmiechnął się pod nosem, upiornie, zimno. Podobała mu się panika nawet rzeczy martwej. Rysy jego twarzy wyostrzyły się, nabrały wyrazistości i zaciętości. Był rozluźniony i nagle odkrył w sobie energię, której od rana mu brakowało. Odwrócił gwałtownie głowę widząc kątem oka ruch ciała Puchona. Wrócił.
- Najwyższa pora, Viníciusie. Lotki mi się skończyły. - zagaił spokojnym, pełnym mocy głosem. Sięgnął po nożyk, obrócił go w dłoni i ogrzał na swojej skórze. Popatrzył na chłopaka krótko, jakby dłuższe wpatrywanie się w jego wykrzywioną pytaniem twarz miała go "przywrócić do stanu początkowego", czyli innymi słowy - ludzkiego. Obojętność działała bez zarzutu - póki co. Serce nie biło szaleńczo, nawet się nie zdenerwował. Zapanował nad tym, co było dosyć nienormalne zważywszy na kaliber spotkania. Popatrzył znów na swój papierowy cel i rzucił weń nożykiem. Syknął niezadowolony, gdy spudłował. - Powinienem poćwiczyć. - powiedział do siebie spoglądając na ten utkwiony w zdjęciu. Skrzyżował ręce na ramionach, jedną dłoń uniósł ku swoim ustom i postukał w nie smukłymi palcami. Były zimne tak samo jak skóra jego twarzy i serce okute teraz bezpieczną fortecą zobojętnienia. Błękitne oczy spoczęły na Vincim. Leniwym krokiem zmniejszył między nimi odległość do półtora metra. Patrzył nań z góry. Nie z nienawiścią, nie z pogardą. Po prostu patrzył. Gdy ten otwierał usta, by coś powiedzieć, nagle uniósł palec ku górze, by go powstrzymać. - E, nic nie mów. Cśś, jeszcze moment. - zażądał i popatrzył kątem oka na latający wokół nich rój świetlików. Złapał jednego bez większego problemu, zamknął w swojej dłoni tak, jak to było we wspomnieniu, w prywatnym pokoju. Spomiędzy jego palców zaczęło przedostawać się zielone światło, robaczek brzęczał i łaskotał próbując się wydostać z nowego więzienia. Panował półmrok przez co oczy Finna wydawały się czarne. To nadawało wyrazowi jego twarzy agresywnego elementu. Zamrugał leniwie, nie spieszył się. - Przypatrz mi się. Oglądaj mnie. - nie prosił, nakazywał.  Zajrzał do jego oczu, badawczo, czujnie. Brzmiał obco, nie jak dwa dni temu, gdy to kipiał czułością skierowaną tylko do jego osoby. Przesunął zamkniętą dłoń do twarzy przy okazji oświetlając swoją i Vinciego. Jego oliwkowa cera wydawała się szara w porównaniu z zielonkawym blaskiem. Nie odrywał od Marlowa świdrującego wzroku. Śledził każdą zmarszczkę mimiczną, by wyczytać z nich prawdę. Nie umknie mu nawet nerwowy tik. - Osądź. Teraz. - zmiażdżył w ręku świetlika, poczuł na skórze ciepło jego małych wnętrzności. Zielone światełko zostało zgaszone w brutalny sposób. Zabrał dłoń z zasięgu wzroku Vinciego. Niby bez powodu a może z racji tego, że pamiętał o jego awersji do robaków? Trudno rzec, twarz Finna była nieprzenikniona. Pozbył się truchła robaka, dłoń wytarł w chusteczkę, która pojawiła się w jego dłoni zgodnie z żądaną myślami potrzebą. Zadbał by jego skórę nie kalało absolutnie nic. Patrzył na chłopaka wyzywająco, choć nie prowokująco. Czekał. Myślami nie biegł ku wspomnieniu. Wszystkie owijały się wokół Vinciego niczym macki, próbował przewidzieć jego reakcję i to, co potencjalnie chciałby ukryć. Wspomnienie to jedno, osobna sprawa to postawa Finna. O dziwo ten chłód do niego pasował, choć nie zachęcał nim do nawiązywania bliższej relacji. Zupełnie jakby chciał sprawdzić czy Vinci od niego ucieknie poznawszy wstydliwą prawdę o swoim, cóż rzec, prawie chłopaku.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:55;

wspomnienie:

Poczuł się tak, jakby po długim czasie wynurzył się ponad powierzchnię wody. Łapczywie pochwycił powietrze, zachłysnął się nim, rozkaszlał się. Zaczął drżeć, właściwie trzęsło nim jakby spędził co najmniej godzinę wystawiony na działanie mrozu. Łokciami oparł się o brzegi kamiennej misy, pochylił się nad jej świetlistą zawartością i dyszał ciężko, bezskutecznie próbując dojść do siebie. Dopiero głos Finna sprawił, że przestał trząść się jak osika i zamiast tego zamarł w bezruchu. To nie spokojny, obcy mu ton głosu wywołał taką reakcję, a własne imię – pełna jego forma, którą z jego ust usłyszał po raz pierwszy w życiu. Z jakiegoś powodu zmroziło go to do szpiku kości, spowodowało, że wyprostował się nagle i błyskawicznie odwrócił w jego stronę. Nie wiedział czy to dziwne wrażenie było rzeczywiste, czy może przez ogrom emocji zawartych we wspomnieniu odczuwał wszystko za mocno. Rzutki? Jakie rzutki? – to pytanie rozbiło się w jego umyśle, lecz mimo prób nie wypowiedział go na głos, wciąż był zbyt oniemiały, zszokowany. Odgarnął z twarzy włosy i zlokalizował Puchona, który na moment stracił zainteresowanie jego osobą. Dostrzegł błysk metalu w jego dłoniach, usłyszał cichy dźwięk wbijającego się w korę ostrza, a potem syknięcie. Co to za zdjęcie wisiało na drzewie? Skąd się tam wzięło? Zmarszczył brwi, czując coraz większy niepokój. Ile czasu go nie było? Co przez ten czas działo się z Finnem? Kim była osoba, która wyglądała jak on, a jednak zachowywała się zupełnie inaczej? Nie potrafił przemóc się by wykonać w jego stronę chociażby krok, nie chciał wierzyć, że ma do czynienia z tym samym Puchonem, którego zostawił tu przed momentem. Bał się do niego podejść, gdyż nie potrafił przewidzieć reakcji, tak samo własnej, jak i jego. Kiedy ten w końcu skierował ku niemu swoje kroki, nieświadomie spiął mięśnie i wyprostował się jeszcze bardziej, starając się wyglądać na wyższego; zupełnie jakby się bronił. Zajrzał w jego oczy, które patrzyły na niego bez krztyny ciepła, otworzył usta aby zadać jedno z miliona pytań krążących mu po głowie, został jednak uciszony. Zmarszczka, która od dłuższego czasu nie znikała spomiędzy brwi pogłębiła się dodatkowo kiedy powiódł spojrzeniem za jego wzrokiem a Finn pochwycił w dłoń małego świetlika.
Coś w tonie jego głosu odbierało mu wolną wolę. Jeśli żądał ciszy – milczał, jeśli nakazywał mu na siebie patrzeć – wbijał weń spojrzenie. Przez myśl nie przeszło mu nawet, że mógłby zaprotestować, odmówić, zadać wszystkie dręczące mu pytania nim dostanie na to jawne przyzwolenie. Nie, wpatrywał się tylko w niego jak zahipnotyzowany. To co miał przed oczami było przerażające i fascynujące jednocześnie. Pociemniałe w mroku nocy oczy nadawały mu nieludzkiego wręcz wyglądu, rysy twarzy były wyostrzone, jakby nieznajome mimo że tak wiele razy analizował je spojrzeniem. Stał przed nim nie Finn, w którym prawie pół roku temu zakochał się bez pamięci, a okruch lodu więziony do tej pory na samym dnie serca. Z początku przestraszył się tego oblicza, jednak im dłużej mu się przyglądał... im dłużej patrzył w lodowato zimne tęczówki, tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że nie ma się czego obawiać. Że akurat jemu nic nie zagraża. To tylko skorupa, mur, który przy odpowiednim wysiłku znów uda mu się rozbić... prawda? Wziął głęboki, uspokajający wdech. W Finnie trzymającym świetlika w więzieniu własnych palców było coś zadziwiająco znajomego. Z początku nie potrafił określić co, z czasem jednak dotarło do niego jedno z wspomnień, które miał okazję dziś zobaczyć. W niczym nie przypominał tamtego pełnego miłości i ufności chłopca, był złamany, zepsuty. Warga Viníego drgnęła, a oczy zaszkliły się, choć łzy wciąż nie chciały płynąć. Oglądanie go w takim stanie sprawiało mu niemal fizyczny ból. Jaką byłby teraz osobą gdyby na jego drodze nigdy nie stanął rudowłosy chłopiec? To pytanie non stop tłukło się po jego umyśle, wywołując nieprzyjemne pieczenie oczu i łaskotanie na samym czubku nosa.
Swoim obco brzmiącym głosem po raz kolejny rozerwał ciszę, a chwilę po tym zniszczył źródło zielonkowatego światła, które więził w garści. Rozchylił usta, a po policzkach w końcu spłynęły łzy, które do tej pory wstrzymywane były szokiem i oniemieniem. Brązowe oczy, które w słabym świetle zdawały się być zupełnie czarne, spojrzały nań ze złością; opuścił głowę, na wysokość oczu uniósł otwarte dłonie, wbił w nie spojrzenie. Po krwawych półksiężycach, które widział kiedy patrzył na nie ostatnim razem nie został ślad. Pozostały tam gdzie ich miejsce, cierpienie przyciągnęło cierpienie, ból połączył się z bólem. Słona kropla skapnęła na jedną z dłoni, rozlała się na samym jej środku. Zamrugał, jakby wyrwany ze snu, zacisnął pięść i gwałtownie poderwał głowę, patrząc na niego – wciąż ze złością.
Dlaczego to zrobiłeś?! – zachrypły krzyk wyrwał się z jego piersi, wypełnił łąkę, odbił się echem. Pokonał dzielące ich półtora kroku, dopadł do niego i bez zastanowienia uderzył go w pierś – niezbyt mocno, bokiem pięści. Drugą ręką uderzył go dokładnie tak samo, z drugiej strony. – Jak mogłeś to zrobić? Dlaczego zabiłeś tego cholernego świetlika? Po co?! – rozprostował palce lewej ręki i wczepił je w bark Finna; zacisnął je mocno, boleśnie wpijając paznokcie w przykrytą bawełnianą warstwą skórę. Prawą okładał go raz po raz, to mocniej, to znów słabiej. Łzy nieustannym strumieniem spływały po śniadych policzkach. Pociągnął nosem. – Co się z tobą, stało? Gdzie jest Finn? Gdzie jest MÓJ Finn?!
Na sam koniec uderzył najmocniej, potem opuścił rękę, jakby nie miał siły by dłużej ją unosić. Wtulił twarz w jego szyję, nieustannie wstrząsany cichym szlochem.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:56;

Nawet jeśli dostrzegał reakcję Vinciego, tak nie dawał po sobie nic poznać. Napawał się pełną władzą nad swym ciałem i umysłem. Był prawie przekonany, że nic ani nikt nie może mu tego zabrać. Kontrolował każdy swój oddech, zachowywał pełen spokój i w ten sposób właśnie się bronił przed spodziewanym atakiem. Wpatrywał się tak sobie w mimikę Vinciego i obserwował pojawiające się na niej emocje. Były wyraźne, rzucały się w oczy. Zarejestrował nawet mikroskopijne drgnięcie policzka, które powinno go chociaż w minimalnym stopniu uprzedzić na co się zanosi. Ciemność nie przeszkadzała mu w obserwacji Vinciego. Odległy zielonkawy blask reszty roju świetlików i bezchmurne niebo nad nimi dawało wystarczająco dużo światła, by mógł skupić się na czujnej obserwacji. Akurat stali w najwygodniejszy sposób, promienie księżyca w nowiu padały przez ramię Finna prosto na policzki Vinciego. To było niezwykłe, a jednocześnie przygnębiające ujrzeć rodzącą się w jego oczach rozpacz. Spodziewał się naprawdę wielu - wrzasku, potępienia, obrzydzenia, przekleństw, rzucania zaklęciami, ucieczki - ale nie łez. Zdumiał się, zamrugał i jednocześnie zirytował, bowiem Vinci nie odezwał się nawet słowem, a już znacząco utrudniał mu zachowanie nad sobą kontroli. Swoim ciałem go wołał, łzami udowadniał jak mocno go zranił zabiciem zwyczajnego robaka, ot tak bez powodu. Też spojrzał na jego dłonie jakby miał zobaczyć to, co on. Nie rozumiał, żądał odpowiedzi, a nie dostał jej. Został po prostu zignorowany, co tylko zaczynało go wkurwiać. Gardził lekceważeniem i właśnie go zaznawał, co tylko rodziło nieprzyjemne emocje. Niespodziewany krzyk rozdarł ciszę, ogłuszył Finna na pełną sekundę, którą Vinci wykorzystał i go dopadł. Zareagował odruchowo, cofnął się, uchylił przed ciosem, ale i tak po chwili dostał bokiem pięści prosto w bliznę na mostku. Później pojawiły się inne uderzenia, które nie niosły za sobą żadnego bólu. Przestał się przed nimi osłaniać, bo przecież nie miało to sensu. Jak rażony wpatrywał się w strużki łez znaczących wilgocią policzki Vinciego. Twarz miał bladą, wciąż pozbawioną emocji, krzyk wrzynał mu się głęboko w uszy i docierał do zakamarków umysłu, a stamtąd wprost do serca. Ledwie co je uciszył, a zaczynało się wybudzać. Nie łagodnie, a gwałtownie i bardzo boleśnie. Błyskawicznie przeniósł wzrok na bark, na którym zacisnęły się ciepłe dłonie. Odczuł ból, gdy wbił w jego skórę paznokcie. Uznał po cichu, że lubi ten rodzaj cierpienia. Zachłysnął się powietrzem wracając brutalnie na ziemię. Gdzie jest mój Finn? Szukał samego siebie, Vinci go przecież wołał i potrzebował. Zakręciło mu się w głowie, zrobiło mu się po prostu słabo i miał ochotę stracić przytomność, zapaść się w otchłań. Zamykał oczy by oddać się w objęcia Morfeusza, gdy znikąd pojawiła się pomoc. Przy szyi poczuł miękkie ciepło, do torsu przylgnął człowiek z krwi i kości, ze zdwojoną siłą został zaatakowany bodźcami, przed którymi miał się teoretycznie wzbraniać. Chciał krzyczeć, a z jego gardła nie wydostało się nic. Ciepłe łzy zaczęły wsiąkać w jego koszulkę, dodawały jej znaczącego ciężaru i wstrząsnęły całym ciałem Finna. Nie spodziewał się. Jak zawsze. Powinien przywyknąć, że Vinci go zaskoczy na każdym kroku. Z początku trzymał dłonie nieruchomo za jego plecami, nie dotykał go, stał sztywno i dawał mu nieme przyzwolenie na bliskość, do której miał wszak nie dopuścić. Gdy Vinci cały zadrżał wstrząsany szlochem, Finn wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Z jakąś wyczuwalną w geście agresją zamknął go ramionach, przycisnął do siebie mocniej. Dłonią przytrzymywał jego potylicę, wtulał jego policzek w swoje ramię. Objął go w talii, przysunął jeszcze bliżej aż stykali się biodrami. Zamknął oczy, chciał odejść w zapomnienie i zniknąć. Gorący oddech palił jego skórę, przedostawał się przez materiał koszulki i wydzierał w jego sercu dziurę. Oparł brodę na rozpalonym od emocji czole Vinciego, zgarnął wilgotne kosmyki, nadał nowej siły przytuleniu. Jego usta wygięły się ku dołowi, zacisnął je i powstrzymywał. Nagle przez ciało przebiegł bardzo, ale to bardzo zimny dreszcz. Walczył sam ze sobą, nie wiedział jak ma się zachować. Co rusz pojawiające się łzy wywoływały mieszankę emocji, z którą sobie zwyczajnie nie radził. Zacisnął palce na jego bluzie, próbował oddychać i nie umrzeć od życia. Gdzie jest mój Finn?
- Musisz wiedzieć jaki jestem. Dlatego to zrobiłem, żebyś wiedział. Musisz, mówiłem ci przecież, że to nie jest byle co. To ułamek tego, co we mnie siedzi. - mówił cicho, gorączkowo, szybko, jakby próbował się jak najszybciej usprawiedliwić i złagodzić przewidywaną karę. - Świetlik to początek. Musiałem się bronić, dalej muszę, ale przed tobą nie umiem. Przegrywam. Zawsze. - przesunął dłoń z jego talii wyżej, po całym kręgosłupie aż do karku. Odsunął się pół metra, spojrzał na zalaną łzami twarz i jęknął głośno z bólu, z tego, co mu zrobił. - Nie chciałem cię krzywdzić, przepraszam. Przepraszam, naprawdę, tylko nie ty. - głos mu się podłamał, wodził błędnym wzrokiem po twarzy Vinciego, odsunął włosy z jego policzków, z czoła, głaskał go po skroniach, nieśmiało próbował zetrzeć co rusz pojawiające się na miękkich policzkach łzy. Brzydził się samym sobą. Teraz sobie zdał z tego sprawę. Kajał się przed nim, choć wiedział, że nie ma raczej szans na jakąkolwiek ugodę. Vinci kochał stworzenia, szanował życie nawet robaków, których tak bardzo nie cierpiał. Dla Finna nie stanowiło problemu zmiażdżenie świetlika tak samo, jak potrafiłby wytępić ich cały pobliski rój bez mrugnięcia okiem. Vinci powstrzymywał go, nie pozwalał mu rozwinąć w sobie zimnego cichego gniewu. Gdzie jest mój Finn? Chciał krzyknąć "Tutaj jestem" lecz głos ugrzązł mu w gardle. Nie był pewien czy to ten właściwy on.
- Mam w sobie zło, Vinci. Widziałeś je. Jest prawdziwe, namacalne. - szeptał, nieprzerwanie trzymając dłonie na jego skroniach. Nachylał się nad nim tak, by byli na tym samym poziomie spojrzenia. Kropla potu spłynęła mu po karku zostawiając za sobą nieprzyjemny dreszcz. - Masz prawo mnie nie chcieć. Masz wszelkie prawo, tylko daj mi znak. - w tych słowach pobrzmiewało sporo bólu, którego nawet nie próbował zatuszować, świadom, że byłoby to niemożliwe do wykonania. Gdzieś na tyłach głowy kiełkowała nadzieja, że jednak będzie chciany. Inaczej Vinci nie wtuliłby się w niego, nie pragnąłby bliskości w chwili cierpienia. Gdyby nim gardził, stroniłby od kontaktu, użyłby różdżki i mocy, jaką posiadał. Patrzył mu prosto w oczy okolone wilgotnymi rzęsami. Wpatrywał się bez mrugnięcia i choć było mu wstyd, nie uciekał. Dalej czekał na osąd i decyzję. Z ogromną niechęcią zdjął dłonie z jego ciała, choć nie ośmielił się cofnąć ani ruszyć w którąkolwiek stronę. Nogi wrosły mu w ziemię, uznał, że nie ma prawa go dotykać, a więc uszanuje jego prywatność do czasu aż nie usłyszy osądu. Gdzieś za ich plecami rój świetlików zniknął, wiatr zatrzymał się, a świerszcze zakończyły swój koncert.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:57;

Nie patrzył na jego twarz, nie chciał jej teraz widzieć. Twarz obcej osoby.
Żądał wyjaśnień, musiał je otrzymać, było to konieczne by mógł spojrzeć na niego raz jeszcze. Gdyby Finn postanowił milczeć, zatrzymać własne pobudki dla samego siebie, coś by w nim pękło, coś by się złamało. Wszystko przez świetlika. Przez głupiego świetlika będącego wytworem jego życzenia, przez małą, niewinną istotę, która nie zasługiwała by zostać zmiażdżoną. Gdyby tego nie zrobił, gdyby nie zgasił tlącego się w garści życia, pewnie porozmawialiby spokojnie; on jednak zacisnął pięść, sprawiając, że zszokowany Vinícius poczuł się tak jakby zacisnął palce nie na owadzie, a na jego własnej szyi i ściskał, ściskał, ściskał do utraty tchu. Można by śmiać się z niego, spojrzeć nań z delikatną nutą pogardy, wszak rozkleił się właśnie nad śmiercią robaka, opłakiwał stworzenie, które w gruncie rzeczy nie było nawet prawdziwe. To nie tak. On płakał nad złem i okrucieństwem, nad niesprawiedliwością, nad niedorzeczną demonstracją siły i wyższości, nad utratą – dobra, ciepła, człowieczeństwa. Finna. Płakał ze złości i bezsilności, płakał bo nic więcej mu nie pozostało.
Wtulił się w niego, podświadomie szukając znajomego żaru, którego pozornie wcale już w nim nie było, przytulił się do niego, nie widząc innej możliwości. Z każdą sekundą pozbawioną odpowiedzi trząsł się coraz mocniej, czuł narastającą w nim mieszankę strachu i paniki, która szybko przytłumiła gniew. Czy taki teraz będzie? Zimny i obojętny? Milczący, bierny, nieczuły? Jak wykuty z kamienia? Zacisnął powieki, w myślach odliczając sekundy dzielące go od momentu, w którym przestanie tulić się do zimnej skały jego ciała, w którym puści go i jak najszybciej opuści pokój życzeń, nie podnosząc na niego wzroku. Nie mógł przecież na niego spojrzeć, nie na tę twarz obcej osoby.
Chwycił go w chwili gdy w jego myślach rozbrzmiało głośne, nieuniknione „trzy”, poczuł uścisk silnych ramion w ostatnim możliwym momencie. Spomiędzy ust wypuścił ciche westchnienie ulgi, ucieczka była bowiem tym, co wydawało mu się koniecznością, a w żadnym wypadku nie wyrażało jego chęci. Objął go dokładnie tak jak tego potrzebował – mocno, agresywnie, zachłannie. I choć milczał nieprzerwanie, nadal nie przynosząc ze sobą wyjaśnień, choć łzy nie chciały przestać płynąć – poczuł się o niebo lepiej. Pod wpływem czułych gestów z zadowoleniem przylgnął do jego ciała, dzieląc się własnym ciepłem, będąc gotowym oddać mu je całe. Zabawne, żadna z pozytywnych emocji jakie dotąd dzielili nie połączyły ich w tak bliskim uścisku jak wspólne niepewność, złość i przerażenie. Zaczął w końcu mówić, a on zacisnął wargi, chcąc dać mu dokończyć, chcąc wysłuchać go w pełni, zrozumieć, pojąć jego punkt widzenia. Na ustach czaiło się zaprzeczenie, w zasłoniętych powiekami oczach – zaczątek złości. Ta jednak umknęła z nich nim wydostała się na świat, Finn zmiękczył go swoimi słowami, ruchem dłoni odsunął na bok resztki niepewności. Nie pojmował sensu jego słów, ale sam fakt, że potrafił przedstawić mu wytłumaczenie zdawał się być wystarczający by mógł otworzyć zaczerwienione oczy i w końcu spojrzeć prosto w twarz ukochanej osoby.
Poddawał się delikatnym pieszczotom, pozwalał ścierać z twarzy łzy, które spływały coraz rzadziej i rzadziej, aż wyczerpały się ostatecznie, pozostawiając po sobie uczucie oczyszczenia. Nie był do końca świadom własnego milczenia. Analizował każde jego zdanie, starał się wyłapać z tego sens, przetworzyć to tak by w końcu zrozumieć; zajmowało mu to tyle czasu, że nie wypowiedział ani słowa, jedynie wpatrywał się w niego w zamyśleniu. W jego oczach nie było ni osądu, ni złości, z sekundy na sekundę panował w nich coraz większy, coraz głębszy spokój, który paradoksalnie zdołał osiągnąć dzięki panicznemu płaczowi.
Zwariowałeś. – było to pierwsze słowo wypowiedziane od momentu wybuchu złości. Wydobył je z siebie w chwili kiedy pojął, że cisza jaka między nimi zapadła jest ostateczna, że nie zostanie już niczym zmącona… w chwili gdy zniknął dotyk jego dłoni, ulotnił się, pozostawiając po sobie pustkę. Rozbrzmiało w nim zaskoczenie i niedowierzanie, było zupełnie spontaniczne, podobnie jak pół kroku uczynione w jego stronę po to tylko by stanąć na palcach, a na pobladłych wargach złożyć pocałunek. W założeniu miał być jednosekundowym zadeklarowaniem własnej woli, przypieczętowaniem odpowiedzi; w praktyce kiedy tylko znalazł się znów tak blisko, zwariował. Tuż za pierwszym złożył na jego ustach również drugi, potem pokusił się o trzeci. Każdy kolejny niósł ze sobą większą dawkę ciepła i tęsknoty. Nieco spoconą dłonią otulił gładki policzek, nachalniej zaatakował jego wargi, poczuł, że się w nich zatraca. Używając do tego całych posiadanych pokładów silnej woli, odsunął się od ukochanych ust, westchnął, owiewając je rozgrzanym oddechem. Wpierw musieli wyjaśnić sobie wszystko, to był ich obowiązek, warunek, który musieli spełnić. Dosłownie i metaforycznie powrócił na ziemię, śmiało spojrzał w jego oczy.
Masz w sobie zło... – przyznał, nieświadomie zerkając na swoją dłoń. On też je w sobie miał. Cały ogrom uśpionego zła. Zadrżał, jednocześnie marszcząc brwi. Powrócił do niego spojrzeniem. – Ale nie wyszło na zewnątrz dopóki nie zostałeś sam. Dlatego więcej nie zostawię Cię samego. – na oślep sięgnął po jego dłoń, odnalazł ją, zacisnął na niej palce. Wiedział, że to nie jest takie proste, aż za dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Miał dużo czasu by przeanalizować jego słowa, by wyciągnąć wnioski. Jednym z nich było to, że w jego rękach leży ogromna moc – miał na niego duży wpływ, czuł, że potrafi go uspokoić, przywołać do porządku. Wystarczyło nauczyć się w jaki sposób najłatwiej tego dokonać, to nie mogło być takie trudne.
Pamiętasz co Ci powiedziałem? Wtedy, w czerwcu. – przekrzywił delikatnie głowę, patrząc na niego łagodnie, spokojnie, z nutą ciekawości. – „Dla mnie mógłbyś być i Śmierciożercą, nie obchodzi mnie to. Pójdę za Tobą wszędzie, jeśli mi pozwolisz.” – wyrecytował bez problemu. Oczyma wyobraźni widział skąpanego w słońcu Finna, pamiętał każdy gest, każde słowo, które wówczas padło. – Powiedziałeś wtedy coś o ślepej wierze. Teraz nie jest ślepa, a mimo to nic nie zmieniło się w tej kwestii. Nie boję się Twoich demonów, Finn. Jeśli są nieodłączną częścią Ciebie, po prostu je pokocham.
Nie chciał decydować co było dobre, a co złe. Nie potrzebował tego. W nosie miał sztywne definicje mające na celu umieścić rzeczywistość w ciasnych szufladach norm. Nie zamierzał dostosowywać swojego życia pod to co jest „dobre”, nie. Pragnął oddać serce jednej osobie, umieścić ją w centrum całego wszechświata i wokół niej, pod nią tworzyć swoją wersję dobra i zła. I czynił to właśnie w tym momencie.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptySob 5 Sty - 23:57;

Nie umiałby w pełni znieczulić się na świat. Może w zeszłym roku szkolnym udałoby się mu to bez problemu lecz teraz, ostatnimi czasy, jego myśli uciekały często ku Vinciemu. Zachował się paskudnie wcielając się w swoją gorszą odmianę i to na oczach kogoś takiego jak on - zranił go tym i choć wiedział, że było to po części konieczne, tak nie uciszyło to ani trochę wyrzutów sumienia. Im bardziej się Vinci trząsł, tym bardziej Finn w środku umierał. Przecież to wszystko przez niego, a pokazał jedynie ułamek tego, na co go stać. Gdyby Vinci nie wtulił się w niego, być może dalej stałby tutaj zimny jak skała i obojętny na wszystko. Straciłby go tak, jak to przewidywał. A jednak coś w nich pękło i szczere emocje wyszły na pierwszy plan. U Vinciego było to tak naturalne i spontaniczne, a u Finna nowe, dziwne, niepewne. Nie odskoczył, w sumie nie miał jak, tak mocno go przy sobie trzymał. Wypuścił powietrze z płuc w momencie, kiedy Vinci do niego przylgnął odwzajemniając całkowicie potrzebę bliskości. Nie tonął już, był bezpieczny. Wydawało się, że starł każdą łzę i powstrzymał nowe, co przyjął z ulgą. Widok zalanych łzami policzków łamał mu serce, szczególnie, że to on przyczynił się do ich powstania. Pozwalał mu uspokajać się przy sobie, odwzajemniał spojrzenie, choć sprawiało mu to trudność. Nie przerwał milczenia, uzbroił się w resztki pozostałej cierpliwości. Źrenice miał rozszerzone, na twarzy czaiło się przygnębienie, niemoc i zmęczenie. Pogładził go czule po skroni, zacisnął zęby, by nie kontynuować usprawiedliwiania się i tłumaczenia czemu jest taki, a nie inny. Milczenie mu doskwierało, a więc na własnej skórze poznawał katorgę wyczekiwania istotnej odpowiedzi. Właśnie na to ciągle narażał Vinciego, a więc miał przynajmniej namiastkę tego, co mu wyrządzał od zeszłego roku - kazał czekać, a przecież to było na dłuższą metę nie do wytrzymania. Nie był pewien jaki osąd dzisiaj padnie, ale już z pewnością nie spodziewał się nazwania go wariatem. Zmarszczył momentalnie jasne brwi, próbował znaleźć odpowiednią definicję tego słowa - czy Vinci mówił poważnie, czy może z rezygnacją? Co chciał przez to powiedzieć? Uważał, że grozi mu utrata zmysłów czy to po prostu inna wersja nazwania go idiotą? Wstrzymał oddech, gdy w raptem po sekundzie po wypowiedzeniu tego dziwnego słowa, poczuł na ustach gorące, wilgotne wargi. Zamknął oczy, by zmysł dotyku zrobił się wrażliwszy na bodźce. Był przekonany, że więcej nie zazna tego smaku, a mylił się. Nie tracił czasu, odpowiadał chętnie na każdy pocałunek starając się go przedłużać jak tylko się da. Serce znów zaczęło wybijać niespokojny, naturalny w tych okolicznościach, rytm. Zakrył jego palce dłonią, trzymał przy swoim policzku, przytrzymywał ustami jego wargi i nie pozwalał się im odsunąć, zaś intuicja mówiła mu, że zaraz się to właśnie wydarzy. Rozlało się po nim rozkoszne ciepło, poczuł się jakby trafił do nieba i tak naprawdę wcale ich tutaj nie ma. Mimowolnie uśmiechnął się ich złączonymi ustami. Tym razem jego siła woli pozostawiała wiele do życzenia, potrzeby bliskości wiodły prym. To była najlepsza i najcudowniejsza odpowiedź o jakiej mógł sobie jedynie marzyć. Jak się spodziewał, utracił jego pocałunki i bardzo niechętnie wrócił do ponurej rzeczywistości. Z jego oczu biła tęsknota, nie została zaspokojona nawet w minimalnym stopniu, miał ochotę obrazić się i żądać więcej. Nie zrobił tego, wpatrywał się oszołomiony i zachwycony na jego spokojną już, twarz.
Kiwnął ostrożnie głową, znów odruchowo zaczął się pilnować. Potwierdzenie jego słów było naturalną koleją rzeczy, a i tak nie mógł się oprzeć marzeniu, by Vinci jednak zaprzeczył. Mimo wszystko dostał prawdę, a więc godził się z nią mimo, że była kanciasta, bolesna i niemiła. Tak, miał w sobie zło, które chciało z niego wyleźć i przejąć całą kontrolę wypleniając z serca wszelakie uczucia i tęsknoty. Ten stan go kusił, wołał i póki co Vinci odpędzał pokusy kusząc sobą. Splótł zimne palce z jego ciepłymi, poczuł się znów bezpiecznie. Ich dłonie pasowały do siebie, już dawno to zauważył. Było mu wygodnie mieszcząc jego palce między swoimi, zupełnie jakby tam było ich właśnie miejsce. Bezgłośnie jęknął, zamykając na dosłownie sekundę oczy. Co Vinci mówił, było prawdą.
- Było blisko, Vinci. Musiałbyś być ze mną dłużej niż na zawsze, bo codziennie walczę z tą pokusą. - szepnął, błagając niemo, by nie odchodził i nie uciekał. Może Finn powinien iść do psychiatry, wyznać co go dręczy i co w nim siedzi... jednak ta myśl go odrzucała. Otworzył się przed Vincim i przed nikim innym nie zdoła tego powtórzyć. Sama myśl, że miałby mieć go przy sobie każdego dnia i najlepiej każdej nocy napełniała go niezwykłą otuchą, spalała cały stres i niepokój.
Pamiętał te słowa. Wstrząsnęły nim wtedy i wstrząsnęły i dzisiaj. Dalej były dla niego czymś nieosiągalnym wszak kto jak kto, ale on nie zasługiwał na takie oddanie i lojalność. To wiązało się z ogromnym ryzykiem, na które Vinci świadomie się godził. Finn oniemiał, otworzył szerzej oczy i próbował zrozumieć co się właściwie z nim teraz dzieje. Wierzył mu. Vinci się nie bał go, ba, on go od razu zaatakował widząc w co Finn się pakował. Ta waleczna jego część bardzo mu się spodobała. Przez jego ciało przebiegł intensywnie gorący dreszcz - od czubka głowy aż po same palce u nóg. To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Za łatwo mu poszło, coś musi być nie tak. Vinci nie uciekł, zaakceptował, chciał pokochać, a przecież wiedział już do czego Finn byłby zdolny. To aż niemożliwe, może on nie do końca rozumie? Poczuł zdradziecki gorąc pod oczami, zapiekły go, ale nie pozwolił sobie na słabość. Rozplątał palce z uścisku, ale dosłownie sekundę później umiejscowił obie dłonie na jego karku, przygniatał gęste loki, oparł czoło o jego własne.
- Vinci, mój ty Vinci. - szepnął ciepłym głosem. - Widziałeś na własne oczy, chciałem go zabić. To się nie zmieniło. Ja wiem o nim wszystko. Znam rozkład jego dnia, pasje, jego znajomych, co roku w święta idę przed jego dom i tak jak robiłem to przez osiem lat, tak zawsze postanawiam pozwalać mu jeszcze żyć. - mówił bardzo cicho, zaciskał i powieki i palce na karku. - W tym roku też go odwiedzę. On się mnie boi, Vinci, a ja się z tego cieszę. Chcę jego strachu, chcę by zasłaniał okna kiedy przechodzę obok jego domu. Napawam się tym. - bezwiednie przesunął jedną dłoń po boku rozpalonej szyi, zatrzymał ją dopiero na krtani, tuż nad obojczykiem. Skóra pulsowała, wyczuwał tętniące krwią żyłki. - Kogokolwiek chciałem pokochać albo już kochałem on umierał. A ja się zmieniałem. Boję się, Vinci. Boję się, że jeśli jeszcze raz życie zabierze mi kogoś ważnego, to wtedy się nie powstrzymam i stanę się mordercą. - głos mu się coraz bardziej łamał i było to wyczuwalne nawet w szepcie. Oddychał nierówno, płytko, nie otwierał oczu, by nie stchórzyć. - Nie chcę ci łamać serca, powinienem to skończyć, by cię tym nie zniszczyć, ale przeceniłem swoje możliwości. Chcę, żebyś ze mną był. - zrobił te pół kroku, a nawet mniej, by się przysunąć, opuścił głowę na jego bark, a dłonie zacisnął na ramionach. Trzymał się go kurczowo, targany non stop zimnymi dreszczami. Mówił prawdę, wstydliwą, najgłębiej ukrywaną. Tchórzył i nie patrzył mu w oczy, zaciskał powieki, nie chciał widzieć jego emocji bowiem bał się tego, co mógłby tam zobaczyć. Kolejne łzy? Niedowierzanie? Musiał, po prostu musiał się upewniać, że Vinci jest świadomy na co się godzi. Finn bał się pozwolić sobie być tak w pełni szczęśliwym. Potrzebował go każdą komórką ciała, ale i tak pytał, drążył, chciał kolejnego potwierdzenia, obawiając się, że to tylko sen i nie dzieje się to naprawdę. Wiedział, że gdyby, nie daj Merlinie, stracił rodziców albo Vinciego, miałby najprostszą drogę, by zboczyć ze ścieżki i przejść, jak to się mówi, na ciemną stronę mocy. Wabiła go, a jednak to na Vinciego się pokusił, nie na mrok i zło.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:00;

Wszystko ciągnęło go ku niemu, wewnątrz cały trząsł się aby znów zmniejszyć odległość między nimi, wtulić się w jego ciepło, przylgnąć do niego wargami i trwać tak, choćby w nieskończoność. Narzucił sobie jednak pewną granicę, której postanowił za wszelką cenę nie przekraczać, granicę stworzoną ze słów, które musiały paść nim będzie mógł sobie na to pozwolić. Kiedy już wszystko sobie wyjaśnią, jeśli wszystko zrozumieją, będzie mógł utonąć w jego ramionach i żadna siła nie będzie w stanie odciągnąć go od niego.
Chciał zapewnić go, że tak właśnie będzie, że zostanie z nim dłużej niż na zawsze, przez całą wieczność, nieprzerwanie. Nie potrafił tego zrobić, nie mógł okłamać go, patrząc prosto w błękitne oczy. To byłyby piękne słowa, jednak zbyt dalekie od prawdy. Jaką miał pewność, że zawsze będzie mógł przy nim trwać? Nie potrafił nawet zagwarantować, że dożyje jutra. To byłoby bardzo przewrotne ze strony losu – rozdzielić ich tuż po rzewnych obietnicach złożonych naprędce, bez pomyślunku. Stanowiłoby karę za głupotę i lekkomyślność.
Wiem... wiem. Spróbuję. Zrobię wszystko co w mojej mocy......żeby więcej nie widzieć Cię takiego. Czy za tym wszystkim kryła się egoistyczna potrzeba uśpienia jego drugiej natury? O to mu właśnie chodziło? Nie wiedział. Wystraszył się go wtedy, wpadł w panikę, nie chciał oglądać go w takim stanie i było to, oczywiście, w znaczącej większości wywołane troską, lecz po części własną wygodą. Był w stanie zaakceptować każde zło jakie w sobie nosił, każdą, największą nawet dawkę okrucieństwa, ale chłód kierowany ku jego osobie, wzniesione na nowo mury, które przez dwa lata niestrudzenie obalał przekraczały granice jego wytrzymałości; nie potrafił ich znieść. Wolną ręką potarł wilgotny od potu kark. Miał coraz więcej pytań, mnożyły się z każdą sekundą. Setki, tysiące, miliony znaków zapytania krążących po jego myślach. Większości z nich nigdy nie wypowie, zostawi je sobie, po chwili o nich zapomni, a one dadzą o sobie znać którejś bezsennej nocy.
Co oznaczał ciepły dotyk, który poczuł na swoim karku? Czy w końcu zrozumiał sens jego słów? Przyjął to do wiadomości? Tyle razy go odepchnął, odsunął, tłumacząc się tym, że nie wie jakim jest człowiekiem i wszystko może jeszcze ulec zmianie. Jaki tym razem będzie jego argument? Uzna, że nie rozumie powagi sytuacji? Że bagatelizuje problem? Vinci miał coraz większe problemy z utrzymaniem niecierpliwości na wodzy. Kiedy chodziło o Finna, odnajdywał w sobie ogromną wolę walki, ta batalia trwała jednak tak długo, że powoli opadał z sił, Gard zwinnymi posunięciami co i rusz wytrącał mu z ręki broń; teraz trzymał ją, drżąc i czuł, że nie uda mu się podnieść jej kolejny raz. Wiedział, że jeśli znów napotka na ścianę, będzie musiał się poddać. Usłyszał szept i cudem powstrzymał jęk, który usilnie chciał mu się wyrwać. Znów to samo. Kolejne argumenty w założeniu mające przemawiać za tym, że nie jest wart by go kochać. Gówno prawda. Nic to dla niego nie znaczyło. Gwałtownie wciągnął powietrze i otworzył usta chcąc mu przerwać, jasno wyłożyć jak bardzo ma już tego dość. Coś go powstrzymało. Treść słów wypowiadanych przez Finna sprawiła, że zamknął się nim wydał z siebie choćby jeden dźwięk, że słuchał ze zmarszczonymi w skupieniu brwiami. Z trudem przełknął ślinę, czując na szyi ciepło i przyjemny ciężar dłoni. W brązowych oczach pojawił się nie strach, a niemy protest, bezkompromisowa dezaprobata, lecz Finn tego nie widział, nie chciał widzieć. Oparł dłoń o jego pierś, tuż obok mostka, kciukiem rozpoczął wędrówkę wzdłuż ukrytej pod ubraniem blizny, którą, choć widział tylko raz w życiu, wciąż pamiętał z każdym najdrobniejszym szczegółem. Pomylił się, tym razem było inaczej. Nie próbował go odpychać, jedynie dopełniał całego obrazu, dopowiadał szczegóły, ocenę zostawiając jemu samemu. Był mu za to wdzięczny.
Cierpiał, słysząc emocje przedzierające się przez jego szept. Przymknął powieki, wsłuchując się w nierówny rytm jego oddechu, wyczulając się na ciepło powietrza owiewającego jego twarz i to płynące z jego dłoni. Palcem sunął nieprzerwanie wzdłuż znaczącego mostek śladu. Pozwolił mu skończyć, nie śmiałby mu przerwać, wszak mówił o rzeczach trudnych i niezwykle ważnych. Czuł rozdzierający smutek kiedy pojął ogrom brzemienia jakie nosi na barkach. Już dawno temu zauważył, że coś ciąży mu nieznośnie, jednak nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie był choćby blisko prawdy.
Złamałbyś mi serce gdybyś to skończył. Tylko wtedy. – szepnął po ówczesnym oblizaniu zaschłych warg. Przygarnął go do siebie ramionami, wcisnął w miękką bluzę rozgrzaną na torsie, westchnął, opierając policzek o jego głowę. Nie otwierał oczu, chłonął go resztą zmysłów. – Słuchaj... skłamałbym gdybym powiedział, że nie niepokoi mnie Twoja obsesja. On... zasłużył sobie na cierpienie i strach, zasłużył na to co go spotkało, ale wszystko ma swój koniec i to też powinno. I... Finn, mylisz się co do jednego. – pogładził blond kosmyki, przesunął po nich dłonią, ciesząc się przyjemnym uczuciem łaskotania między palcami. Oderwał od niego policzek i ucałował czubek jego głowy. – Nie masz racji mówiąc, że odwiedzisz go w tym roku. Nie zrobisz tego ponieważ Cię o to poproszę. – złożył kolejny pocałunek między jasnymi włosami, które gładził bez przerwy. W tonie jego głosu nie było pytania, nakazu ani prośby; stwierdził fakt tak jakby było to oczywiste. Otworzył w końcu oczy, ponad jego głową rozejrzał się wokoło. Panująca wokół noc zaczynała mu przeszkadzać, drażnić. Nie potrzebowali skrywać swoich twarzy za kurtyną mroku już nie. Na jego życzenie łąkę wypełniły złote promienie popołudniowego słońca, ciepłego, lecz nienachalnego, leniwie zmierzającego na zachód. Rozległ się cichy śpiew ptaków, delikatny wiatr na nowo poruszył kosmykami wtulonych w siebie mężczyzn. Vinícius przymrużył delikatnie oczy, odzwyczajony od takiej ilości światła. Obok nich zmaterializował się koc, toteż wypuścił go z ramion, ujął jego dłoń i usiadł, ciągnąc go za sobą ku dołowi. Własne nogi podziękowały mu za ten gest rozluźniającym uczuciem ulgi – ile już czasu stali tak, niemalże bez ruchu? Wbił weń brązowe tęczówki, w końcu znajomo jasne w ciepłym świetle późnego popołudnia.
Też się boję, cały czas. W czerwcu bałem się, że mnie odtrącisz, w wakacje, że więcej się do mnie nie odezwiesz. Od września bałem się, że Cię stracę, że mi nie zaufasz, bałem się, że nie będę potrafił traktować Cię jak przyjaciela, tylko przyjaciela. Dziś bałem się samego siebie, ale Ciebie.... Ciebie nie muszę się bać. A skoro ja się nie boję, Ty też nie powinieneś. – odgarnął z twarzy zbłąkany loczek, wpatrzył się w niego wyczekująco. Nie uśmiechał się, jeszcze nie potrafił się na to zdobyć. Czuł ulgę, lecz nie była jeszcze pełna i w najmniejszym stopniu wystarczająca.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:00;

Chciał być perfekcyjny. Źle czułby się sam ze sobą ukrywając to wszystko przed Vincim, który przestał być tylko przyjacielem i stawał się coraz to ważniejszy. Owszem, miał pewne opory przed przyznaniem się do swoich uczuć względem niego, jednak po dłuższej kalkulacji stwierdził, że jeśli chce być w życiu chociaż trochę szczęśliwy, to powinien dać im szansę. Muzyka nie wypełni całej pustki, nie ukoi deficytu wielu potrzeb, nie będzie go gładzić gorącem po paskudnej bliźnie wywołując tym samym dreszcze przemykające co rusz wzdłuż kręgosłupa. Oddychał inaczej, wolniej i z pewnym trudem. Dotyk go rozpraszał, przez co musiał wysilić się, by złożyć słowa w złożony szept. Zsunął dłonie z jego barków, objął na wysokości żeber i oparł głowę o pachnącą trawą i proszkiem do prania bluzę. Usłyszał dudnienie serca, zafascynował się tym dźwiękiem, bowiem był on najpiękniejszą muzyką życia. Czuł jak powoli topnieje od środka. Uczucie lodowatego zobojętnienia zostało spychane coraz to głębiej i skuteczniej w odmęty jego duszy. Zalewało go ciepło, choć nie na tyle intensywne jakby sobie życzył.
- To nie ma końca. - szepnął ustami skierowanymi w materiał bluzy, przez co słowa zniekształciły się i zabrzmiały niewyraźnie. Wiedział, że nie odpuści zemsty. Nigdy. Ove dopadnie sprawiedliwość lecz o wiele zimniejsza niż mógł sobie wyobrażać. Poczuł pewnego rodzaju ulgę, bowiem Vinci nie przeczył niczemu, nie rzucał słów na wiatr. Dawał mu szczerość o gorzkawym posmaku, ale jednak nie były to słodkie obietnice a poważne, dojrzałe słowa. Nie od razu zrozumiał co Vinci miał na myśli, jego myśli uciekały do fizycznych doznań, które co rusz roztapiały od wewnątrz jego ciało. Gdy już pojął i usłyszał plan Vinciego, wyprostował się, odsunął tak, by widzieć jego oblicze. Czyżby się przesłyszał?
- Ale... - nie umiał dokończyć. To jego tradycja. Coroczne nastraszanie Ovego, zapędzanie go na granice załamania nerwowego to najpiękniejszy prezent bożonarodzeniowy. Vinci nagle stwierdził, że go nie dostanie. Nie żądał, po prostu zakomunikował fakt. Pewność siebie jaka zaczęła z niego bić robiła wrażenie. Finn protestował. - M-muszę... Vinci, to nie takie łatwe. - jemu zaś zaczęło jej brakować. Potarł odsłoniętym nadgarstkiem czoło, próbował znaleźć rozwiązanie. Nie chciał rezygnować z tych corocznych spotkań. Dawały mu tak wiele satysfakcji, iż starczało aż do wakacji, jeśli to przebywał w domku w Szwecji. Nagły ich brak byłby jak szok termiczny, jak przymusowy odwyk od destrukcyjnego uzależnienia. Najgorsze (a może najlepsze) było to, że plan Vinciego miał spore szanse powodzenia. Nie umiał mu odmawiać, z każdym dniem coraz bardziej się do niego przywiązywał, jednak wyrzeczenie się rozkosznego napawania się czyimś strachem... to było trudne, choć domyślał się, że to pierwszy gwałtowny krok ku wyzdrowieniu, stłamszeniu ciągotek do okrucieństwa. Z jednej strony chciał pożegnać się z tym mrokiem, a z drugiej to była jego obietnica rozkoszy i ekscytacji związana z maltretowaniem psychicznym drugiej osoby. Nie chciał tego oddać, ale wiedział, że powinien zrobić wszystko, by plan Vinciego się powiódł. - To uzależnienie. - szepnął. - Uzależniłem się od jego strachu. Chcę się zgodzić, ale znam siebie. Będę w grudniu protestować wbrew sobie. - nie wiedział co powiedzieć dalej. Vinci chyba zrozumie, wierzył w to. Potrzebował jego pomocy bardziej niż kiedykolwiek mógł przypuszczać. Nigdy nawet nie zastanawiał się nad zaprzestaniem spotkań, były zbyt piękne, by miał z nich zrezygnować, aż tu nagle ich widmo nabierało coraz to wyraźniejszego kształtu. Zamknął oczy z jękiem kiedy noc w pokoju ustąpiła popołudniowemu słońcu. On znowuż nie chciał światła, ale nie protestował, by niepotrzebnie nie utrudniać prób wzajemnego zrozumienia się.
Jak szmaciana lalka dał się zaprowadzić na koc, którego nawet nie zauważał. Wpatrywał się w profil Vinciego i myślał, chciał protestować lecz obawiał się dokładać oliwy do ognia. Usiadł obok spięty jak struna, skrzyżował jedną nogę w kolanie, oparł na niej łokieć. Nie słyszał ćwierkania ptaków, nie czuł promieni sztucznego słońca ogrzewającego kark. Nie poczuł ulgi, gdy dał ciału odpocząć, wstrzymywał oddech i spijał z jego ust kolejne gorzkie słowa.
- Trudno jest ze mną wytrzymać. - podsumował. Nie czuł się zbyt komfortowo ze świadomością na jak wiele stresu go naraził. Rozplątał ponownie ich palce, by mogły swobodnie powędrować wzdłuż jego łokcia. Znowu ta sama bluza, co wtedy i po raz kolejny wadziła. - Czemu dzisiaj bałeś się samego siebie, Vinci? - zapytał tonem hipnotyzera. Nachylił się nad nim powoli, niespiesznie, przysunął się ku bijącej gorącem i cudownym zapachem szyi i musnął delikatnie ustami skórę tuż pod uchem, jakby na próbę. - Opowiedz mi o tym. - poprosił czując jak emocje chcą nim znów zawładnąć. Pulsującymi wargami składał krótkie, pojedyncze pocałunki na wrażliwej szyi, próbował zamazać nieprzyjemne wrażenia sprzed paru chwil. - Opowiedz mi o sobie. Wszystko. A ja dopowiem resztę siebie. - szeptał wprost do gorącej skóry. Nie ułatwiał mu zadania, bowiem cały czas spacerował ustami po szyi, smakując każdy jej cal. Znalazł nawet jakiś pieprzyk, którego nie było widać jeśli nie patrzyło się tak z bliska i z dokładnie tej strony. Oparł dłoń o koc, by mieć wygodniejszy dostęp do atakowanej szyi. Nie myślał nad tym, co robi. Nie zastanawiał się, bowiem to kazałoby mu analizować czy powinien naruszać prywatność czy jednak z tym poczekać. Odsunął skrawek kołnierza bluzy, by dotrzeć na jeden kraniec obojczyka. Pocałunek jaki tam złożył był znacznie dłuższy, wymowny, intensywniejszy. Nie odrywając nawet na pół cala, rozchylił wargi, musnął koniuszkiem języka naskórek. Przytulał się do niego, napawał słonawym posmakiem. Przytrzymał ustami kawałek miękkiej skóry; zadbał o to, by pojawił się w tym siny ślad na pamiątkę jego obecności. Zakręciło mu się w głowie z wrażenia i w sumie podziękował w myślach Vinciemu, że usiedli. Dopiero po chwili łaskawie odsunął się na przyzwoitą odległość, choć w błękitnych oczach zaczęły pojawiać się niepewne, nieśmiałe psotne przebłyski. Najgorszy stres zaczął go powoli opuszczać, bowiem Vinci nie uciekł, siedział blisko, choć jednocześnie odrobinę za daleko, mówił i nie potępiał go. Choć było to trudne do uwierzenia, próbował to przyjąć i zaakceptować. Powinien zerwać się na równe nogi, wyciągnąć wspomnienie z myślodsiewni, zniszczyć je, spalić, ewentualnie wsadzić sobie z powrotem do głowy. Nie ruszał się jednak, chciał najpierw poznać Vinciego tak jak mało kto, a dopiero potem wróci do przykrej przezorności. Przesunął kciukiem po nabierającej koloru malince i zasłonił ją z powrotem kawałkiem bluzy. Wygładził jej mikroskopijny fałd, wyklepał go opuszkami palców, jakby właśnie wykonał kawał dobrej roboty. - Opowiedz. Proszę. - przypomniał łagodnie i zacisnął usta, by nie pojawił się na nich przedwczesny uśmiech. Byłby wniebowzięty gdyby mogli skupić się obaj teraz na Vincim i tylko Vincim. Miał nadzieję, że udało mu się go chociaż trochę zmiękczyć i zachęcić do zwierzeń.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:01;

Uchylił powieki w chwili gdy przyjemny ciężar zniknął z jego ramienia. Napotkał przyciemniony nocą błękit, wpatrzył się w niego pytająco. Powiedział coś nie tak? Choć nie, to nie to, Finn nie uciekał, przyjrzał mu się tylko, w końcu odważył się spojrzeć na jego twarz, na oczy, których unikał od dłuższego czasu. Viní pokręcił delikatnie głową, będąc o krok od wymownego skrzyżowania ramion na piersi. Uniósł rękę do jego twarzy, palec wskazujący przysunął do jego ust z cichym „cśśś”. Rzeczywiście nabrał pewności siebie, z każdą bowiem chwilą coraz lepiej rozeznawał się w swojej sytuacji. Nie było w nim napięcia, które do tej pory pojawiało się co i rusz, nakazując mu zastanawiać się czy najdelikatniejszy, najmniej znaczący dotyk jest na miejscu. Otrzymał potwierdzenie jego uczuć i sam również mu je dał, nie musiał więc dłużej obawiać się bycia sobą. To nie tak, że w towarzystwie Finna udawał inną osobę, że był z nim nieszczery; po prostu ograniczał naturalną dla siebie wylewność, jedynie w nielicznych momentach dając jej ujście w czułych gestach, słowach i spojrzeniach. Dodatkowo zaczynał pojmować – choć wciąż mętnie i raczej po omacku – że ma nad Gardem niejaką kontrolę, że jeśli odpowiednio ukierunkuje swoje słowa i gesty, będzie w stanie odwieść go od mrocznej strony jego natury. Była to jego pierwsza świadoma próba, pierwsze podejście. Spodziewał się, że rezultat będzie ciut bardziej spektakularny, jednak niepewność jaką usłyszał w tonie jego głosu dawała pewną nadzieję.
Z uzależnieniem można walczyć. Jeśli czujesz, że podczas przerwy świątecznej nie dasz rady się powstrzymać, spędźmy ją razem. – powiedział to spontanicznie, a oczy rozbłysły mu pod wpływem pomysłu, który wzbudził w nim ekscytację. – Przyjedź do mnie na święta, spędź je w Anglii, z dala od tego potwora. Przemyśl to, jest jeszcze trochę czasu. – nie był pewien czy potworem nazwał właśnie rudego chłopaka, którego widział we wspomnieniu, czy może to co siedziało we wnętrzu Finna. Czy tak o nim myślał? Jak o potworze? Uważnie zlustrował go spojrzeniem i niemal natychmiast zaprzeczył swoim myślom. Nie. Nie potrafiłby tak go nazwać nawet gdyby bardzo tego chciał. Naiwnie, lub nie – wierzył, że może mu pomóc, uzdrowić go w jakiś sposób. Wyplenić niezdrowy nawyk, choćby miał to być jedyny sukces jaki odniesie na tym polu.
Nie zwracał uwagi na jego niezadowoloną minę, żądał słońca, którego brakowało w listopadowej Szkocji, tęsknił za nim, potrzebował go do życia i cieszył się kiedy w końcu je ujrzał – nawet jeśli była to zaledwie iluzja, sztuczny wytwór jego wyobraźni. Z zadowoleniem przymknął powieki i wystawił twarz w stronę ciepłych promieni, wyrzucając z siebie potok szczerych słów, którego sam się nie spodziewał.
Jakoś to wytrzymam. Choć przyznam, że mógłbyś pomyśleć nad rekompensatą. – nie wiadomo czy to za sprawą słońca, miękkiego koca, czy też faktu, że to co najgorsze zostało już powiedziane, lecz rozluźnił się w końcu, a w tonie jego głosu pierwszy raz odkąd przestąpili próg tego pokoju dało się wyczuć wesołość. Nie zauważył, że nieopatrznie wspomniał o swoich niedawnych zmaganiach, nie spodziewał się też, że Finn z taką łatwością wyłapie ten szczegół i uchwyci się go jak rzep psiego ogona. Przede wszystkim jednak nie podejrzewał go o tak skuteczne metody perswazji, o których miał przekonać się zaraz na własnej skórze.
T-to... – zająknął się kiedy poczuł na szyi ciepły oddech poprzedzający muśnięcie warg. Był w stanie do pewnego stopnia ignorować wspinające się po łokciu palce, lecz w momencie kiedy dotykał cienkiej skóry, w jego przypadku szczególnie wrażliwej na tego typu pieszczoty, tracił rozum. To był atak znienacka – zrelaksowany, wystawiony na słoneczne promienie Vinícius w najmniejszym stopniu nie był w stanie przejrzeć jego zamiarów. – N-nie chcę o tym mówić. Nie każ... mi. – łapczywie złapał powietrze, którego zaczynało mu brakować; do reszty przesiąknięte było jego zapachem. Zębami przesunął po ciepłej wardze, ręce wyciągnął nieco do tyłu, oparł je o gładką powierzchnię koca. Nieświadomie wystawiał się na jego działanie, dopasowywał się do niego, choć przecież wystarczyło odsunąć się o pół metra by odzyskać zdolność myślenia. Nie potrafił zmusić się do takiego wyrzeczenia. Czuł, że traci resztki wolnej woli, że nie ma sił by mu się opierać. Nie chciał opowiadać mu o tym co zaszło w myślodsiewni, co zaszło w nim samym. Jak mógł ubrać to w słowa, skoro nie pojmował tego w pełni? I przede wszystkim... w jaki sposób miał zestawić ze sobą więcej niż dwie sylaby kiedy jawnie z nim poigrywał?
Serce tłukło się we wstrząsanej szybkim, nierównym oddechem klatce piersiowej, biło jak szalone i był zupełnie pewien, że Finn słyszy je doskonale, a pod wargami czuje pulsującą prędkość tętna. Słowa odbijały się od rozpalonej skóry, rozlewały się po niej nadprogramowym żarem, doprowadzały go do szaleństwa. Ich sens umykał mu zupełnie, zapomniał o wypowiedzianej wielokrotnie prośbie, nie miała znaczenia w chwili gdy usunął przeszkodę w postaci szarego materiału, gdy wargami przylgnął do obojczyka, wyrywając spomiędzy zagryzionych do tej pory warg bezwstydne westchnienie. Przełknął głośno ślinę; miał ochotę odciągnąć go od swojego ciała, wpić się w gorące wargi, on jednak trwał przy nim bez ustanku, paraliżując go i uniemożliwiając mu ucieczkę. Pod wpływem jego coraz to śmielszych poczynań zakręciło mu się w głowie, reagował na jego bliskość prawdopodobnie znacznie intensywniej niż by wypadało, nie czuł się tym jednak zakłopotany. Na podobne gesty czekał od tak długiego czasu, że zwykłe wybryki wyobraźni, które ostatnimi czasy przybrały na częstotliwości, potrafiły przyprawić go o szybsze bicie serca. Teraz miał go przy sobie w rzeczywistości, prawdziwego, złożonego z krwi i kości. Otworzył oczy w momencie gdy rozgrzane wargi odrywały się od jego skóry, z niechętnym grymasem wymalowanym na twarzy obserwował jak Finn odsuwa się od niego na bezpieczną odległość, której pragnął jeszcze kilka chwil temu, a teraz nie potrafił znieść. Oblizał wargi, wziął głęboki wdech, próbując nadać oddechowi właściwego rytmu. Nie było to łatwe, ba, nie było to w ogóle możliwe, gdyż wciąż leniwie gładził jego skórę. Zajrzał w błękitne tęczówki i odnalazł w nich coś zadziornie psotnego, co sprawiło, że kącik ust drgnął mu zdradziecko, omal nie wyjawiając ogromu radości jaką mu sprawił. Nie wiedział, że płonący w nim ogień w całości odbija się w oczach. W chwili gdy przykrył malinkę miękkim materiałem wymierzył mu kuksańca w ramię, a kącik ust powędrował jeszcze wyżej.
Ty cholero. – powiedział nie bez wesołości. Wyprostował się i obdarzył go przeciągłym spojrzeniem. – Wykorzystałeś mnie. I nawet nie jest Ci wstyd. – Uśmiech powoli rozlał się na jego twarzy, w głosie było zaś słychać coś na kształt rozbawionego uznania. Nie miał okazji poznać takiego Finna, kiedy więc dostał do skosztowania namiastkę tego co w sobie skrywał, miał niepohamowaną ochotę by odkryć go całego. Głęboko odetchnął pachnącym ziołami powietrzem. Kąciki ust stopniowo opadały ku dołowi, ustępując miejsca zmarszczonym znów brwiom. – Nie odpuścisz, prawda? – zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Prawdopodobnie był mu winien wyjaśnienia, skoro już głupio zdradził namiastkę swoich lęków. Po tym jak dziś otworzył się przed nim, jak pokazał najskrytsze zakamarki swojej duszy – zasługiwał na to. Zgiął nogi w kolanach, oparł na nich łokcie, koniuszkiem języka przesunął po dolnej wardze, zastanawiając się w jaki sposób zacząć. Jak mówić o swoich demonach? Finn miał pod tym względem łatwiej, po prostu pokazał mu wszystko.
Ja... kiedy byłem w Twoim wspomnieniu... kiedy to się zaczęło... ja... – wziął kolejny głęboki wdech. Wzrok wbijał martwo w przestrzeń przed nim, jakby nie było go tu wcale. – Pamiętasz jak znalazłeś mnie po bójce z tamtym siódmoklasistą? To było chyba... rok temu? Mówiłem Ci wtedy, że zupełnie straciłem nad sobą panowanie, że gdyby nie moja siostra, udusiłbym go gołymi rękami. – rozprostował palce, przeniósł spojrzenie na wnętrze swojej dłoni, skrzywił się z obrzydzeniem. Oczyma wyobraźni widział krwawe ślady gniewu, ten obraz nakładał się na opuchnięte kłykcie sprzed roku, wspólnie mieszały się ze sobą, sprawiając, że żołądek ścisnął mu się boleśnie. Przełknął ślinę. Musiał mówić, powiedzieć wszystko nim rosnąca w gardle gula odbierze mu tę możliwość. – G-gdybym miał taką możliwość, tłukłbym go razem z Tobą. Patrzyłem na to z dziką satysfakcją, cieszyłem się. W złości zaciskałem pięści tak mocno, że głęboko wbiłem w nie paznokcie... nawet tego nie poczułem. To było jak... jak ogień, który spalał mnie od wewnątrz. – zacisnął palce w pięść tak jak zrobił to wtedy, po czym rozprostował je znowu, patrząc jak białe ślady paznokci czerwienieją, a powstałe wgłębienia wypełniają się szybko. – Nie było mnie tam wtedy. W ogóle mnie tam nie było.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:02;

Obaj mogli pozwolić sobie na większą swobodę, a jednak żaden z nich nie wykorzystywał jej w pełni. Nie spieszyli się. Mogli być obok siebie tak długo jak chcieli, bowiem była sobota i nikt nie powinien ich jakoś specjalnie szukać. Przygotował czas na to spotkanie i właśnie z niego korzystał. Cieszył się, że ma już to za sobą. Co prawda będą rozprawiać na temat tego, co Vinci widział we wspomnieniu i w rzeczywistości, ale jednak najgorsze było już za nimi. Powoli leniwie wkradało się rozluźnienie i w końcu mogli w pełni czerpać przyjemność z wzajemnej obecności. Finn nie pamiętał już kiedy czuł się w ten sposób - powoli się relaksował, uspokajał, wyciszał. To znacznie lepszy sposób zachowania nad sobą kontroli niż przybieranie twarzy zimnego bezuczuciowego człowieka. Podobała mu się ta nowa pewność siebie Vinciego, choć z drugiej strony zastanawiał się co się za nią kryje. Nie skończyłby wypowiedzi, ale ucichł i wpatrywał się nieprzerwanie w jego oczy. Póki je widział, jako tako miał odwagę, by dalej mówić i wykrzesać z siebie najsurowszą szczerość. Mógł ranić tymi słowami, a jednak nie powstrzymywał ich świadom, że są potrzebne. Jak to się nazywało? Zdrowy ból, jakoś tak. Vinci wie. To nieprzyjemne, ale on wie i tylko to się liczyło. Ciężar spadł z jego barków niosąc za sobą wytęsknione ukojenie. Ton jego głosu uległ zmianie, uspokoił się, znów nabrał swojej mocy i naturalności. Całkiem szybko Vinci "wyrwał" go ze szponów tamtego... transu. To było obiecujące mimo wewnętrznych oporów Finna. Chciał się pożegnać na zawsze ze swymi ciągotkami, a jednocześnie nie był w stanie zrezygnować z mentalnego znęcania się nad żałosnym człowieczkiem, który zabił na jego oczach miłość. To trudna sytuacja, niełatwa, a jednak Vinci nie poddawał się. Był pewny swego i dodawał Finnowi otuchy swą determinacją.
- Vinci. Przecież ja co roku powstrzymuję się przez zabiciem go, szczególnie ostatnio, bo jestem pełnoletni. Wiem więc, że nie powstrzymam się przed pójściem do niego, by go podręczyć swoją obecnością. Nie umiem z tego sam zrezygnować. To... byłby dosyć gwałtowny odwyk. - mówił dalej szczerze, nie owijał w bawełnę i nie bawił się słowem. Nazywał rzeczy po imieniu, bo mógł. Wreszcie mógł mówić otwarcie o samym sobie, bowiem Vinci stał się najbliższym, bardziej nawet niż rodzice, którzy go znali, a jednak nie do końca. Poruszył głową, przyjrzał się mu z głębszą uwagą. Dostał zaproszenie na święta, do Anglii. Do innego kraju, gdzie nie będzie mieć fizycznej możliwości na czas dostać się do Szwecji. To było... kuszące, ale i wywoływało silny niepokój - miałby naprawdę zrezygnować ten jeden jedyny raz z udręczenia Ovego? Nie wiedział co było silniejsze - pokusa spędzenia czasu z Vincim w jego rodzinnych stronach czy potrzeba wyżycia się na szwedzkim sąsiedzie. Błyszczące z ekscytacji oczy kusiły, by ulegnąć tej prośbie.
- Nie jestem pewien jak rodzice zareagują na nieobecność ich jedynego dziecka... ale spróbuję coś wymyślić. Dziękuję. - musnął jego dłoń z wdzięcznością.
Przyjemnie było oglądać jego twarz wystawioną na słońce. Rozluźniał się, to było wprost oszałamiająco kuszące. - Rekompensatą? - uniósł zaczepnie brew. - Nie znasz dnia ani godziny. Dostaniesz ją w najmniej spodziewanym momencie. - obiecał z tajemniczą nutą w głosie, choć nie miał niczego konkretnego na myśli. Wiedział jedynie, że postara się, aby "spłata" tych wszystkich długów nastąpiła raz, a porządnie. Wyczuwalna w jego głosie wesołość zadziałała na niego znieczulająco. Nie mógł się oprzeć, by go nie zmiękczyć przed całą serią pytań jakie zamierzał mu dzisiaj zadać. Przed nimi jawił się cały wolny wieczór i noc. Nie planował wychodzić stąd dopóki nie zacznie przymierać głodem, pragnieniem bądź nie zostanie stąd przez Vinciego wyciągnięty. Ten czas zarezerwował tylko i wyłącznie dla niego. Świat musi przez ten czas sobie jakoś bez nich poradzić.
Rozbawiło go zaskoczenie Vinciego. A jednak mu się udało, był z siebie dumny. Zawsze to on był zaskakiwany i miło było się zrewanżować. - Nie każę, ja proszę. Przecież widzisz, że to prośba. - poprawił go wciąż tym samym hipnotyzującym tonem, któremu, miał nadzieję, Vinci nie będzie mógł się oprzeć. Chciał zachowywać się przy nim swobodnie, po swojemu, bez całego tego męczącego pilnowania się. Sam siebie na nowo poznawał i o dziwo przyjmował to z zaskakującą łatwością. Czuł, że jego małe prośby zadziałały. Vinci wydawał się teraz taki... miękki, kruchszy, całkiem wygodny i prostszy w odczytaniu. Finn nabierał coraz to większej odwagi, bowiem nie otrzymał ani jednego protestu czy znaku, że nie powinien jej mieć. Tak wiele lat był sam, aż w końcu, gdy kogoś otrzymał chciał się nim cieszyć pełną piersią bez nieustannego kontrolowania się i przestrzegania konwenansów. Bez tej całej powściągliwości i rezerwy, bez narzucanego dystansu i formalnej, acz chłodnej życzliwości.
Uśmiechnął się mimowolnie próbując się rękoma osłonić przed kuksańcem. - Wykorzystałem? Niby jak? - palił głupa, udawał niewiniątko, choć faktycznie, nie było mu w ogóle wstyd. Przecież widział jego płonący wzrok, jakże miałby żałować czegokolwiek? Buzia mu się cieszyła sama z siebie i ledwie to ogarniał. Dał mu raptem chwilę na westchnięcie i zrozumienie. Pokręcił głową ze smutną miną, w której smutku za wiele nie było. Po prostu upór, to nie była byle informacja, której zdobycie mógł odłożyć na później. Musi kuć żelazo póki gorące... prawie dosłownie. Dlatego też ukradkiem chwycił jego palce, ukrył we wnętrzu swojej dłoni i trzymał, próbując wlać w niego więcej odwagi.
Przyglądał się mu przenikliwie. Chwilę temu był prawie wesoły, a teraz znów zmagał się z nieprzyjemnymi uczuciami. Finn szedł chyba złą drogą, skoro wywoływał u niego takie skrajne emocje, z czego te negatywniejsze dzisiaj znacznie przewyższały. Przez chwilę było mu głupio, ale tylko moment, gdy usłyszał pierwszą część odpowiedzi.
- Chyba rozumiem co chcesz powiedzieć. - przytaknął, bowiem pamiętał tę rozmowę. To było tak dawno temu, jawiło się jako nieskończona nieskończoność. Mimo wszystko Vinci jak wtedy, tak i teraz był z tego powodu roztrzęsiony. Gdy wykrzywił się z obrzydzeniem do swych palców, i je przykrył drugą dłonią, by przerwać tę linię spojrzenia. Pozwolił mu skończyć, próbował wesprzeć go krzepiącym spojrzeniem mimo, że brąz przesłaniały teraz jego własne, prywatne wspomnienia.
- Hej. - zagaił łagodnie, czule, najcieplej jak tylko potrafił. - Spokojnie, kochany. Kazałem ci patrzeć na zło, więc nic dziwnego, że je współodczułeś. Vinci. - musnął palcem jego podbródek, uniósł go, a głowę pochylił by popatrzeć w przymknięte brązowe oczy. - Jesteś najempatyczniejszą osobą jaką znam, dlatego poczułeś to tak mocno. To hormony, emocje, silne bodźce, stres - wszystko się w tobie skumulowało. Inaczej zapewne byś się zachował, gdybym wpadł na pomysł poinformowania cię co mniej więcej zobaczysz. - mówił nieprzerwanie i mimo, że kręcił się wokół jednej z najboleśniejszych scen swego życia, zachowywał spokój. Czemu? Bo trzymał jego dłoń i wiedział, że Vinci nie jest złym człowiekiem. To dawało mu pewność siebie, której nie naruszy nic. - Jesteś wesołym i pogodnym człowiekiem, więc nic dziwnego, że w chwili złości odczuwasz ją tak mocno. To nie jest to zło. Wierzysz mi? - spoważniał, nadał swojej wypowiedzi naprawdę silnego tonu. - To nie jest ono. Umiem je rozpoznać. - wiedział, że to nie jest ten demon, który zalągł się beztrosko w Finnie. Różnica polegała na tym, że on nie żałował ani jednego wycelowanego uderzenia, nie miał wyrzutów sumienia i czerpał do tej pory radość z zadanego bólu. Marzył o większej ilości, marzył o czyjejś powolnej, męczącej śmierci. Vinci zaś wykrzywiał się z obrzydzenia, bał się tego, a to była wbrew pozorom bardzo zdrowa reakcja. Całym sobą chciał go przekonać do swych racji i sprawić, by mu uwierzył. Ścisnął jego palce krótko, acz silnie, by zwrócić na siebie uwagę. Chciał podzielić się swoją pewnością siebie i spokojem, by nie musiał męczyć się z czymś, co ma naturalne wyjaśnienie.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:02;

Łagodny ton jego głosu niósł ukojenie. Uspokajał go, ale przede wszystkim stanowił niejaką obietnicę, że to co najgorsze jest już za nimi – niemożliwym było by Finn, którego zobaczył po powrocie do rzeczywistości mógł mówić do niego w taki sposób, z taką ciepłą czułością. Mimo że demon został przegnany już jakiś czas temu, Gard wciąż pozostawał spięty; teraz poczuł, że wrócił do niego w pełni, że to był właśnie jego Finn, za którym zdążył już zatęsknić. Treść słów, które wypowiadał była jeszcze piękniejsza niż ich brzmienie, zapraszała do tego by ich wysłuchać, a następnie podążyć za nimi ślepo, uwierzyć w nie bez chwili wahania, w pełni. Nie dał się im skusić, nie pozwolił sobie ulec, choć stawianie oporu nie było wcale łatwe. Posłał mu zbolałe spojrzenie kiedy dotykiem zwrócił ku sobie jego twarz, brązowe oczy wypełnione były niepewnością, ale i czającym się gdzieś głębiej strachem. Wszystko w nim zdawało się krzyczeć „no dalej, uwierz mu, ma przecież rację, tak pięknie do ciebie mówi”, a mimo to wciąż zapierał się rękami i nogami, boleśnie świadom jak wygląda prawda. Gwałtownie pokręcił głową, nie godząc się na taką ilość pięknych epitetów kierowaną w jego stronę, nie w tym momencie.
Gdybym był tak empatyczny, czy przypadkiem nie powinienem współczuć i jemu? – nie potrafił znieść spojrzenia błękitnych tęczówek, patrzących na niego z uczuciem, którego w tym momencie nie czuł się godzien. Przeniósł wzrok na bladą dłoń przykrywającą jego własną, ściskającą ją delikatnie. Był tak pochłonięty mówieniem, że nie zauważył momentu, w którym go chwycił. Poruszył palcami, wygodniej układając się w jego dłoni; nie odwzajemnił uścisku, a mimo to dopasował się do niego, czując, że to jest dobre, właściwe i na ten moment niezwykle mu potrzebne. – Jeśli to takie normalne, czemu wszyscy dookoła nie zachowują się w ten sposób? Gdybyś miał rację, świat wypełniony byłby bezmyślnymi furiatami siejącymi wokół siebie spustoszenie.
Bezmyślny furiat. Właśnie tym się wówczas stał. Osobą w całości kontrolowaną przez wypełniającą ją złość, niezdolną aby się zatrzymać. Nieczułą, tak na ciele, jak i umyśle. Krzywda drugiego człowieka zawsze była mu udręką, niekiedy w stopniu sięgającym absurdu; jak to możliwe, że jednego dnia obawia się rozbroić ucznia podczas pojedynku, a drugiego uśmiecha się, patrząc na puchnącą, zakrwawioną twarz kilkuletniego chłopca? Gdyby Finn go wtedy zobaczył... gdyby go widział, zmieniłby o nim zdanie. Pokręcił znów głową, w zamyśleniu przesuwając wargę między zębami. Czy mu wierzył? Oczywiście, że nie. Nie w pełni.
Nawet jeśli to nie jest to zło... czemu czuję jakbyś uważał, że nie jest to żadne zło? – w jego głosie słychać było wyrzut. Oczywiście, że nie szukał w sobie usilnie złej strony, wręcz przeciwnie, pragnął i potrzebował potwierdzenia, że wciąż jest sobą, tym samym Vincim. Oczekiwał jednak czegoś znacznie bardziej przekonującego, argumentu, który nie zostawi cienia wątpliwości – bo w tym przypadku nie mógł sobie na nie pozwolić. Poczuł się jakby Finn bagatelizował problem, uważał go za błahostkę, to było źródło wyrzutu, który wpierw wybrzmiał, a potem odbił się w brązowych tęczówkach. – Nie ma jednego rodzaju zła. Twoje... wydaje się być zimne jak lód, a moje... – rosnąca już od dłuższego czasu gula w końcu wygrała, zatrzymała słowa w jego gardle, nie pozwoliła opowiedzieć o tym, że jego złość pali jak żywy ogień, jak ciągle karmiona pożoga. W myślach powtórzył kilkakrotnie wiązankę przekleństw, która pozwoliła mu się uspokoić, a mimo to nie podjął urwanego zdania. Spojrzał na ich dłonie – ciepły uścisk bladych palców i jego własne, poddające się temu biernie. Zapragnął urwać ten temat, odrzucić go na dalszy plan i co najwyżej gryźć się nim potem, w samotności; teraz niepotrzebnie tracili cenny czas, który można było spędzić w przyjemniejszy sposób. Wyswobodził swoją dłoń. Przysunął się bliżej Finna, jedną nogę zgiął w kolanie, drugą wyprostował; rękę oparł o jego udo, z wyczuciem zaciskając na nim palce.
Dajmy temu spokój, hmm? – zajrzał w niebieskie tęczówki. Był na tyle blisko, że czuł przyjemnie działający na zmysły korzenny zapach, który tak uwielbiał. Wolną dłoń położył na jego ramieniu, tuż nad łokciem, własnym ciepłem ogrzewał chłodną skórę. Delikatnie przyciągnął go ku sobie, na poły zmusił, na poły skłonił by nachylił się w jego stronę. Wargami musnął jego usta tak przelotnie, że nie można było nazwać tego pocałunkiem, odsunął się na kilka milimetrów. – Proszę. – wyszeptał prosto w jego wargi, musnął je znów, lecz tym razem nie uciekł, wręcz przeciwnie, przymknął powieki i przysunął się jeszcze bliżej, w końcu pozwalając sobie na pocałunek. Przesunął dłoń po jego ramieniu, barku, zbadał ciepłotę szyi, kciukiem zahaczył o policzek, w końcu zatrzymał się na karku. Powoli scałowywał jego wargi, chwytając słodki smak, nie spieszył się, chcąc poznać go z każdym możliwym szczegółem.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:03;

Owionął go powiew chłodniejszego wiatru. Vinci nie uwierzył, nie chciał przyjąć jak najbardziej prawdopodobnego rozwiąznia problemu. To zbolałe spojrzenie poczuł w całym ciele, chciał zerwać się i gwałtownie protestować, przekonywać go non stop aż mu uwierzy. Nie miał przed sobą złej osoby, był tego tak pewny jak faktu, że trzeba oddychać, by żyć. Był kwintesencją dobroci, a sporadyczne wybuchy złości nie zakrawały o psychozę ani grozę.
- Mordercom się nie współczuje. - stwierdził cicho i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kryje się za tym znacznie więcej. Nie chciał teraz tego roztrząsać, Vinci potrzebował wsparcia i jak najwięcej dobrych słów, by przegnać z kochanych brązowych oczu ten niemy ból. Pluł sobie w brodę. Naciskał na odpowiedź i doprowadził do takiego stanu. Czy się kiedykolwiek nauczy, by bardziej szanować jego życzenia? Nie chciał opowiadać, został przymuszony i postawiony pod ostrzałem pytań, kiedy odmówić nie miał jak... nie dał mu szansy obrony, po prostu wydzierał z niego historię przykrego doświadczenia. Czuł jakby nawalał na całej linii. Nie dość, że kazał mu oglądać śmierć, krew, słuchać wrzasku, pokazał siebie pozbawionego uczuć, to jeszcze bezczelnie wyciągał z niego bolesne historie. Zacisnął żuchwę, opieprzył sam siebie, pewnie gdyby mógł, sam sobie by przyłożył, aby przywołać się do porządku. Niby nie musiał się kontrolować i ograniczać przy Vincim, a jednak granica do bezmyślności była bliska. Wtłoczył do płuc haust powietrza. Musiał bardziej zważać na swoje słowa. Niemo jęknął świadom emocji jakie biły z wypowiedzianych przezeń słów. Jeszcze bardziej nachylił się, by utrzymać choćby szczątki jego spojrzenia.
- Świat jest pełen choleryków, flegmatyków, melancholików, sangwiników... osób mających w sobie każdego po trochu. Powiedziałeś kiedyś, że jestem najważniejszy. Zareagowałeś na krzywdę bliskiej osoby... to nie jest złe. Proszę cię Vinci, uwierz mi. - mówił do niego błagalnym tonem, odgarnął ścianę włosów z boku jego twarzy na ramię. Brakowało tylko tego, aby i Vinci w siebie zwątpił, a przecież był najwspanialszą osobą jaką miał możliwość poznać. Dlaczego tego nie rozumiał? Kogo widział patrząc w lustro? Wstrzymał oddech postawiony przed wyrzutem i złapaniem za słówko. Nawet na myśl mu nie przeszło, że może to tak zabrzmieć, że Vinci akurat do tego przykuje uwagę, a nie do innych słów. Poruszył się niespokojnie w miejscu, zaatakowany nagłym chłodniejszym i kłującym dreszczem. To niemożliwe, że rozmowa przybrała taki obrót. Wsunął dłoń w kręcone, miękkie włosy, naparł na bok jego głowy, uniósł ją, zmusił do spojrzenia w swoje oczy. - Nie jesteś zły, wbij sobie to do głowy. Zakochałem się w najlepszym człowieku jakiego dane było mi poznać w życiu. Podziwiam cię, zazdroszczę twojej spontaniczności, tego jak okazujesz i przeżywasz wszystkie emocje. Gniew jest naturalny, potrafi być silny. Pomogę ci przy nim. W końcu nad nim zapanujesz. Nie jesteś sam z tym sam, Vinci. - mówił bardzo wyraźnie, szepcząc słowa, nad którymi nie myślał. Po prostu mówił, co czuł. Umiał gniew przekuć w lód i trzeźwo myśleć, gdy trawił jego wnętrzności. Wiedział zatem jak oddychać, by się opanować, na czym się skupiać, gdy umysł zalewała czerwień furii. Zrobi dla Vinciego wszystko, na co będzie go stać. Patrzył na niego długo, chciał, by słowa nasiąkły milczeniem i zapadły głęboko w pamięć. Gdyby był w stanie zabrałby cały jego strach i problemy, by nie musiał się nimi przejmować. Finn miał wprawę z chomikowaniem swoich własnych kłopotów, a więc chętnie przyjmie i cudze, jeśli by to pomogło. Wizja porzucenia tematu nie była mu w smak, jednak ton głosu Vinciego jak zwykle go roztapiał. Jego wzrok mimowolnie uciekł do dłoni sadowiącej się wygodnie na udzie. Przykrył ją swoją, zacisnął na niej palce, by ją tam zatrzymać i mieć. Nie oponował pod naporem, nachylił się chętnie, rozluźnił mięśnie twarzy, by móc w pełni napawać się zapachem i smakiem ust. Nie potrzebował drugiego zaproszenia. Witał muśnięcia z rozchylonymi wargami, przymknął powieki, westchnął mając je tak blisko siebie. Nie był pewien na czym ma się skupić, czy na dłoni rozgrzewającej jego ramię, czy na tej na udzie, którą musiał puścić, by przysunąć się bliżej ciała Vinciego. Nie pamiętał już o co go prosi, zgadzał się w ciemno odurzony zapachem jego skóry. Nim zdołał się zniecierpliwić niedopowiedzianymi muśnięciami, już go całował z takim samym wyczuciem jak on. Dostosował się do tempa, do delikatności, dopasowywał do jego ust i popadał w niemy zachwyt tym, jak idealnie się na sobie układały. Nie umiał siedzieć nieruchomo, jego dłonie same lgnęły ku niemu i nim zdołał nimi zawładnąć, jedną ulokował u podstawy jego karku; połowę palców wsunął za kołnierzyk do miejsca schowanego pod materiałem bluzy. Tam skóra wydawała się jeszcze gorętsza, ogrzana ubraniem. Gładził ją szorstkimi koniuszkami palców, przysunął się na tyle na ile mógł. Nie miał ochoty skupiać się na rozmowie, a wszak chciał go wypytać o wszystko i jeszcze więcej. Trudno było mu znaleźć moment na oderwanie się na ten jeden cal, gdy kończył się jeden pocałunek, od razu pojawiał się następny i kolejny, taki spokojny i intensywny, który nie był wystarczająco "dobrym", by na nim skończyć. Chyba taki nie istniał. Gdzieś na dnie podświadomości zdawał sobie sprawę, że to głównie odciąganie go od głównego toru rozmowy i zmiany jego zainteresowania, ale jakoś teraz mu to nie przeszkadzało. Dał się, nawet jakoś specjalnie nie walczył, bo nie chciał jeszcze bardziej mu się narażać. Objął ramieniem jego tułów, by się nim grzać i grzać bez końca. Czuł jakby wszystko było w końcu na swoim miejscu. Jakby tego brakowało mu całe życie i wiedział już, że nigdy nic nie będzie takie samo, jeśli nie będzie mieć przy sobie Vinciego. Nawet gdy musieli złapać powietrze w płuca to się nie odsuwał, przeniósł się na kąciki ust, na pieprzyk nad nimi, oddychał jego oddechem, tak samo jak on.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:05;

Ich rozmowa przybrała nieoczekiwany i naprawdę niepożądany obrót. Dał ponieść się schowanemu głęboko strachowi, smutkowi i obrzydzeniu. Zamiast być Finnowi wsparciem w tym ważnym, ale przede wszystkim trudnym dla nich obu dniu, skupiał się na sobie, a na domiar złego nie potrafił przyjąć jego argumentów, przyznać mu racji. Nie chciał negować bezmyślnie jego słów, miał świadomość, że w kwestii wewnętrznych demonów ma duże doświadczenie, że zna ich kuszący wpływ i wie jak z nimi walczyć, a mimo to nie mógł się z nim zgodzić. W życiu ważnym dla niego było, by nie robić niczego wbrew sobie, nie chciał więc oszukiwać i jego, i siebie, jeśli czuł, że coś jest nie tak.
Bo jesteś. Jesteś najważniejszy. A skoro tak, powinienem chyba chcieć Cię od tego odwieść, zamiast cieszyć się z tego co robisz... oprócz tego chłopaka, skrzywdziłeś wtedy samego siebie.
Przymrużył powieki kiedy naruszył kurtynę jego włosów – nie z rozdrażnienia, a zwykłej przyjemności płynącej z czułego gestu, po czym otworzył je szerzej w chwili gdy z nieoczekiwaną stanowczością zmusił go do spojrzenia w jego oczy. Uderzyły go emocje i szczerość jakie w nich zobaczył, w połączeniu ze słowami, które wypowiadał robił piorunujące wrażenie, które do reszty odebrało mu mowę. Poczuł, że topnieje i nie jest w stanie dłużej protestować, przełknął ślinę wiedząc, że przegrał bo Finn właśnie w tym momencie obalił wszystkie jego argumenty, również te, które nie zdążyły zostać wypowiedziane. I choć nie dał temu potwierdzenia żadnym gestem, w niewielkim stopniu dał mu się przekonać. Milczał, pozwalając by wymowna cisza wybrzmiała w pełni. A potem zbliżył się do niego.
Obawiał się, że napotka protest, że Finn mimo wszystko będzie chciał dokończyć urwany temat, doprowadzić do momentu, w którym przekona go do swoich racji i dostanie tego stosowne potwierdzenie. Zdziwił się, on bowiem zachował się zgoła inaczej, od razu reagując na jego dotyk, odpowiadając na niego – ciepłem dłoni, zmniejszonym do minimum dystansem. Natychmiast wyłapał rytm, dopasował się do niego, wzbudzając niemy zachwyt Viníego. Rozumiał go bez słów, potrafił bezbłędnie odczytywać jego intencje, łączyła ich więź, której nie czuł z żadną inną osobą. Na czułość odpowiadał czułością, na delikatność – delikatnością, nie było tu miejsca na pomyłki, nie zdziwiłby się gdyby Finn postanowił mu nagle oznajmić, że przez cały ten czas czytał w jego myślach. Utonął w jego ramionach, w rozgrzewających się coraz to bardziej wargach; topniał pod wpływem dotyku o wyjątkowej, niepowtarzalnej, szalenie przyjemnej szorstkości. Czuł wkradające się pod materiał palce, był świadom każdego milimetra przekroczonej po raz drugi granicy wytyczonej przez szary materiał. Tą drobną pieszczotą wzbudzał w nim obłąkańczą niecierpliwość, wywoływał irytację, gdyż powoli przestawało mu to wystarczać. Pozwolił im na złapanie kilku płytkich, urywanych oddechów, na minimum, które musiało im wystarczyć; przylgnął ustami do jego warg, rozchylił je swoimi, przesunął po nich końcówką języka, chwytając jeszcze więcej zintensyfikowanego smaku. Mocniej zacisnął dłoń spoczywającą na jego udzie, złapał dwa prędkie oddechy, palce spoczywające na jego karku wsunął między krótkie włosy przysuwając go jeszcze bliżej, a jednocześnie uniemożliwiając mu ucieczkę, gdyby tego typu głupota przyszła mu do głowy. Z cichym, przytłumionym jękiem wkradł się między kuszące wargi, pogłębił pocałunek; w tej samej chwili rozluźnił dłoń zaciskaną na jego nodze, przesunął ją ku górze, sprawnie ominął pasek spodni, którym, jak postanowił, nie będzie się jeszcze interesować. Wsunął palce pod brzeg koszulki, brak mu jednak było cierpliwości, którą wykazywał się Finn, czarny materiał zasłonił całą jego dłoń, którą badał teraz nieznane rejony jego brzucha, żeber, łopatek. Przeszył go intensywny, gorący dreszcz; zapamiętale badał gładkość i temperaturę naznaczonej bliznami skóry – wyraźnie czuł je pod palcami, zawzięcie się ich doszukiwał. W końcu oderwał się od jego warg, dysząc jak po biegu, twarz miał zaczerwienioną. Uchylił powieki, napawając się widokiem oddychającego szybko Finna, zdjął rękę z jego potylicy, kciukiem przesunął po zaczerwienionych kusząco wargach.
Powiedziałeś... że się we mnie... zakochałeś – z trudem wydusił z siebie pomiędzy kolejnymi oddechami. Drugą ręką nieprzerwanie błądził po gładkiej skórze jego pleców. Uśmiechnął się nieświadomie, przesunął usta w stronę jego ucha, tuż pod nim złożył miękki pocałunek. – Powtórz. – zamruczał i uszczypnął zębami jego płatek.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:05;

Finn umiał kłamać sam przed sobą, czasami się ku temu uciekał. W obecnym przypadku nie pozwolił sobie nawet na ułamek fałszu. Naprawdę chciał go przekonać, że nie jest zły. Co jednak mógł zdziałać wobec takiego uporu godnego hipogryfa? Zapewne jeszcze nie raz natrafi na tę minę, na tę upartość, wszak dopiero ją poznawał i trzeba przyznać, że będzie wyzwaniem nakłonić Vinciego do zmiany zdania. Co tylko odnalazł argument, został on stłamszony jeszcze kolejnymi słowami, które aż prosiły się o rozkładanie na czynniki pierwsze. Mimo, że słyszał już kilka razy wyznanie jego uczuć, tak za każdym razem robiło to na nim niemałe wrażenie. W takich momentach wydawało mu się, że świat stanął w miejscu, że wszystko znika i pozostaje tylko Vinci. Nie potrafił się nim nie zachwycać, zaczynał po prostu go uwielbiać. Pomyśleć, że ledwie w zeszłym roku panicznie bał się swoich uczuć i próbował wmówić sobie, że przesada, że myśli za dużo, że to niemożliwe... a jednak.
- Och ty głupku. - pozwolił sobie na okazanie odrobiny zniecierpliwienia. - Chcesz mnie odwieść od tego... tego bycia gorszym, prawda? Chcesz, widzę to w twoich oczach, w twoim zachowaniu. To się liczy, bo już raz udało ci się mnie otrząsnąć. - w tym momencie trudniej było mu wytrzymać jego spojrzenie, zawstydził się, zakłopotał, poczuł zażenowanie na myśl co by stało się, gdyby Vinci nie zaczął krzyczeć i go przytulać. Zapewne nie siedzieliby razem na kocu... Zadrżał od samego wyobrażenia.
Nie otrzymał żadnego potwierdzenia. Nie wiedział jak ma rozumieć to przeciągające się spojrzenie. Pocieszył się, że nie uzyskał stanowczego zaprzeczenia, a to już była połowa sukcesu. Któregoś dnia przekona go do swoich racji. Wróci do tego tematu, o tak. Nie odpuści tak łatwo, choć akurat teraz świadomie pozwalał odwracać swoją uwagę czując, że jest mu winny dużo, bardzo dużo ciepła. Wydawało mu się, że Vinci oczekiwał od niego czego innego. Sprawiał wrażenie zaskoczonego, co wbrew pozorom Finna usatysfakcjonowało. Nie szukał jednak dokładniejszej odpowiedzi na jego twarzy, był zajęty i całkowicie pochłonięty składaniem pocałunków, które w pewnym momencie stały się trochę pośpieszne. Nieznacznie, a jednak wyczuwalnie. Zaczął się gotować od środka, jego wargi bardzo chętnie ustąpiły pod naporem oszałamiająco miękkich ust. Intuicyjnie wyczuł odpowiedni moment, by musnąć koniuszkiem języka jego własny, umykający właśnie z powrotem do ust. Wbił palce w jego skórę pod wpływem intensywnego doznania, rad, że chwilę temu złapał parę oddechów i nie musiał się odsuwać po upierdliwy życiodajny tlen. Jego całe ciało pokryła gęsia skórka, kiedy poczuł na plecach ciekawską dłoń. Nie spodziewał się jej, ale bardzo, bardzo, ale to bardzo chętnie ją tam powitał. Oparł się ciężarem o Vinciego, kiedy drżenie jego ciała przeszło w całości i na niego. Nie mógł się skupić, coraz bardziej się rozkręcał i dawał ponieść. Jego palce spacerowały sobie wszędzie, przysuwały się coraz bliżej do kilku blizn, mniejszych, krzywych, nieładnych. Zmarszczył brwi, śledził zmysłem dotyku trasę jego dłoni. Trochę się zestresował, nie lubił ich pokazywać i choć współlokatorzy w dormitorium widzieli jego tors, to nikt tych szram jeszcze nie dotykał. A już w szczególności nie w ten sposób, w jaki robił to Vinci. Wbrew sobie spiął mięśnie pod dotykiem jego palców i zaraz je rozluźnił, co tylko uwrażliwiło jego skórę na bijący od niego gorąc. Nie pozwolił mu od razu się oderwać od ust. Wyczuł co zamierza, więc celowo mu utrudniał, przytrzymywał jego wargi przy swoich, nachylał się bardziej by je znów złapać. Odpuścił, gdy poczuł w płucach ból i silną potrzebę wtłoczenia w siebie powietrza. Oddychał jak po przebiegnięciu maratonu, co było dla niego sporą stratą czasu. Wpatrywał się z rozszerzonymi oczami w zaczerwienioną twarz Vinciego, czerpał z wymuszonej przerwy i hiperwentylował się. To było piękne, cały on był piękny. Powoli rozciągał usta w uśmiechu, coraz to szczęśliwszym i cieplejszym. Wtem z jego gardła wydostał się jęk od ilości pieszczot. Było ich tak wiele, że nie wiedział na której ma się skupić najpierw. Nie miał ich w życiu zbyt wiele. Wpojono mu powściągliwość, a teraz temu przeczył i chciał jeszcze więcej śmiałości Vinciego. Ponownie zatrząsł się pod wpływem wędrującej po plecach dłoni. Odchylił głowę, przymknął oczy przyjmując chętnie pocałunek w miejscu pod uchem, które nie sądził, że jest aż tak unerwione. Wbił paznokcie w materiał jego ubrania, wydawało mu się, że zaraz oszaleje z tego wszystkiego. Przełknął ślinę, przerażony mocnym pragnieniem zdjęcia z niego bluzy, przytulenia do swojego nagiego torsu i trzymania go tak w nieskończoność. Vinci tylko rozbudzał i powiększał tę potrzebę, swoimi pocałunkami i zachowaniem nie zachęcał do uspokojenia się. Krew szaleńczo płynęła mu w żyłach, gdy zamiast od razu odpowiedzieć, ulokował drugie ramię wokół jego bioder, naparł na niego swoim ciałem i łagodnie przewrócił go na plecy, układając go w ten sposób na cienkim kocu. Od razu zmaterializował się tuż nad nim, oparł się torsem o jego tułów, wpił się w jego usta z namiętnością o jaką siebie nie podejrzewał. To był krótki ale bardzo treściwy pocałunek. - Rozkochałeś.... - ucałował kość policzkową. - ...mnie... - teraz ciepły rumieniec. - w sobie... - dotarł do żuchwy. - ... z taką... - przywarł ustami do szyi; napawał się pulsującą pod skórą żyłą, pochłaniał ten rytm i był pewny, że jego serce bije tak samo szybko. - ...łatwością. - wydusił zdławionym tonem i wrócił wyżej, zajrzał do jego brązowych kochanych oczu. Splątał ich nogi i oparł się o niego połową ciała. - I co z tym fantem zrobisz? - zapytał ożywionym szeptem. Ponownie poruszył ramionami pod wpływem dotyku na plecach. To było denerwująco przyjemne odczucie lecz nic nie mógł poradzić, że go trochę łaskotało. Oparł głowę o rękę, a łokieć o koc. A i tak był bardzo blisko jego ust. Drugą dłonią sięgnął do suwaka bluzy i choć nie rozpiął go, to zaczął się nim bawić. Popatrzył na Vinciego płonącym wzrokiem.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:06;

Dziękował sobie za to, że dwa dni temu przełamał opory ich obu i sięgnął po to czego pragnął od tak dawna. Był zadowolony z tego, że puściły mu nerwy, że wykazał się sporymi brakami w umiejętności samokontroli i utrzymywania silnej woli. Niewiele mógł wówczas na to poradzić, był wszak tylko zwykłym, słabym człowiekiem stale wystawionym na działanie licznych pokus. Finan Gard był bez wątpienia najsilniejszą z nich. Był jak odległe, niemożliwe do spełnienia marzenie, był tym cholernym najczerwieńszym i najsłodszym jabłkiem zawieszonym na samym czubku rozłożystej jabłoni, tak wysoko, że mimo usilnych prób nie dało się po nie sięgnąć. A teraz trzymał go w swoich objęciach, czuł palce wpijane w jego skórę pod wpływem intensywności pieszczot i pocałunków, i nie potrafił uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Jego aprobata sprawiała mu dużo przyjemności, podobało mu się to uczucie, te przyjemne ciarki, które przebiegały mu po plecach kiedy Finn ulegał jego wargom i dłoniom. Rozkoszował się dreszczami wstrząsającymi jego ciałem, które nagle wydało mu się takie miękkie i ciepłe, rozgrzewające się dodatkowo pod wpływem jego dotyku. Pochłonięty odkrywaniem go w zupełnie innym wymiarze niż mógł do tej pory, przeoczył delikatny grymas, a spięte chwilowym stresem mięśnie wziął za zwykłą reakcję na śmiałe posunięcia jego palców. Gdyby dostrzegł, że Puchon na kilka sekund przestał czuć się swobodnie, z całą pewnością gwałtownie przerwałby ich bliskość, żądałby wyjaśnień. Z cichym pomrukiem zadowolenia przyjął jego zachłanność; fakt, że nie pozwolił mu na dezercję mile łechtał jego ego, schlebiał mu, stanowił jeden z najprzyjemniejszych komplementów jakim mógł go obdarzyć. Sam również nie chciał uciekać, zmusiła go do tego niemożność złapania oddechu i nadmiar wrażeń, od których zakręciło mu się w głowie. Obaj potrzebowali tej przerwy, a jednocześnie wydawali się być zaskoczeni jej koniecznością – jakby zapomnieli, że do życia potrzebują czegoś więcej niż tylko siebie nawzajem. Jęk, który z siebie wydobył był mu najsłodszą muzyką, dźwiękiem, który na długo pozostanie w jego pamięci. Wraz z intensywnym zapachem unoszącym się nad rozgrzaną skórą i słonawym smakiem jaki poczuł na wargach, zaatakował jego zmysły. Uśmiech, który od dłuższej chwili nie schodził z jego twarzy, na sekundę ustąpił miejsca zaskoczeniu, kiedy to wylądował na plecach, a na piersi poczuł słodki ciężar. Nie spodziewał się pocałunku, lecz szybko się w nim odnalazł, czerpiąc z niego jeszcze więcej przyjemności. Wczepił palce w jego skórę, starając się nie używać paznokci przesunął nimi wzdłuż kręgosłupa. Lubił być zaskakiwany, a Finn dzisiejszego popołudnia zaskakiwał go non stop, pokazywał się ze strony od której go nie znał – z zaskakująco namiętnej strony, cholernie pociągającej. Druga ręka straciła swoje zajęcie, więc i ją wsunął pod czarną koszulkę, badał nią lewą stronę jego pleców, do tej pory przez niego zaniedbywaną.
Odezwało się w nim pewne napięcie, wyczekiwał jego odpowiedzi, a ona tymczasem długo nie nadchodziła. Za długo. Starał się czekać z cierpliwością, tej jednak miał dziś w sobie niewiele. W duchu odetchnął więc z ulgą kiedy Finn w końcu się odezwał. Jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech; mógłby słuchać tego dzień i noc i z pewnością nie był to ostatni raz kiedy wymusił na nim tego typu potwierdzenie. Starał się zdławić jęk, ten jednak wyrwał mu się w chwili kiedy obdarzył pocałunkiem szyję, którą sam przed nim wyeksponował. Pożądał i czuł się pożądany, kochał i czuł się kochany, był szczęśliwy, a podobne szczęście odbijało się w rozżarzonym błękicie, który patrzył na niego jak na łakomy kąsek. Podobał mu się ten wzrok.
Przewrócił oczami i wydał z siebie westchnienie udawanej bezsilności.
Najwyraźniej już się Ciebie nie pozbędę, więc po prostu spróbuję to jakoś znieść. – kąciki ust zadrżały, natychmiast zdradzając wesołość, nigdy nie nauczył się kontrolować swojej mimiki, a teraz miał z tym szczególny problem. – Chyba że... – zabawa suwakiem pobudzała wyobraźnię, a mimo to wysunął ręce spod jego koszulki i przerwał ją, gdyż pchnął jego ramię, naparł na niego i ostatecznie doprowadził do tego, że leżał teraz na nim z błyskiem triumfu w oczach. – ...rozkocham Cię w sobie jeszcze bardziej... – ucałował kącik jego ust – I jeszcze bardziej... – wargami zsunął się na szyję, przesuwał po niej, muskał ją, choć nie składał na niej pocałunków. – ...jeszcze troszeczkę... – podniósł się, okrakiem usiadł na jego biodrach, dłońmi zaś objął jego talię. Płynnym, posuwistym ruchem podwinął zawadzającą mu koszulkę aż na wysokość mostka. Patrząc nań z góry, zawiesił pożądliwe spojrzenie na odsłoniętej bladości skóry, powoli przesunął nim w górę, aż napotkał jego oczy. – ...do szaleństwa.
Powrócił oczyma do odsłoniętego torsu, chłonął ten widok z majaczącym na ustach uśmiechem. Odszukiwał kolejne blizny, aż w końcu wybrał jedną, na której skupił swoją uwagę – odznaczające się szczególną bladością miejsce na jego brzuchu. Nachylił się nad nią, pochwycił szalenie intensywny zapach i przywarł do niej ustami. Złożył na niej kilka pocałunków i, nie odrywając od niej wzroku, odsunął się na odległość konieczną by móc się odezwać.
Rozkocham Cię w sobie do szaleństwa, co Ty na to? – wysunął koniuszek języka i z zachwytem zbadał nim fakturę blizny, drżąc od nadmiaru wrażeń. Przymknął powieki, pocałunkami po omacku naznaczył ścieżkę wiodącą w prawo, gdzie znajdowały się dwie kolejne, usytuowane blisko siebie. Nie otwierał oczu, wargami i językiem próbował wyczuć subtelne granice.

Część sesji odbywa się prywatnie

Tchnęła go nagła myśl. Z wciąż zamkniętymi oczyma, sformułował swoje życzenie, a kiedy je otworzył, za plecami Finna znajdowało się jeziorko. W niewzruszonej tafli odbijały się te gwiazdy, którym udało się przebić przez korony drzew, piaszczysty brzeg gdzieniegdzie przetykany trawą zachęcał do postawienia na nim stopy. Odnalazł dłoń Finna i splótł ze sobą ich palce.
Hmm, chodź za mną. Tylko nie podglądaj! – zaśmiał się i wypuścił go z objęć. Upewnił się, że ma zamknięte oczy i dopiero wówczas pociągnął go za sobą prosto w stronę wody. – Nie otwieraj oczu, choćby nie wiem co. No... chyba że mi nie ufasz.
Pod stopami poczuł miękkość piasku i nierówność kilku kamyków, co przywitał mimowolnym uśmiechem; bez wahania zrobił krok prosto w wodę, która otuliła jego kostki. Była zimna, lecz nie lodowata, idealna by uśpić trawiącą ich gorączkę i zmyć z siebie pot. Nie puszczając jego dłoni, brnął coraz głębiej i głębiej, tak długo, dopóki woda nie sięgnęła żeber. Wówczas zatrzymał się, przysunął do Finna i z czułością ucałował wymęczone wargi.
Teraz możesz otworzyć. – powiedział, słowami muskając jego usta, złożył na nich jeszcze jeden pocałunek i w końcu rozplótł ich dłonie, na moment pozostawiając go samego. Zrobił to tylko dlatego by móc w całości zniknąć pod taflą, dać się pochłonąć orzeźwiającemu chłodowi, zamoczyć rozpalone ciało. Wynurzył się po kilku sekundach; ciężar wody rozprostował loki, optycznie wydłużył i przyciemnił kosmyki. Obdarzył go roziskrzonym spojrzeniem i uśmiechnął się do niego szeroko, cały kipiąc szczęściem.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:15;

Mógł tak się opierać o Vinciego i całą wieczność, lecz jego prośba zmusiła go do większego ożywienia. Chciał otworzyć oczy moment przed tym zanim został poproszony o nie podglądanie. Grzecznie zachował zamknięte powieki. - Nawet do piekła. - splecenie ich dłoni było dla niego już czymś naturalnym. Oczywistym. Najlepsze w tym wszystkim był fakt, że nie czuł żadnego zawstydzenia, a wszak obaj byli nadzy. Posłusznie szedł po trawie, nadeptując co kilka kroków na niewygodne gałązki trzaskające pod ciężarem jego ciała. - Czemu to piekło jest zimne i czemu mi się podoba? - zapytał, gdy zrobili pierwsze kroki wchodząc do małego jeziorka. - Ach tak, bo mam ciebie. Miło. - uśmiechnął się odsłaniając rząd zębów. Na szczęście nie było w tym upiorności. Zadrżał od lodowatego w jego odczuciu jeziora, które błyskawicznie wchłaniało krople potu z ich ciał. Odczuł potrzebę otwarcia oczu i nawet uchylił delikatnie powiekę, dzięki czemu mógł dojrzeć lśniącą w świetle gwiazd oliwkową skórę na łopatkach Vinciego. Im dalej się zagłębiali tym ranki Finna na plecach postanowiły się odezwać w proteście na kontakt z jakąkolwiek wodą. Zacisnął usta i palce na dłoni Vinciego, ale nie zareagował głosem ni jękiem na ten nieistotny szczegół. A mógł pozbyć się nawet i całej swojej skóry, byleby nie przerywać szczęścia bijącego z Vinciego. Poruszył ustami, skradł kilka sekund ofiarowanego pocałunku i otworzył oczy. Skubany był już daleko i póki co Finn nie odczuł tego tak straszliwie jak kilkanaście minut temu, gdy w głowie mu się nie mieściło, że zostanie sam choćby na sekundę. Póki mógł cieszyć się jego widokiem, tak był w stanie wytrwać. Czuł ulgę, zrelaksował się całym ciałem. Poczekał aż Vinci wynurzy się i na widok jego dłuższych, prostych i znacznie ciemniejszych włosów cicho się zaśmiał, tak z zachwytu. Uśmiechnął się unosząc wyżej policzek i w wyważonym ruchu zanurzył się głęboko pod wodę, nabierając powietrza do płuc. Opłynął Vinciego i w ostatniej sekundzie objął ramionami jego łydki, wciągając go gwałtownie pod taflę. Dopiero wówczas łaskawie go wypuścił i postanowił się wynurzyć z wielkim bananowym uśmiechem na twarzy. Zaczesał mokre włosy do tyłu, połowicznie położył się plecami na wodzie i westchnął niebywale zadowolony. Zlokalizował Vinciego i postanowił wzrokiem napawać się lśniącymi na jego skórze kropelkami wody.
- I kto tu jest seksowną bestią, hę? - czuł się taki... uniesiony, taki wolny, nieskrępowany ubraniem i hamulcami. - Cholera, jakiś ty przystojny. - potrząsnął głową z niedowierzaniem, że mu się trafiła taka szycha. W sumie, miał niebywałe szczęście i zamierzał się z tego perfidnie cieszyć. - Nie myśl, że zaciągniesz mnie pod wodę. Masz do czynienia ze świetnym pływakiem. - posłał mu prowokujące spojrzenie i naparł plecami na taflę, po chwili pod nią znikając. Odpłynął sobie gdzieś dalej - bez najmniejszego problemu przemieszczał się pod wodą. Co parę chwil pozwalał by bąbelki powietrza pognały ku górze, otworzył oczy i zawrócił, czając się niczym krwiożerczy rekin na swoją ofiarę. Gdy zaczął się zbliżać do Vinciego, przestał oddychać, aby nie zdradzić swojego położenia. Niespodziewanie, nagle wyskoczył tuż przed nim, rzucił się swoim ciałem na niego, oplótł jego ramiona i razem z nim wylądowali aż na samym dnie. Patrzył pod wodą na jego unoszące się czarne włosy, uśmiechnął się w zachwycie, musnął zamkniętymi ustami jego własne i po odpowiedniej chwili jakoś się wynurzyli, by nabrać powietrza. Odpłynął na bezpieczną odległość, czyli taką, w której Vinci nie będzie mógł się na niego rzucić. Ponownie przeczesał z oczu włosy. Ożywił się, nabrał trochę energii i cały się cieszył jak idiota. - Jak mnie złapiesz to zrobię co tylko sobie zażyczysz, a jeśli ci się nie uda w ciągu siedmiu minut, ja wymyślę coś dla ciebie. Niekoniecznie realizować mamy to teraz, w wodzie, ale cóż, musisz mieć motywację. Choć i tak nie masz szans mnie dorwać. - brzmiał iście arogancko, był bardzo pewny siebie. Położył się na wodzie, porządnie uderzył w nią stopami wyrzucając niewielką ilość wody wprost na chłopaka. - Hmm... skoro i tak wygram to już na zapas wiedz, że przyjeżdżasz do Glasgow na sylwestra. - nawet nie brał pod uwagę przegranej. Odpłynął sobie ciut dalej, nie spuszczał wesołych oczu ze swojego chłopaka. - Albo... zaśpiewasz jakąś fajną piosenkę przed moimi rodzicami. Albo... przywieziesz Frotce minimum osiem par butów. Frotka to skrzat i ma fetysz obuwia. - im dalej wymieniał potencjalne warunki do spełnienia tym bardziej mu się gęba cieszyła. Suszył zęby, szczęście rozrywało go na kawałki, a wszystko to dzięki Vinciemu. Czuł się wybornie, wspaniale, doskonale! Miał ochotę żartować, rywalizować, dokuczać... robić wszystko czego sobie zabrania w życiu codziennym.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:16;

Doświadczył dziś tak intensywnego żaru, że nie zdziwiłby się gdyby w kontakcie z wodą ich ciała zasyczały jak zalewane na noc ognisko. Kto wie, może gdyby weszli do niej w momencie najintensywniejszego ciepła, tak właśnie by było? Mokre zimno przynosiło ulgę, odganiało zmęczenie, w które obaj zdawali się coraz mocniej osuwać, zmywało pot, który pokrywał każdy centymetr jego ciała. Na jego słowa odpowiedział jedynie śmiechem, głośnym i szczerym. Jeziorko jawiło mu się teraz bardziej jako niebo, aniżeli piekło, przebywanie w nim było tak niewiarygodnie przyjemne. Nie pomyślał o tym, że dla poranionych pleców Finna kontakt z wodą może być nieprzyjemny, choć jej chłód powinien z czasem przynieść ukojenie.
Kiedy się wynurzył, zadrżał delikatnie, a na mokrych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Przemył dłońmi twarz i szyję, z uśmiechem przesunął palcami po zdobiącej obojczyk malince wyraźnie odcinającej się na tle skóry. Nie spodziewał się podwodnego ataku, toteż w chwili kiedy Finn chwycił go za łydki, zdążył krzyknąć nim został pociągnięty pod powierzchnię wody. Zamachał niezgrabnie rękami i wynurzył się chwilę po nim, wybuchając gromkim śmiechem kiedy tylko złapał powietrze. Odnalazł go wzrokiem i popadł w absolutny zachwyt, spiorunowany szerokim uśmiechem oraz beztroską wymalowaną na bladej twarzy, a także słowami jakie padły z jego ust. Nie spodziewał się ich zupełnie, na moment zamarł, patrząc na niego z zaskoczeniem, a potem roześmiał się, nie bardzo wiedząc jak inaczej miałby zareagować. Poczuł rozgrzewające zmarznięte policzki ciepło, które szczerze go zdziwiło; zmieszany, odwrócił wzrok. Czy tak właśnie smakowało zawstydzenie? To uczucie było mu obce odkąd tylko pamiętał, nie było komplementu, który byłby w stanie zbić go z pantałyku... aż do teraz.
Hmm... Ty? – Nie potrafił zrozumieć czemu zwykłe określenie go „przystojnym” wywarło na nim tak duże wrażenie. Czy to dlatego, że tak bardzo zależało mu na uznaniu Finna? A może zwyczajnie nie spodziewał się, że mógłby być dla niego fizycznie atrakcyjny? Wtedy pod drzewem wprost powiedział mu, że nie interesują go mężczyźni, wziął to sobie wówczas do serca, zakładając, że skoro jednak wykazał zainteresowanie, zrobił to tylko ze względu na charakter i łączącą ich więź. I choć bez wątpienia zrobiło mu się miło, jakaś jego część irracjonalnie odrzucała możliwość, jakoby jego słowa były w pełni szczere.
Skoro zaciągnąłem Cię do łóżka, śmiem twierdzić, że zaciągnę Cię wszędzie. – na jego spojrzenie odpowiedział łobuzerskim uśmieszkiem. Kiedy zniknął pod powierzchnią wody, ze spokojem śledził wypływające na powierzchnię bąbelki. Całkiem przypadkiem odkrył coś czego jeszcze o nim nie wiedział – w wodzie poruszał się z godną pozazdroszczenia gracją, której Viníciusowi często brakowało. Wymarzone jeziorko miało służyć głównie ochłodzie i zmyciu z siebie wszystkiego co pokrywało ich zmęczone ciała, a tymczasem udało mu się sprawić mu radość. To było miłe odkrycie, oglądanie rozluźnionego Finna przynosiło mu nie lada przyjemność. Doceniał wszystkie nieliczne momenty kiedy zapominał o wiecznej kontroli, obserwował go uważnie, chwytał zmysłami i zapisywał te obrazy głęboko w pamięci. Miał nadzieję, że wkrótce uda mu się stworzyć pokaźną ich kolekcję.
Stał tak, powoli zaczynając się niepokoić. Ile ten głupol był w stanie wytrzymać pod wodą? Bąbelki przestały wypływać, czy zatem powinien rzucić mu się na ratunek? Zmarszczył brwi i omal nie wrzasnął ponownie kiedy wyskoczył na niego tak nagle. Powstrzymał się jakimś cudem, choć serce swoim tempem właśnie oznajmiało mu, że od zawału dzielił go zaledwie mały krok. Kroczek. Otworzył oczy, chcąc chociaż widzieć co się dzieje skoro jakakolwiek kontrola nad rękoma została mu brutalnie odebrana. Umarł z zachwytu, utonął – bynajmniej nie w ciemnej toni jeziora, a w roziskrzonych oczach, które patrzyły na niego z czułością. Jasne kosmyki rozlały się dookoła jego głowy, falowały miękko, zachęcając by palcami zburzyć ich łagodny ruch. W duchu westchnął, z uśmiechem przyjął łagodne muśnięcie warg, które w obecnej sytuacji musiało mu wystarczyć. Kilka bąbelków powietrza zabawnie wyminęło finnową twarz, która w słabym świetle nocy zdawała się być jeszcze bledsza. Na powierzchni złapał łapczywie powietrze. Nim zdążył odgarnąć twarz z mokrych kosmyków, on znajdował się już nieco dalej. Za daleko. Chciał z wyrzutem powiedzieć mu na ten temat kilka słów, lecz nie potrafił się na to zdobyć, widząc jaką czerpie z tego radość. Uniósł brew, słuchając wyzwania, które właśnie mu rzucał.
Ach tak? – próbował powstrzymywać cisnący się na wargi uśmiech, lecz te zadrżały zdradziecko. – Ty paskudny zuchwalcu! Już ja Ci pokażę, jak tylko Cię dorwę, będziesz błagał mnie o wybaczenie. Zobaczysz, zmuszę Cię żebyś się przede mną płaszczył tylko po to żeby zetrzeć Ci z twarzy ten... – nie dokończył, zasłaniając się dłońmi przed wodą, którą go ochlapał. Zaśmiał się cicho. Podobało mu się to wyzwanie, podobnie jak nieco arogancka wersja Finna Garda. Była nowa, a na dodatek pociągająca, mimo że wzbudzała w nim chęć by utrzeć mu nosa. Zdecydowanie podniósł rzuconą mu rękawicę i da z siebie wszystko, chociażby dlatego by móc znaleźć się znów blisko niego. Ta odległość, którą teraz mu narzucał była mu nie na rękę, trwała już za długo. Prychnął, niby to obrażony, słysząc z jaką pewnością przypisuje sobie wygraną.
Jeśli zapraszasz mnie na sylwestra, po prostu mi to powiedz, głupku. Ale skoro chcesz się bawić w taki sposób... jeśli wygram, zupełnie upijemy się szampanem. – przymrużył powieki, jakby namierzał swój cel, po czym wystartował w jego stronę. Za wolno, za słabo, bezskutecznie. – A poza tym pozwolisz mi wyleczyć swoje plecy. – tym razem nie zdradził się ze swoimi zamiarami, po prostu podpłynął ku niemu, będąc już prawie pewnym, że tym razem uda mu się go dogonić. Nic bardziej mylnego, panie Marlow! Znowu klęska. Zaklął w duchu, rozbawiony. Zatrzymał się, z zaciekawieniem przekrzywiając głowę. – Czekaj, czekaj, fetysz Frotki polega na tym, że je czyści, czy raczej zakłada? – był szczerze zainteresowany jego odpowiedzią, choć trzeba przyznać, że po części była to pułapka. Pragnął zająć czymś jego myśli by jakkolwiek opóźnić szybkość jego reakcji. Zanim więc Finn zdążył mu odpowiedzieć, znów wystartował w jego stronę. Prawie mu się powiodło, zdołał musnąć jego ramię, lecz nie udało mu się go pochwycić. Westchnął. – I... jeśli Cię złapię, zostaniesz tu ze mną na całą noc. Oj, Finn, nie uciekaj bo za każdym razem będę dołączał kolejne życzenie, a i tak Cię w końcu dorwę!
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:17;

To była bezcenna chwila beztroski. Kto wie kiedy będzie znów taka sytuacja, gdzie będą mieli dla siebie pół dnia, cała noc i jeszcze więcej? Już na tę chwilę widział, że będzie szukać weekendów, które w pełni przeznaczy dla Vinciego. Wizja trzymania przy sobie rąk w dniu codziennym była teraz koszmarnym pomysłem. Koniecznym ale cholernie trudnym do zniesienia. Póki co skupiał się na tu i teraz. Śmiech Vinciego zmotywował go do wymyślania rywalizacji czy transakcji wymiennych. Wszystko, byleby znów się śmiał i to dzięki niemu, dla niego. Wpatrywał się w rozciągnięte usta Vinciego świadom jak wiele razy będzie wracać do tego momentu. Nie sądził, że może do kogoś tak szybko się przywiązać. - Ach racja, czyli musisz teraz sobie złapać jedną sztukę, skoro wszystko spłaciłem. - wyszczerzył się rad i z takiego obrotu sprawy. Czuł się taki lekki, chciał dokuczyć Vinciemu, rozbawić go albo w ten przyjemny sposób zezłościć. On naprawdę nie spodziewał się ataku! Przecież to oczywiste, że wchodząc z Finnem do jeziora, trzeba liczyć się z niespokojną kąpielą. Widział w jego błyszczących oczach zachwyt, co go nieco speszyło. Oczekiwał chociaż trochę obrażenia się czy chęci zemsty a dostał czułość, która znacznie utrudniała realizację planu dokuczenia mu. Jakże miał go podtapiać czując na twarzy jego intensywny i pełen radości wzrok?
Ucieszył się jego śmiechem na wręczony właśnie komplement. Tylko czemu miał wrażenie, że wyczuwał w tym zakłopotanie? Może nie był zachwycony tym określeniem? W sumie nic dziwnego, to zbyt słabe słowo by oddać w pełni jego oryginalny typ urody. Gdy zmieszał się i odwrócił wzrok, potwierdził tym samym podejrzenia Finna. Otarł twarz z wilgoci i popatrzył bacznie na Marlowa. - Chyba za rzadko cię komplementuję. - stwierdził po chwili gorliwej obserwacji. Podejrzewał jego policzki o zmianę kolorytu choć z tej odległości nie był tego pewien. - Jak mnie złapiesz to bardzo dokładnie powiem ci co mi się w tobie podoba. Trochę tego będzie więc nie ociągaj się, leniu, jeśli ma nam starczyć na to czasu. - posłał mu rozbrajający uśmiech, gotów skomplementować każdy kawałek skóry. A gdyby tak dodać do tego jeszcze pocałunki... och czuł, że mogłoby to się szybko wymknąć im spod kontroli. Tak na dobrą sprawę Finn dalej twierdził, że nie interesuje się mężczyznami. To dziwne, acz on naprawdę tak siebie oceniał. Vinci był poza wszelką kategorią. Był jeden, jedyny, nikt przed nim i nikt po nim. Cudowne odkrycie, z początku przerażające, a dzisiaj najcudowniejsze.
Dryfował sobie leniwie w jeziorku i miał oko na Puchona. Jak się spodziewał, ten przyjął wyzwanie, co Finna naprawdę uradowało. Wspaniale! Nawet jeśli Vinícius nie miał najmniejszych szans z nim zwyciężyć, to i tak wspólna zabawa i dokuczanie mu było niezwykle atrakcyjnym zajęciem. Uniósł brwi i się roześmiał, nie mógł się powstrzymać. Został nazwany zuchwalcem i w dodatku otrzymał cudowne groźby... nie poznawał Vinciego, ale to było tak rozbrajające, że nie mógł powstrzymać rozbawienia. - Jesteś uroczy jak mi grozisz. I technicznie rzecz ujmując, nie zaciągnąłeś mnie do łóżka tylko do lasu. - zaśmiał się pełną piersią, bowiem nie mógł się oprzeć i musiał doczepić się do błędnego określenia. Nic nie robił sobie ze swojej arogancji. Był pewny siebie i nie brał żadnej opcji pod uwagę niż wygranej. Oniemiał, bezgłośnie zarechotał. - Upić się szampanem? Na gacie Merlina, Vinci, nie chcesz tego, wierz mi. - opcja całkowitego upicia się nie była już tak groźna. Nie po dzisiejszym dniu. Ufał mu, Vinci wiedział najgorsze, a więc cóż mogło się stać? Najwyżej znów zaplątają się w swoich ciałach. Z dziecinną łatwością odsunął się na bok, patrząc jak ślamazarnie próbuje go dorwać. Tylko tyle? - Uuuu, to cios poniżej pasa! - zabuczał, choć z błękitnych oczu rozlewało się rozbawienie. Nagle otworzył je szczerzej, jakby właśnie na wpadł na jakiś pomysł. - W sumie okej, jeśli jakimś cudem wygrasz to dam ci wyleczyć plecy ale tylko i wyłącznie w taki sposób jaki ci wskażę. - wprowadził pewne poprawki, bo w sumie niezbyt miał ochotę pozbywać się akurat tych ranek. Mają ważne znaczenie i będzie ich bronić za wszelką cenę! Kto mówił, że nie można się przy tym odrobinę zabawić? Wyszczerzył się do niego, kiedy znowu umknął spod jego palców zanurzając się nieco głębiej do wody. Kiepsko się ten Marlow poruszał w jeziorze, oj kiepsko... będzie trzeba go poduczyć. Odwrócił się do niego przodem, ale wciąż w minimalnym stopniu przemieszczał się do tyłu. Patrzył mu prosto w oczy i puszył się jak szalony. - Nie wnikam czy Frotka je nosi, ale lubi je.. hej! - gdy zdał sobie sprawę z pułapki, szybko śmignął w obrocie z dala od jego rąk. Skubany! Zagadał go, a wszystko przez to, że naprawdę zainteresował się tematem. Poczuł jego dotyk na ramieniu lecz na całe szczęście udało się spod niego wysunąć. - Ty szczwany lisie, nie dam się więcej zagadać. - pogroził mu palcem i zanurkował, oddalając się pod wodą i przy okazji zataczając koło. Woda była cudowna, jak już wygra ostatecznie tę jakże uroczą rywalizację, podtopi Vinciego jeszcze jakieś cztery razy. Wynurzył się w dobrej odległości, wzburzając przy sobie niewielkie fale. - Cała noc z tobą? Tutaj? No nieee, tylko nie to! - roześmiał się, bowiem wyraźnie było widać, że ten pomysł przypadł mu do gustu. Rozważał nawet celowe przegranie, skoro życzenia robiły się coraz to bardziej kuszące... Powstrzymał się jednak, przynajmniej na chwilę. Dotknął stopami gruntu, wyciągnął ramiona do góry i przeciągnął się - może celowo, może nie - udając przy okazji, że ziewa.
- Masz jeszcze cztery minuty. Prędzej transmutuję się w rybę niż doczekam się aż mnie dorwiesz. Może się poddaj, co? - zasugerował z jakże przekonującą charyzmą w głosie. Obserwował jak się przemieszcza i póki co... nie uciekał. Czekał aż Vinci przybliży się na dosyć bliską odległość. Patrzył prosto w brązowe oczy, pewny tego, że wywinie mu się i tym razem. - Bądź mądry, kochanie i po prostu przyznaj, że nie zdołasz mnie dopaść nawet z trzech metrów. - i gdy Vinci rzucił się do ataku, Finn wystartował rzutem na plecy. Ach, poczuł na przedramieniu jego palce! Na całe szczęście wyślizgnął się, choć musiał przyznać, że naprawdę go nie doceniał. Duma nie pozwalała go pochwalić. Nie! Finn wygra i już. Odpłynął dwa metry dalej. - To może zaczniesz od masażu, bardzo mi się przyda. - śmignął w prawą stronę, gdy znów został zaatakowany. Tańczyli w jeziorze, im więcej kroków robili, tym bardziej z Finna biła duma i samozachwyt. - Odpowiesz na moje czterdzieści siedem pytań, o. - wyczuł kiedy nastąpi ostatni atak. Finn... wyskoczył w jego kierunku w dokładnie w tym samym momencie, doprowadzając do tego, że obaj się wzajemnie pochwycili. Przytulił dłonie na wysokości jego żeber, zanurzył ich obu aż po samą szyję. - Mam cię. - zniżył głos wpatrując się w niego wesoło. - Będę miły. Twoje ostatnie życzenie spełnię z rozkoszą. - szepnął, wsuwając dłonie na jego kark. Przysunął go do siebie tak, że dotykali się czołem. Mimo chłodnej wody czuł ciepło jego ciała. Przechylił głowę, dopadł wilgotnych od jeziora ust, spił z nich każdą najmniejszą kroplę. Ucałował go w sposób naprawdę grzeczny, czuły, niemalże delikatny, co było niebywałą zmianą w porównaniu z tym, co z nimi robił jeszcze kilkanaście minut temu. Nie, nie znudzi mu się to. Choćby wycałował każdy skrawek jego ciała, zawsze będzie chciał do tego wrócić. Przesunął dłonią po jego policzku, po linii żuchwy, pogłaskał brodę i sobie przytrzymał blisko warg. Vinci rozgrzewał sobą całe jezioro. - Opowiedz mi o sobie. Wszystko. - mruknął do jego ust, objął go, bo nie mógł inaczej. Przesunął ciekawską dłonią po całej długości kręgosłupa. - Chcę cię znać lepiej niż ktokolwiek, Vinci. Chcę żebyś ty znał mnie najlepiej. - delikatne fale rozbijały się o ich ciała, które znowu były blisko siebie, znów coraz cieplejsze, choć wyjątkowo ukojone. Pytanie, na jak długo. Spoglądał w brązową toń i uśmiechał się do niej rozczulony.- Tylko nie każ mi wracać do rzeczywistości. Będą nas szukać czy lepiej to olać? Dziwnie mi będzie bez ciebie. - stwierdził mając świadomość, że kiedyś ich idylla się skończy. Aż zadrżał na samą myśl. To okropne, chciał zostać z Vincim tutaj jeszcze na resztę doby.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:18;

Czy komplementy, którymi obdarzał go Finn były czymś do czego mógł z czasem przywyknąć? Na ten moment miał wrażenie, że nigdy nie przestaną wprawiać go w swego rodzaju zakłopotanie, nieważne w jakiej ilości by go nimi nie zasypywał. Jego zdziwienie wiązało się przecież z samym faktem, że mógłby tak myśleć, nie brakiem wiary we własną osobę.
Chyba tak. – przyznał z czającym się w kącikach ust uśmieszkiem, dodając do tego przekonujące skinienie głową. Trening czyni mistrza, prawda? Jeśli nie umiał przyjmować pochwał, które płynęły z ust Finna, może rzeczywiście oznaczało to, że powinien poćwiczyć? Nawet jeśli wprawiały go w swego rodzaju zawstydzenie, chętnie posłucha więcej na temat tego jak wspaniałą i piękną jest osobą. Vinci nie przywiązywał większej uwagi do swojego wyglądu, o czym świadczył chociażby wieczny bałagan na jego głowie, lecz nie znaczyło to, że nie miał w sobie za grosz próżności. – Pamiętaj, że pocałunki są najlepszym komplementem. – czyżby pomyśleli o tym samym? Uległ sile jego uśmiechu, na moment zapominając, że otrzyma swoje pochwały dopiero w chwili kiedy go złapie. Wydawało mu się to, oczywiście, łatwym zadaniem... aż do momentu, w który przekonał się jak dobrym jest pływakiem. Jeśli chodzi o fizyczne umiejętności, z ich dwójki prym wiódł raczej Vinci – czasem wybierał się na bieganie wzdłuż zakazanego lasu i brzegu jeziora, miał za sobą krótki epizod z drużyną Quidditcha, a i sama perkusja nierzadko wymagała od niego zaangażowania całego ciała. Był, co prawda, niższy, drobniejszy i z całą pewnością mniej silny niż Finn, lecz nadrabiał to zręcznością, sprytem. Nie spodziewał się, że Puchon w wodzie czuje się aż tak dobrze; on sam był raczej przeciętnym pływakiem, bez trudu utrzymywał się na powierzchni, ale wciąż brakowało mu pewnej gracji, swobody ruchów i, przede wszystkim szybkości. Cechowało go za to coś innego – nieziemski upór. I właśnie z jego powodu nie odpuścił aż do ostatniej chwili.
Prychnął, marszcząc przy tym nos jakby jego słowa były mu swędząco nieprzyjemne. Uroczy? Wcale nie chciał być uroczy! Miał wzbudzić w nim niepewność i niechęć do rywalizacji, a osiągnął zgoła odwrotny efekt. Dlaczego więc, miast rozdrażnienia, czuł raczej rozbawienie? Skwitował jego słowa śmiechem, w duchu przyznając mu rację. Rzeczywiście nie pojawiło się tu żadne łóżko, choć, jak się okazało, wcale nie było im ono do niczego potrzebne. Ot, zbędny gadżet, mała innowacja sprawiająca, że kora drzewa nie rysuje skóry – a było to przecież niecodzienne i ciekawe doznanie.
Umykał mu non stop, wzbudzając w Marlowie pełną rozbawienia irytację, która przybierała na sile z każdym kolejnym razem. Puszył się jak jakiś cholerny paw, a wyraz jego twarzy mówił jasno co myśli o umiejętnościach pływackich Viníciusa. Był tak pewny siebie, że miał ochotę złapać go po to tylko by zobaczyć głupią minę, jaką wówczas by zrobił. Uśmiech na twarzy Vinciego przeplatał się z zaciśniętymi w skupieniu zębami, brązowe oczy patrzyły bystro, mrużyły się w chwilach złości, ale przede wszystkim błyszczały czystą radością. Bez względu na to czy był w stanie go dogonić, czy też nie – była to wyjątkowo przyjemna chwila beztroski, kiedy to mogli po prostu być sobą i bawić się jak dzieciaki.
O tak, właśnie dokładnie to! – pogroził mu palcem – Zmuszę cię do leżenia przy mnie, a nawet przytulania mnie przez całą noc. – zmarszczył brwi, kiedy zaczął się z nim przekomarzać. Ziewał, tak? Cholernik. Wymamrotał pod nosem włoskie przekleństwo i roześmiał się tuż po tym. – Poddać się? A może ty się weź utop, co? Przetransmutuj się w pawia, lepiej do Ciebie pasuje. – nie zwracał uwagi na swoje słowa, dając się ponieść tej małej grze, jaką zaserwował im Finn. Nie był przecież zły, jedynie poirytowany, a i tak uśmiechy brały górę nad wszelkimi krzywymi minami. Niespiesznie przybliżał się w jego stronę; nie chciał robić z siebie głupka, ganiając za nim kiedy on zachowywał stoicki spokój, a poza tym nie chciał zmachać się zanadto, planował bowiem wykorzystać swój czas do ostatniej sekundy.
Ty mi tu nie kochaniuj, ty przebrzydły ghulu! Będziesz musiał odkupić każde pojedyncze słowo, zobaczysz. – rzucił się do ataku i już go prawie miał! Już czuł pod palcami chłodną skórę, już zaciskał palce na szczupłym przedramieniu. Był zupełnie przekonany o swoim zwycięstwie, kiedy Gard dosłownie wyślizgnął się spod jego palców. Stanął jak wryty, patrząc na niego z niedowierzaniem wymalowanym tak w oczach, jak na twarzy. – Che culo! Cofam swoje słowa, nie jesteś przebrzydłym ghulem tylko obślizgłym ślimakiem. – nie zastanawiając się wcale, wystartował w jego stronę, znów bezskutecznie. Czuł, że kończy mu się czas i powoli miał dość swoich sromotnych porażek, ale wrodzony upór nie pozwalał mu na odwrót. – Ślimakiem, który ma dużo szczęścia i tyle. Mięczaki i masaż to chyba zły pomysł, jeszcze przypadkiem cię rozgniotę. – powoli docierało do niego, że już nie wygra, chciał więc chociaż słowami jakoś zetrzeć mu z ust ten irytujący, pełen satysfakcji i samozadowolenia uśmieszek. Nie była to szczególnie skuteczna metoda, nie kiedy jego własne kąciki ust non stop zdradzały czające się pod irytacją rozbawienie.
Warknął gniewnie w chwili gdy jego ostatnia próba skończyła się niepowodzeniem. Miał ochotę wyrwać się z jego ramion i pewnie by to zrobił, gdyby tylko jego bliskość nie okazała się znacznie bardziej kusząca niż strojenie fochów.
Przecież ja też Cię mam, to niesprawiedliwe! – spojrzał wprost w niebieskie tęczówki – brązowe wyrażały głównie sprzeciw wobec takiemu rozwiązaniu ich małych zawodów. Skoro trzymał go w swoich ramionach (a wszak taki był warunek wygranej), powinien mieć prawo do jednego życzenia. Okazało się, że owszem, dostanie je, jednak bez możliwości wyboru. Prychnął z rozdrażnieniem gasnącym z każdym kolejnym milimetrem pokonywanym przez jego dłonie. Finn skutecznie go rozbroił, swoim dotykiem ugasił pożar nim ten w ogóle się pojawił. – Bastardo... – szepnął cicho kiedy zbliżał się do jego warg, na poły z rozbawieniem i niedowierzaniem, że tak łatwo odebrał mu wolę walki. Przymknął powieki, choć z początku nie poruszył się w najmniejszym stopniu – jak na porządnie obrażoną osobę przystało łaskawie pozwalał mu całować zziębnięte, bierne wargi. Nie trwało to długo, nie potrafił powstrzymać się przed odpowiedzią; przysunął się bliżej niego, rękoma oplótł jego szyję i w końcu odwzajemnił jego pocałunki, łaknąc pokrytych wilgocią ust. Łagodność i delikatność tej chwili nie uszła jego uwadze, toteż nie psuł jej, mimo że pragnął go wciąż więcej, bliżej, mocniej; pozwolił mu się odsunąć, choć wymagało to ogromu silnej woli. Z bliska patrzył w jego oczy, westchnął cichutko. Zadrżał od jego dotyku, został nim ostatecznie roztopiony, podporządkowany.
Więc pytaj. Masz dokładnie czterdzieści siedem pytań. – odgarnął na kark mokre kosmyki i przytulił policzek do jego policzka, chwytając powietrze przesiąknięte charakterystyczną mieszanką powstałą z woni jeziora i słodko-ostrego zapachu Finna. – ”Pięćdziesiąt pocałunków Garda”. – uśmiechnął się, choć nie mógł tego widzieć. – Podążając mugolską modą, powinienem napisać taką książkę. Niestety, pisarz ze mnie marny. To bonusowa informacja na mój temat, daję ci ją z czystej dobroci serca. – roześmiał się, ciepłym oddechem owiewając jego ucho, pozwalając by rozbawienie wstrząsnęło zamkniętymi w uścisku ramionami. – Rzeczywistość? Tu jest moja rzeczywistość, a ja nigdzie się nie wybieram. Co najwyżej na brzeg, jeszcze chwila i rozmiękniemy tu jak kawałki bułki rzuconej kaczkom na śniadanie.
Odsunął się od niego, po drodze muskając kilkakrotnie blady policzek, a na wargach składając ulotny pocałunek. Wyplątał się z jego ramion i popłynął w stronę brzegu, przy którym czekały na nich dwa kusząco miękkie ręczniki. Wziął jeden z nich, wytarł nim twarz, ramiona i kapiące kropelkami wody włosy, po czym przewiązał go w biodrach. Zerknął na Finna, sprawdzając czy i on doprowadził się już do ładu, po czym uśmiechnął się zagadkowo.
Wiesz co? Zamknij znów oczy. – przybliżył się do niego – to już ostatni raz... na dziś. Obiecuję. Chyba że... – przesunął zębami po wardze, zastanawiając się nad czymś, po czym zacisnął palce na czarnej, aksamitnej wstążce, która zmaterializowała się w jego dłoni. – Trochę Ci w tym pomogę. Żadnych protestów. – biła od niego stanowczość wsparta charakterystycznym tonem świadczącym o tym, że żaden sprzeciw nie będzie wzięty pod uwagę. Stanął za jego plecami i przesłonił jego oczy, starannie wiążąc pasek materiału na tyle mocno, by nie miał możliwości podglądać. Ucałował wilgotnawy, pachnący jeziorem kark, musnął wargami chłodnawy bark. Ujął jego dłoń i poprowadził go kilka kroków dalej. Pośród drzew, na wprost jeziorka, na niskich nóżkach stało łóżko; od góry zasłonięte było białym baldachimem nadającym mu przytulnego charakteru, zaścielone zaś było jasną pościelą i dużą ilością miękkich poduszek. Wokół niego znajdowały się drzewa, przy których pniach stały teraz rzucające ciepłe, migotliwe światło latarenki. Pokierował go aż na sam jego brzeg i dopiero tam się zatrzymał. Puścił jego dłoń i, stając na palcach, przybliżył się do jego ucha.
Zaufaj mi. – szepnął, trącił nosem jego policzek i odsunął się po to tylko, by pchnąć go plecami na miękki materac, który zachęcająco ugiął się pod ciężarem jego ciała. Nie zwlekał ani chwili, rozsiadł się na jego biodrach, ani trochę nie przejmując się tym, że poza wilgotnymi ręcznikami są zupełnie nadzy. Nachylił się nad jego wargami. – Teraz nie możesz już powiedzieć, że nie zaciągnąłem Cię do łóżka. Chociaż moim skromnym zdaniem nie ma lepszego łóżka niż trawa. – ucałował jego usta – wpierw delikatnie, niespiesznie scałowując ich powierzchnię, potem nieco mocniej, zachłanniej, szukając na nich smaku, za którym zdążył zatęsknić. Nie pozwolił sobie jednak na przesadną namiętność, nie taki był bowiem jego cel. – Odwróć się, wygrałeś przecież masaż. I… nie zdejmuj opaski – wyszeptał, muskając jego wargi, ni to prosząc, ni nakazując. Podniósł się na kolanach, umożliwiając mu wykonanie polecenia i po chwili usiadł ponownie, tym razem na miękkich pośladkach. Wyciągnął rękę po olejek, który sekundę wcześniej pojawił się na łóżku, wylał trochę na dłoń i roztarł, rozgrzewając przy tym ręce. Ułożył dłonie na jego barkach, lecz zanim wykonał nimi jakikolwiek ruch, nachylił się nad jego uchem. – Możesz pytać. – zamruczał wprost do niego, zaśmiał się cicho i wyprostował, rozpoczynając masaż. Stanowczo, choć z wyczuciem uciskał kolejne mięśnie, niespiesznie rozgrzewał chłodną jeszcze skórę ciepłem własnych dłoni.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:18;

Uciekanie w wodzie przed Vincim nie wymagało nadkładania sił fizycznych. Finn tak mocno się puszył i czuł się niezwyciężony iż go nawet troszkę lekceważył. Nie przesadnie, a jednak mimo wszystko uważał siebie za lepszego odeń pływaka. W innych dziedzinach sportowych nie wykazywał się szczególnymi zdolnościami ani talentem, czując się znacznie lepiej głównie przy muzyce. Mimo wszystko pływanie, nurkowanie, manewrowanie w żywiole wody przychodziło mu z łatwością. Daleko mu do olimpijczyka, a jednak czuł się jak ryba w wodzie. Jak tylko wspomniał sobie szwedzkie jeziorko latem... aż tęsknił za ciepłem mimo, że ledwo co się skończyło.
Dostrzegał, że Vinciemu przeszkadza jego uśmieszek, a jednak nie potrafił go powstrzymać. To przekomarzanie rozbawiało go i wiedział, że nie kryje się za tym nic toksycznego. Ot, chwilowe objawy arogancji, której nie widać wszak w życiu codziennym. Upór Vinciego był mu znany, a jednak to jest pierwsza z sytuacji, kiedy poznawał ją na własnej skórze. Był pewien, że Marlow zrezygnuje po tych nieudanych próbach lecz grubo się pomylił. Walczył do samego końca mimo, że to przecież zwyczajna rywalizacja. Imponowało mu to. Oczywiście wyczuwał bijącą od niego złość przeplatającą się z rozbawieniem, a więc celowo wypinał dumnie pierś i przydziewał na usta pełen zadowolenia uśmieszek. Skoro mógł być sobą przy Vincim, nie zamierzał się hamować. Chciał wykorzystać ten czas w pełni, jak tylko się dało.
- Czy ty chcesz, by paw cię przytulał całą noc? - zapytał podśmiewując się pod nosem. - Jak jakiegoś znajdę to dam ci znać. - puścił do niego oczko chwilę po tym jak mu się wywinął sprzed nosa, wirując w wodzie i naruszając porządnie jej gładką taflę. Wybuchnął śmiechem i szybko go ujarzmił, bo powinien udawać obrażonego! Uniósł brwi i próbował wyglądać na dotkniętego do żywego, co szło mu gorzej niż miernie. - Ghulu? O nieee, ja do ciebie z uczuciem, a ty do mnie z ghulem. Łamiesz mi serce, Vinci. Jak tu żyć? - trząsł się ze śmiechu doskonale zdając sobie sprawę, że sam prowokuje go do tego typu odzywek, które i tak uważał za całkowicie urocze. Tak, Vinci był uroczy, szczególnie kiedy ta złość mu nie wychodziła. Widział jego drgające policzki i uciekający ku górze kącik ust, który aż prosił się o ucałowanie. Wizja odkupienia każdego słowa wydawała mu się atrakcyjna, co nie znaczy, że da się wkopać. Uważał siebie za niewiniątko. Prychnął z wielkim uśmiechem na ustach, nie umiejąc go z nich usunąć. Nie umiał się nie uśmiechać do niego. Coraz trudniej przychodziło mu trzymanie się z daleka, skoro mógł go dotykać i całować tak jak sobie tylko to wyobrazi bez obaw, że ktoś ich na tym przyłapie. Znów robił sobie apetytu takimi myślami.
- Szczęściem jesteś ty, a to tutaj to nazywa się talent, kochanie. - przymrużył oczy słysząc kolejny epitet, który aż prosił się o małą zemstę. Zamyślił się na parę sekund rozważając czy nie powinien się jakoś "zemścić" lecz musiał przerwać pomyślunek, by odpłynąć na bok. Uznał, że wróci do tego w stosownym czasie i upomni się o przeprosiny. O tak, zamierzał je otrzymać! Teraz nie czuł się urażony, ale może później? Musi tylko zasłonić usta, by nie zdradzały go tym nieprzerwanym wyszczerzem. Jak się ma złościć, kiedy chciało mu się śmiać i całować go jednocześnie? I nie, Vinciemu nie udało się zetrzeć tego uśmieszku. Jedynie w błękitnych oczach zaigrała ostrzegawcza iskierka, taka która gwarantowała, że sobie sam weźmie przeprosiny wprost z jego ust, a dokładniej języka. Chętnie sięgnął do pełnych warg i mimowolnie uniósł policzki czując jaki Vinci jest obrażony. Nie zniechęcił się i mu się to opłaciło, bo po chwili wycałowywania nieruchomego i urażonego Marlowa poczuł na szyi jego mokre dłonie, które powitał z aprobatą. Aha, miło wiedzieć, że potrafi go udobruchać. Informacja przydatna na przyszłość. Przymknął powieki, oplótł go w talii i czerpał sobie chwilę tulenia słuchając tuż przy twarzy jego cudownego głosu. - Tylko pięćdziesiąt? E tam, zacznijmy od dwustu. - nie miał pojęcia o co chodziło z mugolską modą i pisaniu na ten temat książek, ale nie drążył uznawszy, że sam tytuł powieści jest mocno nieprawidłowy. - Pięćdziesiąt to jak nic. Poproszę więcej. - popatrzył nań i odgarnął z jego polika wilgotny kosmyk składając go do reszty przemoczonych włosów. Zapamiętał sobie, że Vinci nie lubi pisać opowiadań. Każda informacja się przyda. - Lubię bonusy. - stwierdził trzęsąc się razem z nim od cichego śmiechu. Właśnie zauważył kropelkę wody na jego rzęsie i zbierał się, by ją stamtąd zabrać, rzecz jasna ustami, gdy Vinci postanowił się bezczelnie z niego wyplątać, co skomentował grymasem. Wolał być rozmiękłą bułą i mieć Vinciego niż musieć go teraz wypuszczać, skoro planował sobie zabrać od niego nagrody za zwycięstwo. Poczuł się pocieszony ulotnym pocałunkiem, a więc podążył za nim rozpychając taflę wody swoim ciałem. Skorzystał z okazji, popatrzył łakomym wzrokiem na jego oliwkową, lśniącą od wody skórę na plecach, na linię kręgosłupa, którą pieścił palcami, na pieprzyki, z którymi nie zdążył się przywitać. Na chude barki, lekko widoczne łopatki, na jego ruchy ciała, gdy wychodził. Uśmiechnął się zachwycony, gdy zobaczył go całego, gdy już wyszedł na brzeg nagusieńki. Aż musiał przytrzymać zębami dolną wargę, aby nie dać nic po sobie poznać. Obwiązał się ręcznikiem, choć obserwował jak robi to Vinci, bo to wydawało się o wiele atrakcyjniejsze niż skupianie na wycieraniu swojego ciała.
- Znowu? - zapytał czując jak niezbyt mu się podoba zamykanie oczu, skoro może oglądać jego tors, malinkę, którą dzisiaj stworzył, ramiona, które całował... Przymrużył groźnie oczy na widok opaski. - Protestuję. - zakomunikował i skrzyżował ręce na ramionach nie godząc się na zasłanianie mu wzroku. Ufał mu, ale nie podobało mu się chodzenie na oślep skoro mógł jawnie zachwycać się jego ciałem. - Vinci, nie zgadzam się. - powiedział doń dobitnie, ale mimo wszystko zapomniał odsunąć się czy w jakikolwiek fizyczny sposób zaprotestować, bo już Vinci przystępował do dzieła i zawiązał na oczach opaskę. Finn jęknął i zastanawiał się czemu nie udało mu się go powstrzymać. Nawet nic nie zrobił poza słownym buntem! - Ja dalej się... - urwał, zamknął usta czując na karku pocałunek, potem na barku, potem chciał czuć jeszcze jeden... ale nie nastąpił. Pojawiła się za to ciepła, choć wilgotna dłoń, którą chętnie uwiązał swoimi palcami. Znów szedł na oślep. - Już? Zdejmij mi ją. - ponaglił go ledwie trzy kroki później. - Wystarczy poprosić o zamknięcie oczu to jeszcze mogę to rozważyć, a nie od razu opaska. Opaski to zakłada się do rzucania gnomami, a sądząc po twojej temperaturze ciała raczej nie masz tego w planach. - jojoczył pod nosem, wyrażał swoje niezadowolenie i trochę opornie dawał się prowadzić w nieznajomym kierunku. Może do ogniska? Z pięć razy chciał zdjąć opaskę i zobaczyć co Vinci knuje, ale w ostatniej chwili dawał mu trzy sekundy na decyzję o oddaniu mu zmysłu wzroku. Zatrzymali się, stracił jego rękę, co tylko go zirytowało. Nie po to dał (a przecież nie chciał) zawiązać sobie oczy, by tracić z nim kontakt fizyczny. Chciał być udobruchany. Po jego ciele przebiegł słodki dreszczyk kiedy poczuł ciepło jego oddechu przy uchu. Zaufaj mi... jakby dzisiejsze spotkanie nie było tego dowodem! Zmarszczył brwi, asekurował się dłońmi popchnięty wprost na... miękki materac, który pod jego ciężarem kusząco się ugiął. Przesunął palcami po pościeli. - Dobra, chcę zdjąć opaskę. Już dosyć się pomściłeś. - uniósł barki i odruchowo położył dłonie na jego ramionach, gdy sobie na nim usiadł. Czy zdawał sobie sprawę, że oddzielał ich cienki ręcznik? Serce Finna znów przyspieszyło dając znać całemu ciału, że Vinci jest blisko i jednocześnie kilka centymetrów za daleko. - Ty mnie na nie porwałeś. - zdołał odpowiedzieć zanim nie utonął w jego ustach, powitał je z pomrukiem zachwytu, przesunął dłonie po całych jego plecach, aż do wilgotnych włosów. Przytrzymał je, nacisnął na nie wpijając się w chłodne usta, które swoimi zaczynał rozgrzewać. Rozpędzał się, przedostał językiem, by znów nakarmić się jego smakiem, gdy Vinci się perfidnie odsunął. - Co ty robisz. Oddaj mi je. - żądał i próbował je odnaleźć, ale ledwie się nachylił ku nim, gdy usłyszał słowa. Masaż. O, tak. Masaż. To go przekonało. Choć musiał przez chwilę rozważać co woli - całowanie go czy przyjęcie nagrody... czemu nie jedno i drugie? Miał zagwozdkę, jednak Vinci nie czekał, po prostu zsunął się i chcąc nie chcąc Finn się przewrócił na brzuch rad, że zaraz rozpłynie się w zachwycie od siły jego rąk... Wypuścił gorące powietrze z płuc, oparł się łokciami o mięciutki materac i mimowolnie spiął mięśnie, głównie z faktu, że znów robił się głodny Vinciego. Zsunął opaskę z oczu, zostawił ją na szyi, rozejrzał się po okolicy i uśmiechnął. - Mmm... - momentalnie westchnął czując na plecach ciepłe palce pachnące teraz olejkiem. - Wolę cię widzieć i pytać, a najlepiej to wycałować do utraty tchu za to, że się schowałeś. Wiesz, wymasować trzeba też moje usta. - zagaił i cicho jęknął od siły nacisku na wyjątkowo spięty mięsień z prawej strony tułowia, nieopodal tej dokuczliwej blizny. Przyjemność, rozluźnienie przeplatało się właśnie z małymi bólami towarzyszącymi przy rozgniataniu twardawych mięśni. Podpierał się łokciami, bo wiedział, że jeśli oprze się o materac twarzą, to zamieni się w miękką kluchę i Vinci będzie mógł zrobić z nim co zechce, a przecież Finn też miał coś tutaj do powiedzenia! Nie mógł tak do końca się rozluźnić, nie kiedy jego ciało dobitnie czuło, że Vinci na nim siedzi. Odchylił głowę, potem spojrzał przez ramię na niego. Mierziło go, że widział tak niewiele. - Jak mam myśleć nad pytaniami, skoro mnie... uhh, rozpraszasz... i kusisz... - znów cicho jęknął od nacisku na jeden z mięśni, który po chwili grzecznie się rozmiękczył i rozluźnił. - Urodzony z ciebie masażysta. - stwierdził po paru stęknięciach czując, że jego ciało całkowicie ulega sile dłoni Vinciego. Musiał oprzeć czoło o materac, westchnąć tam głęboko z przyjemności i próbował się skupić na pierwszym pytaniu jakie chciał zadać. Trudno mu się myślało, zmysły wolały skupiać się na dotyku Vinciego, na jego zapachu, na jego temperaturze, na wilgotnych ręcznikach, które według Finna były całkowicie zbędne, na uciskach pachnących olejkiem. - Na kości skrzata, Vinci, nie będę leżeć tak bezczynnie w nieskończoność. - ostrzegł go czując rozlewający się pod skórą ogień. Momentalnie temperatura ciała Finna podskoczyła do jakiś trzydziestu siedmiu stopni, a może trzydziestu ośmiu? Po paru minutach stwierdził, że robi mu się niewygodnie, że chce go bliżej, musi go widzieć, dotykać, aby być w stanie myśleć nad pytaniami. Zaczął się pod nim wiercić dając mu znać, że życzy sobie zmiany pozycji. - Nie mogę zebrać myśli. - przyznał się w pewnym momencie, kiedy gorące dłonie zaczęły go palić. Oparł się o dłonie, uniósł, spychając z siebie Vinciego po to, by móc usiąść, sięgnąć sobie po jego łokieć, przysunąć stanowczo do siebie, popchnąć na materac, nachylić się do jego ust, wpić w nie tak jakby jutra miało nie być. Finn nie umiał leżeć sobie bezczynnie, nie tak długo. - Chrzanić pytania. Nie teraz. - mruknął poirytowany i chwilę później chwycił sobie jego dolną wargę między zęby, przesunął po niej językiem, przywarł bliżej niej i się cieszył jej smakiem. Po chwili ją wypuścił, wycałowywał obie, znacząco poprawiając ich ukrwienie. Gdy uznał, że są wystarczająco czerwone, odsunął się z uśmieszkiem na pół twarzy. - Hm. - popatrzył na nie, przekrzywił głowę i oceniał czy by jeszcze ich nie poprawić. Oblizał swoje usta i się nad czymś zastanawiał. - Podobasz mi się. - stwierdził szczerze. - Wcześniej nie patrzyłem na ciebie pod tym kątem, ale teraz stwierdzam, że jesteś uśpionym wulkanem. Na co dzień, rzecz jasna. Lubię gdy przy mnie wybuchasz. - mruknął miękkim głosem. Oparł głowę o dłoń, a palcem drugiej przesuwał po jego dolnej wardze, łaskotał ją. - Taki jesteś niepozorny i tak... intensywny. Masz rozbrajający uśmiech, taki na całą twarz, aż świecisz jak się dusisz ze śmiechu. - wpadł w jakiś dziwny ton, w dziwny trans. Uznał, że musi mu powiedzieć wszystko, jeszcze więcej, by wiedział jaki jest cudowny. Finn skrzętnie chował swoje myśli, a więc uzewnętrzniał je teraz Vinciemu by ten pojął jak wiele znaczył. - Ta burza włosów mnie rozbraja. - zaśmiał się cicho, wciąż i wciąż łaskocząc skórę jego ust. - Moja matka na jej widok to chyba by zemdlała. Upina fryzurę jak McGonagall. A ty wydajesz się taki... wolny. Nieskrępowany, jak świeży powiew powietrza. Masz taki ekspresyjny wyraz twarzy. Wszystko na niej widać i to cudowne. Nie znam osoby, z której tak mógłbym czytać. To piękne. - westchnął cicho i popatrzył czule w brązową otchłań. Zakrył palcem jego usta powstrzymując go przed mówieniem. - Wolałbym żyć chyba w twoim świecie. Tam, gdzie co rusz się śmiejesz i odruchowo ja też. - objął dłonią jego policzek, kciukiem musnął pieprzyk nad górną wargą. - Zjednujesz sobie ludzi. Należy ci się order za poderwanie mnie. Rany, jak przypomnę sobie jakim odludkiem byłem... denerwowałeś mnie. - zaśmiał się do wspomnień kiedy był introwertykiem i stronił do jakichkolwiek głębszych interakcji z ludźmi. - Nie rozumiałem jak ktoś może się tak ciągle do mnie uśmiechać mimo, że przecież nie byłem miły. A ty wiecznie roztrzepany, niezrażony, wesoły witałeś mnie swoim "cześć". - przysunął się nagle do jego twarzy, przytulił usta do jego policzka, trzymał je przy nich długo, mocno. - Nawet nie wiesz jaki jestem wdzięczny za ten twój ośli upór. Choć opaski nie dam sobie założyć, zapomnij o tym. - wrócił do rzeczywistości, zamrugał, zachwycił się nim tylko na niego patrząc. - Mów do mnie, Vinci. Chcę słuchać twojego głosu, a nie swojego. - poprosił i nie widział w tym nic dziwnego. - Opowiedz o swojej rodzinie, o tym co lubisz, czego nie lubisz, o czym marzysz, czego się wstydzisz, co chciałbyś zrobić, czego nigdy byś nie zrobił... - ułożył się wygodnie przy nim, na boku, dotykał go kolanami, czuł bijące od jego ciała ciepło, zakrywał jego policzek i wpatrywał się raz w jego oczy, raz w usta, które z każdą sekundą traciły na swoim ukrwieniu, co lada moment zacznie poprawiać.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 EmptyNie 6 Sty - 0:19;

Na jego protesty jedynie uśmiechnął się półgębkiem i przewrócił oczami, w nosie mając to, że marudził jakby chciał mu tą opaską co najmniej odciąć dopływ tlenu. Ta jego wieczna potrzeba kontroli, tak nad sobą, jak i nad otaczającym go światem aż prosiła się o to, by jakoś ją złamać albo chociaż nadwyrężyć. Każdy kolejny protest jedynie utwierdzał go w przekonaniu, że jest to dobre posunięcie, zwłaszcza, że nie odsunął się od niego, a niechętnie pozwolił mu działać. Poza tym... w istocie była to jego mała zemsta za to jawne lekceważenie w ich wodnych zawodach.
Nie miącz, Finni, to tylko pasek materiału. Twoje protesty nic a nic mnie nie obchodzą. – powiedział, rozbawiony tym z jaką łatwością zamknął mu usta nim ten dokończył swoje zdanie. Poprowadził go w stronę łóżka, cicho prychając kiedy poprosił go o zdjęcie przepaski. Zwariował, czy co? – Następnym razem założę ci też knebel, marudo. A rzucanie gnomami jest niehumanitarne, twój świat jest czasem taki... niepotrzebnie brutalny. – musiał ugryźć się w język by nie pociągnąć rozmowy na temat gnomów, która szybko mogłaby przerodzić się w dyskusję na temat traktowania magicznych zwierząt. Potrafił mówić o tym godzinami, nawet w chwilach kiedy miał przy sobie nagiego Finna przesłoniętego jedynie łatwym do zdjęcia ręcznikiem. O tak, aż za dobrze był świadom jak cienka jest to warstwa, lecz póki to on nad nim górował, nie stanowiło to dla niego problemu. Była to kolejna, wyjątkowo maleńka i niepozorna część zemsty.
Nie tak szybko, Tesoro. Zamiast skupiać się na tym, że opaska cię ogranicza, mógłbyś pomyśleć o tym, że w jakiś sposób otwiera ci oczy. – westchnął, wymownie patrząc w górę i w myślach marudząc na to jak ciężki przypadek mu się trafił; całe szczęście, że lubił tego typu wyzwania. – Nieistotne. – szepnął wprost w jego wargi, z którymi zaraz się połączył. Drgnął pod jego dłońmi, które, mimo że zwiedzały jego plecy już kilkakrotnie, wciąż robiły na nim tak samo piorunujące wrażenie jak za pierwszym razem. Z radością przyjął jego zaangażowanie i z tym większym trudem wycofał się z ich pocałunku; jego cichy protest wcale mu w tym nie pomagał, wręcz przeciwnie, sprawił, że zawahał się przez ułamek sekundy, silnie kuszony wizją bliskości, do której mogliby szybko powrócić. Jedynie wizja niewygodnego długu skłoniła go do wyswobodzenia go spod swojego ciężaru – wolał spłacić go teraz, w wybranym przez siebie czasie i stworzonych przez pokój okolicznościach. Finn również nie wyglądał na przekonanego, choć o dziwo nie jojczył już dłużej, wywołując tym samym uśmieszek na twarzy Vinciego... który spełzł z niej w chwili gdy zdjął opaskę. Westchnął przeciągle, niemalże teatralnie i uszczypnął jego skórę w ramach małej kary za zignorowanie jasnego polecenia. Zacisnął palce na aksamitnej wstążce i pociągnął, tak by delikatnie ucisnęła jego szyję. – Powinienem Cię za to udusić. Knebel i w dodatku związane ręce, to czeka cię w przyszłości. – mruknął, wypuszczając z ręki materiał. – Jesteś okropny i zupełnie nie wiem czemu tak za tobą szaleję. Teraz to już na pewno nie dostaniesz masażu ust. – powrócił do masażu, przy okazji zerkając na ślady paznokci, które niezmiennie znaczyły jego skórę. Trochę już zbladły i stały się płaskie, może przez upływający czas, a może chłód wody, który zmniejszył opuchliznę... ale wciąż nie wyglądały najlepiej i wzbudzały w nim poczucie winy. Gdyby tylko mógł wybrać swoje życzenie... był w stanie oddać wspólną noc w zamian za możliwość wyleczenia tych ranek, a przy tym i swojego sumienia. Sunąc po kolejnych mięśniach, omijał najgęściej zadrapane miejsca by nie podrażniać naruszonej struktury skóry. Z przyjemnością wysłuchiwał pojękiwań, innych od tych, które miał okazję słyszeć wcześniej, a przy tym satysfakcjonujących w zupełnie odmienny sposób. Właściwie kilka razy nacisnął za mocno, celowo doprowadzając do reakcji na ból – był wciąż trochę zagniewany, minimalnie obrażony, choć sam nie wiedział czy przez jezioro, czy może raczej opaskę. Był za to świadom czegoś innego – był to jedyny moment, gdy mógł pozwolić sobie na tego typu negatywne emocje, znajdował się bowiem poza zasięgiem ust i rąk Finna. Kiedy tylko powróci w jego ramiona, znowu zmięknie, rozpłynie się jak czekolada.
Ja? Kuszę? – wysilił się na ton niewiniątka, podczas gdy na viniciusowej twarzy rozlał się iście diabelski uśmieszek. Poruszył się na jego pośladkach, niby to moszcząc się wygodniej, przesunął kciukiem wzdłuż jednego z głębszych zadrapań. Jakby na „potwierdzenie” swoich słów nachylił się nad jego plecami, mokrymi, chłodnymi kosmykami muskając rozgrzaną skórę. Złożył kilka pocałunków między pachnącymi olejkiem łopatkami, wzdłuż linii kręgosłupa. – Siedzę tu sobie i grzecznie spełniam Twoje życzenie, ba, dwa na raz, chociaż zadawanie pytań w istocie idzie ci dość opornie.
Zaśmiał się cicho, słysząc komplement i w myślach z rozbawieniem przyznał mu rację. Interesowało go ludzkie ciało, lubił czytać, dokształcać się, a teraz, jak się okazywało, testować swoją wiedzę na żywym modelu. Uczucie ulegających jego palcom mięśni sprawiało mu radość, niosło ze sobą dużą satysfakcję. Finn miał pod tym względem szczęście, bowiem Marlow z chęcią przetestuje na nim każdą nowo nabytą umiejętność.
Za nic miał sobie znaki, że Gard zaczyna się niecierpliwić, z radością poddawał go torturom bezczynnego leżenia, nie przerywał swoich płynnych ruchów, choć jego własne dłonie zaczynały się męczyć, żądały przerwy. Dostały ją i to szybciej, niż się tego spodziewał. Zsunął się z niego z pomrukiem protestu, bowiem wcale nie miał na to ochoty. Wszystko stało się tak szybko, że kiedy już zdał sobie sprawę z tego, że jakimś cudem znalazł się pod, nie nad Finnem, zamrugał ze zdziwieniem. Wydał z siebie jeszcze jeden pomruk, o wiele mniej niezadowolony i przymknął powieki, rozkoszując się ciepłem, jakie tchnął weń swoim pocałunkiem. Brakowało mu tego, nagle zdał sobie sprawę jak bardzo zmarzł tam na górze, pozbawiony jego dotyku. Uśmiechnął się, pozwalał mu wyczyniać z własnymi wargami co mu się żywnie podobało, bowiem powrócił w jego ramiona i znowu zmiękł, rozpłynął się jak czekolada. Odsunął z jego czoła schnące powoli kosmyki, niechętnie wpadając w zachwyt po raz setny tego popołudnia... wieczora? nocy? Nie wiedział. Nie było czasu ani przestrzeni, był tylko on; byli tylko oni. W ciszy słuchał czułych słów kierowanych w jego stronę. Tym razem łatwiej było mu przyjąć jego komplementy, może rzeczywiście należało jedynie poćwiczyć? Nie dawał im może pełnej wiary, ale potrafił się nimi ucieszyć, miast tylko odwracać z zawstydzeniem wzrok. Wargi drgnęły pod dotykiem ciepłych palców, kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej w błogim uśmiechu. Brązowe oczy wpatrywały się weń intensywnie, zdradzając każdą pojedynczą emocję – radość, rozczulenie, troszkę rozbawienia, pożądanie, które nieśmiało zaczynało na nowo w nim rozkwitać. To co mówił przyjemnie łechtało jego ego, ale przede wszystkim cieszyło go dlatego, że rozumiał jak szczere i niecodzienne jest to wyznanie. Dziś otworzył przed nim swoje serce i pozwolił mu zajrzeć w najgłębsze jego zakamarki, nie istniało większe od tego wyróżnienie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz Finn dał mu stanowczy znak, że jeszcze na to nie pora, a on... cóż, usłuchał się, nie chcąc psuć tej magicznej chwili. Policzki pokryły się ledwo widocznym rumieńcem, choć nieprzerwanie, śmiało wpatrywał się w jego oczy, tonąc w ich głębi. Poczuł się taki lekki, wolny, taki... kochany. Jego brzuch zaatakowało stado roztrzepotanych motyli, serce zabiło odrobinę mocniej. Musiał przełknąć odpowiedź, która cisnęła mu się na usta. Dwa słowa o ogromnej mocy, dziewięć niebezpiecznych liter; powstrzymał się, wiedząc, że jest na to za wcześnie, że mógłby wszystko zepsuć.
Żyj w moim świecie, Tesoro, to nie takie trudne. To co tutaj mamy to nie jest świat, z którego wyjdziemy, on jest ze mną cały czas, w mojej głowie. – również ułożył się na boku, sięgnął po jedną z poduszek i podłożył ją pod głowę. – Nie zastanawiaj się, po prostu śmiej się kiedy jesteś szczęśliwy i tańcz kiedy masz na to ochotę. Bądź blisko, dotykaj, pozwól być dotykany. Tylko tyle... i aż tyle. – nie przejmował się tym, że mógł zabrzmieć nieco tandetnie, bowiem to o czym mówił płynęło prosto z serca. Wyciągnął ku niemu dłoń i przesunął palcami po kształtnych wargach, które po chwili musnął własnymi. Powrócił na swoją poduszkę. – O rany, Finn, o samej rodzinie mógłbym opowiadać Ci do rana, to przecież banda takich samych oszołomów jak ja. Albo i gorszych. – roześmiał się, choć w oczach miał coś na kształt tęsknoty. Był przywiązany do swojej rodziny, a nie miał okazji zobaczyć się z nimi od wakacji. To była jedna z niewielu wad, jakie potrafił znaleźć w uczęszczaniu do Hogwartu. – Mam dwóch braci i siostrę. Naevius, najstarszy, naprawia mugolskie pojazdy. Jest taki... duży i silny, w życiu byś nie powiedział, że to mój brat. Nauczył mnie grać na gitarze i jeździć na łyżwach... to taki mrukliwy niedźwiadek, na początku można się go wystraszyć, a potem okazuje się, że jest strasznie miękki. Rufus to kompletny wariat, nie umie usiedzieć w miejscu nawet pięć minut, wiecznie tylko gania za tą swoją piłką i świata poza nią nie widzi. Nie zliczę ile razy laliśmy się dopóki Naev nie rozdzielił nas siłą, zobaczysz, z nim zupełnie nie da się wytrzymać. I za to go kocham. – przewrócił się na plecy, wpatrując się w rozświetlony blaskiem latarenek baldachim. Na ślepo odszukał jego dłoń i splótł ze sobą ich palce. – Tata jest odrobinę oderwany od rzeczywistości – maluje obrazy, odnawia stare meble, trochę śpiewa, ale tylko przy ognisku. Czasem włóczymy się po okolicznych łąkach przez całe dni. Generalnie straaaszny z niego pantofel, ale zrozumiesz czemu tak jest kiedy poznasz moją mamę. Robi najlepsze: szarlotkę, spaghetti pomidorowe i awantury. Jak już się ją zdenerwuje, nie da się jej zatrzymać, chociaż na co dzień jest przekochana. A Sini... Sini trochę już znasz. Musisz do nas w końcu przyjechać, chociaż nie wiem jak twój poukładany umysł zniesie marlowowy bałagan. – zrobił krótką pauzę, ewidentnie się nad czymś zastanawiając. Oblizał wargi. – Nie mogę się doczekać kiedy będę mógł im przedstawić swojego chłopaka. Mama oszaleje ze szczęścia, wyznaje zasadę „przez żołądek do serca” i była szczerze zmartwiona kiedy zobaczyła co wyczyniam w kuchni. Podejrzewam, że w temacie miłości spisała mnie na straty. – zaśmiał się szczerze, głośno, a potem westchnął z rozmarzeniem. Miło było opowiedzieć mu o tym wszystkim, rodzina Marlowów stanowiła ogromny, niemożliwy do pominięcia element w jego życiu. Wszystkich ich członków łączyły bardzo silne więzi, nawet jeśli nie wszystko w ich domu był idealne. – Lubię... kiedy uśmiechasz się szeroko. I czekoladę. I te momenty kiedy latem stoję na rozgrzanej łące, słońce świeci mi na twarz, świerszcze cykają, a trawa pachnie tak, że kręci mi się w głowie. I kiedy zimą płatki śniegu osiadają mi na płaszczu, a ja mogę patrzeć na ich kształt. I kiedy skupiasz się na grze i marszczysz zabawnie czoło, nie wiedząc, że na ciebie patrzę. Uwielbiam moment, kiedy po kilku godzinach gry jestem zupełnie wykończony, ale taki... spokojny. Och, mogę wymieniać w nieskończoność. – podniósł się, pchnął delikatnie jego ramię i położył się na nim, łaknąc większej ilości jego ciepła. Skrzyżował ręce na jego torsie, oparł brodę na nadgarstku i wpatrzył się w niego z zachwytem. – Nie wstydzę się prawie niczego... no, może tego jak beznadziejny jestem w eliksiry, mimo że marzę o tym żeby być uzdrowicielem. No i tego, że zdarza mi się stracić nad sobą panowanie. – zmarszczył brwi, wpierw delikatnie, potem coraz mocniej, pogłębiając zmarszczkę jaka między nimi powstała. Uświadomił sobie, że nadszedł moment, w którym powinien powiedzieć Finnowi całą prawdę o jego mamie. To było... trudne. Nawet jeśli nie bał się jego reakcji, wciąż miał przed tym pewne opory. – Hmm, chyba jednak jest jeszcze jedna rzecz, której się wstydzę. Czasem... chciałbym pojechać do Włoch, na Sycylię, poznać rodzinę mojej matki. To podobno ogromny, czystokrwisty ród. Ale potem myślę sobie, że przecież wydziedziczyli moją mamę, więc muszą być paskudnymi ludźmi. Ona... wiesz, jest charłaczką. Nie lubi mówić o swojej rodzinie, ale przyznała się, że wypędzili ją z Palermo kiedy stała się pełnoletnia... a mnie mimo wszystko non stop tam ciągnie. – zagryzł wargę, na moment wpatrując się w punkt gdzieś obok głowy Finna. Zamarł na kilka sekund, pogrążony we własnych myślach, a potem potrząsnął głową, jakby odrzucał je od siebie i uśmiechnął się do niego – niewymuszenie, szczerze, choć niezbyt szeroko. Podniósł głowę i przesunął się wyżej, by znaleźć się na wysokości jego warg. – Wróćmy do przyjemniejszych rzeczy. Od jakiegoś czasu uwielbiam kolor niebieski. I jeszcze jedna, cholernie ważna rzecz – jakiś czas temu zakochałem się w moim przyjacielu. To straszliwie seksowny, utalentowany, złotowłosy muzyk. – nachylił się nad jego wargami, musnął je, nie składając na nich pocałunku. – I chyba w końcu udało mi się go w sobie rozkochać. – potarł jego nos końcówką swojego i uśmiechnął się szeroko, z nieopisanym ciepłem patrząc prosto w jego oczy.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Pokój Życzeń - Page 38 QzgSDG8








Pokój Życzeń - Page 38 Empty


PisaniePokój Życzeń - Page 38 Empty Re: Pokój Życzeń  Pokój Życzeń - Page 38 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Pokój Życzeń

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 37 z 39Strona 37 z 39 Previous  1 ... 20 ... 36, 37, 38, 39  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Pokój Życzeń - Page 38 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Wielkie schody
 :: 
siodme pietro
-