Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Patrzył na niego uważnie, z jego twarzy zniknął uśmiech już po pierwszym zdaniu. Pogładził jego włosy i zamknął oczy. Słyszał, jak serce bije mu w piersi zdecydowanie zbyt szybko, zbyt głośno. Zacisnął jedną z dłoni na jego ręce nie do końca pewien, czy chce to usłyszeć. Miał ochotę zatkać sobie uszy na to wszystko. Ale... - Skoro nic już was nie łączy to o co chodzi? - zerknął na niego niepewnie. Oczywiście miałby żal, gdyby wciąż sypiali ze sobą, flirtowali, gdyby Finn był z nią wciąż. Ale tak? Przecież to on zniknął. Nie mógł wymagać, aby Puchon czekał całe życie. Choć fakt, nie podobało mu się to, nic jednak nie miał w tej sprawie do powiedzenia. Bał się jedynie, że zaraz usłyszy coś o wiele gorszego. Finn nie speszyłby się aż tak do tylko takiego wyznania.
Poczuł ulgę, gdy tamten go od siebie nie odepchnął. To jednak nie było wszystko i wiedział, ze zaraz będzie musiał zmierzyć się z czymś o wiele gorszym. W duchu wziął głęboki oddech, układając w myśli kolejne słowa. -Bo... to nie wszystko. Widzisz... Kilka miesięcy temu, po jednej z imprez... byłem nieźle wstawiony. Nie pamiętam za dużo z tamtej nocy, ale wiem, że była ze mną Corin. Ona także chyba nie czuła się najlepiej, mieliśmy po kilka procent we krwi i... to samo się stało. Mieliśmy zapomnieć o tamtej nocy i udawało się nam to, aż do niedawna. Ona zaszła... w ciąże. Będziemy mieli dziecko, będę ojcem... będziemy rodziną- powiedział, niemalże na jednym wdechu, bojąc się, że zaraz się jeszcze rozmyśli. Tak strasznie bał się reakcji Jimma... W brzuchu coś zaczęło mu nieźle buzować, jakby motyle... a raczej stado rozszalałych os, wydawały się dźgać go bez przerwy. Zawiódł na całej linii i był tego świadom. Nigdy jeszcze nie czuł się tak fatalnie, jak dzisiejszego dnia. Nie myślał o skutkach swoich wybryków; nie myślał o tym, gdy przespał się z Cornelią i gdy kilkakrotnie posunął się za daleko z Namidą. Nawet teraz, nie do końca to do niego docierało. Miał jedynie nadzieję, że wszystko da się jakoś... wyprostować.
Przez dobrą chwilę po jego wypowiedzi, Jimmy nie zareagował w żaden sposób. Czekał. Cholera czekał, aż Finn zacznie się śmiać z jego miny i powie, że nieźle go wkręcił. Może pomylił daty, może mają pierwszy kwietnia, cholera, cokolwiek! Powoli zaciskał dłonie układając to sobie w myślach, zaraz jednak nagle, gwałtownie odepchnął go od siebie podnosząc się z miejsca. Nie wiedział co ma mu powiedzieć. Na to wszystko nie ma po prostu właściwych słów. - Samo się stało, ciebie w ogóle przy tym nie było, co? Pieprzone procenty to chyba najbardziej żałosna z możliwych wymówek. - nie krzyczał, ale jego ton był podniesiony. Atmosfera w jednej chwili zgęstniała, zupełnie jakby wszystko wokół drżało jego gniewem. - A potem co?! Będziesz miał dzieciaka, cholerną rodzinę, ale brniesz w to wszystko? Może to przed chwilą też samo się działo? - nie mógł w to uwierzyć. To nie Finn. To przecież niemożliwe. On miałby zachować się w ten sposób? Oszukiwać go?! - Jesteś najbardziej egoistycznym kretynem jakiego znam. - zacisnął dłonie, miał ochotę mu przyłożyć. I on jeszcze... wiedząc o tym wszystkim...? Złapał swoje rzeczy zaczynając się ubierać. Jego ręce drżały. Ze złości, z żalu... cholera czuł się fatalnie, beznadziejnie. Miał ochotę coś zepsuć, roztrzaskać, czuł, jak łzy cisnął mu do oczu, ale nie pozwolił wypłynąć ani jednej. Nie będzie ryczał.
Nie chciał krzyczeć, nie chciał... Ale gdy Jimmy podniósł głos, on także zaczął się denerwować. Momentalnie zacisnął dłonie na kanapie i spojrzał na niego, zagryzając wargi, by nie wybuchnąć. -Czy ty myślisz, że jest mi łatwo?! Postaw się na moim miejscu! To, że będę mieć dziecko... jest... ty nawet nie wiesz, jakie to ważne. Zrozum mnie... Dobra, musiał troszkę przyhamować. Jimmy miał pełne prawo się złościć, nie on. On miał jedynie siedzieć ze spuszczoną głową i słuchać jego krzyków, a potem przytulić, powiedzieć, że kocha najbardziej na świecie i że dadzą sobie radę, we trójkę. Jakoś przecież musieli sobie z tym poradzić, prawda? ... -Jimmy... ja wiem, że nie powinienem. Tamta noc... w ogóle nie powinna mieć miejsca. Nie jest wytłumaczeniem też to, że trochę wypiłem. Ale swojego dziecka nigdy nie będę uważać za błąd- dodał, ostro, prostując się na kanapie i po chwili wstając z niej. Nie dotknął jednak tancerza, stając od niego w odległości jakiegoś metra, czy półtora. -Czy to ja jestem egoistyczny? Pomyślałeś o sobie? O mnie, gdy mnie zostawiłeś?- wyrzucił, znowu zaciskając dłonie w pięści. Wiedział, że zachowuje się jak dziecko, wypominając mu dawne błędy. Przecież były to dwie, zupełnie różne sprawy, ale nic na to nie mógł poradzić. Samo mu się... wymsknęło. -Proszę cię... Zrozum to, że jesteście dla mnie ważni i nie chcę stracić żadnego z was. Teraz jednak wszystko się zmieni.
- Wystarczyło nie pieprzyć kogo popadnie! Trzasnął ledwie podniesioną bluzką o ziemię i żałował, że w zasięgu rąk nie ma nic cięższego. Musiał się wyładować, emocje w nim buzowały, domagały się jakiegoś ujścia. Oparł się o ścianę, ale zaraz trzasnął w nią. Zabolało i w ogóle mu nie ulżyło. Cholera. - I co sobie myślałeś? Że teraz będziemy żyć w pięknym trójkąciku? - jego głos zadrżał przez moment, ale zaraz znów zrobił się raczej nerwowy. - Przecież to tylko seks, tak? W ogóle o co ja się wściekam, sam powinienem chyba wypieprzyć pół Hogwartu. Nie wiem do cholery na co czekałem. I czego ty oczekiwałeś. - tak, czuł się oszukany. Cholernie oszukany. Nie rozumiał. - Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej, co? - czekał, a Jimmy z każdą chwilą, z każdym dniem przywiązywał się bardziej. Chciał się z nim kochać... dla niego to ma cholerne znaczenie. Chciał być z nim. Po prostu do końca życia, na zawsze. - Popełniłem błąd. Ale nie ukrywam tego. I nie bardzo widzę powiązanie. - uniósł lekko brew. To, że już nie krzyczał nie znaczy, że emocje opadły. Wciąż był rozjuszony do granic możliwości. - Okej. Więc może też sobie kogoś znajdę? Czy ty w ogóle słyszysz co mówisz? Jakie to absurdalne? W ogóle zamieszkajmy we trójkę. Oh, przepraszam, we czwórkę. - syknął.
-Nie przekręcaj moich słów- syknął cicho, przeczesując palcami włosy. Że niby mu było łatwo? Że w ogóle nie czuł się z tym źle, że traktował to od tak? Wprawdzie miał nadzieję, że wszystko naprawdę się ułoży, ale wiedział też, że zajmie to jakiś czas, nim się wszyscy dogadają. W tym wszystkim, paradoksalnie jedynie Namida wydawał mu się osobą, która go w pełni rozumie i akceptuje. Nie robił o nic pretensji, po prostu był i służył radą, ciepłym słowem i butelką alkoholu, kiedy trzeba było. Tyle, że wciąż nie mógł uciekać w jego ramiona, w te chwile krótkiego zapomnienia, a rzeczywistość wydawała się taka okrutna. -Może od razu nazwij mnie dziwką, co?- spytał, obracając twarz w drugą stronę, a zaraz potem spuszczając ją w dół. To bolało. Mimo iż Jimmy nie powiedział tego wprost, Finn tak się właśnie czuł; jak najgorsza dziwka na świece. -Jeśli tak ci przy mnie źle, nie trzymam cię, odejdź- powiedział cicho. Tak się bał tego momentu. Ale naprawdę nie chciał trzymać przy sobie studenta, gdy ten miał się przy nim męczyć. Nie chciał. Nie był jego własnością.
Znów zamilkł. Poszedł po durną koszulę, patrzył w okno z twarzą odwróconą od Finn'a. Nie chciał, żeby ten go widział. Wszystko w nim buzowało, chciał biec, krzyczeć, cokolwiek. Ale nie mógł nic. Kiedy Puchon odezwał się ostatni raz, nie wytrzymał. Po jego policzku spłynęło kilka łez. Nie łkał, starał się uspokoić, myśleć o czymkolwiek. Nie zamierzał tu płakać. Jego ramiona zadrżały, ale zaraz otarł twarz udając, że uparcie usiłuje zapiąć koszulę drżącymi dłońmi. Kiedy dobrnął do końca, przejechał znów wierzchem dłoni po policzkach. Cholera. Otworzył okno nie patrząc na Finn'a. - Szybko się poddajesz. - syknął odrobinę drżącym głosem, wciąż jednak pełnym szczerej złości. Musi się wyżyć, bo zwariuje. Oszaleje po prostu, nie wytrzyma. Te ostatnie słowa zabolały go chyba najbardziej. Czy może raczej to, jak bezproblemowo zabrzmiały w jego ustach, jak szybko padły. Chciał powiedzieć coś jeszcze. Że go kocha. Ale miał w tej chwili wątpliwość, czy Finn na pewno wie co to słowo znaczy. Zacisnął dłoń, odwrócił się kierując w stronę drzwi. Już po chwili zniknął za nimi, kierując się w sobie tylko znanym kierunku.
Jak ktokolwiek mógł zrozumieć teraz Finna, skoro on nie może tego zrobić? Okropna była niemoc, która go ogarnęła. Brutalna świadomość, która nie pozwalała mu teraz na żaden ruch. Milczał po prostu, bojąc się odezwać. Tak, naprawdę się bał. Nie chciał pogarszać sytuacji. Porozmawiają, gdy emocje trochę opadną. O ile w ogóle było to możliwe. Nie zatrzymywał Jimma, westchnął jedynie sięgając po swoje rzeczy. Włożył bluzkę, koszule, a dłonie wcale mu się nie trzęsły. Nie czuł nic. Jakby jego umysł wypełniła czarna dziura, kompletna pustka. Jego serce też biło jakoś wolniej. Ubrał się, doprowadził do porządku, wykonując wszystkie te czynności tak... machinalnie. Potem sam wyszedł z pokoju życzeń.
Cornelia też nigdy nie mówi o rodzinie. Jest to dla niej zbyt bolesne. Dlatego myślę, że temat trzeba zamknąć, zanim w pewien sposób najdzie ich dwójkę na to, by zajmować się bólem, jaki niesie ze sobą brak miłości, czy jej nadmiar, a potem utrata. Po co komu w tym momencie przygnębienie? On ma już dość problemów dzisiaj i wszystkie zrzuciła na chłopaka kilkoma słowami. Zdecydowanie starczy im smutków jak na jeden dzień. Nie są potrzebne. Corin nie traktowała tego, jak oderwanie się od rzeczywistości. Raczej spełnienie chcicy, która naszła ją tak nagle, z rana, kiedy się obudziła. A jeśli już maskowała tym swoje problemy, to czuła się dużo gorzej. To tak, jakby wykorzystywała ludzi tak, jak niektórzy ją. Uczucie naprawdę nieprzyjemne. Ale mniejsza o to. Myślisz, że Cornelia nie ma wtyków w lochach Slytherinu? Tyle uczniów tego domu miało z nią troszkę bliższe kontakty, że wystarczyłoby poprosić, a poznałaby dzisiejsze hasło i przerwała im oczywiście i tym razem biorąc ze sobą Abigail, by ta poradziła sobie jakoś z Draconem. Ale przede wszystkim Corek chciała ich pozbawić momentu, w którym mieliby dla siebie wolny czas i mogliby walczyć. Najlepiej, żeby Dracon był blisko Abigail, albo ona żeby była przy którymś z nich. Tak mogłyby się wymieniać, by ich pilnować 24/7. To chyba jedyny sposób. No i dostał tego swojego upragnionego buziaka na przeprosiny. I nawet dużo, dużo więcej mógł dostać już za parę chwil. Zadowolone dziecko dostało nagrodę. Corin całowała się z nim tak, jakby lada chwila świat miał się skończyć i to mogłaby być ostatnia przyjemność, jakiej oboje doznają. Miała przy tym zamknięte oczy i ani myślała ich otwierać i odbierać sobie pełnego buzowania uczuć. Kiedy nagle straciła grunt pod stopami zerknęła kątem oka na niego. Między kolejnymi pocałunkami wyszeptała „Ale... Rę... Ka” mając nadzieję, że chłopak wie o co chodzi i postawi ją. Ale cóż. To musiało naprawdę niezwykle wyglądać. Jared van der Neer niosący dziewczynę przez pół Hogwartu i nawet na chwile nie zaprzestając czułości w stosunku do niej. A ona? Oderwała się dopiero przy Pokoju Życzeń. Zeszła z jego rak i przeszła obok ściany myśląc o miejscu, gdzie będzie łóżko i... Pobawmy się w trochę romantyzmu, świece. Otworzyła drzwi i zrobiła kilka kroczków rozglądając się. Zielona barwa ciepłej pościeli. Spora ilość świec pod ścianami, a wszystkie wydające z siebie zapach białych róż. Raj, to mało powiedziane. Spojrzała na swojego towarzysza. Złapała go za pas spodni cofając się i ciągnąc go w stronę łóżka. Kiedy napotkała opór po prostu rzuciła się plecami na miękką pościel zmuszając Jareda do upadku na nią i nie mając nic przeciwko chwilowemu przygnieceniu. Nadal łapała płytko oddech po takiej ilości pocałunków.
Już od pewnego czasu próbował wypchnąć te myśli z głowy. Męczyły go, wysysały z niego radość. Chyba wolałby, żeby jego rodzice nie żyli, niż byli gdzieś za szklaną zasłoną, za którą Jared nie miał wstępu. Jak dwa kamienne posągi, połączone tylko nazwiskiem. Nie chciał, żeby jego życie wyglądało tak samo. A zniszczył jedyną szansę na to, by mogło być inaczej. Dlatego zmieńmy temat, bo jeszcze chwilę i zniknie ten Jared, który pojawiał się przy niej i który nie był całkowicie pozbawiony uczuć. Przekonywał siebie, że to tylko seks bez zobowiązań, że będzie tak jak zwykle. Bez żadnych uczuć i większych emocji, czy chwil uniesienia, a potem czułych słówek. Przecież nie różniła się od innych dziewczyn. Niczym, kompletnie niczym. A jednak Jared pragnął zaspokoić przede wszystkim jej potrzeby, kochać się powoli, bez zwykłego pośpiechu. Pytanie, czy ona też tak chciała? Boleśnie odczuł jej pocałunek, gwałtowny, pełen pasji, palący w usta. O takim czymś właśnie myślał, takie pieszczoty uwielbiał najbardziej. I w tej chwili cały świat przestawał istnieć, a cała jego świadomość i wszystkie myśli skupiały się na ognistym tańcu zmysłów. Trzymał dłoń na jej policzku, przyciskał ją mocno do siebie. Czuł potrzebę bliskości, jak nigdy dotąd. Nie przejmował się bólem w niej. Tak jak nie przejmował się zszokowanym wzrokiem innych uczniów, kiedy przemierzał korytarze szkolne z nią na rękach. Miał gdzieś pełne jadu spojrzenia innych dziewczyn, które gdyby mogły, to zabiłyby Corin i zajęły jej miejsce. Z niechęcią oderwał się od jej ust i postawił ją na ziemi, kiedy znaleźli się przed Pokojem Życzeń. Jedynie myśli, że to dopiero początek powstrzymywała go od ponownego rzucenia się na nią, zanim jeszcze pojawiły się drzwi prowadzące do Pokoju. Nie należał do romantyków, był tak mało romantyczny, jak to tylko możliwe, ale wystrój na tyle mu się spodobał, że nawet nie kręcił nosem na świece i zapach róż w powietrzu. Zdążył tylko zamknąć za sobą drzwi i chwilę później znalazł się nad Gryfonką, którą obdarzył nieco lubieżnym uśmiechem. A potem zaczął całować po szyi, obojczykach, jednocześnie ściągając z niej czarny sweter.
Ona również starała się tylko tak o tym myśleć. Ona tego potrzebuje w tym momencie. On ma na nią ochotę. Żadnych problemów, żadnych zbędnych czułości. Po prostu pójdą tam, rozbiorą się. Za jakiś czas zasną zmęczeni, a rano kiedy Jared będzie myślał o tym, że czas ją wygonić... Ona już zniknie i będzie omijała go przez jakiś czas, bo będzie ją bolało to, że znowu zachowuje się jak dziwka za dwie dychy. Potem przypadkiem wpadną na siebie na korytarzu i pewnie będą udawać, że nic się nie stało. Nic ważnego przynajmniej. Jednak nie potrafiła się jednocześnie pozbyć tego, że Jared jest inny. Że nie będzie myślał o niej jak o żywej zabawce. Że będzie mogła uśmiechać się pod noskiem i obserwować go, kiedy tak po prostu zmęczony przytuli ją i zmorzy go sen. To byłby chyba najpiękniejszy scenariusz, jaki widziała w tym momencie, kiedy wisiała na jego szyi i nie była w stanie się od niego oderwać. Czuła na sobie palące spojrzenia kobiet. O dziwo to sprawiło, że jeszcze bardziej podobała jej się ta sytuacja. Jutro dorwie ją kilka osób z plotkarską gazetą zarzucając jej kolejne zdrady, kolejne kłamstwa wobec na przykład Finna. Inne podejdą spytać „Jak było?”, „Czy jest taki doskonały, jak wszystkie jego byłe mówią?”. A kilku obleśnych typków będzie chciało ją zaciągnąć na siłę myśląc, że też mogą. Potem trafi do dyrektora za złamanie któremuś ręki i dostanie szlaban. Standardowy scenariusz. Nic nowego. Bo przecież ślizgon nie był nikim nadzwyczajnym i nie ma szansy, by jutro stali obok siebie chociażby przytuleni tak, jak za każdym razem, kiedy się widzieli. Całkowite głupoty. Kiedy upadli na łóżko przez chwilę go obserwowała. Potem wplotła palce w jego włosy delikatnie go głaszcząc. Może do teraz o tym nie wiedziała, ale marzyła o tym od imprezy w Tęczowym Pokoju. Wzdychała cicho przy każdym kolejnym pocałunku. Wszystko szło w jednym kierunku. Złapała za jego koszulkę powoli ściągając ją z niego i rzucając gdzieś w bok. Zachwycała się jego troszkę posiniaczonym torsem. Jedną dłonią bawiła się włoskami na jego szyi. Drugą gładziła jego skórę omijając siniaki i podrażniając najbardziej wrażliwe fragmenty, a wiec sutki.
Chciałby, żeby tak było. Żeby po wszystkim potrafił tak po prostu się ubrać i wyjść, jakby nic się między nimi nie wydarzyło, a potem następnego dnia ignorować ją jak tylko się da. Tak jak dziesiątki dziewczyn przed nią i ona miałaby odejść w zapomnienie. Chyba jednak nie byłby w stanie tego zrobić. Już była mu zbyt bliska na takie traktowanie, w końcu żadna jeszcze nie była niesiona przez niego przez pół zamku, Anie żadnej w ten sposób nie całował. I chciałby, żeby to skończyło się tak, jak zwykle, bez zobowiązań. Nie miałby nic przeciwko zaśnieńciu z głową wtuloną w jej zgrabne ciałko. A kiedy obudziłby się rano, ona nadal leżałaby koło niego, trzymając go mocno za rękę z uroczym uśmiechem malującym się na ustach. Dziwne, że w tym samym momencie mieli takie same marzenia, bo Jared naprawdę nie chciał wyganiać jej rano, ani tym bardziej, żeby sama odeszła bez słowa pożegnania. Właściwie, kiedy tak szedł z nią na rękach przez szkolne korytarze, miał w nosie wszystko i wszystkich. Co z tego, że właśnie w tym momencie złamał dziesiątki kobiecych serduszek, które skrycie pielęgnowały swoją miłość do niego? A najmniej obchodził go ojciec dziecka Corin, gdyby dziewczyna go kochała, to nie całowała by się teraz z nim. Proste. Nie ogarniam teraz burzy uczuć, która szalała w myślach chłopaka. Głupie, faktycznie, dlaczego więc nie widział żadnego sprzeciwu? To był Jared van der Neer i jak nabierze ochoty na przytulanie Gryfonki, czy przywitanie jej całusem podczas śniadania w Wielkiej Sali, to naprawdę nic go przed tym nie powstrzyma. Podpierał się na rękach, wisząc kilka centymetrów nad nią. Lubił patrzeć na tą małą, rozkoszną Gryfonkę, była taka kochana… śliczna. Nie przyniósł jej jednak tutaj, żeby na nią patrzeć. Mieli czas, mieli mnóstwo czasu, dlatego jego pieszczoty były powolne, ale dokładne i bardzo… czułe. Przysiadł w nogach łóżka i zaczął całować jej brzuch, podwijając coraz wyżej bluzkę, aż do momentu zupełnego jej zdjęcia. Dłużej zatrzymał się przy piersiach, nadal skrywanych przez czarny, koronkowy stanik. Odchylił go lekko i złożył pocałunki na brodawkach, wcześniej drażniąc je nieco językiem, a potem przeszedł pocałunkami coraz wyżej, na obojczyki, szyję, płatki uszu, które delikatnie przygryzł zębami. Ucałował obydwie jej powieki, lekko zadarty nosek. Właściwie… uwielbiał ją całować.
Ostatnio zmieniony przez Jared van der Neer dnia Czw Kwi 05 2012, 18:42, w całości zmieniany 1 raz
Kochała Finna. Naprawdę bardzo, bardzo go kochała. Z tym, że nigdy nie potrafiła pojąć, czy to miłość jak do przyjaciela, czy może jak do kogoś, z kim mogła spędzić całe życie. Ale gdy teraz patrzy na to z perspektywy tego, co czuła do Jareda. Oczywiście, że nie kochała tego ślizgona... Chodzi mi raczej o to, że do puchona nie czuła takiego pociągu, że będąc blisko z Finnem nie miała oporów w bawieniu się z kimkolwiek innym, a od momentu, kiedy ona i dwudziestolatek się całowali przestawała pragnąć kogokolwiek innego. Chciała być dotykana tylko przez niego. Chciała patrzyć mu w oczy i topić się w nich nie ważne, czy przez to daje mu poznać swoje wszystkie uczucia. Marzyła, by skoro łączą ich myśli i niektóre wspomnienia np. co do rodziny, to mogło ich połączyć coś więcej... Potem jednak wracał do żywych pamiętając o tym, że jeśli student znudzi się, to tak po prostu pewnego dnia zignoruje jej obecność... I wszystko pryskało jak bańka mydlana, a ona wracała do żywych. Ten spacer przez szkołę, to trochę jak prezentacja, że należą do siebie i nikt inny nie ma najmniejszego prawa do tej drugiej osoby. Jakby ukazanie, że setki dziewcząt może sobie wsadzić gdzieś swoje ołtarzyki, bo składanie na nich ofiar i tak nic nie da – Jared i tak będzie wolał Cornelię. Jakby ukazanie mężczyzną, że od teraz koniec z banalnym dostępem do naiwnego serduszka, bo ono należy już tylko i wyłącznie do drugoklasisty. Nie wiem, czy mieli dla siebie aż tyle czasu. Ale na pewno dość, by i ona mogła obserwować dokładnie każdy cal jego ciała. Widzieć przy jakich pieszczotach jego mięśnie się spinają, a kiedy rozluźniają. Poznać go na tyle, by sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Zerkała na niego na przemian zaciskając i rozluźniając palce na pościeli. Pomrukiwała szczególnie, kiedy zainteresował się jej piersiami. Nie potrzeba było dużej ilości pieszczot, by jej sutki stały się twarde i wydatnie ukazywały się zza stanika. Chyba pierwszy raz nie myślała, czy chłopakowi podoba się jej ciało, niewielkie piersi i kilka blizn. Chyba pierwszy raz była pewna, że komuś się taka spodoba. Zmarszczyła lekko nosek, kiedy ucałował ją w niego. Zamrugała szybko powiekami. Ułożyła dłonie na jego torsie, by po chwili popchnąć go na bok i móc na nim usiąść. W końcu nie może być tak, że tylko jej będzie dobrze. Zbliżyła się do jego warg przez kilka chwil ssąc dolną. Potem zeszła niżej i niżej. Zdawało się, że nie oszczędza żadnego fragmenty jego ciała. I tym razem zatrzymała się dłużej przy jego sutkach lekko je podgryzając. Potem ponownie zeszła niżej dobierając się do jego paska i dość sprawnie go zdejmując. Zsunęła mu spodnie do kolan. Położyła dłoń na materiale jego bokserek i spojrzała na jego twarz. Nie mogła się napatrzeć na chłopaka. Potem dopiero zerknęła na jego schowanego przyjaciela i... Czy mi się wydaje, czy jej usta wypowiedziały nieme „Wow”, a w jej oczach było widać lekkie zaskoczenie i zachwyt. Jej podświadomość wołała jedno „Corin szczęściaro! PACZ ILE TEGO JEST!”.
A czym jest miłość? Formą uzależnienia, rozwinięciem pociągu fizycznego, czy po prostu potrzebą bliskości drugiego człowieka albo zlepkiem kilku hormonów, które decydują o tym, czy jest się zakochanym, czy nie. Więc co to była za wielka miłość, skoro i tak spędzała teraz czas z nim? Bardzo dobrze zresztą, bo Jared naprawdę lubił spędzać czas z Gryfonką. Zwykle podczas takich chwil jego myśli krążyły wokół czegoś całkiem innego. Zastanawiał się, co będzie jutro robił, kiedy jest następny mecz albo jak bardzo napieprza go głowa. Potrafił skupić się na wszystkim, tylko nie na swojej marnej partnerce, która niemalże wychodziła ze skóry, żeby go jakoś zadowolić. Przy Corin myślał tylko o niej i o tym, jak bardzo seks z innymi dziewczynami był marny. Nigdy nie czuł czegoś takiego i był niemalże przerażony myślą, że Cornelia staje mu się zbyt bliska albo że on zaczyna coś do niej czuć. Jak już wcześniej pisałam to było niewykonalne i zupełnie nierealne. A jednak to uczucie bardzo mu się podobało. Takie inne od wiecznej pustki, którą czuł. Zaczynał powoli traktować Corin jak swoją własność, jak istotę do której ma pełne prawo i nic nie jest w stanie mu jej odebrać, ani zabronić się z nią spotykać. Przy niej nie myślał o innych kobietach, nie czuł potrzeby zbliżania się z pierwszą lepszą napotkaną po drodze ślizgonką, bo głównie z tego domu pochodziły wszystkie jego kochanki. Nie wiedział, co się z nim dzieje, co ona z nim robi, że publicznie przyznaje się do jakichkolwiek uczuć. Przestańmy się oszukiwać, Jared naprawdę lubił Cornelię Somerhalder. Wolał wierzyć w to, że mają dla siebie mnóstwo czasu, że będzie mógł całą noc badać jej ciało, składać pocałunki na każdym jego skrawku, by potem jak najlepiej je zapamiętać. Wiedzieć, w których miejscach lubi być dotykana, gdzie ma łaskotki. Pragnął dać jej jak najwięcej rozkoszy, po raz pierwszy w życiu nic w zamian nie żądając. Uwielbiał jej małe, kształtne piersi, twardniejące pod wpływem jego dotyku. Ssał delikatnie jej pierś, drażniąc językiem twardy sutek. Dłonią kreślił małe kółeczka wokół drugiego sutka. Dopiero po kilku minutach zaczął pieścić wyższe partie jej ciała. Położył się na plecach, pozwalając na chwilową zamianę ról. Zaplótł palce w jej włosy, cicho mrucząc, kiedy ssała jego wargę. Zduszone jęknięcie wydobyło się z jego ust, kiedy zaczęła gryźć jego sutki. Wyplątał się ze spodni, odrzucając je gdzieś w bok, teraz nie będą mu potrzebne. Kolejne westchnięcie wydobyło się z jego ust, kiedy złapała go za jego przyjaciela, a zachwyt w jej oczach mile połaskotał jego dumę. Jednym wprawnym ruchem znów przekręcił się tak, że to ona leżała pod nim. Złapał ją za dłoń i zaczął składać na niej drobne pocałunki, zaledwie muśnięcia wargami. Kiedy doszedł do ramienia, zsunął ramiączko stanika, uprzednio go odpinając. Po chwili kolejna część jej garderoby wylądowała na podłodze. Przez kilka minut podziwiał piękno jej półnagiego ciała. Lubił jej usta, lubił je całować, jak teraz kiedy ich wargi złączyły się w krótkim, aczkolwiek namiętnym pocałunku. Odpiął guzik jej spodni i wyrzucił je gdzieś za siebie. Zszedł pocałunkami niżej, omijając miejsca skryte koronką majtek. Począł całować wewnętrzną strone jej uda, coraz bardziej zbliżając się do jej kobiecości.
Jeśli miłością jest pociąg fizyczny do drugiej osoby... Jeśli miłością jest potrzeba bliskości... To Cornelia go kocha bezwarunkowo. Jeśli to uczucie objawia się, kiedy pragnie się dbać o drugą osobę, być przy niej zawsze i jeśli nie chce się jej zmieniać... To Corin naprawdę jest w nim zakochana. Jednakże skoro nie widzi wad tego chłopaka, to można by powiedzieć, że to tylko zauroczenie. Że to nic znaczącego, że jutro rano po prostu pójdą w swoim kierunku, kiedy pożądanie zniknie, a potrzebę bliskości zastąpi chęć ucieczki. Nie wiem, jak to będzie wyglądać. Ale w tym momencie Jared jest jedynym, na czym Corin kiedykolwiek mogłoby jeszcze zależeć i jest jedynym, który miałby jeszcze kiedykolwiek prawo robić z nią to, co w tym momencie jest nieuniknione. Cornelia zawsze marzyła o tym, by spotkać mężczyznę, który będzie ją właśnie tak traktował. Właśnie tak, jakby jako jedyny na świecie miał do niej prawo. I przy okazji żeby był cholernie zazdrosny o jej kontakty z innymi. I żeby nie obchodziła go żadna inna, skoro może mieć ją 24/7. Na każdą pieszczotę z jego strony odpowiadała cichymi pomrukami, które pokazywały wszem i wobec, że jest jej przyjemnie jak głaskanemu za uszkiem kociakowi. I sama chciała mu dać jak najwięcej przyjemności. Nie chciała po prostu brać, chciała mu też dać z siebie jak najwięcej. Wszystko zdawało dziać się tak szybko, ale jej to ani trochę nie przeszkadzało. Gdyby mieli godzinę siedzieć i całować się jak 12 latki, to chybaby zeszła z nudów. Zawsze chciała, żeby wokół niej w takich momentach powstawało nieogarnięte zamieszanie. Nim się spostrzegła ponownie leżała pod nim będąc już zaledwie w ostatniej części garderoby. Nie planowała dzisiaj takich zabaw. Dobrze, że prawie zawsze nosi koronkową bieliznę. Kiedy chłopak był już bardzo blisko jej majtek wraz ze swoimi pocałunkami postanowiła po raz kolejny odebrać mu możliwość zabawy swoim ciałem. Złapała go za włosy i lekko pociągnęła ku górze, by musnąć jego wargi, a w następnej chwili znowu umieścić go pod sobą. Tym razem usiadła na jego torsie plecami do twarzy chłopaka. Powoli pozbyła się ostatniej części, która osłaniała to, na co Corin tak strasznie dzisiaj czekała. Naprawdę była nim zachwycona. To tak, jakby kolekcjoner motyli zobaczył najpiękniejszego z nich i mógłby wydać wszystkie pieniądze, byle by tylko móc go mieć. Wzięła jego męskość w swoją ciepłą rączkę. Kciukiem podrażniała czubek, by po chwili delikatnie cmoknąć go wargami. Nie kazała mu długo czekać i wzięła go do ust pieszcząc językiem. Jedną dłonią opierała się o pościel, drugą stymulowała jego jądra.
W takim razie kochał ją całym sercem i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy tylko ją zobaczył na imprezie z okazji dnia Świętego Patryka, kiedy Abigail kazała mu ją ratować, zauważył, że jest niesamowicie piękna już w momencie kiedy obok niej przechodzi. Doskonale pamiętał, że puścił do niej oczko, bo taka ładna była. A potem przystawiała się do niej jakaś krukonka. I jeszcze bił się… O NIĄ! To było takie dziecinne. Bić się o kogoś, kogo się zupełnie nie zna. Czuć zazdrość o coś, czego się nie posiada. Jego zachowanie było całkiem irracjonalne, zupełnie do niego nie podobne, tak różne od codziennego. Przed miłością zawsze jest zakochanie, błogi stan w którym kochankowie nie widzą poza sobą świata. Jutro niekiedy nie jest dla nich łaskawe. Miłość pryska jak bańka mydlana. Jared miał w dupie jutro. Liczyła się chwila obecna, w której kochał się z nią i był tylko dla niej. Nigdy o niej nie zapomni i nie będzie w stanie ignorować. Był pewien jutra. Nieważne co by się działo, on pójdzie za nią. Trafiła na swój ideał? Jared jest piekielnie zazdrosny. Już teraz, już wcześniej był. Na imprezie o tego debila, z którym się pobił. Teraz o tajemniczego ojca dziecka Corin. Po co ma spoglądać na inne, skoro ma przy sobie Corin? Dziewczynę, która totalnie zawróciła mu w głowie, nawet jeśli chłopak jeszcze przez długi czas nie będzie się do tego przyznawał. Jared nie potrafił kochać się powoli. Dla niego seks zawsze kojarzył się z szybkimi, mocnymi ruchami, gwałtownymi pieszczotami i pocałunkami wyciskającymi powietrze z płuc. Nie był delikatny w tych sprawach, nie potrzebował czułych słówek. Nie liczyło się dla niego miejsce, nie ważne, czy światło było zapalone, czy zgaszone. Do dnia dzisiejszego nie liczyła się dla niego partnerka, pod warunkiem, że była młoda, piękna i gotowa na wszystko. Teraz, kiedy pierwszy raz w życiu chciał dawać. Dziewczyna uparła się robić to samo. Może by tak ją związać i w końcu zająć się wyłącznie nią, nie myśląc wyjątkowo o sobie? Podniecał go każdy jej jęk rozkoszy, każdy skurcz mięśni na twarzy, kiedy trafił na wrażliwszy punkt. Nie chcąc, by dziewczyna wyrwała mu wszystkie włosy pozwolił się przekręcić na plecy i ani trochę tego nie żałował, gdyż dziewczyna doskonale wiedziała co robi. Zacisnął dłonie na prześcieradle, kiedy dobrała się do jego męskości i zaczęła ją pieścić. Jęknął cicho, pod wpływem dotyku jej ust i chyba leżałby tak do końca świata, gdyby nie odezwały się w nim wyrzuty sumienia. W końcu to on ma dzisiaj ją rozpieszczać, a dawanie maksimum rozkoszy do tego należy. Objął ją w pasie i pociągnął do tyłu tak, żeby znów znalazła się pod nim. Nie bawiąc się w zbytnie pieszczoty, od razu zjechał pocałunkami w dół, tym razem omijając jej piersi. Złapał zębami za koronkę majtek i ściągnął je z niej. Zaczął obsypywać pocałunkami uda, z każdym zbliżając się do jej kobiecości. Rozchylił jej nogi i zaczął drażnić językiem najwrażliwsze miejsca. Jego ruchy były powolne, delikatne, by po chwili przybrać na sile i znów zwolnić.
Cornelia dobrze pamiętała, jak puścił jej oczko. Przez pierwszy moment zastanawiała się, czy to było aby na pewno do niej. Potem obejrzała się za siebie zaglądając na jakąś ślicznotkę i westchnęła niezadowolona. I pamiętam, jaka była wściekła, kiedy tak po prostu dwóch chłopaków zaczęło się przy niej bić, a jednym z nich był właśnie ów ślizgon. I gdyby nie to, że spotkali się w pokoju marzeń jakiś czas później. Nie rozumiała wtedy tego wszystkiego. I mimo tych wszystkich sygnałów pewnie nigdy nie zrozumie, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. I ciężko jej będzie powiedzieć „Kocham cię”, skoro za każdym razem, kiedy była temu bliska cierpiała. Skoro w zeszła wakacje zdarzało jej się obsługiwać żonatych i zaręczonych mężczyzn i oni nie mieli w tym żadnych oporów. Jednak mimo wszystko to, co ją czule łaskotało w momencie, kiedy patrzył na nią w ten szczególny sposób, a ona widziała jego uśmiech specyficzny tylko dla niego – naprawdę nie wiedziała co się z nią dzieje. Prawie ideał trzeba by było powiedzieć. Nie był blondynem i... Cholera jasna chrzanić blondynów. Jared jest najlepszy taki, jaki jest. Dlatego właśnie tak jej zależy, żeby dać mu wszystko co najlepsze. Żeby zapamiętał tę noc... Jeśli nie na całe życie, to chociaż do końca tygodnia. Chociaż do końca dnia. Dlatego zajmowała się jego przyjacielem jak najlepiej potrafiła a jego ciche jęki były dla niej najlepszym komplementem. I nie mogła się doczekać, aż zesztywniały przyjaciel chłopaka wreszcie trafi tam, gdzie powinien. Kiedy poczuła pociągnięcie do tyłu instynktownie wydała z siebie ciche „Kyaa”. I znów pod nim. Jestem pewna, że następnym razem zanim cokolwiek zaczną, to będą się kłócić o to, jak to będzie wyglądać, żeby się wiecznie nie turlać po łóżku. Bo oczywiście miała nadzieję, że będzie następny raz nawet jutro! Albo najdalej pojutrze! Albo... I w tym momencie przestała myśleć. Po jej ciele poczęła się rozlewać prawdziwa rozkosz. Zamknęła oczy wyginając się i lekko ruszając biodrami. Ząbki miała mocno zaciśnięte na wardze, by nie wydawać z siebie odgłosów rozkoszy. Kiedy była pewna, że lada chwila nie wytrzyma tego szepnęła cicho „Wejdź we mnie... „, by ponownie utrudnić sobie jęki. Naprawdę lepiej, żeby ona nie wydawała żadnych dźwięków na głos.
A do kogo innego, jak tylko ona była w pobliżu i tylko ona przykuła jego wzrok. Prócz pijanej Abigail, ale tamta to już z całkiem innego powodu wzbudziła jego zainteresowanie. Chciał ją tylko jak najprędzej stąd wyprowadzić, żeby znów czegoś głupiego nie zrobiła. Może wtedy, z tym, że ma ratować Cornelię żartowała, a może mówiła prawdę? Kto by tam ją pijaną wiedział? Jaredowi wystarczyłby byle pretekst, żeby do niej podejść i zagadać. I była to jedna z nielicznych decyzji, których nie żałował. W pewien sposób jego życie się przez to zmieniło. Nadal był gnojem, nadal niszczył każdej osobie życie z sarkastycznym uśmiechem na ustach, nadal wykorzystywał naiwne i głupie panienki. Gdzieś tam jednak cały czas była Corin, o której stale myślał, której nie chciał wyrzucić po jednym razie z łóżka. Chciał zapamiętywać miejsca, w których lubi być dotykana, chciał dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Nie wiedział co się z nim dzieje, o co w tym wszystkim chodzi, ale jakoś nie czuł się źle z myślą, że jakaś kobieta w pewien sposób na niego oddziałowywuje. Czuł się doskonale. Przez pewien moment miał wątpliwości, czy powinien zabierać ją do Pokoju Życzeń. W końcu potrafił tylko ranić, a Corin była chyba ostatnią osobą, którą chciałby zranić. Już i tak miała ciężkie życie, ciąża, problemy z kasą… Skąd wiedział? Zdążył dyskretnie o wszystko wypytać Abigail. Dziewczyna kiedy jest pijana albo na kacu, jest w stanie powiedzieć wszystko. Chciał, żeby ten wieczór trwał w ich pamięci na zawsze. Niezapomniany i idealny, pierwszy spędzony naprawdę razem. Mogą to robić codziennie, w innym miejscu, w inny sposób, żeby po pewnym czasie nie popaść w rutynę, ale Jared nie miał kompletnie nic przeciwko temu. Słysząc cichy jęk rozkoszy, przerwał swoją pieszczotę i wrócił ustami do jej piersi, jednocześnie wsunął w nią dwa palce, poruszając nimi szybko. Ugryzł ją w sutek, na tyle lekko, żeby nie sprawić jej bólu. Naprzemiennie ssał i całował małe, ale niezwykle kształtne piersi, teraz twarde i nabrzmiałe, świadczące o jej wzrastającym podnieceniu. Wszedł w nią gwałtownie, łapiąc ją za biodra. Poruszał się w niej powoli, czekając aż nabierze nieco oddechu i sama narzuci tempo. Nie chciał sprawić jej bólu, a seks z nim niestety tak najczęściej wyglądał.
Corin za każdym razem, kiedy patrzała na niego i Abigail miała wrażenie, że są dla siebie bardzo ważni. O dziwo już przy pierwszym spotkaniu skrzywiła się lekko widząc, że mija ją i idzie do pijanej puchonki. I nawet nie wiecie jaka była zadowolona, kiedy chłopak przyszedł jej na ratunek przed lesbijką. Brr... Do teraz była mu za to ogromnie wdzięczna, chociaż całowanie z krukonem już takie złe nie było. Jednakże to nie było tak doskonałe uczucie, jakie obejmowało jej ciało, kiedy to on dopadł ją w Pokoju Marzeń. I jego wyraz twarzy, taki szczery, wtedy na polanie cały czas był gdzieś głęboko w jej sercu i doprowadzał ją do uśmiechu kiedy myślała o nim. Bo miała wrażenie, że tak jak powiedział, naprawdę ją lubi. Starała się większość rzeczy uikrywać. Były takie, o których nie mówiła nikomu. O problemach pieniężnych wyłącznie przyjaciołom. Zamorduje Abigail. Nienawidziła, jeśli ktoś, kogo nie chciała w to wszystko wciągać wiedział. Nie chciała, by się nad nią litowano, pomagano za wszelką cenę. Nienawidziła jałmużny, czuła się wtedy słaba i bez silna. Chociaż zawsze lepsze to niż prostytucja. Kiedy wsunął w nią swoje palce na pardę zaczęła płytko, ciężko oddychać. Z jednej strony chciała, żeby przestał doprowadzać ją do takiego stanu. Z drugiej błagała świat, żeby robił to dalej i dalej. Dwa odmienne głosy kłóciły się w jej głowie dodatkowo podsycając rozkosz. Pieszczenie piersi dodatkowo doprowadzało ją blisko końca, a tak właściwie jeszcze trochę musiała wytrzymać. Gdy w końcu w nią wszedł tak mocno i szybko z jej ust wydobył się zadowolony krzyk. Błagała go, żeby działał szybciej, mocniej. Powtarzała uparcie jego imię. Nieswiadomie wbijała pazurki w jego ciało drapiąc go gdzieniegdzie. W końcu nie dała rady powstrzymywać się dalej i poczęła wydawać z siebie głośne jęki. Gdyby było coś słychać na korytarzu, to mniej domyślne osoby pewnie pomyślałyby „Ktoś tam pawie zarzyna, czy jak?”. Ale jeśli wręcz się darła, to musiało być jej naprawdę przyjemnie. Przykro, że nie wytrzymała chyba nawet więcej niż 5 minut, nie wiem, nie liczę. Przez jej ciało przeszedł intensywny dreszcz i w następnym momencie poczuła, że jej ciało całe się nagle napina i ciasno oplata będącego w niej chłopaka. Zemknęła mocno oczy wyginając się w strunę.
Dziwne były ich relacje. Sami mieli problem z określeniem, czy są one negatywne, czy całkiem przeciwnie. Właściwie niemożliwością byłoby tak po prostu to stwierdzić. Kiedyś byli naprawdę sobie bliscy, nie w jakiś fizyczny sposób. Nie romansowali ze sobą. Wiedział doskonale, że Abigail lubi spędzać z nim czas, nawet jeśli często był dla niej niemiły, czy w jakiś sposób wredny. Tolerowała wszystkie jego wady i praktycznie nigdy się nie poddawała. Nie chciała go poderwać, chciała tylko, żeby został jej przyjacielem. W końcu uratował jej życie. Spierdolił wszystko zaręczynami, a przecież dziewczyna nadal nie potrafiła być dla niego zupełnie niemiła. Kłócili się, krzyczeli na siebie, ale pozostało w nich to coś, co kiedyś stać się miało zalążkiem przyjaźni. Poprosiła go, żeby ją ratował, więc to zrobił. I zupełnie nie żałował swojej decyzji, bo teraz pewnie, zamiast kochać się z najpiękniejszą Gryfonką w szkole, obmyślałby sposób, w jaki rozdzielić Ab i Jareda. Był tutaj, bo naprawdę ją lubił, tak samo jak lubił spędzać z nią czas, a może i bardziej. Nie będzie się nad nią litował. Nie należy do ludzi, którzy ze szczerego serca i innych pobudek pomogą innym. W końcu nazywa się Jared van der Neer, a to do czegoś obliguje. Przejął się tym, że Corin jest bieda? Zupełnie nie. Raczej przez jego głowę przepłynęła całkiem dziwna myśl, że kocha się z biedaczkom i jest to w pewien sposób upokorzenie dla kogoś, kto zawsze wybierał kobiety z wyższych sfer. Nie czuł się głupio za tę myśl. W końcu, jego nie da się zmienić od tak. Właściwie, czy można go zmienić? Nie bawił się w jakieś zmiany pozycji, szybsze lub wolniejsze ruchy, delikatne lub bardziej ostre. Można powiedzieć, że po prostu się z nią kochał i było mu dobrze, bez wymyślania różnych dziwactw, co było naprawdę rzadkością w jego seksualnym życiu. Brakowało mu oddechu, na plecach perliły się kropelki potu. Patrzył na nią, śledził każdą reakcję na jego dotyk, na szybkie i mocne ruchy biodrami, kiedy w nią wchodził. Doszedł chwilę później po tym, jak poczuł, że Corin sztywnieje, a potem jej mięśnie wiotczeją, a ona opada na zmiętą pościel. Położył się koło niej, wsuwając ramię pod jej głowę, przytulając do piersi i całując w pachnące włosy. Nie mówił nic. Słowa chyba były zbędne, a ciszę przerywały tylko ich głośny oddech.
Biedna Corin nadal nie ma o niczym pojęcia. Nie wie biedna dziewczyna, w jakie gówno się pakuje w tym momencie. Że przez to, co teraz zrobili będzie się jeszcze czuła cholernie winna... A może nie? Wiem, jak zareagowałaby, gdyby jeszcze godzinę temu powiedział jej o tym wszystkim. Byłaby lekko smutna, powiedziała, że to rozumie i właściwie nic jej do tego. Teraz, kiedy w pewien sposób połączyli się ze sobą... Nie wiem. Po prostu nie mam pojęcia. Pewnie targałby nią dokładnie wszystkie emocje tak, jak chwilę temu, kiedy dochodziła przy nim do najwspanialszego momentu. Przytuliła się do jego tors. Czuła, jak kilka kropelek potu spływa po jej czole. Zakaszlała ze dwa razy nie mogąc złapać powietrza. Raz przymykała powieki starając się uspokoić, raz otwierała oczka by przyjrzeć mu się i czuć jak serce wali jak oszalałe, móc się szczerze uśmiechać. Jednak ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Cisza musiała zostać przerwana nawet jeśli Corin dla odmiany pozwoliłaby, by była nieprzerywalna. - Skarbie... Muszę iść do dormitorium. Wiesz... Powinnam się jeszcze przespać... Chociaż nie wiem, czy dam rade zasnąć – Zaczesała jeden z kosmyków za ucho podnosząc się i niechętnie uciekając z jego ramion. A tam było tak cieplutko! Rozglądała się za swoimi ubraniami. Nawet różdżka jest gdzieś w spodniach, więc musi sobie poradzić sama. Wstała prezentując swoje wdzięki i podnosząc z ziemi części bielizny. Nie mogła przestać o tym wszystkim myśleć. I jestem pewna, że nie przestanie do rana nawet, jeśli gdyby ona nie wyszła, to on by rankiem zniknął. I nawet, jeśli jutro się już do niej nie odezwie. No mniejsza. Głupie obawy. Na pewno tak nie będzie.
Całe życie jest jednym wielkim gównem, kukiełkowym teatrzykiem, którym steruje sadysta, czerpiący przyjemność z dręczenia swoich małych pacynek. Daje im nadzieję, światełko w mroku, by wierzyli, że w końcu wszystko się ułoży i będą żyli długo i szczęśliwie, już bez żadnych zmartwień i w momencie kiedy naprawdę mają wrażenie, że będzie dobrze, życie zaczyna się pierdolić. Umiera kochana osoba, przyłapujemy drugą połówkę na zdradzie, cele, zamiast się przybliżać, z każdym krokiem są coraz bardziej nieuchwytne. Pierdolenie, że trzeba żyć pełnią życia, cieszyć się chwilą zawiera w sobie samą prawdę, bo przecież jutro może już nie być niczego. Jared nie czuł wyrzutów sumienia, czuł specyficzny rodzaj zadowolenia, kiedy opadli razem na łóżko, zmęczeni i szczęśliwi. Gładził ją wolną ręką po nagich plecach, wsłuchiwał się w zmęczony oddech. Drugą ujął ją za dłoń i zaczął bawić się palcami. Gdyby to była normalna dziewczyna i normalna sytuacja, to po seksie najzwyczajniej w świecie odwróciłby się na drugi bok i zasnął. Właściwie nawet nie po seksie, a po tym, jak dziewczyna zaspokoiłaby jego potrzeby, bo przecież tylko o to chodziło. Nigdy nie przejmował się swoją chwilową drugą połówką. Dzisiaj nieco odbiegł od reguły i w sumie było mu z tym bardzo dobrze. Bez słowa wstał z łóżka i pospiesznie włożył swoje ubrania tak, że na końcu jeszcze musiał na nią poczekać. Jeszcze bardziej potargał swoje brązowe włoski i kiedy dziewczyna była już gotowa, złapał ją za rękę i razem wyszli z Pokoju Życzeń. Na korytarzu było bardzo mało osób, większość z nich siedziała już w pokojach wspólnych albo jeszcze jadła kolacje w Wielkiej Sali. Szkoda, że droga do wieży była taka krótka, bo chociaż nie zamienili ani słowa, Jared nie chciał się z nią rozstawać. Miał dziwne przeczucie, że jutro nie będzie chciała z nim rozmawiać, będzie udawać, że się nie znają. W takim razie chyba trzeba korzystać z chwili. Zgodnie z tą myślą Jared złapał ją za brodę i odwrócił w swoją stronę i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Nie było gryzienia się, ani cichych jęków rozkoszy, a jednak to był najlepszy pocałunek dzisiejszego dnia. -Śpij dobrze, mój Aniołku. Mam nadzieję, że jutro zatańczysz ze mną chociaż jeden raz.-Odgarnął jej włosy z czoła, uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób i zszedł schodami do lochów, wyjątkowo nie warcząc na każdą napotkaną osobę.
„Śpij dobrze, mój Aniołku”. To miejsce budziło tyle przyjemnych wspomnień. Tyle idealnych momentów się tutaj zdarzyło. Tak bardzo marzyła, żeby znaleźć się tutaj jeszcze raz z osobą, która powiedziała te słowa. Ze ślizgonem... Ale nie z tym! Nie z Danielem! Wolała już korytarz w lochach, lodową komnatę. Naprawdę, wolała wszystko, tylko nie pokój życzeń. Oczywiście mogła wyobrazić sobie jakiekolwiek miejsce, ale to i tak nie podobało jej się. Okropność. Przeszła parę razy obok ściany. Dostała się do pomieszczenia ciemnego jak noc, w którym znajdowało się tylko łóżko. Usiadła na nim i czekała. On tu zaraz będzie. Kolejny raz. A no tak, oczywiście ubrała na siebie spódniczkę. Do tego bluzkę wiązaną na szyi, baletki. Strój niezwykle grzecznej dziewczynki.
Daniel oczywiście zjawił się na miejscu niedługo po Corin. Dzisiaj miał dzień dobroci dla zwierząt. Nie miał w planach gwałcić Corin jeżeli tak to można nazwać. Czyżby choć trochę w nim było z tej jasnej strony? Większość uzna, że nie. Wszedł do Pokoju Życzeń. Jakoś nie miał żadnych wspomnień z tym miejscem. Wiedział, że istnieje i jak się dostać do niego, ale w rzeczywistości nigdy nie był. Rozejrzał się i zauważył dziewczynę. Podszedł do niej powoli. Po chwili złapał ją dość delikatnie jak na niego za policzek. Znowu włożył nos w jej włosy. To chyba będzie jego rytuał. Ciekawe, czy jest możliwy syndrom sztokholmski w przypadku Corin. Byłoby to interesujące. Popchnął lekko dziewczynę, by położyła się na łóżku. +18 Zadarł jej spódniczkę i odchylił majtki. Zagłębił się językiem w jej muszelce i powoli nim kręcił.
Jasna strona w Danielu? Haha! Żartujesz sobie chyba. Jak dla mnie, to w nim nie ma nawet krzty dobroci, ale to tylko moje zdanie. Dlatego też Corin go tak strasznie nienawidzi. Ponad życie, ponad wszystko... Naprawdę nigdy nie był w pokoju życzeń? Przecież to tutaj większość uczniów przeżywała swoje wzloty i upadki w związkach. Tutaj planowało się wszystkie napady na gabinety nauczycieli z łajnobombami. Chowało najskrytsze skarby... Wchodziło, gdy chciało się zostać samemu. Dokładnie każda z tych sytuacji jej się przydarzyła. Dlatego to miejsce miało dla niej znaczenie sentymentalne. Aż do dzisiaj. Syndrom sztokholmski? Nie rozśmieszaj mnie... Znów wąchał jej włosy. Przez to miała naprawdę ogromną ochotę je ściąć. Odebrać mu to, do czego go tak ciągnęło. Jednak jak na razie nie podjęła jeszcze aż tak zaawansowanej decyzji, chociaż mam wrażenie, że lada chwila to zrobi. Skróci je chociażby do ramion, dla zasady. Opadła na łóżko, odchyliła twarz w bok. Zamknęła oczy, starała się myśleć o czymkolwiek innym. Ot kolejny, prosty rytuał, który miał sprawić, by ta sytuacja stała się możliwa do zignorowania.
Daniel tam nie interesował się takimi sprawami specjalnie. Lochy były idealnym miejscem to ukrycia się, więc po co mu był pokój życzeń? Wybrał to miejsce dzisiaj nie bez powodu. W pewnym sensie zrobił to dla niej, bo on mógłby ją pieprzyć nawet na środku dziedzińca i by się nie przejął tym, że go widzą. Przynajmniej teraz by się nie przejął. Coś w nim pękło... To dbanie o pozycję w szkole przestało mieć znaczenie. Włożył dwa palce i zaczął drażnić punkt G dziewczyny. Musi być przygotowana dostatecznie, bo jak mu się zachce wchodzić jeszcze, choć dzisiaj raczej nie dojdzie do tego, chyba, że Corn go wkurzy.