Gdzieś w Zakazanym lesie znajduje się małe jezioro. W dzień jego wody są ciemnozielone, a w nocy czarne jak smoła. Pomysł pływania tutaj jest dość nierozsądny. Żyje w nim trochę druzgotków i kilka innych gatunków magicznych zwierząt. To miejsce pełni zazwyczaj rolę wodopoju.
Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Nie Sty 13 2013, 15:03, w całości zmieniany 1 raz
Nie ukrywając był zdziwiony, że kobieta dała mu się przytulać. W sumie jedyny raz w życiu byli tak blisko siebie. Było to u niego, po kolacji i paru lampkach wina. Ucieszył się w duchu co nie było zbyt dziwne. W końcu miał w ramionach swoją narzeczoną, która opiera się temu związku. Chociaż Chris miał nadzieję, że w końcu zmieni zdanie wobec niego jak ich "przeznaczenia". A ich rodzice? Byliby w niebowzieci widząc tę dwójkę razem. -Oboje wiemy, że tutaj nie ma nic koleżeńskiego-uśmiechnął się i pocałował kobietę w czoło. -Co do kary mogę Ci wymyślić taką co na pewno Ci się spodoba- zaśmiał się. Chociaż nie ukrywając chciałby Zobaczyć ją w samej bieliźnie i gotową na jego działania. Może kiedyś mu się to uda i zdobędzie ją na zawsze? Nigdy nie wiadomo co los może im przynieść. Nie mogąc się Powstrzymać mężczyzna chwycił dłonią jej podbródek. -nawet nie wiesz jak długo chciałem to zrobić- powiedział po czym namiętnie pocałował kobietę
Prychnęła słysząc jego pewny to głosu. Do tego jeszcze ten całus w czoło. Co ona, dziecko była? Niezadowolona mruknęła coś pod nosem nie chcąc wdawać się w dyskusje. Chciała odpocząć chwilę. Zaraz pójdzie, jednak jeszcze nie teraz. Było jej tutaj za dobrze, choć październik nie był za ciepły. Szczególnie w tym lesie. Wydawać by się mogło, że są pierwsze dni zimy. - Mi? Coś czuję, że bardziej chodziłoby w niej o zadowolenie Ciebie niż mnie. - zaśmiała się cicho. Zbyt dobrze już go poznała i doskonale wiedziała do czego mógł być zdolny. Naprawdę miała nadzieję, że będę mogli się kolegować. Wychodzić co jakiś czas na piwo, lub coś mocniejszego. Może nawet Lucas nie miałby nic przeciwko, a wręcz przeciwnie, polubiliby się. Jednak były to jedynie mrzonki nie mające się nigdy ziścić. Utwierdził ją w tym, gdy ją pocałował. Zaskoczona mrugnęła kilka razy. Czy on znów stawiał ją w niezręcznej sytuacji? Sądziła, że między nimi wszystko było ustalone. I wyjaśnione. Szczególnie po tym jak przez przypadek znaleźli się w jednej z opuszczonych klas. Delikatnie ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnęła. Przymykając oczy odetchnęła głęboko. - Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie to. Nie mogę. - spojrzała w jego oczy - Naprawdę kocham Lucasa i sądziłam, że możemy zostać przyjaciółmi, albo chociaż kolegami. - zabrała swoje dłonie odsuwając się trochę. Nie chciała jeszcze bardziej go prowokować. - Nie rób tego więcej, proszę. - ułożyła głowę z powrotem na jego ramieniu trzymając jednak dystans. Po chwili zaczęła żałować, że przerwała ten pocałunek. Może w ten sposób zapomniałaby o swoich chorych urojeniach względem uczuć Luasa co do niej. - Dzisiejsza lekcja nie poszła najlepiej, co? - w jak najszybszy sposób chciała zmienić temat. Może ten okaże się tym właściwym.
Czasami pewność siebie tej kobiety go rozbawiał. Uważał, że kiedyś może się na tym przejechać i może spotkać ja krzywda. -Wiesz zadowalać mnie nie musisz -uśmiechnął się -Wiem, że byś nie dała rady -powiedział to dość poważnie. Jednak w duchu roześmiał się na całego. W końcu od zawsze zastanawiałby się jakby to z tą kobietą wszystko wyglądało. Wiedział doskonale, że dałby z siebie wszystko by jego ukochana mogła chcieć więcej i powiedzieć, że by to najlepszy stosunek w jej życiu.
Jednak dzisiaj popełnił duży błąd całując tą kobietę. Ale co mógł poradzić, że on jej pragnie, że nie potrafi się bez niej obejść? Owszem zachował się jak skończony idiota. Ale poczuć jej usta przez chwile na swoich, to było jednak coś. Nie ukrywając jego członek od razu zareagował podczas muśnięcia. Ale długo to nie trwało, bo dziewczyna go odrzuciła. -Jesteś pewna, że go kochasz? -zapytał -Nie uważasz, że stać Cię na kogoś lepszego? I nie mówię tu o sobie. -oznajmił. Trzeba przyznać, że Chris martwił się o nią. Wie doskonale, że im się nie układa. W końcu szkoła potrafi mieć uszy i żadne plotki go nie omijają.
Gdy kobieta wspomniała o lekcji poczuł się zażenowany. W końcu były to najgorsze zajęcia w jego życiu. Nigdy nie czuł się tak bezradny wobec uczniów. -Trzeba przyznać, że do najlepszych nie należała -wyprostował usta w prostą linię -Mam nadzieję, że kolejna nie będzie taką plamą jak ta -położył swoją głowę na głowę kobiety -Uważasz, że nie byłoby między nami dobrze?- zmienił temat -Może nasi rodzice dobrze wybrali, a my próbujemy wszystko zepsuć. -westchnął - A jak będziemy żałować tego?
Ona nie dałaby rady? Chyba za mało słyszał o jej, hmmm.... "zdolnościach". Jeszcze żaden mężczyzna nie wyszedł z jej ramion niezadowolony i w pełni nie spełniony. Nawet Jay nie miał na o narzekać. W końcu nie na próżno chodził za nią tak długi czas. Szkoda tylko, że wszystko potoczyło się w tak mało przyjemny sposób. W innych okolicznościach nie żałowałaby tego, jednak... No właśnie, nie znajdowała się w "innych". Miała dzięki temu nauczkę do końca życia. Popatrzyła na twarz mężczyzny kręcąc z rozbawieniem głową. Nie miała zamiaru komentować jego słów, gdyż nie było takiej potrzeby. Skoro tak uważał, to niech żyje w tym przekonaniu. Jego pytanie zbiło ją z pantałyku. Jak to czy była pewna? Oczywiście, że tak. Kochała tego mężczyznę całym sercem. Jeszcze bardziej sobie to uświadomiła, gdy tylko z nim zamieszkała. Nie widziała świata poza nim. I choć czasem zdarzały im się kłótnie, sprzeczki i nieporozumienia to i tak nic nie było w stanie jej odwieść od tej decyzji. Decyzji? Bardziej uczucia. - Kocham go. Naprawdę. - nie spuszczając oczu z mężczyzny skubała kawałek swojego rękawa. - Znam swoją wartość. Wiem jak mężczyźni na mnie patrzą. I podoba mi się to. Jednak... Lucas zawsze był inny. Nie patrzył na mnie z pożądaniem, a... - na chwilę zamilkła szukając odpowiedniego słowa - Uczuciem. jego ciepło mogło roztopić każdy lód. Nawet ten w moim sercu. - odwróciła spojrzenie od mężczyzny kierując je na czarne wody jeziora. Do tej pory pamiętała jak byli nierozłączni za młodu. Przyjaciele. A czy nie każda wielka miłość zaczyna sie od przyjaźni? Nawet nie zwróciła uwagi profesorowi, gdy ten ułożył swoją głowę na jej. Westchnęła przymykając oczy. Czy wszystko w jej życiu musiało być tak skomplikowane? - Ta też nie była najgorsza. Jednak nie musiałeś zwracać uwagi Lucasowi. Nic złego nie zrobił. Bronił jedynie dziewczyny z naszego domu, której dokuczali. - Nie powiedziała tego z wyrzutami. Bardziej z bezradnością, której nie potrafiła zrozumieć sama. A kolejne jego pytanie jedynie wywołało u niej szok. Odsunęła się do tyłu aby móc spojrzeć na mężczyznę z pewnego dystansu. - Uważam, że nie powinniśmy o tym myśleć. Mamy swoje życie. - w jej głosie nadal wyczuwalny był szok jaki zafundował jej Christian. - I nie sądzę abyśmy mieli tego żałować. Nie można żałować czegoś, czego się nie poznało. - i tutaj doskonale zdawała sobie sprawę, że skłamała. Bo owszem, można było. - Może powinieneś spróbować znaleźć kogoś wartościowego i ułożyć sobie z nim życie. A raczej nią. - jej blady uśmiech mógł wyglądać dość nieprzekonująco jednak miała to w czterech literach.
Nie wiedząc czemu Chris uważał i tak, że kobieta nie jest zbytnio szczęśliwa z tym chłopakiem. W końcu gdyby naprawdę go kochała i była z nim szczera, to nie siedziałaby teraz z nim na tym pomoście. Tym bardziej po tym pocałunku, który on zaczął. W głębi duszy miał nadzieję, że dziewczyna zrozumie go, że mu zależy. Chris chce ją poznać jak najlepiej się da. Chciałby by decyzja ich rodziców nie poszła na marne. Nawet czasami wyobraża sobie ich jako para, małżeństwo. Święta w całym gronie. Rodzice, dziadkowie, rodzeństwo jak i ich dzieci. Biegające i radujące się świętami i prezentami. W końcu nie miałaby tak źle z nim. Pochodzi z zamożnej rodziny. Nie zabrakłoby jej niczego. Dostałaby wszystko czego by sobie zażyczyła. Chociaż wie doskonale, że bycie z kimś na tym nie polega. To on i tak podarowałby jej najjaśniejszą gwiazdę z układu.
Nie chciał kontynuować tematu o Lucasie. Przez to spojrzał tylko przed siebie i usiadł w siadzie skrzyżnym by trochę lepiej widzieć kobietę. Wiedział też doskonale, że jego pytanie i wypowiedź mogły nią wstrząsnąć. Ale co miał zrobić. Trzymać wszystko w sobie? Udawać, że jest dobrze, że on nic do niej nie czuję? Raczej to nie było i nie jest w jego stylu bycia.
Ominął jej zdanie o szkole, zajęciach jak i o tym, że był zbyt surowy dla jej narzeczonego. No ale co ma powiedzieć facet, który można powiedzieć zakochał się w osobie, która siedzi tuż obok, a ona mówi ciągle o innym. Ciągle widzi ją z tamtym facetem. Nie ukrywając Wise zrobiłby wszystko by udowodnić jej, że Kray nie jest dla niej odpowiedni, że się marnuje przy nim. Ale jednak nie chciał się w to mieszać. Nie chciał by ona miała mu jeszcze więcej za złe.
Gdy odpowiadała na jego pytania uśmiechał się. Po mimo, że było ciemno on widział doskonale jej oczy. Wiedział również kiedy człowiek kłamie. A jej brązowe źrenice powiększyły się jak i coraz bardziej świeciły. Wiedział doskonale, że kłamię i nie chce się do tego przyznać. Jednak wysłuchał jej wypowiedzi dokładnie i przez chwile starał się zrozumieć dlaczego oszukuje samą siebie. -Myślisz, że chciałbym się wiązać z kimś innym - zapytał. A jego dłoń delikatnie odgarnęła jej włosy z twarzy. -Jeżeli kobieta, w której się zakochałem od pierwszego wejrzenia jest tuż obok? -nie skłamał. Spodobała się mu tuż przed tym jak dowiedział się o tym, że są sobie pisani od dziecka. Pamięta to jak dzisiaj. Spacer w parku, a tam ona. Piękna i zdenerwowana, ze jaki idiota wpadł na nią. Zadziorna ale i miła, a zarazem uprzejma. Na samą myśl uśmiechną się w duchu. -Nie jest łatwo zapomnieć o Tobie i twych pocałunkach u mnie w mieszkaniu -pogłaskał jej polik i ponowił próbę. Przybliżył się do niej patrząc prosto w oczy. Ich nosy stykały się, a on bez żadnego zawahania ponownie ją pocałował.
Zadrżała lekko czując jego palce na swoim policzku. Było to dziwne uczucie, gdyż tylko jednemu mężczyźnie pozwalała się dotykać w ten sposób. Z nieskrywanymi iskierkami w oczach spoglądała tylko na niego. Czy zapomniała o swoim ukochanym? Oczywiście, że nie. Nadal pamiętała o jego istnieniu tylko ta świadomość powoli przenosiła się w coraz dalsze rejony jej umysłu. Czy możliwym było, aby odrzucić myśl o osobie którą się kochało tylko dla jednej chwili zapomnienia? Kiedyś powiedziałaby nie, dziś jednak nie była już tego pewna. Ostatnio niczego nie była pewna. Ojciec naciskał na nią coraz bardziej, a matka nie miała sił mu się sprzeciwić. Nawet jej brat po woli utwierdzał się w przekonaniu, że to dobra decyzja jaką podjęli dla niej rodzice. Przecież zawsze był po jej stronie. Jakim cudem... Aż wszystko w niej kipiało. Dla uspokojenia wzięła kilka głębszych wdechów słuchają tego co ma do powiedzenia. I po raz kolejny ją zamurowało. - Musisz. Ja nie jestem wolna. I nie będę. - ostatnie zdanie wypowiedziała dość dobitnie. Sądziła, że to go odrzuci w pewien sposób od niej, jednak się pomyliła. - To był bł... - nie dane było dokończyć jej zdanie, gdyż mężczyzna po raz drugi tego wieczora ją pocałował. Z początku oszołomiona oddała pocałunek delikatnymi muśnięciami, jednak już po chwili oszołomienie uleciało, a ona mogła odepchnąć Christiana. Tym razem zrobiła to bardziej stanowczo niż ostatnim razem. - Nie, Profesorze. - nie użycie jego imienia było celowym zabiegiem. - Nie jestem taka. Chciałbyś dziewczynę która całuje i sypia z każdym? - spojrzała na niego mrużąc oczy.
Jestem idiotą! W sumie to prawda. Jaki facet próbuje szczęścia dwa razy pod rząd.. Na pewno nie taki co chce żyć i pokazać klasę. Z jednej strony żałował. Jednak z drugiej mógł poczuć odwzajemnienie przez chwilę. Wiedział doskonale, że ciągnie coś tę czarownice do niego. Ale ona nie chciała tego mu pokazać. -Wybacz mi -wymamrotał -Po prostu nie umiem się przy Tobie powstrzymać -powiedział dość cicho. Jednak na tyle głośno by kobieta mogła to usłyszeć. Gdy powiedział do niego profesorze za miast Christian był z lekka zdezorientowany. -Jeszcze raz przepraszam - powiedział już głośniej -Chyba powinienem już pójść - Wstał poprawił swoją kurtkę i odwrócił się na pięcie po woli idąc przed siebie.
Spoglądała na niego z lekko rozchylonymi ustami i z szeroko otwartymi oczyma. Jak to odchodził? Przecież nie musiał. Nie miała mu tego za złe. Choć mogła, w końcu wyraziła się jasno co do tego. Mimo to coś zakuło ją w środku. Nie umiała wyjaśnić do końca co to takiego, jednak czuła, że nie powinien iść. Nie wiele myśląc wstała podchodząc szybko do niego i łapiąc za rękę. - Nie idź. Nie musisz. - najspokojniej jak mogła zaciągnęła go z powrotem na brzeg pomostu. - Nie chcę zostać tutaj sama. Jednak obiecaj mi, że nie zrobisz tego ponownie. - ostatnie jej słowa były ciche. Sama zdziwiła się tym faktem. Przecież tego nie chciała, prawda?
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Okropnie mi głupio, że się spóźniłem, chociaż to ja proponowałem Puchonce to spotkanie. Umówiliśmy się jednak w Sali Wejściowej, do której ona ma bliżej, niż ja ze swojej wieży (po długiej batalii w końcu zyskałem hasło, co przyjąłem z ulgą, choć nadal wiszę przysługę Blaithin), więc powinna mi wybaczyć. I mimo że dawno nie miałem ochoty na żadne rozmowy, zaczynam gadać jak najęty, opowiadając jej nie tylko o wszystkich moich głupich pomysłach, ale również o mugolach i o tym, jak dziwnie się wśród nich żyje, kiedy się już przywyknie do obecności magii. Instynktownie prowadzę ją do Zakazanego Lasu, zupełnie nie zważając na drogę, co chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo im głębiej w las, tym bliżej wilka. Albo ciemniej. Sam już nie wiem, jak to poprawnie powinno brzmieć. Ostatnimi czasy myślenie jest dla mnie syzyfową pracą. Im bliżej mi do rozwiązania jakiegoś problemu, tym szybciej kamień znów opada do stóp góry. A lista spraw do ogarnięcia coraz bardziej rośnie. I być może dlatego potrzebuję teraz Agnes, choć nie powinienem nikogo obarczać moimi własnymi błędami. Towarzystwo jednak zawsze się przyda, a już zwłaszcza kogoś, kto nie będzie chciał mnie kopnąć, kiedy tylko mnie zobaczy. - Kiedy skończyła się ścieżka, zauważyłaś? – pytam Puchonkę, gdy niemal obrywam gałęzią w twarz, zaaferowany tym, jak powinien wyglądać transparent podczas naszego strajku. Całą drogę od chyba Wierzby Bijącej opowiadam jej o tym, że szkolne godło jest dyskryminujące i chociaż patrząc na tę sprawę z boku, trochę przesadzam, to jednak potrzebuję się czymś zająć. A planowanie przedsięwzięcia skutecznie odwraca moją uwagę od wszystkich osób, które są na mnie złe. Orientację w terenie mam całkiem dobrą, ale w tym miejscu Zakazanego Lasu jeszcze nie zdarzyło mi się znaleźć, dlatego nie do końca ogarniam, gdzie jesteśmy. Nie chcę jednak przerazić Agnes, dlatego muszę udawać, że wszystko mam pod kontrolą, chociaż w głębi jestem trochę przerażony. - Myślisz, że ktoś się w ogóle do nas przyłączy? – próbuję zmienić temat od utraconego pod nogami gruntu, który zastępują suche liście i jakieś dziwne grzyby. Gdzieś w oddali słychać świergotanie jakiegoś ptaka i na pewno brzmi to o wiele bezpieczniej od wycia wilka albo tętentu kopyt centaurów. Wciskam ręce do kieszeni bluzy, zaciskając palce na różdżce.
Agnes przeciągnęła się leniwie, powtarzając sobie w myślach, że nie może iść spać, dopóki nie skończy rozdziału o eliksirach stosowanych w ogrodnictwie, który to dłużył jej się niemiłosiernie. Ilekroć dziewczyna powracała do lektury podręcznika, wpadał jej do głowy nowy pomysł na to, jak można by spędzić ten czas przyjemniej, albo po prostu ciekawiej. Miała pecha - czy może szczęście, jeśli wciąć by za wyznacznik jej edukację - że w Wielkiej Sali oprócz niej nie było nikogo; kolacja miała się rozpocząć dopiero za około godzinę, więc teoretycznie w komnacie panowały warunki wręcz idealne do nauki, a mimo wszystko ubrane w Puchoński mundurek dziewczę było coraz bardziej zirytowane. Szatynka właśnie miała zamknąć z hukiem księgę i tym samym zakończyć swoje katorgi, które trwały już dobre dwie godziny, kiedy tuż przed nią wylądowała najbardziej urocza sowa, jaką przyszło nastolatce kiedykolwiek oglądać. Niestety dziewczyna zdążyła zjeść już wszystkie ciastka, które przygotowała na okoliczność umierania z nudów nad książką z eliksirów, jednak na dnie opakowania pozostało trochę okruszków, którymi Agnes poczęstowała ptaka, w międzyczasie czytając list od Holdena. Uśmiechnęła się - Gryfon był równie nieprzewidywalny jak ona, a spotkania z nim najczęściej kończyły się wspomnieniem na dłuuugie lata, więc oczywiście Puchonka je uwielbiała. Czym prędzej więc naskrobała odpowiedź i zebrawszy swoje rzeczy udała się do pokoju wspólnego, by zostawić tam torbę wraz z wszystkimi ciężkimi tomiszczami i już po chwili znów opuszczać przytulne pomieszczenie, tym razem kierując się w stronę Sali Wejściowej. Nawet nie zauważyła, że Gryfon się spóźnił, no ale takie już było jej poczucie czasu - nie istniało. Gdy wreszcie chłopak pojawił się, praktycznie zbiegając ze schodów, twarz szatynki rozjaśnił uśmiech, który ni mniej ni więcej mówił tyle, że ten wieczór z pewnością będzie ciekawy. Wyszli z zamku na przyjemne, świeże powietrze, rześkie po niedawnej burzy i ramię w ramię ruszyli w bliżej nieokreślonym kierunku. Słońce nadal świeciło, jednak kwestią czasu było, aż schowa się za lasem, spowijając świat w mroku i chłodzie, tak zbawiennych po letnich upałach. Przechodzili tak może piętnaście minut, a może godzinę, zbyt zajęci rozmową, by w ogóle zwracać uwagę na czas, czy ścieżkę, którą zmierzali. Szczerze mówiąc Agnes nawet nie zwróciłaby uwagi, że zboczyli ze znanych jej terenów....no dobrze, ona nigdy nie wiedziała, gdzie idzie, ale tym razem chyba naprawdę się zgubili - nie żeby to było coś nowego. -Emm...gdzieś...tam?- powiedziała, zastanawiając się nad potencjalnymi drogami powrotu, aż wreszcie wskazała palcem jakikolwiek kierunek, który wydawał się nie wyglądać tak, jakby coś zaraz miało ich tam zjeść. -Chociaż znając moją orientacje w terenie, to bezpieczniej byłoby chyba iść w stronę przeciwną niż ta, którą wskazałam.- powiedziała, wzdychając ciężko. Dziewczyna miała problem z określeniem jak daleko od niej znajdują się drzewa -metr...a może dwa?- nie mówiąc już o posiadaniu kompasu w głowie. Rozejrzała się jeszcze raz wokół, ale koniec końców postanowiła zdać się na chłopaka, dobrze wiedząc, że sama niewiele wskóra. -Oczywiście, że się przyłączą! - jej głos brzmiał aż nadto entuzjastycznie, ale Puchonka szczerze wierzyła w swojej słowa. Ponownie wdała się wciągnąć w rozmowę, nawet nie kłopocząc się wyciąganiem różdżki, no bo w końcu co mogłoby ich zaatakować? Dziewczyna nie dowierzała w bajki o zagrożeniach związanych z Zakazanym Lasem, twierdząc, że nikt i nic nie może czerpać przyjemności z czystej złośliwości. -Tylko wydaje mi się, że jeśli chcemy być wzięci na poważnie, to musimy wyjść z gotowymi już propozycjami...na przykład wiewiórka? Co powiesz, żeby symbolem Hufflepuffu było to rude, rozkoszne stworzenie?
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Patrzę w kierunku, który wskazuje Agnes, uprzejmie przemilczając fakt, że jest on zupełnie przeciwnym od tego, z którego przyszliśmy. Nie uznaję jednak, że dziewczyna się myli, bo równie dobrze może się tam znajdować jakaś inna ścieżka, której istnienia nie jesteśmy po prostu świadomi. - Zapamiętam, bo pewnie będziemy szukali drogi powrotnej – mówię, parskając śmiechem. Nadal jednak zaciskam rękę na różdżce, bo nie znam tego terenu i nie wiem, czy nie wyskoczy na nas jakaś akromantula. Nie boję się pająków, ale na widok takiego ogromnego cielska każdy by chyba zwariował, nawet człowiek, który nie odróżnia odwagi od brawury. Nie wiem czemu wszyscy Puchoni, których znam, wydają mi się tak strasznie radośni. Może to kwestia tej wszechobecnej żółci, albo ich nastawienie do świata. Ewentualnie palą jakieś zielsko, skoro żyją w okolicach cieplarni, ale tak jak lubię Cherry czy Liama, uwielbiam też Agnes. Ich obecność poprawia mi humor, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy nienajlepiej mi ze wszystkim idzie. Odwracają moją uwagę od problemów, pokazując chociaż na chwilę, że świat może być jeszcze dobrym miejscem, jeśli zwraca się uwagę na jego małe, pozytywne elementy, a nie szarą, glutowatą całość. Zbliżam się do jednego z drzew, żeby sprawdzić, czy porasta je mech, co ułatwiłoby nam przynajmniej odnalezienie kierunku w jakim znajduje się Hogwart. Okazuje się to jednak dość skomplikowane, bo porosty znajdują się nie tam, gdzie powinny i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że tuż obok jest niewielkie, ale wyglądające na dość głębokie bajoro. - Nie wiedziałem, że tu jest woda. Myślałem, że jezioro na błoniach jest jedynym w tej okolicy – przyznaję. A przecież wychowałem się tutaj. Zakazany Las zahacza częściowo o Hogsmeade, więc zdarzyło mi się nieraz wejść do niego od drugiej, trochę bezpieczniejszej strony. A mimo to nigdy nie zwróciłem uwagi na inne akweny. - Pewnie Pro, Everett i Cyśka przyłączą się bez wahania, bo oni zawsze pchają się na nasze akcje. Tylko nie wiem jak z innymi domami. Myślisz, że ktoś od ciebie by się tym przejął? – mówię do Agnes, przyglądając się jezioru, na którym znajduje się też niewielki, trochę spróchniały pomost. Zbliżam się do niego, by sprawdzić, czy nie ma tam przypadkiem jakichś ryb albo innych stworzeń. Ciekawość zżera mnie prawie że od środka. Idę więc ostrożnie po drewnianej kładce, aż docieram na jej koniec i przykucam, wskazując różdżką w kierunku wody. - Lumos – mówię, spodziewając się raczej braku efektu, jak to zwykle z moim czarowaniem bywa i – rzeczywiście – zakłócenia znów dają o sobie znać, jednak zupełnie inaczej, niż zwykle. Z końca patyka wydobywa się ogromna kula światła, rozjaśniając nie tylko wodę, ale i cały teren wokół, tak jakby Słońce zbliżyło się do nas, sprawiając, że jeszcze obecne na drzewach liście przestały przesłaniać mu widok. – Czy ty to widzisz? – mówię, trochę podekscytowany, a trochę przerażony. Muszę zmrużyć powieki, bo jasność mnie oślepia. – Nox – wołam jeszcze, chociaż nie zdążyłem się przyjrzeć temu, co znajduje się w jeziorze. Cała ta jaskrawość sprawia, że trochę łzawią mi oczy. Odsuwam się od zbiornika. Mam nadzieję, że tak jak ja niczego nie dostrzegłem, tak nic nie zwróciło uwagi na nas, ale to raczej złudne nadzieje. Mało które stworzenie przeoczyłoby nagłe pojawienie się światła, dlatego szybko wracam do Agnes, na wypadek gdyby coś miało się tu zjawić. Las jest spokojny, a mimo to nie potrafię pozbyć się lęku. - Wiewiórka? Kojarzy mi się bardziej ze… Slytherinem – stwierdzam na jej propozycję, chwilę wahając się przed ostatnim słowem, bo mam wrażenie, że Puchonka będzie w stanie połączyć rudowłose zwierzę z inną istotą o miedzianych lokach, lubującą się w zielonych barwach. – Chociaż nie, Ślizgonom pasuje ślimak. Podobny do węża, żywi się sałatą, więc uwielbia zieleń. Szybko próbuję odwrócić jej uwagę tym przeklętym ślimakiem, a w mojej głowie od razu pojawia się stary wierszyk, który w dzieciństwie często powtarzała mi babcia. Ślimak, ślimak, pokaż rogi, dam ci sera na pierogi. Tylko czym, na gacie Merlina, są te pierogi?
Śmiech Gryfona, chociaż w ich sytuacji był średnio na miejscu, zdecydowanie należał do zaraźliwych i podnoszących na duchu; mącił ciszę, napawając optymizmem i powodując, że na sercu robiło się nieco cieplej. Był niemal idealnym kontrastem dla ciemnych, leśnych zakamarków, w które nie docierały nawet promienie słońca w zenicie, a co dopiero pobłyski na powoli szarzejącym, wieczornym niebie. W swojej naiwności, dziewczynie nawet przez myśl nie przeszło, że gdzieś z ukrycia coś lub ktoś mogłoby ich obserwować; Puchonka wierzyła, że świat jest pięknym i bezpiecznym miejscem, a wszystkie żyjące na nim istoty są w gruncie rzeczy dobre i jeśli nie wyrządzi się im krzywdy, to i one zostawią cię w spokoju. Takie podejście, może nieco dziecinne, pozwalało jej po prostu cieszyć się życiem i nie zaprzątać sobie głowy problemami, nieufnością czy podejrzliwością. Szatynka obserwowała z zaciekawieniem poczynania Gryfona, gdy ten ukucnął przy drzewie i począł przyglądać mu się z nadmiernym wręcz zainteresowaniem. -Okej, rozumiem, że można rozmawiać ze zwierzętami, ale telepatyczna pogawędka z drzewem robi się niepokojąca... - skomentowała, opierając się o podziwiany przez chłopaka pień i patrząc na niego z góry...przynajmniej do momentu, w którym ten ponownie się wyprostował. Dopiero po jego słowach zorientowała się, że faktycznie znajdują się niedaleko jakiegoś bajorka. Niewielkie jezioro było ledwo widoczne wśród wszelkiego rodzaju zielska, a w niemal czarnej wodzie nie odbijał się nawet pojedynczy refleks światła, co tłumaczyłoby, dlaczego żadne z nich nie dostrzegło wcześniej ukrytego zbiornika. -No tak, oni zawsze pchają się tam, gdzie coś się dzieje, a Puffki...myślę, że kilka osób by się znalazło. - odparła nieco machinalnie, bowiem jej uwagę pochłonął nowo odkryty akwen. -Wiesz już, kiedy chciałbyś z tym wszystkim ruszyć? - zapytała, chociaż i tak pewnie konkretna data wypadnie jej z głowy, nim zaśnie we własnej pościeli. Podążyła za Holdenem, kiedy ten skierował się na stary, skrzypiący gdzieniegdzie pomost, jednak nie odważyła się podejść na samiutki kraniec, obserwując z niepokojem, jak brunet wychyla się niebezpiecznie w przód. -Tylko uważ...CO JEST?! - wykrzyknęła, kiedy przed oczami zrobiło jej się biało, przez oślepiającą, świetlną kulę. Nie potrafiła spojrzeć wprost na świecący obiekt, natomiast patrząc gdzieś w bok, jedyne co widziała, to czarne plamy powstałe wskutek zbyt dużej różnicy poziomu jasności. Dziewczę zamrugało kilka razy, pocierając odruchowo oczy i bacząc przy tym, by okulary nie zsunęły jej się z nosa, bowiem wówczas stałaby się kompletnie ślepa. Gdy wreszcie światło zgasło, a Gryfon nie wiadomo kiedy znalazł się z powrotem przy niej, musiała minąć kolejna chwila, nim Agnes odzyskała zdolność rozróżniania kształtów, bowiem początkowo wszystko zlewało jej się w jedną całość. -Rany...czuję się jak gwiazda przed tłumem paparazzi - jęknęła, chociaż porównanie nie należało do najtrafniejszych, w końcu świetlna kula przynajmniej nie błyskała, a świeciła ciągłym światłem. -Jestem pewna, że było nas widać aż z zamku. Cofnęła się, z ulgą przyjmując szeleszczącą trawę i chrzęst ułamanych gałązek pod nogami; o ile dziewiętnastolatka ufała bezgranicznie innym, tak nie miała przekonania do spróchniałego drewna. -Hm..ze Slytherinem? Może masz racje, w końcu wiewiórki to przecież takie rozkoszne stworzenia - uśmiechnęła się, specjalnie akcentując epitet, który upodobała sobie Nessa. Ileż razy Agnes paliła buraka, irytując się przy tym niezmiernie, kiedy Lanceley'ówna używała właśnie tego określenia do opisywania mocno niezadowolonej tym faktem Puchonki. Już wyobrażała sobie rude stworzonko widniejące na szkolnym godle, gdy z ust bruneta padła kolejna propozycja...Dziewczyna najpierw wytrzeszczyła oczy, a potem wybuchła niekontrolowanym śmiechem, którego opanowanie zajęło jej przynajmniej kilka minut, a gdy wreszcie choć trochę udało jej się uspokoić, problematycznym okazało się złapanie oddechu. -O mamo...przecież...oni...nigdy by..się do Ciebie za to nie odezwali. - odparła krztusząc się i co pewien czas chichocząc pod nosem. Ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku, pozostawiając Holdena za sobą, bowiem dobrze wiedziała, że wyższy od niej niemal o głowę chłopak z łatwością zrówna z nią krok. -Skoro już jesteśmy przy Ślizgonach...Nessa się dołączy do naszego happeningu?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Istnieje taka cecha charakteru, która nieustannie pcha człowieka na przód, gdyby nie ona ludzie do dziś tkwiliby w jaskini i łupali kamienie. To właśnie dzięki niej istnieje cały obecny świat – to ciekawość. Sprawia ona, że wciąż chcemy wiedzieć więcej, uczyć się i ciągle rozwijać, to ona pcha nas do tego, by poznawać świat, zadawać pytania i wciąż poszerzać swoją wiedzę. To właśnie ta niepohamowana ludzka ciekawość zmuszała Gabrielle do wykonywania kolejnych kroków wśród zarośli i drzew pełnych niebezpieczeństw. Na własnej skórze przekonać musiała się, czy sala jedenaście i zakazany las mają ze sobą więcej wspólnego poza drzewami. Świadoma była, że jej osoba w tym miejscu jest całkowicie niewskazana, nie bez powodu uczniowie mają zakaz przebywania, w tym miejscu poza sytuacją, w której zalecą to nauczyciele. Problem panienki Levasseur polegał na tym, że zupełnie zignorowała ten zakaz z uporem maniaka przemierzając kolejne połacie porośnięte mchem i trawami. O brzasku miejsce to nie było tak straszne i tajemnicze, a jednak budziło u dziewczyny swego rodzaju respekt. Odgłosy dobiegające z oddali sprawiały, że dostawała gęsiej skórki, jednak nie zmusiły jej do tego, aby zawróciła. Poprawiła zawiązanego wysoko kuca, tym razem ucząc się na własnych błędach, kiedy jej stopy stanęły plaży nieopodal małego jeziora. Jego wody miały ciemnozielony odcień, swoim wyglądem nie zachęcając do zanurzenia się w nich, jednak uwagę blondynki zwróciła łódka bezwiednie dryfująca przy drewnianym pomoście. Wzruszyła ramionami, po czym weszła na pokryte mchem i pleśnią, delikatnie spróchniałe deski, wcześniej stopą sprawdzając, czy utrzymają jej ciężar. Niepewnym spojrzeniem omiotła łódkę, która na najnowszą oraz najpiękniejszą nie wyglądała, a jednak wciąż – mimo dziur – unosiła się na powierzchni. Po raz kolejny wrodzona ciekawość nie pozwoliła Puchonce przejść obojętnie, przygryzając dolną wargę zaczęła przechodzić z pomostu do łodzi, kiedy usłyszała czyjś głos.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Sezon na jego ulubione zwierzęta nieubłaganie się kończył. I tak był już zbyt długi, a z roku na rok zima coraz częściej zaskakiwała nie tylko kierowców, lecz także faunę. Z jednej strony był tym słusznie zmartwiony, a z drugiej nie mógł zaprzeczyć, że trochę było mu z tym dobrze. Póki mógł, wykorzystywał każdą wolną chwilę na pracę w terenie, jednocześnie szukając pomysłów na kolejne lekcje. Co prawda nie planował zabierać uczniów do Zakazanego Lasu zbyt często, bo co by nie mówić, odpowiadanie za kilkanaścioro nastolatków w dość niebezpiecznym środowisku, było stresujące. Jednak to co działo się w lesie, wpływało też na sytuację na błoniach, w jeziorze, a nawet w zamku, więc badanie tego terenu absolutnie nie było bez sensu. Zresztą im mniej tknięty ludzką ręką był dany ekosystem, tym większa była tam bioróżnorodność i to najbardziej ciągnęło go do lasu. Stwierdzenie, że znał Zakazany Las jak własną kieszeń było o tyle precyzyjne, że często zapominał co i do której kieszeni wkładał. Orientował się mniej więcej w geografii i z własnych obserwacji potrafił wyciągnąć, gdzie czego szukać, ale zawsze było coś, co jednak mogło go zainteresować, a nawet zaskoczyć. Wiedział o niedużym jeziorku o dziwnej ciemnej wodzie, spodziewał się jakich zwierząt może tam szukać, absolutnie jednak nie przewidział, że spotka tam drugiego człowieka. Ani tym bardziej, że będzie to dziecko, na tyle nieroztropne, żeby pakować się na zmurszały pomost. - Hej, zjedź stamtąd natychmiast! - krzyknął, rzucając na ziemię trzymany w ręce czerpak herpetologiczny i żwawym krokiem ruszył w stronę jeziora. Gdzieś pod drodze przemknęła mu przez głowę myśl, że może lepiej byłoby mieć ten czerpak pod ręką, ale szybko ją odegnał, skupiając się tylko na tym jak porządnie ochrzani dziewczynkę, kiedy już bezpiecznie stanie na ziemi. Ani z jego postawy, ani zaciętego, miotającego pioruny spojrzenia nie było widać, że w gruncie rzeczy był bardziej przestraszony niż wściekły. Z resztą on sam nie przyjmował tego do wiadomości.
@Gabrielle Levasseur Strasznie gówniany post - jak ktoś nie musi, to niech nie czyta xD
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Postawiła jedną stopę na łodzi, która pod wpływem ciężaru zakołysała się delikatnie na wodzie. Gabrielle wyciągnęła ręce, aby utrzymać równowagę, zwłaszcza, że jej uwagę przyciągnął dobiegający z oddali krzyk. Obróciła głowę próbując zidentyfikować nieproszonego gościa, chociaż gdyby ktoś chciał się przyczepić, ją również by za takiego uznał. Dopiero kiedy nieznajomy podbiegł bliżej panienka Levasseur rozpoznała w nim nauczyciela Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Mężczyzna wyglądał na bardzo przejętego, gdyż nawet przyrząd który jeszcze chwilę temu trzymał w dłoniach, leżał teraz na twardej ziemi, a on całkowicie skupiony był na postaci blondynki. Dziewczyna uśmiechnęła się do Hala, podniosła dłoń i pomachała nią w jego kierunku. - Dzień dobry, Panie psorze! - odkrzyknęła, łódka po raz kolejny zachwiała się, gdy na chwilę środek ciężkości uległ zmianie poprzez gest blondynki. Uderzająca o drewno woda wydawała charakterystyczny dźwięk, a w Gabrielle budziła się coraz większą ciekawość, dotycząca tego niewielkiego jeziorka. Profesor Cromwell nie wyglądał na zadowolonego, wręcz przeciwnie - jego twarz przypominała rozwścieczonego Rogogona, który tylko czeka, aby zadać cios. Ponure spojrzenie na myśl przywoływało granatowe chmury od kilku dni nisko wiszące nad Wielką Brytanią, zwiastujące nieuchronne załamanie pogody, choć ta nie rozpieszczała. Przez ułamek sekundy Gab zastanawiała się, jakie konsekwencje może ponieść za niesubordynacje, jednak ostatecznie wzruszyła jedynie ramionami, nie słuchając polecenia - weszła na łódkę. W tym momencie nauczyciel pojawił się nieopodal z wręcz mrożącym krew w żyłach spojrzeniem skierowanym na drobną Puchonkę. - Ma Pan ochotę na… przejażdżkę? - zapytała, marszcząc delikatnie czoło. Wobec Cromwella wielu czuło respekt, w tym również Gabrielle, chociaż starała się nie okazywać strachu, a kąciki ust mieć wciąż uniesione w lekkim uśmiechu. Była gotowa w późniejszym czasie podnieść konsekwencje swoich czynów, jednak teraz nie mogła przepuścić okazji, aby poznać ekosystem owego jeziorka. Podobnie jak nauczyciel ONMS, ona również uwielbiała zwierzęta, fascynowało ją świat flory, a ten pochodzący z zakazanego lasu najbardziej.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Wstrzymał oddech, gdy łódka zakołysała się niebezpiecznie, samemu na moment przystając, tak jakby każdy jego ruch też mógł wpłynąć w jakiś sposób na stabilność łódki. Kolejne kroki stawiał coraz ostrożniej, choć nie można było powiedzieć by sam był coraz spokojniejszy. Hal nie był cierpliwym człowiekiem. Miał wobec zachowań innych ludzi sporo tolerancji, gdy jednak ktoś przekraczał jej granicę, nie było mowy, by zareagował spokojnie. O ile przed chwilą gniewem przede wszystkim markował lęk o dziewczynkę, o tyle po chwili faktycznie w nim zawrzało. Jak mało kto rozumiał młodzieńczą brawurę i wyrywkowe uznawanie zasad. Wycieczka do Zakazanego Lasu to jedno, ale sposób w jaki go zlekceważyła mijał się z jego wyrozumiałością o lata świetlne. Dziś nie olałby tak żadnego człowieka, bez względu na jego miejsce w hierarchii społecznej, ale nawet będąc rozhukanym dzieciakiem zainteresowanym jedynie własnymi rozrywkami, nie zebrałby się nigdy na taką bezczelność, by zupełnie otwarcie zignorować polecenie nauczyciela. Kiedy Gabrielle, wzruszając ramionami i bez cienia wstydu patrząc mu przy tym w oczy, wsiadła na łódkę, poczuł się, jakby splunęła mu w twarz. Przede wszystkim było mu z tego powodu przykro, ale znacznie łatwiej dopuścić do siebie i okazać było złość. - Nawet się nie waż! - krzyknął, chociaż dobrze wiedział, że już się ważyła i raczej nagle zdania nie zmieni. Gniew gniewem, niekwestionowanym priorytetem było jednak bezpieczeństwo dziewczynki. W jednej chwili znalazł się na pomoście, nie myśląc zupełnie o zbutwiałych deskach i czarnej wodzie pod nimi. Puchonka jak gdyby nigdy nic stała sobie w łódce tuż obok niego i nim cokolwiek z siebie wydusił, dała kolejny popis zuchwałości. Nie miał nerwów, żeby przekonywać ją do dobrowolnego zejścia z jeziora. Bał się też, że nie miał czasu. Zamiast próbować przemówić jej do rozsądku, chwycił ją za ramiona i dość brutalnie wyciągnął na pomost. Jak kompletną smarkulę, ale skoro zachowywała się jak buntujący się dwulatek, to jaką robiło to różnicę? - Co to miało być?! - wrzasnął postawiwszy ją przed sobą. Machnął ręką w stronę dryfującej po jeziorze łódki, na której rozegrała się scena, o którą mu chodziło. W drugiej dłoni nadal ściskał ramię Gabrielle. Ostatnim czego pragnął, było wzbudzać w dzieciach lęk, z drugiej jednak strony nie miał zbyt wielu innych wzorców, więc reagował tak, jak reagował. On się ojca mimo wszystko trochę bał i na swój sposób, jakoś to przecież działało. A może gdyby bał się bardziej życie oszczędziłoby mu wiele przykrości, które sam na siebie ściągnął?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W pierwszej chwili pomyślała, że nauczyciel okazując złość skierowaną w jej stronę zwyczajnie się martwi. Zakazany Las nie był odpowiednim miejscem dla dorosłych, a tym bardziej dla żądnych przygód uczniów, którzy za punkt wzięli sobie złamanie jednej z podstawowych zasad szkoły - nie wchodzić do Zakazanego Lasu, jednak szybko zmieniła co do tego zdanie - robiąc kolejny krok, zdenerwował go. Gabrielle była niezwykle skomplikowaną osobą; z jednej strony pilnowała, aby punkty szkolnego regulaminu były przestrzegane, jak wtedy gdy upomniała przyjezdnego, kiedy ten postanowił palić w murach zamku, zaś z drugiej pchała się i robiła to, czego nie powinna. I nie zupełnie chodziło w tym wszystkim o brawurę czy wyrywkowe uznawanie zasad, a jedynie o pociąg do przygód, który blondynka miała w sobie od dziecka. Zapewne tą cechę odziedziczyła po ojcu, który - jak opowiadali dziadkowie - był diabłem wcielonym i wciąż pakował się w kłopoty. Na szczęście wyrósł na ludzi, został aurorem, choć zdaniem Gabrielle, jej tata wybrał właśnie ten zawód, ponieważ był ryzykantem, zupełnie jak ona. Nie chciała swoim zachowaniem wywołać złości u profesora, którego bardzo ceniła. Nie chciała też wystawiać jego cierpliwości na próbę, zrobiła to zupełnie nieświadomie, lecz czy to tłumaczyło w jakiś sposób zachowanie młodej czarownicy? Wykazała się brakiem szacunku nie tylko względem nauczyciela, ale i osoby starszej, tak przynajmniej widział to Hal. W oczach Gabrielle była to raczej chęć obudzenia w mężczyźnie mentalnego dziecka, ukrytego pod warstwą zmarszczek, posępnych min i wymogów. Profesor Cromwell mógłby być właściwie jej ojcem, a ona chciała, by nagle zamienił się w nastolatka. Myśl ta sprawiała, że przez dłuższą chwilę Puchonka milczała, przyglądając się uważnie stojącemu mężczyźnie. Zastanawiała się, jaki był w młodości; mól książkowy czy może jednak wolał pakować się w tarapaty, kierując się tylko sobie znanymi przesłankami? Nigdy wcześniej nie myślała o nauczycielu w takich kategoriach, należał on do starszyzny, być może nawet doskonale pamiętał drugą wojnę o Hogwart oraz brał - czynny - w niej udział. Może właśnie to go zmieniło tak bardzo, że stał się takim posępnym człowiekiem? W następnej chwili poczuła jak wielkie dłonie zaciskają się mocno na jej ramionach, powodując ból. Zacisnęła zęby, aby powstrzymać jęk, który mimochodem i tak opuścił jej usta. Tatuaż zrobiony zaledwie tydzień temu wciąż bolał, jednak kiedy mężczyzna ścisnął jej ramię - osiągnął niewyobrażalny poziom. Nogi dziewczyny prawie się pod nią ugięły, kiedy stopy po raz kolejny znalazły się na stabilnym pomoście, zaś w oczach stanęły łzy. Przez pierwsze kilka sekund nie potrafiła wydusić z siebie słowa, jedynie otwierała i zamykała usta, próbując skupić myśli na czymś innym, aby pozbyć się z nich bólu, gdyż jego świadomość odbierała jej możliwość zapanowania nad innymi czynnościami życiowymi. Wzięła głęboki wdech, powoli wypuszczając powietrze z ust. - Chciałam zobaczyć, co kryje to jezioro - odparła lekko płaczliwym tonem, który nauczyciel mógł odebrać mylnie, sądząc, że on jest jego powodem - po części była to prawda. - Pan, nie jest ciekawy? - zapytała, doskonale znając odpowiedź. Po co byłby mu czerpak?
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Rozedrgany głos Puchonki i łzy w jej oczach podziałały na niego jak sole trzeźwiące. W momencie, w którym dotarło do niego co robi, puścił jej ramię jakby się nim sparzył. Cofnął rękę i chwycił ją w drugą dłoń, jakby miejsca, które przed chwilą zaciskał brutalnie na dziewczynce, faktycznie go bolały. Dobrze wiedział, że nie powinien był tak zareagować. Był nauczycielem, na litość boską - nie mógł tak się dawać ponosić nerwom. Patrzył na własne palce i zastanawiał się, czy zostawiły na kruchym ramieniu dziewczynki ślady. Powinien za to zostać zwolniony. Przez krótką chwilę wyglądał, jakby sam miał się rozpłakać. Trudno jednak było mu przyznać się do błędu, szczególnie przed dzieckiem, które jakby nie patrzeć też nie było bez winy. Nijak go to nie usprawiedliwiało, ale ta bardziej konserwatywna część jego jestestwa upierała się, że nie mógł w tym momencie okazać słabości i odbiegać od tematu jej przewinienia. A może była to podświadoma samoobrona przed własnym wstydem? W każdym razie dał się temu ponieść, szukając w sobie tej złości, która trawiła go przed chwilą. Przybrał tę samą, jak mu się zdawało, nieprzejednaną minę, choć nad wszystkim co robił, kładło się cieniem, skotłowane z tyłu głowy, poczucie winy. - Z siebie, czy ze mnie próbujesz robić teraz debila? – wycedził wyraźnie każde słowo. Starał się tym razem panować nad sobą i nie podnosić już głosu, choć było to trudniejsze niż zakładał – To jest "Zakazany Las", nie "Zakazany-chyba-że-jesteś-bardzo-ciekawa"! Czy oni naprawdę nie rozumieli, że Las nie był wyłączany z ich dyspozycji nie przez złośliwość? Czy patrząc w czarne wody małego jeziorka, tak trudno było się domyślić, że nie należały one do najbezpieczniejszych? Nawet gdyby nie zamieszkiwały go druzgotki, to dno z pewnością było muliste i zarośnięte, a w wodzie roiło się od jakichś sinic. Łódka mogła się zwyczajnie przewrócić, a ona zaplątałaby się w jakieś rośliny i już nie wypłynęła, albo nie dałaby rady sama wspiąć się na śliski brzeg lub zwyczajnie opiłaby się syfu, który w nim kwitł. Samotne pływanie po wodzie samo w sobie było już niebezpieczne, zaś po takiej, w takim miejscu, było bezgraniczną głupotą. Na środku jeziora była nawet idealnym celem dla rozdrażnionego ludzką obecnością centaura. I nikt nigdy nie dowiedziałby się nawet co się z nią stało. Cała szkoła szukałaby jej przez tydzień, a jej rodzice latami czekaliby na wiadomość, że się znalazła, tworząc jej postarzone sztucznie portrety na kolejne nakłady ogłoszeń z poszukiwaniami, podczas gdy jej ciało już dawno zjadłyby na dnie jeziora zwierzęta, których tak była ciekawa. Żadna dociekliwość nie usprawiedliwiała takiego braku wyobraźni.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Niczym rażony prądem, mężczyzna puścił ramię blondwłosej uczennicy, kiedy tylko ta zabrała głos. Nieświadomie i on przekroczył granice, których nie powinien, naruszając przy tym nietykalność cielesną dziewczyny i nieważnym było to, że kierował się konkretnymi powodami dla jej dobra. Postronny obserwator mógł całą scenę rozgrywającą się na pomoście odebrać dwuznacznie. Sama Gabrielle w rzeczywistości rozumiała wzburzenie nauczyciela oraz jego zachowanie; było typowe - zachowanie zmartwionego ojca. Wzdrygnęła się delikatnie, kiedy jej myśli skupiły się na postaci taty, jego złość na Gab byłaby dużo większa, a sposób traktowania gorszy. Zaczęłoby się od wykładu na temat jej bezmyślności, obarczanie winą samego siebie i w ostateczności przeniesie do innej szkoły. Zapewne na nic zdałyby się tłumaczenia Gabrielle, a wchodzenie w dyskusję jedynie pogorszyłyby tylko sprawę. Właściwie powinna się cieszyć, że to właśnie Cromwell przyłapał ją na niecnym uczynku. Blondynka rozmasowała bolące miejsce - tylko tego typu gest pozwalał na pozbycie się bólu. Nie sądziła, że wykonanie tatuażu może być tak długo bolesne po jego wykonaniu - naiwnie sądząc, że ból zniknie zaraz po opuszczeniu tatuatora, jednocześnie nie zamierzała faszerować się ani eliksirem, ani mugolskimi proszkami na ból. Była w stanie go znieść przez kilka dni, zwłaszcza, że sukcesywnie jego próg obniżał się - tylko jeśli nikt akurat nie postanowił jej urazić. Przekrzywiła delikatnie głowę w prawą stronę patrząc na nauczyciela, próbowała z nagłej zmiany w zachowaniu odczytać myśli krążące w jego głowie, jednak dla niej samej, on pozostawał tajemnicą. W pierwszym momencie wydawał się wściekły, zaś za chwilę jego twarz zmieniła się w wyraz płaczliwego dziecka, a następnie znowu nabrała surowości, choć oczy mężczyzny nie ciskały w jej postać gromów. - Z nikogo - odparła zgodnie z prawdą, robiąc przy tym duże, sarnie oczy. Była zaskoczona wnioskami, jakie wyciągnął nauczyciel, patrząc na jej występek, niczym na narodową zbrodnię, a jej zwyczajnie zależało na tym, żeby na nowo spotkać przygodę, swoją ukochaną przyjaciółkę. I oto stała przed nim, a postaci sędziwego nauczyciela ONMS, który oczekiwał od niej odpowiedzi. Przez chwilę zastanawiała się, co będzie dla niej lepsze - mówienie zgodnie z prawdą czy może kłamienie? Może powinna skłamać, przeprosić i zwyczajnie opuścić to miejsce, w towarzystwie mężczyzny? Tym samym zgodziłaby się na szlaban, który już wisiał w powietrzu, czuła to, włosy jeżyły się na jej karku. - Wiem, co to za miejsce. - odpowiedziała, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie powinno jej tu być, a jednak - stała wraz z Halem na zniszczonym pomoście. Woda coraz uderzała o jego spróchniałe deski wydając specyficzny dźwięk, a z oddali dochodziły do nich odgłosy zwierząt. - Nie rozumiem tylko, dlaczego mamy zakaz przebywania tu. Podczas lekcji i poza nimi mówi się o tym, jak straszne to miejsce, jednak rzadko kiedy je odwiedzamy. Zupełnie jakby opowieści miały nas wystraszyć na tyle mocno, byśmy nie chcieli tu przyjść - oznajmiła z wyrzutem, skutecznie pomijając fakt, jak bardzo ciągnie ją do tego lasu. Tylko ciężko było jej stwierdzić czy wynika to ze zwykłej ciekawości czy może z faktu jej dziedzictwa. - Teraz czeka mnie kara? Szlaban? - zapytała, bo jeśli tak było, to mając tego świadomość, nie zamierzała odpuszczać przepłynięcia się łódką.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Serce mu się łamało, gdy dziewczyna rozmasowywała bolące ramię, na swój sposób obawiał się teraz przeprosić. Bał się przyznanie się do błędu zamknie rozmowę o jej winie. Sam był z pokolenia, w którym to dorośli zawsze mieli rację, a jeśli nie mieli, to i tak była to wina dziecka. "Przepraszam, ale sam jesteś sobie winien", "Przepraszam, ale gdybyś nie..." To on już wolał nie przepraszać wcale i jak głupie by to nie było, udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Miał szczere wątpliwości, czy naprawdę zdawała sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje, nie przerywał jej jednak i wspinając się na wyżyny swojej cierpliwości, czekał aż skończy mu się tłumaczyć. Gdyby zechciał przypomnieć sobie swoją własną młodość może mógłby lepiej zrozumieć Gabrielle. Sęk w tym, że nigdy nie zaprzeczał, że był jako nastolatek skończonym idiotą i chciał wierzyć, że nie była to ogólna zasada działania młodzieży. Westchnął ciężko starając się zrozumieć procesy myślowe Puchonki, dla której niezabieranie uczniów w niebezpieczne miejsca było dowodem na to... że nie jest tam niebezpiecznie. Zdawał sobie sprawę, że wymaganie od innych, by wierzyli we wszystko na słowo, było trochę niesprawiedliwe, ale nie zawsze dało się inaczej. - A w to, że Avada Kedavra zabija wierzysz, czy też musisz najpierw na sobie wypróbować? - spał niemal łagodnie, gryząc się z decyzją, która zakiełkowała mu w głowie. Na moment wyraźnie odleciał gdzieś myślami, rozważając za i przeciw, ale gdy tylko zadała mu pytanie, spojrzała na nią zupełnie już przytomnie. - Powinna - zauważył, tonem jakby pytała go, czy sądzi, że jutro będzie padać. - Ale o tym później. Chodź. Odstąpił na bok, i kładąc rękę na jej karku, pchnął ją lekko, sprowadzając przed sobą z pomostu. Następnie zabrawszy ze sobą porzucony wcześniej czerpak, idąc z nią bok w bok, zaprowadził ją w głąb lasu, niczego po drodze nie tłumacząc. Po jakimś czasie przykazał jej tylko, żeby była cicho, a po chwili zatrzymali się pod jednym z drzew. Końcówką czerpaka wskazał jej zielony, kolczasty kokon przyczepiony do gałęzi. Stał blisko dziewczynki, gotowy w każdej chwili ją osłonić. - Wiesz, co to jest? - szepnął bardzo cicho, patrząc jej w twarz, ale cały kątem oka obserwując śpiące na drzewie zwierzę. - Wiesz, co to robi? Drugą rękę trzymał na schowanej w kieszeni różdżce. Nie dawał po sobie poznać, ale w rzeczywistości był zdenerwowany. Tylko kompletny idiota, zupełnie by się nie bał.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Młoda czarownica nie miała wobec nauczyciela żadnych oczekiwań, a już na pewno nie liczyła na to, że z jego ust padnie słowo "przepraszam". W gruncie rzeczy to ona ponosiła większą część winy, zmuszając mężczyznę do reakcji, kiedy nie zastosowała się do jego poleceń. Widząc, jak w jego spojrzeniu maluję się poczucie winy, uświadomiła sobie, że jest jej zwyczajnie głupio. Młodzieńcza lekkomyślność, którą się wykazała zasługiwała na krytykę, była tego w pełni świadoma, lecz przyznanie się do tego głośno stanowiło dla niej problem. Dlatego podobnie jak Cromwell milczała. Na chwilę zapadła między nimi cisza, przerywana jedynie odgłosami lasu; szumem drzew, uderzeniami wody o drewniany pomost, odgłosami zwierząt oraz zawieszonymi w powietrzu słowami, których żadne z nich nie zamierzało wypowiadać. Gabrielle wpatrywała się w mężczyznę zielonymi tęczówkami, które przypominało sarnie spojrzenie. Kąciki ust blondynki opadały ku dołowi, a ona sama spięła mięśnie oczekując na to, co wydarzy się dalej; możliwości było wiele. Wyjaśniła mu swój punkt widzenia, dając mu jasny obraz tego, jak zachowanie kadry nauczycielskiej postrzega liczne grono uczniów. Wielu podzielało opinie dziewczyny na temat Zakazanego Lasu, a nawet u tych, którzy nie zgadzali się z nią z tyłu głowy pojawiała się myśl, aby przynajmniej raz odwiedzić to miejsce bez asysty nauczyciel. -Nie neguje przecież istniejącego niebezpieczeństwa – odpowiedziała, rozumiejąc, że Hal nie do końca zrozumiał jej punkt widzenia –Wierze w to, że po lesie chadzają mroczne istoty, ale spotkanie ich to taka szansa pół na pół – oznajmiła, oboje znajdowali się tu już sporo czasu, a nie udało im się ściągnąć na siebie niechcianych gości. Oczywiście Gabrielle pominęła całą masę innych argumentów, między innymi, że czuła pewien pociąg do niebezpieczeństwa oraz połączenia z tym magicznym lasem; była potomkiem wili. Jak na skazanie czekała, aż nauczyciel udzieli odpowiedzi na zadanie przezeń pytanie, wstrzymując przy tym oddech i choć to, co usłyszała nie do końca wywoływało u niej satysfakcję, była trochę spokojniejsza. Posłała mu pytające spojrzenie, kiedy powiedział „chodź”, jednak nie zawahała się nawet przez sekundę, dotrzymując mu kroku. Szli ramię w ramię, Gabrielle z wyraźną ciekawością oraz zainteresowaniem przyglądała się otoczeniu, starając się zapamiętać, jak najwięcej szczegółów. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że jesień tu jeszcze nie dotarła, bo niektóre drzewa i krzewy wciąż miały kolor żywej zieleni. Po chwili zatrzymali się pod jednym z drzew, ciężko określić było gatunek, jednak zamiast się nad tym zastanawiać uwagę Gab zwrócił kolczasty kokon. Nie wyglądał na coś bezpiecznego, dziewczyna zrobiła pół kroku w tył. Pokręciła przecząco głową słysząc pytanie profesora. Przełknęła ślinę. -Nie… nie mam pojęcia – odpowiedziała lekko ochrypniętym głosem. Dziwny kokon wywoływał w niej mieszane uczucia, z jednej strony ciekawił, zaś z drugiej przyprawiał o gęsią skórkę.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Za jego czasów nauczycieli darzono szacunkiem za sam fakt bycia nauczycielem i sytuacja, w której profesor przepraszałby ucznia była nie do pomyślenia. Zapewne wyróżniało go to na tle innych przedstawicieli jego pokolenia, ale Hal lubił myśleć, że czasy te słusznie minęły. Szczególnie, że tak jak on to pamiętał, pokora wobec nauczycieli nie miała nic wspólnego z szacunkiem. W wielu aspektach zdarzało mu się wpadać w sentymentalizm i zarzekać się, że kiedyś było lepiej, ale akurat swobodniejsze kontakty międzyludzkie mu się podobały. Relację uczeń-nauczyciel widział raczej jako współpracę - mimo wszystko zhierarchizowaną, ale nadal współpracę. Chciałby jego "wyższa" pozycja wnikała z tego, że mógł podzielić się z młodymi ludźmi wiedzą i doświadczeniem oraz zaoferować pomoc, a nie "dlatego, że tak". Opadły mu ręce na jej argumentację. Domyślał się, że byłaby w stanie dyskutować z nim tak cały dzień, a on nie miał najmniejszej ochoty rozwodzić się nad szansami przeżycia dziecka w Zakazanym Lesie od strony matematycznej. Na pewno globalnie prawdopodobieństwo tego, że umrze się spadając ze schodów było większe niż to, że zostanie się zjedzonym przez akromantule, kiedy jednak wchodziło się na teren ich występowania należało się spodziewać innego rozkładu liczb. Nie miał jednak sił na dywagowanie o tym z Puchonką i próby dotarcia do jej rozsądku. Dużo łatwiejsze wydawało mu się odwoływanie się do emocji. - To może napisz rodzicom, że to czy będą z tobą obchodzić Święta, czy twój pogrzeb, to niemal kwestia rzutu monetą. Zupełnie nie był pewien czy powinien to robić, obawiał się jednak, że nie umiałby znaleźć słów, które przekonałyby, że Gabrielle, że Zakazany Las nie był miejscem, w którym można było eksperymentować z własnym szczęściem. Jeżeli faktycznie bardzo chciała na własne oczy zobaczyć śmiertelnie niebezpieczne zwierzę, to wolał mieć nad tym kontrolę. Szczerze mówiąc to spodziewał się, że dziewczyna rozpozna zwierzę i liczył tym samym na trochę bardziej wstrząsający efekt. W rzeczywistości wstrząsnęło przede wszystkim nim. Na moment oderwał wzrok od kokonu, skupiając się całkowicie na niej. W jego spojrzeniu było więcej surowości i dezaprobaty niż nawet wtedy, gdy krzyczał na nią na pomoście. - Pikujące licho - poinformował ją, mimo szeptu, twardo atrykułując kolejne głoski. Kącik ust drgnął mu groźnie, ale nie powiedział w tym temacie nic więcej. Pokręcił jedynie głową i rzuciwszy śpiącemu stworzeniu ostatnie spojrzenie, położył dłoń na ramieniu dziewczyny, zarządzając tym samym odwrót. - Wchodzimy stąd - oznajmił, nieznoszącym sprzeciwu głosem. Przez całą drogę powrotną przez las milczał z zaciętym wyrazem twarzy. Miał nadzieję, że przynajmniej nazwa zwierzęcia była Puchonce znajoma i myślała teraz intensywnie o tym, co pikujące licho mogło zrobić zbłąkanej w lesie dziewczynce. A jeśli nawet nie, go towarzysząca mu napięta aura, powinna ją wystarczająco uświadamiać, że w tym momencie, lepiej było do niego nic nie mówić. Zatrzymał się dopiero na skraju lasu i stanął naprzeciwko Gabrielle. - Nie wiesz nawet co w tym lesie mieszka - początkowo mogło to zabrzmieć jak pytanie, ale z całą pewnością nie miało tym być - Nie wiesz jak wygląda, nie wiesz, jak rozpoznać, gdzie może być i jak tego unikać. Nawet gdybyś wiedziała co robić w razie ataku, nie zdążyłabyś się zorientować, że cię atakuje nim byłoby za późno - wyrzucał z siebie kolejne osądy z narastającą frustracją - Chcielibyście wszyscy zajmować się wyłącznie niebezpiecznymi zwierzętami, ale nawet nie przyjdzie wam do głowy, że to wymaga przygotowania - zarzuty kierował już nie tylko do niej, ale najwyraźniej ogółu uczniów - Najchętniej na hura rzucalibyście się wszyscy na chimery. Po co tracić czas na jakieś poznawanie gatunku, czy terenu? Po co jakaś wiedza teoretyczna? - przedrzeźniał archetypicznego studenta Hogwartu - Wszystkiego się dowiemy w praktyce, a jak nie, to najwyżej zginiemy. "Pół na pół"... - powtórzył jej własne słowa, zatrzymując na końcu języka uwagę o Instytucie Danych z Dupy, z którego musiała zaczerpnąć te statystyki.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Prawda była taka, że czasy się zmieniają, nastawienie ludzi również ulega pewnym modyfikacjom. W chwili obecnej ciężko było orzec, czy kierunek, w którym podążają dziś wszyscy okaże się słuszny czy też doprowadzi do zagłady. Gabrielle mocno - może również nieco naiwnie - wierzyła, że człowiek należy do gatunku na tyle myślącego, aby nie popełniać błędów przeszłości, zamiast tego uczyć się na nich. Z tego też powodu ona sama nie zamierzała po raz kolejny zapuszczać się sama do Zakazanego Lasu, nawet jeśli nieznana siła ciągnęła ją w tamtym kierunku. W żadnym wypadku podjęcie takiej decyzji przez blondynkę nie było dyktowane czyhającym pośród drzew niebezpieczeństwem, a strachem, że w oczach nauczyciela, którego miał za autorytet zostanie lekkomyślną gówniarą. Czy taka postawa Puchonki po części nie była oznaką szacunku do mężczyzny? Zajęcia prowadzone przez Cromwell należały - zdaniem Puchonki - do jednych z najlepszych, być może dlatego, że ciekawił ją świat zwierząt i choć wcześniej o tym nie myślała, teraz zastanawiała się czy właśnie z nim nie chciałaby wiązać swojej przyszłości. Szukanie własnej drogi nigdy nie jest proste, a na to jaka ścieżka zostanie przez nas wybrana wpływ ma wiele czynników, jak chociażby dzisiejsze spotkanie. Po raz kolejny zdenerwowała go wypowiadając swoje myśli na głos, będące argumentacją nie mającą prawie nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. "Pół na pół", przecież nie było innej możliwości, tego była pewna, ale czy wszystko miała filtrować w taki sposób? Stawiać na szali własne życie? Domyśliła się, że właśnie te słowa wywołały u mężczyzny złość, a kolejne zdanie opuszczające jego usta, jedynie potwierdziły jej przypuszczenia. Szkopuł leżał w tym, że jej rodzice doskonale zdawali sobie sprawę z takiego rozkładu: orzeł lub reszka. Dlatego nie odpowiedziała nic, patrząc gdzieś przed siebie, bo ile razy podobnie czuła ona czekając w posiadłości dziadków na rodziców; czy w tym roku się zjawią czy też nie.Nauczyciel jej milczenie uznać mógł za znak, iż argument którego użył w końcu trafiła do blondynki i po części tak właśnie było. Skuliła się nieznacznie, kiedy profesor przeniósł swoje spojrzenie z kokonu na nią; pełne surowości oraz dezaprobaty. Właśnie ona sprawiła, że Gabrielle zrobiło się bardziej głupio, a na policzkach pojawiły się różowe ślady wstydu. Otworzyła usta zdumiona nazwą zwierzęcia, które przecież doskonale znała, a jednak - pośród drzew nie potrafiła rozpoznać. Uderzyło to w nią ze zdwojoną siłą; raz, że nie wiedziała, dwa, że miała przed sobą niebezpieczeństwo i nie potrafiła go zidentyfikować, a jej wrodzona intuicja milczała. Szła jak zahipnotyzowana, zmuszona przez nauczyciela do odwrotu, zaciskając ego palce na ramieniu. W pierwszej chwili chciała odtrącić jego dłoń, jednak nie uczyniła tego, zdając sobie sprawę z jego racji. Powinni, jak najszybciej opuścić to miejsce, zanim magiczna istota się zbudzi i nabierze ochoty na ich mózgi. Całą drogę przebyli w milczeniu, zupełnie, jakby żadne z nich nie miało nic do powiedzenia, a jednak w głowie przelatywało milion myśli. Panienka Levasseur ubolewała nad swoją lekkomyślnością, w duchu dziękując, że Cromwell zjawił się przy małym jeziorku, zanim wyruszyła w podróż łodzią. Niestety nawet to nie ostudziło do końca jej zapędów, dlatego kiedy profesor wygłosił swój monolog w głowie blondwłosej czasownicy zrodził się iście "genialny" pomysł. - To mnie przygotuj - rzuciła z zaciętym wyrazem twarzy, bez chwili namysłu, jak do dobrze znanego kolegi, lecz widząc przed sobą twarz starszego mężczyzny odkaszlnęła. - To znaczy, niech pan profesor mnie przygotuję. Nauczy. Jak rozpoznawać, jak się bronić, jak radzić sobie z magicznymi stworzeniami i jak je oswajać - poprawiła się, wyraz twarzy dziewczyny złagodniał, jednak w zielonych tęczówkach wciąż widoczne było zacięcie oraz chęć zaangażowania się w to, o czym mówili.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Trudno było się dziwić, że pod takim naporem zarzutów, Gabrielle zareagowała równie co on emocjonalnie i bez namysłu, i pewnie gdyby patrzył na całą sytuację z boku, potrafiłby to dostrzec. Niestety był w tę wymianę zdań zaangażowany całym sobą i podświadomie szukał wręcz pretekstu, by rozzłościć się na nastolatkę, która wyprowadziła go z równowagi, jeszcze bardziej. Nie zdążył się jednak oburzyć jej nagłym pogwałceniem etykiety, gdy sama się poprawiła. - Tego cię na pewno nie nauczę - rzucił stanowczo. W normalnych okolicznościach zareagowałby łagodniej. Nie chciał im tego wciskać na siłę, ale od samego początku starał się podprogowo zarazić uczniów myśleniem, że piękne i dobre było to, co wolne i dzikie. Istniało już wystarczająco dużo gatunków w pełni udomowionych i dostępnych w hodowlach. Mówiąc delikatnie, nie był fanem odławiania i oswajania kolejnych tylko dlatego, że koty, psidwaki i sowy były już za mało oryginalne. Jego podejście do nauczanego przedmiotu było zgoła inne niż to, z jakiego znany był chociażby profesor Swann. Dla niego wiedza o zwierzętach nie polegała na umiejętności "radzenia sobie" z nimi. Owszem, w pewnych okolicznościach miało to znaczenie, rozumiał też utrzymywanie zwierząt dla towarzystwa i hobbystycznie, a nawet gospodarczo, sam jednak wolał występować w roli obserwatora, traktować przyrodę z szacunkiem, a nie jak coś, co należało okiełznać, poznawać ją z pasji, a nie z chęci zysku, zachwycać się nią, a nie zdobywać. To zwierzęta potrzebowały pomocy w radzeniu sobie w zdobytym i podporządkowanym sobie przez człowieka świecie, a nie odwrotnie. Nie zmuszał nigdy nikogo do podzielania jego światopoglądu, ani otwarcie nie krytykował innych postaw, jeżeli nie były niezaprzeczalnie szkodliwe. Starał się jedynie nakierowywać, dzieląc się tym, co jemu samemu sprawiało radość i służąc przykładem. Chciał inspirować, tak jak i jego kiedyś zainspirowano. Teraz jednak był już wystarczająco poirytowany, by niewinną w gruncie rzeczy sugestię dziewczynki potraktować niemal jak atak - jak żądanie, by uczył ją czegoś, z czym sam się nie zgadzał. - To jest ich teren - oznajmił twardo, balansując na granicy podniesionego głosu. - Jesteś tam albo intruzem, albo gościem. To ty wchodzisz im w drogę i to tobie powinno zależeć, żeby ich nie niepokoić, inaczej mają święte prawo cię zabić! - brzmiało to pewnie drastycznie i właśnie dlatego Hal zwykle unikał takiego uświadamiania ludzi. To było coś do czego trzeba było dojść samemu. Oczywiście, gdyby chwilę temu zostaliby zaatakowani w Lesie, nie stałby czekając aż zostaną zjedzeni. Czułby się jednak winny. Jego zadaniem było uniknięcie konfrontacji. Obrona była ostatecznością. - Dopóki się tego nie nauczysz, nie powinnaś niczego wśród zwierząt szukać! Odwrócił się od puchonki i stanąwszy twarzą do lasu, wziął głęboki wdech. - Poza tym nie o to chodzi - odezwał się już dużo spokojniej znów zwracając się w jej stronę. - Chodzi o teraz, a teraz jest takie, że poszłaś do lasu bez żadnego przygotowania, bo chciałaś wiedzieć, co tam znajdziesz - podsumował. - To nie jest żadna tajemnica, Gabrielle. Można się było najpierw dowiedzieć z książek, albo pytając kogoś bardziej doświadczonego. Czego byś w życiu nie chciała robić, będziesz do tego potrzebować teorii. Bez jej znajomości nie będziesz nawet wiedzieć, czego doświadczasz. Jeśli Zakazany Las tak bardzo cię interesuje, to chcę zobaczyć referat twojego autorstwa na jego temat. Póki go nie zobaczę, zakładam, że ci nie zależy. Zamilkł na nie więcej niż trzy sekundy, ale widocznie tyle wystarczyło mu, by przeanalizować całe ich spotkanie, bo po chwili dodał: - A za bezczelne zignorowanie mnie na pomoście Hufflepuff traci 10 punktów - myślał chyba, że przyniesie mu to jakąś satysfakcje i chociaż już wypowiadając te słowa, wiedział, że będzie wręcz odwrotnie, nie pozwalał sobie na zdjęcie nieprzejednanej maski surowości. - Teraz marsz do zamku. I lepiej żebyś trafiła tam najprostszą drogą. Sam chciał jeszcze wrócić do lasu, chociaż zdecydowanie nie miał w sobie już tyle entuzjazmu, co rano.
//zt?
--------------------------------------------------------- W praktyce ten referat może być wypisanymi kilkoma zwierzętami ze spisu, które można by spotkać w Zakazanym Lesie i cześć. Daj jakieś kopiuj-wklej, żeby tylko był dowód, że Gab to zrobiła, jeśli zrobi.
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia Czw Gru 12 2019, 03:34, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Bo jestem bułą i nie czytam tego, co napisałam przed wysłaniem (o ja, nie wiedziałam, że jest coś takiego :O Chcę wiedzieć jak to wygląda).)
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle nie potrafiła odpuszczać, zwłaszcza gdy pośród słów pojawiły się emocje. Wówczas to one wiodły prym, miast logiczne myślenie, którym przecież charakteryzowała się stając przed obliczem profesorów. Mogła swoje zachowanie tłumaczyć ilością problemów, jakie spadły na nią w tak krótkim czasie, jednak z szacunku do Cromwella nie robiła tego, maskując się lekkomyślnością. Uniosła do góry brwi zaskoczona stanowczą odpowiedzią nauczyciela, a jednocześnie negatywną. Nie potrafiła zrozumieć jego toku myślenia: z jednej strony nie chciał by nieprzygotowana przychodziła do lasu, zaś z drugiej strony nie miał zamiaru nauczyć jej, w jaki sposób powinna postępować. Czy wymagała zbyt wiele? A może po raz kolejny intencje dziewczyny zostały źle odebrane? Czy naprawdę wiele wymagała, chcąc aby nauczyciel wprowadził ją w świat, który zna znacznie lepiej niż ona? Wszakże nie zamierzała nagle stać się kłusownikiem, oswajać zwierząt dla swoich potrzeba, a jedynie nauczyć, jak się z nimi obchodzić i jak sprawić, aby nie postrzegały jej, jak intruza, a równego sobie. Szkopuł leżał w tym, że Gabrielle całkowicie podzielała światopogląd mężczyzny, choć on widocznie nie był tego świadom. Miała wrażenie, że niezależnie jakie słowa opuściłyby jej usta to i tak mogła liczy jedynie na poirytowanie nauczyciela, dlatego nie siliła się na wyjaśnienia swojego toku myślenia, kiedy mężczyzna ponownie zabrał głos. Zamiast tego przytaknęła głową, w geście zrozumienia, po czym uciekła gdzieś wzrokiem, kierując go ponownie na profesora, gdy rozbrzmiał jego głos, nieco łagodniejszym tonem. Tym razem musiała przyznać mu rację, nie posiadała tak obszernej wiedzy teoretycznej, aby zapuszczać się samotnie do Zakazanego Lasu, ani też, aby móc przełożyć ją na praktykę przy pracy ze zwierzętami. W gruncie rzeczy myślała, że intuicyjne podejście, którym się charakteryzowała wystarczy, jednak była w błędzie. Karę przyjęła z pokorą i nie zamierzała odpuszczać referatu, teraz czuła jeszcze większą potrzebę zdobycia informacji, a jeśli będzie miała z czymś problem zapewne zgłosi się do nauczyciela. - Dziękuję! - powiedziała, przekraczając kolejne granice - przytuliła mężczyznę, jednak zanim ten zdążył zareagować pędem ruszyła do zamku.
/zt x2 :D
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Lucas by go zabił, gdyby wiedział, w jaki sposób zwraca się do jego siostry. Widzi już swoje jaja powieszone na magicznym sklepieniu w Wielkiej Sali. Aby wszyscy mogli podziwiać, nie tyle złość Ślizgona, ile rozmiar Dickensowego przyrodzenia. Wróć, schodzimy na kompletnie odmienny temat. Skąd miał wianek, który znajdował się na jego głowie? Gdyby zdradził wszystkie swoje zdolności, zapewne nikt by w to nie uwierzył. Dacie wiarę, że jego matka go tego nauczyła? Kiedy wielokrotnie czytała mu w ogrodzie, pod jednym z rozłożystych drzew. Uwielbiała te momenty, w których nikt nie mógł im przeszkodzić. W tych chwilach przeznaczonych tylko dla niej i dla niego, swojego jedynego. A chłopak z nudów zbierał kwiaty, następnie siadał na kocu i bawił się tym, co zebrał. Ile wianków zrobił dla Moiry? Niezliczoną ilość, począwszy od tragicznie związanych, w połowie zniszczonych kwiatków, bo naprawdę grube i solidne wiązanie. W tym momencie trochę pomógł sobie czarami, aby cokolwiek zdobyć. Może wiosna w nich uderzyła, ale nie miał czasu na szukanie kwiatków na błoniach, które były tak rozległe, że nawet jemu nie chciało się zobaczyć wszystkiego. Kiedy dojrzał Sophie na skraju lasu, uśmiechnął się szeroko, kłaniając się i tym samym chcąc zaprezentować swoje dzieło. Liczył na pochwały i inne pierdoły, które na pewno podniosłyby jego ego, o ile może znajdować się jeszcze wyżej. Wyprostował się i przez moment przyglądał się dziewczynie.-Dobra. Jeżeli mamy zarobić szlaban, zróbmy to jeszcze za widzenia.-Zakazany Las to nie miejsce dla uczniów, którzy sobie tam chadzali na spacerki bez nadzoru nauczyciela. Bla, bla, bla. Pociągnął lekko dziewczynę w głąb, chcąc jak najszybciej zniknąć za drzewami.-Czekam na falę zachwytu i pochwał w kierunku mojego zajebistego stroju.-Miał na myśli swoje dzieło, które znajdowało się na jego głowie jak korona. Ubrania były czarne, takie, jakie najbardziej preferował. Po spacerze, który nawet nie ciągnął się w nieskończoność... Doszli do jeziora. Uniósł lekko brwi, na samym początku myśląc, że wyszli z innej strony lasu i znaleźli się nad jeziorem, które znał. To na błoniach. Jednak im bardziej się rozglądał, tym utwierdzał się w przekonaniu, że wciąż znajdowali się w lesie. Spojrzał na dziewczynę.-To co, ognisko i taniec wokół płomieni?-Jego uśmiech się poszerzył, wywołując delikatnie niebezpieczną nutkę.