Do tej przytulnej klasy na szczycie wieży północnej, można jedynie wejść przez klapę w podłodze, do której prowadzi srebrna drabina będąca na siódmym piętrze. Wnętrze klasy wyglądem przypomina poddasze, bądź też herbaciarnię. Znajduje się tam około dwadzieścia stolików, a wokół nich małe pufy. Na co dzień okna są tu zasłonięte grubymi zasłonami, co sprawia, że pokój jest oświetlony jedynie dzięki wielu lamp w czerwonych kloszach. Na półkach w rogu pomieszczenia znajduje się natomiast wiele filiżanek i szklanych kul.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Wróżbiarstwo
Wchodzisz do klasy Wróżbiarstwa, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Wróżbiarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Ardeal. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszy egzamin czeka Cię z ceromancji, czyli wróżenia z wosku lanego na taflę wody. Oczywiście, tym razem nie są dostępne książki, które powiedziałby Ci znaczenie odlanego symbolu. Druga część egzaminu dotyczy aleuromancji, czyli sztuki wróżenia z mąki, a zasadzie za pomocą niej. Nie jest to najprostsza sztuka, jednak na egzamin idealna. Tym razem jednak wszystkie kształty z niej są już przygotowane, tak samo jak opisy, które musisz odpowiednio przyporządkować.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbiarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Odlany kształt to ni mysz, ni wydra, coś na kształt świdra. Całkowicie nie wiesz jak się do tego zabrać, postanawiasz więc napisać znaczenie symboliczne kleksa z atramentu. Ciekawy sposób, jednak chyba nie to przedstawia odlew. Wielka szkoda! 2 – Rozpoznajesz odlew, jednak nie znasz jego znaczenia. Wielka szkoda, że ten dział w książe ominąłeś, uznając go za dziecinnie prosty. Najwyraźniej taki nie jest, bo twoje proroctwa całkowicie nie mają sensu. 3 – Wosk rozlał ci się w pojedyncze kropelki, najwyraźniej za wolno go lałeś. Przez to nie da się z nich wiele wyczytać. Wyjmujesz się więc z wody w kolejności, w jakiej je złapałeś, po czym układasz obok siebie i piszesz znaczenie otrzymanego kształtu. Może parę punktów ci za to policzy komisja. 4 – Nie jest źle, stworzony z wosku kształt nie jest najprostszym, ale przynajmniej coś o nim wiesz. Piszesz swoją odpowiedź bez większego problemu, masz jednak nadzieje, że w kluczu nie ma na ten temat więcej informacji. 5 – Odczytanie symbolu nie sprawiło ci większej trudności. Po chwili przechodzisz do kolejnego zadania, uznając to za banalne. Cóż… Spodziewałeś się, że ten egzamin do najtrudniejszy nie należy. 6 – Twój odlew okazał się tak prosty, ze by podnieść jak najbardziej wynik za to zadanie, postanawiasz napisać dodatkowo jego znaczenie w innych kulturach. Z uśmiechem na twarzy przechodzisz rozwiązywać dalej egzamin.
zadanie nr 2:
wynik:
1, 2 – Niestety źle przyporządkowałeś większość opisów. Najwyraźniej trzeba było się uważniej wczytać, bo wbrew pozorom tam wszystko było napisane. Ach, te skutki stresu! 3, 4 – Większość przyporządkowałeś jak należy, jednak nie okazało się to tak proste, jak mogło by się wydawać. Wszystko przez tę małą ilość czasu, na zrozumienie czytanego tekstu, jakby komisja sądziła, że każdy uczeń zna te opisy na pamięć. 5, 6 – Opisy okazały się być miłym zaskoczeniem, gdyż nie trzeba było posiadać ogromnej wiedzy, by przyporządkować je dobrze, tak jak to w twoim przypadku było. Skoro już wszystko zrobione, to teraz tylko czekać na wspaniałe wyniki!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astronomia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
No cóż, skoro chciała wrócić do dormitorium przecież nie będzie jej na siłę zatrzymywać. Zresztą, trudno się było dziwić. Dave widział jak wizja podziałała na dziewczynę, na pewno nie było to nic pozytywnego. Zanim puchonka wyszła z sali wstał i pożegnał się z nią. - Miło było Cię spotkać, Bonnie! - powiedział uśmiechając się - Trzymaj się i do zobaczenia, kiedyś gdzieś. Gdy klapa za dziewczyną zatrzasnęła się, Garell odwrócił się w stronę Corin. - A więc zostaliśmy sami... - westchnął, drapiąc się po karku lewą ręką. Rzucił gryfonce badawcze spojrzenie, a ona uciekła mu wzrokiem. Ach, no tak. Ona też nie czuła się chyba najlepiej. Co jak co, ale z czytaniem uczuć płci przeciwnej Dave miewał czasem problemy, dlatego choć nie do końca rozumiał zachowanie obu koleżanek, nie śmiał ingerować w ich sprawy uczuciowe. Po chwili milczenia odezwał się - Pewnie też chcesz już stąd iść, co nie? Spoko, rozumiem. Lekcji nie ma i nie będzie, nie ma sensu tu przesiadywać. Przeciągnął się i usiadł na parapecie okna, czekając na reakcję Coirin.
Dziewczya była jakby nieobecna. Zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Dave zerknął na swój zegarek i stwierdził, że czas wybrać się do Hogsmeade, na spotkanie z Kanadyjką. Podniósł swoją skórzaną torbę i skierował się w stronę klapy w podłodze. Zanim opuścił salę, odezwał się jeszcze do Coirin. - Nie rozmyślaj tyle, naprawdę nie ma się czym przejmować. Miłego wieczoru! - posłał jej uśmiech, na który nie dostał odpowiedzi, i zszedł po srebrnej drabince na dół.
[z/t]
Ostatnio zmieniony przez Dave Garell dnia Pon 10 Cze - 20:54, w całości zmieniany 1 raz
- Pa Bonnie – Powiedziała jak najbardziej naturalnie się dało. Kiedy puchonka wyszła powoli wracała do siebie. Oddech się ustatkował, a ona sama odzyskiwała powoli kolorki. Miała nadzieję, że dziewczyna zwiała tak szybko dlatego, że się źle poczuła. Nie to, że jej źle życzyła. Ale naturalne, że to był dużo lepszy scenariusz niż fakt, że mogłaby się czegoś domyśleć. - Tak, wolałabym iść... - Odpowiedziała cicho po czym znów ucichła na dłuższą chwilkę. Spojrzała przez okno jakoś bardzo zaciekawiona krajobrazem. Nie chciała być dla niego niemiła, no ale naprawdę miała teraz delikatny problem. To nie była łatwa sytuacja. - Do zobaczenia... To był naprawdę miły dzień – Powiedziała na odchodne, kiedy już schodził na dół. A kiedy usłyszała kroki na dole dodała pod nosem krótkie słowa – Bardzo miły... Już chwilę później zostało tu tylko wspomnienie jej obecności. Nie miała ochoty tu przebywać. Musiała się... przewietrzyć. [z/t]
Oliver Watson pojawił się w szkole. Wielki szał. Wstały fanki, zrzuciły z siebie staniki i ogólnie okazały się fajnymi babeczkami, które można było pomacać za jednego knuta. Czego chcieć więcej? Może tego, iż kiedy jego kumple skierowali się do innej klasy on przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie ma iść. Przecież to całkiem nienormalne, ale to nic. Jako że już wrócił do Hogwartu zamierzał tu już posiedzieć przynajmniej z dwa miesiące, żeby zarobić na swój Okropny, a potem znów wyjechać. Miał tylko to zaliczyć. Nauka była taką niewdzięczną laską, z którą mogłeś się pieścić sporo czasu, a ona wciąż Ci stawiała nowe wymagania. Żadne z was nie potrafiło zadowolić drugiego. Może ta choroba jakoś się nazywała. Oliver ze smutkiem zauważył, ze jego wszystkie zajęcia zaczynają się od ósmej rano, kiedy dla niego ta godzina nie istniała. Postanowił zatem później napisać do kochanej Skajli, która pomoże mu z pewnością odnaleźć klona, który chodziłby chociaż na poranne zajęcia, jeśli nie na wszystkie. Poza tym miał im odrabiać prace domowe, więc halo. Nie ma chowania się po kątach. Trzeba pracować. Dadzą mu jakąś bułkę czy coś i będzie całkiem spoko. Ale no cóż. Na razie musiał przeanalizować plan, żeby dojść do wniosku, że już nie opłaca się iść na Dzikie Zwierzęta, ale na Tajniki Tarota może zdążyć. Halo, czy oby to nie przez ten przedmiot nie zdał? Teraz to się zdenerwował. Zobaczy co mu za dziunia postawiła Trolla i zniszczy jej życie. W takim nastroju Oliver poszedł do klasy wróżbiarstwa i usiadł na środku klasy na przeciwko biurka, żeby rzucać w nauczycielkę plujkami. Jak z dawnych czasów, rajt?
No serio?! Ostatnie zajęcia, na których pojawiła się panienka Nightmare to była Historia Magii i wcale nie wspomina tej lekcji pozytywnie. Prawdę mówiąc pierwszy raz w życiu miała ochotę zasnąć. Na szczęście jej się to nie udało, ponieważ profesor Chaldi przynudzał w taki sposób, że nawet sen stawał się nudny. To się nazywa talent! No ale cóż, ta dziewczyna nigdy nie trawiła historii, nie ważna jaka była. Dzisiaj jednak miało być inaczej. Tajniki Tarota zawsze okazywały się być bardzo ciekawymi i wręcz zaskakującymi zajęciami, dlatego też puchonka podążyła na nie z wielką ochotą. Miała nadzieję, że nie zanudzi się na śmierć tak jak wczoraj. Kontynuując. Nikola postanowiła wyjść dzisiaj dość wcześnie. Właściwie nie miała konkretnego powodu dlaczego. Po prostu nudziła się już w swoim dormitorium. Podeszła do Sali i otworzyła drzwi ziewając. Tak niedawno się obudziła ze snu zimowego… czy tam jesiennego, no nieważne! Nie spodziewała się, że już kogoś tutaj zastanie, dlatego zamknęła drzwi przecierając powieki i usiadła. Nie zwróciła zbytniej uwagi na pana Watson’a, gdyż go nie zauważyła. Kiedy już usadowiła się wygodnie, położyła głowę na ławce i zamknęła oczy wracając do ledwo przerwanej drzemki. Normalnie jak kot. Obudziła się po to, żeby zmienić miejsce snu.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Puchon wszedł do sali wróżbiarstwa powolnym krokiem, rozglądając się po dusznym pomieszczeniu i szukając dla siebie odpowiedniego miejsca. Klapa w podłodze uchyliła się i Huan zręcznie przeskoczył z drabinki na podłogę. W klasie zawsze panowała specyficzna atmosfera, której nie do końca był w stanie zrozumieć. Jego umiejętności przewidywania przyszłości równały się z zerem i w 100%, że z tego przedmiotu nie zabłyśnie. Lubił jednak dokształcać się w różnych kierunkach i że być może dzięki nauczycielce zapał nagłą miłością do wróżbiarstwa. Nie było to jednak zbyt prawdopodobne.Kątem oka zauważył siedzącą w klasie Nikole.Z rozmachem opadł na krzesło przy jednym ze stolików w głębi klasy,zauważywszy,że lekcja się jeszcze nie zaczęła, więc rozsiadł się wygodnie i wyciągnął potrzebne rzeczy.
Że też ta Wyższa Szkoła Magii i Czarodziejstwa nie miała większej liczby dobrych przedmiotów do studiowania! Charlotte na Tajniki Tarota chodziła jedynie dlatego, że brakowało jej jednego, jedynego głupiego przedmiotu, na który musiała uczęszczać obowiązkowo. Do wyboru zostały jej właśnie albo wspomniane Tajniki, albo Tajemnice Kosmosu. Z racji tego że jedno jest jeszcze gorsze od drugiego, o wyborze musiał zadecydować rzut kośćmi do jednej takiej mugolskiej gry planszowej, którą Lotta przywiozła ze sobą na Mugoloznawstwo dla przyjaciółki. Los chciał, aby nasza Gryfonka nauczyła się przewidywać przyszłość z kart. Jaki to miało sens - nie wiedziała. Jednakże to, co wiedziała to fakt, że owe zajęcia odbywały się zwykle bardzo wcześnie. I podobnie jak Oliver, przypomniała sobie o tym dosyć późno. Nie dość, że jeszcze miała problemy z połapaniem się w swoim nowym mieszkaniu (a to dziwne, zawsze gubiła się w nowych miejscach), to musiała praktycznie biec do zamku, bo czas naglił. Całe szczęście że przypomniano jej o narzuceniu na siebie szaty, bo dosyć głupio byłoby wybiec na zewnątrz w samym T-shircie, zresztą za dużym o co najmniej dwa rozmiary. Z pomocą przybyła Melody, która rzuciła proste "To tak się ubierasz na lekcje?", śmiejąc się przy tym wrednie. Oczywiście sama Krukonka nie miała w swoim śmiechu takiego wyrazu, ale wiadomo jak roztrzepana dziewczyna, zbudzona magicznym budzikiem będzie wszystko odbierać. Kiedy Brytyjka już trafiła do zamku, momentalnie przestała się spieszyć, jak gdyby w Hogwarcie czas biegł dziesięć razy wolniej. Co prawda większość pędziła na kolejne zajęcia, ale niektórzy siedzieli jeszcze w Wielkiej Sali, zajadając sobie spokojnie swoje śniadania - na tych zresztą Lots patrzyła z pewną zazdrością, bo sama zdążyła w domu zjeść jedynie omleta (chwała Venturze!) - inni stali sobie po prostu w grupkach, rozmawiając o czymś błogo. Charlie widziała po drodze wielu własnych znajomych, z którymi właśnie takie grupki zaczęła formować. Rozgadywała się całkiem łatwo, w końcu nikomu nie przychodzi to z trudem, kiedy tak naprawdę powinien iść na lekcję, jednak po kilku chwilach wszyscy zaczęli uciekać na własne lekcje, więc szatynka również musiała się w końcu ruszyć. Wyszło jej to w sumie na dobre, bo wreszcie zorientowała się, że musi dotrzeć aż do klasy Wróżbiarstwa, czyli praktycznie na sam szczyt zamku. Westchnąwszy głęboko, dziewiętnastolatka zaczęła swoją podróż po Wielkich Schodach, które najwidoczniej dzisiejszego dnia jej po prostu nienawidziły. Już miała się dostać na następne piętro, to stopnie zjeżdżały na dół, już miała pójść krótszą drogą, to schody obróciły się i kazały jej iść naokoło. Nic więc dziwnego, że otworzyła klapę do klasy z pewnym hukiem, który mógł osoby o słabszych nerwach trochę wystraszyć. I wreszcie wdrapała się na samą górę, rozglądając się nieco niezręcznie po obecnych. Wszyscy się na nią patrzyli, a ona szybko zamknęła wspomnianą klapę, i schylając lekko głowę, aby jej włosy pozakrywały oczy oraz nieco przyrumienione policzki, ruszyła w głąb sali. Usiadłszy wreszcie na skraju sali, gdzieś gdzie profesorka nie będzie się mogła w nią wiecznie wpatrywać, rozejrzała się ponownie. Pośród kilku czupryn dostrzegła Huana, który przecież był jeszcze niedawno uznany za zaginionego. I co, nikt nie zrobił w szkole hałasu na ten temat? To dopiero dziwne.
Aurorzy w Hogwarcie teraz pełnili wyjątkową rolę. Mogli poczuć się jak za dawnych czasów, gdy prefektowali. Bo Johanna była prefektem Hufflepuffu! Chwaliła się tym, wypinała dumnie pierś, lecz z każdym kolejnym dniem załamywała się nad uczniami w Hogwarcie! Jak było to wszystko możliwe? Tyle tu seksu, alkoholu...
I niebezpieczeństwa. Gdy tylko dostała patronusa od jednego z nauczycieli (bo tak właśnie było!), gwałtownie zerwała się z łóżka. Musiała go mieć. To było jak kamień milowy w jej karierze! Nie potrafiła sobie wyobrazić, że ktoś sprzątnie spod jej nosa świadka. Nawet się nie malowała.
Otworzyła z hukiem klapę w podłodze, spoglądając na wszystkich zebranych. Oczy koloru szafiru aż zabijały chłodem. W tym tłumie szukała tylko jednej osoby. Oczywiście krótko skinęła tylko głową na powitanie nauczyciela. Zaraz jednak spostrzegła, że nigdzie go nie widzi! A w zasadzie jej! Jennifer, zakręcona Jennifer. Pewnie weszła po coś do składzika. Będzie musiała jej powiedzieć, aby nie zostawiała tak uczniów, ale nie było teraz czasu na przyjemną pogawędkę. Co jeśli właśnie w tej sali znajdował się wilkołak lunarny?
Zauważyła Huana, do którego zaczęła szybko iść. Odgłos jej niskich obcasów rozniósł się echem po całej klasie. Zapewne wszystkie spojrzenia uczniów skupiły się właśnie na niej. Nie przejmowała się tym. - Bedau, pójdziesz ze mną. - rzekła krótko, łapiąc go mocno za bark. Nie miał wyjścia. Musiał teraz wyjść z nią. - Teraz - dodała stanowczo, kładąc nacisk na owe słowo. Założyła mu na rękę magiczne kajdanki, które tylko dla niej i dla Huana były widoczne. Czekała aż spakuje rzeczy i przestanie patrzeć maślanym wzrokiem w stronę jakieś Puchonki. Gdy wychodzili, czarna szata powiewała za Joahnną. Czas było zacząć poważne traktowanie sprawy i całego zła, które zawładnęło Hogwartem.
Wróżbiarstwo? A z czym to się je? Jakieś kryształowe kule, wróżenie z fusów po herbacie.. No cóż. Przynajmniej będzie herbatka! Z myślą o wspaniałym napoju opuścił Dormitoria a następnie Pokój Wspólny Puchonów. Niespiesznie i nie bardzo wiedząc na czym polegają te zajęcia, spokojnym lekkim krokiem i uśmiechem na ustach zbliżał się do klasy. W przejściu minął tylko jakąś kobietę i uczniaka. Chyba z jego Domu, o ile dobrze się orientował. W każdym razie, szli w sobie tylko znanym kierunku. – to są skutki zadzierania z nauczycielami.. – pomyślał, uśmiechając się smutno do siebie. Stojąc przed drzwiami wahał się jeszcze. Wejść, nie wejść? A co jeśli będzie nudno i zaśnie? Też go wyprowadzą? Nie, no. Chyba, aż tak źle nie będzie, prawda? Poza tym.. wróżbiarstwo.. no, to na pewno bardzo ciekawy kierunek. Poza tym i tak musi go odbębnić. I jego elokwencji i ogólnej wiedzy o magicznym świecie to chyba nie zaszkodzi, prawda? Tylko czemu pogoda musiała być dziś tak piękna? Można byłoby polatać na miotle, popracować trochę nad szybkością, koordynacją, spróbować na niej stanąć.. ufhgsdjghjk! Było tyle rzeczy, nad które musiał poprawić! A co robił zamiast dbać o swoją technikę?! Przekraczał właśnie próg do Sali Wróżbiarstwa. W pomieszczeniu było już kilka osób. Na oko, jakieś.. trzy. Powalająca ilość. Spojrzał na zegarek. Było jeszcze trochę czasu. Reszta miała czas, by dojść tutaj spokojnie. Zakładając, że w ogóle chcieli uczestniczyć w zajęciach. Thomas z przerażeniem stwierdził, iż jest tu jedynym uczniem! A nie! Przepraszam! Jednak nie! Nie zapominajmy o pewnej Puchonce, która siedziała taka osamotniona. Dziwnie wyglądała. Głowa taka spuszczona.. Chyba nie umarła?! Kierowany troską o jej życie i zdrowie, a także chęcią zajęcia jakiegoś dobrego miejsca w, miał nadzieję, miłym towarzystwie, dosiadł się do Nikoli. Okazało się, że ona spała. Ach.. Ten cukier. No, jak nieraz spadnie, to łapie człowieka taka senność Rozumiał, dlatego też postanowił nie przeszkadzać jej w drzemce.
Elijah wdrapał się na siódme piątro do Sali Wróżbiarstwa po drabinie. -Bonjour -powiedział nie zwracając uwagi na to czy ktoś tu jest czy nie. To całe jasnowidzenie, wróżenie i tarot nie były czymś specjalnie ważnym dla niego ale może być ciekawie. Rozejrzał się po pomieszczeniu. I już mi się tu podoba. Wygodne pufy zamiast jakichś tam krzeseł. Chociaż... nie ma się o co oprzeć. Jakoś sobie z tym poradzę. Zajął miejsce w roku i wybrał pufę koło ściany by móc się o nią oprzeć. Wygodnie. Spojrzał na rzędy szklanych kul. Najprawdopodobniej tylko osoby obdarzone jasnowidzenie potrafią odczytać przyszłość. Dlaczego więc nauczają nas tego w Hogwarcie? Nieważne. Może do wie się czegoś ciekawego albo będzie zabawnie. Kto wie? Czekał.
Dziewczyna pogrążona w głębokim śnie nie dostrzegała niczego, nie zwracała na nic uwagi, tylko na swój piękny sen. Jak kotka rozciągnęła się podczas drzemki i zmieniła pozycję odwracając uśmiechniętą twarz w stronę puchonka, który właśnie się do niej dosiadł. Dziewczyna płynęła łódką widocznie zmęczona, wpatrywała się w szarobure niebo, na którym unosiły się czekoladowe chmury. Nic wielkiego, obróciła się na bok i spojrzała na horyzont. Dostrzegła w oddali góry, które były wytworzone z lodów truskawkowo-wiśniowych i posypane były czekoladą. Westchnęła i usiadła zdenerwowana. - Czy naprawdę nie ma tu nic normalnego? – spytała, a jej wzrok utkwił na rzece, na której się unosiła. Oczy jej zabłyszczały, a ona zaczęła się rozglądać jeszcze bardziej szczęśliwa. - Waaa! Wodospad makaronu i sos do spaghetti! GERONIMO! – wykrzyczała i wskoczyła pożerając całą rzekę wraz z wodospadem… Nikola otworzyła oczy i spojrzała przed siebie zaspana. - Zgłodniałam – wyszeptała pod nosem. Nie sądziła, że zasnęła na tak długo. Rozejrzała się i dostrzegła, że ktoś do niej podszedł, a mianowicie Thomas. Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła zakłopotana twarz. - H…hey – wydukała rumieniąc się. Błagała los żeby chociaż tym razem nie mówiła nic przez sen!
Betty była przerażona kiedy tylko dowiedziała się, ze ma wyjść ze swojego gabinetu i to do tego między ludzi... W tym roku odebrano jej sporą część lekcji właśnie dlatego, że nie potrafiła się skupić. Targało ją przerażenie. Wszędzie widziała cienie wilkołaków, do tego nie pocieszały ją słowa, że są tu bezpieczni. Nie byli. I Betty wiedziała, że kiedyś wszyscy umrą. Dokładnie wszyscy. Ale strach myśleć jaki rodzaj śmierci na nich czeka. Mój Boże... Bała się. Kiedy tylko jej powiedziano, że profesor Langdon może się spóźnić, albo nie pojawić się w ogóle czmychnęła za szafę w nadziei, że ktoś kto po nią przyszedł wcale jej nie zawoła. Wcale jej nie znajdzie i wcale nie powie, że wszystkie pająki zostały stąd wyprzątnięte. Dlatego wyprostowała swoją spódnicę i poprawiła sweterek. Naprawdę nie chciała wychodzić. Boże... Mocniej złapała się krawędzi biurka, żeby wyrazić swój sprzeciw, ale informacja prefekta była dość dobitna. Oni zawsze byli silniejsi od niej. Zatem spakowała książkę do torby i kilka innych rzeczy, które obowiązywały na tajnikach tarota. Czy coś umiała? Z pewnością, ale dziś za bardzo była przerażona, żeby zacząć prowadzić lekcję. Wreszcie wpadła do klasy nieco potykając się na wejściu. Uśmiechnęła się niepewnie, choć nikt jej na to nie odpowiedział. - Ekhem. - Odchrząknęła, ale znów nikt na nią nie zwrócił uwagi. - Przepraszam czy mogę prosić o ciszę? - Powiedziała cichutko. Złożyła usta w linijkę i schyliła się do szafki po karty tarota, które postawiła na pierwszej ławce. - Proszę. Weźcie. Każdy niech weźmie po jednym egzemplarzu. Pamiętajcie! Jeden dla jednej osoby. Iii... I po prostu poczekamy grzecznie na profesor Langdon. - Mruknęła cicho... Naprawdę przestraszona. Rozwydrzona młodzież!
Tarot! Jak bardzo Bell nie mogła się doczekać tych zajęć, tak dużo czasu minęło odkąd mogła w jakikolwiek sposób wróżyć, zbytnio zajmowały ją inne, nieco bardziej... poważne przedmioty. A wróżbiarstwo było taki wspaniałym odpoczynkiem od wszystkiego. Krukonka zjawiła się spóźniona, ale kiedy wdrapała się po drabinie i przeszła przez klapę w podłodze, stwierdziła, że zajęcia jeszcze się nie rozpoczęły, bo właśnie usłyszała słowa nauczycielki, żeby wziąć kartę. - Dzień dobry, pani profesor! - niemalże krzyknęła, tak głośno powiedziała swoje powitanie. Rzuciła torbę przy jednej z puf i poszła po kartę, a potem usiadła na swoim miejscu. Ze słów pani Hampson zrozumiała, że to nie ona prowadzić będzie zajęcia. Ha, czyli nie spóźniła się ani trochę! - Mamy coś robić z tymi kartami nim przyjdzie pani Langdon? - spytała więc, bo już nie mogła się doczekać przepowiadania przyszłości. Na razie tylko zerkała na kartę którą wylosowała i obracała ją niecierpliwie w dłoni.
No i o wilku mowa. Charlotte praktycznie nie spuszczała wzroku z pleców Huana, zastanawiając się, czy to jakiś auror odbił go jeszcze w pociągu, czy też został zaciągnięty tam, gdzie planowały wilkołaki, a teraz uciekł przez, tak naprawdę, przypadek. Pierwsza opcja odpadała chociażby dlatego, że na Ceremonii Otwarcia Bruno wykrzykiwał na całą salę, że jego brat jest gdzieś, nie wiadomo gdzie i że dyrektor ma ruszyć tyłek, aby go znaleźć. Druga zaś była całkiem mało prawdopodobna, bo takie przypadki po prostu się nie zdarzają i żeby wrócić w jednym kawałku do szkoły musiało się stać coś wyjątkowego. Dobrze jednak, że rozmyślania Gryfonki zostały przerwane wparowaniem do sali jednej z przybyłych aurorów. Huk otwieranej klapy wystraszył Lottę jedynie dlatego, że był strasznie nagły i całkiem głośny, zaś osoba, po którą pani Midney przyszła nie była żadną niespodzianką. Windsorówna spokojnie obserwowała, jak Bedau zostaje zabrany z sali, zastanawiając się po co tak naprawdę chłopak został wręcz porwany. Czyżby nauczyciele dopiero dowiedzieli się, że wrócił? To by było dopiero ciekawe! Charlie ze znudzeniem obserwowała całą resztę wydarzeń. Wpadł jeden, drugi, trzeci uczeń (trzecia była tak naprawdę uczennica, ale to szczegóły), jedna dziewczyna postanowiła się obudzić, a lekcja nie była nawet bliska rozpoczęcia. Nawet, kiedy do klasy weszła profesor Hampson. A zwłaszcza, kiedy się dosyć komicznie potknęła przy wejściu. Niestety, brązowe oczy cały czas przepełnione były nudą i wyraźną chęcią do ucieczki. Ta cała prośba o ciszę była zupełnie bezużyteczna, przynajmniej według Charlotte. Przecież nikt tak naprawdę ze sobą nie rozmawiał a jedyny hałas, który mógł przeszkodzić kobiecie zawierał się w przyjściu aurorki kilka chwil wcześniej. Był tylko jeden problem - jej już dawno nie było. Westchnąwszy cicho, dziewiętnastolatka podniosła się ze swojego miejsca i poszła po kartę, którą kazano każdemu wziąć. W drodze do pierwszej ławki utkwiła oczy w nauczycielce. Drżała ze strachu. Czemu? Była tak nieudolna, że nie potrafiła poprowadzić lekcji, kiedy innego profesora - w tym przypadku profesorki - nie było? A może chodziło o coś innego, bardziej poważnego? Ot, chociażby wilkołaki, które chyba były całkiem poważne, a przy okazji upierdliwe. No ale nic, nie warto tego roztrząsać, bo sama Lots nie miała ochoty na wracanie myślami do tego wielkiego, futrzastego stwora, który zepsuł jej ramię. Dobrze, że umiała je sobie naprawić, ale to już inna kwestia. Dziewczyna sięgnęła po kartę i nie patrząc nawet, co jej się trafiło, wróciła na swoje miejsce. W jej ruchach widać było konkretną opieszałość połączoną z brakiem jakiejkolwiek motywacji. Przynajmniej uśmiechnęła się, kładąc wspomnianą kartę na stoliku. Nie żeby dostała coś wspaniałego, ale lubiła obserwować te wszystkie dokładnie narysowane obrazki, które zawierały wiele ukrytych szczegółów.
Bonnie kocha wrózbiarstwo! Dlaczego, więc jeszcze jej tam nie ma?! Co!? Trudno powiedzieć. Ostatnio dziewczyna ma gorsze dni... ale ile jeszcze bedziemy o tym paplać, co? Puchonka nie chciała się spóźnić, więc pędziła przez korytarze w kierunku klasy wróżbiarstwa. A kiedy dotarła na miejsce, z pośpiechu zapomniała o klapie. Zamiast podnieść, uderzyła w nią głową. Co to był za huk! - Dzień dobry, pani Hampson - przywitała się z nauczycielką, wzięła talię tarota ze stolika i znalazła sobie miejsce. Gdy już się udsadowiła na pufie razem ze swoimi rzeczmi, poglaskała się jeszcze trochę po czubku głowy. To naprawde bolało!
Ostatnio zmieniony przez Bonnie Gardener dnia Pią 20 Wrz - 23:21, w całości zmieniany 1 raz
Ulala. Do klasy zeszły się same laseczki aż miło się człowiekowi robiło jak mógł sobie popatrzeć. Weźmy na tapetę kilka z nich i już lepiej się spędza czas. Zatem pytał aniołki i wszystko, dlaczego w zeszłym roku nie chodził na Tajniki Tarota jeśli oto wokół tyle dziewcząt? Gdyby wiedział wcześniej to by chodził na wszystkie zajęcia, ale oczywiście nikt mu nie powiedział. Ukrywali to przed nim! Cholera. Nie mógł się zdecydować, którą podrywać. Przecież wszystkie wydawały się całkiem spoko. Podobno tamta Charlotta była homo nie wiadomo, ale to wcale mu nie przeszkadzało mu, żeby ją przekonać, że życie z takim chłopcem jak on potrafi być piękne przez okres... Jednej nocy. No może nawet trzydziestu minut gdzieś za rogiem, moze nawet krócej, albo dłużej. To już zależy od wzajemnej przyjemności. Ach te tajniki tarota. On im wywróży przyszłość sięgająca mniej więcej najbliższych dwudziestu czterech godzin. Uśmiechnął się kolejno do każdej. Nauczycielka się spóźniła, aż wreszcie dotoczyła się tu ta, której się nie spodziewał. Hampson? Nie odwołali jej ze stanowiska?! Serio? To będzie polew. Przybrał najszczerszy uśmiech na twarz i pomachał jej. Huh. Choć moglo to wyglądać tak jakby odganiał muchę. - DZIEŃ DOBRY PANI PROFESOR. - Rzucił dość głośno i dobitnie, żeby nikt go więcej nie zignorował, bo on przecież taki fajny jest i w ogóle. Podniósł się i wziął całą talię kart, bo przecież nie będzie sobie oszczędzał. Przynajmniej poogląda sobie obrazki.
Matt nigdy w życiu nie uwierzyłby w przesądy, albo tego typu rzeczy. Nie były mu bliskie metody przepowiadania przyszłości albo odczytywanie znaków. Po prostu w to nie wierzył. Wydawało mu się to szczytem idiotyzmu. Z resztą skoro do wróżbiarstwa trzeba mieć wrodzony talent to czemu się go uczyć? Jak wiadomo, że jeden na sto tysięcy czarodziejów będzie mógł to tylko wykorzystać. Kompletna bzdura. Nie wiedział nawet dlaczego zmotywował się do tego, żeby dzisiaj wyjść na siódme piętro wieży i tak po prostu pouczyć się. Chociaż nauka to było zbyt duże słowo. Chciał tylko zabić nudę. No i przy okazji pośmiać się z tych idiotów, którzy w to wierzyli. Kiedy uchylał drzwi sądził, że jest już grubo spóźniony. Robiąc krok przez próg rozejrzał się i zdziwił. Nie sądził, że tyle osób tu będzie. Cóż.. Idiotów jest dużo więcej niż się spodziewał. - Przepraszam za spóźnienie - mruknął w stronę Pani Profesor i zajął miejsce w pierwszym wolnym miejscu.
Betty Hampson po prostu bała się ludzi, a raczej ich zachowań. Kiedy ktoś był miły i zachowywał się jak trzeba to i rozmowa się kleiła. Ale kiedy widziała uczniów, gdy jeden drugiemu próbował wepchnąć język do gardła... Jej rada, żeby wsadził rękę to dojdzie do jelit wcale nie spotkała się z aprobatą. Nawet ją posądzono oto, że obraża uczniów. A ona chciała dobrze. Chciała doradzić, porozmawiać. Od tamtej pory zrezygnowała z bycia potulnym pedagogiem. Ciągle tylko jakieś oskarżenia, obelgi. Bestialskie, często wulgarne zachowania do tej pory przyprawiały ją o dreszcze. A potem się uczniowie dziwili, że ona nie może spokojnie prowadzić lekcji bo wszędzie widzi śmierć. Przecież to całkiem logiczne jeśli chodzi o takie rzeczy, bo tyle lat w szkole magii robi swoje. Ktoś jej pomachał? Ktoś powiedział "dzień dobry"? Nie zwróciła na to uwagi. Obejrzała się nerwowo w stronę drzwi. Może przyjdzie ktoś, żeby zabrać dzieciaki? Albo powie, że gdzie indziej odbywają się zajęcia i ogólnie jest super? Ale nikt nie przyszedł. Nawet mucha nie wleciała do klasy. Na całe szczęście zrobiło się cicho. Betty wzięła głęboki oddech i pomyślała o zielonej łące, po której skaczą zające. Od razu się jej lepiej na duszy zrobiło! Ale potem otworzyła oczy i znów zobaczyła tą zgraję dziewcząt i jednego chłopca, który chyba był za wesoły. Kto wie... Podobno nie zdał! Zgrozo, młodzież była przeokropna. - Jaa... Ja myślę, że skoro każdy z was wziął po karcie... - Mruknęła tak, że chyba nikt nie usłyszał. Podniosła koszyk i zaczęła rozdawać po całej talii na stolik przy czym uśmiechała się jakoś tak dziwnie, jakby co najmniej mówiła: "co was nie zabije, to was wzmocni". A potem stanęła na podeście zastanawiając się czy oby nie zapomniała założyć skarpetek do butów. Ale jak się okazało obawy były całkiem niepotrzebne! - Skoro każdy z was ma już wylosowaną kartę... I jesteście na Tajnikach Tarota, to na pewno każde z was zna znaczenie tej karty. Profesor Langdon mówiła mi, że to już umiecie po ostatnim roku. - Przecież to logiczne, znaczenia kart chyba uczyli już w kołysce. Ale Betty nie wiedziała czy dzieciaki na poważnie brały te zajęcia. Jakkolwiek by to nie brzmiało rozłożyła dłonie w pokojowym geście. - To może Ty zacznij Nikola? - Przypomniała sobie imię Puchonki, którą chyba kilka razy widziała u siebie na lekcjach Wróżbiarstwa.
* Po Nikoli każdy pisze normalnie post z tłumaczeniem tego jak widzi swoją kartę.
Rzucamy kostkami: 1 - karta 2 - karta 3 - karta 4 - karta 5 - karta 6 - karta
(2) Niektórzy z tu obecnych mogli skojarzyć panienkę Nightmare z zajęć, które odbywały się dzień wcześniej. Eliksiry, które no cóż, nie były zbyt sympatycznym przeżyciem dla tej oto puchonki, ale to nie o to nam dzisiaj chodzi. Dziewczyna dostrzegła, że do pomieszczenia wchodzi profesor Hampson. Dziewczyna w milczeniu przyjrzała się nauczycielce. Jej zachowanie, tak bardzo jej przypominało coś, coś co znała bardzo dobrze. Jednak nie mogła sobie przypomnieć co to było. Przywitała się, poprosiła, by każdy wziął egzemplarz kart. Była skryta, bardzo nieśmiała, może nawet zagubiona? Profesor Hampson w tym momencie przypominała jej małą, zagubioną owieczkę, która oddzieliła się od stada, natrafiła na nowe, bardziej wymagające. Zaczęła się do niego przyzwyczajać, oswajać się z nim, jednak nadal tęskniła za swoim pierwszym domem, który pokochała. Jeju. Dziewczyna była dzisiaj całkowicie nieprzytomna. Marzyła o wodospadzie makaronu z sosem bolognese, wyobrażała sobie nauczycielkę jako owieczkę, co jeszcze przyjdzie jej dzisiaj zdziałać? W końcu zajęcia się rozpoczęły, a puchonka schowała się jak tylko mogła w ławce. Nie chciała zwracać na siebie uwagi, nienawidziła po prostu być w centrum uwagi, a tu klops… najlepiej z tym spaghetti by wyglądał, wróć! Nie o tym mieliśmy rozmawiać. Ale jestem głodna! Nikola podskoczyła jak oparzona słysząc głos profesor Hampson. Przełknęła ślinę i spojrzała na kartę, która się jej wylosowała. - Ere… mita – przeczytała napis, który znajdował się na karcie. Dziewczyna wpatrywała się w nią lekko zdezorientowana, co ona oznaczała? - Oznacza mądrość? – wydukała spoglądając niepewnie na nauczycielkę, jednak postanowiła kontynuować swoją wypowiedź – Umiejętność, ano… podejmowania ważnych decyzji. - schowała się w ławce i zamknęła oczy zakłopotana. Starała sobie przypomnieć coś jeszcze – Bywa symbolem samotności i opuszczenia, czy też zamknięcia w sobie… to chyba… ta karta, ne? – spytała niepewnie. Jak powiedziała jakieś głupstwo to spali buraka i schowa się pod stołem. Przypomniało się jej jeszcze jedno... Kojarzona bywa z zainteresowaniem psychologią. Jakże dobrze trafiła ta karta. - Przedstawia starca, zgarbionego starca. Ma na sobie pelerynę i… ano podpiera się laską oświetlając lampą drogę przed sobą. – dodała po chwili. No cóż, nie każdy mógł kojarzyć kartę po opisie, może wygląd pomoże.
Ciekawa Puchonka.. – pomyślał, słysząc jak gada sama do siebie, przez sen. Ciekawe, swoją drogą, czy on mówił śpiąc? No cóż. Trzeba byłoby zapytać chłopaków z Dormitorium. Nie przypuszczał jednak. No, skoro się nie skarżyli, to.. To chyba nie zdarzało mu się jakieś przemówienia, kiedy spał. Gdy w końcu obudziła się, Thomas tylko przywitał ją uśmiechem. No bo co innego miał zrobić. Postanowił nie poruszać wątku wodospadu spaghetti i innych smakołyków. Zamiast tego, wyciągnął z kieszeni swojej szaty dwie czekoladowe żaby – Chcesz? - zapytał, wyciągając w jej stronę dłoń z zapakowanym płazem. A może gadem. No nieważne. W każdym razie chciał, aby zabrzmiało to tak, jakby był miły i po prostu ją częstował. – Thomas. - uśmiechnął się ponownie, kiedy już wzięła od niego czekoladę. Nie dane im jednak było porozmawiać dłużej, bowiem do klasy weszła jakaś nauczycielka. Bardzo cicha. Taka nieśmiała. Od razu skojarzył sobie jej widok ze spłoszonym zwierzątkiem, zagnanym w ślepą uliczkę i otoczonym przez złe drapieżniki. Nakazała wziąć im jakieś karty. Zapewne Tarota. Nurtowała go jedna rzecz – kim była profesor Langdon? Czy to właśnie ona miała prowadzić dzisiejsze zajęcia? Ciekawe, co takiego ją zatrzymało. Miał już wstawać, po karty dla puchonki i siebie, ale wtem nauczycielka ruszyła i zaczęła je rozdawać. No cóż. Wobec tego nie będzie się przemęczał. Chłopak patrzył na nią, z niesamowitym zdziwieniem. Jak ktoś tak nieśmiały może uczyć? A może była szatanem, jakąś taką kosą, która tylko na pierwszych zajęciach była taka miła. A potem pokazywała pazurki? No kto wie. Szczęśliwie, jemu chyba nie będzie dane tego poznać, skoro była tu tylko w zastępstwie. Zakładając oczywiście, iż właściwy nauczyciel nie zachorował, albo coś w tym rodzaju. Nikola, bo tak miała na imię jego sąsiadka pociągnęła kartę i powiedziała coś o niej. Pomyślał, że i on się wypowie! Niech ta dziwna osóbka widzi, że ktoś jeszcze nie ma jej gdzieś! - A więc. Kochankowie! – rzucił nagle, zadowolony. Teraz trzeba było się jakoś wypowiedzieć. Co to tam było. Pamiętał coś z poprzedniego roku. Tylko nie był do końca pewien, czy aby na pewno to będzie to.. – No więc myślę, że może oznaczać jakiś konflikt. Być może, chodzi o wybór między jedną, a drugą miłością, namiętnością. Ogółem, wydaje mi się, że reprezentuje osobę, stojącą przed dylematem. Na przykład, czy wybrać tę, czy inną drogę. – patrzył na nauczycielkę. Nie mógł jednak nic odczytać z jej twarzy. Wydawało mu się jednak, że ma rację. – No i przedstawia dwie osoby, różnej płci. Oboje są nadzy, jedynie ich narządy płciowe, te znajdujące się w okolicach krocza, są zasłonięte czymś w rodzaju wstęgi. – zakończył swój wywód, posyłając nauczycielce ciepły uśmiech.
Okazało się, że na jej karcie jest pięć chyba pieniążków, a na tych pieniążkach narysowane twarze profilem. No dobra. Skąd ona niby ma wiedzieć co to oznacza? Tak się jakoś złożyło, że kart tarota w życiu na oczy nie widziała, nawet nie przeglądała! A nauczycielka mówi, że niby powinni doskonale wiedzieć o co chodzi. Masz ci los, on nie wiedziała. Całe szczęście, jak na córkę ślizgona przystało, była też sprytna. Mianowicie, jej spryt polegał na tym, że kupiła książkę o tarocie, tylko tak się złożyło, że nie miała okazji jeszcze do niej zajrzeć. Dlatego dopiero teraz, korzystając z okazji, że nie miała prezentować jako pierwsza swojej karty, szybko znalazła obrazek owych pięciu pieniążków i okazało się, że fachowo nazywa się to pięć denarów, a na innych obrazkach poza monetami był jeszcze żebrak. Przeczytała: "Bieda, kłopoty materialne. Bezrobocie, utrata pracy. Możliwość nowego zatrudnienia, perspektywy z tym związane. Próba znalezienia pomocy u kogoś silniejszego, bogatszego. Pożyczka, kredyt, dług. Dłużnik, Żebrak. Ofiarodawca. Możliwość otrzymania wsparcia ze strony kogoś, kogo się lekceważy, kogo się nie zna lub kogo się do tej pory nie zauważyło." Fajnie. Oby tylko to nie była karta dla niej! Ale może w jakiś sposób da się ją odpowiednio zinterpretować, no i z tego co na szybko wyczytała, odwrócona znaczyła odwrotność tych niefajnych rzeczy. - Ja wylosowałam kartę pięć denarów. - Tutaj nawet, żeby udowodnić, że tak rzeczywiście jest, odwróciła kartę w stronę pani Hampson. - Oznacza ona ubóstwo... duże wydatki... no, ogólnie problemy z pieniędzmi. A poza tym też problemy ze zdrowiem, emocjami. Same niefajne rzeczy - podsumowała.
Następnie nadszedł czas na Bonnie. Co ona tam wylosowała? Aaa, czwórka kielichów! No co ona może o niej wiedzieć? No, co? Powinna raczej wiele. No bo jak, jasnowidzka by nie znała znaczenia kart? Totoż byłby absurt! Zupełnie jak aurorzy, albo mugolski wywiad w Hogwarcie. Skadal i hańba! Ale, ok. - Ja wylosowałam czwórkę kielichów - zaczęła. - Sądzę, że ta karta symbolizuje obfitość, przepych, kreatywność, ale również przesyt, przepełnienie, zmęczenie, rozterki miłosne. No i to chyba wszystko co mam do powiedzenia na temat tej karty - zakonczyła swoją wypowidź. Rozumiała, że profesor Hampson nie czuła się wśród uczniów zbyt konfortowo. Ale uczniowie nie dzieci! Przejdźmy do trudniejszych rzeczy.
Cóż za niespodzianka, że Jenny się spóźniła na swoją lekcję! Wydawało jej się, że miała być godzinę później i jeszcze dodatkowo zasiedziała się nad książką - no cóż, tak wyszło! Ale w końcu przypomniała sobie o swoich uczniach i w szalonym pędzie wpadła do klasy, żeby w samym progu widowiskowo wywinąć orła, padając ciężko na ziemię i w ostatniej chwili ratując pakunek, który niosła ze sobą. Westchnęła ciężko, podnosząc się i z perlistym śmiechem podeszła do Betty, żeby poklepać ją krzepiąco po ramieniu. - Dziękuję, Betty, że mnie na chwilę zastąpiłaś, już jestem, możesz zwolnić posterunek! - powiedziała do niej z uśmiechem, jednocześnie niezdarnie radząc sobie z przedmiotami, stawiając je na najbliższym stoliku. - Jako że jest to pierwsza lekcja w tym roku, a dodatkowo biorą w niej udział także uczniowie, przygotowałam dla was coś troszeczkę innego, niż zazwyczaj, możecie odłożyć karty, bo dzisiaj wyjątkowo nie będą potrzebne. Rozwinęła pakunek, w którym znajdowały się cztery lśniące myślodsiewnie, które pożyczyła na tę okazję od swoich znajomych, a także gruba, wyświevhtana księga, jej własna i najbardziej cenna w jej zbiorach. Wzrokiem szybko policzyła obecnych. - Podzielcie się w pary i jedną trójkę i weźcie po jednej myślodsiewni. Pomyślcie o tym, co śniło wam się ostatniej nocy. To nic, jeśli nie pamiętacie snu, właśnie po to jest myślodsiewnia. Przelejcie tam swój sen, a druga osoba z pary niech obejrzy go i wyszuka najbardziej wyraźny motyw, który w nim się przejawia i spróbuje odgadnąć, co może on zwiastować. Później w tym sennoku - wskazała na księgę - odczytajcie poprawną przepowiednię i porównajcie z tym, co sami wymyśliliście.
Pierwsza osoba wymyśla, o czym śniła jej postać i opisuje sen w poście; następna rzuca kostką, kostka pokazuje, jaka przyszłość jest w nim zapisana. kostki: 1. rozpad rodziny w porzyszłości, śmierć rodzica, problemy rodzinne wszelkiej maści 2. problemy edukacyjne, możliwość powtarzania obecnej klasy, złe oceny, problemy z nauczycielami 3. sukces zawodowy, spełenienie marzenia 4. czychająca zasadzka, możliwość padnięcia ofiarą uroku, bycia szantażowanym lub nękanym 5. szczęście w miłości 6. trauma lub przykre wydarzenia, które zaowocują w przyszłości czymś dobrym
Charlotte nie miała zielonego pojęcia, co się tak naprawdę działo. Fajtłapowata nauczycielka chyba naprawdę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, bo w końcu chwilę po tym, jak większość osób już sobie wzięła po karcie, ona zaczęła rozdawać całe talie. Lotta patrzyła na nią konkretnie zdezorientowanym wzrokiem, a kiedy dostała już swój zestaw, króla odłożyła gdzieś na bok, zaś resztę zaczęła tasować. W międzyczasie spojrzała po raz kolejny po klasie. Bardzo niechętnie nawiązała kontakt z tamtym dziwacznym Gryfonem, który miał o niej dosyć interesujące zdanie. Właściwie z jego oczu mogła wyczytać, że ma co do niej jakieś zboczone plany. Widząc jego głupawy uśmiech, uniosła tylko brwi, tworząc na swojej twarzy wyraz pogardy, a on jak gdyby nigdy nic zaczął się migdalić do reszty dziewczyn. Lotta westchnęła cicho i rzuciła okiem na Ceppingana (pierwszy i ostatni raz Cię tak nazywam w poście, to z miłości), który najwidoczniej zielonego pojęcia nie miał o tym, co się tu robi. A wtem sorka Hampson kazała podać znaczenia wylosowanych kart. Windsorówna przejechała dłonią po swojej twarzy w geście bezradnego zażenowania. Nie dość, że dostała kartę, którą można było odczytywać na dwa sposoby, bo w sumie jej król trzymał buławę, ale na tarczy i pasie miał miecz, to jeszcze nie uważała specjalnie na ostatnim roku i zupełnie nie pamiętała, co się do cholery odczytuje z króla mieczy. Albo buław. Jedno i to samo. Całe szczęście pomyślała o wzięciu ze sobą podręcznika, jednak był on tak okropnie nieczytelny, że jedyne, co Charlie zdążyła zrobić to poprzewracać bezcelowo kartki. Kiedy Bonnie łaskawie powiedziała jedno, krótkie zdanie na temat czterech kielichów, nadeszła pora szatynki. Czuła, że wszyscy zaczynają na nią spoglądać, a ona ledwie zaczęła czegokolwiek szukać w swojej książce. - No więc król... - zaczęła, klnąc ciągle w myślach, zastanawiając się też który z tych przeklętych króli widniał na jej karcie - Król mieczy, to symbol... - przerwała, bowiem do sali wparowała wreszcie właściwa nauczycielka. Gryfonka odetchnęła z ulgą, nawet nie zwracając uwagi na jej wywrotkę. Liczyło się tylko to, że została uratowana od opowiadania o czymś, o czym nie miała zielonego pojęcia. Cóż, teraz mogłaby na pewno stwierdzić, że ów król jest symbolem nadchodzącego szczęścia, ale prawdę mówiąc nikogo już to nie obchodziło. Dziewiętnastolatka pobawiła się jeszcze trochę kartą, obracając ją dosyć szybko między palcami, dopóki nie pojawiło się oświadczenie, że obecni mieli się podzielić w pary. Charlotte rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu. Jak na złość, na Tarota nie przyszedł nikt znajomy. Pozostawało więc znaleźć sobie kogoś, z kim będzie można się całkiem ciekawie zabawić. Nic więc dziwnego, że wybór padł na Olivera, a sama Windsorówna już po krótkiej chwili siedziała obok niego ze swoją talią kart odłożoną gdzieś na skraj ławki. Po drodze wzięła też myślodsiewnię, którą ustawiła na środku. Niespecjalnie dbała o to, co Watson mógł mówić, zresztą na pewno nie będzie protestować. Zwłaszcza po tym, jak debilnie się w nią wgapiał na początku. Że też Lotta nie pamiętała, iż siedzi teraz z bratem Charlene! Ale nie o tym mowa. Dziewczyna doskonale pamiętała swój ostatni sen i niespecjalnie chciała go zdradzać akurat temu człowiekowi. Wolała, aby pozostał on jej wyłączną własnością. Dlatego też przykładając sobie różdżkę do skroni przywołała ten, który przyśnił się trochę wcześniej. Jego bohaterka przyszła na koronację. Oglądała ten rytuał tylko raz, ale zawsze z pozycji obserwatora. Teraz to ona była w centrum uwagi. Wszystkie kamery, wszystkie oczy, każdy widział tylko ją. Wreszcie zasiadła na brytyjskim tronie. Składała już przysięgę, a za kilka chwil miała otrzymać koronę. Nagle na jej sukni, w okolicach klatki piersiowej pojawiła się szkarłatna plama. Ona sama zaczęła osuwać się z tronu, w sali rozpętała się panika. A to ciekawe. Ledwie spełniła swoje marzenie i już została zastrzelona. Ciekawe, co chłopak da radę wywróżyć z takiego snu. Charlotte wybuchnie śmiechem, jeśli będzie to oznaczało coś pozytywnego.
Elijah nie zdążył niestety przedstawić wszystkim swojej interpretacji. Nawet nie dążył wylosować jakiejś karty. Do sali weszła prawowita nauczycielka zastępując tę nieporadną kobieta. Nie wykluczone, że zyskuje przy bliższym poznaniu ale w większej grupie nie odnajduje się absolutnie. Tak czy siak. Myślosiewnia (czy jakoś tak). Francuz rozejrzał się po pomieszczeniu. Znalazł jedną samotną dziewczynę -Bonnie Gardener. Zabrał swoją torbę i swoją książkę. Zostawił natomiast karty tarota przy swoim poprzednim miejscu. Usiadł obok Puchonki i przywitał się. -Bonjour. Jestem Elijah -powiedział i uśmiechnął się. -Zaczynajmy więc. Może ja wyciągnę sen, a ty go zinterpretujesz? -zaproponował i zastanowił się chwilę. -To śniło mi się w Wielkiej Sali, pierwszej nocy w Hogwarcie w tym roku szkolnym. -poinformował dziewczynę. Wciągnął z głowy sen i wrzucił go do Myślosiewnii. Skopiowane z Wielkiej Sali: "Szedł korytarzem w swoim domu na wyspie Riou. Minął obraz swoich dziadków oraz obraz ze ślubu rodziców. Kierował się do wyjścia. Po drodze zajrzał do kuchni. Wyglądało to jakby zatrzymał się tam czas. Napięcie i zdziwienie na twarzy jego matki, obok zawisł w powietrzu spadający talerz. Ojciec brał właśnie łyka kawy czytając gazetę. Monastra (siostra) rozłożył się w fotelu czytając „Cierpienia Młodego Krukona”. Zegar naścienny zamarł. Nie zdziwiony tym stanem rzeczy ruszył dalej. Wyszedł na zewnątrz, spojrzał w morze. Rozległ się dźwięk tłuczonego talerza. Elijah zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Gdy je otworzy stał w centrum Marsylii. Hałas, mugole, samochody, zgiełk. Ktoś za nim zawołał jego imię. Obrócił się. Był na korytarzu Hogwart Expresu. Wszędzie krew –na ścianach, oknach, drzwiach do przedziałów, podłodze. Kilka zmasakrowanych ciał porozrzucanych niedbale. Martwa cisza. Warczenie. Wilkołak na drugim końcu korytarza. Biegnie w jego stronę. Stacze i wysuwa pazury. Jest już cal od niego –warczy przeraźliwie głośno. Chłopak zamyka oczy. Cisza. Pokój wspólny Ravenclawu. Przez wejście główne wlewają się pierwszoroczniacy. Wśród nich on. Jego pierwsza noc w Hogwarcie. Siedem lat temu. Dokładnie siedem lat. Jakie wtedy wszystko było proste i rozluźniające."
Och, cóż za spóźnienie! Typowe dla Elliotta, który kompletnie zapomniał, że to już wrzesień. Wylegiwał się w łóżku, będąc stuprocentowo pewien, że jest końcówka wakacji, a on znajduje się w rodzinnym domu. Dopiero kiedy przewrócił się na drugi bok i leniwie otworzył jedno oko, zdał sobie sprawę, że znajduje się... w dormitorium! Które było teraz zupełnie puste, wszak jego lokatorzy znajdowali się już na śniadaniu... albo na lekcjach. A niech to, przecież szkoła zaczęła się kilka dni temu! Prędko się ubrał i włożył na siebie szaty, a w tym pośpiechu włożył dwie inne skarpetki. W przekrzywionych okularach, zdyszany, ze źle zapiętą szatą, wpadł do sali. Trafił! Rozumiecie to? Trafił do sali, sam, bez niczyjej pomocy! Nie zgubił się po drodze, nie zamyślił i nie zagadał! Nawet wiedział, jaki teraz ma przedmiot, bo nauczył się planu lekcji na pamięć. Co z tego, że za tydzień i tak go zapomni. Nauczy się od nowa! - Przepraszamzaspóźnienie - wyrzucił z siebie, zamiast przywitania, przeczesując włosy dłonią. Och, nie! Były w tak okropnym nieładzie! CO BY POWIEDZIAŁA MAMA? Całe szczęście, że jej tutaj nie było, wszak jej synalek był teraz prefektem i musiał dawać dobry przykład. Tymczasem widowiskowo spóźniał się na lekcję, a teraz właśnie przemykał pomiędzy ławkami i kucnął obok Charlotte. - Co mamy robić? - zapytał z paniką w głosie, nie patrząc na nauczycielkę. Nie chciał widzieć jej spojrzenia pełnego dezaprobaty, tym bardziej, że nie był jeszcze do końcu wybudzony. W dodatku nie jadł śniadania, skandal w biały dzień! Miejmy nadzieję, że nie padnie po drugiej lekcji. O ile ta nie jest druga. W każdym razie były to tajniki tarota, czyli przedmiot, który zawsze go przerażał. Och, za każdym razem wychodziło mu coś strasznego, a on musiał kryć się po kątach, żeby nie przyszedł po niego wielki, czarny dementor i nie wyssał duszy. Oby tym razem nie wywróżono mu nic okropnego!
Betty posłuchała grzecznie wypowiedzi uczniów trzymając się krawędzi biurka. Miała ochotę pod nie czmychnąć, ale nie ruszyła się nawet o milimetr. Gdyby się schowała pewnie czułaby się pewniej, dlaczego nie pozwalano im prowadzić lekcji z jakiejś kryjówki? W oczach każdego ucznia widziała zło! Boże jak to powstrzymać, jak to usunąć? Pewnie się nie udało. Zatem kiedy wszyscy oni uśmiechali się słodko do niej, a w myślach chowali wizje śmierci, ona próbowała się skupić na tym, co mówili. Może mieli rację z tym, ale ona miała swoje definicje. Uśmiechnęła się głupkowato i kiedy tylko Jennifer weszła do klasy wydała z siebie błogie westchnienie. Koniec tortur, koniec wszystkiego. Mogła uciekać! Boże Jennifer! Miała ochotę się jej rzucić na szyję, ale nie zrobiła nic takiego. Jednym machnięciem różdżki zebrała talie kart i wybiegła z klasy. Zapomniała im powiedzieć, ze każdemu kto się wypowiedział przysługuje pięć plusowych punktów. Ale to i tak doda. Zapisze sobie w gabinecie. Na razie jednak musiała się skupić, żeby się nie przewrócić na schodach.
[zt]
Jakby kogoś interesowało co znaczyła jego karta:
piątka monet - trzeba zastanowić się nad problemem i znaleźć odpowiedź, którędy pieniądze, najszybciej i największym strumieniem, nam uciekają. Wydaje się, że chodzi tu o nadmiernie rozwinięty kontekst emocjonalny.
pustelnik - oznacza osobę, która ma potężną wiedzę i zna właściwą drogę, ale nie jest chętna do pomocy, a nawet współdziałania. Jest osobnikiem wyalienowanym ze społecznych trosk, nie dbającym o świat i ludzi, do których już nie należy.
czwórka kielichów - trawi nas brak nadziei i poczucie stagnacji. Jedyny przejaw aktywności wiąże się z rozwijaniem czarnych wizji, a coraz bardziej pesymistyczne rozmyślania mogą prowadzić do depresji.
król mieczy - karta wskazuje na obecność surowego opiekuna lub zwierzchnika, sprawiedliwego, ale z tendencją raczej do karania niż dawania jeszcze jednej szansy. Może być sygnałem, że czeka nas poważniejsza rozmowa lub decyzja dotycząca spraw urzędowych.
koło fortuny - sygnalizuje nadchodzące zmiany w życiu. Nie są to jednak zwykłe zmiany, wynikające z konsekwencji postępowania, ale zmiany radykalne, które dają niespodziewaną szansę korzystnego przełomu.
zakochani - oznacza osobę rozdartą, która nie wie jak postąpić, a musi dokonać trudnego wyboru. Nie stoi jednak wobec nieświadomej, lecz ma podane alternatywy, które na szczęście posiadają w zasadzie pozytywny wydźwięk, choć niestety wybór jednej wyklucza drugą.