Na trzecim piętrze znajduje się od wielu lat kolejna, nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Przez wiecznie brudne szyby przedzierają się promienie słoneczne za dnia rozświetlając klasę. Raczej nikt nie przychodzi jej sprzątać ze względu na to, że i tak nie wiele kto z niej korzysta. Mimo wszystko sporadycznie przychodzą tu także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją, bądź szukający zacisznego miejsca.
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nieużywana klasa zaklęć była idealnym miejscem nauki w obecnych okolicznościach. Wybranie się do czytelni byłoby zwykle pierwszym wyborem - najprostszym i najspokojniejszym. Jednak na drodze do biblioteki leżały dwie potężne kłody. Pierwszą z nich była pizza od niejakiego Tony'ego, drugą zaś - rozgrzane do wysokiej temperatury jajo feniksa, które spoczywało właśnie w swoim legowisku na ławce obok siedzącego Shawa. Jeśli wybuchnie właśnie tutaj - było oczywiście pokryte ochronnymi zaklęciami - to najwyżej jego ofiarą padnie parę popsutych fałszoskopów, nie bogaty, hogwarcki księgozbiór. To byłaby zbrodnia wołająca o pomstę do nieba. Na blacie przed Krukonem - oprócz oczywiście ognistoczerwonego, mieniącego się i powoli przechodzącego czasem w pomarańcz, czasem w głębszy szkarłat, jaja - leżały jeszcze trzy książki. Pierwszą z nich był słownik starogreki, drugą - podręcznik gramatyki tego języka, a trzecią, najgrubszą, były jedne z Żywotów Plutarcha w oryginalnym języku, mówiące o życiu pewnego kapłana Heliosa zajmującego się hodowlą feniksów. Pozostało czekać jedynie na pizzę... oraz Jess.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właściwie to nie wiedziała skąd w niej tyle napięcia - cała jej menażeria była dzisiaj wyjątkowo spokojna, Adelajda w końcu zostawiła w spokoju jej kapcie, a Boo nawet nie otarł się o przygotowany na ten dzień sweter. Była na tyle rozproszona, że nie teleportowała się do Londynu, tylko skorzystała z Sieci Fiuu - żeby odebrać tekst do przetłumaczenia z Biura i zahaczyć jeszcze o wspominaną przez nią knajpkę na Baker's Street. Dlatego zeszło jej to zdecydowanie dłużej, niż zakładała - i choć absolutnie spóźniona nie była, tak nie zdążyła odpowiednio posegregować książek i nie miała czasu wyperswadować Kolumbowi pozostanie na żerdzi. Do nieużywanej klasy weszła więc z małym rozmachem, otwierając drzwi - ledwo co - łokciem i posyłając je z impetem na ścianę pchnięciem biodra. Musiała szybko zablokować skrzydło drzwi stopą, żeby nie oberwać rykoszetem - odnajdując jednocześnie wzrokiem czekającego na nią Shawa. Uśmiechnęła się lekko, poprawiając chwyt na naręczu książek i pudełku pizzy - a Kolumb zaskrzeczał jej do ucha. — Serwus — przywitała się, zamykając za sobą drzwi. Gwizdnęła krótko, a kruk zeskoczył z jej ramienia i poleciał na jeden z regałów, żeby umościć się na jego szczycie. — Nie czekasz chyba długo, co? — spytała z nadzieją - kartonem przesłaniając sobie większe pole widzenia, nie zauważając jeszcze 'ekwipunku' Darrena. — Jedliśmy już włoską pizzę, to pomyślałam, że wezmę coś amerykańskiego. Pizza kebabowa, Włosi uznaliby to za abominację. Grube ciasto, gyros, warzywa, dużo sera i sos tzatziki. Nic więcej już dzisiaj nie zjesz! Doturlała się jakoś do stołu, zrzucając na jego blat siedem tomów traktujących o starogrece, wyjmując z tylnych kieszeni jeansów dwie puszki coca-coli - a z przedniej zwinięty w rulon tekst do przetłumaczenia. Na sam koniec lokując na blacie pudełko z jedzeniem - i w tym samym momencie dostrzegając po lewicy Krukona, jajo feniksa. Oczy rozbłysły jej w zachwycie. — Wow, to jest Armie, o którym pisałeś? — Okrążyła ławkę i nachyliła się nad jeszcze-niewyklutym feniksem, wyciągając dłoń nad skorupką. Czuła gorąco od niego bijące. — Widziałam nawet ruchome fotografie... Ale nie umywają się do rzeczywistości, wygląda to tak jakby pod skorupką szalała Pożoga... O właśnie! — wyraźnie sobie o czymś przypomniała, prostując się i sięgając do ostatniej, upakowanej kieszeni spodni. Wyłuskała z niej zgrabnie złożone rękawiczki, które wyciągnęła w kierunku Darrena. — Rękawice ze skóry węża morskiego, bardziej Ci się teraz przydadzą — wytłumaczyła i uchwyciwszy spojrzenie studenta, uśmiechnęła się niepewnie. — Wolałabym, żebyś unikał poparzeń... — chrząknęła, wręczając mu prezent i wsuwając się na ławkę obok. Temperatura bijąca od Armiego rzuciła jej się na odsłonięte obojczyki i policzki, kiedy znów nachylała się nad jajkiem. — Chociaż niektóre Islandzkie klany, jeszcze całkiem niedawno, bo... bodajże do 1963 roku, szczyciły się bliznami po poparzeniach od feniksów. W ramach rytuałów wybierali się do ich dzikich gniazd - chociaż jaj nigdy nie zabierali. A jeśli ktoś zebrał łzy feniksa, był uważany za człowieka o czystym sercu — wystrzeliła z kolejnymi ciekawostkami, nie odrywając wzroku od 'płonącej' skorupki. Prychnęła jednak cicho pod nosem. — Musisz przyznać, że strasznie oklepane są te niektóre historyczne mniemania...
Ostatnio zmieniony przez Jessica Smith dnia Czw 28 Sty 2021 - 14:07, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren podskoczył lekko na krześle, kiedy drzwi od klasy z impetem się otworzyły. Skrzywił się lekko kiedy jeden z bączków-fałszoskopów na jednej z półek zakręcił się niebezpiecznie blisko, jednak nie rozpoczął podróży ku ziemi - na szczęście. Shaw oderwał się od tłumaczenia ze starogreki - w gruncie rzeczy, co go obchodziły pierwsze lata życia starożytnego czarodzieja, spędzone na flirtowaniu z Lampetią oraz pasaniu bydła Heliosa? - ześlizgując się z krzesła i podszedł do Jess by pomóc jej w przetransportowaniu jej sporego ładunku do stolika. - Seeeerwus - przeciągnął przywitanie, przykładając nos do tekturowego pudełka i wciągając w nozdrza zapas mięsa oraz sosu, którego miał już przyjemność skosztować, choć w wersji kebabowej - Nie tak długo - uspokoił Smith, wskazując na zwój, który zapisany był przetłumaczoną - do tego nieco kulawo - starogreką tylko w jednej czwartej. I wtedy nastał moment, w którym Krukonka dostrzegła jajo feniksa. Uśmiechnął się, obserwując błyszczące oczy dziewczyny z uwagą śledzące skorupkę, kryjącą w sobie pisklę magicznego zwierzęcia. - Armitage, zachowuj się - syknął cicho, widząc że jajko rozbłysło na chwilę jaśniejszą czerwienią. Sam wolał obserwować jednak reakcję Jess, na której twarzy zachwyt mieszał się z ciekawością - Dziękuję - dodał, przyjmując od dziewczyny rękawiczki i obdarzając ją uśmiechem - nie każdy w końcu martwił się stanem jego łapek. Z niepokojem podszedł do stosu ksiąg, który przyniosła Smith. Czym prędzej "rozbroił go", ściągając książki ze stosu i układając je bezpiecznie na stole - gdyby taka wieża upadła na jajo, byłaby to oczywista tragedia. Na wszelki wypadek Darren machnął jeszcze różdżką dookoła gniazda, rzucając na nie dodatkowe Protego. - No nie wiem, Jess - powiedział Shaw, siadając z powrotem na swoim miejscu i łapiąc pióro w dłoń. Według Plutarcha, kapłan Atticus pierwszego feniksa oswoił w wieku lat dziewięciu, co dla jemu współczesnych było jasnym znakiem łaski bogów - Jednorożce naprawdę wolą kobiety. Ode mnie jeden uciekł. Może nie jestem czystego serca - kontynuował, skrobiąc piórem po pergaminie - A świstokliki o pełnej godzinie mają o pięć procent większe prawdopodobieństwo przeniesienia czarodzieja na Saharę - dodał, kiwając głową - Ale, hmm, większość to rzeczywiście pewnie wróżbiarskie fandzolenie - prychnął. Nie było dla nikogo sekretem, że wśród wszystkich dziedzin wykładanych w Hogwarcie, to właśnie wróżbiarstwo Darren darzył najmniejszym respektem - szczególnie że ostatnio najwyraźniej wszystkie taroty w jego obecności się psuły, bo za każdym razem wyciągał z talii Dwójkę Kielichów.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Armitage... — powtórzyła niemal z namaszczeniem po Darrenie, wgapiając się w pulsującą wewnętrznym płomieniem skorupkę. Zmarszczyła na chwilę brwi, kiedy jakaś myśl mignęła jej pod kopułą. Widocznie coś jej w tym całym majestacie zgrzytnęło. — Armitage to wieś niedaleko Londynu, ale wątpię, żebyś to na jej cześć tak go nazwał. Skąd więc pomysł? — spytała, szczerze ciekawa odpowiedzi. Na podziękowania Krukona - odwzajemniła się szerokim uśmiechem, ale nie byłaby sobą, gdyby nie machnęła również lekceważąco dłonią. Niemal dotykając opuszkami rozgrzanej do czerwoności skorupki - syknęła cicho. — Cóż, ja nie mam do czynienia z żadnymi ognistymi stworzeniami... Maskotka popiełka się nie liczy — dodała tylko, choć zaraz doszło do niej, że Darren nie miał jeszcze okazji zobaczyć akurat jej mniej-żywego pupila. Sięgnęła ponad Armiem i Shawem po swój pergamin do przetłumaczenia, jednocześnie zerkając na przełożone już notatki Krukona. Brwi powędrowały jej niemal pod linię włosów, kiedy przebiegła wzrokiem po iście barwnym opisie starogreckich flirtów. Chrząknęła. — Tu powinno być "γαλέη", nie "γαλή", to... rodzajnik żeński. — Wolała się jednak nie zagłębiać zbytnio w specyfikę zdrobnień zakochanych. No, a przynajmniej bajerujących ze sobą. Zwłaszcza, że się po prostu na tym chuja znała. — Owszem, jednorożce wolą kobiety, ale bujdą jest to, że muszą to być dziewice... — MUSIAŁA dodać, zwłaszcza, że było to sprostowanie bądź co bądź tyczące ONMSu. — W średniowieczu jednorożce były symbolem czystości i niewinności. Dalej w sumie są... Rozumiem powiązanie, ale nie wiem kto wymyślił polowania na jednorożce przy pomocy dziewic. A nie, czekaj, to był potomek z linii Leibniza, który w istnienie jednorożców szczerze wątpił... Hm — przerwała swój wywód, wspinając się na ławę - by usiąść wygodnie na stole, obok Armiego i sięgnąć po kawałek pizzy. Właściwie to dwa kawałki - oba położyła na prowizorycznych 'talerzykach' wyrwanych z pokrywy pudełka. Jeden wręczyła Shawowi. — A na świstoklikach się nie znam. W sensie... od strony praktycznej. Teorię i historię znam — zawiesiła się na chwilę, wlepiając szare, uważne spojrzenie w Darrena. — Dlaczego akurat na Saharę? A nie Gobi na przykład? Część życia Krukona - wieczne zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi. Powinna zacząć studenta podziwiać, że w istocie z nią wytrzymuje - Cali miewała jej już dość.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kolejna strona Żywotów na szczęście przeszła już stricte na tematy powiązane z feniksami i ich hodowlą oraz "tresurą", jeśli w ogóle można tym słowem nazwać zajmowanie się tak inteligentnymi stworzeniami. - Nie, oczywiście że nie - przyznał Darren, pierwszy raz w ogóle słysząc o wsi nazywającej się Armitage, mimo że w samym Londynie bywał często. Czy ta dziewczyna znała nawet pełen rejestr miejscowości w Wielkiej Brytanii? Bo przecież na pewno nie przygotowała się z tego przed ich wspólną nauką - Ładnie brzmi i jest... hmm... - Shaw zastanowił się przez chwilę - ...wyjątkowo feniksowe, jeśli wiesz co mam na myśli - dokończył, mając nadzieję że Jess zrozumie o co mu chodzi. - Hmm, jasne - przytaknął, poprawiając wskazane słowa i przechodząc do niewprawnego tłumaczenia kolejnych słów, jednak kiedy zauważył że Smith sięga po swój manuskrypt, odłożył pióro i wstał, po czym razem z krzesłem przeszedł bliżej Jess. - Obiecałem że pomogę z tłumaczeniem, nawet jeśli to... hmm... - zerknął na swoje niezbyt udane do tej pory próby - ...niewielkie wsparcie. Gringott? - spytał, odbierając od dziewczyny kawałek pizzy i wgryzając się w kebabowe mięso polane obficie sosem tzatziki. Mimo że był pod wpływem kiedy jadł to połączenie ostatni raz, to nadal było ono równie smaczne. W międzyczasie z uprzejmą uwagą słuchał kontynuacji wykładu Smith na temat relacji jednorożców z dziewicami - jakkolwiek by to nie brzmiało - oraz niejakiego Leibniza. W odpowiedzi na pytanie o świstokliki Darren wzruszył ramionami. - To pięć procent to równie dobrze może być błąd statystyczny - powiedział, zerkając w stronę jaja, które nagle przez ułamek sekundy błysnęło jasnożółtą błyskawicą przez "równik" - A czemu Sahara? Ty pytaj mnie, ja spytam ciebie - zaśmiał się Shaw, uświadamiając sobie że nie zdziwiłby się gdy Jess mu odpowiedziała. Albo przynajmniej wysnuła rozsądnie brzmiącą teorię. - No to... od czego zaczynamy? - spytał, nachylając się nad tekstem w starogrece i opierając podbródek o splecione na ławce ramiona, zerkając co chwilę na Smith i czekając na wskazówki od niej - z ich dwójki, to ona miała kilka języków w głowie, podczas gdy Shaw mógł co najwyżej pofandzolić nieco przysłów po walijsku.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie mogła się nie uśmiechnąć na wyjaśnienia Darrena odnośnie kryteriów wyboru imienia dla młodego feniksa. Można powiedzieć, że takie pozornie nieskładne słowa przywoływały pewne wspomnienia. — Wiem — potwierdziła nadzieje Shawa, mrużąc z rozbawienia oczy. Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała o co chodziło. — Jest feniksowe, tak jak -usz jest wyjątkowo puszyste — odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Cóż, poniekąd była, ale tylko dla bardzo wąskiego grona osób. I jednego magicznego stworzenia imieniem Klaudiusz. — Same twoje towarzystwo to dla mnie wsparcie — rzuciła po prostu - dopiero po momencie orientując się, jak mogło to zabrzmieć. Przejechała dłonią po twarzy z niejakim zażenowaniem - ale cóż, przynajmniej nie kłamała. — W sensie, nie żebym nie potrzebowała pomocy w tłumaczeniu, bo nie przekładasz źle ze starogreki, po prostu... — Zamachała chaotycznie dłońmi, ewidentnie zbywając temat, zanim całkiem się pogrąży - i sięgnęła po swój kawałek pizzy, wgryzając się w niego, żeby ostatecznie zakończyć tłumaczenia. Przełknęła kęs, nieco zbyt duży, aż łzy stanęły jej w oczach. Musiała odkaszlnąć, nim podjęła: — Gringott. Więcej ostatnio siedzę nad tłumaczeniami niż nauką... Przynajmniej w ferie odetchnę. Zmarszczyła brwi w konsternacji, kiedy Shaw odbił jej pytanie swoim, kwitując to dodatkowo śmiechem. Trybiki już ruszyły i chyba nic nie było w stanie ich zatrzymać. Krukon miał rację, Smith już zaczęła w swojej głowie formować odpowiednie - lub nie - teorie. — Może to kwestia wielkości? Sahara jest największą pustynią na świecie. A raczej strefą pustynną, bo sama składa się z 14 pustyń, wiedziałeś? Hmm... Albo może chodzi o położenie? Kiedyś czytałam o tym, że magia bywa silniejsza w pobliżu równika... — przerwała, kiedy doszło do niej, że za bardzo odpływa, nawet od wspomnianego 'błędu statystycznego' - uśmiechnęła się lekko i nie kontynuowała, nachylając się nieco nad przytarganym manuskryptem. — Może od tego, że wykluczymy grekę archaiczną, bo to ewidentnie klasyka, tylko nieco starsza. Więcej ma mimo wszystko ze wspólną... Hmm... — zadumała się, sięgając po jedną z puszek coli i z cichym sykiem otwierając napój. — Możemy to zrobić tak, że ja zacznę czytać manuskrypt, a Ty przepiszesz go na angielski. Chyba, że znasz goblideucki? Albo potrafisz czytać grekę? — Wróciła spojrzeniem do tekstu, który przyniosła i mina jej stężała. — Αφήστε το πλοίο Argo να μην περάσει... Przecież to Medea. Po co dali mi do tłumaczenia coś, co jest ogólnodostępne? — zerknęła na Darrena z wielkim pytajnikiem na twarzy. — Czy czarodzieje znają Meneę? Albo Menexen? — zrobiła krótką pauzę, pociągając łyk coli. — ... Odyseję...?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Zgadza się, właśnie, o to chodzi! - potwierdził żywo Krukon na wzmiankę o puszystości -usz. W końcu taka była prawda - puszek po prostu nie mógł mieć lepszego imienia niż Klaudiusz, Aureliusz albo Juliusz. Szczerze mówiąc, Darren zaczął się dziwić że na sztandarach rzymskich cezarów były wilki i orły, nie pufki. - Po prostu można lepiej? - zaśmiał się Shaw na zamotanie się Jess dotyczące jego umiejętności translacyjnych. Nie stały one na najwyższym poziomie - to pewne, i Krukon wiedział o tym sam. Słuchając ciekawostek na temat Sahary - Darren zrobił w głowie mentalną notkę na temat tego, że Smith jest także pustyniologiem - Shaw przyciągnął bliżej siebie swój słownik, pióro i wyjął pusty zwój pergaminu, który przed sobą rozwinął. - "Ten, który łuk potrafił napiąć dłonią silną, I przez topory strzałę przepędzić niemylną, Otrzyma rękę moją"? - powiedział pytającym tonem - Oczywiście, że znamy Odyseję - dodał nawet nieco urażonym tonem, po chwili rozchmurzył się jednak, przejmując od Jess tekst do przetłumaczenia. Uznał, że lepiej będzie jeśli to on będzie go czytał na głos, a Smith tłumaczyła ze słuchu - Darren znał alfabet i grekę czytać potrafił, a dzięki temu Jessica mogła tłumaczyć od razu, co przyśpieszyć mogło całe przedsięwzięcie. Krukon westchnął i zaczął składać znak po znaku, sylaba po sylabie, zgłoska po zgłosce, kolejne wyrazy, zdania i akapity, rozumiejąc z nich jedynie niektóre, pojedyncze słowa - szczególnie że bankowy i oficjalny ton dokumentu nie ułatwiał z pewnością jego zrozumienia.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Uśmiechnęła się do Krukona przepraszająco - choć jednocześnie ulżyło jej, że skwitował jej zaplątanie w zeznaniach śmiechem. Naprawdę nie miała intencji, żeby jakkolwiek go dyskredytować, zwłaszcza, że nie każdy jednak znał starogrekę i mógł z niej przekładać. Ona miała z tym po prostu doświadczenie na co dzień, jako tłumacz. Jak i z innymi językami. — Wybacz mi takie pytania, ale jeśli chodzi o książki, nawet klasyki, to zdarzają mi się mieszać te mugolskie z magicznymi wydaniami... Często to te same historie z innych punktów widzenia. — Czuła się w obowiązku sprostować, widząc tę niemą pretensję w oczach Shawa. Ostatecznie jednak wzięli się do tego, po co się tutaj spotkali - i Jess musiała przyznać, że o ile tempo odczytu Shawa nie było zabójcze, tak nie wyłapywała żadnych błędów i mogła spokojnie przełożyć kolejne słowa i zdania. — Powtórz mi ostatni wers proszę. Με δάκρυα, ο σύζυγός μου...? — nachyliła się nad spisywanym po goblideucku tekstem, mieląc w ustach jakieś przekleństwo - zapewne czeskie. — Mam problem z odmianami w goblińskim, ciągle mieszają mi się końcówki. Ogólnie nie przepadam za tym językiem... — przyznała, odkładając na chwilę pióro na bok i wgryzając się w napoczęty kawałek pizzy. — Chociaż nie tyle za samym językiem, co za goblinami... Nie sądziłam, że kiedyś to powiem — prychnęła cicho pod nosem, stukając wolną dłonią w przysychające goblińskie krzaczki. — Wiesz, że mają zupełnie inną od nas definicję własności? Właścicielem przedmiotu - jakiegokolwiek - zawsze jest wytwórca. A jeśli wytwórcą jest goblin, kupisz coś od niego, a on umrze - to wcale nie zostajesz właścicielem. Przedmiot przysługuje innym goblinom. Pierwsza wojna goblińska przez to krzywe prawo wybuchła - Ragnuk oskarżył Gryffindora o kradzież miecza. Szanowała kulturę innych gatunków - nawet tę najbardziej dziką, trytońską - jednak musiała przyznać sama przed sobą, że miała problem z tymi chytrymi karłami. Paradoksalnie, to dla nich pracowała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren powtórzył posłusznie ostatni wers, przykładając podwójną uwagę do tego by nie pomylić jakiegoś wyrazu. Przy starogrece - z racji innego alfabetu - uważał podwójnie, a dochodziły do tego jeszcze kwestie wymowy, odpowiedniego akcentu... nie zdziwiłby się więc, gdyby część słów po prostu wypowiadał źle, a Smith z kontekstu poprawiałaby je na ich poprawne wersje. Słuchając wykładu Jess na temat goblinów - z którymi teraz dziewczyna miała wciąż do czynienia w Gringottcie, nic dziwnego więc że jej obrzydły - Darren jednocześnie grzebał w kieszeni bluzy, wyciągając stamtąd po chwili na wpół opróżnione opakowanie fasolek wszystkich smaków. - Otóż, wiedziałem, ale nie chciałem przerywać - powiedział Shaw, podsuwając dziewczynie paczuszkę - Oprócz tego fragmentu z Ragnukiem i Gryffindorem. Fasolkę? Samemu wyciągnął jedną, która okazała się być wyjątkowo zdradliwa. Na początku wydawało się że ma po prostu zwykły, miętowy smak - po chwili jednak jego usta były rozpalone jakby najadł się twardego śniegu, a orzeźwiająca świeżość fasolki przerodziła się w zimny jak lód mróz - jednak wolał zostać przy pizzy, po której kawałek ostentacyjnie sięgnął. - Tssssssuuuuu - syknął, przełykając drobinkę z łzami w oczach i powrócił do dyktowania Jess pozostałej części pergaminu, którego została im już nieco mniej niż połowa.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Szło im zadziwiająco sprawnie - wbrew temu, co mógł myśleć sobie Shaw. Przekładanie ze słuchu starogreki, nawet odczytywanej tak powoli było zdecydowanie łatwiejsze aniżeli tłumaczenie jakiegoś wschodnio-jeziornego trytońskiego z pogranicza głębin, gdzie był jeszcze bardziej poetycki aniżeli dialekt wspólny. Bo tak, trytoński miał dialekty i zupełnie inne zaśpiewy w zależności od głębokości zbiornika wodnego. Chora sprawa. — To następnym razem przerywaj śmiało — stwierdziła, zerkając nieco podejrzliwie na fasolki. Ostatnim razem w BB przejechała się na wylosowanym smaku. — Dziękuję, zostanę jednak przy pizzy... Khm — chrząknęła, poprawiając się na siedzisku - i zerkając kątem oka na zmieniające kolory jajo feniksa, podjęła jeszcze. — Bunty goblinów, przynajmniej te z początku historii były totalnie bezsensowne. Jakieś wyimaginowane kradzieże, oburzenie z powodu odkrycia oszustwa Uga... — Odłożyła kawałek pizzy, sięgając ponownie po pióro, by wrócić do goblińskiego alfabetu. — Chociaż już sprzeciw przy przejęciu Gringotta przez czarodziejów rozumiem... Mimo wszystko to jeden z ostatnich bastionów goblinów, bo poza tym wszystko poprzejmowaliśmy. Dekretem z 1631 zabraliśmy im nawet różdżki... Ojej, Darren, powoli! — zaniepokoiła się, widząc reakcję Shawa na jedną z fasolek. I właśnie dlatego je sobie darowała. — Mniejsza z tymi goblinami... — mruknęła, rzucając jeszcze okiem na pozostały do przetłumaczenia tekst. — Mało nam zostało. Pomóc Ci potem z Żywotami Plutarcha? — zaproponowała, skrobiąc goblideuckie krzaczki niczym maszyna.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie mam zamiaru - odpowiedział z lekkim uśmiechem Darren na słowa Jess o przerywaniu jej strumieni informacji. Nawet jeśli sam to wiedział, to powtórka z lekcji z Shercliffe'm zawsze była w cenie - a Krukon sądził też, że Smith po prostu lubiła mówić o takich sprawach, nawet jeśli paradoksalnie w innych przypadkach ciężko było coś z niej wyciągnąć. Przegryzając pizzę Shaw podyktował parę kolejnych wersów, orientujących się z tych niewielu słów i wyrażeń które w starogrece rozumiał, że są już tej części dokumentu, którą można określić jako odpowiednik dzisiejszych postanowień końcowych. - Jasne - zgodził się na pomoc Jess ze sporą nutą wdzięczności w głosie. Samemu przyszłoby mu to jeszcze tłumaczyć zapewne długimi godzinami - tymczasem z pomocą Krukonki mógł liczyć nie tylko na wsparcie merytoryczne, ale i miłe towarzystwo. Odkładając do pudełka pizzową piętkę, Shaw przeczytał też ostatnie zdanie w dokumencie z którym pomagał Jessice, odchylając się do tyłu na krześle i ciężko wzdychając. Żywoty były w porównaniu z ciężkim, techniczno-ekonomicznym językiem lekturą lekką jak piórko - szczególnie że najgorsze fragmenty mówiące o życiu miłosnym starożytnego, greckiego czarodzieja były już przetłumaczone. - Chwilka przerwy, proszę - jęknął Darren, wyciągając się na krześle i sięgając ponad stołem po studiowane wcześniej przez siebie księgi.
+
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Nie 21 Lut 2021 - 11:02, w całości zmieniany 1 raz
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Dokończyła tłumaczenie dokumentu dla Yoreka - a kiedy tylko odłożyła pióro, posłała znad pliku szeroki uśmiech w stronę Shawa. Prawda była taka, że bez niego nie poszłoby jej z tym tak sprawnie. Podobny system pracy obrali z resztą w Biurze Bezpieczeństwa, gdzie Darren również na głos czytał dla niej tekst do przetłumaczenia. Choć dzisiaj podskoczyli poziom wyżej - bo jednak nie czytał po angielsku. — Dobra, chwila przerwy — zgodziła się z chichotem na prośbę Darrena - sama jednak wracając do świeżo przetłumaczonego dokumentu. Musiała jeszcze przejrzeć rękopis, czy aby przypadkiem nigdzie nie zrobiła żadnego błędu. Przesuwała wzrokiem od linijki do linijki, poprawiając tu i ówdzie litery. W goblideuckim często mieszała jej się fonetyka z pisownią, na co zwracała teraz szczególną uwagę. — Okej, myślę, że dobrze nam poszło — skwitowała ich wspólną pracę, chowając przetłumaczony manuskrypt do teczki opatrzonej pieczęcią Gringotta. Przysunęła się bliżej Darrena, wyciągając mu z dłoni oryginał Żywotów Plutarcha i rozkładając na swoim kolanie. — Będę od razu tłumaczyć, bierz pióro i zapisuj — poleciła i chrząknąwszy przestawiła swoje trybiki z goblideuckiego na starogrekę.
EOT
+
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Co prawda nie musiał tak zapierniczać na dobrobyt innych, ale koniec końców każda nauka była dobra. Skoro czuł się już na siłach, by normalnie rzucać zaklęcia, wszak minął ponad miesiąc, nie bez powodu postanowił z tego wszystkiego skorzystać. Nim się obejrzał, a Percival, którego to kojarzył głównie z odróżniającego się od reszty wyglądu, postanowił poprosić go o pomoc względem nauki odpowiedniego zaklęcia. I chociaż sen świadomy nie należał do czegoś wysoce skomplikowanego, mógł nieść ze sobą pewne korzyści. Bo co jak co, ale zdawało się to być wszystko dobrym lekarstwem na potencjalne koszmary, wynikające z trudów życia codziennego. A do tego, jakby nie było, ostatnie badania udowadniały, iż podczas takiego snu człowiek jest w stanie rozwiązać większość swoich problemów, zatem... po prostu płynął z prądem, niosąc ze sobą manekina, na którym to zaklęcie mieli zamiar przetestować. Co jak co, ale nauka tego może była trochę niebezpieczna, gdyż wymagała wprowadzenia drugiej osoby w stan snu, co nie zmienia faktu, iż jednak ufał, że zamiary d'Este są czyste jak łza. Chyba, bo typa jednak nie znał, w związku z czym nie powinien podchodzić na pełnej wyjebce, ale nie potrafił inaczej. Niepotrzebne zamartwianie się odeszło w odstawkę, pozwalając poniekąd Lowellowi na częściowe rozwinięcie skrzydeł. I relacji z innymi ludźmi. Czekał zatem w sali, szykując parę notatek i testując własnoręcznie Lucidum Somono na przytarganym fantomie. Gdy ten zamykał oczy, był pewien, iż zaklęcie zadziałało, co nie zmienia faktu, iż nie miał prawa wiedzieć, co tak naprawdę znajduje się pod kopułą jego własnej czaszki. O ile ten myślał, aniżeli tylko i wyłącznie bezmyślnie jęczeć w ramach rzucania na niego mniej lub bardziej groźnych zaklęć. Raz po raz, wybudzał, kończył działanie zaklęcia, chcąc się rozgrzać przed rzeczywistym przekazaniem prawidłowej wiedzy. Specjalnie przyszedł trochę wcześniej, w związku z czym, popijając własne kakao, miał ciut więcej energii. Dawno nie uczył kogokolwiek czegokolwiek, w związku z czym to tajemnicze, niewielkie ziarenko ekscytacji znajdowało się pod kopułą czaszki. Trzymane jednak na smyczy, żeby znowu nie pobiegło tam, gdzie nie powinno - w stronę bezpośredniego niebezpieczeństwa. Ubrany w czarną bluzę, z drobnymi poparzeniami na dłoniach, testował również inne zaklęcia, by tym samym z powrotem wrócić na łaski przepływu magii przez własną sygnaturę.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Otrzymawszy list z odpowiedzią, Percy ucieszył się w myślach, że ktoś będzie sprawował nad nim swoją „pieczę” i pomoże mu polepszyć się w zaklęciach, kolejnej dziedzinie, w której na tle innych był mniej niż przeciętny, wręcz mierny. Stąd też ekscytacja chłopaka pomocą prawie nieznajomego mu chłopaka, który zgodził się na jego pomoc. Percival nie spodziewał się żadnych przykrych niespodzianek, nawet o nich nie pomyślał. Przez myśl mu nie przeszło, żeby ktoś starał się wykorzystać jego nadmierną ufność do innych uczniów tej samej placówki co on. No, może gdyby Felinus był Ślizgonem, to wtedy d’Este by się bardziej pilnował. Następnego dnia ubrał się całkiem normalnie i wyszedł przed obraz Grubej Damy, wcześniej jeszcze pakując pare kanapek do torby, no i oczywiście różdżkę. Skoro żadne książki nie były potrzebne, to tym lepiej, Percy był typem co nie potrafił się uczyć tylko z wiedzy czysto teoretycznej. Pojawiwszy się w sali, chłopak spojrzał na starszego od siebie Puchona i przywitał się szczerym uśmiechem i lekkim skinięciem głowy. - Siemka. Mam nadzieje, że nie musiałeś długo czekać – przywitał się, wcale się nie spóźniając, ale też Percy nie mógł być pewien ile Felinus tak naprawdę już siedzi w tym pokoju. Gryfon wyciągnął różdżkę o krwistym kolorze i wycelował nią w manekin, nie rzucając przy tym żadnego zaklęcia. Następnie zrobił półzwrot i przerzucając różdżkę z prawej dłoni do lewej, ponownie wycelował w kukiełkę i wystrzelił parę nieszkodliwych dla przedmiotu zaklęć, tak dla własnej rozgrzewki. Obojętnie czy to był wysiłek fizyczny czy magiczny, rozgrzanie się było całkiem ważne zdaniem chłopaka, zgadywał też, że Puchon już jest po.
Jako że miał czas (zawsze miał, ale chujowo go gospodarował, jak to na niego przystało), nie mógł sobie odmówić pouczenia kogoś pod własnymi skrzydłami. Co jak co, ale zahaczało to ewidentnie o zawód, który miał zamiar wykonywać, w związku z czym był w bardzo dobrym humorze. Wyspany, wypoczęty, chociaż spał trochę mniej, nic już go nie wybudzało ze snu - mógł pomknąć do kolejnych działań, ciągnąc za sobą fantom, który to był jego prezentem od Skylera z okazji Świąt. Co jak co, ale chłop trafił w dziesiątkę z tym pomysłem, w związku z czym mógł przetestować te mniej lub bardziej bezpieczne zaklęcia nie na własnej skórze, a na czymś kompletnie innym. Koniec końców ile człowiek może zyskiwać urazów przez całe życie? No właśnie. Dlatego, przed przyjściem jegomościa, nie bez powodu trenował niektóre ofensywne, by tym samym odpowiednio się rozgrzać. Różdżka nie wypluwała z siebie iskier, jak to miało miejsce ponad miesiąc temu, a zamiast tego gładko i przyjemnie wypełniała kolejne rozkazy. Przepływ siły i zwiększonej samooceny przyczyniał się tym samym do tego, iż jego podejście do otaczającej go rzeczywistości znacząco się różniło. Nawet bardzo. Spoglądając na Percivala, trudno było nie zauważyć, że jego styl ubierania się znacząco wyróżnia się na tle innych. Może to Lowell preferował ciemne barwy, co nie zmienia faktu, że koniec końców trudno byłoby w gęstwinie uczniów nie zauważyć właśnie jego - przedstawiciela rodziny d'Este, którą to kojarzył. Głównie poprzez własne powiązania z mugolskim światem, wszak ten zawsze zajmował więcej miejsca w jego sercu niż popierdzielanie z różdżką na prawo i lewo. - Siema. Nie, spokojnie, jest w porządku. - powiedział do niego, posyłając mu ostrożny uśmiech (jak to miał w zwyczaju wobec nieznajomych, jako że nie należał do ufnych typów), by tym samym spojrzeć na to, jak chłopak ciska w miarę bezpiecznymi zaklęciami w stronę kukły. Trudno było nie dostrzec jednej, ważnej rzeczy - wychowanek domu Godryka Gryffindora był oburęczny, co dawało mu przewagę podczas pojedynków. - Także no, skupimy się głównie na tym zaklęciu. Nie jest ono skomplikowane, głównie polega na prawidłowym ruchu nadgarstka i przepływie magii przez sygnaturę magiczną. - ostatnio coraz bardziej to zauważał. Zauważał, iż jest w stanie kontrolować wystosowaną magię przez kontrolowanie tego, choć nadal, było to poniekąd w jego przypadku upośledzone. - Na początku poćwiczymy ruch, potem inkantację, a następnie przetestujemy na manekinie. Albo na mnie, jeżeli nie będziesz się w żaden szczególny sposób bał. - wziął cięższy wdech, by następnie wzruszyć ramionami i pokazać ruch - gładki, płynny, pozbawiony jakichkolwiek drgnięć. Drugi wykonał wolniej, by Percy mógł uważnie przeanalizować prawidłowe spięcie mięśni w obrębie nadgarstka. - Spróbuj, zobaczymy, czy kopiowanie tego przyjdzie ci z łatwością. - zachęcił, poprzez odpowiednią modulację głosu i ruch dłoni, by ten spróbował własnych sił.
[ Kostek nie ma - Percy ma w KP wpisane, że wszystko ładnie zapamiętuje ]
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Percival nie był ślepy i doskonale wiedział jak bardzo jego styl ubioru wyróżniał się na tle angielskich ponuraków zwykle ubierających się w ciemne barwy, ewentualnie w beżowy płaszcz jeśli akurat udają się na herbatkę do królowej. Percy odwzajemnił uśmiech ukazując szereg białych zębów. Nie miał problemu z nawiązywaniem kontaktu z obcymi, szło mu to nawet nieźle, choć w jego przypadku warto zaznaczyć, że zakumplowanie się z kimś nie było jeszcze niczym nadzwyczajnym, wciąż pozostawała wielka przepaść do przelecenia, jeśli chodziło o zyskanie jego pełnego zaufania. Gdy skończył „popisówkę”, zwrócił się twarzą do Felinusa i wysłuchał go uważnie, przytakując jednocześnie na znak, że rozumie. No dobra, może ta „sygnatura magiczna” była dla niego na początku niejasna. - Sygnatura magiczna, czyli w naszym przypadku różdżka? – Zapytał jeszcze, chcąc się upewnić, żeby nie było niejasności. - Spoko, na chillerce. Zobaczymy jak mi idzie i wtedy się ustali dokładnie – uśmiechnął się ponownie, po czym wzrok skupił na nadgarstkach Puchona, w wyobraźni powtarzając je krok po kroku. Dla nieuważnych oczu, wszystkie te ruchy nadgarstków mogłyby się wydawać takie same i przez długie lata tak miał również i Percy. Dopiero w chwilach natchnienia i chęci robienia czegokolwiek nauczył się zwracać uwagę na najmniejsze detale z tym związane i doceniać jak dużą różnicę robi nawet setna sekunda zawahania. Przytaknął głową i sam wyciągnął przed siebie rękę z różdżką w dłoni i odetchnął głęboko z zamkniętymi oczami, w głowie cały czas powtarzając ten ruch. Nie wierzył, żeby mu się udało. Mimo dość dobrej obserwacji i pracy nad tym w przeszłości, pewien był swojej niekompetencji. Otworzył oczy. Zrobił ten ruch pierwszy raz, zaraz go powtórzył. Oba były niezłe, lecz nie były wciąż idealne. Percival spiął mięśnie ręki, by zaraz przed ruchem je rozluźnić i następnie wykonał ruch nadgarstkiem. Uśmiech na twarzy chłopaka był mieszanką szczęścia i niedowierzania, że faktycznie mu to wyszło, w co bardzo wcześniej powątpiewał.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kwestia tradycji picia herbaty raz wywoływała w nim salwę śmiechu, innym razem, no cóż, przyczyniała się do wystąpienia pewnych niedogodności. Bo co jak co, ale święta tradycja nie powinna być negocjowana, a on jednak był w stanie podchodzić do niej na kompletnej wyjebce. Nie widział siebie - w szczególności po tym wszystkim, co miało miejsce w jego życiu. Jakoś nie pasował do perfekcyjnej zastawy, składającej się z filiżanki herbaty z mlekiem, kosteczek cukru i idealnej, pudrowej aparycji. Nie pasowało mu kompletnie takie życie. Wolał je dynamiczne, przepełnione żądzą przygód, pozbawione jakichkolwiek większych wyrzeczeń, choć z należytym kręgosłupem moralnym. O ile ten się w ogóle ostał w jego życiu. Samemu jednak zachowywał należyty dystans, nie zamierzając tak łatwo wpuścić ludzi do własnego życia. Inaczej - nie potrafił wykonać charakterystycznej otoczki, dzięki której to zdołałby w pełni zmylić potencjalnego przeciwnika. Samemu nie sprawiał wrażenia wiarygodnego - głównie poprzez przedzierające się przez jego ciało blizny, które pozostawały wygodnie zakryte - w związku z czym po prostu nie pierdzielił się w tańcu i albo ignorował, albo kazał się odpierniczyć. Swoją prywatność w życiu jednak cenił, co pokazał dobitnie, kiedy to Marie chciała wycisnąć z niego coś więcej. - To coś, co występuje w czarodzieju. Sygnatura jest poniekąd źródłem magii, którą to należy prawidłowo kontrolować. Różni się od różdżki. Osoby pochodzenia niemagicznego po prostu jej nie posiadają, w związku z czym nie są w stanie rzucać zaklęć. - powiedział na jego słowa, niemniej jednak nie wiedział, czy jest sens rozgadywać się na ten temat. Samemu jednak wiedział, iż lepsze zrozumienie działania poszczególnych mechanizmów pozwalało koniec końców osiągać zamierzone efekty. Prędzej czy później czarodziej dobiera, z jaką siłą chce wystosować dany urok, by precyzyjnie nim trafić w wroga. Albo by nie przyczynił się do wylania poprzez Aquamenti kubików wody, co wiązałoby się z zalaniem całego pomieszczenia. - Wiadomo, bez spiny, na luzie. - najwidoczniej trochę mieli tej nici porozumienia, skoro podchodzi na kompletnym wyluzowaniu, w związku z czym przedstawił ruch, spoglądając na to, jak Percivalowi idzie jego odtworzenie. I szło mu całkiem dobrze, w związku z czym nie narzekał koniec końców na współpracę. Widać było, że chłopak ogarnięty, bez problemów w postaci niewielkiej, marnej ilości punktów inteligencji, w związku z czym, po drobnych, maluśkich wręcz korektach... mogli przejść po prostu dalej. - Prawidłowa wymowa to Lucidum Somono. - zaakcentował wyraźnie, wiedząc, że wiele osób nadal ma problem z łacińskimi sentencjami, w związku z czym pewne rzeczy po prostu nie wychodzą. I o ile wraz ze zdobywaniem doświadczenia można bez problemu rzucać czary w niewerbalny sposób, o tyle jednak każda nauka opierała się na tym podstawach podstaw. - Ludzie często zapominają prawidłowo akcentować drugiej litery; język musi dotykać podniebienia przez dłuższy czas, by brzmiało to melodyjnie, a nie bez składu i ładu. - zaśmiał się trochę, ostrożnie poniekąd. Wiele razy wymachiwacze różdżkami mieli problem z najprostszymi rzeczami. I chociaż nie porównywał tego do umiejętności robienia sobie kanapek, tak to w tym czarodziejskim świecie jednak wyglądało. - Poćwiczmy mówienie tego w takim razie. - zaproponował.
Kostki:
Skupiasz się na wymowie, niemniej jednak... jak Ci to idzie? Rzuć kostką k6, by przekonać się, ile razy musiałeś powtarzać inkantację, by ta została perfekcyjnie opanowana. Przy każdej nieudanej próbie albo źle przeciągasz samogłoskę, albo po prostu niewyraźnie mówisz jedno z dwóch słów
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Gdyby tylko Percival mógł usłyszeć myśli stojącego naprzeciw jego chłopaka, jedynie utwierdziłby się w twierdzeniu, że jego życie jest pozbawione akcji, będące stagnacją i imitacją tego, czym powinno być. W jego dziennym grafiku nie było niczego co można było wspominać po latach, co można było przekazać swoim wnukom jako dobre czy złe wspomnienie. Nie ma niczego. Percival wysłuchał słów Felinusa, ostatecznie mu przytakując, rozumiejąc ostatecznie co chciał mu przekazać. Sygnaturę magii zrozumiał jako przekaźnik magii, stąd całe nieporozumienie. - Okej, czaję – Potwierdził jeszcze, żeby Puchon się nie zastanawiał czy Percy na pewno zrozumiał i przeszli dalej. Inkantacja zaklęcia zawsze spotykała się u niego z problemem przez jego zwyczaj przeciągania niektórych samogłosek, czy też złego akcentowania słów. Z tego też powodu zwykł sobie cenić zaklęcia niewerbalne, choć ich arsenał w wykonaniu d’Este był niesamowicie marny w porównaniu do już i tak znikomej ilości werbalnych. Percy wyszeptał sobie pod nosem parę razy nazwę „Lucidum Somono”, słuchając jednocześnie tłumaczeń chłopaka, który wydawał mu się niesamowicie praktyczny i rzeczowy w tym co mówił. Nie owijał niepotrzebnie w bawełnę, wspólnie podchodzili do tego raczej na spokojnie, nikt się tutaj nie pocił, byle tylko było idealnie, ani też nie robił jakiegoś pseudocoachingu, który Percy często widział przeglądając Instagrama w domu. -Okej, myślę, że poradzę sobie z własnym językiem – odpowiedział lekkim żartem, uśmiechając się przelotnie, po czym skupił się na odpowiednich słowach. - Luucidum Somono. – Wypowiedział i jak się dowiedział po chwili, niewłaściwie, zgodnie z poprzednimi ostrzeżeniami, zdarzyło mu się przeciągnąć wyraz, przez co wyszło niewyraźnie. Chwile po tym powtórzył raz jeszcze, ale również zabrakło tej płynności. - Okej, raz jeszcze. – Odetchnął głęboko i powtórzył inkantację: - Lucidum Somono. – Tym razem udało mu się idealnie, tak jak miało być. Uśmiechnął się lekko do chłopaka, w głębi dusząc ciesząc się, że miał tak dobrego nauczyciela, a w praktyce nawet nie był nauczycielem, a takim samym uczniem co on.
Szczerze? Nie polecał takiego życia. Nawet jeżeli do niego brnął i tkwił, to jednak lepiej było trzymać się w bezpiecznej odległości od ciągłych tarapatów. Co jak co, ale koniec końców to wszystko mogło wymęczyć. Pewne skazy pozostawały nie tylko na ciele, ale także na psychice. Może trzymał się dlatego, bo życie kazało mu się trzymać od początku. Grafik dwa lata temu wypełniony był robotą na mugolskiej wsi, gdzie zajmował się wszystkim, czym potencjalny rolnik powinien się zajmować. Pieniędzy nie miał, pełnej rodziny też. Ojczym cenił alkohol, wyrażając niezadowolenie skłonnością do agresji i przypadkowego przypierdzielenia drzwiami. Wszystko wskazywało na bezpośredni rozpierdol, ale koniec końców jakoś funkcjonował, w związku z czym pozostawało iść dalej. Z osobami, na których mu to wyjątkowo mocno zależało. Z osobami, które to po prostu, jak żeby inaczej to nazywać, kochał. Darzył uczuciem większym, niż sam mógłby się tego po sobie spodziewać. Kiwnął głową w jego stronę, w związku z czym byli w stanie przejść dalej. Wiedział, iż ten temat, powiązany z prawidłową, ludzką wymową, aniżeli tą przypominającą język trytoński, może być niezbyt przyjemny, ale koniec końców... konieczny. Wszak to pierwsze przez słowa przelewają się poszczególne czyny, by następnie zostały zastąpione poprzez jedynie ruchy nadgarstkiem. Magia sama się działa, choć wymagała znacznej kontroli; wiedział o tym doskonale. Dlatego szedł z duchem kawy na ławę, jasno stawiając sytuację. Jeżeli chciał być nauczycielem, to musiał wszystko tłumaczyć w taki sposób, by nie było tego ani za dużo, ani za mało. Skupiał się na tym, co było najważniejsze do wprowadzenia drugiej osoby w sen świadomy, tudzież kontrolowany. Pierdzielił historię powstania - liczyło się tu i teraz. Zaśmiał się ostrożnie na słowa, które to wypowiedział Percy. Co jak co, ale ostatnio cenił sobie humor i nastrój do żartowania, niemniej jednak nie znał chłopaka na tyle, by móc określić dokładnie granicę tego wszystkiego. Inaczej było przy Maxie, któremu mógł od razu dopierdolić z grubej rury, nie zamartwiając się o konsekwencje, a inaczej było z kompletnie obcą osobą, z którą to prowadził dialog (prędzej lekcję) pierwszy raz w życiu. Pomógł poniekąd, wypowiadając odpowiednio inkantację, by tym samym obserwować kolejną próbę, która to była owocna. Chłopak się nie pierdzielił i chłonął wiedzę jak gąbka. Przynajmniej nie musiał wbijać mu do łba wiedzy tak, jakby był pałkarzem na boisku do Quidditcha, a jego umysł był chociażby tłuczkiem. Chociaż i tak nie grał w ogóle w latanie po boisku i ślęczenie za kaflem lub złotym zniczem. Odwzajemniwszy podniesienie kącików ust do góry, przywołał do siebie fantoma, by tym samym znalazł się na stoliku, na odpowiedniej wysokości. - W ogólnym założeniu zaklęcie ma wyglądać tak... Lucidum Somono. - wyciągnąwszy różdżkę, machnął odpowiednio nadgarstkiem, jak najbardziej poprawnie, by tym samym przypomnieć prawidłowy chwyt. Fantom po krótszej chwili, wynoszącej kilkanaście sekund, zamknął swoje magiczne oczy, oddając się w wieczny spoczynek. Wyglądał normalnie - przypominał poniekąd człowieka, aczkolwiek nadal był tylko jego marną imitacją. - To znaczy się, nie wiemy, o czym śni fantom, o ile w ogóle śni, ale oznacza to sukces. Działanie kończymy za pomocą Finite, jak każde inne zaklęcie. - o ile jest w ogóle podatne na coś tak banalnego, wszak nie wszystko da się załatwić jednym i tym samym; wystosował zaklęcie, pokazując, iż manekin powrócił do pełnej sprawności. - Spróbuj samemu. Skup się głównie nad ruchem nadgarstka. Z czasem, gdy nabierzesz doświadczenia, wymowa nie będzie ci do niczego potrzebna. - zachęcił, odsuwając się od biednego manekina, który to miał zostać poturbowany za pomocą zaklęć. Stety niestety.
Kostki:
Percy, rzuć kostką k100 i kostką k6 na to, a następnie podziel wynik setki przez pięć. To czas, na który udaje Ci się wprowadzić manekina w stan świadomego snu, liczony w sekundach.
1 - perfekcyjnie udaje Ci się rzucić zaklęcie, w związku z czym otrzymujesz giga, potężny, chadowy modyfikator w postaci, uwaga, aż jednej minuty do ogólnego czasu! Wow, mega! Bożku kostkowy, sprzyjaj nam dalej.
2, 3, 4 - początkowo masz problem z użyciem inkantacji, aczkolwiek z pomocą Lowella udaje Ci się tym samym przez to wszystko przejść. Nie otrzymujesz żadnego modyfikatora.
5, 6 - nie możesz rzucić przez dłuższy czas zaklęcia, a różdżka po prostu się buntuje, mając gdzieś Twoje prośby. Dopiero po paru próbach (tutaj możesz rzucić sobie literką, by dowiedzieć się, ile razy musiałeś użyć Lucidum Somono) udaje Ci się wprowadzić manekin w stan świadomego snu. Otrzymujesz modyfikator -20.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Czy dało się znaleźć idealny środek pomiędzy brakiem aktywności, a nadmiernym działaniem? Pewnie się dało, ci dwaj absolutnie nie byli tego przykładem, obaj się zaliczali raczej jak się nie zachowywać. W przypadku Percivala, Felinusa w części pewnie również, rezultat tego jak to wyglądało był podyktowany jego własnymi czynami, choć sam się do tego nie przyzna – mimo, że gdzieś głęboko w swojej świadomości o tym wiedział, to zakrywał to własną rozpaczą nad swoim losem, która przytrzymywała jego rozwój niczym drut kolczasty przed ucieczką z więzienia monotonności. Percival był osobą, która potrafiła śmiać się wśród totalnych obcych ludzi, żartować i może nawet by wypił z nimi drinka lub dwa, gdyby jeszcze pił alkohol. Do tak „powierzchownych” czynności nie potrzebował pierwiastka zaufania, takich osób, z którymi w ten sposób się spoufalał było tak dużo, że tracił rachubę w liczeniu, jakby w ogóle kiedykolwiek liczył. Łatwo mu się nawiązywało nowe znajomości, acz najczęściej to były tak zwane OPS („One Party Stand”), zwykle nie dane mu było dalej kontynuować tej potencjalnej przyjaźni. Co do samego humoru to żartować potrafił z niemal wszystkiego, nie powstrzymywał się też przed naruszaniem granic, które było pewnym podjęciem się ryzyka, którego chętnie się podejmował. Oczywiście zależało to też od sytuacji, nawet on nie miał tak skrzywionego obrazu poczucia odpowiedniej sytuacji, by na przykład żartować na pogrzebie z zabawnego skrzywienia się kącików ust nieboszczyka. Percy przyglądał się to najpierw ruchowi różdżki chłopaka, to spojrzał na fantoma, na którym miało być zaraz użyte zaklęcie. Zobaczył jak fantom imitował sen, zamykając przy tym swoje wyprodukowane w fabryce powieki i oddając się objęciom Morfeusza, zaś jedynie sam Merlin wiedział o czym taka zabawka mogła śnić. Może o zostaniu prawdziwym człowiekiem jak Pinokio? Percy uśmiechnął się mimowolnie, słysząc jak Felinus mówi to, co d’Este sobie pomyślał kilka sekund wcześniej i skinął głową w geście zrozumienia. Percy wyciągnął różdżkę przed siebie i powtórzył sobie kilka razy jeszcze ruch nadgarstkiem, szepnął pod nosem parę razy odpowiednie słowa. Myśląc, że jest gotowy, wycelował koniec zdobionego patyka w głowę fantoma i wypowiedział inkantację, skupiając się dokładnie na słowach: - Lucidum Somono – zrobił jednocześnie odpowiedni ruch nadgarstkiem, choć najwidoczniej coś nie poszło po jego myśli, bowiem nic się nie wydarzyło. Tak jakby różdżka w ogóle nie zadziałała. Spróbował raz jeszcze i stało się dokładnie to samo, na co zmarszczył gniewnie brwi i w końcu, z drobnym elementem złości w głosie wypowiedział kolejny raz odpowiednie słowa, zrobił odpowiedni ruch różdżką i wreszcie zadziałało – fantom zapadł w sen i teraz tylko Percival miał odliczać na ile sekund udało mu się zaczarować rekwizyt. - 14 sekund – powiedział to do siebie, to do Puchona, uśmiechając się lekko pod nosem, ciesząc się mimo wszystko, że się udało. Nie było to tak poprawne jak u Felinusa, jednakże jak na pierwsze próby wydawało mu się, że było to całkiem niezła próba.
k100: 93 k6:6 literka: A
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Złoty środek zawsze pozostawał poza zasięgiem jego własnej, wyciągniętej do przodu dłoni. Chciał go osiągnąć, a jednak osiągał całkowicie odwrotny skutek, w związku z czym albo prowadził zbyt stabilne życie, albo... zbyt dynamiczne. Nie bez powodu zatem często potrzebował dwóch sytuacji jednocześnie. By coś się w jego życiu działo, ale było to w miarę bezpieczne. Dlatego, poprzez istnienie własnych celów, które to ostatnio obierał, by stworzyć chociażby eliksir Aceso, który zapewniałby stopniową regenerację, mógł spełniać pewne założenia zabawy i bezpieczeństwa. No, nie zawsze, wszak eliksiry to jednak zaawansowane rzeczy, w związku z czym jeden zły krok mógł wiązać się z potencjalnym zgonem. Aczkolwiek... przy zachowaniu rygorów bezpieczeństwa, nadal bezpieczniejsze od zapierdzielania tam, gdzie nie trzeba. Od brania udziału w rytuałach, które mogą się naprawdę różnie skończyć; po jednym takim widniała na jego prawej dłoni charakterystyczna, różowiutka blizna. Samemu jednak trzymał się w cieniu. Wolał taki tryb, taki styl, chociaż ostatnio Obserwator nie poszczędził mu względem tego, co miało wcześniej miejsce. Zapamiętany jako ten, co nie wytrzyma dnia bez stanu agonalnego, niespecjalnie przejmował się jednak plotkami. Wiedział, że o ile znajduje się w nich ziarenko prawdy, o tyle jednak większość informacji została wyssana z palca, dlatego jego podejście do tego zakrawało o ignorancję. Chociaż pewne rzeczy pod kopułą czaszki trzymał, by tym samym móc z nich ewentualnie skorzystać. Mimo to po cichu liczył, iż po imprezie na Remizie nie powstanie specjalna edycja plotek; samemu nie należał do typu imprezowicza, a do tego większość jego akcji była podjudzana poprzez spożyty wcześniej trunek. Rzadko kiedy pił. Pierwszy raz na urodzinach, zresztą. Przerwa wynosiła prawie pięć miesięcy, co było całkiem niezłym wynikiem, ale samemu nie czuł, żeby to go jakoś szczególnie jarało. Przyglądał się zatem temu, jak chłopak sobie radzi z zaklęciem. I jak na pierwszą próbę... poszło mu całkiem nieźle. Mimo tego, iż miał rzeczywisty problem z rzuceniem na początku inkantacji, o tyle jednak, poprzez determinację, jaką to sobą reprezentował, udało mu się osiągnąć zamierzony efekt. Fantom pozostał w śnie co prawda przez kilkanaście sekund, co nie zmienia faktu, iż nadal to był spory sukces. - Poćwiczmy jeszcze parę razy, żeby wydłużyć czas działania. - zaproponował, spoglądając na biedną kukłę, która to była zamęczana przez nich jednak w ten przyjemniejszy sposób. A na pewno przyjemniejszy od ciągłego łamania kości lub powodowania poparzeń. Prostym ruchem ręki zachęcił d'Este do kolejnych poczynań na tym polu, by po tym, gdy czas był zadowalający, wziąć cięższy wdech i tym samym samemu usiąść wygodnie na krześle, oparłszy swój lekko blady policzek o smukłą dłoń. Był gotów, a skoro jednak nie mieli wyjścia, żeby to przetestować... no cóż. Pozostawało działać na tym, co mieli. - Dobra, teraz bez żadnych skrupułów rzucaj we mnie. O potencjalne konsekwencje się nie martw, bo nie będę cię za nie ścigał. - wzruszył ramionami, kiedy to samemu schował drewniany patyczek do kieszeni, spoglądając na Gryfona z widocznym zainteresowaniem. Wiele osób bało się bezpośrednio testować działanie poprzez rzucanie czarami na inne jednostki, w związku z czym Lowell zastanawiał się, czy chłopak postanowi jednak spróbować. Liczył jednak na to, iż spokój i opanowanie, jakie to posiadał, poprzez oklumencję, pozwolą mu się znacznie szybciej wybudzić, choć nie zamierzał tego robić od razu. - Ruch nadgastkiem, wymowa, chęć wprowadzenia mnie w ten stan. I powinno wszystko pójść bez większych problemów. - mruknął, spoglądając w jego stronę, kiedy to pozostawał w pełni gotów.
Kostki:
Percival, rzuć pierwsze kośćmi k100 na to, jak poszły Ci kolejne próby rzucenia zaklęcia na fantomie. Musisz posiadać wynik większy niż 70, by czas wynosił powyżej kilkunastu minut; w przeciwnym przypadku będą to niewielkie wartości, wynoszące po parę minut. Oznacza to, iż najlepiej jest wyrzucić pełny zestaw (5k100). W przypadku pięciu nieudanych prób, możesz uznać, iż szósta okazała się być sukcesywna.
Następnie rzuć kostką k6, by zobaczyć, jak poszła Ci próba wprowadzenia Felka w sen - i czy to był w sumie sen świadomy.
Kostki:
1 - ooooopsie! Nic się nie dzieje; chłopak nie czuje się przez ani chwilę znużony. Dopiero druga próba pozwala Ci osiągnąć prawidłowe działanie, ale nadal, nie było ono zbyt długie. Może mała powtóreczka?
2, 3 - nie jest źle, ale nie jest też dobrze. Za bardzo skupiasz się na czymś innym (samemu wybierz, co Cię rozproszyło - chęć idealnej wymowy, a może ruch nadgarstkiem?), że przynosi to zamierzony skutek, ale po wstaniu... no cóż. Lowella wyjątkowo mocno boli głowa. Czy to był na pewno świadomy sen?
4, 5 - jest dobrze; udaje Ci się w miarę płynnie wprowadzić Felinusa w stan świadomego snu. Mimo to nie na długo, aczkolwiek macie pewność, iż zaklęcie działa. Idzie Ci ono gładko oraz przyjemnie. Czyżbyś je opanował?
6 - perfekcyjny strzał. Lowell pozostaje w stanie świadomego snu na znacznie dłużej, bo na prawie dziesięć minut, o ile nie zechcesz go wcześniej z niego wybudzić. Do tego nie ma żadnych negatywnych objawów; możesz być z siebie dumny!
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Chłopak sam nie wiedział czego tak naprawdę chciał – nie podobało mu się to jak wyglądało to obecnie, lecz nie robił żadnego kroku do przodu, czy do tyłu, aby to zmienić, samemu nie wiedząc nawet na co to zmienić. Być bardziej jaki? Bardziej się skupiać? Bardziej się rwać do rzeczy, do których rwać się nie potrafił, mimo że chciał? Jego głowa wybuchała już od milionów jego własnych wersji, w których był lepszym sobą, a to przez brak swojej nadwornej cechy prokrastynacji wszystkiego, co mu wychodziło. Dzisiejsze spotkanie było czymś wyjątkowym w mniemaniu d’Este, ponieważ to było jego pierwsze tego typu spotkanie. Zwykle jego przygoda kończyła się wraz z zakończeniem lekcji, później zaś potrafił cały dzień przeleżeć w łóżku marząc i myśląc o Morganie i Merlinie. Percival sam zaskoczony był determinacją, którą przyszło mu pokazać przy próbie wyczarowania dobrego zaklęcia, a nie…no niczego. - Luźno. – Odpowiedział, po czym wziął się do kolejnych razy zaczarowania fantoma, który gdyby mógł to wyklinałby tę dwójkę i rzucał na nich najczarniejsze klątwy i obelgi. Percy wycelował krwistą różdżkę i wypowiedział zaklęcie, powtarzając to jeszcze parę razy. Każdy był w miarę udany, zaś gdy rekwizyt zapadł w sen, z którego nie wyrwał się w ciągu najbliższych kilku minut, d’Este odwrócił się w stronę siedzącego Puchona, który już zechciał przejść do kolejnego etapu. Dla Percy’ego był to dobry moment, miał wrażenie, jakby zaczynał czaić co jest pięć. - Skoro tak mówisz, niech tak będzie – odpowiedział tylko i wycelował w kolegę różdżką, tak jak przed chwilą jeszcze mierzył do fantomu. Percival nie miał problemu z rzucaniem w innych zaklęciami, tym bardziej jeśli ta osoba się na to zgadzała. Przytaknął głową, pamiętając o tych wszystkich rzeczach i wypowiedział w końcu inkantację, którą powtarzał sobie ciągle w głowie raz po raz, której towarzyszył ruch nadgarstkiem: - Lucidum Samono. Zaklęcie zadziałało, Percy zobaczył błysk, choć jak się okazało, nie była to jego idealna próba, uważny obserwator z boku powiedziałby, że Gryfon w ostatniej chwili czymś się jakby rozproszył, co mogło doprowadzić do niechcianych skutków. Cóż, z tego co chłopak zobaczył, Felinus zasnął, więc chyba było okej?
K100: już pierwsza 93 k6: 3
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Trudno jest w tak młodym wieku wiedzieć, czego się konkretnie oczekuje od rzeczywistości. Oklasków? Spokoju? Frajdy? Samemu nie wiedział, w związku z czym oscylował między logicznością własnych poczynań a kompletnym brakiem rozumowania własnych skutków i reakcji, w związku z czym nie bez powodu od razu rzucał się w oczy przez okolicznych nauczycieli. Mimo to nie zwracał na to aż tak uwagi, w związku z czym mógł odetchnąć z ulgą - zasada miej wyjebane, a będzie Ci dane działała znakomicie. Do czasu, oczywiście, aż znowu nie potknie się o własne buty i tym samym samego siebie nie pociągnie w dół. No cóż, nikt nie mówił, że jest inteligentny, prawda? Może gdzieś, w alternatywnej rzeczywistości, nie musiało się to wszystko dziać, ale koniec końców nie chciał się nad tym zastanawiać. Liczyło się dla niego tu i teraz; kolejne połączone więzi, wskazujące na nową znajomość, nauka, spokojne wertowanie własnych notatek, które gdzieś tam zalegały w myślach, a choć pamięć była dobra, to nie na tyle doskonała, by nie gubił części informacji w wyniku ich przestarzenia. Determinacja jednak pozostawała tym, co napędza ludzi na co dzień - paliwem do działania. Nie dziwił się zatem, że skoro Percival chciał się nauczyć, poprosił go o pomoc, to jednak podejrzewał, iż coś musiało się za tym kryć. Przecież ten nie zajmowałby ani jego czasu, ani własnego, by po prostu popatrzeć w sufit i uznać, że jest zajebisty, jakiś taki niepopękany. Pozwolił zatem działać w tej kwestii; oparł się wygodnie o stolik, zamykając oczy i oczyszczając własny umysł, by ten był przygotowany do formy nakazującej mu wejście w stan świadomego snu. Czekał, a kiedy to błysk zaklęcia przedostał się do otoczenia, pozwolił samemu sobie odpłynąć, czując, jak powoli wchodzi do rzeki, którą to przepełniała chłodna woda. Strumyk, otoczenie, tudzież wszystko, co go otaczało, wiązało się z wydarzeniami z Norwegii. Początkowo spokojne, wszak był w stanie w pełni kontrolować działania, które to działy się w jego głowie, przeżywał częściową retrospekcję ze spotkania. Niemniej jednak... po krótszym czasie okazało się jednak, iż stracił kontrolę nad tym w pełni. Zobaczył przed sobą legilimentę, który to stał się wcześniej jego boginem, by tym samym chwycić za różdżkę i podjąć się jakiejkolwiek próby walki, dzięki której byłby w stanie się obronić. Zastosować zaklęcia defensywne, niemniej jednak penetracja umysłu skutecznie odbierała mu taką możliwość; obudził się zatem po krótszym czasie, z bólem, biorąc głębszy wdech. - Jest dobrze, ale strasznie boli mnie głowa... nie wiem, pewnie dobrze rzuciłeś, może po prostu nie jestem do tego przyzwyczajony. - chwycił się za prawą skroń, zastanawiając się nad tym, co powinno zostać poprawione, ale podejrzewał, iż problem może tak naprawdę tkwić po jego stronie. Wziął cięższy wdech, rzucając inkantację na manekina, niewerbalnie, chcąc tym samym wyrzucić z siebie pulsowanie pod kopułą czaszki. - Dobra, teraz najprostsze Finite. I myślę, że na dzisiaj możemy zakończyć ćwiczenia, bo jednak ćwiczenie jednego i tego samego może przynieść kompletnie odwrotne skutki. - zaproponował, bo w sumie co innego im pozostało? Chłopak co prawda musiał trochę jeszcze potrenować, ale nic nie stało na przeszkodzie, by tym samym spróbować własnych sił w dormitorium.
Kostki:
Percival, rzuć kostką k6, by przekonać się, jak Ci poszło rzucenie zaklęcia kończącego działanie.
1 - nie, nie, nie idzie Ci to za dobrze, w związku z czym musisz dorzucić jeszcze jedną kosteczkę k6. Dodając 2 do liczby oczek, okazuje się, ilu prób musiałeś się podjąć, by Finite odniosło należyty skutek.
2, 4 - idzie Ci dobrze, nie masz problemów z rzuceniem zaklęcia, w związku z czym możesz odetchnąć z ulgą, opanowując czar. Gratulacje!
3, 5, 6 - różdżka z początku się buntuje i postanawia porozrzucać wokół siebie iskry, wydając niechęć względem użycia Lucidum Somono. Na szczęście druga próba się udaje, co wskazuje na jakieś chwilowe zakłócenia, nic więcej.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Cało to spotkanie wynikło z jednego faktu – faktycznie Percival nie miał na celu patrzeć na swoje odbicie w lustrze powtarzając jaki jest zajebisty. Obecnie był w takim stanie, że gdyby stanął przed takim lustrem to czym prędzej by uciekł, uznając za obraz, który widział, za paskudny i bezwartościowy, mimo że wielu ludzi go otaczających by się z nim nie zgodziło. W zaklęciach zaś Percy widział coś, co faktycznie mu się udawało. Nie był tak beznadziejny i nawet jego własna chora psychika nie potrafiła przykryć tego faktu przed nim, zwyczajnie było to niemożliwe. Stąd cała ta motywacja by pocisnąć się w tym jednym kierunku, który mógł być kluczem na zyskanie w własnych oczach, na poprawienie własnej samooceny. Gryfon wyczekał, aż Felinus się przebudził i szybko ruszył do niego z pytającym wzrokiem – Puchon nie wyglądał wcale jakby śnił o własnej opiekunce domu w bieliźnie, raczej coś innego było na rzeczy. Dopiero wysłuchawszy, że powodem tego wszystkiego był zwykły ból głowy, Percy odetchnął z ulgą, zamartwiając się wcześniej bez potrzeby. Oczami wyobraźni już widział jak omyłkowo nasłał na niego jakieś paskudne koszmary. - Dobrze wiedzieć, już myślałem, że nasłałem na ciebie jakieś nieprzyjemne sny, na przykład o Hampsonie w skąpym ubraniu, nie wiem czy ktokolwiek by się po tym pozbierał. – Zażartował, może nieco cringowo, acz nie zwykł się nad tym jakoś długo zastanawiać. Przeszli do ostatniego na dziś zadania, czyli odczarowania kukły. - Okej, myślę, że to będzie już łatwiejsze. Dzięki za pomoc, bardzo doceniam i mam nadzieje, że nie byłem za dużym nieudacznikiem na tym treningu. – Zaśmiał się i nie czekając na odpowiedź, przeszedł do próby Finite. Spróbował pierwszy raz – z różdżki poleciały iskry, jakby coś się popsuło. Percival już miał się wkurwić, kiedy druga próba zadziałała natychmiastowo, więc nie było już czego drążyć. Chłopaki pożegnali się ze sobą i każdy ruszył w swoją stronę, Percy zaś miał nadzieje, że jeszcze kiedyś dane im będzie razem poćwiczyć.
Nie ma to jak zjebana, prawa ręka. Idealny sposób na udowodnienie tego, iż nie powinien się nigdzie wpychać, w związku z czym niezbyt często bywał w Hogwarcie. Zamiast tego, wynajmując pokój w pubie, częściej spędzał czas na wpatrywaniu się w widok za oknem. Większość mijających sekund i tykających wskazówek zegara przyczyniała się głównie do stagnacji w taki sposób. Przyglądał się temu, jak Hogsmeade ma prawo funkcjonować, a on, niczym we własnym świecie, czeka na odpowiedni moment na wyjście. I chociaż nie zapomniał tego, jak to jest czuć wiatr na własnej skórze, ta nie zaznawała zbyt wiele słońca. Siedział samotnie, nie nadużywając własnych strun głosowych, kiedy to ból uspokajał się, a samemu mógł bardziej funkcjonować. Bez zbędnych uzdrowicieli dookoła, bez pomocy, choć musiał przyznać, że Max mu cholernie w tym wszystkim pomagał ulżyć. Kiedy to skorzystał z łazienki, powracając do normalnego funkcjonowania, znacznie przed wyznaczoną godziną spotkania, przyszykował się odpowiednio do wyjścia. Samemu było jednak bardzo trudno ogarnąć samego siebie, kiedy to kończyna pozostawała sparaliżowana, w związku z czym trwało to znacznie dłużej - zrzucenie ubrań nie wydawało się być tak prostą czynnością, w związku z czym ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust, gdy ciało wreszcie zaznało jakiegoś ukojenia. Rany już nie szczypały - zasklepione wiggenowym, pozostawiły po sobie jedynie podłużne ślady, będące dowodem działania czarnomagicznego zaklęcia. Zarzucił na siebie zatem prostą koszulkę z długimi rękawami, jak również bluzę oraz kurtkę. Wszystko miał na szczęście świeże; towarzysz pomógł mu pod tym względem, a samemu wcześniej nie zużywał za dużo ubrań. Nie widział sensu, skoro i tak niczego nie robił, w związku z czym, po skupieniu się i powstrzymaniu nieprzyjemnych wspomnień, wyruszył w stronę Hogwartu. Prawą dłoń, poprzez proste działanie ze strony własnej lewej, umieścił do kieszeni; ta była na tyle głęboka, iż kończyna po prostu nie wypadała. I wyglądała całkowicie normalnie. Udał się zatem do pokoju do nauki na trzecim piętrze, odpalając sobie po drodze, gdy nikogo nie było, jednego szluga. Szedł tak, chcąc zapomnieć o tym, co miało miejsce; fakt tego, iż kobieta zginęła, nie napawał go optymizmem. Prędzej pozostawał skwaszony, że nie potrafił zachować się tak, by nikomu nie zaszkodzić, w związku z czym jego humor był paskudny, aczkolwiek odizolowany od reszty otaczającej go rzeczywistości. Nie czuł się w niej dobrze, jakoby jedynie pełzając w cieniu samego siebie, aczkolwiek nie widział sensu w staniu w miejscu. Czekał zatem na chłopaka, mając nadzieję, iż ten wziął sobie jego poradę do serca. Bo doświadczenie w boju posiadał, w związku z czym, nawet jeżeli nie miał aktywnej prawej ręki, nie zamierzał się pierdzielić w tańcu, oferując mu praktycznie te same warunki zaskoczenia, co miał podczas tamtych wydarzeń. - Percy, orientuj się! - powiedział, posyłając lewą dłonią Immobilus, by tym samym sprawdzić jego reakcję. Specjalnie dobrał takie, żeby ten nie doznał jakiegoś poważniejszego uszczerbku na zdrowiu. Nikt nie powiedział, że walka będzie czymś prostym, a wszystko będzie szło jak dla dzieciaczków; życie potrafi dopierdolić w najgorszym momencie, a rzucony lewą ręką czar był jedynie drobną namiastką zaskoczenia, jakiej to mógł Gryfon po prostu zaznać. - Nawet najlepsza defensywa nie pomoże, jeżeli twój czas reakcji będzie przypominał ten u gumochłona. - powiedziawszy, pozostawił w lewej ręce własny, drewniany patyczek, by tym samym być ewentualnie gotowym na kontrę, choć miał nadzieję, że ta nie nadejdzie. - Także... jakie zaklęcia defensywne najbardziej cię interesują? - rozpoczął, biorąc ciężki wdech.
Kostki:
Percy, rzuć kostką k6 na własną reakcję, by sprawdzić, czy udało Ci się obronić przed zaklęciem Immobilus.
1, 2 - panie, reakcja jak u gumochłona! Gdyby nie to, iż Lowell wydał ostrzegawcze słowa, zapewne byś nawet nie zauważył, że jesteś atakowany. Trzeba nad tym ewidentnie poćwiczyć.
3, 4 - dajesz sobie rady z rzuceniem tarczy; może nie do końca szybko, ale idzie Ci to wszystko w porządku. Możesz być z siebie dumny, prawda?
5, 6 - perfekcyjna obrona; student Ci nie może naskoczyć! A z tą lewą ręką to już w ogóle.
1/6
+
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Percival od czasu ostatniej „sesji” poczuł w sobie dawkę nowej energii to przymuszenia się do nauki chociaż tych nieszczęsnych zaklęć i uroków, które w porównaniu z innymi przedmiotami chociaż mu wychodziły. Wciąż nie mógł o sobie powiedzieć niczego dobrego, jeśli chodziło o osiągnięcia w tym zakresie, aczkolwiek zaczął całkiem dobrze i zamierzał cisnąć jak najwięcej, póki ten stan w jego głowie się utrzymywał. Niedzielę, Percival spędził na niczym kluczowym, dużo swojego czasu przesiedział w dormitorium, czy to grając w magiczne szachy z ziomeczkiem, czy to leżąc na swoim łóżku i patrząc na sufit, rozmyślając. Dawno nie czuł się tak dobrze jak w ciągu ostatniego tygodnia i nawet spoglądanie w głąb siebie nie kończyło się natychmiastowym załamaniem nerwowym. Gdy powoli zbliżała się godzina spotkania, Percy ubrał się o dziwo, normalnie, narzucając na biały golf ciemną skórzaną kurtkę i wybiegł zza obrazu Grubej Damy i skierował się schodami w dół, ku trzeciemu piętrze. Tam skręcił korytarzem w kierunku tego pokoju, w którym był tylko raz, choć całkiem dobrze go wspominał – nie mógł w głowie znaleźć drugiego takiego wspomnienia, które napawało go tak motywacją, jak wspólna lekcja z Felinusem. Otworzywszy drzwi, Gryfon poczuł woń papierosów i od razu chwyciło go również na zapalenie jednego papierosa i tak się zamyślił, że dopiero dość donośny krzyk wybudził go z letargu i Percy podskoczył z zaskoczenia, widząc promień zaklęcia skierowany w jego stronę. Stanął jak wryty, jego mózg zawiesił się na skutek konfliktu „wyciągać różdżkę i blokować czy unikać, blokować czy unikać”. Tak się zamyślił, że ostatecznie nie zrobił żadnej akcji, a Immobilus uderzyło go i nagle poczuł jak świat stracił na dynamice, zaś wszystko stało się wolniejsze – a tak naprawdę było na odwrót, ale nie mógł być tego pewien, póki Felek go nie odczarował. Podziękowawszy, zastanowił się nad pytaniem chłopaka, tak naprawdę nie znając wielu zaklęć defensywnych, zawsze wydawało mu się, że protego było jednym ze skuteczniejszych zaklęć obronnych. - Jeśli mam być szczery, nie znam wielu zaklęć obronnych, znam Protego, jak chyba każdy, ale no, to tyle. – Powiedział szczerze, nawet nie mogąc rzucić propozycją, co jednocześnie nieco ostudziło zapał chłopaka, który niesamowicie łatwo tracił zaufanie do samego siebie i wiarę w to, że może mu się coś udać.