Na trzecim piętrze znajduje się od wielu lat kolejna, nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Przez wiecznie brudne szyby przedzierają się promienie słoneczne za dnia rozświetlając klasę. Raczej nikt nie przychodzi jej sprzątać ze względu na to, że i tak nie wiele kto z niej korzysta. Mimo wszystko sporadycznie przychodzą tu także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją, bądź szukający zacisznego miejsca.
Zjawiła się, zamyślona, na wcześniej umówione miejsce. Jegomość z którym już tak dawno się nie widziała, chyba zamierzał się spóźnić... No cóż Podniosła powolnie głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Sala wyglądała dość zwyczajnie. Jakieś tam ławki, krzesła, miejsce nauczyciela, duże okna... Tylko te kłęby kurzy i ogólna szarość sugerowały, ze raczej jest pierwszą osoba, która tu przybyła odkąd przestano korzystać z tej sali. Aż dziwne, ze nikt jej nie zamkną, a jeszcze dziwniejsze, ze uczniowie nie mieli tu regularniej miejscówy schadzek. Najwyraźniej ilość opuszczonych klasy wystarczała im... Przynajmniej nikt im nie będzie przeszkadzać. Odgarnęła niezorganizowane włosy z twarzy, spojrzała po sobie, czy aby na pewno wygląda nie nagannie, choć... Co to za różnica? W takim brudzie na pewno coś przyczepi się do jej białej, klasycznej tuniki... Fuj!
Taak, spóźnienia były bardzo w stylu Cedrica! Umówił się z Cait, po czym wciągnęła go jedna z książek o smokach i w efekcie wyszedł z krukońskiego dormitorium jakoś dziesięć minut po umówionej godzinie - szedł niezbyt śpiesznym krokiem, pogwizdując sobie wesoło. Och, wszakże miał powody do radości - jednym z nich był z pewnością fakt, że ilekroć zaglądał w lustro, nie widział już misia pandy, tyle wygrać! Minusem tej sytuacji mógło być jedynie to, że Scarlett nie miała już swojej pandy do karmienia... ale co tam, jeśli Saunders odwróci się z tego powodu od najstarszego Bennetta, ten będzie gotów jeszcze raz obić sobie mordeczkę, byleby tylko znów urzekł ją pandzi urok! W końcu Cedric dotarł w umówione miejsce, chociaż nie było to przecież zadanie łatwe, w tym zamku było tyyyyle opuszczonych klas! No, ale przyjmijmy, że kierował się jakimś wewnętrznym instynktem, czy czymś równie prawdopodobnym. - Cait? - otworzył drzwi, rozglądając się po klasie. Kiedy jego wzrok napotkał ślizgonkę, na twarzy krukona zakwitł lekki uśmiech. - Mam wrażenie, że na kogoś czekasz! - ależ z niego kawalarz był, no to już potwierdzone naukowo, ohohoho! W każdym razie zamknął za sobą drzwi i podszedł do dziewczyny. Ostatnio takie romansowanie przychodziło mu z niejakim... oporem? I nie, było to bardzo miłe, łechtało jego męskie ego i w ogóle, ale tak jakoś coraz częściej myślał o karmicielce pand aka Scarlett - za co oczywiście zaraz się ganił, bo doskonale wiedział, że i Saunders nie stroni od romansów, ale... no! Lepiej już nic nie mówić.
Ostatnio zmieniony przez Cedric C. Bennett dnia 4/4/2013, 16:17, w całości zmieniany 1 raz
Te parę minut, które na niego czekała, dłużyły się niemiłosiernie... Miała wrażenie, że w tym czasie zdążyłaby odejść Hoga w koło z 5 razy i jeszcze wrócić na górę... Na szczęście przybył, jakoś nie zdziwiłoby jej, jakby zgubił drogę. Choć z plotek od obserwatora wiedziała, że najstarszy Bennett co trochę robi jakiś kroczek w boczek, nie zamierzała w to wnikać, ani komentować... W końcu oboje postawili sprawę jasno to tylko romansik, nic więcej. Czuła się w jego obecności pewnie, przez co na twarzy pojawił się uśmiech tak śliczny, a tak rzadko u niej widziany, że mogłaby za jego pomocą wyrwać nie jedno serce. - Ja? Niemożliwe... Tak tylko ci się zdaje.-Podeszła do niego, włosy lekko opadły na jej prawe ramę. - A co by się stało, gdybym powiedziała ci, że to właśnie na ciebie czekam? Zdecydowanie czekała, na jego pierwszy, pewny krok. Lubiła, gdy on to robił... Jednak sama też była łowcą i lubiła go czasem pozdobywać. To tak, jakby być gdzieś w środku łańcucha pokarmowego, a zwierze, które cię zjada jest również twoim pokarmem, przez co bierzecie siebie nawzajem, omomom... Tak rozpromienioną odkąd trafiła do szkoły, widziały ją może z 3 osoby... W tym 2 jakoś w pierwszym roku. Co się z nią dzieje? Chyba każda trzeźwo myśląca osoba zadałaby sobie to pytanie, ale po co? Dopóki dopisuje jej ten anielski nastrój nie będzie chciała nikogo zagryźć ze złości, co raczej było plusem. Dziewczyna pomyśli nad sobą później, w końcu czeka ją jeszcze nie jeden samotny wieczór w tym zapyziałym, zimnym dormitorium, w tej już szmaciałej pidżamie, z książką pod poduszką.
Cedric odwzajemnił uśmiech, który tylko jeszcze dodatkowo się poszerzył, kiedy padła odpowiedź Cait. Chyba oboje byli mistrzami flirciarskich tekstów... z tym, że te cedowe, to czasem jednak kiepskie były, straszna prawda. Ale kto by się tam przejmował! Nie Cedric na przykład, jak już nam wiadomo. - Jesteś bardzo podobna do takiej Cait, no jak bliźniaczki - mruknął, dając popis właśnie takich umiejętności super super bajerowania. Nie da się też ukryć, że i z empatią bywało u niego... różnie. A różnie to w tym przypadku naprawdę łagodne słowo, bo nawet by mu przez myśl nie przemknęło, że Cait może w tym momencie zastanawia się co się dokładnie dzieje. I jakkolwiek to brzmi, Cedric nie był upośledzony emocjonalnie, on po prostu nie zauważał pewnych rzeczy... naprawdę, jego olewczy stosunek przejawiał się na wieelu płaszczyznach życia. - Chyba musiałabyś mnie przekonać, że to faktycznie na mnie czekałaś! - zaśmiał się cicho (bo to takie zabawne było, kawalarz na sto dwa!), równocześnie muskając czubkiem nosa policzek dziewczyny. Może i cała sytuacja sprawiała wrażenie takiej, która zmierza tylko w jednym kierunku, ale nie, to raczej nie dzisiaj! Znaczy wiadomka, Cedric nie różnił się od reszty męskiej populacji jakąś szczególną wstrzemięźliwością w tych sprawach, ach, wręcz przeciwnie! Po prostu zaplanował coś innego... ale to zaraz, jeszcze chwilka!
Oh... Robiło się zdecydowanie ciepło. Wszystkie znaki na niebie i ziemi skazywały, że te dwie osóbki ciągną do siebie niczym magnesy... A jednak jak w każdej cudownej historii coś musiało być źle... O problemach może później, teraz zajmijmy się czymś dużo przyjemniejszym. Delikatny impuls, który przeszedł przez Ślizgonkę, w momencie muśnięcia, skłonił ją do dalszych działań. Udowodnić, że na niego czekała? Żaden problem, kochaneczku! Objęła swoimi ramionami jego kark, przybliżyła się, czuła jego oddech na swoim policzku. - Hm... Jakby to zrobić? - Spojrzała na niego iście kocim, pociągającym spojrzeniem, ton głosu też się zmienił. Żadna osoba oprócz niego, nie wiedziała, że ona może tak brzmieć. Mrrry... - Może tak? - Pierwszy buziak wylądował na policzku chłopaka - Hm... A może tak - Drugi, delikatny, na jego ustach - A może tak? - Tym razem pocałowała go, najwyraźniej buziaki to za mało. Lubiła się tak z nim droczyć, używając gierek słownych lub mowy ciała. Nawet jeśli ich spotkania były mało romantyczne, nie usłane różami, świecami i młodzieńczą niepewnością, to kto by się tym przejmował? Oboje byli zadowoleni, więc gitara!
Jakkolwiek mogło być to krzywdzące dla Cait, dla Cedrika nie było to nic niezwykłego... znaczy ogólnie cała sytuacja, bo wiadomka, gdyby nie czuł się w towarzystwie ślizgonki dobrze, na pewny by go tutaj nie było. On nie był z tych, którzy uszczęśliwiając innych, jednocześnie mogliby się nudzić, och nie! Symbioza i takie tam! W pewnym sensie egoistyczne, no ale co począć! Tylko, że po prostu w obliczu niektórych spraw, które w momencie, kiedy Cedric i Cait siedzą sobie w tej pustej klasie, dopiero zaczynały się w chłopaku krystalizować, coraz z większym trudem przychodziło mu takie swobodne romansowanie. Na razie jeszcze trwał w błogiej nieświadomości i względnie dobrym humorze, bo nie odwiedził komnaty tajemnic ze Scarlett, ale już niedługo... ajć! Wszystko się posypie. - Dobra, to jest mnie w stanie przekonać! - odparł, uśmiechając się i zaraz też odwzajemniając ten pocałunek złożony na jego ustach. Objął ją rękami w talii, równocześnie przyciągając do siebie. No fakt, może nie bywało romantycznie, trudno też nazwać atmosferę panującą między nimi jakąś niepewną, ale z pewnością miało to swój urok... Dzisiaj Cedric nie miał jednak ochoty na jakieś szczególne ekscesy w tym temacie... tak wiem, trudno uwierzyć! - Co powiesz na małą wycieczkę? - szepnął jej do ucha, w głowie układając super ekstra tajemny plan. Ciekawe, czy to co zamierzał zrobić mogło kwalifikować się pod porwanie... w końcu przecież zamierzał zabrać Cait poza teren Hogwartu, czy nawet Hogs.
Szczerze mówiąc Ślizgonka zatrzymałaby każdą z tych ulotnych chwil, by trwała już zawsze... Zostałaby tu z nim, przytulona do niego, zagarniając sobie ciepło jego ust, bystrość jego wzroku. Najfajniej im było właśnie w takich miejscach jak to... Całą sytuacja choć postępowała szybko w jedną stronę dawała jej wystarczająco satysfakcji... Ale co to? Ten szept do ucha wywołał u niej przyjemny dreszcz, choć przy okazji lekkie zdziwienie. Jemu się chce gdzieś iść? To coś nowego, takiej zabawy jeszcze nie było... W takim razie czemu nie! Przynajmniej nie pobrudzi sobie tuniki, badum tsss. Niech ją zaskoczy, wywoła jeszcze więcej uśmiechu na jej na co dzień zimnej twarzyczce. - Jasne, że idziemy - Dała mu energicznego buziaka, po czym giętkim ruchem wskoczyła na bioderka. Nie żeby to coś sugerowało... Lubiła tak robić, w dodatku wiedziała, że jest na tyle silny, by ją utrzymać. Choć może ona jest na tyle lekka? Kto to tam wie... Z dalej zawieszonymi na nim rękoma, spojrzała na niego iskrzącymi oczami. Ten wzrok mógłby zdobywać miliony! - Mam coś wziąć w związku z tą wyprawą? Oczywiście różdżkę miała przy sobie, jakieś najpotrzebniejsze kosmetyki też, jednak skoro pyta ją o zdanie, to oznacza jakąś dłuższą podróż niż do Wielkiej Sali. Zapowiada się ciekawa wycieczka, choć czy powinna iść ze starszym kolegą... No oczywiście, że tak, heheszki.
Pojawienie się Shivera między ludźmi graniczyło teraz z cudem. Nie uczęszczał na lekcje. Dobrze, że istniało coś takiego, jak ten urlop dla studentów z trudną sytuacją, bo inaczej zwariował. I faktycznie wariował. Każda ściana w jego mieszkaniu wydawała się obca i pusta. Bezsensu... Bez celu. Nie potrzebował rozrywek, ani nikogo... Był sam. A teraz to wszystko się odbijało. W sumie myślał teraz tylko o tym, żeby zaczęły się wakacje... Zakończenie roku to dla niego będzie prezent od losu. Wyjdzie gdzieś daleko i będzie tam siedział, jak król. Pozbawiony tronu i tych innych atrybutów, które posiadać każdy władca powinien. Władca bez ładu, braku logiki... Braku czegokolwiek. I tyle. Nic więcej nie jestem w stanie o nim powiedzieć. Odkąd to wszystko się stało wynikła jeszcze ta sytuacja z CeCe. Głównie dlatego nie chciał widzieć się z Dahlią. Wcześniejsze powody miały szczere intencje. Ilekroć zaczynał do niej pisać list zatrzymywał się i wyrzucał go do kosza. "Cześć. Zmarła mi mama", "Cześć. Co u Ciebie?", "Dahlia, tęsknię, ale nie mogę się teraz z Tobą zobaczyć", "Didi, mam nadzieję, że jesteś grzeczna... U mnie nie najlepiej, ale obiecuję się to Ci wynagrodzić". Także nie mógł już przedłużać. Nie chciał jej obciążać problemem, którego sam nie do końca rozumiał, ale teraz po tej sytuacji z CeCe miał pewność, że będzie jeszcze gorzej z każdym dniem. Dlatego odwiesił wszystko i wrócił do normalnego trybu życia... Plus zerwał się z jednego wykładu, aby wylądować w pustej salce, w której wszystko było zakurzone... Ewidentnie szybciej biło mu serce. Chyba bał się... Że to wszystko zaraz wyjdzie na jaw. Cholera jasna. Hm. Pozdrawiamy z Wariatkowa. Samotność wszędzie.
Dahlia szła do klasy pełna obaw. Miała totalny mętlik w głowie. Gotowa była bronić Chrisa przed tymi cholernymi oskarżeniami Ceda, ale kiedy tylko zobaczyła spojrzenie tamtego, takie pewne siebie i pełne współczucia, nie mogła się odpędzić od myśli, że może rzeczywiście... w końcu Shiver nie dawał żadnych znaków życia, miała wrażenie, że na listy odpisuje jej od wielkiego niechcenia i... ona chyba była natrętną muchą, od której chciałby się opędzić, ale ona jest uparta i nie daje za wygraną. Chciała jednak zrozumieć, dlaczego. Może popełniła jakiś błąd? Może czymś go uraziła? Nie miała pojęcia. Jednak ta niewiedza ją dobijała. Naprawdę wolała, aby powiedział jej wprost, że jest głupim bachorem i nie chce mieć z nią nic więcej do czynienia. A on uparcie milczał. Jednocześnie tak bardzo się bała, że jej przypuszczenia okażą się prawdą, a z drugiej strony cieszyła się, że go zobaczy. Minęło już sporo czasu. Tęskniła, tak. Postanowiła sobie, że nie będzie go o nic oskarżać, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Może Bennett się pomylił? Może widział kogoś innego? A może nawet jeśli to był Chris, to po prostu rozmawiał z tamą rudą dziewczyną? Tylko... czemu nie porozmawiał z nią, Dahlią? Może potrzebował kogoś dorosłego, poważnego... tak, pewnie tak było. A ona nie mogła mu tego dać. Tylko czemu jej tego nie powiedział wcześniej? Że się kompletnie nie nadaje? Może byłoby lżej... Weszła do pomieszczenia i jej niepewny wzrok skupił się na krukonie. Zresztą, w sali takiej jak tej, ciężko było zwrócić na coś innego uwagę. Szczególnie, że nic innego jej w tym momencie nie interesowało. Podeszła nieco do niego, ale stojąc jednak w pewnym dystansie. Uśmiechnęła się niemrawo, zaraz zresztą rozglądając się dookoła, bo nie mogła dłużej na niego patrzeć. Serce i tak wystarczająco mocno tłukło się po klatce piersiowej. Jak zacząć, co powiedzieć? Od razu przejść do sedna czy niekoniecznie? O Merlinie. - Cześć - powiedziała najpierw, biorąc głęboki oddech. Super, a co dalej? - Gdzieś ty się podziewał, co? - spytała i nie wiedząc czemu zaśmiała się cicho i nieco nerwowo. Slater, nie powiedziałaś niczego śmiesznego. Sytuacja raczej też na taką nie wygląda, wiesz? Nieważne, chciała chyba tym przykryć swoje poddenerwowanie i to, że wyciągała ku niemu rękę, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła, przez co wykonała parę dzikich gestów w powietrzu, by ostatecznie podrapać się po karku, a potem spleść ręce na klatce piersiowej. Świetnie ci idzie, gryfoneczko. Ojej, katastrofa.
Nie. To wszystko nie tak! On wcale nie chciał, aby tak źle o sobie myślała, ani słuchała tępego Cedrika Bennett'a, który sam zaliczał Scarlett na prawo i lewo, kiedy ona jest w tym samym wieku co Dahlia. Boże, co za egoista... Mniejsza oto, bo w sumie nie rozchodziło się teraz o kolejną kłótnie, a jedynie oto, że zepsuł wszystko... Ogółem przez to, że się mu poplątała sprawa z robotą na wakacje, a potem ze śmiercią matki, nie potrafił wszystkiego ogarnąć. Z CeCe spotkał się akurat przypadkiem. Przecież nie błagał jej oto, żeby się z nim spotkała. Co do bólu był typem samotnika, więc przykro, ale akurat musiał sam się pozbierać, aby potem uzewnętrznić swoją opowieść czy jakiekolwiek uczucia... A z CeCe wyszła zupełnie inna sprawa, bo ogólnie to ona po prostu była jego koleżanką z dzieciństwa. Pierwszą dziewczyną, w której pokładał jakieś uczucia, ale nie wyszło. Zwyczajnie nie wyszło. CeCe było wszędzie za pełno, a on odpuścił sprawę. Ona znała jego rodziców. Ogarniała pewne sytuacje. Dowiedziała się o wszystkim i chciała dotrzeć do niego by spytać, jak się czuje. Normalnie by na to nie pozwolił, ale był taki zbity z tropu, że tamtego dnia każdy mógłby z nim zrobić co tylko chciał. Taki smutek. Ale najwidoczniej wszyscy wiedzieli lepiej od niego... Taki Bennett na przykład. Mógłby uchodzić za przyjaciela rodziny... Zanim Christian znów mu nie obije mordy, jak się dowie, że to on okazał się donosicielem... Ale nie uprzedzajmy faktów. - Hej Di. - Uśmiechnął się lekko i zbliżył się do dziewczyny by ją pocałować w policzek. Zaraz potem położył dłoń na ramieniu Slater i zauważył, że ona również nie jest w najlepszej formie. Spodziewał się raczej zobaczyć ją w najlepszym wydaniu z najszerszym uśmiechem na twarzy, ale był tylko facetem i chyba nie zdawał sobie sprawy, że to jak się czuła głównie było jego winą. Smutek. - Ja miałem parę dziwnych spraw do załatwienia... - Zamknął na chwilę oczy nie chcąc jakby ukrywać dalej faktu, że matka mu zmarła, bo przecież to żadne coś, co dałoby się zatuszować. - Matka... Znaczy moja matka. Ona zmarła... I musiałem po prostu dopełnić formalności, jako jedyny członek rodziny. - Wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza wiadomość pod słońcem. Coś w stylu: "jajka na śniadanie?".
Tak, każdy normalny człowiek pewnie by to zrozumiał. Ale Dahlia... to była Dahlia. Zakochała się po raz pierwszy w życiu, nie miała kompletnie pojęcia na temat relacji damsko-męskich, jeżeli nie dotyczyły zwykłego kumplowania się. Nie chciała iść w odstawkę, nie chciała, aby ktokolwiek kiedykolwiek ją zdradził. Wiadomo, takie było życie, ale to nie był typ osoby, który się godzi z tym, co jej przyniesie los. Nie była bierną obserwatorką, wzruszającą ramionami, tylko aktywnie działała. I nie zamierzała przyjmować tego zagrania na klatę, hehs. Niby nie powinna mieć do niego pretensji, bo przecież wciąż nie byli razem, ale... obiecywał jej kilka rzeczy, zachowywał się tak, że wzbudzał w niej nadzieję i uczucia, których dotąd nie znała. A teraz? Teraz czuła się, jakby to wszystko chciał zniszczyć, jakby chciał, aby cierpiała. Niby nie była to prawda, dlatego wciąż się jeszcze jako tako trzymała, ale... chyba poznanie prawdy było nieuniknione. Zdziwiła się, kiedy jak gdyby nigdy nic podszedł do niej i pocałował w policzek. Mimowolnie się uśmiechnęła i lekko zaczerwieniła, zapominając jakby o tym, co się dzieje. Szybko sobie jednakże przypomniała, bo znów stała z niepewną miną, kręcąc się i wiercąc, jakby chciała wykrzyczeć szybko pytanie, potem dostać szybką odpowiedź i wiedzieć na czym stoi. Ale niestety, tak nie mogła zrobić, a przynajmniej nie wypadało. Szczególnie, że usłyszała coś, co sprawiło, że ją zamurowało. Wlepiła w Chrisa błękitne tęczówki i zamrugała gwałtownie. O rany, zmarła mu matka, a ona zajmuje się jakimiś głupotami! Momentalnie zrobiło jej się głupio, dlatego podeszła do studenta i mocno go przytuliła, jak miś-tuliś, heheh. Zdawałoby się, że zapomniała już o całej sprawie, ale niestety nic bardziej mylnego. - To dobrze, że nie chodziło o tą rudą wywłokę, z którą rzekomo byłeś - palnęła w jego tors i dopiero po chwili skapnęła się, jaką skończoną głupotę powiedziała. O Godryku. - To znaczy, bardzo mi przykro z powodu twojej mamy, naprawdę, Chris. Trzymasz się jakoś? Wiesz, ja jestem nienormalna, ale możesz ze mną porozmawiać, naprawdę, jestem, tak, jestem - paplała więc w zdenerwowaniu, chcąc odwrócić jego uwagę od tamtego dennego tekstu. Cóż, płonne nadzieje. Biedny Shiver! Z kim mu przyszło żyć... Ale naprawdę mogła z nim o tym pogadać. Ona straciła Patty. Oczywiście, że to nie to samo teoretycznie, ale... ona ją kochała, bardzo. Była dla niej lepsza niż jej matka, Samantha. I bardzo przeżyła jej śmierć. Wierzyła więc naiwnie, że się dogadają jakoś...
Zabawne! Że każdy człowiek, który zachowywał się trochę inaczej zazwyczaj używał zwrotu: "każdy normalny człowiek na moim miejscu..." Ale wskażcie Shiver'owi tego "każdego normalnego człowieka"... Przecież to niemożliwe, aby go spotkać czy cuś. Przecież on nie istnieje. Skąd w ogóle norma, jak się człowiek powinien zachować w określonej sytuacji?! W większości to może wynikać z oczekiwań. Oczekujemy współczucia, czasem litości, pomocy, czy czyjeś aprobaty... Potrafimy brać, oczekiwać, nakazywać, gorzej z dawaniem... Zatem dawanie jest olbrzymim poświęceniem, bo to trudność wszystkich... i dlatego Shiver nienawidził tego zwrotu. On po prostu doszedł już do wniosku, że człowiek to odrębna jednostka z samodzielnym myśleniem i własnym poczuciem wartości... Czy to dużo? Jasne, że to może nas czasem irytować, wkurzać, ale czy to oby nie jest magiczne? Tyle w nas podobieństw, a jeszcze więcej różnic. To potrafi zbić z tropu. Logiczne, więc że na swojej drodze spotkamy egoistów, narcyzów, ale też humanitarne jednostki, które chcą nieść pomoc oraz te bardziej roztrzepane, które pewne sytuacje sprowadzą do ziemi, aby zwrócić uwagę na to co mniej lub bardziej ważne dla nich. Niekoniecznie dla Ciebie. Stąd stanął jak wyryty, kiedy usłyszał coś o wywłoce... Jego pierwsze skojarzenie? CeCe... Ale nic nie powiedział. Skorzystał z chwili, aby przytulić Dahlię i tak chwilę trwał, aby dopiero potem przetrawić do mózgu informacje. - Nie ma o czym rozmawiać. Nie byłem na pogrzebie. Dowiedziałem się po fakcie... Najzwyczajniej w świecie olali mnie. I dlatego musiałem się tym zająć. Nie miałem czasu, aby to przetrawić i ogarnąć. Jeszcze nie ogarniam. - Uśmiechnął się lekko, ale trudno było stwierdzić, co mógł teraz czuć. Był typem chłopaka, którego nie dało się po prostu ogarnąć. On chyba po prostu już dawno zrezygnował z bycia rodzinnym, więc nie do końca wiedział, jak zareagować na taką stratę, jak matka. - Jaką wywłokę? - Wiedział, że to czubek góry lodowej, ale musiał zapytać. Musiał zapytać o co jej chodzi... Jeśli właśnie o tamten wieczór to przejebane. Nie może jej okłamywać... Nie może. To za dużo.
Ależ istnieje! Każde społeczeństwo odgórnie narzuca "co jest normalne, a co nie" i większość osób stara się do tego dostosować, bojąc się być uważanymi za odmieńców czy też napiętnowani. Dlatego tych normalnych osób jest całkiem sporo! A nie da się ukryć, że Dahlia trochę odstawała od tego nałożonego odgórnie schematu. Zachowywała się tak po prawdzie wręcz głupio i dziecinnie, ale ktoś kiedyś powiedział, że taki jej urok. Cóż, być może, ale z drugiej strony: ile można? Wiadomo, że ludzie się od siebie różnią, jedni mniej, inni bardziej, ale tak samo jedni bardziej wpasowują się w nałożone ogólnie normy, a inni mniej i tak to życie się właśnie toczy. Mało jest osób na tyle tolerancyjnych, aby zaakceptować wszelakie odstępstwa od tej całej normy, o której jest mowa. Dla Chrisa mogłoby to być oczywiste, ale dla jakiegoś Kowalskiego już niekoniecznie. Tak urządzony jest ten świat! Na szczęście nie zauważyła jego reakcji, bo wciąż się przytulała i patrzyła gdzieś w bok, a raczej to mrużyła oczy, bo było jej tak miło w jego obecności! Mogłaby tak chyba nawet błogo zasnąć, byleby mieć pewność, że jak się obudzi, to on wciąż tu będzie. Ale niestety takiej pewności mieć nie mogła. Szczególnie, że powolnym krokiem zbliża się temat, który może lepiej, aby nigdy nie ujrzał światła dziennego. Za późno! Odchyliła się nieco od niego, aby spojrzeć mu zdziwiona w twarz. No jak to go nie powiadomili?! No to już jest jawna kpina. Ona chyba musi zrobić porządek z tymi ludźmi, bo inaczej nikt tego nie zrobi! - O nie, tak nie może być! Musimy im powiedzieć do słuchu, niech im się zrobi głupio i może niech następnym razem pomyślą, zanim zrobią coś tak beznadziejnego! - mówiła, żywo gestykulując. Ach, jakże wojownicza postawa. I dla niej ewidentnie wszystko było proste, jak to zresztą u dzieci bywa. Pewnie zajmie jej chwilę, zanim zrozumie, że to tak nie działa. Na szczęście po chwili się uspokoiła i znów przytuliła do Shivera. - Nie przejmuj się, ogarniemy wszystko razem - powiedziała ciepło, wzdychając lekko. Och, czemu on do niej z tym nie przyszedł od razu? Ona by tam z nim pojechała i zrobiła rozróbę, heheh. Chociaż to na pewno nie było tym, czego krukon wtedy potrzebował, no ale... gadaj tu ze Slater. Wywłoką? Co? Aaaa! Już nawet o tym temacie zapomniała, bo uznała, że to tylko durne wymysły Bennetta. - A bo powiedziano mi, że niedawno całowałeś się z jakąś rudą gryfonką w opuszczonej klasie, ale ja wiem, że to nieprawda, nie zrobiłbyś czegoś takiego! Przepraszam, że w ogóle o tym wspomniałam - wyjaśniła mu skwapliwie, specjalnie omijając kwestię tego, kto jej coś takiego powiedział. Szczególnie, że to była nieprawda, więc Cedric mógłby mieć problemy! A nie chciał, aby chłopcy się znów bili, miała nadzieję raczej, że kiedyś się pogodzą. Och, Dahlia widocznie była naiwna nie tylko w kwestii tego spotkania, co jeszcze z poprawą stosunków tych dwóch studentów. Ech!
Spoważniał... Jego twarz opuścił wszelkie pozytywne emocje, uśmiechy i inne dodatki, które powodowały, że był choć trochę bardziej podobny do ludzi... Ale tylko trochę. Zawsze zbyt poważny, zamyślony, sfrustrowany... Shiverowaty z niewielką ilością przyjaciół, ale zawsze. Spojrzał z pretensją w sufit i delikatnie odsunął od siebie Dahlię, aby położyć jej obie dłonie ramionach... Z takiej odległości obserwował ją i na chwilę zamknął oczy zły na samego siebie, ale też połowicznie na łosia, który powiedział tej dziewczynie wszystko. Shiver chciał zapomnieć, on nie dążył do zdrady. CeCe to przeszłość, ale nie sposób zaprzeczyć, że jednak uczestniczył w tej przeszłości przywracając ją na chwilę do teraźniejszości. Umrzemy razem... Zawsze razem... Taką pamiętał CeCe... Jako swoją przyjaciółkę. Dahlię chciał kochać, uczył się ją kochać. Nie potrafił jej tym wszystkim obarczyć. Chciał być mężczyzną, chciał przyjść z gotowym rozwiązaniem. A zafundował jej teraz dramat. Musiał zrozumieć, że jeżeli teraz zaprzeczy pojawi się kolejna osoba, która jej to powie. Kto wie... Może i do CeCe dotrą ploty, a w związku z tym rudowłosa będzie odczuwała ogromny ból ze względu na jego tanie zachowanie... A teraz... - "Powiedziano mi"? Przebudziłaś się dzisiaj rano i tak nagle ściany zaczęły mówić? A może dostałaś wyjca? - Wzruszył na chwilę ramionami, ale zawsze irytowały go nieścisłości, a w tej sytuacji bardzo ważnym było, aby powiedziała mu kto to zrobił. Nie dlatego, żeby go zatłuc, ale dlatego, żeby wyjaśnić, ze CeCe jest zbyt ważna dla niego, jako stara przyjaciółka, aby teraz niszczyć jej opinię, zniżając do słowa "wywłoka"... - Dahlia. Musisz mi powiedzieć kto to powiedział... - Bo jeżeli on się nie dowie. Jeśli to nadal będzie tajemnica. Nie... Ona musi mu to powiedzieć. Bardzo mu zależy. - Proszę. - Ściszył głos, jakby właśnie przegrał sześć milionów w totolotku.
Nie rozumiała tego, co się właśnie wydarzyło. Czemu Chris ją odsunął, położył ręce na jej ramionach i zamknął oczy, jakby zbierał się do najpoważniejszej rozmowy świata. Może chciał jej powiedzieć, że jest głupia i żeby nie mówiła takich rzeczy? Nie, chyba nie... W każdym razie przyglądała mu się jednocześnie ze zdezorientowaniem jak i nieco podejrzliwie, bo cóż takiego chciał powiedzieć? Wolała, aby to zrobił prosto z mostu, bo nie lubiła owijania w bawełnę i pełnego napięcia oczekiwania na jakiekolwiek zdanie wydobyte z czyichś ust. Jednak starała się być cierpliwa, naprawdę. Jednocześnie przez jej umysł przebiegało milion scenariuszy, myśli, od których nie potrafiła się odgonić, a tak bardzo chciała. Sama również przymknęła na chwilę powieki, jakby w nadziei, że wszystko co złe minie, a ona obudzi się znów w uścisku Shivera i odejdą za rękę w stronę zachodzącego słońca. Niestety, ta wizja za cholerę nie chciała się ziścić. Zamiast tego odezwał się do niej w taki sposób, który bardzo jej się nie podobał. Zmarszczyła nieco gniewnie brwi, a potem rozszerzyła oczy ze zdumienia, widząc, jak bardzo krukonowi zależy na jej odpowiedzi. Ale dlaczego? Czy coś rzeczywiście było na rzeczy...? Nie, na pewno nie. Wciąż siebie oszukiwała, nie dopuszczając do głosu tych najczarniejszych spekulacji, które niestety były prawdą, ale ona naprawdę nie chciała w nie uwierzyć. Chciała wierzyć w to, że ludzie są dobrzy i nie robią takich rzeczy innym. A przede wszystkim, że taki jest Christian, który na pewno nigdy nie zrobiłby niczego, aby ją zranić. Och, naiwne dziewczę. - Ale co za różnica kto, skoro to nieprawda? Jeżeli to plotka, to zaraz wszyscy o niej zapomną - odparła, nieznacznie wzruszając ramionami, na których ciążyły teraz dłonie chłopaka. Nie potrafiła po prostu pojąć, po co mu taka informacja. A ona nie chciała nikogo wkopywać, a szczególnie Ceda, który był dla niej jak brat. O niej też coś tam ten głupi Obserwator pisał, ale miała to gdzieś, bo ona i jej najbliżsi wiedzieli, jaka jest prawda. Takie rzeczy najlepiej olewać ciepłym moczem. Chciała, aby Shiver zrobił to samo.
Różnica czy nie... Nie podobało mu się, że ludzie o nim mówią... Nie tylko dlatego, że źle. Ale, że w ogóle. Teraz kiedy zmarła mu matka, kiedy został sam, oni ucinali sobie pogawędki o jego życiu prywatnym. Czy to oby nie za dużo? Dla niego? Nie nadawał się do odgrywania takich sytuacji, kiedy wszyscy o nim plotkowali, a on nawet nie wiedział kogo obwiniać... Był Shiverowatym człekiem, który codziennie umierał ze względu na swoją naiwność... Czy osoba, która powiedziała to Slater cierpiała na niedobór własnego życia? Jasne, że życzliwy przyjaciel zawsze znajdywali czas na to, aby spieprzyć innym życie, ale on głęboko wierzył, że Slater nie otacza się takim frajerstwem... A jednak coś było na rzeczy i z tego powodu smutek ogarnął mu serce. Bo połowicznie to była racja, ale czemu od razu pocałunek oznaczał zdradę? CZEMU? Czy było na to logiczne wyjaśnienie? Nie wydawało mu się. Nawet przerażało go to, że takie rzeczy... Ale to był tylko facet. Czy oby pocałunek to nie coś intymnego co oddaje się jednej osobie? No w końcu nie łazisz po ulicy i nie całujesz każdego, kto przypomina Ci kogoś z kim mógłbyś pójść do łóżka. Dokąd prowadzi męska logika? Do piekła... Do dna. - Nie zrozum mnie źle Dahlia, ale chcę wiedzieć. W tej chwili każda plotka może mi zaszkodzić nie tylko ze względu na nas, ale ze względu na coś o czym nie mam jeszcze pojęcia, ale zostało na mnie przepisane po śmierci matki. Jeśli znowu ktoś zbuduje o mnie nieprzychylne zdanie... - Tu przerwał gubiąc się w tym czy się tego boi czy to zwykłe party w jego głowie. Nie potrafił tego sformułować. Pociągnął dziewczynę za rękę i usadził ją na ławce siadając obok niej. Mocno ścisnął ją za rękę i spuścił wzrok w podłogę. - Obiecaj, że dasz mi skończyć i nie wyjdziesz zanim zacznę cokolwiek mówić. - Powiedział cicho. To zaczynało go przerastać, bo jednak związku nie buduje się na kłamstwach. Wolał sam powiedzieć Dahlii, ale jeśli ktoś to zrobił pierwszy to przynajmniej sprostuje może wersje.
No tak, to było logicznym wyjaśnieniem. Ale ona o nim nie wiedziała. Chris nie chciał jej się z niczego zwierzać, nie chciał jej powiadomić o śmierci matki, nie chciał jej pomocy czy wsparcia. Dahlia czuła się trochę, jakby nie chciał, aby była w jego życiu. No bo przecież tak się nie robi. Jeżeli ma się tę drugą osobę, to właśnie do niej się człowiek zwraca. Slater nie do końca rozumiała, że chłopak taki po prostu jest. Ona czuła się zagrożona, jakoby nie miał do niej zaufania, albo nawet uczuć... a mówił coś innego. Gdzie to wszystko uleciało? Kiedy to się skończyło? Ona nie widziała. Dlatego stała tutaj teraz bezbronna i zagubiona. Nie potrafiła niczego zrozumieć. Ona żyła w innym świecie, w innych przekonaniach. Może to w tym tkwił problem? Tak, dla niej to była zdrada. Shiver był pierwszym, z którym się całowała i uważała to za coś wspaniałego i wyjątkowego. Co daje się drugiej osobie, tak, ale tylko takiej, która jest dla nas najważniejsza i do której czujemy coś niepowtarzalnego. Gryfonka nie wyobrażała sobie, jakoby miałaby obdarzyć pocałunkiem kogoś innego, nawet, jeśli to był przyjaciel czy ktoś podobny. Ona wybrała jedną osobę i nią był właśnie stojący przed nią student. Być może źle wybrała, bo mieli różne poglądy na ten temat. Jeżeli jednak każdy facet tak myślał, to być może Dahlia powinna poszukać miłości wśród kobiet, które będą uważać tak samo. Ale póki co to nie jest takie proste. Na jedno pstryknięcie palcem odkochać się w jednej osobie i zakochać w drugiej. Chyba przyjdzie jej cierpieć z powodu różnic między nią a Chrisem. Chyba tak skonstruowany jest ten świat. Wysłuchała go do końca, choć nie rozumiała. Nie była w stanie tego pojąć. To był świat dorosłych, pełen pułapek i pokrętnej logiki. Nie odnajdywała się w nim, jednak pokiwała głową w niemej aprobacie. Skoro to dla niego tak ważne to... zgoda. Jeżeli to ma mu w czymkolwiek pomóc, to zrobi to. - Cedric - odparła zatem krótko, spuszczając wzrok na swoje podarte i podziurawione nieco od intensywnego użytkowania trampki. Czuła się z tym niebywale źle, że o tym mówi, ale nie miała wyjścia. Poczuła się znów przystawiona do muru, jak wtedy, w dormitorium krukonów. Miała znów wybierać między dwoma najważniejszymi dla niej osobami i był to ciężki wybór. I znów wybrała Shivera, pytanie tylko, czy słusznie? Posłusznie usiadła i pozwoliła na ściśnięcie swojej ręki, choć patrzyła się na chłopaka szczerze zdziwiona. Już po jego słowach domyśliła się, że chyba jednak coś jest na rzeczy. Jakiś dziwny smutek i żal ścisnął ją za gardło, dlatego przez dłuższą chwilę milczała, w bezruchu wgapiając się w jego czubek głowy. - Okej - odparła w końcu, nieco drżącym głosem. Chociaż nie mogła mu tego przysiąc tak naprawdę. Była nieprzewidywalna i nie zawsze hamowała swoje emocje. Ale postara się. Najmocniej jak umie. To na pewno.
Nie chciał jej zrobić krzywdy. Wychodził z założenia, że to była jego wina i tego się trzymał. Cokolwiek by teraz nie powiedział wyszedł by na dupka. I wyjdzie, w momencie otworzenia ust, żeby powiedzieć jej prawdę. Taka sytuacja. To zmuszało go do przemyślenia wszystkiego jeszcze raz. Czego on tak naprawdę chce od życia i czemu aż tyle... Nic nie powiedział, kiedy wyznała mu prawdę dotyczącą tego, któż takie rzeczy rozpowiadał... Dobrze, że nie przyszło mu jeszcze dołożyć do swojej opowieści, iż potrzebuje dziedzica, bo wtedy Dahlia już by pewnie w ogóle zwariowała. Na całe szczęście takiej konieczności nie było, przynajmniej nie teraz. Uśmiechnął się lekko zażenowany swoją głupotą i poziomem, który osiągnął właśnie teraz. - Nie wiem od czego zacząć. Głupio mi. - Stwierdził kładąc wolną dłoń na karku... Rzeczywiście musiał to wszystko wyznać i spokojnie dotrzeć do punktu, w którym być może ona mu wybaczy. BYĆ MOŻE. Kobiety przecież były takie nieprzewidywalne. - Nigdy nie chciałem kogokolwiek okłamywać. Nie było mnie. To racja. Wiesz już dlaczego, ale domyślam się, że miałaś swoje domysły i wcale nie utwierdzały Cię w przekonaniu, że jest dobrze. - Tu nadal nie odważył się na nią spojrzeć... - Brakowało mi czasu na listy, na cokolwiek konkretnego. Po prostu nic co napisałem o ile znalazłem już czas nie nadawało się do wysłania... Tyle, co do wyjaśnień mojego milczenia. - Kolejne westchnięcie i koląca myśl, że popełnia teraz błąd. - Przyrzekłem sobie, że nie będę Cię okłamywał, ani dopuszczał do sytuacji, kiedy do wiesz się czegoś z drugiej ręki. Cedrik nie kłamał z tym, co zobaczył... Ale nie przekazał całej prawdy. Dziewczyna, która była ze mną w klasie to CeCe... To ona poinformowała mnie, że matka nie żyje. W sensie moja. Byłem w szoku. Omijałem ją szerokim łukiem. Potem, kiedy już wróciłem poprosiła, żebym się z nią spotkał. Poszedłem tam, sam nie wiem po co... Może poszedłem tam dlatego, że ona znała moją rodzinę i wiedziała po prostu już wszystko bez pytania mnie o zgodę czy powinna to wiedzieć. Może chciałem zapobiec temu, aby wygadała to komuś innemu. Ale rozmowa zeszła na inny tor. O mnie. - Wzruszył ramionami, jakby teraz poruszał najobrzydliwszy temat w całym swoim życiu ach tam. Shiver przystojniaku, dobra dupa z Ciebie... Czego jęczysz. - No i wtedy faktycznie podczas rozmowy przytuliłem ją, bo rozkleiła się bardziej ode mnie... A potem sprowokowałem ją... Powiedziałem, że od tamtego dnia nic nie czuję. Po prostu żywy trup... Powiedziałem, żeby sprawiła, abym coś poczuł. No i sprawiła. Pocałowała mnie, a ja idiota zamiast ją odrzucić kontynuowałem to. Ona nie jest wywłoką... To jest moja wina. Nie mniej jednak nie chcę tego przed Tobą ukrywać... Nie chcę, żeby kolejny Cedrik sprzedał Ci kolejne szczegóły. Tylko Ty i CeCe znacie prawdę w całym zamku. - I ściskał nadal jej dłoń, jakby błagał, aby nie wybiegła. On chyba nie byłby w stanie nawet jej teraz zatrzymać. Bałby się jej gniewu.
Siedziała tam niczym największy zbrodniarz oczekujący na osąd i wymierzenie kary. Przynajmniej tak się czuła. Sekundy, w których Chris nic nie mówił, dłużyły się niczym lata świetlne. A monolog, który przeprowadził był jednym, wielkim tasiemcem słów, którego ona nie pojmowała. Przynajmniej w pierwszym odruchu. Całe ich znaczenie dochodziło do niej ze sporym opóźnieniem, jakby organizm bronił się za wszelką cenę przed tym, co miało nastąpić. Nie była stworzona do smutków, do dramatów, problemów. Była dzieckiem szczęścia, wiecznie wesołym i żywiołowym. Nie znała tych terenów, gdzie dorośli rozwiązują swoje trudne sprawy (truuuudne spraaawyyy!) i wcale nie chciała ich poznawać. Nic dziwnego, że teraz nie umiała sobie z tym wszystkim poradzić. Słowa Shivera obciążyły jej serce, barki, głowę... w ogóle wszystko. Poczuła, jak gardo zasupłuje jej się bardzo mocno i nie potrafi powiedzieć ani słowa, wciąż tępo gapiąc się w chłopaka. Tym razem jednak jej oczy się zaszkliły. CeCe... tak, kojarzyła ją, zauroczyła się w niej kiedyś, w zasadzie to przez nią się dowiedziała o swojej biseksualnej orientacji. Nie sądziła jednak, że jest aż tak podłą i wyrachowaną osobą! Owszem, niby krukon ją bronił, ale teraz to do niej nie docierało... generalnie jak łatwo się domyślić, stała się jej wrogiem numer jeden. Gdyby tu teraz była, najpewniej rzuciłaby jej się do gardła. A on... nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony miała ochotę mu przywalić, z drugiej zaś było jej tak cholernie smutno i źle... że nawet nie zauważyła, jak bezgłośnie zaczęły jej spadać łzy po policzkach. Poczuła się oszukana i beznadziejna. Wolał się spotkać z tamtą, niż z nią, Slater. Wystarczyło, że do niego napisała, a ten do niej poleciał. Ona czekała i... nic. Dopiero ostatnia, bardzo desperacka prośba poskutkowała. Nie chciała być wcale zabawką zastępczą, w ogóle nie chciała być zabawką, ale tak się właśnie czuła. Wszystko pękło... każda obietnica, plany na przyszłość i... została tylko pustka. Gdyby nie ściskał tak jej ręki zapewne już by jej tu nie było. Ale to ją skutecznie powstrzymywało, choć przecież nie trzymał na tyle, aby nie mogła się wyrwać. Siedziała więc tam jak istna sierota i idiotka, rozklejając się coraz bardziej. Cichy płacz zamienił się w głośny szloch, a ona nie potrafiła tego zatrzymać. Nigdy nie chciała, aby ktokolwiek ją oglądał w takim stanie, ale cóż, stało się. Była najżałośniejszą osobą w całym wszechświecie. Nie powiedziała mu nic, nie dałaby rady. Zresztą, co tu mówić? Miała się teraz tutaj użalać? Już wystarczająco się zfrajerzyła, rycząc tu przed nim. Ale naprawdę nie mogła się powstrzymać. Jakby cały smutek świata musiał nagle skądś ulecieć. Bo co prawda, to prawda, nie płakała od... dawna.
Dla niego, jako faceta pewne rzeczy wydawały się być prostsze. Być może nie ogarniał pewnych schematów i wydawał się być pozostawiony sam sobie, ale cholera... Był tylko facetem. Nie umiał wtopić się w psychikę ludzką, aby dostrzec sęk swojego błędu tak, aby obwiniać się jeszcze bardziej niż należało. Jasne, że wiedział, iż wyrządził krzywdę Slater. Była taka młoda... Taka żywiołowa, wesoła. Nie chciał niszczyć tego świata, w którym istniała, ale jednocześnie nie miał wyjścia ze względu na to, że raczej coś do niej czuł skoro doszło już do wielu tak jednoznacznych sytuacji... Chyba to był ten moment, kiedy cała sytuacja go przerasta, a wszystko da się zniszczyć jednym mocnym pchnięciem noża w miękką powłokę... On postawiony pomiędzy tymi dwiema kobietami mógł przypuszczać, że stoi między młotem, a kowadłem. Nie dlatego, że ohoh musiał wybrać i odejść z jedną ku zachodowi słońca patatając z poczuciem winy porównywalnym z tym, co kiedyś uwolnili z Puszki Pandory... Westchnął nadal ściskając jej dłoń. Wiedział, że płakała, ale nawet nie drgnął chyba przytłoczony, że właśnie on był teraz odpowiedzialny za łzy, których nigdy nie chciał być powodem. Życie robi psikusy, nie? W jego przypadku życie z niego kpiło. Nie potrafił się ustabilizować. Był wyobcowany. Jego miejsce w Hogwarcie jest jakby nie do określenia. Czy to będzie wygodny fotel czy łóżko w dormitorium zawsze coś będzie nie tak... Coś będzie go męczyło... Jeśli nie fizycznie to psychicznie. Bez znieczulenia na to wszystko ma się wrażenie, że świat tylko rani. Właśnie stał się odłamkiem szkła, który skrzywdził Dahlię... Przygryzł dolną wargę, jak zawsze wtedy, kiedy potrafił wymyślić rozwiązanie każdej sytuacji. - Nie mówię Ci tego po to, żebyś odeszła czy coś. Nie chcę, żebyś odchodziła. Mówię Ci to, żebyś rzeczywiście miała podstawy do ufania mi. Może teraz to nie jest do końca to co chciałaś usłyszeć, ale zależy mi... To mnie zaskoczyło wszystko. - I wiedział, że nadal nie zahamował jej łez. Boże... Był kretynem. Boże zeslij mu rozum i poradnik, jak zachowywać się przy kobiecie.
Być może było tak, że robiła z igły widły. Być może przesadzała. Być może powinno ją to w ogóle nie obchodzić. Zresztą, już nawet ten pocałunek nie był tak ważny. Najważniejsze było to, że Chris wcale jej nie potrzebował. Wolał wszystko załatwiać sam. Albo spotkać się z Meyers. A nie z nią. Nie czuł potrzeby spotkania się z nią czy choćby napisania listu. Chyba to właśnie do niej dotarło. Być może błędnie, ale jest tylko człowiekiem. Małą dziewczynką, która przeżywała coś takiego po raz pierwszy w życiu i nie potrafiła się dostosować. Zresztą, czy w ogóle tego chciała? Raczej nie była osobą, która robi tak jak wszyscy. Tak naprawdę to... gdyby nie to, że Shiver miał wystarczająco dużo swoich zmartwień to ta historia zakończyłaby się inaczej. Zapewne Dahlia by się na niego wydarła, może nawet doszłoby do rękoczynów! Potem by oczywiście tego żałowała, ale byłoby już za późno. Tymczasem zaś miała rozdarte serce pomiędzy tym, czego ona potrzebowała i pomiędzy tym, co byłoby najlepsze dla krukona. Nawet w tak kiepskiej sytuacji o nim myślała! Dlatego nie mówiła nic, nie krzyczała, nie rzucała w niego oskarżeniami i pretensjami. Jedynie płakała, bo było jej cholernie ciężko i przykro. Pokładała w chłopaku ogromne nadzieje, ale się zawiodła. Bardzo. Chyba sądziła, że to wszystko będzie inaczej wyglądać. Że student wcale nie będzie miał dylematu kogo wybrać. Bo przecież mówił jej tyle rzeczy! Może tamtej też mówił? Może jednak ją kocha, nie do końca o tym wiedząc? Może teraz to sobie uświadomił? A Slater była tylko smutną pomyłką? Już wszystko jej się mieszało, jego słowa i jej myśli. Dwa przeciwstawne bieguny. Nie wiedziała, co jest prawdziwe, a co nie. I co o tym wszystkim sądzić. Może potrzebowała odpoczynku... chyba potrzebowała dowodów, że mu zależy. A jak nie zależy to... to tym bardziej nie ma po co już tu siedzieć. Pokiwała głową i powoli zabrała swoją rękę z dłoni Christiana, drugą ocierając natrętne łzy. - P-pójdę już - powiedziała cicho, drżącym głosem. Przy okazji pociągając noskiem. - T-trzymaj się - dodała na koniec, omal ponownie nie wybuchając płaczem. Jednakże heroicznie wstała i... wyszła. Powolnym krokiem, bez życia. Co jakiś czas jeszcze suszyła dłońmi mokre policzki i udała się... cholera wie gdzie!
Weszła do sali bardzo spięta i zdenerwowana. Od rana chodziło jej po głowie to, czego się dowiedziała. W końcu taka tragedia... No, ale o niej później. Najważniejsze teraz by przyszła osoba, która chyba jako jedyna będzie w stanie tą jej tragedie zrozumieć. Wszędzie było brudno, normalnie nic dziwnego - w końcu w tych salach już nie łaska posprzątać. Usiadła na jakimś krześle, które swoja drogą nie wyglądało na zbyt stabilne. Czekanie jej się dłużyło, a może sowa przyleci i nici ze spotkania? Ale co wtedy? Eh... Bez sensu moi drodzy, a czasu coraz mniej! Ciekawe, czy aż tak widać, że dziewczyna w pół dnia została kłębkiem nerwów? Never mind... To gdzie on jest? No gdzie?
Po uporaniu się z zabawą z Gwen i trudną rozmową z Quinn postanowił trochę odpocząć w pokoju wspólnym, jednak tam się szybko nie nasiedział, a poszedł do swojego pokoju. Koledzy z roku z którymi dzielił sypialnię gadali o bzdurach, zazwyczaj wtrącał się w taką dyskusję, bo nie kiedy na prawdę się uśmiał, ale dzisiaj nie miał na to ochoty. Może dlatego, że był zmęczony, bo trochę się z Gwen dzisiaj nałazili, a i zjeżdżanie z górek na jabłuszku też było sporym doświadczeniem. Odpoczywając na swoim łóżku Figo podleciał do okna i zaczął dobijać się do pokoju. Co on od niego chcial? Może był głodny, albo po prostu chciał odpocząć w swojej klatce? Ale to nie było do niego podobne, nie do Figo, to była dość hałaśliwa i nieznośna zarazem sowa. Jednak widząc w jego dziobie list od razu drygnął na nogi i zabrał jej list. List był od Cait. Taka ważna sprawa? Ciekawe o co chodzi dlatego dłużej nie czekając wyszedł z pokoju wspólnego i poszedł w miejscu gdzie ponoć miał się spotkać ze swoją siostrą. Zauważył Cait od razu na wejściu. - Cait co jest? Nigdy nie pisałaś do mnie listów z gwałtownym spotkaniem... - to go właśnie nawet trochę przeraziło. Stało się coś strasznego czy coś?
No tak sprawa nie ścierpiałaby zwłoki, Cait cieszyła się więc faktem, że kuzyn dotarł w wyznaczone miejsce tak szybko. Zastanawiała się nawet, czy czasem nie zepsuła mu cennego, wolnego czasu, ale z drugiej strony... Chyba powinna z kimś pogadać, czasem jednak trzeba. Wiadomo, każdy w jakimś tam stopniu zmienia się wewnętrznie i czasem trzeba zaakceptować już to, jakim się stało przez minione zdarzenia. Stało się dużo... W ogóle po co ona tam szła? Czemu w to wszystko się wplątała. Dodatkowo ta tragedia ogólnoświatowa i sposób radzenia sobie z nią zaproponowany przez rząd... Mała i duża tragedia, to będą tematy dzisiejszej rozmowy prawie, że rodzeństwa. Gdy zaczął do niej mówić, stanęła jak osłupiała. Nie wiedziała od czego zacząć... Tyle chciała mu powiedzieć, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że pewnie nie wszystkiego chce słuchać. W ogóle to zdała sobie prawe, że dziwne, iż akurat do niego uderzyła... Ale, czy znalazłaby kogoś bliższego niż rodzina? Nie sądzę... - Cieszę się, że jesteś. - Powiedziała tonem, który za bardzo na to nie wskazywał. Jednak tam w środku wyrywała się z niej mała dziewczynka chcąca przytulić go mocno. Jednak nie na to teraz odpowiednie miejsce i czas. - Usiądź proszę, nie ustoję mówiąc Ci, co się stało - To ciągłe ściszanie tonu głosu, przejęcie... Mogło jeszcze bardziej przerażać. W takiej atmosferze sprawy o których chce mówić wydają się drobnostką. To wygląda jakby co najmniej drugi raz matka jej umarła, czy coś Milczała chwile, próbowała zebrać myśl. Nie wiedziała, że Max coś do niej mówi, czy to tylko jej złudzenie. Spojrzała w końcu na niego wielkimi, zaszklonymi od łez oczyma. Czyżby płakała? Nie... Przynajmniej jeszcze nie. - Zapewne wiesz, że kiedyś ja i Ced... I teraz Scarlett. I no... I trafiła kosa na kamień - Wypowiedź budowała bardzo chaotycznie, miała jednak nadzieje, że chłopak choć trochę orientuje się w sytuacji. Trochę z wizbooka, trochę z plotek... Skądkolwiek! Spuściła głowę do dołu, nie wiedząc co powiedzieć dalej. Czuła się trochę jak dziecko, które czeka na karę za swój "niewinny" żart... Jakby zabrała mamie z torebki cukierka, czy coś takiego. A jeszcze druga rzecz do ujawnienia czekała... I jak bidulka to zrobi?
Z jednej strony nie był zadowolony, że ta wysłała mu sowę z szybkim spotkaniem, bo jedynie go tym zdenerwowała, że stało się coś zlego, jednak z drugiej strony cieszył się, że Cait ma do niego zaufanie i że może powiedzieć mu o wszystkim. Jego czas nie kiedy był cenny, ale teraz niczego nie był pewny. Spotkanie z Gwen całkiem się spieprzyło, ale jak na razie nie chciał nic mówić kuzynce o swoim związku, bo sam nie wiedzial co dalej z tego wyniknie. Kompletnie nie wiedział o co jej chodzi, bo w gruncie rzeczy dziewczyna nigdy go ze sobą nigdy nie brała, jedynie nie raz do Hogsmeade na piwo kremowe i na tym się kończyło, a szkoda. Bo chciałby spędzać z nią więcej czasu, ale to już zależało od niej, pewnie pomoc puchona by jej się nie kiedy przydała. W naukach ścisłych nie szło mu najlepiej, ale pare tam zaklęć potrafił przez co jeden z drugiem dostaliby po łbie za zranienie jej siostry. Dlaczego Max tak bardzo kochał Cait? Pewnie dlatego, że sam nie miał rodzeństwa i nadal nie ma, dopiero jest w brzuchu jego matki, a do tej pory wychowywał się z Cait i to ona była dla niego najważniejsza. Dlatego obawiał się co ta ma mu do powiedzenia, takiego ciekawego. Bo czekał na jakąś sensacje, ale na pewno pozytywną, a z tego co widział po jej minie to nie była to szczęśliwa nowina. Spojrzał na nią lekko zdziwiony i tak jak ta mu kazała zasiadł na jakimś krzesełku zakładając ręcę za szyję. Co takiego mogło się stać? Cait w końcu by mu powiedziała, a nie owijała w bawełnę. Max był bardzo ciekawskim człowiekiem, ale wiedział, że skoro to nie jego sprawa to nie woła wyjaśnień, ale skoro Cait sama go zaprosiła i naruszyla jego szare komórki do myślenia nie miała innego wyjścia tylko powiedzenia mu co ją tak na prawdę trapi. - Cedric? Scarlett? Możesz trochę jasniej? - zapytał spoglądając na nią bardzo uważnie. Jego twarz zmizerniała, ale najwidoczniej nie był w temacie, bo skoro ona sama mu nic nie mówiła, to ten się nie zamierzał do tego wtrącać, więc będzie musiała go w to wszystko wtajemniczyć, teraz to już nie miała innego wyjścia.