Jest to zwykle najrzadziej odwiedzany korytarz, raczej dość trudno wpaść tu na tłumy osób. Być może właśnie dlatego, że na tym poziomie zamku, wykładane są przedmioty nie cieszące się wielką popularnością. Liczne witraże w oknach nie przepuszczają wiele światła. Atmosfera jest tu więc dość tajemnicza i spokojna.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Violettę Strauss.
Zmiana wyglądu lokacji: Pod ścianami porozstawiane zbroje z dyniowymi latarniami halloweenowymi zamiast hełmów. Gęste pajęczyny pod sufitem i w kątach oraz na niektórych elementach stojących na korytarzu. Porozwieszane w powietrzu świece. Znajdujące się gdzieniegdzie łańcuchy będące kajdanami, które przy mocniejszym poruszeniu wiatru uderzają o ścianę, wydając przeraźliwy hałas. część z nich wije się na podłodze i grozi potknięciem.
Rzuć k6:
1 - z każdym twoim ruchem dyniowe głowy mijanych na korytarzu zbroi zdają się z ciebie śmiać i milkną jak tylko spoglądasz za siebie. Towarzyszy ci przez to nieprzyjemne uczucie paranoi i bycia obserwowanym. 2 - olbrzymi pająk zsuwa się z pajęczyn pod sufitem prosto na twoje ramię i zaczyna wędrować po twoim ciele. 3 - Uważaj gdzie chodzisz! Nieumyślnie nadepnąłeś na kafelek, na który ktoś rzucił Tonitrus Esnaro. Jak tylko twoja stopa spoczęła na wyczarowanym glifie z podłogi wystrzeliły elektryczne liny, które rażą cię prądem i paraliżują na krótką chwilę. 4 - potknąłeś się o stary łańcuch, którego kiedyś używano do zamęczania uczniów. Nieszczęśliwie noga ci się w niego zaplątała tak, że upadłeś na kafelki i się potłukłeś. Rozplątując się z łańcucha nawet nie zauważyłeś, że zgubiłeś 10 galeonów. Stratę odnotuj w odpowiednim temacie. 5 - atmosfera Halloween sprawia, że duchy w zamku są dużo bardziej ożywione! Nagle przez ścianę przenika jeden z duchów, który przechodzi przez ciebie. Oblewa cię straszliwa fala zimna, która towarzyszy ci do końca wątku. 6 - coś wyraźnie wystraszyło osobę, która szła korytarzem przed tobą. Do tego stopnia, że zgubiła ona sakiewkę. Jest w niej niewiele pieniędzy, bo tylko 10 galeonów. Możesz je sobie przywłaszczyć lub poszukać ucznia, do którego należy sakiewka. Wówczas twój gest zostanie wynagrodzony przez nauczyciela lub prefekta 5 punktami domu. Uwzględnij decyzję w swoim poście, a następnie zgłoś się w tym temacie po galeony lub w tym po punkty domu.
- Yhym... oczywiście. - Zrobiło jej się trochę przykro, że Jane ma przed nią sekrety. Ale w końcu każdy ma do nich prawo, prawda? Próbowała przekonać samą siebie do tego, ale kiepsko jej to wychodziło. Westchnęła tylko. - Szymon? Nie... mało się orientuję. Ale wiesz... przy nim nie czuję się tak swobodnie jak przy powiedzmy... Danielowi cz Natanielowi, nie wspominając już o tobie i innych dziewczynach. Sama nie wiem dlaczego. - Uśmiechnęła się uspokajająco. Nurtowało ją, dlaczego dziewczyna tak usilnie wypytuje ją o tą dwójkę. - Oczywiście, że wiem. Pytaj, o co tylko chcesz. Powiem ci WSZYSTKO. - Również nałożyła nacisk na to słowo. Nadal się uśmiechała. Szkoda tylko, że ty masz co do tego jakieś wątpliwości. Dodała w myślach.
Widziała, ze sprawiła Elliott przykrość. A nich to szlag! Powie jej. - Elliott, tylko że ty już wszystko wiesz! Powiedziałabym ci o wszystkim, ale to nie mój sekret. Ja go tylko znam. Ale zapewniam cię, że ty też. Przypomnij sobie rozmowę z Natanielem po tym, co wydarzyło się na I piętrze. Proszę cię, nie chce mieć przed tobą sekretów. Zaśmiała się gorzko. Co jeszcze mogła powiedzieć ? Elli musi sama się domyślić. Zbyt bardzo Jane ufała Natanielowi, by go teraz wydać. Zwłaszcza, że ten był przyjacielem, jaj przyjaciółki. Ale to pokręcone.
- To nie mój sekret... Tylko to wryło jej się w pamięć. O co jej chodziło? I skąd wiedziała, że rozmawiała z Natanielem po wydarzeniach na pierwszym piętrze? Zresztą mniejsza o to... skąd wiedziała o czym? No bo... nie przypominała sobie, by jej o tym mówiła, oprócz wzmianki o wojnie rodów. Ale przecież każda rodzina miała jakieś problemy między sobą. W końcu nikt nie powiedział, że wszyscy spokrewnieni muszą się tolerować. Powiedział jej wtedy o tym, że Szymon jest... jest zabójcą, ale pomijając sam fakt... dałaby sobie głowę uciąć, że o tym nie wspominała... Nataniel nie mógł... nie mógł się zajmować tym samym. Prawda? Nie mógłby. Chociaż z drugiej strony zawsze jej mówił, że jest tym czarnym i złym. Delikatnie pobladła. Nie będzie przecież wysuwać pochopnych wniosków. Co to, to nie. - To ja przepraszam. - Wzięła Jane z ręce i uścisnęła je. Jak mogła zwątpić w swoją przyjaciółkę?! No jak?! Idiotka, ot co! - A teraz opowiadaj. Jak to było z tym Danielem. Jeśli chcesz oczywiście.
A jednak ! Cholera. Nie, nie zwątpi w nią. Przypomni sobie. Na pewno sobie przypomni. Uśmiechnęła się, gdy dziewczyna znów poruszyła temat Daniela. - Też będę taka wścibska, jak już ci kogoś znajdę -powiedziała i pokazała jej język. Oczywiście żartowała, i łatwo szło to wyczuć. - Co chcesz wiedzieć ? Jeśli Jane będzie musiała się tak zwierzać Sigrid, Karmelkowi, Morg i innym, Daniel stanie się tematem tabu, ot co!
- Ależ proszę bardzo. - Również pokazała jej język. - I wcale nie jestem wścibska... no dobrze... - przewróciła oczami z uśmiechem. - ...może trochę jednak tak. Ale tylko odrobinkę. Co chciała wiedzieć? Otóż... - Wszystko! - Wykrzyknęła, śmiejąc się przy tym jak wariatka. - Absolutnie wszystko, co chcesz mi powiedzieć.
Zaczęła się śmieć. - Wszystko, to pojęcie względne...- już miała dodać "tak jak miłość" ale ugryzła się w język. I to dosłownie. - Aućć -syknęła, czując w buzi posmak krwi i wywołując u Elliott kolejny wybuch śmiechu. Sama też się zaśmiała. - No cóż...hmm.... zdaje się, że na razie wszystko jest dobrze. Wiesz, ja nie jestem za dobra w opowiadaniu o takich rzeczach. Może po prostu pytaj. Będzie mi zdecydowanie prościej. Puściła jej oczko.
- Nie wiedziałam, że jesteś masochistką. - Wydukała między napadami śmiechu. Jednak kiedy dziewczyna zaczęła mówić umilkła. Przechyliła głowę i uważnie przysłuchiwała się jej słowom. Miała nadzieję, na jakieś pikantne szczegóły, ale trochę głupio było się o to pytać. Nie każdy chce się z tego spowiadać. - Co było po tym jak mu powiedziałaś, że jest dla ciebie ważny? Całowaliście się? - Oj, Elliott twoja ciekawość się zgubi. - Oczywiście jeśli nie chcesz, to o tym nie mów. Nie mam wyczucia w takich sprawach.
Wybuchła donośmy śmiechem. - Nie..-przerwa- jestem..-przerwa- masochistką...- wydusiła, dusząc się śmiechem. W końcu jednak się opanowała (no, może trochę). Zastanowiła się. - Przytuliłam się do niego, przeprosiłam go za swoją gafę w lesie, on przeprosił mnie za to, że krzyczał i mnie pocałował. Ładna bajeczka. Taka trochę... jakby.... mało....realna ? Wiesz, nadal nie mogę uwierzyć, że to spotyka mnie. A właśnie ! Coś sobie przypomniała! - Hej, hej! Koleżanko -zrobiła srogą minę- Dlaczego Daniel uważa, że powiedziałam o trym wszystkim znajomym w Hogwarcie. Przecież mówiłam tylko tobie. Miała oburzoną minę, ale iskierki w oczach psuły cały efekt. Kochała Eliś, i nie byłą w stanie długo się na nią gniewać.
- Trochę jesteś - Powiedziała swobodnym głosem, szczerząc się do Jane. Zaraz, zaraz... pocałowali się? POCAŁOWALI SIĘ! Yay! - Po-ca-ło-wa-li-ście-się! - Powiedziała podekscytowana. - I to nie żadna bajka! Znaczy bajka, ale realna! I założę się, że będzie miała happy end. Boże, już widzę ciebie i jego z gromadką malutkich, pulchnych rudzielców o niebieskich oczach. Tak trzymaj dziewczyno! Łapiesz wiatr w żagle i tak powinno być. Zrobiła niewinną minkę, która przecież była jak najbardziej prawdziwa! - Ja? Ja nic nikomu nie powiedziałam! Naprawdę. Znaczy... tylko wspomniałam, że wiem kto by go wolał zamiast boskiego Edłarda, ale on mnie przydusił do ściany i pytał dalej. Z jakiego jest domu? Z jakiego jest domu? No to mu mówię, że nie z Gryffindoru ani Slytherinu. No to on: No powiedz, no powiedz. Ale ja się trzymałam! Naprawdę się trzymałam.
- No dobra, trochę tak. Ale tylko troszeczkę. Tyci tyci. Zaśmiała się. - Pocałowaliśmy się. Może przeliterować ?-powiedziała, lekko zirytowana zachowaniem przyjaciółki, a gdy Elliott zaczęła opowiadać jakieś niestworzone historie o rudych dzieciach, uderzyła ją w ramię. Oczywiście, nie mocno. Tak dla żartów. Aby przestała gadać głupoty. - Przeginasz. Słuchała odpowiedzi przyjaciółki, czując ulgę i zdenerwowanie zarazem. Skoro nie Eliś, to kto mu coś powiedział ? Skąd w ogóle przyszło mu do głowy, że powiedziała komuś. - Skoro nie ty, to kto ? -spytała, bardziej siebie niż Elli.
- Dziękuję bardzo, ale sama umiem to zrobić. - Pokazała jej język. - Udowodnić ci to? Znała już odpowiedź, ale chciała się trochę podroczyć. Wiedziała, że lekko zirytowała przyjaciółkę, ale musi się do tego trochę przyzwyczaić. Elliott nie myśli co robi ani co mówi, wyjątek stanowią jedynie momenty zagrożenia. - Aua... nie dość, że masochistka, to jeszcze sadystka. - Jęknęła przesadnie i spojrzała na Jane z wyrzutem. Dała Jane kuksańca w bok. Było to dość trudne, ale wykonalne. Zastanowiła się nad pytaniem Krukonki. Ją też to zastanowiło. Przecież ona z pewnością nic nie mówiła. W każdym razie sobie tego nie przypominała, a pijana wtedy nie była. - Nie mam pojęcia. - Wzruszyła zrezygnowana ramionami. - To straszne czegoś nie wiedzieć. Jęknęła.
- Nie, nie trzeba -powiedziała, śmiejąc się. Oparła głowę o ścianę i pogrążyła się w myślach. O tym, że Daniel i Jane może wiedzieć jeszcze tylko Karmelek, ale albo to on jej powiedział, albo dziewczyna sama się domyśliła. Tak czy siak, winy Jane w tym nie było. Eliś dała jej kuksańca w bok, za co Jane zaczęła ją podziwiać, bo było to dość trudne. Ale dla przyjaciółki najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych. - Dobra, nieważne. Wyjdzie w praniu jak to mówią - powiedziała, wracając do rzeczywistości.
- Wyjdzie, ale na chwilę obecną nie wiemy kto to, co strasznie mnie wkurza. Pierwszy raz czegoś nie wiem. - Zmarszczyła brwi i roześmiała się. - No dobra... nie pierwszy i zapewne nie ostatni. A ty mi tu nie odpływaj. - Jaaaaaane... - Przeciągnęła specjalnie "a". - Kocham cię, wiesz? Jesteś siostrą, której niestety nigdy nie miałam. Wyszczerzyła się do przyjaciółki.
- Przepraszam -powiedziała, wracając do rzeczywistości. Nie słyszała tego, co mówiła wcześniej przyjaciółka. Od razu tego pożałowała. Gdy usłyszała długie "aaaa" w wymowie swojego imienia, uśmiechnęła się. - Wiem, wiem. Ja ciebie też Eliś. Zaginione siostry.... - puściła jej oczko i wyszczerzyła zęby. Zaginione siostry. Nie, niestety było to niemożliwe. Ale mogłoby być ciekawe.
Simone założył sobie że przejdzie przez każde piętro zanim trafi do Wielkiej Sali -do celu. Nie myśląc za dużo (wystarczyło ze na lekcji główkował) szedł sobie spokojnie VI piętrem myśląc o niebieskich migdałach. Aż tu nagle trach! wpadł na kogoś. Ten ktoś był od niego dużo niższy,więc (na nieszczęście tego kogoś) chłopak razem z tą osobą wylądował na ziemi. Dzięki temu że uprawił Judo szybko zrobił pad nie uszkadzając dziewczyny (bo nasz inteligenty myśliciel spostrzegł się że to dziewczyna) a przynajmniej tak mu się wydawało. Spojrzał na rudą malutką osóbkę i zapytał nieudawanym zamartwianiem: -Nic ci nie jest?
Ostatnio zmieniony przez Simon Lewis dnia Sro Lut 02 2011, 19:34, w całości zmieniany 1 raz
Jane rozmawiała w najlepsze z Eliś, gdy nagle poczuła, że ktoś na nią wpada. Dziewczyna przewróciła sie, a chłopak wylądował na niej. - Uchh… -wyrwało jej się, gdy chłopak wylądował na jej brzuchu. Spojrzała na winowajcę. Nie znała go. Spróbowała się podnieść, ale nie wyszło jej to za dobrze. - Ile razy będę jeszcze poznawać ludzi w ten sposób? -spytała retorycznie, ignorując pytanie chłopaka. Tak, Daniela też tak poznała. Lądując na podłodze. Zwykle to ona była temu winna, ale cóż... Mówi się trudno. Oparła się na łokciach i odgarnęła rude włosy z twarzy. Po chwili jednak, zdała sobie sprawę, iż to było trochę nie miłe, więc zrekompensowała się. - Nie, nic mi nie jest - powiedziała, wstając. Chłopak był od niej dużo wyższy (wróciły jej kompleksy na temat jej wzrostu). - Jestem Jane. - powiedziała, podając mu rękę. - A to Elliott -dodała, wskazując na przyjaciółkę.
-Mógłbym o to samo zapytać-posłał dziewczynie nieśmiały uśmiech. Popatrzył na dziewczynę...wyglądała na całą. Wstał i otrzepał niebieski spodnie.Słysząc zapewnienie dziewczyn odetchną z ulgą. Jego wzrost był jego przekleństwem,stawał się przez to troszkę niebezpieczny -Dobrze ze nic ci nie zrobiłem-powiedział z nieudawaną ulgą. Popatrzył na dziewczyną i pomyślał "Całkiem ładna" -Simon-uścisną dłoń dziewczyn będąc pod wrażeniem jej spojrzenia. Gdy usłyszał A to Elliott od razu spojrzał na wskazany "obiekt". Przekrzywił głowę notując wygląd blondynki która dorównywała uroda koleżance.
Uśmiechnęła się szeroko do Jane. Zaginione siostry, podobało jej się. Cudownie, wprost idealnie. Zawsze chciała mieć siostrę, ale rodzice się przed tym bronili. Po tym, co z nią przeszli wcale im się nie dziwiła. Krótkie puknięcie wyrwało ją z zamyślenia. Po Krukonce nie było śladu. Rozejrzała się zdenerwowana, kiedy ujrzała, że leży pod jakimś chłopakiem. Dosłownie. Zachichotała. Ta to miała szczęście. Popatrzyła na chłopaka. Wyraźnie Krukon. Stuprocentowo. - Miło mi. - Uśmiechnęła się szeroko, patrząc Simonowi w oczy. W końcu to po nich najlepiej poznać człowieka, prawda? Tak więc oczy chłopaka nie wzbudziły w niej niepokoju. Na szczęście. Przesunęła się, robiąc miejsce na parapecie i poklepała je ręką. Nic nie powiedziała, tu trzeba się domyślić. Chociaż w sumie... gest był oczywisty.
Zaśmiała się. Najwyraźniej nie tyko ona poznawała ludzi w takich okolicznościach. - Miło mi -powiedziała, o dziwo, całkiem szczerze. Uścisnęła chłopakowi dłoń, po czym spojrzała na Elliott, która uczyniła to samo. Jane z powrotem usiadła na parapecie, aby nie narażać się na inne tym podobne upadki. Głowa jeszcze (choć, może to tylko jej psychika) bolała ją po tym, co się stało na I piętrze. Tak, to na pewno psychika dziewczyny. Bo w końcu od tego zdarzenia minęło dużo czasu i Eliś zawlokła ją od razu do SS. Okazało się, że to było coś poważnego. Ach, ta Eliś. Co Jane by bez niej zrobiła ? Krukonka spojrzała na chłopaka swoimi zielonymi oczyma. Chyba to ktoś z jej domu. Tak, raczej na pewno. Uśmiechnęła się. - W brew pozorom, nie tak łatwo mnie skrzywdzić. Jestem twarda -powiedziała, wypinając dumnie pierś, ale po chwili roześmiała się. Gestem ręki pokazała chłopakowi, aby usiadł koło nich. W tym momencie Elliott zrobiła dokładnie to samo. Obie zaśmiały się. Jane już zaczynały boleć policzki od ciągłych śmiechów. A co najdziwniejsze, zawsze śmiała się szczerze i od serca. I to było widać.
Przewróciła oczami. - Ależ oczywiście, przecież ty jesteś niezniszczalna. Co zresztą udowodniłaś lądując w Skrzydle Szpitalnym. - Pokazała jej język i usiadła na miejscu, które jej przyjaciółka zrobiła dla Simona. Spojrzała na chłopaka przepraszająco i oparła głowę na ramieniu Jane. Czy ona już mówiła, że kocha się przytulać? Nie? Niemożliwe. Na pewno o tym wspominała. Sięgnęła po torbę i zaczęła ją nerwowo przeszukiwać. Coś zabrzęczało, zachrzęściło i zastukało. Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, to jej torba była zaczarowana. Mieściło się w niej wszystko. Dostała ją na ostatnie urodziny od rodziców i od tamtej pory się z nią nie rozstawała. Mruknęła coś o bałaganie i w końcu z triumfującym okrzykiem wyjęła trzy kubeczki, butelkę soku dyniowego i fasolki wszystkich smaków. Położyła je na środku. - Częstujcie się. Puściłabym też muzykę, ale niestety w tym zamku nic nie działa. - Zrobiła niezadowoloną minę.
-Najwidoczniej-wybuchną serdecznym śmiechem. Czuł się bardzo swobodnie w obecności tych dwóch z wiadomych przyczyn. Zobaczył jak dziewczyn zachęcaja go do siadania na parpecie odparł: -Wybaczcie mogę mieć problem z zmieszczeniem się,chętnie postoję-uśmiechnął się. -Naprawdę? Rzadko spotyka się takie dziewczyny-w jego angielskim było słychać hiszpański akcent-raczej takie które są już chore gdy złamią sobie paznokieć.-Simone miał szczerą nadzieje że,one nie należą do tej grupy,ale po ich ubiorze wywnioskował że (chyba) miał rację. gdy zobaczył torbę Elliott uśmiechnął się; -Moja siostra ma podobną torbę,chyba ma nawet taki sam wzór-Na słowa Eli klasną w dłonie: -To irytujące prawda? Jeju ile bym dał za chociaż 20 min którymś z moich ulubionych zespołów!-westchną wyrażając tym swoje niezadowolenie. Sięgną po jedną fasolkę-trafił na imbirową FUJ!
- No już bez przesady. Nie należysz z pewnością do osób z nadwagą i raczej nie jesteś taki szeroki jak my dwie. Masz całą połowę parapetu do wykorzystania. - Uśmiechnęła się, nalewając przy tym soku do kubeczków. Wzięła jeden z nich i upiła łyk. Uświadomiła sobie, że strasznie dawno nic nie piła, a to przecież grzech przy jej trybie życia. Matka zawsze jej wypominała, że musi spożywać ogromne ilości wody, co czasami strasznie irytowało dziewczynę. - Cóż... masz to szczęście i trafiłeś na jedne z tych nielicznych właśnie. Prawda, Jane? - Zaśmiała się cicho. Zaraz jednak zmarszczyła brwi. - Masz dość specyficzny akcent. Jesteś... Hiszpanem, prawda? Często bywała w tym jakże ciepłym kraju i nasłuchała się już dość wielu osób o owym akcencie. - Oj, taak. Strasznie irytujące. Jedyne co mi tutaj pozostaje, to własny głos, gitara czy fortepian i mój wieczny zeszyt.
Żachnęła się. - Sama mnie tam zaciągałaś ! Ja bym sobie dała radę! –oczywiście, to było kłamstwo i szło to wyczuć. Jane nigdy nie umiała kłamać. Jedna z jej największych wad. Spojrzała Simoniwi w oczy, badając go swoim kocim wzrokiem. Po chwili uśmiechnęła się serdecznie. - To dobrze trafiłeś – powiedziała, pokazując swoje paznokcie chłopakowi. Nie były co prawda poobgryzane, ale najładniejsze też nie były. Wzięła od Eliś fasolkę. Tofii…. MNIAM! - Taaak. To wkurzające. Gdy chce posłuchać muzyki to musze ją sobie sama zagrać. Zaczęła o tym rozmyślać. Jak dawno nie śpiewała. Ostatni raz… przed pamiętną rozmową z Natanielem. Dziewczyna mimowolnie wzdrygnęła się. Nie chciała do tego wracać. Po chwili zdała sobie sprawę, że Elliott powiedziała właściwie to samo, więc postanowiła zmienić temat. - Simon, często wpadasz na rude dziewczynki ?-spytała, wesoło- Jakoś wcześniej cię tu nie widziałam.
-Ymmm-chłopak się lekko zmieszał-chodziło o mój wzrost-powiedział trochę przygaszony. -I ciesze się niezmiernie, dwie moje siostry (niestety) należą do takich osób ech-westchną. Simone tez chwycił kubek opróżniając go do połowy. Lubił sok dyniowy,oj lubił. -Tak po połowie,w drugiej francuzem-uśmiechnął się lekko zdziwiony że ktoś zauważył,ponieważ bardzo przykładał się do nauki języka angielskiego,no ale cóż... Nie można mieć wszystkiego. -To chyba najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. lecz to nie to samo co AC/DC,czy Linkin Park.
- Tak, tak kochana. Jasne. Bujać to ja, a nie mnie. - Pokazała jej język. Biorąc pod uwagę fakt, że jej głowa była oparta o ramię Jane, nie mogła nie zauważyć, a przede wszystkim - nie poczuć, wzdrygnięcia przyjaciółki. Spojrzała na nią zaciekawiona, ale postanowiła zostawić sobie to pytanie na później. - No tak. - Uśmiechnęła się przepraszająco do Simon i spojrzała w górę. Nie było tu znowu tak nisko, ale skoro woli stać, to proszę bardzo. Jej paznokcie akurat były zadbane. Ale to dlatego, że lubiła bawić się w taki duperele. Ryzyko sportowe i tak odbijało na nich swe piętno, ale starała się to naprawić. - Ciekawe połączenie. - Uśmiechnęła się szeroko. - No zdecydowanie nie to samo. Nic nie może się z nimi równać.
Blondyn wyspal sie i z zadowoleniem na twarzy, ubral sie w czarno-zielona koszule w krate, ktorej rekawy podciagnal, az do lokci i ciemne sztruksy z glebokimi kiszeniami. Na nogi wlozyl czarne Adidasy z krotkimi sznorowkami. Wlosy zostawil w lekkim nieladzie, bo tak wygladaly najlepiej. Przed wyjsciem zajrzal jeszcze do kufra i wyciagnal z niej jedna paczke zelkow "Haribo" zasmial sie zanucil. -Haribo smak radosci, Haribo smak radosci. Przypomnial sobie ta reklame. Wprost uwielbial zelki, rozno-kolorowe misie. Wyszedl z dormitorium i ruszyl na przechadzke po szkole. W koncu dotarl do dlugiego korytarza na szostym pietrze i pierwsze co zobaczyl to grupka uczniow. Byli tacy jakby znajomi. Ruszyl w ich kierunku zajadajac zelki, szybkim, ale tez niemal bezszelestnym krokiem. To Jane! Simone! i Elliot! Wyszczerzyl sie na ich widok. Przynajmniej nie bedzie sie nudzil jak kazdego dnia. Podszedl do Jane i objal ja z tylu z nienacka. -Dobry! ludzie. Powiedzial podnieconym tonem, usmiechajac sie szeroko.