Jest to zwykle najrzadziej odwiedzany korytarz, raczej dość trudno wpaść tu na tłumy osób. Być może właśnie dlatego, że na tym poziomie zamku, wykładane są przedmioty nie cieszące się wielką popularnością. Liczne witraże w oknach nie przepuszczają wiele światła. Atmosfera jest tu więc dość tajemnicza i spokojna.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Violettę Strauss.
Zmiana wyglądu lokacji: Pod ścianami porozstawiane zbroje z dyniowymi latarniami halloweenowymi zamiast hełmów. Gęste pajęczyny pod sufitem i w kątach oraz na niektórych elementach stojących na korytarzu. Porozwieszane w powietrzu świece. Znajdujące się gdzieniegdzie łańcuchy będące kajdanami, które przy mocniejszym poruszeniu wiatru uderzają o ścianę, wydając przeraźliwy hałas. część z nich wije się na podłodze i grozi potknięciem.
Rzuć k6:
1 - z każdym twoim ruchem dyniowe głowy mijanych na korytarzu zbroi zdają się z ciebie śmiać i milkną jak tylko spoglądasz za siebie. Towarzyszy ci przez to nieprzyjemne uczucie paranoi i bycia obserwowanym. 2 - olbrzymi pająk zsuwa się z pajęczyn pod sufitem prosto na twoje ramię i zaczyna wędrować po twoim ciele. 3 - Uważaj gdzie chodzisz! Nieumyślnie nadepnąłeś na kafelek, na który ktoś rzucił Tonitrus Esnaro. Jak tylko twoja stopa spoczęła na wyczarowanym glifie z podłogi wystrzeliły elektryczne liny, które rażą cię prądem i paraliżują na krótką chwilę. 4 - potknąłeś się o stary łańcuch, którego kiedyś używano do zamęczania uczniów. Nieszczęśliwie noga ci się w niego zaplątała tak, że upadłeś na kafelki i się potłukłeś. Rozplątując się z łańcucha nawet nie zauważyłeś, że zgubiłeś 10 galeonów. Stratę odnotuj w odpowiednim temacie. 5 - atmosfera Halloween sprawia, że duchy w zamku są dużo bardziej ożywione! Nagle przez ścianę przenika jeden z duchów, który przechodzi przez ciebie. Oblewa cię straszliwa fala zimna, która towarzyszy ci do końca wątku. 6 - coś wyraźnie wystraszyło osobę, która szła korytarzem przed tobą. Do tego stopnia, że zgubiła ona sakiewkę. Jest w niej niewiele pieniędzy, bo tylko 10 galeonów. Możesz je sobie przywłaszczyć lub poszukać ucznia, do którego należy sakiewka. Wówczas twój gest zostanie wynagrodzony przez nauczyciela lub prefekta 5 punktami domu. Uwzględnij decyzję w swoim poście, a następnie zgłoś się w tym temacie po galeony lub w tym po punkty domu.
Zaśmiała się jedynie lekko. - Jak widać wówczas nikt nie wpadł na pomysł gry z całowaniem, ale kto wie, jak potoczy się ta impreza. - Uznała z lekkim rozbawieniem w głosie. Była też ciekawa ilu chętnych poszłoby w nią grać. Zapewne wszystko zależałoby od tego, kto już by w nią grał. - Pytania i żądania są teoretycznie nieco bezpieczniejsze niż wylosowanie całowania z jakimś Puchonem. Ale tylko teoretycznie, po pierwsze nie wiadomo jakie ktoś wymyśli Ci żądanie, po drugie, to nie gra, dla osób które nie preferują przedstawiania całej szkole swoich ewentualnych tajemnic - oczywiście nie było powiedziane, że do takiego czegoś by doszło, wszak ktoś musiał też zadać właściwie pytanie. Jednakże nigdy nic nie wiadomo. - Pewnie też bym w nią zagrała. - Dodała jeszcze, mimo wszystko. - Ależ jako, iż jesteś moim obrońcą i tak, i tak możesz liczyć na taniec podczas balu - rzekła posyłając mu jeszcze uroczy uśmiech.
-Jak będzie nudno, zawsze można rzucić taki pomysł i dyskretnie się zmyć. -uśmiechnął się lekko. -Większość napalonych, czternastoletnich dziewcząt, pewnie Puchonek, z pewnością chętnie rzuciłaby się do gry w nadziei na osaczenie przystojnych siódmoklasistów. -dodał nieco ironicznie, nieco łobuzersko. Pytania i żądania? No cóż, kto powiedział, że trzeba mówić PRAWDĘ? Znaczy, "trzeba", ale Louis miał na to odrobinkę inne poglądy. -Ja pewnie też, chociaż z pewną dozą ostrożności. Najpierw wolałbym poobserwować i zorientować się, czy są jacyś szaleńcy pytający o conajmniej nieodpowiednie sprawy, lub żądający biegania nago po dachu. -roześmiał się, i od razu odwzajemnił uśmiech. -Niezwykle mi miło, mademoiselle! Widzę, że bycie obrońcą bardzo się opłaca.
Wyobraziła sobie takie rzucenie się czternastolatek na starszych podczas gry. Szczególnie zapewne byłyby zainteresowane, jeśli na balu pojawili by się jacyś studenci. - Studenci pewnie teraz też nie mogą narzekać na brak powodzenia, w końcu wiele dziewczyn chciałoby starszego chłopaka najlepiej jeszcze ze studiów - powiedziała z lekkim uśmiechem. Oj Jay pewnie nie narzeka na to, że zamiast bawić się w nauczyciela ma dla siebie skrzydło studenckie. - No cóż, to by było prawdziwe wyzwanie - uznała z błąkającym się na ustach uśmiechem. Bieganie nago po dachu, no cóż, na pewno wywołało by coś takiego duże zainteresowanie! Jednakże Effie i tak zawsze wybierała pytanie, a przynajmniej dotychczas tak zawsze było, wolała nie ryzykować z kreatywnymi pomysłami niektórych osobników. - Bezpieczniej jest wybierać pytanie. - Dodała jeszcze. - Oczywiście! Bycie takim obrońcą wiąże się z wieloma korzyściami - zapewniła go zupełnie pewnie.
Ostatnimi czasy było strasznie. Pogoda nie dopisywała raczej spacerom przez błonia Hogwartu i w ogóle nigdzie. Rudowłosa Sydney korzystając z tych niesprzyjających warunków pogodowych, spacerowała sobie po korytarzach zamku i do tego jak najdalej wyjścia ze szkoły. Dzień nie był ponury jak dla niej, ale właśnie ją przyciągał. Działał jak magnes, gdy wyglądała przez otwarte drzwi zamku. Nie chciała już dłużej siedzieć w otoczeniu murów budowli, musiała wyjść, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale nie opuściła zamku. Chodziła rozmyślając. Nad czym? Rozmyślała tak na temat swojego istnienia. Cóż, była naprawdę inteligentną dziewczyną, a mimo to szukała nadal swojego prawdziwego szczęścia. Wielu miała przyjaciół, ale za to wrogów także posiadała. Jak na swój wiek potrafiłaby zrobić wszystko. Chociaż może i nie. Nigdy nie została nauczona jak okazywać swe uczucia, dlatego też zastanawiała się jak spełniłaby się w roli matki i żony. Chciała poznać jak to jest, tylko nigdy nie dane jej było przeżyć choćby jakiegoś poważniejszego romansu. Zakochiwała się nie raz, nie dwa, ale zawsze to uczucie było nieodwzajemnione. No może dwa razy się tak zdarzyło, ale sie skończyło. Nie była brzydka, jednakże do piękności było jej daleko. Może to sprawiło, że zaczęła zamykać się w sobie? Powoli traciła sens życia, ponieważ nie była ostatnio w żadnym związku. Traciła nadzieję na to, że ktoś w końcu ją pokocha i będzie chciał, by to właśnie ona została jego wybranką serca. Kilka razy myślała o zakończeniu swego życia, ale nie potrafiła tego zrobić. Często kłóciła się z najbliższymi, nie pokazywała jednak swych słabości. Samotność wręcz kochała, bo mogła się wtedy wypłakać. Chciała jednak mieć kogoś z kim mogłaby porozmawiać. Niby miała przyjaciół, ale jak to było w jej naturze nie narzucała im swych problemów. Była osobą, która wolała w swoich cierpieniach zostać sama, nie lubiła się zwierzać. Gdy niektórzy ją pytali czemu jest przygnębiona, co się stało, może jakoś pomóc, Sydka odpowiadała mimochodem. Rzadko jednak się tak zdarzało, że przychodziła na zajęcia przygnębiona. Sztuczny uśmiech często widzieli znajomi, koledzy, nauczyciele. Nie pokazywała swego smutku. Nie chciała? Może nie umiała? Nikt tego nigdy nie wiedział. Starała się śmiać z żartów, starała się być jak inni. Taka gra świetnie jej wychodziła. Lecz gdy tylko znalazła się sama w domu czy w dormitorium, zaczynała płakać i zamartwiać się nad przegranym losem. Syd zatrzymała się w ogole nie wiedząc, ze to zrobiła. Była tak zamyslona, ze nawet dość łatwo byłoby ją wystraszyć.
Ingrith Fayre miała dziś humor nieokreślony, co wprawiało ją w niemiłosierną irytację wewnętrzną. Otóż, nie mogła się zdecydować, jaki ma nastrój. Czy jest wyciszona, spokojna i zrównoważona, czy jest obrażona na cały świat i kapryśna, mściwa i okrutna, lekka i radosna, inteligentnie złośliwa, przepełniona pośmiertną melancholią? Każda opcja wydawała się taka niesamowicie pociągająca! W rezultacie, duch snuł się powoli pomiędzy korytarzami, absolutnie skupiony na własnym, nietlącym się już nawet krztą życia wnętrzu; oblicze mgliste przyjęło szczególny wyraz nieobecności pełnej ogromnego zamyślenia, a eteryczne ciemne brwi na eterycznej białej skórze ściągnęły się w wyrazie lekkiego poirytowania zaistniałą sytuacją. Ambiwalencja, cóż za okrutna siostra dzisiejszego dnia! Przez całe to bezmyślne krążenie po korytarzach zamku, bezwiedne przenikanie przez ściany, obszyta półbielą postać wyłoniła się nagle ze ściany, przenikając przypadkowo przez Sydney. Krukonka mogła poczuć przerażający, zimny dreszcz rozchodzący się wybitnie nieprzyjemnym doznaniem po całej skórze. Ach, niestety, nieważne jak bardzo Ingrith Fayre chciałaby budzić swym dotykiem inne odczucia, zawsze kończyło się to na głośnym syknięciu poszkodowanych, czasem wręcz stertach niewybaczalnych obelg. Ci drudzy, po takim karygodnym zachowaniu zaczynali doświadczać takiego "zimnego prysznica" znacznie częściej przez swą niegrzeczność. - Och, wybacz mi, Sydney - odezwała się osiemnastoletnia dziewczyna zamknięta w postaci ducha, wyrwawszy się już z zamyślenia. Spostrzegła wtedy, że nie tylko ona sama pogrążyła się we własnym umyśle. Jakże dawno nie widziała tej płomiennowłosej Krukonki! A ostatnio właśnie przemknęła jej w myślach, gdy analizowała drzewo genealogiczne swojej rodziny. Z niekonkretnych obliczeń wyszło, że mogły być bardzo dalekimi kuzynkami, ale z późniejszych obliczeń wyszło coś zupełnie innego. Za każdym razem odkrywała co ciekawsze koligacje rodzinne, tworząc niesamowite historie poprzez swoje lekkie podejście do analiz. Kąciki ust zadrżały, a twarz rozpromieniła się ledwo dostrzegalnym uśmiechem. - Zamyśliłam się... i to nie tylko ja, jak widzę.
Wciąż rozmyślała. Miała dosyć gwaru wokół. Potrzebny jest jej odpoczynek, który ma nadzieję pomógłby jej. Pomyślała o tej niewielkiej grupce przyjaciół. Uśmiechnęła się lekko na myśl o nich. Ostatnio mało z kim się widziała. Unikała ludzi jak ognia, co nie było najlepszym rozwiązaniem, ale tak miała, że czasem chciała być sama. Wiedziała, że może dostać reprymendę od Alexa czy Cassie, na przykład za to, że się nie odzywa. Ale cóż poradzić? Znajomi z jej miasta wydawali się jej zakłamani i aroganccy. Syd bardzo zwracała uwagę na charakter co doprowadziło, że właśnie ma taką małą grupę zaufanych osób. Przypomniał jej się dzień wyjazdu do szkoły. Dziewczyna żałowała jedynie, że nie może zabrać ze sobą do szkoły swej siostry. Patrzyła przed siebie wspominając tamten dzień. Nie zauważyła nawet, że Ingrith przez nią przeniknęła. Dopiero gdy poczuła dość nieprzyjemny zimny dreszcz na swych plecach podskoczyła wystraszona. - Nie strasz. - powiedziała odwracając się w stronę przybysza. - Umrę kiedyś przez Ciebie. - dodała po chwili przyglądania się jej. Przeczesała palcami rude włosy.
Ostatnio zmieniony przez Sydney Tortuga dnia Pią Lis 05 2010, 16:42, w całości zmieniany 1 raz
- Och, to wcale nie takie okropne - odparła lekko na kwestię o umieraniu. I wtedy stało się dla niej klarowne, że nie mogła mieć najgorszego humoru. Jeżeli byłby taki, na wzmiankę o umieraniu mogłaby zaperzyć się, wzburzyć zimną furią albo pogrążyć w kolejnej depresji i odlecieć. Odruchowo, widząc gest Krukonki, sięgnęła wiotką dłonią do własnych włosów. Niegdyś głęboko czekoladowych, dziś po prostu ciemnych w szarości mieniącej się i skrzącej mlecznym srebrem duchowej poświaty. - Ale powinnaś uważać, przy takim zamyśleniu Hogwart jest siedliskiem pułapek... mnie to nie dotyczy, wszak ja nie mogę spaść już ze schodów ... Przyjrzała się jej uważniej, przekrzywiając nieco głowę. Zastanawiała się, jakież myśli przemykać mogą w głowie zwieńczonej płomienną rudością?
- Może i nie. -odparła na stwierdzenie o śmierci. Uśmiechnęła się lekko próbując odgonić od siebie wszystkie zbedne myśli. Wszystkie, które tak mocno siedzą jej w glowie, że często zapomina się i zamyśla na lekcjach, korytarzach. Przeniosła wzrok na Ingrith. - Wiem, że powinnam, ale jakoś samo z siebie tak wychodzi, że jak się zamyślę to nie wiem co się dzieje wokół. Może jak coś się stanie to zacznę uważać.
Kalei przechadzał się korytarzem, rozglądając się z ciekawością. Czy ten zamek musiał być tak cholernie duży?! No cóż, przynajmniej było ciepło. Odgarnął gęste włosy z czoła i zatrzymał się przed jednym obrazów, studiując go z ciekawością. Czemu tu wszędzie są albo kupidyny, albo grube panie? Jak się nie ma dziewczyny, to depresji można dostać!
Natomiast Anais osobiście zaczynała być delikatnie wkurzona na łatwość z jaką gubiła się w zamku nie mniejszym niż Beauxbatons. Aktualnie znajdowała się na korytarzu Merlin raczy wiedzieć którego piętra, bo schody, które wcale nie przypadły jej do gustu, tak sobie zażyczyły. Mamrotała coś pod nosem z niezadowoleniem, jak to ostatnimi czasy miała w zwyczaju, aż nawet doszło do tego, że niechcący potrąciła jakiegoś jegomościa. Nie zatrzymała się jednak, tylko rzuciła krótkie i bardzo treściwe "przepraszam", dalej z determinacją przemierzając kolejne metry.
-Nie szkodzi... -odparł odruchowo i dopiero potem zerknął na dziewczynę. I omieniał. Cóż za cudownej urody istota! Śniada skóra, ciemne włosy, i te oczy, aaaach! Kalei uśmiechnął się lekko do siebie, wyczuwając zdobycz. Polowanie czas zacząć. -Przepraszam, czy ty też się zgubiłaś? Jestem Kalei, z Salem. -rozpoczął z grubej rury, zrównując krok ze ślicznotką.
Słysząc słowa nieznajomego jej studenta, oraz postrzegłszy, że dorównał jej kroku, obróciła głowę i spojrzała na niego uważnie, bo przecież nie przystoi rozmawiać z mężczyzną kompletnie ignorując kontakt wzrokowy, a już na pewno gdy ten wyczuwa w tobie potencjalną, jak to sam raczył określić w myślach, zdobycz, mhm. - Ciągle się tu gubię - odpowiedziała ze zrezygnowaniem, po czym uśmiechnęła się kącikami ust. - Anais Charron z Beauxbatons, miło mi. - przedstawiła się, po czym zamyśliła się na chwilę. - Więc nie mogę liczyć na to, że oprowadzisz mnie po szkole? Ach, kultura na wysokim poziomie, nie ma co. Trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie, a co. Chociaż Francuzka nie miała pojęcia, że już w sumie takowe na nim wywarła.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Szedł, szedł i w końcu trafił na szóste piętro. Co prawda zmierzał w stronę kuchni, jednak trzeba mu pogratulować. Uczęszcza do Hogwartu od listopada, a wie gdzie jest dormitorium i zna Hogsmeade! Brawo, Luke. W sumie to sam nie wiedział co robić, wszak jest 21.40. Spać o tej porze nie miał zamiaru, nie umiałby spokojnie leżeć w łóżku. Wciąż widział czarne oczy, które go prześladowały odkąd... nadeszła odwilż. Ogromna, należałoby dodać. Jednak nie potrafił zupełnie zapomnieć o Anaid. Na zawsze pozostanie w jego sercu - piękne, złociste jak zboże tęczówki i długie, niemal czarne włosy. W dodatku ta zawsze błyszcząca się skóra, która tak bardzo była podobna do śniegu, na który padają promienie słoneczne. Poczuł, że ktoś wszedł mu pod nogi. Schylił głowę i zauważył... małego, zupełnie bezbronnego(przy Luke'u chyba każdy pierwszak jest bezbronny!) Krukona. Zmroził go wzrokiem. Jednak to nie były te same stalowe tęczówki co trzy miesiące temu. Były odrobinę cieplejsze. Warknął tylko coś w stylu "Jak łazisz, kretynie ?!" i poszedł dalej, w swoją stronę. Wiadomo, z niebieską plakietką chodziła Mallory.
Wędrówki, trzeba przyznać, były bardzo w stylu Michelle. Jeśli ktoś chciałby z nią porozmawiać, to albo próbować w nocy w dormitorium, kiedy można uznać, że śpi, ale w dzień, wędrując z kąta w kąt, szukając. Siedząca i skupiona panna Yowane to prawdziwa rzadkość. Idąc, gdzie ją nogi poniosą, zawędrowała wprost na Luke'a - tego samego Gryfona, którego jeszcze niedawno oprowadzała po zamku. Czyżby jakieś niegrzeczne myśli chodziły mu po głowie? Uśmiechnęła się szeroko. Złapała go za ramiona i zaczęła się kręcić. Z perspektywy uczniów przechodzących korytarzem mogło to wyglądać idiotycznie, ale do Krukonki (i Gryfona zapewne też) była to wyśmienita zabawa. Jednak z koordynacja ruchową Michelle, nie obyło sie bez upadku. Po chwili jej nogi tak się zaplątały, że poleciała do przodu, wprost w ramiona Luke'a. - Cześć - odezwała się dopiero, kiedy oboje leżeli na ziemi. Z tym że dziewczynie było o wiele wygodniej niż chłopakowi. W końcu to on uderzył o ziemię.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Poczuł, że wiruje, a potem spada na podłogę i boleśnie uderza się w kolano. - Cholera jasna! Patrz jak... Michelle ? - zapytał zdziwiony. Tak, to ona! Oprowadzała go po zamku, zaraz na początku roku. No ładnie, że też muszą leżeć w tak niewygodnej i niezręcznej pozycji. Baardzo niezręcznej. I nieodpowiedniej dla ludzi. Zwłaszcza na tym samym roku. Cały obolały wstał i roześmiał się. Yowane potrafiła rozśmieszyć człowieka byle czym. Gratulujemy, panno Michelle! Udało ci się rozweselić Gringotta! - Taak, cześć - mruknął. Ostatnio ciągle ktoś na niego wpada. Lecą na ciebie, Luke. Zaśmiał się jeszcze głośniej. - Więc co robisz o tej porze na korytarzu ? W zasadzie dawno się nie widzieliśmy! - uśmiechnął się. Chwilunia. Ona go oprowadzała, a teraz błąka się po Hogwarcie. Niedobrze, nieładnie, niegrzecznie. Ach, darujmy sobie epitety. Po prostu źle. - Muszę ci powiedzieć, że całkiem nam to zwiedzanie nie wyszło. Nigdzie nie umiem trafić - pożalił się z "poważną" miną. Przynajmniej starał się być poważny. Cóż, nie wyszło.
- Wyrażaj się! - zwróciła mu uwagę. Jak można być tak niekulturalnym? I to w stosunku do samej Michelle? Zrozumiałaby, gdyby to było do kogoś innego, no, ale... było i minęło - nie rozpamiętujmy! Trzeba się uśmiechnąć i cieszyć ze spotkania! - Uważaj, bo zacznę krzyczeć, że spotkałam ponuraka! - pogroziła mu palcem przed nosem. - Jeszcze przez ciebie wyląduję w pokoju bez klamek - westchnęła. Było to bardzo wątpliwe. Bo czy ktoś w ogóle widział by Michelle wierzyła w przepowiednie, przeznaczenia i tym podobne? Właśnie, nikt. Panna Yowane nigdy nie była osobą przesądną, więc nawet ponurak nie zrobiłby na niej wrażenia. Chociaż pewnie ganiałaby go, chcąc zrobić zdjęcie. Toż to sensacja! - Spaceruję? - zasugerowała grzecznie, mówiąc prawdę. Bo co innego mogła robić tu o tej porze? - Właściwie to wiesz, porwałam nasza bibliotekarkę, ale gdzieś mi zwiała i próbuje ją złapać, chcesz pomóc? Podrapała się w głowę, rozglądając, szukając po kątach zguby. Może zamknęła się w schowku na miotły? Chociaż pewnie spadła po schodach na sam dół, o! Właśnie tak! - Dawno, dawno... Nie moja wina, że wszyscy się chowają... Może to zabawa w chowanego? Musze spróbować! Hm... właściwie to kiedy ja szukam? Znalazła już kilka osób... teraz mam się schować? - chciała rozwiać swoje wątpliwości, zadając pytania. Kto jej bardziej pomoże niż Luke? - Jak chcesz, to teraz mogę ci pomóc. Nocą się chodzi najfajniej, na prawdę! Albo narysuje ci mapę z moimi zdolnościami artystycznymi. Co ty na to?
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wyrażaj się ? Właśnie dziewczyna zwróciła mu uwagę, a on nic nie robi. Żadnego złośliwego komentarza, pogardliwego uśmieszku, kompletne zero. Coraz gorzej! Tak, cieszmy się, żeśmy spotkali pannę Yowane. - Ponurak ? - spytał zdumiony. Albo wariują jego uszy, albo Michelle robi stroi sobie żarty. Jak to możliwe, żeby ta inteligentna dziewczyna wierzyła w te wszystkie zabobony ? Uff, na szczęście nie. Całe szczęście, że Larse podołał swojemu zadaniu i nauczył go "czytania" w myślach. - Ale za to będą okna - zaśmiał się. Spaceruje, no tak. Dobrze, że został poinformowany, ha! Chwilka, jaka bibliotekarka ? To Charles jest dziewczyną ?! Luke nigdy nie podejrzewał bibliotekarza(?) o bycie bibliotekarką! Ale szukania Charliego może być ciekawe, o. - Jasne, ostatnio widziałem go.. to znaczy ją na wieży! - krzyknął. W środku aż drżał ze śmiechu, który próbował zdusić w sobie. Gdy usłyszał o zabawie w chowanego już nie dał rady. I właśnie w tamtej chwili można było ujrzeć pana Gringotta, który się śmieje. Niesamowity i rzadki widok. - Tak, ale to później, teraz chodźmy szukać bibliotekarki - powiedział. - Gdzie się kierujemy ?
- Oj, tak... wyskoczę z okna i tak jak ci sławni bohaterowie opuszczę psychiatryk na smoku! Będzie o mnie głośno! - wypięła dumnie pierś. A odleciałaby daleko, daleko w siną dal - do krainy smoków i trolli, które z pewnością żyją ze sobą w zgodzie i mają słodkie, głupiutkie dzieci. Jakby tak dłużej nad tym pomyśleć, to mutanty są fajne. Wyobrazić sobie latającego kota albo pływającego królika lub... lub nietoperza, który by szczekał! Na pewno napisze o tym referat, o tak! - Wieża? To ona tak szybko biega? Myślałam, że połamałam jej nogi! To był jeden z moich super ruchów, których nauczył mnie wojownik z zachodu! Widziałam go na filmie. Zostawił kasetę specjalnie dla mnie - mówiła dalej, czując się w swoim żywiole. Poszukiwania z Lukem będą super! Miała tylko nadzieję, że nie zgubi chłopaka. - proponuję zacząć badać wieżę astronomiczną. Słyszałam, że tacy ludzie, którzy dostali w głowę, myślą i mają ciągle przed oczami gwiazdy. Trzeba przyznać, ze panna Yowane wpadła na genialny pomysł. Jak zawsze. Sprawdza się zasada - Brak ci pomysłów? Zgłoś się do Michelle!
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- A ja mam lepszy pomysł! Ty byś wyskoczyła, a ja bym cię złapał. Wtedy ja zostanę superbohaterem! - napiął mięśnie, tak jak to robią wszyscy bohaterowie w bajkach. Co prawda jego były nieco mniejsze, ale nie przejmujmy się drobiazgami. Wizja bycia sławnym bardzo mu odpowiadała. Listy od fanek (no ale czy teraz ich nie dostawał ?), nazwisko zostanie okryte wieczną chwałą ( kurde, tatuś się już o to postarał), a imię Luke będzie się wszystkim kojarzyło z odwagą (teraz też się kojarzy, tyle, że z chłodem i ironią). Tak, musi do tego dopuścić. Oczami wyobraźni już widział ogromny nagłówek we wszystkich gazetach: "Niespotykana odwaga Luke'a Gringotta!". Pod nagłówkiem piękny opis: "(...)uratował skaczącą z okna uroczą niewiastę Michelle Yowane, która chciała uciec z psychiatryka. (...) wszystkie panie, które chcą się umówić z tymże sympatycznym chłopakiem, niech dzwonią pod numer..." No, sympatycznego pomińmy, to ubzdurała sobie gazeta! Wróćmy jednak do rzeczywistości. Zaraz, zaraz. Najpierw trzeba ustalić płeć bibliotekarki. Bo w końcu sam nie wiedział czego szuka. Kobiety w przebraniu mężczyzny, mężczyzny w przebraniu kobiety, mężczyzny, kobiety w przebraniu kobiety, kobiety... Nie, coraz gorzej. Tak oto działa Hogwart na uczniów. Na pewno dodają coś do dyniowych pasztecików. Nie omieszka tego sprawdzić przy najbliższej okazji! - Jakiej płci jest bibliotekarka ? - zapytał. To akurat musi wiedzieć. Wieża astronomiczna ? No jakby nie patrzeć to Charles mógł tam zawędrować, czy ten co go szukają. - Tak, to prawdopodobne - pokiwał głową. No to naprzód, załogo! Na więżę szukać bibliotekarkę!
Jane spacerowała po Hogwarcie bez większego celu. Nim się obejrzała, siedziała na oknie na korytarzu na VI piętrze. Było cicho i spokojnie. Wokół nie było żywej duszy. Zmarłej zresztą też nie. Duchy chyba nie zapuszczały się w tę część zamku. No trudno. Oparła głowę o ścianę i spojrzała przez okno. Jej rude włosy spadały na twarz, zasłaniając większą jej część. Za oknem rozciągał się piękny widok na jezioro i błonia. Bajeczny widok. Ale cały Hogwart była bajeczny. Cała ta magia była czymś...bajecznym. Jane patrzyła, jak płatki śniegu lądują na parapecie, by stopnieć i spłynąć na dół, gdzie zostaną wchłonięte przez ziemię.
Skocznym krokiem szła na spotkanie z Jane. Jej twarz zdobił pełen zadowolenia banan, a oczy świeciły, jak dwie latarenki. Przeczuwała, że przyjaciółka ma dla niej dobrą wiadomość. Ba! Podświadomie czuła, że Krukonka jest szczęśliwa, więc to nie mogło być nic złego. Najchętniej wyszłaby teraz na śnieg i zaczęła tańczyć, wystawiając język i próbując złapać na niego jak największą ilość białego puchu. W końcu zauważyła rudą czuprynę Jane, co sprawiło, że jej serce zabiło jeszcze szybciej z podekscytowania. - Dobra, opowiadaj. Powiedziałaś mu, prawda? Powiedz, że tak. - Gwałtownie usiadła przed rudzielcem.
Ktoś wyrwał ją z zamyślenia. Jane odwróciła głowę od okna. Ciekawe kto to ? Oczywiście, że Elliott. Przecież się z nią tu umówiła. Dziewczyna wydawała się bardzo podekscytowana. Jane zaśmiała się. - Przeżywasz to bardziej ode mnie -zachichotała - Ale tak, powiedziałam mu. Znaczy...znasz mnie. Nie wprost. powiedziałam mu, że jest dla mnie ważniejszy niż każdy inny chłopak. I go przytuliłam. Uśmiechnęła się do własnych wspomnień. Westchnęła cicho. - Ale tak szczerze, to nie o tym chciałam porozmawiać. Znaczy, o tym też. Ale miałam też inny temat na marginesie.
Pisnęła z radości i przytuliła z całych sił Jane. - Wiedziałam, że ci się uda! Po prostu wiedziałam! On na pewno zrozumiał tą aluzję. - Mówiła podekscytowanym tonem, przytulając dziewczynę jeszcze bardziej. W końcu doszła do wniosku, że to mogło ją trochę zaboleć. - Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. - Zgarnęła z twarzy kosmyk włosów i z powrotem oparła się o ścianę. - Poza tym kocham się przytulać! Zaśmiała się. W sumie z niczego. Musiała wyładować ogarniające ją uczucie szczęścia. - Taak? Co to za sprawa?
- Najwyraźniej - powiedziała, zawstydzona tym, że przyjaciółka tak w nią wierzy, podczas gdy ona sama, nie wierzyła w siebie wcale. - D-duuuszę..się -powiedziała, gdy ze szczęścia Elliott miażdżyła jej płuca. - Nic się nie stało -dodała szybko, gdy tylko Gryfonka ją puściła. Chwilę później wzięła głęboki oddech i spojrzała Elliott w oczy. nie potrafiła jej okłamywać. Nie po tym wszystkim co dla niej zrobiła. - Elliott. Nataniel to twój przyjaciel. Wiem, ja też go lubię. Nie, nie patrz tak na mnie. Wkurzył mnie, ale go lubię. Ale on...-gula stanęła jej w gardle. Co miała powiedzieć ? Że przyjaźni się z mordercą ? - Eliś, jesteś pewna co do tego, że można mu ufać ?
Gdy dziewczyna zaczęła mówić o Natanielu, mina jej zrzedła. Pozostał tylko słaby uśmiech, oczy wróciły do normalnego wyglądu. Nadal można było w nich dostrzec iskierkę radości i szczęścia, jednak nie lśniły się jak przed chwilą. Dotarło do niej tylko "ja też go lubię". Spojrzała na Jane nieprzeniknionym wzrokiem. Szczerze mówiąc jej towarzyszka nie wyglądała za dobrze, trochę zbladła i... czyżby bała się jej o czymś powiedzieć. Zmarszczyła brwi. - Wierzę, że nigdy by mi nic nie zrobił. - Spojrzała na Krukonkę badawczo i wyciągnęła w jej stronę palec. - Ty coś wiesz! Uśmiechnęła się, choć nie była pewna czy chce wiedzieć, co dziewczynie chodzi po głowie.
- N...nie, ja tylko...- fałszywa nutka w jej głosie była wyczuwalna. Jane nigdy nie umiała kłamać. Jane wzięła głęboki wdech. - A Szymon ? Ten drugi ? Wiesz coś o nim ? Miała nadzieje, że Elliott niczego się nie domyśli. Ale jest bystra. Prędzej czy później sie zorientuje. - Eliś, chce abyś wiedziała, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. -położyła duży nacisk na słowo "wszystkim" - Wiesz, prawda ?