Jest to zwykle najrzadziej odwiedzany korytarz, raczej dość trudno wpaść tu na tłumy osób. Być może właśnie dlatego, że na tym poziomie zamku, wykładane są przedmioty nie cieszące się wielką popularnością. Liczne witraże w oknach nie przepuszczają wiele światła. Atmosfera jest tu więc dość tajemnicza i spokojna.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Violettę Strauss.
Zmiana wyglądu lokacji: Pod ścianami porozstawiane zbroje z dyniowymi latarniami halloweenowymi zamiast hełmów. Gęste pajęczyny pod sufitem i w kątach oraz na niektórych elementach stojących na korytarzu. Porozwieszane w powietrzu świece. Znajdujące się gdzieniegdzie łańcuchy będące kajdanami, które przy mocniejszym poruszeniu wiatru uderzają o ścianę, wydając przeraźliwy hałas. część z nich wije się na podłodze i grozi potknięciem.
Rzuć k6:
1 - z każdym twoim ruchem dyniowe głowy mijanych na korytarzu zbroi zdają się z ciebie śmiać i milkną jak tylko spoglądasz za siebie. Towarzyszy ci przez to nieprzyjemne uczucie paranoi i bycia obserwowanym. 2 - olbrzymi pająk zsuwa się z pajęczyn pod sufitem prosto na twoje ramię i zaczyna wędrować po twoim ciele. 3 - Uważaj gdzie chodzisz! Nieumyślnie nadepnąłeś na kafelek, na który ktoś rzucił Tonitrus Esnaro. Jak tylko twoja stopa spoczęła na wyczarowanym glifie z podłogi wystrzeliły elektryczne liny, które rażą cię prądem i paraliżują na krótką chwilę. 4 - potknąłeś się o stary łańcuch, którego kiedyś używano do zamęczania uczniów. Nieszczęśliwie noga ci się w niego zaplątała tak, że upadłeś na kafelki i się potłukłeś. Rozplątując się z łańcucha nawet nie zauważyłeś, że zgubiłeś 10 galeonów. Stratę odnotuj w odpowiednim temacie. 5 - atmosfera Halloween sprawia, że duchy w zamku są dużo bardziej ożywione! Nagle przez ścianę przenika jeden z duchów, który przechodzi przez ciebie. Oblewa cię straszliwa fala zimna, która towarzyszy ci do końca wątku. 6 - coś wyraźnie wystraszyło osobę, która szła korytarzem przed tobą. Do tego stopnia, że zgubiła ona sakiewkę. Jest w niej niewiele pieniędzy, bo tylko 10 galeonów. Możesz je sobie przywłaszczyć lub poszukać ucznia, do którego należy sakiewka. Wówczas twój gest zostanie wynagrodzony przez nauczyciela lub prefekta 5 punktami domu. Uwzględnij decyzję w swoim poście, a następnie zgłoś się w tym temacie po galeony lub w tym po punkty domu.
Zajrzała do pudełka z fasolkami i wybrała zieloną. Miała nadzieję, że to zielone jabłko, ale niestety... przeliczyła się. SMARKI! Skrzywiła się i zasłoniła usta ręką, powstrzymując odruch wymiotny. Szybko sięgnęła po swój kubek i upiła duży łyk soku. Trochę pomogło, jednak nie było najlepiej. Nadal czuła ich posmak. Ale, ale! Ni stąd ni zowąd pojawił się Daniel ze zbawiennymi żelkami Haribo. Korzystając z tego, że chłopak przytulił się do Jane, podkradła mu jednego misia, uśmiechając się przy tym niewinnie. - Cześć i czołem. - Zasalutowała z uśmiechem, czując w ustach cudowny smak truskawki. Takie małe i niewinne, a strasznie cieszy. Żelka oczywiście. - Cóż za miła niespodzianka. - Uniosła dwa razy brwi, patrząc wyzywająco na przyjaciółkę. W końcu mogła ich zobaczyć razem. Byli naprawdę dobraną parą.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Miała nos w książce, która zabrała jej świat. Nie ragowała gdzie idzie. Tak po prostu ją czytała. Była ona o charakterystyce smoków. Czyli czymś o czym Morgane mogła gadac godzinami. Oczywiście to nie jest jedyny taki temat. Mogła jeszcze rozmawiać na temat mugoli oraz co "wyjdzie w praniu". Trafiła chyba na jakiś korytarz. Szła, by iść. Częste jej zajęcie. Chyba ludzi przyzwyczaili się do tego. W końcu nauka Morgane jest na same szóstki. Zawsze się zgłasza na lekcjach itd.. Była właśnie na rozdziale "Czym właściwie zieją smoki ?". Pochłonęła się w lekturze. Przerwała, by oprzeć się o ścianę. Powoli się z niej zsuwała. Patrzyła przez chwilkę na numer strony. Oczywiście jaka mogła być? Czterysta czterdzieści cztery! Jak Morgane kochała czwórki. Dopiero co komuś to tłumaczyła.. No i znowu musiała posmutnieć przez wspomnienia. Jako lekarstwo zaczęła znowu czytać książkę. Chciała iść za rok na studia. Nie miała nastroju na jakiekolwiek spotkania. Oby tutaj nikogo nie było.
Simon przeżuwał pomarańczową fasolkę gdy pojawił się jego Przyjaciel Daniel. wyszczerzył ząbki na jego widok i kiwną głową na powitanie,a gdy tamten przytulił Jane zdał sobie sprawę że coś go ominęło...coś ważnego ale teraz nie zaprzątał sobie tym mózgu. Gdy dojrzał paczuszkę żelek,sięgną po jedna w tym samym momencie co Elii,uśmiechnął się do niej i zwinoł 4 zielone żelki. nasz bohater spokojnie przerzuwał żelkę gdy zobaczył coś rudego przed sobą,przełkną i pozielniał (oczywiscie nie dosłownie!) Korytarzem na VI pietrze szła...(fanfary) MORGAN! jego przyjaciółka i...yyy dziewcyzna w ktora wpatrywał swe (boskie) oczęta za każdym razem gdy nadarzyłą sie ku temu okazjia., Tym razme też sobie nie odmówił. Po jego głowie zaczęły przebiegac myśli 'te piękne włosy" lub 'te rumieńce'. Nie mozan ukryć że chłopak był poprostu zakocahny...
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Jak nie lubiła tego jak ktoś się na nią gapi. Jak tego nie lubiła. Oczywiście mowa o tych złych spojrzeniach. Zerknęła na grupę przyjaciół. Nie chciała jakoś do nich podchodzić. Zachowywała się dziecinnie. No cóż.. Popatrzyła kto na nią tak zerka. -Zobaczmy jak będzie się po tym zachowywać. Trudno. Odłożę książkę podejdę tam, albo coś zrobię, by z nim pogadać.. - Przez chwilkę tak myślała. Popatrzyła na Simona i uśmiechnęła się uroczo. Chciała od tak sprawdzić jak na to zareaguje. Czekała jeszcze chwilkę na jego reakcję i schowała włosy do kaptura tak, by przyjaciele jej nie rozpoznali. Siedziała tak na podłodze. Twarz ponownie miała zakrytą książką. Można sobie pomyśleć, że była obrażona na przyjaciół, ale jeśli ją dobrze znajoą to chyba wiedzą, że ma ten "twórczy" dzień i raczej nigdzie indziej nie pójdzie niż do biblioteki. Nic innego nie zrobi jak nie pogada o książce czy jej po prostu nie poczyta. Była teraz na rozdziale opowiadającym o pochodzeniu smoków oraz jak to się dzieje, że mają takie przydatne magiczne łuski..
Chłopak udawał że jest naprawdę wsłuchany w rozmowę przyjaciół jednak nadal bacznie obserwował Morgan. Gdy odeszła na tyle blisko aby mógł ja dogonić i na tyle daleko żeby nie słyszała jego słów,przerosił dziewczyny ze je opuszcza a Danielowi posłał spojrzenie które mówiło o powadze całej sytuacji. Odszedł szybkim cichym krokiem podążając za Morgan.
Kątem oka ujrzała rudą czuprynę. Nie odwróciła głowy, a i tak rozpoznała ową osóbkę. Kto inny mógł iść z nosem w książce o smokach, nie patrząc na nic innego? Tylko i wyłącznie Morg. Znała ją jednak na tyle, by wiedzieć, że skoro do nich nie podeszła, to nie ma ochoty na większe towarzystwo. Na widok Krukonki Simonowi, aż oczy się zaświeciły. Uśmiechnęła się do siebie i przyglądała się całej sytuacji. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby przewidzieć, że chłopak zaraz ich opuści, by podejść do Morgane. Tak też się stało. Pożegnała więc chłopaka uśmiechem i puściła mu perskie oczko. Popatrzyła na zakochanych (czyt. Daniela i Jane) i cicho westchnęła. Po chwili zastanowienia wróciła na swoje dawne miejsce, robiąc Puchonowi miejsce koło swojej wybranki. Przypatrywała się im przez chwilę. Czuła się troszeczkę nie na miejscu. Jak mugole to nazywają? A tak... jak piąte koło u wozu. - Wiecie co... ja chyba już pójdę. - Rzuciła znaczące spojrzenie przyjaciółce, uśmiechnęła się do Daniela i wstała, zbierając swoje manatki. - Do zobaczenia kiedy indziej. Ruszyła w stronę Wielkich Schodów, by dostać się na dwór. Zdecydowanie potrzebowała teraz świeżego powietrza.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zamknęła książkę z hukiem. Może chciała zanzaczyć, że jest już wolna? Szła w kierunku schodów, a później pewnie biblioteki. Popatrzyła, że Simon idzie w jej kierunku, szybko. Zerknęła prosto w jego oczy i znowu się uśmiechnęła. Jeszcze nigdy tak się dobrze nie bawiła. Później wzrok skierowała na Elliott, która właśnie towarzysto zakochanych opuściła. Ciekawe czy tutaj podejdzie? - Zamyśliła się...To zdanie dotyczyło w sumie dwóch osób.. Schyliła się, by zawiązać swoje buty. Miała ona czarne baleriny, ale jednak wiązały się tak, by uroczo wyglądały. Kokardkę zawiązała bardzo starannie no i wolno. Gdy chłopak był na tyle blisko po prostu wstała. Kącik ust poszedł jej do góry. - Hej Simon - Powiedziała pewnym tonem. Widziała przecież co robi. Patrzyła w jego oczy. Miała dzisiaj idealny humorek, by komuś poszperać w myślach, ale nie zrobiłaby mu tego, chyba. To chyba było duże, bo chciała się dowiedzieć co on o niej czuje. Czekała pilnie aż chłopak się odezwie. Jeśli był nieśmiały to trudno. Jakoś go rozgada.
Gdy usłyszał huk książki przystaną na chwile. Może chała go tak odstraszyć? Lecz nasz bohater nie przejął się tym zbytnio,nadal podążając za Morgan. Gdy ta spojrzała mu w oczy ciarki przebiegły mu po plecach,o i jeszcze raz gdy posłała mu uśmiech. Simon zaczął analizować "Wiąże buty-może chce żebym jednak do niej dołączył?" robił sobie nadzieje,co było całkiem częste. Usłyszał ja Hej Simon i znow ciarki. -Hej Morgan-uśmiechnął się do niej,chyba nawet trochę niepewnie. I o to proszę państwa dochodzimy do czarodziejskiego momentu kiedy ON (czyt Simon) tonie w oczach JEJ (czyt Morgan) i jakoś mu się nie śpieszy na powierzchnie.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Bardzo lubiła jak się do niej uśmiechał. Może tego nie zauważyła, że i ona w nim była zakochana? Po prostu to wykreślała, bo chciała tylko czystej przyjaźni? Ale związek może opierać się własnie na przyjaźni. Zastanówmy się. Morgane nie wyglądała na osobę idącą na "związki". - Co my wyprawiamy? Zamiast jakoś pogadać przesyłamy sobie milion spojrzeń i uśmiechów - Pomyślała. Za dużo było już takich sytuacji. Planowała już coś. Szli razem gdzieś gdzie nogi ich poniosą. Chciała to wykorzystać. - Zapytałabym co u Ciebie słychać, ale chyba lepiej pogadać gdzieś w miłym miejscu, nieprawdaż? - Tak oby się zorientował, że chodzi o randkę. Może nie powiedziała tego dosłownie, ale chciałą, by chłopak tak to zrozumiał. Miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz "Jestem tobą zainteresowana, ale na razie chce Ciebie tylko poznać". Jednak to nie byłoby miłe. Zerknęła na to co on robi. Patrzył się w jej oczy tak od dawna. Wyglądał na jasno zakochanego w niej. Jak on mógł zakochać się w tak niskiej Morgane? To takie niedorzeczne.
Chłopak zaczarowany magia oczu Morgan ,myślał tylko o niej. Generalnie,odkąd zobaczył to cudo w bibliotece myślał głównie o niej. Za każdym razem gdy ja widział stawał na tyle blisko by czuć zapach jej perfum. Tym razem nie zrobił inaczej Miał zadadać Morgan pytanie czy nie zechciałaby się gdzieś z nim przejść porozmawiać ale ta już weszła mu w myśli. Zapytałabym co u Ciebie słychać, ale chyba lepiej pogadać gdzieś w miłym miejscu, nieprawdaż? w jego głowie ktoś zaczął krzyczeć YEAH! Ona,(chyba) chciał się z nim umówić! Z nim! Gdyby nie to że stał naprzeciwko ósmego cudu świata odtańczyłby taniec radości! -Z największa przyjemnością-uśmiechnął się a oczy mu się zabłyszczały-a gdzie byś chciała?-nasz bohater uznał ze lepiej by było gdyby to ona wybrała miejsce-on mógł by z nią iść na koniec świata i jeszcze dalej!
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Morgane raczej nie była romantyczką. Więc cała ta sytuacja zaczęła ją przerażać. Przeszedł ją dreszcz jak Simon był już na tyle blisko, że mogła mu dać nawet buziaka w policzek nie robiąc kroku do przodu. Cofnęła się. Patrzyła na niego. Był taki wysoki! A ona taka malutka.. Źle się z tym czuła. - Idiotko mogłaś założyć buty na obcasie - Przejęła się. Zaczęła lekko kurczowo trzymać książkę. - Gdzie bym chciała z Tobą iść? Zjadłabym coś - Zaproponowała. Chyba udawało wyluzowaną. Patrzyła nadal w jego oczy, aż w końcu nie wytrzymała. - Lubię jak tak patrzysz mi w oczy.. - Wydukała cicho i zrobiła się czerwona. Pozwoliła sobie na zmianę kierunku spojrzenia. Patrzyła teraz na Jane i Daniela.. Jak oni razem uroczo wyglądali. Momentalnie ulżyło jej i mogła już normalnie się zachowywać.
Gdy Morgan się odsunęła,zrozumiał ze na za dużo sobie pozwolił. On także zauważył różnice wzrostu miedzy nimi,ale wcale mu to nie przeszkadzało,wręcz przeciwnie. -Głodnaa,to możne na Wielką sale?-znów popatrzył w jej oczy. ledwo dosłyszał słowa Morgan ale zrozumiał ich sens doskonale. Serce poskoczyło mu w piersi,lecz jak gdyby nigdy nic rzekł: -Mogę to robić częściej jak ci się podoba-puścił jej oczko i zawadiacki uśmiech. -To jak idziemy?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ucieszyła się pomysłem.. Chociaż miała na myśli bardziej wykwintne miejsce, ale nie ważne gdzie, a z kim. A osoba jej jak najbardziej pasowała. - Okey. To Wielka Sala - Zaświeciły jej się oczy. W końcu WS była urocza. Gwiazdy na ścianie.. Szkoda, że tyle uczniów do niej chodziło. Może trafią na czas gdzie nikogo nie będzie. Zawsze mogą iść do Sekretnego Baru Iryka. Morgane kiedyś w kuchni strasznie bała się o skrzaty i tak go poznała. Może to troszkę dziwne, że taka dziewczyna ma wejścia w takim barze, ale tak jest. - A możeby Sekretny Bar u Iryka? - Zaproponowała - Ale nie wiem czy on serwuje jedzenie.. Wiem tylko o alkoholu- Lekko się skrzywiła. Gdy on uśmiechnął się jak ona lubi. Automatycznie jej kolana ugięły się. Jakby stąpała po wacie. - No to idziemy... - Powiedziała cicho. Powoli znikneli. //Jak chcesz to napisz w WS albo tam w barze. Wybór twój.//
-Nigdy tam nie byłem,ale chętnie-uśmiechnął się do niej. Z nią to na koniec świata. Nie myśląc jak zareaguje dziewczyna złapał ja za rękę i stanął-no tka nie wiedział gdzie jest ten bar. -To może ty prowadź?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Ale nie wiem czy serwują jedzenie.. Chyba Iryk podaje tylko alkohol - Powiedziała dość chłodno. Złapał ją rękę, ale daleko się posunął. Wooow! Na prawdę daleko. Uśmiechnęła się kącikiem ust. - Mogę prowadzić.... - Wymamrotała pocichu - Ale nie lepiej na Wielka Salę? - Spytala dla pewności.. Popatrzyła znowu mu w oczy i jakoś tak dała mu buziaka w policzek. - To za to, że podszedłeś do mnie - Zaśmiała się.
Gdy wyraził swoja wątpliwość Simon pochylił się i szepną jej do ucha: -Z tobą pójdę nawet do piekła-szepcząc to uśmiechnął się zawadiacko. Chwile potem wyprostował się i rzekł: -Mówiłaś że jesteś głodna,wiec może zróbmy tak -pogładził się po karku- najpierw pójdziemy na Wielką Sale coś przekąsić,a potem zajrzymy do Irka na coś mocniejszego?-popatrzył w jej oczy,i poczuł jej usta na swoim policzku,na co uśmiechnął się jeszcze szerzej. -Ja już powiedziałem prowadź.
Nucąc pod nosem pewną popularną mugolską piosenkę, kroczyła szkolnym korytarzem Miała dosyć ładny, czysty głos. W dzieciństwie śpiewała nawet na różnych uroczystościach rodzinnych. Często po bułgarsku, czasami po romsku lub angielsku. Głowę miała w chmurach, rozmyślała nad sobą, właściwie nie patrzyła gdzie idzie. Prawdopodobnie nie zauważyłaby nawet jakby wyrosła przed nią ściana. - Where the wild roses grow… – śpiewała dla siebie bardzo cichutko. Tę akurat piosenkę bardzo lubiła, kupiła sobie nawet płytę z nagraniem, którą i tak nie wiedziała, jak miała odtwarzać. Nie była dobra z mugoloznawstwa, a magnetowid był dla niej no cóż, czarną magią. Sama nie wiedziała, dokąd chce iść. Miała dosyć nudy w dormitorium i postanowiła opuścić pokój wspólny i wyjść na spacer. Czemu akurat szóste piętro? Sama nie wiedziała. Może to dlatego, że tak rzadko tu bywa? Nie uczęszczała na żaden przedmiot tu nauczany, więc nie miała okazji tu przebywać.
Brandon był zamyślony do tego stopnia, że nie zauważył obecności Mathilde w korytarzu. Wracał właśnie z przechadzki po zamku, z naręczem książek pod pachą i głową wypełnioną wojnami goblinów. Cóż, zdawało się, że była to najciekawsza rzecz, jaka może wypełniać głowę tego Krukona. W zasadzie jego egzystencja w tym zamku opierałą się głównie na lekcjach i książkach, ewentualnie na wybrance jego serca. W tym momencie takowej na szczęście nie było, bo Coffler zdążył się wyleczyć z myślenia o tamtej uroczej, tajemniczej Ślizgonce. Cichy śpiew dotarł do jego świadomości z opóźnieniem; gdyby stało się inaczej, uniknąłby stłuczki. W tym jednak przypadku, gdy podniósł głowę, by zobaczyć, kto śpiewa, wpadł na drobnej budowy dziewczynę.
Mathilde przez przypadek wpadła na obcego chłopaka. Dobrze, że nie szła szybko, bo stłuczka byłaby bolesna. Podniosła głowę, patrząc w oczy Krukona. - Przepraszam… - zarumieniła się – Zamyśliłam się trochę i… no. – podrapała się po karku, trochę zakłopotana. Na Merlina! Powinnaś uważać, jak chodzisz! Miała na swoje usprawiedliwienie niewiele. Nie spodziewała się, że na kogoś wpadnie, zazwyczaj na szóstym piętrzę nikogo nie ma, poza tym zamyśliła się, zatopiona w myślach wyłączała się całkowicie z rzeczywistości i choćby sam Voldemort atakował, ona nie zauważyłaby. A poza tym – chłopak słyszał jak ona śpiewa; wydawało się jej to strasznie zawstydzające…
Brandon cofnął się gwałtownie o krok, jednocześnie od góry do dołu omiatając dziewczynę spojrzeniem. Zdawało się, że tylko i wyłącznie cudem nie przewróciła się, taka była chuda. Gdyby Coffler miał odrobinę refleksu, pewnie automatycznie rzuciłby się, żeby ją podtrzymać, ale, niestety, cóż, nie miał go. - Ależ nie szkodzi! - powiedział, machnąwszy dłonią. Podrapał się po karku tym samym gestem co dziewczyna, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z własnego nietaktu - To znaczy... to ja przepraszam - poprawił się szybko, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. - Ładnie śpiewasz - pochwalił ją, żeby chociaż trochę zatuszować swoje niegrzeczne zachowanie(cóż, może i był próżnym egoistą, ale kulturalnym - Satin nie zapomniała nauczyć go kurtuazji). - Co prawda słyszałem prawie tyle co nic, ale masz ciekawą barwę głosu. - Rzadko komplementował ludzi, bo, jak mawiał, sami zdają sobie sprawę ze swojej genialności, więc po co będzie ich jeszcze podnosił na duchu, ale w tym przypadku dziewczyna zdawała się być taka onieśmielona, jakby miała zaraz przed nim uciec.
Pod spojrzeniem chłopaka Mathilde jeszcze bardziej poczerwieniała (o ile było to możliwe). Chwyciła dłonią swoje ramię i po chwili posłała przyjazny uśmiech do Krukona. Co jej to szkodzi…? - Och, nie to moja wina! – zaprzeczyła przeprosinom chłopaka. – Chodzę jak ta niedojda i jeszcze wpadam na ludzi. – uśmiechnęła się szerzej, ukazując idealnie białe zęby. – Ładnie? – zapytała, trochę niedowierzając. Miała jakiś tam talent, ale niewielki. Przynajmniej według niej; była strasznie niepewna siebie. – Nie wiem. Sama nie potrafię tego ocenić. – Była mile podłechtana pochwałą chłopaka. Rzadko słyszała komplementy, więc każdy był dla niej wyjątkowo przyjemny. – Ciekawą barwę, mówisz? – zamrugała parokrotnie oczami. – Możliwe. Nie wiem, jak już mówiłam : nie mnie to oceniać. – rumieniec na jej policzkach z czerwonego przeszedł w różowy.
Cóż to się działo, że ostatnio nic się nie działo? Ludzie, Jared chyba jeszcze nigdy tak się nie nudził. No dobra, może kiedyś tak, ale napadło go takie zmulenie... Dobrze, że Gabrielle wpadła na to, aby do niego napisać. Sam o tym myślał, ale cisnął się w myślach, że może jest w Pokoju Wspólnym Krukonów i bawi się świetnie znakomicie rozkosznie wspaniale ze SPENCERKIEM. Nie, on WCALE nie był zazdrosny. ANI TROCHĘ. I wcale nie obmyślał planu jak tam do nich wtargnąć i ich rozdzielić. I zabrać Krukonkę na jakąś supermegaekstraromantyczną kolację przy świecach i dźwiękach gitary akustycznej z najlepszym winem/szampanem, płatkami róż i ciepłą kąpielą (hehs!). Wcale a wcale nie obmyślał tak nikczemnego planu działania. Fakt, znajomy przyłapał go na rozrysowywaniu planu na pergaminie, ale to WCALE nie znaczy, że coś kombinował. Uhm, w każdym razie przybył na miejsce, starając się wyglądać dorośle i przystojnie, aby olśnić Gabrielle swoim urokiem, przez który od razu Spencer wyleciałby jej z głowy. Poza tym Jared miał w zanadrzu FARBKI. McGówno mógł się schować, ha! Tak więc kru student pierwszego roku wydziału magii artystycznej oparł się nonszalancko o ścianę i oczekiwał damy swego serca, którą musiał odzyskać ze szponów farmera. Idealne zadanie na popołudnie, panie Shewmare.
Napisała do niego, bo jej też się nudziło, ale nie aż tak strasznie, jak Jaredowi. Bywało gorzej, naprawdę. Dobrze jednak, że nie wiedziała, jakie to sobie rzeczy wyobrażał pan Shewmare, bo gdyby się dowiedziała to na pewno zdenerwowałaby się, a jej twarz przybrałaby jakże uroczą minę, znaną wszystkim pod mianem morphfejsa! A wszyscy wiedzą, że wtedy blisko jest do zadymy, tak, tak. Ale... Ja tam nie rozumiem osobiście, dlaczego tak były Krukon był zazdrosny, o kogo, no ja nie rozumiem. Żeby jeszcze Spencer wyglądał tak, żeby mógł on być jakimkolwiek zagrożeniem. Prawdę mówiąc, gdyby zabrał się za siebie, to może i stanowiłby te zagrożenie, ale na (nie)szczęście był tylko swojskim farmerem, a dla wiadomości wszystkich - Gabrielle nie miała zamiaru żyć na farmie. I to chyba wszystko wyjaśnia. A swoją drogą to na tę kolację mógłby i tak ją zabrać, nie, żeby nie, hyhy. Ale to musiałby jakoś ją uprzedzić, czy coś, żeby ubrała się odpowiednio na tę okazję, a nie wyglądała jak jakiś wieśniak, hehe. Tymczasem Gabrielle szła sobie właśnie, podążając z każdym krokiem bliżej chłopaka i gdy już znalazła się na tym korytarzu to z miejsca zaczęła biec i w końcu wpadła w ramiona swojego ukochanego... nie, nie róbmy tu jakichś Harlequinów, bez przesady. Po prostu podeszła do niego spokojnie (ale i tak ze sporym bananem na twarzy, hehs) i na powitanie pocałowała w usta. - Długo czekałeś? - zapytała.
No więc mieli mniej więcej taki sam powód, aby wyjść z... z tych pomieszczeń, w których siedzieli. Mniej więcej, bo przecież Jaredem kierowały także inne pobudki, hyhy! Swoją drogą to ciekawił się, czy ona też byłaby o niego tak zazdrosna, gdyby ktoś do niego zarywał. W sumie często się to zdarzało, ale jednak... Może któraś zdesperowana fanka byłaby bardziej zdesperowana niż zazwyczaj i wyczyniała dziwne rzeczy? Wtedy do Gabrielle dotarłyby plotki, tak jak teraz dotarły do Jareda i... i co? Kurczę, nie dowiemy się póki nie spróbujemy! Ale jeszcze nie teraz, wystarczało i tak to, co wyprawiał Spencer. Drugiej niepożądanej osoby nie potrzebujemy, bo wszystko skończy się nie tak jak powinno. Na kolację jeszcze przyjdzie czas, pan Shewmare na pewno coś przygotuje, o to się proszę nie martwić. Oczywiście wydłużył trochę pocałunek dziewczyny, obejmując ją w talii jedną ręką, a drugą przytrzymując podbródek. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Dobra, nie teraz, bo przyciągnął Krukonkę bliżej siebie tak, aby mogli się poprzytulać. Ha, wiem, wiem, genialne zagranie. - Nie - mruknął jej do ucha. - Tylko chwilkę. Może jednak zrezygnujemy z farbek, na rzecz czegoś ciekawszego, hmm? - zapytał, mimowolnie wąchając jej włosy. Łaa, pachniały ładnie, szamponem! Kurczę, znów mu się przypomniało, czemu tak szalał na jej punkcie!
Pomyślmy... nie wiem, czy Gabrielle byłaby w takim samym stopniu zazdrosna, co Jared. Ale jedno było pewne - zazdrość jako taka na pewno zakiełkowałaby w dziewczynie, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Zresztą ona troszkę bywała już zaniepokojona o fanki, które na niego patrzyły z uwielbieniem, a na nią ze wzgardą lub z gniewem, jak gdyby myślały, że to one powinny być na jego miejscu. Niejedna tak myślała, tego Krukonka była pewna, jednak jeszcze nie zaznała żadnych przejawów zemsty z ich strony. Może to odznaka prefekta je odstraszała? Albo czekały na odpowiedni moment? Kto to wiedział. W każdym razie to nie było potrzebne, jak żadna dziewczyna, która próbowałaby poderwać Jareda. O, pożałowałaby tego z pewnością! No ja myślę, ona czeka z niecierpliwością, choć sama o tym jeszcze nie wie. Nie mogę napisać, że dziewczynie się nie podobało zagranie studenta, skądże znowu. Ukrywać nie będę, że gdyby on tego nie zrobił, pewnie ona by tak zrobiła, bo po prostu tęskniła, ot co. Ale tego nie musiała chyba mówić, nie? - Hmm, masz coś konkretnego na myśli? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Swoją drogą, to wiesz, zabrzmiało to ta, jakby uwielbiał jej szampon. Nie chcę tak mówić, ale Edzio z Bellą też tak miał. A to raczej nie jest jakaś wspaniała para do naśladowania, nie?
Dla Jareda też jedno było pewne - nie da sobie tak łatwo odbić dziewczyny, ha! No i oczywiście, gdyby Gabrielle była zazdrosna, zapewne uznałby po prostu, że to urocze. Dokładnie, macie rację, taka zamiana ról, ale nic dziwnego, bo z Jareda była taka baba, że i w związku wszystko mogłoby być na odwrót... W każdym razie teraz mógł się tylko cieszyć, że Krukonka nie zamierza wynosić się na farmę Spencera, do tych jego kur, krów, świń i innych pasztetów mu podobnych. Włacha, to nie była robota na jej łapki! Panna Rozsądna Gabrielle Motylek zasługiwała bardziej na gwiazdę rocka, fuck yeah. Hehe, i to bardzo miłe tak w ogóle, że gdyby jakaś próbowała się do Shewmare'a dobrać, to by pożałowała! Teraz już wiemy jak jest, choć Jared dalej pozostaje w błogiej niepewności. Może to i lepiej? Ciekawiej na pewno! - Emmm, nie - powiedział, bo nie udało mu się wymyślić nic supergenialnego, co mogliby robić. - Aaale to nic. Możemy iść do jakiejś fajnej sali, czy coś! - podrzucił jakże mądry pomysł. No brawo, wraz z opuszczeniem Krukolandu inteligencja powoli spadała. Zresztą, on zawsze lubił być dzieckiem, więc... To zawsze jakieś usprawiedliwienie! Oj no, wiadomo o co chodziło, wcale nie miał na myśli cudownego szamponu (który nawiasem mówiąc też był super, ale dziewczynie nie dorównywał, siłą rzeczy), więc nie róbmy z nich już takich Edziobelli (Jogobelli, heh?), bo mamy tu parkę o wdzięcznej nazwie Gabred. Albo Jarielle. Oj no, wiecie co mam na myśli, więc nie czepiajcie się już!