Targ znajduje się na dużym placu niedaleko plaży. To tutaj przychodzą turyści, aby kupić pamiątki z Malediwów. Kolorowe stragany stoją niemal wszędzie, a każdy z nich ma do zaoferowania co innego. Pełno tu błyskotek oraz tubylców, z którymi nie zawsze jednak idzie się dogadać. Niemal zawsze są tu tłumy. Nic dziwnego – tylko tutaj można kupić niezwykłe przedmioty i usłyszeć mnóstwo ciekawych historii. Należy uważać na drobnych złodziejaszków, których może i nie jest tu pełno, ale i tak potrafią okraść i nieźle namieszać! W nocy targ obumiera i świeci pustkami, aczkolwiek zdarza się, ze można spotkać osoby, który wybrały się na nocny spacer.
Przedmioty:
Skrzeloziele (30 G) – magiczna roślina, która przystosowuje czarodzieja do oddychania pod wodą. Jedna porcja wystarcza na godzinę.
Bęben bodu beru (100 G) – Taniec przy akompaniamencie tych tradycyjnych malediwskich bębnów rozpoczyna się od powolnych ruchów, przechodząc następnie w część rytmiczną, by skończyć się tanecznym szałem, niekiedy nawet stanem podobnym do transu. Kiedy wokół rozlegają się dźwięki bodu beru, nie sposób nie poderwać się do tańca. Ponadto jego dźwięki podobno doskonale wpływają na przejrzystość wizji jasnowidzów, choć nie jest to potwierdzone działanie. [+2 Działalność artystyczna] Kategoria: trudne do zdobycia
Dhathurukurun (150 G) – niewielkie naczynie ceramiczne z pokrywką, zdobione i lakierowane według tradycyjnego malediwskiego rzemiosła. Sprzedawane zawsze w dwóch sztukach, które utrzymują ze sobą magiczną więź niezależną od odległości tak długo, aż któreś z nich nie zostanie stłuczone. Jakikolwiek włożony do naczynia przedmiot po nakryciu go przykrywką znika i pojawia się w drugim, bliźniaczym, który daje o tym znać, drgając i emanując delikatnym światłem tak długo, aż przedmiot zostanie z niego wyciągnięty. Tradycyjnie tego przedmiotu używano do wysyłania wiadomości między odległymi wyspami. Nie występuje w rozmiarach większych niż standardowa waza. Próba transportu żywych organizmów zawsze kończy się tragicznie. Kategoria: trudne do zdobycia
Legendarna mapa czarodziejskich gwiazd (70 G) – wykonywany od pokoleń szkic ukazujący przypuszczalne położenie legendarnych gwiazd, które spadły do oceanu podczas tworzenia Malediwów. Wspomaga wizje początkujących wróżbitów, którzy skupiając się na wizerunkach gwiazd, osiągają spokój i uczą się łagodzić skutki własnych wizji. [+1 Astronomia i Wróżbiarstwo]
Magiczna Karimba (150 G) – nieduży instrument, na którym stosunkowo łatwo nauczyć się grania prostej melodii. Podczas korzystania z niego, roztacza dookoła grającego magiczną barierę odpychającą ludzi oraz większość zaklęć (wczesnoszkolne, proste i złożone). [+2 OPCM] Kategoria: Trudne do zdobycia
Maski malediwskich duchów (80 G) – z pozoru dekoracyjne maski utrzymane w stonowanych kolorach sprzedawane są w kompletach po pięć. Każda z nich przedstawia innego legendarnego ducha, który według wierzeń nawiedza Malediwy. Gdy mamy do czynienia z gościem w naszych progach, maska, która najlepiej reprezentuje intencje tej osoby, nabiera blasku i kolorów. [+1 Historia Magii]
Miseczka z żółwiej skorupy (80 G) – wykonana ze skorup tutejszych żółwi miseczka idealnie sprawdzi się nie tylko w profesjonalnej kuchni, ale i w każdym magicznym domostwie. W zależności od tego, co się w nich znajduje, zmieniają kolor i potrafią pomieścić zdecydowanie więcej jedzenia, niż na to wygląda, przez co są idealnym przedmiotem do zabrania na biwaki i dłuższe podróże. Łącząc ze sobą dwie miseczki, można stworzyć szczelny termos, który utrzyma świeżość i temperaturę posiłku przez długi czas. [+1 Magiczne Gotowanie]
Model tradycyjnego statku (60 G) – przepięknie wykonany z lokalnej roślinności model Dhoni zabrany z podróżnikiem na wyprawę i umieszczony na wodzie, potrafi wskazać kierunek do najbliższej cywilizacji – jego dziób, zupełnie jak kompas, odwraca się w odpowiednim kierunku.
Muszla Bodu Niyami Kalēfanu (70 G) – ponoć działa jeszcze lepiej od eliksiru spokoju! Roztacza wokół siebie przyjemnie kojącą aurę, a dla wzmocnienia efektu należy w nią zatrąbić. Jest to średnich rozmiarów skręcona muszla, która raczej rzadko nadaje się na biżuterię i częściej używana jest jako talizman lub brelok. Kategoria: trudne do zdobycia
Naszyjnik z czarnego koralowca (130 G) – jako że wywożenie czarnego koralowca z Malediwów jest nielegalne, trzeba się nieźle namęczyć lub mieć głupie szczęście, by natrafić na ten rarytas. Niestety zdobycie biżuterii nie zwiastuje szczęścia, a wręcz przeciwnie. Koral nasączony jest klątwą i za wszelką cenę chce powrócić do „domu” - choć większość czasu pozostaje uśpiony, ma tendencję prowadzenia swojego właściciela do zbiorników wodnych. Im bliżej wody, tym wyraźniej się aktywuje i wreszcie zmusza swoją ofiarę, by płynęła aż do utraty sił i, tym samym, utonęła. [+1 Czarna Magia] Kategoria: trudne do zdobycia
kostki na przedmioty trudne do zdobycia:
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Wiedziała jak Jej to wytłumaczyć. - Effie, to wnuk Salzara Slytherina! Dwa razy podpalił mój domek, zabił Marvol'a Ridl'a, podpalił jego domek. Potem pojawił się na weselu Kazuo i Christine... - Selena nagle zauważyła inną dorosłą czarodziejkę. Zwróciła się do niej.- Selena Alex Russo. Sztorm? - Popatrzyła na niebo.- Jest piękna pogoda, 32 stopnie... Ale rozumiem... Potrzebna jest pomoc Effie.- Rozejrzała się na targu. Albo jej się zdawało, albo ktoś je podsłuchuje i podgląda. Przełkneła ślinę. Pewnie mi się zdawało... Nie ma co się bać... Powinnam wrócić do...Wnuka Slytherina... Czekała chwilę, po czym pobiegła w stronę domku numer 14.
To był dziwny dzień, pierw Selena, teraz bibliotekarka. Ale cóż, przynajmniej druga wiadomość wydawała się wiarygodna. - Oczywiście, jeśli potrzebna jest tam pomoc, to trzeba się tam teleportować - odpowiedziała do bibliotekarki, nie zwracając już uwagi na Puchonkę, która to z resztą zaraz się odwróciła i pobiegła gdzieś walczyć z duchami. Co prawda chciała sobie poszukać tego magicznego sklepu... ale cóż skoro musi lecieć na statek. Swoją drogą skoro na oceanie rozpętał się sztorm, to brzydka pogoda pewnie i tutaj dotrze. Czyli jednak dobrze uczyniła nie wybierając się na ten rejs, jednak jak widać wycieczka po ocenie jej nie ominie. Swoją drogą ciekawe jak skomplikowana sytuacja obecnie tam panuje, oby nie za bardzo.
- Tylko że tam uczniowie Hogwartu sami się nie mogą teleportować. Będziemy musiały zastosować teleportację łączną... Dlatego trzymaj się mnie mocno - odparła. Pociągnęła ją w uliczkę, skąd mugole nie będą widzieć, że się teleportują. Złapała Ślizgonkę za rękę i wymamrotała odpowiednią formułkę, po czym deportowała się z uliczki razem z Effie.
Uznawszy, że od poprzedniej wizyty minęło już tak zwane "kilka dni" udała się na targ. Z wielkim uśmiechem i nadzieją, że znajdzie nareszcie swojego wymarzonego kota, mijała kolejne stragany, aby odnaleźć tej jeden, którego nie widzieli mugole. Wyszczerzyła się do siebie, nie przejmując się wcale tym, jak musi wyglądać z ogromnym uśmiechem. Migiem znalazła się przy sprzedawcy. - I jak, są kociątka? - zapytała niecierpliwie. - Są - odrzekł spokojnie i wyciągnął zza pleców sporej wielkości koszyk. Aud zajrzała do niego i ledwo powstrzymała się od radosnego piśnięcia. Małe kotki wtulały się w siebie, a było ich co najmniej dwanaście. Policzyła je szybko, z czego wyszło jej trzynaście. - Mogę? - zapytała lekko przytłumionym głosem. - Proszę bardzo. Sięgnęła po małe, bialutkie zwierzę. Zakochała się od razu w jego zielonych oczach, tak wielkich i ufnych. Zdecydowała się od razu, nie było mowy o żadnym innym. Miała właśnie oznajmić to sprzedawcy, kiedy z koszyka wydostał się drugi kot, takiej samej wielkości, barwy i o takich samych oczach. Jęknęła cicho i wzięła go na ręce. W Hogwarcie można było mieć tylko jedno zwierzę, ale... Nie mam serca ich rozdzielać. Najwyżej dostanę szlaban, albo coś równie idiotycznego. Poświęcę się dla tych maluchów. Zignorowała pytanie sprzedawcy, czy w szkole są nowe przepisy i zapłaciła mu za mniejszy koszyk, poduszkę, jedzenie oraz oczywiście zwierzątka. Zadowolona oddaliła się od targu, zmierzając w stronę domku, nie przejmując się konsekwencjami.
Z torbą na ramieniu przeszedł plażę i ruszył w kierunku Targu. Był już wieczór, tak więc nic tu po tubylcach, skoro nie ma turystów. Głuchą ciszę przerywała jedynie muzyka świerszczy i ciche kroki Luke'a. Pusto. I cicho. Ale na pewno nie strasznie. - myślał. Stanął przy jednym z pustych straganów. Pod granatowym obrusem, wystawało drewniane oparcie. Wysunął je lekko i okazało się, że to krzesło. Bezszelestnie wyciągnął je spod stołu i rozłożył. Usiadł wygodnie i wsłuchał się w cichą muzyczkę owadów.
Uwielbiała muzykę świerszczy, a z tego co słyszała od innych - na targu o tej porze zawsze było to coś pięknego. Nikt nie przechadzał się już między straganami. Stały jedynie puste, bez życia, jakby ktoś nie zajmował się nimi od lat. W dzień wyglądało tu zupełnie inaczej, to miejsce wręcz emanowało entuzjazmem, może i nawet pewnego rodzaju energią. Szła wolnym krokiem, aż w końcu usiadła pod jednym z drzew na przeciwko soczyście zielonego straganu. Przez to wszystko nawet nie zauważyła, że nie jest tu sama, bo niedaleko siedział jakiś Gryfon. Christy była ubrana w zwykłe dżinsy i koszulę w kratę z trampkami. Jej ognistorude włosy zdawały się błyszczeć w blasku księżyca, a drobne piegi dawały złudne pozory niewinności.
Na chwilę przestał oddychać i obserwował rudowłosą dziewczynę. Trzeba było przyznać, posiadała urodę. Hym... Skądś ją kojarzę. Zapewne Puchonka, w ciągu tych siedmiu lat wiele razy ją widziałem. Ale nie w pierwszej, więc... piąta albo szósta. Chyba. - rozmyślał. Poprawił delikatnie koszulę i przejechał odruchowo po włosach. Grzywka od razu wróciła na swoje miejsce. Odchrząknął głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę. Był ciekawy jak dziewczyna na to zareaguje.
Tak jak już było wcześniej wspomniane - Christy była przekonana, że nikogo nie ma. Nagle jednak ktoś odchrząknął głośno, na co ta podskoczyła gwałtownie, szukając źródła dźwięku. Najczarniejsze scenariusze chodziły jej po myśli. Natychmiast przed straganem wypatrzyła jakiegoś chłopaka, więc zirytowana swoją reakcją wywróciła oczami. Weź się w garść...- powiedziała sobie w myśli i posłała Gryfonowi jeden ze swoich uśmiechów. Jej oddech nadal był lekko przyspieszony, a klatka piersiowa unosiła się trochę szybciej niż zazwyczaj. - Ładna noc - bąknęła zdezorientowana, nie wiedząc jak zacząć rozmowę i wytłumaczyć, iż myślała, że jest tu sama.
Zaśmiał się ciepło na jej reakcję. A myślał, że go widziała. Nic bardziej mylnego. Po jego twarzy rozlał się szeroki uśmiech. - Wręcz piękna, bym powiedział. - odparł spokojnie. Odetchnął powoli i na nowo zaczął głęboko oddychać. W jego głosie wciąż brzmiało rozbawienie. - Myślałem, że nikogo nie skusi wieczorny spacer po opustoszałym Targu. - wyznał szczerze. Założył nogę na nogę i co jakiś czas przyglądał się badawczo dziewczynie. Starał się to robić jak najdyskretniej, lecz wiadome było, że niektóre z jego spojrzenie zostały zauważone.
Ciągle wgapiała się przed siebie z usilnie poważną miną, z początku nie odpowiadając Gryfonowi. W końcu jednak nie wytrzymała i parsknęła krótkim śmiechem. - Wybacz, myślałam, że jestem tu sama - z trudem powiedziała, przenosząc na niego zielone tęczówki. Kiedy ona z kimś rozmawiała zwykle utrzymywała kontakt wzrokowy, tak z przyzwyczajenia. - Jestem Christine... - przedstawiła się, wstając, żeby podejść bliżej chłopaka. W końcu chyba nie chcieli krzyczeć na cały stragan, nawet, jeśli nikogo poza nimi tu nie było. Usiadła na przeciwko niego pod jakąś palmą z uroczym uśmiechem. - Widocznie reszta woli siedzieć w barach i upijać się - wyszczerzyła rządek równych, śnieżnobiałych ząbków w jego stronę - w sumie nic złego, jednak lubię od czasu do czasu posiedzieć w takich miejscach i popatrzeć w gwiazdy. W kółko wsłuchiwała się w muzykę świerszczy, która jakby wzmocniła się z chwilą gdy podeszła do Gryfona.
Nie miała ochoty na samotne przesiadywanie w domku 32, więc wyszła na spacer. Po chwili znalazła się na targu, a raczej w tym miejscu, w którym za dnia kwitnie handel pamiątkami i nie tylko. - Trochę się spóźniłam - powiedziała do siebie i zarechotała. Było dość chłodno, a ona jak zwykle ubrała się nieodpowiednio do pogody. Skrzyżowała ciasno ręce na piersiach i zaczęła powoli się przechadzać po opustoszałym placu co jakiś czas oglądając się za siebie lub patrząc w rozgwieżdżone niebo. Chwilami robiło jej się coraz zimniej, szczęka zaczęła jej latać. Chyba pora wracać - stwierdziła.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedział spokojnie. Przez jakieś pięć sekund zamarł głęboko rozważając słowami. Zanim coś powie, zawsze to przemyśli. Nie lubi odpowiadać od razu, po pewnych doświadczeniach, dostał nauczkę, że trzeba się zastanowić trzy razy nim się coś zrobi. - Miło mi cię poznać Christine, ja jestem Luke. - odrzekł bez pośpiechu. Wyprostował nogi przed sobą i założył ręce za głową. Nie umknęło jego uwadze, że dziewczyna preferuje patrzeć komuś w oczy gdy z nim rozmawia. Widocznie, nie ucieka przed czyimś spojrzeniem - to mu zaimponowało. Na wzmiankę o upijaniu, wzdrygnął się i zaśmiał nieco nerwowo. Uspokoiły go za to słowa o gwiazdach. - Jesteś z Hufflepuff'u, prawda? Piąta, albo szósta klasa. - Nie mógł wytrwać w tej niepewności, musiał się upewnić, swoich domyśleń.
Siedząc tak, przesypywała piasek w dłoniach którego po jej stronie było naprawdę wiele. - Tak, Hufflepuff, szósta klasa. Za to ty jesteś z Gryffindoru, a raczej teraz z niego uciekasz - oznajmiła z pewnością w głosie. Tak się składało, że Christy kojarzyła wiele osób, dlatego też niekiedy wiedziała na którym są roku i przede wszystkim do jakiego domu chodzą. - Co cię zmusiło, żeby wyjść na spacer o takiej porze ? - patrzyła na niego z zainteresowaniem, uśmiechając się lekko. Raczej mało uczniów zapuszczało się w to miejsce po zmroku. Chyba jednak się myliła, bo kątem oka dostrzegła jakąś ślizgonkę, która 'trochę się spóźniła'.
- Tak. - odparł triumfalnie. Tryumf polegał na tym, że udało mu się ją zapamiętać, co było dla niego nie lada sukcesem. Pamięć miał dobrą, ale nie był pewien swoich domysłów. Z braku jakiegoś zajęcia, zaczął wyginać i pstrykać palcami na wszystkie strony. Długaśnymi, szczupłymi palcami. - Hm... - zamyślił się. Teraz dopiero się nad tym głębiej zastanowił. - Na pewno, nie z powodu nudy... - odrzucił na głos ten argument. - Po za tym, bardzo lubię spacerować, uwielbiam noc, szczególnie noc nad morzem. Słychać niesamowite dźwięki i odgłosy. - zamilkł i tym samym zakończył swój wywód. Na chwilę skupił swoją uwagę, na pewnej ciemnej postaci. Mignęła mu jej twarz i już wiedział kto to. - Mia. - szepnął to imię tak, jakby było przekleństwem, ledwo słyszalnie, poprzez szum odległego morza, muzykę świerszczy i szum poniektórych większych roślin. Odwieczny wróg, nie ma co. Akurat musiała tu przychodzić.
Ruszyła w kierunku dwóch postaci szczelniej okrywając się sweterkiem i poprawiając chustę. -Ooo hejka!- krzyknęła pogodym tonem.-Cześć Christine-przywitała się z Puchonką. Znała ją z widzenia oraz imienia i nazwiska no i o ile dobrze pamięta Christine chodziła w ubiegłym roku szkolnym do 6 klasy. -No i jak podoba ci się na Malediwach?- zapytała tak jakby oprowadzała ją swoim domu i czeka na opinię. W końcu jest w tym miejscu nie pierwszy raz. Po chwili zauważyła chłopaka stojącego obok niej. -Cześć Gryfo...znaczy Głupsonie- powiedziała jadowicie.
Najwidoczniej ścieżka, którą podążali zaprowadzić ich mogła jedynie na targ. Hannie nie miała nic przeciwko, radosny uśmiech nie znikał z jej twarzy odkąd tylko zobaczyła kolorowe stragany i usłyszała krzyki klientów, którzy próbowali przekonać sprzedawce, że rzecz którą chcą kupić nie powinna tyle kosztować. A Alex ? Pewnie nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, ale musiał jakoś to przecierpieć. - Super. - Odparła przeskakując wzrokiem z jednego straganu na drugi. - Wreszcie kupię ponton.
Spuścił głowę w dół i westchnął z zrezygnowaniem. - Kończąc Hogwart, miałem nadzieję, że nie będę musiał cię więcej widywać. - mruknął cicho pod nosem. Gdy usłyszał powitanie Ślizgonki, prychnął zniecierpliwiony. Przestał pstrykać i wyłamywać palce i wstał z krzesła. - Witaj. - odpowiedział sztucznie słodkim głosem. - Usiądziesz może? Może i byli wrogami, jednakże jak na dżentelmena przystało, musiał się jakoś zachować, niezależnie od stosunków między nimi. Odsunął się od krzesła i gestem dłoni wskazał Mii krzesło.
//Eee... nie jestem pewna, jak odmieniać imię Mia. Jak np: Witaj, "Mio"? Spojrzał na "Mię"?
-Jeszcze trochę cię pomęczę-odparła. Trochę się zdziwiła jego dżentelmeńskim zachowaniem. Taa może i miło, ale i tak wkurza mnie od samego początku-pomyślała. -Dzięki-zatriumfowała. Wydawało jej się, że dostrzegła jeszcze jedną osobę, ale odwróciła głowę w stronę Luke'a i świdrowała go spojrzeniem oraz przywołała na twarz uśmiech psychopaty.
[hmm chyba dobrze...;d ale chyba może być też witaj "Mia" np.]
- Ech. - udał zmęczone westchnienie. Spojrzał na nią niechętnie, po czym jego wzrok ześlizgnął się w stronę Christine. Tej zaś rzucił minę zbitego psa, który przeżył wiele i ma już dość. - Nie ma za co. - udał szarmanckiego i wysilił się na nikły uśmiech. Usiadł niedaleko Christine pod palemką i podkulił nogi pod brodę. Gdy poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie, zerknął na Mię i nagle coś zwróciło jego uwagę. - Ehm, Mia - tu odchrząknął, jakby imię Ślizgonki nie chciało mu przejść przez gardło - jak ty utrzymujesz tą burzę włosów? - zapytał z wyraźnym zaciekawieniem. Dziwne, że dopiero teraz zadał sobie to pytanie. A, że była okazja, trzeba było skorzystać i się zapytać. Po za tym, nie może mieć tych włosów takich naturalnie, prawda?
Minęła sekunda, a Mia już siedziała obok Luke'a. -Hyhyhy- zaśmiała się pod nosem. Uniosła do góry głowę i podpowiedziała dumnie wypinając pierś. -Wiem, że mi zazdrościsz, bo sam chciałbyś takie mieć, dziewczynko-uśmiechnęła się złośliwie ogarniając parę kosmyków włosów.-Magia proszę dziewczynki, magia!Myślałam, że wiesz coś na ten temat w końcu uczysz się w Hogwarcie jakiś czas, czyż nie? A tak w ogóle Luke-tu położyła rękę na jego ramię- co ty chcesz robić po szkole, co? Z takim podejściem...Maltfie sje o cjebie mój dlogi!-dodała naśladując dziecięce szczebiotanie.
I nie wiadomo jak trafili na targ. Wciąż utwierdzał się w przekonaniu, że Malediwy to dziwne miejsce. Przecież chyba ostatnim miejscem w które chciał trafić był właśnie targ. Było tu za głośno i za tłoczno, znalazłby jeszcze kilka rzeczy na które mógł narzekać. - Koniecznie w kształcie… smoka - powiedział rozglądając się dookoła. Nie było tutaj nic co na dłużej przykuło jego uwagę. Same mugolskie dziwne rzeczy, nie znał nawet zastosowania większości z nich.
- Tak, musi być w kształcie smoka. - Odparła przez chwilę zdezorientowana patrząc na ten cały tłum. Pełno ludzi, kompletnie ignorujących ich obecność, targający wielkie siatki. Zdążyła wyłapać kilka stoisk z biżuterią, okularami w dziwnych kształtach i koszulkami na których widniały zabawne napisy. Gdzieś w oddali dostrzegła też, że na drewnianym stole powykładane są różne akcesoria do zabaw w wodzie. Chwyciła chłopaka za rękę i poczęła ciągnąć go w kierunku właśnie tego stoiska. Po chwili stała przy nim, zachwycając się kształtami i kolorami gumowych, nadmuchanych rzeczy. - Zobacz, jaki ładny. - Szturchnęła go wskazując na ponton w czerwonym kolorze z malutką główką gada. - Jest mały, ale można go magicznie powiększyć.
Poważnie zaczął rozważać ewakuowanie się z tego miejsca, bo ten tłum był straszny. I do tego Ci wszyscy brzydcy ludzie, którzy byli na targu. Nim zdążył zrobić krok w tył Hanna już ciągnęła go gdzieś. Sam pewnie nigdy nie wypatrzyłby w tym wszystkim pontonów, ale dziewczyny zawsze umieją odnaleźć się w takim bałaganie. A Hanna była tego żywym przykładem. - Jest czerwony - powiedział tonem jakby odkrył właśnie coś ważnego, przecież nie może sobie kupić czerwonego pontonu. Chociaż i tak cieszył się, że nie zatrzymała się przy jakimś innym straganie z biżuterią czy innymi mało komu potrzebnymi rzeczami. Rozejrzał się i teraz on pociągnął Hannę dalej do następnego stoiska. - Tutaj przynajmniej nie ma nic okropnie czerwonego. - dotknął palcem jeden z pontonów aby przesunąć go w bok. - Tamten tam o jest całkiem, całkiem a przynajmniej jego kolor. - Bo czy czarny nie był ładny, z pewnością lepszy od czerwonego.
Przez chwilę wzrok utkwiła w owym czerwonym pontonie, w duchu zachwycając się jego pięknem, które pewnie dostrzegała tylko rudowłosa. Trudno zresztą widzieć coś uroczego w kawałku gumy. - Czerwony jest ładny. - Stwierdziła. Możliwe iż nie pasowało mu to, bo to kolor gryfonów. Właśnie zastanawiała się nad tą kwestią, gdy została odciągnięta od stoiska z pontonem w kształcie smoka. W tej chwili jej wzrok utkwiony był w czarnym pontonie, który nie dosyć, że miał głowę gada to jeszcze i był większy niż poprzedni. - Jest idealny. - Stwierdziła szeroko się uśmiechając. - Biorę go. Wskazała sprzedawcy z krótką, siwą bródką który ponton chciałaby kupić i po chwili trzymała go w dłoni. Mężczyzna odbierając od niej pieniądze uśmiechnął się delikatnie i powiedział coś czego nie zrozumiała.
Zaskoczony, spojrzał na teraz siedzącą obok niego Mię. Szybka jest. - pomyślał i zaraz przyszła mu prześmieszna myśl. Parsknął cicho śmiechem i od razu poprawił mu się nieco humor. - A wyobraź sobie, że nie chciałbym. Akurat nie kręcą mnie burze włosów. - zawtórował jej jadowicie słodkim uśmieszkiem i strzepnął prędko jej dłoń z ramienia. - Nie martw się, droga Mio. Jakoś sobie poradzę, choć sam jeszcze nie wiem co będę robić. Ale żebym cię nie zaskoczył. - podniósł triumfalnie wskazujący palec do góry. - Mam pewien plan. - uśmiechnął się szelmowsko.
Poprzednią wypowiedź Mia puściła mimo uszu. - Oby ten plan nie uwzględniał mnie - powiedziała ze znudzeniem półgłosem. - No tak nie będzie chyba, że chcesz razem ze mną wylądować w Azkabanie - zaśmiała się głośno. Przypomniała jej się ostatnia ze spraw, kiedy to jej brat cudem uratował ją od poniesienia konsekwencji za swój czyn. Czasami warto mieć wtykę w Ministerstwie nieważne jaka by to wtyka była. - Znając ciebie, to pewnie masz patent na jakiś burdel? Te twoje pomysły... To możliwe - westchnęła i pokręciła głową. - No wiesz Luke może byśmy się dogadali, ale nie możesz być takim...takim... - urwała i skrzywiła się. Właściwie to brakowało jej konkretnego słowa żeby go opisać.