Nie mów mi że ja się nie znam pf. Znam się, tylko inaczej. Patrzę przez swoje cztery oka na świat jak prawie każdy człowiek i w ogóle takie tam. Różnica minimalna. No a poza tym ja go doskonale rozumiem. Myślisz, że nie lubie plotkować jak on? No bo w sumie to nie lubie... Ale na pewno nie pogardzę zalewać ludzi falami hejtu jak to on zazwyczaj miał w zwyczaju. W ogóle wiesz co ja ostatnio znalazłam?! Ha ha haaaa, teraz ci nie powiem, ale może jutro jak będziesz grzeczny. - Ależ kochanie, wcale się nad tobą nie znęcam. - Stwierdziła oczywiście fakt, jakże inaczej. Ona była dla niego bardzo dobra i takie tam, wiesz jak jest. - Już chcesz wychodzić? Dopiero przyszliśmy. - Uniosła brwi patrząc na niego w udawanym zaskoczeniu i w ogóle. Dopiero co przed chwilką się przywitali, a ten już chciałby się ruchać. No dobra, w ramach prezentu Szarlotka dostała od niego kieliszek, uroczo. Ale to nie oznacza że od razu rzuci mu się w ramiona i będą pod stołem się pieprzyć czy w ogóle gdziekolwiek na tej sali. Pokiwała główką, całkowicie się z nim oczywiście zgadzając. To, że pasowali do siebie jak mało kto było wiadomo od ich przybycia do szkoły. Takie dwa kundelki w ogóle słitaśne. Jak ten no... Jak sie kurcze ta bajka nazywała o tych psach? OJ WIESZ O CO MI CHODZI - Vanbergowi kurwa. Naleigh, a komu. - Zirytowana łaskawie oświadczyła mu z kim tam za jego plecami się porozumiewa, oczywiście uważała, że za gwałtownie zareagował i w ogóle wydarł się jej do ucha. Ale jako że było to z czystej zazdrości, która tak na marginesie strasznie się jej podobała, dostał od niej jeszcze jednego całuska. No jak ona się dla niego stara to ja nie wierze. Też to doceń kurwa
Autor
Wiadomość
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Stanowczo zatrzymał Dracona szarżującego w stronę gryfona. Jeszcze chwila, a by się pozabijali. Chyba wzięli na serio słowa Nero. Nie rozpoznali w tym sarkazmu. Ale cóż. Różni ludzie różnie interpretują. Było blisko zderzenia czołowego ale wtedy nadeszła ta puchonka. No cóż chyba raczej też nie rozpoznaje sarkazmów. Pierdzielneła coś na sucho i zabrała gryfona. Może to i dobrze. A Nero miał nadzieję, iż będzie spokojnie. W każdym bądź razie odwrócił się w stronę Corn i zaaplikował jej wzrok pod tytułem "Lubisz być tak pomiatana". Nie był pewien co do jej reakcji. Najpierw się mu dała a potem go wyzywała. Dziwny ten świat.
Kame też zaczął się do niego przybliżać. Nawet nie zadrżał, nie lubił przemocy, ale jak mus to mus. Zerknął kątem oka na Cornelie i powiedział. - Przecież lubisz jak chłopacy się o ciebie biją. Jeden trup to był by chyba dla ciebie normalnie dopiero ideałem - Powiedział i pewnie już by nawet w nauczyciela walnął jakimś zaklęciem, ale na szczęście w ostatniej chwili nadeszła dziewczyna której pomógł. No pewnie gdyby nie ona krew by jak nic się polała. Wysłuchał ją dokładnie i popatrzył najpierw na ślizgona a potem na nauczyciela. Został mu rok do skończenia szkoły. Wywalenie z niej z powodu jakiejś tam dziewczyny nie było tego warte. Tak więc wziął głęboki wdech i dał się odciągnąć dziewczynie. - Nie wiem jak dla ciebie, ale mogę wylecieć ze szkoły kiedy pobiję się o kogoś kto przynajmniej to doceni, o kogoś kto jest tego wart - Powiedział i schował swoją różdżkę do kieszeni. - A ty Corn zastanów się poważnie nad tym co ty wyprawiasz - Mruknął do niej i chwycił puchonkę za rękę i pociągnął za sobą. - Dzięki - Mruknął tylko do niej kiedy doszedł do miejsca gdzie mógł spokojnie usiąść. Po chwili ręce zaczęły mu się trząść. Nic dziwnego był nieźle zdenerwowany. Wiedział doskonale, że za chwile dostanie od niej opieprz, ale cóż zasłużył sobie na to.
Och ten czas. Płynął tak niezwykle szybko. Ledwo się człowiek obejrzy, a bal zaraz dobiegnie końca. Jakież to niemożliwe. Bal trwał, zabawa przednia. Rzeczywiście, ubaw był ogromny. Nie licząc niezadowolonej miny Kostki, której lenistwo nie pozwalało nawet na to, ażeby w tym momencie zabawiać przyjaciół swoimi anegdotkami, zarażać pozytywnym humorem, czy gnębić milionem słów i dzikich pytań. No przepraszam, niech mi wszyscy wybaczą. To nie był jej dzień, niestety nastrój, który jeszcze chwilę temu wydawał się, niezwykle pozytywny, natychmiastowo zmienił się w nieprzyjemną chmurę marudzenia, niezadowolenia i obojętności. No cóż zrobisz? Koszuli nie porwiesz. Jokinen, schowana za jakąś większą dekoracje, trzymając nogi na przeciwległym, opuszczonym krześle, powoli popijała sobie to coś niedobre, które miała w kieliszku, oczywiście przegryzając to niezwykłą mieszanką przeróżniastych słodkości. A ktoś, tu ją ostrzegał, żeby nie opychała się zbyt wiele, bo za szybko wysiądzie. Pf, niedorzeczność. Jak strasznie brakowało jej tutaj muzyki. Jej muzyki, takiego specyficznego darcia ryja, przez kolesi z włosami do samej dupy. Każdy wie, o co chodzi, no nie? W sumie nie ważne, to robiło się coraz bardziej wkurzające. Kiedy na scenę weszła ta urocza parka z Dexem w roli głównej, Kostka odrobinę się ożywiła, a nawet przez chwilę wpakowała się na swoje krzesło, stanęła i zaczęła klaskać, o mały włos nie dławiąc się kęsem, który właśnie w tej chwili miała w ustach. I ta cholera Slone, była przy samej scenie! Jak zwykle musiał pokazać, jakiż to on nie jest zajebiście, przecudowny. A piosenki Dexa? Oczywiście, że wydzierała się jak głupia, ponieważ znała je niemalże na pamięć. Żywo machała przy tym rękami, a gdyby tylko mogła, zrzuciłaby tą głupią kieckę i wkroczyła na parkiet, rozpychając wszystkich po kątach. Nawet nie dosłyszała, pytań, które przed chwilą zadawała Ann, posyłając jej jedynie pocieszające spojrzenie i wystawiając kciuki w geście „jesteś zajebista dziewczyno”. Jednak dalszej części, nie bardzo się spodziewała. Blond, gryfona, zachowywała się nieco dziwnie i nieswojo. Wiadomo, ta cała głupia sprawa z tym, jak mu tam było? No z tym żółtym, nie przysporzyła jej powodów do radości. I kiedy, ta właśnie żegnała się z resztą, Kostka kątem oka, dostrzegła, jak powoli przemieszcza się do wyjścia. Zmarszczyła brwi w niezadowoleniu i pospiesznie zeskakując z krzesła, oczywiście, o mały włos nie rozbijając sobie przy tym nosa o kant stołu, zaczęła przemieszczać się za przyjaciółką. - Idę na fajkę. Spotkamy się później! – krzyknęła jeszcze za sobą, machając do pozostałego krukano i puchona, mimo tego, że jej głos zanikł zapewne w gwarze muzyki, śpiewów i ryków wokalisty, który nadzwyczajnie chciał pokazać w końcu na co go stać. Biedaczka, no! Jak ona miała w tym biec? Jest sposób, kiecka w dłonie i do przodu. I tak właśnie zrobiła, stukając o posadzkę ciężkimi podeszwami od glanów, których zapewne nikt by się nie spodziewał. Blond czupryna, znikała jej za zakrętami, no cholera, no. - Ann, czekaj! – wtedy, po raz ostatni widziano ją na sali.
Myślała, że Draco ich zignoruje jak to zazwyczaj robił. Ale kiedy zobaczyła jego minę była pewna, że Nashi powiedział coś nie tak. Przeanalizowała sytuację. A tak... Przeklął odzywając się do niej. Pyszczek może był brutalny, ale zawsze o nią dbał i wystarczyło, żeby ktoś powiedział jej, że jest głupa, a ów nieszczęśnik od razu miał połamane kości. Dlatego nie zdziwiła się, kiedy ją odsunął i ruszył w stronę Kame. - Dracon przestań. Przecież nic się nie stało. Słyszysz? Zostaw go – Prosiła wiedząc, że jakiekolwiek cielesne próby przerwania im mogą się skończyć jeszcze gorzej dla Gryffona. A zdecydowanie nie chciałaby, żeby Kame stała się krzywda mimo iż był irytujący i... I w ogóle! Potem nagle podeszła do nich jakaś dziewczyna. Zaczęła się drzeć po wszystkich, ale Corin tego nie słuchała. Ignorowała wszystko i wszystkich. Nie miała pojęcia, że Nero chce jej coś przekazać. Nie wiedziała, że Kame wyjechał do niej z tekstem o tym jaka to jest niewdzięczna czy inne pierdoły. W tym momencie ani Draco, ani Gryffon którego polubiła nie mieli najmniejszego znaczenia dla niej. Dlaczego? Bo ona wyglądała tak, jak Lillyanne. Brązowowłosa stała patrząc się na nią tępo. Było momentalnie widząc zmianę na jej twarzy. Ze zdenerwowanej, lekko przestraszonej sytuacją nagle stała się taka pusta. A jednocześnie jej oczy zaszły łzami, które niezatrzymywane zaczęły płynąć po policzkach. Spojrzała na Dracona, który nie wydawał się zaskoczony. Jej wzrok mówił jedno: „Jak mogłeś mi nie powiedzieć...”. Zrobiła jeden krok w stronę puchonki, potem drugi. Ta została odciągnięta przez Kame, ale Corin miała to gdzieś i nadal do niej powoli stąpała. W końcu wolno doszła do niej i nim ta zdążyłaby zareagować przytuliła ją mocno do siebie chowając twarz w jej ramieniu. I znów nim Angie zaczęłaby tłumaczyć, że nie jest Lilly, że nie zna Corneli i tak dalej to przemówiła: - Wiem, że nie jesteś Lillyanne. Ale pozwól mi tak chwile postać. To będzie tak, jakby ona jeszcze na chwilę ożyła. Chociaż na chwilę... - Wyszeptała tonem, który świadczył o tym, że choć chowała twarz w tej dziewczynie, to gdyby tylko ją podniosła byłoby by widać, że popłakała się jak małe dziecko, które straciło najważniejszą dla siebie, porcelanową lalkę przez swoją głupotę. Przez nieuważne szturchnięcie szafki, które sprawiło, że spadła i rozbiła się na milion kawałków, których już nie można było połączyć. Ta zimna Corin, dla której nic nie jest ważne stała i płakała w ramię obcej dla siebie dziewczyny. Szokujące, prawda?
Shane wstał, wytrącony z równowagi ostatnią uwagą Regisa. Zbliżył się do mężczyzny, jego mina nie wróżyła przyjaznej rozmowy. Zacisnął zęby i wycedził. - Słucham? - zapytał - Co sugerujesz? Może i zdroworozsądkowy Shane dałby spokój i nie rozdrapywał ran sprzed tylu lat. Lecz teraz, kiedy czuł wściekłość przez kilka ostatnich dni, każde wspomnienie każdej porażki działało na niego jak płachta na byka. - Powtórzysz to jeszcze raz a nie ręczę za siebie. - warknął. Wspomnienie tego, ze Regis w szkole poderwał mu dziewczynę, całkowicie przysłoniła zdawanie sobie sprawy z tego co się dzieje wokoło. A przecież byli na balu, powinni spiąć tyłki i zostawić takie komentarze i rywalizację na kiedy indziej. Albo nigdy. Jednak Shane nie chciał chyba jednak dać za wygraną. Nawet jeśli miał się pobić z Regisem na środku tej sali.
Draco miał ochotę go zabić, gdy nagle pojawiła się Lilly… a nie… to jej kserokopia. Spojrzał niepewnie na Cornelie… Między innymi właśnie dlatego ją odciągnął, chciał jej powiedzieć, że ona istnieje, że jest taka dziewczyna, która wygląda tak samo jak jej przyjaciółką. Przegryzł wargę i chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna spojrzała na niego, a on stanął sparaliżowany, nie wiedząc co zrobić. Tylko ta jedna sytuacja sprawiła, że dziewczyna wróciła do normalności. Draco nie zatrzymywał jej. Zacisnął pięści spoglądając jak Cornelia podchodzi powoli w stronę Puchonki i przytula ją cała zapłakana. Chcąc nie chcąc musiał czekać. Miał nadzieję, że dziewczyna nie jest na niego zła.
Ange odprowadziła Kame do krzesła. Westchnęła niezadowolona i spojrzała na niego. Milczała. Można by powiedzieć, że jej milczenie było gorsze od krzyku. Jej wzrok zatrzymał się na jego rękach. Jej wzrok złagodniał. Złapała go za dłonie i uniosła delikatnie posyłając mu uśmiech. - Już w porządku… uspokój się… - wydukała. Dopiero po chwili spostrzegła, że ktoś do nich podszedł. Gryffonka, która stała ze Ślizgonem stała naprzeciwko niej i w jednej chwili wtuliła się do jej ramienia płacząc jak małe dziecko. Ange chciała już coś powiedzieć, jednak słowa Corin ją sparaliżowały. Spoglądała przed siebie pustym spojrzeniem. Znowu Lillyanne. Od kilku dni jej koszmary opuściły ją, by teraz zapewne wrócić w wielkim stylu. Co ona miała zrobić? Objęła dziewczynę niepewnie pozwalając jej wypłakać się. Spojrzała niepewnie na Kame, nie wiedząc co ma zrobić.
No co ona wyprawia? Rzuca się na Finna jakby chciała go zjeść, zachwyca się jak nad nie wiadomo kim (w sumie jej się nie dziwił, ale TYLKO on może się nim tak zachwycać, hehe) i jeszcze...o Merlinie, on jej tu w tajemnicy coś mówi a ta papla bez sensu. -Angieeee...-jęknął z zażenowaniem spoglądając na nią surowo. Potem przeniósł wzrok na Finna, który (wzrok, nie Finn) mówił "Przepraszam za nią, wyjaśnię ci potem". Ucieszył się, że jednak nie poszła i pomachał za przyjaciółką wesoło. Taka popijawa to nie na jej oczy, nie wiadomo co się tam będzie działo. Rozejrzał się dookoła. Faktycznie, Ann i Kostki nie było, Jaszczura też nie, robiło się późno...Trzeba iść. -Hm, faktycznie, czas się zbierać. Chodźmy. -spojrzał na Puchona i kiwnął głową ku drzwiom po czym obaj udali się na dziedziniec gdzie zapewne wszyscy już na nich czekali.
On pokręcił tylko lekko głowa i mruknął cicho. - Uważaj na to co robisz bo potem aby z nią pogadać będziesz musiała pieprznąć nią o ścianę. Albo właśnie z kimś wdać się w bójkę - Powiedział i potargał sobie włosy z tyłu głowy. Jak zwykle kiedy był wnerwiony. Popatrzył na gryfonkę do której może jeszcze kiedyś coś poczuł, ale po tym co odwaliła teraz to już sam nie wiedział. - Normalnie piękna scena - Mruknął do siebie z rozżaleniem w głosie. Pewnie nie mówił by tak gdyby nie wypił trochę. Nadal był roztrzęsiony. Na pewno gdyby też przez ten alkohol nigdy by nie dał się sprowokować, ale wtedy wiadomo mózg się całkowicie wyłącza, więc nie ma co go winić. I tak sukcesem jest to, że w ostatniej chwili zaczął stosunkowo trzeźwo myśleć.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
No sytuacja nabrała dziwnego obrotu. Cornelia jak zaczarowana z dozą szczęścia czy smutku, nie do rozpoznania. I tak szła ślamazarnymi krokami. Dotarła do tej dziewczyny która niedawno przerwała bójkę. I dopiero wtedy coś go poruszyło. Takie jakby Deja Vu czy coś w tym stylu. Gdy popatrzył na tą dziewczynę, przypomniała mu się, taka jedna z lekcji. Ale z tego co słyszał ona.. Umarła. Czyżby odżyła? Przecież to nieracjonalne. A może nie była martwa? Być może. Jednak jak na osobę sceptyczną nie przeją się tym zbytnio. Po prostu nie znał dziewczyny tak dobrze, aby się nią przejmować. Porzucony przez wszystkich podszedł do stolika z poczęstunkiem i nalał sobie whisky. Może ktoś się do niego przyłączy.
Była wściekła na Draco. Przecież ona nigdy nie płakała przy ludziach... I gdyby jej powiedział pewnie byłaby przygotowana na ten fakt a teraz? Czuła się taka bezsilna. Taka bezradna. Nie mogła trzymać na sobie żadnej z masek, których używać nauczyła ją Lil. Wszystkie opadły, a jej zależało tylko na tym, żeby móc się ostatni raz przytulić do najlepszej przyjaciółki. Może to nie było to samo Może to uczucie nie było nawet podobne. Ale one wyglądały identycznie nie licząc oczu. A Cornelia nie umiała żyć bez Lillyanne i taka chwila była dla niej niczym spełnienie marzeń. Oddałaby swoje życie, byle by tylko Gryffonka mogła wrócić. Tylko ona tak naprawdę zawsze potrafiła jej doradzić. Nawet, jeśli jej nie rozumiała to i tak była po jej stronie. Corin odsunęła się i spojrzała na Angie w ciszy trzymając ją za ramiona. Przez chwilę wpatrywała się w jej oczy, po czym zadała pytanie niczym dziecko w przedszkolu: - Zaprzyjaźnimy się? - Spytała uśmiechając się delikatnie. Ale jej mina od razu zrzedła, kiedy usłyszała słowa Kame. W tym momencie wyprostowała się i w końcu zwróciła na niego uwagę. Spojrzała na niego jakby nie dowierzając. Puściła puchonkę po czym podeszła do Nashiego. Przekrzywiła lekko głowę w bok i uśmiechnęła się słodko. Musiałą wyglądać ślicznie, skoro na jej policzkach spoczywały czarne smugi po tuszu, który chwile temu był na jej rzęsach. Uniosła dłoń... I najzwyczajniej w świecie strzeliła mu siarczysty policzek najmocniej jak umiała. Tak, że na pewno jego głowa odwróciła się w bok. Wierzcie mi, ale po tylu bójkach miała naprawdę bardzo dużo siły i wiedziała jak uderzyć, by najbardziej bolało – nie ważne czy pięścią, czy otwartą ręką. - Zamknij ryj... - Wyszeptała bardzo cicho tonem tak agresywnym, że nawet Draco chwile temu będący naprawdę wściekłym mógłby się w tym momencie skulić jak malutki mopsik na którego podniesiono rękę. - Chciałeś prawdziwą mnie? Proszę bardzo... Cecha pierwsza. Łatwo się denerwuję... - Skomentowała nasycając ton takim jadem, jakie nie posiada nawet Bazyliszek. Spojrzała ponownie na dziewczynę, której imienia nie znała. Poczęła ocierać łzy na swoich policzkach. - Zobaczymy się jeszcze, dobrze? - Spytała, ale nie czekając na odpowiedź odwróciła się tyłem. Przeczesała palcami włosy tak, żeby zasłoniły jej twarz. Weszła w tłum starając się za wszelką cenę w nim zniknąć. Nie wiedziała co ma ze sobą począć. Była taka zła... I jednocześnie tak bardzo ją wszystko bolało. Szukała kogoś... Kogokolwiek. Nie wiedziała kogo. Miała nawet pomysł, by zaczepić Finna, ale widziała tylko jak wychodzi ze swoim chłopakiem. W końcu oparła się w jakimś kącie. Szczerze mówiąc błagała los, żeby podeszła do niej osoba, która zna ból zobaczenia jeszcze raz Lilly. Była wściekła na Pyszczka ale... Mimo wszystko. Niech tu przyjdzie Ikuto... Wiedziała, że wyjechał. Ale niech przyjdzie. Albo ktokolwiek inny, kto się z nią przyjaźni lub przyjaźnił. Ktokolwiek...
Kame jakoś kompletnie nie zdziwił się tym faktem, że dostał od niej w twarz. Jak by był trzeźwy sam sobie też by pewnie przywalił, ale nie był, więc cóż takie życie. On gwałtownie wstał ze swojego miejsca, jednak po chwili machną tylko ręką zrezygnowany i wrócił ponownie na swoje stare miejsce. Popatrzył na puchonkę i mrukną do niej prawie, że niesłyszalnym głosem. - Chcesz idź do niej - Powiedział i spojrzał sobie spokojnie gdzieś w bok. Starał się udawać, że jest twardy, ale co z tego jak jego oczy przez chwilę się zaszkliły. On jednak szybko pomrugał powiekami i przeszło. Wziął głęboki wdech i oparł ręce na kolanach. Schylił nie co głowę a jego włosy całkowicie przykryły mu twarz.
Ostatnio zmieniony przez Kamenashi Seo dnia Wto Cze 19 2012, 21:02, w całości zmieniany 1 raz
Och, jaka Angie była cudowna, nie musiał nic tłumaczyć, a ona już domyślała się o co chodzi. Prawda, ze cudownie się dobrali? Ona od myślenia, on od robienia. I właśnie dlatego, w tym momencie nie mógł wręcz wysiedzieć (wystać), tak go ciągnęło, żeby pójść do Yvesa i mu przywalić. No bo jak mógł nie, no jak? Słyszał co nieco od Annelise, a resztę sam sobie dopowiedział i ta sytuacja zdecydowanie mu się nie podobała. Chyba nie zachowywałaby się tak bez powodu? A ta inna laska koło puchona również była nieźle podejrzana. Odstawił swoją szklankę na stół i spojrzał na Angie. - Angie... nie będziesz tego widziała, okej? - powiedział takim tonem jakby już przepraszał za to co zrobi, no bo przecież nie miał jej zamiaru oszukiwać, że chciałby sobie pójść ot na taką przyjacielską pogawędkę! Już pokazała jaka jest inteligentna, to nie będzie z niej idiotki robił. - Wrócę potem... zaraz. Obiecuję - uśmiechnął się do niej jeszcze raz, pocałował ją przelotnie na pożegnanie i już go nie było, zniknął w tłumie by zaraz pojawić się koło Yvesa i jego panienki. Spojrzał na chłopaka wyzywająco. Może nie był wyższy... w zasadzie to zawsze był wyjątkowo drobnej, budowy ale teraz mógł dostrzec zalety tego, co zrobił Farid. Niemal się wzdrygnął na myśl o tym, ale kontynuował. Dźgnął puchonam palcem w pierś. - Co to sobie wyobrażasz, żeby coś takiego robić mojej przyjaciółce? To jeszcze nie koniec, pogadamy sobie na zewnątrz. Złapał go za koszulę i właściwie jakoś tak nieumiejętnie, to pchając, to ciągnąc, kąpiąc i nie wiadomo co jeszcze, udało mu się wytargać Yvesa na zewnątrz i do schowka na miotły na parterze.
Chłopak obserwował całą sytuację z boku. Corin… potrzebowała po raz ostatni pożegnać się z Lillyanne. A on to rozumiał. Zamknął oczy chcąc się uspokoić i gdy je otworzył Kame oberwał w policzek. Zrobił krok w tył i obserwował cały czas Corin. Ona zaczęła odchodzić znikając w tłumie. Podążył za nią. Nie mógł jej teraz tak po prostu zostawić. Kiedy doszedł do niej przytulił ją. O dziwo nieziemsko delikatnie jakby bał się, że teraz może ją złamać. - Spotkałem ją dzisiaj na balu… miała być moją partnerką… kiedy wziąłem Cię od Nero… wtedy chciałem Ci o niej powiedzieć… ale nie zdążyłem – wytłumaczył się nie puszczając dziewczyny. Wiedział, że ta teraz potrzebuje kogoś, może akurat nie jego, ale potrzebuje. Głaskał ją po głowie, pozwalając jej robić co chce.
Puchonka spoglądała na tą całą scenę w ciszy. Przegryzła wargę kiedy Gryffonka zaczęła odchodzić. Zamknęła oczy i starała się uspokoić. Może powinna się przepisać i opuścić tą szkołę? Ma zbyt dużo problemów… ale… ona nie chce uciekać od problemów. Uchyliła powieki i spojrzała na Kame. Podeszła do niego i widząc się kryjące w jego oczach łzy uśmiechnęła się delikatnie. Nie tylko ona ma problemy i dobrze o tym wie, niektórzy mają się gorzej i potrzebują czyjejś pomocy. Kiedy chłopak opuścił głowę Ange pochyliła się nad nim i położyła dłoń na jego głowie głaszcząc. - Dzielny chłopczyk… dobrze się spisałeś – wydukała. Może i traktowała go jak dziecko, ale stosowała zasadę, traktuj innych tak, jak chcesz, by ciebie traktowano.
Stała tak z opuszczoną głową. Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś do niej podszedł. Ale kiedy tylko ją przytulił od razu spostrzegła, że to Dracon. Tylko on w ten sposób ją obejmował, kiedy miała jakiś problem. Chociaż rzadko mu o tym mówiła, bo wiedziała, że nie będzie umiał doradzić, a jedyne co może, to ją przytulić. Ale teraz... To nie była depresja związana z jakąś głupotą. To była ogromna, trudna sprawa. Teraz potrzebowała zdecydowanie czegoś więcej niż przemilczenia sprawy. Wtuliła się w niego starając się całkiem w nim schować. Już nie płakała. Nie ciekły jej łzy, po prostu stała tak chowając się w nim jak najbardziej mogła. Jakby wzrok wszystkich ludzi był dla niej zabójczy. - Ona... Ona naprawdę wygląda... - Wyszeptała nie wiedząc nawet co tak naprawdę chciała powiedzieć. Uniosła buzię by popatrzeć na jego podbródek – Możemy się trochę pobujać? Żeby wyglądało jakbyśmy tańczyli... Nie chcę, żeby ktoś się patrzył głupio – Poprosiła ślizgona ponownie wtulając w niego buźkę.
On podniósł lekko łepetynę i popatrzył na nią wielkimi zdziwionymi ślepiami. Nie no co ona powiedziała przed chwilą. - Czekaj bo nie rozumiem czegoś. O mało co nie pobiłem się z silniejszym chłopakiem, dziewczynę która nie zasłużyła na to potraktowałem w taki sposób, no i jeszcze pobił bym nauczyciela...przecież zawaliłem całą sprawę, a nie spisałem się. - Mruknął a jego oczy ponownie się zaszkliły, jednak stosunkowo umiejętnie udał, że coś mu do oczu wpadło. Pomimo tego jednak uśmiechnął się lekko. Nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Zaczął wpatrywać się w jej oczy, a w jego można było dostrzec wielką wdzięczność.
Angelique uśmiechnęła się kiedy wymienił swoje błędy. Zamknęła oczy i przytuliła go do swojego ramienia i głaskała po włosach. - Dobrze się spisałeś walcząc ze swoimi uczuciami – wyszeptała mu do ucha. Wyglądała tak, jakby dobrze wiedziała co się dzieje, jakby wiedziała, jak chłopak się czuje i co go boli. Tak naprawdę to nic nie wiedziała, ale chciała pomóc kolejnej opuszczonej duszyczce jak najbardziej to możliwe. – jak chcesz to płacz… ale nie tutaj… - wydukała odsuwając się od niego i uśmiechając czule. Złapała go za rękę i podniosła z siedzenia. Pociągnęła za sobą prowadząc w nieznaną mu stronę.
- Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale wiem na pewno, że to nie jest Lillyanne – wydukał przytulając ją mocniej. Na jej prośbę zaczął bujać się delikatnie w rytmy muzyki. Głaskał ją po głowie i kątem oka szukał wzrokiem kserokopii, jednak nie znalazł jej nigdzie. Spojrzał ponownie na Corin i ucałował ją we włosy, jakby chciał ją uspokoić. - Jeżeli chcesz, mogę pomóc Ci znaleźć jakieś informacje o tej dziewczynie, pomogę Ci nieważne jak… - powiedział i na chwilę umilkł – na razie uspokój się i idź do pokoju odpocząć. To był ciężki dzień… Odprowadzę Cię… Jak chcesz mogę załatwić Ci dostęp do jej poczty… - chciał jej pomóc. Nie ważne jak, byleby skutecznie. Byleby ona była szczęśliwa.
- Lilly ma inne oczy... - Wyszeptała tylko ten niezwykle oczywisty fakt. Przełknęła ślinę zaciskając dłonie na jego koszuli i uniosła wzrok ponownie na jego podbródek. Widać było, że boryka się z jakimś pytaniem. Wiedziała, że nie powinna go zadawać ale... Ale tak strasznie ją korciło. A ona zazwyczaj zawsze mówiła to, co ma na myśli choć uważała to za jedną z największych wad, jakie posiadała. - Czy ty za nią tęsknisz? - Spytała w końcu po czym mocno się do niego przytuliła jakby się bała, że zdenerwowany będzie chciał ją odepchnąć. Dobrze wiedziała, że tego nie zrobi. Ale... Ale mimo wszystko ona się zmieniła i czasem miała wrażenie, że on też jest inny. Nie tyle w stosunku do niej, co ogólnie. Przyjął całkiem inną pozę niż w momencie, kiedy byli razem. Był tak rozwiązły jak ona. I tak obojętny na wszystko. - Yh... Dziękuję Pyszczek. M...Musimy się czegoś o niej dowiedzieć – Kiwnęła głową nawet ucieszona jego wsparciem, co pokazała po nikłym uśmiechu – Nie chcę iść do pokoju. Jest w porządku... Ale jeśli chcesz wyjść, to możemy. Na przykład do naszego pokoju. W końcu przez wakacje nie będziemy mieli tam dostępu – Zaproponowała troszkę nieśmiało, jak to zawsze miała przy nim. Już nie ubrała maski. Była tą zwykłą Cornelią. Bo jaki sens ukrywać się przy Draco, który i tak zna ją doskonale?
Chłopak głaskał ją cały czas. Spoglądał a nią z góry obserwując jej zachowanie. Nie wiedział, czy ma się cieszyć czy wściekać, że dziewczyna wróciła do normalności, zwłaszcza w takim momencie. Kiedy z jej ust wypadło to jedno pytanie spojrzał na nią wręcz przerażony. Czemu akurat teraz? Nie mogła się spytać kiedy indziej? Wtedy mógłby skłamać, a teraz może ją tylko dobić, że jej nie rozumie. Przytulił ją mocno do siebie i spojrzał przed siebie jakby zastanawiając się co ma powiedzieć. - Wiesz… - zaczął po chwili – nie ma nikogo, kogo mógłbym wnerwiać mówiąc na niego kurdupel – szczerze mówiąc, to tylko ona mogła zrozumieć ten przekaz. On nigdy nie powie nikomu prosto z mostu co tak naprawdę czuje, on będzie próbował się wymigać w każdy możliwy sposób, a to jeden z nich. Tęsknił jak cholera, ale tylko tak mógł to pokazać. - Jesteś pewna? – spytał kładąc dłoń na jej policzku i spoglądając jej głęboko w oczy – Musisz być zmęczona tym wszystkim – martwił się o nią… zresztą jak zawsze.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura przewrócił oczyma z politowaniem. Czemu ta kobieta urządza mu takie sceny? Przecież podobno nawet go nie lubi, a tym bardziej nie powinna być zazdrosna o jeden głupi taniec! Okej – przyszedł tu z nią, ale to absolutnie nie znaczy, że może sobie do niego rościć jakiekolwiek prawa. - Ja się nie umiem tobą zająć? – powtórzył z niedowierzaniem w głosie – Wybacz mi, ale sprawiałaś wrażenie jakbyś nie chciała żebym się tobą zajmował. – prychnął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Przekaz był dla Dalgaarda bardzo prosty – deptała mu po nogach i nawet ośmieliła się go uszczypnąć! Na litość boską, nie mógł trafić już chyba na gorszą partnerkę! No, może prócz tej małolaty którą przyłapali na seksie w schowku. Mniejsza o to - faktem jest że Mormija jest beznadziejną randką! - Oczywiście, że ciebie się nie ignoruje. – wysyczał przez zęby Bonawentura, pochylając się nad kobietą – Ciebie absolutnie nie! Wszystko było by w porządku, jakbyś to ty ignorowała mnie, nie? Ale, bardzo cię przepraszam, nie muszę zabiegać o względy takiej histeryczki jak ty. – machnął ręką – Koniec tego. Nie muszę znosić twoich pretensji i humorków.
Mormija nadymała policzki i wyglądała jak pyzata pyza (piękny epitet). W dodatku aż poczerwieniała na policzkach, co wyglądało nawet zabawnie. - Gdybym cię ignorowała, to bym w ogóle tu z tobą nie przychodziła! - rzuciła, wymachując palcem Bonawenturze przed nosem. - O! O! Była już tak zdenerwowana i rozżalona, że aż dłonie i nogi jej się trzęsły. Nawet przez tę całą złość w pewien sposób wytrzeźwiała. - Ciesz, ze poświęciłam ci uwagę, szczypiąc cię! O, a może.. ojej, a może ty chciałeś, żebym uszczypnęła cię gdzie indziej, co? Tak, może troszkę niżej niż w pasie, hm? Zrobiła nieco zarozumiałą minkę i zaczęła przestępować z nogi na nogę. - Ha! Rozgryzłam cię!
Chyba mimo wszystko powinien się cieszyć. W końcu tylko coś takiego mogło sprawić, żeby na chwilę pojawiła się i może jest szansa, by już pozostała? Ale o to trzeba się będzie naprawdę bardzo usilnie postarać, ponieważ Cornelia nie chce być taka, jaka była, co pokazuje przy każdej możliwej okazji. Słysząc jego komentarz na temat Lillyanne uśmiechnęła się delikatnie. Więc tęsknił. Pewnie tak bardzo, jak i ona. Wiedziała, że Pysiak traktuje dziewczynę jak siostrę, a skoro tak, to musiało mu jej brakować. Bronił je obie od zawsze. Może relacje na linii Draco-Lil narodziły się przez nią, ale Gryffonka wiedziała, że były trwałe. Pewnie go bolało, że nie został umieszczony w testamencie, który widziała jakiś czas temu. - Pewna... A jeśli zasnę, to tam przecież są poduszki. Mam tylko nadzieje, że powódź go nie zalała – Wyszeptała kładąc swoją dłoń, na jego dłoni, na policzku. Wtuliła się w nią na chwilę. Potem splotła palce ich wolnych rąk i pociągnęła go w stronę wyjścia. Może potem tu wrócą. [z/t x2]
Nie no, nie mógł narzekać, zajebiście było znów znaleźć się na scenie po sporym okresie zamulania w Hogwarcie. Przecież ostatni raz grał gdzieś w marcu, gdy na pewien okres wyjechał z Anglii. Chyba sobie trochę przypomniał, że cholernie lubił to głupie darcie mordy, to jak tłum Cię chce słuchać, tą energię. No i oczywiście latające w jego stronę ubrania! Tak wiec, gdy wylądowała na nim Gilowa koszulka zaczął tam prawie skakać z radości. Co prawda wolałby koronkowy stanik jakiejś napalonej laski, ale chyba nie można mieć wszystkiego, ech. Pocieszył się więc Slonowym podarunkiem (chociaż jestem pewna, że wolałby się pocieszyć nim samym niż jego bluzką), którym ostatecznie zaczął wywijać i odrzucił gdzieś w tłum. Adekwatnie piosenki, rzeczywiście w duecie brzmieli bardzo dobrze i ładnie się z Rosą zgrali, nie mógł narzekać. Jednakże piosenka niestety zaczęła dobiegać do końca, a Dyanne wydawała też już nie unosić się na tłumie. Zapewne teraz gdzieś czaiła się nieopodal sceny wymyślając plan życia na przejęcie mikrofonu. Ostatnie słowa zostały wyśpiewane, ostatnie takty zagrane. Korzystając jeszcze z okazji, że jest na scenie powiedział, że jeśli w przyszłym roku dadzą na scenę jakiegoś nudziarza, to szybciej tu wpadnie. Właściwie tą informacją przekazał też, że jeszcze tu rok posiedzi. No tak, przecież pół godziny temu podjął tą decyzję. Jeśli dobrze pójdzie, utrzyma się z nią do września. Potem już tylko porwał Rosę za łapkę i zwiali ze sceny zostawiając ją wolną dla rudowłosej artystki, która chyba całkiem szybko zajęła ich miejsce. A nasza dwójka gdzieś zwiała, stając sobie już poza dzikim tłumem ludzi. - To był zajebisty pomysł. Jak tylko stąd wyjadę, ruszam w trasę koncertową - rzekł niczym oświecony! Zaiste tak się czuł. Ludzie, jak on mógł zapomnieć, że tak lubi to robić. Właściwie sporo zawdzięczał w tej chwili Krukonce, bo wpadła na ten pomysł śpiewania. A on do sceny to zawsze jest chętny. Pewnie dlatego nawet po zaśpiewaniu jeszcze coś musiał dodać. Kto by pomyślał, że tak ciężko go stamtąd wygonić! W końcu po spojrzeniu na tych wszystkich uczniaków, skierował swój wzrok na Rosaline, będąc ciekaw, czy ta też podziela jego entuzjazm. - Ulotnijmy się stąd - powiedział nagle, uznając, że już niewiele dziś ich czeka w wielkiej sali. Skoro już nawet zaśpiewali, to mogli sobie stąd pójść, zwłaszcza, że nie mieli już tutaj alkoholu. A to chyba wystarczający argument.
Patrzył uważnie na Shane'a, obserwując każdy jego gest. Widział, że nie będzie łatwo i liczył sie z tym, że mogło dojść do rękoczynów, choć chciał tego uniknąć. Jednak jeśli urazi jego dumę, może być z tym ciężko. - Tylko to, co słyszałeś. Doprawdy, to było śmieszne. Rozpamiętywał sprawy z zamierzchłej przeszłości, które teraz się nie liczyły, przynajmniej nie dla Regisa, który miał inne problemy na głowie. Ale nie, Wolff jakby pielęgnował w sobie przez te lata urażoną dumę, tylko czekając na moment, kiedy będzie mógł się odegrać. Aż to się robiło nudne. Bądźmy dorośli, na wszystkich bogów greckich! Nie zamierzał kontynuować tej rozmowy, więc zaczął zmierzać w stronę Naleigh, którą zostawił wcześniej. Miał nadzieję, ze nie wyszła, urażona.