Nie mów mi że ja się nie znam pf. Znam się, tylko inaczej. Patrzę przez swoje cztery oka na świat jak prawie każdy człowiek i w ogóle takie tam. Różnica minimalna. No a poza tym ja go doskonale rozumiem. Myślisz, że nie lubie plotkować jak on? No bo w sumie to nie lubie... Ale na pewno nie pogardzę zalewać ludzi falami hejtu jak to on zazwyczaj miał w zwyczaju. W ogóle wiesz co ja ostatnio znalazłam?! Ha ha haaaa, teraz ci nie powiem, ale może jutro jak będziesz grzeczny. - Ależ kochanie, wcale się nad tobą nie znęcam. - Stwierdziła oczywiście fakt, jakże inaczej. Ona była dla niego bardzo dobra i takie tam, wiesz jak jest. - Już chcesz wychodzić? Dopiero przyszliśmy. - Uniosła brwi patrząc na niego w udawanym zaskoczeniu i w ogóle. Dopiero co przed chwilką się przywitali, a ten już chciałby się ruchać. No dobra, w ramach prezentu Szarlotka dostała od niego kieliszek, uroczo. Ale to nie oznacza że od razu rzuci mu się w ramiona i będą pod stołem się pieprzyć czy w ogóle gdziekolwiek na tej sali. Pokiwała główką, całkowicie się z nim oczywiście zgadzając. To, że pasowali do siebie jak mało kto było wiadomo od ich przybycia do szkoły. Takie dwa kundelki w ogóle słitaśne. Jak ten no... Jak sie kurcze ta bajka nazywała o tych psach? OJ WIESZ O CO MI CHODZI - Vanbergowi kurwa. Naleigh, a komu. - Zirytowana łaskawie oświadczyła mu z kim tam za jego plecami się porozumiewa, oczywiście uważała, że za gwałtownie zareagował i w ogóle wydarł się jej do ucha. Ale jako że było to z czystej zazdrości, która tak na marginesie strasznie się jej podobała, dostał od niej jeszcze jednego całuska. No jak ona się dla niego stara to ja nie wierze. Też to doceń kurwa
Warunek? A no tak. Miała być sobą. I była. Jak wspomniała zawsze była sobą a to, że teraz udawała, że jej życie jest idealne i nie ma czym się przejmować to nic takiego... Była nadal zainteresowana Nero, ale przecież nie mogła zwracać uwagę tylko na niego, prawda? Dlatego też niemal od razu wróciła do swojego towarzysza spojrzeniem. Przesunęła się troszkę, by po chwili usiąść na stole i machać lekko nogami wpatrując się w pana psora. - No niestety. Ale na pewno będziemy mieli inną okazję by się przekomarzać, prawda? - Przyłożyła jeden palec do policzka, by po chwili przekrzywić lekko twarz i przyjąć dość zmysłową pozę. Sidła rozstawione, wystarczy tylko nakłonić pana Crow, by w nie wpadł jak biedny zajączek. - Prawdopodobnie nie, ale zobaczymy – Odpowiedziała na jego pytanie. W tym roku chciałaby gdzieś pojechać, ale podejrzewała, że będzie musiała znaleźć się w domu z bratem i pomóc mu. Mieli problemy finansowe, więc praca na wakacje była wręcz obowiązkowa.
Frank i Puchonka siedzieli przy stoliku. Oparł się luźno na krześle i poprawił koszulę. Hiacynta oparła głowę na łokciu, co nie podobało się Frakowi. Chciał jej zwrócić uwagę, ale ona wyprzedziła go i spytała jak ma imię i z jakiego jest domu. Ten myśląc odpowiedział. - Jestem Frank… Frank Alder. Raczej powinnaś mnie znać. W końcu jestem The Best In The World. Frank szczerze się uśmiechnął, a następnie zadał jej zagadkę. - Jak myślisz z jakiego jestem domu?
Alder rzucił ciekawskim spojrzeniem i czekał na odpowiedz.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Crow spojrzał na nią z lekkim... Współczuciem. Przecież każdy zasługuje na wolne. A skoro Cornelia nie wybiera się na wakacje, oznaczać zapewne będzie, iż będzie pracować. Tak to bywa. Jednak aby się upewnić spytał; Nigdzie się nie wybierasz? Ale przecież każdy zasługuje na chwilę odpoczynku. Najczęściej poza domem. Jeśli mógłbym spytać- dlaczego się nie wybierasz na szkolne wakacje? Był bardzo zaintrygowany postawą Corn. Była dziewczyną atrakcyjną, a on raczej nie był człowiekiem który ukrywa takie rzeczy. Ale przecież to uczennica. Przecież takie odskocznie są zabronione. A z tego co Nero słyszał, Corin nie była... Abstynentką seksualną. Wręcz przeciwnie. Można by stwierdzić, że jest wyuzdana.
Oj dobrze, że Kame nie słyszał myśli profesora bo od razu by dostał od niego w zęby a to, że był nauczycielem dla gryfona nie było przeszkodą. Kiedy zobaczył co odwala Cornelia przymrużył lekko swoje oczy. Poruszył bez dźwięcznie ustami, ale jak dobrze dziewczyna czytała z ust to mogła odczytać takie słowo "baka". Położył sobie ręce na tył głowy i potargał sobie włosy z tyłu. Bardzo podobne zachowanie jak w sali luster, ale nie no tutaj chyba się opanuje i nie będzie rozwalać niczego. Chociaż kto tam to może wiedzieć. Praktycznie chłopaka wywalali tyle razy ze szkoły, że mu to chyba nie robiło różnicy czy skończy ją czy nie.
Jej praca najczęściej polegała albo na bawienie się w barach w kelnerkę i znoszenie pijanych, brudnych, obleśnych podrywaczy, albo zabawianie się z trochę lepszym towarzystwem, ale to też nie byli idealni partnerzy. Niestety, mieszkając w takiej melinie takie się właśnie ma życie, choć nie narzekała, bo już się przyzwyczaiła. - Po prostu nie za bardzo mnie na to stać – Uśmiechnęła się odwracając wzrok co jednoznacznie mówiło o tym, że nie za bardzo ma ochotę o tym rozmawiać. Jest bal, mają się bawić prawda? No i Nero ma rację, była wyuzdana, ale obiecała niegdyś, że dla tego jedynego się zmieni, prawda? Ten moment na stówę w końcu nadejdzie mimo iż dziewczyna nie wierzy w miłość. Zdziwiła się tym, że Kame ma taką reakcję jak w pokoju luster. Przynajmniej podobną, bo nie tak mocną jak wtedy. Przegryzła lekko dolną wargę. Ona nie podejdzie, on nie podejdzie. Będą się na siebie gapić w zakłopotaniu. On się zirytuje, kiedy zobaczy jak się Cornelia zachowuje, ona się zdenerwuje jak... E? Chwilka. Ona nie miałaby się o co, prawda? W końcu wmawiała sobie, że to nawet nie jest przyjaciel, więc nie ma jak być zazdrosna, bo to by było głupie.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nie stać cię... Rozumiem, że nie chcesz o tym mówić. Ale gdybyś jednak nabrała chęci, służę pomocą I posłał w jej stronę uśmiech. Ma racje. Jak bal to zabawa. Jednak ich rozmowa jest tak jakby toporna. Poprosił by ją z chęcią do tańca, ale ona chyba raczej jest bardziej zainteresowana Kame. Nie mógł się zdecydować, czy puścić ją do Kame, czy ciągnąć rozmowę. Domyślał się że żadne z nich do siebie nie podejdzie. Ahh ta młodzież. Ile on by dał, żeby być znowu w szkole. Ale już nie przesadzajmy nie jest taki stary. Przynajmniej tak uważał.
Po chwili i do niego podeszła jakaś dziewczyna i ewidentnie chciała z nim poflirtować, on jednak bardzo szybko ją spławił. Raczej nie był za uprzejmy w stosunku do niej bo jak odchodziła ze łzami w oczach nadepnęła mu na nogę. Skrzywił się lekko niezadowolony. Swój wzrok z Corneli przeniósł na profesorka. To co gryfon sobie pomyślał na szczęście zostanie tylko w jego głowie. Za takie myśli na pewno wyleciał by szybciej niż ustawa przewiduje. Jego ręka automatycznie powędrowała w kierunku kieszeni w której znajdowała się jego różdżka, jako, że przełożył ją do przedniej kieszeni było ją widać. Drugą rękę położył sobie na kolanie i czekał na dalszy obrót spraw.
- Wiesz, po prostu wakacje z dala od domu to spory wydatek nawet, jeśli są szkolne. Dlatego korzystajmy z tego, że jest darmowy alkohol. Co ty na to, żeby posłużyć mi złym przykładem i spić się ze mną? - Spytała chcąc rozluźnić trochę nauczyciela i nastawić go na świadomość, że tego wieczoru tylko i wyłącznie Crow ją interesuje. Bo tak było! I nie ważne co ktokolwiek pomyśli miała zamiar się zająć tylko i wyłącznie nim i kropka z masłem! Nie ważne, że Kame dziwnie na nią patrzy, a ona jest zainteresowana jego reakcjami. Ostatnio wyjaśnili sobie wiele, więc jeśli nie miał zamiaru się o nią starać, bo jest zbyt trudna, to powinien się zająć kimś innym, tak? Na przykład tą brzydką flądrą, która do niego podeszła. Hm... Chwilowo miała mordercze myśli w stosunku do niej. Ciekawe dlaczego? Może bała się, że pójdzie poderwać któregoś z jej przyszłych partnerów łóżkowych.
Jack obserwował Arienę. -A może chcesz zatańczyć? Zapytał. -Bądź co bądź jestem dzisiaj twoim partnerem na bal, a ja nie pozwolę byś się nudziła. Powiedział po chwili z wciąż przylepionym uśmiechem na twarzy. Ten to się chyba zawsze uśmiechał. W sumie nie miał powodu, by się nie uśmiechać. Rozejrzał się, by sprawdzić ile jest osób na parkiecie. Hmm... Właściwie to niewiele jak na tą ilość uczniów. Zdecydowana większość wolała zająć się przekąskami i napojami niż tańcem. To dobrze. Więcej będą mieli miejsca jeśli Ariena się zgodzi. Zabawne. Nikogo tu nie znał. Ledwo kojarzył nauczycieli, a co dopiero uczniów. Ariena będzie jedną z nielicznych jego znajomości w Hogwarcie pewnie.
Czas. Czas leczy rany, podobno. Jednak niektóre rany nie chcą się goić, pomimo kolejnych dni, miesięcy, lat, które upływały. Do niektórych wdawała się gangrena. A te rany, które się zagoiły, często pozostawiały blizny, które przypominały o tam, co było kiedyś. Wybaczenie przyspiesza gojenie się tych ran, ale najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie, gdy poczucie winy cię dręczy, bo masz uczucia i skrupuły. Masz je, choć mogłoby się wydawać, że już dawno się ich pozbyłeś, wyrzuciłeś do kosza, człowieku. Rany, które Tamara zadała samej sobie, jeszcze się do końca nie zagoiły. A niewidoczne dla innych blizny na rękach będzie miała do śmierci. Od której uciekła, choć jeszcze kiedyś sama jej chciała. Chciała, próbowała przyspieszyć jej przyjście; na (nie)szczęście się to nie udało. Wspomnienia dawnych dni spędzonych w Durmstrangu wzbudzały w niej teraz jedynie lekkie przygnębienie, bo obok szczęśliwych chwil było też wiele takich, gdzie musiała udawać i kryć się ze swoimi prawdziwymi uczuciami. Patrząc na to z perspektywy dnia dzisiejszego nie mogła pojąć, jak długo udawało się jej grać. Ale wiedziała, że musiało to się skończyć katastrofą, bo takie historie nigdy nie kończą się dobrze. Dziewczyna stanęła tak, by mieć w miarę dobry widok na wokalistę. - Dexter Vanberg w swoim żywiole - skomentowała. Wszystko działo się trochę za szybko. Ten fakt ją drażnił i rozpraszał na tyle, że nie do końca dochodził do niej sens słów Orlova. Tym bardziej, że zdążyła się odzwyczaić od swojego ojczystego języka. Angielski zdążył wejść jej w krew. - Pamiętam lepiej, niż myślisz - odparła, siląc się na uśmiech, choć nie czuła się do tego zdolna. Nie w tej chwili. Zaczęły jej drżeć ręce. Widziała spojrzenia, jakie rzucał na pół-wilę Grigori. Jednak zazdrość, którą odczuwała, spowodowana była tylko urodą Fontaine, nie mogło być inaczej, już nie. Doprawdy? Ręce drżały jej dalej, pojawiła się też gęsia skórka. - Tu? Nowa wymiana, Iterius, mieli mieć jakieś zadania. Kupa ludzi ze wszystkich stron świata - powiedziała, gdy już usiedli przy stoliku. O sobie jeszcze nie chciała mówić, bo pewnie i tak by nie uwierzył.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Spić się. Raczej nie przystoi mi. Chociaż w dobrym towarzystwie... A co mi tam. Od czego zaczynamy? Rzekł z uśmiechem na twarzy. Widział, że Kame czuje... Ni to zazdrość, może raczej oburzenie. Ale chwila chwila! Jesteśmy w wolnym kraju! I na dodatek Nero nie robi nic złego. Picie z uczennicą, chyba nie jest zabronione. Napewno nie jest. Przecież ona wyraziła taką chęć. Kame po prostu... Chyba był zazdrosny tak obiektywnym okiem patrząc. Przecież gdyby nic nie czuł do Corin, by się nie oburzał. A z resztą nauczyciel to funkcjonariusz społeczny, jak policja itp. Uderzenie lub zaatakowanie nauczyciela jest bardzo surowo karane. Ach te nasze przywileje.
Co? Ja? Nie, nie, nie! Te słowa można było wyraźnie odczytać z twarzy Arieny. Hahah.. I widzisz, po co żeś tak bujała się w rytm muzyki? Teraz masz za swoje. - Chyba to nie jest najlepszy pomysł. Przecież nie chcemy, aby Twoje piękne, lśniące laczki zostały zdeptane, prawda? - powiedziała, rzucając okiem na buty Jacka. No tak, mogła się spodziewać, że będą świecić jak reflektory mugolskich pojazdów. Dobrze, że on nie widział jej butów spod sukienki. Ujrzałby wtedy czerwone, nieco znoszone trampki. Ukochane buty Arieny, rzecz jasna. No dobra, zaraz po martensach. W ogóle dziwi mnie, dlaczego ich dziś nie ubrała. Chyba były zbyt toporne, nie? No i tak. Całe szczęście, że ta złota kiecka Arieny, która wyglądała na jakąś grecką sukmanę, włóczyła się zwiewnie po ziemi. Inaczej mogłoby być w cholerę śmiechu, którym i tak pewnie Ariena by się nie przejęła. W końcu przywykła do tego, że nazywano ją dziwaczką, a przecież nazywał ją tak tylko nieogarnięty plebs. No cóż, życie. - Nie chciałabym dokładać sobie w tej szkole osób, które będą ciskały we mnie błyskawicami, na sam mój widok. A uwierz, że jak podeptam Ci buty, to tak właśnie może się stać. Uh.. Znam się na ludziach.. - powiedziała niby to żartobliwie, nie wiem czy tak to zabrzmiało. Możliwe, ale ja przecież nie mam poczucia humory. Nie, nie.. Oczywiście, że mam. Aria to był taki suchar, że aż tost. Idź się gdzieś schowaj, o!
Dziewczyna którą przed chwilą spławił chyba specjalnie ustała niedaleko niego i robiła strasznie smutną minę. Sam chłopak walnął się dłonią w czoło i wstał z miejsca podchodząc do niej. Coś tam jej powiedział i wytarł jej łzy z oczu. No tak jak nie trudno się domyśleć on nie należał do osób które potrafią zranić i zostawić, taki więc zaczęli z sobą rozmawiać. Czasami dziewczyna się zaczęła śmiać a czasami on, jak nic było widać, że dobrze się im gada. Z czasem wypili sobie dwa głębsze a Kame wyciągnął w kierunku dziewczynę zapraszając do tańca. Cóż nie umiał tańczyć, ale cóż może i miał w tym jakiś ukryty własny cel. Oczywiście dziewczyna z chęcią się zgodziła, więc za nim kto zdążył się zorientować wirowali już na parkiecie. Dziewczyna zaczęła wplatać swoje palce w jego włosy a on tylko się uśmiechnął lekko. Przecież powiedział, że jakoś sobie ułoży życie, więc dlaczego miał by tego nie robić. Raz tylko spojrzał na Corn wzrokiem mówiącym "mówiłem, że jak chcesz abym zniknął to tak będzie". Chwycił rękę dziewczyny i pomógł jej zrobić piruet. Po kilku tańcach Kame delikatnie pocałował jej rękę i uśmiechnął się lekko. Ona dygnęła ładnie i podeszła cała rozpromieniona do swoich koleżanek które od razu pomachały w jego kierunku. On odmachał im tylko z lekkim uśmiechem. Och ten jego urok osobisty.
Chłopak przyglądał się wszystkiemu z boku. W końcu nie wytrzymał. Szybkim krokiem ruszył w stronę Cornelii i nauczyciela, który sprawiał, że krew w jego żyłach pulsowała coraz szybciej, a on sam tracił nad sobą kontrolę. Kiedy doszedł do dwójki ludzi złapał brutalnie Gryffonkę za rękę i pociągnął odwracając ją w swoją stronę. Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić uderzyła o ścianę, a jej ręka brutalnie została przyciśnięta też do ściany. Nie pozwolił jej nic powiedzieć. Nie zwracając również uwagi na nauczyciele złapał drugą ręką ją za podbródek unosząc jej słodką twarzyczkę do góry i wpijając się w jej usta z wielkim pożądaniem. Odsunął się po chwili namiętnego pocałunku i kątem oka spojrzał na Kame, a później nauczyciela. Przyciągnął Corin do swojego torsu przytulając i najwyraźniej nie chcąc puścić. Zimnym głosem skierował swoje słowa do nauczyciela. - Proszę wybaczyć, ale nie pozwalam bawić się moimi zabawkami obcym facetom – może się poprawie, to nie były tylko zimne słowa, on wręcz warczał na nauczyciela, jakby chciał go zabić w tym momencie za to, że tylko odważył się odezwać do jego Corin. Nie czekając na jego słowa złapał dziewczynę i odciągnął na drugi koniec sali.
Kame widząc całe zajście błyskawicznie wyciągnął swoją różdżkę. Pamiętajcie, że jest on po kilku kieliszkach, więc przed niczym się nie cofnie. W przeciągu sekundy wysłał drętwotę w kierunku Draco. Nie no on nie będzie na to tak patrzył bez czynie. Był nieźle wnerwiony, no a wypity alkohol robił jeszcze swoje. No i dziękuję dostanie kolejny szlaban, jak nie wywalą go za rozpoczęcie bójki z innym uczniem. Popatrzył na Corn, przecież jej obiecał, że pomoże zawsze. Miał wyciągniętą różdżkę nadal przed sobą w pogotowiu. - Czy ty postawiłeś sobie za punkt honoru aby mnie wnerwić dzisiaj - Powiedział podchodząc do nich pewnym krokiem.
- Jest koniec roku. Nikt cię nie będzie oceniał – Puściła mu oczko rozglądając się za czymś fajniejszym niż ognista whisky. Ale skoro to impreza szkolna, a nikt nie wniósł nic ciekawego chyba będą musieli odpuścić. Na szczęście whisky też potrafiło dać niezłego kopa, a ona naprawdę uwielbiała pić szczególnie, że urwany film nie był dla niej niczym szczególnie złym, bo i tak zawsze ktoś ją pilnował. Jak nie jakiś nauczyciel, to koledzy lub koleżanki. Zero stresu związanego z tą sytuają. Widząc zachowanie Kame uniosła brew. Popisywał się chcąc wzbudzić w niej jakieś szczególne odruchy? Żałosne. Choć faktycznie coraz bardziej podobała jej się wizja krwawego mordu na tej wywłoce. Oj jakie słodkie. I tańczą sobie i jest przeszczęśliwa i on się uśmiecha. Thi. Corn chyba rzygnie z tej słodkości. Dlatego też odwróciła się do Kame tyłem odrzucając widocznie włosy w geście ignorancji. Nie będzie się denerwować o coś takiego. Planowała wrócić do wesołej rozmowy z nauczycielem, a tu nagle poczuła szarpnięcie za nadgarstek. Wydała z siebie znajome dla wielu „Kyaaa”, a potem jęk, kiedy uderzył nią o ścianę. Nawet, jeśli miała zamiar go ochrzanić, to po tym geście nie miała możliwości. Zawsze po uderzeniu o ścianę robiła się cicha i grzeczna. Skuliła lekko ramiona patrząc na niego i oczywiście pozwalając mu się pocałować. Zaskakujące, że naprawdę dzięki jednemu, brutalnemu ruchowi robiła się potulna jak słodki szczeniaczek! I ten oczywiście musiał to wykorzystać! A skoro tak, to oczywiście nie zareagowała negatywnie na pocałunek. Zresztą, zanim zdążyła zrozumieć co się stało już stałą przytulona policzkiem do jego torsu. Jej źrenice delikatnie się trzęsły. - Draco... - Wyszeptała cicho, kiedy ją już odciągnął. Jego zabawka? Niech go szlak trafi, że lubiła być traktowana jak czyjaś własność i czerpała wręcz z tego przyjemność. Patrzała na niego z dołu... Niskiego dołu – w końcu 192 cm i 165 i PÓŁ to spora różnica. - Co to miało być? - Spytała wciąż nieśmiałym głosem, gdyż jeszcze nie zdążyła wrócić do siebie. Potem usłyszała słowo „Drętwota”. Momentalnie odwróciła się chcąc zobaczyć któż to się atakuje. I była zszokowana widząc, że zaklęcie leci w ich stronę. Potem podszedł do nich Kame, na którego patrzała w ciszy. Była zaskoczona tą sytuacją. Kiedy, co, jak?! Co do cholery jasnej się tutaj dzieje?!
Oczywiście, że w niego nie trafił. Ten tylko spojrzał na Kame znudzonym spojrzeniem. Tego było za wiele, chłopczyk pozwalał sobie na za dużo. Nie wiedział z kim zadziera i to był jego błąd. - Co za ofiara losu – powiedział rozbawiony tą sytuacją – nie potrafiłeś się do niej zbliżyć, ani jej zauroczyć to teraz rzucasz się na każdego kto to zrobi, hmm? Posłuchaj dzieciaku – w tym momencie przytulił do siebie mocniej Corin – ona jest moja. Ta dziewczyna uwielbia mnie za to co właśnie zrobiłem. Ona kocha brutali takich jak ja, nigdy nie zainteresuje się takim niewyrobionym dzieciakiem jak ty. Więc będziesz musiał dalej zadowalać się sam, pewnie potrwa to do końca życia, no ale cóż, każdego szkoda – zaśmiał się pod nosem i spojrzał kątem oka na dziewczynę – możesz się jej spytać jeżeli nie wierzysz… zresztą wystarczy kilka moich gestów, by ta dziewczyna była wniebowzięta… a ty to potrafisz? – spytał z chytrym uśmiechem. Zbliżył się do ucha dziewczyny wyszeptując słowa – nieprawdaż mon cheri?
Cieszył się, że to akurat Candy mu się przytrafiła. Wiedział, że ona nie będzie go nadmiernie pocieszać ani uszczęśliwiać na siłę. Cenił ją za to i był jej niewymownie wręcz wdzięczny. Strasznie ją kochał, nie wiem co by zrobił jakby nagle jej nie było. Byla wspaniałą przyjaciółką, znał ją praktycznie od pierwszej klasy i w pewnym stopniu zastąpiła mu Ją. Świetnie się rozumieli, bawili, mogli być sobą w swoim towarzystwie i niczym się nie krępować. Teraz też siedzieli i rozmawiali, ba, nawet się śmiał! W pewnym momencie zauważył, że dziewczyna za kimś się rozgląda. -Kogo szukasz? - spytał zainteresowany samemu pacząc po sali, jednak nie widział nic skupiającego uwagę. Za to usłyszał głos przyjaciela, który pojawił się niewiadomo kiedy i niewiadomo skąd. Ale to dobrze, że się pojawił. -Hej. Dzięki. - odparł wesoło w odpowiedzi. -Ano, jeszcze siedzimy, nie zdążyliśmy się rozruszać. - wzruszył ramionami. Trochę posmutniał gdy Candy zgodziła się zatańczyć z Marvolo, zostanie sam, ale po chwili pokiwał głową, żeby szła. Na jej wyciągnięcie ręki zawahał się. Popatrzył chwilkę na Puchonkę, potem na parkiet, potem znów na nią. W końcu pomyślał sobie, że Ona na pewno nie chciałaby żeby w taki dzień stał i podpierał smutny ściany, więc uśmiechnął się lekko, kiwnął na zgodę i wsunął swoją dłoń w jej. Ale wtedy przyszła jakaś dziewczyna, której nie kojarzył i chyba była partnerką Marvolo. Więc jak z tym ich tańcem?
Miał skupić się i pomyśleć, co dalej robić, a potem wrócić do Naleigh. Dobre sobie, pobożne życzenie, które nie stanie się rzeczywistością. Czy ten los musiał być naprawdę tak popieprzony, że jak chciał coś naprawić i żyć jakoś normalnie, to po prostu się nie dało? Och, no był kiedyś złodziejem dziewczyn i co? To przecież jakieś... no dawno temu. Teraz Regis by chyba tak nie zrobił, chyba, w sumie nie wiedział. Ale nieważne, zresztą, to nie dziwne, że wtedy Nicole wolała jego, Regisa, niż Shane'a. Ale szybko okazało się, że leciała tylko na kasę i kosztowne prezenty. Zatrzymał się, by zakończyć to wszystko. Będzie dżentelmenem. Dobre sobie. - Nie musiałem - powiedział do Shane'a.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
To była raczej szybka i niespodziewana sytuacja. Rozmowa, rozmową, aż tu nagle jakiś chłopak brutalnie porywa Corn, zaczyna ją całować i przytulać co wygląda conajmniej dziwnie. Potem ten zazdrosny chłoptaś rzuca czar Drętwoty. Chwil chwila. Z tego co mu wiadomo to używanie czarów przeciwko innym uczniom jest zabronione. No to interwencja. I pomimo iż nie trafił, liczy się próba. Prędko odłożył kubek i stanął między chłopakami. Póki co nieuzbrojony wkroczył pomiędzy zagotowanych bojówkarzy. Czuł jednak, iż to nie pomoże. Pamiętał jaki sam był w tym wieku. Przeczuwał również że nie obędzie się bez ran. Jednak może przez nich przepłynie łza rozsądku i zaprzestaną nim zaczną. Terefere. No ale cóż taka rola nauczyciela. Miał również zamiar zobaczyć o co chodzi z tym brutalnym porwaniem. Ale wszystko po kolei. Kiedy wszedł pomiędzy nich powiedział: Hej hej hej. Spokojnie panowie. Nie róbcie zamieszania na balu. Jak już się tak bardzo nienawidzicie to załatwcie to jak mężczyźni. Odejdźcie z sali i nastrzelajcie sobie po pyskach, jak to zwykle robicie. Ale proszę was. Nie róbcie zadymy na balu.
Dobrze, że miał przy sobie Tima. Inaczej nie wiem, jak by tu wytrzymał. Przy Corin wspomnienia wracały, a nienawiść przeplatała się z miłością i sam nie wiedział, co tak naprawdę do niej czuje. Chciał ją znienawidzić, by po prostu już nie cierpieć. Chciał by zniknęła, albo się wyprowadziła. Niech zrobi cokolwiek, tylko niech wyjdzie z jego głowy. Bo siedzi tam nieustannie od dnia, kiedy ją pierwszy raz zobaczył. Przy barze nie było nic, na czym warto było zawiesić wzrok. Za to jego chłopak nie próżnował, przedstawiając go każdemu po kolei. Jejku, Finn tego nie cierpiał. Robił jednak dobra minę do złej gry i odetchnął z ulgą, by Krukon na chwilę zniknął mu z oczu. To jednak nie trwało długo, bo już po chwili jakaś dziewczyna rzuciła mu się na szyję, a on... Zamarł. Przecież to była Lilly. Ale... ale ona nie żyje... Umarła, całkiem niedawno. Ta Puchonka była jednak jej lustrzanym odbiciem i Finn nie pomyliłby się nigdy. To była ona, tylko... co ona tu robiła? Żywa! -Cze... Cześć- wymamrotał, odsuwając ją od siebie na wyciągnięcie ramion. Może Lilly straciła pamięć? Może miała tylko jakiś koszmarny wpadek i teraz nic nie pamięta? Jej oczy, uśmiech, włosy, twarz... wszystko było takie samo! Finn wariował. A może to tylko jakiś wariacki sen, z którego nie może się obudzić. -Miło mi cię poznać. Tim ostrzegł mnie przed tobą- uśmiechnął się lekko, puszczając jej ramiona. Wciąż nie rozumiał tej sytuacji i posłał Timowi pytające spojrzenie. Co tu się, do cholery, dzieje? Musiał mu to wyjaśnić. Ale po afterparty. Może jutro? Gdy będzie w stanie cokolwiek ogarnąć. -Idziemy ze znajomymi na takie małe przyjęcie. Przyłączysz się? Im nas więcej, tym weselej- zaproponował i machnął na Tima lekko. Czas się zbierać. Zbliżała się pierwsza i mieli spotkać się wszyscy na dziedzińcu.
Kame popatrzył na chłopaka z wielkim rozbawieniem. - My z Corn już sobie wyjaśniliśmy kilka spraw. Ustaliliśmy to czego nie chcemy. Prawda - Powiedział i popatrzył na dziewczynę. Nie oczekiwał z jej strony cudów szczerze niczego nie oczekiwał, więc cóż było mu wszystko jedno - Dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowana, a ja w przeciwieństwie do innych potrafię to zrozumieć - Mruknął spokojnie i po chwili ciągnął dalej. - Nie chodzi mi o to, że jestem zazdrosny bo nawet nie mam o co. Skoro nawet się nie przyjaźnimy, ale chodzi mi po prostu o sposób traktowania przez ciebie dziewczyny. Jednej już prawie co nadgarstek złamałeś. - Powiedział i ponownie spojrzał na dziewczynę. - A ty Corn przynajmniej raz mi zrób przysługę i zamknij gębę na kłódkę, bo znając ciebie zaraz będziesz mi pierdolić jaka to jesteś nieszczęśliwa, a nawet nie robisz nic aby to zmienić - Powiedział i już miał ponownie podnosić różdżkę kiedy nauczyciel staną między nimi. Przewrócił oczami i powiedział. - Nie no czy teraz trzeba cisnąć w kogoś zaklęciem aby nauczyciele zobaczyli, że kultura w szkole jest poniżej krytyki. - Nadal trzymał wyciągniętą różdżkę przed sobą. Nie naprawdę nie cofnie się przed niczym. W jego oczach normalnie palił się teraz żywy ogień. Wszyscy mogli zobaczyć, że wystarczy jeszcze chwila a zrobi tutaj rozpierduchę po całości, jak na razie powstrzymywał go nauczyciel, ale jak coś jeszcze się stanie to nawet i on oberwie.
W sumie jeśli Kame chciał trafić w Draco, to musiałby uderzyć też zaklęciem w Corin. Dlatego pewnie chybił, bo przecież jej nie chciał skrzywdzić, prawda? Przełknęła ślinę widząc, że ten wieczór nie zapowiada się zbyt przychylnie. Ledwo zaczęła się dobrze bawić bezczelnie podrywając nauczyciela, a tu nagle sytuacja wymknęła się spod kontroli. Znowu chciała coś powiedzieć. Powinna się zdenerwować! Palnąć Dracona w ten głupi łeb, a potem strzelić Kame za to, że śmiał zaatakować jej najlepszego przyjaciela. Ughm BFF, który po raz kolejny ją pocałował! Owszem, byli niegdyś parą – związali się, kiedy ona miała zaledwie 14 lat a on już 25. Dlatego to, jak bardzo byli sobie bliscy szokowało ją do dziś. Ale rozpadło się. Teraz byli tylko przyjaciółmi i... I koniec tego dobrego! Już uchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy swój wywód zaczął Dracon. Przełknęła ślinę czując, że jego uścisk stał się silniejszy. W sumie... Blondyn miał rację. Kochała brutali, kochała kiedy był zazdrosny, kochała, kiedy odciągał ją od wszystkich i przytulał do siebie w taki sposób, żeby chwalić się i jednocześnie pokazując, że nikt inny nie może jej tknąć palcem. I kochała... - Mmm francuski... - Wyszeptała niezwykle cicho, instynktownie. Potem się wyprostowała momentalnie wkurzona, że jak zwykle nie panowała nad tym wydźwiękiem i słowem. – Głupek! Puszczaj nooooo! - Oprzytomniała nie szarpiąc się, ale wydając z siebie „Pffff” i obejmując się pod piersiami wielce niezadowolona. Obrażone, niskie dziecko w objęciach wielkiego blondyna. Świetnie to musi wyglądać z pozycji trzeciej osoby. - Nero no nie zachęcaj ich ja cię błagam! Bo się pozabijają! - Ochrzaniła nauczyciela fukając na niego, ponieważ jej zdaniem jeszcze bardziej podsycał atmosferę. Kurcze no! Lubiła, jak się chłopcy o nią biją ale nie, jeśli to był Draco. Przecież – bez obrazy – ale Pyszczek zamorduje Kame! Przecież był starszy, więc potrafił więcej zaklęć no i przede wszystkim bliznowaty ma w cholerę mięśni, więc pewnie sporo siły. A ona nie miała zamiaru patrzeć na krew! - Kame przecież... Ughm – Odwróciła wzrok momentalnie. Nie będzie o tym z nim rozmawiać przy ludziach! Ślepy ignorant cholera jasna! Mieli iść na randkę, tak? No faktycznie to ogromna oznaka braku zainteresowania! I jak tu wierzyć, że istnieją faceci, którzy się nią zainteresują na tyle, by się o nią starać i porywać ją innym chłop... DRACON NIE ODZYWAJ MI SIĘ!
Ann już nie mogła tutaj siedzieć. Zbierało jej się trochę na płacz, a nie mogła tak po prostu się rozpłakać przy wszystkich i robić z siebie ofiarę losu. I tak nią już była, skoro dała szansę puchonowi wierząc, że mu na niej zależy. -Wiecie co... Ja idę go poszukać, bo i tak zaraz tu nie wytrzymam... Powiedziała i wstała zamaszyście, że krzesło przewróciło się. -Jakby co to ja będę na dziedzińcu o umówionej porze. Dodała po chwili po czym ruszyła w stronę wyjścia. Miała tego pecha, że musiała przejść obok Yvesa. Zignorowała go zupełnie zmuszając siebie do obserwowania drzwi od Wielkiej Sali. Szła dumnym krokiem. O nie. Nie pokaże mu jak bardzo ją to boli. Pokaże wszystkim, że ma go totalnie w dupie, by później po cichu łkać w samotności z bólu. W końcu wydostała się i zaczęła szukać swojego ukochanego Jaszczura. [zt]
Szczerze mówiąc, to nie miał zamiaru wyżywać się na Kame, ten mały dzieciak nawet nie wie co mówi i nie jest świadomy tego co robi, zresztą i tak zdobył to co chciał, więc nie potrzebował nic więcej. Jednak wszystko się zmieniło. Jak on mógł odezwać się w ten sposób do Cornelii? Życie mu nie miłe? - Teraz to już przesadziłeś – powiedział nie zwracając uwagi na słowa Cornelii – nikt – powiedział puszczając dziewczynę i odsuwając ją w bezpieczne miejsce, później zaczął się zbliżać do Gryffona, chciał przesunąć nauczyciela, ale pewnie ten nie dał się tak łatwo. - Posłuchaj gnoju, nikt, powtarzam nikt nie będzie się tak odzywał do mojej Cornelii, rozumiesz? Jeżeli Ci życie miłe to spierdalaj stąd. Liczę do pięciu i żeby Cię nie było już przy dwóch, bo gorzko tego pożałujesz – powiedział, a jego wzrok wykazywał chęć mordu.
- Nazywam się Angelique miło mi – powiedziała z szerokim uśmiechem kiedy ją odsunięto – jej tyle słyszałam o tobie od Tima, wszystko mi opowiadał! Waszą pierwszą randkę, było tak słodko i jak się spotkaliście! To było takie urocze! – powiedziała zachwycając się nimi – Właśnie! Stańcie obok siebie i pokażcie mi jak słodko razem wyglądacie! – to musiało być dziwne, zwłaszcza dla Finna. Dziewczyna zachowywała się tak samo, śmiała tak samo i wyglądała tak samo jak jego zmarła koleżanka. Jednak ona nie mówiła, że pasuje do Corin, a do jej ukochanego braciszka. - Aaa przepraszam! – powiedziała natychmiast i z szerokim uśmiechem dopowiedziała – Nie mogę iść, obiecałam komuś, że będę mu towarzyszyć na balu – w tym momencie odwróciła się, by znaleźć wzrokiem Kame. To co zobaczyła było dla niej szokiem. Ten idiota… wpakował się w kłopoty! – Wybaczcie mi – powiedziała wściekła – ale muszę komuś obić mordę – warknęła idąc w stronę kłótni. - Co tu się do cholery jasnej dzieje?! – powiedziała wściekła patrząc na Nero, a później na Kame – Dałeś się temu nic nie wartemu gnojkowi sprowokować? Uspokój się i pokaż, że jesteś mądrzejszy i możesz to inaczej załatwić! – wykrzyczała Gryffonowi w twarz – A ty – skierowała teraz słowa do Cornelii – weź swojego chłopaka i go przypnij na smyczy, bo jest zbyt agresywny! Uspokój go i zabierz stąd, bo to się źle może skończyć! – jej głos wyrażał zirytowanie. Westchnęła i spojrzała na nauczyciela, który widocznie nie radził sobie z tą sytuacją. Dosłyszała co on im proponował. - A Pan co sobie wyobraża!? Powinien Pan rozwiązać tą sprawę, a nie namawiać ich, żeby poszli i się pobili! Co to za pedagog, który daje taki przykład – była zła. Przerwano jej taką miłą rozmowę. Złapała Kame za ramię i pociągnęła go delikatnie do tyłu, chcąc go odciągnąć od tego wszystkiego.