A Hiacka miała kreatury wodne za co najmniej obrzydliwe. Obślizgłe robaki i obleśne ryby. Jak to dobrze, że Kevin jednak nie jest kreaturą wodną, a zwyczajnym człowiekiem, prawda? Gdy ją objął, Timpton zaśmiała się i zaczęła się wyrywać, po chwili jednak zatrzymała się i spojrzała za dno, jakby coś własnie wypatrzyła. - O, boże, Fleetwood! - powiedziała z naprawdę kiepsko udawanym zdziwieniem - Tu są ryby! Te, no. Egipskie cudowne nieangielskie ryby! Egipskie flądry! Egipskie karpie! Ale by się śmiała, jakby się na to nabrał.
A Kevin przytrzymywał Hyacinth, bo chciał mieć nad nią przewagę. No i zabawnie wyglądała, jak tak się wyrywała, no! Puścił ją jednak, gdy usłyszał, jak woła, że niby widziała te ryby. A wiedziała, że Fleetwood miał fioła na punkcie ryb, dlatego łatwo było go na to nabrać. Chłopak zanurkował więc pod wodę i pływał tak, szukając tych ryb. Na chwilę tylko wypływał na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. W końcu jednak zorientował się, że dziewczyna go zrobiła w konia. Nie mówił do niej nic, na znak, że się obraził. Wypłynął w końcu na brzeg i wyszedł z wody, a wtedy ubrania zaczęły mu się lepić do ciała. Usiadł na piasku, żeby choć trochę wyschnąć, teraz było ciężko iść.
A dziewczyna po prostu nie wierzyła, że Kevin dał się nabrać na taką głupia ściemę. I w reakcji na to stała i się śmiała tak, że prawie nie pękła. Och, Fleetwood! Doprawdy, brakowało go jej. Głupeczek. A potem się chyba obraził – poszedł i usiadł na plaży z nosem na kwintę. Hiacka westchnęła ciężko i, niespiesznie, podeszła, aby usiąść koło niego. Jej ciuchy także całe się do niej kleiły – na szczęście miała na sobie tylko króciutkie spodenki i koszulkę, więc nie było aż tak znowu źle. Miss mokrego podkoszulka, hihi. - Ej, Kevin! – dziewczyna specjalnie zaczęła się bujać. Po chwili wylądowała głową na jego ramieniu – Znalazłeś jakieś ryby? – i znowu zaczęła się śmiać.
A ta jeszcze się śmiała. Urażona duma Kevina mówiła mu, żeby nie odzywać się do niej do końca życia. Jak ona mogła go tak nabrać, przecież wiedziała, jak zareaguje, wiedziała, że on za rybami to by poszedł wszędzie tam, gdzie tylko jest woda! No i poszedł. Ach, Kevin, kiedy ty się nauczysz, żeby nie wierzyć tak ludziom? Ale z drugiej strony, czemu miałby nie wierzyć Timpton? No czemu? - Ej, nie - odburknął. - Nie znalazłem żadnych ryb, bo ich tam nie ma. Hyacinth, jak mogłaś mnie tak okłamać? I choć był obrażony, to nie ruszył się z miejsca i dziewczyna nadal mogła opierać głowę o jego ramię. Jeśli tylko chciała.
A Hiacka śmiała się i śmiała. Oburzony ton Kevina i cała reszta, och! Doprawdy - ten chłopak był kompletnie inny od całej reszty. Był taki... no, uroczy po prostu, nie wiem jak to inaczej nazwać. Timpton nie podnosiła głowy - tak jej było wygodnie, tak jej było dobrze, o. - Jak to? - zapytała z udawanym zdziwieniem - Nie było ryb? Kurczę, a jak to nie było? - westchnęła - Przecież widziałam. Takie duże były, mówię ci. Biedny Kevin. Co on z nią ma.
- Przestań, dobrze? Nie kłam, no - odparł smutno. Naprawdę jego bolało to, że dziewczyna go okłamała. I to w tak ważnej sprawie. Może dla niej to była drobnostka, ale dla niego ryby tak ważne... no jak rodzina, tak samo! Dlatego trudno było mu wybaczyć jej ten jej występek. W końcu Kevin, nie przejmując się, co się stanie z Timpton, podniósł się, powędrował do twojej torby z rzeczami, zabrał ją i zaczął iść w kierunku namiotów. A niech ma za swoje, jak tak chce!
Czy Kevin naprawdę się obraził? Boże, przecież to były tylko żarty. Głupawe i tak dalej, ale tylko żarty. Co z jego poczuciem humoru? A, no tak. Zapomniała. Ryby to dla Fleetwooda istna świętość. Sacrum. Nie można z nich sobie stroić żartów, no jak! Urodzony rybak. Rybak z powołania! I tak dalej, i tak dalej. I jeszcze ją tak niecnie zignorował. No co za człowiek! Podniosła swój szanowny tyłek i pobiegła do swojego przyjaciela. - Ej, Keeevin! – krzyknęła za nim. Po chwili szli już ramię w ramię. I Hiacynta uśmiechnęła się do niego – Co z tobą? Przecież to były tylko żarty, królewno, nie obrażaj się! Poczucie humoru! - traciła go łokciem w żebra. Niech się śmieje, no.
Kevin miał poczucie humoru i lubił się śmiać, uwielbiał, nie lubił się smucić i w ogóle. Jednak żartowanie sobie z jego największej życiowej pasji było przegięciem. Przesadą. Granicą, która została przekroczona. Szedł więc przed siebie, w zaparte. To było... no po prostu nie wierzył w to, że dał się tak nabrać, jak głupi. Słyszał Hyackę, czuł, jak go uderzyła w żebra, jednak... nie no, przystanął. Musiał pomyśleć, co tu zrobić, co powiedzieć. Nie wiedział. Jednak coś musiał. - Zażartowałaś sobie z czegoś, co jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu. To boli, wiesz? Tak po prostu się nie robi - odezwał się.
Max był w zupełnie innej części plaży, wszedł nań zupełnie inną stroną. Był oddalony o dość wiele od pozostałych dwóch uczniów Hogwartu, którzy tu spacerowali... Miał ze sobą zielono-niebieski koc, a na sobie zwyczajnie, niebieskie spodnie do kąpieli. Gdy tylko rozłożył koc, wyłożył się na nim. Trzeba się opalić, chociaż ODROBINĘ! Uśmiechnął się w myślach na wizję siebie w opaleniźnie. Wróć, prawie zaczął się śmiać, posiadając siebie w ciemniejszej karnacji! Chciał iść popływać, ale nie chciało mu się iść samemu, więc pomyślał, że leżenie w słoneczku na kocu to najlepszy sposób na zbicie czasu i czekanie na kogoś. Mimo tego, że czekanie bywa męczące, Max był nadzwyczajnie cierpliwy, nie przeszkadzało mu czekanie godziny, dwie albo i więcej. Na jakąś osobę Max mógł nawet czekać do półtora roku, albo i dłużej. Wróć. Nie będziemy A Ż półtora roku w Egipcie! Trzeba wrócić do Hogwartu, poduczyć się... I właśnie tutaj miał zrobić słynny facepalm. Zapomniał, że czekają go OWUtemy. Więc, to będzie dłuugi rok szkolny. Jak każdy inny, aczkolwiek. Chociaż... Ten rok będzie się najdłużej dłużył, a znając życie zapomnę się uczyć, albo coś gorszego... WEŹ SIĘ W GARŚĆ MAX, JESTEŚ KRUKONEM! Miał się puknąć w łeb, ale nie chciał robić z siebie dziwadła obok przechodzących. Wpatrywał się w morze... Wyglądało zachęcająco.
Kaoru opisał na list i już, już wychodził gdy zagadała go Candy. Byli razem w namiocie, a jakoś nigdy nie udało im się pogadać, więc trochę im zeszło, a akurat jej nie potrafił odmówić chwilki pogawędki. Chwilki, która troszeczkę się przedłużyła...dwadzieścia minut. No ale trudno, co się odwlecze to nie uciecze, jak mawiają mugole. Miał ze sobą trochę słodyczy, których sam nie jadł, bo nie miał ochoty, ale wiedział, że przyjaciel je uwielbia, toteż zabrał trochę ze sobą, pożegnał się z przyjaciółką i wyszedł. Zostawił Choi'a (wielbłąda) przywiązanego do pala i ruszył przed siebie. Dopiero wybierając się na spotkanie z Maxem spostrzegł się, że trochę stęsknił się za Krukonem, w końcu był jednym z jego najlepszych kumpli, a naprawdę DLUGO się nie widzieli. Ale wcześniej Kaoru i tak nie był zbyt skory do rozmów. Teraz, na wakacjach, trochę mu było lepiej, ale miał nawroty złego samopoczucia i wtedy płakał w poduszkę, zdarzało mu się również krzyczeć i bić w nią. Bezsilność. To go dopadało, to, że wiedziała, że umrze, nie powiedziała mu i jej nie uchronił. Gdyby tylko zwierzyła się Puchonowi z tego snu...byłaby tu teraz. Niechby sobie nawet chodziła z tym bezczelnym chujem. Ale żyłaby, mógłby z nią rozmawiać, patrzeć na nią...Teraz miał do dyspozycji tylko jej portret, album zdjęciowy z dzieciństwa i ostatni list, troszeczkę dołujący, ale napisany jej charakterem pisma. Zawsze nosił przy sobie te rzeczy, nigdy się z nimi nie rozstawał. Doszedł wreszcie na plażę. Na jednym jej krańcu zauważył swoją dobrą znajomą, Hiackę, której żywiołowo pomachał. Potem dostrzegł Maxa, więc podkradł się do niego po cichu i klapnął tyłkiem odzianym w lniane szorty na gorący piasek. Zdjął torbę z ramienia kładąc sobie na kolanach i szturchnął Krukona w bok. - Ohayooo. No, to mów wszystko co się u ciebie działo przez te parę miesięcy, każdy szczegół proszę. - mruknał szczerząc się do przyjaciela. Tak dawno się nie widzieli, że to będzie chyba dłuuuuuuuga rozmowa.
Po długim namyśle można stwierdzić, że czasem panowie rozmawiają o wiele dłużej niż kobiety... Przecież te wszystkie rozmowy o drużynach sportowych, markach mioteł, paniach i tak dalej potrafią trwać nawet półtorej godziny... Właśnie dlatego najlepiej jest, kiedy kobieta zagaduje do mężczyzny... Wtedy rozmowa potrwa najwyżej dwadzieścia pięć minut i mężczyzna zniknie z pola widzenia kobiety. czasem rozmowy trwają dłużej... Ale to są wyjątki zakochanych, albo dziewczyn, które bardzo dobrze się dogadują z chłopcami i ich rozmowy trwają O WIELE dłużej. Nie wiele jest jednak takich kobiet na świecie, ale najdłuższe rozmowy są najczęściej między kobietami... Mężczyźni też robią wrażenie, jeżeli chodzi o długie rozmowy. Między dwoma przyjaciółmi? Rozmowa jest o wieeeeele dłuższa od pozostałych. No tak, nie ma to jak filozofia, pan Max Bein, znany filozof... Już mu się na śmiech zebrało, nie ma co. Ja filozofem? Już się widzę! Główka podparta ręką, zagubiony w myślach szukam wyjścia z tej trudnej sytuacji... Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. Jeszcze trochę i będą do mnie mówić "Panie filozofie! Proszę na mnie zaczekać, panie filozofie! Czy może pan przemyśleć sprawę tego i tamtego?"... A może jednak zdecyduję się na pracę w Ministerstwie? Albo chociaż będę nauczycielem! Wróć, muszę najpierw skończyć studia... A do tego mi daleko, niestety... Najważniejsze osoby w życiu Maxa?... Na pewno znajdą się tu rodzice chłopaka, Brooklyn - wspaniała Ślizgonka, Faye - kolejna Pani, która zawładnęła jego sercem, Clara - panna znajdująca się w serduszku... I jeszcze nienarodzone rodzeństwo Maxa. Jakim cudem max ma rodzeństwo? Otóż, gdy max wyjechał na siódmy rok nauki do Hogwartu, rodzice "zabalowali" w grudniu i takim cudem, Max za możliwie niecały miesiąc będzie miał braciszka, albo siostrzyczkę... jednak jego matka ostatnio strasznie źle się czuje, najprawdopodobniej choruje... Max o nią strasznie się bał, ale opiekę nad nią musiał zostawić ojcu. Wiedział, że ten będzie wiedział co robić. Będzie wiedział? Ojciec Maxa ZAWSZE wiedział czego potrzeba jego matce. Byli ze sobą w małżeństwie dwadzieścia lat, a w związku partnerskim siedem... Tak, daje to im dwadzieścia siedem lat przeżytych razem, jakimś cudem Maxiu sobie to wyobraził. Były Ślizgon i była Puchonka w związku, małżeńskim na dodatek... Oj, dziadkowie i babcie musieli się złapać za głowę... Max oderwał się od myśli. Usłyszał kroki, zbliżające się w jego stronę. Ze strachu zamknął oczy i zaczął udawać śpiącego, kiedy nagle...Poczuł szturchnięcie i usłyszał znajomy głos swojego Puchońskiego przyjaciela. - Karou! Miło cię widzieć... - Usiadł na swoim kocyku i wgapił się w Puchona. - Ze wszystkimi szczegółami?... To właśnie będzie trudne, bo nie wiem od czego zacząć... Dobra, może od tego, że będę miał młodsze rodzeństwo. Chyba Ci jeszcze nie mówiłem, co?... Dokładnie nie wiem co z tego będzie, mama chodzi "z brzuchem" od grudnia i chyba jeszcze choruje... Eeer, jakaś nowa dziewczyna ze szkoły przesłała mi list i zastanawiała się, czy zostawić na nim ślad swoich ust... E... Mam luki w pamięci, nie mam pojęcia, co Ci powiedzieć!
Hiacka miała ochotę wzruszyć ramionami i machnąć na chłopaka ręką. Proszę bardzo, niech się dąsa. Jego problem. Z drugiej jednak strony nie chciała żeby się znowu do siebie nie odzywali. Naprawdę - bardzo ją bolało, gdy chociaż jeden z jej znajomych z nią nie rozmawia. A Kevin to już w ogóle. I chociaż nie bardzo chciała, wiedziała że musi go przeprosić. - Przepraszam, Kevin. - powiedziała w miarę poważnym głosem - Nie pomyślałam, zapomniałam i no. - uśmiechnęła się do niego - No, nie dąsaj się już!
Kevin popatrzył na Hyacinth, z początku podejrzliwie, jakby wyczuwał, że przeprosiła go tylko dla pozorów, dla pustej formy, a nie z własnych chęci. Zamyślił się chwilę, patrząc nadal na dziewczynę, jednak dotarło do niego, że nie ma o co robić tyle krzyku. I uśmiechnął się dobrotliwie. - No nie dąsam się, nie dąsam - zaśmiał się. A potem objął dziewczynę ramieniem i oboje udali się do namiotów.
[zt] jak chcesz to napisz w swoim namiocie czy coś, jak nie, to nie
Nie mam weny, ale wypadałoby odpisać co właśnie robię. Nie krzycz jak będzie do kitu, postaram się. Kaoru zawsze dużo gadał, czy to z dziewczyną czy z chłopakiem, nieważne. Zmieniło się to trochę po śmierci Lilly, którą nadal bardzo przeżywał. Teraz, gdy odzyskał ją po kilku latach było mu jeszcze ciężej, że znowu ją stracił. Tym razem na zawsze. To było po prostu okropne, nie powinno się przytrafić tak młodej i kochanej dziewczynie jaką była owa Japonka. Puchon nadal nie był w stanie się pozbierać, ożywiał się jedynie przy najlepszych przyjaciołach. Dlatego tak bardzo wydłużyła mu się rozmowa z Candy i dlatego tak bardzo spieszył się po rozmowie z nią do Maxa. Zawsze mógł z nim pogadać, pograć na gitarze i powcinać słodycze. No i pofilozofować. Nie tak jak z Quenią, która bądź co bądź troszeczkę głupsza od niego była, ale tak, wiecie, na poziomie. Jak Platon i Arystoteles czy ktoś tam, nie za bardzo się znam na filozofach. Mniejsza. Szeedł sobie przez plażę w stronę przyjaciela nucąc jakąś smutną melodię (teraz jak już nucił to tylko takie). Przysiadł się do chłopaka przyglądając się mu. -No już nie udawaj, wiem, że nie śpisz. -mruknął Kaoru trącając go. Potem wsłuchał się w jego opowieść. Na wieść o rodzeństwie uśmiechnął się trochę smutno. -Też mogłem je mieć...znaczy, moja ciocia była w ciąży, ale poroniła. Kiepska sprawa. -wzruszył ramionami. Bardzo to przeżył, chciał mieć nowego kuzyna czy kuzynkę. Z tego co było wiadomo miało być to drugie. Niezbadane są wyroki Merlina. Może jeszcze nic straconego, może jeszcze kiedyś rodzina się powiększy. Ożywił się gdy Max mówił dalej. -No nie gadaj? Cicha wielbicielka? A wiesz kto to? I co...spotkasz się z nią?- zadawał pytania z szybkością karabinu maszynowego. Najwyraźniej chciał wszystkich swoich znajomych z kimś zeswatać. Skoro on nie mógł być szczęśliwy z kimś kogo kochał to niech chociaż jego przyjaciołom się powiedzie. Słysząc skargę przyjaciela Kaoru udał, że posmutniał. -Max...zawiodłem się na tobie...Jak możesz...Jak możesz mieć sklerozę w tak młodym wieku?- najpierw jego ton była dramatyczny i jakby miał focha by po chwili wybuchnąć krótkim śmiechem co zabrzmiało jak parsknięcie konia. Potem wyjął sobie z torby paczkę mugolskich chipsów i zaczął jeść. Jak Krukon będzie chciał to też po nie sięgnie, paczkę położył pomiędzy nimi.