Może z pozoru wygląda na zwykły, ale ten basen tak naprawdę jest przesiąknięty magią - woda co jakiś czas zmienia kolor, wpadając w przeróżne odcienie tęczy, a każda barwa nadaje wodzie określonego smaku. Mimo iż dno basenu wydaje się być wyrównane, to jednak w pewnych miejscach woda sięga po szyję, a kawałek dalej można nurkować w nieskończoność. Znajduje się tutaj niewielka zjeżdżalnia mająca zaledwie kilka centymetrów, lecz gdy wsiądzie się na nią, można jechać poprzez niezwykłe zakręty i z ogromną szybkością tak długo, dopóki nie będziesz mieć dość. W barku szklanki napełniają się same napojami ze wszystkich stron świata. Pozornie twarde, plastikowe leżaki okazują się być miękkie i wygodne jak łóżko. Można wypożyczyć sobie pływki, kółka i dmuchane zwierzątka, które pod wpływem wody zdają się ożywać, a więc można popływać na grzbiecie dmuchanego krokodyla lub orki czy postraszyć znajomych szczerzącym się rekinem. Trampolina podnosi się na tak dużą wysokość, z jakiej pływak ma ochotę skakać.
Jednorazowe wejście na teren basenu kosztuje 10 galeonów za jedną osobę.
Dłoń, którą wystawia w jego kierunku zostaje zignorowana. Nie rusza jej to? Jak wiele rzeczy, można by powiedzieć. Ale przecież on jej wcale nie zna. Nie próbuje jej poznać. Nie ma żadnej gwarancji czy nie jest to tylko poza. Ona się nie otwiera. Nie daje mu sposobności, żeby zajrzał głębiej, dostrzegł ją, taką jaką była. A widziała, jaką, tylko ona sama. Nie miała w zwyczaju z kimkolwiek dzielić się swoim usposobieniem. Dla świata była pustą lalką. Tylko, że manewrowała sobą sama. Skorupa, która działała, jak chciała, w zależności od okoliczności. Uśmiecha się pod nosem do siebie, chociaż nie ma dlaczego. Mężczyzna właśnie ją lekceważy. Mija ją, a ona z dalej wyciągniętą ręką przed siebie, powoli obraca się w jego kierunku. Cofa rękę, jeszcze wolniej, opierając ją na chwilę obok siebie, zanim wstanie. Kiedy wstaje, jej włosy falują za nią, z wiatrem przerzucając się z ramion na plecy. Podchodzi do niego, wpatrując się w jego tęczówki oczu, dokładnie tak, jak ona sama chce. Jeśli coś widzi, nic nie mówi. Jeśli coś czuje, nic nie pokazuje. Jeśli jest głupia, to ma wyjątkowo mądre spojrzenie. Nie cofa się, ale już wiesz, że nie robi tego nigdy. Nie opiera się mu, mimo, że potrafi i już to udowodniła. Milczy. To akurat coś nowego. Śledzi go spojrzeniem bardzo uważnie, cofając się dopiero moment później, ale nie dlatego, że się boi. Robi sobie przestrzeń. Pozostawia sobie dystans do rozmachu, bo już w kilka sekund później mężczyzna dostaje otwartą dłonią w twarz. Nie używa pełnej pięści. Nie chce się dzielić z Tobą wiedzą, że potrafi uderzyć faceta bardzo wprawnie, dokładnie wiedząc gdzie uderzyć w szczękę, żeby ją uszkodzić. Nie robi tego. Nie używa różdżki. I tak jest przecież przeciętną czarownicą. Zabiera swoje graty z ziemi, swój kawałek drewna, ale nie opuszcza terenu basenu wkurzona. Mimo, ze idzie szybko. Żeby nie dać mu czasu na reakcję. Obraca się za nim przez ramię, ale bez cienia nienawiści czy niechęci, żadnego obrzydzenia, jest w jej spojrzeniu coś irytującego. Kompletnie ją na siebie zobojętnił. Widać pusty wyraz, kiedy żegna go tym wzrokiem. Już nie ma o nim żadnego zdania. Jest człowiekiem bliższym dna, niż sądziła. Już nie chce mieć z nim nic wspólnego, ale dlatego, ze nie mogło być więcej ich. Bo był na to zbyt zepsuty. A ona nie chciała go naprawiać. Dlatego nie mogła mieć z nim nic wspólnego. Nie mógł być jej wrogiem, bo był swoim własnym. Dlatego zostawia go samego. Niech walczy. Niech się wije, ale bez niej. Ona była mu tu niepotrzebna. A on nie był jej niezbędny, szczególnie do szpecenia jej własnej twarzy. Wiedziała, co zrobi. Uda się do medyka. Bo chociaż ona te blizny uzna za ciekawą odmianę, kurewsko boli. Nie upodlenie. Nie była upodlona, tylko zraniona fizycznie. Potrzebowała ukojenia. Najlepiej w czyichś ramionach. To naturalnie nie mógł być on. Dlatego nie był jej dłużej potrzebny. Ale może jeszcze mieli się spotkać. Przecież życie jest tak kurewsko śmiesznie ironiczne…
zt
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Nie sądziłem, że Lotta zacznie mnie porównywać do magicznego stworzenia. Miała to szczęście, że dodała więcej przymiotników niżeli samo „rozumne”. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i uśmiechnąłem się krzywo słysząc jej śmiech. Dawno nie widziałem, żeby ktoś się tak śmiał, przede wszystkim – nie ze mnie. Miałem jednak tę przewagę, że dziewczyna nie miała żadnego pojęcia o tym gdzie ją zabieram. W mojej głowie już tworzył się szatański plan zemsty. Na moją twarz wypełzł tajemniczy uśmiech kiedy szliśmy ulicami Hogsmeade. Większość sklepów była już pozamykana, ale miałem nadzieję, że miejsce, w którym spędzimy resztę wieczoru będzie otwarte. To nie było miejsce, na typową randkę, ale my tez do typowych par nie należeliśmy. Nie pamiętałem kiedy ostatnim razem tam byłem. Chyba kilka dobrych lat temu, więc liczyłem na swoją pamięć, kierując się do celu. Pamięć mnie nie zawiodła, a ja byłem z tego powodu zadowolony. – Pani przodem. – powiedziałem i przepuściłem dziewczynę przede mną Zapłaciłem całe dwadzieścia galeonów za naszą dwójkę i weszliśmy na basen. Był pusty, nikogo poza nami nie widziałem. Wiedziałem jakie są zasady dobrego wychowania, więc jasne dla mnie było, że należy kobiety przepuszczać przodem. To jedna z życiowych lekcji, która naprawdę zapadła mi głowie. Zanim Lotta zdążyła cokolwiek powiedzieć już niosłem ją na rękach i „przypadkiem” potknąłem się przy jednym z basenów. Dziewczyna wylądowała z pluskiem w wodzie. Może to było szczeniackie, ale nie mogłem się powstrzymać. Na tym się skończyło moje obeznanie w zasadach savoir-vivre’u. – Hudson, jesteś mokra, wiesz? – rzuciłem i się zaśmiałem. Rozłożyłem się na jednym z leżaków śledząc uważnie poczynania Lotty. Wiedziałem, że woda jest ciepła, więc nie przejąłem się tym, że mogłaby zmarznąć. Zresztą na dworze również nie było znowu tak zimno. Wiał wiatr, to tyle. Wiedziałem, że długo sam nie pozostanę suchy. Rozkoszowałem się więc tymi chwilami kiedy jeszcze dziewczyna mnie nie dopadła. Zdjąłem płaszcz, nie specjalnie chciałem go moczyć, zdecydowanie go lubiłem, więc wolałem nie ryzykować. Wyszczerzyłem się bezczelnie do Lotty, czekając na to co za chwilę miało nastąpić. Nie wątpiłem w to, że dziewczyna będzie chciała się zemścić. Gdyby postawić się na jej miejscu, chyba każdy by tego pragnął. Całe szczęście to ja byłem inicjatorem zajście taj całej sytuacji. Cóż, przyjmę wszystkie konsekwencje, ale przynajmniej było zabawnie. No, w moim mniemaniu.
Nie miałam pojęcia gdzie prowadzi mnie Will - zaczęłam się nawet odrobinę niepokoić gdy wyszliśmy z Hogsmeade, bo zastanawiało mnie czy Krukon nie wymyślił czegoś nieodpowiedzialnego. Gdy doszliśmy na miejsce odrobinę się uspokoiłam, aczkolwiek czułam się lekko skonfundowana. Basen? No cóż - totalnie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nie sądziłem, że Will wpadnie na tego typu pomysł. Nie żebym nie lubiła pływać - po prostu nie byłam na to przygotowana, nie miałam ze sobą stroju kąpielowego. Ku mojemu zdziwieniu mimo dość późnej pory pływalnia wciąż była otwarta, ale po wejściu (Will zachował się bardzo miło i zapłacił za nas oboje) okazało się, że na basenie oprócz nas i ratownika (którego w gruncie rzeczy też można uznać za nieobecnego, bo zasnął na swoim stanowisku cicho pochrapując) nie było już nikogo. Jasne, był wprawdzie środek tygodnia, ale w moim mniemaniu tak czy siak to było dosyć dziwne. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy - mój chłopak zrobić mi naprawdę chamski numer i szczerze powiedziawszy nagłe lądowanie w wodzie było chyba najgorszą rzeczą jaka spotkała mnie w tym tygodniu. W jego mniemaniu to może było całkiem zabawne, ja jednak czułam złość. Gdy tylko wynurzyłam się z wody krzyknęłam: - Walker, ty chuju! Wyszłam z basenu, po czym zdjęłam z siebie przemokniętą kurtkę i buty, które w kontakcie z wodą stały się piekielnie ciężkie. Moja koszula przykleiła się do skóry, włosy zupełnie się poczochrały, a tusz z moich rzęs spływał po policzkach. Podeszłam w stronę chłopaka ze wściekłą miną, po czym z wypisaną na twarzy złością wzięłam jego płaszcz i wrzuciłam go do wody z szatańskim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zachowanie Krukona było niemiłe i na dodatek strasznie nieodpowiedzialne, więc nie zamierzałam brać jeńców. Wiedziałam, że chłopak niemal od razu ruszy na ratunek swojego wierzchniego okrycia dlatego zanim zdążył to zrobił usiadłam mu na kolanach przy okazji mocząc jego ubranie. - Nienawidzę Cię - powiedziałam autentycznie wkurzona, wyciskając wodę z moich włosów wprost na jego twarz.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Śmiałem się wniebogłosy, to było naprawdę zabawne. Wiedziałem, że Lotta się wkurzy, byłem tego pewien. Nie sądziłem jednak, że jej zemsta będzie polegała na zniszczeniu mojego ulubionego płaszcza. Zmrużyłem oczy kiedy specjalnie na mnie usiadła żebym nie mógł go wyjąć z wody. Uniosłem brwi. Faktycznie szkoda tego ubrania, ale nie przywiązywałam się. Tylko było to dla mnie lekkim marnotractwem. Byłem jednak za bardzo rozbawiony żeby poważnie się tym przejąć. Mimo to, mój wzrok uciekał do tonącego płaszcza. – Lotta, nie wiedziałem, że aż tak kochasz zwierzęta żeby zamieniać się w pandę... – rzuciłem wciąż się śmiejąc. – Mówiłem ci już, że wyglądasz uroczo kiedy się złościsz? To chyba był ten moment. Zdetonowałem bombę. Co mogłem na to poradzić, naprawdę wyglądała słodko. Była taka bezbronna, w dodatku wiedziałem, że prędzej czy później mi wybaczy. O chwili detonacji świadczyło wykręcanie włosów wprost na moją twarz. Unieruchomiłem jej ręce chwytając je w swoje dłonie i uniemożliwiłem tym dalsze wykonywanie czynności. – Nie prawda, kochasz mnie. – odparłem i przygryzłem wargę. Cała ta sytuacja była komiczna. Może niekoniecznie dla dziewczyny, ale z mojej perspektywy? Już nawet zapomniałem o tym płaszczu. W moim życiu nie było czasu na sentymenty. Musiałem przyznać, że naprawdę ciężko było mi się opanować, gdy Hudson siedziała na mnie (!) w mokrej, prześwitującej koszulce. Może to jej kazanie o powściągliwości powinno właśnie w tej chwili do mnie dotrzeć? Nie stało się tak. Chyba niespecjalnie przemyślałem to wszystko. Odpowiedzialność, nie była jedna z moich licznych zalet. Zerknąłem na ułamek sekundy na ratownika, który był pogrążony w głębokiej drzemce. Może palił wcześniej Rêve Forty? Uśmiechnąłem się cwaniacko i nachyliłem się jakbym chciał ją pocałować. Po chwili jednak zrzuciłem ją z siebie i nie tracąc ani chwili wskoczyłem do basenu. Nie pamiętałem kiedy ostatnio pływałem, ale chyba byłem w tym całkiem niezły. Cóż i tak byłem już całkiem mokry od momentu, kiedy to Lotta postanowiła wykręcić swoje włosy. – Długo każesz mi na siebie czekać, pani miss mokrego podkoszulka? – zawołałem.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Skoro on doprowadził do zamoknięcia moją kurtkę (nie wiedziałam czy uda mi się ją ocalić) to nie czułam się w żadnym stopniu winna, że zrobiłam to samo z jego płaszczem. Niestety William mnie zawiódł - płaszcz w wodzie nie zrobił na nim wrażenia, chłopak nawet nie przeklął, wręcz przeciwnie - wciąż wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Jego złośliwa uwaga sprawiła, że poczułam jeszcze większą złość - syknęłam gniewnie i otarłam rozmazany tusz z twarzy - zupełnie nie dotarło do mnie jak intymna jest ta sytuacja, jakimś cudem wyparłam z głowy fakt, że moje mokre ubranie zupełnie ukazuje moją bieliznę. Zupełnie nie widziałam kontekstu seksualnego w tym całym zdarzeniu, gdyż moja głowa była całkowicie pochłonięta złością. Gdy powiedział, że go kocham prychnęłam z irytacją, nie zamierzając okazać ani odrobiny uczuć - o nie, nie Walker, teraz to masz przerąbane. Kiedy pochylił się w moją stronę liczyłam, że okaże odrobinę skruchy, tudzież przynajmniej współczucia - tymczasem zamiast tego chłopak zrzucił mnie z siebie i pobiegł w stronę basenu. Jęknęłam cicho - trudno ukryć, że zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Gdy chłopak mnie zawołał westchnęłam cicho i z lekko gniewną miną wskoczyłam do wody, po czym podpłynęłam do niego i ochlapałam mu twarz.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Lotta była tak koszmarnie zirytowana moim zachowaniem, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę, że mój śmiech tylko pogarszał sytuację. Ale co mogłem zrobić skoro to wszystko było dla mnie takie komiczne. Całe szczęście nie kazała na siebie zbyt długo czekać. Miałem wcześniej rację, woda była ciepła, więc nie zamierzałem póki co wychodzić. Dziewczyna do mnie podpłynęła i ochlapała, a ja nie pozostałem jej dłużny. Oddałem dwa razy mocniej. Niekoniecznie specjalnie, po prostu miałem więcej siły. Podpłynąłem do niej i podniosłem, by zakręcić się z dziewczyną wokół własnej osi. – Oj już się nie gniewaj, z cukru jesteś? – zapytałem wciąż rozbawiony. Basen co kilka minut zmieniał swój kolor, a całość była ogólnie ładnie oświetlona. Urokliwe miejsce, dobrze, że je wybrałem. Uśmiechnąłem się do Lotty i uprzednio kontrolując czy ratownik nadal śpi, wpiłem się w jej usta. Przyciągnąłem ją do siebie, zupełnie zmniejszając odległość między nami. Wplotłem palce w jej włosy. Odsunęliśmy się od siebie po dość długim czasie, oboje ciężko dysząc. – Jeśli cię to pocieszy, wyglądasz seksownie w mokrych ubraniach... Możemy to częściej powtarzać. – powiedziałem i moje usta rozciągnęły się w łobuzerskim uśmieszku. Miałem nadzieję, że już jej chociaż trochę przeszło. To była tylko woda, zresztą nie wierzyłem tak do końca, że ani trochę się nie bawiła. Mimo, że była napuszona jak obrażona mała dziewczynka, cieszyłem się, że jest obok. Czułem się jakby wszystkie moje problemy i zmartwienia nie istniały. Mówiłem całkiem poważnie, że chcę aby dziewczyna pamiętała każdą chwilę ze mną. Teraz miałem przynajmniej pewność, że ten wieczór zapadnie jej w głowie na długo. Czyli nie wszystko było przekreślone. Zacząłem się zastanawiać kiedy zamykają placówkę. Nie miałem pojęcia, ale nie martwiłem się tym za bardzo. Z moimi umiejętnościami wybrniemy z każdej sytuacji. Zerknąłem na miejsce ratownika i zmarszczyłem brwi. – Nasz przyjaciel zniknął. – powiedziałem wskazując miejsca, na którym jeszcze przed chwilą siedział. Nie zdziwiło mnie to, że nie zauważyłem jak odchodził. Równie dobrze mógł się teleportować. Zresztą byłem tak skupiony na dziewczynie, że sam Minister Magii mógłby tutaj tańczyć w różowych kalesonach, a ja bym nie zwrócił na niego uwagi. Tego wieczoru, nawet moje myśli należały do Hudson.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Byłam zupełnie przemoczona, a fala wody, którą potraktował mnie Walker nie byłą szczególnie przyjemna - trudno ukryć, ze chłopak był znacznie silniejszy ode mnie, więc gdy oberwałam zaczęłam żałować, że w ogóle go zaczepiłam. - Nie jestem z cukru - krzyknęłam dość mocno wkurzona śmiejąc się sarkastycznie - Tylko ze srebra i przez Ciebie ulegam korozji! To porównanie było może głupie, nie wiem skąd mi przyszło do głowy - byłam zbyt zirytowana by myśleć logicznie. Po chwili jednak chłopak odrobinę mnie udobruchał - unosząc mnie i całując. Początkowo oponowałam - w końcu byłam na niego jeszcze odrobinę wkurzona, jednakże po chwili zatonęłam (hehe) w jego ustach. - Czyli w suchych nie wyglądam seksownie? - rzuciłam przekornie udając, że jest mi smutno. Jeszcze trochę się na niego gniewałam, ale złe emocje powoli odpływały. Spojrzałam na krzesełko ratownika - w moim mniemaniu ta sytuacja była co najmniej kuriozalna. Basen był pusty, a na dodatek zniknął ratownik! Trochę się obawiałam, że mogą nas tu zamknąć, ale w sumie zostanie tutaj na noc byłoby całkiem ciekawym doświadczeniem. Zresztą ucieczka nie byłaby chyba zbyt trudna, skoro mieliśmy ze sobą różdżki - raczej nikt nie zabezpiecza basenu szczególnie wyrafinowanymi zaklęciami. - Świetnie - rzuciłam ze śmiechem, który tym razem był już wesoły i szczery - Czyli mogę Cię bezkarnie utopić, Walker? Zawiesiłam ręce na jego ramionach uśmiechając się szelmowsko.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Uniosłem jedną brew? Jest ze srebra i ulega korozji, przepraszam bardzo: co? Ona była niemożliwa, wybuchnąłem śmiechem i złączyłem nasze dłonie. Wywróciłem oczami na te jej fochy. Nic wielkiego się nie stało, tylko wylądowała w basenie, bez swojej zgody, w ubraniach. To nic wielkiego. Zupełnie nie rozumiałem o co jej chodzi. – Hmm, nagle stajesz się cenniejsza, skoro ze srebra... – mruknąłem, odwracając wzrok. Rzecz jasna żartowałem. Dla mnie była najcenniejsza na świecie, nieważne co miała na sobie. Zerknąłem na zegarek. Cóż godzina mogłaby wyjaśniać tajemnicze zniknięcie ratownika. Dziwne tylko, że tak kompletnie nas olał. Może i spał, ale my nie zachowywaliśmy się wcale cicho. Zresztą rzecz jasna i tak byśmy zostali, po coś jestem tym legilimentą. Nie robiło mi to więc żadnej różnicy. – Wyglądasz, ale najlepiej ci bez. – odparłem bez ogródek. Taka była prawda. Nie chodziło mi wcale o to, żeby nagle zrywać z niej ubrania. Zresztą one i tak jej teraz niewiele dawały, jasna koszulka była najlepszą rzeczą, którą Lotta mogła ubrać. Dziewczyna trochę się spięła gdy zauważyła, że ratownik zniknął. Ja tymczasem kompletnie się tym nie przejąłem. Nawet lepiej, teraz byliśmy zupełnie sami i o to w gruncie rzeczy chodziło. – Możesz spróbować, Hudson. – odparłem i objąłem ją od tyłu splatając swoje dłonie na jej brzuchu. Skutecznie ją tym unieruchomiłem. Zacząłem składać pocałunki na linii jej szczęki i zszedłem na szyję z tą samą czynnością. – Nadal chcesz mnie utopić? – zapytałem, szepcząc jej do ucha, a potem delikatnie musnąłem jej policzek ustami.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Nic wielkiego się nie stało? W moim mniemaniu stało się, ale już prawie zdążyłam puścić to w niepamięć - byłam skłonna wybaczyć Williamowi jego skandaliczne zachowanie. - Mam nadzieję, że Ty jesteś chociaż pozłacany, bo w innym przypadku ten związek przestaje mi się opłacać - zażartowałam parskając śmiechem. Przez moment zastanawiałam się czy ratownik wróci tutaj by nas opieprzyć i wygonić z basenu, jednakże po chwili stwierdziłam, że nie warto zaprzątać tym sobie głowę. Jeśli przyjdzie to sobie pójdziemy, no trudno. Skwitowałam jego uwagę na temat moich ubrań pogardliwym parsknięciem - Walker bywał bezczelnym flirciarzem mimo, że byliśmy razem. Poza tym ta uwaga była dla mnie dość.. hm.. niezręczna? W każdej sytuacji, w której widział mnie bez ubrań był otumaniony, dlatego uważałam, że postrzeganie mojego ciała przez niego mogło być mocno zaburzone. Na moment z rozkoszą oddałam się jego pocałunkom cicho pomrukując i delikatnie głaszcząc rękoma jego ciało. Po chwili jednak, gdy zadał mi pytanie ocknęłam się z letargu. - Nie muszę - powiedziałam parskając śmiechem - Zaraz Ty utopisz nas oboje. Gdy na moment się rozproszył wyrwałam się z jego ramion i zanurkowałam, by po chwili wynurzyć się kilka metrów za nim. To nie tak, że nie chciałam jego bliskości, wręcz przeciwnie, ale miałam również ochotę trochę się z nim przekomarzać. - Nie że coś, ale życie wciąż jest mi miłe - wykrzyczałam śmiejąc się. Po chwili jednak wpadłam na pomysł, który wskazywał na to, że niekoniecznie jestem przywiązana do swojego życia. - Myślę, że nie dasz rady mnie złapać - rzuciłam dość impulsywnie, nie za bardzo zastanawiając się nad tym czy to aby na pewno dobry pomysł, po czym popłynęłam w głąb basenu. Wiedziałam, że Will mnie dogoni, byłam jednak na tyle szybka, że spodziewałam się, że zajmie mu to dłuższą chwilę.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Byłem zdania, że Lotta przesadzała. Gdybym tego nie zrobił, na pewno zaczęłaby marudzić, że nie ma stroju i tak dalej. Tak nie miała nawet szansy. Powinna mi dziękować, że rozwiązałem problem za nią. – Ja kochana, jestem niczym prawdziwy diament. – odparłem, szczerząc się do dziewczyny. No owszem, bywałem flirciarzem, przez cały czas tak naprawdę, ale co mogłem na to poradzić? Chyba już taka była moja natura. Zresztą teraz nie mogłem podrywać każdej spotkanej dziewczyny, więc Hudson musiała przyjmować wszystkie te moje teksty. Coś za coś, skoro miała mnie całego, myślę, że może to wytrzymać. Ponad to nie sądziłem, żeby jej to jakoś bardzo przeszkadzało. – Przynajmniej zginiemy we dwójkę, jakież to romantyczne, niczym Romeo i Julia... – mruknąłem. Rzecz jasna to była ostania rzecz, o której bym marzył. Chociaż teraz rozumiałem postawę tytułowych bohaterów. Nie byłbym w stanie żyć bez Lotty, była trochę jak tlen, którym oddycham. Nie bez powodu jesteśmy teraz tutaj. Gdybym tylko potrafił ją zostawić... Wiedziałem, że jej serce by się w końcu zrosło. Ale byłem cholernym egoistą i postanowiłem wziąć ją kompletnie dla siebie. Trudno, inni jakoś to przeżyją. Zresztą teraz nie potrafiłem o tym myśleć. Stała tutaj przede mną, piękna, zdrowa, cudowna. Trochę się pospieszyłem z tym, że stała przede mną. Wyrwała mi się i popłynęła kilka metrów dalej. Po jej kolejnych słowach uniosłem jedną brew. Naprawdę tego chcesz Lotta? – pomyślałem. Nie długo mi zajęło ocenienie sytuacji. Szybko stwierdziłem, że dużo szybciej będzie jeśli wyjdę z wody i przebiegnę kawałek. Tak też zrobiłem. Po kilku sekundach już biegłem na skróty, by za chwilę wskoczyć z powrotem do basenu przed Hudson. Chwyciłem ją w ramiona, sprawiając, że średnio mogła się w ogóle ruszyć. Taki los, byłem od niej szybszy i silniejszy. Nie sądziłem, że spodziewała się innego zakończenia. – I co masz zamiar teraz zrobić, dziewczynko? – zapytałem rozbawiony wciąż ją trzymając.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Uśmiechnęłam się delikatnie - jego zabójcza pewność siebie totalnie mnie rozbrajała, ale momentami również rozczulała. Mój chłopak był momentami piekielnie irytujący i czasami zachowywał się jakby miał podły charakter, ale mimo to kochałam go i wiedziałam, że w gruncie rzeczy jest naprawdę wartościową osobą. Pewnie jakiś postronny obserwator mógłby zapytać jak to się stało, że pokochałam kogoś tak innego niż ja. Nie znam odpowiedzi - chyba nie istnieje jakiś konkretny powód do kochania. - Naprawdę uważasz, że jest coś romantycznego we wspólnym umieraniu - rzuciłam z ironicznym uśmieszkiem, bo w gruncie rzeczy uważałam Romeo i Julię (których znałam dość pobieżnie, u nas w domu czytało się raczej czarodziejską literaturę) za dwójkę nastoletnich kretynów z wiórami zamiast mózgu - No może gdybym oddała za Ciebie życie miałoby to odrobinę romantyczności w sobie, ale też bez szału. Naprawdę byłam pewna, że dogonienie mnie zajmie chłopakowi dłuższą chwilę, William był jednak sprytniejszy niż sądziłam - zamiast grać uczciwie i się ze mną powygłupiać chociaż przez moment, od razu znalazł szybsze i w jego mniemaniu lepsze rozwiązanie - chłopak ewidentnie nie widział frajdy w procesie gonienia mnie, dla niego liczyło się osiągniecie celu jak najprostszą drogą. Zastanawiałam się czy w sytuacji większej rangi postępowałby tak samo. - No cóż, uczciwością to Ty nie grzeszysz - powiedziałam patrząc na niego z udawaną pogardą w międzyczasie usiłując się oswobodzić. Tak jak sądziłam - nie udało mi się to. Postanowiłam pokonać go jego własną bronią. - Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, Walker - powiedziałam przyciskając go ściany basenu i zatapiając usta w jego wargach.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Znałem masę książek. Trudno było się dziwić, skoro od dziecka to była moja jedyna rozrywka. Qudditch nigdy mnie nie kręcił. Okej fajny sport i super, że inni go lubili, ale ja nie widziałem nic ciekawego w przerzucaniu piłek przez obręcze. Nudy... Uciekałem więc do świata wyobraźni, a książki dały mi poczucie, że nie jestem sam. Szybko znudziła mi się literatura czarodziejów, więc zacząłem czytać też mugolskie książki. Nie wszystkie były dobre, ale niektóre naprawdę miały w sobie „coś”. – Kto by pomyślał, że to ja będę romantyczny w tym związku... – zaśmiałem się. Jakby nie patrzeć to było trochę komiczne. Ja, który uchodziłem za największego gnojka na świecie? No cóż, życie nas lubi zaskakiwać. Mimo to, cieszyłem się, że to Hudson jest moją dziewczyną. Nie wyobrażałem sobie kogokolwiek innego. – Jak to nie? Uczciwość to moje drugie imię! Zawsze wybierałem taką drogę, która da mi zwycięstwo. Zawsze dążyłem do jednego – osiągnięcia celu. Nie o to chodziło? Każdy powinien do tego dążyć. To tego, żeby osiągnąć stawiane sobie cele. Dlatego trzeba było wybierać takie drogi, które to umożliwią. Nieważne jakie. Czy to będzie droga prosta, czy niczym na górskim szlaku, liczył się cel i jego osiągnięcie. Teraz moim celem było dogonienie Lotty. Zrobiłem to, co w tym złego, że nieco po swojemu? Nie zawsze będę robił to czego oczekują ode mnie inni. No dobra, nigdy tego nie robię. Mam swoje własne ścieżki, którymi chodzę. Po chwili poczułem jak mnie całuje, a ja z przyjemnością oddałem pocałunek. Podobało mi się to, że przejęła kontrolę. Trochę odmienne uczucie, bo to zazwyczaj ja rozdawałem karty, ale przy tej dziewczynie dość często bywało odwrotnie. Przynajmniej tym razem nie jestem niczym otumaniony. Nie miałem jej tego za złe. Tak naprawdę już dawno puściłem te incydenty w niepamięć. – Chyba od takiego miecza mogę ginąć codziennie. – mruknąłem w jej usta. Złożyłem na jej wargach kolejny pocałunek. Wplotłem dłonie w jej mokre włosy i w całości oddałem się emocjom. Nie wiedziałem co ta dziewczyna ze mną wyprawiała, ale przy niej byłem kimś zupełnie innym. Nigdy wcześniej się tak nie czułem, ale... podobało mi się to.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
- Któreś z nas musi stąpać twardo po ziemi - powiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą. Trudno było ukryć, że byłam osobą piekielnie emocjonalną i chociaż nie należałam do romantyczek to trudno byłoby mnie określić jako kogoś odpowiedzialnego, a tym bardziej jako osobę opanowaną. Wyprowadzeniem nie z równowagi zajmowało kilka sekund, a trudno ukryć, że gdyby ktoś urządzał zawody w tej dziedzinie, to William bez problemu stanął by na podium, a o pierwsze miejsce najpewniej zawalczyłby z Calumem. Lubiłam nie tylko łapać króliczka, ale również go gonić, więc sam proces osiągania celu dawał mi mnóstwo satysfakcji. Nie do końca rozumiałam dlaczego Will nawet w głupiej zabawie musiał korzystać z analitycznego spojrzenia na świat, ale nie zamierzałam tego krytykować. - Mam dla Ciebie przykrą wiadomość - wyszeptałam z trudem tłumiąc śmiech - Możesz zginąć tylko raz. Trochę rozluźnił uścisk, więc mogłam przejąć kontrolę - oplotłam go nogami, a dłonie złożyłam na jego koszuli, która szczelnie przylegała do jego torsu. Wiedziałam, że jest już późno i że powinniśmy się zbierać, ale mimo to przymknęłam oczy i wpiłam się w jego usta po raz kolejny. Trudno ukryć, że spotkanie Walkera zmieniło moje życie. Żaden poprzedni chłopak nie wywoływał we mnie takich uczuć - zarówno w kontekście pożądania, jak i czystej miłości i troski o drugiego człowieka. Delikatnie odsunęłam głowę i szepnęłam: - Co Ty ze mną zrobiłeś, Walker?? To nie było pytanie o teraz - to było zapytanie natury egzystencjalnej, a jego dokładna treść brzmiała: Walker, co ty zrobiłeś z moim życiem?
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Dobra, dobra, nie widziałem sensu stąpania po ziemi w tamtej chwili. Cóż, może dlatego, że czułem się jakbym śnił. Nie przejmowałem się niczym, ani porą dnia, ani zadaniami, które miałem na następny dzień. Jeśli w ogóle pojawię się w szkole... No, nieważne, w gruncie rzeczy byłem najszczęśliwszym chłopakiem na całej kuli ziemskiej i nawet jeszcze dalej. Cieszyłem się, że wymyśliłem to wszystko. No dobra. Tak naprawdę wcześniej wymyśliłem tylko spacer w parku, a pomysł z basenem wpadł mi do głowy przy którejś z alejek. Nie chciałem żeby było nudno, pomyślałem sobie, że przyda nam się trochę rozrywki. – Ach tak? Jesteś tego pewna, Hudson? – zapytałem ze śmiechem. – Zaręczam, że jestem jak kot, a skoro tak świetnie znasz się na zwierzętach to powinnaś wiedzieć, że każdy kot ma dziewięć żyć. W mojej naturze leżał sarkazm, ironia i beznadziejne żarty. Ale mimo świadomości jak kiepskie one były, wciąż je powtarzałem. Najlepsze w tym wszystkim było to, że ludzie się śmiali. To tylko potwierdzało moją ogólną opinię, że ludzie to idioci. Podobała mi się ta lekka dominacja Lotty. Nie specjalnie się tym przejąłem, bo doskonale wiedziałem, że nie dużo potrzeba abym to ja z powrotem przejął kontrolę. Na razie jednak pozwalałem dziewczynie trochę się wykazać. Jej dłonie rozgrzewały moje ciało w miejscach, w których dotknęła mojej klatki. To było świetne uczucie i tylko przy niej czułem je tak mocno. Miałem wrażenie, że przy Hudson moje każde uczucie, każda emocja jest dwa razy silniejsza niż dotychczas. – Całe szczęście nie wywróciłem cię na drugą stronę, bo myślę, że jednak straciłabyś na atrakcyjności. Słyszałem, że skóra od wewnątrz nie jest zbyt urodziwa... – odparłem. Chyba w tym momencie mój romantyzm spadł do poziomu minusowego, ale nie mogłem się powstrzymać. Zdawałem sobie sprawę, że ten tekst był z tej samej rodziny, co wypowiedź Lotty o korozji srebra. Też się dobraliśmy. Oczywiście doskonale wiedziałem o co chodziło w tym pytaniu. Sam zadawałem sobie podobne, ale dajmy spokój, nie zawsze trzeba brać wszystko całkiem poważnie.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Wzdrygnęłam się udając obrzydzenie i symulując, ze się od niego odsuwam. - Skoro Ty jesteś kotem, to chyba jestem strasznym zwyrodnialcem - rzuciłam ze zbolałą miną, by po chwili wybuchnąć śmiechem i ponownie przytulić się do chłopaka. Bezustannie przerzucaliśmy się sarkastycznymi uwagami i suchymi żartami - trudno ukryć, że w tej materii dobraliśmy się niemalże idealnie. To musi być okropne uczucie - być człowiekiem sucharem i mieć chłopaka z wyrafinowanym poczuciem humoru! Dwójka tego typu ludzi najpewniej umarłaby w swoim towarzystwie z zażenowania. U nas sytuacja wyglądała zgoła odmiennie - żenujący żart był odpierany kolejnym. Chwilowo miałam kontrolę nad tą sytuacją, ale wiedziałam, że Will może ją w każdej chwili przejąć - chłopak lubił się rządzić, poza tym był znacznie silniejszy ode mnie, ale szczerze powiedziawszy niespecjalnie mi to przeszkadzało. - Bleee - wyrzuciłam z siebie krzywiąc się lekko - Chyba odrobinę poniosła Cię fantazja, Walker Po chwili wybuchnęłam jednak perlistym śmiechem i złożyłam delikatny pocałunek na linii szczęki Williama wciąż głaszcząc go po torsie, by po chwili przerwać pieszczotę i zwerbalizować swoje obawy. - Chyba powinniśmy powoli się zbierać? - zapytałam z lekko zasmuconą miną. W gruncie rzeczy byłam gotowa spędzić tu nawet całą wieczność, ale zaczynałam się martwić, że będziemy mieli z powodu przebywania tutaj o tej porze jakieś problemy.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Dochodziłem do wniosku, że dla kogoś z zewnątrz nasza relacja wydawałby się nieco dziwna. Wydaje mi się, że ludzie mieli inne wyobrażenie o miłości. Ale czy nie o to właśnie w tym wszystkich chodzi? Żeby znaleźć jedną mowę i iść w tym samym rytmie. Nieważne było to co żeśmy robili, albo co mówiliśmy. Chodziło o to, że czuliśmy się dobrze, że czuliśmy się szczęśliwi. Że dawaliśmy sobie to szczęście nawzajem. Świadomość jak wiele razy zraniłem dziewczyną, która właśnie przytulała się do mojego torsu, mnie niszczyła. Mimo, że działałem w dobrej wierze. Patrząc na nią widziałem, małą kruchą dziewczynkę, którą chciałem chronić przed całym złem świata. Mimo, że taka nie była, była silniejsza od wszystkich innych. Chciałem zapewnić jej bezpieczeństwo, ale bałem się, że ze mną spotkają ją tylko i wyłącznie kłopoty. – Cóż, nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi porównywać cię do zoofila. – parsknąłem. To było nienormalne, ale właśnie ta nienormalność mi tak bardzo odpowiadała. Lotta kompletnie zawróciła mi w głowie, a ja nie umiałem z tym walczyć. To ciągłe pieprzenie o tym żeby się nie poddawać, było kompletnie nieistotne gdy w grę wchodziła Hudson. Ta nienormalność, była po prostu naszą rzeczywistością. – Nawet nie wiesz jakie fantazje mam w głowie, dziewczynko. – odparłem i do niej mrugnąłem, jednocześnie szczeniacko się uśmiechając. Tak, znów to zrobiłem. Rzuciłem tanim, flirciarskim tekstem, ale i tak wiedziałem, że jakoś to na nią wpłynie. Nie potrafiłem się powstrzymać. Moje słowa zdążyły opuścić usta zanim w ogóle skojarzyłem co dokładnie chcę powiedzieć. Właśnie dlatego miałem tyle kłopotów. Najpierw mówię, potem myślę, zawsze, bez wyjątku. – Już chcesz ode mnie uciec? – uniosłem jedną brew. – Nie martw się, nie będziemy mieli kłopotów. Tego byłem pewien. W gruncie rzeczy właśnie dlatego Jules mnie tego wszystkiego nauczył. Tylko po to żebym unikał niepotrzebnych kłopotów. Wiadomo, nie zawsze mi się to udawało, ale z reguły jakoś dzięki temu sobie radziłem. Położyłem dłonie na ramionach Lotty i zacząłem je delikatnie masować. – Rozluźnij się trochę. – powiedziałem i się szczerze uśmiechnąłem.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Trudno ukryć, że byliśmy bardzo dziwną parą i nie wszyscy moi znajomi akceptowali ten nietypowy związek. Nie zamierzałam jednak rezygnować z niego tylko dlatego, że komuś nie odpowiadała ta relacja. Na ten moment całkiem nieźle szło mi łączenie przyjaźni z Calumem i związku z Willem, mimo że chłopcy się nienawidzili. - Chętnie posłucham co się kryje w tej głowie - szepnęłam mu do ucha delikatnie pieszcząc jego kark. Może jego tekst był lekko szczeniacki, ale trudno ukryć, że ja w tej materii też nie byłam święta - moją głowę również wypełniały nieszczególnie cenzuralne myśli na temat jego osoby. Nie chciałam ich werbalizować - wstydziłam się strasznie, poza tym wciąż nie mogłam sobie wybaczyć sytuacji w Pokoju Marzeń, dlatego nieszczególnie chciałam o tym mówić. Miał rację - postanowiłam go posłuchać i przynajmniej spróbować się rozluźnić. Strach przed wykryciem nie mógł psuć nam miłego wieczoru - w końcu bez ryzyka nie ma zabawy. - Już nigdy Ci nie ucieknę - powiedziałam delikatnie stykając nasze nosy. Pozwoliłam mu, żeby mnie dotykał i masował moje ramiona - przejął inicjatywę, ale nie ukrywam, że nie przeszkadzało mi, wręcz przeciwnie. W jego ramionach czułam się nie tylko pewnie i bezpiecznie, ale również piękna i kochana - Will dawał mi wszystko czego potrzebowałam w związku. Pod wpływem jego dotyku udało mi się wyluzować. Pogłaskałam go po twarzy gładząc jego delikatny zarost patrząc z zachwytem w jego ciemne oczy - trudno ukryć, że miło było na niego popatrzeć. Nie zamierzałam mu jednak tego powiedzieć - nie chciałam, żeby popadł w samozachwyt, a trudno ukryć, że już teraz miał zbyt wysokie mniemanie o sobie. Przelotnie pocałowałam kącik jego ust.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Musiałem przyznać, że Lotta była coraz bardziej śmiała w stosunku do mnie. Znaczy nie licząc sytuacji, w których to ja, albo ona, byliśmy pod wpływem czegokolwiek... W każdym razie podobało mi się to. Nie wiedziałem co to wszystko dokładnie znaczy, Wciąż tak naprawdę uczyłem się kochać, a to wszystko nie przyjdzie z dnia na dzień. To dla mnie spora zmiana, nawet w obliczu jednej osoby. Zmienienie swojej perspektywy patrzenia na świat nie jest łatwe. Tym bardziej, że wciąż targają mnie okropne wyrzuty sumienia, których nie potrafię do końca stłumić. Ciągle czułem, że powinienem chronić dziewczynę, chronić przede wszystkim przede mną. Na ten wieczór jednak postanowiłem wyrzucić te myśli z głowy. Mimo, że one wciąż, rzecz jasna, tam były to przynajmniej je nieco wyciszyłem. Przygryzłem wargę. Naprawdę miałem wiele brudnych myśli i nie byłem pewien czy to jest dobry moment żeby o nich opowiadać. Sądziłem, że Lotta będzie chciała niedługo wracać. Jej poczucie odpowiedzialności na chwilę uśpiłem, ale nie sądziłem, że długo to tak przetrwa. Nachyliłem się ku niej. – Po co o nich mówić, skoro kiedyś się urzeczywistnią? – szepnąłem subtelnie muskając wargami jej ucho. No nie tak, że jakoś bardzo zależało mi na inicjatywie. Po prostu chciałem, żeby poczuła się dobrze. Jakoś tak samo wyszło. Rozluźniłem jej mięśnie, była spięta, więc wiedziałem, że na pewno czuje teraz ulgę. Przyciągnąłem ją do siebie. – Co tak krótko? Coś mówiłaś, że już nigdy nie uciekniesz. – mruknąłem i ja namiętnie pocałowałem. Włożyłem w ten pocałunek wszystkie uczucia i emocje z tego wieczoru. Cóż, było ich całkiem sporo, więc pocałunek do najkrótszych nie należał. Gdy po kilku dobrych minutach się oderwaliśmy zerknąłem w niebo, z którego zaczęły spadać duże krople.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Sama nigdy wcześniej nie byłam naprawdę zakochana, a jedynie zauroczona, poznawałam zarówno chłopaka, jak i siebie dlatego dopiero zdobywałam śmiałość w tej relacji - miałam nadzieję, że to wszystko potoczy się jak najlepiej. - Zobaczymy czy się spełnią - rzuciłam żartobliwie. Byłam niemal pewna, że tak się stanie, ale miałam ochotę się z nim poprzekomarzać. - Nigdzie nie uciekam - szepnęłam by po chwili oddać się jego pocałunkowi. Całowaliśmy się z pasją, byliśmy tak blisko siebie, a całe moje ciało przechodził rozkoszny dreszcz. Wtuliłam się w chłopaka, gdy nagle zaczęły spadać na nas krople deszczu. - Chyba na nas pora - szepnęłam z wyraźnym żalem. Odsunęłam się od chłopaka z dość mocno zawiedzioną miną, po raz ostatni muskając jego usta. Postanowiłam zlitować się nad chłopakiem i podpłynęłam do jego płaszcz, po czym opuściłam basen. Osuszyliśmy za pomocą różdżek nasze ubrania,chociaż biorąc pod uwagę, że pojawił się deszcz nie miało to szczególnie dużo sensu. Z pomocą kilku zaklęć udało mi się doprowadzić do porządku również jego płaszcz. Chwyciłam go za rękę i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę Hogwartu by schronić się przed deszczem.
Przyszedł do jednego ze swoich ulubionych miejsc, czasem przychodził tu sam by poprawić sobie nastrój i zapomnieć o wszystkim. Nim weszli do niewielkiego z pozoru budynku uiścił opłatę za siebie oraz @Isabelle L. Cortez która to stała po jego prawej chyba dalej nie wiedząc gdzie idą. Poprowadził dziewczynę i rozejrzał się po głównej sali która była.. pusta. Chyba nie wszyscy mają ochotę na wieczorne pływanie w środku jesieni, chociaż basen był w tej porze roku kryty. Podrapał się po karku mówiąc. - Cały basen dla nas, a to nie wszystko w sumie. - Spojrzał na wodę która miała początkowo zwyczajny błękitny kolor, a gdy chłopak stanął bliżej basenu przebarwiła się na delikatną jasną zieleń. Uśmiechnął się szeroko i zaczął po prostu zdejmować z siebie poszczególne ubrania. Zostały na nim tylko czarne bokserki, obejrzał się za dziewczyną mówiąc. - Na co czekasz, hm? - Uśmiechnął się szeroko po czym wziął długi rozbieg i wskoczył do basenu który to nagle zmienił kolor na ciemny błękit. Przepłynął kawałek pod wodą i wynurzył się po chwili czekając na dziewczynę.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Nie miała pojęcia gdzie idą od momentu wyjścia z kawiarni. Nawet nie śmiała go zapytać, gdyż doskonale wiedziała, że jej nie odpowie. Było dla niej drażniące. Chciała wiedzieć gdzie chłopak ją zabiera. Dotarcie do... No właśnie, czego. Sama nie była pewna. Natomiast wiedziała jedno - to nie była kawiarnia czy herbaciarnia. Zbyt zimny był ten budynek. I zbyt duży. Jednak zawsze mogła się mylić. Może w środku znajdował się całkiem przyjemny ogród? A może pomieszczenie wypełnione było kawą po sufit. Niepewność i ciągle zgadywanki ją zżerały od środka. Nawet nie zauważyła kiedy chłopak za nich zapłacił. Dopiero pociągniecie jej za rękę zwróciło jej uwagę na to co dzieje się dookoła. Będąc na głównej sali nie mogla ukryć zdziwienia. Basen. Na to nie wpadła by nigdy. Nawet nie myślała o nim. Zaskoczona mogła jedynie patrzeć jak chłopak zdejmuje z siebie poszczególne warstwy ubrań. Niepewnie podeszła bliżej wody spoglądając na nią z góry. Była cudna. Zielona. Uwielbiała zieleń. Na jej twarzy pojawił się nawet uśmiech. Ale tylko na chwilkę. Po chwili przeniosła spojrzenie na chłopaka zakładając ręce na piersi. -Podoba mi się tutaj ale nie mam kostiumu. - uniosła do góry brwi anie spuszczając oczu z chłopaka.
Podniósł głowę patrząc na dziewczynę z dołu. Oparł się pod jej nogami o podłogę i odpowiedział. - Ja też nie miałem kostiumu, poza tym są od tego zaklęcia suszące które powinny przyjść nam z pomocą. - Puścił jej oczko i poruszył kilkukrotnie nogami by się nieco unieść nad wodą bez oparcia. Podpłynął ponownie bardzo blisko i wykorzystał odpowiednią szansę. Gdy Isabelle była nieco zdezorientowana po prostu złapał ją za ubranie i pociągnął w swoją stronę wrzucając tym samym do wody. Zapewne będzie na niego zła przez chwilę, ale to tylko chwila. Zanurkował głębiej, obrócił się patrząc jak ślizgonka wypływa na powierzchnię. Sam zrobił to dopiero po dłuższej chwili, zerknął na nią nieco podejrzliwie. Była w końcu zła, czy nie? Musiał się jakoś przygotować na to co się zaraz stanie. Jaka była przewaga Christophera? Że używał swojej głowy z wyprzedzeniem, skoro coś zrobi to muszą być tego jakieś skutki. Przełknął tylko ślinę i przetarł twarz dłońmi.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Faktycznie. Chłopak miał całkowitą rację. Nie potrzebny był jej kostium. Zawsze mogła ściągnąć ubrania i pływać w samej bieliźnie. W końcu nie była jakaś wyzywająca ani prześwitująca. Zwykłe czarne majtki i stanik. Gładkie, bez dodatków. Już miała rozpiąć bluzkę, nawet podnosiła ręce do góry aby móc odpiąć pierwszy guzik, gdy chłopak złapał ją szybko i sam umieścił w wodzie. Poczuła jak nogi odrywają się od stabilnego podłoża, a później już tylko czuła chłód wody. Wypłynęła szybko na powierzchnię machając rękoma. Gdy tylko znalazła się ponad powierzchnią wody zaczerpnęła powietrza przecierając twarz z drobinek cieczy. Przez chwilę starała się zapanować nad swoim oddechem jak i złością która w niej wzbierała. Może i były zaklęcia na tego typu okoliczności jednak magia nie działała od pewnego czasu dobrze więc wolała nie korzystać z nich. Opuściła szybko dłonie z powrotem do wody rozchlapując ją dookoła. - Christopher'ze McNerney! Czy tobie całkowicie odwaliło!? - zła na niego zmrużyła oczy próbując w tym samym czasie pozbyć się mokrych ubrań. Ściągnięcie bluzki nie zajęło jej sporo czasu. Ze spódniczką powinna poradzić sobie w równie szybkim czasie. Tak samo powinno być z butami i rajstopami. A gdy tylko pozbyła się tego wszystkiego odkładając ubrania na brzeg basenu skupiła swoje spojrzenie na nim. - Ciebie to bawi McNerney? - uniosła jedną brew do góry prychając przy tym jak rozjuszony Testral.
- Jest to bardzo prawdopodobne, możliwe że się przegrzałem przez przenoszenie kartonów. - Zaśmiał się rozbawiony sytuacją i przepłynął trochę na prawo. Usiadł na brzegu basenu wpatrując się w Ślizgonkę, która to nieźle zdenerwowana zaczęła ściągać z siebie ubrania. Przechylił głowę i podparł się dłońmi do tyłu widocznie zainteresowany widokiem który właśnie ujrzał. Co jak co, Isabelle ma ładną figurę i nie jeden student w Hogwarcie zamieniłby się miejscem z Christopherem w tej chwili. Na początku chciał dorzucić coś w stylu; "A może Ci pomóc?" ale uniknął większego rozwścieczenia hiszpanki, no i w sumie po co? A gdy już się rozebrała i zapytała go o poziom jego rozbawienia też rzekł dosyć poważnie. - Lubię jak się złościsz bo pokazujesz się z innej strony, czy to powód bym miał płakać i ubolewać? A co do wrzucenia do basenu.. tak, było to całkiem zabawne nie mogę zaprzeczyć kochana. - Wystawił język i ponownie zanurzył się w basenie, po czym podpłynął do niej zatrzymując się tym samym parę centymetrów od niej. Uśmiechnął się finalnie i zerknął jak kolor wody przybiera barwy mlecznej, dosłownie McNerney czuł się jakby pływał w wielkim basenie z mlekiem. Na samą myśl o tym od razu podbudował mu się nastrój. - Pływałaś kiedyś w basenie wypełnionym mlekiem? Bo ja widzę coś takiego po raz pierwszy. - Kolejny raz zaśmiał się cicho.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Chris jeszcze nie widział wściekłej Isabelle. Ciekawe czy i wtedy mówił by jak to ładnie wygląda. Mimo tej całej złości potrafiła docenić komplement. Rzadko je słyszała, a może po prostu nie chciała ich słyszeć. Lub w najlepszym wypadku ich nie potrafiła wyłapać. Słabo jej to wychodziło mimo iż była inteligentną osobą. Odpłynęła do chłopak, po czym ogarnęła swoje długie włosy za siebie. Nie lubiła jak coś przeszkadzało jej koło twarzy albo plątały się niepotrzebnie. - Mogłeś poczekać aż się rozbiore i wejdę sama do wody. - złość już jej minęła przez co mówiła spokojnie i wyraźnie . Czy czuła się n ie swojo stojąc, a raczej pływając w samej bieliźnie? Nie koniecznie. Nie wstydziła się swojego ciała. Wiedziała, że na wielu mężczyzn działało ono jak Płachta na byka. Mimo wszystko cieszyła się, że nie założyła nic bardziej wyzywajacego. Chodź przed Chrisem... W końcu był j jej przyjacielem. - Nie. Aczkolwiek matka chciała zabrać mnie kiedyś na jakąś wycieczkę i tam było to atrakcją. - przewróciła oczami dając do zrozumienia, że takie rzeczy jej nie kręcą. Pływanie w mleku? Nigdy tego nie potrafiła pojąć. Niby po co? Rozejrzała się dookoła po czym skupiła się na chłopaku. Najwidoczniej na nim robiło to wrażenie. Za użyła rękę w wodzie nabierają trochę cieszy na rękę i podniosła ją do góry przez co woda opadła z powrotem do zbiornika. Do złudzenia przypominała mleko. Co do smaku nie była pewna jednak nie miała zamiaru tego sprawdzać. - Często przyprowadzasz tutaj dziewczyny?- zmruzyla oczy uśmiechając się zawadziacko.
- Mugole z dużą ilością pieniędzy kąpią się w mleku, podobno to działa dobrze na skórę.. tak słyszałem. - Podrzucił ramionami i zanurzył się do samej szyi patrząc na nią z dołu, utrzymywał się na powierzchni przy pomocy samych nóg. Woda wyjątkowo była bardzo ciepła, aż przyjemnie się w niej siedziało i nie chciało się z niej wychodzić. - Tylko te wyjątkowe. - Złapał się i za brzeg basenu i odepchnął się od niej nogami płynąc na drugi koniec. W końcu przyszli tu pływać, w międzyczasie zatrzymał się mniej więcej połowie i powiedział głośno. - A i zapomniałem ci powiedzieć. Wychodzi na to , że jestem tu w towarzystwie kogoś pierwszy raz! - Uśmiechnął się i ponownie do niej podpłynął by zobaczyć jak zareaguje. Nie minęła chwila, a ponownie był tuż obok niej, oparł się plecami o ściankę koło niej. Zawsze taktował Isabelle jak przyjaciółkę, z drugiej strony.. znał ją dobrze. Bardzo dobrze, mógł jej zaufać i nie ukrywając długo się zastanawiał co można zrobić z tym faktem.