Może z pozoru wygląda na zwykły, ale ten basen tak naprawdę jest przesiąknięty magią - woda co jakiś czas zmienia kolor, wpadając w przeróżne odcienie tęczy, a każda barwa nadaje wodzie określonego smaku. Mimo iż dno basenu wydaje się być wyrównane, to jednak w pewnych miejscach woda sięga po szyję, a kawałek dalej można nurkować w nieskończoność. Znajduje się tutaj niewielka zjeżdżalnia mająca zaledwie kilka centymetrów, lecz gdy wsiądzie się na nią, można jechać poprzez niezwykłe zakręty i z ogromną szybkością tak długo, dopóki nie będziesz mieć dość. W barku szklanki napełniają się same napojami ze wszystkich stron świata. Pozornie twarde, plastikowe leżaki okazują się być miękkie i wygodne jak łóżko. Można wypożyczyć sobie pływki, kółka i dmuchane zwierzątka, które pod wpływem wody zdają się ożywać, a więc można popływać na grzbiecie dmuchanego krokodyla lub orki czy postraszyć znajomych szczerzącym się rekinem. Trampolina podnosi się na tak dużą wysokość, z jakiej pływak ma ochotę skakać.
Jednorazowe wejście na teren basenu kosztuje 10 galeonów za jedną osobę.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Niedopowiedzenia... Nieporozumienia... Czy to nie było to samo? Sama często nie mówiła nic, zostając jedynie z uśmiechem na twarzy i idąc dalej. Teraz zastanawiała się nad możliwością dołączenia do kursu i zamierzała skorzystać, choć nie mówiła tego na głos. Nie była pewna, czy Finn wybiera się na kurs, ale coś jej mówiło, że tak. W takim razie nie było konieczności mówić nic więcej. Tak samo, jak nie było konieczności komentować jego kąpielówek. Póki byli w wodzie wszystko było w porządku, poza wodą nie było powodów do siedzenia w takim stroju, więc wszystko w porządku. Raczej. Do czasu, aż nie postanowił nagle zniszczyć jej humoru, zabierając spinkę. Miała gdzieś powód, dla którego postanowił zabawić się jej kosztem. Gdyby teraz miała różdżkę pod ręką, nie byłaby tak miła, a prędzej rzuciłaby jakimś urokiem. Teraz pozostawały jej jedynie gniewne spojrzenia i ewentualne rękoczyny, gdyby spinka była tego warta, a ona sama nie miała nic przeciwko robieniu scen. Niestety, nie lubiła robić z siebie idiotki na oczach wszystkich. - Mam gdzieś akcentowanie - warknęła, podpływając bliżej, czując chęć uderzenia go w tors. Och, naprawdę, najchętniej uderzyłaby go, wepchnęła głowę z uśmieszkiem pod wodę, żeby odebrać swoją spinkę. Zaraz jednak podał swoją cenę za przedmiot, a ona diametralnie zmieniła swoje nastawienie. Zacisnęła zęby, wpatrując się w niego nagle spokojniej. Dlaczego tak mu zależało na odpowiedzi? Odwróciła się do niego, przekrzywiając nieco głowę. - Nie zapuszczasz korzeni, gdy nie jesteś pewien, czy zostaniesz w danym miejscu na długo - odpowiedziała z pozoru spokojnym tonem, choć irytacja, wściekłość, wciąż była widoczna w jej spojrzeniu. Podpłynęła bliżej, kładąc dłonie na linie, rozdzielającej tory, aby przyciągnąć się do Finna. Irytował ją specjalnie i znów próbował dowiedzieć się czegoś, o czym nie miała ochoty rozmawiać. Mogła jednak powtórzyć inne słowa. - Nie słuchasz plotek? Cromwell to mój wujek, przyjechałam tu do niego, ale wyjechał i nie wiem kiedy wróci. Nie mam powodu do zapuszczania korzeni, ale już wiesz, dlaczego Hogwart - powiedziała cicho, wpatrując się intensywnie w jego jasne oczy, licząc na to, że to wystarczy. - Spinka - dodała, trzymając się na tyle blisko, aby w razie konieczności złapać go, chociażby nogami, zanim znów będzie próbował jej uciec, nurkując.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Wywołał w niej złość i napawał się widokiem jej twarzy w tym wściekłym grymasie. To był ciekawy widok i nie żałował, że jej niejako... dokuczył. Nie wiedział czemu to zrobił i nie miał sił dociekać skąd się to u niego wzięło. - Kaleczenie imienia to spore przestępstwo. - na moment spoważniał, ale też nie miał zamiaru się na tym punkcie fiksować bo i tak tylko rodzice są w stanie wypowiedzieć jego imię odpowiednim tembrem, szybkością i akcentem. Język szwedzki nie należał do melodyjnych, delikatnych i miłych dla ucha. Widział w jej oczach chęć uduszenia go, a więc tym bardziej nie kreował się na niewiniątko. Po prostu gapił się na nią i oczekiwał odpowiedniej zapłaty za odzyskanie własności. To przecież tylko malutka spinka, ale dowiedział się tym samym, że była dla niej istotna. A może to chodziło o te mokre włosy? - Znakomicie. - odpowiedzi go póki co usatysfakcjonowały, choć spodziewał się buntu, oporu i awantury, bowiem wyciąga z niej informacje, którymi nie chciała się dzielić. Wystarczy odrobina motywacji i manipulacji, a dostał to, czego chciał. - Cromwell, powiadasz? Cóż, wystarczy zapuścić własne korzenie a nie bazować na czyichś. Twórz sobie swoje własne miejsce inaczej każdy może wyjechać w najgorszym momencie twojego życia. - mimowolnie jego głos spoważniał, stał się nieco nieobecny i napełniony dziwnym uczuciem. Zdradzał się, że ktoś szalenie ważny w jego życiu wyjechał i go zostawił. Czuł to na własnej skórze i nie potrafił się wyleczyć z tego bólu, a więc ostrzegał Loulou, choć wcale nie musiał i równie dobrze mogła uznać, że gada od rzeczy. Otworzył dłoń, a spinka leżąca w jej wnętrzu uniosła się nieznacznie nad skórą i czekała na odebranie. - Proszę i dziękuję. - skinął jej głową niczym prawdziwy dżentelmen, którym bywał w lepszych chwilach. - Masz ochotę na drobny wyścig? - zapytał jak gdyby nigdy nic, podniósł linę i przesunął się pod nią, aby znaleźć się na tym samym torze co dziewczyna.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Tak, jak nie nazwałaby siebie samej aniołkiem, bo aż tak grzeczna nie była, tak nigdy nie próbowała swpecjalnie rozzłościć drugiej osoby. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy może to zrobić i jak dana osoba się zachowa, jak będzie wyglądać. Jeśli tak się działo, nie przyglądała się, nie analizowała tego. Przechodziła przez kłótnię dalej i zazwyczaj nie wracała do nich wspomnieniami. Do tej pory tylko jedna nie dawała jej spokoju, ale miała to już za sobą, wszystko zostało wyjaśnione. Teraz mogłaby toczyć się między nimi kłótnia o wymowę jego imienia, ale zamiast ciągnąc to dalej, mówić, że może ją później poprawić, ale w tej chwili mało ją to interesuje, jedynie zacisnęła zęby. Nie było sensu wszczynać większej kłótni, nie w miejscu publicznym, nie o błahostkę. Uniosła jedną brew, gdy zaczął ją… Uczyć o zapuszczaniu korzeni? Tylko dlaczego to brzmiało, jakby mówił o kimś zupełnie innym? Może o sobie? - Widzę, że masz doświadczenie w tym temacie - warknęła, niejako strzelając na oślep. Mógł rzeczywiście chcieć przekazać jej jakąś wyjątkową mądrość, ale w tej chwili odbijała się ona od muru irytacji. Dla samej siebie Lou była niczym pustynni biegacze, jeśli dobrze pamiętała nazwę rośliny. Kłębki niby krzaków, toczone przez wiatr z miejsca na miejsce. Bez korzeni… Nie chciała na ten temat rozmawiać, nauczona przez wcześniejsze rozmowy, że ludzie wolą dopytywać, dociekać. Sama taka była i sama tak robiła. Najwyraźniej jednak ten fragment układanki wystarczył chłopakowi, bowiem już po chwili otwarł dłoń, w której, zatrzymał wcześniej spinkę. Odebrała ją, przyczepiając na nowo do włosów, choć teraz już niewiele zmieni. - Nie dziękuj za wymuszone informacje - rzuciła, w trakcie zapinania spinki i choć ton głosu wciąż zdradzał irytację, w jej spojrzeniu błysnęła zdradziecko iskra zadowolenia. Skoro tylko tyle mu wystarczyło, skoro ten strzępek wieści, dlaczego teraz, dlaczego Hogwart był wystarczający, aby mieć spokój, nie było powodu, aby wściekać się dalej. Raczej mogła czuć się w pewnym stopniu wygraną, a przynajmniej zadowoloną z maleńkiego zwycięstwa, choć nie podobał jej się sposób wymuszenia dokładniejszej odpowiedzi. Jednak jego “proszę i dziękuję”, a także późniejsza propozycja sprawiły, że miała ochotę odegrać się na nim. Jednego zdążyła już się nauczyć, nie podobało mu się, gdy się go w pewnym stopniu ignorowało, chociażby odpływając. Z tego powodu, gdy tylko skończyła przypinać praktyczną ozdobę do mokrych włosów, po prostu zanurkowała, wracając do przerwanego wcześniej nurkowania. Tym razem nie oglądała się za nim, skupiając się na uspokojeniu szalejących myśli. Miała zdecydowanie problem z szybkim wpadaniem w złość z powodu błahych spraw. Z drugiej strony, może wcale się tym nie przejmie i wróci do swojego pływania, zostawiając ją w spokoju? Ostatecznie nie miał powodu, żeby się do niej przyczepiać i swoje już dostał, z tego co zrozumiała. Zaczęła powoli kierować się ku powierzchni, z zamiarem zaczerpnięcia na nowo powietrza i ponownemu zanurkowaniu.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie odpowiedział. Po prostu patrzył na nią i zapamiętywał wściekły wyraz twarzy, bo przecież było to niezwykłe. Czy ona nie rozumiała jego zachowania? Tu chodzi o obserwowanie i poznawanie ekspresji cudzej twarzy, a ona wykrzywiała usta w bardzo intrygujący sposób. Drażnił ją swoją postawą i nic sobie z tego nie robił. Humor mu całkiem dopisywał i nie czuł potrzeby przepraszania za coś, czego absolutnie nie żałował. Przy okazji dowiedział się, że potrafiła pływać całkiem nieźle, jeśli napędzana była odpowiednio silną motywacją. Ten strzępek informacji istotnie go zadowolił, bowiem nie otrzymał niczego nowego, co mogłoby go na nowo pochłonąć w ciekawości. Zapewne w końcu takie coś odnajdzie i będzie drążyć i próbować pozyskać wiedzę na różne sposoby. Zmrużył powieki, gdy odpłynęła bez słowa, zlekceważyła go i uznała, że koniec spotkania. Pojmował, że to próba odegrania się na nim, nie był przecież idiotą. Nie wiedział tylko co ona chciała zyskać swoim bezczelnym zachowaniem. Zdenerwować go? Nie, zirytował się, ale nie na tyle, by siłą zatrzymywać ją przy torze, choć ten pomysł przebiegł mu przez myśl. Odprowadził ją wzrokiem i zamiast rzucić się w pogoń przepłynął do drabinki, po której po chwili wyszedł na basenowe kafelki. Od razu owinął go chłód, ale nie przejął się tym, ruszył równolegle do toru w którym pływała Loulou i gapił się na nią, próbował wyłapać jej wzrok, gdy wynurzała się po haust powietrza. Dotarł do skoczni, na której zajął miejsce. Ugiął nogi w kolanach, przykucnął i odbił się od trampoliny po to, by przebić się przez taflę wody i z wyciągniętymi przed sobą złożonymi rękoma popłynąć blisko dna. Zakręcił w połowie po to, aby dogonić dziewczynę. Przyspieszył, gdy z jego ust uciekła duża bańka powietrza. Próbował złapać Loulou za rękę, potem w pasie i zbić ją z toru pływackiego. Naparł na jej ciało dłońmi i przymusił, aby wynurzyli się tuż przy murku. Trzymał mocno jej nadgarstek. - Boisz się ze mną pożegnać, Loulou? - zapytał tonem głosu zdradzającym, że jednak wprowadziła go w nieprzyjemne napięcie. - Nie obrażaj się, szesnastolatko. - puścił ją, zasalutował jej i odpłynął na plecach w kierunku przeciwległego krańca basenu. Ostatnie słowo musiało dzisiaj należeć do niego. Planował zaraz wyjść z wody i kończyć te harce, bowiem robił się już wściekle głodny.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Co chciała zyskać? Czas na ochłonięcie, na złapanie oddechu dla siebie i wejście w nowy rytm. Już raz pozwoliła sobie odreagować na kimś i z powodu błahostki doprowadzić do niepotrzebnego spięcia. Choć Finna nie znała, bo jedno przypadkowe spotkanie nie może być uznane za znajomość, tak nie chciała kolejny raz przekreślać się w czyichś oczach z pieczątką "księżniczki". Och, to nawet bardziej denerwowało, niż z początku myślała. Kolejny raz błahostka sprawiła, że reagowała wściekle, a do tego dała się łatwo zmanipulować. Niby nie powiedziała wszystkiego, niby tylko strzępek informacji, ale nie chciała niczego mówić. A tu proszę, zabrał spinkę i... Chyba najbardziej była zła na siebie i znów, szukała możliwości ujścia emocji. Kiedy na moment wynurzyła się po zaczerpnięcie oddechu, miała wrażenie, że czuje na sobie jego spojrzenie. Odruchowo spojrzała w bok, natrafiając na niego na brzegu basenu. Czyżby już wychodził? Cóż, przynajmniej teraz będzie mogła swobodnie pływać. Nabrała powietrza i ponownie zanurkowała, przestając powoli przejmować się tym, co działo się na powierzchni. Miała czas dla siebie, dla swoich myśli, dla uspokojenia ich. Nawet całkiem dobrze zaczęła, gdy nagle poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Spojrzała w stronę sprawcy zamieszania, czując, jak próbuje złapać ją w pasie i zmienić tor pływania. Zmuszona, skierowała się do murku, gdzie wynurzyli się, łapiąc powietrze. Spojrzała prosto w jego oczy i nie mogła powstrzymać uśmiechu zadowolenia, choć poczuła kolejną falę irytacji na sugestię, że może się czegoś bać. Szarpnęła lekko ręką, chcąc wyrwać ją z jego uścisku. - Nie boję się, a co, już wychodzisz? - odparła od razu, niewinnym tonem. Czy coś zyskała z próby zirytowania go? Nie, poza chwilą, jaką miała tylko dla siebie. Po chwili jednak przewróciła oczami, kiedy nie dość, że znów wypomniał wiek (siedemnaście w grudniu, nie bądźmy uszczypliwi!), to zarzucił obrażanie się. Kiedyś nawet nie zauważy, jak ktoś nią pokieruje w przepaść. - Coś poza satysfakcją z wygranej wchodzi w grę? - spytała, kiedy zaczął odpływać. Nawet jeśli miałaby nie usłyszeć odpowiedzi, musiała spytać. Kto wie, może jednak warto chwilę się ścigać? Był świetnym pływakiem, miała tego dość przykładów, a ona sama już dawno nie miała z kim rywalizować na tym polu. O ile pożegnań nie dobiegło końca wraz z salutowaniem.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Zmęczył się. Nie tylko pływaniem, ale też angażowaniem się w rozmowę. Zafiksował się na punkcie wyciągnięcia z Loulou informacji i sprawdzenia jak wygląda w innym wydaniu, a gdy jego ciekawość została (póki co) zaspokojona to dopadło go podwójne zmęczenie. Z pewnością przegrałby nierozpoczęty wyścig jednak w tamtej minucie nie zdawał sobie z tego sprawy. Dziewczyna nie dała się wystraszyć, a więc na próżno szukał w jej spojrzeniu chociażby iskry niepewności. Nie opieprzyła go za jego zachowanie i to sprawiło, że zgłupiał. Nie obrywa mu się za faktyczne naruszanie jej przestrzeni osobistej, ale już za w jego mniemaniu drobiazgi tak...? Nie rozumiał kobiet i nie był pierwszy na świecie, który sobie to uświadamiał. Nigdy też nie musiał zastanawiać się jakim torem biegną kobiece myśli. - Tak. - odpowiedział na oba pytania równocześnie i zatrzymał się w połowie toru, bowiem uznał, że jednak rozwinie odpowiedź. - Owszem, ale już nie dzisiaj. - zmarszczył brwi, gdy zmęczenie coraz silniej atakowało jego mięśnie. Działo się to zdecydowanie za szybko jak na normalne opadanie z sił. Musiał pospieszyć się z dopłynięciem do drabinki. Otworzył usta, aby pożegnać się, ale poczuł, że lepiej będzie jak najpierw usiądzie na murku, co też po chwili zrobił. Zamknął na moment oczy i wtłoczył do płuc powietrze. Mięśnie paliły od wysiłku, ale też czuł, że uderza go fala gorąca, wyjątkowo nieprzyjemna jak na te okoliczności. - Muszę się stąd szybko ewakuować. - powiedział do Lou, a spojrzenie jakie jej posłał było bardzo nieobecne. Zupełnie jakby patrzył na nią, ale jej nie widział. Wstał i zrobił niekontrolowany krok do przodu. Miał coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego ruszył czym prędzej w kierunku szatni, a jeszcze zanim dotarł do pierwszych drzwi to wołał już Sprytka. Jak dobrze mieć skrzata. Oj, jak dobrze.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Tego nie można było tak łatwo wytłumaczyć. Gdyby w innych okolicznościach postanowił zbliżyć się tak bardzo do niej, z pewnością byłaby gotowa próbować go odepchnąć od siebie, uderzyć może nawet. Na basenie… Nie sprawiało jej to problemu prawdopodobnie przez wzgląd na miejsce. Nie próbował jej podtopić, a przynajmniej takie miała wrażenia. Może za mocno ściskał jej nadgarstek, na co nie zamierzała pozwolić innym razem, ale nie czuła się zagrożona. Zaś zabranie jej spinki z włosów… To stanowiło większe naruszenie prywatności, niż zmuszenie do wynurzenia się przy murku, niż właściwie zmuszenie do zmiany kierunku pływania. Zabrał coś, tak zwyczajnie, jakby to nie stanowiło problemu. Zabrał i oczekiwał zapłaty za zwrócenie. Powiedziała mu tyle, ile wiedziało większe grono osób, więc po części nie czuła się na tym stratna, zaś on był na tyle usatysfakcjonowany, że oddał jej spinkę. Czyżby mieli remis w tym starciu? Mimo to sugerowanie, że mogłaby się bać wyścigu… Nie podobało jej się to, ale jak okazało się po chwili, Finn był już dość wymęczony. - W porządku - odparła jedynie, gdy oznajmił, że z wygranej mogłoby być coś więcej, ale już nie w tej chwili. Korciło powiedzieć, że może nie być następnego razu, ale zachowała to dla siebie. Nie była w końcu pewna, czy będzie pływać w szkole, czy jednak potraktuje trasę na basen w Hogsmeade jako element stały w tygodniu. To również nie obiecywało ponownego spotkania, ale zawsze zwiększało szanse. Przyglądała się chwilę Puchonowi, gdy przysiadł na murku, zaczynając samej płynąć. Odwróciła się na plecy, aby móc mu się przyglądać, niepewna, czy ten za chwilę nie zemdleje. Nie wyglądał dobrze. - Finn? - spytała, gdy stwierdzenie, że musi wyjść, ubrał w słowa “ewakuować”. Zupełnie, jakby coś się działo. Choć nie powiedziałaby, że pała do niego ogromną sympatią, tak nie mogła uznać, że go nie znosi. Tym samym gotowa była mu pomóc, gdyby tylko zaszła taka konieczność. Szczególnie to nieobecne spojrzenie przyprawiało o dreszcze… Zmarszczyła brwi, obserwując, jak podnosi się i rusza w stronę szatni. Chwilę jeszcze płynęła na plecach, mimowolnie wspominając całe spotkanie. W tej chwili dotarło do niej, że szarpnięcie za nogę, które poczuła na samym początku, musiało być jego sprawką. Teraz i tak nic to nie zmieniało, ale warto było zapamiętać, aby mieć się przy nim na baczności. W końcu prychnęła pod nosem na swoje niemądre myśli i wróciła do pływania, chcąc zmęczyć się jeszcze bardziej. Dopiero gdy mięśnie zdawały się ją palić żywcem, wyszła z wody i skierowała się do szatni, aby w końcu wracać do zamku.
/zt x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był człowiekiem raczej słownym i liczył, że jego mały szantaż przekupi Lucasa, by ten chociaż raz w tym roku dał się gdzieś wyrwać. Wybrał basen, bo trochę sportu nigdy nie zaszkodzi, a do tego mogli trochę urozmaicić swoje treningi. Może to pomogłoby im lepiej zagrać w najbliższym meczu, chociaż Max był święcie przekonany, że nie ma już dla nich żadnej nadziei. -Jednak postanowiłeś przyjść. - Przywitał się radośnie z kumplem, gdy tylko zobaczył go na horyzoncie. Przybił mu piątkę i wyciągnął w kierunku Lucasa paczkę fajek. -Jednego przed wysiłkiem? - Zaproponował, po czym sam się poczęstował jednym szlugiem i zapalił go otrzymaną od przyjaciela na urodziny smoczą zapalniczką. -Postawili Ci już łóżko w bibliotece, czy na razie tylko masz swój prywatny kącik? - Musiał się trochę z niego ponalewać. Wiedział, że student zawsze był kujonem, ale w tym roku to już osiągnął szczyt swoich możliwości. Max widywał go tylko na lekcjach i treningach. Nie wiedział, czy Lucas nawet udziela się na kółkach dodatkowych, bo nie miał na nie wstępu. Solberg zdawał sobie sprawę, że przyjaciel ma natłok obowiązków z tytułu bycia prefektem, ale na jaja Salazara, wyjście na piwo w weekend na pewno nie kosztowało go aż tak wiele.
On tak tego nie widział. Nie uważał, że przesadzał z nauką. Po prostu robił to, co uważał za słuszne. Chciał zdobywać wiedzę i chciał w przyszłości dostać się na staż do Munga, aby robić to co sprawiało mu przyjemność. Dlatego trochę zatracił się w tym nocnym zakuwaniu, dlatego chodził na wszystkie lekcje i próbował nadgonić materiał. Nie zdawał sobie sprawy, że osoby z boku to widzą inaczej. Nawet nie przejął się jak Zośka mu to wypomniała. Może dlatego, że ona z kolei w ogóle nie przejmowała się ani zajęciami, pracami domowymi ani nauką. Za to kiedy przeczytał list od Solberga... trochę go jego słowa otrzeźwiły. Spróbował pomyśleć o tym nieco więcej i na dobrą sprawę kumpel miał rację. Ostatnio nie liczyło się dla niego nic więcej tylko szkoła i praca. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio gdzieś poza zamkiem spotkał się z Alise. Co za wstyd... Teleportował się więc we wskazane przez Maxa miejsce, a przyjaciela zastał tuż przed budynkiem basenu. Ostatecznie planował mu podziękować zarówno za słodycze, których całą wielką pakę przyniosła mu jego sowa, jak i za wyciągniecie z domu i porobienie czegoś innego niż tylko ślęczenie nad podręcznikami. Serio, był jego najlepszym przyjacielem. - Tak, dzięki, stary, że napisałeś. Chyba faktycznie ostatnio trochę przesadzam - - przyznał mu, wcześniej witając się i sięgając po papierosa, którym go poczęstował. - Nabijaj się. Aż tak źle ze mną nie jest. Jeszcze nie jestem jak Brandon. - oznajmił, z lekkim oburzeniem w głosie, wspominając o prefekt naczelnej, która zdecydowanie była większym molem książkowym niż on. Zaciągnął się, wcześniej odpaloną od różdżki fajką i zerknął na kumpla - Ale fakt, nie wiem nawet kiedy ostatnio byłem na randce z Aliną. Chyba przed wakacjami. - myślał na głos i wiedział, że akurat za to kumpel powinien go zjechać z góry do dołu. Jemu samemu było mega głupio z tego powodu. Musi to jak najszybciej zmienić.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rozumiał troskę o własną przyszłość i chęć zdobycia jak największej wiedzy, ale też był przekonany, że nie samymi książkami człowiek żyje. Sam miał w tym roku OWUTEMy i nadmiar wolnego czasu wykorzystywał na dodatkową naukę, ale nie rezygnował przy tym z rozrywki. Często łącząc przyjemne z pożytecznym. -Ktoś musiał Cię wyciągnąć. - Schował paczkę do kieszeni, gdy Lucas już się poczęstował. -To prawda, do niej Ci daleko. Dowiedziałeś się chociaż czegoś, co może nam pomóc przy eliksirze? - Zapytał, bo przecież priorytety trzeba było mieć i Solberg w temacie nie próżnował chociażby wykorzystując wspólną naukę z Yuuko do powtórzenia sobie podstawowej transmutacji. -Przed wakacjami? Stary, naprawdę mam Ci jebnąć tłuczkiem? Jak Ci na niej zależy to lepiej ją gdzieś wyciągnij, bo zaraz nie będziesz miał o co się starać. - Pokręcił z niezadowoleniem głową, bo był przekonany, że chociaż życie uczuciowe Lucasa jakoś nie zostało dostawione na bok przez jego chęci zakuwania. Alina była naprawdę świetną osobą i Max nawet cieszył się z takie przyszywanej szwagierki. Nie mówiąc już o tym, że Rychu i Andrzej skakali z radości, gdy ją widywali. Nie potrafił uwierzyć, że Sinclair mógł tak zaniedbać sprawę. -Idziesz z nią chociaż na bal halloweenowy? - Zaciągnął się papierosem, po czym spojrzał na kumpla, jakby właśnie coś do niego dotarło. - Czekaj.... Powiedz, że IDZIESZ na ten bal. - Powiedział podejrzliwie, spodziewając się tak naprawdę każdej odpowiedzi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
No niestety, ostatnio Sinclair miał inne priorytety i wydawało się, że zupełnie mu się w głowie poprzewracało i nie potrafił znaleźć kompromisu pomiędzy nauką a resztą życia. Na szczęście teraz już sobie uświadomił, że był głąbem, więc już nie było źle. Usłyszawszy pytanie na temat eliksiru, prawie zakrztusił się dymem, który chciał szybko wypuścić z płuc, aby odpowiedzieć kumplowi. Tak naprawdę też nie próżnował i próbował doszukiwać się informacji, które pomogłyby im przy syrenim wywarze. - Trafiłem na pewną wzmiankę na temat eliksirów transmutacyjnych, a konkretnie jednego, nad którym była praca, jednak jej nie dokończono, bo twórca zmarł... Ale to nie miało nic wspólnego z procesem tworzenia. - musiał to uściślić, bo już widział minę Maxa, bo w sumie nawet sam połączyłby fakty i stwierdził, że facet zginął przy próbie stworzenia tego wywaru. - W każdym razie, w planach była chwilowa przemiana człowieka w centaura. Koleś pisał jakąś pracę na temat życia tych stworzeń i chciał jak najwięcej się o nich dowiedzieć, więc planował iść do nich w tej postaci. Ale to mało ważne. Najważniejsze jest to, że dokopałem się do jego zapisków i był już na etapie kilku zestawów składników do eliksiru i zgadnij co znajdowało się w każdej z receptur jako główny składnik? - ten fragment był naprawdę ciekawy, a kiedy Lucas na niego wpadł, od razu uznał go za cenny, dlatego skopiował te zapiski i aktualnie znajdowały się u niego w pokoju. Planował pokazać je Solbergowi, ale wiadomo jak było u niego z czasem... Skrzywił się, słysząc reakcję Maxa na jego słowa, bo sam wiedział, że zasługiwał na porządny opierdol. Ale co mógł poradzić na to, że wpadł w ten cholerny wir nauki i jak już weszła w jego życie rutyna, to zwyczajnie nie mógł się wyzbierać. To było silniejsze od niego. - Chłopie, no jakoś tak wyszło. Jak ją widzę na korytarzu to mam taką zajebistą ochotę gdzieś z nią wyjść, gdzieś gdzie będziemy sami, ale jak wracam do domu, albo jestem na entych zajęciach to zapominam o bożym świecie i... No głupio mi, cholernie - próbował jakoś przedstawić swoją sytuację przyjacielowi, chociaż wiedział, że nic go nie usprawiedliwia. Może dla niektórych to nie do pomyślenia, że spędza noce nad pergaminami i podręcznikami, zamiast z dziewczyną, ale za bardzo wkręcił się w zakuwanie. Wtedy nie jest świadomy tego co traci. Tego co mógłby w tym czasie robić z Alise. - Pewnie, że idę - odparł, bez zawahania. - Daj spokój, akurat o balu gadaliśmy od razu po tym jak pojawiło się ogłoszenie. Tego nie możemy odpuścić. - impreza z okazji Nocy Duchów była z pewnością czymś ciekawym, więc nawet nie przyszło mu do głowy, aby nie zapytać Aliny czy ma ochotę się wybrać. Na szczęście ona także lubiła bale, więc szli, oczywiście, że szli! - A Ty idziesz? Z Mią? Z Callahan? Z... Sarą, Lucy, Cassandrą czy jeszcze jakąś inną? - zażartował, śmiejąc się i biorąc kolejnego bucha.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Roześmiał się na widok reakcji Lucasa. -No, cieszę się, że Ci się pali do tematu, ale się nie udław tutaj. - Zaciągnął się swoim szlugiem i czekał na historię, którą przyjaciel miał mu do opowiedzenia. Był nawet pełen podziwu, że Lucasowi udało się odnaleźć taką perełkę. -Pół człowiek, pół centaur? Czekaj.... - Zaśmiał się, zdając sobie sprawę, jaki błąd popełnił. W każdym razie była to naprawdę cenna informacja. -No dawaj, co tam było. - Powiedział, nie mogąc się doczekać, bo mogła być to najważniejsza informacja w ich życiu. Mało go obchodził powód śmierci czarodzieja. Wiedział, jakie ryzyko wiąże się z tym, co zamierzali zrobić. Uśmiech na jego twarzy trochę przygasł i uważniej spojrzał na przyjaciela. -Stary... Ale Ty wiesz, że może nam się nie udać? Zdajesz sobie sprawę, że coś może pójść nie tak? - Zapytał go poważnie. Max był gotów na poświęcenie. Nie raz już przecież lądował w szpitalnym przez jakiś eliksirowy eksperyment. Nie spodziewał się, że skończą z Lucasem w piachu, ale rany były bardzo prawdopodobne. -To zacznę Ci ustawiać przypomnienia, że świat poza szkołą też istnieje. - Zaśmiał się znowu i klepnął go w ramię. Nie spodziewał się, że będzie musiał robić za przypominajkę. -Chociaż tyle dobrze! - Pokręcił głową, gdy Sinclair zaczął wymieniać potencjalne partnerki. Kwestia tego z kim Max się gdzieś pojawi zazwyczaj była Enigmą nawet dla niego. -I tu się zdziwisz. Przychodzę z Brooks. - Uświadomił kumpla, dogasając papierosa. Dla niego Bal nie zawsze musiał oznaczać randkę, ale zdecydowanie nie mógł obyć się bez dobrej zabawy, a był pewien, że krukonka ten element mu zapewni. W końcu pokazała, co potrafi podczas ich wypadu do Soton. -To co, wchodzimy? - Wskazał głową drzwi prowadzące na pływalnię.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Nie "pół człowiek pół centaur". W całości chciał się przemienić w centaura. - poprawił go, otrzepując popiół z papierosa. - Uważał, ze są prawie tak inteligentni jak my, więc nie będzie to trudne, a jak się okazało było i to cholernie... - dodał po chwili, zdając sobie jednocześnie sprawę, że oni również są w podobnej sytuacji, bo po ostatniej rozmowie z Camaelem są świadomi, że na razie są w czarnej dupie i muszą porządnie wziąć się do roboty. - Krew. Krew centaura była podstawowym składnikiem każdego przepisu, z którym eksperymentował. Tylko... cholera, jest w ogóle opcja zdobycia krwi trytona? - zmarszczył brwi i myśląc na głos, próbował sam sobie uświadomić to co kilka chwil później oznajmił mu Solberg. Spojrzał na niego wypuścił gwałtownie powietrze z płuc. - No wiem... Kurwa, ciągle o tym myśle i wiem, że to jest bardziej niż pewne, że coś może się posypać. Ale chuj z tym. Zaczęliśmy to skończymy. Trzeba liczyć się z każdą ewentualnością, bo nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - podsumował ostatecznie, wiedząc doskonale, że nie byłby w stanie teraz zrezygnować z tego planu, skoro tak już się w to kręcili i przygotowywali. Dadzą radę. Choćby miało to się skończyć dłuższym pobytem w Mungu, kalectwem, szaleństwem czy inną "niespodzianką". - Spoko, trzymam za słowo. Dobrze, że mam taką "przypominajkę" - zażartował, śmiejąc się, choć w duchu naprawdę się cieszył, że ma takiego przyjaciela, który potrafi go opierdolić, kiedy trzeba. Usłyszawszy o jego towarzyszce na bal, zmarszczył bri i spróbował dopasować to nazwisko do odpowiedniej twarzy. - To... ta pałkarz Krukonów? - chyba dobrze pamiętał, jednak nie kojarzył, żeby Max się z nią spotykał. Ale trudno było nadążyć nad znajomościami Solberga ostatnio. - Chodźmy. - - rzucił do kumpla, kończąc fajkę i kierując się w stronę wejścia na halę basenową. Przebrali się w szatniach i nie minęło dziesięć minut jak znaleźli się w wodzie. - To co mały wyścig na rozgrzewkę? Cztery długości? - spytał przyjaciela, uśmiechając się porozumiewawczo, po czym kolejny raz zanurzył się w wodzie, aby do niej przywyknąć. A kiedy Solberg się zgodził na sygnał zaczęli przepływać odpowiednią ilość basenów, aby nieco rozgrzać mięśnie.
k100 + punkty z GM (bez sprzętu) = wynik (wygrywa większa wartość) Kostka Lucasa:91 + 16 = 107
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Odkrycie Lucasa dało mu do myślenia i sprawiło, że zobaczył trochę większe światełko w tunelu. Skoro ktoś już podobną akcję próbował przeprowadzić, to na pewno musiało być to jakoś możliwe. -No tak... To co powiedział nam Whiteblood to ważny czynnik, ale nie jedyny. - Przyznał rację, bo wiedział, że sama kwestia bycia na tym samym szczeblu ewolucyjnym nie załatwi sprawy transmutacji. -Krew? To by miało sens, ale... - Pokręcił głową, bo bardzo dobrze wiedział, że są tylko dwie metody by ją zdobyć. -Nigdzie tego nie dostaniesz, chyba że osobiście upuścisz ją trytonowi albo.. - Wziął głęboki oddech, bo nie do końca lubił przyznawać się, że wie takie rzeczy. -Albo sprowadzisz z czarnego rynku. - Orientował się w podobnych tematach. Zdarzało mu się zwracać do innych, gdy potrzebował ingrediencji, której w zwykłej aptece dostać się nie dało i wiedział, że nie jest to tani interes. Zdecydowanie bardziej ekonomicznie byłoby postarać się o to samemu, ale mogło to być równie niebezpieczne. -Postaram się mieć całe BHP pod kontrolą, ale nie mogę nic obiecać. Będzie cholernie trudno i dlatego musimy przemyśleć nawet temperaturę powietrza w pokoju i jebaną fazę księżyca. - Przyznał bez owijania w bawełnę. Miał zamiar naprawdę zatroszczyć się o to, by jak najmniej rzeczy mogło się spierdolić. Wiedział, że ma więcej doświadczenia w warzeniu pojebanych eliksirów niż Lucas dlatego też planował bardziej niebezpieczne rzeczy wziąć na siebie. I obowiązkowo znaleźć kilka szczurzych "ochotników", którzy pomogą im w tym przedsięwzięciu. -Jak Cię nie zobaczę na balu, to normalnie załatwię klątwę, przez którą jak tylko dotkniesz książki, będzie Ci wypalało oczy! - Zażartował i skończył temat, bo widział że Sinclair zrozumiał jego przesłanie. Prefekt prefektem, nauka nauką, ale trochę rozrywki też w życiu potrzeba, a na zmęczenie Max znał kilka bardzo fajnych eliksirów. -Dokładnie ona! Wporzo kobieta, chociaż ostatnio porównała mnie do Callahana i myślałem, że jej coś zrobię. - Przewrócił oczami na to wspomnienie, choć jednocześnie w duchu wciąż te słowa krukonki dawały mu do myślenia. W końcu przyszedł czas na to, po co faktycznie tutaj przyszli. W mgnieniu oka pozbyli się ubrań i zostali w samych kąpielówkach. Nim wyszedł z przebieralni, rzucił jeszcze Abscedo na swoje nowe blizny powstale podczas wycieczki na Nokturn. Nie za bardzo chciał dzisiaj rozmawiać o tym z Lucasem. Jeszcze przyjdzie na to czas. -Pewnie! Zobaczysz, niedługo będziemy popierdalać tutaj z płetwami. - Wyszczerzył się i na umówiony znak przystąpił do wyścigu z kumplem. Maxowi nie szło najlepiej. Lucas wyprzedził go już przy drugiej długości i musiał trochę poczekać, aż Solberg ukończy wyścig. -Chyba trochę wypadłem z wprawy. - Przetarł oczy od wody łapiąc szybkie oddechy. Dawno tak słabo nie pływał, co nie pocieszało go zbyt mocno.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wiedział, że Max jest w stanie zorganizować niemalże wszystko, jeśli tylko się uprze. Zazwyczaj był zdeterminowany, jednak Lucas nie wiedział, że "bawił się" w nielegalne rzeczy. - Stary, nie wiem czy to jest dobry pomysł... - zaczął, mając na myśli za równo osobiste zdobycie krwi bezpośrednio od syreny, jak i szukanie tego składnika na czarnym rynku. Owszem, chciał, żeby im się udało i to było priorytetem, ale jednak... może krew można było zastąpić czymś innym? - Może najpierw skupmy się na tej części związanej z transmutacją, bo co nam z ryzykownie zdobytego składnika, jak nie będziemy potrafili tego eliksiru "uaktywnić". - zdecydował ostatecznie uważając, że może powinni stworzyć plan działania, tak aby wiedzieć co po kolei robić. Składniki jednak były gdzieś przy końcu tego procesu, a to, że wspomniał na temat podobnej pracy innego czarodzieja, było na razie tylko poszlaką. Na razie mieli inne rzeczy na głowie. - Wiadomo, Ty bardziej się na tym znasz, ale jednak też w tym jestem, więc nie bierz wszystkiego na siebie. Wszystkiego nie da się przewidzieć, ale trzeba będzie uważać. - przytaknął mu, doskonale zdając sobie sprawę, że to co sobie obrali za cel nie jest zabawą. W końcu chcieli zrobić coś, czego nikt inny przed nimi nie robił. Zawsze istniało ryzyko, przy każdym eliksirze, a tutaj to niebezpieczeństwo sięgało naprawdę wysoko. Zaśmiał się, usłyszawszy o tym groźbę kumpla. Co jak co, ale w klątwę rzucaną przez Solberga, to ani trochę nie wierzył, ale na balu zamierzał pojawić się, choćby się waliło i paliło. - Serio? Z której strony Ty jesteś podobny do Callahana? - zdziwił się, chociaż dalej rozbawiony, zerknął na niego. - Waszym wspólnym mianownikiem jest tylko pani prefekt. - dorzucił po chwili, nie mogąc sobie darować komentarza. - Nie mogę się już doczekać, stary! - oznajmił z entuzjazmem na słowa Maxa, zanim zaczęli rozgrzewkę. Cztery długości nie wydawały się żadnym problemem dla nich, bo byli w formie przez treningi, a jednak Solberg skończył kilka chwil po nim. - Czasami forma zależy też od dnia. Może dziś akurat nie jest Twój dzień. - powiedział, zgodnie z prawdą. Ale przyszli tutaj dla rozrywki, a nie żeby w jakiś sposób się porównywać. Rozejrzał się po basenie, a by chwile później dostrzec dmuchane delfiny, które znajdowały się w części dla dzieci. Posłał Maxowi sugestywne spojrzenie, po czym wyskoczył z wody, aby poczłapać na drugi koniec hali i zajumać dmuchańce. Od razu zorientował się, że ułożone na suchej powierzchni "zabawki" były magiczne. Kiedy wrzucił je do wody, obok Solberga, te zamieniły się w prawdziwe stworzenia. Z bananem na twarzy z powrotem znalazł się w wodzie i dosiadł jednego z delfinów. - Dobra, to może teraz wyścig z naszymi przyjaciółmi?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bawił, nie bawił, jeżeli czegoś potrzebował to po prostu to załatwiał i tyle. W końcu dragi też ni były sprzedawane w każdym kiosku, a o tym Lucek wiedział. Solberg nie wchodził jednak w szczegóły i zostawił kumplowi domysły, skąd może taką wiedzę posiadać. -Tak, wiem, wiem... - Zaczął gorączkowo myśleć nad jakąś alternatywą, ale w tej konkretnej chwili nic nie przychodziło mu do głowy. -To wszystko jest ze sobą bardziej powiązane. Nawet jak ogarniemy transmuutację, ale spierdolimy składniki to nic z tego nie wyjdzie. Trzeba znaleźć coś, co wzmocni i ustabilizuje tę transformację, jednocześnie łagodząc ewentualne skutki uboczne i zapewniając powrót do pełnej ludzkiej formy. - Rozmasował sobie skronie, bo ten temat naprawdę był ciężki jak na dwie tak młode głowy. Dobrze, że w zamku byli ludzie, którzy mogli im w tym pomóc. -Sam nawet nie dałbym rady, ale można spróbować chociaż nie wylądować na SORze w Mungu. A przynajmniej niech jeden z nas będzie w stanie ewentualnie ten wywar skończyć, jak drugi wykituje w trakcie. - Dorzucił lekkim tonem, chociaż nie do końca żartował. Nie wybaczyłby sobie, gdyby Lucasowi coś się stało przez to, że czegoś nie dopilnowali. No tak, nawet Lucas wiedział, że rzucane przez Maxa zaklęcia to jest żart, nie groźba. Nie przejął się tym zbytnio, bo bardziej skupił się na kolejnych słowach przyjaciela. -Według Brooks? Tak samo głupi, tak samo uparci, czy coś. No a co do Olivii to jednak podejściem do niej nieco się różnimy. - Nie mógł nie dorzucić ostatniego zdania, szczególnie teraz, gdy Lucek wiedział co łączyło go z Callahan. -Właśnie! Nie mówiłem Ci, że cała ta farsa to fałszywy alarm. Callahan nie jest, nie była i mam nadzieję, że nie będzie ze mną w ciąży. - Przekazał kumplowi dobrą nowinę, bo w tym całym zamieszaniu, które ostatnio trwało w jego życiu, jakoś zapomniał Lucasa uświadomić. Rozgrzewka nie napełniła Maxa zbyt pozytywnym spojrzeniem na świat, ale przecież nie zawsze musiał zapierdalać, jakby miał w dupie Nimbusa. -Masz rację. Muszę trochę wyluzować, ostatnio za mocno się spinam. - Przyznał szczerze, bo sam zauważył, że stawia sobie coraz wyższe wymagania od kiedy zaczął cierpieć na nadmiar wolnego czasu. Patrzył, jak Lucas wychodzi z wody, posyłając mu pytające pytanie, ale już po chwili dostał wszelkie odpowiedzi, gdy kumpel rzucił mu jednego z dmuchanych delfinów. -Ty tak na poważnie? - Zaśmiał się, głaszcząc jednego ze stworków po głowie i o mało co nie zszedł na zawał, gdy sekundę po tym, jak go dotknął, delfin ożył. -Kurwa, to się nazywa magia! - Błyskotliwie skomentował tę transformację, po czym w jego oczach pojawił się dobrze znany Lucasowi błysk, gdy ten zaproponował drugą rundę wyścigu, tym razem z udziałem zwierzaków. -Jeszcze pytasz? - Zapytał, by od razu dosiąść delfina i przygotować się do startu.
Kostki:
Rzuć k100 na szybkość + k6 na efekt
1- Nie dogadujesz się za bardzo ze swoim delfinem i co chwilę zwierzę zatrzymuje się. (-10 do wyniku) 2- Urodzony z Ciebie ujeżdżacz delfinów! Mkniecie razem jak rakiety, nie zważając na to, że powodujecie fale na basenie, przez o inni patrzą na was morderczym wzrokiem (+15 do wyniku) 3- Przez przypadek nadziałeś się na płetwę delfina, który przez to pisnął z bólu i zwolnił (-5 do wyniku) 4- Twój delfin nagle poczuł miłość do delfina rywala i zaczął się do niego przystawiać. Uważaj, żeby nie było z tego delfiniątek! (-5 do wyniku) 5- Nikt nie mówił, że ujeżdżanie delfina jest łatwe. Tracisz równowagę i spadasz do wody, a wdrapanie się ponownie na zwierza zajmuje Ci dużo czasu (-10 do wyniku) 6- Chyba urodziłeś się w wodzie, bo nie dość, że mkniesz jak sztorm, to jeszcze Twój delfin chyba wyczuwa Twoje myśli. Stajecie się prawie jednością. Masz nowego przyjaciela (+15 do wyniku)
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Wiem o tym. Wiem, że musimy i tak myśleć nad składnikami, ale mówię żeby najpierw skupić się na ogarnięciu tej transmutacji międzygatuntowej. Tą analize przyczynowo skutkową na przyszłość syreniego eliksiru zostawiam Tobie, bo Ty się znasz bardziej. - zdawał sobie sprawę po rozmowie z Camaelem, że to będzie hardkorowe przedsięwzięcie, więc nie trzeba było mu tego przypominać. To normalne, że Max wiedząc od kuchni jak to jest z eliksirami, przejmował się już tym co będzie w przyszłości. Ale co im to da, że będą myśleć nad tym co ich czeka i narzekać jakie to jest trudne i niebezpieczne. - Daj spokój, chłopie. Przecież to ogarniemy. Nie przejmuj się na wyrost - próbował go uspokoić, bo w końcu obaj byli już dorośli (co prawda Solberg od niedawna, ale był) i każdy brał odpowiedzialność za siebie, tym bardziej, że ryzyko jest zawsze, nawet przy głupiej teleportacji wystarczy pierdoła a można stracić rękę czy nogę. Usłyszawszy o fałszywym alarmie, uniósł brwi i wbił wzrok w przyjaciela, po czym uniósł nieznacznie prawy kącik ust. Aż "a nie mówiłem" samo cisnęło mu się na usta. - Czyli miałem rację, że wymyśliła sobie tą ciążę? - spytał spokojnie i choć nie przejmował się tym tak jak Boyd z Maxem, w tej chwili mu ulżyło, że przyjaciel miał "problem z głowy". - To fakt. Ostatnio brakuje mi tego Solberga, który brał na lajcie życie, jakby jego mottem było "co będzie to będzie, chuj z tym" - przypomniał mu, śmiejąc się pod nosem. Bo kiedy go poznał to właśnie tak wyglądało jego podejście i nie miał takiego parcia, aby ciągle być lepszy i lepszy. Teraz miał wrażenie, że przez te wszystkie problemy w życiu zaczął uciekać do "pracy nad własnymi umiejętnościami". I był na tym aż za bardzo skupiony. Kiedy przyniósł im po delfinie, widział zdziwioną minę Maxa, ale tylko uśmiechnął się i rzucił dmuchańca do wody, a potem zaczęła się zabawa. Oboje wsiedli na swoje delfiny i na znak ruszyli, aby wykonać cztery długości basenu, tym razem na grzbiecie tych jakże pięknych ssaków. To tylko ta dwójka mogła tak się bawić. Miał szczęście, bo trafił na dość szybkiego delfina, który wydawał się pędzić jak oszalały, a wszyscy wokół, korzystający z basenu byli pod wrażeniem tego z jaką prędkością mknęli i pokonywali kolejne metry. Nawet z boku mogło się wydawać, że Lucas nie robi tego pierwszy raz i już w niejednym takim wyścigu na delfinie uczestniczył.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Myślenie nad eliksirem było obecnie jego chlebem powszednim i może śmiał się, że Lucek spędza całe dnie w bibliotece, ale tak naprawdę nie był aż tak lepszy. Tylko że Max nie ślęczał nad wszystkimi możliwymi zagadnieniami, a oddał swoją duszę kociołkowi. Całe szczęście, że zaczął już sypiać, bo pewnie nocki też spędzałby upocony buchającą parą z milionem notatek na stole, gdzieś w pustej sali w środku zamku. -Z jednej strony masz rację, z drugiej... - Nie potrafił skończyć myśli, bo ewentualności było więcej niż mieli na to czas. Po prostu pokręcił głową i zakończył temat. Dzisiaj mieli się relaksować w końcu. -Wymyśliła to może nie do końca odpowiednie słowo. Dostała fałszywy test no i cała spirala się nakręciła. - Wyjaśnił pokrótce, jak to wszystko wyglądało. Resztę Lucas już wiedział. Kamień z Maxiowego serca spadł i mógł powoli wracać do siebie. Powoli, bo Olivia przecież nie była jedynym powodem jego stanu. -On całkowicie nie umarł. Tylko trochę dłużej siedzi w pracy. - Zażartował, dając Lucasowi przyjacielskiego kuksańca, tym samym rozchlapując trochę wody, która dostała mu się do oczu. Musiał przetrzeć je dłonią, by nie zaczęły szczypać od chloru. Dużo się z prawdą nie mijał, co udowodnił podczas wielu ostatnich wypadów. Już samo to, że szkolny regulamin nadal traktował bardziej jako wskazówkę niż obowiązkowe zasady wskazywało, że aż tak nie miał kija w dupie, jak mogło się wydawać. Co prawda delfin Lucasa był zawodowcem, ale Max nie trafił gorzej. W dodatku wydawało się, że naprawdę dobrze dogadał się ze swoim zwierzakiem, bo ten reagował na nawet najmniejszy gest ze strony młodszego ślizgona. Dzięki temu, Solberg przybył na metę pierwszy. -A to nam się rajdowcy trafili. - Zaśmiał się łapiąc oddech, bo mimo że to delfin robił największą robotę, Max też się lekko zasapał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Racja, omawianie pracy nad eliksirem, który był w ciul skomplikowany wcale nie sprawiało, że się odprężyli i zapomnieli o obowiązkach. Trzeba było więc zakończyć ten temat i przejść na nieco luźniejsze, choć sprawa ciąży, która wstrząsnęła kilka tygodni temu młodszym Ślizgonem, jak i samym Boydem Callahanem, nie należała koniec końców do lekkich tematów. Słysząc o fałszywym teście skrzywił się. - O brodaty Slytherinie, jak dobrze, że nie jestem laską i nie muszę rozwiązywać testu ciążowego - powiedział śmiertelnie poważnie, po czym wybuchnął śmiechem, ewidentnie wyobrażając sobie jakby to było skreślać krzyżykami odpowiednie rubryczki, gdzie na końcu kartki pojawiałby się napis: "zostaniesz mamusią" albo "nie tym razem". - A do mnie masz wąty o to, że za dużo się uczę. Hipokryta z Ciebie. - wypomniał mu, automatycznie zakrywając się wcześniej rękami przed wodą, którą Solberg zaczął chlustać w jego stronę. Prawda była taka, że obaj byli siebie warci, bo przecież zawsze lubili coś odwalić (co prawda Max dużo, dużo częściej), a Lucas dopiero w tym roku trochę się ogarnął, przez odznakę. Trzeba było przyznać, że wyścig na delfinach był imponujący. Praktycznie szli łeb w łeb, ale ostatecznie pierwszy skończył młodszy Ślizgon. - A widzisz? Niby takie niepozorne dmuchańce, a dały czadu. - przyznał, głaszcząc swojego "rumaka" po długim pyszczku. Popływali jeszcze chwilę, po czym stwierdzili, że pora się zbierać i udali się do szatni, aby wskoczyć z powrotem w suche ciuchy i opuścić budynek.