Spore okna, jednak w dość dużej odległości, nadają korytarzowi nieco tajemniczości. Jedynie nieliczni wiedzą, że za jednym z wielu posągów znajduje się tajne przejście, prowadzące wprost do Miodowego Królestwa. Skorzystanie z niego jest możliwe jedynie przy znajomości odpowiedniego zaklęcia...
Elenka jest całą częścią ciebie, mam na to dowody, więc ćsii. A tak poza tym ty jesteś Elenką. Jesteście takie same. Nawet ubieracie się w to samo. No? I nie mów, że Diana to część ciebie, bo... nigdy się tak nie zachowujesz, o. I nie kwestionuj moich argumentów, gdyż ponieważ są bardzo prawdziwe i niepodważalne! Niektórym lekarze naprawdę zabraniają myśleć, ja myślę, no, ale nie wiem co z tobą, dlatego pytam o to, co miała na myśli twoja malusia, niedoświadczona i pusta główka. Nie, nie pusta w sęsie pusta, tylko pusta w sęsie bez mózgu. Gryfonki nie powinny być odważne, dzielne, sprawiedliwe i w ogóle? Skoro tak, to na moje paczadła Elunia się tutaj nie nadaje wcale. Jest wredna, wstetna i wszystkich o wszystko osądza. Jak ona w ogóle może? To jest niedorzeczne i niemiłe z jej strony. I się dziwi, że przyjaciół nie ma? A tak poza tym, to jest taką superzimną Królową Śniegu. Edek naprawdę się jej bał. Miała takie wyłupiaste, straszne gały, które same w sobie nie były aż tak złe. Gdyby nie to spojrzenie wszystko byłoby fajnie. A ta dziewuszka to wredota. A nikt nie lubi wredot. Prawie nikt. - Pff, ja chciałem być miły, a ty... - zaczął, łapiąc się za czoło w geście rezygnacji. Ta niska osóbka naprawdę się rzucała! Jakby chciała mu coś zrobić! Bo chciała, no, ale nie musiała skakać Edkowi do gardła. E tam. - Stuknij się w czoło - odparł po chwili. Miał już dość zachowania studentki. To, że jest starsza jedynie o rok, nie znaczy, że ma drzeć po całym zamku mordę!
Nie masz [rawa mnie psądzać. Nie znasz mnie na tyle, zeby wiedzieć jaka jestem w rl. To, że jestem jaja jestem na forum nie znaczy, ze zachowuję się tak w rl, nie pisałeś ze mną dużo jako z Dianą więc się zamknij, bo ja akurat dopasowuje charakter na czacie do postaci którą akurat gram.
A co do Elenki... Fakt nie pasowała do Gryffindoru. Dlaczego się tam znalazła? Hmm.... (znacząco patrzy w stronę administracji). A co do przyjaciół... Elena sama nie chce ich mieć, przynajmniej jeden problem z głowy. Jest o wiele łatwiej jak na nikim ci nie zależy. Nie masz tylu problemówi i nikt ci nie glądzi o swoich... Od razu masz więcej czasu! Słowa Edka kompletnie wyprowadziły ją z równowagi. Podeszła do niego i uderzyła do z "dziwki". Na palcu miła pierścionek z dość dużym kamieniem, więc zaboleć musiało. Poprawiła pierścionek na palcu i sobie poszła. [zt]
Wychowanka domu Hufflepuff była dziś ubrana w sukienkę od Matrioshka Design, typowe dla siebie czarne kozaczki, oraz miała włosy z tyłu upięte swoją ulubioną spinką z czarną różą.
Właśnie zaczął się weekend, a piętnastoletnia puchonka nie miała co robić, a że nie lubiła siedzieć w miejscu spacerowała po zamku. Mijała wiele przeróżnych osób, młodszych uczniów i tych starszych. Witała się z nauczycielami nawet z tymi którzy jej nie uczą, bądź co bądź ale odpowiednie wychowanie do podstawa. Kiedy była na korytarzu na trzecim piętrze stanęła przy jednym z wielkich okien na których tworzył się powoli lód przez pogodę jaka była na zewnątrz.
Sue przemierzała korytarz bo nie miała nic innego do roboty a na dworze niestety panowała burza śnieżna więc nie mogła wyjść na błonia. Przy dużym wielkim oknie siedziała ta dziewczyna, którą spotkała w bibliotece. Przystanęłam koło niej, ale chyba mnie nie zauważyła bo dalej wpatrywała się w okno. Zaczęłam rozmowę: -Cześć, spotkałam cię dzisiaj w bibliotece, pamiętasz? Dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na mnie pytająco. Stałam tak, w oczekiwaniu na odpowiedź od dziewczyny.
Lynnette strasznie bolała głowa po piciu z Beth, przespała się z godzinę a potem wstała, przebrała się i postanowiła iść na spacer. Ubrała na siebie czarne obcisłe rurki,białą bokserkę oraz brązową skórzaną kurtkę. Na szyi dziewczyny znajdowały się łańcuszek z wężem, na jej lewym nadgarstku była złota bransoletka. Jej kozaki wydawały cichy stukot przy chodzeniu. Poprawiła swoje lekko zakręcone włosy i weszła na korytarz na trzecim pietrze. Z daleka zobaczyła dwie postacie, podeszła bliżej i rozpoznając w jednej z nich Beth uśmiechnęła się. Zaraz jej uśmiech znikł kiedy zobaczyła dziewczynę, która uwielbia podsłuchiwać. - Nie uczyli cię że nie można podsłuchiwać innych ? Zapytała z kpiną w głosie, uśmiechnęła się do niej obojętnie oraz z ironią. Zmierzyła ją od góry do dołu i lekko się skrzywiła. Teraz spojrzała na Elizabeth. - Świetnie wyglądasz, jak zawsze z resztą. Musimy się kiedyś wybrać razem na zakupy. Powiedziała z uśmiechem i oparła się o ścianę na przeciwko nich. Schowała dłonie ko kieszeni spodni i teraz spojrzała na tą drugą dziewczynę. - A więc odpowiesz na moje pytanie czy raczej języka w buzi ci zabrakło ? Kolejne obojętne pytanie. Cóż poradzić że Lynnette była prawie 100% ślizgonką? Może w innych okolicznościach była by milsza? Nieee raczej w to wątpię.
Kiedy patrzyłam w okno ktoś się ze mną przywitał, obróciłam się i odpowiedziałam -Witaj. Tak, pamiętam. odpowiedziałam spokojnie a po chwili nieoczekiwanie dołączyła do nas Lyn. Po czym przywitałam się z przyjaciółką z domu węża i odpowiedziałam. -Dziękuje, ty też świetnie wyglądasz, choć chyba zbyt długo nie spałaś prawda? A co do zakupów to chętnie choć pewnie będziemy mogli pójść dopiero w wakacje bo nie sądzę że znajdziemy coś ciekawego w wiosce czarodziei. Obserwowałam chwile Lyn, a po chwili spytałam się obu dziewczyn -Więc, co sprowadza was na korytarz na trzecim piętrze?
Uśmiechnęła się na odpowiedź dziewczyny, lecz jej uśmiech szybko zgasł gdy podeszła ta druga dziewczyna która też była w bibliotece i która teraz ją oskarżała o podsłuchiwanie. Nawet jej dobrze nie poznała a już jej nie lubi. -Ja wcale nie podsłuchiwałam.!Zawsze jesteś taka wredna?!?-odpowiedziała Sue na zaczepkę ślizgonki. Następnie zwróciłam się do tej znacznie milszej dziewczyny: - Nie można wychodzić na błonia, to przemierzam korytarze. A ty?
Spojrzała na swoje paznokcie na których błyszczał czarny lakier, słysząc słowa ten dziewczyny wybuchła złośliwym śmiechem. - Jak na razie jestem miła ale jeśli jeszcze z twoich ust wypłynie jakieś słowa to zobaczysz jaka mogę być wredna i niemiła. Odparła poważnie i uśmiechnęła się do niej złośliwie. Cóż z Lynette lepiej nie zadzierać, ta kocica potrafi być ostrą bestią od której lepiej trzymać się z daleka. - Co mnie tu sprowadza? Wiesz że ja nie mogę siedzieć w miejscu, liczyłam na jakieś przyjemne towarzystwo i masz ci boże zobacz co mi się trafiło. Mruknęła i kątem oka spojrzała na tą drugą brunetkę, która była dla niej tylko zwykłą gówniarą. - A ciebie Beth co tu sprowadza ? Zapytała miło i podniosła brew w górę.
Spojrzałam się na obie dziewczyny i pomyślałam że lepiej by było gdyby nie wybuchu coś wielkiego z tej ich małej wymiany zdań, bo nie jestem zbyt dobrym mediatorem -Pytacie się to tu robię? nic konkretnego spacerowałam po zamku w ten wolny dzień. Po chwili zastanowienia, postanowiłam poczekać na odpowiedzi dziewczyn.
Uśmiechnęłam się ironicznie do ślizgonki. -Jesteś pustą, wymalowaną lalą która myśli że może wszystko. Otóż mylisz się.Tak, oglądaj sobie te swoje paznokcie, tylko uważaj żebyś sobie nie złamała któregoś.!- odpowiedziała Sue i popchnęła dziewczynę na ścianę. Nikt nie będzie jej obrażał. A szczególnie pusta dziewczyna która ma więcej makijażu niż mózgu.
Lynnette jak na razie zignorowała swoja przyjaciółkę, spojrzała na tą małą gówniarę aż wściekłość w niej zaczęła kipieć. Odepchnęła się od ściany i schyliła się żeby ze swojego kozaka wyciągnąć różdżkę ale się powstrzymała. Ponownie schowała ją do buta, nie bez powodu ślizgonka uczyła się w każde wakacje obrony ręcznej i różnych stylów walki. Powoli podeszła do niższej od siebie dziewczynki i złapała ją za szyję, przygwoździła ją do ściany i lekko zaszyję podniosła do góry. Widziała że ta powoli robi się czerwona z braku powietrza. - Słuchaj no mała, nie wkurzaj mnie i nie wchodź mi w drogę. Jeśli jeszcze raz skierujesz jakieś słowo w moją stronę to stracisz język. A z ciebie będę mogła zrobić plastikową lalę. Wysyczała jej wściekle do ucha, spojrzała na nią ze złością, Lynnette nie pamięta kiedy ostatni raz się tak wkurzyła. Najlepiej teraz niech ta laska zrozumie i nie wchodzi jej w drogę. Bo naprawdę ją zabije, na serio. Puściła dziewczynę przez co ta opadła na ziemię, odsunęła się od niej i znów stanęła pod ścianą, którą zajmowała wcześniej. O Corneli można powiedzieć wszystko ale nigdy to że jest plastikowa laleczką, to co to nie! Owszem dbała o siebie, swoje paznokcie ale nie przesadnie jak inne panny, po za tym ona nie była pusta. Ta mała jeszcze pożałuje.
Spojrzałam na dziewczyny i nie trzeba było być geniuszem by zauważyć że jest między nimi napięcie. Postanowiłam je jakoś uspokoić. -Dziewczyny, uspokójcie się no, jesteśmy cywilizowani możecie przecież rozstrzygnąć to pokojowo, prawda? spojrzałam na każdą z nich po czym pomyślałam, albo przynajmniej mnie w to nie mieszajcie. Naprawdę miałam nadzieje że to coś pomoże choć wiedziałam że to najprawdopodobniej nic nie pomoże a jeszcze może coś mi się stać no ale czego się nie robi dla spokoju.
Sue podniosła się z podłogi i powiedziała: - Tak, może i jestem niższa ale przynajmniej ja nie jestem w Slytherinie z czego bardzo się cieszę, bo nie chciałabym być taka jak ty która się wywyższa z tego powodu. Nie będę więcej tracić na ciebie czasu bo mam znacznie ciekawsze rzeczy do robienia niż gadanie właśnie z tobą.! żałuję, że wogóle podeszłam i chciałam pogadać. Oskarżacie mnie o coś co jest kłamstwem. Ja nie podsłuchiwałam.! Ale dobra, idę sobie stąd. nara.! Obróciła się i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. z/t
Lynnette uśmiechnęła się słodko i kiedy dziewczyna odchodziła pomachała jej. - Miło było, do zobaczenia następnym razem. Krzyknęła jeszcze za nią rozbawiona i spojrzała na swoją przyjaciółkę. - Wybacz ale musiałam to zrobić. Powiedziała lekko wkurzona i objęła ją ramieniem. Obie patrzyły w widok za oknem. - Kurde czemu musi być ta burza ?
Spojrzałam jak dziewczyna odchodzi po czym spojrzałam na Lyn i odpowiedziałam -Nie gniewam się. Przynajmniej nie było rękoczynów pomyślałam -Na pogodę nie mam niestety żadnego wpływy Spojrzałam przez okno które pokazywało doprawdy paskudą pogodę. To właśnie przez taką pogodę nic się nie chce robić co jest po prostu stratą czasu który mógłby być lepiej wykorzystany.
Oparła głowę o jej ramię i westchnęła cicho. - Kurde tacy ludzie jak ta laska jeszcze istnieją ? Beth czy ja naprawdę wyglądam jak pusta laleczka? Zapytała niczym małe dziecko i zrobiła głupiutką minę, lecz zaraz potem uśmiechnęła się szeroko. - Kocham zimę ale żaby ta zamieć ? Szkoda że nie można wyjść. Mruknęła cicho i nadal wpatrywała się w obraz za oknem.
spojrzałam na przyjaciółkę i po chwili ciszy odparłam -Nie, oczywiście że nie wyglądasz jak pusta lalka Patrzałam na świat zewnętrzny przez wielkie zlodowaciałe już w dużej części okno i myślę że w tym widoku można się zatracić jak nie masz nic do roboty, czyli ktoś taki jak ja, pomyślałam z przekąsem. -Tak zima jest w porządku, ale to co się tera dzieje to lekka przesada. Matka natura chyba sobie żarty stroi dając nam taką pogodę, jesteśmy praktycznie uziemieni w zamku i to nie całym bo przecież do niektórych części zamku można się dostać tylko przez błonia. Powiedziałam po czym znowu zatopiłam si ęw spokojnej obserwacji.
Cieszyła się że jej przyjaciółka jest przy niej, Lynnette też ma świadomość tego że za dwa lata będą musiały się rozstać. Otóż Lynn skończy studia i będzie musiała odejść, chyba że po jakimś czasie wróci jako nauczyciel co jest mało prawdopodobne. Ale wracając. - Masz racje Beth, chyba matka natura pokłóciła sie z facetem. Powiedziała rozbawiona i cicho zachichotała. Bet zauważyłaś że Lynnette zbyt często mówi bądź wspomina o facetach? Może się zakochała się jakimś i teraz barana struga że nic się nie dzieje. Kurde, ciężko ją rozgryźć.
Spojrzałam na Lyn po czym odparłam -Słyszałam że w Rosji zamiast mikołaja jest Dziadek mróz może on ma coś wspólnego z dzisiejszą pogodą Zaśmiałam się cicho i przemilczałam to że wszystko kieruje w relacje damsko męskie, może kogoś znalazła, a może nie no cóż to nie moja sprawa.
Uśmiechnęła się lekko, stała jeszcze kilka chwil i wpatrywała się w śnieżycę za oknem. Po kilkunastu minutach dziewczyna głośno ziewnęła. - Wybacz. Mruknęła cicho i poprawiła swoje zakręcone włosy na jeden bok ramienia. Spojrzała na swoją przyjaciółkę przepraszająco. Dziewczyny porozmawiały jeszcze chwilę o pogodzie a potem Lynn pocałowała ją w policzek i oznajmiła że idzie się w końcu wyspać. Pomachała jej i zniknęła za pierwszym rokiem.
Laik uśmiechnął się lekko spacerując w różne strony... Wreszcie wylądował na trzecim piętrze... Cisza... Jak dobrze, że o tej porze nie spaceruje tu grono pierwszaków czy nie wiadomo czego. Za dużo by tego tu było i jeszcze trzeba by było ich ustawić tak, żeby samemu zająć najlepszą pozycję. Oh, jaka samolubna ta panienka Howett! Piszcie zażalenia do rodziców, albo nie wiem gdzie... Róbcie co chcecie... Panienka Howett zsunęła się o zimną ścianę i wylądowała na posadce... Siedząc po turecku odrzuciła włosy do tyłu, które opadły kaskadą na plecy... Idealna pora na drzemkę, ale przyszła tu tylko pomyśleć. Nie żeby cierpiała na nadludzizm... Ona po prostu potrzebowała chwili oddechu. Cały dzień śmiania się bez powodu i wspominania ostatniego roku, kiedy to zaliczała SUMY. Ej, czy w ogóle ktoś to pamięta? Bo do pamięci Laika wpada tylko poranek, kiedy obudziła się po oblewaniu tego, że wreszcie nastąpił koniec. Oczywiście na astronomii musiała zemdleć... Całe szczęście, ze skończyła pisać. Inaczej miałaby spore kłopoty. Ale wróćmy do teraźniejszości. O co właściwie w tym wszystkim chodzi? Czemu nie siedzi w dormitorium i nie spożywa ulubionych orzeszków, potrącając nogą przypadkową osobę? Ach. Powód jest prosty... Nagromadziło się w niej dużo sprzecznych uczuć, które ciężko zaakceptować. Bo jak wyjaśnić to, że na widok najlepszego przyjaciela brata uśmiecha się w ten dziwny, charakterystyczny dla psychopatów sposób? Albo to, że ostatnio dostała trzy trolle pod rząd, tylko dlatego, że... Że? No właśnie. Doskonale wiedziała, że to jest jej wina... Ale ona bardzo chętnie zrzuci ją na kogoś... A więc to wina Urszulki, o której myślała przed wejściem na lekcję... Ale okej... Podwinęła rękawy ulubionej bluzy i obróciła głowę w prawą stronę, delikatnie przymykając powieki... Za dwadzieścia minut będzie, jak nowa. Wyprana w nowym, delikatnym proszku, który obejmie ją niebanalnym zapachem... O tak! Poprosimy też dużo truskawek oblanych czekoladą... Przecież pójdzie w kobiece kształty! Ach, ta nadzieja! I co ona dalej zamierza? Będzie musiała rozprawić się z emocjami i poradzić sobie z milionem kawałków, które pękły w momencie rozpoczęcia szóstego roku nauki w Hogwarcie. Serdecznie zapraszamy, jakby ktoś chciał coś pomóc... Może przynieść swoje puzzle? Pomieszajmy wszystko jeszcze bardziej. Będzie wesoło. O... Niech ktoś koniecznie przyniesie muzyczkę. Potańczymy trochę. Desperacja - tak powinna mieć na imię panienka Howett, a nie jakaś Laila... Laik, czy coś.
Mooler jak zwykle zadowolony maszerował sobie korytarzami. Tu z kimś pogadał, tu kogoś zaczepił, tu kogoś doprowadził do łez, czasem sobie troszkę poflirtował i tak jakoś mijała mu niedziela. Nieszczęśliwe złym humorem napawała go jednak świadomość, że jutro trzeba podnieść swoje dupsko z rana i lecieć na zajęcia. A on był strasznym leniem. Nie wiem, czy nie większym od tego lenia, o którym wierszyk napisano i uczono go dzieci w mugolskich rodzinach. Tak, Emrys Jeffrey Mooler był leniem nad leniami. Gdyby leni można było poczuć po zapachu, EJ z pewnością miałby najmocniejszy i nie musiałby się nigdzie ruszać, żeby ludzie w całym zamku czuli jego obecność. No ale, wróćmy do teraz zaraz i już. EJ spokojnie sobie spacerował głównym korytarzami. Zdążył już zwiedzić siódme, szóste, piąte i czwarte piętro. Piątego nie wspomina zbyt dobrze, bo jakaś krukonka na siłę próbowała wcisnąć mu język do buzi, zaś druga potraktowała go zaklęciem z kanarkami za rzekome wystawianie na randce, o czym jak wiadomo Mooler za chiny nie mógł sobie przypomnieć. No więc przyszedł czas na trzeci korytarz. Trzy to całkiem niezła liczba, jakby nie patrzeć, będąc na trzecim miejscu nadal łapiesz się na podium. Tak więc szedł sobie korytarzem, coraz bardziej uświadmiając sobie, że ten korytarz nie zasługuje na podium, bo prawie nikogo nie było. Gdy nagle, gdzieś w kącie dostrzegł zarys postaci na posadzce. Podszedł i gdy tylko jego oczom ukazała się owa postać na jego usta wpłynął uśmiech. Młoda Howett'owa. Za dzieciaka razem z Alanem nieźle jej w kość dawali popalić. Hm, w sumie nadal to robili. Wyglądało na to, że przysnęła. A EJ po prostu nie mógł przejść koło tego obojętnie. Toteż sięgnął po różdżkę, wyczarował szklankę, a potem napełnił ją wodą. Niewiele więcej czekając wylał ową szklankę wody prosto w twarz dziewczyny, obserwując jej reakcję z nieskrywanym rozbawianiem.
W tej chwili miała ochotę sprawdzić czy nie znajduje się na niej czujnik, za którym ludzie podążają szukając jej? No hello. Ta tu sobie idzie, że odpocznie, odetchnie, może nawet ogarnie dlaczego wszystko jest takie dziwne i chore, a tu proszę bardzo. Przychodzi jegomość i do tego nie idzie sobie w inną stronę, tylko wyciąga szklankę wody i oblewa ją... Za nim zidentyfikowała go... Zerwała się szybko z posadzki, wyciągnęła różdżkę i krzyknęła: - Aquamenti! - niech cierpi i czuje wielki ból... Kiedy ona zaczęła się ogarniać... Potem osunęła różdżkę w dół, kiedy zdała sobie sprawę, że stoi przed nią Emrys... Na chwilę zamarła i schowała broń... Po czym wyrzuciła z siebie: - Zwariowałeś?! - Choć nie wiadomo czy doszukiwać się było w tym pretensji, a może słodkiego: "nic Ci nie zrobię, bo jesteś ciastko z dżemem i posypką". Ale spojrzenie niczego nie wyrażało, a więc i rozmówca musiał zgadywać. Zło wrogość zaczęła z niej płynąć chwile później, kiedy zdała sobie sprawę, co się dzieje na tym świecie... Przecież znów mu odpuści tylko dlatego, że coś do niego czuje... Ale nie mówimy o tym głośno, jeszcze sobie nadziei chłopak narobi (raczej odwrotnie, ekhem). Panienka Howett jęknęła niezadowolona... Był to wyraz bezradności i trudnej sytuacji, w której się znalazła. Ale cóż... Jak myśleć, to myśleć. Prawda? Przejechała po nim wzrokiem, który był pusty i bezkresny, lodowaty... Można rzec. W tej chwili zaczęła ukierunkowywać emocje, bo była zła... Ach. Chowajcie się i cierpcie... - Zabiję Cię pewnego dnia, a Twoje zwłoki zakopię w Zakazanym Lesie, albo najpierw je rozszarpię i rozrzucę nad Londynem. Podoba Ci się? - Powiedział zupełnie bez żadnych uczuć... Na pustkę, na oddech, na uśmiech i po to, żeby wreszcie zrozumiał, że trochę dorosła... Jeśli obietnica bez pokrycia mogła o tym świadczyć.
Stał tam, nad Lailą, w duchu podśmiewając się nad tym co wyczynia. I tutaj mam na myśli jej zerwanie się. Ale sporo się zdiwił gdy oberwał zaklęciem po twarzy. No tak, nie wpadł na to, że człowiek zbudzony ze snu może się trochę rozeźlić i oddać pięknym za nadobne. Wleciało mu trochę wody do nosa, co musiał przyznać nie było zbyt przyjemnym, ale tak poza tym większych szkód nie zanotował. Owszem, był cały mokry. No ale od wody jeszcze nikt nie zginął. Fryzury mu też nie popsuła, bo jak powszechnie wiadomo Mooler i grzebień to dwaj zacięci wrogowie. Chciał do niej coś powiedzieć, żeby dała już spokój bo to on, ale jak tylko otwierał buzię, to zaraz wlatywała do niej woda blokując jego słowa. Więc stał tak, rozbawiony, czekając az puchonka łaskawie skończy go moczyć. Na jej zwariowałeś roześmiał się tylko beztrosko, rozbawiony jej złością. Potrząsnął głową, by pozbyć się zbędnych kropli wody i przejechał dłonią po włosach nastraszając je. Wyglądał co najmniej śmiesznie. Na jej kolejne zdanie na chwilę spoważniał, przy każdym słowie kiwając poważnie głową i naprawdę starając się utrzymać poważną minę. -Poproszę na dwadzieścia trzy części okej? Lubię dwadzieścia trzy. Ostatecznie może to być też sto dwadzieścia trzy. Jak wolisz - zakończył swoją wypowiedź, dodatkowo wzruszając ramionami. Po czym doskoczył do niej ramię oplótł wokół jej szyi i pięscią zaczął trzeć jej głowę w między czasie mówiąc. -Jak tam moja ulubiona prawie siostra? - zapytał, oswabadzając ją ze swojego uścisku i uśmiechając się do niej pogodnie.
nic Ci nie zrobię, bo jesteś ciastko z dżemem i posypką". genialne
Popatrzyła na niego tym swoim wzrokiem: "serio, serio?"... I zaraz po tym została uwięziona w dziwnym uścisku, który chyba miał ją udobruchać, ale dobrze. Nie będzie dzisiaj niemiła i nie powie mu, co o nim myśli, ale przyjdzie taki dzień, kiedy mu powie, że Alan to Alan, a on jest... Ekhem. Przyjdzie taki dzień! Z podkreśleniem na to zdanie. Uśmiechnęła się lekko, jakby trochę jej już przeszło, ale również mógł być to uśmiech, który obiecuje zemstę. Westchnęła cicho. - Żadnych dwudziestek trójek, kocham siedemnastki. Jeśli nie siedemnaście to ewentualnie cztery. Ale to będzie za duże... Albo zrobię z Ciebie przecier i rozleję Cię gdzieś. To też nie jest głupie. - Stwierdził z nie małym zainteresowaniem, jakby naprawdę rozważała wsadzenie go w mugolską sokowirówkę, albo... Albo zetrzeć na tradycyjnej na tarce... Czy to zły pomysł? Wszyscy byliby szczęśliwy. Nie chodziłoby to takie dżemowate z posypką. Tak? Jeszcze ją siostrą nazywa? Świetnie Laila, genialnie rozegrałaś zasugerowanie mu, że coś czujesz, skoro dzisiaj mówi do Ciebie siostro. Doskonale. Możesz teraz pójść i zeżreć dodatkowe pudełko orzeszków w odwecie dla bioder i 'cycków', które chyba nie wyglądają tak jak wyglądają u tych studentek, za którymi się uganiają on i Alan. Dżemy z posypką najwidoczniej nie dla niej. Dźgnęła go delikatnie w ramię i odrzekła: - Ehm. Doskonale. Wieczorny prysznic świetnie wpływa na skórę. - Nie mogła się powstrzymać od kąśliwej uwagi i zaraz po tym kontynuowała: - Poza tym bez zmian. Ciśnienie w normie, temperatura też. Czasem coś się napatoczy pod nogi, ale upadek to tylko dla zdrowia. - Wzruszyła ramionami... - A jak tam mój ulubiony prawie... - Tu przerwała szukając odpowiedniego słowa, które zastąpiłoby tee nieznośne: "brat", a zatem? - ulubiony prawie członek familii Howett'ów? - Nie wyszło, szkoda. Nigdy nie wychodzi... Mimo to czekała na odpowiedź opierając się o zimną ścianę i już wiedziała, że na urodziny da mu grzebień... W tym momencie to nie wydało się takie złe. Wolna myśl od innych głupich myśli.
Oczywistym było, że Mooler niewiele przejął się tym jej całym spojrzeniem "serio, serio.." no bo w końcu widział je już tyle razy, że pewnie nawet do tylu to on liczyć nie umie. Wygiął minę w niezadowoleniu. Siedemnastka marnie mu pasowała. Nie lubił siedemnastki, no ale z drugiej strony może znajdzie zaraz jakiś pozytywny aspekt tej całej siedemnastki. Jest, znalazł! I postanowił od razu się tym z panną Howett podzielić. -Niech będzie siedemnaście, w końcu ma na końcu siódemkę, siódemki nie są takie złe. Nie tak genialne jak dwudziestki trójki, no ale cóż... - zakończył swoją wypowiedź i obdarzył uśmiechem puchonkę. Słuchał jej wypowiedzi kiwając głową. Gdy zakończyła podszedł i z miną znawcy przystawił jej dłoń do jeszcze mokrego czoła. -masz rację, nie zaobserwowałem gorączki - powiedział, po czym oparł się o ścianę koło niej i spojrzał na nią z góry z tym irytującym Emrysowym uśmiechem, po czym trącił ją ramieniem w bok i zapytał. -To co robimy? Zgubiłem Twojego brata i przyda mi się towarzystwo. Laila dobrze powinna wiedzieć, że zgubiłem, u jednego czy drugiego z tej zacnej dwójki, a propo drugiego nie oznacza nic więcej jak to, że ten zaginiony właśnie obraca gdzieś jakąś damę, albo podrywa, albo już poderwał i dobiera jej się do majtek czy cuś. Co do Laili, EJ miał dziwne przeczucie, że puchonka oczekiwałaby od niego czegoś więcej, ale to nie było możliwe z dwóch powodów, po pierwsze, on jakoś za bardzo nie miał ochoty teraz na żaden związek, i choć pannie Howett nic nie brakowało, to miał dziwne wrażenie, że to nie do. No a po drugie była siostrą jego najlepszego przyjaciela. A on nigdy by nie zaczął umawiać się z siostrą swojego kumpla, co to, to nie. Tak więc zachowywał się względem niej tak, jak zawsze. Bardzo możliwe, że to po prostu jakieś chwilowe zauroczenie i zaraz jej przejdzie.