W miasteczku nie mogło zabraknąć miejsca, w którym mieszkańcy mogą pochować swoich bliskich. Cmentarz ten istnieje w tej okolicy od czasu, gdy czterej założyciele otworzyli Hogwart, a Hogsmeade stało się popularną wioską. Znajdują się tu zarówno te niebywale wiekowe nagrobki, jak i te postawione zupełnie niedawno. Kierując się na północ, można natrafić na kilka imponujących krypt, czy też tajemnicze groby bez nazwisk. W centralnym punkcie cmentarza znajduje się wysoki pomnik upamiętniający założycieli Hogwartu, którzy to byli także odpowiedzialni za budowę tego miejsca. Zwykle panuje tu tajemnicza aura i nienaganna cisza, którą od czasu do czasu przerywają jedynie kroki osób odwiedzających zmarłych.
Autor
Wiadomość
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Jezu jak on jej nienawidził i kochał zarazem jak on ją, by zabił i chronił jak on, by ją torturował i bronił zarazem. Mógłby dla niej spalić świat lub postawić go na nowo. Nienawidził ją tak samo, jak ona jego lub kochał ją tak samo, jak ona jego, a może nie ma wcale nienawiści i miłości między nimi a jest tylko pożądanie? Może wolą się kochać bez uczuć trudnych dla ludzi a ich serca biją szybciej tylko przez moment? Może..? Czuł ją całym sobą, wszystko począwszy od myśli, zapach, dotyk, a nawet jej spojrzenie. A co gorsza chciał tego więcej czuł się uzależniony jak narkoman. Zastanawialiście się kiedyś, czym się różni narkotyk od miłości a narkoman od bycia zakochanym? Niczym. Bierzesz pierwszy raz i zapominasz na osiem godzin a myślisz osiem sekund bierzesz drugi, trzeci i następny zapominasz na osiem sekund a myślisz przez osiem godzin i tak samo, jak narkoman tak i ty zrobisz wszystko, zeszmacisz się, a nawet sprzedasz własną dusze, by znów wziąć dawkę heroiny, by znów poczuć jej/jego dotyk, wzrok i zapach. Lecz, kto był, od kogo uzależniony? A może obydwoje od siebie nawzajem? Więc, skoro mogą zapomnieć o sobie w przeciągu kilku sekund, czemu jeszcze tego nie zrobili? Czyż nie widzą, że to zabiega za daleko? A może sobie tylko to wmawiają, by nie tracić pewności siebie? Gabriel stał tak uroczony i zagubiony. - Czuję i pamiętam. – Przytaknął głową i odsunął się o krok. – Tak samo wyraźnie jak setek kobiet przed tobą. – Powiedział wzruszając ramionami i patrząc jej się w oczy. Przybliżył się o krok i po raz kolejny zrobił krok ku zgubie, krok ku przepaści, lecz czy właśnie to nie było najwspanialsze na świecie? Spadać w przepaść wolny i osamotniony i tylko na własne życzenie, bo tak, gdzie ty widzisz przepaść on widzi most a tam, gdzie ty masz piekło na ziemi on ma swój eden pomijając, że dla niego eden byłby centralnym punktem piekła no, ale cóż! -, Po co cała ta gra i maskarada? Przecież wiem, czego pragniesz.. Pragniesz mnie i niezależnie od tego, co powiesz nie ukryjesz tego w swych oczach. Wiesz dobrze ze z zemną nie wygrasz, więc równie dobrze możesz odejść beze mnie lub przez chwilę mnie mieć tylko dla siebie. – Powiedział szeptem z uśmiechem. – No, chyba , że zaprosimy jeszcze koleżankę? – Zaproponował jak, gdyby nigdy nic. Zresztą całkowicie jak to człowiek, który zawsze sobie ze wszystkiego robi jedno wielkie nic.
Co czuli do siebie nawzajem? Myślę, że oni sami tego do końca nie wiedzą, bo zazwyczaj w swoim towarzystwie zatraceni są w namiętności, zabawie bądź nienawiści. Nigdy nie rozmawiali o swoich głębszych uczuciach i żadne z nich nawet nie czuje takiej potrzeby! Po co się angażować czy cokolwiek innego, skoro tak jest nawet lepiej? Lżej, niebezpieczniej, bardziej ekscytująco. Zakazany romans niosący za sobą coraz większe ryzyko... To właśnie jest w tym najpiękniejsze. Ryzyko. Niewiedza innych.. Jeśli chodzi o ich uzależnienie, to z pewnością byli uzależnieni od siebie nawzajem. Bo jak inaczej nazwać to pożądanie, to przyciąganie nawet jeśli nie ma ich obok siebie? Jak nazwać to, kiedy przechodzą obok siebie na korytarzu posyłając sobie nienawistne spojrzenie, a tak naprawdę tylko oni wiedzą co oznacza ten dyskretny znak..? Jak nazwać to, że nawet kiedy jest z Adrienem i gdzieś zauważy pana Lacroix to jej myśli zaczynają krążyć tylko wokół tych namiętnych scen, które już nie raz pojawiły się między nimi? To nie była miłość. Miłość charakteryzuje się szacunkiem, dobrocią, czułością i bezpieczeństwem, czego między tą parą nie było. W ich scenach rozkoszy zabrakło subtelności i czułości a pojawiała się podniecająca agresja. To było coś więcej niż miłość. To coś więcej niż zwykła znajomość. Coś więcej dla obu stron. Coś zdecydowanie lepszego.. - Pamiętasz mnie tak samo jak setki innych kobiet? Tak uważasz? A może tylko to sobie wmawiasz? Uwodząc te wszystkie dziewczyny, skazujesz je na tortury, kiedy będą myśleć o Tobie nocami i dniami a Ciebie przy nich nie będzie. A gdybym była dla Ciebie jak "każda inna", to nie wracałbyś do mnie tak często. - mruknęła cicho, unosząc kącik ust w nieodgadnionym uśmiechu. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego torsie. Pchnęła go na nagrobek za nim a kiedy już na niego opadł, podeszła wolnym krokiem uwodząc go subtelnym ruchem bioder. Znów pchnęła go delikatne aby położył się i wtedy usiadła na jego... czym? Brzuchu? Nogach? A może pośrodku? Gabriel powinien już sam poczuć w którym miejscu znajdywało się jej delikatne ciało. Oparła się dłońmi o klatkę piersiową i nachyliła się nad nim. - Więc nie wmawiaj mi, że jestem taka sama, jak każda inna. Oboje wiemy, że to nie prawda.. - zamruczała cicho, przybliżając twarz do jego własnej. - Nie ukryję tego w oczach? Ależ kochanie, czy nigdy nie zastanawiałeś się nad tym, że może ja chcę, żebyś to widział? To może być jedynie kłamstwo.. Uwierz mi, nie wiesz co potrafię.. - Zatrzymała się kilka centymetrów nad nim a jej usta były tak blisko, że gdyby któreś z nich się odezwało, ich usta dotknęłyby się, co byłoby końcem ich gry.. Tak blisko.. Tak gorąco. Pod palcami czuła jak bije jego serce, co przyprawiało ją o dreszcze. Napięcie między nimi wydawało się niemal parzyć oraz było pewne, że długo nie wytrzymają w tej atmosferze pożądania. To dla nich zbyt wiele..
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Po raz koleiny Daina trafiła celnie w setno sprawy. Tak to prawda skazał wiele dziewczyn na mentalne więzienie na tortury, lecz czy przed tym nie dał, im tej upragnionej chwili rozkoszy? To jak ostatni posiłek dla skazanego na krzesło elektryczne, to jest cena za chwilowe uniesienie w jego objęciach, cena, za to ze to właśnie dzisiaj skieruje na ciebie swój wzrok a ty zatopisz się w rozkoszy spijając z jego ust ekstazę nie zdając sobie jeszcze sprawy, że tak naprawdę spijasz gorzki smak czekolady.
Z zewnątrz wygląda słodko, niewinnie nie dostrzega nikt jego wad, ale każdy, kto go spróbował poczuł na ustach ten gorzki smak. Miłość, zaufanie, współczucia tego wyraźnie mu brak niestety on nie wykaże współczucia rani wielu, rani ciągle to cały jego świat.
Och, ale czyż ona nie robiła tego samego? Czyż i ona w tęsknocie za, nim nie szukała z kimś innym podobnych przygód? Więc, gdy zdradzał szedł tylko w jej ślady, a więc zdradzali oboje lub też wcale nie ma zdrady. Miała rację, że Gabriel nazbyt często do niej wracał, ale i w tym wypadku szala jest równa, bo, ile to razy ona wracała do niego? A może się mylę i gdzieś między pierwszy a piątym uderzeniem serca zgubiłem rachubę? Gabriel wpatrywał się na nią z lekkim uśmiechem i spojrzeniem tak delikatnym i łagodnym, że aż przerażającym. Przez chwilę jego uśmiech był czytelny aż nad to i nie trzeba było być geniuszem, by odczytać wypisane na nich słowach „A ty kochanie nie wiesz, co ja potrafię” Mogła mówić, co chciała, ale przed, nim nie ukryje kłamstwa nie przed człowiekiem, który w każdej chwili mógł wejść do jej umysłu i czytać z niego jak z otwartej księgi inna kwestia była taka, że tego nie robił. Dlaczego? Może dla tego ze ich gra w ten sposób była lepsza, bardziej ekscytująca i podniecająca. Może w jakimś stopniu ją i jej prywatność szanował. Nie wiem, bo naprawdę nie mam pojęcia, co on knuje i jak się zachowa. Ta dwójka zdawała się być idealną parą. Gdyby postanowili stworzyć związek prawdopodobnie byli, by idealnie, niezniszczalni i trwali. Lecz czy na pewno? Wystarczyłaby iskra, mały podmuch wiatru spowodowany, czym kol wiek nawet zwykłym impulsem, nudą lub monotonnością, by zagorzała między nimi wojna, która nie przebierałaby w środkach i nie zważała na ewentualne ofiary. Hogwart stanąłby w płomieniach. Ta dwójka mogłaby być parą anielską lub parą demonów. Teraz Gabriel patrzył się w jej oczy wiedząc, że nie zdoła uniknąć nie uniknionego. To tylko krok, by granice przekroczyć, zamknąć oczy i patrzeć za siebie. To tylko krok.. Przez chwilę pomyślał o Alex. O naiwnej Ślizgonce, która sądziła, że zdoła przy sobie zatrzymać Gabriela. Ha! Sądziła, że będzie mogła, nim dyrygować i mieć nad, nim władze, a co lepsze kontrolę! Teraz pewne siedzi cholera wie, gdzie i zapłakuje się na śmierć po ich ostatnim spotkaniu. Nie ma to, jak rozgrzać kobietę do czerwoności, a potem zostawić mówiąc „nic dla mnie nie znaczysz”, Kim była Alex? Nie mógł z nią porozmawiać a i w łóżku była poniżej średniej. Naprawdę sądziła, że w rękach Gabriela jest kimś więcej niż zabawką, którą teraz chłopak się znudził i porzucił? Ale niech się nie martwi, bo on do niej wróci ponownie ją rozpali i porzuci. Będzie ją w ten sposób wykańczał psychicznie i wbijał coraz głębiej nóż, który ona tak usilnie będzie chciała wyciągnąć aż w końcu dziewczyna nie będzie miała wyjścia i skończy to wszystko spadając z urwiska. Ach, co za piękna wizja! Gabriel w końcu nie wytrzymał i pocałował ją namiętnie gładząc ją po policzku. - Je te déteste – Szepnął jej czulę w swym ojczystym języku patrząc się przy tym cały czas w jej piękne oczy.
Jak to było z Dajanką i jej ciągłym wracaniem do Gabriela? Nawet jeśli prawdą było, iż zatracała się w ramionach innych mężczyzn by zapomnieć o tych chwilach namiętności w towarzystwie pana Lacroix, to sama nie chciała tego przed sobą przyznać. Jej zdaniem wszystko co robiła i z kim była w danej chwili zależało tylko i wyłącznie od niej! No bo czy nie było to całkowitą prawdą? Teraz, kiedy weszła na ten cmentarz i zauważyła Gabriela miała dwie opcje. Mogła zawrócić i skierować swoje kroki do zamku czy innego miejsca w którym byłaby sama, bądź nie zatrzymywać się i stanąć twarzą w twarz z kochankiem. Wybrała to drugie, ale co nią kierowało? Sama zadawała sobie czasem pytanie co ciągnęło ją do tego ślizgona. Może to, że byli do siebie tak cholernie podobni? Że ich romans wydawał się być grą.. Walką między dwoma drapieżnikami gdy oba z nich chciały być samcem alfa? A może to, że żadne z nich w swoim towarzystwie nie potrafiło się opanować? Kiedy stali naprzeciw siebie powietrze wokół nich robiło się gęstsze a podczas dotyku, czy chociażby otarcia ramieniem na korytarzu szkolnym czuli całe to napięcie i magnetyzm, który ich do siebie przyciągał. Co do tego, co mogłoby między nimi być, to w całości popieram Twoje zdanie. Nie zaprzeczam, że oni ze swoimi charakterami potrafiliby stworzyć pełen zaangażowania związek, ale czy faktycznie oboje potrafili by wyrazić sobie swoje uczucia? Patrząc na ich zachowanie teraz, czy faktycznie ktoś mógłby powiedzieć, że „ładnie by razem wyglądali”? Nie sądzę, bo na pierwszy rzut oka oboje są zbyt specyficzni aby móc stworzyć naturalny związek. Czy nie lepszy jest jednak ten posmak niebezpieczeństwa, kiedy ich gry w łóżku czasem potrafią być naprawdę ostre lub nutka czułości tak jak w tej chwili, kiedy są łagodni niczym dwa kociaki? Myślę, że oboje cenią w sobie charaktery nie pozwalające na całkowite zbliżenie aby obyło się bez kłótni i ciętych ripost podczas kiedy w środku kipią żądzą namiętności i jednocześnie rozerwania sobie gardła. To zbyt piękne, aby mogli zniszczyć ich relacje. Zbyt bardzo obojgu podoba się to oraz oboje za bardzo nie chcą tego zmieniać ani w lepszy, ani w gorszy sposób. Czując jego usta na swoich malinowych wargach wplotła swoje palce w jego ciemne włosy. Pod jej palcami wydawały się być ciepłe i niemal żywe choć każdy inny człowiek nie zwróciłby na to uwagi. Ciepłe oddechy mieszały się ze sobą stając jednością, ciała poruszały się delikatnie okazując sobie nawzajem swoje niewyobrażalne pożądanie, języki tańczyły w szaleńczym tańcu a dłoń w kosmykach Gabriela zacisnęła się i pociągnęła go za włosy dość dotkliwie. Uwielbiała takie gry. Bez przesadnej ostrożności. Bez niewinności, okazując swoją prawdziwą naturę.. - Je te déteste assi – mruknęła do jego ust ze swoim czułym, francuskim akcentem posyłając mu nieodgadniony uśmiech. Przejechała językiem po wargach a czując na policzku jego palce – delikatne, które gładziły jej skórę ciesząc się dotykiem, ona wpatrując się w seksowny sposób w jego oczy odkręciła głowę w stronę jego ręki i chwyciła zębami palec wskazujący. Zacisnęła szczękę tak, aby nie mógł go wyrwać, ale również aby nie sprawić mu bólu a koniuszkiem języka otoczyła opuszek jego delikatnej skóry. Zamruczała cicho nie spuszczając wzroku z jego błękitnych tęczówek.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
No cóż wmawianie sobie i innym, że jest tak, a nie, inaczej do niczego nie prowadzi to tylko kręcenie się w kółko wokół problemu i omijanie odpowiedzi szerokim łukiem zamiast wejść w sedno sprawy stoimy daleko przed, nim i zastanawiamy się, z czym to się je lub jak to się pije. Przecież nie na tym sztuka polegała! Wmawianie sobie, że tak jest lepiej tak jest dobrze było tylko dowodem jak w rzeczywistości się mylimy myśląc, iż łatwiej oznacza lepiej a przecież wiemy, że sytuacja ma się z goła odwrotnie. Od, kiedy to lepiej oznacza właściwiej? Prawda była taka, iż ta dwójka potrafiła w ułamku sekundy znaleźć dziesięć powodów, dlaczego nie niż w ciągu godziny jeden, dlaczego tak. Czyż to nie zabawne? Oboje znali doskonale odpowiedź i wcale jej nie musieli szukać wystarczyło, że spojrzeliby w sobie w oczy, że na chwilę się zatrzymali w tym szaleńczym biegu i przestali biegać po bandzie zastanawiając się czy wylądują bezpiecznie, czy też wylecą po za krawędź. Wystarczyła jedna chwila szczerości i powiedzenia sobie tych kilka kluczowych słów, lecz, po co? Łatwiej siebie mamić, śmiać się z tego, co się pragnie i oszukiwać się, że się pragnie to , co nie istnieje. Łatwiej było wierzyć, że tak jest teraz, łatwiej było żyć bez marzeń i nie walczyć o to, co naprawdę ważne, więc zapytam, ile jeszcze stracą szans, by te jedną wykorzystać? Ile Jeszce będą pić i śnić o tym, czego mieć nie mogą? Ile jeszcze będą drwić z ułomności i słabości, ile jeszcze o śmierć się otrą i dotykać ich będzie bezsenna noc? Ile jeszcze tych dni w blasku gwiazd straconych lat i niespełnionych marzeń? Co ważniejsze jak długo zamierzają pozwalać na, to by to ktoś inny spełniał za nich marzenia? Sprawa była jasna albo walczysz o to, co twoje albo patrzysz jak ktoś inny to zabiera i przestaje być twoje. Nie wiem jak dziewczyna, lecz Gabriel zawsze upadał na własne życzenie otaczał się ludźmi czując pustkę i samotność. „I znów ponoszę klęskę, ponownie postawili na mnie klęskę. To, że ból mym życzeniem a cierpienie przeznaczeniem? Nie będę ludzkim cieniem, lecz nawyków nie zmienię!” No cóż za kilka tygodni zmieni, co do tego zdanie, bo w jego życiu nadejdą nieoczekiwane zmiany zaś w życiu pojawi się nowy cel, nowa gra, w którą Gabriel zagra. Jaki będzie wynik? Jeden do zera, mecz kończy się wynikiem… Tylko, dla kogo? Teraz zaś był w sytuacji, jakiej był i zastanawiał się, jak się tutaj znalazł. Daina go kusiła zresztą jak zawsze, gdy się spotykali, więc to nie było nic nowego. Zresztą czyż sam jeszcze przed chwilą tak nie czynił? Teraz jednak jak, gdyby zgasło dla niego słońce, sens został mu odebrany a on patrzył się na wszystko obojętnym spojrzeniem. Nie chodziło o dziewczynę, lecz to coś w, nim zaczęło pękać. Nienaruszalna struktura, która została pęknięta, by w końcu się rozkruszyć i zostawić po sobie ślad dawnego istnienia. Nie, to nie była wina Dainy to była jego wina, lecz czy czuł się z tego powodu gorzej? W końcu to Gabriel a on w życiu niczego nie żałuję no może po za jedną sprawą, o której uparcie stara się zapomnieć i uparcie ona do niego powraca. Cóż za błędne koło! Chłopak zamknął oczy i wychylił do tyłu głowę z tajemniczym uśmiechem tak specyficznym dla siebie samego, w którym można było odczytać to , co się chciało i nigdy nie miało się pewności czy aby na pewno dobrze się odczytała ów uśmiech. No cóż to w końcu Gabriel człowiek zagadka. Gabriel wciąż nic nie mówił. Był zmęczony tym, że wiecznie ludzie oczekują od niego tego samego a on nie miał już na to siły. Potrzebował odpocząć, wziąć sobie wolne od życia. Z skąd u niego taki wręcz podły nastrój? No cóż z, nim nigdy nic nie wiadomo i nigdy nie wiadomo , w jakim nastroju się go znajdzie w końcu, co już nie raz powtarzałem on jest bardziej zmienny niż kobieta w ciąży jak, gdyby miał kilku braci bliźniaków! - Nie chcę cię znać. – Powiedział nagle patrząc jej się w oczy ze stanowczością. A to , co miało oznaczać? Ja już nic nie rozumiem…, Chociaż czy ja kiedykolwiek rozumiał cokolwiek, jeśli chodzi o tego tutaj? Nie , nie i nie, wspominałem już, że nie?
Daina sama nie wiedziała co i jak było między nimi. Wiedziała, że coś ich do siebie ciągnie. Wiedziała, że dobrze się dogadują oraz, że jest między nimi jakieś napięcie. Gdyby nie było, to czy przypadkiem ich romans nie powinien zakończyć się po pierwszej spędzonej wspólnie nocy? Myślę, że w takiej sytuacji powinno tak być, bo nie sądzę, żeby któreś z nich specjalnie rozpamiętywało te pełne namiętności noce gdyby faktycznie nic nie było na rzeczy. Swoimi czterema, prostymi słowami Gabriel całkowicie zaskoczył Dainę. Nie poczuła żadnego ukłucia żalu, nie zachciało się jej płakać, ani nawet nie miała zamiaru płaszczyć się przed nim by wytłumaczył jej swoją nagłą zmianę. Jedyne co odczuła, to zaskoczenie i tak zwane "what the fuck" wymalowane na jej porcelanowej twarzy. Zeszła z jego kolan i oparła ręce na biodrach. Przekrzywiła głowę na bok i przyjrzała się leżącemu wciąż na nagrobku panu Lacroix. Cóż mu odjebało, za przeproszeniem? Raz jest tak napalony, że Daina ma wrażenie, iż za chwilę eksploduję pod tym napięciem a nagle zmienia zdanie, ot tak każąc jej zniknąć z jego życia? Ten człowiek był na prawdę skomplikowany. Znała dość dobrze jego burzliwy charakter, to jednak nie usprawiedliwiało jego zachowania. - W takim razie dobranoc. - odparła obojętnie odwracając się na pięcie. Nie miała zamiaru narzucać się w żaden sposób, bądź błagać o wyjaśnienia. Nie była jedną z tych kobiet, które wylewały łzy z powodu faceta. Jak to mówią "tego kwiatu to pół światu" a Gabriel nie był jakimś wyjątkowym okazem, zdarzającym się raz na sto lat. Skoro nagle uznał Dainę za nic nie wartą zabawkę, jak to miał w zwyczaju traktować kobiety - czy powinna zostać i żądać wyjaśnień? Znała go na tyle dobrze, że ich nie potrzebowała. Znudziło mu się i była pewna, że za chwilę wstanie i pójdzie do pubu wyrwać kolejną laskę z którą spędzi noc by w jakiś sposób urozmaicić swoje życie. Rozumiała go. Sama robiła tak często. Jej drapieżna a zarazem nieziemska uroda sprawiała, że mężczyzn miała owiniętych wokół palca. Każdego - bez wyjątku. Czemuż by nie korzystać ze swoich umiejętności? Czemu by tego nie robić dopóki jest młoda i ma szansę na poznanie świata z każdej strony? Przyjdzie czas na wszystko inne takie jak założenie rodziny, znalezienie odpowiedniego mężczyzny i poczęcia potomstwa. W tej chwili korzystała z życia, co przecież nie było niczym złym, nieprawdaż..?
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
No cóż Gabriel zawsze pozostanie pod jednym, względem niezmienny. Zawsze pozostanie nieobliczalnym człowiekiem, który nie wiadomo jak za chwilę się zachowa. Zresztą chyba najlepszy przykład był teraz prawda? O, ile jeszcze przed chwilą nic z tego nie rozumiałem tak teraz rozumiałem wszystko. Gdy dziewczyna zaczęła odchodził Gabriel wbił na sekundę spojrzenie za nią. Zrozumiałem a wręcz poczułem, o co mu chodziło i wiem, że dziewczyny pochopnie go oceniła i kompletnie nie zrozumiała, o co nie można było mieć do niej pretensji, bo czyż można zrozumieć kogoś takiego jak on? Więc, o co tutaj chodziło? Było dokładnie odwrotnie niż dziewczyna pomyślała, chociaż dla Gabriela taka wersja wydarzeń była bardziej odpowiednia. Nie była jego zabawką bynajmniej nie teraz postąpił tak, bo poczuł, iż zagalopował się w tym wszystkim o krok za dużo, że jeszcze chwila, by wyjść za kurtynę i zacząć grać według jej melodii, jej rozkazu, by zaczęło mu zależeć, a może z czasem, by się zakochać, by w końcu przepaść w oceanie miłości, strachu, smutku, łez oraz bólu. Już przez to wszystko przechodził i wiedział, czym, miłość się kończy. Miłość jest bolesna i przereklamowana i taka była prawda. Odrzucił ją, bo nie chciał rozwijać tego uczucia, które zaczęła w, nim narastać, by znowu nie stracić tego poczucia komfortu i bezpieczeństwa a przede wszystkim, by ponownie nie trzymać ukochaną osobę w swych ramionach i patrzeć bezradnym jak życie z niej uchodzi jak jej oczy gasną… Już przez to wszystko przechodził i obiecał sobie, że nigdy więcej nawet, jeśli musiał przez to zranić kogoś, kto mógł być dla niego bardzo bliską osobą a na jego własny i skomplikowany sposób to Daina właśnie takową osobą się stawała. Gabriel usiadł na pomniku i przeczesał ręką włosy, by w końcu westchnąć z ciężkim dylematem. Miał ją gonić? Być może. Lecz cóż miał jej powiedzieć? Miał cofnąć to wszystko , co przed chwilą wywalczył z tak wielkim trudem zdołając jej się oprzeć i nie zagmatwać się w tych wszystkich uczuciach. Wiedział ze postąpił dobrze bynajmniej chciał wierzyć, że tak właśnie zrobił. Dla siebie i dla niej. Być może dziewczyna kiedyś będzie szczęśliwa, lecz nie z, nim, bo jemu nie było pisane dać komuś szczęście. Teraz postąpił tak jak zawsze uciekając przed uczuciem i odpychając wszystkich, którzy mogli wyciągnąć go z tego dna, wszystkich, którzy mogli być dla niego ważny, stać się łańcuchem trzymającym go przy życiu i kotwicą, która nie pozwoli zanurzyć się głębiej w tą krainę umarłych, lecz on poszedł inną drogą i tego już nie zmieni. Lecz czy aby na pewno?
Daina zdecydowanie nigdy nie pomyślałaby, że Gabriel mógłby chcieć uchronić siebie i samą Dainę przed uczuciem rodzącym się między nimi, o którym nawet sama nie miała pojęcia. Nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna wyczuł to co się działo wcześniej niż ona, więc jedyne co przyszło jej do głowy to potraktowanie jej jak zabawka. No bo czy ktokolwiek mógłby pomyśleć, że Gabriel potrafi się zaangażować i nie traktować swoich partnerek jedynie jako kobiety do towarzystwa, które można porzucić i wrócić do nich w każdej chwili? Daina znała go jedynie z tej strony, która tak właśnie postępowała. Nigdy nie widziała jego prawdziwej twarzy, nigdy przecież nie rozmawiali na poważne tematy. Skąd więc mogła wiedzieć co kłębi się w jego umyśle? Nikt jednak nie powiedział, że nie chciałaby wiedzieć. Owszem, ona sama chciałaby go poznać trochę bliżej, lecz nigdy nie było ku temu okazji. A może była, tylko oboje byli bardziej zajęci fizycznymi zajęciami, niż poznawaniem siebie nawzajem. Ich wyznania kończyły się na słodkich bądź wrednych słówkach, oraz żalami po alkoholu których nie pamiętali na drugi dzień budząc się obok siebie ze splecionymi nogami i dłońmi. Tak naprawdę to nie chciała odchodzić. Nie chciała go zostawiać i nie chciała sama zostawać sama. Teraz jedyne gdzie mogła się udać to swoje puste mieszkanie na ulicy Amortencji bądź Hogwart w którym pełno było od dzieciarni i znajomych studentów. Co chciała teraz robić? Zadała sobie to pytanie i podświadomość odpowiedziała jej, że chce tu zostać. Z Gabrielem. Ale co mówiła godność i duma? Chyba każdy zna odpowiedź na to pytanie. Muszę się stąd jak najszybciej wydostać, nie wzbudzając w Gabrielu podejrzeń, że jest mi przykro. Nagle dopadła ją nieopisana ochota posłania ostatniego spojrzenia panu Lacroix, więc zanim zdążyła opanować tą chęć, odkręciła głowę i wbiła lazurowe tęczówki w ślizgona. Siedział zgarbiony na nagrobku z palcami wplecionymi w swoje czekoladowe włosy. Przygryzła wargę, kiedy w jednej chwili zaczęła zadawać sobie miliony pytań. Nad czym tak myśli? Żałuje? Chce za mną pójść? Zrobi to? Chcę tego? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Dokąd pójść..?
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
W końcu nikt nie miał do dziewczyny pretensji prawda? Gabriel nie pozwalał się poznać z innej strony niż to było dla niego wygodne i bezpieczne, a nawet, gdyby ktoś chciał drążyć to pod pierwsza powłoką można się dokopać tylko do jego gorszej natury, jednakże czy nie istnieje żadna inna? Istnieje i dana chwila jest tego najlepszym przykładem inna sprawa jest taka, że chłopak ją starannie ukrywa przed światem i nie wiadomo jak zacząć kopać, by się dokopać do ów ukrytego skarbu. A może ten skarb jest ukryty tuż na wierzchu w jego pięknych oczach tylko trzeba umieć w nie odpowiednio zajrzeć i przebić się przez tę mgłę szaleństwa? Być może. Gabriel potrzebował dłuższej chwili na pozbieranie myśli i uspokojenie się, nim w końcu wziął swą koszulę i narzucił na siebie z zamiarem opuszczenia tego miejsca. Gdzie chciał się udać? Kto wie , co mu przyjdzie do tej głowy, jednakże nie dał się daleko, bo na swej drodze napotkał dziewczynę. Co tu jeszcze robiła? To było pytaniem, które sobie zadawał i było widać bałagan w jej oczach i owszem mógł przeczytać jej myśli, jednakże stracił na to wszelką ochotę. - Sądziłem, że już cię tu nie ma. – Powiedział, wprost, bo, po co było obijać w bawełnę? Nie zamierzał się z niczego tłumaczyć, bo jak dla niego nie było, z czego. Postąpił jak postąpił a mimo wszystko dziewczyna nadal tu była. Dlaczego? Czy została tutaj dla Gabriela czy może z jakiegoś innego powodu? Chyba czas, by odpowiedzieć sobie na to pytanie nieprawdaż? No cóż dziewczyna ma ten sam dylemat, co Gabriel uwięziona pomiędzy tym, co chce a tym, co powinna chcieć. To wcale wbrew pozorom nie była taka łatwa decyzja i to właśnie Daina powinna zrozumieć postępowanie chłopaka bardziej, niż, kto inny, jednakże tak nie było zamiast tego ku ironii świetnie go rozumiała Bell dziewczyna o kompletnie innym charakterze i kompletnie innym spojrzeniu na świat potrafiła zrozumieć Gabriela, jego świat, jego zniszczony pamiętnik,. Jego tęsknotę, jego ból. Czy to dla tego, że była Krukonką, czy też dla tego, że była zupełnie inną połówką jabłka? -, Jeżeli oczekujesz ode mnie wyjaśnień lub przeprosin to nie marnuj swojego czasu i powietrza. – Powiedział nagle patrząc się na dziewczynę. No cóż już wszedł do tego bagna, więc nie pozostawało nic innego jak brnąc w to bagno dalej. Oczywiście mógł się wycofać, lecz to był Gabriel, który cofa się od ludzi, a nie na odwrót a strach przed nową dawką bólu i cierpienia był znacznie silniejszy niż marzenie o chwilowym, swoją droga nie osiągalnym szczęściu.
Dążyła do wyjścia z cmentarza, była już nawet prawie przed bramami starając się nie myśleć za dużo o zaistniałej sytuacji. Była bardzo rozstrojona, nie wiedząc co ze sobą zrobić i jak się zachować, gdy ku jej nieszczęściu (a może właśnie szczęściu?) usłyszała za sobą głuchy odgłos zbliżających się kroków. Wiedziała, że to on. Nikogo innego nie było na cmentarzu o tak późnej porze, więc jedynie jej serce zabiło odrobinę szybciej kiedy się odezwał. Jednak za nią poszedł. No bo przecież nie ominął jej, a jednak rzucił w jej stronę kilka słów. "Sądziłem, że już Cię tu nie ma". Faktycznie tak sądził, czy raczej miał nadzieję, że nie będzie musiał znów na nią patrzeć w przeciągu kolejnych minut? Nie miała pojęcia, naprawdę nie miała zielonego pojęcia co sobie myślał.. Ale czy rzeczywiście chciałaby wiedzieć? Raczej nie, bo to mogłoby być jeszcze bardziej szokujące niż jego ciche słowa rozbrzmiewające wciąż w jej umyśle. "Nie chcę Cię znać, nie chcę Cię znać, nie chcę Cię znać... Sądziłem, że już Cię tu nie ma, nie chcę Cię znać, nie chcę Cię znać... Jeżeli oczekujesz ode mnie wyjaśnień lub przeprosin to nie marnuj swojego czasu i powietrza, nie chcę Cię znać... " To było jak zacięta kaseta, odtwarzająca w kółko i w kółko ten sam fragment, raz za razem. Dokładnie tak się w danej chwili czuła, jakby stała nad przepaścią czy niepewnym gruncie, który w każdej chwili może zniknąć spod jej drobnego ciała. - Jak widać odczekałeś zbyt mało czasu zanim ruszyłeś swój zgrabny tyłek z chęcią wyjścia z tego zapuszczonego miejsca. Jeszcze nie zdążyłam dotrzeć do bramy i zniknąć w mroku, więc jeśli Ci to przeszkadza to wróć na ten przeklęty nagrobek i zaczekaj jeszcze pięć minut. - odparła spokojnie nie patrząc na niego. Faktycznie, przez chwilę można było zauważyć w jej oczach zamęt i nieokrzesanie, jednak nie minęła sekunda zanim to wszystko zniknęło za maską chłodu i precyzyjnego opanowania. Nie miała zamiaru dawać jakiejkolwiek satysfakcji ślizgonowi. Oboje byli zawzięci, ale czy w końcu któreś z nich opuści swoje bariery? Kto pierwszy to zrobi? "Nie chcę Cię znać, nie chcę Cię znać, nie chcę Cię znać". Zagłuszyła natrętne myśli skupiając się na odgłosie swoich butów. - Gdybym oczekiwała od Ciebie czegokolwiek, dałabym Ci to do zrozumienia jeszcze zanim się od Ciebie oddaliłam. - po co mu się właściwie tłumaczyła? Czemu nie zignorowała go, tylko starała się ciągnąć rozmowę. Czy faktycznie nie chciała jeszcze kończyć tej konwersacji, która mogła okazać się ich ostatnią? Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki włosów zaczesując je za ucho, co jednak nie dało upragnionego efektu bo wróciły chwilę potem na wcześniejsze miejsce. Lazurowe tęczówki wpatrzone były przed siebie ze zdecydowaniem i krystalicznie czystym spokojem.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Taki był Gabriel i taki był jego świat. On zostawiła wszystkich za sobą, wszystkich tych, którzy mogli cokolwiek dla niego znaczyć paląc za sobą most i nie odwracając głowy w tył. Nie wspominał, nie żałował a bynajmniej tak udawał przed światem i przed sobą. Może nie chciał jej zranić bardziej niż faktycznie z czasem, by mógł, a może nie chciał ranić samego siebie i ucieka ze strachem, że w pewnej chwili to ona wbije mu nóż w serce. Zostawia ludzi, zanim oni zostawią jego. Czyż ktoś zdoła to pojąć? Raczej nie. Gabriel zapiął swą koszulę i popatrzył się na dziewczynę. Czemu jej nie wyminął i nie odszedł? Zrobiłby to w każdej innej sytuacji z każdą inną osobą, lecz nie w tej sytuacji i nie z nią. Dlaczego? W czym takim ona pozostawała wyjątkiem nad regułą? Jednakże czy aby na pewno to był jakiś wyjątek? Może po prostu to był kolejny etap jego zaplanowanej wcześniej gry? Jak już coraz częściej powtarzam ja nic nie wiem i nic nie rozumiem żadnego przeklętego zachowania, jeśli chodzi o Gabriela. - Droga wolna. – Powiedział wskazując na furtkę i czekając na ruch dziewczyny. Może chciałby to ona zrobiła ostatni ruch, by to ona przekroczyła tą kurtynę i wyszła na scenę zaś jego pozostawiając samego gdzieś na poboczu. Być może po cichu liczył na coś innego na jakiś inny zwrot wydarzeń. Jednakże to są tylko gdybania jak zresztą wszystko , co się tyczy młodego Francuza. - Nie potrzebnie marnujesz tlen. – Stwierdził obojętnie wciąż pozostawiając niewzruszony niczym marmurowy posąg. Jednakże tak wyglądał na zewnątrz boi się w środku rozpętała się burza uczuć, myśli i emocji, nad, którymi jak widać panował idealnie to nie zmieniało faktu, iż nie były one mile widziane. Nie lubił czuć się zagubiony i zdezorientowany nie wiedzą czy dobrze czyni czy tez popełnia kolejny błąd w swoim życiu. Chciał wiedzieć, co ma robić, a nie być uwiezionym między tym, co chce a tym, co powinien chcieć. To było niczym dryfowanie na oceanie bez szalupy i albo się utopisz albo bezpiecznie dobijesz do brzegu a wszystko zależy od tego czy w odpowiednim momencie zaczniesz płynąć i czy starczy sił na walkę. Jednakże czy zawsze istniał sens, by walczyć? Czasem wbrew pozorom nie było, o co lub o kogo walczyć i ów walka była tylko stratą czasu, bo w końcu i tak wszystko z czasem się rozsypie niczym porcelanowa waza spadająca na podłogę.
„Te kilka straconych dusz wznosi w powietrze kusz. Klękasz, pamiętasz, nadzieje umierała ci na rękach z oka odrywa się łza…”
Ludzie twierdzą, iż jak ktoś jest niezmiernie do siebie podobny to będzie stanowić idealną parę i świetnie się rozumieć, jednakże życie nam pokazało, że to minus ciągnie plus, a nie odpycha. Więc może właśnie dla tego ta dwójka, chociaż tak blisko siebie nie potrafiła przekroczyć tej niewidzialnej bariery, która narasta w nich i oddziela. Może byli zbyt idealnie, by mogli być prawdziwi.
Czy Gabriel faktycznie dobrze robił tak bardzo zamykając się na uczucia? Myślę, że nie bo każdy je gdzieś głęboko posiada. Każdy ma uczucia ale tacy ludzie jak Lacroix chcą się ich pozbyć. To nie wypali. Prędzej czy później nastąpi moment, kiedy nie da się zignorować narastających emocji. Daina sama się o tym przekonała, gdyż zaraz po śmierci Denethora - jej pierwszej wielkiej miłości, była identyczna. Też unikała wszystkiego co wiązało się z zaangażowaniem i odpowiedzialnością, ale z czasem w końcu nie dała rady więcej tego ciągnąć. Pojawił się Adrien i znów coś poczuła wbrew swojej woli. To jednak nie wypaliło i znów starała się odsuwać od siebie uczucia, lecz jakiś czas temu po prostu zrozumiała. Zrozumiała to, że tego nie da się kontrolować bez względu na wszystko. Czasem jedno spojrzenie potrafi sprawić wiele bólu, kiedy emocje wewnątrz Ciebie buzują i każda część ciała i umysłu mówi co innego. Posłała Gabrielowi szybkie spojrzenie. Zajrzała do jego jasnych tęczówek i zrozumiała wszystko. Zrozumiała czemu tak postąpił i co teraz czuje. Przechodziła to przecież i postępowała tak samo z ludźmi, jak on przed chwilą zrobił z nią! Przełknęła ślinę wpatrując się w niego zaskoczona swoim nagłym odkryciem i uniosła kąciki ust w nieznacznym uśmiechu. A może coś znaczył? Kto to wie? Przekrzywiła głowę na bok i stanęła przed nim. - Wiem dlaczego to robisz. - mruknęła cicho, naprawdę cicho lecz była pewna, że ślizgon usłyszał. W końcu na cmentarzu było niezmącone milczenie, a oni stali całkiem blisko siebie. Jej lazurowe tęczówki były tak hipnotyzujące, że trudno było odwrócić od nich wzrok. Widziała w oczach chłopaka jak jego uczucia biją się ze sobą, gdy te zdezorientowane i zagubione chciały wyjść na zewnątrz, podczas gdy spokój i determinacja zatrzymywały je na miejscu pod grubą warstwą wymuszonego opanowania. Pierwsze co przyszło jej na myśl by teraz zrobić, było to co uczyniła kilka chwil później. Przysunęła się do niego, chwytając chłodnymi palcami za jego podbródek przyciągając do siebie i składając na jego wargach pocałunek. Jaki był? Można by wyczuć w nim zrozumienie i niemal pożegnalną nutę, która sygnalizowała im obojgu, że to może być ich ostatnie zbliżenie. Daina nie chciała go męczyć ani zatrzymywać przy sobie, bo wiedziała, że może czuć się z tym źle. Jakaś część jej chciała wierzyć, że on jednak nie będzie chciał jej teraz ominąć i wyjść... Lecz duma kazała jej zrobić ten pierwszy krok. Co wygra? Co zrobi Gabriel w zaistniałej sytuacji? To się okaże kilka sekund po tej rzekomo pożegnalnej scenie na cmentarzu..
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Z Gabrielem było nieco, inaczej. On wiedział i zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie stanowią uczucia, emocje i wiedział, że nie zawsze można z nimi wygrać. Potrafił je kontrolować i zapanować nad nimi, lecz zdażały6 się chwilę, kiedy tego nie chciał lub za sprawą jednego momentu puszczały w, nim wszelkie hamulce. To był dla niego najlepszy dowód, że wciąż pozostawał człowiekiem, chociaż tak często można było w to wątpić. Był nawet czas, kiedy niechciane emocje kompletnie go zdominowały i przejęły kontrole nad, nim. Były to całe trzy miesiące nieustannego wrzasku, płaczu i niszczenia wszystkiego dookoła, by pozbyć się tego niekontrolowanego gniewu i złości. To był właśnie okres, kiedy Gabriel tak bardzo się zmienił wręcz nie poznania. Kiedy nie jadł, praktycznie nie sypiał. Kiedy tak drastycznie schudł, stał się własnym cieniem z podkrążonymi oczyma i bladą cerą? I, chociaż ten okres ma już za sobą to ciągle o, nim pamiętał, bo jak można było zapomnieć o dniu własnej śmierci a zarazem narodzin? Gabriel patrzył się na nią unosząc do góry brwi i lekko się uśmiechając. - Doprawdy? – Zapytał z odczytywalną kpiną w głosie wciąż nie przestając się na nią patrzeć. – Nie wiem , co sobie wyobrażasz, ale po prostu mi się znudziłaś. To wszystko. – Powiedział lekko jak, gdyby opowiadał o wczorajszym obiedzie, który nie smakował tak dobrze, jak się tego spodziewał. To była jego jedna z zalet, a może wad? Mianowicie chodzi o tą jego lekkość w głosie o ważnych rzeczach, sprawach, uczuciach nauczył się opowiadać z niespotykaną lekkością w głosie. Przychodziło mu to naturalnie tak samo, jak okazywanie obojętności, zapominanie o mało istotnych osobach, faktach. Dosłownie jak, gdyby to świat umyślnie i z premedytacją stworzył go takim, jakim jest jak, gdyby miał stanowić przeciw szalę dla osób szczęśliwych i tak zwanych dobrych. Wszędzie musi panować idealna równowaga między dobrem a złem, między szczęściem a nieszczęściem, między sprawiedliwością a niesprawiedliwością, między karą a nagrodą i tak nie w skończoność. Jednakże to wcale nie znaczyło, iż dla kogoś takiego jak on nie jest zapisana jakaś gwiazda, ktoś, kto go uszczęśliwi pytanie tylko brzmi czy zdoła to zaakceptować? Niektórzy ludzie umyślnie uciekają przed szczęścia wierząc, iż tak będzie dla nich lepiej. Czy Gabriel zaliczy się do właśnie tejże grupy? - Głupia mała owieczka. – Powiedział, gdy go pocałowała. A może to był głupi duże wilk, który właśnie odrzuca to , co wcześniej zostało wspomniane? Gabriel zdecydowanie był człowiekiem, który nie budował mostu ku niebu, lecz wszystkie mosty za sobą palił. Nie utrzymywał więzi, a nawet, jeśli jakieś miał to je zrywał. Może i były od tej reguły wyjątki to jednak tylko po, to by z czasem i one potwierdziły regułę. A może z czasem coś się wydarzy jakiś przełom w jego życiu, iż doceni to , co mu ucieka? To nie jest tak, że ludzie się nie zmieniają, jednakże nie każdy potrafi się zmienić i nie każdy chcę owej zmiany.
Jak było z Gabrielem i jego uczuciami.. tego w zasadzie Daina do końca nie była pewna. Nie mogła być pewna, skoro jej tego nie powiedział (lecz czy nawet jeśli by to zrobił, to czy faktycznie powiedziałby prawdę..?), bądź nie czytała w jego myślach, gdyż nie opanowała legimilencji. Mogła się jedynie domyślać, starać się czytać z jego oczu i ruchów, choć to drugie było dość trudne. Nie mogła zaprzeczyć, że chłopak miał idealnie opanowane zachowanie, wyraz twarzy i oczu - zupełnie tak jak ona. To jednak nie zmieniało faktu, że możliwe było potknięcie. Mógłby się zamyślić i nie panować nad swoimi odruchami, co z pewnością odkryłoby jego prawdziwe oblicze. Daina tylko na to czekała. Na zauważenie jego przypadkowego odkrycia emocji by upewnić się w tym, że jednak nie ma jej gdzieś. Wiedziała, że nie miał. Ludzie nie zmieniają zdania z sekundy na sekundę, bo to jest wręcz niemożliwe - nawet w przypadku Gabriela. W jednej chwili był na granicy wytrzymałości jarając się nią a chwilę potem odrzuca ją rzucając słowami, które były dość dotkliwe. No bo który człowiek nie poczułby ukłucia żalu słysząc to wszystko? Odsunęła się od niego na krok, ale nie spuściła z niego wzroku. Był on obojętny, niemal znudzony. - Udowodnij. Udowodnij mi to, że tak nagle.. - pstryknęła palcami - ..Ci się znudziłam. Bo ja wiem co czujesz. Ktoś Cię zranił, nieprawdaż? Albo może.. Może umarł, tak jak to było u mnie. - zbliżyła się i chwyciła go za dłoń bacznie obserwując jego twarz - wiem co robisz, bo postępowałam identycznie po śmierci.. po śmierci mojego pierwszego faceta.. ale przecież nie można żyć przeszłością. Nie zranię Cię, panie Lacroix. Możesz mi zaufać. - powiedziała ściskając chłodnymi palcami jego dłoń. Nie dotykała go nigdzie więcej - jedynie ten delikatny gest, którym starała się dodać mu otuchy, bądź przekonać do siebie w jakiś sposób. Chciała mu pomóc. On tego nie chciał - to było pewne i zrozumiałe, lecz w głębi duszy myślę, że cieszył się iż ktoś zwrócił uwagę na jego uczucia. Na jego wnętrze, gdzie pod ciemną, złą i tajemniczą warstwą jest ciepłe i kruchy chłopiec czekający na zamknięcie go w ciepłym uścisku..
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel patrzył się na nią wręcz ze znudzeniem. Co czuł w środku? Ciężko to opisać. Istniał tam burza emocji mieszająca się ze sobą niczym piasek z wodą. Wszystkie dobre i złe uczucia, wspomnienia te dobre i złe. Wszystko zlewały się w jedno i rozczepiało niczym pierwiastek atomu. Oczywiście ludzie się tak nagle nie zmieniają. Prawdę mówiąc, ludzie wcale się nie zmieniają. Z czasem dają się poznać z innej strony, ale to nie była zmiana. Chociaż jak tak patrzeć na Gabriela to cóż powiedzieć? Z szczęśliwego człowieka, który kochał i ufał stał się kimś takim. Czy to była zmiana czy tylko jego mroczna strona, która tylko czekała, żeby się ujawnić i zdominować tę jaśniejszą? W końcu przed każdym Aniołem czekała piekielna podróż i przed każdym demonem świetlana przyszłość prawda? Dziewczyna wiedziała, co robi i mówi. Wiedziała, że Gabriel długo nie wytrzyma w tej niezłomnej postaci. Niczym marmurowy posąg piękny i zimny. Chciała dosięgnąć jego serca, jego duszy zupełnie jak, gdyby znała jego przeszłość i niemalże używała tych samych słów, co Amelia w dzień swej śmierci. Chociaż nie tych samych to jakże podobnych, a co ważniejsze o tym samym znaczeniu. Lecz powiadają, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi prawda? - Wiesz? – Zapytał kpiąco patrząc jej się w oczy. – A wiesz to, bo…? – Zapytał unosząc lekko do góry brwi i uśmiechając się lekko, zimno. - Ludzie umierają. Ze śmiercią nie wygrasz i co mam za nimi płakać? Popatrz dookoła ilu masz tu martwych osób. Zasada jest prosta, jeśli ktoś kona to dobijasz. Człowiek nie jest wart więcej niż konający koń, więc czemu uważasz, iż miałbym się tym przejmować? – Zapytał cały czas będąc chłodnym. Czy dziewczyna, chociaż w jednej setnej wiedziała lub, chociaż przypuszczała jak jest mu teraz ciężko mówić to , co mówi i zachowywać się tak jak teraz? Nigdy przez to nie musiał przechodzić. Wystarczyło słowo lub dwa i ludzie odchodzili, czemu akurat ona musiała być taka uparta? Gabriel się cofnął, a także swoją dłoń, gdy poczuł na sobie jej dotyk. - Zaufać ci? – Wręcz wysyczał to słowo patrząc na nią z miną jak, gdyby właśnie zabiła mu dziecko. – Ten cmentarz jest pełen zakochanych osób, które ufały i wierzyły. Nie będę się do nich zaliczać. – Powiedział odwracając się od niej i wracając tam, gdzie był wcześniej. Wcześniej chciałaby dał jej jeszcze pięć minut, by mogła sobie z stąd pójść może nadal tego chce i to właśnie zrobi? Gabriel powoli tracił siły na wszelką walkę a przecież każdy, kto się do jego serca zbliżał źle kończył. Umierał pomimo protestu Gabriela. To tak, jak gdyby życie i śmierć bawiło się jego kosztem za grzechy jeszcze mu nieznane, jeszcze niepopełnione. Czy to miała być cena za coś, czego jeszcze nie dostał?
W głębi duszy Daina wiedziała, co robi i jak robi. Zdawała sobie sprawę z tego, że dobrze formułowała swoje słowa, aby nie zabolały go a przekonały do siebie. W tej chwili już doskonale wiedziała co nim kierowało. Powoli jego emocje puszczały i pokazał, że jest zdenerwowany gdyż Daina nie chce odpuścić. Widać było, że targają nim emocje i nie wie co zrobić w danej sytuacji więc zrobił pierwsze co przyszło mu do głowy - odwrócił się i starał od niej uwolnić aby nie słuchać jej słów które bądź co bądź - były prawdziwe. - Wiem to bo jak wcześniej powiedziałam, przechodziłam to samo. Dosłownie to samo, więc wiem co czujesz. Naprawdę wiem. - powiedziała spokojnie, nie odwracając wzroku od Gabriela. Nigdy tak nie było. Nigdy nie była dla niego miła i nie starała się mu pomóc. Zazwyczaj oboje byli dla siebie przemożnie wredni, bądź wręcz przeciwnie. Teraz Lacroix chce ją zbyć, starając się ją od siebie odsunąć, zniechęcić na co ona odpowiada niezmąconym spokojem i uporem, którego nie da się zniszczyć. Co nią kierowało? Może była to chęć postawienia na swoim i okazania, że ma rację.. może czysta pomoc przyjacielowi z którym zdarzało się jej dzielić łóżko, bądź być może kierowały nią jakieś głębsze uczucia skierowane do ślizgona? Któż to wiedział? Nie wykluczone, że przyjdzie im podzielić się swoimi uczuciami i wtedy dowiemy się co czai się wewnątrz panienki de Langeais? - Tak, ludzie umierają i się rodzą ale nie możesz zaprzeczyć, że kiedy straciłeś ukochaną osobę było Ci cholernie źle. Nie chcesz znów doświadczyć tych uczuć i dlatego zamykasz się na ludzi, starając się ich do siebie zrazić. Nie zaprzeczaj, bo wtedy okłamujesz nie tylko mnie, ale siebie również. - Kiedy odwrócił się i ruszył w stronę powrotną a tym samym - przeciwną od niej - podążyła za nim wyprzedzając go i zagradzając mu drogę. Nie podda się tak łatwo. Spojrzała mu twardo w błękitne tęczówki i rozchyliła wargi zbierając przez milisekundę słowa do kupy. - Nie będziesz się do nich zaliczał, ale w głębi duszy tego chcesz. Chcesz znów poczuć radość wynikającą z bycia z ukochaną osobą, ale po prostu boisz się. Jesteś tchórzem. Ja też byłam, więc Cię nie osądzam, ale uwierz mi.. Jeśli będziesz tak dalej postępował, to wcale nie będziesz czuł się lepiej. Mon cher, naprawdę Cię rozumiem, ale to nie jest dobre wyjście! - na ostatnich kilku słowach podniosła głos o pół tonu podkreślając prawdziwość i sens swoich słów. Znów chwyciła go za rękę, tym razem splatając swoje palce z jego palcami. Ścisnęła je mocno i przybliżyła się. Wciąż wpatrywała się w jego oczy starając się zauważyć jakąkolwiek zmianę. - Czy nie jest przyjemny dotyk dwóch dłoni kiedy wiesz, że komuś na Tobie zależy? Nie odwracaj się ode mnie, bo wcale tego nie chcesz. Jeśli faktycznie Ci się znudziłam, to okaż mi to. Daj mi do zrozumienia, że masz mnie głęboko w dupie i zrób to zgodnie, ze swoim sercem. W innym przypadku będziesz tego żałował, mon cher. - mruknęła łagodnie jeszcze odrobinę zbliżając się do niego. Nie dotykała go w żaden inny sposób, lecz oboje mogli wyczuć swoje dobrze znajome zapachy, bliskość, czułość i napięcie panujące dookoła nich. Daina stała naprzeciw niego ściskając jego palce w uścisku oraz patrząc stanowczo na ślizgona pragnąc, by jego nastawienie do niej zmieniło się chociaż odrobinę.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
A tylko ten jeden dzień rozpoczął się, jak idealny sen on obudził ją witając ją kwiatami ona wstała witając go ze Łazami. Ten jeden dzień miał naprawić to , co rozkruszało się. Dwie postacie z jednej opowieści, które pisarz dzieli dopisując wersy. Dlaczego tak jest, że życie na siłę psuje to , co układa się…
Gabriel nie miał wyjścia jak tylko stać przed nią i jej wysłuchiwać zgromadzając w sobie resztki odwagi, o ile tak to można było nazwać i wierząc, iż dziewczyna w końcu się podda. Jak długo można było być tak upartym? Gabriel chciał uwierzyć w jej słowa, lecz nie mógł. Nie po tym wszystkim, co wycierpiał zawsze, gdy komuś zaufał. Powiadają, że jeśli się boisz sparzyć to się nie ogrzejesz, lecz czasem lepiej zamarznąć niż się poparzyć prawda? - Z skąd taka pewność ze wiesz, co ja przeszedłem? Tworzysz w swej główce historię o mnie więżąc, iż to jakieś traumatyczne przeżycie z przeszłości mnie takim stworzyło. Nie. Ja jestem taki jestem bez powodu. Zawsze taki byłem i zawszę taki będę. – Powiedział wpatrując się na nią uparcie a zarazem czując jak wzbiera w, nim gniew, słabość, uczucie bezsilności i nadmiar wszystkich złych wspomnień. Miał szczerą ochotę ją znokautować i zostawić zalaną we krwi pragnął tego tak bardzo, jak tego, by się do niej przytulić i zatopić się w słodkim pocałunku przebaczenia. Kochał i nienawidził za razem. Dobro i zło u niego krzyżuje się ich droga a miłość i nienawiść wciąż sypiają ze sobą. – Ukochana osoba… - To słowo wręcz wymruczał z siebie niczym dziki kot. -, Kto to właściwie jest? Ja nie wiem, bo nigdy nie miałem. Sądzisz, że jestem lub byłem zdolny kiedykolwiek kogoś pokochać? Jeśli tak to lepiej zredukuj swoje poglądy na mój temat, bo zanadto wyolbrzymiasz. Ja nie jestem tchórzem to tylko ty jesteś zbyt głupia, by pogodzić się z faktem, iż mi się znudziłaś. Nie rozumiesz tego? Było fajnie a teraz cześć i napisze do ciebie, gdy będzie mi się nudziło. – Mówił spokojnie wręcz można, by rzecz chłodno, chociaż z ukrytą w głosie sympatią lub tęsknotą. Każdy może sobie to tłumaczyć jak tylko chce zresztą jak wszystko w przypadku Gabriela.
Pierścionek leżał ukryty przed światem, tak bardzo kochał już planował datę. Chciałby tego dnia wszystko było magiczne, by powiedziała tak kocham bezgranicznie. I tego dnia się spotkali jednak nie tam, gdzie planowali…
- Przestań pieprzyć jak naćpana puchonka! – Warknął w końcu nie mogąc już jej dalej słuchać. – Bredzisz mi tutaj o miłości i przyjaźni jak popierdolona. Czego nie rozumiesz? Tak trudno ci się pogodzić z faktem, że już cię nie potrzebuję? To idź si ę wypłakuj do klubu „anty-Gabriel”, gdzie te wszystkie cnotliwe panny opowiadają, jaki jestem zły i daj mi piekielny spokój, bo już mam cię szczerze dosyć. – Cały czas mówił lekko podniesionym głosem, co oznaczało, że tracił powoli panowanie nad sobą. Ile mógł znosić tych wszystkich celnych strzałów w jego serce? Nawet on nie był z tytanu bynajmniej jeszcze nie, a może nigdy nie będzie?
Gdy jest ciemno chłodny wiatr on wraca tam. Widzi siebie widzi ją jak tamtego dnia. Przypomina sobie gwiazdy, co spadają one chyba jednak życzeń nie spełniają. Chodź powiedz mi jak bardzo tęsknisz jak zniszczony jest twój pamiętnik. Uwierz w to , że nikt tak nie znika ona wzięła sobie parę dni wolne od życia…
Widziała, jak w Gabrielu powoli zaczynają puszczać wszelkie bariery. Po czym to poznała? Po jego zachowaniu. Po tym jak starał się ją zbyć, zniechęcić oraz odtrącić jak i również po jego wyrazie twarzy i oczu. Emocje stawały się tak intensywne, że widać było to jak wielki trud wkłada w kontrolowanie ich. Oh, biedny francuz. Cóż on takiego przeżył, że był tak zamknięty w sobie? Wezbrało się w niej współczucie i pragnienie okazania mu ciepła i pomocy. Jedyne, czego nie zrobił ślizgon (i co ją bardzo ucieszyło) było nie wyrwanie swojej dłoni z jej delikatnego uścisku. Odebrała to jako faktyczną potrzebę dużej ilości ciepła i miłości, która gdzieś wewnątrz niego się ukrywała... A może on ją po prostu ciepło zlał? Nie miała pojęcia, ale liczyła na tę pierwszą opcję. -Nie wiem co przeszedłeś, bo nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. To jednak nie zmienia faktu, że chciałabym poznać co w sobie tłumisz i dlaczego się tak zachowujesz. Pragnę Cię poznać z tej bardziej osobistej strony. Chciałabym poznać Cię w każdy sposób i myślę, że sam pragniesz się otworzyć, ale jak już mówiłam - po prostu się boisz. Coś Cię powstrzymuje od okazania uczuć i otworzenia się na ludzi. Od dopuszczenia ich do siebie. Chcę wiedzieć co Tobą kieruje. Gabriel.. - mruknęła cicho jego imię, niemal zmysłowo. Czysto i delikatnie okazując mu, że jej zależy i nie zamierza tak łatwo odpuścić. Słysząc jego kolejne słowa w których odnosi się do swojej zdolności kochania, prychnęła wywracając oczami. - Je t'en prie, w tej chwili to Ty pieprzysz głupoty. Każdy kocha i potrafi kochać. Ty jedynie odpychasz od siebie ludzi kiedy czujesz, że zaczyna rodzić się w Tobie jakieś uczucie i nie wmawiaj mi, że jest inaczej. Tak samo jest z Twoim rzekomym znudzeniem się mną. Oboje wiemy, że to nie prawda i odpychasz mnie bo boisz się uczuć. Nikt nie zmienia zdania z sekundy na sekundę, Gabriel. Nawet Ty. - odparła mając nadzieję, że trafia w jego czułe punkty. Szczerze powiedziawszy, to nie miała pojęcia czy to co mówi jest prawdą. Ona jedynie strzelała licząc na to, że jej psychologiczne podejście do sprawy pozwala jej na właściwe zinterpretowanie jego zachowania. Wolną dłonią (tą którą nie trzymała palców ślizgona) odgarnęła z twarzy czekoladowe kosmyki włosów i przejechała językiem po dolnej wardze. Odetchnęła głęboko słysząc jego dalszy upór w którym starał się ją zniechęcić i położyła rękę na jego ramieniu. - Nie mam zamiaru nigdzie odchodzić. Zostanę z Tobą czy tego chcesz czy nie. Nie jestem jak reszta Twoich "koleżanek" które teraz wylewają łzy z Twojego powodu. Wiem, że potrzebujesz kogoś bliskiego i ja chcę być taką osobą. Zależy mi i wiem, że Tobie też mogłoby zależeć jeśli otworzyłbyś się i wpuścił mnie do swojego małego, mrocznego świata.. Proszę daj szansę... I to nie tylko mi, ale również sobie.. - powiedziała przesuwając swoją dłoń z ramienia na policzek, delikatnie gładząc kciukiem jego skórę. Był to niemal uspokajający gest, jakby przekazywała mu spokój i pozwalała się odprężyć. Sprawiała wrażenie osoby silnej i zdeterminowanej a jednocześnie spokojnej i takiej, której rzeczywiście można zaufać.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Zaufanie… Gabriel doskonale wiedział, co to jest i jak niebezpieczna jest to broń w rękach nie odpowiedniej osoby. Zawsze, gdy komuś ufał to się źle kończyło. Dla tego kogoś. Wbrew powszechnej opinii nie można wejść do czyjegoś świata i od tak zmienić w, nim wszystko , co się tylko nie spodoba. Nie można sprawić, by ktoś nagle zapomniał o wszystkim, czego doświadczył i zaczął się uśmiechać na myśl o nadchodzącym dniu. Nie można tego dokonać, jeśli ta osoba tego nie chcę a Gabriel nie chciał. Może coś w środku protestowało i pchało go ku dziewczynie, coś jak, gdyby cień jego dawnego ja pragnął ponownie zawładnąć ciałem i nerwami, ukazać się i znów zacząć się śmiać zamiast w samotności wylewać łzy. Może właśnie tak było, lecz to było nie istotne, dopóki to sam Gabriel nie zdecyduje się komuś zaufać a czy był gotów, by komukolwiek zaufać? W całym jego życiu była tylko jedna osoba, która mogła się „cieszyć” jego zaufaniem. Jak się sama nazwala była jego patronusem i Gabriel cieszył się, że ma ją przy sobie i, że może na niej polegać, lecz były to tylko nieliczne chwilę, gdy spędzali razem czas. Co z tym czasem, kiedy nie spędzali razem czasu? Gabriel był zmuszony do trwania w tej beznadziejności i szarości z lękami i strachem, z którym nie potrafił sobie poradzić. Tak to prawda, że czynił to na własne życzenie, bo w końcu mógł przecież polegać na nie jednej osobie prawda? Nie tylko na Bell, lecz była także Asrtid, czy też Daina. Była Nikola, a może nawet Ana (czytaj: Chiara), która być może nie zechciałaby go dobić, lecz pomóc. Mógł zaufać, wprowadzić do swego świata trochę słońca i ciepła. Lecz tego nie chciał. Zresztą jak sam często powiadał osoby, które nie potrafią same o siebie zadbać nie są warte, by marnowały na tej ziemi tlen, osoby, które nie przyjmują pomocnej dłoni a na rzuconej linie ratunkowej się wieszają nie są warte naszych wspomnień i łez. Zasada jest prosta, gdy koń zdycha dobijasz go wierząc, iż robisz mu przysługę tak samo jest z ludźmi. Nie okazuj litości, gdy nie jest tego wart, lecz dobij go a ciało pozostaw sępom na pożarcie. To są właśnie jego słowa i o ironio jakże celnie do niego teraz pasują czyż nie? Czy przez to wszystko zmienia swój światopogląd? Nie on nadal uważa jak uważał, bo życie go nauczyło, iż ufać nigdy nie jest warto. Zawsze to się kończy nową dawką bólu i cierpienia. Zresztą nie można kogoś w jednej chwili namówić, by nagle się zmienił Gabriel jest jak małe dziecko, do którego trzeba podejść systematycznie i małymi kroczkami. Może w, tedy po jakimś czasie można, by było dostrzec jakieś rezultaty swoich działań, lecz na pewno nie po godzinie rozmowy wierząc, iż kilkoma pięknymi frazami można zmienić kogoś podejście. Może to tak działa w sztukach czarodziejskich przedstawionych w teatrze, lecz nie w prawdziwym życiu i już na pewno nie w przypadku Gabriela. Chłopak odsunął się o kilka kroków i patrzył się na dziewczynę z dziwnym tajemniczym uśmiechem. Nie znajdował słów, którymi mógłby ją uraczyć na do widzenia prócz tego jednego słowa, które miało być niczym ostry sztylet przecinający ostatnią linę tego upadłego mostu: - Au revoir – Szepnął i nie czekając za czymkolwiek obrócił się znikając jej z oczu z cichym pyknięciem. Londyn. To właśnie to miejsce, którego potrzebował. Musiał się napić. Zdecydowanie. Znowu zacznie pić naprawiając się psychicznie i naprawiając swój mentalny pancerz, który uszkodziła dziewczyna, a gdy wróci ponownie będzie taki sam jak przedtem. Lecz czy na pewno? Gabriel zawsze wracał jeszcze bardziej zdystansowany do ludzi nie popełniając drugi raz tego błędu, by nigdy już nie musieć przechodzić przez tak trudne chwilę, jak przed chwilą. Lecz zawsze znajdzie się ktoś, kto dostrzeże niewielką lukę w jego pancerzu i spróbuję ją wykorzystać. Kto wie może kiedyś się to komuś uda? Może tym kimś będzie Daina? Czas pokażę.
[kontynuacja wątku z Miodowego Królestwa] Posłał Lilian kolejny uśmiech. Była taka pocieszna ze swoją chęcią rozdawania słodyczy. Mógł tylko podejrzewać, że pod tym beztroskim podejściem kryło się coś więcej. Pewnie byłaby świetną Uzdrowicielką, gdyby przyłożyła się do zajęć, zwłaszcza eliksirów. Właściwie sam udzieliłby jej odpowiednich korepetycji, jeśli powiedziałaby chociaż słowo. Nie chciał wyskakiwać z czymś takim bez sugestii, wszak jego własne zajęcia wymagały w najbliższym czasie większego poświęcenia na nie czasu. W każdym bądź razie, sprawa ta pozostawała do przedyskutowania w dalszej przyszłości. Teraz nie było sensu rozwodzić się nad tym. - Może powinnaś zająć się jakąś służbą na rzecz innych, kiedy skończysz Hogwart? - zasugerował przekornie, widząc jej opiekuńczość względem pieniędzy. Z takim podejściem ciężko byłoby jej pracować za darmo. Jednak liczył, że taka niepozorna sugestia dotrze do przyjaciółki i nie miał jak nad tym dłużej myśleć, gdyż Puchonka zaczęła skakać wokół niego. Przez minutę był porządnie zdezorientowany, o co mogło chodzić i dopiero przemknięcie palców po włosach wywołało ciche prychnięcie. Machinalnie przejechał własną dłonią po grzywce, choć wątpił, by coś to dało. Ledwie zdążył opuścić rękę, a jego ramiona już były pełne dziewczyny. Tym razem nie miał szczególnego problemu z przytuleniem. Na nowo przyzwyczajał się do dotyku Lilian, ale chyba nic nie było w stanie wyleczyć go z tego strachu na dłużej niż jej obecność. Westchnął cicho, wąchając włosy przyjaciółki. Nie umiał zidentyfikować tego zapachu, ale podobał mu się. Kiedy się od siebie odsunęli, wygiął usta w szerszym uśmiechu. Oby udało jej się zrozumieć ten dziwny gest, ale poważna mina zbiła Jaspera z tropu. Wyglądał jak ofiara typowego oszołomienia, gdy mówiła mu o chęci pójścia na cmentarz. Czegoś takiego zdecydowanie się nie spodziewał, a wyrazem twarzy okazywał wyraźny szok. Czy to była właśnie ta chwila otwarcia się? - Tak... chodźmy. - Wydukał, wyciągany na zewnątrz. Uderzenie rześkiego powietrza otrzeźwiło Becketta i zdecydowanie chwyciwszy Lilianę pod ramię, pozwolił jej prowadzić w stronę Cmentarza. Po prostu nie znał tak dobrze wioski i lepiej było nie zapuszczać się w jakieś potencjalnie niebezpieczne tereny. Na samą myśl o pewnych zakresie spraw, przeszedł go dreszcz, co pewnie nie uszło uwadze dziewczyny. Ich spacer trwał niemal pół godziny. Jasperowi wyraźnie nie przeszkadzał upływ czasu, choć słyszał obietnicę, że wrócą do Hogwartu przed zmrokiem. Sam pewnie wlókłby się dużo dłużej albo i wcale nie wracał do zamku. Kiedy przekroczyli bramę, cmentarna aura wywołała u niego kolejny dreszcz. Tym razem poczuł się tak, jakby coś w środku zaczynało go dusić, więc całkowicie oddał się w ręce Lilian. To ona wiedziała, gdzie powinni iść, by dotrzeć do grobu jej rodziców. - Chyba nigdy nie mówiłaś mi o swoich... rodzicach - zaczął cicho, urywając, gdyż z trudem było mu przełknąć to jedno słowo. - Przepraszam, że jestem tak niedyskretny... ja... jak oni zginęli? - Postanowił zapytać o przyczynę zgonu, ponownie unikając wzroku. Lepiej byłoby, gdyby wcale tego nie robił, ale coś go podkusiło, a nieznajomy uścisk w środku przez chwilę wydawał mu się lżejszy.
Lilian Emerald
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : predyspozycje do zgubienia własnej głowy, złotobrązowe oczy o kształcie sugerującym azjatyckie pochodzenie, ekscentryczne stroje
/Miodowe Królestwo Eliksiry nie były tutaj głównym winowajcą. Lilian miała inne aspiracje, choć z tego właśnie przedmiotu była naprawdę dobra. Jej największym marzeniem była opieka nad jakimiś skomplikowanymi, magicznymi stworzeniami. Smoki byłyby całkiem w porządku, w sumie dużo o nich wiedziała. Ciekawe, czy kiedykolwiek udałoby się jej jakiegoś oswoić? I na nim latać? Ech, marzenia były jedną z tych rzeczy, w których zdecydowanie się zapędzała. Latanie na smoku, mhm. Tak więc, słysząc słowa Jaspera, roześmiała się cicho i rzuciła mu powątpiewające spojrzenie. – Miałbyś odwagę powierzyć mi swoje życie, gdybyś trafił do mnie w Mungu? – Na samą myśl wybuchła głośnym śmiechem, ściągając na siebie uwagę stojących niedaleko osób. Później, rzecz jasna, spoważniała, posyłając Jasperowi lekki uśmiech, kiedy przystał na jej propozycję. Wiedziała, że wbrew wszystkiemu może na niego liczyć i naprawdę to doceniała. Czuła, że na świecie egzystują jeszcze ludzie, którym na niej zależy, choćby w niewielkim stopniu. W pewnej chwili zauważyła, że Jasper się wzdryga. Uniosła brwi, jednak zmiażdżyła cisnące się jej na usta pytanie, zaliczając je do tych zupełnie niepotrzebnych, które mogłyby odrobinę skrępować Jazza. A tego nie chciała, oczywiście. Wystarczało, że to ona umierała ze strachu o jego reakcję. Chociaż w tym miejscu może to nieodpowiednie słowo… Cmentarz był miejscem, w którym Lilian z niewiadomych powodów uwielbiała przebywać. Może chodziło o niesamowitą aurę, spowijającą to miejsce cichą, jedwabną obietnicą? Nie to było w tym momencie ważne. Lilka ścisnęła lekko ramię towarzyszącego jej Jaspera, głęboko wciągając powietrze. Lekko pociągnęła go w dobrze znane miejsce, w którym kiedyś zostawiła rodziców pod opieką innych duchów. Idealnie słyszała głosy pocieszających ją osób, kiedy stała nieruchomo, wpatrując się w nagrobek. Tępe spojrzenie, utkwione w literach, układających się w tak bliskie jej sercu imiona. Przymknęła powieki, odpędzając od siebie nieprzyjemne wspomnienia. Po drodze udało jej się zebrać kilka polnych kwiatów, które ułożyła przy nagrobkach, zaciskając mocno wargi. Płacz był jej w tej chwili najmniej potrzebny. Zamarła, pochylona nad marmurem, kiedy usłyszała słowa przyjaciela. – To nie… - Urwała, wypuszczając głośno powietrze. „To nie tak, Jasper”, chciała powiedzieć, ale co by tym zdziałała? No właśnie. Nic. Westchnęła cicho, pewna już, iż nie uda jej się uniknąć kolejnych pytań. – Pytaj o co chcesz, odpowiem na wszystko. O ile będę potrafiła – uprzedziła go, ponieważ już za moment miała udowodnić mu swoje luki w faktach o Emeraldach. – Nie zgłębiałam tego tematu. Wracali do domu z Hogsmeade, ktoś ich zaatakował i… - Zagryzła wargi, czując napływające do oczu łzy. Pozwoliła im spłynąć po policzkach, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w trawę, na której usiadła. Skrzyżowała nogi w kostkach i objęła kolana ramionami, pochylając się do przodu. – Nie chciałam wiedzieć. Bałam się… że źle się zachowam. Bałam się, że będę chciała się zemścić. Naprawdę, chociaż byłam jeszcze dzieckiem (aha, bo teraz już nim nie jest), dbałam tylko o to, żeby postąpić tak, jak chcieliby rodzice. Nie chciałam budzić się co noc, widząc, jak mama i tata… - Przymknęła powieki, hamując napływającą do niej lawinę uczuć. Zwiesiła smętnie głowę, zaskoczona własnymi słowami. Przez chwilę skłonna była pomyśleć, że nie wiedziała o tym, dopóki nie wyznała tego Jasperowi. Ale… w końcu sama nie była świadoma, co ją do tego skłoniło. Za dużo rozmyślań w jednym miejscu.
//No to pogłębiamy naszą przyjaźń ;) // Pytanie Lilian go trochę zaskoczyło, ale znał na nie jedną odpowiedź. - Wolałbym, żebyś to ty mnie dotknęła, niż ktokolwiek inny -odpowiedział cicho. Przynajmniej raz powiedział całkowitą prawdę. Zdecydowanie dotyk dziewczyny przestał mu przeszkadzać tak, jakby poczuł się gotowy, by zdradzić jej swój największy sekret. Na to jeszcze miał chwilę czasu, gdyż uprzedziła go swoją wypowiedzią, która swoją drogą zrewidowała nieco poglądy Jaspera na kilka spraw. Wcześniej jednak zdecydował się na trochę dziwny w jego mniemaniu gest. Wyciągnął z lewego buta różdżkę i trzymając ją pewnie w lewej dłoni, uklęknął, po czym wycelował nią w podstawę nagrobka, gdzie już spoczywały kwiaty zebrane przez Puchonkę. - Orchideus - powiedział, zakręcając nadgarstkiem. Chciał wyczarować mały okrąg białych kwiatów, ale te ostatecznie rozsypały się tworząc dając dość nieporadny efekt. Chciałby to jakoś móc naprawić, jednak lepiej nie próbować. W takiej sytuacji nie mógł się odpowiednio skupić i zaprzestał wyczarowywania bukietów. Najwyraźniej dziś zaklęcie nie miały prawa rozwiązać choćby części jego problemów. Podniósł się z ziemi i stanąwszy obok Lilian, musnął palcami jej dłoń. - Rozumiem cię - odparł cicho - aż za dobrze. - Wcisnął różdżkę do glana i wziąwszy głęboki oddech, skupił wzrok na marmurowym nagrobku. - Kiedyś stanąłem przed podobną sytuacją. Wiesz, dlaczego tak bardzo przeszkadzają mi tłumy i dotyk innych ludzi? - Pociągnął nosem i zacisnął mocno powieki, czując gromadzącą się pod nimi wilgoć. To naprawdę nie była chwila, w której potrzebował łez. Mimo to, zaczął temat i wątpił, by Lilka odpuściła, jeśli miała już okazję zmieniać świat. - Miałem piętnaście lat. Dość lekko podchodziłem do spraw i zadawałem się z, zdaniem matki, nieodpowiednim towarzystwem. Nigdy jej tego nie powiem, ale miała rację. Potraktowali mnie jak szlamę i choć powinienem pragnąć zemsty, nigdy tego nie zrobiłem. Nie umiałem. Są tylko dwa słowa zdolne do skrócenia czyjegoś żywota, ale nie zrobiłbym tego. Gdybym tylko chciał, pławiłbym się w ich krwi, ale to tak bardzo sprzeczne ze mną, Lil. - Urwał, pospiesznie ścierając z policzków te kilka łez, których nie był w stanie powstrzymać. W duchu tylko jeszcze sobie naubliżał, jakby miało to zmotywować Jaspera do odpowiedniego zachowania się. - Zrobili mi okropne rzeczy. Wypiłem tyle alkoholu, skończyłem w toalecie, a później pojawił się jakiś chłopak i powiedział, że nic mi nie będzie. Jestem głupi. Uwierzyłem mu. Raz pozwoliłem sobie poczuć coś do innej osoby, a on to wykorzystał. Wykorzystał mnie - zaakcentował ostatnie słowo, wypluwając je z nieopisaną złością. Dokładnie tak, jak czuł i winił siebie samego za to, co się stało. - Wykorzystał mnie w każdy możliwy sposób. Mało brakowało, by nie zostawił mi pieniędzy pod nosem. A rano był tylko ból i upokorzenie. - Zaśmiał się drwiąco, między kolejnymi łzami. Chyba nie o to mu chodziło. - Chciałem uratować resztki godności, wyjaśnić wszystko i wiesz, co usłyszałem? Że jestem małą, obłudną dziwką i szmatą, która nie nadaje się nawet do czyszczenia butów. Oto kim jestem. - Dokończył, garbiąc się. Wyrzucił to z siebie, ale ani trochę nie poczuł się lepiej. Dlaczego? Dlaczego to tak strasznie bolało, kiedy mówił o tym komukolwiek? Czy choć raz nie mógł przełknąć dumy i pozwolić sobie pomóc? Szlag by to wszystko! Nie powinien w ogóle zaczynać tego tematu. Lilian nie powinna płakać z żalu, że jej przyjacielowi stała się krzywda, na którą sam pozwolił. Powinien jak najszybciej stąd odejść, ale ucieczka nic nie pomogłaby. Więc stał skulony w sobie i czekał na coś, co przybiłoby ostatni gwóźdź do trumny. W pośpiechu jeszcze wyciągnął z torby jednego papierosa, wcisnął między wargi i kilka sekund później odpalił go przy pomocy różdżki ponownie wciśniętej w but, by móc zaciągnąć się dymem. Dmuchnął nim prosto przed siebie, oczekując potępienia ze strony przyjaciółki. Wkrótce zapewne byłej.
Lilian Emerald
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : predyspozycje do zgubienia własnej głowy, złotobrązowe oczy o kształcie sugerującym azjatyckie pochodzenie, ekscentryczne stroje
Lilian poczuła się nieco nieswojo z wyznaniem Jaspera, zwłaszcza, że znała go już tak długo i nigdy nie usłyszała z jego ust niczego podobnego. Zatknęła kosmyk włosów barwy gorzkiej czekolady za ucho, zatrzymując na moment dłoń przy linii szczęki, pocierając skórę jej wierzchem. Zmrużyła nieznacznie oczy, czując, jak temperatura stopniowo się obniża, otulając ich coraz chłodniejszym woalem. Dziewczyna odwróciła wzrok od własnych palców, które zaczęły niespodziewanie ją fascynować, kiedy to Jazz podszedł do miejsca spoczynku jej rodziców. Na dźwięk jego głosu rozchyliła wargi, jednak nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa. Zamknęła usta i zamrugała kilka razy, łapiąc rozpaczliwie powietrze, jakby ktoś planował je jej odebrać. Widok kwiatów niesamowicie ją rozczulił, mimo to starała się ukryć twarz za kurtyną ciemnych kosmyków. Muśnięcie dłoni Jaspera chyba przelało czarę goryczy, bo dziewczyna zwyczajnie spuściła głowę i pozwoliła swobodnie spływać słonym kroplom, które zaczęły cisnąć się jej do oczu. Kiedy chłopak rozpoczął swoją opowieść, Lilian zacisnęła powieki. W momencie, w którym udało jej się powstrzymać namacalną falę smutku, podniosła wzrok na przyjaciela. Nie spuszczała z niego oczu, choć ten wyraźnie unikał jej spojrzenia. Choć chłopak użył pytania retorycznego, jak zaklęta pokiwała przecząco głową, nie zważając na to, iż było to całkowicie zbędne. Cała historia wstrząsnęła nią bardziej, niż się spodziewała. Nie wypełniła jej jednak złość, pogarda czy rozdrażnienie. Nie nabrała ochoty na pozostawienie Jaspera w samotności na środku opustoszałego cmentarza, wypełnionego teraz słowami pełnymi goryczy i wyrzutu. Cisza zaczęła przeraźliwie ciążyć Lilian, która po wyznaniu Jasperowi swojego sekretu usiadła na trawie, kuląc się, jakby chciała uchronić się przed własną przeszłością. Teraz dowiedziała się, że była sto razy gorszą osobą od przyjaciela, lecz i to miała za chwilę mu wyznać. Zdecydowała się na całkowitą szczerość. Przyrzekła sobie, że od tego popołudnia nie będzie już miała przed nim żadnych sekretów. Zdążyła jeszcze tylko zobaczyć, jak Jasper zapala papierosa i się nim zaciąga. Przed oczami automatycznie stanęły jej niezbyt chwalebne elementy jej przeszłości, kiedy – podobnie jak Jazz, wdała się w nieodpowiednie towarzystwo i powoli zaczęła staczać. Śmierć rodziców wiele zmieniła zarówno w jej życiu, jak i w niej samej. Odkryła w sobie niezmierzone pokłady złości… albo raczej nieopisanej wściekłości, która potrafiła przejmować nad nią kontrolę. Nieporadnie podniosła się na nogi, przygryzając dolną wargę. Potknęła się, jednak uchroniła się przed upadkiem, wyciągając przed siebie dłonie. Następnie podeszła do Jaspera i bez słowa go przytuliła. Wcisnęła twarz w jego bluzkę, przymykając powieki. - Jasper… - Udało jej się tylko wydusić, zanim na dobre się rozpłakała. Ból po stracie dwóch najważniejszych wzorców wciąż w niej pozostał, ponieważ nie miała nikogo, komu mogłaby zwierzyć się z tego, co przeżyła. – Przeraża mnie tylko, że byłabym do tego zdolna. W każdej chwili byłabym w stanie zabić tych ludzi, gdybym wiedziała, gdzie są. Przeraża mnie, że potrafię być gorsza od każdego Ślizgona, który bez wyrzutów sumienia zrobiłby ze mnie kupkę popiołu – roześmiała się bez cienia wesołości. Odebrała Jasperowi papierosa i zaciągnęła się nim, przymykając powieki. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za obecnością dymu nikotynowego w płucach. Po kilku sekundach zorientowała się, do czego popchnął ją chwilowy impuls i zwróciła prędko Jazzowi jego własność, marszcząc czoło. – Między nami nic się nie zmienia, Jazz. Chcę być Twoją przyjaciółką tak długo, jak będę w stanie stać u Twego boku. Jesteś najbardziej wartościowym człowiekiem, jakiego znam. Gdybym mogła mieć brata, zażyczyłabym sobie właśnie kogoś takiego, jak Ty. – Westchnęła cicho, nieco skrępowana swoim nieśmiałym komplementem. Zerknęła na niebo, które powoli zaczynało przybierać mnóstwo barw pod wpływem promieni spokojnie zachodzącego słońca. – Chyba powinniśmy iść, Jazz – zauważyła i otarła łzy rękawem zwiewnej bluzki, które nie były raczej do tego stworzone ze względu na nieco szorstki materiał. Odmówiła krótką modlitwę za swoich rodziców i zerknęła na Jaspera, uśmiechając się lekko. – Dziękuję – dodała jeszcze, zanim pociągnęła go ku alejce prowadzącej do bramy.
Czy spodziewał się odrzucenia? Z całą pewnością. Niewielu było w stanie znieść coś takiego i zachować ten sam poziom co wcześniej. Jasper nie wiedział, czy Lilian to potrafiła. Znali się tyle czasu, a jednak nie mówili sobie wystarczająco wiele, by wszystko stało się nieprzyjemnym uściskiem w piersi. Ten zelżał, kiedy wydusił z siebie to, co skrywał przed dziewczyną przez prawie dwa lata. W końcu mógł jej to powiedzieć. Tylko, czy oczekiwał takiego obrotu spraw. Wyjęty z dłoni papieros powędrował do ust Puchonki, a on był w stanie unieść lewą brew w delikatnym zdziwieniu. Przynajmniej ona nie zamierzała jakoś specjalnie krytykować go za palenie. Może faktycznie rozumiała więcej, niż przypuszczał. Skrycie miał niewielką nadzieję na coś takiego. - Pamiętaj, że znajdzie się dodatkowa różdżka za twoją sprawę. I kilka odpowiednich zaklęć - odpowiedział dumnie, odbierając papierosa. Zaciągnął się nim, wydmuchnął dym. I jeszcze trzy razy, aż spalił do końca. Niedopałek rzucił gdzieś pod siebie i przydeptał ciężkim butem. - Ty jesteś jak siostra - odpowiedział nieśmiało, całkowicie sprzecznie ze swoim zachowaniem przed niecałą minutą. Chyba już mógł przy niej trzymać się jednej konkretnej emocji albo chociaż osiągnąć jakiś kompromis między nimi? Chyba. - Tak, chodźmy. - odpowiedział i ruszył z Lilką, kiedy go chwyciła. Chyba wszystko było w porządku. Tak mu się wydawało. Trzeba poczekać, aż emocje opadną. A w międzyczasie, wrócili do Hogwartu tym samym przejściem, którym dotarli do wioski. [zt x2] (Gomen, ale nie mam pomysłu jak byśmy to mieli ciągnąć dalej)
Kto jest na tyle głupi by dać się zaciągnąć na cmentarz wieczorną porą? Sara. Och, teraz w połowie drogi na to cholerne miejsce, jej usta opuszczały coraz to zmyślniejsze przekleństwa na wszystko co mijała, co ją obecnie otaczało a najwięcej wyrafinowanych określeń padało na tego pieprzonego Ślizgona. Znała go już dłuugie lata, odkąd trafiła do krainy magii i czarodziejstwa czyli potocznie mówiąc do Hogwartu i już na samym, samiuteńkim starcie - znienawidziła ów osobnika. Nie znała dokładnej przyczyny, dlaczego. Być może już sam jego wygląd, irytujący styl bycia i szczyt chamstwa ją od niego odrzucał - i to co najmniej na odległość wyciągnięcia różdżki. Ze złością zdmuchnęła ze swoich pociemniałych tęczówek swoje miodowe kosmyki włosów i warcząc pod nosem, kopnęła jakiś kamień, który poleciał gdzieś dalej i zniknął w gęstwinie dziko rosnącej trawy. Ciemność już na dobre zapadła i młodą Sullivian mimowolnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, ciągnący się wzdłuż kręgosłupa. Co jej do głowy strzeliło by wybrać się na wycieczkę po cmentarzu! Już wolałaby zarobić jakiś porządny szlaban i żeby jej odjęto sto punktów a nawet i kubeł zimnej wody na głowę - byleby móc zawrócić. Och, nie. Przecież jeden szlaban już ma za włamanie się po Zakazanego Działu. Zajebiście. Zaciskając swoje drobne dłonie w pięści, po krótkim marszu dobrnęła do tej piekielnej bramy i wypuszczając z frustracją powietrze ze swoich płuc, zadarła do góry głowę by móc się zorientować jak wleźć na cmentarzysko. Och czyli kolejne włamanie. Może powinna się zastanowić nad swoim przyszłym zawodem, raz jeszcze. Nie mając innego wyjścia, sprawnie złapała się zardzewiałych prętów i bez żadnego kłopotu podciągnęła się do góry by móc z łatwością przeleźć na drugą stronę. Z cichym odgłosem zeskoczyła na podmokłą trawę i podnosząc swoje spojrzenie na ukochane a aktualnie zabrudzone trampki, warknęła ze złością. - Ja pierdolę! Nie mógł sobie innego miejsca do kurwy nędzy wybrać tylko te jebane cmentarzysko! - o tak sobie ładnie zaklęła i tym samym ulżyła swym napiętym do granic możliwości nerwom. Oczywiście, że wyszła z tej cholernej kałuży i złorzecząc pod nosem, ruszyła wzdłuż tejże bramy - w międzyczasie muskając opuszkami palców, po kolei każdy z poszczególnych prętów. Także różdżka w mgnieniu oka pojawiła się w jej smukłych palcach w ręce od mocy, by w razie czego odbić niespodziewane zaklęcie Toinen ’a. I to żadna nowość - przecież po nim się wszystkiego można spodziewać. Ostatecznie ta złotowłosa istota, przystanęła w miejscu i spoglądając wymownie w niebo, naraz oparła się o bramę. W końcu co ma być to będzie czyż nie?
Chodź tutaj. Zrobimy sobie imprezę na twoim nagrobku. Noce co prawda nie były już tak ciepłe jak jeszcze kilka tygodni wcześniej, ale to nie było żadną przeszkodą, aby spotkać się gdzieś na świeżym powietrzu. Zresztą nie po to starał się sprowokować Sarę do spotkania, aby rozsiąść się teraz w ciepłym pubie przy dobrym alkoholu. Nie żeby nie miał ze sobą żadnego. W końcu kiedyś dostał piersiówkę i od tamtej pory z niej korzystał. Tak samo było i teraz kiedy tylko zszedł po schodach kamienicy w której mieszkał od jakiegoś czasu. W Hogwarcie nie zamierzał bywać więcej niż to koniecznie szczególnie ze względu na Voice, która miała niebywały talent do znajdowania do wszędzie gdzie tylko się pojawił. Była w tym mistrzynią, a on musiał od niej odpocząć. Nie miał na razie ochoty na oglądanie jej szpetnej twarzyczki, więc odpuszczał sobie wszystko. Na razie. Bo w końcu przyjdzie moment kiedy będzie musiał się ze wszystkim zmierzyć. Ale to później. Bo teraz wszedł w ślepą uliczkę i z niezbyt głośnym trzaskiem teleportował się na cmentarz. Nie śpieszył się za bardzo, bo i tak sądził, że przyjdzie mu czekać na Sarę. Jakoś życie go nauczyło, żeby nie wymagać od kobiet punktualności. Nigdy. A jeżeli chodziło o Sarę… To go irytowała. Jej głos i ogóle cała ona. Wszystko. Od czubka głowy po duży palec u stopy. Od zawsze. Więc kiedy przyjął zakład i później się okazało, że chodziło o nią miał ochotę wgryźć zęby w stół, aby tylko dać jakoś upust irytacji. Zamiast tego przyjął wszystko wiązanką przekleństw i zapamiętał, żeby więcej w ciemno się na nic nie zgadzać. Mogło trafić na wszystkich, a oczywiście musiało na nią. Wiedział, że było to zrobione z premedytacją i dlatego tym bardziej nie zamierzał się poddać. Nawet po pewnym czasie przestała być taka męcząca. Ta cała Sara. A może tylko miał takie wrażenie, po tych dwóch miesiącach przez które jej nie widział? To już mniej ważne. Cmentarz może nie był jakiś ogromny, ale i tak na początku musiał poczekać aż oczy przywykną mu do panującego tutaj mroku. Nie przeszkadzało mu to, co najwyżej było lekko irytujące. I kiedy już myślał, że zabłądziła albo rzeczywiście padła gdzieś przed bramą usłyszał jej zirytowany głos. Siedział na niskiej ławeczce z nogami wyciągniętymi przed siebie i czekał aż w końcu przelezie przez bramę. Że też ze wszystkich sposób na jej pokonanie musiała wybrać akurat ten. Sullivan, ty idiotko. Tak jakoś zaczęło mu to krążyć po głowie i tylko utwierdził się w swoich myślach kiedy znalazła się w kałuży. Doprawy, ludzie lubili sobie z niego kpić. Aby ze wszystkich musiało chodzić o nią. Pierdoloną Sarę od puchonów, która nie dość, że mówiła sama do siebie, zachowywała się jak typowa mugolka, to jeszcze była więcej niż niezdarą. - Suceratos - wypowiedział formułę zaklęcia w momencie kiedy wstał z tej niewielkiej ławeczki. Nie chciał jej w tym momencie sprawić bólu, a jedynie zmoczyć i jakoś pokazać jej, że już jest. Spóźniona. Co najwyżej kula wody mogła lekko ją pchnąć w tył, ale nie na tyle mocno żeby wylądowała na ziemi. Chociaż… To była Sara więc wszystko z nią było możliwe. - Upsss. Chciałem Ci pomóc wyczyścić trampki, ale chyba znów pomyliłem zaklęcia. Wiesz uczynność i inne bzdury - powiedział od niechcenia, kiedy już znalazł się zaraz obok niej i bawił się różdżką, której to nie zamierzał na razie chować. Może tak będzie mu prościej zirytować Sarę. Od zaklęcia do zaklęcia… Wystawiam się. Pokaż, że umiesz władać różdżką.