W kuchni dodatkowej organizowane są zazwyczaj zajęcia z magicznego gotowania. Jest to miejsce bardziej przestronne, bogate we wszystkie niezbędne elementy wyposażenia kuchni. Są tu również stoły, przy których uczniowie mogą gotować. Skrzaty korzystają z tego miejsca tylko i wyłącznie, gdy trzeba przygotować więcej dań podczas szkolnych uroczystości.
Zebrało się bardzo dużo ludzi. Zdecydowanie więcej niż Caelestine się spodziewała i więcej niż na to się przygotowała. Dlatego gdyby Cassius sam jej do siebie nie przygarnął, prawdopodobnie przykleiłaby się do niego jeszcze bardziej niż dotychczas. Tymczasem wczepiła się w jego ubranie, korzystając z faktu, że jest większy od niej, a pod odpowiednim kątem, jak do niego przylgnęła, prawie wcale jej nie było widać. W dłoni obracała złote jajko, zbyt przejęta niespodziewanym tłumem, żeby trzeźwo reagować na zaczepne słowa brata. — Chciał zmarnować wenę na sadzenie w ogródku? — to naprawdę brzmiało, jak duża zbrodnia. I chociaż Caelestine zwyczajowo starała się zachować obiektywne stanowisko, może to wpływ Cassiusa, a może to przez bezczeszczenie pokładów weny, ale dorzuciła, niby w obronie, choć zabrzmiało to jak atak: — Nie mów tak. Może się taki urodził. To nie jego wina. Trochę była mniej zadowolona z eleganckiego złotego jajka, kiedy dowiedziała się, że może być ono od Bozika. Dla bezpieczeństwa chciała je odłożyć na stół, w miejsce, w którym je znalazła, ale wtedy dobiegł ją głos Charliego. Drgnęła, intuicyjnie przechodząc z jednego boku Cassiusa na drugi, pamiętając ich ostatnie spotkanie. Bedąc wtedy pod wpływem – nie, nie fiolek Bozika, a soku dyniowego – wolałaby nie wpaść tak szybko na Ślizgona. Uniosła wzrok do Cassiusa, szukając w nim pomocy, ale na szczęście szybko przejął inicjatywę w rozmowie, więc Caelestine bąknęła tylko niegłośne: "Cześć, Charles" po czym zaczęła szukać uwagi wszędzie indziej, więc i łatwiej niż Cassiusowi było jej wyłapać spojrzeniem Elijaha, do którego machnęła z wolna dłonią na powitanie. Dużo osób skupiało na nich uwagę, a odkąd Rowle stanął przy ich stanowisku, jeszcze więcej. Ces westchnęła w duchu, zewnętrznie ledwie dostrzegalnie wypuszczając powietrze przez usta. Gdyby nie Cass, prawdopodobnie czułaby chęć ucieczki z sali, a tymczasem, skupiła się na nim. Na jego słowach. Zatkała mu nawet usta dłonią, kiedy przeklnął. — Nie... — pierdol prawie jej się wymsknęło. Jako, że w swojej inwersji używała dużo przekleństw, a te zaskakująco łatwo wchodziły w głowę, dlatego zawiesiła ton, potrzebując doprowadzić swoje myśli do porządku. Tylko patrzyła na brata, w milczeniu, z dłonią przy jego buzi, aż w końcu opuściła ją, mrucząc: — Zapomniałam. Pomimo, że dobrze wiedziała, co chciała powiedzieć. Zamiast tego, całą swoją uwagę skoncentrowała na cieście, który mieli przygotować. Składniki dobrała na oko. Sypała bez szczególnej rozwagi, tak jak dobierała farby. Instynktownie. A zagniatała ciasto tym mocniej, im więcej problemów sprawiało ono Cassiusowi, żeby mogła się swoim własnym z nim podzielić. — Trzeba tak ugnieść i dodać trochę tego i wychodzi wtedy to. A z tego robisz takie i inne... jakbyś rzeźbił w glinie. Bardzo rzetelnie przedstawiła mu proces gotowania, używając słow takich jak "trochę", "tak" i "tego", bo nie do końca sama była pewna co zrobiła, ale wszystko wyszło jak należy. Mimochodem zerknęła też na Charliego, kontrolując czy dorównywał jej bratu w jego cudach. I chociaż ich owieczki wyglądały absolutnie identycznie... tylko przy Charlim chrząknęła wymownie, początkowo powstrzymując się od komentarza, dopóki nie znalazła w głowie odpowiednio neutralnego. — Bardzo ciekawa ta owca, Charlie. Brytyjska? Bo brytyjskie nie wyglądały na tak wyczochrane i skrzywdzone przez życie..
Wynik rzutu:6 Posiadane punkty z gotowania: owieczkowe 0 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Wynik rzutu:1, parzysta Posiadane punkty z gotowania:16pkt Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie Dodatkowo: w następnym etapie mam 6 z losowanka
- Ech, palnąłem głupi żart, przepraszam. Jesteś najlepszą zawodniczką Quidditch'a jaką znam. - powinien ugryź się w język, jeśli papla słowa bez pomyślunku. Spojrzał na Morgan z prawdziwą skruchą w oczach i odruchowo wsadził ręce w kieszenie spodni. Zanim podeszli do swojego stanowiska, to zobaczył, że do kuchni wszedł kapitan Ravenclawu, @Elijah J. Swansea i coś mu zadzwoniło w łepetynie. Widział ich parokrotnie razem i choć nie był mistrzem spostrzegawczości, to dostrzegł swoistą chemię pomiędzy blond Krukonem, a Moe. Chłopak oczywiście nie miał się czego obawiać ze strony Bruna, ale czy na pewno o tym wiedział? Może po spotkaniu koła Tarly obskoczy jakiś wpierdol? Nie miał dziś nastroju na bijatyki, ostatnia źle się zakończyła... I jakby na komendę, w kuchni pojawił @Charlie O. Rowle. O, temu to by chętnie podrasował śliczną buźkę. Jak ten Ślizgon działał mu na nerwy, to on nawet nie! Ale! Tego dnia miał zamiar skupić się na zadaniach kółka i na... nauczycielu prowadzącym. Tak przy okazji... Gdy tylko Hynek Bozik do nich dołączył, to atmosfera w kuchni zrobiła się jakaś taka... weselsza. Świąteczna. Bruno od razu zamienił się w słuch, spoglądając na profesora oczami maślanymi bardziej niż najbardziej maślane ciastka świata. Oczekiwał przyjścia jeszcze trzech wyjątkowych osób, ale... chyba nie miał co się łudzić. A na jedną spośród nich liczył szczególnie. - Ha! Owieczki, słyszałaś? - uśmiechnął się rozpromieniony i rozbawiony, gdy tylko nauczyciel zakończył objaśniać, co mają robić, a wszelkie składniki doleciały już do ich stanowiska - O słodki Merlinie, uwielbiam tego człowieka. - pokręcił głową z niedowierzaniem, chwytając za miskę i potrzebne produkty. I może to za sprawą enigmatycznej aury, która towarzyszyła Bozikowi, a może przez jego ogólne rozkojarzenie, ale... wszystko leciało mu z rąk. Dolał chyba za dużo mleka, a masło podgrzał przy pomocy różdżki ciut za mocno. Ciasto było jakąś obrzydliwą papką. Jak z tego miała wyjść owsiana owieczka? Największym baranem był on sam. I to nie ze względu na swoją fryzurę... A uważał się za dobrego kucharza... - No co do... - syknął pod nosem, zastanawiając się, czy jeśli teraz doda eliksiru, to uratuje sytuację, czy zamiast tego te rzygowiny eksplodują. Zarówno on, jak i Davies byli w polu rażenia, więc postanowił pomieszać jeszcze trochę, od czasu do czasu dosypując płatków owsianych. - Zazwyczaj nie idzie mi tak źle. - dodał głośniej, kierując swoje słowa do Moe, jakoby chciał się przed nią wytłumaczyć ze swojej niezdarności i tej papki, którą stworzył. Bardzo nie chciał też zawieść nauczyciela. Ba! Liczył, że uda mu się mu zaimponować swoim talentem. A tu taka sytuacja... Jednak zawsze może być gorzej, prawda? No i długo na to czekać nie musiał. Gdy tylko napotkał spojrzenie @Hynek Bozik, ten podszedł do niego i spojrzał z politowaniem na zawartość brunowej miski. Gryfon z zaciśniętą szczęką i spojrzeniem zbitego szczenięcia patrzył na nieziemsko pociągającego profesora i silił się na dobrą minę do złej gry. - N-naprawdę nie wiem, co poszło nie tak... - mruknął, wbijając wzrok w blat, bo już czuł, że wielki burak wpełza mu na twarz. Może to ten onieśmielający uśmiech? Sam nie wiedział. To znaczy... jedno wiedział na pewno - był kompletnym przegrywem. Profesor w kilku ruchach naprawił katastrofę, a potem wrócił do swoich zajęć. Cóż, jeśliby spojrzeć na całe zajście pozytywnie, to... Przynajmniej zwrócił na Tarly'ego uwagę. I nawet poświęcił mu chwilę! Czy to początek pięknego romansu?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
To wszystko brzmiało, jakby przed drzwiami strzeliła sobie łyczek Felicis, bo przygotowywanie ciastek w jej dłoniach robiło się właściwie samo, a ona w dużej mierze wpadła w trans i sama nie do końca wiedziała, co takiego robi. Gdyby ktoś jej kiedykolwiek zakał to powtórzyć, pewnie ulepiłaby prędzej w pełni funkcjonalny model smoka niż jakiekolwiek jadalne wypieki. A jednak tym razem stało się to faktem. Owieczkom w jej wykonaniu brakowało chyba tylko tego, by zaczęły wydawać żywe odgłosy. Być może miało się to zmienić, gdy już opuszczą piekarnik i będą równie bezbłędnie upieczone, co ulepione. - Nie pytaj. - wyprzedziła pytanie Tarly'ego, wyłącznie unosząc bezradnie ramiona, po czym odeszła na chwilę, poniekąd uciekając przed widokiem tego, jak bardzo to jemu teraz nie szło, ale przede wszystkim po to, by znad piecyka sięgnąć po ukrywające się tam barwione jajo. Z nim miała już komplet. Powodzi się, co?
Wynik rzutu:5 Posiadane punkty z gotowania: 0 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Serce na chwilę mu zamarło, gdy do kuchni weszła Frela. Zacisnął usta, chcąc powstrzymać się przed kolejnymi niepotrzebnymi słowami, padło ich już zbyt wiele pod wieżą. Milczenie jednak nie trwało długo – wywinięcie orła przez Nielsen skomentował głośnym śmiechem. Wyglądała uroczo komicznie, gdy nerwowo machała rękami, próbując uchronić się przed upadkiem. Nie zwracał uwagi na osoby kolejno wchodzące do kuchni, pogrążony w myślach. Z trudem siedział na dupie, bo obecność Frei mocno go drażniła – mógł się spodziewać, że tu przyjdzie, przecież gotowanie było jej pasją. Już miał wstać i wyjść, kiedy do sali wszedł on – Hynek Bozik. Ten człowiek roztaczał dookoła siebie taką energię, że Colton momentalnie odzyskał dobry humor. Będziemy kleić ciastki. No i elegancko. Przejrzał przepis, który był dla Aslana niczym starożytne runy – niewiele z niego rozumiał. Nigdy w życiu niczego nie piekł – w domu robiły to za niego skrzaty, a po drugie nieszczególnie go do babrania rąk mąkom ciągnęło. Niemniej jednak – udzieliło mu się podekscytowanie Bozika, więc zakasał rękawy i jeszcze raz powoli przeczytał instrukcje. Wciąż nie do końca potrafił rozszyfrować co ma dokładnie zrobić, więc niesiony natchnieniem (które spłynęło na niego znienacka) zaczął trochę modyfikować przepis. Zrobienie odpowiedniej masy trochę mu zajęło, ale ewidentnie po tych zajęciach będzie miał +10 do rzeźby. A jeśli o rzeźbieniu już mowa to nadszedł czas na wykrawanie ciastek. Może nie do końca wyszły foremne, ale who cares, skoro efekt końcowy prezentował się lepiej niż nieźle.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Spłoszył ją tak bardzo, że aż zrobiło mu się głupio i poczuł jak gorę biorą w nim wyrzuty sumienia – a nawet nie wiedział z jakiego powodu! No bo co jej właściwie zrobił, zabrał jajko? Odezwał się? Nie był towarzyskim diamentem, ale zdawało mu się, że jest jeszcze w stanie otworzyć usta w taki sposób, by nie było zupełnie niezręcznie. Czyżby się mylił? — Przepraszam — powiedział do niej cicho, próbując jakoś uratować tę dziwaczną sytuację, ale wtedy do kuchni wszedł profesor Bozik i dziewczyna zupełnie przestała zwracać na niego uwagę. Coś mówiło mu, że choćby miał stanąć jej teraz przed oczyma, nie będzie na niego reagować. Dziwna sprawa... kim ona w ogóle była? Niezbyt ją kojarzył i im dłużej o tym myślał, tym wyraźniej widział, że nie tylko jej imię było mu obce – w ogóle nic o niej nie wiedział i po prawdzie to do tej pory nawet nie bardzo ją zauważał. Może była z młodszych roczników tylko wyglądała dojrzalej niż jej rówieśnicy? Dziewczyna uciekła, a on został sam, zupełnie zdezorientowany... i chyba trochę rozdrażniony, bo każde kolejne czeskie słowo wypowiadane przez mężczyznę wzbudzało w nim irytację. Od wyjazdu Pandory niezbyt lgnął do towarzystwa przyjezdnych i Hynek Bozik nie był pod tym względem wyjątkiem – jakkolwiek wcześniej ten język wzbudzał w nim rozbawienie i rozczulenie, tak teraz działał mu na nerwy. Drażniło go to, że bez trudu kojarzył niektóre ze słów – a raczej to dlaczego je kojarzył. — Do dzieła — powtórzył po Boziku pod nosem, zakasując rękawy. Puchonka znów się przy nim pojawiła, ale on taktycznie nic już nie mówił, bojąc się, że znów ją wystraszy. Miała w sobie coś z łani – dużo łagodności i jeszcze więcej płochliwości. Ledwo zabrał się do roboty, a już widział, że to nie jest jego dzień. Może to kwestia tego, że niepotrzebnie się nakręcił i dał zirytować nic nie znaczącym głupotom... w każdym razie wystarczyło wrzucić kilka składników do miski, by zaczęła się tragedia. Konsystencja w ogóle nie była taka jak należy, kolor jeszcze gorszy. Nie potrafił naprawić jej w żaden sposób, więc pomyślał, że może przydałoby się dodać tajemniczy eliksir... z drugiej strony ciasto nie wyglądało tak jak powinno, a on nie wiedział co jest w fiolce. Zawahał się i odnalazł wzrokiem Bozika. — Profesorze... — zaczął, ale ten nie zwracał na niego uwagi. Był zajęty Tarlym, który ewidentnie też coś sknocił. Westchnął ze zrezygnowaniem. — Chrzanić to — powiedział niby do siebie, ale na tyle głośno, że Bonnie najpewniej to słyszała. Sięgnął po fiolkę i bez zastanowienia wlał jej zawartość do środka. No bo co mogło się stać? Zerknął na pracę swojej sąsiadki i aż otworzył szerzej oczy. — Czyli jednak da się ulepić z tego coś ładnego... — powiedział nie bez zazdrości — masz talent — dodał, uśmiechając się do niej kącikiem ust.
Wynik rzutu:1 → nieparzysta Posiadane punkty z gotowania: 15 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Wynik rzutu:6 Posiadane punkty z gotowania: 4 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Gdyby wzrok mógł zabijać, to Colton już dawno leżałby bez życia na zimnych kaflach prosektorium. Na szczęście nie posiadała w zanadrzu takich mocy, więc nie pozostało jej nic innego jak z honorem się podnieść i otrzepać tyłek, a potem zająć miejsce z zachowaniem trzykrotnie zalecanej odległości od drugiej osoby w czasie koronawirusowej kwarantanny. Naturalnie tej dotyczącej nieznajomych, a nie osób śpiących w jednym łóżku. W pomieszczeniu zebrało się już wielu innych kuchcików, także cieszyła się w duchu, że może dalej ignorować aslanową postać. W końcu przybył również i masterchef Bozik, który zgrabnie i z niesłabnącym zaangażowaniem wyjaśnił im jakiego typu cukierniczą walkę będą dzisiaj prowadzić. Było gwarnie i dość wesoło, ale nie potrafiła pozbyć się resztek irytacji, które siedziały wygodnie na jej ramionach. - Lepimy owieczki... - powtórzyła za Hynkiem bez większego entuzjazmu, po czym związała jasne włosy i rzuciła tajniacko okiem jak radził sobie jej niebieski koleżka. Z satysfakcją zarejestrowała, że wyglądał na totalnie zbitego z tropu kiedy przeglądał karty z przepisem. Uniosła w zadowoleniu kącik ust. Nie miała pojęcia co tutaj wyprawiał, ale może zakończy swą przygodę z pieczeniem na tym jednym incydencie i skoncentruje się na miotłach, aby w przyszłości móc zastąpić na stanowisku woźnego Dragosa Faflunia. Sięgnęła po przepis i przeleciała po nim szybciutko wzrokiem - owieczki nie wydawały się być takimi strasznymi jakimi je tutaj opisywano, więc wzięła się do roboty. Podwinęła rękawy, aby uniknąć niepotrzebnego brudzenia się mąką (czyste rękawy, a przód brudnawy) i zaczęła zabawę. Po wymieszaniu wszystkich niezbędnych składników, chwyciła pewnie porcję przygotowanego przez siebie ciasta i zaczęła je wyrabiać. Zupełnie jak w domu. Z zadowoleniem spojrzała na dzieło swych rąk - idealna barwa, perfekcyjna konsystencja. Ciasto wyszło sprężyste i dość łatwo formowało się w dłoniach. Kiedy ułożyła gotowe owieczki na blaszce i skierowała wzrok w stronę Coltona, mina jej zrzedła. Musiała z bólem przyznać, że małpie również szło dość dobrze. No skandal.
W czasie kiedy uczniowie pracowali nad swoimi ciastkami Bozik zasmakował zawartości to jednej swojej fiolki, z wielkim namysłem i skupieniem, to drugiej. Obu zawartość wyglądała bardzo podobnie… W kuchni panował bardzo przyjemny ruch, który Bozika wprawiał w wielkie zadowolenie, choć same składniki nie zapowiadały takich przepysznie słodkich aromatów gdy pierwsze blaszki wylądowały w piecu po kuchni zaczął się rozchodzić zniewalający zapach. Czy to sprawa magicznego eliksiru..? Nauczyciel nie wyglądał na strapionego żadnymi porażkami, uczniów którym poszło najgorzej pocieszał wesołymi czeskimi dowcipasami, a tych, którzy byli speszeni sytuacją w której im coś nie wyszło opowiadał o piekących się owieczkach. Bez chwili namysłu podszedł do @Bruno O. Tarly by pomóc mu z jego ciastem i jeszcze piękniej uśmiechać się do niego swoim czarującym uśmiechem półwila na widok jego zmieszania i krępacji. Chciał bowiem, żeby się każdy świetnie bawił na tych zajęciach, przynajmniej w połowie tak dobrze, jak on sam. Doglądał z uwagą jak idzie innym uczniom i choć przeoczył tragedię w misce @Elijah J. Swansea to z zadowoleniem pokiwał głową nad tym, że nikt się nie poddał i wszyscy dzielnie działali klejąc ciastka. - Eliksir - zaczął, kiedy ostatnia blaszka wylądowała w piecyku, odnosząc się do pytania @Bonnie Webber - Który wam dziś dałem, to mój własny wymysł. - powiedział kiwając głową. Na całe szczęście tym razem nie miał na myśli piwska!- Pozwoli on waszym owieczkom oživit sie! - zaśmiał się perliście, a kiedy półwil się śmieje, to przecież nikt nie może pozostać smutnym. A już na pewno nie osoby, które stoją najbliżej jego stanowiska (biedny Bruno) - Zobatimi czy wasze owieczki będą hasać i skakać..! Czy może wcale nie. - pokręcił głową, bo po tym co widział z ich popisów modelarskich to na dwoje babka wróżyła! - A kiedy ciastki ostygną, trzeba będzie owieczki malovat! Tak jest! Domowe skrzaciki współpracujące z profesorem zaczęły wydobywać pierwsze blaszki z ciastkami i przekładać je wprawnie na drewniane deseczki, na których ciastka mogły stygnąć spokojnie, podczas gdy studenci brali się za ozdabianie swoich owieczkowych dzieł.
Tak jak wcześniej, za każde 10 pkt w kuferku z kuchcikowania można sobie dodać/odjąć oczko do wyniku kostki. Jeżeli sobie dodasz/odejmiesz w tym etapie, nie możesz tego zrobić w następnym (wciąż mogą sie przydać, hihi). Do swoich postów proszę dawać linki z wynikami rzutów.
Kod:
<zg>Wynik rzutu:</zg> [url=LINK DO KOSTKI]wynik[/url] <zg>Posiadane punkty z gotowania:</zg> wpisz <zg>Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek?</zg> tak/nie
Etap II
Jeśli w etapie I wypadło Ci 1-3:
Twoje owce są… raczej smutne. Trudno znaleźć na to inne słowo, niektóre z nich wyglądają jakby je ktoś nadepnął, inne przewracają się na główki. Niektóre rzeczywiście przypominają owce, ale to wyjątki. Widok innych jest tak straszny, że koleżanka stojąca na lewo od Ciebie prawie się popłakała. Kalekie baranki czekają na Twój ratunek - miejmy nadzieję, że jak im domalujesz ładne uśmieszki to nie będą wywoływać łez, albo chociaż będą to łzy szczęścia.
Spoiler:
wynik: 1-2 Trzeba się z tym pogodzić, nie jest Ci dane stworzyć pięknych owieczek. Bozik zapewnia, że widzi, że się starasz, ale te obłe kształty, te kalekie podrygiwania… Kiedy próbujesz uratować sytuację posypką owieczka upada i patrzy na Ciebie swoimi lukrowanymi oczkami tak, że już wiesz, Ty już wiesz, że ją zawiodłeś... wynik: 3-6 Nie ma takiej rzeczy, której nie da się naprawić brokatem - tak mówiła Mona Liška na zajęciach z działalności artystycznej. Stawiasz więc na kolory, posypki i inne ozdobniki, a tam, gdzie Twoim owieczkom czegoś brakuje po prostu dorabiasz im więcej. Nikt nie wie jak to się stało, pewnie nie wiesz tego nawet Ty sam, ale finalnie twoje owieczki wydają się być wcale nie gorsze od pozostałych! Od dziś, mów sobie per cudotwórca.
Jeśli w etapie I wypadło Ci 4-6 :
Twoje owieczki wyglądają nieźle, a niektóre nawet wspaniale! Jest parę niedociągnięć ale to pewnie wcale nie jest Twoja wina, tylko któraś z tych zmutowanych owiec kolegi na prawo przyatakowała Twoją. Musisz się teraz skupić i naprawdę postarać ładnie ozdobić ciastka - szkoda byłoby zmarnować takie dzieło.
Spoiler:
wynik: 1-4 Bajecznie, świetnie, idealnie. Owieczki prężnie podskakują umalowane kolorami i obsypane posypkami. Udało Ci się dokonać tego, na co kierował Cię przepis - śliczne i pyszne owieczki prezentowały się zjawiskowo błąkając po stoliku przed Tobą i wprawiając w zachwyt zawistnych zazdrośników na lewo i prawo! wynik: 5-6 Trudno powiedzieć co poszło nie tak. Owieczki po wyjściu z pieca wyglądały świetnie, jednak im więcej lukru i ozdobników tym gorzej…
| czas na odpis 24h
W razie pytań czy problemów zapraszam @Dina Harlow
Ostatnio zmieniony przez Hynek Bozik dnia Sob Kwi 11 2020, 21:07, w całości zmieniany 1 raz
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Wynik rzutu:2 Posiadane punkty z gotowania: 6 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Niestety jej przyjaciel się nie pojawił, więc gdy tylko się pojawił nauczyciel, szybko wkroczyła za nim do kuchni i stanęła bliżej ucznia o imieniu Charlie i zacnym nazwisku Rowle. Nie chciała się czuć na tych zajęciach całkowicie obco. Miała się świetnie bawić z Dickensem, ale zapewne coś mu wypadło, bo nigdy ale to nigdy jej bez powodu nie wystawiał. Sięgnęła po miskę i zaczęła coś przygotowywać, teoretycznie na podstawie przepisu, który dał im profesor, ale nie do końca. Wyglądało to wszystko tak jakby otrzymała od profesora dla żartu zupełnie inny przepis. Matka mówiła, że nie powinna wchodzić do kuchni i próbować ugotować coś dobrego. Tym bardziej tort w jej wykonaniu były całkowitą abstrakcją. Sięgnęła po mąkę i inne składniki. Gdy próbowała wszystko lepić to tak się zamachnęła próbując odlepić ciasto od ręki, że kulka ciasta wylądowała na plecach @Aslan Colton . Gwałtownie pokazała rękoma, że nie chciała. -Przepraszam- powiedziała praktycznie bezgłośnie i starała się już uważać. Gotowe ciasto zaczęła formować w owieczki, ale to wcale nie przypominało owieczek, tylko zmutowane gumochłony. Wzruszyła jednak ramionami, już lepiej nie będzie.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Wynik rzutu:2 Posiadane punkty z gotowania: nope Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nope
Drgnęła słysząc niemal przy swoim uchu nieeleganckie "chrzanić to". Popatrzyła na Elijaha z niemym szokiem, że on stoi tuż obok i wydaje się, że w pewien sposób był w jej towarzystwie. Ten popularny kapitan krukonów (!)... Ciężko było jej w to uwierzyć i czuła się zakłopotana, a że nie wiedziała co ma mówić do tak popularnej osoby to wolała czmychnąć. Nie chciała się skompromitować, gdyby powiedziała coś nie tak, a przecież wokół było sporo ludzi i ktoś mógłby się zacząć z niej śmiać. Gdy skomplementował jej mączny twór poczuła jak jej uszy czerwienieją. - D-dzięki. - bąknęła z zawstydzeniem i w akcie rewanżu zerknęła na "masę" w jego misie. Wyglądała tak żałośnie, że zrobiło się jej niemal przykro. - Oj. Chyba.. chyba wrzuciłeś za dużo masła. Powinno... powinno być sto osiemdziesiąt gram. - nieco drżącą ręką sięgnęła po przepis i wskazała mu pozycję, a następnie na opakowanie po tym, które dodał - miało w sobie aż dwieście pięćdziesiąt gram. Gotowa była mu nakreślić sposób w jaki odratować jakoś jego masę, jednak musiała już oddać swoje owieczki do pieczenia. W oczekiwaniu na ich powrót stała obok Elijaha i czuła się bardzo... nijako. Chciałaby powiedzieć coś fajnego, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Miętoliła skrawek swojego rękawa i nie wiedziała gdzie ma się podziać. - Ciekawe czy będą podskakiwać jak tutejsze czekoladowe żaby. - postanowiła zagadnąć w ten sposób, aby w razie czego usprawiedliwić jego potencjalny brak odpowiedzi. Równie dobrze może udać, że jej nie słyszał, a jej będzie mniej głupio, bo wytłumaczy sobie, że mówiła ot tak, pod nosem. Po paru chwilach mogła zająć się dekorowaniem owieczek. Starała się przy każdym zawijasie, pomalowała lukrem obrożę, namęczyła się przy oczkach i konturach. Zapach miło nęcił, aż miała ochotę uszczknąć sobie kawalątek. Raz na jakiś czas zerkała nieśmiało na postępy Elijaha. Należał do artystów, więc pewnie jego owieczki będą oszałamiające. Nie chciała "odstawać" więc starała się po to, aby jeszcze raz zdobyć uznanie w jego oczach. Z jej gardła wydobył się śmiech, gdy jedna z ciastkowych owieczek wysunęła się spod jej pisaka lukrowego i zaczęła tarzać się w cukrze pudrze. - Szkoda będzie cię zjeść. - zagaiła do ciastka i gdy owieczka turlała się po tacy Bonnie regularnie dodawała na nią kolorowej posypki. Nie oceniała jeszcze wyglądu swoich owieczek, bowiem zbyt dobrze bawiła się przy jednym z ostatnich.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Wynik rzutu:2 Posiadane punkty z gotowania: 0 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? -
Mina @Freja Nielsen była miodem na jego zbolałe serce. Wiedział, że definitywnie odniósł sukces, gdy w jej spojrzeniu odmalowała się zazdrość i złość. Poczuł kolejny przypływ weny, a gdy Hynek oznajmił, iż nadszedł czas na dekorowanie, nie miał złudzeń co do tego, że wyjdzie mu po prostu świetnie. Z wielkim uśmiechem zdobiącym jego blade lico zabrał się do roboty, cicho nucąc pod nosem. Miał nadzieję, że Nielsen słyszy ten tryumfalny gwizd i mocno weźmie sobie do serca to, ze karma wraca. Znad gotowych, pięknie wypieczonych owieczek posłał jej spojrzenie pt. „szach mat”. Nie wiedział czy jego dobry humor wynika z obecności Bozika czy też z faktu, że po prostu wyszło mu klejenie ciastków. Czując przypływ weny, zaczął ozdabiać owieczki. Maksymalnie skupiony, dodawał kolejne elementy, tworząc istne arcydzieło. I naprawdę wszystko byłoby idealne, gdyby nie poczuł pocisku na plecach. Co to, kurwa, wojna?!, zaklął w myślach, rozglądając się nerwowo na boki. W międzyczasie wyjął różdżkę, jakby co najmniej Voldemort się w tym piecu miał obudzić i to właśnie on go zaatakował. Gdy natknął się na wzrok @Katherine Russeau, a następnie usłyszał jej przeprosiny już wiedział, że to ona stoi za tym nikczemnym zamachem. Starał się ukryć zdenerwowanie i wspinając się na wyżyny uprzejmości, w ostatniej chwili zamknął pysk, żeby jej nie nawrzucać i nie zacząć zadymy. Na tyle na ile był w stanie oczyścił plecy z ciasta, bo Ślizgonka nie raczyła tego zrobić i powrócił do zdobienia ciastek. Efekt końcowy w jego mniemaniu był powalający. W myślach tytułował się na wirtuoza kuchni i cierpliwie czekał na sąd ostateczny czyt. opinię Hynka Bozika.
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Wynik rzutu:piąteczka Posiadane punkty z gotowania: 4 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? --
Kiedy profesor Hynek - Rodzynek zapowiedział wesoło, że pora na dekorowanie owieczek, mina jej nieco zrzedła. Nie przepadała za ozdobnikami w postaci lukru, kolorowych landrynek i cukiereczków oraz innych barwnych posypek - jej ulubione ciastka były klasycznie maślane, pozbawione udziwnień, a szczycące się złotym odcieniem. Takie dokładnie były, kiedy wyjęła je z pieca – idealnie kruche i cudownie pachnące. Ścisnęło ją w żołądku z głodu na myśl, że będzie musiała przy nich wydziwiać, ale czego się nie robi dla poszerzania własnych horyzontów i kompetencji! Stwierdziła, że nie ma co płakać nad łysą owieczką – w końcu to czas świętowania, więc można się troszkę zabawić. Przeczytała raz jeszcze przepis starając się zapamiętać go jak najlepiej, aby móc później odtworzyć dzisiejsze pieczenie w domu. Spojrzała oceniająco na stworzoną przez siebie bazę pod kolejny etap, którym było dekorowanie. Owieczki były tak śliczne, nawet jeśli golusieńkie... - Przepraszam, a czy będziemy mogli choć część zabrać ze sobą? - zapytała @Hynek Bozik i spojrzała błagalnie w jego stronę. Obecność Boziszcza sprawiła, że nagle poczuła się nieco pewniej siebie, i nie czekając na odpowiedź zdecydowała się schować jedno z ciasteczek (naprawdę tylko jedno!) do kieszeni luźnego sweterka, a na resztę z nich spojrzała przepraszająco – chciała pójść w absolutny minimalizm i posłużyć się wyłącznie kilkoma czarnymi koraliczkami aby nadać owieczkom oczy, a na ich grzbiety nałożyć cieniutką warstwę lukru, do której następnie mogłaby przykleić watę cukrową. Waty cukrowej jednak tutaj nie mieli, więc postanowiła trzymać się póki co cukrowej polewy, a w przypadku niezadowalającego efektu będzie kombinowała dalej. Tak się wciągnęła, że zapomniała o bożym świecie, ale powrót do rzeczywistości był jak zwykle nieprzyjemnie otrzeźwiający. Jej uszy raniło niemelodyjne nucenie Aslana, który jako tymczasowy wirtuoz kuchni poczuł tę moc i myślał, że jest już wirtuozem we wszystkich innych dziedzinach życia. Skrzywiła się i spojrzała na niego znacząco, ale mimo tego, że złapał jej spojrzenie, zdawał się nic kompletnie sobie z tego nie robić. Zirytowana pomyślała tylko, że mogłoby tego pimpka choć na chwil kilka coś zmieść z powierzchni ziemi, cokolwiek, bo jak zaraz się nie uspokoi to oberwie. No i nie musiała długo czekać, bo nasz lwi bohater dostał tłuczkiem w postaci ciasta po nerach. Parsknęła widząc jego chaotyczne rozglądanie się na boki w poszukiwaniu winowajcy i na wszelki wypadek uniosła ręce w geście obronnym, aby widział, że wbrew wszelkim pozorom to nie z jej strony nadszedł atak. Zaraz po tym złapała za przygotowany wcześniej rękaw wypełniony lukrem i pochyliła się nad ciastkami myśląc, że największy fun już za nią, ale kiedy uniosła wzrok i zobaczyła jak @Aslan Colton niemal obraca się wokół własnej osi (cudowna balerina!) z różdżką w ręku aby oczyścić plecy z ciasta, zaczęła się śmiać w głos, co poskutkowało niekontrolowanym ściśnięciem rękawa cukierniczego. o boże o kurwa jej ciastki o boże o bozik. No i w pizdu, wylądował (lukier), i cały misterny plan też w pizdu. Jej owieczki pływały w tym paskudztwie, ich miny były zasmucone, a Frela przejęła aslanowe nucenie i przemieniła je w potok norweskich wulgaryzmów. Wyjęła różdżkę i z westchnieniem schyliła się aby posprzątać lukrowy armagedon, który powoli kapał sobie ze stołu na podłogę (chciała komuś oszczędzić wywinięcia orła na posadzce, siniak na pośladzie dawał o sobie znać) i, UWAGA, napotkała wzrokiem piękne, zdecydowanie pozbawione lukru jajeczko wielkanocne. Siedzi Freja pod stołem z poprawionym humorem - wzięła maleństwo w dłonie i z radością wypisankowaną na twarzy schowała je do kieszeni, zaraz obok maślanej owieczki, która jako jedyna uchowała się przed cukrową katastrofą.
Wynik rzutu: 6, bo tak rzekła kostka z poprzedniego etapu Posiadane punkty z gotowania: 16 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nope
Nie szło mu to owieczkowanie wybitnie. Ale nie byłby sobą, gdyby poddał się tak łatwo. Chciał udowodnić swoje umiejętności zarówno profesorowi, jak i... sobie samemu. Źle czuł się z tym, że Bozik musiał uratować jego ciasto, że on sam nie dał rady. Robił więc wszystko, na co tylko wpadł, by podrasować swoje ciasteczka. Gdy tylko wyciągnął je z pieca i ciutkę ostygły, to zabrał się za ich dekorowanie. Choć z lekcji Działalności Artystycznej nie wyniósł za wiele (poza kilkoma szlabanami), to teraz czuł w sobie ogromne pokłady weny twórczej. Jeśli jego owce nie będą się nadawać do zjedzenia, to chociaż zrobią za ładną ozdobę. Jadalny brokat, cukrowe kuleczki i czekoladowe wiórki sypały się na jego stanowisku niczym wesołe wtrącenia Hynka. A efekt końcowy? Cóż, zaskakująco dobrze! Mógł teraz odetchnąć z ulgą i czekać, aż jego ciasteczkowi milusińscy ożyją.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wynik rzutu:5 Posiadane punkty z gotowania: mao Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? -
Bruno i jego owcze wybryki zostali uratowani za sprawą profesora, który z każdym wypitym przez siebie 'eliksirem' wyglądał na weselszego. Cokolwiek wymyślił dla wypieków, nie mogłoby zadziałać tak dobrze i ożywiająco, jak to, co sam sobie namiętnie dawkował Z ozdobami ewidentnie przedobrzyła, bo, wbrew słowom Mony, żadna ilość ozdób i brokatu nie poprawiała stanu jej stada baranków. Było wręcz z nimi coraz gorzej, a ona kompletnie nie potrafiła tego wyjaśnić. Nie dziwiłoby jej, gdyby po prostu nie poradziła sobie z wypiekami i dobraniem odpowiedniej ilości do nich, czy zmieszaniem ich. Ale przy zdobieniu? Morgan, na wszystkie tuptające szpiczaki. - Nie ma zbyt wielu Ślizgonów to sami sobie zrobiliśmy stado baranów. - wypaliła z rozbawieniem do Tarly'ego, nad którym tym razem nie musiał już czuwać opiekun, bo szło mu naprawdę nieźle, jak na pierwotną klęskę. Może poprawki Bozika ośmieliły go, albo weszły mu na ambicję na tyle, że postanowił w ramach kolejnych etapów pichcenia pozytywnie zabłysnąć?
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Prychnął cicho na komentarz Ces o tym jaki to się może Bozik urodził. Nie chciał słuchać o żadnych narodzinach, nie kiedy perspektywa dwójki dzieci była na horyzoncie. Zamiast tego chętnie osłonił swoją siostrzyczkę przed Czarlim, bo niezależnie od tego jak wiele by sobie nie wyjaśnili, Cass miał w sobie zdecydowanie zbyt wiele cech typowego psa obronnego. Nie mógł zignorować faktu, że jego maleńka siostrzyczka sama od Rowla uciekała. Posłał mu więc pytające spojrzenie, a chociaż nie było ono przeładowane wkurwieniem to powieka drgnęła mu niebezpiecznie, kiedy jeszcze bardziej zaborczym gestem przytulił do siebie Caelestine. Ten wzrok mówił jedno „pogadamy o tym później”. Oj, z pewnością tego dopilnuje. Tymczasem starcie z owcami w rzeczywistości przypominało pole bitwy. Cassius wolał farby, zdecydowanie. Nie odnajdywał się w świecie lepkiego czegoś oklejającego palce, a chociaż siły do ugniatania ciasta mu nie brakowało to ewidentnie zabrakło tutaj jakiegoś pojęcia o balansie smaków. No cóż, gdyby to był konkurs na mieszanie barw to nawet taki idiota jak on, malujący tylko szarościami, byłby w stanie sobie z tym poradzić. Jednak owce? Krzywe czy nie, wyglądały wciąż jak owce. - Brałaś jakieś korepetycje u Eli? - Podpytał swoją siostrzyczkę, bo kiedy podejrzał jej owieczki, te wyglądały co najmniej perfekcyjnie. Gdyby takie dzieło dostrzegł u swojego kochanego kuzyna (pozdrawiamy Eliasza), to pewnie zapłonąłby zazdrością i zaklęciem połamał mu wszystkie świeżo upieczone owieczki. Z sukcesu Ces był w stanie jedynie się cieszyć. Pogłaskał ją po głowie przedramieniem, bo dłonie miał uwalone w mące. Nie zdziwił się, kiedy z piecyka wróciły do niego małe potworki, a nie owce. Jakieś takie powykręcane, niektóre pozapiekane ze sobą budziły prawdziwą grozę. W ruch jednak natychmiast poszły kolorowe pisaki z lukrem, chrupiące posypki i naklejki spożywcze, z którymi Cassius obchodził się tak, jakby robił to całe swoje życie… i w zasadzie to trochę tak było. Kiedy był młodszy to bawił się tak ze swoimi siostrami i kuzynkami. Wyżycie artystyczne poprzez drobne zabawy koralikami i przyklejaniem liści nie budziło może respektu w latach późniejszych, ale sprawiło, że młodzi artyści nabierali precyzji. Przyklejał im oczka bardzo dokładnie, rysował różowe brzuszki, niby chmurki z waty cukrowej, a tam gdzie coś było ewidentnie krzywe i brzydkie zaraz zalepiał gwiazdką czy uśmieszkiem, albo całą masą chrupiących w zębach koralików. Jedną, nad którą wyjątkowo się postarał wręczył swojej siostrze. - Nie są tak piękne jak twoje, ale chyba będą jadalne. Chyba.
Wynik rzutu:4 Posiadane punkty z gotowania: nadal zero Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nadal nie
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Wynik rzutu:4 Posiadane punkty z gotowania: 6 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Katherine widziała minę Astona i nie było jej do śmiechu. Naprawdę obiecała po ostatnim wypisie ze Szpitala,że będzie grzeczna o ile ojciec pozwoli jej wrócić do szkoły, a ona obieca, że postara się by nie było nawrotu choroby. Nie mogła do końca być tego pewna, ale mogła chociaż pilnować swoje mordercze zapędy i dążenie do autodestrukcji. Jej autoagresja nie powinna się wtedy pojawiać w większości przypadków kontaktu z innymi ludźmi. @"Aston Colton" wyglądał jednak obecnie niczym wściekły psidwak, któremu zabrano ostatni i jedyny posiłek danego dnia. Naprawdę nie chciała złośliwie go ubrudzić, dlatego gdy odkrył, że to ona oraz gdy tylko wytarła ręce, to różdżką rzuciła zaklęcie czyszczące na jego koszulkę. -Uważaj bo się zapowietrzysz.... - powiedziała cicho, krzywiąc się lekko, bo w tym momencie to on wyszedł na gbura z Ravenclaw a nie ona na wredną małpę ze Slytherinu. Wróciła do tego by wyjąć swoje owiecki z piekarnika, ale gdy tylko je zobaczyła to momentalnie mina jej zrzędła. Jej owieczki były strasznie smutne. Jedno ciastko wyglądało jakby spadło, a one je przydeptałą podeszwą, a jeszcze inne były zmutowane strasznie. Szybko przymknęła oczy, a gdy jedna z dziewczyn obok zaczęła płakać widząc jej potworkowate owce z horroru to szybko zaczęła działać. Tutaj trochę brokatu, tu gwiazdki, tutaj kuleczki złote i srebrne, tutaj dorobiła nosek, a tak dwoje uszu. Tak się spociła przy tym, że aż musiała przegubem ręki zetrzeć pot z czoła, no ale widząc teraz owieczki, wyglądały dla niej obecnie niczym malutkie pstrokate arcydzieła.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Wynik rzutu:3 Posiadane punkty z gotowania: 18 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Nie dziwił się, że siostrze przyjaciela mogło być dziwnie w jego towarzystwie, jemu też trochę było. Rowle jednak nie dał po sobie niczego poznać, witając się z uśmiechem i wchodząc w krótką konwersację. Zawsze się cieszył, gdy widział i mógł pracować z Cassiusem — po wyprowadzce z zamku został w dormitorium trochę samotny. Przyglądał się pracy innych, gdy jego owce tkwiły w piecyku i wycierał właśnie ręce w szmatę, gdy usłyszał głos Calineczki. Przesunął na nią spojrzenie ciemnozielonych, błyszczących oczu i uśmiechnął się pod nosem, nieco rozbawiony. Takie to niepozorne, takie ciche wrażenie ma sprawiać, a nie dość, że tyle brzydkich słów znała, to jeszcze była małym złośliwcem. Nie zamierzał jednak jej zdradzać, grzecznie grając w grę i pozwalając jej sprawiać pozory takie, jakie sobie wymyśliła. Lubił ją przecież. Wzruszył więc ramionami, drapiąc się po nosie. - A czy brytyjskie owce różnią się mono od innych? Mnie się wydawało, że są trochę, nie wiem, krzywe? Chore? Upośledzone? Na pewno ciasto jest pyszne! - zaczął ze spokojem i uśmiechem, nachylając się i wskazując @Caelestine Swansea jedno z ciasteczek palcem, wyglądało na nieszczęśliwe. - No zobacz sama! Jak ktoś go zobaczy, zrobi mu się szkoda, że jest brzydszy od innych i go weźmie! Ty byś go tak zostawiła samego, wśród owiec idealnych? Zapytał z udawaną powaga, patrząc na nią jeszcze chwilę, po czym odrzucił szmatę i wyprostował się, przeciągając leniwie. Zbulwersowania ślizgona oczywiście nie zauważył, bo przecież nic się takiego nie wydarzyło poza zalaniem, biciem po głowie i tym, że był idiotą. Wybuch śmiechem, gdy upieczone ciastka wróciły przed ich nosy. Porównał swoje i te należące do @Cassius Swansea. - Nie tylko moje są upośledzone, co? Chodź stary, użyj swojego talentu i naprawmy je brokatem, bo Twoja siostra umrze ze wstydu przez to, że pracujemy z nią przy jednym blacie. - rzucił zaczepnie ze śmiechem, ochoczo biorąc się za dekorowanie. Nie był artystą, więc szło mu niezgrabnie, ale się starał. Widać było na jego twarzy skupienie, gdy delikatnie dekorował swoje upośledzone owieczki — sypiąc je brokatem, dając trochę posypek i lukrów. Zaangażowany w wypieki, nucił pod nosem i podśpiewywał balladę. Gdy ostatnią owcę polukrował różem, spojrzał na rodzeństwo Swansea zadowolony, całkiem dumny z siebie. - Ej, nie wyglądają już tak tragicznie, nie? Samo przebywanie z wami, wy geniusze malunku sprawia, że i mnie wychodzi. Teraz nawet ja bym je zjadł.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
— Sto osiemdziesiąt? — powtórzył po niej z niedowierzaniem, chwytając w palce kartkę i przyciągając sobie przed oczy, które przymrużył żeby lepiej widzieć. Zaraz odsunął ją nieco dalej, na odległość, z której widział lepiej i aż wziął głębszy wdech kiedy okazało się, że dziewczyna miała rację — Byłem pewny, że tu jest napisane dwieście trzydzieści... — był na granicy wydania z siebie żałosnego jęku, który jednocześnie oznaczałby jego kulinarną kapitulację. Powstrzymał się jednak, wziął powolny i głęboki wdech na uspokojenie coraz mocniej skołatanych nerwów i niechętnie spojrzał w swoją miskę, tak jakby spodziewał się zobaczyć w niej coś innego niż zostawił. — Nauczka żeby wszędzie nosić ze sobą okulary. — Mruknął jeszcze i zgarnął na palec trochę surowego ciasta, którego spróbował. Konsystencja była nie najlepsza, ale w smaku były niezłe – oczywiście poza tym, że były zdecydowanie bardziej maślane niż powinny. Postanowił się nie zrażać (i nie patrzeć przypadkiem w stronę Cassiusa, bo gdyby jakimś cudem kuzynowi poszło lepiej niż jemu, ród Swansea uszczupliłby się o jednego członka) i spróbować coś z nich zrobić. — Może będą beczeć — skomentował, próbując nadać swojej masie kształt owiec — pochodzisz ze Stanów? — zagadnął ją, bo charakterystyczna angielszyczna, tak odstająca od brytyjskiego akcentu jakim posługiwał się Swansea, od razu rzuciła mu się w oczy. Oderwał wzrok od wycinanych przez siebie kształtów (które swoją drogą wyglądały coraz lepiej, nawet jeśli ciasto nie do końca z nim współpracowało) i popatrzył na dziewczynę (starając się nie patrzeć na jej dzieło z przesadną zazdrością – nawet jeśli było to trudne). — O rany, wybacz mi, gdzie ja mam głowę. Elijah. Swansea. A Ty to...? — wyciągnął do niej rękę, chcąc by ją uścisnęła, lecz w połowie drogi zmiarkował się, że cała jest w mące i cieście, więc z zawstydzeniem ją cofnął i uśmiechnął się, by jakoś zamaskować tę wpadkę. Po upieczeniu ciastek nadszedł moment na dekorowanie, co zdecydowanie ucieszyło Swansea. Postanowił sięgnąć po absolutnie wszystkie środki, które miał pod ręką, wszystko byle przykryć te ciastkowe koszmary. Tu coś dorobił, tu dodał posypki, jedną zrobił w barwach tęczy, drugiej stworzył pełne kędziorków futerko. Z każdym kolejnym krokiem widział efekty swoich starań i odzyskał nawet nadzieję, że te nieszczęsne owieczki da się jeszcze uratować.
Wynik rzutu:6 (wcześniej 1) Posiadane punkty z gotowania: 15 Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Kuchcik Caelestine nie brala lekcji u nikogo. Wydało się, że kiedy piekła z Cassiusem, być może sama nie przyłozyła dłoni do spalenia cennego sprzętu kuchni Swansea. A być może to po prostu szczęście, które jej dzisiaj dopisywało. Splatajac ręce za plecami, patrzyła na swoje ciasto i chociaż było idealne… idealnie ugniecione i idealnie wycięte w perfekcyjne owieczki, było dokładnym przeciwieństwem tego, co Caelestine chciała osiągnąć. Cysia lubiła nieregularność, nieprzewidywalność w rzeczach, które nazywała sztuką. Te ciastka zaś… były po prostu ciasteczkami. Westchnęła nad nimi, w swoim zaślepieniu uznając, że Cassiusowe bardziej jej się podobają. — Może powinnam nauczyć się trochę od ciebie? — spytała, przechylając głowę, doszukując się w tych krzywych, upośledzonych nóżkach uroku. Przez chwilę. Bo zaraz, będąc ze sobą i rzeczywistością szczera, im dłużej na nie patrzyła, tym bardziej te owce przypominały jej kartoflane kulki Charliego. Dlatego zamiast oceniać ich formę, zdecydowała się wydać osąd o smaku: — Sprawiają wrażenie takich, które będą smaczne. Przerzucając uwagę z brata na Charlesa, dostrzegała, jak ten ją podpuszczał. Uwielbiała rzeczy ładne. Posiadające własny charakter, ale jednak eleganckie i dbałe, nawet pomimo swojej nieprzewidywalności. Czy byłoby jej szkoda tych krzywych owieczek? Tylko ich autora. Cieszyła się jednak, że miała na to gotową odpowiedź: — Ja nie jadam słodyczy. I uśmiechnęła się łagodnie do Ślizgona, bez zbędnej wesołości, a z naturalną uprzejmością, zaczesując rude pasma włosów za ucho, przy okazji umorusając sobie twarz resztkami ciasta, które osiadły na kości policzkowej. Podobnie jak zawsze farba. Przypatrywała się pracy chłopaków, sama robiąc ciasteczka, które po wyjściu z piekarnika, piękne przyzdobione, biegały po blacie budząc zachwyt wielu z obecnych uczniów. Cysia nie była zadowolona. Były nudne. Brak w nich było muśnięcia własnej artystycznej weny. Jej duszy, którą poświęciła malowaniu, więc zabrakło jej na pieczenie… Tyknęła jedną z biegających owieczek palcem, prawie wszystkie oddając Charliemu, bo takich niewyjątkowych nie chciała dawać Cassiusowi. — Weźmiesz? Kiedy jedna z owieczek biegając wlazła w rękę starszego Swansea, a za nią, na rzeź podążyło całe stado, którego nie dostał jeszcze Rowle, Caelestine westchnęła. — Wiesz, że owce mają szczególny instynkt stadny i bardzo sobie ufają, więc jak jedna z nich pobiegnie prosto po to, żeby spaść z klifu, wszystkie ruszą za nią? — spytała wycierając policzek w Cassiusowe ramię — Moje owce to owce samobójcze… Trudno powiedzieć czy odnalazła w nich teraz szczególną cechę, która zaczęła jej się podobać, czy właśnie wyrażała się o nich pogardliwie. Ton głosu miała jak zawsze, miękki, niegłośny.
Wynik rzutu:3 Posiadane punkty z gotowania: brak Czy wykorzystałeś możliwość zmiany oczek? nie
Hynek przechadzał się między studentami z uwagą obserwując co komu wyszło przy tych staraniach. W niektórych momentach ze zdziwieniem zaobserwował, że ze świetnie zapowiadających się owieczek wyszły jakieś straszne kurioza, a z innych, które wydawały się nie pozostawiać żadnych nadziei - wręcz przeciwnie! Jak z brzydkich kaczątek wyrosły piękne łabędzie! Profesor był bardzo uradowany, gratulował każdemu z osobna i wszystkim razem dziękując za tak piękny wkład w życie szkoły. Groźnie pokiwał palcem @Katherine Russeau widząc jak z rozmachem ubrudziła kolegę, Colton jednak wydawał się sprawnie poradzić sobie z ubrudzeniem na co Bozik pokazał mu aż dwa (sic!) kciuki do góry! Uśmiechnął się czarująco do @Freja Nielsen kiwając głową na jej pytanie. - Będą mogli! - skinął głową raz jeszcze- Ale po jednym, bo zabraknie na sekretne wydarzenie! - pokiwał brwiami z chytrą miną i zachęcił, by każdy uczeń wybrał sobie po jednym ciastku na pamiątkę. Przechodząc koło @Morgan A. Davies zachichotał z jej dowcipu, choć kiedy się odwróciła zrobił sztucznie groźną minę i pogroził jej palcem. Z zadowoleniem obszedł całą pracownię i zatrzymał się przy swoim stanowisku robiąc pocieszną minkę i klaszcząc w dłonie. - Prosze nie smutać się, niedługo spotkacie swoje owieczki! - zaśmiał się wesoło posyłając machnięciem różdżki rządkami ozdobioną trzodę chlewną do drewnianych pudełek pod ścianą, poza tymi oczywiście, które uczniowie chcieli wziąć ze sobą. - No było mi bardzo miło, że wy pomogliście, a tu mam ja dla was studenti taki drobiazg! - stuknął różdżką w przyniesione drewniane pudełko, z którego wyfrunęły do każdego ucznia niewielkie, ale bardzo urocze złote przypinki w kształcie jajeczek. Kiedy się je połaskotało - wyskakiwał z nich kurczaczek! - A teraz… - chyba to próbowanie zawartości fiolek trochę mu zakręciło w głowie bo nieumyślnie strącił z blatu jajko. Kiedy schylił się by je podnieść niewiele myśląc złapał drugie i rzucił nim w najbliżej stojącego ucznia samemu chowając się pod blatem jak w wojennym okopie!
ZABAWA TIME!
Zabawa jest prosta, oczywiście to bitwa na jedzenie z profesorem Bozikiem! 1. Każdy z uczestników ma jedno życie (Bozika też można ustrzelić, niech ma za swoje!), 2. Kolejka jest dokładnie taka w jakiej kolejności napisaliście pierwsze posty w spotkaniu klubu: Aslan Colton -> Freja Nielsen -> Cassius Swansea -> Caelestine Swansea -> Bruno O. Tarly -> Katherine Russeau -> Bonnie Webber -> Charlie O. Rowle -> Morgan A. Davies -> Elijah J. Swansea -> a potem od początku z wykluczeniem ustrzelonych! 3. Na każdy post rzucacie kostką w temacie kostkowym pisząc przy rzucie, w tym poście z rzutem, w kogo rzucacie - kostki oczywiście linkujemy do posta, 4. Parzysta to trafienie(sukces), nieparzysta to pudło(porażka). 5. Na obrzucanie sie żarciem też macie 24h, więc jak ktoś będzie zwlekał z kolejką to po prostu nie wyjdzie zabawa (zachęcam do wzajemnego poganiania sie! xD) chyba, że będzie jakaś potężna zła passa z trafieniami to przedłużymy, ale przynajmniej jedną rundę rzucania powinniście odegrać, 6. Nie ma obowiązku brania udziału w zabawie, można się schować pod stołem, aczkolwiek to, że siedzisz pod stołem niekoniecznie uchroni Cie przed zarobieniem jajkiem w głowę! +Jeśli nie wykorzystałeś możliwości zmiany wyniku (z tego co widzę nikt z tych, którzy mogli nie skorzystał) to tutaj może Ci się to świetnie przydać ;>
Ostatni żywy dostaje od Bozika pękatą fiolkę jego sekretnego wywaru, którym jest tajemnicze piwko nad którego recepturą pracował w pocie czoła przez całą zimę w Hogwarcie (i które popijał sobie podczas zajęć)! No i dodatkowy punkt.
Kod:
<zg>W kogo strzelasz:</zg> wpisz <zg>Wynik rzutu:</zg> [url=LINK DO KOSTKI]sukces/porażka[/url] <zg>Zmiana oczka?</zg> tak/nie (tylko jeśli masz min. 10pkt z gotowania!
| czas na odpis 24h
W razie pytań czy problemów zapraszam @Dina Harlow
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Merlinie, jaki on był wyczerpany tym ugniataniem ciasta, czekaniem aż wszystko się w piecu zarumieni, a następnie ozdabianiem. Jako naczelny wirtuoz i kuchmistrz nie miał wątpliwości, że poszło mu świetnie. Zdecydowanie powinien zmienić ścieżkę rozwoju i zamiast błaźnić się w Mungu (bo ostatnia lekcja magii leczniczej nie należała do udanych) powinien zawodowo lepić ciastka i zbijać na tym miliony. Tak stał i podziwiał swoje dzieło, gdy poczuł nagle na sobie wzrok Katherine, która ni stąd ni zowąd rzuciła na niego zaklęcie czyszczące (miłe z jej strony, szkoda, że zrobiła to znienacka). Uwaga, którą go uraczyła, była nieprzyjemna, zważając na to, iż nie odezwał się ani słowem ani nie zrobił jej grandy – po prostu jak na dobrze wychowanego mężczyznę przystało milczał. Nie zamierzał komentować tego, co zrobiła, ale jej skrzywienie było dla niego jak płachta na byka. Żarty się skończyły. I gdy Hynek Bozik się za nim wstawił, poczuł przyjemne ciepło w okolicy serca. Te dwa kciuki były dla Aslana niczym puchar na turnieju trójmagicznym czy tam order uśmiechu Merlina. Obdarzył profesora błogim uśmiechem, chcąc mu się odwdzięczyć za wszystko. Zgodnie z jego wolą schował najpiękniejszą owieczkę, jaką stworzył do kieszeni i czekał na dalsze instrukcje. Złota przypinka od Hynka była jak ukoronowanie, dlatego z dumą ją przypiął do koszulki. A potem wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Bełkot ze strony nauczyciela, strącone jajko, a potem następne frunące w stronę jakiegoś cymbała, który nie zdążył umknąć przed ostrzałem. Nie mógł odpuścić tej zabawy i niczym snajper posłał konkretny kawałek ciasta w kierunku @Katherine Russeau. TRAFIONA ZATOPIONA. Trafił idealnie w środek czoła, z rozkoszą obserwując jak resztki opadają na jej twarz oraz resztę ubrań. Jednocześnie szybko schował się za sporym blatem, z radością zauważając schowane w rogu jajko. Szczęście mu definitywnie sprzyjało. Upchnął je w kieszeni i oczekiwał na dalszy rozwój sytuacji, w myślach błagając Merlina, żeby nie podzielić losu Ślizgonki. Z drugiej strony swoje już oberwał, a ciastka wyszły mu znakomite – nic nie mogło zepsuć jego nastroju.
#1 jajko - 40% + jednorazowe 30% za 35 pkt w kuferku = pierwsze jajo znalezione
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
W kogo strzelasz: Aslan, śpij słodko aniołku [*] Wynik rzutu:sukces Zmiana oczka? nie
Nóżki jej zmiękli jak Hynek obdarował ją tym swoim czarującym spojrzeniem. Zrobiło jej się też jakoś raźniej na duszy, bo jednak nie ukradła ciasteczka, a uzyskała zgodę na jego wyniesienie! Medal w postaci przypinki z kurczakiem był najsłodszym giftem, jakim kiedykolwiek w związku z wielkanocnymi obchodami została obdarowana, więc przypięła go dumnie przy samym serduchu. Humor miała zgoła odmienny od tego, z którym tu przyszła. Zapomniała o smuteczkach, pomachała wesoło zamkniętym w pudełku owieczkom (było jej troszkę wstyd przed Hynkiem, że tak skopała sprawę z tym lukrem, zwłaszcza że jej ciacha zapowiadały się naprawdę obiecująco) i klasnęła radośnie w dłonie, gdy nadeszła pora na ZABAWĘ. Naprawdę nikt nie potrzebował więcej słów zachęty. Ciastka latały w każdą ze stron, zewsząd dobiegały piski, wrzaski i śmiechy, a biedne skrzaty widząc to wyglądały jakby miały zemdleć. Schowała się za fortecą będącą otwartymi drzwiczkami od szafki i obserwowała rozwijającą się dynamicznie sytuację. Aslan perfekcyjnie wycelował w koleżankę, która jeszcze kilkanaście minut temu poczęstowała go niechcący swoją porcją ciasta. Był tak blisko, odwrócony tyłem, a do tego ściskał w dłoniach coś, co skutecznie odwracało jego uwagę. Podeszła cichutko korzystając z panującego hałasu i z niewielkiej wysokości zrzuciła mu na główkę lepkiego placuszka (oczywiście nie był gorący!). - Jak mówi białoruskie przysłowie - hindus i tak oberwie - powiedziała złowieszczo, ale jednocześnie żywiona przez nią uraza wobec Coltona nie była już takich rozmiarów, jak jeszcze chwilę temu. W gruncie rzeczy musiała się mocno powstrzymywać, aby nie posłać mu uśmiechu!
śmiało rzucajcie pysie, nie ma się czego bać!
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
- I widzisz Rowle, ty zawsze wiesz kogo koło stanąć. - Zawyrokował Cassius, kiedy ich pokraczne owce wyszły na… owce. Dalej wyglądały trochę dziwnie, ale lukier i posypki zdziałały prawdziwe cuda i chociaż nie niszczyły uśmiechów małych dzieci. Zdaje się, ze przy okazji nieco się pogubił w rozmowie pomiędzy swoim przyjacielem, a Cysią, bo kiedy ta wspomniała o owcach samobójcach on uniósł ze zdziwieniem brwi. Ciasteczko jednak wziął i przełamał na pół, aby zjadła je razem z nim. Jak w dzieciństwie, dopóki one nie dostały przysmaków, on również ich nie jadł. - Charlie potajemnie uczył cię kucharzenia? - Podpytał siostrę, ale spojrzał na Ślizgona, jakby to on miał mu udzielić odpowiedzi. Wbrew pozorom to nie było pytanie pułapka. Pułapką za to było zadanie wymyślone przez Bozika. Paradoksalnie, Cass nawet ucieszył się z takiej głupoty jak możliwość rzucenia w kogoś jajkiem. Złapał najpierw przypinkę i wsunął ją sobie do kieszeni, machinalnie zasłaniając Caelestine swoim ciałem. - Ej, kto pierwszy trafi blondyna wygrywa flaszkę! I… eee… lemoniadę! - Najwidoczniej przypomniało mu się, że członkiem ewentualnej drużyny bombardującej jest także jego siostrzyczka. Rozpoczynając bitwę z ich trójki wziął jajo i spróbował cisnąć w Elijaha, ale albo miał zeza, albo tamten wykonał niezły unik, bo jajo zamiast na jego głowie to rozwaliło się gdzieś obok. Potem pociągnął Ces niżej, opadając na kolana wzorem Bozika.
W kogo strzelasz: w Elio, ale nie oznaczam, bo i tak rzucam jak panienka Wynik rzutu:a na imię mu lamus Zmiana oczka? nope
W kogo strzelasz:@Hynek Bozik Wynik rzutu:krytyczny sukces Zmiana oczka? nie, ale używam tajnej umiejętności: plecy brata!
Caelestine Swansea była zszokowana tym, co się działo z profesorem na tym kółku. O ile wcześniej myślała, że jego problem z wymową wynika wyłącznie z bariery językowej, teraz obserwując go, nie mogła nie ulec wrażeniu, że był on magicznie powiązany z brakiem koordynacji ruchowej. Słuchała przecież profesora uważnie, szczególnie wtedy, kiedy odebrał jej stado owieczek, pozwalając jej wziąć tylko jedną, którą wybrała bardzo skrupulatnie, zanim wcisnęła ją jednak w kieszeń nie Charliego, a Cassiusa, bo nie wybaczyłaby sobie, gdyby mu się nie odwdzięczyła, za to kolorowe, wyplute z pyska tęczowego jednorożca ciastko, które w myśl tradycji odłamała kawałek i spróbowała, ale nie zjadła do końca, bo przecież naprawdę nie lubiła słodyczy. Je też wcisnęła bratu, bez główki, albo nóżki, cieżko było stwierdzić, bo wszystkie odwłoki wyglądały tak samo. kiedy jednak zawiesiła zielone tęczówki na przystojnym prowadzącym, jej twarz na chwilę wyrażała głębokie zastanowienie. Na tyle skoncentrowana, że słowa Cassiusa dotarły do niej jak z drugiej części oceanu. — Hmmm? Co zrobił Charlie? — oderwała wzrok od Bozika — ach... jakby Charlie uczył mnie gotować, wszystkie owieczki wyglądałyby jak te brytyjskie. Z lekka, niewinnie upośledzone. Nie zdążyła jednak skończyć tej myśli, ponieważ rozpoczęła się bitwa. Chętnie skorzystała z osłony Cassiusa, kucając pod jego nogami. Jako, że jej szok, jeszcze nie zmalał, kiedy pierwsze jajko śmignęło w powietrzu, zanim jeszcze Cassius określił ogólny cel zebranych, Caelestine chwyciła najpierw złote jajko, prawie ciskając nim za biurko profesora, ale jednak w ostatniej chwili zamieniła je na to zwykłe, do pieczenia i rzuciła. Bardzo celnie, bo w szczytnym celu! Bozik sam wiedział za co!
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
W kogo strzelasz:@Charlie O. Rowle Wynik rzutu:sukces Zmiana oczka? tak, zmieniam sobie na parzystą, hehehe giń, Ślizgonie!
Proces przygotowywania słodziutkich (jak uśmiech Bozika) ciastków dobiegł końca. Bruno nie był w pełni usatysfakcjonowany, ale nie rozdrabniał się nad swoimi wypiekami. Cóż, im szybciej je zjedzą, tym krócej będzie musiał na nie patrzeć. Miał nadzieję, że będą się do tego nadać. Chociaż z drugiej strony... to przecież pozostawała jeszcze kwestia specyficznego eliksiru. - Ha, masz rację. To już wiem, czemu moje baranki takie niewydarzone. - parsknął śmiechem w odpowiedzi na komentarz Moe. Żarty ze Ślizgonów zawsze na miejscu! Wkrótce jednak najbardziej czarujący na świecie profesor rozwiał ich wątpliwości co do przeznaczenia ciastek. A potem wyręczył im najbardziej wielkanocne upominki, jakich mogli się spodziewać. Tarly od razu wymacał swoją przypinkę i aż pisnął z wrażenia (tak, bardzo męskie), kiedy zobaczył, co w sobie kryła. A potem usłyszał plusk rozbitego jaja... Na początku Bruno nie wiedział, czy to tylko taki żart, czy serio mają siać zniszczenie w kuchni. Hynek Bozik nie był jednak zwyczajnym nauczycielem, więc druga opcja z rzucaniem w siebie jedzeniem była bardziej prawdopodobna. Cóż, sama wizja bitwy i szalonej zabawy bardzo mu pasowała, ale z drugiej strony... Każde marnowanie żywności sprawiało, że odczuwał ogromne wyrzuty sumienia względem Matki Ziemi. Jednak, gdy wszyscy ochoczo rzucili się do wykonywania zadania, to on... Nie pozostał temu dłużny. Póki co nikt nie zaczaił się na niego, mógł więc spokojnie obrać swój cel. No a kogo miał wybrać, jeśli nie Rowle'a! Choć Ślizgon stał w pewnym oddaleniu, to Bruno nie zrezygnował z tej kuszącej opcji. Zagarnął ze stołu swoją amunicję i zamachnął się najmocniej, jak potrafił. I trafił! W sam środek pięknej buziuni chłopaka. Breja w postaci rozmazanego żółtka i klejącego białka ściekała po licu chłopaka, zostawiając ścieżynkę z fragmentów skorupki. No, teraz to Bruno był usatysfakcjonowany. Piękny widok! - Smacznego, Rowle! - posłał mu najbardziej triumfalny uśmiech, jaki kiedykolwiek pojawił się na jego twarzy. I spojrzał na niego tak łajdacko, nonszalancko. Gdyby miał pod ręką jeszcze jedno jajko, na pewno by to powtórzył. Ale nie miał... I teraz sam musiał uważać.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
W kogo strzelasz: Bonnie Webber Wynik rzutu:porażka Zmiana oczka? nieeet(beztalencie)
Katherine spojrzała się przepraszająco na profesora, gdy pogroził jej palcem. -Bardzo przepraszam, jestem beztalenciem w kuchni i wszystko leci mi z rąk - powiedziała kajając się a przy okazji starając wyjść na tą poprawną politycznie. Ciastki były dla niej cudowne i najlepsze, pełne brokatu i cukru. Wszystko dzisiaj było nie tak jak ona by chciała . Dickens się nie zjawił i wiedziała, że jak tylko go spotka to dosłownie mu tą białą lukrowaną i brokatową owieczkę wepchnie do ust tak by się nią udławił. Bozik rozdawał dosyć ciekawe swoją drogą przypinki, która od razu przyjęła. Wyglądała przezabawnie. Od razu zobaczyła ich zastosowanie, ale nim zdążyła z tego skorzystać to poczuła jak coś ląduje jej w centralnym punkcie czoła. Był to solidny plast, a gdy odpadło to wylądowało na jej. W pierwszej chwili już miała wybuchnąć, ale zaraz odetchnęła głęboko. KATH TO TYLKO ZABAWA! wrzasnął jej wewnętrzny głosik w głowie, po czym uśmiechnęła się jak najbardziej złowieszczo a zarazem słodko niczym Grinch. -Świetny strzał Colton, nadawałbyś się do drużyny Quidditcha- powiedziała po czym przetarła jakimś materiałem leżącym na blacie czoło. Sporo ciasta zostało jej jeszcze na włosach ale się wcale tym nie przejmowała. Ale czy, aby na pewno? Rzuciła jajem w stronę @Bonnie Webber , ale niestety jajko nie trafiło w nią, tylko obok niej. Rozplaskało się na podłodze. Schowała się pod stól i uznała, że na razie tam pozostanie.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
W kogo strzelasz: Bruno O.Tarly Wynik rzutu:sukces Zmiana oczka? nie
Zdziwiła się, że stojący obok niej chłopak miał jakąś wadę. W mniemaniu Bonnie popularni byli pozbawieni negatywnych cech, a najwyraźniej niepotrzebnie idealizowała ich w swoich myślach. - T-tak. Z Nowego Orelanu. - zaskoczył ją i było to widać po wyrazie jej twarzy. Uśmiechnęła się do niego choć krótko to jednak bardzo szczerze. Nie wiedziała dokładnie po czym to odgadł jednak nim miała zapytać jak to rozpoznał to się przedstawił i sprawił, że przypisał jej w myślach do siebie cechę "uroczy". Wydawał się w porządku. - Bonnie. - otrzepała ręce z mąki i szybko się zreflektowała. -Webber. Miło mi cię poznać. Bardzo zgrabne owieczki. - zagaiła wskazując na jego ciasteczka. Ledwie to powiedziała a wszystkie odfrunęły niosąc za siebie bardzo przyjemny aromat. Odwróciła się w kierunku nauczyciela, gdy ten napomknął o jakimś drobiazgu. W życiu nie spodziewałaby się, że będzie to wojna na jedzenie. Oczy Bonnie zaświeciły jak dwa duże galeony, gdy w odwecie wszyscy sięgnęli po swoją amunicję. Nie zdążyła nawet rzucić słowem w kierunku Elijaha, a już została zaatakowana przez jakąś ślizgonkę. Zerknęła na rozbite obok jej stóp jajko, a potem na samą dziewczynę, która oberwała w tym samym momencie od kogoś innego. Sama Bonnie schowała się na moment za Elijahem i wyciągnęła różdżkę. - Wiem kim jesteś, Elijah. Jesteś rozpoznawalny. - powiedziała do chłopaka i skinęła różdżką do miski z ciepłym jeszcze lukrem cytrynowym. Zakręciła zaklęcie i zwartość miski powędrowała lotem błyskawicznym wprost na @Bruno O. Tarly, bowiem stał najbliżej zaraz za Elijahem. Nie chciała atakować krukona skoro świetnie zakrywał ją swoimi gabarytami. Uśmiechnęła się szeroko do Bruno, gdy go trafiła. Pomachała mu i gotowa była na uskok w bok, gdyby znów coś w nią chciało wlecieć. Dzisiejszego dnia psor Bozik zrobił sobie z niej wielbicielkę. Zyskał sobie jej ogromną sympatię tą wojną na jedzenie.