Z początku pokoik wydaje się być całkowicie normalny i swojski. Zagracony, zakurzony i w ogóle "za-". Cały szkopuł jednak właśnie w tym tkwi - w zwyczajności i nijakości. Tym przyciąga spragnionych spokoju i ciszy uczniów. Jednak i tutaj istnieje magia i to ta z rodzaju niebezpiecznych. Kiedyś komuś udało się zatrzymać w tym pomieszczeniu czas. Przebywający tu czarodzieje nie odczuwają działania czaru, lecz po wyjściu uświadamiają sobie, że wszyscy są tam, gdzie byli parę godzin temu, a zegar pokazuje dokładnie tą samą godzinę co wcześniej. Trzeba jednak pamiętać, że nie można zabawić tu zbyt długo. Mimo iż w realnym świecie czas się zatrzymuje, dla ludzi w PC liczy się on normalnie. Więc jeśli ktoś przesiedzi tam rok czy dwa, odbije się to na jego wyglądzie. Jest jeszcze coś. Ciekawi was, skąd tu tyle różnych przedmiotów? Otóż... do pokoiku można wnieść mnóstwo rzeczy, ale gorzej już z ich wyniesieniem. Bo gdy na przykład namaluje się tu obraz, będzie on musiał zostać tu na zawsze. Tak samo dzieje się z innymi przedmiotami, których struktura uległa zmianie po wniesieniu ich do sali.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Ale pech! Jeden z przedmiotów z twojego kuferka wypada Ci z kieszeni/torby. Rzuć ponownie kostką: 1, 3, 5 - na szczęście nic mu się nie stało i będziesz w stanie wynieść go z pokoju mimo upadku; 3 - przedmiot ulega lekkiemu zniszczeniu, lecz proste Reparo załatwia sprawę i możesz wynieść go z pokoju; 4, 6 - niestety tracisz ów przedmiot, nawet Reparo nie jest w stanie nic zdziałać w tej sprawie. Zgłoś stratę w odpowiednim temacie.
2 - Kto by pomyślał, że w tym pokoju można się było jednak obłowić? Rzuć kostką ponownie: parzysta - ktoś, kto był tu poprzednim razem, przypadkowo zgubił sakiewkę. Nie mógł jej wynieść, ponieważ zapięcie uległo zniszczeniu, nie pomyślał jednak, by wyciągnąć z niej pieniądze! W związku z tym możesz zabrać z pokoju 15 galeonów - odnotuj zysk w [https://www.czarodzieje.org/t2932-zmiany-stanu-konta]odpowiednim temacie[/url]; nieparzysta - przy ścianie widzisz torbę, która wygląda jak nowa, gdyby nie urwany pasek. Pechowiec, któremu pękł pasek, nie mógł wynieść jej z pokoju! Jeśli zdecydujesz się ją przeszukać, znajdziesz w niej pudełko z nienaruszonym fałszywym piórem! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
3 - Nie posłuchałeś plotek - i to był zdecydowany błąd, w wyniku czego drzwi, które zamknąłeś, nie mają zamiaru się otworzyć na żaden z możliwych sposobów. Utknąłeś tutaj przez kompletny przypadek - jeżeli jesteś tu ze znajomymi, oni także nie mogą się stąd wydostać. Musicie poprosić o pomoc Mistrza Gry lub innego ucznia/nauczyciela, by Was uwolnił. W wyniku specyficznego upływu czasu, ostatecznie wyjdziecie z niego okropnie głodni i spragnieni, zupełnie jakbyście nie jedli i nie pili przez cały dzień.
4 - W pomieszczeniu znajdujesz bardzo wiele przedmiotów - mniej lub bardziej wartościowych, których jednak nie możesz stąd wynieść. Nie oznacza to, że nie możesz skorzystać z tego, co mają one do zaoferowania. Rzuć kostką jeszcze raz: parzysta - W pewnym momencie Twój wzrok ląduje na notatkach, które pozostawił zapewne jeden z uczniów. Zapoznawszy się z ich treścią, stwierdzasz bez wahania, że dotyczą one transmutacji. Co prawda nie spędziłeś przy nich dużo czasu, co nie zmienia faktu, iż udało Ci się zdobyć jeden punkt do kuferka z tej dziedziny; nieparzysta - natrafiasz na naprawdę dużo historycznych książek o potarganych stronach i zapisanych marginesach. Może historia nie jest twoim hobby, lecz czas spędzony w pokoju zaowocował poszerzeniem twojej wiedzy z tej dziedziny, wobec czego zdobywasz jeden punkt kuferkowy z historii magii! Po punkty zgłoś się w odpowiednim temacie.
5 - Kiedy wchodzisz do Pokoju Czasu, zaczyna działać na Tobie nieznana wówczas magia. Nagle, a przede wszystkim bez zapowiedzi, Twoje włosy stają się siwe, na skórze pojawiają się zmarszczki, zaś twarz pokrywają plamy starcze. Może jesteś pełen energii, aczkolwiek wyglądasz wyjątkowo staro - w stosunku do znajomych. Efekt ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa następne posty.
6 - Prawdopodobnie nie tego spodziewałeś się, gdy otwierałeś drzwi prowadzące do pokoju czasu. Ze środka niemal natychmiast wystrzelił chudy nastolatek, niezwykle przestraszony, a jednocześnie ogromnie wdzięczny za to, że go uwolniłeś. Obiecuje Ci odwdzięczyć się za ten czyn. Jeszcze tego samego dnia powiadomiona o wszystkim Ursulla Bennett przyznaje twojemu domowi 15 punktów w nagrodę! Zgłoś to w tym temacie!
Coś w tym było, w końcu Nejt próbował wmówić sobie, że spotykanie się z Vittorią jest złe. Cała ta relacja była toksyczna i nie działała na niego dobrze. Jasne, przy niej mógł się odtworzyć, być sobą... ale właśnie to mu nie grało, nie lubił kiedy ludzie widzieli jego słabą stronę i długo wierzył, że Titi jest mu przeznaczona, ba, był tego pewien! Ale najwyraźniej ona uważała co innego, dlatego Woods musiał pogodzić się z tym faktem. Chciał wyrzucić ją ze swojego życia i udawać tak jak zawsze to robił... że była jedną z wielu osób, którymi się interesował. Być może w jakimś stopniu tak było, w końcu nie znali się na tyle długo, żeby od razu wyznawał jej miłość. Ale jednak ich relacja nie była zwyczajna. Oczywiście nie byłby w stanie nawet pomyśleć o tym, że gdzieś w głębi siebie chciał tego ślubu, że znów chciał ją pocałować i z nią być. Nie chciał. Może. Tylko trochę. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że myśląc o tej całej sytuacji, mimowolnie w jego głowie kreował się obraz Skyler'a, jakby był czymś co przemawiało mu do rozumu. Jakby był kimś kto powstrzymywał go przed dopuszczeniem do siebie myśli, że ten ślub nie był takim złym pomysłem. Bo Nate się w ogóle nie przywiązuje, no skądże. Chociaż dzieci przywiązują się do swoich zabawek, a Woods był niczym pięciolatek, który traktował Salemczyka jak zabawkę... coś w tym jest. Dobra, to był właśnie przykład Nate'a, który zachowuje się jak na typowego ucznia zielonego domu przystało. Po pierwsze, nie był głupi, ani ślepy, ba, znał się na ludziach i ich reakcjach na wiele bodźców. Na przykład takich jak dotyk, wiedział jak działać na poszczególne osoby by mieć wszystko czego trzeba. W tym przypadku? Obserwował chłopaka, widział jak zmienia się mimika jego twarzy, jakby walczył sam ze sobą, zastanawiając się co jest złe, a co dobre. Ale co było w tym najgorsze? Że Nate nie miał zamiaru przestać. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, jakby naprawdę wiedział, że ma go na każde skinienie palca. Omijając jeszcze wzrok Woodsa, potwierdził jego domyślenia. Co oznaczało, że Vittoria była dla niego zagrożeniem. Cóż, ciężko byłoby teraz zaprzeczyć. Jak mówiłam, Nejt był strasznie zachłanny i znając życie nie potrafiłby wybrać między tą dwójką. Pewnie obydwoje myśleli, że zrobiłby to bez problemu, ale wcale tak nie było. Więc nie składał obietnic, których nie mógł dotrzymać. Kłamał, bo kłamał i to dość często, ale nikomu nie obiecywał wspólnego życia... no może Titi, ale to po pijaku, więc się nie liczy. Gdyby nie było Vittorii. Złe pytanie, na które odpowiedź pewnie istniała gdzieś tam w podświadomości Woodsa, głęboko ukryta, tak aby nikt jej nie znalazł. Miał już znowu zacząć swój teatrzyk z wszystkimi kłamstwami, ale na szczęście nie musiał. Poczuł ciepło ust Skyler'a na swoich i dłonie wędrujące po jego ciele. Oderwał się na chwilę od chłopaka by móc ściągnąć z siebie koszulkę i rzucić ją w stronę, w którą wcześniej poszybowała odzież Salemczyka. Kiedy tak się stało, znów złączył ich usta w pocałunku. Jego oddech mimowolnie przyśpieszył, a ręce zaczęły odpinać pasek spodni Henggeler'a. - Gdyby nie było Vittorii, byłbyś tylko ty - oznajmił, kiedy jego usta zaczęły wędrować po szyi Skyler'a schodząc w dół. Właściwie nie dotarło do niego co powiedział, bo byłby to słowa, których nie chciał powiedzieć. Bo to znaczyło, że był przywiązany do dwójki ludzi i jednym z nich był Sky.
Najstraszniejsze było dla niego to, że w obecnej sytuacji czuł się jak zabawka, ale Nate pogrywał z nim tak, że wmawiał sobie, że to tymczasowe. Prawda jest jednak jeszcze straszniejsza, bo nawet jeśli chłopak powiedziałby mu prosto w twarz, że nic dla niego nie znaczy i że się tylko bawił, to Sky i tak by przy nim został. Bo teraz było już dla niego za późno. Będzie trwał w tym stanie, zapatrzony w Nathaniela, dopóki ktoś z jego przyjaciół nie stwierdzi, że siedzi po uszy w bagnie i nie zacznie go na siłę wyciągać. Co prawda na pewno by tego początkowo nie docenił i czułby się okropnie, nie mogąc się spotkać z chłopakiem, ale... na dłuższą metę by mu to wyszło na dobre, prawda? Ale teraz po prostu nie mógł sobie odpuścić. Czuł, że jest już tak blisko, a słowa chłopaka tylko go w tym upewniły. Bo oczywiście z miejsca w nie uwierzył. Kto by nie uwierzył w takie słowa, gdy padają z ust superprzystojnego Ślizgona. Do tego gdy te usta zajęte są twoim ciałem. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że jego klata nie jest gotowa na jego usta. Powinna być zdecydowanie bardziej umięśniona. Ta myśl jednak szybko zniknęła, bo w końcu Nath go całował, więc najwidoczniej jemu ciało Sky'a wcale nie przeszkadzało. To jedna z tych rzeczy, którą uwielbiał w przebywaniu z Nathanielem. Zapominał o swoich kompleksach. Nigdy nie był w normalnym, wartościowym związku, nigdy nie słyszał komplementów, więc jego samoocena zdecydowanie na tym ucierpiała, ale jeśli ktoś tak czarujący i przystojny jak Nath, chce go mieć dla siebie, to znaczy, że nie może być taki zły, prawda? Co prawda chce go dla siebie w ukryciu, ale to i tak już coś... Zapomniał się na chwilę, wplątując dłoń we włosy Ślizgona, jednak powoli zaczął sobie przypominać o czym jeszcze kilka minut temu rozmawiali. Po usłyszeniu takich newsów nie był jeszcze gotowy. - Właściwie... Właściwie to ja też sobie kogoś znalazłem - wypalił nagle, bo to było jedyne, co przyszło mu do głowy, co mogło ostudzić zapał Natha. Ktoś chciał pożyczyć od niego zabawkę. To musiało wywołać w nim jakąkolwiek reakcję, prawda? Od razu gdy to powiedział, zaklął w duchu na swoją głupotę. Po pierwsze, nie potrafił kłamać, jeśli znał daną osobę bliżej. Po drugie, nie ma nawet kogoś, z kim by aktualnie kręcił, więc szanse na znalezienie sobie kogoś, żeby nie wyjść na kłamcę, są praktycznie zerowe. Ale przecież teraz nie może wyskoczyć z tekstem "żartowałem". A co jeśli Nath zareaguje inaczej, niż zwykłą zazdrością? Co jeśli nie będzie chciał go nawet dotknąć? Ta myśl momentalnie go przeraziła, więc odruchowo przyciągnął Natha bliżej siebie.
Śmieszne jest to, że Nate zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Znaczy doskonale wiedział, że Sky jest niczym jego zabawka, ale nie przypuszczał, że kiedyś może się to skończyć. W końcu nie wszyscy byli zapatrzeni w Woodsa jak ten Salemczyk i wręcz każdy znał jego charakter, który do najlepszych nie należał. A co za tym szło, prędzej, czy później przyjaciele Skylera będą mu chcieli pomóc. Serio, Nate naprawdę nie wpadł na to, że nie będzie mógł się bawić drugim człowiekiem wiecznie. Ale na razie korzystał póki mógł. Właściwie Woods nie dość, że był zachłanny, narcystyczny, niemiły, to jeszcze strasznie wybredny. Być może dlatego trzymał się grupki swoich przyjaciół, a do reszty uczniów Hogwartu zbliżał się sporadycznie i tylko jeśli czegoś potrzebował. Zawsze coś mu musiało nie odpowiadać w ludziach, ba, był w stanie wymienić ich kilkanaście wad na jednym tchu i to z uśmiechem na ustach. Inaczej było z kimś takim jak Sky i Vittoria, przy takich osobach to już wchodziła niezła selekcja i musiałby mieć w sobie sporo alkoholu, żeby pójść do łóżka z kimś, na kogo normalnie by nie spojrzał. Oczywiście nie mówił o tym na głos, ale w jakiś sposób ta dwójka, która była mu dość bliska, mogła być z siebie dumna! Bo nikt na dobrą sprawę nie potrafił utrzymać przy sobie Nejta na dłużej, a to musiało o czymś świadczyć. Ciało Sky'a znał jak własną kieszeń i pewnie zmacał jego każdą część kilka razy. Ale nigdy nie należał do osób, które rzucały komplementami na prawo i lewo, zwyczajnie okazywał to w inny sposób... właśnie w taki, jak ten. Kiedy usta Woodsa znalazły się na klatce chłopaka, dotarło do niego co usłyszał i automatycznie zamarł. Serio, wręcz wstrzymał oddech i podniósł wzrok na Sky'a. Chyba pierwszy raz nie wiedział co ma w ogóle powiedzieć. To fajnie? Nie dzielę się zabawkami? Jak możesz... ja mogę, ale ty nie? Nie no spoko, nie przeszkadza mi to? Merlinie, zachowywał się jakby był zazdrosny, a na pewno mogło się tak wydawać patrząc na jego minę w tej chwili. Oderwał się od ciała Henggeler'a i podparł się na rękach, praktycznie nad nim wisząc. Zupełnie zapomniał co działo się przed chwilą i o całym temacie związanym z Vittorią, jedyną myślą, która chodziła mu po głowie było zdanie wypowiedziane przez Salemczyka. Zapaliło ono czerwoną lampkę w głowie ślizgona, ale przecież nie mógł po sobie tego pokazać, prawda? To zwykła gra... teatrzyk. Lekko się uśmiechnął, próbując przekonać samego siebie, że wcale go to nie rusza, bo oczywiście tak było! - Naprawdę? - zapytał i na moment oderwał wzrok, by utkwić go w ścianie. Musiał, po prostu musiał, a patrząc na Sky'a nie mógł udawać, że wszystko gra. Bo przecież to jego zabawki i nikt nie może ich dotykać, a może zwyczajnie czuł, że może go stracić? Cholera go wie - Więc... kto to? - nic innego nie przychodziło mu do głowy, więc posyłając mu lekki uśmiech, czekał na odpowiedź. Tak, nadal nad nim wisiał i miał zamiar prowadzić życiowe rozmowy. Geniusz?
Jego ego zostało mile połechtane, a on sam momentalnie poczuł ciepło w sercu, bo był prawie pewien, że to co właśnie widział, to nic innego jak... zazdrość? Czy aby na pewno? Czy Nath naprawdę jest zazdrosny o Skylera? Czy to możliwe, że chodziło o coś więcej niż fakt, że musi się dzielić swoją zabawką? Prawdopodobnie nie, ale dla Sky'a to wystarczyło i momentalnie znów nabrał ochoty na zbliżenia. Bo w końcu dostał nadzieję, że rzeczywiście gdyby nie Vitka, to on by był numerem jeden. A więc jednak... pozostaje mu morderstwo. TUM TUM TUM! Bądźmy szczerzy, Sky woli cierpieć, niż kogoś skrzywdzić, więc będzie na drugim planie tak długo, jak to będzie możliwe. Prawdopodobnie w końcu ich drogi się rozejdą lub Nath stwierdzi, że Sky mu się znudził. Trzeba przyznać, że sam nie wierzy, że mieliby zamieszkać razem, zasypiać w tym samym łóżku, jeść wspólnie posiłki i... może adoptowaliby psa? Bo czemu nie. - Em... Taka jedna dziewczyna - mruknął w odpowiedzi, wodząc palcami po szyi chłopaka. SKY, JAKA DZIEWCZYNA? CZEMU POWIEDZIAŁEŚ, ŻE TO DZIEWCZYNA? - Mniej więcej tak brzmiałby głos jego rozsądku, gdyby jakiś posiadał. Nie potrafił spojrzeć na żadną dziewczynę w sposób seksualny, ani romantyczny. Nie ma zielonego pojęcia jak podrywa się kobiety. Może są jakieś przyspieszone kursy podrywu dla półgłówków? - To nic oficjalnego... Na razie nawet ze sobą nie sypiamy. - Specjalnie słowa "na razie" powiedział wyraźniej, mając nadzieję, że Nath zareaguje na to dość władczo, chcąc podkreślić, że nawet jeśli zaczną, to z żadną kobietą nie będzie mu lepiej, niż z nim. Oczywiście Sky to doskonale wiedział, ale przecież tego nie powie. Za swojego dotychczasowego życia może nie sypiał z jakąś ogromną liczbą osób, ale Nath zdecydowanie był z tej puli najlepszy. - Ale chyba Ci to nie przeszkadza, co? - zapytał, starając się brzmieć tak niewinnie, jak tylko jest w stanie, jednocześnie powoli rozpinając pasek od spodni chłopaka.
Sam Nate raczej do końca nie wiedział, czy był zazdrosny. Pewnie w jakimś stopniu tak, skoro traktował Sky'a jak swoją własność, której nikt mu nie odbierze. A teraz wszystko stawało pod znakiem zapytania, bo Woods nie sądził, żeby Salemczyk był w stanie tak samo jak Nejt zabawiać się z dwoma osobami. W dodatku kiedy z jedną wziął ślub. Nawet fakt, że Nath uważał się za nie wiadomo kogo teraz nie pomagał, bo co jeśli Sky wybrałby tę drugą osobę? Pewnie ucierpiałaby duma Ślizgona, bo jakże inaczej? Ale może w końcu przemówiłoby mu to do rozsądku i sprawiło, że przestałby bawić się ludźmi... Choć to pewnie nie jest możliwe. Prawda była taka, że Woods w ogóle nie przejmował się przyszłością, co łatwo można wywnioskować po jego trybie życia. To samo tyczyło się ustatkowania, bo po co to komu? Ślizgon chciał szaleć, korzystać z życia ile tylko się da, ale przyznaje, że poleciałby mocno na tą adopcje psa, serio. O dziwo, nie widział swojego życia z Vittorią, a przynajmniej nie teraz kiedy próbował odkręcić cały ten ślub. Cóż, zależało mu na dwóch osobach, ale jeśli przyszłoby co do czego, to Nathaniel najprawdopodobniej uciekłby gdzieś daleko, gdzie nikt by go nie znalazł. - Nie, jasne, że nie. Skoro ja mam... Żonę, to czemu ty miałbyś na tym ucierpieć? - potrafił kłamać i to naprawdę dobrze, lata praktyki na coś się przydały. Ale w tym przypadku nie potrafił złożyć dobrze brzmiącego zdania, choćby nie wiem jak się starał -Ale tobie to odpowiada? Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że w końcu zdecydujesz się na jedną osobę i nie będziesz jej zdradzał - chyba po raz pierwszy w jego głosie Sky mógł usłyszeć niepewność. Halo, nie chciał go tracić, dobra? Czasami i nawet cześciej niż czasami, potrzebował jego obecności, dotyku, pocałunków i słów. Ciężko było mu teraz racjonalnie myśleć, skoro palce Salemczyka spoczywały na jego pasku od spodni. Chyba pierwszy raz podczas tego spotkania Nejt przejechał czule i lekko po policzku Sky'a, jakby starając się zapewnić go, że zawsze będzie dla niego specjalne miejscu u jego boku.
Przez chwilę czuł, że mimowolnie z jego twarzy robi się ziemniak. W jednej chwili mówi o tym, że on by nie zdradzał, a chwilę później, dobierając się do Ślizgona, stwierdza, że kogoś ma. Oto idealny przykład, dlaczego Sky nie kłamie, bo kurdelejegobele po prostu nie potrafi. Nikt nie wie jakim trzeba być idiotą, by być w tym tak ułomnym. Ręce upadły mu w geście załamania nad własną głupotą. Fakt, że Nath wierzy w jego słowa, trochę go zabolały, bo to oznacza, że chłopak naprawdę uważa, że Sky jest prawdomówny. A on co? Skłamał i to jeszcze w tak idiotyczny sposób. Większość osób machnęłoby na to ręką, ale nie on. Dla niego to była wielka sprawa i chyba zapadłby się pod ziemię, gdyby Nath nakrył go teraz na kłamstwie. Ten czuły dotyk na jego policzku tylko pogorszył sytuacje. Miał ochotę wykonać niekontrolowane ruchy rękoma i wyrzucić z siebie, że to tylko kłamstwo i że liczy się tylko on. W tym cały problem. Liczy się tylko Nath. Ciężko jest tak żyć. - Zdecydowałem się na jedną osobę, ale ona mnie nie chce - niezadowolony ściągnął brwi. Tak, dopiero teraz go to oburzyło. Bo dopiero teraz do niego dotarło, że naprawdę nie jest w stanie skupić się na nikim innym, a przecież nie może całego życia spędzić jako czyjś kochanek w ukryciu. Miał już dość tej gry pozorów i udawania, że chodzi mu tylko o seks, więc poddał się i po prostu go objął, chowając głowę przy jego szyi. Momentalnie zrobiło mu się głupio, że to zrobił w takim momencie i w taki sposób, ale gdyby teraz się od niego odsunął, to byłoby mu jeszcze głupiej, bo musiałby mu spojrzeć w oczy. - Potrzebuję jeszcze czasu na decyzję... - Tylko jaką? Przez chwilę sobie kogoś znajdzie, by zachować pozory, a potem wróci do Nathaniela? Skoro już powiedział, że to dziewczyna, to nie ma mowy o prawdziwym związku. A może ta przerwa dobrze mu zrobi i dzięki temu będzie mógł poszukać kogoś na stałe? Gorzej jeżeli rozstanie pogłębi tylko jego uczucia i gdy wróci do Natha, to już nigdy więcej nie będzie chciał go tak zostawiać... - Na razie w związku nie jestem.
Być może Nate tak szybko uwierzył, ponieważ wiedział, że Sky nie jest skłonny do kłamstw? A na pewno nie do wciskania ich Woodsowi, który zawsze potrafił wykryć jakiś podstęp. Ale w tym momencie najwyraźniej był zbyt zbity z tropu i przejęty faktem, że nagle może stracić Sky'a, na co raczej nie był gotowy. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie wypowiadał tysiąca słów na minutę i nie zadręczał Salemczyka milionami idiotycznych pytań. Milczał. Matko, on nigdy nie milczał. Jedynie w przypadkach, kiedy naprawdę nie wiedział co powiedzieć, a to nie zdarzało się często. W końcu to Nate, zawsze potrafił dobierać odpowiednie słowa i wypowiadać się tak, aby sprawiać odpowiednie pozory. Ale w tym momencie zwyczajnie nie potrafił i nawet nie byłby w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego? Kiedy jego palce znalazły się na policzku Sky'a, spojrzał chłopakowi w oczy i wręcz można było z nich wyczytać, że przez chwilę przestał myśleć o Salemczyku, jak o zabawce. Ale najwyraźniej dotarło to właśnie do Woodsa i przecież nie mógł pozwolić sobie na choćby chwilę słabości, to zupełnie nie w jego stylu, skoro zawsze starał się zgrywać wiecznie złego ślizgona. - Dramatyzujesz Skyler - westchnął, bo przecież znów wrócił do grania i bycia typowym Nathem, prawda? Przewrócił oczami, bo naprawdę nie był w stanie wmawiać mu, że zawsze przy nim będzie, że zostawi Vittorię i odjedzie z nim ku zachodzącemu słońcu. Potrafił kłamać, ale nawet największy idiota zorientowałby się, że to nie jest prawda. A Sky był spostrzegawczy mimo swojego zapatrzenia w Woodsa - Poza tym, kto powiedział, że ta osoba cię nie chce? - to nic, że się nim bawi... przecież z logiką Nejta, oznaczało to, że był zainteresowany Skylerem, a co za tym szło, chciał go. Proste? Dla Natha najwyraźniej tak. Dopiero kiedy chłopak go objął i wręcz schował głowę w jego szyi, ślizgon zrozumiał, że nie może być aż takim bucem. W końcu Sky nie robił nic złego, ba, najwyraźniej zrozumiał, że nie tylko Nate musi mieć tak dobrze i skakanie z kwiatka, na kwiatek nie jest takie złe. No, o ile ma się dwa kwiatki, prawda? Ale mimo tego, że Nejt w jakiś sposób to rozumiał, to naprawdę nie chciał dzielić się zabawką. - Wybierz mądrze - teraz to już zupełnie chłopak wybił go z tropu, co spowodowało jedno, nie dość, że w głowie Nathaniela właśnie paliła się czerwona lampka, to jeszcze chciał się jak najszybciej ewakuować. Co zawsze robił kiedy w grę wchodziły uczucia? Zwiewał tak daleko jak tylko się dało. Dlatego kiedy dotyk Sky'a stał się dla niego intensywniejszy, oderwał się od niego i wstał na równe nogi. Wplótł jeszcze palce w kudły, co oznaczało, że zaczął się... cholera, denerwować - Chyba powinniśmy już iść - rzucił tylko, starając się unikać wzroku chłopaka. Gdzie podział się pewny siebie ślizgon, huh?
Prychnął cicho na słowa chłopaka. - Jeśli chce, to powinna brać - Ach, gdyby to było tak proste. Zapewne by było, gdyby nie chodziło o Nate'a, bo przecież on musi wszystko komplikować. Chociaż Sky też nieźle się tym razem popisał. O ile zawsze stara się, żeby sytuacja była maksymalnie jak najprostsza i by wszystko było jasne, to tym razem dał ciała... I nie dość, że zepsuł spotkanie, na które tak długo czekał, to dodatkowo musi sobie teraz znaleźć udawaną dziewczynę. Najprościej by było poprosić którąś z przyjaciółek, by dla niego udawała, ale to by było zbyt oczywiste kłamstwo. Poczuł jak chłopak się od niego odsuwa, co odebrał jako sygnał, że zawalił sytuacje w momencie, gdy się do niego przytulił. Czyżby Nathanielowi nie spodobało się, że Sky ma wobec niego zbyt wiele uczuć? Zacisnął pięści, by trochę ochłonąć. Nie może się przecież rozklejać. Gorzej niż jakaś baba. No ale tak to już jest, gdy się pcha w relacje, w które się pchać nie powinno. Pomimo bólu nie potrafi się jednak odejść. To chyba nazywa się toksycznym związkiem, co? Huh, przynajmniej związek. Skoro Nate się wycofuje, to Sky nie może i choć bardzo nie lubi przejmować inicjatywy, to wstał i przyciągnął Ślizgona do siebie, wkładając w ten pocałunek wszelkie resztki swoich sił życiowych. Jeśli teraz wyjdzie, a Sky zacznie się bawić w udawany związek, to nie wiadomo kiedy znów będzie mógł go pocałować. Samo to sprawiało mu ból, ale widok chłopaka, który ewidentnie chce jak najszybciej zakończyć te spotkanie, zabolał go jeszcze bardziej. - Zdajesz sobie sprawę, że to pokój czasu i że póki tu jesteśmy, to tam czas stoi? - zapytał, właściwie tylko dla formalności. Powstrzymał się od tekstu, że "tutaj też coś może zaraz stać", bo ewidentnie nie pasowało to do napiętej atmosfery, która teraz panowała. Właściwie pytaniem chciał tylko podkreślić, że zrozumiał, że nie chodzi o to, że Nate się gdzieś spieszy, a po prostu zrobiło się dla niego nieprzyjemnie. Chciał to naprawić, ale nie do końca wiedział jak. "Sorry, że zamiast zdjąć ci spodnie, to się przytuliłem"? Pocałował chłopaka jeszcze raz, łapiąc zębami jego dolną wargę, co miało być zwykłą prośbą, by jeszcze nie wychodził.
Nie oszukujmy się Nate mógł wydawać się naprawdę nieskomplikowaną osobą. Wiecznie uśmiechnięty ślizgon, który korzysta z życia i zawsze stawia na dobrą zabawę. Był taki, nawet nie do końca wiedząc, że cały czas udaje. Gorzej jeśli komuś zaczynało na nim zależeć, halo, w związkach powinno się być szczerym. A w tym przypadku mogło być naprawdę ciężko. Woods zwyczajnie nie mówił o sobie wiele, znaczy mówił, usta nigdy mu się nie zamykały, ale na dobrą sprawę potrafił sprawnie omijać każdy ważny element ze swojego życia. Dlatego tak bardzo unikał stałych związków, bo to nigdy nie wychodziło. Myśl, że ktoś może wiedzieć o nim więcej niż sam by chciał, zwyczajnie go przerażała. Więc uczucia również były omijane jak tylko się dało. Być może dlatego tak bardzo bał najpierw zbliżyć się do Marcelnie, która różniła się od niego pod każdym względem, a co najgorsze, naprawdę na niego wpływała, a on stawał się mniej... nieprzyjemny? I tak, to było dla niego najgorsze. Dziwne, prawda? Zmieniał się na lepsze pod wpływem ważniej dla siebie osoby, ale i tak zrobił to co zawsze, zwiał, zawalił sprawę i koniec. Z Vittorią było całkiem podobnie, choć ona wydawała się być tak samo skomplikowana, co znacznie ułatwiało sprawę. Skoro Nejt mógł się skupić na niej i jej problemach, mógł omijać swoje, czy to nie brzmi pięknie? Ale cała relacja ze Skylerem wydawała się być... no właśnie, jeszcze bardziej powalona. Z jednej strony, działała całkiem prosto co zdecydowanie ułatwiało życie Woodsa. Ale z drugiej nie był ślepy i wiedział, że chłopak jest w niego zapatrzony, co wykorzystywał przy każdej okazji. Wyniszczało to nie tylko Sky'a, ale o dziwo Natha. W końcu nie był aż tak zepsuty... być może bawił się chłopakiem, ale miał jakąś wewnętrzną nadzieję, że nie działa to na niego bardzo źle. Gdyby wiedział może sprawy potoczyłyby się inaczej? To było pewne, ale mogłoby być gorzej. Jeśli Salemczyk był w nim zakochany, to w grę wchodziły uczucia, a one nie mogły wchodzić w grę, bo działo się właśnie to co teraz. Ucieczka, najlepsze i najprostsze rozwiązanie, które zawsze działało. A przynajmniej w większości przypadków, w dodatku, kiedy Woods mógł wymyślić jakikolwiek argument, żeby jak najszybciej wyrwać się z tej sali i przemyśleć, dlaczego zawsze musi utrudniać sobie życie. W tym momencie jednak nie było tak łatwo, a Nejt nadal stał w jednym miejscu zamiast ruszyć do wyjścia.Właściwie czuł się teraz jakby miał rozdwojenie jaźni. Z jednej strony chciał wyjść, ale z drugiej nie. Tak samo było, kiedy Sky przyciągnął go do siebie. Mimowolnie odwzajemnił pocałunek i coś nadal podpowiadało mu, że są w to wmieszane uczucia, ale z kolei coś innego mówiło mu, że wcale tak nie jest i przecież nie powinien się przejmować. Miał niezły mętlik w głowie i naprawdę nie potrafił teraz stwierdzić co jest dobre, a co złe. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że przez kilka sekund przez jego głowę przeszła myśl, że dla dobra Sky’a powinien odpuścić. Oznajmić mu, że cały czas się nim bawił i powiedzieć, że to nie może dłużej trwać. Byłby nawet skłonny stworzyć jakąś historyjkę, że Vittoria jest jego jedyną i prawdziwą miłością, choć sam nie do końca w to wierzył. Ale wtedy by skłamał i zrobił coś czego nie chciał. Czy to nie jest jakaś oznaka ludzkości? Czy to nie cud? Oczywiście myśl, że mógłby porzucić swoją Skylera, żeby tamten mógł w końcu być szczęśliwy w normalnym związku, szybko gdzieś zniknęła. Dlatego cudem nie możemy tego nazwać, a jedynie oznaką ludzkich cech, które najwyraźniej gdzieś w nim tkwiły. Nie mógł o tym teraz rozmyślać, skoro pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Tego typu próby zatrzymania Nejta przed ucieczką zawsze działały. Fakt, że nadal brnęli w toksyczną relację i obydwoje postrzegali to zupełnie inaczej, jakby przestał mieć znaczenie dla Woodsa, który znów położył swoje palce na karku chłopaka, jakby obawiał się, że w każdej chwili może go zostawić. Tak, sam jeszcze przed chwilą chciał uciec, ale w przeciągu kilku sekund zupełnie zmienił zdanie i nastawienie. Typowy Nath. - Serio? Nie wiedziałem... – zawsze mógł zgrywać idiotę, nie? Bo przecież nie mógł racjonalnie wytłumaczysz swojej próby ewakuacji, choć najwyraźniej nie było to potrzebne. Wydał z siebie zadowolony pomruk, kiedy znów poczuł jego usta na swoich i lekko przymknął oczy. Czy on naprawdę miałby chcieć kiedykolwiek zrezygnować ze Skylera i przyjemności, które mu przynosił? Cóż, Sky planował morderstwo Titi, to czemu Nejt miałby nie zachowywać się jak na niego przystało, czy jak na dziesięciolatka broniącego zabawki, duh?
Zacznijmy od tego, że nawet gdyby Nate powiedział Skylerowi, że się nim tylko bawił i że nie zamierza nigdy zostawiać Vittori, to Sky i tak próbowałby zatrzymać Nate'a. Zawsze "chociaż jeszcze jeden raz". A może zatrzyma go w tym pokoju na tak długo, że zestarzeją się na tyle, że Vitka nie będzie już go chciała? Cały problem tej sytuacji polega, że właściwie... Sky już się zakochał. To już nie było zauroczenie. Zdawał sobie sprawę z wad Ślizgona, ale najzwyczajniej w świecie mu one nie przeszkadzały. Dlatego nie mógł sobie odpuścić. I nie odpuści. Nawet jeśli będą mieli przerwę, to on zawsze będzie wracał. Choćby dla tego jednego pocałunku więcej. Właściwie teraz jest jak taka tykająca bomba i już enty raz ledwo powstrzymał się od powiedzenia chłopakowi, że go kocha. Nie mógł tego zrobić, bo jeszcze by się Nate wystraszył i uciekł, a na tym mu nie zależy. Z resztą sam przed chwilą widział, jak według niego, chciał uciec po zwykłym przytuleniu się. Wyznanie miłości mogłoby przelać czarę goryczy. Z resztą Woods nie jest ślepy, na pewno widzi, że Sky czuje do niego coś więcej. Tym bardziej nie może tego powiedzieć. To nie te typ relacji, gdzie możesz sobie mówić co chcesz, a już tym bardziej nie to co czujesz. Uspokoił się nieco, widząc, że Nate zmienił zdanie co do wyjścia. Momentalnie się rozluźnił i jego pocałunki stały się bardziej naturalne. Wplótł palce we włosy ślizgona, przenosząc pocałunki na jego szyję, a on sam przyległ ściślej do jego ciała. Wymiana pocałunków między nimi była dość łatwa do zorganizowania, bo tak się złożyło, że byli niemal identycznego wzrostu. Formalnie różnił ich jedynie centymetr, jednak Sky nigdy nie stał na prostych nogach, co wizualnie nieco pogłębiało tę różnicę. - Nie zostawiaj mnie - mruknął cicho, w przerwach od zabawy płatkiem jego ucha. Nie powinien był tego mówić, jednak te słowa same wyrwały mu się z ust, więc teraz wypadało udawać, że wypowiedział je specjalnie.
Dobra, być może Nate był świadom, że Sky jest w nim zakochany, zapatrzony jak w nie wiem co i nie zamierza go zostawiać, a przynajmniej nie w tym momencie. Ale czy Woodsowi w ogóle przeszkadzał fakt, że bawiąc się chłopakiem może go ranić? Albo mając go jako swoją własność sprawia, że Skyler nie może żyć w normalnym związku? Bo Nejt nie był dobrym kandydatem na czyjąś miłość życia, o nie. Myśl o tym działania na niego tak samo jak słowa: Kocham cię. Dlatego wolał wmawiać sobie, że Salemczykowi w końcu przejdzie, to całe... zakochanie. Matko, to słowo nawet by mu nie przeszło przez gardło. Bo co poradzić na to, że wszystkie jego związki wyglądały w ten sam sposób? Nigdy nie chodziło o uczucia, bo przecież tego Nate się wypierał, prawda? Wybierał osoby, które mogły sprawić mu przyjemność, a kiedy sprawy zachodziły za daleko, uciekał. Najwyraźniej nie było aż tak trudno go zatrzymać. Tylko, że w jego przypadku nie potrzeba było czułych słówek, a czegoś o wiele bardziej prostszego. Pocałuj, dotknij i nie puszczaj, dopóki Nejt nie stanie się totalnym ziemniakiem, który nie jest skłonny do ewakuacji, proste. Oczywiście, że to nie był typ relacji gdzie mówiło się to, o czym się myślało, gdzie na pierwszym miejscu stawiało się szczerość, a wyznania o uczuciach były normą. To działało w zupełnie odwrotną stronę i Woodsowi to nie przeszkadzało, ale jak było ze Skylerem? Cieszmy się, że Nejt nie mógł skupić się nad poważnymi życiowymi problemami w tym momencie, co raczej nie było dziwne skoro usta chłopaka znalazły się na jego szyi. Przyjemny dreszcz przeszedł jego ciało i już zupełnie zapomniał o wcześniejszej próbie ucieczki. - Nie zostawię - wymruczał, kiedy jego oddech zaczął przyśpieszać. Oczywiście, że musiał złożyć obietnicę, której nie potrafił dotrzymać, przecież nie byłby sobą gdyby tego nie zrobił. Ale na dobrą sprawę, to mogło w jakiś sposób zapewnić Sky'a, że Woods nie ma zamiaru go opuszczać. Choć wiadomo jak to ze ślizgonem bywało. Zawsze podejmował pochopne decyzje, co właśnie zamierzał zrobić - Naprawdę chcesz wybierać? - zapytał na chwilę odsuwając się od Salemczyka. Jego głos brzmiał dość niepewnie, bo przecież naprawdę różnił się od Sky'a i choć on potrafił skakać z kwiatka na kwiatek, nie sądził, żeby Henggeler też był do tego zdolny. Szybko zorientował się co powiedział, dlatego złożył na jego ustach pocałunek, przyciągając go do siebie, tym samym mając nadzieję, że nie będzie odpowiadał. Tak, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, Nate nie chciał odpowiedzi na zadane pytanie, bo zwyczajnie się jej obawiał.
Sky potrafił kłamać i (tylko w małym stopniu) wykorzystywać ludzi, ale pod warunkiem, że są dla niego praktycznie obcy. Jeśli będzie o nich wiedział więcej niż sam wiek i imię, to już przepadł. Nie potrafi skłamać nie mając wyrzutów sumienia. I w tym właśnie ma problem Sky. Jego empatia jest na takim poziomie, że nie potrafi. A poczucie winy potrafi go dręczyć dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nauczył się po prostu mieć czyste sumienie, a teraz co? Skłamał w tak idiotyczny sposób, że ciężko to będzie dalej ciągnąć, by nie wplątać w to osoby trzeciej. Może chociaż jej nie będzie musiał okłamywać? Uśmiechnął się tak, by chłopak tego nie widział, gdy usłyszał jego słowa. Podświadomie chciał wierzyć, że to prawda, ale rozsądek podsuwał mu, że Nath nie miał na myśli tego, co miał na myśli Sky, gdy się o to pytał. Ale czy w takiej chwili obchodziło go, że chłopak chciał z niego zrobić swoją dożywotnią zabawkę? Nie. Byleby być blisko. Uśmiech jednak szybko mu zniknął, gdy usłyszał drugie pytanie. Początkowo nie chciał na nie odpowiadać, więc pasowała mu reakcja obronna Ślizgona, do której się przyłączył, dociskając go do ściany i przylegając dokładnie do jego ciała.Wsunął kolano, między nogi Nathana i całym sobą skupił się na pocałunku. Byłaby to dla niego scena idealna, gdyby teraz mimowolnie nie myślał o Vitce. A prawdę mówiąc, to nieco zmniejszało mu libido. - Muszę - odpowiedział, nie odsuwając się od chłopaka. - Bądźmy szczerzy chociaż raz, to trzeba powiedzieć - zmarszczył brwi, wykręcając głowę w bok. - Ty nie zamierzasz nigdy być ze mną w związku, a ja nie mogę żyć w taki sposób wiecznie. Muszę pomyśleć o kimś, kto mnie będzie chciał w takim samym stopniu, jak ja jego. Złożył kilka pocałunków na torsie chłopaka, przechodząc następnie na szyję, którą mógł delikatnie podgryźć. Miał nadzieję, że to powstrzyma go przed nagłym wyjściem. Kto wie, może nawet dzięki temu powie co myśli? - Ale póki co jestem twój - mruknął, między kolejnymi pocałunkami. Martwił się, że póki nie odetnie się od Nathana to nie będzie mógł nawet spojrzeć na kogoś w ten sposób, ale... czy to się teraz dla niego liczy? Odczuwa przyjemność z tej miłości, nawet jeśli przy okazji cierpi z jej powodu dwa razy bardziej.
Czasami śmieszyło go, że kilka ładnie dobranych słów wystarczyło aby mieć kogoś w garści. Matko, to nie powinno go śmieszyć. Manipulowanie ludźmi wcale nie było zabawne, ale najwyraźniej Nath uważał, że tak właśnie jest. Bo przecież naprawdę nie widział problemu w wciskaniu komuś kitu, albo składaniu obietnic, których nie zamierzał dotrzymać, a nawet gdyby chciał, to zwyczajnie nie mógł. O, tylko to 'kocham cię' raczej nie wychodziło z jego ust, a na pewno nie kiedy było nieszczere. Ale najwyraźniej teraz czuł potrzebę zatrzymania przy sobie Sky'a jak najdłużej, więc był gotowy zarzucić jeszcze czymś ładnie brzmiącym, duh. Jednak jego powody zatrzymania chłopaka przy sobie były nieco inne niż Henggeler'a. Nejt potrzebował jego dotyku i pocałunków. Za to Skyler zapewne wolałby, żeby w końcu w grę weszły uczucia, co raczej nie było możliwe w przypadku Woodsa. Bo nawet teraz, kiedy Salemczyk powiedział coś, o czym Nath nigdy nie wspominał, ślizgon nawet nie drgnął. W końcu Sky odważył się przyznać coś, co było szczerą prawdą, coś o czym Woods doskonale wiedział, ale uważał, że wyznanie tego nie będzie dobre dla Henggeler'a. Ale skoro on był tego świadom, to cała ich relacja była jeszcze bardziej skomplikowana i serio, Nejt teraz mógł go nazywać masochistą. Nie powiedział jednak nic, zupełnie nic. Po prostu żadne słowa nie mogłyby aktualnie brzmieć dobrze. Nawet głupie zapewnianie go, że jest inaczej... w końcu znał prawdę. Dlatego oparł lekko głowę na ścianie, nieco się rozluźniając. Bo czemu miałby się martwić czyimś stanem psychicznym, skoro ta osoba przynosiła mu korzyści? Wplótł palce we włosy Sky'a i nieco pochylił się nad jego uchem. - I jeszcze długo będziesz - sam Nejt nie był do końca tego pewny, ale cóż, aktualnie nie miał zamiaru porzucać swojej zabawki. Znów odchylił głowę do tyłu, pozwalając przejąć zupełną inicjatywę Skylerowi i dopiero kiedy jego ciało ponownie przeszedł przyjemny dreszcz, przyłożył jeden palec do klatki Sky'a i lekko go odepchnął. Oczywiście bezczelnie się uśmiechnął i oblizał usta, które cały czas wręcz domagały się kontaktu z ciałem Slamczyka - Zachłanność to zła cecha - musiał go jeszcze chwilę pomęczyć, nie? - W sumie, nie lubię tej sali, zawsze boję się, że nie będę mógł z niej wyjść i w końcu się tu zestarzeje - wypowiedział słowa, które właśnie wpadły mu do głowy i zmierzył Sky'a wzrokiem - Ale ślizgońskie dormitorium jest całkiem przyjemne, chętnie ci pokażę - dodał i leniwie odepchnął się biodrami od ściany. Mimowolnie wpił się jeszcze w usta Skylera, żeby po krótkiej chwili się od niego oderwał i ruszyć w stronę drzwi. Tak, nadal paradował bez koszulki, ale co tam. Był pewien, że nie będzie musiał czekać aż Salemczyk za nim ruszy, dlatego wyszedł powoli z pomieszczenia... mówiłam już, że naprawdę potrafił owijać sobie ludzi wokół palca?
To było dopiero dobre wejście w nowy semestr studencki! Ominięty pierwszy wykład z eliksirów, nowa, badziewna praca w Mungu na recepcji i potwierdzone doniesienia o tym, jakoby nie miała szans zrobić w tym roku stażu w Ministerstwie Magii, który marzył jej się nie miesiącami, a latami. Wakacje wakacjami, ale wdrożenie się w nowy system chyba zabierze biednej Ruth więcej czasu, niż na początku sobie zaplanowała, bo o ile jest w stanie nauczyć się wszystkiego, czego jej każą względnie szybko, o tyle pogodzenie zajęć, które sobie na ten rok zaplanowała wydawało jej się niemal niemożliwe. To nie jest tak, że się załamała do granic i poszła opłakiwać stracony wykład w rupieciarni na siódmym piętrze. To nie jest nawet tak, że jakkolwiek ją to załamało. Była raczej rozczarowana swoimi chaotycznymi działaniami związanymi z początkiem września i coraz bardziej czuła w kościach jesienną mobilizację... Tak czy owak, wolną chwilę przed kolejnymi zajęciami i sprawami "niecierpiącymi zwłoki" dziewczyna postanowiła przeznaczyć na poczytanie jednej z książek, które warto mieć przy sobie przez godzinę i potem wrzucić je do beczki z kwasem - mugolskie opowieści nt. pól magnetycznych. Zawinęła tę specyficzną książkę od ojca już kilka ładnych lat temu i czytała ją z namaszczeniem pod kołdrą, kiedy nikt nie miał prawa jej zobaczyć. Nie, nie dlatego, że mugolskie bajki to towar zakazany klasy pierwszej, po prostu młoda Szwedka już dawno nauczyła się, że wyśmiewanie się z takich zainteresowań wcale jej nie bawi i woli zachowywać swoje hobby w tajemnicy. No więc zmachana po szpitalnych perypetiach z uzyskiwaniem śmieciowego stanowiska pracy, konspiracyjnie wspięła się na najwyższe piętro budynku i nawet dobrze nie zamykając drzwi za sobą, przycupnęła w fotelu w Pokoju Czasu, otwierając jednocześnie książkę na ostatnim rozdziale. Postanowiła dać sobie godzinę na doczytanie i wrzucić podręcznik pod stertę innych szpargałów - nawet, jeśli ktoś ją tu kiedyś znajdzie, to nie ma opcji, żeby mógł ją stąd wynieść, więc na dobrą sprawę to lepsze rozwiązanie, niż wrzucanie dobrej książki do kwasu. Tak można żyć. Bez krzyków dzieciorów z pierwszej klasy, bez matki drącej się nad uchem "Zostaw te mugolskie bzdury" i bez protekcjonalnych spojrzeń rówieśników w stylu "No, fajne te bajeczki, a zajmiesz się może czymś poważnym?". A zajmę - pomyślała Ruth, z rozmarzeniem przypominając sobie o swoich planach na karierę w Ministerstwie.
Niestety, dla Ruth oczywiście, ktoś już był w tym pokoju. A i owszem. Wszedł dosłownie kilka sekund przed nią, ale czuł się jakby był tu już od kilku godzin. Możliwe, że tak właśnie było, bo Sasha zdążył już przeczytać kilka ksiąg przeznaczonych raczej dla studentów niż dla uczniów siódmej klasy, no ale my nie o tym. Kobieta była tak bardzo przejęta swoją książką, że nawet nie zauważył, że na fotelu obok siedział młody ślizgon. Na kolanach miał jakiegoś dziwnego kota, sam nie widział czyjego. Zwierze miało niebieską sierść i przenikliwe szare oczy. Alex natychmiast zorientował się, że rasa kota to "rosyjski niebieski". Dość drogie zwierze i mocno kapryśne, ale z jakiegoś powodu młodego mężczyznę bardzo polubiło, bo gdy tylko Sasha przejechał dłonią po jego grzbiecie natychmiast zamruczał i ułożył się wygodnie na jego kolanach. Wtedy Alex uśmiechnął się, po raz pierwszy od dłuższego czasu i zaczął gładzić kota, drapać go za uchem i po pyszczku, ale gdy tylko tylko weszła dziewczyna "od kłótni", oboje, kot i Alexander zamarli, obserwując ją uważnie. Oczywiście on nie wydał z siebie żadnego, nawet najmniejszego dźwięku, tylko wciąż obserwował młodą kobietę, która pracowała w szpitalu św. Munga. Nie wiedział, czy ma krzyknąć, czy może lepiej po prostu szepnąć jej coś do ucha. Taki śmieszek z tego Alexa, prawda? W każdym razie na razie siedział i wpatrywał się w nią, gdy miała tą zaciętą minę, jakby próbowała udowodnić sobie, że to co teraz czyta przyda się jej w przyszłości, więc Alex spojrzał na tytuł. Szczerze? Nie tego się spodziewał. Wzdrygnął się lekko, choć bardzo próbował się powstrzymać. Ta książka, jak i wszystko co mugolskie, sprawiało, że Alexander czuł odrazę. Nie, nie chodzi o to, że nie lubi mugoli, czy coś w tym stylu. W końcu nawet ich lubił, ale to co stało się kilka lat temu. To wszystko... jego ojciec. Te wspomnienia przypływały same w takich momentach. Gdy był słaby, a niewidzialny mur wokół jego serca na chwilę opadał. Więc chłopa siłą woli musiał postawić go na nowo. -Ekhm... - odchrząknął, patrząc dziewczynie prosto w oczy. Musiał przyznać sam przed sobą, że miała naprawdę piękne oczy -Nie śpimy. Ja też tu jestem, wiesz? Tak miało zabrzmieć to ostro, ale jakoś, po wcześniejszej chwili słabości nie mógł się na to zdobyć. Wciąż był ranny, po ciężkiej walce z przeszłością. Mimo wszystko starał się tego po sobie nie pokazywać, więc zachował kamienną, zimną twarzy, tylko jego oczy miały w sobie jakiś taki smutny, dogasający blask. W tym momencie kot głęboko zamruczał, przeciągnął się, wybierając dogodniejszą pozycję i przymknął jedno oko, aby drugim wciąż obserwować dziewczynę. Spojrzenie kota było bardzo inteligentne co w sumie pasowało do szarych tęczówek.
No nie. No po prostu - tu powinno być niecenzuralne słowo - no nie. Boże, czy ty to widzisz?! Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy? Ależ oczywiście, że mógł! Wystarczyło tylko, żeby meteoryt spadł na Hogwart, nagle zaczęła się plaga pokrzyw w pokoju dziewczyny, albo ten mądraliński Rosjanin zagrodził jej drogę. Naprawdę, to trzeba być utalentowanym w stylu Ruth, żeby ze wszystkich pomieszczeń w szkole, ze wszystkich miejsc i centymetrów terenu wybrać akurat te, w którym akurat - całkowicie przypadkowo - przebywał Alexander. Ruth zrobiła minę w stylu "No nie wierzę...Serio?" i sekundę później spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej raczej grymas niezadowolenia, jakby właśnie zobaczyła swojego dawnego nielubianego nauczyciela. Westchnęła, jak tylko mogła niezauważenie, lamentując w duchu nad swym losem i licząc na to, że za sekundę wymyśli jakiś sposób, żeby w miarę zgrabnie się wyplątać z tej sytuacji i czmychnąć gdziekolwiek indziej. Już nawet zaczęła układać w głowie listę pomieszczeń, do których mogłaby się udać, ale w tym samym momencie - pewnie ze zdenerwowania i z niespodziewaności sytuacji - mocniej zacisnęła rękę na książce. Ładnie... - pomyślała przypominając sobie, że chłopak przed nią był chyba czystokrwisty i to więcej niż pewne, że wzbudziła w nim odrazę. Nie książka. Dziewczyna. Dobra, już już, nie łamiemy się, pierś do przodu i myślimy! Ruth szerzej otworzyła oczy przez co jej twarz przybrała jeszcze wyraźniej dziecięco dziewczęcy wygląd przechylając głowę lekko w bok co sprawiło, że wyglądała jakby usilnie próbowała wydedukować jakąś sprawę. W rzeczywistości przez ten ułamek sekundy złapała się na tym, że myśli, jaki ten uparty facet jest przystojny...Otrząsnęła się jednak szybko i nie spadając z pantałyku spróbowała być równie błyskotliwa co niechciany lokator, zastanawiając się w głowie w jaki sposób mogła go tu wcześniej nie zauważyć. -Nie śpię. Widzę - powiedziała najbardziej zachowawczo, jak tylko potrafiła, chowając książkę nieco za siebie. Doprawdy, ostatnie, czego oczekiwała to dywagacje na temat mugolskich wytworów. -Nie powinieneś być o tej porze w Hogsmeade? - rzuciła niechętnie momentalnie żałując, że ma zdolność artykulacji. Co jej strzeliło do głowy? Przecież nie będzie się teraz przekomarzać, tym bardziej, że chłopak wyglądał jakoś...inaczej. Dziwnie. Jakby coś go próbowało zjeść od środka. A może jej się tylko wydaje. Zdecydowanie. Wymysły, jak zwykle.
Chłopak miał ochotę parsknąć śmiechem. Oczywiście takim sztucznym i nieszczerym, bo kto by to widział, żeby Alexander, aka najbardziej chłodny człowiek w szkole, się śmiał? Przecież to nie do pomyślenia, żeby ktoś taki jak on się w ogóle uśmiechał, dobrze, że dziewczyna nie weszła kilka chwil wcześniej, gdy on trzymał i głaskał tego kota.W każdym razie chłopak przyglądał się jej uważnie. Była tak zestresowana jego obecnością, że prawie widział kropelki potu na jej czole. Najwidoczniej nie chciała tu z nim być, kto by chciał, bo aż widział trybiki obracające się w jej głowie. Najwidoczniej próbowała się go pozbyć, ale on nie da się tak łatwo. A jesli nie to nie nazywa się Alexander Nikolaevic! No w sumie nie nazywa się tak, ale to są maleńkie szczegóły. W końcu kiedyś zmieni sobie nazwisko na to stare i wróci do kraju, aby tam kraść, zabijać i gwałcić. Innymi słowy zostać politykiem. Dobry pomysł. -Jasne, jasne. Byłaś tak zajęta swoją mugolską książką, że nie zauważyłabyś nawet, gdyby obok Ciebie przebiegł gryf. Sasha wzruszył ramionami, patrząc dziewczynie w oczy, jakby rzucał jej wyzwanie. Czy je podejmie? Zobaczymy. W końcu zwykle je podejmowała. -Spokojnie. O książce nie będę nic nawet gadał. Widzisz!? Jednak nie jestem taką złą osobą. Nawet zdarza mi się zrobić jakiś dobry uczynek. Podrapał kota z uchem, a ten zamruczał głęboko i przymknął drugie oko, prawdopodobnie zasypiając na kolanach ślizgona. Każdy ma jakiś dar, najwidoczniej ten Alexa usypia koty. -Nie. Nie poszedłem do Hogsmead. A co? Chcesz się mnie już pozbyć? A ja chciałem spędzić z Tobą czas!
Dziewczyna miała ochotę podnieść brwi wyżej niż czoło. Czemu ten młody facet, pewnie zresztą jeszcze uczeń, jest taki pewny siebie? Ruth chciałaby w tym momencie powiedzieć wiele na temat tej chorej sytuacji, jak bardzo go tu nie chce i jak bardzo chciałaby teraz poczytać książkę jak normalny, spokojny człowiek, bez awantur i sprzeczek z kolesiem, którego nawet dobrze nie zna. Niestety, nie mogła odezwać się absolutnie wcale, z prostego powodu - chłopak miał rację. -To, czy jest mugolska, czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Treść jest ważna, nie autor - powiedziała licząc na to, że Alex zaniecha dalsze wyśmiewanie jej definitywnej ślepoty. Wiedząc już, że o ile nie do końca zakończyła temat książek swoją odpowiedzią, o tyle poczuła się bezpieczniej z tym niecodziennym artefaktem na kolanach odłożyła przedmiot na stolik obok fotela, na którym siedziała i wciągnęła powietrze, jakby przygotowując się do ataku. -Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek powiedziała, że jesteś złą osobą. Jesteś zawzięty, bezduszny i irytujący, ale nie zły. Koty lubią dobrych ludzi. Tak czytałam. W mugolskich książkach - powiedziała najnormalniej w świecie, jakby umawiała się z nim właśnie na herbatę. No, dalej Panie Alexandrze, jakiś problem z wiedzą tajemną spoza świata czarodziejów? I oczywiście nie minęła sekunda, kiedy Ruth uświadomiła sobie, że właściwie to przed chwilą nie chciała tu być, a teraz dyskutuje sobie w najlepsze z kolegą z Hogsmeade. Tak, to naprawdę świetna zabawa. -Dobrze, wiesz co, nie chcę ci przeszkadzać. Kot, te sprawy. Na pewno jesteś teraz bardzo zajęty, a ja powiedzmy sobie szczerze nie jestem mistrzynią bycia sympatyczną dla obcych facetów - spróbowała być bardziej groźna, niż w rzeczywistości wyglądała - na lekko rozeźloną, milutką dziewczynkę z różowymi ze złości policzkami i wnikliwie analizującą każdy centymetr twarzy towarzysza. Rosjanie...Rosjanie mają bardzo regularne rysy twarzy. Delikatne jak jedwab, ale jest w nich jednocześnie coś trwałego jak spiżowy pomnik. To twarze, których się nie zapomina.
Jeśli Ruth dobrze się przyjrzała to mogła zauważyć, że przez jego twarz przemknął dziwny cień i sprawił, że stało się coś co na ogół się nie dzieje. Kącik ust Alexandra powędrował leciutko w górę. Możliwe, że to był właśnie uśmiech, ale prawdę mówiąc to chłopak nie mógł się powstrzymać, bo dziewczyna wyglądała teraz... no naprawdę słodko. Jeszcze powinna lekko nadymać te policzki, aby zrobiły się w nich takie malutkie dołeczki. Jednak cień, który wykrzywił jego twarz zniknął tak szybko jak się pojawił, a jego serce znowu skuł syberyjski mróz. -No dobra. Możliwe, że masz rację. Nie autor się liczy, ale sama książka. Gorzej, że Mein Kampf też jest taką książką. Ale napisaną, przez największego zbrodniarza w dziejach historii. Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: "Tak, tak. Ty wiesz swoje, a ja swoje." -Tylko wiesz co? Nie tupnij czasem nogą, bo to wyglądałoby słodko, a do Ciebie słodycz małej dziewczynki ni pasuje. W końcu jesteś już "duzią dziefcynką." - uśmiechnął się wrednie, ale po chwili zamrugał z niedowierzaniem, bo dopiero teraz dotarło do niego co powiedziała dziewczyna. Czy ona... właśnie... -...mnie skomplementowałaś? Nazwałaś mnie dobrym człowiekiem? Zmrużył lekko oczy, przyglądając się jej uważnie. Sam nie wiedział, czy to prawda, czy nie, ale miał ochotę zrzucić tego kota z kolan i wyjść. Nic takiego jednak nie zrobił, ale zaprzestał drapania zwierzaka za uchem.
Paranoi ciąg dalszy. Rozmawiamy teraz o "Mein Kampf"? Każdy, kto zna język niemiecki bez względu na to, czy jest czarodziejem, czy nie zna tę książkę, a przynajmniej Ruth nie wyobrażała sobie, że można ją tak po prostu zignorować. Czy raczej zignorować autora, który bez grama magii zabił tyle tysięcy niewinnych istnień w imię ideologii, zupełnie jak w świecie magii zabijano się kawałkami drewnianych patyków strzelających cudowną mocą sprawczą, która niosła śmierć. A może powinna mu przypomnieć mugolską czerwoną książeczkę. Czy Pan Rosjanin słyszał o czymś takim, jak komunizm? Czy eliksiry i zaklęcia przysłoniły mu chęć zdobycia wiedzy o historii miejsca, w którym się urodził? Ruth, otrząśnij się, dziewczyno. Chłopak próbuje być miły, nawet spróbował - z marnym skutkiem - się uśmiechnąć, a ty nic, tylko wymyślasz wymówki. Nieładnie. -Zostawmy mugoli, to naprawdę nie jest temat do rozmowy w szkole magii i czarodziejstwa - odparła niedbale, znużona tym przeciąganiem liny pomiędzy ich wiedzą na temat książek jako takich. I naprawdę, ale to naprawdę już jej przeszła złość i chwilowe zmieszanie, kiedy chłopak zrobił najgorszą rzecz, jaką mógł zrobić w tym momencie - przyrównał jej wygląd do wyglądu małej dziewczynki. To było śmieszne pierwsze pięćset razy. Teraz już nie jest. -Okej, duża dziewczynka nie będzie już przeszkadzać tobie i twojemu kotu. Zdradzę ci pewien sekret. To miał być mój pierwszy miły, spokojny wieczór po powrocie do szkoły i nagle zjawiasz się ty. Wiesz, jesteś naprawdę... - tu zrobiła zbyt długą przerwę, jakby szukała słów, które nie wprawią jej samej w zakłopotanie - jesteś naprawdę... No, w każdym razie nie będę ci przeszkadzać - powiedziała robiąc się czerwona jak róża i nerwowo poderwała książkę do siebie. Oczywiście totalnie bez sensu, bo i tak nie będzie mogła jej stąd wynieść. Próbowała być stanowcza, jakkolwiek zaradzić sytuacji, a wyszedł jej bełkot godny pierwszoklasistki na eliksirach. Brawo Ruth! Pierwsza nagroda! Już miała się zbierać do uciekania z pokoju, kiedy zauważyła, że wyraz twarzy chłopaka zmienił się nie do poznania. -Chyba żartujesz. Będziesz się teraz kłócił o to, że nazwałam cię dobrym człowiekiem? Dobrze, jesteś złym człowiekiem. Zresztą, myśl co chcesz, moje słowo przeciwko twojemu słowu. I tak pewnie ambitniejszych ode mnie zbywałeś, więc produkuję się na marne, prawda? - wzruszyła ramionami. Z jednej strony chciała iść, z drugiej piekielnie nurtowała ją ta gwałtownie różna od innych reakcja chłopaka. Ukrywał coś?
Gdy dziewczyna tak mówiła to słuchał jej prawie uważnie. Nigdy jakoś nie słuchał nikogo tak jak jej teraz. No dobra. Może troszkę przesadzam, ale w dobrej wierze. Chcę trochę się podlizać Ruth, bo to co za chwilę zrobi Alexander zbije was wszystkich z tropu. Ba! Pospadacie z krzeseł! Wiem to najlepiej, bo jestem tu narratorem i jak mówię tak ma być. Więc młody mężczyzna słuchał co dziewczyna mówi i kiwał głową, przytakując jej, co już zaczynało być podejrzane. -Nie chodzi o to, że Cię wyganiam. Poza tym nie weźmiesz już tej książki. Ona musi tu zostać... Wracając. Jak już wiesz ja, Alexander i ten oto kot... Pan Kot nie chcemy Cię wyrzucić, wręcz przeciwnie stanowisz dla nas piękny... - tu postawił silny nacisk, na to słowo -...piękną okazję do rozmowy. Więc zostań z nami jeszcze przez chwilę. Pokiwał głową, patrząc to na kota to na dziewczynę, jakby czekał aż kto przemówi i poprze go w tym co powiedział. No cóż... Wężousty nie jest. Kociousty też raczej nie. Choć kto wie? Może drzemie w nim uśpiony dar, aby rozmawiać z kotami? Chwycił kota i szybko zrobił dwa kroki, zrównując się z dziewczynę chwilę tak stał, przyglądając się jej i wręczył jej zwierzę, zmuszając do upuszczenia książki. W tym samym momencie, gdy dziewczyna była zdezorientowana, złożył na jej różowych wargach delikatny pocałunek, lekko muskając jej usta swoimi.
Jakiś nieopisany chaos wkradł się do jej głowy, kiedy młody chłopak tak po prostu powiedział cokolwiek, co nawet nie miało większego znaczenia, wręczył jej kota i pocałował. Czy to brzmi bardziej niedorzecznie, kiedy wypowie się to zdanie na głos? "Wręczył jej kota i pocałował". Co jest z tymi czarodziejami nie tak? Normalni ludzie dają kwiaty, czekoladki, zapraszają na kawę, albo przynajmniej są mili. Ten tutaj nie dał Ruth nawet pół kwiatka, był irytujący, arogancki i zarozumiały, zawsze wiedział wszystko lepiej i miał nienaturalnie cięty język a koniec końców dał jej KOTA i pocałował. Niestety rozsądek dziewczyny wziął górę nad jakąkolwiek romantycznością. -Oszalałeś? Co ty robisz?! - krzyknęła purpurowa z zakłopotania i złości, w końcu przed chwilą całowała się z trzy lata młodszym ślizgonem. -Słuchaj, nie doczytałam, jak to się robi w Rosji, ale ani w Szwecji, ani jak mniemam w Anglii nie można podchodzić sobie ot tak do byle której kobiety i całować - wyrecytowała zszokowana nie na żarty. Właściwie to sama nie rozumiała, po co mu to tłumaczy, sam dobrze wiedział, że takim jak on więcej wolno. -I co z tym kotem?! To jakaś zabawa? - wybuchła przytłoczona niedorzecznością sytuacji. Odetchnęła ciężko i uspokoiła się nieco, odkładając tym samym biedne zwierze na fotel, na którym przed chwilą siedziała. Podniosła także książkę i przykrywając ją pieczołowicie zwałami starych zasłon odwróciła się do chłopaka. -Kawę i całowanie mamy już za sobą. Jak rozumiem, powinnam cię teraz rozebrać - powiedziała rzeczowo i zrobiła krok naprzód. Naturalnie zgrywała się, pozostawiając swój ton tak naturalnym, jak tylko to było możliwe. Wyciągnęła ręce do chłopaka i dla zabawy musnęła krawędź jego marynarki.
Niestety jej krzyki nie zrobiły na chłopaku żadnego wrażenia. Był przyzwyczajony do krzyków, a nawet bicia, czy tortur. Nie lubił tego to prawda, bo kto normalny lubi hałas, ale szczerze powiedziawszy jej złość była zabawna. Widział teraz to co jej w niej naprawdę, a nie to co pokazywała kiedy chciała. Pokazywała pazurki, swoje emocje i to było wspaniałe i szczerze powiedzawszy, Alexowi się to spodobało. Nic dziwnego, że nie pokazywał tego w swojej mimice. Wzięłaby go za jekiegoś niedorozwiniętego, który lubi jak się na niego krzyczy, albo co gorzej za jakiegoś sadystę, który lubi ulegać. -Widzę, że lepiej Ci, gdy na mnie krzyczysz. Nie lepiej tak czasem? Wygarnąć drugiemu człowiekowi co mu leży na wątrobie? Uśmiechnął się chłodno. Szczerze powiedziawszy to Alex przestraszył się dopiero teraz. Widząc jak dziewczyna podchodzi do niego i dotyka jego ubrania, miał ochotę krzyknąć. Każdy por w jego ciele krzyczał w proteście, wołając, nie... błagając, aby kobieta tego nie robiła. Sasha jednak nie wykonał żadnego ruchu, nawet nie skrzywił się, tylko mruknął coś po rosyjsku. -J-jasne... jeśli tylko chcesz to proszę bardzo. Tym razem to on się zarumienił, ale rzucił jej spojrzenie: "tylko komuś o tym powiesz to Cię zabiję." Prawda była taka, że nie lubił, gdy się go dotykało. Nienawidził, gdy robił to ktoś bez pozwolenia.
Na chwilę cofnęła rękę. Coś, czego definicji nie mogła pojąć, ani nawet znać, działo się właśnie w głowie tego młodego, mądrego mężczyzny. Oczy nabiegły jej strachem i w głowie zadawała sobie tysiąc pytań, jednak żadne z nich nie mogło w najdrobniejszym stopniu przybliżyć jej do odpowiedzi na to, dlaczego Alex napiął się jak struna, kiedy wyciągała rękę? Drżącą dłoń skierowała ku niemu raz jeszcze. Stał ubrany w marynarkę, której absolutnie nie miała intencji zdjąć. Był młody i przystojny, ale chyba zbyt młody i zbyt przystojny żeby mogła to ciągnąć. Jednak coś w jego oczach pałało takim przejmującym smutkiem i gniewem, że Ruth nie była w stanie ruszyć się nawet o centymetr z miejsca. -Ja...Nie rozumiem - powiedziała, łamiąc głos między zdaniami. W pierwszej chwili miała powiedzieć, że przeprasza i wybiec, ale stała jak zaczarowana przed chłopakiem i wpatrywała się w niego swoimi wielkimi, dziecięcymi oczami. Po chwili zrobiła niepewny krok do przodu. Stała już bliżej niego niż na wyciągnięcie ręki i niemal mogła poczuć ciepło bijące z jego ciała. Wolno przysunęła drżącą dłoń do jego twarzy i na sekundę przytknęła opuszek palca do czubka jego nosa. Poczuła nieprzyjemny impuls, jak ten, który targał ją, kiedy będąc małą dziewczynką przytykała język do baterii ukrytych w szafie ojca. Szybko szarpnęła dłoń za siebie i o ile było to niemożliwe, zrobiła jeszcze większe oczy. -Po co to wszystko? Masz jakąś granicę zaporową, jak...dioda i możesz z tak bezczelną pewnością siebie mnie pocałować, ale kiedy ja mieszam dłonią powietrze przy twoim ciele napinasz się jak struna - zapytała przejęta obrotem sprawy. Sama nie wiedziała, dlaczego użyła tego głupiego mugolskiego słowa - znowu - ale teraz nic, oprócz odpowiedzi na to pytanie się dla niej bardziej nie liczyło.
Gdy tylko dziewczyna dotykała go, Alexander zamykał oczy i zaciskał lekko zęby, jakby się bał, że dziewczyna go uderzy. Prawdę mówiąc, było przyjemniej niż się spodziewał, ale tego na głos nie powie. Przecież to byłby wstyd, gdy przyznał się, że podoba mu się dotyk dziewczyny. Mimo wszystko zaczął się powoli rozluźniać. Ha! Nawet otworzył oczy, aby się jej przyjrzeć, z jakąś taką dziwną niepewnością. -Myślisz, że ja sam to rozumiem? Nienawidzę dotyku innych. Sam mogę dotykać bo robię to ja? JA wiem co robię, ale WY jesteście nieobliczalni! Nie potrafię określić tego co za chwilę zrobicie, albo czego nie zrobicie! Westchnął cicho i zrobił pół kroku w tył. Jednocześnie chciał i nie chciał się od niej odsuwać. Czuł jej oddech na sobie i musiał przyznać, że naprawdę ładnie pachniała. Więc zrobił kolejne pół kroku do przodu, aby znowu poczuć jak dziewczyna pachnie. Zacisnął wargi, aby nic nie powiedzieć. Toczył wewnątrz siebie dość poważną bitwę.
Nie chciała go straszyć, a już na pewno wywoływać w kimkolwiek negatywnych emocji. Po prostu była ciekawska i powinna sobie obciąć te cholerne palce, skoro nie potrafiła ich utrzymać na wodzy przez piętnaście sekund. Przeszłość chłopaka nie była jej sprawą. Nie miała prawa o nią pytać tym bardziej, że najwyraźniej sam Alexander sobie tego nie życzył. Niemniej jednak jego zdanie wypowiedziane z niemal furią bardzo ją zastanowiło. To był taki młody, błyskotliwy mężczyzna, a jednak kiedy wypowiadał te słowa Ruth poczuła, jakby ulokował w niej zło tego świata i wyrzucił całą swoją nieopisaną pretensję, której dziewczyna z tak szczęśliwym dzieciństwem nigdy nie będzie umiała pojąć. Nie starała się go zrozumieć. Jedyne, co mogła mu zaoferować to zakopanie topora wojennego na tę parę chwil i postaranie się o cień szansy na to, żeby chłopak pozwolił jej na jakiekolwiek działanie. Ruth nie była typem oszukującej samą siebie osoby, która na siłę próbuje się wczuć w sytuację rozmówcy. Poczuła, że byłoby to skrajnie nie fair wobec Alexandra, tym bardziej, że po jego reakcji wydedukowała, że coś, co odcisnęło na nim piętno rozkładało się szerzej, niż pojmowanie młodej Szwedki. A może tylko sobie wmawiała, że nie wie, jak wielki ból zostawia tak namacalne ślady? -Rozumiem, że jeśli to ty byś mnie miał rozebrać, sprawa byłaby załatwiona. To dość... typowe - odparła jednym tchem, próbując zachowywać się naturalnie, co wychodziło jej gorzej niż źle w całej sytuacji. -Powinniśmy stąd iść. To nie jest miejsce do przesiadywania godzinami, szczególnie nago. Nie jestem do końca pewna, czy mogłabym wynieść stąd swoje ubrania - mruknęła nonszalancko i podeszła do drzwi. Szarpnęła i poczuła lekki opór próbując popchnąć je do przodu. Nie mogły się zaciąć. Wcale nic nie blokuje ich po drugiej stronie. Ruth! Szarpnęła jeszcze raz i zdała sobie sprawę z tego, w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli. Coś blokowało wyraźnie otwarte drzwi z drugiej strony. Nie widziała tego czegoś, a nie będzie przecież bombardować niewinnych drzwi tylko dlatego, że prawdopodobnie ktoś źle odstawił miotłę. Czy można bardziej nie wierzyć w swoje nieszczęście? Dziewczyna mruknęła pod nosem z niezadowoleniem i w jednej chwili z rozpędem kopnęła w drzwi nogą licząc na to, że pod naporem siły same się odblokują. Akurat. -Drzwi się chyba zacięły - powiedziała z najbardziej niewinną miną na świecie, chwilę po bestialskim ataku na kawałek drewna.