Schody ciągnące się od parteru aż po siódme piętro. Nieraz złośliwe, kiedy tylko znajdziesz się na stopniach, one poruszą się i dotarcie do celu zajmie ci dwa razy więcej czasu niżbyś się spodziewał... Zdarza się też, że są w lepszym humorze i ułatwią ci dostanie się z jednego piętra na drugie. Posiadają niezliczone dziury, często ukryte i tylko dzięki doświadczeniu w wpadaniu w nie można się nauczyć, które schodki należy omijać. Ściany dookoła zdobią niezliczone, ruszające się portrety mniej i bardziej znanych postaci.
O tak, w pełni zgadzała się ze słowami, które dopiero co zostały wypowiedziane przez nauczycielkę. Też odnosiła wrażenie, że nawet kiedy pałętała się po szkole bez większego celu, to ostatecznie docierała w miejsce, w którym zawsze znalazło się jakieś zajęcie. Albo ktoś, z kim mogła spędzić czas, jakby zamek nie mógł znieść myśli, że ktoś w jego murach nie ma zajęcia. Przecież jakby nie patrzeć teraz też miała miejsce taka sytuacja. - Myślę, że tak. W każdym razie może być pani pewna, że pojawię się na najbliższej lekcji, a co dalej, to się zobaczy. - odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. Jedne zajęcia to wcale nie jest dużo, a poza tym może faktycznie się okaże, że zacznie przychodzić na nie częściej. Przecież jako dziecko fascynowali ją czarodzieje, którzy potrafili przewidzieć przyszłość. Matka opowiadała jej, że w rodzinie też mają wróżbitkę, ale było to na tyle dalekie pokrewieństwo, że Isilia nigdy jej nie poznała. Ale kto wie, może kiedyś... Przyszłość była pełna niespodzianek i Smith niejednokrotnie miała okazję się o tym przekonać. Teraz musiała tylko dopilnować, żeby nie przegapić terminu. Gdyby złamała dane słowo, już chyba nigdy nie spojrzałaby nauczycielce w oczy. - Nie mogę raczej liczyć na zdradzenie, na czym będzie skupiała się lekcja? - spojrzała na Valerię, a jej kącik ust znów powędrował w górę. Nie liczyła na to, ale przez ciekawość musiała się zapytać. Chociaż, czy naprawdę chciała znać odpowiedź? W pewnym sensie to właśnie niewiedza o tym sprawiała, że chciała iść na zajęcia. Nie mogła jednak cofnąć czasu, więc wszystko było w rękach nauczycielki - albo uchyli rąbka tajemnicy, albo Isilia do momentu wejścia do klasy nie będzie miała o niczym pojęcia.
Bevyn Pritchard
Wiek : 45
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 181cm
C. szczególne : Wąs Caine'a Shercliffe'a, blizny po wypadkach z czasów szkolnych
W Hogwarcie roi się wręcz od portretów słynnych czarodziejów, do których uczniowie przywykli na tyle, że przestali na nie zwracać uwagi. No chyba, że się zgubią albo mają jakiś interes w kwestii tajnych przejść. W to jednak nie ingeruję, dochodząc do wniosku, że wypadałoby, aby nie tylko uczniowie z wymiany, ale także rodowici hogwartczycy poznali w końcu historię absolwentów tej szkoły i protoplastów czarodziejskiego świata. Początkowo chciałem im pozwolić na losowość, ale znałem te dzieciaki na tyle, by wiedzieć, że wszyscy pójdą na łatwiznę. Za radą Forrestera wypisałem więc niektóre z ważniejszych portretów na karteczkach, które podesłałem im losowo, wysyłając informację o zadaniu. Mieli oni udać się do określonego portretu i z nim porozmawiać. A już samo ich odnalezienie na ogromnej klatce schodowej było nie lada wyzwaniem, zwłaszcza że stopnie lubiły płatać psikusy. Nie przejmowałem się tym, bo w końcu nie ja musiałem odwalać brudną robotę, a jedynie sprawdzić, jak im poszło.
informacje: Sprawa wygląda tak, że każdy z Was rzuca dwiema kostkami. Pierwsza z nich powie Wam, na jaki portret trafiliście, druga wybiera interakcję, jaka wynika z rozmowy z nim. Łatwo nie będzie, ale niektórzy mogą dostać dodatkowe punkty, jeśli im się powiedzie. Można napisać samodzielnie jednego posta na jakieś półtora tysiąca znaków lub wątek z kimś innym na 3-6 postów na głowę (uwzględniacie podejście do wszystkich portretów, które wylosowaliście). Za każde 10pkt z działalności artystycznej lub historii magii jest możliwy jeden przerzut. Czas macie do końca kwietnia, bo jestem dobrą duszą. Wszystkie punkty i przedmioty spróbuję rozdawać na bieżąco.
1. Mirabella Plunkett:
Czarownica o nieznanym pochodzeniu, która podczas pobytu nad jednym ze szkockich jezior zakochała się ze wzajemnością w trytonie. Jej rodzina nie zgadzała się na małżeństwo, więc zrozpaczona przemieniła się w rybę i udała do swojego ukochanego. Prawdopodobnie była animagiem. Bohaterka wielu znanych czarodziejskich romansów.
1. Nie masz pojęcia, co takiego zrobiłeś, ale Mirabella obraziła się na Ciebie i uciekła z portretu, przez co zostajesz z niczym. Musisz spróbować wybrać inny portret, więc próbujesz kolejnego dnia, rzucając jeszcze raz kostkami. Sytuację z tych prób możesz opisać w jednym poście, ale musisz uwzględnić swoje niepowodzenie (jeśli znów wyrzucisz ten portret, wykonaj przerzut). Tracisz jednak 5pkt dla domu za zmianę portretu. 2. Bardziej niż historia Mirabelli, interesuje Cię to, w jaki sposób trytony wyrażają swoje uczucia. Wydają się bowiem dość groźnymi i poważnymi stworzeniami. Dziewczyna opowiada Ci o swoim partnerze, a Ty uświadamiasz sobie, że ta rasa jest bardzo podobna do ludzi. Dzięki nowej wiedzy zyskujesz dodatkowo 1 pkt z ONMS. 3. Mirabella wpływa na Ciebie tak bardzo, że czujesz nieodparty pociąg do wody. Nie możesz myśleć o niczym innym, jak tylko o tej przezroczystej cieczy. Kolejny wątek napisz w pobliżu jeziora, przy fontannie lub w łazience, by pozbyć się tego transu. 4. Dziewczyna opowiada Ci swoją historię miłosną ze szczegółami w tak smętny sposób, że zaczynasz współczuć jej tego, w jakiej sytuacji się znalazła i zaczynasz dopytywać o szczegóły romansu. Nie zdradza Ci jednak tego, czy udało się jej poślubić trytona, a Ty nie dość, że czujesz niedosyt, to jeszcze nie możesz przestać płakać. Nie masz pojęcia, skąd wzięło się to uczucie, ale nie możesz się go pozbyć przez najbliższy wątek. 5. Znajdujesz wspólny język z Mirabellą, która ze szczegółami opowiada Ci o swoim romansie z trytonem. Jesteś trochę zniesmaczony tym, jak dokładnie to opisuje, ale wszystko notujesz, by pokazać efekty swojej pracy profesorowi. Za ambicję i długość pracy otrzymujesz dodatkowe 10pkt dla swojego domu. 6. Pamiętasz bajkę o małej syrence, która utraciła swój głos, by zmienić się w człowieka i spędzić życie z ukochanym? Mirabella ma z nią wiele wspólnego, choć mowę straciła tylko pod postacią ryby. Jej klątwa przechodzi na Ciebie i w kolejnym napisanym przez Ciebie poście nie możesz mówić.
2. Google Stump:
Filozof czarodziejskiego świata, któremu jednak trudno jest wyrazić swoje zdanie. Niezwykle nieśmiały, jąkający się i burkliwy dla każdego, kto tylko go zaczepia. Znany przede wszystkim z łacińskiej sentencji "Volo futurus unus", oznaczającej "Chcę zostać sam".
1. Portret odmawia współpracy z Tobą z obawy, że go wyśmiejesz. Za nic nie możesz mu wyjaśnić, że nie taki jest Twój cel, ale ostatecznie poddajesz się i postanawiasz spróbować dzień później. Dokonaj kolejnego rzutu kostką na interakcję i wspomnij o swoich niepowodzeniach w poście. 2. Google mówi tak niewyraźnie, że aż czujesz ochotę, żeby wcisnąć mu ulotkę klubu Dzielnych Dysputantów, bo na jej odwrocie znajduje się instrukcja, jak się nie jąkać. Za samą cierpliwość powinni Ci płacić i tak też się staje. Wygrywasz zakład z innym z uczniów, że w ogóle uda Ci się zaczepić ten portret i dostajesz od niego 15 galeonów, po które zgłoś się w odpowiednim temacie. 3. Próbując dotrzeć do wyznaczonego miejsca, trochę się gubisz i wpadasz nogą na znikający stopień. Twoja kończyna utyka, a gdy próbujesz się uwolnić, jeszcze bardziej pogarszasz sytuację i ją łamiesz. Jeśli masz wystarczającą ilość punktów z uzdrawiania, możesz ją naprawić i dokonać przerzutu interakcji. W innym wypadku udaj się do skrzydła szpitalnego. 4. Stajesz się ofiarą portretu, który swoim cichym, jękliwym głosem zaczyna Ci opowiadać o nowej idei powstania magii. Jako że wisi tu od wieków, miał wiele czasu, by sobie to poukładać w głowie, dlatego czekają Cię długie godziny nudy. Może to czas na drzemkę? 5. Stump jąka się i bełkocze tak bardzo, że zaczynasz zastanawiać się, czy przypadkiem ktoś nie potraktował go eliksirem. Szukasz informacji w bibliotece na temat mikstur i przy okazji dowiadujesz się, że receptura jest na tyle łatwa, iż sam jesteś w stanie ją uwarzyć. Zyskujeszfiolkę bełkoczącego napoju w swoich kuferkowych zbiorach. 6. Mężczyzna opowiada Ci o tym, w jaki sposób umarł. Obdarza Cię wieloma szczegółami, mimo że jest to okropnie nudne i sam masz ochotę rzucić się z Wieży Astronomicznej. Czujesz się okropnie senny przez kolejny wątek.
3. Merwyn Złośliwy:
Średniowieczny czarodziej nieznanego pochodzenia, który znajduje się również na kartach z czekoladowych żab. Twórca wielu nieprzyjemnych zaklęć i uroków. Błędnie przypisuje mu się stworzenie zaklęć niewybaczalnych, chociaż ta teoria ma wielu zwolenników.
1. Merwyn jest tak zdenerwowany, że wyzywa Cię już na "dzień dobry", rzucając przy tym przekleństwami gorszymi od Irytka. Próbujesz go jakoś uspokoić i wytłumaczyć, że tylko wykonujesz pracę domową, ale na nic Twoje błagania, bo jego wrzaski wystraszyły wszystkich w obrębie kilkudziesięciu metrów, łącznie z sąsiednimi portretami. Usiłujesz go jakoś uciszyć zaklęciem. Rzuć kostką, a jeśli wypadnie nieparzysta, Twój czar udaje się i zyskujesz1 pkt z zaklęć lub transmutacji w zależności od tego, jakiego uroku użyjesz. 2. Czarodziej chełpi się, że w czasach młodości przyjaźnił się z Salazarem Slytherinem, którego osiągnięcia wielce podziwiał. Jeśli więc jesteś członkiem tego domu, zdradza Ci tajemnicę, o której nikt wcześniej nie słyszał i zyskujesz1 pkt z zaklęć. W innym wypadku tylko się z Ciebie naśmiewa, że nie jesteś godzien jego wiedzy. 3. Mimo że słuchasz uważnie Merwyna, który opowiada Ci o swoich dokonaniach, czarodziej z portretu niezbyt Ci ufa i nawet nie wiesz w jaki sposób, ale rzuca na Ciebie jakiś urok. A może tak Ci się tylko wydaje, bo nie umiesz w inny sposób wyjaśnić tego, że w kolejnym wątkuzaczynasz chorować na groszopryszczkę i zarażasz nią osobę, z którą się spotykasz. Powinniście oboje udać się do skrzydła szpitalnego. Jeśli piszesz wątek, a nie jednopostówkę, zaraża się również osoba, która z Tobą przyszła. 4. Nasłuchałeś się tyle o tym, co Merwyn i jemu podobni robili za życia, że zaczynasz się obawiać o swoje własne. To tylko paranoja, czy naprawdę otaczają Cię czarnoksiężnicy? Nie czujesz się zbyt pewnie, a opisywanie wszystkiego dla profesora jeszcze potęguje to uczucie. 5. Chyba trafiłeś na dobry dzień Merwyna, bo bez problemu opowiada Ci historię swojego życia, nawet unikając bolesnych szczegółów z ćwiczeniem klątw na dzieciach mugoli. Z ulgą możesz się ulotnić i nigdy więcej nie podchodzić do portretu, który jest nieco szalony. A może jednak zaryzykujesz? 6. Merwyn widzi w Tobie swojego potencjalnego następcę i uznaje się za Twojego mistrza. Opowiada Ci o różnych klątwach, które planował stworzyć, ale nie zdążył. W zależności od tego, jakie masz zdanie na temat czarnej magii, na samą myśl o nich podniecasz się lub przechodzi Cię dreszcz, a dodatkowo zyskujesz1 pkt z czarnej magii lub OPCM.
4. Percival Pratt:
Pisarz i poeta czarodziejskiego świata, dość złośliwy i zadufany w sobie. Często zadaje uczniom zagadki albo mówi do nich wierszem, przez co nie ma zbyt wielu kompanów do rozmowy. Ciężko stwierdzić, czy to, co opowiada, jest prawdą, czy może jednym z wytworów jego wyobraźni.
1. Portret zaczyna Ci recytować jakiś poemat. Z pozoru wydaje się nudny i masz ochotę stamtąd uciec, byleby skończył, ale słowa przykuwają Twoją uwagę. Okazuje się, że bezsensowne wersety nabierają głębszego znaczenia, a Ty dowiadujesz się czegoś nie tylko o Percivalu, ale też miejscu i czasach, w których żył. Otrzymujesz dzięki temu dodatkowy 1pkt z historii magii. 2. Percival postanawia postawić przed Tobą wyzwanie i zaczyna zadawać Ci zagadki, które brzmią niczym te kołatki z Wieży Ravenclawu. Już za samą chęć odpowiedzi dzieli się z Tobą swoją historią. Rzuć kostką, a jeśli wypadnie liczba parzysta, udaje Ci się odpowiedzieć prawidłowo i otrzymujesz dodatkowe 10 pkt dla domu. 3. Poeta marzy o sławie również teraz i martwi go, że nikt nie czyta już wierszy. Oświadczasz mu, że teraz najlepiej jest pokazywać swoje twory na Wizbooku, do którego ma dostęp każdy młody czarodziej. Ta idea podoba mu się tak bardzo, że prosi Cię, byś uczynił mu przysługę. Wstaw 5 postów z poezją brytyjskich poetów, a otrzymasz1 pkt do dowolnej umiejętności. 4. Na samym początku postać z portretu nieco Cię irytuje, ale ostatecznie dajesz się wkręcić w jego gierkę w wymyślaniu rymów do najnowszego poematu. Percival jest na tyle zachwycony, że otrzymujesz1 pkt z DA. 5. Pratt chełpi się, że jeszcze żaden Krukon nigdy go nie zaskoczył pomimo swojej mądrości i zawsze odpowiada na ich pytania. Jeśli należysz do Ravenclawu postanawiasz zadać mu zagadkę, która wprowadza go w zakłopotanie. Zyskujesz tym samym 1 pkt do dowolnej umiejętności. W innym wypadku po prostu mu przytakujesz, stwierdzając, że nie tylko Krukoni są mądrzy. 6. Wdajesz się w trochę niecenzuralną dyskusję z portretem, który irytuje Cię tym, że mówi do Ciebie wyłącznie wierszem z rymami. Na Twoje nieszczęście słyszy to akurat przechodzący tamtędy Patton Crane i otrzymujesz szlaban w Izbie Pamięci. Wykonaj go, albo poniesiesz dodatkowe konsekwencje.
5. Damara Dodderidge:
Jest to portret kobiety, prawdopodobnie dawnej Gryfonki, która myśli wyłącznie o jedzeniu. Jej imię oznacza celtycką boginię żyzności, a sama być może była jedną z najsłynniejszych magicznych kucharek. Można jej szukać w okolicy trzeciego piętra, choć jak sama twierdzi, wolałaby wisieć w kuchni.
1. Kłócisz się z Damarą o to, który sos do klopsików jest lepszy, że aż tracisz rachubę czasu i omijasz kolację. Burczy Ci w brzuchu, jesteś wściekły na cały świat, a na dodatek nie wykonałeś zadania, jak należy. Musisz spróbować do niej podejść jutro. Przerzuć kostkę na interakcję i wspomnij o swoim niepowodzeniu w poście. 2. Kobieta z portretu częstuje Cię historią romansu z pewnym piekarzem, bardziej chwaląc jego bułki niż jego samego. Masz ochotę spróbować tego specjału i prosisz skrzaty domowe, by pomogły Ci go przygotować. Niestety coś poszło nie tak i nie czujesz się zbyt dobrze. Odczuwasz efekty niedopieczonego posiłku na kolejnej lekcji, na którą się udasz. 3. Dodderidge prosi Cię, żebyś przyniósł jej coś do jedzenia, najlepiej jakieś słodycze. Musisz przynieść jej posiłek, żeby cokolwiek Ci powiedziała. Tracisz tym samym coś z zawartości swojego kuferka lub musisz kupić/zdobyć dla niej jedzenie. Jeśli tego nie zrobisz, nie będziesz w stanie wykonać zadania. 4. Kobieta opowiada Ci, jak bezsensowną osobą jest Percival Pratt, z którym od lat żyje w niezgodzie, że nawet nie uświadamia sobie, jak wiele o nim wie. Dzięki temu zyskujesz informacje nie tylko o niej, ale też o innym portrecie i otrzymujesz za to dodatkowe 10 pkt dla domu. 5. Damara opowiada Ci o tym, jakie to słodycze by zjadła, przez co Tobie też zaczyna lecieć ślinka. Do obiadu jeszcze daleko, ale dziwnym trafem znajdujesz na podłodze paczkę dyniowych pasztecików. Czyżby ktoś próbował nimi bezskutecznie nakarmić portret? 6. Damara wspomina cudowne czasy nauki w Hogwarcie i to, jaki ówczesna opiekunka Hufflepuffu miała talent do gotowania, którym dzieliła się z nielicznymi. Jeśli należysz do domu Helgi, uznaje, że to dziedzictwo nie może umrzeć i przekazuje Ci przepis, dzięki któremu zyskujesz1 pkt z magicznego gotowania. W innym wypadku opowiada Ci o potrawie, ale nie masz pojęcia, jak ją wykonać.
6. Glanmore Peakes:
Prawdopodobnie kojarzysz tego człowieka z kart z czekoladowych żab. To właśnie ten znany Szkot, który zabił kiedyś węża morskiego z Cromer. Z wyglądu przypomina pirata, ale z pewnością jest bohaterem, który ocalił pobliskie wioski, niegdyś atakowane przez potwora.
1. Czarodziej opowiada Ci o wężu morskim i walce z nim z takim zafascynowaniem, że po rozmowie postanawiasz poszukać więcej informacji o tym stworzeniu w bibliotece i dzięki temu otrzymujesz dodatkowy 1 pkt z ONMS. 2. Za sprawą Glanmore'a czujesz zew przygody i również chcesz zrobić coś, co będzie zapamiętane w przyszłości. Nie wiesz jednak, od czego zacząć, więc prosisz go o radę. Ten podpowiada Ci, że na samym dole schodów przy zejściu do piwnicy znajduje się skrytka, w której odnajdziesz odpowiedź. Rozochocony się tam udajesz, ale jedyne, co znajdujesz to lipna różdżka. Nieśmieszny żart. 3. Próbując odnaleźć ten portret, gubisz się na ruchomych schodach i przez to tracisz sporo czasu, dlatego decydujesz się na wybranie innego portretu, o którym wiesz od kolegów, że był na liście. Przecież profesor się nie zorientuje, prawda? Bevyn nie daje się jednak przechytrzyć, dlatego Twój dom traci10 pkt. 4. Peakes wychwala pod niebiosa odwagę Gryfonów, niczym Tiara Przydziału podczas uczty powitalnej w swojej piosence. Słuchasz go przymilnie, a jego pieśń tkwi Ci w głowie i nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy sam zaczynasz ją podśpiewywać. Jeśli należysz do domu Godryka, otrzymujesz dodatkowy 1 pkt z DA za podnoszenie morali domu. W innym wypadku 10pkt dla domu za ładny śpiew. 5. Pytasz Glanmore'a, czy to on jest tym słynnym Rudobrodym, o którym czytałeś gdzieś w bibliotece. Ten zaczyna się śmiać i tłumaczy, że nie jest żadnym piratem, a jedynie żeglarzem. Za swoją dociekliwość otrzymujesz jednak 5 pkt dla domu. 6. Nie masz pojęcia, jak Ci to wyszło, ale rozmawiając z czarodziejem, wkurzasz kilka portretów w pobliżu. Rozpętuje się wojna między nimi, o której wieści roznoszą się po wszystkich szkolnych korytarzach. Tak samo jak wrzaski zamieszanych w to postaci. Za wszczynanie konfliktów tracisz20 pkt z puli domu.
Kod:
<zg>wylosowana postać:</zg> wpisz nazwisko <zg>interakcja:</zg> wpisz kostkę <zg>punkty w kuferku:</zg> wpisz liczbę punktów z historii magii
Osoby mające tu wątek najmocniej przepraszam, że przeszkadzam, ale potrzebuję tego miejsca do zadania. Nie przejmujcie się mną, to sobie tu będzie tylko wisiało.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
To mu się, kurwa, trafiło. Nie miał właściwie pojęcia, co dokładnie ma zrobić, jak właściwie gadało się z pieprzonymi portretami, ale postanowił się za bardzo tym nie przejmować i jakoś sobie ze sprawą poradzić. Najpierw oczywiście musiał wpaść na to, kim był jakiś Peakes, więc zanim odkrył, że chodziło o jakiegoś pojebanego pirata, który zabił węża morskiego, zeszło mu trochę czasu. Ponieważ nie chciał znowu odpierdalać czegoś na ostatnią chwilę, jak w przypadku zadania od Forestera, zebrał dupę w troki i ruszył na poszukiwania, które, miał nadzieję, przynajmniej zakończy jakimś pieprzonym sukcesem. Oczywiście, schody nic mu nie ułatwiały, więc łażenie w poszukiwaniu portretu zajęło mu trochę czasu, ale ostatecznie - nie mógł go przegapić. Wyglądał naprawdę jak jakiś pirat, co Max niemalże skwitował parsknięciem pod nosem, ale uznał, ze woli nie skończyć z jakimś pierdolonym szlabanem, czy znowu odjętymi punktami, bo też ile, kurwa, można. - Glanmore Peakes, prawda? To ty pokonałeś węża morskiego - rzucił więc Max, zbliżając się do portretu i właściwie nie musiał już nic więcej mówić, bo czarodziej chyba z miejsca uznał, że chłopak jest w chuj zainteresowany całą tą sprawą. Nie minęła chwila i zaczął nawijać mu jak najęty, gestykulował, pokazywał mu, co dokładnie zrobił, a Brewer ze zdziwieniem odkrywał, że ta sprawa jakoś coraz mocniej go wciąga, bo było w niej coś tak pojebanego i ciekawego, że nie dało się od tego uciec. Właściwie to chyba nawet sterczał tam z rozdziawioną gębą, jak jakiś skończony debil, ale musiał przyznać, że Peakes sobie świetnie radził z tymi opowieściami i nawet jeśli były w chuj podkolorowane, to naprawdę chętnie słuchało się tego, co miał do przekazania. Ki chuj do tego Maxa podkusił, trudno powiedzieć, ale po rozmowie z czarodziejem właściwie od razu udał się do biblioteki, by wsadzić nos w książki i przekonać się, czym dokładnie był ten potwór, którego jego rozmówca się pozbył. Od razu jego opowieść stała się po prostu pełniejsza, a Maxowi to w gruncie rzeczy pasowało. I chociaż początkowo to całe napierdalanie po schodach w poszukiwaniu jakiegoś popierdolonego obrazu wcale mu się nie podobało, tak teraz był w pewien sposób oczarowany, jakby znowu miał tylko kilka lat i mógł sobie wyobrażać, że jest jakimś Lancelotem, czy kimś podobnym i zabija wielkie, złe smoki. Ubawiło go to serdecznie, ale w sumie uznał, że to popołudnie nie było takie złe i w gruncie rzeczy, to profesor nie był aż takim skończonym zjebem, a nawet umilił mu czas. I gdy już był bliski stwierdzenia, że pewnie więcej się nie wydarzy, to kiedy odkładał książkę na miejsce, dostrzegł nieoczekiwanie pisankę wciśniętą pomiędzy pozostałe tomy. Uniósł nieco zdziwiony brwi, ale zabrał ją ze sobą, bo właściwie, to dlaczego by, kurwa, nie?
z.t
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Profesor Pritchard miał rację – do zdobiących zamkowe ściany portretów i innych obrazów przykuwało się stanowczo zbyt małą uwagę. Nawet on po latach nauki przestał je zauważać, choć na samym początku w Hogwarcie był absolutnie zafascynowany taką mnogością różnorakich scen, twarzy, ale też stylów artystów, którzy je tworzyli. Czasem bawił się w ich rozpoznawanie, dopytując się przedstawionych na nie postaci czy aby na pewno dobrze zgadł; w każdym razie znał hogwarckie malowidła w stopniu, którego żaden Swansea by się nie powstydził. Trudno powiedzieć kiedy przestał się nimi interesować... kiedy otaczająca go sztuka spowszedniała mu na tyle, że przestała go zachwycać. Zastanawiał się nad tym, przemierzając szkolne korytarze i nie potrafił znaleźć odpowiedzi; wiedział za to, że cieszy się z powrotu rozmowy z jedną ze starych znajomych i już nie może się doczekać żeby w tak przyjemny sposób załapać ocenę. Miejmy nadzieję, że pozytywną. Uśmiechnął się na widok pulchnej kobiety i od razu się z nią przywitał, przyciągając jej uwagę. Zapytał jak się czuje, jak minął jej dzień i czy jej relacja z – przystojnym, jak twierdziła – sir Cadagonem rozwija się w jakimś interesującym kierunku. Miał spore braki jako że dawno już nie rozmawiali... i odczuł to dość dosadnie kiedy zaczęła opowiadać o zaostrzonym konflikcie z Percivalem Prattem. O Merlinie, ileż słów wylewało się spomiędzy tych namalowanych ust! Zapisywał je dość skrzętnie, pomijając liczne wtrącenia na temat jakości serwowanych ostatnimi czasy obiadów i budyniów, które podobno były zbyt gęste. Wiele kosztowało go to, by się nie śmiać. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że jest już zmęczony, a materiału miał już dużo – ba, bardzo dużo, zważywszy na to, że opowiedziała mu nie tylko o sobie, ale i o portrecie, którego bohatera nie kojarzył aż tak dobrze. Podziękował jej, życzył wesołej celtyckiej nocy i już miał odejść, kiedy... zauważył leżącą na poręczy schodów pisankę. Złapał ją bez zastanowienia, pomny tego jak uciekła mu ostatnim razem. Ta zapiszczała jak przestraszony kurczak i zatrzęsła się w jego ręce, ale ostatecznie przyjęła swoją porażkę i pozwoliła schować się do torby. Jego zwycięstwo było dziś podwójne.
wylosowana postać: Damara Dodderidge interakcja:4 punkty w kuferku: 58
Oczywiście, że wiedziała doskonale, czyj portret miała odszukać. Glanmore Peakes był osobistością dość znaną, występował na kartach z czekoladowych żab, a społeczeństwo czarodziejów było całkiem świadome jego istnienia i tego, czego dokonał. Jego historia nie była jakaś niesamowita, przynajmniej dla Victorii, ale oczywiście, były osoby, które bardzo się nią fascynowały. Nie oznaczało to jednak, że dziewczyna zamierzała z jakiegoś powodu umniejszać jego roli albo robić cokolwiek takiego, bo mimo wszystko mężczyzna na stałe zapisał się w historii czarodziejów. Odnalezienie jego portretu nie powinno zaś być dla niej większym problemem, chociaż oczywiście, schody były zdradliwe i poruszały się jak wściekłe, niemniej jednak trafiła w końcu przed obraz i przywitała się z nim uprzejmie, wdając właściwie z miejsca w pogadankę. Starała się być naprawdę kulturalna i w niczym mu nie przeszkadzać, ale musiała przyznać, że faktycznie, dla niej jego opowieść nie była nazbyt ciekawa. Być może również dlatego, że jako dziecko jednego z potężnych rodów czarodziejów, znała już większość opowieści z przeszłości, więc słuchając Peakesa nie znajdowała nic nowego, nic świeżego, co mogłoby do niej przemówić. W końcu jednak odchrząknęła i zapytała go całkiem uprzejmie, czy może uzyskać odpowiedź na nurtującą ją kwestię. Wiedziała, że to będzie nieco zabawne i pewnie irracjonalne z jej strony, ale ostatecznie, co jej wadzi? Kiedy zatem czarodziej przystał na jej propozycję i wyraźnie nastawił uszu, przesunęła ostrożnie palcem po dolnej wardze i odezwała się po chwili: - Czy to pan jest tym słynnym Rudobrodym? Peakes zaczął się serdecznie śmiać, a jej zrobiło się niemalże słabo z przerażenia i miała już wrażenie, że za chwilę wszyscy poważnie się na nią zdenerwują, ale mężczyzna okazał się być bardziej rozbawiony, niż zirytowany czymś takim. uznał również, że dociekliwa z niej dziewczyna, co Victoria okrasiła nieco może spłoszonym uśmiechem, ale nie zamierzała się tym w ogóle przejmować, bo mimo wszystko ostatecznie spotkanie nie było tak złe, jak się tego obawiała. Bardzo serdecznie podziękowała czarodziejowi za rozmowę, a później, gdy było to możliwe, po prostu oddaliła się do dormitorium.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wylosowana postać: Merwyn Złośliwy Interakcja: 1 -> 1 (+1 transmutacja) Punkty w kuferku: HM - 33, DA - 20
Kości: 2, 3, obie przerzucone, bo Google to maruda. Potem 3, 4, 4 przerzucone na 1 i dorzut na powodzenie zaklęcia -> 1
Była obeznana z zamkiem jak mało kto i przyznawała to z taką pewnością siebie i dumą, że trudno było mieć wątpliwości. Jako naczelna kartografka Hogwartu, za którą przecież się uważała, korytarze oraz większość pomieszczeń znała na tyle dobrze, że z pamięci potrafiła wymieniać, jak do nich trafić, co w nich się znajdowało i czy znajdowały się w miejscach, gdzie często patrolowali nauczyciele. W roli prefektki właśnie tak spędzała przecież czas - podczas dyżurów zapuszczała się do sal i korytarzy, gdzie nikogo nie powinno być, a potem, pod ulubionym pretekstem pilnowania porządku, spędzała tam kilkanaśnie minut, by naszkicować na swojej mapie nowe odkrycia, bądź zaobserwowane zmiany. Kto, jeżeli nie ona, miał więc dobrze znać również obrazy zdobiące szkołę i postacie z nich? - Nie ma przejścia, mam Cię już dość, przeklęta hieno, ciągle tędy przebiegasz po nocach! - Merwyn zaczął krzyczeć właściwie od momentu, w którym tylko ujrzał pannę Davies, a ta uśmiechnęła się jedynie niewzruszenie, jednocześnie dopuszczając do siebie myśl, że z kulturalnej rozmowy mogłoby tym razem nic nie wyjść. Zresztą w ogóle 'rozmowa' z tym podłym czarnoksiężnikiem zwykle i tak polegała na wymianie właśnie takich uprzejmości, jak ta sprzed chwili. - Słyszysz mnie?! Odejdź, póki jeszcze nie zamieniłem Cię w błotoryja, którym jesteś! - przewróciła oczami, stając obok obrazu i dwukrotnie otwierając usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale za każdym razem jej przerywano. W końcu zmarszczyła brwi, wyciągnęła różdżkę i wycelowała czarodziejowi w tę jego namalowaną, średniowieczną gębę. - Mnie grozisz, Ty pętaku? Obydwoje dobrze wiemy, zapluta charłaczko, że ta różdżka służy Ci tylko do... - być może ją to zabolało, a mogłoby nawet bardziej, ale zareagowała na tyle pospiesznie, że Merwyn nie zdołał dokończyć zdania. Jeżeli chodziło o transmutację, nie pozostawiała już żadnych złudzeń swojego talentu w tej dziedzinie absolutnie nikomu. Nawet tej kaszlącej wyzwiskami kupie podartych łachmanów. - Tak lepiej. - skwitowała, patrząc na zwierzęcą formę Złośliwego i trochę nie mogąc się nadziwić, że Humanum zadziałało również na postać z obrazu. Merwyn pod postacią marudnego kota z ciemnymi podkówkami pod oczami trochę poprawił jej dzień, choć sam nie wyglądał na zachwyconego. Czy taka 'rozmowa' łapała się pod wykonanie pracy domowej?
[z/t]
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Pisanka nr 1:J - udane wylosowana postać: Merwyn Złośliwy interakcja: 1 -> nieudane uciszenie punkty w kuferku: HM 2pkt
Naprawdę cieszyła się perspektywą nowego zadania domowego z działalności artystycznej. W końcu był to jej ulubiony przedmiot szkolny, który pozwalał jej, co chwila obcować z kolejną nową dziedzina sztuki lub rozwijać swoje umiejętności w konkretnym kierunku. Tym bardziej zaintrygował jej fakt, że tym razem zamiast napisać wiersz, namalować obraz swojej duszy czy skomponować utwór muzyczny ich zadaniem było porozmawianie z magicznymi portretami, które rozwieszone były na klatce ruchomych schodów. Szkoda tylko, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co ją czeka. Dosyć sprawnie poszło jej odnalezienie odpowiedniego półpięterka, na którym znajdował się portret, z którym miała porozmawiać, zdała sobie sprawę, że zadanie z pewnością nie będzie należało do najprostszych. Głównie, dlatego, że trafiło jej się przeprowadzenie wywiadu z Merwynem Złośliwym, który… cóż zachowywał się dokładnie tak jak na to wskazywał jego tytuł. Puchonka nijak nie mogła do nakłonić do współpracy. Jedynym, co udało jej się osiągnąć było otrzymanie solidnej porcji kąśliwych obelg i niewybrednych komentarzy, a wszelkie jej próby uspokojenia czarodzieja spełzały na niczym, a nawet jeszcze bardziej rozjuszała namalowanego mężczyznę, który zaczynał awanturować się jeszcze głośniej. Yuuko czuła jak powoli ogarnia ją coś na kształt paniki. Sięgnęła ku swojej różdżce, by podjąć próbę uciszenia Merwyna, ale niestety nie była mistrzynią zaklęć, przez co rzecz jasna nie wyszło jej kompletnie nic. Zamiast tego było jeszcze gorzej. W końcu poddała się i odeszła z miejsca zdarzenia, postanawiając, że spisze całe zajście i w ten sposób przedstawi profesorowi swoje spotkanie z wyznaczonym jej czarodziejem. Po drodze do pokoju wspólnego dostrzegła jednak na jednym z mniej uczęszczanych półpięter kolorową pisankę, którą podniosła z podłogi, a następnie włożyła do swojej torby.
z|t
/edit: robiłam edycję bo post był pisany na szybko i zapomniałam o pisance na koniec wspomnieć
Ostatnio zmieniony przez Yuuko Kanoe dnia Nie 12 Kwi - 10:32, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
wylosowana postać:Damara Dodderidge interakcja:1 , dorzut:6 punkty w kuferku: 3
Gdy pierwszy raz znalazł się w Hogwarcie, mówiące i ruszające się obrazy były dla niego wielkim szokiem. Zdarzało mu się wtedy zatrzymać przy którymś i obserwować, co akurat dana postać mówiła i nawet kilka razy wdał się w mniej lub bardziej ciekawe dyskusje z osobami w ramach. Dlatego, gdy Pritchard ogłosił taką formę zajęć, Max z ciekawością podszedł do postawionego przed nim zadania. Na obraz przedstawione były nie tylko historyczne postaci ale także przecież absolwenci szkoły, a każdy z nich na pewno miał coś ciekawego do powiedzenia. W zamku portretów było tak wiele, że nawet najbardziej zdeterminowana osoba nie byłaby w stanie chyba porozmawiać z każdym z nich. Solberg co prawda był wdzięczny, że pokój wspólny ślizgonów nie był chroniony przez żaden obraz, bo słysząc czasem opowieści gryfonów o Grubej Damie dochodził do wniosku, że chyba nie miałby cierpliwości wysłuchiwać jej wywodów, które nie zdarzały się przecież tak rzadko. Postacią, z którą Felix miał wejść w interakcję była Damara Dodderidge. Wspiął się więc na odpowiednie piętro i po krótkich poszukiwaniach odnalazł odpowiednią ramę. Miał o tyle szczęścia, że tuż pod obrazem zauważył malutką Wielkanocną pisankę, którą zgarnął do swojej kieszeni. Przywitał się grzecznie z przedstawioną na obrazie kobietą i bardzo szybko zaczął żałować, że to właśnie ona przypadła mu na dzisiejszej lekcji. Po krótkiej wymianie uprzejmości, postać zaczęła monolog na temat klopsików. Max nie był w stanie jej przerwać. Dopiero, gdy kobieta przeszła do sosu z jakim przyrządza to danie, chłopak musiał się wtrącić. Był tolerancyjny w wielu sprawach, ale gdy usłyszał o połączeniu klopsików i sosu dyniowo-miodowego, lekko się zdenerwował. Zaczął prowadzić dyskusję z Damarą próbując przekonać ją do tradycyjnego połączenia potrawy z sosem pomidorowym, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Twierdziła, że to nudne i niemodne. Sam nie wiedział jak, ale dość mocno wciągnęła go ta dyskusja. Nawet nie zauważył, że już tyle czasu zmarnował. Zanim się obejrzał było już po porze kolacji, a brzuch Solberga domagał się jedzenia. Dla świętego spokoju przyznał w końcu kobiecie rację. W końcu miał zadanie do wykonania, a już i tak zbyt dużo czasu poświęcił na dyskusję, która ani trochę nie przybliżyła go do celu, jaki przedstawił przed nim Pritchard. W momencie, gdy Max przyznał jej rację, kobieta uspokoiła się i życzliwszym już tonem spełniła prośbę chłopaka, aby opowiedzieć mu coś o sobie. Dowiedział się, że była ona kucharką i została nazwana po celtyckiej bogini. Opowiedziała mu także kilka anegdot czasów, gdy była uczennicą Hogwartu. Większość z nich, co Felixa wcale nie zdziwiło na tym etapie, miała coś wspólnego z jedzeniem. Najwięcej czasu poświęciła na wygłaszanie kwiecistych pochwał dla ówczesnej opiekunki Hufflepuffu. Była ona ponoć znakomita jeżeli chodzi o gotowanie, a swoją wiedzę przekazywała tylko wybrańcom. Damara uparła się też, aby podać ślizgonowi przepis, który rzetelnie zapisał, ale wątpił, że kiedykolwiek z niego skorzysta. Talentu do gotowania raczej nie miał. Czasami coś upiekł, ale ciężko było to nazwać dziełem sztuki kulinarnej. W końcu Max miał już kilka stron informacji i ciekawostek na temat kobiety i postanowił zakończyć swoje zadanie. Był już zmęczony, a jego brzuch coraz silniej domagał się jedzenia. Taktownie pożegnał się z Damarą dziękując jej za poświęcony mu czas i opuścił piętro.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon 13 Kwi - 1:12, w całości zmieniany 1 raz
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pisanka nr:B - nieudane wylosowana postać:Merwyn interakcja: 1 -> 4. Nie wiem czy to zabawne czy tragiczne punkty w kuferku: HM 9pkt
Ostatnimi czasy jakoś więcej czasu poświęcała na takie rzeczy jak działalność artystyczna, bo w sumie, czemu by nie? Przynajmniej miała dla siebie jakieś zajęcie w zamku i dzięki temu wyjątkowo zbierała punkt y dla domu zamiast je tracić. Może właśnie taki był cel tego szlabanu? Odrobienie tych wszystkich straconych punktów? No, ale aż tylu ich nie było. Raptem czterdzieści. I to za tę bójkę na zaklęciach, w której nie brała prawie w ogóle udziału. No, ale było minęło. Tym razem zgłosiła się do zadania, w którym miała porozmawiać z jednym z wybranych portretów przy wielkich schodach. Luzik, arbuzik. To w końcu nie może być nic trudnego, prawda? Gorzej tylko, że osobą, którą miała zagadać był sam Marwyn Złośliwy, który jak można się łatwo domyślić był dosyć złośliwy. A to ci dopiero niespodzianka, prawda? Mimo wszystko przemierzyła wielkie schody, starając się odnaleźć odpowiednie malowidło i zagadując mijane obrazy czy widziały gdzieś Marwyna. W końcu jednak dotarła na półpięterko, nad którym wisiał sobie czarodziej i z notesem gotowym w ręce spojrzała na niego z nikłym zainteresowanie. Okay, here we go… - Dzień dobry. Marwyn, tak? Od dawna wisisz w Hogwarcie? – spytała, bo nie miała kompletnie pomysłu na to jak mogłaby zacząć rozmowę z portretem. Ten jednak zdawał się mieć dosyć cięty język. - A pytasz dzika czy sra w lesie? O, proszę jaki mądry. Śmieszek, kurwa. Zmarszczyła brwi i spoglądała na obraz, który zaraz zaczął jej ubliżać i obrażać jej rodzinę do piętnastu pokoleń wstecz. Nawet nie wiedziała, że sam Merwyn Złośliwy dymał jej pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra babkę, ale przynajmniej z jego bluzg na to wynikało. Jednak po jakimś czasie miała po prostu dosyć ciągłego awanturowania się i krzyków postaci i sięgnęła po różdżkę, chcąc go uciszyć. Niestety użyte przez nią zaklęcie zdawało się nie mieć najmniejszego wpływu na zachowanie obrazu. Cholerni malarze i ich zabezpieczenia. Bo zdecydowanie nie była to wina jej umiejętności zaklęciarskich, prawda? - Zamknij się już wredny chujku – warknęła w stronę portretu po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła do wieży Ravenclawu, by tam spisać niejako raport ze spotkania z obrazem, który przedłożyłaby nauczycielowi.
z|t
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Na zajęcia z działalności artystycznej chodziła raczej rzadko. Zdolności manualnie były u niej nikłe, co potwierdziło ostatnio tworzenie wisiorka na feriach. Jeden wielki dramat. Mimo wszystko tematyka zajęć zainteresowała ją na tyle, że postanowiła wyjątkowo się zaangażować. Wywiad z obrazem brzmiał jak bardzo ciekawy pomysł i idąc szkolnymi korytarzami zastanawiała się, czemu właściwie wcześniej sama nie wpadła na to by pogadać do obrazów. Przecież te wszystkie historyczne postacie w ramach muszą mieć naprawdę wiele do opowiedzenia! Z niemałym entuzjazmem pokonywała kolejne piętra, gubiąc się nieco po drodze na schodach, aż odnalazła obraz w którym przesiadywał Google Stump. - Dzień dobry panie Google! - Przywitała się uśmiechając się wesoło do filozofa, licząc na miłą pogawędkę, ale nieco się przeliczyła. - Idź sobie! - odburknął obraz bardzo niemiło. Nancy próbowała go przekonać do współpracy, chwaliła, komplementowała, zachęcała, niestety pan Stump nie chciał rozmawiać. Na nic zdały się uprzejme prośby, czarodziej ubzdurał sobie, że pod miłymi słówkami czai się podstęp i ani myślał współpracować. Puchonka nie miała sumienia dłużej go męczyć i postanowiła wrócić następnego dnia. Przyszła po obiedzie, licząc że popołudniową porą obraz będzie bardziej skory do dzielenia się swoją historią. - Dzień dobry! Czyż to nie piękny dzień? Co u pana słychać? Dobrze się pan czuje? - Zasypała obraz pytaniami starając się włożyć w to tyle pozytywnej energii ile tylko się dało. - I-ii-idź... So-so-soo-oo-bie. Vo-lo-lo-lo-lo futu-tu-tu-tu-rus u-u-u-unus. - rzekł obraz. Brunetka patrzyła na dzieło unosząc brew i zastanawiając się o co chodzi. Google ewidentnie się zlagował i miał słabą łączność jąkał się tak bardzo, że nie mogło to być dziełem przypadku. Jej puchońskie serce nie pozwoliłoby zostawić czarodzieja w takim stanie, postanowiła więc poszukać nieco informacji na temat mikstur, które mogłyby wywoływać podobne efekty. Kiedyś w końcu trzeba było się zabrać za te eliksiry, a tym razem miała dobra motywację! W drodze do biblioteki oczywiście pogubiła się na schodach, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo na jednym półpiętrze leżała sobie kolorwa pisanka! Schowała ją w kieszeń i powędrowała dalej. W bibliotece bardzo szybko odnalazła odpowiednią książkę, odpowiedni rozdział, bo okazało się, że bełkoczący napój jest bardzo prosty do zrobienia i na szczęście zupełnie nie groźny! Uśmiechnęła się do siebie knując pewien plan, zamknęła książkę z hukiem i udała się do pokoju, by popracować nad pewnym psikusem.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Cóż to było za dziwne zadanie. Wybrać się na wycieczkę po Hogwarcie i porozmawiać z portretem to prawie tak jakby włączyć radio i zatrzymać się na programie „darmowe narzekanie 24/7”. Cassius dość szybko w swojej szkolnej karierze przekonał się, że ta gra nie jest warta świeczki, a na Merlina, na początku naprawdę był w to zaangażowany. Chciał wiedzieć kto je namalował, jakich zaklęć użył, jak długo tutaj wiszą, a w zamian nasłuchał się tylko jak im źle, jakich tu mają urwisów, kim on jest, że śmie o to pytać. Trudno się więc dziwić, że kiedy dostał nazwisko wypisane na karteczce to doskonale wiedział dokąd się udać, ale też nie wydawał się z tego powodu szczególnie szczęśliwy. Na drodze do Merwyna stawały mu bowiem inne obrazu, które niejeden już raz lżył na głos, bo kiedy on chciał z nimi pomówić to miały go kompletnie gdzieś, ale gdy to im się nudziło to niejednokrotnie go zaczepiały. Miał to szczęście, że tym razem trafił mu się bardzo złośliwy obraz, który najwidoczniej nie miał problemu z segregacją na podstawie koloru mundurka. Co z tego, że ten cassiusowy był zapięty byle jak i bez krawata. Godło węża na jego piersi najwidoczniej wystarczyło Merwynowi do tego, aby opowiedzieć mu historię swojego życia o jego przyjaźni z Salazarem Slytherinem, która jego słuchaczowi nie zaimponowała praktycznie w ogóle, ale chociaż zaciekawiła pod sam koniec. Merwowi wymsknął się bowiem jeden mały, malusieńki sekrecik i to tak pikantny, że chłopak najpierw zakrył usta dłonią, a potem prychnął cicho, czym tylko rozzłościł swojego rozmówcę. Najgorzej, że ten scenariusz był tak piekielnie prawdopodobny, iż naprawdę mógł się wydarzyć, a i tak Swansea nie dał mu wiary nawet w najmniejszym stopniu. Wysyłanie Cassa na poznanie historii nie mogło skończyć się inaczej. Był jednak jakiś plus tych zmarnowanych dwóch kwadransów, ponieważ kiedy już schodził ponownie do lochów, prawie potknął się o bladoróżowe jajko ozdobione tańczącymi kurczaczkami. Zdołał go nie rozdeptać i chętnie zabrał e sobą. Odrobina merlinowego szczęścia w najbliższych dniach miała mu się bardzo przydać.
wylosowana postać: Merwyn Złośliwy interakcja: 2 (+1pkt zaklęcia) punkty w kuferku: DA - 85 Wszystkie wyniki i rzuty: 5 i 1 na dorzut 2, 6 i 2, sam obraz 5, jeszcze raz 3 (chyba głównie dla mnie, bo prawie się pogubiłam…)
| zt
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Tak więc i przyszło zadanie z działalności artystycznej. Trochę mnie to zaskoczyło, ale z ciekawością przeczytałem jego treść, stwierdziwszy, że to nie będzie tak łatwe, jak to było opisane. Szukanie jednego konkretnego obrazu będzie cholernie frustrujące i nie byłem szczerze przekonany czy w ogóle je wykonam, dopóki nie przeczytałem imienia czarodzieja, którego płótno miałem odnaleźć. Na szczęście, wiedziałem gdzie był Percival Pratt, nieraz już na niego wpadłem i słuchałem jego zagadek, z zaciekawieniem starając się je odszyfrować. Dlatego wstałem z łóżka w dormitorium i wziąłem swoje rzeczy, mówiąc do Proximy: -Idę odrobić zadanie. Muszę pogadać z Prattem. - Obrazem? - Ta. Chcesz iść ze mną? - Niee, ja tu sobie poleżę na słońcu ziom. Nie mam ochoty słuchać tego nafuranego, nadętego snoba. Nie mam pojęcia jak ty z nim wytrzymujesz. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem, ubrany w szaty czarodziejskie z naszywkami. Po drodze pomyślałem, że będzie to także dobra okazja, by poszukać jajek wielkanocnych. Wyszedłem więc z wieży głównie uczęszczanej przez Krukonów ze względu na ulokowane tam ich dormitorium i spojrzałem przed siebie, na ogrom obrazów w wielkiej Sali ze schodami. Ja zaś przeczesywałem wzrokiem każdy róg podłogi w poszukiwaniu osamotnionych jajek, powoli kierując się do obrazu. Po drodze schody zdecydowały mi utrudnić tę podróż, choć niezupełnie tak to ostatecznie postrzegłem. Wszystko dzięki temu, że raz jak schody zmieniły swoje miejsce, gdy akurat na nich byłem, zobaczyłem przy jednej zbroi przy wejściu korytarza malutkie wielkanocne jajko. Wziąłem je z uśmiechem i wróciłem do samego celu całej tej wycieczki, czyli rozmowy z Percivalem Prattem. Gdy ujrzałem jego starą, przemądrzałą twarz, przywitałem się i już miałem coś powiedzieć, kiedy ten wyjechał mi z jakimiś zuchwałymi tezami, że Krukoni to nie są tacy mądrzy i jeszcze żaden ich nie zaskoczył. Zdecydowałem więc, że to ja go zagnę jakąś zagadką i zacząłem przeczesywać swój umysł w poszukiwaniu jakiejś. A dokładnie jednej, którą kiedyś przedstawił mi mój ojciec, który tak bardzo chciał, bym w dzieciństwie uczył się matematyki, mugolskiego przedmiotu, a równocześnie bawił się ze mną, dając mi masę zagadek do rozwiązania. Uznałem, że takie zagadki będą na Pratta najlepsze – co jak co, ale gość za życia był poetą, na liczeniu pewnie nie znał się wcale. - Okej, mam jedną zagadkę. Brzmi ona tak: Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła sobie gromada 400 czarodziei. 150 z nich miało dębowe szaty, a 250 świerkowe różdżki. Niestety, żaden z gnomów nie znał rodzaju drewna swojej różdżki. Pewnego dnia odbyło się przyjęcie, na które zaproszono początkowo wszystkich czarodziei. Przyjęcie będzie trwało tyle dni, jak długo będzie na nim choć jeden czarodziej z świerkową różdżką. Goście codziennie wracają do domu i powracają na przyjęcie następnego dnia, lecz gdy czarodziej domyśli się, że ma świerkową różdżkę opuszcza przyjęcie i już więcej na nie nie powraca. Ile dni zajmie, nim na przyjęciu nie będzie żadnego czarodzieja z świerkową różdżką? – Zapytałem, ciekaw czy ta zagadka sprawi mu trudność. Jak się okazało, sprawiła, a ja mogłem cieszyć się tryumfalnie, że przełamałem dobrą passę Pratta w pojedynkach z Krukonami.
z/t
wylosowana postać: Percival Pratt interakcja:5 punkty w kuferku: 0
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
wylosowana postać: 5 - Damara Dodderidge interakcja:4 punkty w kuferku: 0
Kierując się na zajęcia, próbowała znaleźć jakąś pisankę, ale niestety. Pudło. Nawet nie zauważyła, kiedy tak ją wciągnęło poszukiwanie, ale kto wie, może już się skończyły? Z drugiej strony, może to i dobrze, bo po znalezieniu jajka mogłaby nie skupić się dostatecznie na tym, co kazał im wykonać profesor. Spojrzała ponownie na kartkę z imieniem i nazwiskiem kobiety, którą musiała odnaleźć. Powiedzieć, że była nieco zirytowana zadaniem, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Była wściekła, ponownie, na to całe przeniesienie, bo nie mogła nadrobić historii Hogwartu w jeden wieczór, a co dopiero można powiedzieć o portretach. Nie wiedziała, gdzie zupełnie ma szukać Dodderidge. W końcu zacisnęła pięść na karteczce i podeszła do pierwszego obrazu, jaki napotkała, aby poprosić o pomoc w odnalezieniu Damary. W końcu, po dłuższych pertraktacjach, że potrzebna jej jest właśnie Dodderidge do wywiadu, a nie jakiś dawny profesor transmutacji, została skierowana na trzecie piętro. Tam było o wiele prościej i wkrótce stanęła przed obrazem przedstawiającym... Czy ona była w ciąży?! Kto podejmował się malowania kobiety w ciąży i tym samym skazywał ją na ciągle dolegliwości?! A może jest po prostu tak... gruba? Poprawiła włosy, uśmiechnęła się lekko i podeszła do obrazu. - Przepraszam, pani to Damara Dodderidge? Słyszałam, że pani również należała do domu Godryka - zaczęła uprzejmie, próbując zignorować myśli o tym, jak dziwne jest gadanie do obrazu. Na całe szczęście namalowana kobieta szybko zabrała się do odpowiadania i snucia opowieści. Lou zdążyła dostać potwierdzenie, że owszem, także jest Gryfonką, a w ślad za tym, Damara snuła opowieści dotyczące jedzenia, jakie "za jej czasów" było w Hogwarcie. Lou nie miała pojęcia, ile lat żyją skrzaty, ale podejrzewała, że jedzenie nie mogło się aż tak zmienić w ciągu tych lat, mimo to grzecznie słuchała. Chciała o coś dopytać, ale z nieznanych dziewczynie przyczyn, Damara przeszła do opowiadania o jakimś Percivalu i o ich kłótni. Jedno, co zdołała zrozumieć to fakt, że ich spór zdecydowanie był bezsensowny. Zaraz też została zasypana innymi informacjami - że Pratt to pisarz, albo poeta, a do tego bardzo zapatrzony w siebie. Podobno lepiej z nim nie rozmawiać, żeby nie narazić się na jego złośliwości. W końcu podziękowała obrazowi za rozmowę, mając już sporo zapisanych informacji, choć część nie dotyczyła kobiety, co innego obrazu. Miała nadzieję, że to wystarczy. Uśmiechnęła się lekko i czując ulgę, że zadanie dobiegło końca, skierowała się w stronę dormitorium, w duchu obiecując sobie, że jeszcze spróbuje poznać historię bardziej znanych obrazów w Hogwarcie, żeby wiedzieć, kogo unikać.
Gdy otrzymał krótki list od profesora Pritcharda z informacją, że ma znaleźć portret Damary Dodderidge i z nią porozmawiać, długo zastanawiał się nad trzeźwością umysłu nauczyciela. Działalność artystyczna nie była jego działką, to fakt, ale nie potrafił zignorować żadnej lekcji. Choćby miał się zesrać paść trupem – zrobi co trzeba. Ach ta krukońska nadgorliwość i chęć zdobywania wiedzy! Nie miał zielonego pojęcia gdzie też może szanowną pannę Dodderidge znaleźć. Postanowił więc najpierw udać się do biblioteki w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji na jej temat. Bibliotekarka nawet nie kryła zdziwienia, gdy wprost wyraził swoją prośbę o uchylenie rąbka tajemnicy – wszak uczniowie rzadko kiedy interesowali się portretami. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł o niej wzmiankę w.. książce z przepisami. Tego to się nie spodziewał. Wirtuozem kuchni nie był (chociaż ostatnie ciasteczka na kółku kucharskim wyszły mu niezłe), a właściwie to niewiele wiedział o magicznym gotowaniu. No i o czym w takim razie miałby z nią porozmawiać? Litości. Poszukiwania zaczął od kuchni i to właśnie tam dowiedział się od skrzata, że znajdzie ją w okolicach trzeciego piętra. Zmachany do granic możliwości odnalazł Damarę. Naprawdę chciał poprowadzić z nią kulturalną dyskusję – Merlin mu świadkiem. Zniósł to, że według niej najlepszy pasztet to ten wegański. Tak samo jak i powstrzymał się od komentarza, gdy oznajmiła, iż jak pomidorowa to tylko z ryżem. Ale jak ta wyjechała na niego z pyskiem, że do klopsików nadaje się wyłącznie sos pomidorowy – no tego już nie zdzierżył. Prowadził z nią tak ożywioną i długą konwersację, że w efekcie przegapił kolację. Był tak cholernie głodny, a na domiar złego Dodderidge się obraziła i uciekła. Na następny dzień Aslan stwierdził, że nie może tego zostawić. Może i zachował się jak gbur, może i podniósł głos za bardzo, ale na pewno nie był niewychowanym smarkiem, który machnąłby na tę sytuację ręką. Było już po śniadaniu, a najbliższą lekcję miał mieć dopiero po obiedzie. W czasie marszu na trzecie piętro coś mu błysnęło na ziemi – sądził, że to kolejna pisanka, jednak okazało się, że to tylko papierek po cukierku. Woźny ewidentnie się opierdalał. Tym razem spokojnie wysłuchał Damary, która z wielkim zapałem opowiadała mu o wszelakich słodkościach, które z chęcią by pochłonęła. Zmierzył jej sylwetkę podejrzliwym wzrokiem, acz nie odezwał się ani słowem. Nie chciał sprowokować kolejnej kłótni. W zasadzie to zaczynał być głodny, a tarta malinowa jawiła się w jego głowie jako największe marzenie. Kulturalnie dokończył rozmowę o słodyczach (nie mógł już dłużej słuchać o tych wszystkich bezach, eklerkach i innych słodyczach, miał maksymalnie ściśnięty żołądek). W drodze powrotnej sprzyjał mu los – na podłodze leżała cała paczka dyniowych pasztecików. Było to dla niego lepsze niż Order Merlina za zasługi na rzecz czarodziejskiego świata.
/zt
wylosowana postać: 5. Damara Dodderidge interakcja:1 -> 5 punkty w kuferku: 6
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
– Świetnie! – powiedziała; gdyby miała wolne ręce, klasnęłaby pewnie z uciechą. Mała nadzieję, że uda jej się przekonać dziewczynę do swojego przedmiotu, ale nawet jeśli nie, to cieszyło ją, że będzie mogła spróbować. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Gryfonka miała na czym bazować – z obserwacji Valerii wynikało, że intuicję i wyobraźnię miała na swoim miejscu. Na pytanie dziewczyny uśmiechnęła się tylko tajemniczo, zatrzymując się na chwilę (znalazły się już na półpiętrze, do którego zmierzały), żeby móc się zastanowić. Na pewno nie zamierzała ujawniać przebiegu następnej lekcji, ale nie chciała zostawiać dziewczyny zupełnie z niczym. – Tego nie zdradzę – powiedziała, jej uśmiech nabrał lekko cwanego akcentu. – Ale zdradzę, że sama już wykryła pani, co może zdążymy omówić kiedyś na lekcji – powiedziała. Z uporem starała się upchnąć gdzieś na nich trochę nadprogramowej wiedzy, ale biorąc pod uwagę, ile musiała przerobić ze swoją klasą, zanim zaczną wchodzić w obszar wróżbiarskiej wiedzy centaurów, mogło to nastąpić nieprędko. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, żeby skierowała dziewczynę do odpowiednich lektur, jeśli byłaby zainteresowana. – Słyszałaś o czymś takim, jak genius? – zapytała, uśmiechając się niewinnie. Nie czekała na odpowiedź. – Geniusy są praktycznie wszędzie, ale nie jest łatwo je wychwycić. Ten temperament, o którym mówiłaś... brzmi podejrzanie podobnie do geniusa – podsumowała z uśmiechem. Nie dawała wszystkich odpowiedzi, jedynie uchylała drzwi, licząc na to, że dziewczynę zaciekawi, co się za nimi znajduje. Zachichotała sama do siebie. – Cieszę się, że zobaczę cię w klasie – zmieniła natychmiast temat.
wylosowana postać: Damara Dodderidge interakcja:1 -> 3 punkty w kuferku: 1 szukanie pisanek #6A, nieudane
W trakcie dwóch lat spędzonych na terenie Hogwartu rzadko kiedy zatrzymała się przed ramą konkretnego obrazu, aby móc dłużej zawiesić na nim oko, zachwycić impresjonistyczną kreską lub umiejętnym doborem rozsianych po płótnie barw. Lekcja z działalności artystycznej jawiła się jako coś nietypowego, ale zarządzony przez profesora Pritcharda format przeprowadzenia zajęć wywołał u niej nutkę ekscytacji. Zawsze to coś zupełnie innego od mozolnego gnicia przyklejonym do szkolnych ław i układania na języku choćby najpiękniejszych poetyckich metafor, które mieli w następnej kolejności zinterpretować. Przerażała ją nieco myśl związana z błądzeniem po ogromie tutejszych korytarzy i rozglądaniem się za tym jednym konkretnym portretem, ale… od czego jest biblioteka? Właśnie tam uzyskała szczątkowe informacje na temat Damary od samej bibliotekarki (jesteś kolejną nagle żywo zainteresowaną historiami hogwarckich portretów?), która ze znużeniem wyrecytowała jej garść faktów o byłej Gryfonce (najprawdopodobniej), która umiłowała sobie jedzenie na tyle, że jej gastronomiczne kombinacje pozwoliły uzyskać tytuł jednej z najsłynniejszych magicznych kucharek. Trop ten pozwolił Krukonce skierować swe kroki w stronę kuchni, gdzie od uczynnych skrzatów dowiedziała się, że pani Dodderidge urzęduje w okolicach trzeciego piętra i na pewno rzuci się jej w oczy. Musiała przyznać skrzatom rację – malarz chyba złośliwie umieścił jej posturę w przywąskich ramach, tak że zdawała się wręcz krzyczeć do poszukiwacza na tle pozostałych obrazów, które obdarowano choć nutą przestrzeni aby mogli się swobodnie przemieszczać. Do kolacji została jeszcze nieco ponad godzina, więc stwierdziła, że szybko się uwinie z miłą pogawędką mającą wyłonić szczegóły życiorysu Damary, a potem uda się do Wielkiej Sali. Kto wie, może na stołach dostrzeże potrawy, których przepisy wyszły spod rąk Dodderidge? Podeszła do kobiety, przywitała się grzecznie i wdała w fascynującą dyskusję na temat łączenia składników, mieszania przypraw i sztuki dekoracji porcelanowej zastawy. Czas leciał jej miło - do czasu. Damara obstawała przy zdaniu, że najlepszym sosem do klopsików jest ten będący serową paćką. Freja nie mogła zareagować na to brakiem jakiegokolwiek sprzeciwu - uprzejmie zwróciła uwagę, że ser musi zostać idealnie rozpuszczony, inaczej mamy do czynienia z paskudnym glutkami, których nie ratuje nawet przyprószenie koperkiem. A już w ogóle, to najlepszym sosem jest ten pieczeniowy, gęsty i o intensywnym kolorze. Uprzejma dyskusja szybko przeprowadziła się w z zażartą konfrontację, a kiedy Damara posłała w jej kierunku poważną obrazę majestatu, nie wytrzymała. - Dziecko, twe pęciny są zdecydowanie za szczupłe jak na kogoś, kto z takim przekonaniem i buńczucznością śmie dyskutować na tematy, o których jak widać ma niewiele mądrego do powiedzenia - rzuciła Damara tonem nieznoszącym sprzeciwu. Freja zdecydowała się skapitulować i sfochowana obróciła się w drugą stronę przy pomocy swych chudych pęcin. Kiedy schodziła po schodkach zdała sobie sprawę, że ominęła ją kolacja, a głód dawał o sobie znać. Humoru zdecydowanie nie poprawił jej fakt, że zlokalizowane na jednym ze stopni kolorowe jajeczko spadło w dół, kiedy ruchome schody zdecydowały się zmienić swoje położenie. Zrezygnowana skierowała się w stronę dormitorium. Poszła spać wściekła jak osa, przyznając w duchu niechętnie rację kobiecie z portretu - jej sadło skutecznie zabezpieczało ją przed miażdżącym uczuciem nienapełnionych kiszek. Klopsikami z sosem pieczeniowym, oczywiście. Następnego ranka, kiedy udało jej się wyciszyć resztki urażonego honoru, podjęła kolejną próbę. Wybąkała krótkie przeprosiny podparte na wszelki wypadek przyznaniem jej racji odnośnie serowego sosu (za plecami zaciskała z całych sił skrzyżowane palce, jakby miało to uchronić splamienie jej honoru przed głoszeniem podobnie fałszywych prawideł) i nieśmiało zapytała o perfekcyjne bułki piekarza, z którym miała niegdyś do czynienia. Damara zmierzyła ją obojętnie wzrokiem, po czym ogłosiła, że jej wczorajszy wieczór zamienił się w gorzki sen, dlatego w ramach rekompensaty za tę niedogodność oczekuje czegoś do jedzenia, co pozwoli zapomnieć o koszmarach niewysuszonej dokładnie bezy. Najlepiej, jak będzie to coś słodkiego, występującego jako antonim wykrzywiającego usta smaku. Wkurzona Frela już miała ponownie odejść bez słowa i ze złością wcisnęła ręce w kieszenie noszonej przez siebie garderoby, aby wyczuć pod palcami trzy sztuki wypiekanych z Hynkiem kilka dni temu ciasteczek. Szach mat, grubasko. - Tak się składa, że akurat przyniosłam dla pani coś specjalnego. - zaczęła, po czym opowiedziała Damarze o wciąż aktualnej tradycji wypiekania wielkanocnych ciastek oraz zapewniła gorliwie, że sztuka kulinarna jest wciąż bardzo istotną nauką wśród gamy wykładanych przez profesorów przedmiotów. A zaraz potem portretowa Gruba Berta z ustami wypchanymi kruchymi ciastkami zaczęła snuć swoją historię...
Zatrzymała się koło nauczycielki, kiedy ta miała odpowiedzieć na jej pytanie odnośnie tematu najbliższych zajęć. Na szczęście udało im się już uciec ze schodów i nie musiały obawiać się ich ponownego przemieszczenia. Znając życie znowu czekałaby ich dość długa przerwa, zanim wróciłyby na pożądane miejsce i mimo że Isilii nigdzie się nie spieszyło, to jednak chętnie by się już gdzieś ruszyła. W końcu ile można tkwić w jednym miejscu? Dobrze, że akurat się zatrzymały, bo tak czy inaczej by to zrobiła na słowa, które dostała w odpowiedzi na swoje pytanie. Już odkryła to, co może kiedyś będą przerabiać? Jeśli nawet faktycznie tak było, to na pewno zrobiła to przez czysty przypadek, bo kompletnie nie miała pomysłu, o co może chodzić. Próba przypomnienia sobie wypowiedzianych wcześniej zdań nie mogła się udać - było ich zwyczajnie za dużo i odtworzenie ich jota w jotę tak samo ani jej się nie podobało, ani nie wydawało się możliwe. Zmarszczyła brwi. Genius? Coś jej się kiedyś obiło o uszy, ale nie potrafiłaby wytłumaczyć, co to takiego jest. Nie musiała jednak wysilać szarych komórek, a jedynie znowu przełączyć na tryb słuchania. - Po tych słowach myślę, że niejednokrotnie przekroczę próg klasy wróżbiarstwa. Mam wrażenie, że pani dobrze wie, jak zachęcić uczniów do uczęszczania na swoje lekcje. - spojrzała na rozmówczynię z lekkim uśmiechem. Na nią przynajmniej to idealnie działało i tak jak wcześniej jej obecność była znikoma, tak teraz czuła, że ponownie zacznie być częstym bywalcem.
wylosowana postać: Merwyn Złośliwy interakcja:3 punkty w kuferku: 1 pisanki#1, b, nieudane
Czasami nie był pewien, czy szkolne portrety bardziej go irytują, czy stanowią lepsze towarzystwo od żywych ludzi. To zależało zapewne, w którą część Hogwartu akurat by się zapuścił – były takie rejony, które omijał szerokim łukiem właśnie ze względu na mieszkańców tamtejszych ram. Jeden staruszek na trzecim piętrze wciąż wykrzykiwał za nim wymyślne obelgi (tylko dlatego, że w drugiej klasie oblał jego płótno sokiem dyniowym), a mała dziewczynka z zachodniego skrzydła wiecznie groziła mu, że się poskarży – nie był pewien, na co, ale wlał nie ryzykować. Ale nie było nic, czego Ruben nie kochałby bardzie od dobrej opowieści – pod tym względem portrety sprawdzały się lepiej, niż niejeden człowiek, którego znał. Niektóre z historii, które już usłyszał, na bank były zmyślone (przecie on, samozwańczy mistrz konfabulacji, zorientuje się w temacie, co nie?), niektóre tylko brzmiały jak wytwór fikcji – ale podobały mu się wszystkie bez wyjątku. Kiedyś specjalnie przystawał, żeby pogawędzić z obrazami – pewnie przez lata wiszenia w szkolnych murach postaci wytrenowały niebagatelne umiejętności oratorskie, z przyjemnością słuchał tych opowieści. Dzisiaj zdarzało mu się to przeważnie przypadkiem, kiedy wtapiając się w ściany, próbował ukradkiem stać się sąsiadem wymalowanych postaci. Ekscytował się na myśl o lekcji, chociaż Merwyn Złośliwy chyba nie podzielał jego entuzjazmu. Wyglądał na niezadowolonego już gdy Ruben pojawił się pod jego podobraziem, chociaż ochoczo zaczął opowiadać o swoich czasach. Ruben nawet notował wszystko w swoim małym, czarnym notesie i drapał się po karku, i za uszami, i po brzuchu. Jakoś tak dziwnie się czuł pod spojrzeniem Merwyna, chociaż jegomość z obrazu nie dał mu ani razu odczuć, że coś miałoby być nie w porządku. Kiedy Skuja skończył odpytywać czarodzieja, wsunął swój notes do tylnej kieszeni spodni, podziękował niemrawo i poszedł, wciąż z tym irracjonalnym przekonaniem, że coś poszło nie tak – nie wiedział tylko jeszcze, co dokładnie.
Miała nadzieję natrafić na portret jakiegoś znanego artysty, ale tak się składało, że te, które wisiały w Hogwarcie albo w zupełności o nikim jej nie przypominały, mimo jej zainteresowania dziedziną sztuki. Pech chciał, że w pierwszej kolejności podeszła do obrazu szanowanego czarodziejskiego filozofa. Jego brak jakichkolwiek umiejętności socjalizacji wprawił Caelestine w lekkie rozdrażnienie, którego starała się nie okazywać w pierwszej reakcji. Uśmiechała się do nieznajomego mężczyzny kątem ust, imitując uprzejmość, choć nie rozumiała, jak ktoś o tak nieprzystepnym usposobieniu mógł w ogóle zasłynąć w świecie czarodziejskim. Przysiadła obok niego po turecku, układając na kolanach szkicownik. Miała nadzieję wzbudzić jego zaufanie, ale nawet po kilku godzinach szkicowania w jego towarzystwie, jąkał się chyba nawet bardziej niż z początku, a jego gburowactwo tylko się pogłębiło. Na koniec chrząkał więc tylko, nawet nic się nie odezwawszy. W końcu cierpliwa jak dotąd Swansea, pozbierała swoje rzeczy i nawet powieka jej nie drgnęła, kiedy pożegnała się grzecznie, życząc miłego dnia. Poszukując wśród tak wielu obrazów kolejnego portretu, tym razem próbując odnaleźć wśród obcych twarzy taką, która budziłaby wrażenie bardziej otwartej. Merwyna Złośliwego nie znała nawet z czekoladowych żab. Biła jednak od niego pewna wyniosłość, która pozwoliła jej stwierdzić, że być może będzie miał jej do powiedzenia coś więcej niż: “Mhm”, “huh?”, “kheh”, “Ekkhem” i “duh”. — Dzień dobry — odstawiła swoje rzeczy w gotowości obok siebie, mimo wszystko biorąc pod uwagę, że mogłaby jeszcze zmienić obrany obiekt zainteresowania i nieznanego pochodzenia czarodzieja, na kogoś innego. Kiedy jednak mężczyzna podjął się zatrważających opowieści, w pierwszym momencie zaryzykowała określeniem ich jako odświeżające i interesujące. Dopóki mrok spowijający snute opowiastki nie narósł do tego stopnia, że Caelestine, która zwykle odczuwała strach bardzo abstrakcyjny, zwykle niezwiązany z żadnymi fizycznymi stanami, a bardziej emocjonalnymi stanami, tym razem, zadrżała na ciele pod zatrzęsieniem ognia w pochodni. I… w tej właśnie chwili, kiedy mężczyzna dokończył wszystkie swoje historie. powinna wrócić do dormitorium? Sama? Tak blisko lochów? Gdzie według zgromadzonej przez nią wiedzy mógł jeszcze panować bazyliszek, albo inferiusy, które niegdyś były spotykane na pobliskich terenach, jeszcze zanim wybudowano tu szkołę?
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Uśmiechnęła się na słowa dziewczyny, starając się nie dać po sobie poznać, że ze swoim komplementem trafiła akurat w czuły punkt Valerii. Od zawsze próbowała pokazywać wróżbiarstwo w bardziej atrakcyjnym świetle, niż było przez wielu widziane – przynajmniej zaszczepiając w ludziach przekonanie, że mogło się przydać nie tylko do przepowiadania wielkich miłości albo rychłego nieszczęścia, ale też w innych, bardziej praktycznych zajęciach. Ta samo często, jak odnosiła sukcesy, musiała przełykać w tej kwestii porażki, dlatego właśnie jej spojrzenie zaiskrzyło. – Mam nadzieję! – powiedziała z pewną dozą rozbawienia, odpowiadając tym samym na obie części jej wypowiedzi. – Dziękuję pani bardzo za pomoc i dotrzymanie mi towarzystwa. Stąd już sobie poradzę – stwierdziła. Już bardzo prosta trasa dzieliła ją od docelowego miejsca podróży, nie powinna mieć już więcej wypadków, próbując użyć zaklęć do przeniesienia swoich rzeczy. Najbardziej zdradliwym fragmentem trasy z pewnością były ruchome schody, a skoro to miała za sobą, nie powinno czekać na nią dużo więcej niespodzianek. Wyciągnęła różdżkę i wyginając rękę pod dziwnym kątem, aby nie upuścić trzymanych przedmiotów, machnęła nią z cichym wingardium leviosa na ustach. Jej rzeczy wysunęły się z objęć dziewczyny, tak samo jak i te trzymany przez Albescu. – W takim razie do zobaczenia u mnie w klasie – powiedziała, posyłając jej na odchodne szeroki uśmiech, po czym balansując różdżką, oddaliła się w stronę, do której zmierzała.
/ztx2
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Portrety w Hogwarcie to coś nadzwyczajnego. Mało ich widział w Stavefjord, a jeśli już to dzięki osobom, którym udało się pochwycić tej naleciałości z terenów anglosaskich. Dziwił się nawet Rasmus, że sam takiego nie posiada. Swojego, nie zawracano by mu głowy, gdyby szczególnie musiał nad czymś popracować. A taki portret? Malujesz, stawiasz przed drzwiami i rozmawiaj sobie. Wszystko załatwione i nawet nie odchodzisz od roboty. Uwielbiałby to, gdyby tylko wiedział jak je tworzyć. Może kiedyś się dowie. Póki co jednak dostał zadanie do wykonania. Porozmawiać z portretem. Z Murzynem Złośliwym. A nie, tu pisało Merwynem. Jeszcze będzie miał rok na to, aby nauczyć się ich wszystkich. Poszukiwania były długie, a sam Rasmus nie wiedział czego miał oczekiwać. Mężczyzna był złośliwy. Portret złośliwca. Faktycznie pasowało to do niego tak jak wspominał na kartce pan Pryk. Pryk. Prikchard. Pritchard. Zaczął od wysłuchiwania jego opowieści o zaklęciach, nie przerywając mu. Ale czuł się... dość nieswojo czując na sobie ciężar tego co opowiadał. Co? Czuł, że miał pot na swoim karku, migrujący między szczelinami skóry kręgosłupa, aż do samego końca jego pleców. Wziął głębokie łyknięcie śliny. Czyżby teoria o czarnoksiężnikach ze Slytherinu była prawdziwa? W końcu wszyscy stamtąd wychodzący byli tak samo... podejrzanie związani z czarną magią. Tak księgi i plotki od uczniów mówiły. Pot w końcu zniknął widocznie z jego ciała, a on zerkał czy jeszcze nie idzie jakiś paskudniczy Ślizgon. Jeszcze chwila i czułby, że musiałby pójść się wykąpać. To wszystko ze strachu. Trzeba było przyznać. Merwyn potrafił straszyć.
WYLOSOWANA POSTAĆ: Merwyn Złośliwy INTERAKCJA: 5 -> przerzut -> 4 PUNKTY W KUFERKU: 10pkt (1 przerzut)
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Oczywiście, że Gunnar kojarzył Glanmore Peakesa. Jako sympatyk morza i syn żeglarza, nie mógł przejść obok jego obrazu obojętnie. Zatrzymał się, poznając tę twarz z czekoladowych żab. Oprócz znajomości tej mordy, kojarzył też oscylujące wokół jego osoby plotki, dlatego taksując go wcześniej wnikliwym spojrzeniem i weryfikując całą wiedzę, jaką posiadał o szkocie, nie potrafiąc jednoznacznie stwierdzić, czy jest ona prawdziwa, postanowił po prostu o to zapytać. Przystając w miejscu wsparł się łokciem o nieruchomą część poręczy schodów, wpatrując się wprost w rudowłosego mężczyznę. — Więc jesteś tym piratem, czy nie jesteś? Odpowiedż ani go nie zaskoczyła, ani nie zawiodła. Gunnar uśmiechnął się kątem ust, bo jeśli był jedynie prostym żeglarzem... tym bardziej mieli kilka wspólnych tematów do obgadania. Jak pokonał węża morskiego? Czy ktoś mu w tym pomagał, czy użył w tym celu magii czy tylko siły fizycznej. Nie skończyli rozmowy tylko na tym. Ragnarsson tęskniący do morza, morskich fal uderzających o skały przy brzegu Islandii, przegadał z obrazem kilka godzin. W końcu, usiadł na ziemi, w rokroku, opierając ręce na kolanach, zapominając, że spełniał tak naprawdę tylko polecenie na lekcji działalności artystycznej, zahaczajacej wiedzą o historię magii. Historia pan Peakesa naprawdę go pochłonęła. Po tym jak omówili cały incydent z wężem morskim, Gunnara interesowało, jak za jego czasów przebiegała nawigacja po morzu. Czy obserwowali tylko gwiazdy, czy wspomagali się jakimiś dodatkowymi narzędziami. Doszedł do wniosku, że orientacja na morzu dużo nie zmieniła się od tamtego czasu. Nawet szanty. Wspólnie zaśpiewali nawet jedną, znaną zarówno jemu, jak i młodemu Islandczykowi, pomimo bariery językowej i faktu, że Gunnar śpiewał ją w swoim rodowitym języku, a szkoc starogaelickim. Uśmiechnął się, uznając tą lekcję za jedną z nielicznych, wartościowych, w jakich brał udział w tej szkole, chociaż przecież miała ona miejsce nawet poza udziałem nauczyciela. Nigdy wcześniej jednak, patrząc sobie pod stopy, Gunnar nie zwracał uwagi na portrety znanych czarodziei w Hogwarcie. Przyzwyczajony do chłodnego lodu Stavefjord, przywiązany do szerokich terenów, lasów, nie doceniał wnętrza i tajemnic, jakie kryły w sobie mury tego zamku. Zupełnie innego niż ten norweski. Noszącego ze sobą też zupełnie inne, cenne walory. — Wiesz co, Glenn? Dochodzi już druga, a ja dawno powinienem być na swoim obchodzie, ale... wpadnę jeszcze, co? Dokończysz mi historię o ratowaniu załogi z pod klątwy znalezionej na łodzi niewiasty, tak? Jesteśmy umówieni? Odchodząc na obchód pochylił się jeszcze po jajko, które trącił stopą, a które nie zauważył, ze leżało cały czas obok niego.
zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
wylosowana postać: Google Strump (kostki) interakcja: 6 punkty w kuferku: zero absolutne.
Hogwart - jakże niesamowity był, a jednocześnie przerażający do tego stopnia, iż sam Felinus miał ciarki na plecach, które nie chciały zejść. A to dziwne, albowiem rzadko kiedy gęsia skórka nawiedzała go bardziej, niż powinna. Prędzej chłodniejszy wiatr podczas zimy, gdy to musiał okrywać swoje ciało swetrami i płaszczami, rzadziej puchowymi kurtkami. Czy jednak tajemnice należy odkrywać, aby te wyszły na światło dzienne? Czyż definicją "tajemnicy" nie jest to, że pozostaje ona poza zasięgiem dłoni innych? Lowell zastanawiał się nad tym, choć nie doszedł do żadnych wniosków. Mało co go interesowało, aniżeli kroki, które oddawały charakterystyczny dźwięk podczas obchodów po zamku, coby dostać się do jednego, określonego miejsca. Patrzył od czasu do czasu na czubek własnych butów, na ręce, które wcześniej przenosiły określone rzeczy w gospodarstwie, na okoliczne pomniki i dekoracje. Nie śmiał jednak stwierdzić, że lekcja, na którą idzie, będzie po prostu ciekawa - tym bardziej, że jego ambicje w kwestii Działalności Artystycznej wygasły już w pierwszej klasie. Szedł, by wypełnić zwyczajny, prosty obowiązek - by jego krok szedł w stronę dobra i samokształcenia, chociaż trudno o zatwierdzenie tego, skoro z góry zakładał takie, a nie inne podejście. Przystanął na portrecie osoby, której to szukał. Google Stump. Podobno czarodziej, który się jąka. Felinus wiedział jednak, że portrety są jedynie czymś w postaci odzwierciedlenia charakteru danej osoby i nie posiadają jej prawdziwej duszy. Nim jednak się obejrzał, został wciągnięty w bardzo ekscytującą nudną rozmowę. Niczym pies na smyczy, musiał stać w miejscu i wysłuchiwać jakże doskonałej i szczegółowej historii śmierci byłego czarodzieja, który w obecnej chwili był tylko obrazem. Profanum w postaci malunku najwidoczniej nie zauważało znudzenia Felinusa; ten marzeniami znajdował się w swoim przytulnym pokoju wspólnym, gdzie to przygotowywał się do kolejnego dnia. Ewentualnie na posadzie sprzątacza na szpitalu; mimo tego, jak niewygodny jest ten zawód, lubił go. Lubił to, jak mógł w sumie sam sobie zorganizować czas, a tym samym - mieć w pełni kontrolę nad tym, co robi. Przypominało mu to poniekąd pracę fizyczną w gospodarstwie, które wcześniej było zarządzane przez jego matkę. Nie wszystko idzie jak po myśli. W pewnym momencie Lowell pomyślał, że najlepiej w tejże sytuacji byłoby się rzucić z Wieży Astronomicznej, jednak bardzo szybko usunął to zdanie z własnej głowy. Co go do tego zmusiło? Historia Google'a? Najwidoczniej. Nieśmiały duch rozgadał się do tego stopnia, iż Felinus nie mógł go znieść. Wystarczyła jeszcze chwila, by ten puścił studenta w spokoju ducha i ciała - jednak kosztem odpoczynku i energii.
z.t
Theresa Peregrine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164 cm
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
wylosowana postać: Merwyn Złośliwy interakcja:6 punkty w kuferku: 10
Kiedy usłyszała o temacie zajęć, prychnęła z niezadowoleniem. Czemu musieli gadać z jakimiś portretami, zamiast zajmować się sztuką, czyli tym co ważne? Codziennie sobie mogła przecież z nimi gadać, zresztą one często mówiły do niej, mimo że wcale nie chciała. Miała niejasne wrażenie, że większość z nich jej nie lubi – wodzili za nią jakimś takich nieprzychylnym spojrzeniem. Kiedy jednak dostała swoje zadanie i podeszła do portretu, jej oczy otworzyły się zaraz szeroko. – To przecież Merwyn Złośliwy! – powiedziała, widząc jego wizerunek na płótnie. Miała w końcu uzbieraną pełną kolekcję kart z czekoladowych żab, a tych z Merwynem miała chyba z pięć powtórek. Czarodziej ożywił się natychmiast, słysząc swoje imię. Był wyraźnie zadowolony, że Tessa go rozpoznała, kipiał wręcz dumą. Nawet wciągnęła się w tę rozmowę – nie było trudno, kiedy zaczął jej opowiadać o klątwach i urokach, a także używaniu ich na swoich wrogach. Thereska notowała jak szalona, w odpowiednich momentach historii dodając jakieś "och, naprawdę?!" albo "no niemożliwe!", żeby zachęcić go do opowiadania. Merwyn wyglądał na zadowolonego z tego, że wreszcie miał się komuś wygadać. – Myślę, że to pani powinna dokończyć moje dzieło – powiedział do niej konspiracyjnym szeptem. Prawie wybuchła głośnym śmiechem, ale powstrzymała się. Zamiast tego spojrzała na niego, jakby zupełnie na poważnie brała jego propozycję i ochoczo pokiwała głową, prosząc go o wiedzenie jej odpowiednimi drogami. Może oszalała, ale wydawało jej się, że zobaczyła wtedy nawet odrobinę wzruszenia w jego wyrazie twarzy. No takiego obrotu spraw się na pewno nie spodziewała – przynajmniej teraz będzie miała chociaż jednego sprzymierzeńca wśród szkolnych obrazów. Kto wie, może taka znajomość się jeszcze kiedyś przyda – a już na pewno przydadzą się jej notatki na temat klątw, które udało jej się sporządzić.
/zt
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
wylosowana postać: Mirabella Plunkett interakcja:2 punkty w kuferku: 17
Na początku swojej nauki w Hogwarcie o wiele entuzjastyczniej podchodził do obrazów zdobiących ściany; zafascynowany życiem zaklętym w potężnej ramie poświęcał postaciom więcej czasu niż na to zasługiwali. Jedyne, czego doczekał się w związku ze swoim zainteresowaniem, to kąśliwych komentarzy i monologów o przesadnej emfazie. Z drugiej strony był wtedy tylko niezbyt mądrym jedenastolatkiem. Gdyby Ezra Clarke miał któregoś pięknego dnia oświecać swoim intelektem wspinających się po piętrach ludzi, samemu tkwiąc w ramie obrazu z niemal jednym tylko widokiem, prawdopodobnie niezbyt rozumne dzieci nie byłyby jego ulubioną grupą społeczną. Dlatego dawał temu zadaniu szansę, wszak otwarty umysł był dewizą jego domu. Całe szczęście, że los oszczędził mu spotkania z Merwynem Złośliwym - bardzo nie chciałby być sytuacyjnie zmuszony do spierania się o ten przydomek. Zresztą, Ezra lepiej radził sobie w rozmowach z paniami i nawet ucieszył się, kiedy na wysłanej przez profesora karteczce odczytał nazwisko Mirabelli Plunkett. Czy ją kojarzył? W jakimś stopniu na pewno. Czarodziejskie romanse nigdy nie stanowiły ważniejszego obiektu jego zainteresowania, więc nawet dobrze się składało; przynajmniej faktycznie miał szansę czegoś się dowiedzieć na temat czarownicy. Ezra przywitał się z kobietą, darząc ją subtelnym zainteresowaniem. Nie potrzeba było wiele, by Mirabella zaczęła opowiadać, najwyraźniej odnajdując przyjemność w dzieleniu się swoją dramatyczną historią miłosną. Jednak nie sam wątek rodem z "Romea i Julii" wydał się Ezrze najciekawszy, co sposób, w jaki trytony wyrażają swoje uczucia. Choć był to gatunek wcale nie tak odległy, to nigdy nie zastanawiał się nad emocjonalnymi potrzebami tych wodnych istot - w swojej głowie nadawał im więcej negatywnych cech niż prawdopodobnie był tego świadomy. Podobnie obiegowa opinia charakteryzowała je raczej jako groźne stworzenia, do których nie pasowała czułość ani delikatność... Tak jak do olbrzymów zresztą, a przecież poznał rodzinę Vin-Eurico. Sądził, że tę wiedzę zdążył już posiąść w swoim życiu, a jednak zaskoczenie mówiło samo za siebie. Kto mógłby pomyśleć, że oklepana historia miłosna mogła mu przypomnieć, by nie oceniał tak pochopnie książek po ich okładkach?
zt
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
wylosowana postać: Damara Dodderidge interakcja:5 punkty w kuferku: 5DA
Był czysto głupi, kiedy podjął się tak karkołomnego wyczynu jak... praca domowa? Samotna lekcja? ... Zadanie! Tak, zadanie z działalności artystycznej! W każdym razie, było karkołomne dla Edgcumbe'a. Pozostaje pytanie: dlaczego? A to dlatego, że akurat umiejscowienia portretów kompletnie nie pamiętał, ba! nawet nie znał. Jasne, czasem pozamieniał z postaciami zza ram kilka słów, ale raczej w biegu i raczej o pierdołach typu - ładna dziś pogoda. Jakkolwiek by to absurdalnie nie brzmiało w wymianie zdań z portretami... Poza tym, o ile wcześniej w miarę kojarzył "miejsce zamieszkania" niektórych obrazów, tak po swojej trzymiesięcznej absencji od Hogwartu był już czysto głupi. W reakcji na otrzymanę imię i nazwisko zdołał się tylko podrapać po pustej makówce. Damara Dodderidge? Nazwisko kojarzył, ale to był tylko niejasny przebłysk tańczący na granicy jego spowitego kurtyną niewiedzy umysłu. Czemu nie mógł dostać Llelewyna Groźnego albo Wrońskiego...? Mieli tu w ogóle ich portrety? — Dzień dobry, szanowna panienko — ukłonił się ślicznie jednej ze sportretowanych młodych czarownic na samym dole schodów. Dziewczątko odpowiedziało ukłonem, chichocząc w swój zdobny rękaw czarodziejskiej szaty. Z portretami trzeba było z kulturą. — Czy wie panienka, gdzie znajdę Damarę Dodderidge? Bingo, trafił bezbłędnie. Młoda wiedźma od razu wskazała mu okolice trzeciego piętra, opisując nawet bogato zdobioną ramę, w której znajdował się portret Dodderidge. Thaddeus od razu ruszył do góry, przeskakując po dwa-trzy schodki na raz. Same schody obeszły się z nim wyjątkowo łaskawie, nie zmieniając jego docelowej ścieżki. Przynajmniej niezbyt wiele razy... W końcu, kiedy dotarł do celu swojej wędrówki, wcale jeszcze niezmachany, uchylił damie na obrazie niewidzialnego kapelusza i przedstawił się grzecznie. Kobieta o iście rubensowskich kształtach od razu została kupiona szarmanckim podejściem i okazanym jej zainteresowaniem, zaśmiewając się rubasznie i wprawiając swój drugi podbródek w drgania. Thaddeus konsekwentnie unikał oprószonego cukrem, wulgarnego niemal, dekoltu sportretowanej - zastanawiając się jedynie, czy naprawdę w takich ubraniach kobieta zwykła gotować... —Och, a Ty młody człowieku jakie słodkie bułeczki najbardziej lubisz? Drożdżowe z konfiturą, czy może...— No ewidentnie zgłodniał, wysłuchując całych peanów na temat słodyczy. Nigdy nie był fanem słodkości, zwłaszcza tych wypiekanych, ale Damara miała taką fantazję, rozmach i zwyczajny dar w przekazywaniu swoich ociekających lukrem wymysłów, że nic nie mógł na to poradzić. Ślinianki podjęły pracę na podwójny etat, a on co chwilę musiał upewniać się, czy ślina nie cieknie mu z kącików ust. Przeklęta Dodderidge... Już nawet jego żołądek zaczął grać pieśń swojego ludu, domagając się jedzenia. A do obiadu jeszcze kawał czasu... Wtem, chyba duch Helgi mu pobłogosławił, zsyłajac na ten ziemski padół - paczkę dyniowych pasztecików. Całą, zupełnie nietkniętą! Aż musiał obejrzeć opakowanie kilka razy, żeby przekonać się o jego realności. — Pasztecika? - próbował poczęstować Damarę, ale ta właśnie opiewała eklery i puściła jego propozycję mimo uszu. Może to i lepiej, więcej dla niego. Mógł przynajmniej w spokoju ciała i ducha prowadzić dalsze notatki z ich dialogu-monologu. Wyniósł z tego zadania przepis na co najmniej tuzin różnych słodkości. Z pieczeniem, bez pieczenia... Szkoda tylko, że sam miał w kuchni dwie lewe ręce. Może skrzaty będą w stanie mu pomóc?